Jan Pryszmont
Biuletyn teologicznomoralny
Collectanea Theologica 47/4, 87-103
Collectanea Theologica 47(1977) fasc. IV
BIULETYN TEOLOGICZNOMORALNY
Zawartość: I. WYPOWIEDZI PAPIESKIE. Św iętość i godność człowieka. II. SPRAWOZDANIA. 1. Odpowiedzialność ekologiczna. Sympozjum Societas Ethica 1976. — 2. Sesja na tem at czystości przedm ałżeńskiej. III. Z NOW SZYCH PUBLIKACJI. 1. Z teologii grzechu i nawrócenia. — 2. W kręgu etyki lekarskiej. „Etyka” nr 14*.
I. WYPOWIEDZI PAPIESKIE Św iętość i godność człowieka
(AAS 68, 1976, nr 2—7)
Św iętość określająca powołanie człow ieka stanow i dla P a w ł a VI w łaś ciw y punkt odniesienia dla zrozumienia i rozwiązania w szelkich problemów ludzkich. To świadczy także o zm ianie, jaka dokonała się na Soborze W aty kańskim II w zakresie stosunku Kościoła do świata. Dawna formuła, upo w ażniająca papiestw o do zabierania głosu na tem at polityki św iatow ej ratione peccati, ustąpiła na rzecz form uły ratione sa n ctita tis, to jest ze względu na świętość, jakiej Bóg udzielił człow iekow i w Jezusie Chrystusie. Św iętość jest w łaściw ą form ą ludzkiego istnienia i ostateczną miarą człowieczeństwa. Stąd odw oływ anie się do samych tylko „naturalnych” i doczesnych uzasadnień jest niew ystarczające i nieadekw atne naw et w rozwiązywaniu problem ów doczes nych.
Św iętość jest oczyw iście ;przede w szystkim tajem nicą Kościoła, ale tym sam ym jest także powołaniem ludzkości. Z okazji beatyfikacji bł. Józefa M o s c a t i (P erdocuit Concilium, 16.XI.76, s. 259—262) papież głosi: „Sobór W atykański II jasno w yłożył, że w szyscy ludzie są pow ołani do św iętości i w szyscy m ają do niej dostęp otw arty w równym stopniu. To w ezw an ie po chodzi z w ew nętrznego zam ysłu Boga Ojca, kótry nas uczynił św iętym i i prze- bóstw ionym i mocą tej łaski, którą Chrystus w ysłużył, a Duch Ś w ięty podtrzy m uje przez sw oje dary, którą karmią sakram enty, a K ościół szafuje. Ludzie przeto zanurzeni w ten Boski strumień, bez w yjątku zostają przeznaczeni do św iętości życia; powinni w ięc być św iętym i” (s. 259). Przem awiając do nowo kreowanych kardynałów (Ex quo die, 24.V.1976, s. 369—379) podkreśla: „istota bowiem życia chrześcijańskiego polega na życiu duchowym, to jest na nad przyrodzonym życiu, które jest darem Boga” (s. 372). W tym przem ówieniu papież ostrzegł przed różnym i błędam i szerzącym i się obecnie na temat życia chrześcijańskiego oraz istoty Kościoła. Błędy te dają się sprowadzić do dwóch skrajnych postaw: pierwsza — odgrywa form alistycznie pojęty k ult od całości życia Kościoła jako w spólnoty w iary i m iłości (casus L e fe b v re), druga — re dukuje teologalną istotę życia chrześcijańskiego do w ym iarów horyzontalnych, do ściśle doczesnej i politycznej m isji (s. 373—376). Zwracając się również do kardynałów, lecz przy innej okazji przypomina konieczność utrwalania w e wnętrznej jedności Kościoła (Siam o riconoscenti, 21.VI.76, s. 460—467). Ostrzega też przed relatywizm em , podkopującym w szelk ie wartości i ponow nie kładzie
♦ R ed aktorem niniejszego biuletynu jest ks. Jan P r y s z m o n t , War szawa.
nacisk na prymat życia w ew nętrznego w Kościele, na 'konieczność nawrócenia i św iętości (s. 462—3).
Św iętość Kościoła nie może być pojm owana w znaczeniu tylko „sakral nym ”, gdyż chodzi o św iętość moralną, przekształcającą życie ludzkie (do ko legium kardynałów, V i siam o grati, 22.XII.1975, s. 128— 143). „Kościół jest przede w szystkim święty, ponieważ św iętość przenika jego członki: św iętość prawdziwa, zrodzona z cierpienia, wypróbowana w tych samych trudnościach, których my dziś doświadczamy; to dowodzi, że ona jest możliwa, realna, jest obecna w mężczyznach i kobietach ostatniego pokolenia, a nie wątpim y, że i w naszym i przyszłym pokoleniu” (s. 139).
Prym at św iętości wyznacza nie tylko porządek życia wewnątrzkościelnego, lecz także odniesienie Kościoła do świata, ustalając nienaruszalną hierarchię celów działania. Na pierwszym m iejscu K ościół troszczy się o religijne dobro narodów, na drugim — działa dla postępu doczesnego. Ta hierarchia nie prze kreśla, lecz raczej zakłada i potwierdza łączność oraz praktyczną nierozdziel- ność obu płaszczyzn życia ludzkiego (s. 131). Ta łączność nie jest bynajmniej pozorna ani przypadkowa. P a w e ł VI przy końcu tego doniosłego przem ówie nia powoła się na ulubioną tezę zaczerpniętą z konstytucji Pastoralnej o K oś ciele — tezę o „integralnym powołaniu”, uważając, że wyraża ona główną intencję soboru (s. 143). Oto owa zasada: „pomóc w szystkim ludziom naszych czasów, niezależnie od tego, czy w ierzą w Boga, czy tylko niew yraźnie Go uz nają, by jaśniej pojm ując całe sw oje powołanie (suarn in tegram vocationem ), lepiej przystosow ali św iat do wzniosłej godności człow ieka” (KDK 91). Dlatego też, m ówi papież, „nie m ożemy pominąć pewnych założeń i im plikacji o cha rakterze m oralnym , zawierających się w rozwoju techniki, w polityce i eko nom ii”; dlatego też z tytułu odpow iedzialności za godność człowieka i jego zbaw ienie w ypow iada się przeciw w yścigow i zbrojeń, przeciw nowoczesnym form om ekonomicznej kolonizacji, ograniczaniu niezależności narodów, przeciw przedłużaniu stanu w ojny na Bliskim W schodzie itd. (s. 131—5). Ta moralna odpowiedzialność za świat, za godność życia ludzkiego, jest w ewnętrznym składnikiem zbawczej m isji Kościoła, w yjaśnionej i ukazanej w sposób aktu alny w adhortacji Evangelii n untiandi (s. 138). W tym w łaśnie dokumencie podkreślono w yjątkow o mocno, że w yzw olenie człow ieka n ie może się dokonać w oderwaniu od pełnego odrodzenia w Chrystusie. A w ięc sama religia chrze ścijańska i sama natura ew angelizacji domaga się podjęcia moralnej odpow ie dzialności za problemy współczesnego św iata (Ci sem bra, 20.XII.75, s. 126—128). W przem ówieniu papież odrzuca podtrzym ywany w niektórych środowiskach przesąd, jakoby religia nie przyczyniała się do doskonalenia życia ziem skiej społeczności. Podejm ując głów ne m yśli zawarte w Gaudium et spes nr 40, 42, 43, 72, 76, papież głosi: „wszyscy chrześcijanie jako obyw atele obu spo łeczności <są obowiązani w sum ieniu przyczynić się w w łaściw y sobie sposób do postępu w zakresie rzeczyw istości ziemskich; a tym bardziej, jeśli piastują szczególne funkcje w życiu publicznym , powinni wnosić swój potencjał reli gijny i m oralny do budowy społeczeństw a” (s. 127).
Tak w ięc zainteresow anie Kościoła pow szechnym i problemami ludzkości w ynika już to z niepodzielności m isji zbawczej, już to z niepodzielności „integralnego pow ołania” chrześcijańskiego (implikującego niepodzielność ludz kiej godności), już to w reszcie (konsekwentnie) — z niepodzielności sumienia chrześcijańskiego. W szystko to zaś opiera się na fakcie historyczno-zbawczym , tj. na W cieleniu i Odkupieniu dokonanym w Chrystusie, (por. KDK 38). P a w e ł VI w yraźnie powołał się w łaśnie na tajem nicę W cielenia jako na w łaściw y i najgłębszy fundam ent ludzkiej godności, która tak często wym aga obrony. (U annuale celebrazione, 11.IV.76, s. 338). Dlatego Stolica Apostolska chce dać „własny w kład ” w przebudowę św iata. Dlatego dba „nie tylko o in teresy katolików, ale o w spólny interes wszystkich, troszczy się o pokój, spraw iedliwość, współpracę międzynarodową, postęp m oralny, kulturalny, spo łeczny i ekonomiczny narodów” (Vz siam o g rati, s. 130).
Ten w łaśnie m otyw zadecydował o obecności Stolicy Apostolskiej w H el sinkach. Chodziło przecież o to, by zapew nić skuteczniej bezpieczeństwo i sza cunek dla sumień, by budować bardziej spraw iedliw y pokój i zabezpieczyć poszanowanie praw ludzkich (s. 130—1). Zależało i zależy Stolicy Apostolskiej,, „aby tak uroczyste i w artościowe postanow ienia nie popadły w zapomnienie lub zaniedbanie. Stolica Święta chce mieć nadzieję, że litera i duch Helsinek... pomogą do uzgodnienia, w interesie wiernych, rozwiązań m ożliwych do przyję cia także tam, gdzie pewne elem enty sytuacji odczuwa się jako bardzo n ie dogodne (dla religii)” (s. 131).
W k w estii obrony praw ludzkich ważna rola przypada opinii publicznej i środkom społecznej informacji. P a w e ł VI solidaryzując się z ogólnoludzkim dążeniem do obrony tychże praw, zwraca się z gorącym apelem do dziennika rzy (Siam o p articolarm en te, 28.11.76, s. 208—2;12) o zajęcie m oralnie odpow ie dzialnego stanow iska w tym problem ie. Apel zawiera trzy zasadnicze punkty. Pierw szy w zyw a do postaw y bezstronnej i uniwersalnej, opartej na kryteriach moralnych i ogólnoludzkich, a n ie na partykularnym interesie politycznym. N ależy bronić słusznych praw oraz prawdziwej w olności każdego człowieka. Drugi punkt jest w ezwaniem — w takim w łaśn ie duchu — do obrony życia ludzkiego, zwłaszcza bezbronnego, niezależnie od tego, skąd w ynika jego za grożenie. Trzeci punkt kładzie nacisk na konieczość obrony godności osoby ludzkiej. M.in. w deklaracji Persona Humana chodziło w łaśnie o obronę god ności osoby ludzkiej (s. 211).
W orędziu wydanym na św iatow y dzień środków społecznej informacji* papież podejm uje tem at fundam entalnych praw i obowiązków człowieka. (U annuale celebrazione, 11.IV.76, s. 336—340). Podkreślając w ychow aw cze zna czenie wspom nianych środków i konieczność ich w ykorzystania w kierunku etycznie pozytywnym , wypowiada krytyczną ocenę aktualnej sytuacji w tej dziedzinie. Obserwuje się daleko idącą stronniczość w form ułowaniu i przeka zywaniu inform acji na temat przestrzegania lub naruszania podstawowych praw ludzkich.
Papież nie zamierza form ułować nowej karty praw człowieka, w yliczając je jednak dla przypomnienia, czyni to w pew nym logicznym porządku. P ierw szą grupę stanow ią prawa, budujące niejako substancję życia ludzkiego (życie — nauka —praca). Druga grupa dotyczy człow ieka jako podmiotu zrodzenia — zarówno w sen sie czynnym, jak biernym. Gwarantuje ona ludzki początek życia i ludzki sposób przekazywania życia (narodzenie — odpowiedzialne ro dzicielstwo). Trzecia grupa obejm uje prawa oparte na nietykalności osoby ludzkiej w kontekście życia społecznego (pokój, w olność, spraw iedliwość spo łeczna). W reszcie czwarta grupa gw arantuje praktyczne konkretne form y działania społecznego i publicznego, otwierając bezpośredni dostęp do two rzenia dobra wspólnego i uczestnictw a w wartościach ogólnoludzkich (party cypacja w aktach ustawodawczych w szystkich stopni, w yznaw anie i dawanie św iadectw a w łasnej religii indyw idualnie i zbiorowo, s. 337).
W szystkie dokumenty podające naukę katolicką na temat fundam entalnych praw człow ieka łączą ją w ew nętrznie z w ykładem podstawowych obowiązków człowieka. Podobnie P a w e ł VI podkreśla ścisłą łączność praw i obowiązków ze w zględu na m oralnie odpow iedzialny charakter osoby ludzkiej oraz samą istotę życia społecznego (s. 337).
Inną cechą katolickiej nauki o prawach człow ieka jest zakotwiczenie god ności człowieka w tajem nicy W cielenia: P a w e ł VI n ie odbiega tu w ni czym od tradycji. Sam Bóg potwierdza i prom ulguje prawa człowieka oraz wym aga ich zachowania mocą najwyższego przykazania Miłości. Dlatego Koś ciół głosi, że „wszelki zamach na prawa człow ieka i w szelkie zaniedbanie od powiadających im obowiązków są tak^e pogwałceniem tego najwyższego prawa, a każda krzywda wyrządzona człow iekow i jest ponawianiem męki Chrystusa” (s. 338).
ocenę aktualnej sytuacji, zwracając uwagę na zgubne dla człow ieka nadużycie grodków społecznej inform acji. Nadużycie to polega na m anipulacji życiem duchowym człowieka. Zachodzi tu szczególny sposób naruszania praw czło w ieka, nie przez użycie przemocy fizycznej czy politycznej, lecz przez zafał szowanie w izji życia oraz w ew nętrznych potrzeb człowieka. Człowiek poddany działaniu określonych podniet „reaguje odpowiadając na sztucznie w zniecane w opinii publicznej pragnienia, do tego stopnia, że czyni przedm iotem docho dzenia praw to, co w rzeczyw istości jest ich jawnym pogw ałceniem ’' (s. 339). Człowiek sterowany taką ideą, zostaje zwrócony przeciw sam emu sobie. Środ ki społecznej inform acji są niejednokrotnie odpowiedzialne za ten typ m ani pulacji, za obniżanie zdolności krytycznej szerokich mas, za w yw ieranie na cisku przez proponow anie i sugerowanie tylko takich potrzeb, które zamierza się zaspokoić. „Uważamy — m ówi papież — że to wszystko... stanowi ciężkie naruszenie najgłębszego sanktuarium istoty ludzkiej, będącej stworzeniem wolnym , uczynionym na obraz Boży. Żaden przekazywany program nie może nie brać pod uwagę osoby ludzkiej albo narzucać jej sposób m yślenia i życia kontrastującego z w łaściw ą jej godnością lub odwodzić od rozwijania pozytyw nych możliwości, które z sobą przynosi czy też oddalać od potwierdzenia w ła s nych autentycznych praw związanych z równoczesnym w ypełnieniem nieod łącznych obowiązków ” (s. 339).
Również bożonarodzeniowe orędzie radiowe (Ecco io v i annunzio, 25.XII.75, s. 146—149) było gorącym w ołaniem o wolność osoby ludzkiej, o w yzw olenie z nacisku błędnie pojętej opinii publicznej i egoistycznej polityki. Ten „nar k otyk — powiada papież — nieodczuw alnie pozbawia w olności osobowej zdol ności czynnej aktualizacji podstawiając na jej m iejsce bierne przyjęcie pa nowania innej w oli” (s. 147).
Godność człow ieka i integralność jego podstawowych praw doznaje zagro żenia także ze strony szczególnych uwarunkow ań materialnych i ekonomicz nych. (En vou s accueillant, 31.111.76, s. 269—271). Podstaw ow ym błędem n ie których w spółczesnych układów ekonomicznych jest w pierwszej fazie m ateria lizacja ekonomii, a w drugiej — ekonomizacja i m aterializacja relacji m iędzy ludzkich. Życie ekonomiczne dąży w ów czas do zapanowania nad całością życia ludzkiego, podczas gdy „jest to jeden tylko w ym iar życia ludzkiego, jakkol w iek konieczny; ekonomia narzucą sw oje naciski, sw oją logikę, sw oje rytm y mniej lub więcej gw ałtow ne, całości życia osobowego i społecznego, załam u jąc i wypaczając w yższą celow ość życia rodzinnego, kulturalnego, politycznego i m iędzynarodowego” (s. 269).
Krańcowo zm aterializowana ekonomia narzuca życiu także swoją logikę, która nie przew iduje sama z siebie m iejsca dla w artości niew ym iernych, takich jak godność człow ieka. N ależy w ięc ekonom ię sprowadzić do jej w łaściw ej funkcji. „Funkcją ekonom ii jest zaspokojenie potrzeb m aterialnych ludzi. I to w sposób ludzki i uczłowieczający: przez pracę zdolną ukazać wartość człow ieka jako twórcy bogactw; przez w ym ianę zdolną urzeczywistnić pow szechne przeznaczenie dóbr, a także rozwinąć — w łaśnie na tej płaszczyźnie — w ielokształtną solidarność wśród wszystkich. W łaściwa natura ekonomii tkwi korzeniam i w sam ym człow ieku, który jest istotą potrzebującą” (s. 270).
A nalogicznie do ludzkiego zakorzeniania ekonomii papież w skazuje na etyczną genezę nieładu ekonomicznego. Źródłem zła jest tu degeneracja po pędu posiadania, zam iast jego zdyscyplinow ania, humanizacji, zintegrowania .osobowego. „Dynamizm tego popędu ekonomicznego, często m ieszany z dyna
m izm em wolności, został skazany na samego siebie i na swój egoizm. Podnieca się go sztucznie różnymi sposobami. Staje się on główną m otywacją w eko nomii i wdziera się wszędzie. U siłuje być ośrodkiem integracji osób i spo łeczeństw , w rzeczyw istości jednak przeradza się w ślepą siłę, która m ateriali- zuje człow ieka i rozdziela społeczeństw a na wrogie klasy” (s. 270).
Papież w zyw a do stanowczego odwrócenia tej sytuacji oraz sposobu m y ślenia. N ależy ekonom ię poddać człowiekowi. Należy procesy gospodarcze
i społeczne podporządkować zasadzie „autentycznego postępu człow ieka i soli darności społecznej i pojmować sam wzrost ekonomiczny w taki sposób, który pomaga ludziom i społeczeństwom wznosić się ponad u warunkowania m a terialne i popędow e” (s. 270). Nieodzowne jest obudzenie się człow ieka jako podmiotu osobowego. Trzeba w ięc, aby sama osoba stała się w olnym i odpo w iedzialnym podm iotem ich realizacji.
Powrót ku osobowem u centrum w yzw olenia, to .powrót równocześnie do religijnego i moralnego fundam entu całej hum anizacji świata. N ajpierw czło w iek musi stać się sobą, aby św iat stał się ludzki. Jeśli tak, to człow iek musi wrócić do swego źródła. Ten powrót, będący zarazem ocaleniem człowieka, to — nawrócenie. „Zanim zapanuje nad żyw iołam i, człowiek jest obowiązany — i to jest jego głębokie dążenie — panować nad sobą sam ym i działać odpowiedzialnie. To jego duchowe w ym aganie powinno być uszanowane i co więcej — w spom agane przez należyte posługiw anie się środkami społecznej inform acji” (U annuale celebrazione, s. 339).
Temat nawrócenia i odbudowy ludzkiego św iata od w ewnątrz, od głębin ducha, często powraca w przem ówieniach papieża. Mówi o tym przem ówienie w noc Bożego Narodzenia (A scoltate ora, 25.XII.75, s. 143—445), także odez w a do władz rzym skich (Ci sem bra, 20.XII.75, s. 126— 128), jak i wspom niana alokucja do kardynałów (Vi siam o grati, s. 138; 139—40). Motyw ten pojawia się w orędziu na Dzień Pokoju (Tre sono i tem i, 1.1.76, s. 179—182) i innych cytow anych przem ówieniach (np. Ex quo die, s. 372, Siam o riconoscenti, s. 462—3). To w szystko nie dziwi, dopóki papież porusza sprawy życia chrześ cijańskiego w jego zacieśnionym znaczeniu; staje się jednak godne zastano wienia, kiedy papież głosi nawrócenie niechrześcijanom i m etanoię łączy z te m atam i polityki czy ekonom ii (np. W ith great pleasure, 9.1.76, s. 183) i gdy m ówi o konieczności tworzenia „cywilizacji m iłości” w oparciu o przesłanki religijne. W łaśnie w przem ówieniu poświęconym w całości ekonomii (En Vous accueillant) mówi: „Dzieło do wykonania jest ogromne. N ie powiedzie się ono bez głębokiego nawrócenia serc i dusz, świadom ości zbiorowej oraz struktur. N ikt nie może być zeń w ykluczony ani od niego zwolniony... Um acniajcie od w ew nątrz tę przestrzeń wolności...” (s. 270—71). Jest to zresztą niezm ienny dogmat chrześcijaństwa: korzenie ludzkiego życia i odrodzenia ukryte są w Chrystusie.
ks. J erzy Bajda, W arszaw a
II. SPRAWOZDANIA Odpowiedzialność ekologiczna Sympozjum Societas Ethica 1976
Ekologia to wiedza dotycząca „domu” człowieka, czyli środowiska, które człow iek zam ieszkuje i z którego zasadniczo za życia zrezygnować nie może. Problem atyka ekologiczna w ciągu n iew ielu lat obrosła diagnozami, statysty kami, literaturą. Zwrócono też uwagę na im plikacje etyczne. Stąd nie dziwi, że m iędzynarodowe stowarzyszenie etyków Societas Ethica w ramach dorocz nych zebrań po raz drugi nawiązało do problem atyki ekologicznej. O ile w Bad Leonfelden (Austria) jesienią 1975 roku dyskusję koncentrowano na H um anum ais P roblem der Ö kologie, to w roku 1976 w Balatonfüred (Węgry) interesow ano się przede w szystkim odpowiedzialnością ekologiczną.
Pierw szy referat nowo wybrany prezydent, prof. dr H. J. H e e r i n g powierzył n ie teoretykow i, lecz ekonom iście angielskiem u dr. E. F. S c h u - m a c h e r o w i , tw órcy znanej na Zachodzie organizacji Interm edial Techno logy Developm ent Groupe. Prelegent w kontekście stosowanej dziś w szędzie na św iecie w ielkiej technologii, która w spółczesność postaw iła przed trudnymi dylem atami, w referacie zatytułow anym Technologie fü r die heutige W alt
zamierza ukazać, jeśli nie drogę w yjścia z impasu, to przynajmniej jego zła godzenia. Inaczej niż głoszą oficjalne w ersje, referent utrzymuje, iż mamy do czynienia nie z odwracalnym kryzysem koniunktury, lecz z przełomem epoki. W interesującym w yw odzie autor ukazuje, jak przełom ten zaznacza się za równo w zakresie podstawowych tendencji gospodarczych, jak i w dziedzi nie socjologii czy filozofii, choć czas trwania kończącej się epoki był różny w zależności od płaszczyzny, którą w eźm iem y pod uwagę. W płaszczyźnie filozoficznej epoka ta trwała około 300 lat, socjologicznie podobno około 200 lat, zaś technicznie lat 100, z czego najw iększe znaczenie ma ostatnich 30 lat. Zdaniem S c h u m a c h e r a, zasadniczy w pływ na przemiany m iał rozwój m yśli filozoficznej, zwłaszcza kartezjańskiej. Czy jednak nie przecenia się w pływ u K a r t e z j u s z a ? Zaskakuje, z jaką łatwością autor referatu prze rzuca pom osty od filozofii do ekonomii. A może to raczej rozwój nauk przy rodniczych oddziaływ ał decydująco na refleksję filozoficzną, powodując za razem przem iany socjologiczne i ekonomiczne? Mimo istnienia poglądów prze ciw nych, S c h u m a c h e r trwa także przy przekonaniu o schyłku epoki: n ależy sobie tylko zdać sprawę z tego, co było głów nym motorem ustępującej epoki, należy pom yśleć o tym, jak siły te przestroić, aby również w przysz łości służyły człow iekowi. Bez w ątpienia głów nym motorem, który doprowa dził do dzisiejszego stylu życia, była technika. Czy jednak poszedł w łaściw ą drogą rozwój techniki, która z jednej istrony jest w stanie dokonać rzeczy, o jakich 50 lat temu nikom u się nie śniło, z drugiej zaś strony te graniczące z cudownością um iejętności nie wychodzą nam na zdrowie, a naw et stawiają pod znakiem zapytania samą ludzką egzystencję? Znamy się doskonale na tworzeniu rzeczy gigantycznych, skom plikowanych, kapitałochłonnych, a przy tym zadających niesłychany gw ałt środowisku naturalnem u. Brak zaś niem al zupełnie technologii małych, prostych, tanich i co za tym idzie, łagod nych. D ysponujem y techniką, która nadaje się przede w szystkim dla ludzi bogatych, dla w ielkich rynków, dla regionów o dobrze rozwiniętej infrastruk turze, dla krajów nasyconych uczonymi. Brak natom iast techniki dla „sza rych” ludzi, a takich jest w iększość na św iecie. R eferent w rozwoju techniki obserwuje trend, który nazyw a „prawem zanikającego środka”: pozostaje ty l ko, co najlepsze i to, co prym ityw ne. Pom iędzy prym ityw nym i a w yrafin o w anym i form am i techniki zaś zalega pustka; średnią technikę coraz trudniej napotkać.
Dalej w ielka technika niem al bez w yjątku obraca olbrzymimi ilościam i energii i obchodzi się z przyrodą bardzo brutalnie, stwarzając poważne pro blem y ekologiczne. Poza tym opiera się ona w yłącznie na bogatych źródłach energii, zw łaszcza na ropie, w ęglu i gazie ziemnym, pociągając za sobą wprost nieopisane zużycie tych nieodnaw ialnych już paliw; energia słoneczna czy wietrzna jej n ie służy. W ielka technika, nastawiona na m asow ą produkcję m aszynową, potrzebuje też w ielkich rynków zbytu, stąd jej tendencja do osiedlania się tam, gdzie istnieją duże aglomeracje. To z kolei pociąga za so bą w ylu dn ien ie w si oraz przeludnienie m iast, a w ięc wypaczenie, które po nad dopuszczalną miarę obciąża zarówno środowisko, jak i w szelkie ekosys temy. W ielka technika ma w reszcie następstw a natury socjologicznej: m asowe procesy produkcji zakłócają radość tworzenia redukując człow ieka do roli robota. Zdaniem referenta, nie ulega wątpliw ości, że to w łaśn ie rozwój now o czesnej techniki, w którym zatracono ów „środek” koncentrując się niem al w yłącznie na kosztownych i szczytowych formach, należy w sposób daleko idący obarczyć odpowiedzialnością za powstałe problemy ekologiczne: za obciążenie środowiska naturalnego ponad dopuszczalną miarę, za kryzys ener getyczny, za ucieczkę (na skalę światow ą) ze w si do m iast, za „rakowate” rozrastanie się organizmów m iejskich, w reszcie za socjalno-polityczne niepo koje, niezadow olenia i przewroty.
M etodę sanacji widzi referent w id ei powrotu do technologii utraconego „środka”, tj. do rozwiązań, które relatyw nie „m ałem u” człow iekow i pozw oli
łyby budować w oparciu o własną dzielność godną istoty ludzkiej egzysten cję. Nie chodzi bynajmniej o powrót do manufaktury, lecz po prostu o zna lezienie nowych form. K onsekwencje tego są jawne: średnia technika, którą S c h u m a c h e r opisuje przy pomocy (przymiotników sm all, sim pel, cheep> non violen t, szybko okaże się przychylniejszą dla środowiska naturalnego, może działać w oparciu o wykorzystanie słońca, wiatru i innych trwałych źródeł energii, dostosowana do m niejszych rynków zdolna jest rozwijać się w regionach w iejskich, a odpowiadając bardziej ludzkiej naturze pozwoli czło w iekow i znowu z pracy czerpać radość.
W dyskusji naw iązyw ano do różnych w ątków m yśli referenta. Przede w szystkim jednak okazało się, że referent jest ekonom istą-praktykiem i jako taki etykom -teoretykom n iew iele ma do powiedzenia.
Drugiego dnia referat pod tytułem ö k ologisch e V eran tw ortun g. A n ali- tisch -n orm ative Ü berlegungen w ygłosił dr Robert H e e g e r z Uppsali. W y chodząc od krótkiego opisu ekopolitycznego sporu, jaki pod koniec lat sześć dziesiątych w yw iązał się w Szw ecji o Vindelälv, ostatnią w miarę czystą gór ską rzekę, którą zamierzano w ykorzystać dla budowy zapór wodnych i elek trowni, H e e g e r przechodzi do analizy argum entacji, jaką posługiwano się w sporze. Praktyczne aspekty tworzą w referacie jedynie model, w oparciu 0 który H e e g e r stawia pytania natury etycznej.
Z analizy przypadku V indelälv wynika, że istota sporu ekopolitycznego leży: 1° w niezgodności prognoz i perspektyw w ysuw anych przez zw olenni ków i przeciwników; 2° w niezgodności co do uznania priorytetu pewnych wartości. Argum enty stron stanow ią bowiem nie tylko hipotezy dotyczące przyszłych warunków regionu Västerbotten, lecz zaw ierają w sposób ukryty również oceny. Na przykład argument na rzecz zachowania życia reniferów, łososi i pstrągów m ówi nie tylko, iż „będzie to ingerencja w życie gatunku reniferów ”, ale mówi także, iż „ingerencja taka okaże się zgubną”.. W łaści w ie można każdy argument przekształcić w konjunkcję co najmniej dwu zdań: (1) hipotezy na tem at przyszłego stanu faktycznego oraz (2) oceny tego przyszłego stanu. Ekopolityczne w ypow iedzi zarówno zwolenników, jak i prze ciwników . opierają się w ięc w każdym w ypadku na dwu rodzajach przesła nek: 1° na przesłankach typu hipotetycznego odnośnie rentowności, zatrudnie nia, podstaw egzystencji ludności w zględnie przetrwania zagrożonych gatun ków, 2° na przesłankach o charakterze wartościującym 1 normującym. Spór dotyczy przede w szystkim owych przesłanek w artościujących; brak jest jed nom yślności co do tego, którym wartościom przysługuje priorytet przed in nymi: jeśli nie mogą być zrealizowane w szystkie, to którym należy przyznać pierwszeństw o? Z których w artości nie wolno nigdy zrezygnować?
W oparciu o etykę norm atyw ną rozumuje H e e g e r , iż działanie (np. eksploatacja rzeki Vindelälv) jest praw idłowe w tedy i jedynie w tedy, gdy nie istnieje alternatyw ne działanie, które wiodłoby do rezultatów lepszych. Za takim rozum owaniem stoi teologiczna teoria powinności moralnej, głosząca, iż ostateczną miarą słuszności i powinności, czyli moralnym celem, do którego w w szelkim naszym działaniu należy dążyć, jest m ożliwie najw iększa p rze waga dobra nad złem, nie tylko w stosunku do mnie, do nas, lecz w ogóle w stosunku do św iata całościowo w ziętego. Przy pomocy tej uniw ersalistycz- nej teleologicznej teorii usiłuje H e e g e r rozwikłać etyczne im plikacje sporu, jednocześnie zdając sobie sprawę, że głos etyków n ie jest jedynym w sporze ekopolitycznym . Polityczne działanie, k olektyw ne decyzje — to procesy bardzo złożone. Dość, jeśli powiem y, że V indelälv n ie został oddany do eksploatacji.
Wykład R. H e e g e r a zaw ierał w iele w ażnych elem entów i w yzw olił ożyw ioną dyskusję. D yskutowano nad przeciw staw ieniem etyki teleologicznej 1 deontologicznej, obawiano się pozytywizm u etycznego, kwestionow ano m il cząco założoną przez H e e g e r a koncepcję natury, zastanawiano się nad rolą człow ieka — homo faber i homo con servator, roztrząsano problem k olektyw nej decyzji.
N ajm niej kontrow ersyjnym okazał się trzeci referat, przygotowany przez profesora etyk i społecznej uniw ersytetu w iedeńskiego, dr. R. W e i 1 e r a na tem at L ebensgestaltun g in einer durch die Technik bestim m ten W elt. R efe rent wychodzi od przypomnienia m iejsca człow ieka w świecie, jego twórczej relacji do środowiska i przyrody. N owoczesna technika, która stała się n ie odłącznym elem entem życia człowieka, jest zarazem od człowieka zależna, czyli w chodzi w zakres jego odpowiedzialnych działań; człow iek jest jej twórcą. Jego też zadaniem jest w ypracowanie, w zm ienionych przez techni kę warunkach, nowego stylu życia i niezw łoczne dostosowanie go do ek olo gicznej sytuacji. W związku z tym stwierdzeniem W e i 1 e r a z sali obrad podnoszą się głosy w ątpliw ości, czy ekoetyczny problem jest kw estią osobi stego stylu życia. W ogóle zbyt optym istyczną w ydaje się słuchaczom antro pologia zaprezentowana przez prelegenta.
Trzon referatu stanow ią jednak tezy dotyczące tego nowego stylu życia w zmienionych przez technikę warunkach. Niezbędna jest etyka dopasowana do „znaków czasu”, która zdaniem prelegenta, w inna być elastyczna, a przy tym norm atywna, zrozumiała w ujęciu laickim, a m im o to otwarta na tran scendencję. W referacie znajdujem y zarysowane p ew ne podstawowe prawdy, których przy w ypracow yw aniu nowego stylu życia pom inąć nie wolno.
Pow odzeniu obrad sprzyjał już w ybór miejsca, jakim jest słynne uzdro w isko Balatonfiired nad Balatonem , dobre w arunki lokalow e w przystoso wanym do tego rodzaju imprez reprezentacyjnym hotelu „Marina”, św ie t na organizacja obrad przez węgierskich gospodarzy. Do udanych elem entów zew nętrznej opraw y kongresu należy też zaliczyć w ycieczkę do słynnego opactwa benedyktyńskiego w Tihany, założonego w 1055 r., podczas gdy sama osada Tihany jest sw oistym muzeum etnograficznym przedstawiającym d aw ną w ieś rybacką.
tSpośród Polaków w kongresie udział w zięli: ks. doc. dr H. J u r a s , prof. dr I. L a z a r i - P a w ł o w s k a , ks dr A. M a r c o l , ks. doc. dr A. N o s s o l , ks. doc. dr Jan P r y s z m o n t .
ks. A lo jzy M arcol, N ysa
2, Sesja na temat czystości przedmałżeńskiej
W dniach 3-—6.II.1077 odbyła się w K rakowie sesja naukowa na tem at czystości przedm ałżeńskiej. Tem at został rozpatrzony w czterech referatach zasadniczych oraz w pięciu w ypow iedziach om awiawiających stan faktyczny oraz analizujących zadania i m etody działań duszpasterskich. Na tym m iej scu ograniczym y się do krótkiego przedstaw ienia treści referatów zasadni czych.
Bp St. S m o l e ń s k i om ówił P roblem y etyczn e czystości p rzed m a łżeń sk ie j w św ietle D eklaracji „Persona Humana)y. R eferat n ie był w yłącznie komentarzem do odnośnego rozdziału deklaracji. Zarówno wybrana tem atyka sesji, jak przem yślenia autora w yprzedzały czasowo ukazanie się w spom nia nego dokumentu; znalazły jednak w nim potw ierdzenie i dopowiedzenie.
Bogatą treść sw ego w ystąpienia prelegent oparł na pewnych głównych ogniwach rozumowania. Pierw sze z nich to konieczność istotowego rozumienia normy etycznej czystości przedm ałżeńskiej, w przeciw ieństw ie do rozumienia czysto legalnego. To ostatnie prowadziłoby jedynie do stwierdzenia, że jakieś działanie jest „dozwolone” lub „niedozwolone”, bez zrozumienia wew nętrznej w ięzi m iędzy treścią normy a istotą człowieka. Natom iast chrześcijańska (i ludzka) norma etyczna opiera się na istotow ych relacjach zachodzących w samym bycie ludzkim. W om awianym zagadnieniu chodzi o dwie relacje: relację p łci do osoby, oraz relację m iędzy zjednoczeniem płciowym a m ałżeń stwem . Z tej pierwszej relacji w ynika, że sens płci nie m oże być oddzielony od całościowego, etycznego powołania osoby. Z drugiej relacji — im plikującej
zarazem pierwszą — w ynika, że jedyną ludzką formą zjednoczenia płciowego osób jest m ałżeństwo. Zatem sens płci n ie może być zrealizowany ani ocalony w oderw aniu od sensu m ałżeństw a. Jedność płciow a osób, która nie jest m ał żeństw em , albo nie jest jednością płciow ą (to jest jednością płodnej miłości), albo nie jest jednością osób, lecz tylko jednością (związkiem subiektywnym ) osobników różnej płci; w każdym zaś razie nie w yraża człowieczego charak teru płci. Taka jedność jest jedynie parodią małżeństwa, a w łaściw ie jego zaprzeczeniem.
Istotowa (transcendentna!) relacja m iędzy jednością płciową osób a m ał żeństw em n ie dopuszcza także funkcjonalnego tłum aczenia normy etycznej. Takie tłum aczenie polega na uzasadnianiu sensu m ałżeństwa przez jego sto- sowność psychologiczną, pedagogiczną, społeczną itd., co n iew ątpliw ie także jest słuszne, lecz ten sposób w idzenia m ałżeństwa nie ocala jego absolutnie etycznego sensu, niew ym ienialnego na jakiekolwiek korzyści czy społeczne owoce.
Drugie istotne ogniwo, budujące zresztą na pierwszym , to ogniw o znaku. Skoro płeć odnajduje swój najgłębszy sens w ew nątrz osobowego powołania do m iłości, a osobowa m iłość płciow a może być jedynie m ałżeństw em , to akt płciow y jako w yraz zjednoczenia osobowego mężczyzny i kobiety może być jedynie wyrazem m iłości m ałżeńskiej. Będąc wyrazem osobowym, jest jej znakiem; jako taki zaś podlega kryterium prawdy. Podlega zaś temu k ryte rium zarówno ze w zględu na to, co oznacza, jak i ze względu na sam ą funkcję oznaczania. Znak jest w ięc znakiem , kiedy jest prawdziwy, a w ięc, gdy i to, co wyraża jest prawdą (to jest rzeczywistością) i zarazem jest w sobie p raw dziwy, w swej strukturze podmiotowej,, w której sprawdza się egzystencjalnie tożsamość podmiotu m iłującego z sam ym aktem miłości. W razie gdy stosu nek znaku do sw ego kryterium okaże się negatyw ny, znak jest kłam stwem , jest równocześnie zaprzeczeniem tego, co chce wyrazić, i siebie samego. P o niew aż treścią znaku są najgłębsze w artości ludzkie i osobowe, a w strukturę podm iotową znaku w chodzi także sam człow iek, dlatego zakłam anie prawdy znaku, będące porzuceniem praw dy m ałżeństwa, jest czymś głęboko antyludz- kim i nieludzkim.
Od ogniw a znaku prowadzi droga do symbolu. Jedność małżeńska nie tylko może się w yrażać przez znak-sym bol, ale sama jest symbolem, niosą cym w sobie tajemnicę. Tajem nica ta, zarysowana już w stworzeniu m ałżeń stwa, otrzym uje swoje pełne w ym iary w Chrystusie, to jest w Jego jedności zbawczej z Kościołem. M ałżeństwo jako sakram ent jest ostateczną zasadą zro zum ienia całej ludzkiej praw dy m ałżeństw a i stanow i w łaściw y punkt w y jś cia dla zrozumienia postępowania człowieka w dziedzinie płci także poza m ałżeństw em . Małżeństwo jest w istocie swojej sym bolem religijnym. Jego najgłębszy sens polega na powołaniu do jedności z Bogiem przez podjęcie etycznego współdziałania z Jego planem stwórczym. Ograbienie m ałżeństwa z jego religijno-sym bolicznego sensu, mocą sam ego symbolu uderza równo cześnie w człow ieka i w Boga.
Drugi podstaw owy tem at sesji P roblem atyka dojrzew an ia człow ieka , zo stał podzielony m iędzy dwoje prelegentów. Kardynał K. W o j t y ł a om ów ił aspekt antrolologiczno-teologiczny, a dr W. P ó ł t a w s k a — aspekt p sy choseksualny. Ks. kardynał zajął się człow iekiem jako podmiotem decyzji etycznej, sytuując zagadnienie na płaszczyźnie chrześcijańskiej syntezy, łą czącej filozoficzne „doświadczenie człow ieka” ze świadom ością w iary. W św iet le tej syntezy czystość jest w ew nętrznym składnikiem dojrzałości ludzkiej, owszem, jest jej sprawdzianem. W ynika to bezpośrednio z obecności czynnika duchowego, formującego istotnie tożsam ość osoby ludzkiej. Duchowość n iesie w sobie wolność, a w olność zawiera odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność to zdolność odpowiadania na wartość, za w artość i — odpowiadania wobec Absolutnej Osoby, uzasadniającej w szelką wartość osobową.
samopo-siadania i samowładania, co w łaśnie decyduje o pełnym kształcie dojrzałości. Grzech jest zaprzeczeniem pełni ludzkiej i zarazem tłum aczy powstanie trud ności, jakich doświadcza człow iek w drodze do osiągnięcia pełnej dojrzałości. Łaska Odkupienia niesie człow iekow i w szechstronną pomoc, zarazem jednak w ym aga od człow ieka osobowego w ysiłku nawrócenia. N awrócenie widziane w św ietle Krzyża jest jedyną i konieczną drogą do odzyskania pełnego czło wieczeństw a. W parze z nawróceniem idzie stały w ysiłek sam owychowawczy. Dr W. P ó 11 a w s k a, w yjaśniając aspekt psychoseksualny om awianego zagadnienia, poświęciła dużo m iejsca analizie zjawiska negatywnego, to jest niedojrzałości ludzkiej w dziedzinie płci. Brak czystości przedm ałżeńskiej jest w rzeczywistości dowodem i przejawem braku dojrzałości psychoseksualnej. Rozpoznanie owej niedojrzałości polega na ujawnieniu dwóch jej istotnych elem entów: niezdolności rozróżniania m iędzy dobrem a złem w dziedzinie działań płciowych oraz nieporadności w oli wobec narzucającej się siły popędu. Konsekw entnie, zam iast osobowo-etycznego centrum wolności, podstaw ą de cyzji stają się pew ne zastępcze mechanizm y logiczno-m otyw acyjne. Ich cechą jest subiektyw izm oraz utylitaryzm : traktowanie życia płciowego jako narzę dzia do uzyskania określonych korzyści. Oto typowe mechanizm y wyrażające niedojrzałość psychoseksualną: 1. Mechanizm „sprawdzianu”. W ystępuje on w trzech formach: sprawdzanie samego siebie, najczęściej w łasnej „m ęskoś ci” ograniczającej się jedynie do aktyw ności narządów; sprawdzanie „m iłoś ci” drugiej osoby; sprawdzanie wzajem nego dopasowania do m ałżeństwa. 2. Mechanizm naśladowania, kopiowania. Jest to całkow ite zrzeczenie się w ła snej odpowiedzialności osobowej na rzecz anonimowej opinii grupy czy „spo łeczeństw a”. 3. Mechanizm konsumpcji: traktow anie płci jako źródła przy jemności. W gruncie rzeczy w szystk ie te m echanizm y m ają na celu wtórne uzupełnienie defektu etycznej osobowości i zmierzają podświadomie, do w y dobycia się z tajonego kompleksu niższości, niepełności. De facto skutek jest przeciwny od zamierzonego: mechanizm y te pogłębiają i utrwalają infantylizm psychoseksualny.
Młodzi nie są w ynalazcam i om ówionych wyżej postaw: przejmują je od starszego społeczeństwa, chłonąc nieśw iadom ie zastany klimat m oralny śro dowiska. Głębszym źródłem tego nieładu jest deformacja świadomości, pole gająca na oderwaniu sfery płci od osobowej i etycznej samoświadomości. Dojrzałość płciowa rozumiana genetycznie i som atycznie przychodzi sama; rozumiana psychologicznie jest zadana do samodzielnego, świadomego pokie rowania i w ypracowania — w łaśnie w form ie czystości. Podstaw ow ym błędem wychow aw czym jest pom ijanie tego faktu, że płeć jako zadanie, obowiązuje w łaśnie do czystości. Warunkiem powodzenia procesu wychowania i sam o w ychow ania jest poznanie całej pozytywnej w artości czystości w kontekście integralnie ludzkim, oraz w ypracow anie ogólnej zdolności samoopanowania, wraz ze zdolnością bezinteresow nego i kontem placyjnego stosunku do piękna i wartości przeżywanych w płaszczyźnie kontaktów międzyludzkich.
Listę referatów zasadniczych zamyka w ykład specjalisty m edycyny pasto ralnej, prof. Gottfrieda R o t h a z Wiednia, pt. Pastoralanthropologische und past oralpsych iatrisch e Ü berlegungen zu m odernen sexualischen P roblem en (Pastoralne rozważania antropologiczne i psychiatryczne w związku z n ow szymi problem ami seksualnym i). Punktem w yjścia rozważań była szeroka analiza miłości oparta na rozróżnieniu w arstw m iłości określanych jako eros, philia i agape. Seks jest specyficznym składnikiem erosu i wraz z nim znaj duje w łaściw e sobie, ludzkie m iejsce, w ewnątrz duchowo-osobowej m iłości — philia. N owsza m edycyna dostrzega potrzebę respektow ania ukazanego po rządku m iłości i n ie wzbrania isię już przed uwzględnianiem w d efin icji zdro w ia i choroby także elem entów osobowo-egzystencjalnych. Jedna z propono wanych definicji tego typu brzmi: „zdrowie to pełne zadośćuczynienie swojej istocie”. D efinicja ta wym aga czegoś stanowczo w ięcej niż poprawnego funkcjonowania ustroju („działanie swobodne i sam odzielne”). Człowiek może
być uznany za zdrowego pod warunkiem, że jest kim ś całym osobowo, wraz z należytą relacją do współosób i do Absolutu. Chorobą będzie w ięc już brak w urzeczyw istnianiu łączności z Absolutem.
Istota ludzka ukonstytuowana osobowo jest całością niepodzielną. Naru szenie tej całości pod jakim ś jednym aspektem jest już naruszeniem integral ności całej osoby. Także płeć ludzka nie może być traktowana w sposób izo lowany. Cała duchowa treść życia osobowego wyraża się przez cielesność. Stąd pochodzi charakterystyczna dla człowieka „brzemienność symboliczna ciała” (naładowanie cielesności ludzkiej symboliką). To im plikuje możność i konieczność osobowego sterowania popędami; w razie braku ładu w tej dziedzinie następuje zburzenie całego porządku wewnątrzosobowego.
Symboliczność ciała to także zdolność do wyrażania treści transseksual- nych, takich jak m iłość duchowa, bezinteresow ny dar z siebie, co implikuje także zdolność do wyrzeczenia samej cielesnej form y wyrazu. Miłość jest osta tecznie darowaniem w łasnej wolności, darowaniem siebie. W dziedzinie płci oznacza to zdolność w strzem ięźliw ości, będącej zarazem decydującym kryte rium dojrzałości miłości. Taka zdolność w strzem ięźliw ości jest w ięc istotnym i koniecznym składnikiem także m iłości m ałżeńskiej.
Seksualność ludzka widziana w swojej najgłębszej sym bolice związanej z m iłością osobową, może znaleźć swoją realizację także w form ie w yrzecze nia m ałżeństwa, a w ięc w form ie świadom ie wybranego celibatu. Jest to w ła ś nie najw yższa forma jedności z A bsolutem i ludzkością. Celibat odkrywa re ligijny sens ludzkiej płciowości. W jego św ietle także m ałżeństwo musi być pojęte jako służba Bogu.
W sumie referaty zasadnicze stw orzyły interesującą całość, potwierdzając i pogłębiając zarazem obowiązującą w chrześcijaństw ie normę czystości płcio wej. Om ówienie zagadnień praktyczno-pastoralnych poruszonych podczas sesji w ym agałoby odrębnego, obszernego traktatu.
ks. J erzy B ajda, W arszawa
III. Z NOWSZYCH PUBLIKACJI 1. Z teologii grzechu i nawrócenia
Polska bibliografia z zakresu teologii grzechu i nawrócenia powiększyła się niedaw no o kilka pozycji, które powinny zatrzymać uwagę recenzentów i pobudzić do zastanow ień nad drogą, jaka w tym przedmiocie pozostaje jeszcze do przebycia. Mamy na w zględzie artykuł ks. S. O l e j n i k a C zło w ie k w konflikcie (Colloquium Salutis 7,1975, s. 57—81), rozdział O dm ow a realizacji pow ołania-grzęch, z zarysu teologii moralnej pod red. bp S. S m o - l e ń s k i e g o (Pow ołanie ch rześcijań skie, t. I, Opole 1976, Wyd. św. Krzyża, s. 279—331), książkę B. H â r i n g a G rzech w w iek u seku laryzacji (Warsza wa 1976, Inst. Wyd. Pax, s. 191) oraz artykuł ks. S. W i t k a Fenomenologia nawrócenia chrześcijańskiego (Roczniki Teologiczno-K anoniczne 3,1974, s. 5— 19). Dodatkowo rozpatrzymy tekst ks. J. M. A u b e r t a La conversion e t le] péché z jego ostatniej książki V ivre en ch rétien au X X e siècle (Mul house 1976, Ed. Salvator, s. 202—221), która, jak się dowiadujemy, ma szansę ukazania się w polskim tłum aczeniu.
Znaczenie przytoczonych opracowań polega głów nie na tym, że na różnych poziomach — podstawowym i w yższym — chcą służyć zwięzłą informacją na tem at w spółczesnego stanu w iedzy teologicznej o grzechu i nawróceniu. W za leżności jednak od szczegółowych zamierzeń autorów jedne opracowania w y kazują w iększą dbałość o przekazanie ustalonych już zdobyczy, ogólnie akcep towanych i będących przedmiotem nauczania Kościoła (bp S m o l e ń s k i , ks. A u b e r t , ks. W i t e k ) , inne wprowadzają nadto, z krytycznym
omó-w ieniem , niektóre stanoomó-wiska odosobnione, dyskutoomó-wane omó-wśród specjalistóomó-w czy w ręcz kontrow ersyjne (ks. O l e j n i k ) albo proponują w łasne spojrzenia autora, m ające stanowić jego osobisty wkład do rozwoju nauki o grzechu ( H a r i n g ) .
Łatw y dostęp do tych publikacji, z w yjątkiem może książki A u b e r t a, czyni zbędnym referow anie ich treści. W ykorzystując tę okoliczność, zajm ie my się swobodniej oceną zajętych w nich stanowisk.
Tytuł artykułu ks. O l e j n i k a (C złow iek w konflikcie) zapowiada u ję cie grzechu w obiektyw nie w ażnym i dzisiejszym zarazem odniesieniu antro pologicznym. Podtytuł (B iblijn e p o d sta w y i w spółczesn e przesłan ki teologii grzechu) budzi nadzieję, że autor dotrzyma obietnicy. Tymczasem lektura tekstu nie daje pełnej satysfakcji. Odnosi się wrażenie, że ks. O l e j n i k jest erudytą, który otrzymawszy od w ydaw nictw a określoną ilość stron do dyspozycji, czuje się zmuszony do zamknięcia maszynopisu przed doprowadze niem go do końca. W każdym razie „współczesne przesłanki teologii grzechu” sprowadził jedynie do cennej skądinąd inform acji o kilku formach zanegow a nia grzechu i w in y przez dzisiejszą psychologię, m edycynę i psychiatrę. Nie zdołał jednak — jako teolog — odpowiedzieć na to w yzw anie. Tym bardziej, że zdecydował się na polem ikę z teologami niem ieckim i, głów nie z K o r f f e m , którzy również, jak mniema, podnoszą szkodliwość społeczną budzenia w czło w ieku poczucia stanu grzesznego. W tym m iejscu ks. O l e j n i k nieopatrznie w yolbrzym ił zniuansowany przecież osąd ks. J u r o s a o pewnych dyskusyj nych w ypow iedziach teologów niem ieckich na kongresie w Salzburgu w 1971. N ie w ydaje się, by sprawozdanie ks. J u r o s a z obrad kongresu1, które ks. O l e j n i k przyjął tu za podstawę swych w yw odów dawało powód do w yrażania takich oto opinii: „ten atak (na grzech) widoczny jest najw yraź niej w Niem czech Zachodnich, a swój wyraz spektakularny znalazł na kon gresie w Salzburgu w referacie K o r f f a . . . Zdum ienie ogarnia przy rozpa trywaniu tego ataku ze strony m oralistów na ’moralność prawa’, a pośrednio i na grzech. Skrajnie antylegalistyczne w ypow iedzi brzmią tu wprost absur dalnie” (s. 77—78).
U cierpiały na tym ostateczne w nioski artykułu. Na tem at człowieka w konflikcie ceniony przez nas autor nie chciał nic nowego od siebie dorzu cić, choć w yraźnie to zamierzył: „warto ustalić treści pozycji, której trzeba na tym odcinku bronić” (s. 75).
A jednak nie zam ysł krytyczny spowodow ał na pierwszym miejscu zwrócenie uwagi na artykuł ks. O l e j n i k a , lecz mimo w szystko jego w ar tości. Ks. O l e j n i k jest w Polsce tym specjalistą w teologii moralnej, który z dużą ostrością dostrzega potrzebę powiązania refleksji teologicznej z przemianami człowieka i świata. A le troszcząc się o to, z przesadą zabiega o unikanie rozwiązań pospiesznych, ryzykownych i rzeczywiście w ątpliwych. Studium C złow iek w kon flikcie jest tego dobrą ilustracją. Świadczy nieza w odnie, że w ysiłek zm ierzający do pokonania dawniejszych schematów m y ślow ych w naszej dyscyplinie został już podjęty. U m iem y dostrzec, gdzie leży sedno problemu, lecz nie mamy jeszcze odwagi prende le torreau par les cornes. Należałoby chyba z powagą potraktować w stępną m yśl H a r i n g a z jego książki, o której będzie mowa: „nowy pogląd na świat, nowy sposób przeżywania życia... zmuszają dzisiaj etyka i teologa do odważniejszej reflek sji na temat ważności i sensu grzechu oraz samego jego pojęcia”.
Autor rozdziału o grzechu w podręczniku teologii moralnej opracowanym
1 Por. W ina—grzech—zba w ien ie, Collectanea Theologica 42/1972/f.III, 117— 127. Są też dostępne m ateriały kongresu, którym i ks. Olejnik jeszcze nie dysponował: S. R e h r l (red.) Sünde Schuld Erlösung, Salzburg—M ün chen 1973, s. 190.
pod redakcją bp. S m o l e ń s k i e g o 2 podjął się trudniejszego zadania. O ile bowiem założenia poprzedniego tekstu dają ks. O l e j n i k o w i pewną pod stawę do powiedzenia, że n ie był koniecznie zobowiązany do ukazania syntezy w spółczesnej doktryny o grzechu, to przecież wprost temu celow i służy książ ka napisana dla studentów teologii. Tym czasem trzeba stwierdzić, że próba nie zakończyła się oczekiwanym powodzeniem. N iełatw o przychodzi pogodze nie się z faktem , że w tekście, który ukazuje się w iele lat po Vaticanum II trzy zasadnicze w ym iary grzechu: trynitarny, eklezjalny i eschatologiczny, nie otrzym ały w nim w iększego znaczenia; że w ogóle idea powołania nie znalazła tu pożądanej konkretyzacji. Rozwija się bardziej na kanwie filozofii personalistycznej niż w kontekście historii zbawienia. W rezultacie nie zdołano pozbyć się akcentów legalistycznych, które zaciążyły na profilu dawniejszych traktatów de peccatis. Z uzasadnioną rezerwą czytelnik odniesie się do takich na przykład zdań: „Pismo św. przedstawia i naświetla grzech jako fakt o charakterze religijnym, w pełni zrozum iałym na tle relacji do Boga n a k a z u j ą c e g o ” (s. 2-70) „Staje się on (grzech) pysznym i wrogim samowładz- twem w odniesieniu do najwyższej w ładzy” (s. 280). Pomijam y znajdujące się w bliskości tych orzekań złagodzenia, gdyż nie są one w stanie zmienić ich nadmiernej i dyskusyjnej surowości. W punkcie 2. (B iblijn e określenia g rze chu) podaje się wprawdzie, że „grzech jest złamaniem przymierza z Bogiem ” (s. 275), ale w dalszym ciągu w yw odów nie przywiązuje się do tego wagi. Na dowód w ystarczy przytoczyć punkt 3. (Istota czyn u grzesznego), gdzie autor, stosując drobny retusz, przypomina w zasadzie treści, jakie kiedyś form owały naszą w iedzę w zakresie teologii moralnej.
Podobne uwagi nasuwają się przy czytaniu obu punktów trzeciego para grafu o nawróceniu (s. 315—322). Owszem, spotyka się tu w ięcej nowych in form acji niż w poprzednich paragrafach, niem niej zaproponowano nam tekst pozbawiony jednolitości, w yraźnie kompromisowy, w którym zdania o domi nancie sform ułowań praw no-filozoficznych przeplatane są w stawkam i św ież szego pochodzenia.
Autor był bliski trafnego ujęcia kw estii. Rozminął się jednak z celem w chw ili, gdy zaniechał w yraźniejszego spięcia nawrócenia z czasem eschato logicznym. N ie wiadom o tylko, czy nie zauważył, że stawia m ylny krok czy też konsekw entnie realizow ał ogólny program podręcznika, w którym chrześci jański kairos, m isterium paschalne, nowy lud Boga nie uzyskały jeszcze pra w a stania się przewodnim i ideami w ykładu teologii moralnej. Nawrócenie zinterpretow ane jako chętne przyjęcie na nowo Bożego w ładztw a nad sobą (s. 319) jest sform ułowaniem nieczytelnym , bo redukuje idee najwyższego nawet lotu do skojarzeń z poddaństwem w czasie, który całą mocą swych energii kieruje w ysiłk i ludzkie ku w yzw oleniu i autonom ii. Z kolei poprze dzenie stron na tem at istoty nawrócenia paragrafem o nawróceniu jako obo wiązku każe przypuszczać, że idzie o pom yłkę redakcyjną. W przeciwnym razie należałoby m ówić o konieczności przyjęcia nakazu przed poznaniem jego treści. Wypada to podkreślić wiedząc nawet, że w łaśn ie w punkcie zatytuło wanym O bow iązek naw rócenia jest w cale dużo uwag odnośnie do chrześcijań skiego sensu tej postawy. Czyżby w ięc redakcja m ylnym i nazwami opatrzyła część paragrafów? I to m ożliwe, bo z pewnością na skutek niedopatrzenia na s. 282 w id nieje ten dziw ny tytuł: G rzech i jego odkupienie(\).
Satysfakcję przynosi lektura artykułu ks. W i t k a (Fenom enologia n a w rócenia chrześcijańskiego). W przeciw ieństw ie do I tomu jego Teologii m o raln ej (cz. I, Lublin 1974), który nie dał pełnego zadowolenia w szystkim czy
* Posługujem y się nazw iskiem głów nego redaktora tomu, bp. S m o l e ń s k i e g o , gdyż nie ujaw niono autorów poszczególnych rozdziałów, zadowa lając się jedynie wyszczególnieniem ich nazwisk w porządku alfabetycznym na odwrocie karty tytułow ej.
telnikom , głów nie z powodu nadm iernie w yróżniających się w nim treści filozoficznych, obecny tekst zjednuje sobie przychylność bogatą, w ielow ar stw ową teologią. Po om ówieniu psychologicznego wym iaru nawrócenia, ks. W i t e k daje syntetyczny, ale i nowy, zwarty wykład jego aspektów teologicznych, chrystologicznych, eklezjologicznych i charytologicznych. W y kazuje przy tym cenną um iejętność rozwijania refleksji w bezpośrednim po w iązaniu z danymi teologii biblijnej, św ieżym i w ypow iedziam i m agisterium i głosam i teologów. Nie przeciąża tekstu w ielością cytatów z Pisma, nie nad używa żargonu soborowego, lecz z wzorcową klarownością i precyzją podaje zam ierzone treści, którym nie sposób zarzucić braku orientacji biblijnych czy soborowych. Ten interesujący artykuł uszedł uwadze ks. K a ł u c k i e g o , autora zestaw ów bibliograficznych w Pow ołaniu ch rześcijańskim , co jest tym w iększym przeoczeniem, że nie znajdujem y tam żadnej polskiej pozycji na temat nawrócenia. Może zm yliła tytułow a „fenom enologia”?
V ivre en chrétien au X X e siècle ks. A u b e r t a z U niwersytetu Stras- burskiego jest również podręcznikiem teologii moralnej, chociaż autor chce uchronić sw e dzieło przed taką klasyfikacją, by nie powodować skojarzeń z klasycznym m odelem podręcznika tego przedmiotu. W zasadzie jednak jest to, podobnie jak Pow ołanie ch rześcijańskie, I tom zarysu teologii moralnej, z tą tylko różnicą, że zamiarem A u b e r t a było napisanie książki przezna czonej dla osób św ieckich, nie będących studentam i w ydziałów teologicznych. Rozdział o grzechu i nawróceniu jest krótki, zajmuje ledw ie 20 ston w 260-stronicowej pozycji. Nie należy mniemać, jakoby ten fakt wynika! z pom niejszenia w agi tak podstawowego problemu. A u b e r t zrezygnował jedynie z pewnych partii, jakie wchodzą w skład system atycznego wykładu teologii grzechu w zględnie stanowią część opracowań encyklopedycznych. Brak na przykład paragrafów o przyczynach i rodzajach grzechów, nie podaje róż nic i podobieństw m iędzy grzechem śm iertelnym i powszednim, gdy tym cza sem w zarysie bp. S m o l e ń s k i e g o zagadnienia te rozwinięte są na b li sko trzydziestu stronach. Można m ieć o to pretensje do A u b e r t a . Osobiście skłonni jesteśm y nie uznawać tego za istotny m ankament wobec ujawnionych przez autora szczególnych intencji, jakie mu przyświecały przy redagowaniu rozdziału. Zdecydował się na tyle śm iały co nieodzowny w ysiłek spełnienia w dostępnej sobie mierze często powtarzanego dziś żądania, którego trafne sform ułowanie znajdujem y również w Powołaniu ch rześcijań skim : „Zadaniem teologii jest kontynuow anie refleksji nad wiarą... w łączności z m yślą i aktual nymi pytaniam i człow ieka” (s. 11). W związku z tym pozytywny wykład teologii grzechu i nawrócenia poprzedza analizą przyczyn zacierania się dziś sensu grzechu w świadomości chrześcijan, sprowadzając je do trzech głównych w pływ ów : filozofii egzystencjalistycznej i m arksistow skiej, rozłamu związków Kościoła ze św iatem oraz nauk humanistycznych, zwłaszcza socjologii i psy choanalizy. Obok tych czynników, ale i w powiązaniu z nimi rozpatruje nadto przyczyny w ewnętrzne: struktury dotychczasowej teologii moralnej, kryzys autorytetu w Kościele i przemiany, jakie w ogóle nastąpiły w K ościele po ostatnim soborze. Założenia pierwszej części rozdziału podyktowały A u b e r - t o w i orientację części drugiej: V ers la redécou verte du sens du péché. W yznaje nawet, że jego zdaniem ponowne odkrycie sensu grzechu stało się obecnie jednym z czołowych zadań Kościoła (por. s. 217). Całą tę część (s. 217—222) wypada uznać za bardzo dobrą informację na temat grzechu i nawrócenia, naw et jeśli chciałoby się wyrzucić autorowi, iż potraktował ją zbyt skrótowo. C zytelnicy bliżej zainteresow ani tą kw estią mogą bez trudności zaczerpnąć dodatkowych treści z dołączonego do rozdziału wykazu trafnie w yselekcjonow anej bibliografii, która okazuje się rzeczyw istym przewodni kiem po temacie, czego nie można powiedzieć o bibliografii Powołania chrześcijańskiego. Skoro bowiem autorzy poszczególnych części naszego pod ręcznika nie byli w stanie poradzić czytelnikowi, które z m ożliwych lektur
byłyby dla niego najkorzystniejsze, czyż można oczekiwać tego i zaufać pora dom jednego człowieka?
Książce H ä r i n g a zam ierzamy poświęcić oddzielne, szersze om ówienie. Na tym m iejscu sygnalizujem y ją tylko jako rzadką u nas lekturę, która, choć prosta w w yrazie językowym , zmusza do głębszej refleksji, a także uczy krytycznego m yślenia. Nie należałoby może brać jej za wzorzec postawy kry tycznej. W szelkie naśladownictwo w ytraw nego m yśliciela nie byłoby, sądzimy, sensow ne. H ä r i n g ma jednak dane po temu, by być autorem krytycznym, ale n ie zasługuje na to, by z kolei stać się autorem zbyt ostro przez nas krytykowanym .
Do poprawnego odczytania G rzechu w w iek u seku laryzacji może z pow o dzeniem przysłużyć się następujące zdanie z pierwszego rozdziału: „Grzech jest w szystkim tym, co przeciwstaw ia się orędziu i radości tajem nicy pas chalnej” (s. 9). W sześciu częściach książki H ä r i n g albo rozwija tę myśl, albo surowo rozprawia się z tym i spojrzeniami, które nie dostrzegają jej zna czenia i praktycznie jej przeczą.
Nie należy bagatelizować pewnych osobistych doświadczeń w ybitnego teo loga, które silnie w yostrzyły jego zm ysł krytyczny. Jest prawdopodobne, że w ielu z nas odkryłoby w sobie trw ały ślad propozycji, z jaką zwrócono się raz do H ä r i n g a , gdyby i nam została ona przedstawiona: przeprowadze nie w ykładu na tem at teologii moralnej jako źródła niew iary (por. s. 28). Nie chcem y tym sposobem usprawiedliw iać znakomitego znawcy przedmiotu za domniem ane błędy, nieścisłości czy po prostu subiektyw ne w idzenie teologii m oralnej, a w niej grzechu i nawrócenia. Przeciw nie, zwracam y jedynie u w a gę na dobroczynny efekt niejednego zaszokowania („Sama ta prośba zaszo kowała m nie”, s. 28).
K onfrontacje grzechu z alienacją, zniewoleniem , z antyhumanizm em w ogóle dają korzystną sposobność do wydobycia specyfiki grzechu i kształto wania nowego traktatu de peccatis, który zasługiwałby na miano rozdziału teologii m oralnej. Niem niej książka H ä r i n g a nie jest lekturą podstawową dla szukających pierwszej informacji o grzechu. Wymaga dobrej znajomości zagadnienia, jego dawniejszych i dzisiejszych ujęć, um iejętności zręcznego konfrontowania danych faktycznie lub pozornie rozbieżnych, ale nie jest m o nografią. Pozostajem y w zgodzie ze wstępną, w łasną zapowiedzią. Daje zw ięz ły pogląd na w spółczesne dociekania teologiczne w tym dziale katolickiej nau ki moralnej, akcentując osobiste w idzenia i propozycje autora.
ks. T adeu sz S ikorski, W arszaw a—Łódź
2. W kręgu etyki lekarskiej „Etyka” nr 14
Etycy coraz częściej powracają do tem atów m edycznych. Ostatni raz na łam ach „Etyki” zajm owano się problematyką lekarską w roku 1969 w związ ku z euforią, jaka opanowała św iat w w yniku sukcesów w operacjach prze szczepiania serca. Ostatnio dyskusje przesunęły się na płaszczyznę bardziej teoretyczną. Poddaje się rew izji już nie tylko moralne uprawnienia nowych kierunków medycyny, ale sam rozwój m edycyny w ogólności. Pow stanie „in żynierii genetycznej” i możliwość ingerencji w „kod genetyczny” oraz zasto sow anie ich w praktyce budzi w iele niepokoju. Stwierdza się jednocześnie niew ystarczalność w ielu pojęć i tez tradycyjnej m edycyny w obliczu jej no w ych zadań.
„Etyka” nr 14 zamieszcza m ateriały z konferencji zorganizowanej w Ja błonnie w roku 1974 na tem at E tyka a p ro b lem y zdro w ia i reh abilitacji z udziałem wybitnych przedstaw icieli polskiej m yśli etycznej skupionych