• Nie Znaleziono Wyników

Kultura i technokracja

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kultura i technokracja"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Hugh McDonald

Kultura i technokracja

Człowiek w Kulturze 10, 123-145

(2)

Człowiek w Kulturze 10

Hugh M cD onald

Kultura i technokracja

Jedną z istotniejszych dziedzin kultury, która wpływa na realizację celu ludzkiej natury je s t technologia. C zło w iek je s t zw ierzęciem ży ją­ cym dzięki rozum ow i i sztuce1. N atom iast dzikie zw ierzę „z a to p io n e " je s t w naturze. W e w n ę trz n e zm ysły z w ie rz ę c ia zaadaptowane są do w łaściw ej m u niszy i dlatego w odpowiednim d lań śro d o w isk u zw ierzę je st prawie nieomylne. C złow iek nie posiada tej wrodzonej nieom ylno­ ści, musi w ięc „ u p ra w ia ć siebie" tak, j a k upraw ia naturalne ś ro d o w i­ sko. N ie istnieje nic takiego j a k człow iek w czysto naturalnym stanie. U życie nawet najbardziej prym ityw nego, niepisanego ję z y k a , j u ż je s t zanurzeniem się w tech n o lo g ię. Język bow iem je s t produktem techne — ludzkiej sztu k i2.

Term in „ k u ltu ra " to m etafora z a c z e rp n ię ta z upraw y ziem i (agri­

cultura). Tak jak rolnik uprawia w łasną ziemię, tak my „uprawiamy

n a sz ą d u s z ę " 3. Intelektualne poznanie, za p o m o c ą k tó reg o czło w iek

1 „Otóż wszystkie one [zwierzęta] żyją wyobrażeniami i zapamiętywaniem, a w małym tylko stopniu uczestniczą w dośw iadczeniu, rodzaj ludzki zaś żyje i sztuką, i rozumowaniem" Arystoteles, M etafizyka, 1, 980b25-30, tłum. T. Żeleźnik, Lublin 1996.

2 „Technologie są sztuczne, ale — tu znów pojawia się paradoks — sztucz­ ność jest naturalnym sposobem ludzkiego życia", Walter Ong, Orali ty and

Literacy, Methuen, London 1982. s. 82

3 Zob. M. A. Krąpiec, U podstaw rozumienia kultury, Lublin 1991, s. 7nn. Generalny podział kultury przez wymienienie teoretycznego, praktycznego i pojetycznego poznania jest stałą Lubelskiej Szkoły i ukazane jest w tej pracy.

(3)

124 Hugh M cDonald

transcenduje m a te r ia ln ą e g z y ste n c ję , oraz w olna w o la b ę d ą c a intelek­ tualnym pożądaniem, to specyficzne różnice, które stawiają człowieka ponad światem przyrody. „U p raw a duszy", a więc rozwój um ysłu i w oli, stanowi cel kultury. M ówiąc słowami dwudziestowiecznego filozofa Gabriela M arcela „w ażniejsze jest być niż m ieć". Człow iek doskonaląc się, aktualizując w poznaniu i m iłości, realizuje większe dobro aniżeli g ro m ad z ąc jedynie dobra materialne.

K u ltu ra je st w y n ik iem ludzkiej intelektualnej i w o lityw n ej ak ty w ­ ności, ale kultura rów nież kształtuje tę aktyw ność. Zachodzi tu wza­ jem ne w arunkow anie się przy czyn . Spacer powoduje, że je s te ś m y zdrow i, gdy je s te ś m y zdro w i m o ż e m y s p a c e ro w a ć . T ak samo nasze intelektualne i wolitywne działanie tworzy kulturę, a ta z kolei po­ zwala nam spełniać te działania.

Pragnienie poznania to n ajw ięk szy „pęd" człow ieka. Arystoteles na p o c z ą tk u M etafizyki pisze, że „ w sz y sc y ludzie z natury p ra g n ą p o ­ znaw ać". Wszyscy bowiem kierują się pragnieniem szczęścia, a szczęście w ym aga poznania. P ie rw s z e ń stw o pragnienia poznania nie pow inno b y ć rozumiane ja k o bezosobowe d ążen ie do grom adzenia fa k tó w i danych.

Poznanie i m iłość będąc immanentnymi działaniam i m ają także in te n c jo n a ln ą n a tu rę , co oznacza, że one same w s k a z u ją n a coś inne­ go. Oto sposób istnienia podmiotu, który poznając i kochając dookre- śla się przez przedm iot.

Jeśli patrzym y n a poznanie i m iło ś ć (chcenie ja k o intelektualne pożądanie) w kategorii w artości, to wartość ta, po części zdetermino­ w ana je s t przez to, co je s t poznane, a po części przez to, j a k je s t p o ­ znane. W nauce u ż y w a się intelektu d la poznania pierw szych zasad w o b rę b ie określonej dziedziny i dlatego poznaje sieje ty lk o pod pew ­ nym w zg lęd em . Tym czasem m ą d ro ś ć je s t poznaniem pierw szych za­ sad w sensie b e z w g lę d n y m i dlatego sama w sobie je s t cenniejsza niż nauka. N iem niej, ró w n ie w a ż n y je s t sam sp o só b poznania. P o śred n ie i n ie d o sk o n a łe poznanie nie je s t tak cenne j a k poznanie d o sk o n a łe . Z tego pow odu filozoficzna kontem placja pierw szych zasad je s t gorsza od w izji uszczęśliw iającej będącej prostym ujęciem. Tomasz opisuje

(4)

Kultura i technokracja 125

tę o sta tn ią w kategorii deiformitas, gdzie p oznający je st całk ow icie p rz ek ształca n y w akcie poznania B oga4. Poznanie je s t w ięc prze­ k ształcan iem p o zn ająceg o tak, że ten w pew nym sensie staje się tym , co poznał. Arystoteles w Etyce Nikomachejskiej mówi, że najwyższe szczęście ma miejsce wówczas, gdy człowiek używa swoich najwyż­ szych w ładz, w najlepszy sposób i w odniesieniu do najdoskonalszego przedmiotu. Znaczy to, że szczęście je s t poznawaniem N ajw yższej Istoty zgodnie z naszymi najlepszymi zd olno ściam i.

O ile w izja u szc zęśliw iając a je st ostatnim punktem ludzkiego do­ skonalenia, to m o ż n a rów nież oceniać poznanie innych istot zgodnie z ich statusem w hierarchii bytów . N a n ajn iższy m poziomie istnieje byt nieożyw iony. Jego c a ła ak ty w n o ść je s t czysto przem ij aj ąca i byw a opisywana w kategoriach akcja-reakcja. N a stę p n ie znajdują się istoty ożyw ione z bardziej immanentnym sposobem istnienia nazywanym życiem, ale i z bardziej immanentnymi aktywnościami wtórnymi, za pomocą których części chronią cały organizm. Istota ożywiona ma wewnętrzną moc do przekształcania nieożywionej substancji w swoją własną jedność. Dalej znajdują się byty świadome zdolne do zm ysło­ wego poznania i p o ż ą d a n ia , k tó ry ch akty m a ją w y ższy stopień im m a­ nencji, co przyczynia się do w y ższeg o stanu bytowania. Wreszcie mamy do czynienia z człow iekiem , k tó ry nie ty lk o posiada „zewnętrzność" ale także „wewnętrzność", która umożliwia mu

okre-4 „Cum autem aliquis intellectus creatus videt Deum per essentiam, ipsa essentia Dei fit forma intelligibilis intellectus. Unde oportet quod aliqua dispositio supernaturalis eis superaddatur, ad hoc quod elevatur in tantam sublimitatem. Cum igitur virtus naturalis intellectus creati non sufficiant ad Dei essentiam videndam, ut ostensum est (a.4), oportet quod ex divine gratia superaccrescat ei virtus intelligendi. Et hoc augmentatum virtutis intellectivae illuminationem intellectus vocamus; sicutu et ipsum intelligi- bile vocatur lumen vel lux. Et istud est lumen de quo dicitur Apoc. 21, 23, quod claritas D ei illum inabit earn, scilicet societatem beatorum Deum videntium. Et secundum hoc lumen efficiuntur deiformes, idest Deo sim i­ les; secundum illu d I Io. 3, 2: cum apparuerit, similes erimus, et videbimus

(5)

126 Hugh M cD onald

sienie siebie dzięki refleksji. C zło w iek je s t m aterialnym indyw iduum , ale jest także osobą.

Jak poznanie Boga, naw et p o śre d n ie w filozoficznej kontem placji, je s t cenniejsze niż poznanie czegokolw iek innego, tak poznanie osoby ludzkiej je s t cenniejsze n iż poznanie naturalnego św iata. Poznanie człow ieka m a k ilka aspektów . C złow iek m oże być poznany w sensie filozoficznym, na przykład gdy chodzi o nieśm iertelność zasady w ła ­ snego istnienia czy ży cie w e w n ę trz n e . Istnieje je d n a k ż e poznanie oso­ by ja k o takiej, z a ró w n o siebie samego (jako poznanego w refleksji), ja k i innych, poznanych analogicznie (analogia p ro p o rc jo n a ln o ś c i). P ie rw sz e ń stw o poznania osoby nad poznaniem natury su g ero w ały sło w a nad P la to ń s k ą A k a d em ią : gnothi seauton — poznaj samego siebie.

Poznanie siebie zachodzi b e z p o ś re d n io gdy w naszych aktach p o ­ znania i chcenia d o św ia d c z a m y siebie w refleksji to w a r z y s z ą c e j. Po­ znanie drugiego natrafia n a b a rie rę . M ianow icie, oczyw iste je s t dla nas ciało (zewnętrzność), ale oczywistość jaźni w poznaniu i miłości poznawana je s t jedyn ie przez s ło w a i gesty. Niem niej jed nak , lu ka ta m oże b y ć p rz e z w y c ię ż o n a . M o ż liw e je s t praw dziw e poznanie innej osoby, ja k o alter ipse. K a ro l W o jty ła w poznaw aniu drugiego w sk a­ zuje z a ró w n o n a tru d n o ś c i j a k i m o żliw o ści. Poznanie drugiego w y ­ m aga w ięcej niż ty lk o poznania zm y sło w eg o . W ym aga poznania inte­ lektualnego {intellectus ja k o inter-legere — „o dczy tan ie" lub czytanie między liniami). Księga Przysłów mówi, że przyjaciel kształtuje

tw arz przyjaciela, a Psalm y, że O tchłań w yw ołuje Otchłań, co suge­

ruje, że osoba je st g łę b ią tajem nicy i że m ię d z y o s o b o w a kom unikacja zachodzi „nad g łę b ią " i „w poprzek o tc h ła n i". Jest to n ajd o n io ślejszy moment w rozumieniu kultury, albowiem posiadając zdolność inte­ lektualnego poznania drugiej osoby, je s te ś m y ta k ż e zdolni do bezinte­ resownej m iło ści. Jeśli nasze poznanie b y ło b y ograniczone do zm y­ słów, wówczas bezinteresowna miłość byłaby niemożliwa. Nie byłaby też możliwa prawdziwa społeczność osób, a najlepszą poznawczą bazą dla formowania społeczeństwa mógłby być tylko tajemniczy zmysł sympatii, który nie może prawdziwie budować więzi między

(6)

Kultura i technokracja 127

osobami . Jeśli nie w eźm ie się tego pod u w a g ę, zostanie nam model hobbesowski, gdzie sp o łeczn o ść istnieje ja k o ró w n o w ag a egoistycz­ nych in teresó w sp o łecz n y ch atom ów . Konsekwentny em pirysta nie m oże u zn a ć bezinteresownej m iło śc i, gdyż ta presuponuje intelektual­ ne poznanie drugiego ja k o osoby. Arystoteles w V I I K siędze Etyki

Nikomachejskiej, ro z w a ż a p rz y ja źń i traktuje j ą — gdy chodzi o p ra ­

w ych ludzi —ja k o bonum honestum. Przyjaciel je st drugim ja .

Istn ieją trzy dziedziny k u ltu ry ufundowane na trzech kierunkach poznania. Theoria - poszukiwanie praw dy dla niej samej — czysto spekulatywne poznanie lub kontemplacja. Praxis — poszukiwanie prawdy ze w z g lęd u na ludzkie d ziałan ie. Techne i p oeisis — zastoso­ wanie praw dy do w ytw orzenia rzeczy i p rz e k s z ta łc a n ia materialnego świata.

Pierwszą i najważniejszą dziedziną kultury jest theoria (gr.)‘.

Theoria lub teoria z o s ta ła p rz e tłu m a c z o n a n a łacin ę ja k o kontem pla­

cja, czyli dociekanie prawdy ze względu na samą prawdę. Arystoteles uczy, że ludzka praktyczna ak ty w n o ść (praca) podejmowana je s t ze w zględu na czas w olny. T erm in grecki o k reślający czas w olny to

schole, rdzeń naszego term inu „sz k o ła ". Ostatecznym celem ludzkiego

d z ia ła n ia je st o g ląd an ie i „ p o z o sta n ie " w prawdzie. A to je s t zasadni­ czą motywacją religii. Człowiek z natury pragnie poznać i kochać Absolut. Jest to te ż celem sztuk, k tó re p o m a g a ją nam zro zum ieć świat. Podlega tem u nawet sport. T y siące w id zó w nie zb ierają się dla żadnego innego celu jak tylko dla oglądania i podziwiania ludzi, tak udoskonalonych. F ilo z o f Błażej Pascal (1623-1662) w z ru szają co

5 Zob. Arystoteles, Problem atu V II , 886 a-887 b. Gdzie omawia sympatię jako coś, co m oże funkcjonować na czysto zmysłowym poziomie, tak ja k kiedy pewien człowiek ziewa powoduje ziewanie innego, bez świadomości, że to robi. Cierpienie, które odczuwamy widząc drugiego cierpiącego może być wyjaśnione w ten sam sposób; także David Hume w Treatise o f Humań

Nature, ks. II , cz. I I , odwołuje się do zmysłu sympatii jako głównego czyn­

nika w wyjaśnieniu miłości i nienawiści. 6 Odpowiada to ang. theory lub theater.

(7)

128 Hugh M cDonald

w y ra ża to, co Arystoteles i Tomasz m ó w ią oschle. C złow iek przez swoje akty poznania w znosi się ponad m aterialny w szechśw iat:

Człowiekjest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślą­ cą. Nie potrzeba, by cały wszechświat uzbroił się, aby go zmiażdżyć: mgła, kropla wody wystarczą aby go zabić. A le naw et gdyby wszech­ świat go zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera, i zna przewagę, którą wszechświat ma nad nim. Wszechświat nie wie nic o tym.

Cala nasza godność spoczywa tedy w myśli. Z niej trzeba nam się wywodzić, a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy zapeł­ nić. Silm y się tedy dobrze myśleć: oto zasada moralna.

N ie w przestrzeni pow inienem szukać sw ej godności, ale w p o ­ rządku własnej myśli. Nie będę miał więcej posiadając ziemię; prze­ strzenią wszechśw iat ogarnia mnie i pochłania j a k punkt; myślą j a go ogarniam7.

Dziedzina „ p o z n an ia dla poznania" obejmuje nauki szczegółow e, szukające prawdy w w ą sk ic h obszarach rzeczy w isto ści. Obejmuje też filozofię i teologię szukające praw dy pierw szych zasad całej rzeczy­ w isto ści. Zasadnicza m otyw acja k ażdeg o naukowca je s t taka sama ja k filozofa — zro zum ieć rz ecz y w isto ść dla niej samej. Rodzi j ą to samo zdziwienie.

Jeśli poznanie je s t b a z ą k u ltu ry , czy oznacza to, że edukacja jest bezw zględnym dobrem? Przez w ieki rozumiano ją na wiele różnych sposobów . Platon m yślał o edukacji ja k o o prowadzeniu do prawdy i um o żliw ianiu najw yższeg o sposobu bytowania. Samopoznanie było zasadniczym celem. P óźn iejsze w ieki podjęły ideę edukacji ja k o for­ m owania duszy i całej oso b o w o ści.

Jednak w ostatnim stuleciu cel ten został zmieniony pod w pływ em filozofii. Jeremy Bentham (1748-1832) za p rez en to w ał program w y ­ chowania nazwany Chrestomathia, który m ial służyć przede wszyst­

(8)

K ultura i technokracja 129

kim celom praktycznym i u ży teczn y m . Edukacja z o sta ła p o ję ta ja k o „p an o w an ie u m y słu nad u m y słem ". Bentham z a p rez en to w ał plan

panopticonu, budynku w k tó ry m jed n a osoba m o g łab y n ad z o ro w a ć

d ziałanie w ielu innych, a osoby b ęd ą ce pod nadzorem nie w id ziałb y się wzajemnie. B ył to o k rąg ły budynek, za w iera ją cy wiele cel lub pokoi, oddzielonych ścian am i jeden od drugiego, ale z je d n ą c z ę śc ią o tw a rtą ku centrum. Plan Benthama by ł przeznaczony z w ła sz c z a dla w ięzień, i z o sta ł wprow adzony w życie. A le Bentham p rz ew id y w ał jeg o zastosowanie ró w n ie ż w domach pracy, w fabrykach, w domach dla o b łąk an y c h , a naw et w ielu znakom itych s z k o ła c h 8. A ngielski uty- litarysta John Stuart M i l i (1806-1873) b y ł zdania, że według zasady „najw iększe szczęście dla najw iększej liczby", zasadniczym celem p a ń stw a je s t m aksym alizowanie p rzy jem n o ści i m inim alizow anie cierpienia. A rg u m e n tu ją c , że je ś li poznanie je s t szczęściem , tw ierd z ił, że p ań stw o m a praw o zm u sz a ć ro d z ic ó w do p o s y ła n ia swoich dzieci do szkoły by uczynić je szczęśliwymi, nawet jeśli miałoby to się od­ b y w ać wbrew ich w o l i 9. K arol M arks (1818-1883) ży czy ł sobie znie­ sienia różn ic m ięd zy k laso w y ch i utw orzenia sp o łecz eń stw a bezklaso- wego. Publiczną, przym usow ą edukację widział jako najważniejsze narzęd zie tego procesu. M asow y system szkolny naszego w ieku zapo­ czątk o w an y przez rew o lu cję so cjaln ą pojęty b y ł ja k o szkolenie robot­ ników w usprawnienia konieczne dla pracy p rz em y sło w ej. W ten spo­ sób, przy pomocy policyjnego dozoru, o siąg n ięto ocenę nauczania niczym pewien rodzaj produkcji p rz em y sło w ej. W szystko to w ciąż je s t kontynuowane ch o c ia ż fabryki są zautomatyzowane, a popyt n a ludzi, k tó rzy m o g ą d ziała ć podobnie ja k zwyczajne maszyny, je s t coraz mniejszy.

O czyw iście p ie rw sz e ń stw o teorii nie znaczy, że taka edukacja je s t dobrem b ezw zg lęd n y m . Jej celem nie je s t upraw ianie n ajw y ższych w ład z czło w iek a, ale uczynienie go podatnym instrumentem sp o łe c z ­ nego zarządzania przez innych. Jeśli J.S. M i l i miałby rację, z pew no­

9 Panopticon, or the Inspection House, in The Works o f Jerem y Bentham, (red.) J. Bowring, New Y ork 1962, vol. 4, s. 39 nn.

(9)

130 Hugh M cDonald

ścią p o w in n iśm y być sz c zęśliw si n iż nasi dziadkowie, po prostu dlate­ go, że w ięk szo ść ż y c ia sp ęd ziliśm y w szkolnej klasie. P ie rw sz eń stw o teo rii oznacza, że rozw ój osoby ludzkiej domaga się poznania rzeczy na m iarę osoby ludzkiej. Poznanie ludzkie nie je s t ty lk o kolekcjono­ waniem faktów , ale poznaniem, k tó re pomaga d o cen ić, co to je s t być człow iekiem i k tó re otw iera s z e rs z ą p e rsp ek ty w ę na A bsolut. Pozna­ nie o sią g a swój szczyt gdy to, co poznane okazuje się O so b ą, nie tylko rzeczą. W tym miejscu zagadnienie intelektualnego poznania m a p ierw szo rzę d n e znaczenie. Osoba je st je d n o s tk o w ą su b sta n c ją racjo­ nalnej natury (Boecjusz), lub jed yn ym w swoim rodzaju centrum św iadom ym autonomicznego istnienia (M aritain). Osoba, czy to ja , czy inna osoba ludzka, czy to A bsolutna Osoba Boga, nie m oże być p o ję ta przez zm ysły. D ruga osoba m oże być p o ję ta jed yn ie przez um ysł. W pew nym sensie, osoba je s t niekom unikowalna. M iędzy osobami istnieje radykalna bariera przeciwpoznawcza, albowiem znamy innych ty lk o przez m ed iację słów i g estó w ciała. C h o ciaż nie możemy bezpośrednio dośw iadczyć co to jest być drugą osobą, mo­ żem y zb liża ć się do niej na sp o só b analogiczny. Arystoteles nazywa przyjaciela „drugim ja " . Z b liż a m y się w akcie poznania do drugiej osoby, formujemy się i p rz e k sz ta łc a m y .

Rozpoznanie natury intelektualnego poznania oznacza rozpoznanie ludzkiej osoby ja k o podstaw y i celu spo łeczeń stw a. Znaczy to, że prawa, swobody i o d p o w ied z ia ln o ść są osadzone na m ocnym teo­ retycznym fundamencie. Filozofia em piryzm u (Hume, M i l l , Skinner

i inni) patrzy sceptycznie n a n a s z ą zd o ln o ść poznania drugiej osoby, a nawet siebie samego ja k o osoby. Dlatego m usi o p ie ra ć się na p o lity ­ ce socjalnej i praw ach opartych na pew nym b e z p o śre d n im poznaniu zmysłowym. Utylitaryści (Jeremy Bentham i J.S. M ili) próbowali zn aleźć to oparcie w p rz y je m n o śc i i cierpieniu, tra k tu ją c je ja k o d a ją ­ cy się zm ierzy ć tow ar. Ostatecznym rezultatem ich sceptycyzmu je st traktow anie osoby ludzkiej jed y n ie ja k o instrum entu w ogrom nym planie socjalnym.

Po teo rii, ja k o poznaniu dla samego poznania, istnieje praxis, b ę ­ d ą c a poznaniem ze w z g lę d u na d ziałanie. Formuje ona p o d sta w ę dla

(10)

K ultura i technokracja 131

filozoficznej etyki, badającej w artość ludzkiego działania oraz prawa b ęd ące a p lik a c ją zasad etycznych. W szystkie d z ia ła n ia d o ty c z ą p ew ­ nego dobra. D obro to m o że b y ć rozum iane w kategorii istnienia

(existence). W pew nym sensie całe ludzkie d z ia ła n ie dotyczy istnienia. Po pierwsze, ty lk o to , co istnieje je s t dobrem ; co dow odzi moralnej zasady samoochrony. Po drugie, j e ś l i moje osobiste istnienie je s t do ­ brem , w ó w c z a s istnienie innych ró w n ie ż je s t dobrem. T k w i tu racjo­ nalna podstaw a dla istnienia rodziny i po lity czn y ch w sp ó ln o t. Osta­ tecznie, je ś li moje istnienie je s t dobrem, w ó w c z a s istnienie to pow inno b y ć podnoszone i doskonalone. To podstaw a sam orozwoju, edukacja w e w ła śc iw y m sensie oraz baza d la re lig ii stan o w iącej w y p e łn ien ie pustki ludzkiego życia przez relację do Absolutu. P ierw szą zasad ą m o raln o ści je s t nakaz „ c zy ń dobro, unikaj z ła " i je s t to co ś, co k a ż d y rozumie, c h o c ia ż n ik t m u tego nie w y tłu m a c z y ł. O piera się ona n a pierwszym rozumieniu bytu. W ten sposób m oralność i praxis fundo­ wane są na teoretycznym poznaniu. Ludzkie działanie m oże zachodzić albo w y łą c z n ie n a poziom ie naturalnym (akty c z ło w ie k a ), albo m oże w yrażać człow ieka jak o osobę (akty ludzkie). A kt ludzki posiada trzy uw arunkow ania: poznanie celu d z ia ła n ia , w o ln o ś ć od przym usu i akt w o li (decyzja). Poznanie je s t tu pierw szym w arunkiem , co dow odzi, że praxis czyli działanie moralne musi opierać się na prawdzie.

M iłość jak o pragnienie stanowi podstaw ę społeczeństw a. Istnieją dwa poziomy m iłości. Pierwszy, miłość pożądawcza, która jest m iło­ śc ią siebie, m iło ś c ią s a m o s p e łn ie n ia i samozadowolenia. D ru g i, je s t m iłością życzliw ą, k tóra jest m iłością drugiego jak o drugiego. M iłość m usi b y ć budow ana n a praw dzie. Faktycznie nie m o ż n a k o c h a ć d ru ­ giego bez praw dziw ego poznania go, ale i poznanie prow adzi do m iło ­ ści. K iedy kochasz drugiego, pragniesz p o z n a ć w e w n ę trz n e życie tej osoby. M o ż liw o ść takiego poznania (nawet j e ś l i je s t ono ty lk o c z ę ­ ściowe i mroczne) je st p o d sta w ą dla bezinteresownej m iłości. M ożliw e je s t chcenie dobra drugiej osoby d la niej samej i to bez osobistej m o ­

ty w ac ji. Tym czasem filo zo fia em pirystyczna zaprzecza w o gó le m o ż ­ liw ości poznania drugiej osoby i w ten sp o só b utrzym uje, że c a ła ludzka m otyw acja je s t egoistyczna. A le A k w in a ta opisuje m iło ść w

(11)

132 Hugh M cD onald

kategorii ekstazy . Ekstaza oznacza znalezienie się poza samym so­ bą. Jeśli poznanie je s t p rz e k sz ta łc a n ie m się przez rzeczy- w isto ść (z tym jednak, że ty lko intencjonalnie stajemy się tym , co p o zn a liśm y ), w ten sposób w akcie m iło ści n a s z ą w o lą wychodzim y ponad nas sa­ mych kierując się ku drugiem u. Istnieje literacki p rzy k ład . B éatrice je st stałym przedmiotem kontem placji Dantego aż do momentu, gdy ten zapomina o sobie. V ic to r Franki, znakomity austriacki psycholog, przypom ina czas kiedy w nazistow skim obozie koncentracyjnym, odłączony od swojej żony, nie b ęd ąc pewien czy tajeszcze żyje, utrzy­ mywał się przy zdrowych zmysłach rozmyślając o niej.

O sta tn ią d zied zin ą k u ltu ry je s t techne (gr.), po łacin ie ars, a co potoczna angielszczyzna najlepiej oddaje ja k o to know-how (termin francuski savoir-faire). D ziedzina ta je s t poznaniem skierowanym na prz ek ształca n ie materialnego św iata. Obejmuje ona wszystkie dzieła ludzkiego umysłu i przedmioty, które człowiek wyprodukował w ła­ snymi rękom a. K ryterium o sąd z ające poznanie —j a k (know-how) nie je st podyktowane w prost, tak j a k w m o raln o ści, dobrem ludzkiej oso­ by, ale tym jak dokładnie wykonać dzieło według planu znajdującego się w um yśle tw órcy . W szystkie ludzkie dzieła m ają duchowy p o c z ą ­ tek. K ażde m a swoj ą ideę w ludzkim um y śle, form ę rzeczy, k tó rą chce się w y p ro d u k o w ać. Idea w ludzkim um yśle je s t p rz y c z y n ą w z o rc z ą (modelem lub paradygmatem) dzieła. Idea je s t fo rm ą p re e g z y stu ją c ą w um yśle artysty. A rty sta stam tąd swoim w łasn y m d ziałan iem w p ro ­ wadza tę formę w m aterię i p rz e k s z ta łc a a nawet uduchawia m aterial­ ny św iat. Jest to istotnie ludzka akty w n ość. Arystoteles opisuje c z ło ­ w ieka ja k o zw ierzę, k tó re żyje dzięki sztuce (poznaniu-jak) i rozum ow i. Jak pisze W alter Ong „sz tu c zn o ść je s t dla cz ło w ie k a natu­ ralna". M arshall M cL uhan w y ra z ił tę sam ą m yśl stw ierd zając, że technologia je s t p rz ed łu żen iem człow ieka. Technologia w ięc rozw ija się z quasi'-konieczności. K o ń czy n y i organy nowo p o cz ęteg o ludzkie­ go bytu rozw ijają się w e d łu g planu natury w celowej inteligibilności. R ozw ój technologii je s t podobny w ty m , że wynalazca szuka

(12)

Kultura i technokracja 133

nia św iadom ych ludzkich potrzeb b az u ją c n a m o żliw o ściac h ja k ie oferuje m u istn ie ją ca technologia.

W ytw ory ludzkiej pracy same w sobie są m oralnie neutralne. Można na przykład powiedzieć, że tw órca noża, w zależności od tego czy był w y s ta rc z a ją c o zdolny do w ykonania go wedle planu, zro bił nóż dobry lub zły. A le nóż ja k o tak i nie je s t m oralnie zły b ąd ź dobry, jak k o lw iek , m o raln o ść w kracza gdy k to ś decyduje się użyć tego n o ża w taki czy inny sposób. Dlatego poznanie ja k z a d ziałać , w swojej w łasnej dziedzinie i wedle jej w łasn y c h regu ł, je s t pokierowane lub p o d p o rz ąd k o w an e m o ra ln o śc i (dziedzinie praxis), a moralne dobro z kolei je st p o d p o rz ąd k o w an e prawdzie teoretycznej.

Prawdopodobnie pierw szym te c h n o k ra tą by ł Francis Bacon (1561-1626). Idee jeg o wcielono za k ró la K arola I I , który w 1662 założył „K ró lew sk ie Tow arzystw o Londynu dla Popierania N a tu ra l­ nego Poznania" (Royal Society of London for P rom oting N atural

Knowledge). C zęść jeg o program u z m ie rz a ła w prost do za stą p ie n ia

spekulacji i dedukcji logicznej o b se rw a c ją i eksperymentem. Innym i słow y, m yśl filozoficzna nie m ia ła j u ż miejsca w nowej nauce. Poza tym , nowa nauka nie m ia ła by ć ty lk o teoretyczna, ale m iała m ieć swój w łasn y cel praktyczny. Bacon znany je s t ze swojego stanowiska: „p o zn an ie to w ład z a". Ź ró d ła technokracji b iją tam , gdzie nauka i technologia d z ia ła ją autonomicznie.

Przed p o s ta w ą technokraty, k tó ry m y śli, że je ś li ty lk o coś je s t m ożliw e technicznie, to ty m samym pow inno b y ć uczynione, o strze g ał K ardynał Ratzinger:

Wiedza i technika, które dla człow ieka stanow ią cenną pom oc, je że li oddane są n a jeg o służbą i przyczyniają się do integralnego rozwoju dla dobra wszystkich, sam e nie m ogą wskazać, ja k i j e s t sens życia ani jaki jest sens ludzkiego postępu. Będąc podporządkowane czło­ wiekowi, od którego się wywodzą i któremu zawdzięczają swój roz­ wój, celowość swą oraz świadomość swoich ograniczeń czerpią z osoby ludzkiej i j e j wartości.

(13)

134 Hugh M cD onald

Dlatego byłoby czymś złudnym domagać się uznania moralnej neutralności badań naukowych i ich zastosowań, z drugiej zaś stro­ ny, kryteriów postępowania nie można wyprowadzić z prostej sku­ teczności technicznej, z pożyteczności, jaką mogą przynieść jednym ze szkodą innych, lub co gorsza — z panujących ideologii".

W standardowej procedurze za p ło d n ie n ia in vitro, technicy m e­ dyczni „produkują" kilka embrionów, a do zaimplantowania w ludzką macicę wybierają tylko najsilniejszego. Każdy embrion, który nie podlega takiem u k ry teriu m je s t odrzucany i niszczony. C zy n iąc tak „b a d a c z uzurpuje sobie miejsce Boga; i ch o ciaż m oże być tego n ie­ św iadom y, zabijając bezbronne życie ludzkie w ynosi siebie niczym pan losu innych, gdyż arbitralnie wybiera komu przyznać życie a kogo posłać na śmierć".

Bacon wprawdzie nieustannie w y p o w ia d ał się na tem at natury, ale re d u k o w ał j ą do praw, k tó re m o g ą być opisane precyzyjnym i te rm i­ nami naukowej obserwacji. N a tu ra rzeczy nie m ieściła się j u ż dłużej w dziedzinie istoty, ale w dziedzinie zjawisk. O czy w iście Bacon był w y sta rc z a ją c o subtelny, aby zro zu m ieć, że nauka nie polega ty lk o na biernej obserwacji zjaw iska, ale na kontrolow anym eksperymencie. Stąd idea Bacona, zastosowana w nauce nie je s t jed y n ie p o słu s z e ń ­ stwem wobec natury, ale jej p rz ek ształca n iem . A le j e ś li nie istnieje natura poza rodzajem zjaw isk, k tó re m o g ą b yć w y w o ły w an e za p o ­ m o c ą fizycznego eksperymentu, to czy w ó w c zas ciało ludzkie nie je st po prostu n astęp n y m naturalnym ciałem o pew nych cechach, które m o żn a dowolnie p rz e k sz ta łc a ć ? Stanowisko takie je s t g łęb o k o zako­ rzenione dzisiaj. T rzeb aje p rz e k ro c z y ć . W szak spontanicznie rozpo­ znajemy osobowość dmgiego mówiąc o ludzkim indywiduum zarów ­ no w kategoriach jeg o c ia ła ije g o w e w n ętrzn eg o życia. N orm alnie nie mówimy: „widziałem twoje ciało w sklepie" lub „twój umysł myśli, że to je s t prawda". Niem niej gdy ty lk o przenosimy się na teren nauki

Kongregacja Nauki Wiary, Instrukcja o szacunku dla rodzącego się

życia ludzkiego i o godności jeg o przekazywania. Odpowiedzi na niektóre aktualne zagadnienia, Watykan 1987, s. 6-7.

(14)

K ultura i technokracja 135

takie „sp o n ta n ic z n e rozpoznanie" staje się przedm iotem, k tó ry podle­ ga w szystkim przyjm ow anym przez n au k ę ograniczeniom. Dlatego spontanicznie rozpoznawana je d n o ś ć osoby ludzkiej domaga się uja- śnienia i obrony na terenie filo zo fii. Ratzinger pisze:

Istotnie, tylko w perspektyw ie sw ej praw dziw ej natury osoba ludzka może urzeczywistnić się jako „zjednoczona całość"; natura ta jest równocześnie cielesna i duchowa. N a m ocy substancjalnego zjedno­ czenia z duszą rozumną, ciało ludzkie nie może być uważane tylko za zespół tkanek, narządów i funkcji; nie może być stawiane na równi z ciałem zwierząt, j e s t bowiem częścią istotną osoby, która po p rzez

to ciało objawia się i wyraża".

Technologia, również w ukryty sposób, oddziaływuje na nas. Po­ sługując się ja k ą k o lw ie k n o w ą te c h n o lo g ią odkryw am y nowe spraw ­ ności i przyzwyczajenia, które mogą mieć wpływ na nasz sposób ro­ zumienia św iata. Ś ro d o w isk o technologiczne je s t dla nas niewidzialne (podobniejak w oda dla ry b y ), niemniej m usim y zd a w ać sobie sp raw ę z jego o d d ziały w an ia. W przeciw nym razie, technologia m oże nas „n a ślepo" skierować gdzieś, gdzie raczej nie chcielibyśmy pójść. Marshal M cLuhan, Erie M cL uhan i Bruce Powers rozw inęli czte ro cz ęścio w y model nazwany tetradem rozumienia ukrytych skutków techonolo- g iin. Każda technologia m a czterostronny efekt: wzbogacanie, dez­ aktualizowanie, odzyskiwanie i odwracanie {enhancement, obsole­

scence, retrieval, reversal). Dobrze charakteryzuje je term inologia

psychologii Postaci. Jawne i zamierzone skutki technologii p rzy bie­ rają konkretny „kształt". Technologia tworzy także „podłoże" — powszechne a n ie z a u w a ż a ln e śro d o w isk o i kontekst. Po pierwsze, nowa technologia podnosi lub rozszerza istniej ące zdolności i w isto­ cie je st to zasadniczy zw ią zan y z n ią cel. Ponadto odzyskuje coś z

Tamże.

13 zob. Marshal and Erie McLuhan, Laws o f the M edia, 1988; Bmce Po­ wers and M arshall McLuhan, The Global Village: Transform ations in

(15)

136 Hugh M cD onald

p rz eszło ści, coś co b y ło zgubione w poprzednim cy k lu technologii. N o w a technologia dezaktualizuje rów n ież s ta rs z ą tech n o lo g ię. M ó ­ w iąc to, nie tw ierdzi się, że starsze technologie znikają, ile że tra c ą raczej na znaczeniu. Po drugie, co w a żn iejsze, całe sposoby życia, które zależą w niewidoczny sposób od technologii, także tracą na znaczeniu. N o w a technologia d o ch o d z ąc do swoich granic nie produ­ kuje j u ż dłużej p o ż ą d a n y c h efektów , ale efekty do niego przeciwne. Efekt taki często je s t nie za u w a ż a n y g dy ż je s t powszechny i dotyczy całego środowiska.

Stosownym przykładem może być zjawisko związane z wprowa­ dzeniem k o m p u te ró w w system edukacyjny. P o c z ą tk o w o w ychow aw ­ cy w id zieli kom puter ja k o n a rz ę d z ie dla wzbogacenia swojej dotych­ czasowej pracy, k tó ry p o k o n u jąc fizyczne bariery m iał „ ro z sz e rz y ć " klasę. D zięki u ży c iu sieci kom puterow ych, jeden nauczyciel m ógł mniejszym kosztem p rz e k a z a ć więcej inform acji w iększej liczbie stu­ dentów . W tym samym czasie now a technologia m o g ła od zy sk ać coś, co z o stało zagubione w w ychow aniu od czasu w prow adzenia druko­ w anych p odręczn ik ó w . Technologia kom puterow a przyw raca dialog i form ę dyskusji. N iem niej, je ś li edukacja dokonywana za p o m o c ą sieci komputerowej posuwa się zbyt daleko, to w rz ecz y w isto śc i w ypacza p orząd ek. Z w y k ła ilość inform acji je s t w stanie d o p ro w a d zić do ro ­ dzaju entropii. Fakt, że w sieci komputerowej m o ż n a p u b lik o w ać cokolw iek bez ponoszenia k o sztó w , czyni w y d a w cę czy m ś przesta­ rzałym . W ydaw ca przyjm uje lub odrzuca prace do pu b lik acji zgodnie z z a s a d ą ekonomii druku. K s ią ż k a je s tn ie o p ła c a ln a d op ók i nie zosta­ nie sprzedanych jej k ilk a ty sięcy egzemplarzy. W ydaw ca nie m oże p o zw o lić sobie n a opublikow anie dzieł nie m ający ch wymaganych kw alifik acji. W intemecie za ś, dzieci w w ieku szkolnym tw o rz ą histo­ rie o swoich ulubieńcach dostępne dla całego świata. Istnieje obawa, że kom puter będzie nie tyle w z b o g a c a ł system szkolny, ale czyniąc zbędnym — rzeczywiście go niszczył. Może okazać się niemożliwym wprowadzenie takiej technologii w instytucję utw orzoną w dziewięt­ nastowiecznych okolicznościach.

(16)

K ultura i technokracja 137

Internetponosi ta k ż e o d p o w ied z ia ln o ść z a u c z y n ie n ie p rz e sta rz a łą

idei intelektualnej w ła sn o śc i. W literaturze pierwsze praw a autorskie pojawiły się krótko po wynalezieniu druku. Przedtem, więź pomiędzy dziełem (przepisyw anym ręczn ie) i je g o oryginalnym autorem b y ła mniej znacząca. Dla św. Tomasza z Akwinu tak naprawdę nie było ważne czy cytował Dionizego Aeropagitę, tego który rozmawiał ze św. Pawłem, czy kogoś, kto tylko przyjął takie imię. W liście do swo­ jeg o studenta, napomina: Non respicias a quo audias, sed quidquid

boni dicatur, m em oria recom m endo}4'. N ie patrz na osobę m ó w ią c e ­

go, lecz cokolw iek sły szy sz dobrego chowaj w swej p am ięci.

Przykłady wielostronnych skutków technologii można by mnożyć. O czyw istym celem autom obilizacji je s t wzbogacenie zdoln ości p o ru ­ szania się cz ło w ie k a i przenoszenia p rz ed m io tó w z miejsca na m iej­ sce. M iasta na now o projektowano d o sto so w u jąc je do o b ecno ści sam ochodów . W ię c teraz ludzie w jed n y m m iejscu m ieszkają, w i n ­ nym pracują, a w jeszcze innym kupują żywność. Od kiedy samochód stał się powszechnie d o stęp n y , niem o żliw e stało się chodzenie do sklepu po podstawowe produkty sp oży w cze. W raz z na nowo u r z ą ­ dzonym i m iastam i, w rz ecz y w isto śc i czas z a k u p ó w ży w n ości w y d łu ­ żył się.

P rzy k ład em zjaw iska o ogrom nym m oralnym znaczeniu je s t tech­ nologia antykoncepcji. Popularnym stanowiskiem w odniesieniu do antykoncepcji je s t p o g lą d , że uw alnia ona ludzi od naturalnych ogra­ niczeń. Przyznaje im w ięk sz y zakres d z ia ła n ia i w ię k sz ą k o n tro lę nad jego konsekwencjami. W y d a w a ć by się w ięc m o g ło , że przyczynia się ona do w iększej personalizacji. Stanowisko to obecne b y ło w Ameryce podczas rew olucji seksualnej 1960 roku i panuje ciągle. Przynosi jednak przeciwne rezultaty. P ap ież P aw eł V I nie ty lk o sk ry ty k o w ał u podstaw użycie środków antykoncepcyjnych ale również przewidział

14 Zob. L ist św. Tom asza do B rata Jana ,,D e modo studendi" w: Victor White, H ow to Study, London 1983 (W języ k u polskim zob. Sexdecim

m onita Sancti Thomae de A quino p ro acquirendo scientiae thesauro, w: M odlitw y Św iętego Tomasza z Akwinu, tłum. E. Reicher, Warszawa 1928,

(17)

138 Hugh M cD onald

społeczne skutki ich stosowania. Przede w szystkim , w sk az ał n a de­ p erso n alizację u ja w a n ia ją c ą się w tym , że osoba m oże b y ć traktowana j ako tow ar lub n arzęd z ie seksualnej przyjem ności:

Należy również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiw­ szy się do stosowania prakty k antykoncepcyjnych, z a tr a c ą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę, sprowadzą je do roli narzędzia służącego zaspokajaniu swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji p rz e s ta n ą u w a ż a ć je za godne szacunku i m iłości towarzyszki ży c ia15.

Ponadto, obiecywane przez antyk o n cep cy jn ą tech n o lo g ię, ro z w ią ­ zanie ogran iczeń natury, p rz y b ra ło przeciwne skutki. P aw eł V I w ska­ zał, że kiedy zachodzi publiczna akceptacja antykoncepcji, rządy nie napotkają oporu w użyciu antykoncepcji jako środka kontroli ilości zarządzanej populacji”. Od 1968 roku, kiedy Paweł VI uprzedził o konsekwencjach, prom owanie antykoncepcji b yło p o lity k ą w ielkich państw i międzynarodowych agencji. Antykoncepcja m iała być środ­ kiem utrzym yw ania krajó w trzeciego św iata na stałym p o zio m ie”. N a stę p s tw a są fatalne. A ntykoncepcja kieruje w stro nę m en talno ści gdzie osoba i natura z o sta ją sztucznie rozdzielone. A kty w n o ść seksu­ alna zo sta ła oddzielona od jej w łaściw eg o kontekstu. Jednym z efek­ tó w je s t rozprzestrzenianie się H IV , co je st p o w a żn y m problemem krajów pierwszego świata i grozi całkowitą zagładą społecznej struk­ tury n iek tórych n a ro d ó w afrykańskich. Są miejsca gdzie 40 procent kobiet je s t w ysterylizow anych, a na 100 cięż arn y c h przypada 35-40 przypadków śmierci w ew nątrzm acicznej. Głównym czynnikiem jest tu p o za m a łż e ń sk a ak ty w n o ść seksualna i to w a rz y sz ą c e je j ch o ro b y “. Statystyki różnią się w zależności od przedstawicieli poszczególnych

' Paweł V I ,Humane Vitae, 17. tamże.

17 Zob. M. Czachorowski, N ow y Imperializm, Warszawa 1995.

“ Anne Retel-Lauwrentin, People (A publication o f International Planned Parenthood Federation), cyt. z: Winifrede Prestwich, D isease is latest resk

(18)

Kultura i technokracja 139

grup. W Ugandzie A ID S było rozprzestrzeniane latam i przez kontakty bogatych p rz ed sięb io rcó w i rz ąd o w y ch przedstaw icieli z prostytutka­ m i ” . Uganda potrzebuje odbudowy po destruktywnych rz ą d a c h Id i Amina, gdyż niemal całe środowisko służby cywilnej bliskie było wyginięciu. W szczególny sposób dotknięte zostały klasy w ykształco­ ne, które prawdopodobnie w w iększym stopniu są podatne na propa­ gandę antykoncepcji i w o lności seksualnej.

W rezultacie importu postaw seksualnych i technicznych rozw iązań A fryka stanęła wobec realnego problemu depopulacji. Jeśli populacja plasuje się poniżej odpowiedniego poziomu, istniejąca cywilizacja nie może być trwała. Pomysł, iż socjolodzy potrafią antycypować populację i w ten sposób racjonalniej ą kontrolow ać pochodzi od Thomasa Malthusa. Ten biorąc niew ielką próbkę populacji irlandzkiej, w czasach niedostatku i ucisku, ekstrapolow ał to co zm ierzył ogłaszając jak o stan powszechnie obowiązujący. Populacja wzrasta w postępie geometrycznym. Malthus zauw ażył, że natura dąży do zachowania gatunku. Od czasu kiedy na mocy programu nauki Francisa Bacona i Royal Society, zrezygnowano z ideologicznego w yjaśniania w nauce, M althusowi w ydało się fascynują­ cym i światłym w yjaśniać rozwój populacji w tak prostych i mechanicy- stycznych kategoriach. Niemniej jednak ludzka płodność ciągle pozostaje tajemnicza, nawet je śli rozpatrywana je st w kategoriach mechanicznych. Płodność całych populacji wzrasta i opada, a pewne relacje m ogą być powodowane przez czynniki kulturowe i społeczne. Carol Robinson do­ starcza wielu przykładów pokazuj ąc, że wzrost lub spadek tempa urodzeń m oże być ujmowany w kategoriach ideologicznych20. W ysoka śm iertel­ ność z powodu ubóstwa i ucisku łączy się z wysokim poziomem urodzeń. Zaradzenie złym warunkom powoduje spadek tempa urodzeń. Carol R o­ binson podaje zdum iewający przykład:

” „Rampant AID 'S virus buffets Uganda", Globe and Mail, February 7, 1996. cyt. z: The Interim, tamże.

20 С. Robinson. M y Life with Thomas Aquinas, Angelus Press, Kansas City, 1955, s. 243-257 (reprint jego artykułu The N ew Science o f Society and the

(19)

140 Hugh M cDonald

Z powodu m alarycznych w a ru n k ó w w regionie otaczaj ącym K anał Sueski istn iało bardzo w ysokie tempo u m iera ln o śc i. U rzęd n icy jednak w ahali się zrealizow ania projektu kanalizacji aby u d o sk o n alić w arun­ ki życiowe, gdyż obawiali się, że wówczas populacja, która miała bardzo wysokie tem po narodzin, przekroczy d o stęp n y je j zapas ż y w ­ ności i w końcu spowoduje jeszcze w iększe cierpienie. Niemniej j e d ­ nak obszar ten skanalizowano. S to pień śm iertelno ści zm ala ł ja k ocze­ kiw ano, ale nieoczekiwanie sp ad ło ró w n ież tem po narodzin i to grubo poniżej „dopuszczalnej" liczb y”.

Carol Robinson oferuje te ż inne p rz y k ła d y p o c h o d z ą c e ze starszej i nowszej h istorii. Im bardziej Faraonowie uciskali Ż y d ó w , ty m więcej ci mieli dzieci. Gdy w A nglii chłopstwo było eksmitowane ze swoich ziem i ja k o p rz em y sło w i niew olnicy siłą przerzucane do m iast, popu ­ lacja, aż do czasu w ojen n ap o leo ń sk ic h , w z ro s ła z 2% do 13% (na k ażde 10 lat). Poprawa w a ru n k ó w ży ciow ych przynosi spadek tempa urodzin.

W łaśn ie w tym stuleciu K o śció ł nieustannie pow tarza, że każd y pow inien raczej w y c h o d zić na przeciw m oralnym problem om spowo­ dowanym przez u b ó stw o , n iż p ró b o w a ć jedynie technicznych (i nie­ m oralnych) ro z w ią z a ń populacyjnych p rob lem ó w . Arystoteles ro zu ­ m iał lepiej n iż M althus, że biologiczny proces, ja k im je s t w zrost populacji, nie m oże b y ć pojm ow any jedy nie w m echanicystycznych kategoriach. Arystoteles tw ie rd z ił, że natura ucieka przed n ie sk o ń c z o ­ nością, bowiem nieskończoność nie dąży do zrealizowania celu, a cel je s t ty m , do czego d ąży n a tu ra 22.

Jeśli technologia jest „przedłużeniem" człowieka, to oczywiście jej w łaściw e u ży cie zależy po pierwsze od w łaśc iw eg o teoretycznego rozum ieniu czło w iek a, po drugie zaś, od w łaśc iw ie rozumianego po ­ rz ąd k u etycznego. Technologia sama w sobie nie je s t złem , ale k o ­ niecznym dobrem w y n ik ając y m z ludzkiej natury. Jeśli jednak tech­ niczne poznanie i techniczne cele w y su w a ją się na pierw szy plan,

21 Tamże, s. 248.

(20)

K ultura i technokracja 141

to zostajemy o ślepieni skutkami technologii p rz estając ro z u m ie ć co znaczy być człow iekiem . D ziś „m e ta te c h n ic z n a " refleksja je s t w a ż ­ niejsza niż kiedykolw iek w cześn iej. Okazuje się, że technologia ro z ­ wija się nieuchronnie. Politycy i zarządzający mówią o „ekonomii" ja k b y to b y ła ży w a substancja d ziała ją ca dla samej siebie. R zeczyw i­ ście, jeśli pozostaniemy nieświadomi skutków technologii, to skiemje nas ona nieuchronnie w stronę głębokiej zmiany sposobu naszego życia. M o żn a jed n ak p rz y w o ła ć słow a B ruce'a Powersa i M arshalla M cLuhan'a: „N ie m a n ieu ch ro n n o ści gdzie istnieje dobra w ola by u w ażać"” .

Z a sta n a w ia ją c się nad m etafizycznym i podstawam i naszej zdolno­ ści do tw orzenia technologii, w idzim y, że technologia je s t owocem ludzkiego ducha. Z jednej strony technologia je s t n aślad o w an iem tego, co człow iek dostrzega w inteligibilnej naturze. Jest ta k ż e tworzeniem , oczyw iście nie w znaczeniu stwarzania ex nihilo, ale w konstruow a­ niu now ych u k ła d ó w form , k tó re człow iek dostrzega w naturze. W pewnym sensie technologia charakteryzuje się k o n iecz n o ścią, ale w innym , je s t o n aró w n ież terenem ludzkiej w o lno ści. K o nieczn ość zależy od ró ż n y ch zn aczeń nazywania k o n ie c z n ą natury. N atu ra je s t teleologiczna (omne agens agit pro p ter finem ). To co nazywam y naturąjest tym, co rozwija się w stały i zrozumiały sposób. Może to być w y rażo n e j u ż to ja k o inklinacja w rzeczy do d ziała n ia w specy­ ficzny sp o só b w kierunku celu, j u ż to ja k o prawo. A rystotelik n ie­ chętny by um iej scaw iać byty ponad tym , co potrzebne do wyj aśnienia, wybrałby mówienie o inklinacjach, ponieważ inklinacja do działania raczej w tak i niż inny sp o só b , je s t n a stę p stw e m form y rzeczy nieod­ łącznej od samej rzeczy. Platonik b ędzie m ó w ił o prawach, dając do zrozumienia, że element in telig ib iln o ści w naturze leży poza zw y k łą przestrzenią rzeczy materialnych. (Tomista może mówić w obu ję z y ­ kach, gd y ż in telig ib iln o ść form y rzeczy je s t p rz y p o rz ą d k o w a n a do um ysłu, k tó ry je s t dla niej źródłem i usprawiedliw ieniem ). K oniecz­ ność pochodzi z surowca, k tó ry je s t dopiero p rz e k sz ta łc a n y przez

23 „There is no inevitability, where is a willingness to pay attention", dz. cyt. s. 12.

(21)

142 Hugh M cD onald

ludzką pracę. Ludzka aktywność będąca przetwarzaniem musi liczyć się z inklinacjam i czy praw am i natury przetwarzanego św iata. Jest to pierw szy aspekt k o n ie c z n o śc i, k tó ra w yn ik a z k o n iecz n o ści wiedzy ugruntowanej na bazie praw dy o rzeczy. D rugim aspektem konieczno­ ści je s t k o n iecz n o ść celu. M o że m y n a z w a ć rzecz k o n ie c z n ą w pew ­ nym o k reślo n y m sensie. Dane d ziała n ie m oże być konieczne dla o s ią ­ gnięcia określonego celu, jednakże posiadamy wolność wyboru lub odrzucenia celu. Rzeczywiste cele technologii w y n ik a ją z quasi - konieczności natury człow ieka ja k o zw ierzęcia. W tym sensie w ym ysł upraw y je s t nieuchronny lub konieczny. C zło w iek jej potrzebuje. A n ­ tropolog m ógłby przew idzieć, ja k pewne grupy ludzi wynajdyw ałyby określone narzędzia je śli uśw iadam iałyby sobie ich pilną potrzebę. Jakkolw iek, przepow iednia taka b y łab y probabilistyczna, bow iem działania za pomocą, których człowiek wym yśla wynalazki są w o l­ nym i działaniam i ludzkiego ducha.

W śred n io w ieczu przyznaw ano p ie rw sz e ń stw o ducha nad m aterią. Uznanie to zawierało w sobie właściwy porządek THEORIA, PRA­

XIS, TECHNE. Lewis M umford napisał:

Załóżmy, że w 1300 roku ktoś w padłby na p o m y sł bom by atomowej. Naukowiec, który wypuściłby taką myśl zostałby uwięziony i wszelka sposobność w yprodukow ania j e j odeszłaby w raz z nim. To nie mrzonki; j a k to j e s t zapisane, R ogera Bacona, który zaledw ie m arzył o samoporuszających się i latających maszynach, właśnie tak po ­ traktow ano24.

Leonardo da Vinci ocenzurował swoje własne pomysły. Chociaż wpadł na pomysł łodzi podwodnej, potężnej broni, myślał, że człowiek je s t nazbyt zły, aby z o s ta ła m u pow ierzona tak n is z c z ą c a siła. D ziś sp o łeczn e, polityczne i techniczne zmiany u w a ż a się za konieczne i nieodwracalne. Powszechnie m ó w i się, że „nie m o ż n a z a trz y m a ć p o ­ stępu". Jednak, j a k wykazuje M um ford:

24 L. Mumford, Values f o r Survival, Harcourt, Brace Company N Y 1947 s. 87.

(22)

K ultura i technokracja 143

N ie m a nic now ego i niespraw dzonego w pom yśle nakładania re­ strykcji na wynalazki: tego rodzaju środki to banał w św iecie bizne­ su. Nasze potężne przemysłowe monopole nie wahają się odrzucać wynalazków, które mogą zmniejszyć aktualne profity i to niezależnie o d tego ile korzyści m ógłby p rzynieść taki w ynalazek społeczeństw u jeśli zostałby wcielony w życie25.

W sp ó łcz esn y korporacyjny z a rz ą d m o że d ziała ć tak samo j a k k o ­ ścielni zw ierzchnicy Rogera Bacona. N iem niej, zachodzi tu ró ż n ic a postaw. Biznesmen w id z i siebie j ako działaj ącego ponad ek o n o m icz n ą konieczn o ścią. Pojmuje on ekonom ię ja k o rzecz sam ą w sobie, to c z ą ­ cą się w ed łu g nieuchronnych praw rozw oju, pom im o faktu, że tak zwana ekonom iajest zesp o łem relacji, k tó re p o z o s ta ją poza w p ły w em wolnego ludzkiego d ziała n ia . Ekonom ia m a w ó w c z a s moc czynienia pewnych w ynalazków nieuchronnymi, jednocześnie ograniczając inne.

Ekonom iczny determ inizm jest w a ż n y m elementem technokratycz­ nej postawy, tak j ak m althuzj ańsk i determ inizm z uw agi n a rozw ój populacji u ż y w a n y je st przez tech n o k rató w jak o usprawiedliwienie dla tyranii. Ze w z g lę d u na ekonomiczny determ inizm , kapitalizm rzeczy­ w iście ro z p o z n a ł k ilk a praw d. R o z p o z n a ł, że osobiste m otywacje indywidualnych ludzi nie m uszą zbiegać się z dobrem wspólnym. R o zp o zn a ł, że w w ielu dziedzinach subwencjonowanie je s t lepsze niż centralne planowanie, p o n iew a ż w o ln o ść o so b n ik ó w i m a ły ch jed n o - stek do a n g a ż o w a n ia się w e k o n o m icz n ą ak ty w n o ść pozw ala im u ż y ­ w ać rozum u z w ięk sz y m rozmachem niż m ia ło b y to miejsce w cen­ tralnym planow aniu. To czego kapitalizm nie ro z p o z n a ł, to to, że ludzie ja k o byty duchowe zdolne do intelektualnego poznania, są w stanie d z ia ła ć z p o w o d ó w nie ty lk o egoistycznych. Jeśli ludzie p o ­ znawaliby jedynie za pom ocą zmysłów, byliby skłonni pragnąć te dobra, które mogliby pojąć lub w yobrazić sobie w sposób zmysłowy. W takim wypadku, działanie człow ieka byłoby przewidywalne,

(23)

144 Hugh M cD onald

i rzeczywiście podlegałoby sterowaniu. Jeśli ludzkie działanie byłoby zawsze prostym ró w n a n iem genetycznych determinacji i zm ysłow ego postrzegania, dość łatwo m ożna by kontrolować biologiczne czynniki i środowisko czucia po to aby sprawować pełną władzę i panować nad całym społeczeństw em . B. F. Skinner (1804-1900) m y ślał, że odkrycie przez P a w ło w a reakcji bezw arunkow ych b y ło całkow icie dostatecznym modelem ludzkiego działania. Jego konkluzja b y ła taka: wszystkie polityczne problem y (a te są m oralnym i problem am i w skali całeg o sp o łeczeń stw a) w in ny b y ć zredukowane do p ro b lem ó w tech­ n iczn y c h 26. B ehaw ioryzm Skinnera wydaje się p ro w a d z ić do sprzecz­ ności. Jeśli nauka kieruje te c h n o lo g ią , a technologia dostarcza ro z w ią ­ zań problemów społecznych, to czyż ujmując naukę sam ą w sobie ja k o in telek tu aln ą d z ia ła ln o ść nie przyznamy, że o so b ajest w y ż sz a niż społeczność? Czyż ta intelektualna działalność nie prowadzi do krytycznego dystansu w z g lę d em natury ja k o dziedziny determinizmu? C zyż ten krytyczny dystans nie daje do zrozum ienia, że naukowiec ja k o taki je s t ponad determ inacjam i natury? P rzy w o łajm y tu raz je sz ­

cze Pascala: ro z u m ie ją c św ia t fizyczny, czło w iek transcenduje go. Jedn ak że stanowisko Skinnera, ulokowane je s t ciągle w baconowskim program ie nauki. C h o ciaż Bacon nie z a p rze cza ł, że ludzie intelektual­ nym talentem p rz y c z y n ia ją się do p o stę p u naukowego poznania, to sugerow ał, że w ięk sz a część dziedziny nauki pow inna b y ć zreduko­ w ana do zautomatyzowanej pracy zbierania i zestawiania faktów :

N asza zaś m etoda odkrywania na u k j e s t tego rodzaju, że niewiele pozostaw ia sile i bystrości umysłów, lecz wszystkie um ysły i rozumy stawia niemal na równi. Kiedy chodzi o to, aby pociągnąć prostą linię albo zatoczyć dokładnie koło, to jeżeli posługujemy się samą ręką, wiele zależy od je j pewności i wprawy, jeżeli zaś weźmiemy do

26 Zob. B. F. Skinner, B eyond Freedom and Dignity, N Y , A. A. Kopf, 1972, także R. Dennehey, Reason and Dignity, University Press o f A m eri­ ca, 1981. Dennehey pokazuje ja k empiryzm doprow adził do technokra­ tycznej etyki medycznej stojącej w opozycji do godności jednostki.

(24)

K ultura i technokracja 145

pomocy liniał albo cyrkiel, czynniki te małą odgrywają rolę albo w ogóle żadnej. Podobnie przedstawia się sprawa z naszą metodą".

W artość aktu rozumienia została pomniejszona. Większość dzieł b ad a ń naukow ych oparta je s t na technice. Bacon nie z a p rze cza ł k o ­ nieczności momentu teoretycznego rozum ienia, ale w jego koncepcji nauki ja k o ąuasi-przem ysłow ego procesu inw entaryzacji, inni zn aleźli pom ysł technologii i u czy n ili z nauki proces całk o w icie nieuchronny.

Podobnie j a k „e k o n o m ia ", tak słow o „e d u k a c ja " u ży w an e je s t niczym magiczne zaklęcie. Oba te w yrazy w c h o d z ą w skład techno­ kratycznego sło w n ik a i pozbawione z o sta ły ich metafizycznego k o n ­ tekstu. „E d u k a c ja " niem al powszechnie zostaje pod k o n tro lą p ań stw a. W pewnym w ieku dzieci stają się jeg o w ychow ankam i, i to p a ń stw o decyduje w ja k i sposób m ają spędzić większość własnego życia. W sp ó łcz eśn ie edukacja p o d p o rz ą d k o w a n a je s t celom technicznym. Lewis Mumford opisuje współczesną mu koncepcję edukacji w sło­ wach, k tó re p o s ia d a ją takie samo znaczenie dziś j a k w 1947 roku: koncepcja edukacji ostatnich dni, k tó ra je s t gromadzeniem n ie s k o ń ­ czonej serii odmian — g łów nie mechanicznych i ze w n ętrzn y ch — je s t dziś niestety ró w n ie niestosow najak system, k tó ry z a s tą p iła " 28. E d u ­ kacja ma przygotowywać studentów „dla jutrzejszego świata". Jak pojmowany je st jutrzejszy św iat? U św iad o m iliśm y sobie sp o łecz n ą i techniczną przem ianę jak o w ew nętrzny proces, będący poza wpływ em

ludzkiej decyzji. Jeśli nie możemy tego zmienić, wówczas tak rozu­ miana edukacja m oże nam jedynie po m ó c z a a d a p to w a ć się do niego. A le taka edukacja nie je s t j u ż dłużej zakorzeniona w metafizycznej rzeczyw istości ludzkiej osoby.

Przełożyli A leksandra i Tom asz R akow scy

27 F. Bacon, N ovum Organum, I, af 61, tłum . Jan Wikarjak, Warszawa 1955, s. 80.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Część wstępną zamykają objaśnienia skrótów, w tym osobno bibliograficznych oraz właściwa bibliografia złożona z „materiałów” (powiedzie­ libyśmy: źródeł

Uznanie to, choć nie zawsze jest wyrażone jasno i wy­ raźnie, dokonuje się w oparciu o doświadczenie, którego podmiotem i przedmiotem zarazem jest każdy

Być może, iż pewne dookreślenia dotyczące właśnie struktury bytowej (dotyczące pojęć: natura, osoba, „ja ” , czło­ wiek, itd.) doprowadziłoby zarówno do

la: guerre pour le regle- ment des di fferends internatio- naux, et y renoncent en tant qu 'in- strument de politique nationale dans leurs relations mutuelles. Le

W kuchni średniej praktycznie nie wykorzystywano dziczyzny, za to znacznie większy był asortyment potraw z roślin strączkowych, kasz i warzyw.. Spożywano dużo

In the case of 3-D image acquisition and processing, it is possible to extend monitoring system functionality by continu- ous measurement of the material stream bulk density (if

If a matrix or operator is block upper and has an inverse which is again block upper (i.e., the corresponding time- varying system is outer), then it is straightforward to derive