• Nie Znaleziono Wyników

Ochotnik Wolności : organ Polskich Ochotników Republikańskiej Armii Hiszpańskiej. R. 2, 1928, nr 13 (69), 20 V

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ochotnik Wolności : organ Polskich Ochotników Republikańskiej Armii Hiszpańskiej. R. 2, 1928, nr 13 (69), 20 V"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

G O T O W I

D O

B O J U

Gdy 2 miesiące tem u arm ja fa-

zystow ska podjęła swa wielka ofensywę przy poparciu po­ tężnych srodkow technicznych ofiarow anych przez H itlera i Mussoliniego, reakcjoniści ca­ łego św iata poczęli zacierać re- ce i śpiewać psalm y pogrzebo­ we Republice. Mussolini, H it­ ler i ich poplecznicy pewni byli swego rychłego zwycię­ stw a i N IE W YOBRAŻALI SO B IE ABY W ALKA T E C H ­ N IK I Z LUDŹMI MOGŁA MIEĆ IN N Y W Y N IK N IZ ZW YCIĘSTW O T E C H N IK I.

Stało sie jednak inaczej. Dziś bilans przeszło 2 miesięcy krwawej, zaciętej w alkijest w y­ raźny: O W Y N IK U W O JN Y D ECY D U JĄ LU D ZIE, ich wy­ trwałość, świadomość i zdol­ ność do poswiecen. I jeśli nasza A rm ja R epublikańska mogła stawie opor i złamać ofensywę faszystowska, — jeśli mimo przytłaczającej przewagi ma- te rjalu wojennego faszyści nie m ogą postępować ani n a krok naprzód — to właśnie dlatego ze nasza arm ja je st arm ja świ­ adom ych bojowników wolności którzy wiedza O CO WAŁCZA I którzy potrafią STAW IĆ OPOR naw et silniejszemu tech­ nicznie przeciwnikowi.

Nasi żołnierze nie ulękli sie tanków, awionow i deszczu po­ cisków artyleryjskich. W alczy­ li o każda piedz ziemi. I clioc faszystom niewątpliwie udało sie osiągnąć znaczne zwyci­ ęstwa, — nie potrafili jednak dopiąć swego zasadniczego ce­ lu: zniszczyć Armje R epubli­ kańska. Nasza bohaterska A rm ja zatrzym ała juz nieprzy­ jaciela na w szystkich frontach i obecnie reorganizuje sie, o tr­

zym uje dziesiątki tysięcy no­ wych ocliotnikow, wzmacnia sie liczebnie i technicznie dzię­ ki poparciu całego ludu hisz­ pańskiego k tó ry w obliczu nie­ bezpieczeństwa w ytezyl wszy­ stkie swe siły dla zaopatrzenia swej arm ji w ludzi i bron.

W dniu IG kw ietnia, prem- jer rządu Republiki, Negrin, oświadczył:

Historja wyznaczył a naszemu ludowi chlubna misje ocalenia kultury, cywili zacji i wolności.

Nasz opór nie osłabnie. Naodwrot wzmoz e sie

i codzi enni e bedzie bard­ ziej zaci e kł y, c o d z i e n n i e bedzie mocni ejszy. Wkrótce nietylko ochotni cy, — nietylko powoł ane roczniki, — ALE CAŁY NASZ LUD STANIE UZBROJONY DO WALKI. . .

Niewiele dni minęło od prze­ mówienia Negrina, ale każdy dzień byl potwierdzeniem tych slow. Nasz opor nie osłabi lecz wzmocnił sie. W róg zos­ tał o d p arty na w szystkich od­ cinkach frontu. Nadarem nie usiłuje rozszerzyć swój wąski klin do morza: A rm ja K ata- lonji i A rm ja Lew ante nie us­ tąp iły ani na krok. T ak samo przedstaw ia sie sytuacja na od­ cinku pirenejskim gdzie dziel­ na 43 Dywizja nietylko zatrzy ­ m ała awans wroga ale i odbiła m u cały zsereg ważnych pozyc­ ji położonych wzdluz granicy francuskiej.

T ak wiec w ciągu ostatnich cygodni sytuacja uległa zna- tznem u polepszeniu. Nie wolno nam jednak zam ykać oczu an jej powagę. Faszyści nie zre­ zygnują łatw o ze swych p la­ nów i niewątpliwie beda usiło­ wali nadal przerwać nasz fro n t _ c z u j n o s c w i e c w o k o­ p a c h! Musimy byc gotowi w każdej chwili do walki, do zła­ m ania każdego nieprzyjacielski, ego ataku. K ażdy dzień oporu to setki nowych ocliotnikow, kilom etry nowych fortyfikacji- to nowe ser je broni au to m a­ tycznej .

KAŻDY D Z IE Ń OPORU WZMACNIA A R M JE R E P U ­ B L IK I i umożliwia jej rząd o ­ wi zmobilizowanie wszystkich sil narodu d la podjęcia kon­ trofensyw y i odzyskania u tra ­ conych terenów.

(2)

l-szy maja W SWiCCie H itler w R z y m ie

C z e c h o s ł o w a c j a

W całej Czechosłowacji od­ byw ały sie masowe dem ons­ tracje antyfaszystow skie. W okręgu sudecko-niemieckim udało sie zjednoczyć siły p a r­ tii socjaldem okratycznej i ko­ m unistycznej, które wspólnie przeprow adziły potezne m ani­ festacje.

A n g l j a

W Anglji dem onstracje tego­ roczne były o wiele liczniejsze i energiczniejsze, niz w latach ubiegłych. O dbywały sie one również pod znakiem jedności sil p a rty j socjalistycznej i ko­ m unistycznej. W znoszono ok­ rzyki przeciwko polityce «nie­ interwencji» w obronie H isz­ p anii R epublikańskiej.

F r a n c j a

We F ran cji b rali udział w dem onstracjach przedstaw icie­ le hiszpańskiej klasy ro b o tn i­ czej. W znoszono hasła n a rzecz H iszpanii republikańskiej i hasła w obronie wolności Cze­ chosłowacji.

P o l s k a

W Polsce dem onstrow ało tego d n ia 1 % miej ona osób. W W arszawie i Rodzi można było stw ierdzić w zrost sil a n ty ­ faszystowskich. Ani ulewny deszcz, ani liczne uzbrojone od­ działy policji nie zdołały za­ trzym ać potężnego pochodu p ro le ta rja tu w ty m dniu. W W arszaw ie przy dźw iękach «Międzynarodówki» podchw y­ tyw ano hasła: «Precz z faszyz­ m em i wojna», «Zadamy w ybo­ rów dem okratycznych», «Ni­ ech żyje jedność p ro letarjatu , «niech żyje fro n t ludowy», «Za­ d am y pom ocy d la H iszpanii republikańskiej», «Precz z agre­ sja japońska w Chinach».

N a placu M uranowskim en­ decy rzucili bombę, k tó ra w y­ buchła w pobliżu pochodu, ra ­ niąc dw uch dem onstrantów .

W Rodzi b rali udział w dem onstracji razem z orga­ nizacjam i robotniczym i przed­ stawiciele p a rtii chłopskiej «Stronnictwo Rud owe». W 6- ciu p u n k tach m iasta policja atakow ała dem onstrantów .

W K ielcach gru p a endeków otw orzyła ogień rewolwerowy na dem onstrantów , zabij aj ac 23-letniego robotnika Somczy- ka i ran iła 10 dem onstrantów - w ty m czterech ciężko. W K ra, kowie, Rwowie, Poznaniu, Grodnie m iały m iejsce krw a­ we starcia z policja. W szere­ gu m iast przeprow adzono wi­ elka liczbę aresztowań. «Robot­ nik» podkreśla, ze a tak i faszys­ tów wszędzie zostały o dparte przez m ilicje robotnicze.

Z. S. R. R.

N a placu Czerwonym panuj a takie trz y hasła: Solidarność ze wszystkim i ludam i świata, jed- ncso i siła wojskowa. Przedm io­ tem tej solidarności s ta ja sie przedew szystkim dw a ludy, od wielu miesięcy walczące z agres­ ja międzynarodowego faszyz­ mu: Chiny i H iszpania.

D zień ten je st również de­ m onstracja stopienia sie w Zw- izaku Radzieckim w szystkich sil antyfaszystow skich: ludu i arm ii — ro b o tn ik a i żołnierza. Rud i rząd Zwiaku R adzieckie­ go bronił bedzie nadal pokoju na całym swiecie.

C h i n y

We w szystkich wielkich m i­ astach Chin odbyły sie wiece i dem onstracje pod hasłami: «walka do ostatecznego zwy­ cięstwa», «Organizowanie m as robotniczych do udziału w w yz­ woleńczej wojnie», wreszcie: «Zbudujemy potężny przemysł w ojenny d la obrony!»

Podroż H itlera do R zym u była pom yślana przez obyd- wuch d y k tato ró w ja ko m ani­ festacja sojuszu wiosko -— ni­ emieckiego i potęgi obu faszys­ tow skich m ocarstw . Aby do­ piąć tego celu Mussolini nie zalowal pieniędzy ani trudów . I rzeczywiście zew nętrzna for­ m a m anifestacji była bez za r­ zutu. W szędzie kosztowne d e­ koracje, sztandary, dyw any, wspen iale m undury. Cale m i­ asto tonęło w powodzi świateł reflektorów. Nie obyło sie n a­ tu raln ie bez rew ji wojseowaj, m anewrów lotniczych i prze gladu floty wojenne. Nie za­ pom niano również oorganizo- w aniu potężnych «żywiołowych» m anifestacji tłum ów które pod b a tu ta faszystów wiwatowały na czesc niemieckiego d y k ta ­ tora.

T a k oto wygladala oficjalna

stro n a przyjęcia. Inscenizacja •— choc w spaniała — niez as- lonila jed n ak słabych stro n so­ juszu dw uch dyktatorów , nie po trafiła ukryć praw dziw ych uczuc ludu włoskiego k tó ry co­ raz w yraźniej zdaje sobie sp ra­ wę ze aw anturnicza p o lity k a H itle ra i Mussoliniego stanow i śm iertelne niebezpieczeństwo dla pokoju swia ta i interesów ludu włoskiego. O popularnos- sci H itle ra we Włoszech najle­ piej swiadcza środki ostroż­ ności przedziewziete na jego przyjazd przez wioska i nie­ m iecka policje, zapewne w oba­ wie przed «entuzjazmem» ludu. C ytujem y francuska gazeto «Re Peuple», organ C. G. T.:

W szystkie domy przylegające do Drogi Cesarskiej która ma przejechać «Fuhren sas krupu- latnie pilnowane. Poza lokatora­ m i nikt nie może przekroczyć bramy domów. Poza tern

faszys-Caria de agradecimiento de los herí'

dos de las Brigadas Internaciona­

les al Ministro de Detensa Nacional

Los heridos internacionales que marchamos al extranjero nos dirigimos a S. E . para agrade­ cerle las atenciones recibidas por parte del Gobierno, el cual nos ha permitido pasar los ú l­ timos días de nuestra perma­ nencia en el suelo español en condiciones tales y en lugares tan hermosos que obliga a nues­ tro más sincero agradecimiento. Rogamos a S. E . transmita a nuestros camaradas del glorioso Ejército Popula>, a nuestros ca­ maradas que están en el frente, nuestro saludo emocionado y la seguridad de que siempre, con nuestro pensamiento, estamos al lado de ellos, animados del m is­ mo espíritu que a ellos anima. A l partir al extranjero quere­ mos asegurar a S. E ., al Go­ bierno de la República y a nues­ tros hermanos de los frentes que nosotros, mañana, como ayer y como hoy, hemos de continuar unidos, sin distinción de ideo­ logías ni tendencias políticas, como lo estuvimos en los frentes, convencidos de que la unidad de todos los antifascistas es la ga­ rantía de nuestra victoria sobre la barbarie fascista y la inva­ sión extranjera en España.

Queremos asegurarle también que así como hasta ahora hemos combatido con el fu sil en la ma­ no contra el fascismo invasor, en el extranjero hemos de poner nuestra palabra y nuestra p lu ­ ma al servicio de la Causa de

España y de la República para contrarrestar la campaña abo­ minable de calumnias que lan­ zan los fascistas contra el pue­ blo español y su Gobierno legí­ timo. E l fascismo pudo haber destrozado nuestros cuerpos, pe­ ro nuestro corazón y nuestros sentimientos no los pudo ani­ quilar, y éstos están siempre al servicio del pueblo español y de la República, seguros más que nunca de su victoria sobre las fuerzas del fascismo asesino e invasor.

¡Viva la República Española! ¡ Viva el Gobierno de unión na­ cional!

¡ Viva la victoria de nuestro glorioso Ejército Popular!

E n el tren hacia Port-Bou, el día 12 de mayo de 1938.

towska m ilicja ma spisy i foto­ grafie wszyst kich mieszkańców domu. A by wyjsc na balkon trzeba sie zaopatrzyć w specjalne pozwolenie... hitlerowscy polic janci patrolują po mieście.

W iezienia rzymskie sa tak przepełnione ze trzeba było ot­ worzyć na prowincji specjalny oboz koncentracyjny. Do aresz­ towania wystarczy najmniejsze podejrzenie...

T a k oto w yglada «entuz­ jazm» ludu włoskiego. W ie o ty m doskonale H itler. I d la te ­ go wolał podrozowac we W ło­ szech w opancerzonym pocią­ gu, w asyscie chm ar szpiclów. Ale czy to dowod siły i trw a­ łości włoskiego — niemieckiego sojuszu? Nie, naodw rot, to do­ wod jego niepopularnosci wsrod szerokich m as ludowych. W toch.

El estado español garantizará la plenitud

de los derechos al ciudadano en la vida civil

y social, la libertad de conciencia, y asegu­

rará el libre ejercicio de las creencias y

prácticas religiosas.

(Dr. Negrins Los 13 puntos del Gobierno.)

(3)

D la z w y c i ę s t w a

NIEMA SILNEJ AMII BEZ LICZNYCH I WYKWALIFIKOWA- EYCH KADRÓW. SIERŻANT I KAPRAL-podstawowe kadry — musza w każdej chwili stać na wysokości zadania. Rozumie to nasze dowodztwo i zorganizowało, w Brygadzie kursy dla sierżantów i kaprali. Nasi najmłodsi dowodcy uczą sie wiedzy wojskowej, aby w każdej chwili mogli spełnić powierzone

im zadania.

NAJLEPSZYM ZOLMERZOM BRYGADY-UCZESTNIKOM KURSÓW-CZESC!

W poświacie zachodzącego słońca wyraźnie odrzynaja sie tw arze... Opalone, bronzowe twarze, zda sie ze spiżu ulane, skupione, zaciśnięte, groźne. Po ostatnich bojach prawie, ze wściekle i postanowieniem od­ w etu okrzepłe. NO PASARAN mowia u sta i oczy. NO PA­ SARAN mowia w kułak za­ ciśnięte żylaste, robotnicze dło­ nie... A uszy chciwie chw ytają każde słowo, wazy je mozg i przysw aja. W ogniu walk wy­ rośli, za dzielność i poświecenie sierżanci i «cabos» uzupełniają swa wiedze wojskowa by ty m dobitniej powiedzieć faszystom NO PASARAN i zwyciezyc. Nie traci sie chwili. K ażda m i­ n u ta jest droga. Szkoli sie woj­ sko a po ćwiczeniach robi sie kurs specjalny dla sierzan tow i cabow całego B ataljonu im. Dąbrowskiego. Niema czasu na szkoły. Tu, pod frontem ksz­ tałci sie nowych dowodcow, nowe kadry, które pomne świ­ etnych tra d y cji naszego b a ­ taljo n u poprowadzą go na no­ we boje, po nowa slawe, po zwycięstwo.

Polak i H iszpan umiłowa­ niem wolności spojeni wchła­ niają w siebie najważniejsze elem enty obrony, n atarcia i

rozpoznania, by w odpowied­ nim czasie w ykorzystać je w walce z faszyzmem, by w bo­ ju nie tracie głowy i nie gubić ludzi, a wykonać swoje zad a­ nie szybko i sprawnie, dla fa ­ szystowskich hord zgubnie.

Polak i Pliszpan, republi­ kańscy żołnierze, wiedza d o b r­ ze, ze nie w ystarczy dzielność i poświecenie, nie w ystarczy bron, by zwyciezyc faszyzm, ze potrzebna jest wiedza. W i­ edza, k tó ra pozwoli wykorzy - tac teren i bron, wiedza, k tó ra sprawi ze każda pozycja bo­ jowa bedzie korzystna dla nas i dla Republiki.

I dlatego z takim skupieniem słuchaj a i, wchłaniaj a i traw ia słowa, które daj a im te wiedze, które rozszerzają i ugruntow u­ ją zdobyte doświadczenia, k tó ­ re lacza teorje z p ra k ty k a wo­ jennego dzieła.

I choc nie długi kurs, clioc dosc ogólnikowy, to jednak m a on duże walory i przez naszych najm łodszych dowod- cowjest z entuzjazm em przyję­ ty . TO WSZYSTKO DRA ZW YCIĘSTW A. por. JÓ Z E K M ROZEK B atalion Dąbrowskiego

El Primero de Mayo en

el Batallón Dombrowski

E l Prim ero de Mayo lo h e­ mos ' pasado en nuestras posi­ ciones bajo la consigna de au­ m en tar la vigilancia y el ritm o de choque en el trab ajo de fortificación. E n la noche del 30 de abril hemos enarbolado en las posiciones de la prim era y de la tercera compañías la bandera republicana. E n la m ism a noche, la prim era com­ pañía ha puesto una p atru lla a la orilla m ism a del río, que se quedó por allá la jornada del Prim ero de Mayo, bajo el m ando del sargento Pablo An­ gelo.

E n este mismo día los grupos escogidos de fusiles am etralla­ dores de la mism a compañía term inaron las fortificaciones, pasando a la construcción de refugios. Eos soldados de am e­ tralladoras de la citada com­ pañía term inaron la posición de reserva, m ejorando sus tr in ­ cheras. H icieron un periódico, que técnicam ente no lograron term inar. E n la segunda com­ pañía hicieron seis chavolas in ­ dividuales, con u n a trinchera de enlace. La m ism a compañía, a pesar del gran trabajo, ha hecho en la noche un periódico titu lad o La Trinchera. E ste periódico está bien confeccio­ nado y refleja m uy bien la vid a de la compañía.

La tercera compañía h a p re­ parado paso de evacuación. Los caminos entre las compañías han sido mejorados, haciendo barreras de sacos en los lugares

visibles por el enemigo. E n to ­ das las dem ás se han celebrado reuniones conm em orativas del Prim ero de Mayo, y por la no­ che cantaron todos «La I n te r ­ nacional», poniendo furiosos a los vecinos fascistas, ocasionán­ doles un gasto innecesario de sus municiones. Hemos enviado en el mismo día a la brigada una delegación de los m ejores soldados. Tam bién se ha hecho una distribución de regalos a los más disciplinados y a los que trab ajan mejor.

E s m en tira decir que hemos pasado todo el día trabajando. Fum am os cigarrillos ingleses, comimos los dulces que nos han traíd o nuestros granujas de la cocina. N uestro médico, del cual los muchachos dicen que es m ejor oficial que m édi­ co, se ha cargado un gram ófo­ no —que no sabemos de dónde lo «organizó»— sobre las espal­ das durante todo el día, h asta la segunda compañía, alegrando a los muchachos con fo x tro tes y bailes flamencos. Dicen que por esta vez todos los candidatos p ara el hospital y los rezagados estaban m uy contentos del m é­ dico.

N uestro servicio sanitario no estaba a la a ltu ra deseada. E l sanitario de la segunda com­ pañía, lim piando su pistola, lo hacía de ta l m anera, que se hirió en la pierna.

Le espera el hospital y una repulsa bien m erecida.

El Estado Mayor de la Brigada. Sztab Brygady.

(4)

Sangre p a ra e l frente

Y a en los prim eros días de existencia se h an enviado al frente de Aragón siete litros de sangre. Desde entonces los envíos se realizan ep cantidad im portante. Cada mes m ayor. Desde el mes de agosto del año 1936 h a sta el mes de octu­ bre de 1937 se h an enviado al frente y se h an inyectado a los heridos 1,220 litros de san­ gre (de u n a sangría se obtie­ nen de 300 a 6u0 cm., según la salud del donador), y la can tid ad de sangre obtenida de los donadores crece de mes en mes.

A pesar de las circunstancias difíciles del trabajo, a pesar de la prisa en la organización y del ritm o de trabajo, el In s ­ titu to , bajo la dirección del

Z. doctor D uran Jordá, efectúa severos trab ajo s científicos. P or eso es ahora el m ejor In s titu to de este género en el m undo, y en el nivel del trab ajo no des­ m erece de los m ejores de la II. R . S. S.

E n los países capitalistas se aplica la transfusión de sangre p a ra las personas de la fam ilia y p o r los donadores profesio­ nales.

E n E sp añ a se h a organiza­ do u n «ejército» de «voluntarios donadores de sangre», que no solam ente d an la sangre sin interés personal, adem ás de no ver la agradecida sonrisa del enferm o...

E llos regalan su sangre p a ra los luchadores del frente, p a ra los heridos, p a ra su pueblo.

K R E W D L A f R O N T U

(C IC H E B O I A T E R i T H H )

— ¡Lucía! ¡Dame de comer! Lucía tra b a ja en el Comisa- riado de las Brigadas In te rn a ­ cionales y tra b a ja mucho. Ale­ gre, sonriendo siempre. E n la p a rte in terio r de su brazo, a la a ltu ra del codo, veo en la vena un pequeño p u n to obs­ curo. E s u n a herida yodada.

— ¿Qué tienes ahí? ¿Es que has recibido u n a inyección con­ travenenosa?

—No, estoy com pletam ente sana, pero esta m añ an a he dado alguna de m i sangre.

—’¿Para alguno de tu fam i­ lia?

—No, eso no. Yo no tengo m ás fam ilia que u n a h ija pe­ queña. Mi m arido h a desapa­ recido en el fren te de Madrid, y no sé si vive o no. Yo he donado sangre p a ra los heri­ dos en los hospitales y p a ra los del frente.

■—-¿Cómo te has enterado que estaba organizado este In s ti­ tuto?

—'Todos los de aquí y a lo saben, y en los sindicatos y partidos. U n d ía el In s titu to dió u n a noticia por la radio pidiendo donadores de sangre, pero y a no lo hace. Creo que no es necesario porque ya hay b astan tes donadores. Yo, por ejemplo, he tenido que espe­ ra r esta m añana casi dos horas a que llegase m i vez, porque había m uchos donadores espe­ rando.

—H e averiguado la direc­ ción de donde se efectuaba la transfusión de sangre porque quería verlo.

Son las nueve de la m añana. Todos esperan con paciencia que les llegue su vez p a ra d a r todas sus fuerzas posibles. Vie­ nen de todas partes. De pue­ blos m uy alejados algunas ve­ ces... y los viajes son y a una cosa ta n fácil,,.

E speran tam bién hombres, algunos ya b a sta n te viejos, y mujeres, la m ayor p a rte jóve­ nes, trab ajad o ras de las fáb ri­ cas. Después del trab ajo pe­ sado y fatigoso vienen aquí a d a r la p a rte restan te de sus energías con el arroyo rojo de las venas, p a ra esos que en los frentes luchan y sufren por la causa común.

H ablo con una de ellas: — ¿No tienes miedo a esta operación?

—No, porque es una peque- ñez; únicam ente sucede que le siguen algunos días de debili­ dad. Algunas cam aradas de la m ism a nave, en m i fábrica, ya h an donado sangre... Sólo que después se ha de comer bien d u ran te u n espacio de tiempo.

Le m iré interrogativam ente: — ¿Comer bien? ¿Aquí? ¿Aho­ ra?

Me m uestra un pequeño car­ n e t extendido a todos los do­ nadores de sangre, donde en­ tre las dem ás indicaciones p er­ sonales se puede v er esta fra ­ se: «Se le deben tener las m á­ xim as atenciones que ta n al­ tru ista rasgo merece, dándole tam bién to d a clase de facili­ dades p ara la adquisición de aquellos alim entos que pueda precisar.»

E sto significa que el p an no le fa lta rá al donador, y puede ser que reciba h a sta leche con- densada...

E l médico del In s titu to me explica con interés el nacim ien­ to y los trab ajo s del In stitu to : —E ste In s titu to fué orga­ nizado y alcanzó el desarrollo de hoy en m uy poco tiem ­ po. Se utilizó p a ra éste u n In s titu to p a rticu lar del P. S. U. C. que fué am pliado p a ra las necesidades de la guerra. E sto era en el mes de agosto de 1936.

Lucio, daj m i obiad, um ie­ ram z głodu! Lucia pracuje- w kom isarjacie B rygad Między­ narodow ych i pracuje ciężko Wesoła, uśm iechnięta, ja k zwy­ kle. N a przegubie reki widzę w miejscu, gdzie przechodzi zyla — mała, zajodynow ana i zalepiona rankę.

-—-Co ci sie stało? D ostalas zastrzyk dożylny? —

—Nie, zdrow a jestem , tylko dziś rano daw ałam krew. — -—-Dla kogoś z twojej ro d ­ ziny? —

—Nie, skądże, przecież ja tu nie m am rodziny prócz malej córeczki, a mój m az gdzieś za­ ginał n a froncie m adryckim juz oddawna, i nie wiem nawet, czy żyje... Ale dałam krew

d la rannych do szpitali, lub na front. —•

—Skąd ci to przyszło na mysi? —

—W szyscy tu ta j teraz o tym wiedza, w związkach zawodo­ wych i w p artiach. K iedyś In s ­ ty tu t podaw ał przez radio wia­ domości apel ó daw anie krwi, ale teraz juz tego nie robi. Sadze, ze nie trzeba, bo daw ­ ców jest dosyć. Ja, naprzyklad m usiałam dziś rano czekac p ra ­ wie 2 godziny swojej kolejki, ty lu było dawców. —

W zięłam adres In s ty tu tu T ransfuzji K rw i na calleMallor- ca i postanow iłam go zwiedzie.

9-ta rano. W niewielkiej po­ czekalni scisk. W szyscy czeka­ ją cierpliwie swojej kolejki, aby

Transfusión de sangre a un herido.—Transfuzja krwi rannemu. La ambulancia del Instituto de transfusión de sangre.

(5)

oddać ze swoich sil możliwie jaknajw iększa czesc. Przyjeż­ dżaj a ze wsi i m iasteczek nieraz dosyć odległych — a podróże teraz, to rzecz m ielatw a Cze­ k ają mezczyzni, często juz n i­ emłodzi i kobiety —■ przewaga kobiet i to m łodych kobiet. Najwięcej robotnic fabrycz­ nych.

Po ciezkiej, wyczerpującej pracy przychodzą tu ta j, aby dodatkow a czesc swojej energ- ji przelać czerwona struga do zyl tych, k tórzy tam , n a fron­ cie wałcza i cierpią za wspólna sprawę.

Rozm awiam z jedna z nich. — Czy boisz sie tej «operacji?»

-—-Skądże, przecież to drob­ nostka, najwyżej kilka d n i os­ łabienia. K ilka tow arzyszek z mojej sali juz dało krew. T y l­ ko, ze p otym trzeba sie przez jakiś czas dobrze odżyw iać.—

P atrzę pytająco. Dobrze od­ żywiać — teraz —-tu?

—Pokazuje m i m ała legity­ m acje dawcy, na której po­ między d anym i osobistym i wy­ pisano: ...« iu p ra sz a sie w szyst­ kie odpowiednie władze o uła­ tw ianie wszelkimi możliwym^ sposobam i zaopatryw anie w zywnosc okaziciela, tak, jak na to zasługuje ta k w yjątkow y altruista«. T o znaczy, ze Chle­ ba napewno daw cy nie zab rak ­ nie, a może naw et i mleko skondensowane d o stan ie...

Dekarz In s ty tu tu inform uje mnie z zapałem o pracach j pow staniu In s ty tu tu .

—In s ty tu t ten został zor­ ganizowany na dzisiejsza sk a­ le w ciągu nadzwyczaj krótkie­ go czasu. W ykorzystano w tym celu istniejący pryw atnie przy

P. S. U. C. -U u Zakład T ran s­ fuzji i rozbudowano go dla p o tr­ zeb armii. Było to w sierpniu 3G roku. Zaraz w pierwszych dniach istnienia re z u lta t byl nieoczekiw any: wy siano na front pierwszy tra n sp o rt krw i w ilo­ ści 7 litrów na fro n t aragoński. Od tego czasu w ysyłki odby­ w ają sie stale w ilościach wzras­ tających. Od września 1936 ro­ ku do października 1937 roku wysiano n a fro n t i zastrzyk- nieto rannym 1 220 litrów krwi (z jednego pobrania krwi otrzym uje sie 300 - 600 cm zależnie od stan u zdrowia daw ­ cy), a ilosc pobranej od «ochot­ ników« krw i w zrasta kazdegoo miesiąca... —

Pomimo ciężkich warunków pracy, pomimo pospiechu przy organizacji, pomimo fabrycz­ nego tem pa p racy — In s ty ­ t u t te n pod kierownictwem D r-a D uran Jo rd a prow adzi poważne prace naukowe, zwi­ ązane z potrzebam i chwili. I jest to teraz największy In s­ ty tu t tego rodzaju n a swiecie, Pod względem poziom u pracy nie ustępuję najw iększym tego rodzaju in sty tu to m sowieckim.

W e w szystkich niem al k ra ­ jach stousuje sie transfuzje krwi, daw ana przez osoby blis­ kie, albo przez zawo dowych dawców krwi.

W H iszpanii pow stała arm ia «ochotników, dawców krwi», którzy, nietylko, ze daj a ja bezinteresownie, ale naw et nie w idza ausm iechu wdzięcznoś­ ci cohorego, ta k naturalnego odruchu obdarowanego. Odda. ja oni swoja krew dla frontu- dla rannych, dla swego ludu,

Z.

De la vida

del

Espléndidos días los de la E sp añ a del Sur. Dos m ucha­ chos construyen los refugios, m ejoran las trincheras, reali­ zan fortificaciones en los m on­ tes, cavan el camino.

E l tra b a jo re sta n te lo hare­ mos después de la guerra. T ra ­ b ajan sistem áticam ente con el plan, porque son los mineros polacos. E l tra b a jo sólo fué interrum pido por los ruidos producidos por la aviación y por el grito: ¡A comer!

Dos músculos en tensión, se tra b a ja y se prepara. E m peza­ mos el concurso de los tiradores el día 12 de abril. Se lim pian los fusiles nuevos, se p repara el terreno, se escoge el blanco. Da distancia será de 150 m e­ tros. M archan los veteranos de Dombrowski (Pudlo, Tura), los

de Mickiewicz (Hołdys), m ar­ chan los jóvenes de W róblew­ ski: Dichoczwor, Grzybek, Dzi­ ki. Todos ellos de varias regio­ nes, hoy les une u n a idea co­ mían: la lucha contra, el fascis­ mo; les recoge una sola orga­ nización, la B atería de W ró­ blewski. Yo acabo de oír la expresión siguiente:

—Sí, estos nuestros ap u n tan m uy bien, y nosotros, los ve­ teranos del frente, no valemos y a nad a...

—E sto está m uy bien —res­ ponde el amigo— , nosotros ya liemos dado paseo a muchos fascistas, ahora ellos tienen que aprender.

— ¿Puede ser que conquisten el prem io de todo el grupo?

—Vosotros, «viejos» y «jóve­ nes» tenéis un solo pensam ien­ to, vuestro pulso late al ritm o de una sangre —de nuestra san­ gre—, todos tenem os una misión que cumplir, todos luchamos por lo mismo y todos alcanza­ remos la m ism a victoria.

Después de dos días dimos fin al concurso. E l prim er p re­ mio lo conquistó el cam arada Kowalski, con 30 puntos. E ste joven obrero ha venido, lo m is­ mo que los otros cam aradas, directam ente de Polonia. De esa Polonia, donde el Gobierno cerró las organizaciones obre­ ras, encarceló a los jóvenes obreros, el que está p rep aran ­ do una guerra nueva, pero el pueblo de Polonia está con el de España, está unido en la lucha por la libertad, está al lado de la Dem ocracia

mun-del frente

Sur

dial, está con los voluntarios polacos que luchan en el ejér­ cito popular.

Kowalski, del prim er cañón, fué el primero. De siguen K ra- kus, B randt, H uparkin y Ma­ leta. Son cinco vencedores de la B atería. E l día 15, d ía del concurso de nuestro grupo, los mejores de los nuestros se m ar­ chan al pu n to m arcado.

—Vais a m o strar lo que pue­ den los polacos.—

Cada uno quería que preci­ sam ente nosotros, nuestra B a­ tería, fuese la prim era. T iran veinte cam aradas. Da d istan ­ cia es de 200 m etros. Tensión de nervios, un poco de temor; las ganas de estar clasificados en prim er lugar. Dos tiros sis­ tem áticam ente iguales. Dos gri­ tos de los jueces:

—Nueve. Siete. Diez. A la derecha. ¡Bien! —

Y el resultado: entre los diez lugares ocupamos cuatro y és­ tos son el segundo, el tercero, el sexto y el décimo. N uestros cam aradas, por ejemplo, el ca­ m arada B ran d t h a hecho cinco de los nueve. E n la p u n tería de la B atería ocupamos el p ri­ m er lugar: 190 puntos. E n los particulares, el prim er lugar.

Todos nos felicitan, dan gol- pecitos en la espalda y dicen: —Dos polacos tira n m uy bien. —

Vuelven los tiradores. Orgu­ llosos, alegres. Em piezan las preguntas, los comentarios, y la cantina h a gastado tam bién lo suyo... E n este día no se ha hecho nad a más. Pero al día siguiente los m uchachos ex­ clamaban:

—H ay que tra b a ja r con la m áxim a energía.—

Así hemos m ostrado una vez m ás que los polacos no somos peores que los otros cam ara­ das. N uestra Batería, siguiendo el ejemplo de los de Dombrow­ ski, estará presente en las pró ­ xim as y seguram ente últim as luchas por la victoria.

Ellos serán el orgullo de su pueblo y ellos tam bién apor­ ta rá n su p a rte en el triunfo p ara una E spaña libre y feliz.

¡Dos de W róblewski no des­ ilusionarán!

TU D EK B atería de W róbleski. F rente

del Sur, mes de abril.

¡FORTIFICAD!

¡Cada soldado

(6)

Fnszysci miedzy solía

Zycie dnia frontowego

P rasa m iędzynarodow a po­ daje wiadomość o aresztow a­ niu przez frankistow generała Yagiie, jednego z najbardziej wpływowych kierowników «Fa- lang»i. Jego los został zadecy­ dow any po przem ówieniu ja ­ kie wygłosił po u p adku Beri- dy. Przemówienie to, przem il­ czane lub zdeformowane przez wsystkie gazety faszystowskie, zostało wydrukow ane w cało­ ści przez «Diario de Burgos« z dn ia 9 ekw ietnia.

Yagiie oświadczył miedzy in ­ nym i ze Salam anka prowadzi niedorzeczna politykę dyskre­ dytow ania arm ji rządowej przez odmawianie jej wszelkiej odwagi podczas gdy arm ja ta zlozona przez prawdziwych H i­

szpanów bije sie z prawdziwa

braw ura.

Z drugiej strony jeśli az do przesytu mówi sie o Brygadach Mi ędzynarodowych — mowil Yagiie — to wyst rzegamy sie najmni ejszej aluzji do ni emcow i Wl ochow w naszych szere­ gach którzy z a c h o w u j ą sie jak ptaki drapieżne. Nasi żoł­ nierze wiedza co o tern myśleć i kiedy zaj muj a pozycje i biorą jeńców to często caluja sie z,

101-a sesja R ad y Rigi N aro­ dów przeszła pod znakiem H iszpanji. M inister spraw za­ granicznych H iszpanji, Alva­ rez deł Vayo, w długim i moc­ nym przemówieniu n apiętno­ wał politykę nieinterw encji, k tó ra w praktyce stała sie n a r­ zędziem w reku B utlera i Mus- soliniego dla wprowadzania w życie swyc zaborczych ap ety ­ tów. Przedstaw iciel H iszpanji w energicznych słowach napiętno­ wał układ angielsko — włoski któ ry pom ija zupełnie interw en­ cje Mussoliniego w Buszpanji, dajac w te n sposob zgodę Anglji na istniejący stan rzeczy. P rze­ mówienie Alvareza deł Vayo poparte niezbitem i argum enta-’ m i za przywróceniem wolności handlu z R epublika wywołało wielkie wrażenie.

Po przem ówieniu delegata H iszpanji i dyskusji został pod­ dany pod glosowanie wniosek rządu Republiki, ze »Rada Bi­ gi Narodow uważa n ie in te r­ wencje za zakończona». Za wnioskiem tym glosował ty l­ ko przedstaw iciel Związku Radzieckiego, Bitwinow. An- glja, Francja, R um unia i P ol­ ska glosowały przeciw. N ato­ m iast wszystkie inne państw a w strzym ały sie od glosowania.

W ynik glosowania oznacza ze reakcjonistom angielskim jeszcze raz udało sie wywrzeć nacisk na czlonkow Bigi i odw­ lec to co predzej czy później

nimi przeczuwając ze nadejdzie dzień kiedy wspólnie beda wal ­ czyć przeciw wspól nym wro­ gom.

General Yagiie oświadczył jeszcze ze zle sie dzieje na t y ­ łach faszystowskich gdzie ty ­ siącam i aresztuje sie ludzi za jedyne przestępstw o rożnie przekonań.

R ząd w Burgos zajal sie ty m przemówieniem i 4 m inistrów (znane sa 2 nazwiska: Gonza­ les Bueno i Fernández Cuesta) zagroziło swa dym isja w razie aresztow ania Yagiie. Franco dal im jednak do zrozumienia ze ta k a dem onstracja solidar­ ności z Yague pociągnęłaby za soba natychm iastow e areszto­ wanie ich i w niczemby nie zmieila losu Yagiie który po­

pełnił akt niedyscypliny i zaatakował 2 zaprzyjaźnione państwa i ze najlepiej bedzie

zakończyć ten incydent. Powyższe inform acje cha­ rak tery zu ją jaskraw o rozkład w obozie faszystowskim i ros­ nące tarcia miedzy hiszpans- kiemi a niemiecko — wloskie- mi kadram i faszystowskimi. Przemówienie generala Yagûe jest zarazem dowodem

przyz-m usi sie zrealizować: pełne uz­ nanie praw R epubliki i jej rządu. Podkreślić tu należy sm utna role rządu polskiego, który, wbrew całemu ludowi, chce za wszelka cene zapewnie zwycięstwo silom, wrogim po­ kojowi i wolności.

Mimo wyników glosowania 101-a sesja R ady Bigi Narodow była korzystna dla H iszpanji. W spaniale przemówienie Alva­ rez del Vayo odbiło sie potęż­ nym echem na całym swiecie. Z trybuny Bigi padły słowa,

Piekne dni kwietniowe — dni południa H iszpanii.

Chłopcy b u d u ją schrony, ulepszają okopy, przekopują góry, podkopują szosę. D al­ sza prace-m ówia-wykonczym y po rewolucji. Pracuj a planowo, juz system atycznie, wszak to polscy górnicy. K to lepiej! K to predzej! Ciche wspólzawodnict wo. R ealizujem y hasło R ządu F ro n tu Budowego. F o rty fik ac­ je. P raca jest przeryw ana je ­ dynie szumem awiacji, lub krzykiem: obiad!

N aprężone miesnie — p ra ­ ca — przygotow ania.

Rozpoczynam y b atery jn e za­ w ody strzeleckie 12-go k w iet­ nia. Czyszczenie nowych k a­ rabinów, szykowanie terenu, tarczy. Odległość — 150 m e­ trów. Id a starzy D ąbrowszcza­

cy — (Pudlo, Tura) — Mickie- wiczanie (Hołdys), ida młodzi Wróblewszczacy: Bichoczwor,

nania sie do powszechnej nie­ nawiści całego ludu do włos­ kich i niemieckich interw en­ tów i anjezdzcow.

bezlitośnie dem askujące faszy stowskich interw entów i ich obłudnych pomagierow z pos- rod dyplom acji państw dem o­ kratycznych. Słowa te niew ąt­ pliwie stan a sie nowym im pul­ sem dla szerokich, m as ludo­ wych na całym swiecie do spo­ tęgowania swych wysiłków zmierzających do zakończenia krawawej komedji n iein ter­ wencji.

BTwaga: W następnym nu­ merze powrócimy obszerniej do

tej sprawy.

Grzybek, Dziki. W szyscy oni z różnych stron — dziś laczy ich wspólna idea — w alka z faszyzmem; i skupia ich jedna organizacja: b a teria W róblew­ skiego. Podsłuchuje rozmowę: H a, ci m łodzi dobrze strzelają, m y starzy frontow cy do d...» «To nic — odpow iada p rz y ja ­ ciel — m yśm y faszystów nat- lukli do pioruna, niech teraz oni sie uczą». «A może wezmą i m istrzow stw o grupy?» W y «starzy« i «młodzi» — wszak je­ den bije w nas puls, jeden m a ­ m y cel jedna walkę i wspólne zwycięstwo!

Po dwuch dniach zam ykam y konkurs. Pierwsze miejsce b i­ erze Kow alski z 30 punktam i. Miody ten robotnik przyszedł, ja k inni, bezpośrednio z Polski. Z tej Polski, której rząd zam y­ ka organizacje robotnicze, za­ m yka do wiezien m łodych ro ­ botników, szykuje nowa wojnę; ale lud tej Polski je st z H isz­ pania, jest zw iązany z w alka o wolność, jest z Dąbrow szczaka­ mi, z W róblewszczakami.

K owalski — pierwszy, zam­ kowy I-go działa, dalej ida: K rakus, Brandy, H uparkin, M aleta. Oto pięciu m istrzów baterii. 15-go rozgryw ki naszej grupy. N ajlepsi nasi z p o ­ ważnym i m inam i udaj a sie na umówiony p u n k t. «Pokażcie, co Polusy potrafią»! K ażdy chciał, by właśnie my, nasza b ateria była piersza. Strzela 20-tu towarzyszy, d y stan s — 200 m etrów. Naprezenie — trochę trem y, chec pierw szeńst­ wa. Padaj a strzały równe, sys­ tem atyczne. Okrzyki sędziów: 9, 7, 10, na prawo, dobrze! Otoz i wynik: na 10 miejsc - zajm ujem y 4, mianowiecie d ru ­ gie, trzecie, szóste, dziesiąte. N ajlepsi z nas np. towarzysz B ran d t wpakował 5 dziewią­ tek. W p u n k tacji b ateryjnej bierzem y pierwsze miejsce: 190 punktów . W pojedynczych — pierwsze miejsca.

W szyscy winszują, klepią. «Polacy dobrze strzelają» •— to byl glos wszystkich.

W racaja strzelcy. Dumnie, radośnie. Pytania, pochw ały, pewność siebie — no i k a n ty n a trochę skorzystała. Tego dnia juz nic sie nie robiło. Za to następnego chłopcy wzięli sie do pracy ze zwiększona energ- ja.

Oto jeszcze raz dowiedliśmy, ze Polacy nie ustępują innym w niczym. N asza bateria, choc młoda, pójdzie siadam i D ą­ browszczaków w bój ostatni. Tak, ja k oni przyniosą chlubę ludowi i beda cegiełka Nowej Wolnej H iszpanii.

W róblewszczacy nie zawio­ dą!

JU D E K

B ateria Wróblewskiego F ro n t Popudniow y

Hiszpania przed Liga Narodow

(7)

C h a i m

P o n c z

PIERWSZA NOC W KOSZARACH

(Fragment powieści

B ronek słusznie przewidywał. F rancuz L avaux został zam ia­ now any kom edantem sekcji, był on jed y n y w tej grupie, któ ry m iał przeszłość wojskowa: był sierżantem arm ii francuskiej.

Pierwsza tro sk a nocy była kw est ja spania.

Koszarowe pokoiki m iały k a­ mienne posadzki. M ateraców nie było praw ie wcale. L avaux dostał d la całej sekcji 2 ta p ­ czany, i to tez ro zd arte — w ys­ taw ały z nich klaki brudnej w aty. L avaux ze świeca w reku przyglądał sie, ja k B ronek sprytnie rozstaw ia tapczany wszerz pokoju. Chłopcy poło­ żyli sie w ubraniach, czesc z nich naw et nie zdjęła butów . Lejbus sie drażnił: «Bardzo wam ta k dobrze — płakaliście n a lozka figeraskie — a te ­ raz...»

Bronek dolewał oliwy do og­ nia. «A kom u sie nie podoba to lozko, przyrzekam m u lep­ sze w okopach...» Cala banda tu liła sie jeden do drugiego. J eden w ty k ał nos w plecy d ru ­ giego. Towie mówił rozczaro­ wany: «Hiszpania — gorący kraj...» N ikom u nie chciało sie spać. Była to pierwsza noc żoł­ nierskiego życia. T ych kilka d n i podróży, śpiewy, wiwaty, okrzyki, radość mieszkańców uderzyła im do głowy. Lejbus rozm yślał o swojej Chanci, u k ­ ładał w m yślach swój pierwszy list do niej.

«Och, Chancie m oja, Tobie przecież mogę wyznać: przez 32 la ta byłem osłem. G dybym m i­ ał rozum zabrać Cie p rzy n aj­ mniej do granicy, chociaż kilka stacji pociągiem ... C han­ cie, nie mogę juz mowie, ta k i jestem ochrypnięty, nie mogę ruszać ustam i, gardło m nie bo­ li ze śpiew u... W P ary żu jest sie przecież przyzw yczajonym do ludzi z różnych krajów , ale wiedz, ze te n pociąg — to b y ­ ło wiecej, niz 10 Paryżów . Mia­ łaś tam , kogo tylko chcesz: Czechow, i Bułgarów, Jugosło­ wian i Niemców, Anglików, Am erykan, Turków, Chińczy­ ków, Polaków, Żydów. Żydów polskich, am erykańskich, an ­ gielskich, tureckich, Żydów z P alestyny — Żydów ze wszy­ stkich krajów . Radość była ta k a wielka, zesmy sie brali za szyjei biegaliśm y po wagonach, ja k pijani. Jed en zmuszał d ru ­ giego, zęby brał jego czekoladę, jego papierosy, jego wszystko.

G dybyś wiedziała, ja k nas w H iszpanii przyjmowano! Przez cała drogę n a stacjach kobiety i dzieci z podniesiony­ m i piąstkam i i ze łzam i radoś­ ci w oczach. Oklaskiwano nas z okien, z balkonów, n a

uli-cach czarno było od ludzi, i Twój Lejbus (zebys go wid­

ziała;) maszerował, ja k urod­ zony żołnierz. J a —• czuje sie m łodszy o 16 lat. Nic sie nie bój, Chancia, ja faszystów ta k przycisnę, ja k te klapy od su r­ dutów pod gorącym żelazkiem. Żebym ta k i zdrów był z T obą razem.»

Z radości L ejbus podrapał sie i wyciągnął, szturchając przy okazji swojego sasiada. Tojwe burknął n a niego. «Ty także nie spisz?» «Nie». «Trudno zasnac, co?» «Tak, jakoś nie m ożna zasnac»...

Bronek nie spal także. Leżał z o tw artym i oczyma, i w m yś­ li przemaszerowywal na nowo nocna drogę od Figueras do stacji kolejowej. T o była naj- pierwsza żołnierska nocna wy­ praw a. O trzeciej w nocy była pobudka, a o wpół do czwar­ tej chłopaki byli juz w m ars­ zu. Śpiewali.

Przez doliny, wzcórza, wioski Szła dywizja naprzód w ciaz..%

Ciemność nocy, tepe, regu­ larne uderzenia kroków, glosy ochrypnięte niew yspanych n a­ daw ały specjalnie uroczystego tonu tem u marszowi. Bronek przypom niał sobie głodówkę

we W ronkach. T ak sam o b ły ­ szczały oczy więźniów, kiedy zadecydowali strajk, i ta k sa­ mo drżącym i glosami śpiewana dźwięczała Międzynarodówka. Policzki Bronka pałały. — Ach, gdzie jestes, Pawle, tu ta j śpie­ wałbyś piosenki o Czerwonej Armii, o tobie sam ym ...—

«Jutro rano -—- m yślał Bro­ nek — musze sie dowiedzieć, ja k sie wysyła listy do Polski. Niech chłopaki wiedza, ze jest jeszcze jeden kraj na swiecie, gdzie policjanci pozdraw iają podniesieniem pieści, i stoją, ja k struny, kiedy słuchają « M ię d z y n a ro d ó w k i» ... T eraz Bronkowi zachciało sie rozm a­ wiać.

«Spisz, Lejbus?» «Tak ja k Ty...»

T avaux jed n ak nie pozwolą rozmawiać. «Spać, spać, ju tro m am y kupę roboty.» T avaux je st Francuzem , Paryzaninem . W dniach lutow ych wyszedł z fabryki na ulice i razem z to ­ w arzyszam i podcinali i oba­ lali slupy elektryczne, aby z nich ustaw iać b arykady. Bil sie z fa szystam i, brał udział w ludow ych m anifestacjach, ale L avaux obca była ta gorączką rom antyczna, k tó ra ogarnęła

Bronka, ten dreszcz k tó ry m o­ gą zrodzić tylko wyrafinowane m ęczarnię wiezienia, długie la ­ ta za k ra ta i głodówki.

D la L avaux w alka z faszys­ tam i była rzeczą ta k zrozum ia­ ła i n a tu ra ln a ja k należenie do zw iązku zawodowego, ja k k u ­ powanie «Humanité». L avaux m yśli teraz o k arabinach m a­ szynowych. Słyszał ze m aszyn­ ki hiszpańskie m aja byc lep­ sze niz H otchkiss, i ze w ys­ tarczy rozlozyc jeden raz i zlo- zyc spow rotem zęby je poznać. Głowa L avaux je st pehia kon­ k retn y ch planów na dzień ju ­ trzejszy. On nie po trafi ta k sie gorączkować ja k Bronek, a naw et nie ta k ja k Lejbus.

Lejbus je st 10 la t we F rancji. Zdołał przyswoić sobie fra n ­ cuskiego ducha w o ln o ści.. Ale jego dzieciece la ta i n ajpięk­ niejszy okres młodości był zd eptany przez prześladow ania i antysem ickie szykany. R a ­ zem ze swoim ojcem chodził po wsiach i zakupyw ał co sie dało. Jego ojciec byl mały, chudy człowieczek. T e długie, kilom etrowe drogi wiejskieprze- m ierzal sapiac i Lejbus go bro­ nił przed łobuzam i 'k tó rzy go obrzucali kam ieniam i. W pol­ skim wojsku k arabin Lejbu- sia błyszczał ja k lustro, ale je­ go szef kom panji byl pozna­ niakiem i nie mógł tego znieść. U karał go za to, ze przekupił polskiego żołnierza aby mu oczyścił karabin.

W przeciw staw ieniu do swe­ go małego ojca wyrosi, ta k jak jego dziadek, n a pieczystego, silnego chłopa o kościstej, moc­ nej tw arzy. Tw arz t a zachowa­ ła n a zawsze swój trw ały b ru ­ n a tn y kolor zdobyty na tych wiejskich, dalekich drogach. W dom u jego siła była powo­ dem ciągłych utrapień. K ażdy z rodziny uczył go oddzielnie.

—Lejbus, u stąp . J a k cie ło­ buz zaczepi odejdź n a bok. I ta k go weźmie cholera...

T o co najbardziej uderzyło Lejbusia w ty m k ra ju to była jego własna uzytecznosc. P ier­ wszy raz w życiu poczuł sie po­ trzebny. Pierwszy raz w życiu przyjm uje go obcy, nieznany kraj i pow iada mu:

—Lejbus, czekaliśmy na cie- bei ja k n a zbawienie!

A orkiestra idzie przed nim po ulicach Barcelony, tysiące pięknych kobiet posyła m u ca­ łusy, starzy i m łodzi uśm iecha­ ją sie do niego. Lejbus m a łzy w oczach Skąd tu wziac te ­ raz Chancie?...

Zaczęło juz szarzeć, gdy L ej­ bus zapadł w sen.

Śniły m u sie tanki.

Soldados en el pueblo aguardan la hora del mitin con la población civil. Żołnierze w miasteczku. Za chwile wiec z ludnością.

(8)

N A J W A Ż N I E J S Z E U Ż O Ł N I E R Z A :

O D W A G A I S P O K O J N E N E R W Y

PR ZED H ISZPA N IĄ

Jestem, ochotnikiem W olno­ ści, i znajdując sie teraz na terenie H iszpanii podaje swoje przeżycia ze Slaska, k tó ry byl wówczas pod panow aniem nie. emieckim. Zaciągnięto mnie do wojska, jako poborowego z początkiem 17-go roku i tam zostałem przydzielony do k a ­ rabinów m aszynowych. Bralem udział w wojnie światowej i byłem w bojach pod Verdun, Amiens, Lecates; w ty c h strasz­ nych, przerażających bojach zostałem ran n y i byłem 3 m ie­ siące w szpitalu. Gdy sie wy­ leczyłem, odesłano m nie na fro n t z powrotem . Lecz nied­ ługo po ty m wyleczeniu d o sta­ łem sie do niewoli angielskiej, w której byłem przez 10 m ie­ sięcy. W ydostałem sie z nie­ woli, i dostałem sie znowu do wojska, ale polskiego.

T akże w polskiej arm ii zo s­ tałem przydzielony do k a ra b i­ nów m aszynowych i przeszed­ łem szkole oficerska, w której dostałem stopień plutonowego. W 20-tym roku został na Slaz- ku zwołany plebiscyt, i my, wszyscy Slazacy zostaliśm y zwolnieni. Zaczalem pracować w kopalni, jak o górnik i p ra ­ cowałem az do 23-go roku, a od tego czasu zostałem bez pracy. Z m ag istratu dostaw a­ łem 6,50 zł. miesięcznie, jako zapomogę, z której nie mogłem wyyc.

Chodziłem często n a rozm ai­ te zgromadzenia, i brałem ży­ wy udział w rozm aitych zebra­ niach robotniczych. I ta m pow ­ ziąłem mocne postanowienie dostać sie do H iszpanii. Wiec w yjechałem n a k o n tra k t do Belgji, aby mieć inoznosc dos­ tać sie do H iszpanii w sposób łatw iejszy, niz z Polski — i to m i sie udało.

W H IS Z P A N II.

T rudno m i było sobie wyo­ brazić nasze życie w R epubli­ kańskiej H iszpanii. Nie wyo­ brażałem sobie takiego b ra ­ terstw a, takiej jedności miedzy oficerami i żołnierzam i — wszy­ scy, ja k b y jeden. T rzeba raz na zawsze zapomnieć to strasz­ ne życie, jakie m iałem w Pol­ sce. W H iszpanii republikańs­ kiej prowadzę wesołe życie. Pierwszy mój fro n t byl m ied­ zy H uesca a Saragossa.

Zajęliśm y pozycje w nocy. J a k sie rano rozjaśniło, nasza m aszynka była juz dobrze us­ taw iona w stronę rebelów, aby walić z C. K . M.-ów, ja k sie ja k a m orda faszystow ska po­ każe. Ale ani jeden pierun nie wylazł, .siedzieli w dziurach,

ja k szczury. J a gadam do mo­ jego sasiada: «Widzisz — jakby n a zlosc», a tow arzysz mi od­ pow iada na to: «Te pieruny juz wylezom, bo przecież m usza wylezc zryć.» Towarzysz miał racje. Nareszcie—- ja k przeszło południe, faszystowskie szczu­ ry parszywe w ylaza z dziur do żarcia. Towarzysz m nie wola: «Chodź, bo te pieruny z dziur juz po wyłaziły». J a w ylatuje i pytam , gdzie oni sa — i ja i reszta tow arzyszy bierzemy ich na muszkę i strzelany — a oni znowu do dziur! Uciekli z powrotem . I ta k to było z dnia na dzień, innych walk tam m iedzy nam i nie było, az do zm iany n a inny front.

O FR O N C IE POD LER ID A V . Leżeliśmy nad kanałem z dwiem a m aszynkam i. Gdyśmy ta m zajęli pozycje, w krótce sie pokazały tak ie trz y cholerne niedźwiedzie f a s z y s to w s k e t przed nam i.

G adam do tow arzysza Lani- sa: «Widzisz, co to za jakieś pierunstw o ku nam ciągnie?» A on odpowiada, ze to sa ta n k i faszystowskie, i mówi: «Daj im pokój, niech p rzy jd ą bliżej. A n a lewo od naszej m aszynki stała druga m aszynka, przy której byl celowniczy Graf. P u ­ ścił on ser je z m aszynki i krzy­ czy: «Kurwa-sztelung juz sze pali!» Towarzysz Nowak, jako dobry strzelec z ręcznego k a­

Ale to sie tej pierunie nie u d a ­ ło. P o ty m sie zatrzym ała na rogu jednej chałupy, a n a d ru ­ gim rogu tej samej chałupy stało trzech obserwatorów w odległości 40-50 m etrów. J a k ja to zobaczyłem, mówię do mojego tow arzysza Lanisa, ta ś ­ mowego przy mnie: «widzisz ty c h trzech pierunów ta m na rogu tego dom u?« Mówi — «wid­ zę—• daj no, ja k trzeb a ty m pierunom!» Myślałem, ze nie w ytrzym am , jak tez on wyce- lofaly w ty ch faszystów, p rz y

-p ... lii im tak, ze oni sami, to juz napewno wiecej sie smiac nie beda.

A cóz, kiedy to jeszcze nie było wszystko — jeszcze ta n k a na nas zęby wyszczerzała n a drugim rogu tego samego do­ mu. G adam do Lanisa: «daj szybko tasm e z antytankow ka- mi, chw ytaj, bo sie rusza i ucieknie nam.» Lanis szybko tasm e podał i dobrze obser­ wował — ja wycelowałem i puściłem około 40 kul.

Lanis pow iada domnie: «prze­ stań, bo ta n k a sie pali». Jesz­ cze sie pokazały dalsze ta n k i ale nasze «kapruchy» — niedź­ wiedzie zezarly.

I n ik tb y nie uwierzył tem u, ze «kapruch« może niedźwied­ zia pokonać. Ale zobaczyliśmy, ze ta k a m ała m aszynka jest w stanie zniszczyć takie wielkie tanki.

I to jest najw ażniejsze u żołnierza: odwaga — i spokoj­ ne nerwy.

AUGUST K IS IE L

Czasem i C, K. M. może zastapic antytank. Wiedza cos o tym nasi Mickiewiczanie.,

MOJ N A ST Ę PN Y FRO N T POD CASPE

T u to juz wyglądało inaczej, ja k n a zeszłym froncie. T am to te pieruny faszystowskie ro ­ biły ata k i jeden za drugim . P o­ m agała im aw iacja i tan k i. Ale my, z naszym i m aszynkam i nie m am y strach u naw et przed sam ym djablem . _ Z atrzy m a­ liśm y sie z naszym i m aszynka­ m i i piechotę rozproszyli; z a tr­ zym aliśm y nasze pozycje.

Ale p o ty m przyszła większa siła faszystow skich pierunów i m usieliśm y opuście nasze po­ zycje. I w pospiechu zostaw i­ łem swoje p rzyrządy do gole­ nia. K om isarz Mical i wszyscy n a mnie: «Czemu sie nie wyco- fujesz£» A ja do niego wrzesz­ czę: «Poczekaj, pierunie, bo nie wiem, gdzie m oje golidlo!» A on powiada: «S... n a golidlo, bo faszyści niedaleko!»

I w te n sposób straciłem m o­ je golidlo i dzisiaj nie m am sie czym golić.

T eraz W am jeszcze k tó tk o napisze.

rabinu — spalii druga tankę. Trzecia ta n k a — widziała, co sie dzieje i uciekła ku szosie na prawo, i chciała nam zajechać z praw ego skrzydła od szosy.

OD REDAKCJI. Aby pocieszyć towarzysza Kisiela po ciezkiej stracie «golidla»,Redakcja «Ochotnika Wolności» zakupiła mu nowe, które wręczy przy najbliższej okazji.

Taka mala maszynka jest w stanie zniszczyć wielkie tanki

Una máquina tan pequeña, puede destrozar los tan­ ques por grandes

(9)

1-y maja w Brygadzie

Batalion Mickiewicza

Batalion Dąbrowskiego

Dzień I-go m aja byl przez Mickiewiczan uroczyście świe­ cony, ta k jak tylko jest to m oż­ liwe podczas wojny. Nasz ba- taljon znajduje sie chwilowo w drugiej linii, to tez mieliśmy wiecej niz inni możliwości aby uczcie nasze święto robotnicze. No i zaledwie sie rozjaśniło na niebie, zaraz każdy wyłazi ze swego zakatka. gdz; e spal i przecierając oczy rękom a roz­ gląda sie wokoło z radoscia. Zaraz zaczai sie ruch i sypanie ż a rta m i. J ako ze w naszym bataljonie wiekszosc to polscy chłopi k tórzy sa juz przyzwy­ czajeni do tego corocznego strojenia (jak to sobie zwyczaj­ nie na opolskiej wsi), zaraz każdy zaczyna sie krecie i szu­ kać jakby, to można było um aić swój okop albo inny kącik skąd wylazł rozespany; no i za chwilkę nasi żołnierze um aili swoje «mieszkania» zie­ lonymi galezmi i rożnymi kw i­ atam i jakie tylko ziemia hisz­ pańska zrodziła. N araz odez­ wała sie trą b k ą do apelu, aby wspólnie uczcie te n dzień świą­ teczny. N a apel te n przyszły tez delegacje z innych b atal- jonow, a najwięcej uciechy b y ­ ło u nas w tedy gdy zjaw iła sie delegacja od tankistow k tó ra wręczyła nam w ielka trojgw i- azde antyfaszystow ska zrobio­ na z czerwonych roz które rosną n a całym zajmowanym przez nas terenie.

Nasz kom isarz i rożni to ­ warzysze omowili znaczenie dnia 1-go m aja dawniej a dziś, a szczególnie tu , na ziemi hisz­ pańskiej, zaznaczaj ac ze dziś cały św iat pracy w ystąpi na ulice aby wykazać swa sile i wole walki z faszyzmem m ięd­ zynarodowym, k tó ry grozi po­ kojowi i wolności na całym

swiecie. Towarzysz dowodca bataljonu wspominał nasze do­ tychczasowe walki i na koniec zaznaczył ze dziś najlepsza dla nas m anifestacja bedzie konkurs k to predzej rozbierze i zlozy k a­ rabiny maszynowe. Dowodca I-ej kom panii wypowiedział sie ze Mickiecwiczanie juz drugi raz uczczą I m aja na froncie i ze duch bojowy i wysiłek s ta ­ rych Mickiewizan nietylko nie osłabi ale naodw rot — wzrósł, bo zam iast kom panii m am y juz cały B ataljon Mickiewicza. Na koniec przem awiała delegacja k tó ra wezwała do dalszej ener­ gicznej w alki z faszyzmem az do zwycięstwa.

Po tym uroczystym apelu zabraliśm y sie do konkursu i pracy o prem ie.

Po obiedzie liczna delegacja wraz z caljun dowództwem udała sie do pobliskiej m iej­ scowości gdzie znajduje sie n a­ sze dowodztwo Brygady, aby wraz z cala ludnością uczcie dzień I m aja we Froncie P u ­ dow ym .

l u d n o ś ć przyjęła nas entuzjastycznie. Przedefilowa­ liśm y przez wioskę ze śpiewem a później poszliśm y na wielki wiec n a którym przem aw iali mówcy wojskowi i p rz e d sta ­ wiciele F ro n tu Pudowego tej wsi.

Przed wieczorem mieliśmy znów niem ało uciechy i śm ie­ chu kiedy nasz kom isarz b atal- jonowy rozdaw ał nagrody tym żołnierzom, którzy najlepiej wy­ w iązali sie z wyznaczonego im zadania rozebrania i składania broni i którzy dali w szystkim św ietny przykład wzorowego w ładania bronią, k tó re jest niezbedne dla w ygrania wojny.

WAWRYNOW

Dzień I naja przeszedł pod znakiem zdwojnej czujności i szturm ow ej pracy przy fo rty ­ fikacjach. W nocy z 30 n a 1-go m aja wywieszono na pozyc­ jach pierwszej i trzeciej kom ­ panii sztandary republikańskie. W te sam a noc kom pania p ie r­ wsza w ystaw iła nad sam a rze­ ka patrol, k tó ry pozostając u k ry ty w dom ku spędził ta m cały dzień I m aja. Dowodca p atrolki byl sierżant Pablo An­ gelo.

W dniu I m aja rugpy lekich karabinów maszynowych tej samej kom panii ukończyły fortyfikacje swoich pozycji przy pomocy workow i roz­ poczęły budowę sclironow. C. K. M. przydzielony do pierw ­ szej kom panii wykończył po­ zycje rezerwowa, pogłębił swój okop i przygotował gazetke, której jednak nie zdazyl wy­ kończyć technicznie.

W kom panii drugiej przygo­ towano 6 rowow indyw idual­ nych wraz z rowem połączenio­ wym.

C. K . M. — y p r z y d z i e ­ lone do tej kom panii wykoń­ czyły swe fortyfikacje. Druga kom pania mimo zdwojonychpa- tro lek nocnych, przygotowała gazetke okopowa w ciągu jed ­ nej nocy. Gazetka ta, La Trin­

chera je st bardzo żywa i od-

zierciedla dostatecznie życie kom panii.

K om pania trzecia przygoto­ wała drogę do ewakuacji prze­ kopując ścieżki miedzy pozyc­

jam i, i robiąc barjery z workow w miejscach w idzialnych z po­ zy ci i faszystowskich.

We w szystkich kom paniach odbyty sie zebrania l-o m ajo­ we, a w nocy śpiew M iędzyna­ rodówki k tó ry wprowadził w szal naszych sasiadow z prze­ ciwka i spowodował s tra ty w ich am uniji. W ysialiśm y do Brygady delegacje najlepszych żołnierzy, pozatem bataljon rozdzielił podarunki m iedzy tych którzy najwięcej pracuj a 1 d a ja przykład oddania i d y ­ scypliny.

Kłam stwem byłoby powied­ zieć zesmy tylko pracowali 1-go m aja: chłopaki sum iennie p a­ lili angielskie papierosy i za­ jadali smakołyki o które sie postarali nasze cwaniaki z kuchni. Nasz doktor o którym zlosliwal opowiadają ze jest lep­ szym oficerem niz doktorem , zaladowl na plecy gramofon k tó ry gdzieś w tajem niczy spo­ sób zorganizował i zawędrował z nim do drugiej kom panii, wygrywając n a pozycjach fok­ stro ty i flamenco. W drugiej 1’om panii opow iadają ze tym tazem naw et najgorsze łaziki i kandydaci do szpitala byli zadowoleni z lekarza.

Pozatem jednak nasza służ­ b a san itarn a niesw ietnie sie spisała. Sanitarjusz 2-ej kom ­ panii postanow ił wyczyscic re ­ wolwer i czyścił go ta k «sztur- mowo», ze sie zranił w nogę. Czeka go szpital i zasłużona kara.

Zbiórka sie rozpoczyna. C. K. M- y Mickiewicza w drodze na uroczystości majowa

Cytaty

Powiązane dokumenty

A to się wszystko stało, aby się wypełniło, co jest powiedziano przez Proroka mówiącego : Powiedzcie córce Sjońskiej:!. Oto Król twój idzie tobie cichy,

wać do gimnazjum. A le takie szkoły nie będą istnieć w każdej miejscowości. Przeciwnie, tego rodzaju szkoły znajdować się będą jedynie po miastach i większych

Nasze Kółko składa się tylko z małorolnych gospedarzy osadników i dlatego nigdzie tak, jak tu potrzebny jest rozpłodnik do krycia naszych krów, które,

Oba koguty uważają się za pokonanych i nie chcą się już bić: słabszy dlatego, że czuje jeszcze ciosy przeciwnika —- silniejszy, bo gdy odzyska przytomność

Walne zebranie Kółka Rolniczego odbędzie się w niedzielę, dnia 15-go stycznia punktualnie o godz. 0.60 Książki

nieśli z Genewy, cośmy otrzymać się spodziewali*. Znać skromnie musiały być pretensje rządu polskiego, eżeli zadowoliły go osiągnięte rezultaty. Boć właściwie,

watelstwo Grudziądza mocno. Wczoraj po południu odbył się w hotelu „Pod Złotym Lwem” wiec, który zamienił się w żywiołową i wspaniałą manifestację

Zwrócił się wobec tego ów kupiec do władz policyjnych, a te na podstawie podanych tu szczegółów doszły do przeświadczenia, że osobnicy występujący w roli