• Nie Znaleziono Wyników

Literaci i prasa warszawska pod pręgierzem satyry Gustawa Daniłowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Literaci i prasa warszawska pod pręgierzem satyry Gustawa Daniłowskiego"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Literaci i prasa warszawska pod

pręgierzem satyry Gustawa

Daniłowskiego

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 14, 321-332

2008

(2)

Grażyna Legutko

Literaci i prasa warszawska pod pręgierzem satyry

Gustawa Daniłowskiego

W

ykorzystujący różnorodne techniki literackie (od zapisu realistycznego i rela­ cji faktograficznej, przez im presjonistyczne utrw alanie w rażeń i operow anie elem entam i poetyki wzniosłości, do posługiwania się parabolą i sym bolem ) G ustaw D aniłow ski rzadko sięgał po narzędzie chłoszczącej satyry. Twórczość tego m łod op ol­ skiego pisarza — „poety miecza, m łota i orlego śpiew u”1, na jakiego pasował go o n ­ giś Brzozowski — związana przede wszystkim (choć nie wyłącznie) z problem atyką rew olucyjno-niepodległościow ą, przesycona je st bow iem tonacją ponurą, pozbaw io­ ną zazwyczaj akcentów kom icznych. Powieściowe kreacje rew olucyjnych straceńców i m ęczenników narodow ej Sprawy wydobywają z reguły rysy tyrtejskie albo realizują etos „człowieka podziem nego”2, w obec którego pisarz nigdy nie zajm uje stanowiska prześmiewcy.

N a tym tle ciekawiej rysują się — funkcjonujące na praw ach wyjątku — ujęcia satyryczne. C o znam ienne, D aniłow ski zaczyna po nie sięgać w czasach p rzed rew o lu­ cyjnego w rzenia i w burzliw ych latach rew olucji 1905-1907 — próbując, na zasadzie terapii śm iechem , przynajm niej częściowo oswoić chaos otaczającego świata. P rzew aż­ nie ujęcia owe odw ołują się do sytuacji dotyczących zwyczajnego (nie-rew olucyjnego) życia. Spośród nich najbardziej zajm ujące wydają się kreacje literatów -n ieu dacznik ów i sarkastyczne uwagi na tem at ówczesnej prasy warszawskiej. Zajm ujące tym bardziej,

1 S. Brzozow ski, Współczesna powieść i krytyka, wst. T. B urek, K raków -W rocław 1984, s. 457.

2 M ów iąc o etosie rew olucjonisty, m am na m yśli przede w szystkim zespół n o rm i w artości z rek o n ­ struow any przez B ohdana Cyw ińskiego w pracy Rodowody niepokornych, Paryż 1985, (zob. zwłaszcza refleksje w rozdziale Ethos ludzi podziemnych, s. 95-153).

(3)

że pokazują m niej znane oblicze Daniłowskiego, tw órcy uw ażanego przede w szystkim za barda rewolucji (jako autora Jaskółki), skandalistę i gorszyciela opinii publicznej (za sprawą niecenzuralnej Marii Magdaleny) czy ideologa P PS -F rakcji Rewolucyjnej (dzię­ ki zbiorow i zbeletryzow anych biografii Bandyci z P P S).

W arto zatem przyjrzeć się D aniłow skiem u jako tw órcy prozy artystowskiej, dla któ­ rego fikcja literacka stwarzała dogodną okazję do zapisu przeżyć osobistych zw iązanych z profesją pisarza. N a podstawie analizy tego w ycinka jeg o twórczości m ożna je d n o ­ cześnie z pow odzeniem , ja k sądzę, pokazać w krzyw ym zwierciadle sym ptom atyczne znam iona k u l t u r y de siecle’u.

N ad rzęd n y m zagadnieniem ośw ietlanym satyrycznie w prozie Daniłow skiego je st pojęcie sztuki jako „targowiska próżności”, m odnego artykułu, którym się kupczy. W yrazicielem poglądów pisarza w tej kwestii je st je d e n z bohaterów Jaskółki (1907) — renegat ruchu rewolucyjnego, sfilistrzały, ale ja sn o rzecz widzący, cyniczny panicz O rski. Sprawując funkcję swoistego m ecenasa sztuki, urządza w swym w arszaw skim m ieszkaniu spotkania literackie, a mówiąc precyzyjniej: biby dla artystycznego światka stolicy. Stwarzają one sposobność bliższego oglądu różnych „okazów” tego światka. Z najdujem y w śród nich literatów -nieudacznikó w i tandeciarzy, m ęczeńskie ofiary i kabotynów 3, błaznów jarm arcznych i psychopatów, by uciec się do znanej klasyfikacji M arii Podrazy-K w iatkow skiej4.

Przykładem psychopaty i nieudacznika zarazem je st Z im nicz — niepłodny twórczo neurastenik; ofiary zaś — wykolejony artysta—alkoholik Warski, niegdyś ceniony autor natchnionych dzieł, który zwichnął sobie karierę przez filisterskie pożycie rodzinne5 i zdegradował się do roli gazetowego korektora. Radząc m łodszem u (zdolnem u) kole­ dze J a k osiągnąć sławę (i jednocześnie ocalić talent), Z im nicz przekonuje sarkastycznie:

Ty m oże jeszcze, siadając do pisania, m odlisz się o łaskę niebios!... G łu p ­ stwo! jeśli chcesz wyjechać wysoko, m ódl się o łaskę G ebethnera i Wolffa,

3 O czywiście w „prozie artystow skiej” D aniłow skiego w ystępują też postacie artystów tw órczych i spełnionych, realizujących ideow e posłannictw o sztuki (np. O rw id i Kwaszewski z Jaskółki, Janusz Tarczyński z opow iadania Z a ścianą, utalentow ana skrzypaczka Stella R oini oraz H e n ry k — pierw szo­ osobow y narrato r z Luźnych kartek). Zazwyczaj pojawiają się w typow ej dla m łodopolskiej literatury opozycyjnej relacji do filisterskiego tłu m u lub artystó w -im p ro d u k ty w ó w ; często m e d iu m (kataliza­ torem ) ich tw órczości staje się ukochana kobieta. Artyści ci traktow ani są przez D aniłow skiego serio, co w yklucza ich z kręgu niniejszej analizy.

4 Z ob. M . Podraza-K w iatkow ska, Bóg, ofiara, clown czy psychopata? O roli artysty na przełomie X I X i X X

wieku w: eadem , Młodopolskie harmonie i dysonanse, W arszawa 1969, s. 246-276.

3 Z o n a W arskiego nosi zresztą to sam o im ię, co żona B orow skiego z B erentow skiego Próchna — Z o ­ sia. Przegrany artysta m ów i o niej: „Tak klektała, zaklekotała, zawaliła m i głowę rondlam i, dyszkiem , p ran iem ”; o sobie zaś: „bydlę skończone jestem , słabe, parszywe! Tak, pijak ze m nie, łajdak i w łóczęga [...] żona m i się w pracy zarzyna, dzieci — bez p o rte k ... C zw o ro m a m ” (G. D aniłow ski, Jaskółka, K raków [1907], s. 366, 370).

(4)

[...] brykaj, póki czas, bo ja k cię zaraza m orow a k urieró w ogarnie — zdechł pies! co pies! niejeden lew zadusił się i sparszyw iał... P udle mają odbyt, bo to i zm yślne do każdej sztuki, i p o tu ln e ...6

Typ jarm arcznego błazna uosabia z kolei blady poeta Jarecki — autor niewydanej powieści Męczennica, o której Warski m ów i dowcipnie:

poronione w czwartym , a m oże naw et dru gim miesiącu, płód z g ru n tu m artw y \], s. 363].

D rw iąc z jeg o nieznośnej lekkości pióra i prostytuow ania sztuki, dodaje: Wiesz pan dlaczego on taki blady? [... ] bo m a solitera; rym ow anego ta­ siemca, co n u m e r na trzydzieści do pięćdziesięciu w ierszy robaka w y­ puszcza, głowa zostaje, i przez dobę tyleż, co stracił od rasta... Po dziesięć kop. — trzy do pięciu rubli dziennie na tej jed n ej chorobie, szczęściarz, zarabia, a chciałby jeszcze p ro zą... [J, s. 364].

N ajniebezpieczniejszym je d n a k typem literatów są — w edle Daniłow skiego — tzw. „ludzie słowa”, pełniący podrzędne role na rautach i fajfoklokach, reprezentanci arty­ stycznego „chóru i tłu m u ”, którzy potrafią przerabiać

na gładki, płynny, a nieraz trafny i dow cipny frazes wszystko, co zajdzie w rogatkach Warszawy i przez łamy pism , salony, saloniki, cukiernie i ga­ binety restauracyjne dostarczać do szerszego ogółu, jak o przeciętną opi­ nię, obowiązującą na dziś każdą inteligentną jedn ostkę [J, s. 352].

Ich szczególną odm ianę stanowią literaci prasowi, pozbaw ieni w łasnych poglądów, tolerancyjni w każdej sprawie i pod każdym w zględem , stanowiący

rdzenną cząstkę tej ruchliw ej grupy, która słyszy wszystko i je st słyszana wszędzie, nastraja to n ogółu i dostraja się do niego sama, jest, je d n y m sło­ w em , jednocześnie i głosem i echem , tw órcą pew nej atm osfery w um iar­ kow anych strefach Warszawy, a zarazem płucem , które jej m iazm atam i najłatwiej oddycha [J, s. 353].

Prowadzone na rautach u Orskiego rozm ow y na tem at m odelu współczesnej sztuki wpisują się w głośną m łodopolską dyskusję dotyczącą europeizacji rodzim ej literatury. Opozycję: „swojskość — europejskość” roztrząsa w powieści m izerny literat („trochę nowelista — trochę poeta”) o znaczącym nazwisku Rosset, żądający bezwzględnej „de­

(5)

zynfekcji prądów europejskich”, zwłaszcza sym bolizm u, przy tym „połykając, nie w ia­ dom o kiedy, masę przekąsek” [J, s. 354]. Daniłowski drw i z pseudo-erudycji literackiej bohatera, ujawniając płytkie rozum ienie przez niego prądu jako nieznośnej m ody tow a­ rzyskiej, napuszonego cudactwa, które sprowadza się do egzotycznych kom binacji słow­ nych. Rosset daje towarzystwu dow cipny przepis na wiersz symbolistyczny, proponując

C h m iel zastąpić pnączem , a jeszcze lepiej lianam i, w od ne ziele grążelem lub m istycznym nenufarem ; skakanie — rzucaniem się; kochanka — lu ­ bieżnikiem itd., je d n y m słowem , zamiast naturalnego w dzięku dać w y- krygow any dziw oląg... [J, s. 354].

Prezentacja zdezintegrow anego światka artystycznego stolicy jest w Jaskółce jedynie epizodycznym elem entem fabuły, służącym intensyfikacji obrazu chaosu świata, zam ętu i bezideowości czasów przedrew olucyjnych. Jako tem at samodzielny, oś konstrukcyj­ na fabuły, pojawia się natom iast w opowiadaniu L uźne kartki (1914), pisanym rów nież w charakterystycznym m om encie dziejowego zawirowania: tuż przed w ybuchem W iel­ kiej W ojny (pełni więc analogiczną funkcję: kom entuje w sposób aluzyjny „odchylo­ ną od n o rm y ” — jak artyści7 — rzeczywistość historyczną). Literatów w tym utw orze poznajem y w typowej scenerii kaw iarniano-knajpow ej, podczas nocnych birbantek, na których przede wszystkim pije się i „gada przew ażnie o niczym ”8, i najzabawniej jest, gdy ktoś się z kim ś pokłóci. Wyróżniają się w śród nich: W rocki — „pęcherz dziennikar­ ski, gruchoczący w potrzebie rym am i” [Lk, s. 8]; Zosicki, laureat nagrody literackiej — „piram idalny m ałpiszon”, „szewc ostatniego gatunku, a nie artysta” [Lk, s. 8], cieszący się bow iem , ja k przystało na kabotyna, pow odzeniem własnej osoby, a nie w yróżnionej powieści; Z em ler — niewykwalifikowany krytyk literacki — „skończony rzezim ieszek” [Lk, s. 11], piszący dla zarobku sprawozdania, sprowadzające się do nieudolnego opo­ wiadania treści dzieł, mogący jed n ak każdego twórcę „schlastać, zarżnąć, posypać solą i pieprzem i połknąć” lub „oskalpować tak, że nieprędko zapuści czuprynę” [ibidem]-, i wreszcie w odzący rej w śród zgrai pseudo-artystów cynik Rudzki — ,jak ob y filo z o f’, który otrzym ał swą rangę „czysto honorow o, w braku in n ej” [Lk, s. 12].

Podstawową „twórczością” owej literackiej bandy są, jak o się rzekło, zakrapiane al­ koholem kabotyńskie rozm ow y o niczym. N a rrato r zauważa z odrazą:

„R ozbierano” w ścisłym słowa tego znaczeniu sztukę i lubow ano się k o ­ lejno jej w dziękam i w sposób obrzydliwy.

N ie było w tym ani krzty uw ielbienia, nam iętnego poryw u uniesienia,

7 Por. A. M akow iecki, )rArtystostwo” jako odchylenie od normy, w: idem , Młodopolski portret artysty, W arsza­ w a 1971, s. 158-177.

8 G. D aniłow ski, L uźne kartki. Noivele [opow iadanie tytułow e zbioru], Warszawa 1926, s. 11. Dalej lokalizację ze skrótem : Lk i n u m e re m strony podano w nawiasie, po cytacie.

(6)

który pragnie ow ładnąć i sam się całkowicie oddaje, lecz jakby lubieżność, rozkoszow anie się każdym poszczególnym dreszczykiem , w yrafinow a­ na rozpusta zużytych starców, których coś wreszcie zdołało podniecić

[L ks. 13-14].

„W ydrążeni duchow o” literaci, pozbaw ieni m yślowej głębi i talentu artystyczne­ go, wydają się „zbutw iali” — ja k m ów i D aniłow ski, nawiązując aluzyjnie do znanej diagnozy z Próchna B erenta — mają „ow rzodzoną d uszę” i są „jak skały zwietrzałe, które sypią się w gruzy i p roch niem ocy” [Lk, s. 14]. C o więcej, nie odczuw ają naw et więzi m iędzy sobą — są „przyjaciółm i” od knajpy, spódniczki, pióra, ale nie od serca. W przypływie szczerości głów ny bohater Luźnych kartek zarzuca koledze em ocjonalny fałsz, pozorną wrażliwość, p seudo-em patię w ykolejoną w bladze literackiej, dokonując jednocześnie uogólnionej oceny światka artystycznego (niepozbaw ionej elem entów

czarnego h u m o ru i karykaturalnej groteski):

G dybym ju tro zginął, byłbyś w stanie wycyzelować z tego po w od u rzew ­ ne w spom nienie, bo w tobie ju ż się wszystko transponuje na wiersze. M a s z c e r ę j a k b i b u ł a , f a r b ę d r u k a r s k ą w ż y ł a c h , z a ­ t r u ł e ś s i ę o ł o w i e m c z c i o n e k i t y m j a d o w i t y m w y z i e ­ w e m z a r a z i ł e ś m n i e . . . J a k k o l o r a t u r o w e j ś p i e w a c z c e d r g a w g a r d l e t r y l , t a k n a m s i ę c i ą g l e s k r ę c a j ę z y k w e f r a z e s . W i e l k i e s ł o w a b e ł t a j ą s i ę w z b u t w i a ł e j p i e r s i . Z a n u r z e n i p o s z y j ę w g n o j o w i s k u , m o ż e m y z b e z c z e l ­ n ą s w o b o d ą d e k l a m o w a ć h y m n y d o s ł o ń c a . M y s z k u ­ j e m y p o r a n a c h l u d z k i c h , p o n a j d y s k r e t n i e j s z y c h z a k ą t k a c h z b o l a ł e g o s e r c a , b y w y ł u p a ć s t a m t ą d p o ­ m y s ł d o n o w e l k i ! . . . [wyróżn. — G. L.] Ty byś dla sensacji na dwie szpalty spalił Warszawę, now ożytny N ero n ie, kurierkow y Cezarze! Ko­ chankę byś zarżnął za now y ton, brata rozpruł dla świeżego p o ró w n a n ia... Po hulaszczej nocy w tingel-tanglu, przy b iu rk u stajesz się święty i ronisz na tem at rozpusty atram entow e łzy, w strętne, ja k kleksy!... C iebie z da­ leka czuć czernidłem ; patrz! W łosy ci się jeżą ja k istne stalówki; uważaj, bo się rozlecisz: jesteś cały pocięty na paski, szpalty; za dziesięć kopiejek od w iersza w net się rozwijasz z niczego, ja k papierow y wąż w ręku m agi­ k a!... [Lk, s. 19]

W krzyw ym zwierciadle ukazuje się zatem sztuka sprostytuow ana, tw orzona z m y­ ślą o uciesze gawiedzi, pozbaw iona godności i w zniosłości, sztuka kabotyńska, którą „łechce pochlebny bełkot ulicy” [Lk, s. 21]. Jej w y t w ó r c a m i są sprytni pismacy, artyści-im produktyw i, literaccy figuranci, m arionetki, żonglerzy słowa, intelektualni ekshibicjoniści, uszm inkow ani clowni.

(7)

Satyryczny portret literatów przynoszą też dwa inne opow iadania Daniłowskiego:

Zelma (1912) i Laureat (1905), w których uwaga pisarza skupia się nie tyle na prezen ta­

cji szerszej zbiorow ości artystów, ile na pojedynczych indyw iduach. W przypadku obu fabuł m am y do czynienia z rozw iązaniem tragicznym : egzystencjalnym unicestw ie­ niem , z tym że kabotyński literat z Zelmy doprow adza do sam obójczej śm ierci kobietę, która go kocha, tytułow y bohater Laureata unicestw ia natom iast sam siebie.

B ohater Zelmy, „tak zw any poeta M irski”9, portretow any je st początkow o na tle ar­ tystycznej drużyny, którą tw orzą ludzie m łodzi, przew ażnie uzdolnieni, ale wykolejeni, „idący na przepadłe” [Z, s. 53] — aktor, grający podrzędne role z pow odu przepitego gardła; śpiewak z bożej łaski, bez szkoły m uzycznej i z ochrypłym głosem; m alarz, który po zdobyciu srebrnego m edalu na jed n ej z wystaw nie m oże się posunąć ani o krok dalej itp. M irski w yróżnia się w śród nich nadm iarem sm u tku oraz pew nym ta­ lentem poetyckim , je d n a k jeg o wiersze są tak dziwaczne, że redaktorzy pism zam iesz­ czają je rzadko, gdzieś na szarym końcu swych dzienników, w lukach, które m ożna zapełnić byle czym, lub cytują je dla śm iechu w odpow iedziach od redakcji. Łączy go zaś z kom panią w ykolejeńców skłonność do zalewania „w spólnego w szystkim robaka braku uznania” [Z, s. 54]. I w tym wszakże znam ionują go odstające od innych reakcje — narrator zauważa dowcipnie:

Podczas gdy towarzysze jeg o po odpow iedniej dozie kieliszków nabierali niezwykłej pew ności siebie i fantazji: śpiewak porywał się do arii op ero­ wych, aktor przedstawiał bohaterów Szekspira, malarze urągali od m y­ dlarzy w szelkim m istrzom , odgrażając się, że oni im dopiero pokażą — M irskiego, w m iarę potęgow ania się hulaszczej atmosfery, ogarniał coraz cięższy, beznadziejny sm utek — brał głowę w dłonie i zalewał się łzami, otwierał — jak dow cipkow ano — destylarnię [Z, s. 54—55].

U kojenie „beznadziejnego sm u tk u ” M irski znajduje w ram ionach niezwykle w raż­ liwej na poezję prostytutki (znającej na pam ięć w iersze francuskich sym bolistów), któ ­ ra pom aga m u wydać pierw szy zbiorek poezji. Z adufany w sobie egoista-kabotyn nie zauważa m orderczych w ysiłków kochanki w celu zdobycia odpow iednich funduszy na ten cel, a także jej bezgranicznej miłości. Po osiągnięciu celu (w ydrukow aniu to m i­ ku) odtrąca dziewczynę, doprowadzając ją tym sam ym do sam obójstwa.

Tragedią kończy się też historia innego poety-im produktyw a, z przywołanego w y­ żej opow iadania Laureat. Jego tytułow y bohater je s t oryginalnym przykładem sym biozy artysty i episjera, i jako taki odbiega od typowego w m o dernizm ie konfliktu: jed no stka tw órcza — filisterski tłum . Jest jednocześnie urzęd nik iem ubezpieczeniow ym i lite­

9 Idem , Zelma, w: idem , Epilog, Warszawa 1914, s. 54. D alej lokalizacja podana w nawiasie, ze skrótem : Z i n u m e re m strony.

(8)

ratem , mającym łatwość pisania (niewspółgrającą z talentem artystycznym ). Dyrekcja biura ubezpieczeń, w którym pracuje, docenia jeg o „zdolności” pisarskie, powierzając m u redakcję ogłoszeń, korektę ortograficzno-stylistyczną raportów itp. odpow iedzial­ ne czynności, przy których Siwiński doznaje „w zruszeń autora, redaktora i cenzora w jedn ej osobie”10. Jego próżność i „żarłoczne instynkty pychy” [L, s. 13] nasilają się w m om encie w yróżnienia jeg o dram atu przez sąd konkursow y „Kuriera P orannego”. N agrodzony, pod w pływ em „odurzającego zapachu sławy” [L, s. 17], zaczyna m arzyć o swej wielkości. Bolesne m ilczenie, które rychło następuje po chw ilow ym sukcesie, doprow adza go do stanu nieznośnej apatii. N arrato r zaznacza hum orystycznie:

W yniesiony cudzym i rękam i powyżej właściwej sobie miary, Siwiński w edług praw ciążenia m usiał spaść do norm alnego poziom u; nie m ógł tego je d n a k ani zrozum ieć, ani tym bardziej z naturalnym biegiem rzeczy się zgodzić.

R ozjuszona pow odzeniem hydra pychy dom agała się wciąż świeżej stra­ w y [L, s. 23].

Siwiński postanaw ia w ięc napisać now e dzieło, którym zam ierza rzucić publicz­ ność na kolana i ponow nie upoić się trium fem sławy. Niestety, jałow a gra jeg o ubogiej w yobraźni długo nie podsuw a m u żadnego tem atu. W końcu w pada na karkołom ­ ny pom ysł — postanawia napisać tragedię przedstawiającą losy m łodego poety, który zdobyw a nagrodę konkursow ą, przez co w zbudza pow szechną zawiść; szykanowany na każdym kroku zostaje doprow adzony do tego, że odbiera sobie życie, wieszając się na sznurku z zeschniętego w ieńca laurowego. Indolencja tw órcza u n iem o żliw iajedn ak dram aturgow i literacką realizację owego pom ysłu. Satyryczna prezentacja darem nych wysiłków Siwińskiego wydobyw a takie cechy jeg o charakteru, jak: pozerstw o, bufona- da, kabotyńskie odurzanie się własną m ocą (oraz alkoholem ), próżność, neurotyczna egzaltacja itd. W krótce satyra przekształca się w tragifarsę: bohater postanaw ia o dw ró ­ cić kolejność w ydarzeń w ym yślonej sztuki i czyni jej finał początkiem , sprawdzając uprzednio, co m oże czuć człowiek, który popełnia sam obójstwo. Zaczyna (jak B orow ­ ski w Próchnie Berenta) „grać” rolę, a poniew aż je s t to próba generalna, gra na serio ..., za co otrzym uje w ym arzony aplauz. O pow iadanie p u en tu je tragiczna ironia:

M ocno trącone rusztow anie rozsypało się, szeleszcząc bibułą. Siwiński wyprężył się. W olnym , przeciągłym ru ch em podkuliły się n o g i... G rzm ot frenetycznych oklasków zadudnił m u pod czaszką i p io ru n em zapadła ciężka, ołowiana kurtyna, zasłaniając wszystko na wieki [L, s. 34].

10 Idem , Laureat, w: idem , N ad urwiskiem. Wybór nowel, Warszawa 1922, s. 13. Dalej lokalizacja cytatów podana w nawiasie, ze skrótem : L i n u m e re m strony.

(9)

Koncepcja fabularna Laureata wykrystalizowała się w um yśle D aniłow skiego po konkursie na u tw ór hum orystyczny, ogłoszonym przez redakcję „Tygodnika Ilu ­ strow anego”, w którym pisarz wziął udział i znalazł się w ścisłym gronie laureatów 11. N agrodzoną pracą Daniłow skiego było opow iadanie zatytułow ane prosto: Humoreska12. Przedstawiało historię starego kawalera — filistra, który osiedliwszy się na stałe w War­ szawie postanow ił (w poczuciu obywatelskich obowiązków) popierać piśm iennictw o krajowe, w nosząc roczną przedpłatę na różne m iejscowe czasopisma. Prezentow any przez narratora nieład w śród grom adzących się w m ieszkaniu pana M ateusza (w za­ trważającym tem pie!) „stosów drukow anej bibuły”13 korespondow ał aluzyjnie z zam ę­ tem przedrew olucyjnym :

po kilku tygodniach na stole zapanował kom pletny chaos: num ery „Roli” po­ mieszały się z „N iw ą” i „Izraelitą”, „Goniec” poplątał się z „Kurierem”, a płach­ ty „Słowa” przykrywały zeszyty tygodników postępowych [H, s. 119].

N a ciasnej przestrzeni znalazły się zatem pom ieszane ze sobą egzem plarze: b ojo­ wego tygodnika antysem ickiego i filosem ickiego organu pozytyw istów (obok pism a w yznaniow ego dla Ż ydów garnących się do asymilacji), dziennika o profilu endeckim i bezprogram ow ego brukow ca, ugodow ego pism a ziem iaństw a i tygodników propagu­ jących działania rew olucyjno-niepodległościow e. B udując gradację napięcia i w yko­ rzystując technikę suspensu, w połączeniu z różnym i odm ianam i kom izm u (głównie sytuacyjnego i słownego), D aniłow ski osiąga zam ierzone efekty satyryczne, przekształ­ cając w końcu hum oreskę w tragifarsę. Jej akcja właściwa rozpoczyna się ostatniego dnia kończącego się roku, kiedy posłańcy „szczodrobliw ych” redakcji zarzucają oszoło­ m ionego abonenta prom ocyjnym i dodatkam i do swych czasopism. „Tygodnik Ilu stro ­ w any” dostarcza m u dwanaście to m ó w Sienkiewicza i tu zin dziel naukow ych; „Gazeta Polska” zasypuje stosami Historii sztuki, w olum inam i Ziem i zamieszkanej przez Polaków i całą „Biblioteką Dzieł W yborow ych”; „W ędrow iec” ofiarow uje m onstrualne płótno (z zam alowaną na czarno płaszczyzną) przedstawiające szyb opuszczonej kopalni. „Le­ karz D om o w y ” proponuje jako roczne p re m iu m w ybór „czystych k u ltu r niektórych zarazków ” [H , s. 123] — chorób pierw szorzędnych, egzotycznych, takich jak: trąd skandynawski, azjatycka cholera, żółta febra i czarna ospa oraz przypadłości minorum

11 N a nagrodę dla zwycięzcy konk u rsu (oprócz h o n o ra riu m autorskiego) przeznaczono 200 rubli. Z e 134 utw orów , które napłynęły do redakcji, nie w ybrano je d n a k dzieła zwycięskiego i kw otę prze­ znaczoną dla zdobyw cy pierw szego m iejsca rozdzielono na nagrody dla trzech autorów : W incentego Rapackiego (juniora), Jana Lem ańskiego i G ustaw a D aniłow skiego. Z ob. N asz konkurs, „Tygodnik Ilustrow any” 1904 n r 12 oraz W. G iełżyński, Prasa warszawska 1661-1914, W arszawa 1962, s.102. 12 O pow iadanie zostało opublikow ane w 1905 roku w tom ie Fragment pamiętnika (Warszawa 1905). 13 G. D aniłow ski, Humoreska, w: idem , Fragment pamiętnika, op. cit., s. 119. D alej posługuję się skró­ tem : H .

(10)

gentium, w rodzaju: pospolitego dyfterytu, paciorkow ców szkarlatyny, popularnych

wysypek kaw alerskich czy wreszcie banalnych chorób krajow ych, np. liszaja cielęce­ go, tyfusu brzusznego i suchot. „Przyjaciel Z w ierząt” przysyła warczącego gniew nie kundla Katona, wysłanniczka „D obrej G ospodyni” („przysadzista wieśniaczka z k o­ szem pod pachą” [H , s. 124]) dostarcza zaś „uwiązanego za n ogę” prosiaka i czubatą kurę znoszącą m endel jaj dziennie. Kostyczna przedstawicielka „N ow ego Pedagoga” („wysoka deskowata dama w binoklach” [H , s. 125]) przyprow adza płaczącą sierotę, by um ożliw ić sum ien n em u prenum eratorow i praktyczną realizację zasad w ychow ania w pajanych przez pism o li—tylko teoretycznie, a także ułatwić m u ekspiację za szereg lat spędzonych, ja k m niem a, w rozpuście. W ysłannicy „Przeglądu Felczerskiego” oferują gratisowe strzyżenie, stawianie pijawek i natychm iast golą na łyso głowę gospodarza, wyrywając m u przy okazji dwa zdrow e zęby. Wreszcie cyniczni pracow nicy „D ekaden- ta” przychodzą grem ialnie, by pokazać za darm o nagą duszę.

Krótkie, dow cipne scenki rodzajowe, sprawnie kreow ane przez Daniłowskiego, b u ­ dują odpow iednie napięcie dram aturgiczne. Spiętrzenie niecodziennych (wręcz absur­ dalnych) zdarzeń w yw ołuje początkow o u odbiorcy uśm iech pobłażania, który rychło przeobraża się w litość i w spółczucie. K om izm prezentow anych sytuacji w zm acnia kom izm postaci, wyolbrzymiający takie cechy charakteru głów nego bohatera, jak: głu­ pota, chciwość, naiwność, bierność, nawyki drobnom ieszczańskie. N a rrato r um iejętne rejestruje stopniow e zm iany zachodzące w zachow aniu pana M ateusza, które w końcu prow adzą do destrukcji jego osobowości. Ewolucja nastroju gorliwego subskrybenta najpierw śmieszy, a potem budzi zaniepokojenie odbiorcy. W trakcie rozwijania się akcji obserw ujem y różne stany bohatera: od „mruczącego zadow olenia”, zażenowania i zakłopotania — przez radosne w zruszenie, zdezorientow anie i przerażenie — po h i­ steryczne roztkliw ienie, depresyjną wściekłość i desperacką arogancję.

Z kom izm em sytuacyjnym i charakterologicznym w spółgra kom izm językowy, który dopełnia hum orystycznej wizji całości. B udują go: żarty słow ne (na przykład za­ razki chorobow e są „w najlepszym gatu n k u ” [H , s. 124]), dow cipne pow iedzonka (jak: „delegat «Muchy» pęka z łoskotem ze śm iechu” [H , s. 128]) czy zabawne dialogi — w rodzaju poniższej rozm ow y wychowawczej z czteroletnim dzieckiem , ośmieszającej pedagogiczne kwalifikacje nauczycielki:

— C o robi kura? — Kura gdacze.

— Dlaczego kura gdacze?

— Kura gdacze dlatego, że znosi jajko. — A co ona zrobi z tym jajkiem ? — O n a zrobi to, że siądzie. — C o się w eźm ie z tego jajka? — Z tego jajka w eźm ie się kurczę.

(11)

— A ty skądeś się wzięła? — W zięłam się z jajka. — Dobrze! [H , s. 126]

Jak przystało na konw encje gatunkow e hum oresk i, zabawna historia pana M ate­ usza rozw iązana je s t zaskakująco. D oprow adzo ny do ostateczności, rzuca się z furią na policjantów, okładając ich „kwiczącym i w yjącym o rę żem ” [H , s. 129], przekonany, że są przedstaw icielam i kolejnej redakcji, po czym trafia do Tw orek i podczas ro z m o ­ w y z psychiatrą pożera z pianą na ustach d zien n ik leżący na b iu rk u lekarskim . N a si­ lające się z czasem objawy ciężkiej choroby psychicznej (bohatera opanow uje obsesja, że „jest licho opraw nym to m em «Biblioteki D ziel W yborowych», którego nikt czytać nie chce” [H , s. 130]), prow adzą w reszcie do śm ierci pacjenta. O pow iadanie zw ieńcza ironiczna puenta:

N a prim a aprilis [... ] zajechał antykw ariusz h u rto w n ik i złożoną w skrzy­ ni m akulaturę jego ciała wywiózł na B ródno. Redakcja niebieska przyję­ ła go praw dopodobnie przychylnie, bo cierpiał. Ziem skie za to odpłaciły m u się czarną niewdzięcznością: o zgonie jeg o nie było żadnej w zm ianki [...]. I tak nieodżałow anej i świętej pam ięci prenum erator, który za cały ro k z góry płacił, pozbaw iony wszelkiej reklamy, niby sztuka niezależnego autora — zrobił ostateczną klapę — a m ogiła jego, szybciej niż sława k u ­ rierkowa, uległa zapom nieniu [H , s. 131].

Z agadnienie ulotnej „sławy kurierkow ej” i zgubnego w pływ u tandetnej prasy na niew yrobionych czytelników D aniłow ski roztrząsał jeszcze w ielokrotnie w swych tekstach publicystycznych.

Jed ną z kardynalnych w ad codziennej prasy warszawskiej była — zdaniem publicy­ sty — jej bezideowość, niewybaczalna zwłaszcza w okresie poprzedzającym rew olucję 1905 roku, kiedy społeczeństw o polskie pogrążone w apatii politycznej „nie chciało nic chcieć, nigdzie iść”14. Trium fow ały wówczas na rynku bezprogram ow e brukow ce, w rodzaju kronikarskiego „Kuriera W arszawskiego”, podające inform acje o rzeczach mało istotnych, zamiast wskazywać konstruktyw ny program działania. D aniłow ski stwierdzał sarkastycznie:

D zięki błyskotliwym artykułom „Kuriera” społeczeństw o wiedziało, co się dzieje w buduarach, salonach, za kulisam i teatru, ale nie dom yślało się, o czym m ów ią szpulki przędzalni, o czym huczą m łoty dolnej i gór­ nej Warszawy, co pełga w płom ieniach h ut. N ie w iedziano, że na licz­

(12)

nych krosnach Pabianic, Łodzi i Ż yrardow a tkają się w zory now ego życia, że w gorących potokach żelaza wylew a się płom ień re w o lu c ji15.

Ten najpoczytniejszy dziennik warszawski, zyskując rychło zasięg ogólnopolski, stawał się niezbędnym organem dla tych wszystkich, którzy interesow ali się życiem stolicy Docierając głównie do m ieszczaństw a i inteligencji, pełnił w obec nich funkcję istotnej instytucji użyteczności publicznej. Jak dow cipnie zauważa je d e n z bohaterów

Jaskółki:

gdyby Warszawski nie wyszedł, w ybuchła by u nas rewolucja, na barykady by szli em eryci, ja k je d e n mąż. W szystko naród wytrzym a, ale braku K u ­

riera — co to, to nie !

[J,

s. 366].

Podobnie niechętny stosunek miał publicysta do „Kuriera Porannego” — ośmieszał nie tylko jego apolityczność i ideową byłejakość, ale także brak ambicji oddziaływa­ nia na poglądy czytelników w zakresie spraw artystycznych. „Poranny” więcej dbał bow iem o drobiazgow e zapowiedzi m ających się ukazać książek czy inform acje o o d ­ bytych koncertach i wystawianych sztukach teatralnych niż o ich fachową ocenę. U k a­ zujące się na łam ach pism a recenzje, objaśniające przede w szystkim treść dzieł (a nie form ułujące profesjonalne oceny), nie kształtowały gustów niew yrobionych odbior­ ców, żądnych jed y n ie mrożącej krew w żyłach sensacji. Ju ż sama stylistyka redakcyj­ nych w ypow iedzi budziła w iele zastrzeżeń; ja k pisał z perspektywy kilkudziesięciu lat W itold Giełżyński:

„Poranny” nie przebierał w słowach, był krzykliwy i ordynarny, ja k „ga­ zeciarze”, którzy go sprzedawali. Polem izując stosował do przeciw ników takie epitety, ja k „cymbały”, „ślepcy”, „naiw ni”, postępow anie ich kwalifi­ kował jako „bezczelność”, „tandeciarstw o”, „liche sztuczki”, „elukubracje p om ylonych”16.

N ieprzygotow anych ideowo, pogrążonych w m yślow ym letargu m ieszkańców Warszawy zaskoczył w ybuch w ojny rosyjsko-japońskiej, który stworzył doskonałą ko­

niu n k tu rę dla prasy. Stołeczne tygodniki o treści ogólnej, związane z chwilą bieżącą, w przeciw ieństw ie do prasy codziennej, zróżnicow ały się pod w zględem politycznym na: lewicowe (na przykład „G łos”, Praw da”, „Przegląd Tygodniowy”, „R obotnik”, „O gniw o”, „Przedśw it”), prawicowe (jak „Rola”, „Kronika R odzinna”, „Biesiada Li­ teracka”) oraz neutralne, tzw. pism a ce n tru m (na przykład „Tygodnik Ilustrow any”, „W ędrowiec”, „Bluszcz”, „Gazeta D o m o w a”, „N iw a Polska”). Pism a z ostatniej grupy

15 Ibidem, s. 34.

(13)

nie zaintrygowały D aniłow skiego na tyle, by stać się przed m iotem jeg o w ypow iedzi publicystycznych. Prasę lewicową traktował zawsze bardzo pow ażnie, pod pręgierzem satyry ustawiał natom iast tygodniki prawicowe, co też i nie dziwi w w ypadku zdekla­ row anego socjalisty, konsekw entnego ideologa P PS -F rakcji Rewolucyjnej, do końca życia w iernego linii program ow ej m arszałka Piłsudskiego. R edaktorom i w spółpra­ cow nikom pism propagujących ideologię endecji wytykał zatem : ugodow ość, bierność (sprowadzającą się do taktyki „napadniętego żółwia, który cofa się w swoją skorupę”17), karygodną dw ulicowość, a przede w szystkim ham ow anie budzącej się z uśpienia woli walki narodu i popularyzow anie postawy biernego op oru i legalizm u, doprowadzającej w reszcie „do kornego podstaw iania pleców pod nahajkę”18 i haniebnego lojalizm u.

D aniłow ski nie poprzestał na satyrycznej prezentacji „kurierkow ej” prasy w arszaw ­ skiej, obnażając jej bezideow ość, frazesowość, tendencyjność, nastaw ienie na sensacyj­ ną inform ację i skandal, a w reszcie m anipulow anie gustam i odbiorców. N ie ograniczył się do teoretycznego w yrażania krytycznej postawy w obec obcych m u ideologicznie pism prawicowych. Jak przystało na człowieka czynu, próbow ał czynnie zaradzić cho ­ rej sytuacji i ją, przynajm niej w pew nym stopniu, zrównoważyć. Założył i redagował w łasne czasopisma: w Warszawie, w 1908 roku bojow y dw utygodnik sp ołeczn o-po­ lityczny i artystyczno-literacki „W iteź”19, którego charakterystyczna szata graficzna (na okładce w idniała postać średniow iecznego rycerza, w pełnym uzbrojeniu, w spar­ tego na m ieczu, z zarysem pary skrzydeł w tle) sym bolizowała w olnościow ą ideologię członków redakcji, oraz w e Lwowie, w latach 1910-1911 tygodnik polityczno-społecz- no-literacki „Życie”, na którego łam ach propagował m iędzy innym i ideę strzelecką.

Powyższa prezentacja u tw o ró w autoraJaskółki, w których ośm ieszeni zostali literaci i prasa warszawska, pokazuje rozległe m ożliwości pisarza w posługiw aniu się narzę­ dziem satyry i um iejętność korzystania z jej różnorod ny ch chw ytów : od wywołujących śm ieszność prostych efektów kom icznych, przez karykaturalne przerysow yw anie p o ­ staci i sytuacji, do budzących zaniepokojenie zabiegów groteski. I choć, ja k zaznaczy­ łam na początku, satyra nie należała do ulubionych form w ypow iedzi Daniłowskiego, je d n o pozostaje poza dyskusją: jak o twórca, publicysta i redaktor starał się sam pisać i działać w taki sposób, by w krzyw ym zwierciadle nie oglądać przynajm niej własnych ułom ności artystycznych.

17 G. D aniłow ski, Sylwetka społeczeństw a., op. cit., s. 52. 18 Ibidem, s. 24—25.

19 P ism o ukazyw ało się w W arszawie przez pierwsze półrocze 1908 (wyszło 12 zeszytów). Jego w y­ daw cą i redaktorem n o m in aln y m był H e n ry k S. Pytliński. R adykalny profil polityczny dw utygodnika zbliżony był ideologiczne do P P S -F rakcji R ewolucyjnej. W spółpracow ali z n im w ybitni artyści, m. in.: W acław Sieroszewski, M aria K onopnicka, Bolesław Leśm ian, A ntoni Lange, W ładysław O rkan, Ja n Lem ański, Z ofia N ałkow ska. Szczupłe zasoby finansow e redakcji spow odow ały je d n a k rychłe zam knięcie „W itezia”, toteż nie w płynął o n w jakiś szczególny sposób na w arszaw skie środow isko literackie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

5 Effect of the parameters of the artificial wind event (ramp-up time Tramp, duration Tevent, and wind direction θ ) on the peak water elevation at Kornwerderzand, and the

stronie dokumentu znajduje się kilkuwersowy fragment dotyczący tygodników lokalnych (wówczas powiatowych), w którym autorzy notatki informują o tym, że aktualnie (stan z

Otrzymane wyniki badań próbek bioestrów potwierdziły dużą przydatność testu filtracji po sezonowaniu w niskiej temperaturze według metody ASTM D 6751 do celów szyb- kiej i

Wyniki oceny efektywności rozdzielania emulsji ropy naftowej dla demulgatora D701b oraz jego mieszanin z handlowym i alkoksylowanym D2 (15%). Próby wykonano przy trzech

Świętość Maryi wyrażająca się w postawie posłuszeństwa Bogu jawi się nam jako wzór nowego człowieka stworzonego według obrazu Boga.. Możemy jednak zapytać

Bezüglich des zum Ruderlegen erforderlichen Kraftauf- wandes war schon festgestellt worden, daß die Düsenschiffs- ruder, sofern sie eine normale Balancierung haben, im Vor- teil

Michalski: Finansjalizacja jako czynnik ograniczają- cy wzrost gospodarczy i poziom życia mieszkańców polski  AGH Managerial Economics 2012,

Tak stało się jed n ak nie tyle z Jaskółką Daniłowskiego, ile z jego późniejszą skandalizującą powieścią o jerozolim skiej kurtyzanie, zatytuło­ w aną