• Nie Znaleziono Wyników

View of Romantyzm i my

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Romantyzm i my"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

T o m X X I V , z e s z y t 1 — 1 9 7 6

JA C E K W O Ź N IA K O W S K I

R O M A N T Y Z M I M Y

I

1. Ze względu na szczupłość m iejsca szkic ten będzie jedynie konspektem roz­ m yślań, k tóre by należało rozw inąć, uzasadnić, w ielostronnie o słuchać: m oże o k a ­ załoby się wtedy, że p rezen to w an a tutaj teza nie w ytrzym uje krytyki. Aie prow izo­ rycznie i sum arycznie jest ta k a : pewne procesy, zap oczątkow ane w rom antyzm ie (kiełkujące już koło połow y X V III w.), są nadal niezwykle żyw otne. N ie zawsze zdajem y sobie spraw ę z tego, do jakiego stopnia p o w tarzam y w zory p o stęp o w an ia (także artystycznego), k tó re się w ykrystalizow ały blisko dw a wieki tem u i kolejnym i falam i w racały w ciągu X IX i X X w., w racają n adal. K to wie, czy z dalszej p ersp ek ­ tywy historycznej cała epo k a 1780-1880 nie zostanie n azw ana e p o k ą rom antyczną, a różne pozytywizmy czy nie będą z daleka wyglądały jedynie na epifenom eny? Oczywiście bardzo rzecz upraszczani, żeby z góry ostrzej zarysow ać to k wywodów. Z aznaczyć je d n a k muszę, także z góry, że zdaję sobie spraw ę z tego, ja k brzm ieć m oże najw ażniejszy zarzut pod adresem tej tezy (lub raczej h ip o te z y ): jeśli izolo­ wać z szerokiego kontekstu pewne fakty, to zaw sze m ożna znaleźć w ątek ro m a n ­ tyczny czy klasyczny (czy każdy inny), zarów no w XV ja k i w XX w .; p o n a d to wiele takich w łaśnie faktów , które świadczyć m ają o rzekom ym rom antyzm ie naszych czasów, trafia się i w innych czasach, grając w nich nie rom antyczną bynajm niej rolę; a w ogóle, jak i sens m a nalepianie starośw ieckich etykiet na zjaw iskach dzisiejszych, ta k bogatych i złożonych... O dpow iem , że jeśli m a m ieć ja k iś sens, to tylko p o d w a­ runkiem , by żadnej etykiety nie trak to w ać zbyt kategorycznie: nie chodzi bowiem 0 żelazną klatkę klasyfikacyjną, z której by się dzieje k u ltu ry nie m ogły n a b o k w ym ­ knąć, chodzi jedynie o latark ę, k tó ra pozw ala ośw ietlić nieco inaczej niż w niedaw ­ nej dyskusji prasow ej o rom antyzm ie pewne ciekaw e (jak mi się zdaje) związki 1 podobieństw a, zastanow ić się n ad nim i i m oże dzięki tem u o d ro b in ę lepiej w nik­ nąć w to, jak ie właściwie czasy przeżyw am y?

2. Z arów no rom antycy, ja k i my żyjemy w czasach pokataklizm ow ych. Oni po W ojnie Siedm ioletniej, po Rew olucji, po N apoleonie, w to k u rew olucji przem y ­ słowej. My po dw óch w ojnach św iatow ych, po rew olucjach Trzeciego Św iata, w to k u rewolucji technotronicznej. N arzekam y na zanieczyszczenie w ody i pow ietrza tow arzyszące procesom cywilizacyjnym — nie my pierwsi. M alarz angielski Jo h n M artin zajm ow ał się tym przez ćwierć wieku, w 1832 r. ogłosił A Plan fo r Improv­ ing the Air and Water o f the M etropolis: p o d o b n o do dziś d n ia wiele spostrzeżeń

(2)

2 8 8 J A C E K W O Ź N I A K O W S K I

M a rtin a nie straciło na aktualności. A był to m alarz rom antyczny s ’il en fû t, pre­ k u rso r D orćgo, człowiek wierzący w duchy i zjawy najrozm aitsze.

3. N igdy jeszcze ludzkość nie była tak ruchliw a jak dzisiaj. Z niektórych krajów zachodnich rocznie wyjeżdża więcej osób niż kraj liczy m ieszkańców (to znaczy, że wiele osób wyjeżdża po kilka razy). N iesłychanie, z kontynentu na kontynent, szw enda się zwłaszcza m łodzież. P o dobna ruchliw ość ogarnęła najpierw ro m an ­ tyków : W anderlust jest zjawiskiem typow ym dla tam tej epoki,, „jaskółczy n iepokój” Słow ackiego zarażał nie tylko artystów . Ci zaś w ędrowali w coraz bardziej świa­ dom ym poszukiw aniu egzotycznych w rażeń (C h ateau b rian d w Ameryce, Atala

1801, René 1805; jeszcze przedtem Paul et Virginie, 1795; nieustanne podróże T u rn era po kontynencie; Byron i jego bohaterow ie; H u m b o ld t; Jan Potocki?)

4. Jeśli kto naw et nie m ógł wyjechać daleko, przynajm niej pisał o egzotycznych krajach (G recja H ôderlina, Kubła Khan. C oleridge'a). Stację kolejow ą i pociąg nobilitow ano ja k o sym bole zdobyw czych, tajem niczych i groźnych podróży, od T u rn era i A lfreda de Vigny do C hirica, S tefana G rabińskiego czy... K aw alero­ wicza (Pociąg, 1959). N aw ró t rom antycznej fali (neorom antyczny fin de siècle) zwrócił się po egzotykę zwłaszcza do Japonii (bracia G o n co u rt, p o rtret Zoli przez M aneta i wesołego staruszka z M usée R odin przez van G ogha, W histler, secesja), a początek w. XX raczej do A fryki ( Les demoiselles d ’Avignon Picassa). D la n ad rea ­ listów egzotyką stały się m arginesy w łasnego ich świata (zam iłow anie B retona do jarm arczn y ch pocztów ek). O becnie jednym z najw ażniejszych nurtów m yślo­ wych jest w nau k ach społecznych stru k tu ralizm , który wyszedł m. in. od badania plem ion pierw otnych (więc znów egzotyka): m itologie tych plem ion jakże pasjo­ now ały niem ieckich zwłaszcza rom antyków . Z ainteresow ania sztuką ludow ą są dziś równie m ocne jak w rom antyzm ie, który — jak w iadom o — pierwszy zwrócił uwagę na jej w artość. Także na sztukę dziecka: W ordsw orth mówił o dziecku „m ighty P ro p h e t” , ale naw et jem u nie przyszloby jeszcze do głowy urządzać wy­ stawę dziecinnych akw arel, co teraz robi się wszędzie. Czy owe nam iętności egzo­ tyczne, szukanie natchnień u dzieci i tw órców naiw nych, naw et u chorych um y­ słow o, nie oznaczają b rak u zaufania do w łasnych norm i kryteriów w artości? K la­ sycy tak bardzo pew ni byli reguł, którym i się rządzili: gdzież ta pew ność dzisiaj? A ni rom antycy jej nie mieli, ani my.

5. W spom nieliśm y C oleridge'a, co nas oczywiście prow adzi w stronę n a rk o ­ tyków i B yrona („th e best o f life is in to x icatio n "), tudzież utw orów takich, ja k De Q uinceya Confessions o f art English Opium-eater (1821), do Sztucznych rajów Bau- d elaire'a, czy wreszcie — via zainteresow ania W itkacego i A ldousa H uxleya — do naszych n ark o m ań sk ich czasów, do A rta u d a , M ichaux, G eneta, K erouaca, Bacona, do wielu improw'izacji beatow ych... Rzeczywistość skrzeczy, uciekajm y w halucy­ nacje, tak doprow adzim y skrzek do p aroksyzm u i przestaniem y go słyszeć, zyskując przy tym tajem ną, kojącą wiedzę o nas sam ych, i wreszcie przez odrzucenie św iata ja k zbutw iałej odzieży, w kroczym y — nadzy i oczyszczeni — w W ielkie Białe N ic, przez podśw iadom ość wejdziem y w w iekuistą nieśw iadom ość.

(3)

6. Ale (to B abbitt zauw ażył w swej książce o R ussie1) ow a ucieczka w p o d ­ św iadom ość d o k o n y w an a była św iadom ie i ostentacyjnie: Wyznania R ussa, Spo­ wiedź dziecięcia wieku M usseta... T en w ątek po d jął zwłaszcza nadrealizm , a p rzed ­ tem d o k to r F reud. N a d a l żyjemy w orbicie myśli d o k to ra F reu d a.

7. T eraz kostium ologię p o ru szm y : kołnierz B yrona, kołnierz Słow ackiego, ich pukle, fryzura C h a teau b rian d a en coup de vent, dandyzm B audelaire’a — o ileż b a r­ dziej szokujące to m usiało być wówczas niż dzisiaj długie włosy, p stro k a te koszule, czerwone aksam itne w dzianka, wisiory. N iż dzisiaj kostium ologiczne zam azyw anie różnicy płci, co wówczas pani Sand najgłośniej upraw iała.

8. Od tego objaw u całkiem zew nętrznego przeskoczm y do spraw fu n d am en tal­ nych. Ileż podobieństw m iędzy religijnym i przeżyciam i ro m an ty k ó w a religijnością dzisiaj. Oni szli nieraz od anarchii do teozofii, od teozofii do o rto d o k sji katolickiej (tak np. Schleglowie). Dziś Zen — źle przez A m erykanów i E uropejczyków ro z u ­ m iany odłam buddyzm u — i teozofia kw itną. N ie doszliśm y jeszcze do etapu o rto ­ doksji, bo Kościół katolicki sam wybiega na spotkanie nieo rto d o k só w , co ich tro ch ę zbija z tro p u : ale oni to (naw róceni rom antycy) najm ocniej będ ą się starali p o p c h ­ nąć K ościół z pow'rotem w stro n ę ortodoksyjnego usztyw nienia. T o p rzepow iednia: zobaczym y, czy się spraw dzi.

II

1. Przejdźm y na ścisły teren sztuki. K lasycyzm ja k o k a w głowie strzegł czystości gatunków i tego, by „k a ż d a rzecz tkw iła na sw oim m iejscu” („res quaeque locum suum ten eat” , D ufresnoy). R o m an ty zm o d w ro tn ie: „tw orzenie p o tw o ró w to saty s­ fakcja, ja k ą winni jesteśm y nieskończoności” (V ictor H ugo), łączenie przeciw ieństw i fragm entaryczność — d o dajm y jeszcze: ruchliw ość — pozw alają w sztuce ujaw niać chaos świata (F. Schlegel). R om an ty zm w szystkim i siłam i w ybiega po za klasyczną czystość g atunkow ą m a la rstw a : na w ystaw ach z granicy stuleci p o jaw iają się co raz obficiej eidophysikony, zograskopy, anam orfozy, lu stra m agiczne, tra n sp a re n ty , panoram y, pleoram y. Oczywiście chodziło tu zwykłe o iluzję (w tym sensie te wy­ mysły techniczne są zapow iedzią kina), ale także o stw orzenie dzieła, w k tó ry m łączą się w całość tekst, dźwięk, św iatło i ruch.

O tym, ja k dzisiaj rozbijam y czystość gatunków m ówić nie trzeb a: w ystarczy zobaczyć koncert, w czasie którego pianista pokrzykuje albo ta rza się po fo rtepianie, wystarczy obejrzeć kineform y czy prace H asiora. A jeśli chodzi o iluzję, to o p a rt

poszedł dalej od w szystkich razem zograskopów .

2. Pierwsze bodaj dzieło zajm ujące się ab strak cją w sztuce p ojaw iło

się

W

1785

r. A lexander Cozens napisał m ianow icie trak tacik o tym , ja k rzucać n a p a p ier plam y, pozbaw ione znaczenia — i d o p ie ro potem z ich ch ao su m ocą

wyobraźni

dobyw ać sens: tak ja k historyk (m ówi C ozens) dobyw a sens

z chaosu dziejów'. Samuel

P

(4)

290 J A C E K W O Ź N I A K O W S K I

m er, w yznaw ca i m łodszy przyjaciel B lake’a, zapytyw ał, czy co najm niej połow y m alarstw a nie m ożna się nauczyć z odcieni palonej kaw y? R unge chciał tw orzyć z po czątkiem X IX w. fantastyczny, abstrakcyjny (sic!) p o em at architektoniczno-m a- larsko-m uzyczny. Słowo „ a b stra k c ja ” pojaw ia się nierzadko w ówczesnych pi­ sm ach o sztuce — oczywiście nie zupełnie w tym znaczeniu, co dzisiaj. Ciekawie ćwiczył abstrakcyjne zestaw ianie kolorów T u rn er. O n też zalecał, by pod pow ierzch­ nią przedm iotów wyszukiw ać ich elem entarne, stereom etryczne (więc kubistyczno- -abstrakcyjne) kształty. M ów ił rów nież niczym taszysta: „Zaw sze umiej w ykorzy­

stać p rzy p ad e k ” . Byl p rek u rso rem i w tym , że na rzymskiej swej wystawie wszystkie ob razy opraw ił w linę o k ręto w ą p o m alo w a n ą n a żó łto : ready-made.

3. Oczywiście takie i inne now ości znajdow ały wówczas — p o dobnie ja k dzi­ siaj — zachw yconych chw alców , ale znajdow ały też zaciekłych przeciw ników . Pierw szym arty stą skłóconym z tradycjonalistam i nie jest zapew ne ani C aravaggio, ani R e m b ran d t, ani S alvator R osa, tylko C. D . F ried rich ; pierw szym artystą wy­ śm ianym za abstrakcję jest chyba w łaśnie T u rn e r: w r. 1841 w ystaw iono w Londynie pan to m im ę, w której piekarczyk niszczy o b raz T u rn era, bo przebija szybę m arszan- d a tacą z ciastkam i, ale w net znajduje się ra d a : zam iast obrazu m arszand staw ia ową tacę pełną rozm azanych ciastek, i d o b rze!2 Dziś opow iada się o ośle, który m acha ogonem p o płótnie...

4. W określaniu pod o b ień stw m iędzy sztuką rom antyczną i naszą pójdźm y je d ­ nak tro ch ę głębiej. C h arak tery sty czn a dw oistość tam tych czasów, to — z jednej strony — przekonanie, że im mniej form y i m aterii tym więcej duszy (dziś tę linię podejm uje A rte Povera), z drugiej strony am bicja d em iu rg iczn a: arty sta jest tw ór­ cą, k tó ry rzuca wyzw anie Bogu. W czasach neo ro m an ty zm u W yspiański chciałby p rzebudow ać T atry , dziś ow ija się celofanem cały półw ysep i za olbrzym ie pieniądze zaw iesza się k o ta rę na jednej z przełęczy G ó r Skalistych (C hristo)... a jednocześnie kręci się kijkiem dziurki w piasku, tw orząc w ten sposób dzieła najskrom niejsze, ja k o przelotne bodźce dla w yobraźni (D łu b ak )...

5. P o rząd k o w an ie opieram y chętnie n a antynom iach. W dziedzinie sztuk p la­ stycznych a n ty n o m ią p o d staw o w ą je st „graficzność” i „m alarsk o ść” . Z atrzy m aj­ m y się przy tej kwestii tro c h ę uw ażniej.

N a przełom ie X V II i X V III w. walczyli ze sobą „poussiniści” (klasycy, ponad w szystko ceniący rysunek) i „ ru b en iści” („now ocześni” spod sztandarów koloru). W X X w. zjaw iła się i trw a po dziś dzień zn an a opozycja: z jednej strony abstrakcja geom etryczna (w której k o lo r w ystępuje skąpo, ujęty rygorystyczną kratow nicą, a lb o w ogóle znika na rzecz czarnobiałych figur), z drugiej — abstrak cja liryczna, sw obodniejsza od tam tej, o p a rta tyleż na spontanicznym geście, ile na kapryśnej, barw nej grze m alarskiej m aterii.

P o przedziła ten d w upodział — schem atycznie rzecz ujm ując — m odernistyczna opozycja m iędzy linearyzm em secesyjnych ilu strato ró w a m alarskością nabisów : B eardsley je st nienfial rów ieśnikiem V uillarda. C ofając się dalej widzimy u van

(5)

G ogha, G auguina, C ézanne’a różne p ró b y syntezy linii i k o lo ru . A le jeszcze k ilk a k roków w stecz i spotykam y znów n aszą d y ch o to m ię: lin earn y („g eo m etria p rz e ­ kształceń izom etrycznych”) Ingres i m alarsk i („liryczny”) D elacroix. O tó ż w ydaje się, że w łaśnie ro m a n ty zm w yostrzył jeśli nie sam ą tę opozycję, to sw oistą jej św ia­ dom ość. P rzypom nijm y kolejne generacje (czy — lepiej p o d o b n o — „ k o h o rty ” ) rom antyków . W eźm y tylko postacie najbardziej rep rezen taty w n e: n ajpierw F useli (ur. 1741), G oya (ur. 1746) i m łodszy o d n ich B lake (ur. 1757); „ k o h o rta ” d ru g a to F riedrich, T urner, C onstable i R unge, wszyscy u ro d zen i w la ta c h siedem dziesią­ ty ch ; wreszcie G éricault, D elacroix i M ichałow ski, k tó rzy przy ch o d zą n a św iat w ostatniej dekadzie X V III w. Schem atycznie zdaw ać by się m ogło, że opozycja grafizm -m aiarskość biegnie od m ocnych jeszcze pow iązań z linearnym , m a rm u ro ­ wym klasycyzm em do w zrokow ej i m aterialnej, ja k b y znów b arokow ej soczystości obrazu. W pierwszej grupie m am y bow iem dw óch angielskich linearystów i h iszp ań ­ skiego kolorystę, k tó ry naw et w grafice rozszczepia, kruszy, ro z d ra b n ia k resk ę i zgęszcza jej układy tak, aż linia staje się plam ą. W drugiej grupie w idzim y n a o d ­ m ianę, że po stronie m alarskości stoją dw aj A nglicy, p o stronie graficzności — dw aj Niem cy. W reszcie w grupie trzeciej F ran cu zi i P o lak zapew niają ostateczny triu m f plam y barw nej nad arab esk ą : ta, w raz z Ingresem , zostaje chw ilow o w y p a rta p o z a rom antyzm , ja k o jeg o przeciw staw ienie.

I wszystko w yglądałoby pięknie, gdyby nie zb y t szczupły w y b ó r fu n k cjo n u ją­ cych tu ja k o pars pro toto arty stó w i zbyt jed n o stro n n e p o d k reślan ie d o m in a n ty fo r­ malnej ich sztuki: cóż w spólnego m iędzy grafizm em Fuseliego i F rie d ric h a ? I czy światłocieniow y Fuseli — w ielbiciel R e m b ra n d ta i W enecjan, tw ó rca zjaw iskow ej Ondyny w chacie rybaka — to n a pew no linearysta?

O tóż zauw ażyć trzeb a, że linearyzm niek tó ry ch ro m an ty k ó w , b a rd z o ró ż n ą m ający postać i różne nasilenie, w ynika ze źró d eł n ajrozm aitszych, czasem ra d y k a l­ nie od siebie odległych, wcale nie ty lk o klasycznych. A le tow arzyszy m u jed en rys wspólny — w spólny naw et, być m oże, zarów no „graficznej” ja k i „m alarsk ie j” ga­ łęzi: jest nim przekonanie, że p roblem y form alne zak o rzen iają się głęboko w p o g lą­ dach i postaw ie tw órcy.

W 1846 r. tak pod su m o w ał spraw ę B au d elaire: „C zystej krw i rysow nicy są fi­ lozofam i, a b stra k to ra m i kw intesencji. K oloryści, to poeci epiczni” . T rzy la ta p ó ź ­ niej D elacroix pisał d o Peisse’a (15 V II 1849 r.): „ T o sław etne p ięk n o , k tó re je d n i widzą w linii wężowatej, drudzy w linii pro stej, a wszyscy u p arli się, by zawsze w i­ dzieć je tylko w liniach. Stoję w oknie i og ląd am przepiękny k ra jo b ra z : nie przy ­ chodzi m i n a myśl pojęcie linii. Skow ronek śpiewa, rzeka lśni tysiącem diam entów , liście szem rzą — gdzież są linie, k tó re by wywoływały te urocze w rażenia? P ro p o rcję, harm onię, chcą widzieć tylko m iędzy lin iam i: reszta je st d la nich chaosem , a je ­ dynym sędzią — cyrkiel” .

T en list w ydaje się atak iem nie tyle n a k rytyków fran cu sk ich czy n a Ingresa, ile n a spadek po „linii w ężow atej” H o g a rth a (The Analysis o f Beauty, 1753), spadek, k tó ry silnie zaciążył n ad pierw szym pokoleniem ro m an ty k ó w angielskich. Jed n ak że d la Fuseliego linia stanow iła nie tylko o p i ę k n i e dzieła, lecz — bardziej niż k o lo r — o jego e k s p r e s j i (podczas gdy D elacroix ekspresję w idział przede w szystkim w b arw -1 9 L i t e r a t u r a p o l s k a

(6)

2 9 2 J A C E K W O Ź N I A K O W S K I

nej plam ie).3 „E k sp resja je st żywym obrazem nam iętności, k tó ra działa n a um ysł (pisał Fuseli w swych w ykładach), je st językiem namiętności, i podo b izn ą jej stanu. E k sp resja ożyw ia rysy, po staw y i gesty [...] N iem ożliw a je st praw dziw a ekspresja bez praw dy linii; a nam iętności, któ ry ch w ew nętrzna energia odcisnęła form ę n a rysach także po p rzez k o lo r, ujaw niając się n a nich, m ienią się, rozbłyskują albo przygasają i n a d a ją rysom energię przez św iatłocień” . I dalej p o w iada Fuseli, że w gruncie rzeczy tylko rysunek p o trafi ukazać kształty, a tylko w kształtach pojęcie istnienia „m o że stać się trw ałe. Języki g in ą; słow a n astępują po sobie, starzeją się i u m ierają; b la k n ą naw et kolory, czyli strojność i o zd o b a ciał; tylko linij nie d a się zniszczyć ani w ypaczyć; tylko w odniesieniu do ich n o rm kształtuje się rozeznanie, a opis n ab iera sensu. W nich je d y n a oczyw ista siedziba cielesnej piękności [,..]” .4 T u taj ju ż ja k b y Lessing się odzyw ał; ciekaw sze w ydaje się to, co czytaliśm y wyżej o n am iętnościach — ja k się o d cisk ają n a rysach, n a gestach człow ieka. Fuseli był o d wczesnej m łodości w iernym przyjacielem „fizjo g n o m o n ik a” L avatera, pom agał w ydać angielski przek ład jeg o Physiognom ische Fragmente, ilustrow ał tę książkę. A le bardziej od tw arzy interesow ała go fizjonom ia całego ciała ludzkiego, zwłaszcza bodaj d y n am iczna ekspresja pleców (tak !), i m o żn a by niem al powiedzieć, że n a m u sk u latu rę swych b o h a teró w przenosił linearyzm tych fizjonom icznych d iag ra­

m ów , k tó re w idyw ał w różnych w ydaniach M éthode pour apprendre á dessiner les

passions Le B ru n a — ale ilustracje C hodow ieckiego do Le B runa (którym i p osłu­

żył się rów nież L av ater we fran cu sk im w ydaniu swej książki) oceniał ja k o m ało­ stkow e, d o b re w sam raz d la P aryżan, pozbaw ione tego m onum entalnego rozm achu, ja k i zam ierzał n ad aw ać w łasnym dziełom .5 R ozm achu i — p ow tórzm y raz jeszcze — ekspresji: w jed n y m ze swych aforyzm ów ja k b y sam o sobie pisał F useli: „L ęk a r­ tysty, że go nie zrozum ieją lub nie odczują, każe czasem w zm acniać ekspresję aż d o gry m asu ” . '

Z w róćm y tak ż e uw agę n a to , że F useli sam za rzu cał sobie b ra k zdolności k o lo ­ rystycznych (zalecał się do k o lo ru — m ów i — ja k k ochanek do wzgardliwej k o ­ chanki), ale n a tem at w ielkich kolorystów zapisał n ie je d n ą św ietną uwagę, czego nie m ożna pow iedzieć o B lake’u. P o e ta był kategoryczny: „W szystko zależy od form y czyli k o n tu ru (pisał we w stępie do k atalo g u swej wystawy, 1809). Jeśli ten je st błędny, k o lo r nigdy nie m oże być tra fn y ; je st zawsze błędny u Tycjana, C orregía, R u b en sa i R em b ran d ta . D o p ó k i nie pozbędziem y się tych m alarzy, nie d o ró w n a ­ m y nigdy R afaelow i i D ürerow i, M ichałow i A niołow i i G iuliow i R o m an o ” .

Inny zgoła niż Fuseliego, inny niż B lake’a jest linearyzm F ried rich a — unerw ie­ n ia nagich gałęzi, pajęczo precyzyjne takielunki, hieroglif m asw erków , k tóre o ca­ lały w śród ruin, m elodyjne falow anie górskich grzbietów — inne też jego źródła. W p racy d o k to rsk iej W olfganga S chm itta z U niw ersytetu K olońskiego, D ie pie-

tistische K ritik der Kiinste (1958), czytam y, że za cnotę k ard y n aln ą pietyzm uw ażał 3 P o r. n p. je g o w ypow iedzi w „ J o u rn a l” (P a ris 1932, ed. Jo u b in ) z 9 II 1847 r., z 18 V II 1850 r. i in. Z o b . też je g o o b ro n ę M assacres de Scio, cy t. z a : R . E s c h o l i e r , Delacroix. V ol. i. P aris 1926-1929 s.

124-126.

* J . K n o w i e s . The Life and Writings o f Henry Fuseli [...]. Voi. 2. L o n d o n 183! s. 255, 256, 3 0 5,306.

(7)

miłość praw dy, Wahrheitsliebe, rozum iejąc j ą em pirycznie, n aw et faktograficznie. M iłość p iękna n ato m iast była nie ta k p ro sta , b o (jak to sform ułow ała pew na p o ­ bożna pani jeszcze przed r. 1700) im piękniejsza je st ja k a ś rzecz w oczach św iata, tym w strętniejsza w oczach Boga. W szystko co n ien atu raln e, sztuczne, należy w ła­ śnie do tak ich obrzydliw ości. Z a to k ażd y p rzed m io t n a tu ra ln y godny je st p o d z i­ wu — nie sam przez się, ale dlatego, że prześw ieca przezeń m iłość Stw órcy. O w o św iatło w nika do duszy człow ieka „kiedy serce się uciszy, kiedy w szystkie zmysły skupią się, u spokoją i zestrzelą się w B ogu” (pisze Jo h a n n A rn d t w r. 1709). D zie­ ło sztuki, dające radość tylko cielesnem u o k u , ro z p ra sz a d u ch o w ą k o n c e n tra c ję: nic po tak im pięknie!

W iadom o, ja k bliskie były te poglądy p rzek o n a n io m F ried rich a .6 Sądził on, że istotnym celem o b razu nie je st bynajm niej spraw ianie w idzow i przyjem ności. G o ­ ethe p y tał przed jego pracam i, dlaczego z w artościam i duchow ym i nie łączą one m iłych dla o ka w alorów ? A leż arty sta nie u fał tym w alorom , św iadom ie stro n ił od lubej barw y i sutej m alarskiej m aterii: „ J a ze swej stro n y ż ąd am od dzieła dźw i­ g ania wzwyż ducha (pisał F ried rich ), jeśli nie jed y n ie i w yłącznie p o ry w u religij­ nego” .

N iektóre jego w ypow iedzi w iążą się w p ro st ze sk u p io n ą, czujną p ra c ą do b rze tem perow anego ołów ka. „P o z n a ć d u c h a n atu ry , w n iknąć weń całym sercem i całym uczuciem , w chłonąć i odtw orzyć, o to zadanie dzieła sztu k i” . W tym celu „w inie- neś patrzyć w łasnym i oczym a i w iernie o ddaw ać p rzedm ioty ta k , ja k ci się u k azu ją ; o dtw órz w obrazie w szystko tak , ja k działa n a ciebie” . N ie m a w obrazie (ale i w n a ­

turze) rzeczy niew ażnych, „n ich ts ist N eb ensache in einem Bilde, alles gehöret unum gänglich zum G anzen [...]” . J a k o b B öhm e p is ił: „E in jedes D in g h a t seinen M u n d z u r O ffenbarung” , k a ż d a rzecz głosi O bjaw ienie p o sw ojem u. T o te ż F riedrich m ógł napisać: „ W k ażdym p rzed m io cie— in jed em einzelnen G eg en stan d — zaw iera się nieskończoność ujęć i w ielostronność p rzedstaw ień” . K a ż d a rzecz je st d lań tajem ­ niczym znakiem , k ażd ą trzeb a osobno, czule i ściśle n arysow ać i d o p iero ta k p rzy ­ sw ojoną w o b raz przenieść.

Ja k k o n trasto w o brzm ią w obec owej c z c i d l a k a ż d e g o p r z e d m i o t u głosy dw óch wielkich kolorystów . C o n stab le p o w iad a w 1824 r. o m alarzach francuskich (za N orth co tem ), że tyle w iedzą o n atu rze, ile koń d o ro żk arsk i o pastw isku. „C o gorzej w ykonują m ozolne studia poszczególnych p rzedm iotów , liści, skał, kam ieni itd. pojedynczo : w yglądają więc ja k wycięte, nie należą do całości. O ni zan iedbują wi­ d o k n atu ry w ogóle, w jej nieustannej zm ienności” .7

R ów no 30 lat później napisze D elacroix (2 IX 1854): „U czo n y o d kryw a, by ta k rzec, składniki rzeczy — zaś arty sta ze s k ł a d n i k ó w b e z w a r t o ś c i o w y c h t a m g d z ie są (podkr. m oje), k o m p o n u je, w ym yśla całość, jed n y m słow em tw orzy” .

6. D w oistość ro m an ty k ó w w czym innym się jeszcze przejaw ia. S ztu k a dla nich oscylow ała m iędzy zabaw ą a liturgią, m iędzy bezinteresow ną grą a nabożeństw em —

0 Z. D . F r i e d r i c h . Bekenntnisse. H rsg. K . K . Eberlein. Leipzig 1924.

7 C. R . L e s l i e . M emoirs o f the L ife o f John Constable. Composed Chiefly o f his Leiters. L o n d o n 1951 (1845) s. 134.

(8)

2 9 4 J A C E K W O Ź N I A K O W S K I

lecz i d la teo rety k ó w sztuki ja k o zabaw y (N ovalis) arty sta to k ap łan , dzięki którem u d o k o n u je się h ie ro fa n ia : m a larz m usi szukać boskości w n atu rze, m ówi Friedrich Schlegel. D ziś w ystarczy zainteresow ać się aw angardow ym teatrem , żeby oba te elem enty •—- zabaw ę i o b rzęd — zobaczyć, nierozerw alnie splecione.

7. A le ja k ie m u bóstw u p ali się w czasie tych obrzędów k ad zid ło ? O tóż w łaśn ie: ju ż ro m an ty cy staw iali n ieraz o łtarze nieznanem u bogu, dziś także nie jeden D aw id p lą sa p rzed p u stą a rk ą . „ T h e S pirit o f th e E a rth ” m ów ił Shelley, N iem cy lubili speku­ lo w ać o A bsolucie... A dzisiaj? Ileż sym boli, b ra k tylko rzeczy sym bolizow anej. Sym bole to niekiedy indyw idualne, o d czasów B lake’a i G oyi n arzucane innym p rzez tw órcę ja k o jego w łasny, p ry w atn y system zn aków : niechże go odczyta, kto p o tra fi. T a k P icassa m alarz i m o d elk a, ta k jeg o głow a b y k a weszły w ikonograficzną w yob raźn ię dzisiejszego św iata w skutek natarczyw ości geniuszu tego m istrza; m oże też dlatego, że czerpie o n swoiście z zasobu odw iecznych (zwłaszcza erotycz­ nych) zn ak ó w k u ltu ry śródziem nom orskiej (m alarz je st satyrem itp .); w każdym ra ­ zie innym arty sto m nie u d aje się dzisiaj w tym sto p n iu narzucanie pryw atnych swo­ ich objaw ień, choć b ard zo tego p rag n ą. T o Schleierm acher, naczelny teolog nie­ m ieckiego ro m an ty zm u , nap isał, że k ażd a ory g in aln a koncepcja św iata je st now ym objaw ieniem .

8. Ł atw iej uzyskać m o żn a k o m u n ik aty w n o ść pryw atnych objaw ień, skoro wszy­ stk o je st d u c h o w e : k a ż d a rzecz staje się chcąc nie chcąc sym bolem , k ażd a bow iem — p o w tó rzm y zdanie szeroko czytanego przez ro m an ty k ó w B öhm ego — „ h a t sei­ n e n M u n d zu r O ffen b aru n g ” . N a w et n a u k a (m agnetyzm zwierzęcy, elektryczność) d o w o d zi duchow ości m aterii. W ten sposób często rozum ow ali rom antycy. M o żn a b y pow iedzieć, że ich p an p sy ch ia stoi n a an ty p o d ach dzisiejszej wizji św iata, w k aż­ d y m razie wizji dzisiejszych, licznych w szak m aterialistów . Czy istotnie na a n ty p o ­ d a c h ? W ydaje się, że wszelkie m onizm y są sobie bliskie. N ie w chodźm y w szcze­ góły, ale staw ianie spraw y ta k , że w szystko je s t ostatecznie duchow e albo wszystko je s t ostatecznie m aterialn e, to są dw a koń ce tego sam ego kija.

9. Jeszcze je d n a kw estia — sp o śró d w ielu zresztą — narzuca się ja k o w arta uczciw ego z b a d a n ia : polityczne zaangażow anie sztuki. C iekaw a rzecz, że w okresie, kiedy kiełkow ały teorie sztuki d la sztuki, i dzisiaj, kiedy ta k obficie u p raw ia się a b ­ strakcję — rozkw itk-.sztuka G oyi i D au m ie ra i kw itnie sztuka iluż to artystów , dla k tó ry ch p o p a rt czy -an ti-p o p a rt jest przede w szystkim narzędziem agitacji p o li­ tycznej. O to jeszcze je d n a an ty n o m ia czasów , zaró w n o rom antycznych ja k i naszych. A trzeb a też p rzypom nieć tę z n a n ą an ty n o m ię: p atrio ty zm , naw et nacjonalizm ro ­ m an ty k ó w z jednej stro n y — a z drugiej ich tęsknoty uniw ersalistyczne, m arzenie o braterstw ie ludów . Czy i dzisiaj nie jesteśm y rozdzierani przez tak ie antynom ie m ocniej niż w innych, p rzedrom antycznych czasach?

(9)

III

Pow ie ktoś, że cały ten opis rom antyczności naszej epoki niewiele m a sensu, bo wszakże przez p ó łto ra w ieku św iat zm ienił się nie do p o z n a n ia : b o h a te re m tam ty ch czasów był p oeta, a dzisiejszych — a s tro n a u ta : to je st jak o ścio w a ró żn ica ta k głę­ b oka, że żadne p o d o b ień stw a nie p o tra fią jej przeciw w ażyć.

Zapew ne. A ie tru d n o oprzeć się poczuciu, że a stro n a u ta je st p ostacią niezm ier­ nie rom antyczną. I że w ypraw a n a dzisiejszy księżyc w yw ołałaby w śró d p o etó w rom antycznych uniesienie daleko większe niż je wyw oływ ał ta m te n księżyc, „ k tó ry się w k o n ia p rzegląda k o p y tach ” .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cezary Paprzycki (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) przedstawił pojęcie „pedagogiki realnego socjalizmu” i wykazał jej wpływ na rozwój szkolnictwa

6) Podobnie definicja patrycjatu jako formy kontynuacji tradycji absolutnie nie wytrzymuje krytyki dla ofcresu od XIV wieku. Istniało też wiele miast nowych, np. w

The opening chapter provides a wide-ranging overview of research relating to the various terms and concepts relevant to the aspects of the field of second language

The same pressure was employed when measuring variations of the electron trap current as a function of the voltage applied between the trap and the collision

The author takes a closer look at the artistic activity of Leszek Oświęcimski and Wojciech Stamm, Polish authors living in Germany and associated with a Berlin-based Polish

ss. Sprawozdanie z sympozjów organizowanych w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie) oraz w sekcji „Z życia Federacji” Proto- kół z

For variants irregular-sphere and circular-sphere (Fig. 3a and c), which define the ions as a sphere, the simulation time was sufficient for the ion to pass through the pore. In