R O C Z N I K I H U M A N I S T Y C Z N E T o m X I X , z e s z y t 1 — 1971
ALEKSANDRA O K O PIEŃ -SŁA W IŃ SK A
SEMANTYKA POETYCKA A METODA J E J OPISU
N A P R Z Y K Ł A D Z I E P O E Z J I B A C Z Y Ń S K I E G O
Spraw iła to raczej konieczność niż przypadkow y zbieg okoliczności, że kilka w ażniejszych prac o poezji okupacyjnej, jakie pow stały w o stat nich latach, realizow ało z rozm aitym i w a ria n tam i podobny ch w y t b a dawczy1. Zm ierzały one bow iem do rozpoznania znaczeń w pisanych w tę poezję poprzez obserw acje pew nych właściwości jej słow nika i frazeolo gii. Rozpraw a Kazim ierza W yki o słow ach-kluczach, k tó ra ożyw iła u nas ten typ zainteresow ań, sugestyw nie a d a p tu jąc pew ne idee G astona Ba- chelarda i P ierre G uirauda, w yrażała, m im ochodem zresztą sform ułow a ną, opinię na tem at szczególnej przydatności prezentow anej m eto dy dla in te rp re ta c ji poezji ty p u Gajcego i B aczyń sk iego2. Obaj pozostali au to rzy — K w iatkow ski i Opacki — nie u jaw n iali pobudek swego postępo w ania, ale podejm ując p roblem atykę W yki m usieli podzielać, choćby instynktow nie, jego przekonanie, że oto o tw iera się szansa na w y jaśn ie nie ciemnej poezji okupacyjnej.
Szansa ta w ydaje się bezsporna, i to nie tylko dzięki ogólnej w a rto ści studiów nad słow nikiem poetyckim , ale dlatego szczególnie, że w łaśnie w om aw ianym p rzy padku sam a poezja jak b y podpow iedziała sposób b a dawczych zachowań, takich m ianowicie, k tó re w płaszczyźnie leksykalnej poszukują klucza do sem antycznych tajn ik ów tekstu. Zależnie bow iem od indyw idualnych właściwości sztuki poetyckiej szukać w y p ad a owego klucza n a różnych poziom ach organizacji tek stu i w różnych organizacji
1 M am na m yśli n astęp u jące prace: K. W y k a , K r z y s z to f B a czy ń sk i (1921—
1944), K raków 1961; t e n ż e , S lo w a -k lu cze, „Z agadnienia R odzajów L ite ra c k ic h ”,
IV (1962), z. 2; J. K w i a t k o w s k i , Potop i posąg, [W:] K lucze do w yobraźni, W arszaw a 1964; I. O p a c k i , Elegia o p tym istyczn a . O poezji K rzy szto fa B a czy ń
-■ skiego, „Roczniki H um anistyczne”, XV (1967), z. 1.
2 „[...] m ożna przypuścić, że b ard z iej przed tym postępow aniem sto ją otw orem style, poetyki oraz indyw idualności o p arte o zasadę obrazu i skojarzenia, k tó re p ow ta rz ają c się i cieniując p ełnią fu n k c ję ekspresyw ną, aniżeli ta k ie po ety k i czy in d y w idualności tw órcze, gdzie obraz byw a zjaw iskiem jed n o k ro tn y m , gdzie słow o-klucz nie w yław ia p o w tarzalnych łańcuchów skojarzeniow ych, gdzie p rze d staw ie n ie p o e tyckie byw a jednorazow e i w iąże się ściśle z przedm iotem , k tó ry je w y w o łał”. (Sło w o-klucze, s. 28).
tej przejaw ach. Nie znaczy to, że pytania, k tó re zadano lub które należy zadać twórczości Gajcego i Baczyńskiego, są zupełnie niestosowne wo bec objaw ów in n ej poetyki. Sądzić jed n ak można, że uzyskane odpowie dzi nie przyniosłyby w e w szystkich przypadkach in form acji rów nie w ar tościowych. Sam G u irau d zajm ow ał się słow nikiem poetów francuskich działających n a przestrzen i około trz y stu lat, ale gdy od ogólnych kon statacji dotyczących statystycznych praw idłow ości w obrębie leksyki przeszedł do określan ia na tej podstaw ie znacznie bardziej złożonych sensów poetyckich, wówczas zwrócił się k u twórczości szczególnie — przypuszczać wolno —■ do jego b ad ań predysponow anej 3.
Podobnie w Polsce. P róby uchw ycenia sem antyki poetyckiej poprzez analizę słow nictw a odnoszą się do różnych dziedzin i epok tw ó rczo ści4, ale nie w szędzie otw ierają jednakow e p erspektyw y. Mówiąc dobitniej : badania, o k tó ry c h m owa, zdolne są ujaw nić w znacznie pełniejszym za kresie k o n stru k cję sem an ty czn ą tekstów Baczyńskiego niż n a przykład tekstów M ickiewicza. N iniejszy a rty k u ł pow inien przynieść odpowiedź n a pytanie, dlaczego ta k się dzieje.
*
J a k wiadomo, procesy znaezeniotw órcze w obrębie w ypow iedzi ogar n ia ją w szystkie jej poziom y, poczynając od poziomu najniższego, ukonsty tuow anego przez najprostsze m olekuły językow e, a kończąc n a poziomie jedn ostek najb ard ziej złożonych. W iadomo też, że jednostki każdego po ziom u podlegają określonym regułom pionowej integracji tw orząc jedno stki kolejnego poziom u wyższego i w ich obrębie uzyskując swoje zn a czenie 5. Tłum aczy to, 'dlaczego w dość pow szechnym przekonaniu glo balna zaw artość znaczeniow a w ypow iedzi utożsam iana b y w a ze znacze niam i sk rystalizow anym i na poziomie układów zdaniow ych, z pom inię ciem inform acji znaczeniow ych w ytw orzonych w obrębie poziomów niż szych, choć — ja k w olno przypuszczać — inform acje te bynajm niej nie 3 P. G u i r a u d , Pole sty listy c zn e „ gouffre” B audelaire’a, przeł. E. Szary, „Poe z ja ”, 1969, n r 5; oraz t e n ż e , L e cham p sty listiq u e du m o t „om bre” et sa genèse
chez Paul V aléry, odb.
4 P or. np. p io n ie rsk ą u nas p racę S. S kw arczyńskiej J ę zy ko w a teoria asocjacji
w zastosow aniu do badań literackich, [W:] Stu d ia i szkice literackie, W arszaw a 1953;
o bszerną k siążkę T. S k u b ala n k i S ło w n ictw o poezji m iło sn ej J. Słow ackiego na tle
tra d y cji, T o ru ń 1966, oraz k ilk a m niejszych arty k u łó w tejże au to rk i; M. M. Szpakow -
skiej O gień i żal. O sło w n ictw ie w ie rszy m iło sn ych K niaźnina i K arpińskiego, „ P a m ię tn ik L ite ra c k i”, L V II (1966), z. 4; E. B alcerzana Z agadnienie „pola znaczenio
w e g o ” w badaniu p rzekła d ó w poetyckich (B. Ja sień sk i i W. M ajakow ski), [W:] W iersz i poezja. Red. J. T rzynadlow ski, W rocław 1966.
5 E. B e n v e n i s t e , L es n iv e a u x de l’analyse linguistique, [W:] Problèm es de
S E M A N T Y K A P O E T Y C K A A M E T O D A J E J O P I S U 299
zawsze zostają w całej pełni zintegrow ane w znaczeniu zldań. Znaczenie to stosunkowo najdokładniej po kry w a się z globalną zaw artością znacze niow ą w ypow iedzi w tek stach o ch arak terze użytkow o-inform acyjnym , w najm niejszym zaś stopniu rep re z en tu je ją w tek stach poetyckich. W y nika to zarów no z charakterystycznego d la nich n a d m ia ru organizacji „poziom ej”, to jest rządzącej d y stry b u cją jed no stek w obrębie tego sa mego poziomu, jak też :z zakłóceń w „pionow ym ” procesie znaczenio- twórczym. Na uw agę zasługują p rzy ty m zbieżność i w spółdziałanie obu procesów: słabnięcie reg u ł in teg racy jn y ch idzie często w parze ze w zro stem zależności i skom plikow ania w ięzi m iędzy jednostkam i z tej samej płaszczyzny tekstu. W ięzi te o b jaw iajif się zwłaszcza przez pow tórzenia oraz upodobnienia i kon trasto w anie ty ch jednostek. A w ięc np. przez in strum en tację głoskową, aliteracje, rym y, przez rytm izację, układy an a - foryezne, wszelkie analogie i p rzeciw ieństw a leksykalne, porządek p a - ralelizm u.
N ajłatw iej uchw ytnym i sygnałam i zakłóceń w procesie sem antycznej integracji są trudności w streszczeniu tek stu . Streszczeniu lub opow iedze niu poddaje się bowiem tylko znaczenie poziom u najw yższego. Im w ięk sza część globalnej inform acji sem antycznej pozostaje poza obrębem tego znaczenia, ty m silniejsze jest poczucie dysproporcji m iędzy tym , co daje się z utw oru opowiedzieć, a co um yka takiej sprawozdawczości.
Poezje Baczyńskiego są w oczyw isty sposób nieistreszczalne. W pełni skrystalizow ane znaczenia ostateczne w y stę p u ją w e frag m en tach jego utw orów . Do nich też zm uszeni są odw oływ ać się ci wszyscy, k tó rzy s ta ra ją c się zrozum ieć Baczyńskiego ta k ja k prozę, poszuk ują znaczeń ujaw nionych n a pow ierzchni tekstu. R ek o n strukcja w iększych całości znaczeniow ych dokonyw ana jest wówczas przy pomocy m ontażu i in te r pretacji owych jasnych w yim ków tekstu, podczas gdy cała ogrom na resz ta pozostaje jako niepokojące — z pew nością akty w ne estetycznie, ale niew yjaśnialne — tło. Jego istnienie dom aga się k o m entarzy i skłania do uwag na tem at swoistości techniki 'działań poetyckich lub m echanizm ów twórczej w yobraźni ty ch n aw et k rytyków , dla któ ry ch jest to zazwyczaj problem atyka m arginalna. N azw anie bow iem jakiegoś fenom enu zawsze go w pew ien sposób osw aja przez przyporządkow anie określonej klasie zjawisk, -choć w stosunku do działań w yjaśn iający ch je s t jed yn ie o p e ra cją zastępczą. Taką w łaśnie w artość m ają na ogół w a rty k u ła c h o B a czyńskim napom knienia o spiętrzan iu m etafor, skom plikow aniu po etyc kich obrazów, magii słów. plastycznej wizyjności, rozkołysaniu w yobraźni itp. Mimo niew yczerpanych możliwości szlifow ania i kom binow ania ta kich form uł (np. „w ielki ta le n t poety zn ajdu je w łaściw y sobie w yraz w tych strofach pełnych bogactw n poetyckiego, a zarazem niezw ykle
p ro sty c h ”) now e p ersp ek ty w y in te rp re ta c y jn e otw iera dopiero generalna zm iana m etody osaczania poetyckich znaczeń.
W u tw orach Baczyńskiego poziom zdania przestaje być nadrzędną i rozstrzygającą instanpją w procesie sem antycznej integ racji m niejszych jedn ostek tekstu. T en s ta n rzeczy stać się m usiał dla badaczy bodźcem do skierow ania uw agi na poziom y niższe (słow nictw a i frazeologii) i do po szukiw ania ta m takich zasad sem antycznych, które pozwoliłyby zrekon struow ać pew ne kom pleksy znaczeniow e m im o znaczeniowej nieprze- nikliw ości zdania. W ydaje się, że w szystkie w ym ienione na w stępie prace znalazły się dopiero u początków tej drogi, ale że sam a droga została przez nie przy najm niej wskazandl
*
Do p u łap u zdania sem antyczna in teg racja przebiega w tekstach Ba czyńskiego bez w iększych zakłóceń, m odyfikow ana, ale nie w ykolejana przez poziom ą organizację m niejszych jednostek językow ych. Pow ażne zakłócenia rozpoczynają się dopiero p rzy przejściu do w iązań syntaktycz- nych, zarów no w ew n ątrz — ja k i m iędzyzdaniow ych. C harakterystyczne, że sta je się to dość niepostrzeżenie. B aczyński bow iem nie eksponuje ja skraw ych poczynań antyskładniow ych. W łaściwa jest m u raczej n eu trali zacja składni przez sprow adzenie jej do pow ierzchniow ego jedynie kom ponow ania i kom plikow ania w yw odu niż osten tacy jne łam anie jej norm. Dlatego też — w śród osobliwości syn taktycznych — częstsze są u niego u kłady eliptyczne lub takie, k tó ry m przypisać można m otyw ację styliza- c y jn ą niż jaw n ie d e stru k cy jn e anakoluty. Całkowicie zaś nieobecne są sekw encje słow ne ze składni wyzwolone. F u tu ry styczn e form y b u n tu przeciw zdaniu nie znalazły tu ani odbicia, ani kontynuacji. N aw et prze ciwnie, celowość budow y zdaniow ej często jest szczególnie podkreślana przez liczne paralelizm y i sym etrie. R ezultat takiego postępow ania oka zuje się am biw alen tny . Z ew nętrzna klarow ność form uły zdaniow ej stw a rzając su g estyw ny pozór sem antycznej spoistości jak by usypia potrzebę w ery fik acji tej sugestii. W rażenie sentencjonalnego zrygoryzow ania w y pow iedzi p ro m ien iu je n a jej znaczeniow e w ypełnienie, pozw alając naszej uw adze prześlizgnąć się n a d jego niespoistością. C hw yt ten w yw iedziony ze stylów profetycznych znalazł u Baczyńskiego częste zastosowanie:
[-..]
[...]. W tym trw a n iu ta k się nie odbija głos o czyny — bo tę tn ić to znaczy zabijać, bo strą c a ć z r a ju — znaczy mieczem ,
a dać dw oistość znaczeń — to dać czyn zaprzeczeń.
--- ( P o w i e k o n i e r u c h o m a . . . , w . 19—22) 15
6 W szystkie te k sty B aczyńskiego cy tu ję w edług w ydania: K. K. B a c z y ń s k i ,
S E M A N T Y K A P O E T Y C K A A M E T O D A J E J O P I S U 301
Tak więc n aw et n adm iar składniowego uporządkow ania może — paradoksalnie — okazać się ham ulcem w procesie sem antycznej in te g ra cji, zwłaszcza wówczas, kiedy w y razistem u w yodrębn ieniu zespołów składniow ych nie tow arzyszą rów nie w yraziste w skaźniki ich w zajem nego ustosunkow ania. Oto zakończenie cytow anego wyżej utw oru:
[...]
N iedostrzegalne grom y uczyniły z b u rzy w idow isko sam otne, podobne do róży, któ rej p ła tk i sp a d ają ja k nieboskłon czasu i są przez n ie sta w a n ie się — na k sz ta łt obrazów, i są przez n ie sta w a n ie się n ad stro p błyskaw ic łzam i szukania i n ie w iary łzami.
Trudno rozstrzygnąć, czy za podm iot dla obu zdań rozpoczynających się od „i są” należy uznać „grom y” czy też „p ła tk i” : porządek n a stę p stw a sugeruje „p ła tk i”, porządek znaczeniow y — raczej „grom y”, k tó rych „niestaw anie się” byłoby odpow iednikiem przypisan ej im wcześniej „niedostrzegalności”. Z kolei jed nak „spadające p ła tk i” łatw iej ko jarzą się ze „łzam i” niż „niedostrzegalne grom y”. Tę m igotliw ą i nie całkiem ' oczy w istą ekw iw alencję „grom ów ” i „płatk ó w ” podtrzym uje w p lątan ie obu w yrazów w sieć rozbudow anego porów nania. Nie rozprasza ono jednak w ątpliwości syntaktycznych i w tych w aru n k ach sem antyczna in te g ra cja nie jest w stanie ogarnąć całego zdania złożonego i ograniczyć się m usi do m niejszych porcji tekstu. Ale i n a poziom ie zdań składow ych n a potyka na opór. Dwa początkowe — pozostają znaczeniowo n ieko m plet ne, skoro nie wiadomo, do którego z nich odnosi się ciąg dalszy; pozo stałe — m ają zachw ianą całą ko n stru k cję znaczeniow ą, i to nie tylko dlatego, że trw ają w skwapliw ej gotowości do przeinaczenia sw ych sen sów w w ypadku przypisania im jednego lub drugiego podm iotu.
Nie jest też całkiem jasn a budow a orzeczenia w ty ch zdaniach. Czy pow tórzony dw ukrotnie czasow nik „są” odnosi się tylko do „łez”, czy też wchodzi rów nież w skład jednego lub może obu w yrażeń „są [...] na kształt i „są [...] nad strop [...]”. A więc, -czy „przez niestaw anie się” przylega b e z p o ś r e d n i o zarów no do „na k ształt obrazów ”, jak do „nad strop błyskaw ic”, czy też za pośrednictw em „są”, co całkowicie zmienia sens tych zwrotów. Czy w reszcie sugestyw ne upodobnienie obu w ersów rozpoczynających się od „i są p rzez n iestaw anie się” u w y d atn ia rzeczywistą, syntaktyczną i sem antyczną, odpowiedniość zaw artych w nich treści. W łaśnie owa rzucająca się w oczy sy m etria k ry je rozm aite kłopotliw e zagadki, gdyż m iędzy zwuotami „na kształt [...]” i „nad strop tru d n o ustalić jakąkolw iek relację sem antyczną. Sam o „nad strop błyskaw ic” także m am i pozorną prostotą, skoro k o ntekst utw oru.
n ie pozw ala z pew nością rozstrzygnąć, czy użyte zostało dla określenia stosunków przestrzen n y ch (coś zn ajd u je się n ad czymś), czy jest form ułą w artościującą (coś przew yższa coś innego), czy wreszcie należy je tłum a czyć w raz z całym zw rotem „przez niestaw anie się nad strop błyskaw ic” jako k o n stru k cję eliptyczną, znaczącą m niej w ięcej tyle co „niestaw anie się ja k tylko błyskaw icam i” lub prościej „staw anie się zaledwie błyska w icam i”. Z niejak im w ahaniem p rzy jm u ję jedn ak to ostatnie rozumienie. N iew ątpliw ie, oba om aw iane p a ra re ln e w ersy zaw ierają m otyw ację, k tó ra pozw ala „niedostrzegalne grom y (płatki)” nazwać w końcu „łzami szukania i n iew iary łzam i”. B rak natom iast pewności co do treści tej m o tyw acji. Idąc za sugestią sym etri składniow o-leksykalnej, ale zm ieniając nieco sygnalizację in te rp u n k cy jn ą tekstu, m ożna by go rozum ieć z grub sza tak : „niedostrzegalne grom y (płatki) są łzam i szukania i niew iary, gdyż nie sta ły się n a podobieństw o obrazów , będąc niczym więcej jak tylko błyskaw icam i” . T akiem u ro zu m ien iu odpow iadałby następujący układ in te rp u n k cy jn y u w y d atn iający zew nętrzną sym etrię obu zwrotów m o ty w ac y jn y ch :
[•••]
i są — przez n ie sta w a n ie się na k sz ta łt obrazów, i są ■— przez n ie sta w a n ie się nad stro p błyskaw ic, łzam i szu k an ia i n ie w iary łzami.
G dyby jed n a k oprzeć się sugestiom paralelizm u, a poszukując b a r dziej konsekw entnej w ykład ni znaczeniowej raczej zinterpreto w ać pomi n iętą poprzednio w skazów kę in terp un k cy jn ą, m ożna by ów um ykający rozum ieniu fra g m en t rozczłonkować inaczej i — być może — zbliżyć się do in te n c ji autorskich. Pierw szy, rozdzielony m yślnikiem w ers „i są przez niestaw anie się — n a k sz ta łt obrazów ” da się odczytać „przez nie staw anie się są n a k ształt obrazów ”, jeśli „przez niestaw anie się” po trak to w ać jako sam odzielny zw rot w trącony. Pow tórzony w następnym w ersie zw rot ten stanow iłby tylko składnik bardziej rozbudowanego w trącen ia „przez niestaw anie się n ad strop błyskaw ic” . Podkreślając ten dom niem any porządek składniow y przy pomocy in terp u n k cji nadać m ożna tekstow i tak i zapis:
[...]
i są — przez n ie sta w a n ie się —■ n a k sz tałt obrazów, i są — przez n ie sta w a n ie się nad stro p b łyskaw ic — łzam i szu k an ia i n ie w iary łzami.
Zapis ten je s t sygnałem takiej m niej więcej lek tu ry : „niedostrzegalne grom y (płatki) są łzam i szukania i niew iary, będąc n a podobieństwo •obrazów i stając się niczym w ięcej jak tylko błyskaw icam i”. Oba zw roty
S E M A N T Y K A P O E T Y C K A A M E T O D A J E J O P I S U 303
m otyw acyjne są wówczas pod pew nym i w zględam i synonim iczne, w sk a zują bow iem n a widowiskowość objaw ienia nie realizujących się w o sta tecznej pełni gromów. O grom ach tych pow iedziane jest, że są „niedo strzegalne”. Gdyby określenie to rozum ieć dosłownie, wówczas trz e b a by przystać n a całkow ity b rak logicznej spoistości tekstu, k tó ry niedostrze galnym , a więc nieuchw ytnym dla w zroku, grom om p rzy p isu je n astęp n ie właściwości w izualne: bycia jak obrazy i staw ania się błyskaw icam i. Aby w yelim inow ać tę oczywistą sem antyczną niekoherencję, trzeb a do konać jeszcze jednego — znowu nie w iadom o, n a ile upraw nionego — zabiegu reinterp retacy jneg o i traktow ać „niedostrzegalność grom ów ” jako określenie synestezyjne — niedostrzegalność dla słuchu, będącą objaw em ich „niestaw ania się”, a więc fizycznego niedopełnienia, podob nie jak znakiem niedopełnienia duchow ego są „łzy szu k an ia i n iew ia ry ” . Żadna z m ożliwych lekcji tekstu Baczyńskiego nie w y d aje się o sta tecznie pew na, żadna nie w y jaśnia w szystkich jego zawiłości, a każda wym aga dość znacznej i sam ow olnej inw encji in te rp re ta c y jn ej, niezdol nej wszakże rozproszyć niepew ności co do w zajem nych przyporządko w ań poszczególnych zw rotów w obrębie n a pozór bardzo pieczołowicie złożonych układów syntaktycznych. W łaściwość tę należy uznać za n a j w ażniejszy powód ograniczenia zn acz en io t w ór cze j roli poziom u skład niowego w poezjach Baczyńskiego.
D ostrzegalna jest ona nie tylko w ew n ątrz zdania, ch arak tery zu je bowiem także więzi m iędzyzdaniow e w obrębie utw oru, a więc n a w ięk szych przestrzeniach tekstu. W ięzi te by w ają często bądź nieoznaczone, bądź pozorne. Z p u n k tu w idzenia zależności znaczeniow ych i sy n ta k tycznych zdania w obrębie u tw o ru u k ładają się raczej „obok siebie” niż „po sobie”. W rażenie takie rodzi się pod w pływ em szczególnego eks ploatow ania spójnika „i” oraz ogólnego nad używ ania spójników w spół rzędnych, n aw rotów tych sam ych form uł rozpoczynających pew ne odcinki tekstu, podkreślania ciągłej pow racalności obrazów, m. in. przy pomocy przysłów ka „znow u” . O bjaw em naw iązań pozornych są n a przykład zdania w ew nątrz utw o ru sugerujące zw iązek z jakim ś przed staw ionym uprzednio stanem rzeczy, o k tó ry m w rzeczyw istości nie było przedtem mowy. Takim jest w łaśnie w Pieśni o ciem ności zdanie „Płacz m ilknie”, które — w prow adzając po raz pierw szy do utw o ru m otyw płaczu — w yw ołuje równocześnie pozór pew nej ciągłości dzia nia się (żeby płacz um ilkł, m usiał się w pierw rozlegać).
Jed n ak nie tylko niedookreśloność składniow ych ko n stru k cji i zw ią zane z nią zagadki h am u ją przebieg ¡semantycznej integ racji w poezjach Baczyńskiego. G dyby naw et, co nie jest możliwe, rozw ikłać różne wątpliwości n a tu ry syntaktycznej, to i tak całe bogactw o znaczeniow e
tych utw orów nie u jaw ni się zjednoczone w nadrzędnym sensie ekspli- cytnym . Na przeszkodzie staną bow iem rozpiętości m iędzy znaczeniam i słów lub fig u r słow nych a rb itra ln ie pow iązanych przez składnię. Roz piętości te o słabiają „rozum iejący” odbiór wypowiedzi, to znaczy taki, w k tó ry m sekw encje m niejszych cząstek znaczących ew okują całości znaczeniow e wyższego rzędu.
W iadomo, że reguły składniow e określają w arunki, na jakich mogą być zestaw iane słowa w obrębie zdania. Wiadomo też, że nie istnieją rów nie w yraziste i obow iązujące reguły sem antyczne. W ynika z tego, że zdanie utw orzyć m ożna łącząc zgodnie z praw idłam i s k ła d n i7 'do w olne słowa, niezależnie od ich znaczeń leksykalnych.. Każde słowo daje się zestaw ić z każdym innym . U św iadom ienie tego stało się jednym z odkryć dw udziestow iecznej poezji, budzącym opory polem istów rów ne entuzjazm ow i w yznaw ców 8. O tej kapitalnej dla budow y obrazu poetyc kiego spraw ie w spom inam tu jed n a k w yłącznie z powodu konsekw en cji, jakie m a dla przebiegu procesów sem antycznych, pozostaw iając na uboczu spór o ocenę w artości poetyckich, k tó re — jak zw ykle — w y tyczyć się d ają na skali nieuniknionego kom prom isu m iędzy dążeniami twórczej indyw idualności do zam anifestow ania się poprzez nowość a że lazną koniecznością jej społecznego potw ierdzenia poprzez k o n w e n c ję 9. A nalizow any w yżej fra g m en t poetycki m im o mozolnie wywodzonej hipotezy n a tem a t jego składniowego uporządkow ania pozostał nie w y jaśniony. I tak n a p rzykład do zrozum ienia w ystępujących w nim po ró w n a ń nie w ystarczy wiedzieć, k tó re słowa i w jakim porządku na figurę p orów nania się złożyły, gdyż ustalenie syntak tycznych "więzi m ię dzy obcym i lub obojętnym i znaczeniowo słowami nie jest dostatecznym w aru n k iem zjednoczenia ich w sensow ną całość nadrzędną. Nie w y star czy więc p rzyjąć do wiadomości, że widowisko b urzy uczynione przez niedostrzegalne grom y podobne jest do róży o spadających płatkach, i że spadanie płatków przypom ina z kolei spadanie nieboskłonu czasu. By zrozum ieć, a więc zintegrow ać sem antycznie zw rot „nieboskłon czasu” nie w ystarczy znać potoczne lub literackie znaczenia składają cych się n a ń w yrazów i um ieć określić łączący je zw iązek gram atyczny. W iedza ta odniesiona do tekstów Baczyńskiego w ystarcza zaledwie do w ytw orzenia sw oistych poszlak sem antycznych, k tóre mogą skrysta
7 Istn ie je poza tym m ożliw ość zastępow ania p raw id e ł składniow ych przez zda- niotw órcze sygnały intonacyjne, co w y kazały prace S. K arcevskiego i F. D aneśa
8 P or. np. R. C a i 11 o i s, Zagadka i obraz p o etyc ki oraz S ztu k a poetycka. K o
m en ta rze, tłum . A. F rybesow a, [W:] O dpow iedzialność i styl. Eseje, W arszaw a 1967.
9 P o w tarza m tu opinię p rzed staw io n ą w p rąc y Rola ko n w en c ji w procesie histo
ry czn o litera ckim , [W:] Proces h isto ryc zn y w literaturze i sztuce. Red. M. Janion
S E M A N T Y K A P O E T Y C K A A M E T O D A J E J O P I S U 305
lizować się w w yrazistsze znaczenia, ale dopiero gdy w yjść poza g ran i ce pojedynczego utw oru i rozpatrzyć w a ria n ty badanego u kład u słow nego w obrębie szeregu utw orów , a w ięc wówczas, gdy jednostkow e użycie zinterpretow ać n a tle w ytw orzonego w zasięgu całej twórczości obyczaju frazeologicznego. I tu w łaśnie o tw iera ją się p ersp ek ty w y przed badaniam i n ad sem antyką poetyckiego słow nictwa.
Pow racalność tych sam ych m otyw ów w zm odyfikow anych rea liz a cjach słownych i frazeologicznych jest jed n ą ze znam iennych w łaści wości poezji Baczyńskiego i jed n y m z isto tn ych powodów, dla k tó ry ch tę poezję można — a przy badaniach sem antycznych należy — czytać jak jeden tekst, w ielki poem at rozpisany na szereg ustępów , fragm en tów i części raz po raz w zajem nie się p arafrazujących. Także i m otyw y z omawianego tu taj w yim ku w iersza zn ajd u ją znaczącą i wcale bogatą dokum entację w innych utw orach. U stalenie w artości znaczeniow ej t a kich m otyw ów przez analizę w szystkich kontekstów , w jakich się po jaw iają, możliwe jest do przeprow adzenia w sposób dość ścisły, być może n aw et częściowo sform alizow any, w ym aga jed n ak rozległych i d ro biazgow ych badań. Na tym m iejscu ograniczyć się w ypadnie do szkico w ych sugestii n a ten tem at. Ja k w ięc lek tu ra całego Baczyńskiego m o ty w uje zależność ustaloną w analizow anym fragm encie m iędzy w idow i skiem burzy a różą o spadających płatkach, ja k ośw ietla pow ikłane związki m iędzy innym i w prow adzonym i tam m otyw am i?
Otóż słowo „róża” w ystęp u je w tej poezji w ielokrotnie w takich kontekstach, które odbierają jej znaczenie roślinne, czyniąc znakiem pewnego k ształtu przestrzennego, często przypisyw anego nieogarnionym zjaw iskom przestw orzy, k ształtu dynam icznego, płynnego i podlegają cego przem ianom . W izję tę spełnia m otyw róży rozkw itłej lub rozkw i tającej, a zatem róży o rozchylonych płatkach. J e st w ięc u Baczyńskie go „róża św iata [...], której płatki przejrzyste jak stronice czasu On obraca pow oli” (449) 10, i jest „róża nocy” (336). J e st „niebo krw aw e, do róży podobne” (289), i niebo, k tó re „było różą deszczu rozkw itającą w k rąg ” (139), i niebo podczas burzy, k tó re „się po p łatku rozw ija z krw i b a rw ” (243). Są też „płatki nocy, co [...] rozw ijały się szum iąc jak spalony k w ia t” (462).
W zw rotach ty ch k ry stalizu je się now y zakres łączliwości frazeolo gicznej dla słów „róża” ;i „p łatk i”, a w rezultacie now a sfera w yobrażeń poetyckich związanych z tym i m otyw am i. W ystępujące w analizow anym wierszu dwa n eu traln e zazwyczaj wobec siebie szeregi słowne — p ierw szy: „grom y”, „burza”, „nieboskłon”, „błyskaw ice” i drugi: „róża”, ..płatki”, „spadanie” — okazują się w całej twórczości Baczyńskiego :0 C yfry w naw iasach oznaczają stronę, na k tó rej zn a jd u je się cytow any zw rot.
połączone przez rozliczne związki i asocjacje sem antyczne. Oba skoja rzone są tu z w yobrażeniam i nieba, przestw orzy, płomienistości, wido wiskowości i obrazowości, zm ienności i przem ijania.
Podobnie uzasadnione asocjacyjnie okazują się też więzy łączące w yobrażenie czasu z nieboskłonem i ze spadającym i płatkami. W poezjach Baczyńskiego czas unosi się nad ziem ią i nad ludźm i tak, jak i niebo. Oto odpow iedniki zw ro tu „nieboskłon czasu” pochodzące z in n ych utw o rów : „H uczy czas nad n a m i” (415), „czasu skorupa płynąc górą śpiew a” (385), „krążę po niebie płynącym w czas” (85), „a dołem pły n ą tru m n y i posłania, a górą czas i w ielkie b o je” (298). Upływ m ija jącego czasu odm ierzany jest przez spadanie, prószenie, osypyw anie się na ziemię, ta k jak w klepsydrze znaczą czas sączące się drobiny piasku lub wody. W śród obrazów , w różnych w arian tach przedstaw iających tak ą w izję przem ijania, m ieści się i om aw iany, ten, w którym płatki burzow ej róży „sp ad ają ja k nieboskłon czasu” : „To śnieg, albo liście jak św iatła m osiądz ta k sypią, odm ierzając jeszcze krok, jeszcze w iek” (207), „jak gołąb zam knięty w p iorunie sypie popiół m ijających la t” (208), „jabłka — jak b y grad b u rz dostałych opadły z drzew m inionych la t” (278), „W iatr czas zaw iew a. Miłość to? Życie? P łatk i ich oczu? Płatki zam ieci? (458).
O braz poetycki zapisany w tekście określonego utw o ru z chwilą w łączenia go w serię obrazów podobnych lub analogicznych zaczyna znaczyć już nie tylko n a tle ogólnego obyczaju językowego, ale w obrę bie pół stylistycznych ukształtow anych przez, indyw idualną twórczość poety. Zw iązki m iędzy poszczególnym i m otyw am i słow nym i, arb itraln e i niezrozum iałe w pierw szym kontekście, zyskują — dzięki tem u d ru giem u — uzasadnienie. B lednie ich dowolność i przypadkow ość. Stają się realizacją p rzy jętej zasady poetyckiej i jako takie uzyskują sem an tyczną w alentność. W w y p adk u twórczości takiej jak twórczość Ba czyńskiego poznanie stru k tu ry sem antycznej słownika, a więc znacze niow ych zależności ustanow ionych przez poetę m iędzy poszczególnymi w yrazam i i zw rotam i, mimo iż nie likw iduje niejasności przyporządko w ań składniow ych, jed n a k pozw ala rekonstruow ać niezależnie od nich pew ne w iększe całości znaczeniowe, organizując w te n sposób rozum ie nie poetyckiego tekstu.