• Nie Znaleziono Wyników

O tradycji literackiej w poezji Mirona Białoszewskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O tradycji literackiej w poezji Mirona Białoszewskiego"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Aneta Kula

O tradycji literackiej w poezji Mirona

Białoszewskiego

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 4, 237-262

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S F O L IA L IT T E R A R IA PO L O N IC A 4, 2001

A n e ta K u la

O T R A D Y C JI L IT E R A C K IE J W P O E Z J I M IR O N A B IA Ł O S Z E W S K IE G O

H isto ria M iro n a Białoszewskiego-poety nie jest wciąż opisana, daleko jej jeszcze do ostatecznego skom entow ania. O bejm uje o n a zarów no pracę nad układaniem wierszy, ja k i w pisana jest w nią po staw a a u to ra w obec św iata. Te dw a zakresy znaczeniow e słow a „p o ezja” obecne są w tw órczości a u to ra

Oho ju ż od p oczątku jego zaistnienia n a poetyckim panteonie. T ytułow a

formuła debiutanckiego to m u Obroty rzeczy sytuuje a u to ra w kręgu artystów kontem plujących i kom entujących przedm ioty. H erbertow e „studiow anie przedm iotów ” , zapisy w yglądów np. świeczki, ognia do k o n y w an e przez René C h a ra m ogłyby dow odzić, że niczego oryginalnego „człowiek M iro n ” [MW, s. 243]' nie wymyślił. A jed n ak . U żadnego z wcześniejszych kom en ­ tatorów przedm iotów , ani też u H erberta, rodzim ość, w aloryzacja szczegółów reistycznej przestrzeni kulturow ej nie stały się kluczow ym elem entem p o ­ etyckiego św iatopoglądu. Rzeczy k o n k retn e istnieją, ich statu s ontologiczny jest pewny - o tym wiedzą wszyscy, ale ju ż tylko Białoszewski w ykorzystuje ten fak t do potw ierdzenia własnej tożsam ości. P atrzy n a przedm ioty nie ja k na idiom y tajem nych m ocy, nie ja k na znaki odsyłające do enigm atycznych sensów. N azyw a je (przedm ioty nie znaki) co p raw d a „ciałam i niebieskim i” , w ekstatycznym uwielbieniu wygłasza laudacje p od ich adresem , ale czyni to pod wpływem „nieustannego uroczystego zdziwienia” [OR, s. 71] rzeczami. Próbuje je zobaczyć, ta k ja k tylko widzieć m oże po eta, posiąść wiedzę na ich tem at, przez nie, niczym w akcie ilum inacji, zobaczyć siebie, uzyskać pewność co do własnego istnienia. W poezji polskiej takim p o e tą je st chyba tylko Różewicz. O n, k o n statu jąc, że „odchodzi w krainę bez św iatła” 2, mówi zarazem , że „jest m ieszkańcem tej krainy, że jest w tej k ra in ie ” 3. N ie

1 C y taty z utw orów poetyckich lokalizuję w edług następujących w ydań oznaczonych w tekście skrótam i: BB - Było i było, F - Faramuszki, M W - M ylne wzruszenia, O - Oho, OR - Obroty rzeczy, O S - Odczepić się, Ow - Ostatnie wiersze, R - Rozkurz, R Z - Rachunek

zachciankowy, U z - Utwory zebrane, t. 1-7, W arszaw a 1994.

2 T. R ó ż e w i c z , Płaskorzeźba, W rocław 1991, s. 23.

3 J. B r z o z o w s k i , Mieszkaniec krainy bez światła, [w:] Dlaczego Różewicz, red. J. Brzozow­ ski, Ł ódź 1993, s. 161.

(3)

238 A neta K ula

m a w niej co p raw d a jasności, rozśw ietlającego blasku, ale staje się ona m ieszkaniem p oety, posiadł n a jej tem at w ystarczającą wiedzę, aby móc w niej zam ieszkać. I Białoszewski, i Różew icz najm ocniej ja k to tylko m ożliw e potw ierdzili sw ą podm iotow ość i obecność w świecie. Pierwszy poprzez dośw iadczanie przedm iotów w akcie czystej percepcji, drugi poprzez d eklaratyw ny sąd n a tem at swej obecności w krainie T ad eu sza Różewicza poety.

Poetycki reizm, w stronę którego w yraźnie oscyluje tw órczość Białoszew­ skiego, stał się asum ptem do podejm ow ania p ró b ujęcia tekstów autora

Oho w karby poetyki codzienności w aloryzującej elem enty potoczne, niskie,

zwyczajne. N ie byłoby w tym nic złego, gdyby nie niebezpieczeństw o, jakie rodzi się z głoszenia uproszczonych sądów w rodzaju: p o eta codzienności (A. Sandauer, S. D an-B ruzda). Białoszewski nie jest tylko piew cą rzeczy codziennych, ta k ja k nie jest tylko „B iałoszew skim m etafizycznym ” (co, n otabene, słusznie zauw ażył M . Stala). W szelkie sym plifikacje n a gruncie poetyki „M istrza M iro n a ” są karkołom nym przedsięwzięciem , czego przy­ kładem m oże być określenie zap ro p o n o w an e przez J. Sław ińskiego - poezja lingwistyczna. T erm in to niezbyt trafny, bo język (łac. lingua) jest przecież niezbędnym w arunkiem zaistnienia poezji w form ie tekstu. W tym sensie k ażd a poezja jest lingwistyczna. P o n a d to spełnia on rolę fałszywej etykietki. G dyby poprzestać n a językow ej analizie wierszy Białoszew skiego, na roz­ szyfrowyw aniu gier, jak ie p o eta prow adzi z czytelnikiem, znacznie zubożyłoby się tw órczość a u to ra Rachunku zachciankowego. P o eta o p iera się w końcu sam otnej kontem placji przedm iotów , w ychodzi ze swojej „celi num erow anej” [O R , s. 71] - dosłow nie i m yślam i - i przenosi się w św iat wielkiego uniw ersum . K olejne tom y poezji dow odzą obejm ow ania poetycką wyobraźnią w szystkich dziedzin ludzkiej egzystencji. W każdym z nich pojaw iać się będą elem enty ku ltu ry niskiej i w ysokiej, rzeczy i m etafizyczne dyw agaq’e na tem at spraw ostatecznych. I na d o d a te k okaże się w nich także Białoszewski ek sp lo atato rem tradycyjnych toposów , k o n ty n u ato rem tradycji literackiej. W łaśnie. T rad y cji literackiej. W nikliw i b adacze poezji Białoszewskiego skupiali się przede wszystkim n a now atorstw ie jeg o tekstów . Niewątpliwie m am y w nich bowiem do czynienia z aw angardow ym i pom ysłam i wykorzys­ ty w an ia ję z y k a poetyckiego. A le n o w a to rstw o i poetycki reizm nie są w ytrycham i, przy pom ocy których otw orzyć m o ż n a w szystkie zam ki poetyki Białoszewskiego. W m oim szkicu starała m się zw rócić uwagę n a obecność w w ierszach poety elem entów literackiej tradyq'i. O prócz wykorzystywania wzorców tradycyjnych gatunków literackich, wskazywanych explicite i implicite aluzji do konkretn y ch tekstów , w yraźnych inklinacji k u m yśli hinduskiej, m am y tu ta j także o dw ołania do sym boliki biblijnej, łączenie elementów z różnych dziedzin sztuki. M ój szkic nie aspiruje do w yczerpania problematyki zw iązanej z odczytaniem aluzji do k u ltu ry w ysokiej i n azw ania

(4)

interteks-O tradycji literackiej.. 239 tualnych do niej naw iązań w poezji Białoszewskiego. Z ostał pom yślany raczej ja k o w prow adzenie do tego zagadnienia. N a d o d atek , ze w zględu na ramy pracy, m usiałam ograniczyć się do sfery aluzji z kręgu literackiej kultury wysokiej.

Z asto so w an a przeze m n ie m e to d a synchronicznej analizy zag ad n ień pozwoliła m i n a w skazanie w ybranych p rzykładów , ale uniem ożliw iła prześledzenie historii M iro n a Białoszewskiego tradycjonalisty. P ozostaw iam tę spraw ę pod rozwagę innym wielbicielom „m ironologii” .

- A jak ie książki czyta p an najchętniej?

- Bo ja wiem... Różne: historyczne, pam iętniki d la pensjonarek, o świętych... różne. To znaczy teraz, w tych lalach podstarzaiości, bo kiedyś to nie cierpiałem krym inałów czy jakichś m iędzyplanetarnych.

- A lubi p a n n a przykład Lema? - Lubię, tak4.

R ó żnorodność ku ltu r, z jakim i stykał się a u to r Obrotów rzeczy, stanow iła doskonałą inspirację dla jego tw órczości. Często w ykorzystyw ał m otyw y zaczerpnięte z różnych dziedzin sztuki, aby spojrzeć na nie „ M iro n o w a to ” . Polem izował z niektórym i pojęciami, konw encjam i, pokazyw ał ich nieprzy- stawalność do „potoków potoczności”5. W ielokrotnie czerpał całym i garściami z d o ro b k u tzw. kultury wysokiej, aby zestaw iając j ą z rzeczam i i zjaw iskam i zwyczajnymi, n ad ać tym ostatnim większe znaczenie. O dw oływ ał się do gatunków literackich, do spetryfikow anych m otyw ów , aby p o kazać, że często o wielkości decyduje autentyczność, a nie w yrafinow any styl czy kontem plow anie pow szechnie uznanych w artości.

- A czy żyje p an przeszłością?

- Przeszłością tak , ale to ja z własnej woli sobie przyw ołuję i dla przyjem ności, i d la żeru literackiego, bo przeszłość to jest coś, czym ja jestem nadziany i co właśnie składa się na moje życie6.

Białoszewski d oskonale p o trafił w ykorzystać to „nadzienie” . Składały się na nie, oprócz podłóg, łyżek, starych kościółków , rów nież elem enty re­ prezentujące kulturę w ysoką. Stały się one środkiem do m ów ienia o tym , co go interesow ało. „B rał na w arsztat życie dziejące się [...]. F ascynow ała go szarzyzna, bylejakość, bylecość fa k tu ” 7. T ę bylejakość zestaw iał z wy­ tworam i kultury wysokiej. D zięki tem u to, co pozornie nijakie, zostało uwznioślone, a to, co wielkie - staw ało się zwyczajne.

4 To w czym się je st. Rozm ow y z Mironem Białoszewskim, rozm . A. Trznadel-Szczepanek, „Twórczość” 1983, n r 9, s. 38.

! M . B i a ł o s z e w s k i , O tym M ickiewiczu, [w:] Debiuty p oetyckie 1944-1960, Wiersze,

auloinlerpretacje, oprać. J. K ajtoch, W arszaw a 1952, s. 294. 6 To w czym się jest..., s. 31.

(5)

240 A n cta K ula

Białoszewski nie odcinał się od tradycji. Bez niej „ani rusz. I Kochanowski, i W ujek. Wlepili nam wszystkim w Polsce Biblię. I an i rusz bez tego. Przez M ickiew icza. Przez dzisiejszych. I n a później. [...] A anty p o d a? W eranda. Na w erandzie siedzi K onopnicka i palcówkuje rymy. M oże to plota? T a k do mnie doszło. A lbo te ludow ości jej. F u jark o w o ść o b jaw ia się przez ta k ą nieraz sym etrię - n a lewo od średniów ki, n a p raw o od średniów ki - że aż robi się rów nom ierność. [...] P rócz fu jark i coś po w ierszach większych. Girlandy, anioły, róże, tęcze, te m aniery i zwisy, i h a rfa ” 8. U znaw ał wielkość Mickiewi­ cza. C hciałby naw et „coś takiego n a to uczucie napisać. A le m usiałby akurat ta k ja k M ickiewicz. T o ideał. A że ideał, więc nie napisze. Z resztą m ógłby się nie udać. A ta k - u d ał się. I jest. I to jeszcze ja k i” 9.

C iągłość tradycji nazyw ał „m ałpow aniem siebie tysiącam i” [Os, s. 274]. W swoim sto sunku do innych tekstów bliski był poglądom P. V aléry, który k o n stato w ał, że p lagiatorem jest ten, k to źle straw i czyjeś u tw o ry i wydala rozpoznaw alne kaw ałki10. A le gdyby nie to m ałpow anie, „toby nie było śladów kultur, któ re nas zajm ują” [F, s. 274]. M yślim y, że to „wielkie cywilizacje, loty d o gw iazd” [F, s. 6], a to tylko „trzep an ie dyw anów m a łp u ją m iliardam i” [F, s. 2-3]. N iejednokrotnie d o k o n u je się w tej poezji przew artościow anie u znanych schem atów , konw encjonalnych chw ytów poetyckich.

D oskonałą egzemplifikacją przywołania kultury wysokiej jest tytuł debiutan­ ckiego tom u. U Białoszewskiego „o b ra c a ją się rzeczy” 11, u K o p e rn ik a były to sfery niebieskie. O kazuje się je d n a k , że rzecz w niczym nie jest gorsza od planety, bo

k to wymyśli! że gwiazdy głupsze k rążą d o k o ła mądrzejszych? A k to wymyślił

gwiazdy głupsze? [OR, s. 60]

„K o p ern ik ań sk i p rzew ró t” , ja k i d okonuje się w tej poezji, polega na pokazaniu, że przedm iot, naw et prym ityw ny, tan d etn y , m oże być „źródłem nieustannego uroczystego zdziw ienia” [OR, s. 71]. T rzeb a tylko patrzeć M iro n o w ato . W tedy rzeczy „przebijają nas m gław icam i” [O R, s. 60], wtedy „ k rą ż ą ” [O R , s. 60] ja k ciała niebieskie. K osm osem staje się mieszkanie. Jego elem enty nie m uszą od razu funkcjonow ać na p raw ach znaku, nie m uszą odsyłać do żadnych enigm atycznych idiom ów . Skoro istnieją, mogą stać się dow odem istnienia oglądającego. Ich kontem placja pozwoli potwierdzić w łasną tożsam ość. G dy zobaczy się obłoki-krow y lecące po niebie - można

8 M . B i a ł o s z e w s k i , O tym M ickiewiczu, s. 293. 9 Tam że, s. 295.

10 Patrz: P. V a l e r y , E stetyka słowa, W arszaw a 1971.

(6)

O tradycji literackiej.. 241 będzie w ydać em fatyczny o k rzy k rad o ści: „ o j a / o w y” [R , s. 173]. Wystarczy stanąć pośrodku m ikrokosm osu-dom u i kontem plow ać przedm ioty „któreś z tych zwanych pod rę k ą ” [OR, s. 60]. K ontem plow ać, obracając. Jak kubiści. T aki sposób oglądania przedm iotów w poezji polskiej jest (oprócz Białoszewskiego) charakterystyczny tylko d la H erb erta. P rzypom ina on nieco kubistyczny sposób m alow ania rzeczy: zaprezentow anie wiedzy o przedm iocie. A pollinaire, k tóry słabo znał się na kubistycznym m alarstw ie, określił tę technikę ja k o oglądanie p rzedm iotu z różnych stro n . T a sym- plifikacja nadal funkcjonuje w popularnym odbiorze dziel kubistów . Biało­ szewski, oglądając

b u ra k a burotę i bu rak a

bliskie profile skrojone

i jeszcze b u rak a starość [OR, s. 61]

podejm uje p ró b ę d o tarcia do istoty przedm iotu. Jest daleki od ograniczenia się tylko do obejrzenia ze w szystkich stro n tego w arzyw a.

Swoim tom em wpisuje się p o eta także w szeregi k o n ty n u a to ró w ro m a n ­ tycznych toposów . O m aw iany cykl poezji otw iera Balladam i rzeszow skim i 1 Balladam i peryferyjnym i. T a k ja k M ickiew icz polem izuje z oficjalnie przyjętymi konwencjam i i wynosi n a piedestał kulturę zakorzenioną w ludowej tradycji. D o balladow ego w zorca - reprezentującego je d n a k k u ltu rę w ysoką (a tylko ta jest przedm iotem m ojej egzegezy) - naw iąże także w wierszu

Ballada o zejściu do sklepu. Tekst stanow i transform ację wyżej w ym ienionego

gatunku. Jest w tej balladzie niezwykłość, nieprzew idyw alność, jest ona realizacją współczesnej katabazy. Zejście do sklepu, k tó ry kiedyś oznaczał loch, podziem ie, kryptę m o żn a bowiem odczytać ja k o stąpienie do H adesu, tyle że tu w stąpił, bo po drodze m u było. „N ajpierw zeszedł n a ulicę” [OR, s. 120], a potem dopiero „w stąpił d o zupełnego sklepu” . W środku - ziemi? wszechświata? - słyszał „ludzkie m ów ienie” . D op iero w tym m iejscu zaczyna odbierać świat za p om ocą różnych zmysłów. Przed „sklepem ” w idział tylko, a m oże aż, „jak ludzie chodzą” . C hociaż ten w idok o k azał się praw ie epifanią, fantastycznym objawieniem, nie wystarczył do doko n an ia konstatacji, że d o k o n a ł się p o w ró t do prasensu, do p ra ź ró d ła . D o p ie ro m ów ienie (kom unikacja), stanow iące dow ód zauw ażenia człow ieka przez człow ieka, pozwoliły poecie na em fatyczne stwierdzenie: „ N o / n apraw dę / w róciłem ” . Wróciłem do pierw otności dośw iadczeń, zauw ażyłem elem entarne działanie, którego wy, żałujcie, ale nie znacie. W róciłem do miejsca, w k tó ry m ju ż kiedyś byłem 12. Ballada o zejściu do sklepu została um ieszczona przez poetę

12 Por. list M . Białoszewskiego do J. B arana: „Stan niebycia dobrze mi znany. R az już nie byłem. A ż d o 1920 r. Inni też. Tylko zapom inają” . {Listy M irona Białoszewskiego do

(7)

242 A neta K ula

w cyklu G rotesek. Is to ta groteski zasadza się n a dystansie w obec prezen­ tow anych treści, w ynika ze św iadom ości niem ożności pow iedzenia absolutnej praw dy o świecie. P ozw ala n a zestawienie n a tym sam ym poziom ie tego, co w zniosłe, z tym , co przyziem ne, zwyczajne, to z kolei daje poecie m ożliw ość p o tra k to w a n ia zejścia do sklepu w kateg o riach w ędrów ki ku istocie życia, ku zrozum ieniu. D w ie m ożliw e interpretacje: „ n o w a wersja nekyji, k atab a zy , zejścia do krainy u m arłych” 13 i w ypraw a p o zakupy sytuują utw ó r w konw encji groteski.

O becne w każdym tom ie Białoszewskiego liczne aluzje biblijne są kolejnym d ow odem w skazującym n a zasad n o ść m o jeg o w yw odu. B ard zo często przyw oływ ane m otyw y z o sta ją zestaw ione ze zjaw iskam i codziennym i, zw yczajnym i. D zięki tem u te ostatnie n ab ierają w yjątkow ego znaczenia, w spółtw orzą now ą ew angelię poety, k tó ra pozw ala n a zadanie absurdalnego z p u n k tu w idzenia logiki pytania:

w stole [...]

G dyby w yłożyć wszystkie linie? G dyby zdobyć drew nianą Jerozolimę? G dyby w ozam i Eliasza

przepchać się przez globy i próżnie

któ re w stole milczą czy dudnią?... [OR, s. 62]

W ozy E liasza14 w ędrują po stole, bo stół jest ich godny. N a początku było słowo, a u Białoszewskiego „cisza była n a p o c zątk u ” [R , s. 144], gdy ktoś pop ro sił kobietę w zatłoczonym autobusie, ab y się nie rozpychała. A później „co za u p a d e k ” [R, s. 144], b o m o że au to b u s ruszył, m oże ktoś przesu n ął się niefortunnie. „ C o za u p a d e k ” człowieka.

W M oich Jakubach znużenia z piersi b o h a te ra lirycznego „wyrastają schody rzeczyw istości” [O R , s. 92]. Tym czasem Ja k u b w idział we śnie schody, po k tó ry ch aniołow ie w stępow ali do nieba. I chociaż b o h a te r tego w iersza „nie jest którym ś z testam entow ych p ro ro k ó w ” , będzie się po nich w spinał, b o ta m - „w yżej — hejn ały k sz ta łtu , zam ieszkiw ania dotyku, wszystkie p o gody zm ysłów ” . T o są jego schody i sam zadecyduje, czy p ozostanie „ fłą d rą ” [jw.], czy po szu k a jakiegoś nieba.

C zęsto w w ierszach Białoszewskiego p ojaw ia się m otyw góry K arm el13. T o m iejsce o dosobnienia sym bolizuje tu taj, m . in., azyl, schronienie przed niebezpieczeństw am i, jak ie niesie życie:

je st ja k o chwilowe pow ołanie d o b y d a z nicości. (W m ojej p racy dow odzę tej tezy, omawiając np. wiersz g dy życie wyjdzie z mody).

13 J. B r z o z o w s k i , Budujące zejście do sklepu, [w:] O wierszach Mirona Białoszewskiego. Szkice i interpretacje, red. J. B rzozow ski, Ł ódź 1993, s. 46.

14 Patrz: B iblia, ST, 2 K s. K rólew ska, 2. 11.

15 W X I w. n a górze K arm el założono Z akon K arm elitów . Stąd po to czn a nazw a Karmel ja k o sym bol zakonu kontem placyjnego.

(8)

O tradycji literackiej. 243 w racam do K arm el z podgięć kolan z leżeń na D ąbrow skiego

Żydów obgadyw ali że tak ich chow ają żeby pierwsi poderw ali się n a sądny dzień

a to chodzi o skupienie się em brionalne w pierwszej wodzie

a nieraz ostatniej” [MW, s. 259]

T ylko w dom ow ej K arm el m ożliwe jest skupienie. Skupienie absolutne, em brionalne. K arm el Białoszewskiego to niejednokrotnie k o łd ra. Jest on a „górą o d o so b n ien ia” [M W , s. 239], indyw idualnym zakonem karm elickim . Innym razem z biblijną górą zestaw iane są zgięte k o lan a, bo tak i „karm el z kolan działa” [M W , s. 237]. Z kolei

ja k był n a karm elni

ciągnęli ten karm el ciągnęli [MW, s. 236].

Jego kolor skojarzył się poecie z pasam i na kołdrze. „I ja k idzie k o n tem p laq a” [jw.], to pojaw ia się in n a K arm el. S tarotestam entow a.

P oeta jest przekonany, że odnalazł praw dziw ą w artość przedm iotów . T o czyni go w ybranym . M oże „zaśpiew ać eklezjastę” [O R, s. 58]. D la innych ważne są „pra-szafy, p ra-k lam k i” , inni dążą do jakiejś „p o d ło g i obiecanej, którą każdy obiecał sobie” . O n m a sw oją „sw obodę ta je m n ą ” , on wie, że „m arność je st dla w ybranych” , bo tylko w ybrany d ostrzega w artość tam , gdzie inni nie w idzą niczego. W A utobiografii a u to r d o k o n a ł sakralizacji pięter swojej kam ienicy poprzez zestawienie ich z pojęciam i zaczerpniętym i z Biblii: cztery piętra to jego „cztery ew angelie” ,

jed n a i ta sam a poręcz od piwnic

niepojętych ja k stworzenie świata do strychów

niespokojnych ja k sąd ostateczny [OR, s. 103].

M otyw sądu ostatecznego jest stale obecny w w ierszach Białoszewskiego. W Balladzie krośnieńskiej m iasto jaw i się ja k o a rk a Noego:

wnoszą po to p u świecznik [...] m ilkną harm oniki Noego [OR, s. 29].

W Autobiografii „anioł ostateczny wezwał żółtą, skłębioną scenę zacieków przedstaw iającą wieczne szczęście. (I) odleciała z su fitu ” [O R , s. 106]. Ważne miejsce w śród tekstów apokaliptycznych Białoszewskiego zajm uje wiersz A pokaliptyka. Białoszewski, niczym p ro ro k , buduje wizję św iata po jego końcu, odw ołując się do biblijnej apokalipsy. „W yjdą z piasku ro ślin k i” [MW, s. 253] - m ów i p o eta, co od razu przyw ołuje n a m yśl wyjście Izraelitów z E giptu do Ziemi O biecanej. W yjdzie także z niego „niuch przedpotopowy i pójdzie” . G dyby p o trak to w ać niucha ja k o d uszę16, wówczas

16 Patrz: J. P ł u c i e n n i k , Będzie i będzie Białoszewskiego?, [w:] O wierszach M irona

(9)

244 A neta Kula

będzie on dow odem n a jej nieśm iertelność po śm ierci ciała. N iuch „stanie u niekończyn szyn” , czyli u kresu bezkresu swojej podróży. Później już tylko „w ylot” p oza czas, poza przestrzeń. N ow e stw orzenie „będzie niebieskie / będzie pachło / będzie w iuw ało” . Czyżby zatem ja k iś raj i szczęście?

J. Płuciennik zw raca uwagę n a fakt, iż Białoszewski leży, w ypowiadając swoje przepow iednie. Tw ierdzi, że z tego p o w odu nie m o ż n a ich traktow ać pow ażnie. Jest to jed n a k błędne rozum ow anie. Leżenie dla Białoszewskiego oznaczało skupienie, kontem plow anie. Leżąc, odbyw ał swoje metafizyczne podróże. W A A A m eryce pisze:

Pytają o m oje w rażenia z Am eryki. M ówię ja k potrafię. I w ogóle o idei podróży. A potem o swoich latach leżenia w ciemnym pokoju, namysły, dziw ny stan, wizje, pisania, niew ychodzenia. I mówię, że to też było ja k podróże, a naw et lepsze. Inni potw ierdzają:

- T ak , to m usiało być w spaniałe17.

Nie z leżenia w ynika zatem b rak pow agi w zakończeniu Apokaliptyki. Iro n ia kryje się w sam ych słowach. Bo cóż to znaczy, że „będzie pachło / będzie w iuw ało” ? C oś n a pew no będzie, ale „nie ta k d u żo ” [R, s. 194]. Tym niem niej w w ierszach apokaliptycznych Białoszewskiego nie m a bez­ nadziejności, tragizm u. Jest spokojna zgoda n a to, co nastąpi. N ie ma b u n tu i rozpaczy, jest spokojne stwierdzenie, że przecież i ta k „ p o nas w szystko zam knie się na jed n e drzw i” [R, s. 174]. N ie słychać tu grzmotów, krzyków , tu ziem ia po p ro stu „m dleje, [a] słońce zapieje” [R, s. 173]. A p o k alip sa zostaje osw ojona. T u życie zwyczajnie „w ychodzi z m ody” [O, s. 107]. I z m ożliw ych „b ry ł nicości wyliże nas k ro w a ” [jw.]. Nie w iadom o tylko, z której strony się zjawi. Niewiele zresztą w iadom o.

a kiedy życie wyjdzie z m ody z pow rotem zejdą się w ody

z ogniem z szarzyzną słowo się odpoczątkuje ostatnie coś znieczuje

i od now a wyliże n as z b rył nicości

k ro w a k tó ra znajdzie się 9 czy k tó rą znajdzie sam o się 17 M . B i a ł o s z e w s k i , A A A m eryka , W arszaw a 1988, s. 80-81.

(10)

O tradycji literackiej. 245 U Białoszewskiego często pojaw iają się py tan ia dotyczące kształtów ontycznego bycia w zaśw iatach. P o eta udziela także odpow iedzi. N ie są one oryginalne, ale w now y sp o só b p rz e d sta w io n e . W szy stk o p o w ró ci do prajedni bytu, Logos zostanie cofnięty, nastąpi proces odw rotny do stw arzania świata. Skoro kiedyś „p o w szystkich m ożliw ościach niebycia / zrobiło się bycie” [O, s. 16], to teraz „odpocządkow yw anie” będzie oznaczało p o w ró t do niebycia, do nicości. Ludzkie esse mieści się zatem pom iędzy niebytem , „Niebycie trzym a nas z o bu stro n ” 18.

Biblijne piekło też ju ż nie przeraża. W chodzi się do niego przez szafę. Na d o d atek pom iędzy w ieszakam i m oże m ignąć „czerw ona su k n ia i czarne skarpetki / D a n te g o ” [O, s. 68]. Czasam i przedm iotem żartów m oże być także śmierć. N ie m a sensu obaw iać się jej, bo i ta k nas nie om inie. N aw et H amletowi

„nie wyszło nic a nic z tym jego

Byc albo nie bye” [Ow, s. 141],

chociaż „m yślał, że przeinaczy” [jw.]. P o cóż pytać: być czy nie być, skoro i tak się jest, a później i ta k nas nie będzie. „T ańczyć z przegięciem ” [jw.].

Święci u Białoszewskiego pozbaw ieni są p ato su . Są zw yczajni w swojej świętości, bliscy przeciętnem u człowiekowi, uśm iechają się. R ozm ow a św. Jana od K rzyża i św. Teresy z A vila kończy się uniesieniem obojga.

A no ja k się z B ratem Janem rozm aw ia to tru d n o się ustrzec uniesienia [BB, s. 361]

- mów i św. Teresa. Św. J a n trzym ał się krzesła, a i ta k „nie w ytrzym ał” [jw.]. Swoją opow ieść o dw ojgu świętych m istycznych nazyw a Białoszewski

Karmelicką plotą. K arm elicką, bo miejscem rozm ow y świętych jest zakon

karmelicki. P lo ta, bo nie m a tu taj wzniosłości tow arzyszącej opow ieściom o świętych. Jest to ja k gdyby przytoczenie zasłyszanej gdzieś historii.

O bok odw ołań biblijnych pojaw iają się także w w ierszach Białoszewskiego reminiscencje mitologiczne. Przew oźnik C h aro n czeka tu na duszę. Żegnający trupa

śpiewają i śpiewają - a bo wydaje się, że wsiąść że dopiero się zacznie [Os, s. 92]. Nic się jed n a k nie zacznie.

18 Cyt. za: A. S o b o l e w s k a , Ja to ktoś znajomy. P oetyka doświadczeń wewnętrznych

(11)

246 A neta K ula Tyle w szystkiego

co zdążą n a tym brzegu” [jw.].

T u ta j, przed wejściem na łódkę C h aro n a, trzeba w ypełnić sw oje zadanie. Później niczego się nie napraw i, nie dokończy, nie rozpocznie.

N a uw agę zasługują także wiersze, w k tó ry ch sytuacje zdarzające się w b lo k u , zostają po k azan e przez pry zm at odw iecznych, utrw alonych w li­ teratu rze d ram ató w . W tym celu p o e ta posługuje się literackim żartem i paro d ią. O d w ieków było w iadom o, że poecie tru d n o je st dostosow ać się d o w aru n k ó w zwyczajnego życia. T ak że tu taj

w m urze rurze K ról R u r

p ró b u je się przecisnąć. Jed n ak najgorzej z Irr eenem

i h a rfą [R, jw.].

O sobność poety nie ułatw ia m u egzystencji w m rów kow cu. Lilie, które u M ickiew icza stanow iły sym bol praw dy, były narzędziem k ary , wiedziały więcej, u Białoszewskiego m ogą być przyczyną zagrożenia d la ich posiadacza.

niesie same dzioby D zień

N oc [R, jw.].

Wie więcej od innych, zna praw dę. A le m oże to okazać się bardzo niebezpiecz­ ne, bo oto „pootw ierały się” i „zabiją p a n a ” [jw.].

P rzykładem w y k o rzy stan ia przez B iałoszew skiego elem entów kultury wysokiej jest także wiersz R ym y. W staropolszczyźnie słowo „rym y” oznaczało wiersz. D zisiaj m a ju ż zabarw ienie ironiczne. A le nie d la Białoszewskiego. R ym y, ta k ja k ballady, legendy, bliższe są zw ykłem u człow iekow i niż w yszukane koncepty poetyckie. T a bliskość m a ogrom ne znaczenie, bowiem „nie m a życia bez pisania” 19. R ym y to także rym ow anie, cyzelowanie form y. T a k ro zu m ian e p o zw alają n a określenie ich w tym przypadku idiom em w ysiłków poety: zapisyw aniem w postaci m ow y w iązanej dośw iad­ czeń, łączenia „życia i p isan ia” . Proces ten je st ograniczony „ram am i”, ram am i niedoskonałości słow a - ja k o narzędzia poetyckiego. Słowa są ram am i, „stan o w ią zakres i granice czegoś” 20. „Słow o obram iające nie tylko ukazuje coś, w yodrębnia, ale ja k b y bardziej k o n cen tru je uw agę n a obszarze zam kniętym , w owej - um ow nie ta k nazw anej - ram ie” 21. Skoro słowo to ram a - to wszystko, co ono ogranicza, nie jest słowem albo nie m oże nim być.

19 To w czym się jest..., s. 30.

20 Patrz: Słownik frazeologiczny ję zy k a polskiego, red. B. G ers, M . G oszczyńska, Warszawa 1968.

(12)

O tradycji literackiej... 247 To, co m ieści się p oza granicam i wypowiedzi i nie podlega w erbalizacji, paradoksalnie istnieje dzięki tem u, co w ypowiedzieć m o żn a. Słowo i m il­ czenie naw zajem się dopełniają, w yrażone i niew yrażalne albo istnieją obok siebie, albo nie m o ż n a o nich m ów ić w ogóle. R am y Białoszewskiego przywodzą n a myśl słynną m etafo rę pierścienia, k tó rą „posłużył się A. K ojeve w jednym z w ykładów heglow skich” 22: „W eźm y złoty pierścień. M a on otw ór i otw ó r ten jest rów nie istotny d la pierścienia ja k złoto: bez złota o tw ó r (k tóry zresztą by nie istniał) nie byłby pierścieniem; ale bez otw oru złoto (k tó re w szak by istniało) rów nież nie byłoby pierścieniem . Jeśli jed n a k przedziuraw iono atom y w złocie, nie jest bynajm niej konieczne szukanie ich w otw orze. [...] O tw ór jest nicością, k tó ra trw a (jako obecność nieobecności) tylko dzięki złotu, k tó re ją o tacz a” . Słow a-ram y k o n cen tru ją uwagę n a niew yrażalnym , n a drugim dnie, n a „ śro d k u p o e m a tu ” (to tak , jak u Różewicza).

Białoszewski pisze Kwadrat m ow y o sobie. K w a d ra t ju ż w starożytności wykorzystywany był ja k o sym bol wieloznaczny, figura magiczna. „Symbolizuje absolut, boski rozum , doskonałość, objaw ienie, b o sk ą Jeruzalem , cztery żywioły, cztery strony św iata” 23. Białoszewski „o włos, a byłby pięk n y ” [RZ, s. 171], byłby doskonały. A le m a „przerw ę we w łosach” [jw.], chociaż „jest bez przerw y” [jw.], ciągle, zawsze - zanim nie „w yjdzie z siebie” .

M ityczny Sfinks zadaw ał ludziom pytanie i zabijał, gdy nie uzyskał na nie popraw nej odpow iedzi. T ylko jeden człowiek o k azał się n a tyle m ąd ry , by stać się interlokutorem potw ora. U pokorzony zwierz rzucił się w przepaść. Tymczasem u Białoszewskiego Sfinks nie przegryw a z bystrzejszym od siebie. Przegryw a ze zwyczajnym cham stw em , k tó re

obeliskami bloków chodzi siada

i zsiada się

na sfinksa [Os, s. 256].

Chamstwo jest „pro m ien n e” [jw.]. D ociera w różne m iejsca, jaśnieje, roztacza blask. M ądrość, sym bolizow ana przez Sfinksa, nie świeci. T rzeba do niej docierać krętym i drogam i, trzeba ją odkryw ać.

Sienkiewiczowski latarn ik był sam , odcięty od ludzi, ich problem ów , zespolony z n atu rą. Białoszewski także m a poczucie odrębności. Jest

sam n a sam z białością z przezroczystością z widokiem

sam na sam [Os, s. 34].

22 Cyt. za: T. K u n z, Tadeusza Różewicza p o etyka negatywna, [w:] Literatura wobec

niewyrażalnego, red. W. Bolecki, E. K uźm a, W arszaw a 1998.

(13)

248 A neta K u la

Jego latarn ią jest wieżowiec. Ludzie są je d n a k blisko, niem al n a wyciągnięcie ręki. Ciągle ich słyszy, ciągle czem uś się dziwi. M a św iadom ość, że jego życie jest w jakiś sposób związane z życiem innych m ieszkańców mrówkowca. Słyszy ich przez ściany, widzi n a schodach. N ie są m u obojętni. N ie ucieka od nich ja k stary Skaw iński. Jest ich stróżem . Stróżem rzeczywistości. Jak przystało n a latarn ik a, rozśw ietla im ciem ność, daje rady:

N ie zabłądźcie. Bądźcie.

M ijajcie, m ijajm y się, ale nie om ińmy. M ińm y [Os, s. 66].

N ie om ińm y się zatem . N aw et on, latarn ik , stróż, nie om inie człowieka. Będzie i m inie. J a k każdy.

Białoszewski odw ołuje się także do tradycyjnych chw ytów literackich stan o w iący ch d om enę k u ltu ry elitarnej. Z a m y k a O broty rzeczy cyklem

Grotesek. Są to wiersze pełne subtelnej ironii i żartobliw ego dystansu wobec

w ykorzystyw anych konw encji poetyckich. C h arak te ry sty czn e je s t to, że groteska rodzi się tu taj nie w sferze św iata przedstaw ionego, ale powstaje n a skutek zderzenia patetycznej form y w iersza z przedm iotem poetyckiego opisu. K lucz nab iera ta k wielkiego znaczenia, że trzeb a stw orzyć jego „ stu d iu m ” [O R, s. 115]. Sprężyny i pasy w m a teracu przyw ołują n a myśl obrazy M atisse’a i B onnarda. Piec, a w zasadzie jego b rak , posłużył do n ap isan ia ody. Ody do radości. Z godnie z konw encją g atu n k u podmiot liryczny pow inien zw rócić się do radości (np. A n die Freude Schillera). T ym czasem tu ta j p a d a dum ne stw ierdzenie „m am p iec” [O R , s. 116]. Białoszewski ustaw ia się w opozycji do tradycji literackiej, znacznie obniżając patetyczną rangę gatunku. Jest to jego o d a do radości. O n m a p raw o nadać piecowi w artość g odną opiew ania w odzie. M a swój piec „p o d o b n y do bram y triu m faln ej” [jw.], dlatego zaśpiew a sw oja odę do radości. I chociaż zab io rą m u piec, to on i ta k znajdzie pociechę w „szarej nagiej jam ie” [jw.], k tó ra p o nim zostanie. „I to m u w ystarczy” [jw.].

I. U rb a n ia k 24 zw raca uwagę n a fakt, że zbitka słów „szaran ag ajam a” [jw.] zo stała w ystylizow ana n a język ja p o ń sk i. T o przyw odzi n a myśl filozofię W schodu z je d n ą z jej fu n d am en taln y ch tez o w yzbyciu się przyw iązania do rzeczy m aterialnych. Bo to „m arn o ść jest dla w ybranych” [O R, s. 58], ja k m ów i Białoszewski w Sw obodzie tajemnej. O n, wybrany, m a sw oją odę do radości, on będzie „śpiew ał eklezjastę” [jw.].

Przykładem parodystycznego nastaw ienia do elem entów k u ltu ry wysokiej jest specyficzne p o trak to w an ie spetryfikow anych pojęć, tj. wieszcz, muza,

(14)

O tradycji literackiej... 249 natchnienie. O kazuje się, że w iersz m oże pow stać w chw ili oczekiw ania na natchnienie:

M uzo N atchnjuzo

lak I ci I końców kuję z niepisaniow ości natreść mi ości

i uzo [M W , s. 242].

M uzie w ystarczy „końców kow ać” , d obierać odpow iednie rym y. D o p iero później m o żn a je „natreścić” . C óż to zatem za wieszcz, k tó ry dopasow uje treść do rym u? C o to z a poezja, której początkiem je st rym? „N am uzow y- wanie” [jw.] polega w tedy n a do d aw an iu treści d o ułożonych rym ów , jest appendixem do a k tu poetyckiego. N a d o d atek ów uśw ięcony przez tradycję poeta nie zn a w szystkich odpow iedzi. Jego p rorocze um iejętności zostają podane w wątpliwość:

- w ieszcz CO?

- a bo ja w iem ? [MW , s. 251].

W śród tekstów Białoszewskiego m o żn a w skazać przy k ład y n aw iązań do konkretnych gatunków literackich. „1 trzeba pom yśleć o różnych sp raw ach ” - zaczyna sw oją Autobiografię [O R, s. 97]. T em atem au to b io g rafii „jest życie au to ra, zdarzenia, których był świadkiem, jego dośw iadczenia, ew olucja zapatryw ań i postaw y wobec św iata” 25. Są autobiografie, „k tó ry ch autorzy usiłują zarysow ać jak ąś spójną koncepcję własnego życia, u k azać całościow y sens w łasnych dośw iadczeń, zbudow ać z nich p arad y g m at m ogący służyć innym ja k o pouczenie lub przestro g a” 26. Są autobiografie, „k tó ry c h autorzy skupiają się na analizie swoich przeżyć w ew nętrznych, n a kształtow aniu poglądow filozoficznych czy idei artystycznych” 27. Jest wreszcie Autobiografia Białoszewskiego, niesam ow ite „m yślenie o różnych sp raw ach ” [O R , s. 91]. Sprawy te zostają zestawione z zaparzaniem herbaty, w yrzucaniem garn k a z p o p io łem . B iałoszew ski nie p o d a je tu ta j ja k ie jś je d n o lite j k o n cep cji swojego życia, nie m ów i o ewolucji swoich poglądów . O n p atrzy n a ulicę. Ma poczucie osobności, trw ania w „ śro d k u rojącej się p u stk i” [jw.]. Tym niemniej, ta k ja k w tradycyjnej autobiografii, m ów i o sobie, o m iejscach, z którym i czuje się w jakiś sposób związany. M a sw oją kam ienicę „ z piętram i jak ewangelie” [OR, s. 103], m a sw oją „stajenkę z m irrą, kadzidłem i złotem ”

22 M . G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i c z o w a , Słownik terminów literackich, W rocław 1988. 26 Tam że.

(15)

250 A neta K ula

[OR, s. 106]. O n sam tkw i pom iędzy zwykłymi spraw am i a nieskończonością. Czasem także i „ n a jego pow iekach k to ś się trzęsie sm u tn o ” [O R , s. 97]. Z adum a? Sm utek? Św iadom ość kruchości bytu? A m oże to „ p ta k perspekty­ w y” [jw.], pew ność, że funkcjonuje się pom iędzy niebem i ziem ią n a prawach K afkow skiego człow ieka zniew olonego przez dw a łańcuchy. „K ied y dąży do ziemi, dław i go obro ża nieba, kiedy zaś zdąża d o nieba, dusi go obroża ziemi” 28. K am ienny tró jk ąt ziemi i falujący nieba w yznaczają perspektyw ę dla dośw iadczającego rzeczywistości. C harakterystyczne jest użycie przez poetę słowa „ tró jk ą t” . Ziem ia i niebo m ają tutaj kształt tej właśnie figury geometry­ cznej. W D ziennikach H eb b la czytam y: „ A rty sta m a w głowie sam e tylko kuliste postacie, zwykły człowiek same tró jk ąty ” 29. N ie wiem, czy Białoszewski czytał H ebbla, wiem jednak, że doskonale znał symbolikę podstaw ow ych figur geometrycznych, czemu dał w yraz chociażby w wierszu Kwadrat m owy o sobie. P atrząc przez okno, widzi tró jk ą t, a nie k w ad rat czy koło, widzi „zw ykłą” figurę, mniej naszpikow aną sym boliką, nie będącą idiomem doskonałości. Nic dziw nego, sk o ro „bycie” człowieka nie jest doskonałe. W kolejnych wersach tekstu pojaw ia się określenie: „piram ida spraw codziennych” . Skoro piramida, to m usiał też pojawić się trójkąt. T a in te rp re ta q a nie przeczy jed n a k prawdzi­ wości mojego wcześniejszego wywodu. Ciąg m yślenia autobiograficznego kon­ tynuuje w iersz M ó j testam ent śpiącego. Z godnie z konw encją g atu n k u , jest w tym wierszu życzenie poety skierowane do pozostających przy życiu. Wyraża on przekonanie, że liczą się rzeczy zwyczajne, codzienne. O ne implikują sensow ność ludzkiej egzystencji.

więc napraw dę pam iętajcie parasol [OR, s. 93].

U tw ó r ten nie jest je d n a k pożegnaniem ze św iatem (tak ja k tradycyjne testam enty). P odm iot liryczny spokojnie stw ierdza, że „w k o ń cu wyleci ze sk o ru p y ” [jw.]. N ic w tym dziwnego. Jeśli będzie m ógł, to

jeszcze ileś razy porozlepia swoje kredy gipsy [jw.].

Później p o p ro stu „w yleci” , po cichu, bez pożegnania.

W krąg tradycji literackiej wpisuje się Białoszewski także sw oją Wycieczką

do Egiptu. T en cykl kilkudziesięciu utw orów m a cechy charakterystyczne

dla g atu n k u literackiego, jakim jest podróż. G atu n ek ten to u tw ó r „przy­ bierający form ę opisu pod ró ży lub posługujący się tem atem p o d ró ży jako

21 F. K a f k a , Okno na ulicę, przel. A. K ow alkow ski, R. K arsl, G d ań sk 1996, s. 117. 29 Cyt. za: T. R ó ż e w i c z , Przygotowanie do wieczoru autorskiego, W arszaw a 1977, s. 171

(16)

O Lradycji literackiej. 251 głównym w ątkiem fabularnym bądź kom pozycyjnym ” 30. „W ycieczka” Biało­ szewskiego zaw iera konstytutyw ne cechy podró ży X IX-wiecznej. M o żn a bowiem w skazać kolejne m iejsca p o b y tu p o d m io tu lirycznego, „m o żn a dokonać rekonstrukcji trasy wycieczki. T ra sa ta stanow i oś tem atyczną i kom pozycyjną cyklu” 31.

Zanim co piwo

H aberbusch [...]

sfinksy na butelkach [R, s. 230],

później ,ja z d a przez śnieg z Saskiej K ępy n a lotnisko w W arszaw ie” [R, s. 232]. W reszcie K air i jego „O jcow ie Z ad żu m ien i” [R, s. 233]. K olejny etap stanow iła wycieczka do piram id, F ay u m , rejs p o N ilu, A ssu an , L uksor.

A u to r-p o d ró ż n ik je s t tu ta j głów nym b o h aterem . Jeg o sp ostrzeżenia, poglądy są „nieodłączną częścią św iata przedstaw ionego” 32. T o o n podziw ia, komentuje, a czasem „zagląda do sw oich b an an ó w p o d łó żk o ” [R, s. 252]. Opisowi podróży tow arzyszą fragm enty dotyczące wiedzy z zakresu historii, archeologii, opisy ludzkich zachow ań. W sp o m in a „ p rzem ło tk o w y w an ie Totm esa” [R, s. 253]. Jest doskonałym obserw atorem zachow ań w spół­ towarzyszy wycieczki:

Polki na dworcu w Assuanie - zrobię pranie w Luksorze - ja też [R, s. 245].

Opisywane dośw iadczenia znane są autorow i z autopsji.

W ycieczka do Egiptu stanow i w yraźne naw iązanie d o P odróży do Z iem i Świętej Słowackiego. „Ilu tu Ojców Z adżum ionych” [R, s. 233] - w oła

Białoszewski. T o przyw ołanie u tw o ru Słow ackiego im plikuje p o ety ck ą polemikę z w ielką tradycją literacką. W zaw ołaniu Białoszewskiego nie m a tragizmu i patosu znam iennego dla rom antycznego tekstu. T u ta j każdy Arab jest ojcem zadżum ionym . D o k o n ało się zrów nanie pojęć. Białoszewski na każdym kro k u podkreśla sw oją w sto sunku do Słowackiego osobność w oglądaniu starożytnego św iata. Słowacki pyta:

Piram idy, czy została Jeszcze je d n a tru m n a głucha G dzie bym złożył m ego ducha?33

30 J. K a m i o n k a - S t r a s z k o w a , Podróż, [w:] Słow nik literatury X I X wieku, red. J. Bachórz, W arszaw a 1994, s. 698.

31 Tamże. 32 Tam że, s. 699.

33 J. S ł o w a c k i , Rozm owa z piram idam i, [w:] t e n ż e , Utwory zebrane, t. 1, red. J. K rzy ­ żanowski, W arszaw a 1965, s. 27.

(17)

252 A neta K ula

Tym czasem duch Białoszewskiego jest daleki od m yśli o śmierci. Poeta „dojechał do p iram id ” [R, s. 233] i „we w ściek” [jw.], bo „k aru zela, krzyk” [jw.].

Słowacki, płynąc po M o rzu Śródziem nym , „w idział lotne w powietrzu b o c ia n y ” 34, a B iałoszew ski „ro z d z ie la śro d e k o d niesk o ń czo n o ści" [O, s. 38]. M orze jest bezkresne, w szechśw iat - nieskończony. P o eta jest n a m orzu, „ n a czubku plan ety ” [O, s. 40], w środku. A m oże środkiem? T rzeb a oddzielić środek, chociaż i ta k w szystko ro zto p i się w nieskoń­ czoności, trzeba oddzielić, aby były „bycia, co będą bełtać niebyciami” [O, s. 4].

Słowacki w ybierał się na W schód, będąc przekonanym , że ta egzotyczna p o d ró ż będzie ukoronow aniem losu tułacza.

D iabeł postaw ił go n a wieży św iata sm utnego życia nicością i pokazał wszędzie

pustynie mówiąc: Tam ci lepiej będzie35. Tym czasem Białoszewski:

jechał d o Egiptu

sprawdzić naczelną m etaforę styk z wiecznością [R, s. 257].

N ie zastanaw iał się długo nad wyjazdem . Poszedł spać, myślał sobie

- a gdybym i j a tak pojechał posprawdzać? [R, s. 232]. Spraw dził, że

księżyc na m eczetach jest taki

ja k n a niebie, bo wisi now iem położony n a plecach [R, s. 251].

Spraw dził, że „św iat jest podo b n y do siebie, bo chłop egipski idzie z krową m iędzy płotem a p eronem ” [R, s. 246], praw ie ta k ja k w Polsce. Słowacki nie sprawdzał. W edług R. Przybylskiego, szukał w piram idach „strupieszczenia duszy” 36, form y zm um ifikow ania, k tó ra rozw iązałaby jego kłopoty. Pod wpływem uro k u piram id napisał: „[...] n a oczach usiadła m i dusza”37. Białoszewski n ato m iast „we w ściek” [R, s. 233], gdy o kazało się, że nie jest sam w obliczu jednego z cudów świata.

34 J. S ł o w a c k i , H ymn, [w:] t e n ż e , Utwory zebrane, s. 28.

33 J. S ł o w a c k i , Podróż do Z iem i Świętej, Pieśń I, G dańsk 1987, s. 30. 36 R. P r z y b y l s k i , Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód, K rak ó w 1992. 37 J. S ł o w a c k i , Piramidy, [w:] R. P r z y b y l s k i , Podróż..., s. 552.

(18)

O tradycji literackiej.., 253 D la Słow ackiego piram idy były sym bolem wielkiej tru m n y , sarkofagu, który zdoła pomieścić zm um ifikow ane idee, nadzieje, sym bolem grobu dla narodu:

Piram idy, czy wy m acie Takie trum ny zbawicielki A by naró d cały, wielki T ak na krzyżu, w m ajestacie W nieść, położyć, uśpić cały I przechow ać na dzień chwały?38

Białoszewski patrzył n a piram idy tak , ja k p atrzy wrażliwy tu ry sta na pom niki zamierzchłej przeszłości. N ie trak to w ał ich ja k grobów w artości i założeń ideowych. W idział tu „tru p y zam ienione w zab y tek ” [R, s. 234] albo „chociaż futerały” [jw.].

Słowacki, płynąc po N ilu, był - ja k m ów i Przybylski - przerażająco sm utny i obojętny. Ciągle tow arzyszyła m u m yśl o śmierci. W Pieśni na

Nilu prow adzi rozm ow ę z przewoźnikiem, który staje się tutaj kimś wiodącym

dusze do krainy cieni. W szędzie czai się śm ierć: w chatce n ad brzegiem, w odległych piram idach. Jakże inny jest przew oźnik Białoszewskiego. On „rozpędza łódź na h ip o p o tam y ” , żeby podróżnym „p o d o b ało się z ban iem ” [R, s. 234]. P rzejażdżka Białoszewskiego po N ilu jest zupełnie in n a od podróży poety-rom antyka. N ie m a tu sm utku, m yśli o śmierci. W ręcz przeciwnie. P a d a tu taj radosne stwierdzenie:

ach ja k przyjemnie

kołysać się wśród Гаї [R, s. 241].

„S to m il od brzegu i sto mil przed brzegiem ” 39 Słow acki p o p a d ł w głęboką m elancholię, pogrążył się w m etafizycznym sm utku. W wierszu- m onologu w ekstatycznym uniesieniu opow iada o swojej sam otności, o nie­ pokoju zw iązanym z niem ożnością p o zn an ia miejsca, „gdzie się w m ogiłę położy” [jw.]. Słońce „rzucające ostatnie błyski” [jw.] na M o rze Śródziem ne skłoniło go do refleksji, do śpiew ania Bogu hym nu-skargi. Białoszewski pisze n ato m iast W ypisy z m orza. W ypisy, k tó re nie są spow iedzią sm utnej jednostki opow iadającej Stwórcy o tym , co ją boli. Białoszewski staw ia pytania dotyczące istoty „b y cia” :

Co być musi?

Co serce zaspokoi? [O, s. 39]

i form ułuje rzeczowe odpow iedzi: „O bojętność, o b tu rlać się w niej” [jw.], „Bycia bełtają niebyciam i” [O, s. 38]. T en o statn i p o stu lat p o d d a kiedyś

38 J. S ł o w a c k i , Rozm owa z piram idam i, s. 27. 39 J. S ł o w a c k i , H ym n , s. 28.

(19)

254 A neta K ula

poeta rewizji. C horoba, ból, spacery ze zwojami kabli uniew ażnią dotychczaso­ we konstatacje o ontycznej proweniencji. O każe się, że jest „odw rotnie i wcale” [jw.]. T o chwile „niebycia” , utraty przytom ności zaczną decydow ać o istnieniu (albo nie-istnieniu). Jest „w cale” , bo czy m o żn a pow iedzieć, że organizm podtrzym yw any przy życiu przez urządzenia m edyczne jeszcze , j e s t ” ? Wydaje się, iż bycie „w cale” oznacza stan pośredni pom iędzy istnieniem a „wyjściem z siebie / n a nicość” [O, s. 97]. W innym utw orze p o e ta zauw aża, iż oto

N agłe odkrycie: przecież napraw dę jesteśm y n a sam ym czubku planety,

ale to nie tylko tu i dziś, zawsze, wszędzie [O, s. 40].

T o , o czym wiemy, staje się epifanią w mom encie, gdy je sobie uświadomimy. P o d ró ż na W schód nie przy n io sła Słow ackiem u u k o jen ia. „W idział piram idy, ale stracił za to obraz, k tó ry sobie o nich jeg o im aginacja w ytw orzyła”40. Tym czasem Białoszewskiem u

sprawdziło się

- n a w ylot” [R, s. 257].

P iram id a rzeczywiście o k azała się „stykiem z n iesk o ń czo n o ścią” [jw.], potw ierdzeniem ciągłości istnienia, asum ptem d o w yrażenia explicite stwier­ dzenia, że w Egipcie - „pra-C h eo p siarn i ludzkości” [R, s. 240] - możliwe je st „tarło w ieków o siebie” [R, s. 234].

A nalizując odw ołania Białoszewskiego do ku ltu ry wysokiej, w arto zwrócić także uw agę n a podobieństw o niektórych jego wierszy d o tradycyjnych h aik u i koanów .

- [...] Czy o n rozw iązał swój koan? Jak myślisz?

- R ozw iązał, ale nie um iał tam zostać. N ie był m istrzem . M yślę, że on nim bywał. Na zasadzie doskoku. D oskok to było jed n o z jego ulubionych słów. M iro n m a ta k ą dziurę do n ieba. O n n ieraz o tym nie wiedział. N agle - je st dziura. Więc doskoczy tam . I ciach, z p ow rotem był n a ziemi. M iro n wiedział, że istnieje ta k a możliwość i p o tra fi z niej skorzystać. A le tego nie m a w jego twórczości. T am są same błyski i rozbłyski41.

T a k ja k w zen. Zen to rodzaj m edytacji. „C en tra ln ą, a tak że najm ocniej p o d k re śla n ą n a u k ę w zen stanow iło to , że p o p rzez m ed y tację m ożna o siągnąć sato ri (oświecenie), intuicyjny w gląd w to, co przew yższa logiczne różnicow anie. P o m o cą w osiągnięciu sato ri byla m e d y ta c ja ” 42. W edług A. Sobolew skiej, sposób p o strzeg an ia św iata przez B iałoszew skiego byl

40 Korespondencja J. Słowackiego, [w:] J. S ł o w a c k i , Utwory zebrane, t. 1, s. 343. 41 A. Ż y r o w s k a , W ażny je st lot, [w:] Miron. Wspomnienia o poecie, oprać. H . Kirchner, W arszaw a 1996, s. 243.

42 J. G i r o u x , Wprowadzenie do zen i kultury Japonii, przel. E. Tom aszew ska, [w:]

(20)

O tradycji literackiej.. 255 bliski zen. Z en to postaw a życiowa, której celem jest osiągnięcie intuicyjnego kon tak tu z rzeczywistością. „W zen słowa nie w ystarczają. W ielorakość zdarzeń zostaje zastąpiona intensyfikacją” '13. I u Białoszewskiego w rażenia zostają zintensyfikowane, dokonuje się k o n tak t z rzeczywistością, z konkretem . W yraźne są związki Białoszewskiego z zen, a co za tym idzie - z haiku.

H aik u wywodzi się z haikai-no renga, czyli z dow cipnej i żartobliw ej odm iany rengi44. W iersze Białoszewskiego nie są typow ym i haiku. P rzy p o ­ m inają je je d n a k p o d w ielom a względami. „H aik u to w ypowiedź zakończona treściowo i form alnie. W ystarczyć m a połow a środków w yrazow ych p o ­ trzebnych d la w yrażenia danej treści, by wypowiedzieć całość tej treści” 45. H aiku jest pozbaw ione jakichkolw iek szczegółów, jest m aksym alnie sk o n ­ densow ane znaczeniowo. Zm usza czytelnika do w ysiłku intelektualnego.

śpiące zimno

bełtanie się w ody i tchu zbliża się świat [Os, s. 286],

„bełta się m o w a” , jakieś zim no śpi. M oże to zbliża się świt? M oże my zbliżamy się do św iata, bo dotychczas w szystko spało, a z „ b e łta n ia ” nic się jeszcze nie urodziło? G ra intelektualna nie m a końca. K ilk a w yrazów , a tak wiele sensów. „Praw ie h aik u ” 46.

’ Z adaniem czytelnika jest „dośpiewanie sobie wszystkich szczegółów z w łas­ nego zasobu doświadczeń, jakkolw iek m ogą być one inne niż w doświadczeniu a u to ra ” 47. T o czytelnik m usi odpow iedzieć sobie, jak i sens m a rzeczywistość, w której istnieją dwie cisze i to na dodatek „słyszane n a o b a uszy” [R, s. 162]. Jedność przestaje być całością, następuje rozdw ojenie zmysłu.

Inny przykład: Jednakow ość tuczy

nie zawsze, nieraz wciąga [R, s. 169].

Jednakow ość czegoś czy jednakow ość w ogóle? P oeta nie daje odpowiedzi. Być jed n ak o w y m , takim ja k wszyscy, to znaczy nie m ieć p roblem ów im plikujących nieprzystosow anie do rzeczyw istości-faktyczności, być „ u tu ­ czonym” spokojem egzystowania. Jednak „jednakowość” m oże też nas „wciąg­

43 S. F a g e r b e r g , Iluminacja, przeł. A. K rajewski-Bola, „Poezja” 1975, n r 1, s. 29. 44 R enga - poem at łańcuchow y w literaturze japońskiej. Składa się z 36, 100 lub 1000 zwrotek zbudow anych z trzech lu b dwóch wersów. N ie p osiada rym ów i je d n o ro d n ej treści, ponieważ tem atycznie wiążą się tylko sąsiadujące ze sobą zw rotki, dzięki czemu treść i nastrój zmienia się ja k w kalejdoskopie. Tw orzone były zespołowo.

45 W. K o t a ń s k i , Japoński siedemnastozgloskowiec haiku, „Poezja” 1975, n r 1, s. 9. 46 T. C i e ś l a k , Prawie haiku, [w:] O wierszach M irona Białoszewskiego, s. 112. 47 W. K o t a ń s k i , op. cii, s. 9.

(21)

256 A neta K ula

n ąć” , m oże spow odow ać, że nie będziem y w idoczni. M o że zatem lepiej nie być jednakow ym ? Słowo „w ciąga” sugeruje jeszcze je d n ą m ożliw ą wykładnię interpretacyjną. M oże oznaczać proces stopniow ego przyzw yczajania się do „tak o sam o śc i” , k tó ra je st pociągająca, b o w ygodniejsza, m niej konfliktow a.

„ P o e ta szkoły B asho nie pow inien tw orzyć w o derw aniu od scenerii k o n k re tn e j”48. Białoszewski przestrzega tej zasady. W idzi

ścisk zim na pogorszenie św iala

sarkofagi ludzkości z betonu [Os, s. 285].

W idzi zw yczajne zacieki, chociaż są to dla niego góry

w idziane z góry księżyca [R, s. 170].

K o n k re t spełnia w haiku isto tn ą rolę. Zestaw iony z całością umożliwia w ydobycie ogólnego sensu. D zięki tem u sugerow ana jest jed n o ść świata, nierozerw alny zw iązek rzeczy ze zjaw iskam i o ch arak terze uniw ersalnym . Tę spójność św iata doskonale obrazuje w iersz z Rozkurzu:

ja d o o k n a trw a w wodzie w oda w błysku błysk n a mnie szum co? co? wszystko zgasło [R, s. 177].

Zwyczajna sytuacja prow adzi do enigm atycznych p ytań. P o d m io t liryczny w ygląda przez okno. W idzi m o k rą od deszczu traw ę. W o d a odbija światło, błysk ogarnia także oglądającego. N a dodatek błyszczy się m o k ra szyba (może widzi w niej swoje odbicie?). T o w ydarzenie skłania p o d m io t liryczny do zastanowienia się nad sytuacją człowieka w ogóle. „Co? Co?” M oże stanowimy jedność ze światem? M oże będziem y mogli tę jed n o ść d o p iero osiągnąć:

lecą krow y po niebie o ja

o wy [R, s. 173].

M iłosz we Wprowadzeniu do swoich tłum aczeń haiku stw ierdza, że piszący haiku m usi „wyzbyć się siebie i przenieść się w oglądany przedm iot, bo tylko w tedy m oże uchwycić jego tak o ść” 49. Białoszewski - posłuszny tej

“ Tam że.

(22)

O tradycji literackiej. 257 koncepcji - „rozw odzi się ze so b ą ” [R, s. 205]. T en niecodzienny rozw ód dokonuje się w zwyczajnym deszczu. P o d m io t liryczny „szarzeje i klei się do szyby” [jw.]. R ozw iódł się. N ie m a J a ” - trochę tu, trochę tam . Podzielił się. W poezji Białoszewskiego następuje od w ró t od podm iotow ości ku czystej percepcji. „R o zb u jan ie i przelecenie przez siebie” [Os, s. 260] daje możliwość obejrzenia „tak o ści” przedm iotu, jego istoty. T rzeb a oglądać bezpośrednio, bez p u n k tu odniesienia. T rzeba odczuć jed n o ść z p rzed ­ miotem:

pow ietrze n a pow ietrzu deszcze n a deszczu my n a kuli [R, s. 143],

jedność z tym , co było, dobry „styk z w iecznością” [R, s. 193].

D o sk o n a łą egzem plifikacją m ożliw ości w yzbycia się osobow ości jest krótki wiersz z R o zku rzu : „wiszę nad sobą / to zastanow ienie” [R, s. 191]. Podm iot liryczny jest podzielony. Jest na dole i n a górze. W górze zastanaw ia się nad tym , że jest też gdzieś tam , nisko. A le czy jest zawsze? Bo oto

w ącham y się nos w nos ja i los napięcie śmiech on je st zmyśleniem ja zaraz też [R, s. 195].

N iektóre wiersze Białoszewskiego, bliskie haiku, są p o d o b n ie ja k one zbudow ane w oparciu o dow cipny koncept:

pociąg lata na boki, staje - K om om bo

m uchy wsiadły [R, s. 247].

Jed n ak nie n a dow cipie kończy się w ydobyw anie ukrytych sensów z tego krótkiego tekstu. W siadły m uchy, ta k ja k wcześniej w siadali ludzie. Owady są zatem rów nie ważne, d la nich też zatrzym uje się pociąg. Człow iek nie hierarchizuje tutaj przestrzeni, ale ja k o jeden z jej elem entów tej hierarchizacji podlega.

W ażn ą cechą h aik u je st k o n tra st. T o „zestaw ienie przeciw staw nych obrazów rodzi napięcie [...]. O statni wers przypom ina zb u rzo n ą n a chwilę harm onię” 50. T akże tę cechę m ają niektóre teksty Białoszewskiego:

(23)

258 A n eta K ula B arw ny ich strój am aran ty pod szarym to k o t je róże [R, s. 149].

A zatem nie am aran ty , ale k ot. N a d o d a te k jedzący róże. W iedza, jaką m ieliśm y po lekturze pierw szych dw óch w ersów, uległa zburzeniu. Kwiaty zostały zestaw ione z k otem , k tó ry tra k tu je je ja k o pożyw ienie. W innym w ierszu czytam y, że lato „koci się koci” [R, s. 247], co od razu powoduje, iż zaczynam y m yśleć, że jest ciepło, że nie w idać jego k o ń ca. I nagle okazuje się iż o no tylko „koci się ch m u ram i” [jw.].

O so b n ą grupę tekstów stanow ią wiersze m ające p o stać jed n eg o zdania, jednego stw ierdzenia. P rzypom inają o n e k o any. M ed y tacja n ad koanem była w zen p o m o cą w osiągnięciu satori. K o a n o p arty jest n a paradoksie. R ozw iązać k o a n m o ż n a jedynie „przez uw olnienie um ysłu od świadom ego logicznego różnicow ania i przez d o tarcie d o podśw iadom ości” 51. Rozwiązać k o an to znaczy odnaleźć sens ukryty p o n ad tekstem , uchw ycić całość, znaleźć odpow iedź n a fu n d am en taln e p y tan ie rodem z P latońskiego zdzi­ wienia. P raw ie k o an y Białoszewskiego sy tu u ją się w kręgu kluczow ych dla uniw ersum zagadnień, np. „B yć / to źle / a nie” [R, s. 173], „R ozpuśćm y się / nie będzie źle” [R, s. 173]. T ylko całkow ita jed n o ść ze św iatem , tzw. „rozpuszczenie się” w świecie je st ratu n k iem przed bezsensow nością ist­ nienia, tylko w tedy „nie będzie źle” . Stanow i także naw iązanie d o hindus­ kiej tradycji, w myśl której roztopienie się we wszechświecie jest najwyż­ szym szczęściem dla człowieka. B udda głosił, że człowiek zupełnie niepo­ trzebnie przyw iązuje się do swej osobow ości i przebyw a w ten sposób kolejne ziem skie wcielenia. G dy pojm ie sw ą niedoskonałość, zryw a więzy łączące go z tym , co doczesne i osiąga w yzwolenie od cielesności, toż­ samości:

C ała ow a cielesność, uczucie, postrzeżenie, dyspozycje i św iadom ość nie są. m oje, nie są m oim ja, nie są m oją jaźnią; tak m usi uw ażać zaiste ten, k to m a właściwy pogląd. Ten, kto tak uw aża, o mnisi, wiedzący, szlachetny słuchacz, wyrzeka się cielesności, uczucia, postrzeżeń, dyspozycji i świadom ości. W yrzekając się tego, uwalnia się od pragnienia. D zięki zanikowi pragnienia osiąga wyzwolenie. W yzwolony uzyskuje wiedzę o swoim wyzwoleniu. Ponowne narodziny są zniszczone, święty żywot zakończony, obow iązek je st wypełniony; nie m a już pow rotu d o tego świata, to uśw iadam ia o n sobie52.

51 J. G i r o u x , op. cit..., s. 9.

52 Zob. E. F r a u w a l l r e r , Historia filo zo fii indyjskiej, t. 1, wstęp G . Oberhammer,

(24)

O tradycji literackiej. 259 D o tej filozofii wróci Białoszewski w wierszu Spraw a podejrzana [BB, s. 355]:

Z apytałem o somę (ak u rat czytałem coś z fi

lozofii, z Indii). T u był n a dole ten napis. Som a... i coś...

- ciało

- a (?)

- poniew aż tu są moi pacjenci chorzy na ciele i duchu - patrzał, to m ówiąc n a swoje buty...

O prócz filozofii indyjskiej czytał m oże Sum m ę filo zo ficzn ą św. T om asza, na co w skazyw ać m ogą: „so m a” i „coś z filozofii” . Spraw dzał, ja k kluczow e dla człow ieka pojęcia: dusza i ciało rozum ieją dw a odm ienne kręgi kulturow e. Św. T o m asz m ów i, że nieśm iertelna d u sza utrzy m u je przy życiu ciało dopóty, d opóki go nie opuści. Ciało jest jej p o d p o rząd k o w an e, przez nie „duch lata, m a c h a ” [O, s. 87], d o p ó k i po k o n u je wszelki o pór, w ywiera naciski. Czas „k a p ie ” [R, s. 172], a św iat „zaw sze jest w drzw iach niebycia” [R, s. 181]. O to jest, ale wystarczy k ro k - do p rzo d u czy do tyłu - i m oże przestać być.

W ykazałam , iż wiele wierszy Białoszewskiego m a cechy w spólne z japońską poezją. A le podobieństw a, naw et liczne, nie św iadczą jeszcze o tożsam ości zjawisk. T a k sam o wierszy B iałoszew skiego nie m o ż n a nazw ać h a ik u i koanam i. T a k a sym plifikacja byłaby m a n ip u la q ą krytyka, k tó ry koniecznie musi szufladkow ać, naciągać kostium y teoretyczne n a poezję w ym ykającą się często wszelkim p ró b o m klasyfikacji, naw et najbardziej w yrafinow anej. „W ygasam y” [Os, s. 120] - konkluduje poeta. Wszyscy wiemy, że „duże liście są duże, m ałe liście są m ałe” 53. T ak ie jest „p raw o b u d d y ” 54. Wszyscy wiedzą, że po nocy przychodzi dzień, że „noc ślizga się n a liściu” [R. s. 184], a później „ ran o leży po ciem ku” [Os, s. 119]. T akie jest p raw o Białoszew ­ skiego.

Przedstaw iona analiza w ykorzystyw ania przez Białoszewskiego elem entów kultury wysokiej w skazuje n a to, że p o e ta często polem izuje z tradycyjnym i w ielkościam i. O d a w cale nie m usi być p atety czn a. „ K rą ż ą ” nie tylko planety, lecz także przedm ioty, jeżeli będziemy je po p ro stu obracać. D o zwyczajnego życia, do tego „nieprzerw anego dyluw ium p ery fery jn eg o ” [OR, s. 45] nie przystaje p a to s i koturnow ość, chociaż m o żn a o nim m ów ić z em fazą, chociaż nie są m u obce laudacje oglądającego.

53 S. F a g e r b e r g , op. cit..., s. 29. 31 Tamże.

(25)

260 A neta K ula

Szczytem doskonałości była dla Białoszewskiego k u ltu ra religijna i po­ ezja M ickiew icza. Ze w zględu na szacunek, jak im darzył wieszcza, stosun­ kow o rzadko naw iązyw ał do jego tekstów . N aw et gdyby „chciał coś takiego n a to uczucie napisać, m usiałby a k u ra t ta k ja k M ickiew icz. T o ideał” 55. O wiele częściej pojaw iają się odw ołania do ku ltu ry religijnej. Białoszews­ kiego interesuje sposób, w ja k i religijność żyje w potocznej świadomości, ja k i wpływ w ywiera n a zachow ania ludzi. Z podob n y ch przyczyn wynika zainteresow anie poety Biblią. Z w raca on uwagę na żyw otność niektórych m etafo r, pojęć, m otyw ów , n a ich obecność w codziennym życiu. „T o, co n a nim n a całe życie zrobiło w rażenie, to spraw a nieszporów . D ziw iło go, skąd w K ościele tyle Syjonu, żydow skich spraw , życiow ych, o zbożu, 0 gadaniu w bram ie do swych nieprzyjaciół, o ro b o tn ik u , co dom buduje. P otem wyszło. N a jaw . Że to psalm y D aw ida. Później doszło do niego, że to, co procesja śpiewała n a Boże Ciało: « K to się w opiekę» - to też jeden z tych 150 psalm ów . I spełniło się najśm ielsze życzenie. I D aw ida. I K o ­ chanow skiego. Że go tyle ludzi, tyle czasu, w tylu m iejscach śpiewało, śpiew a ja k o coś odw iecznego, p o lskiego” 56. B iałoszew skiego interesuje funkcjonow anie różnych k u ltu r w zwyczajnym życiu. N aw et jeśli „autor zszedł do roli anonim a. Czyli - w szystko jed n o . Idzie o to, żeby szło. Miało wzięcie. D ziałało. Żyło. A o autorze, czy k to wie coś - nazw isko, parę rzeczy, czy nic - to po iluś set latach, po tych tysiącach, p o naprzekładaniu 1 tak n a jed n o w ychodzi” 57. Sam o zjaw isko religijności nie w ydaje się aż ta k interesujące. W ażne jest jego „wzięcie, działanie” . Interesow ał go także Słowacki, „nie ten naw et od K o rd ia n a , którego («puszczajcie m nie, pusz­ czajcie, ja m carów m orderca») robił w przejściu, p od św iatło w amfiladzie sztalug [...]. Bardziej go ciągną «Beniowskie», «K róle D uchy», «Samuel Z borow ski»” 58. N a Sfinksa i piram idy patrzył jed n a k „ o so b n o ” .

W w ierszach Białoszewskiego sacrum i profanum zam ieniły się miejs­ cami. G ran ica pom iędzy nim i jest płynna. A u to r Oho nigdy nie oddzielał poezji od życia. N a swoich „ w to rk ach ” w łączał m uzykę B acha lub śpiewy gregoriańskie. Z w ymieszaniem k u ltu r szło w parze w ym ieszanie porząd­ ków w życiu codziennym . Spał w dzień, pracow ał i baw ił się w nocy. Ściany m ieszkania pom alow ał na czarno, zasłonił okna. In n i pisali poetyki „jak o ś p o d h eco w an e, a o n w ten sposób nie. A le m yślał, co to jest św iadom ość. Ś-w iadom ość. W iadom ość o «ś». Czyli o sobie. I o tym wciąż pisał” 59.

55 M . B i a ł o s z e w s k i , O tym M ickiewiczu, s. 299. 56 Tam że.

57 Tamże. “ Tamże.

Cytaty

Powiązane dokumenty

1. Na etapie przekształcen´ ustrojowych, jakie dokonuj ˛a sie˛ w Polsce od 1989 r., nie moz˙na pomin ˛ac´ problematyki relacji zachodz ˛acych mie˛dzy pan´stwem i Kos´ciołem.

Zarysowana tu konstrukcja pozwala również na wprowadzenie pojęć analitycznego, kontradyktorycznego i syntetycznego zdania języka L. Zdania te zaliczyć zatem możemy do

Dysponując bowiem tak rozumianym pojęciem zda- rzenia punktowego możemy — za pomocą odpowiednich relacji zachodzących po- między zdarzeniami tego typu — zdefiniować

Kilka krytycznych pytań pojawia się także w odniesieniu do jego poglądów teologicznych, filozoficznych i koncepcji pedagogicznej.. Abstract: The author takes up a discussion

Ustawą z dnia 13.IV.1960 r. 4 banki oraz spółdzielnie oszczędnościowo-pożyczkowe były obowiązane przestrzegać tajemnicy co do obrotów i stanu rachunków swoich

Na zawieranie transakcji eksportowo-importowych przedsiębiorstwo musi uzyskać specjalne zezwolenie Ministra Handlu Zagranicznego (art. Ten warunek obowiązuje tylko w

Patronacki Zakład Opieki nad Dziećmi w Zbójnej Górze opiekował się pozbawionymi opieki dziećmi więźniów politycznych.. Działała także