• Nie Znaleziono Wyników

"Buddenbrookowie" Thomasa Manna w świetle filozofii Friedricha Nietzschego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Buddenbrookowie" Thomasa Manna w świetle filozofii Friedricha Nietzschego"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Grzegorz Kowal

"Buddenbrookowie" Thomasa Manna

w świetle filozofii Friedricha

Nietzschego

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Philosophica nr 19/20, 113-123

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

F O L I A P H I L O S O P H I C A 1 9 / 2 0 , 2 0 0 7

G rze g o rz K ow al*

В U D D E N B R O OKO W IE T H O M ASA M A NN A

W ŚW IETLE FILO ZO FII FRIED RICH A N IETZSC H E G O

Thomas M ann rozpoczynając w ostatnich latach dziewiętnastego w ieku pracę nad pow ieścią która w 1929 roku miała mu przynieść nagrodę Nobla, dawał dowód żywej, niezwykle aktualnej i dojrzałej reakcji na duchowe trzęsienie ziemi wywołane w ystąpieniem Friedricha Nietzschego. A utor Buddenbrooków, który Nietzschemu tak w iele zawdzięczał, potrafił się za zaciągnięty dług z naw iązką odwdzięczyć. W tym sensie nie tylko pisma pozostawione przez wielkiego niemieckiego filozofa czynią go nieśmiertelnym, niezastąpionymi ambasadorami nietzscheańskiej sprawy pozostają w nie mniejszym stopniu w ielkie powieści Manna, począw szy od Buddenbrooków, przez Czarodziejską górą, na D oktorze

Fauslusie skończywszy. Ich twórca stawiał zresztą swojej głębokiej fascynacji

Nietzschem1 pom nik dwojakiego co najmniej rodzaju: jako pisarz, który w po­ wieściach, opowiadaniach i esejach nie wypiera się swoich nietzscheańskich korzeni i inspiracji, którego wizje i koncepcje w yrastają z Nietzschego niczym z pnia, ale i jak o myśliciel-humanista, który zaraz po w ojnie w okresie pow szech­ nej nagonki na N ietzschego nie zawahał się bronić domniemanego autora Woli

mocy przed „dobrym i” i „sprawiedliwymi”, umieszczającymi zaocznie niemiec­

kiego filozofa na norymberskiej ławie wśród hitlerowskich oprawców i oskarżają­ cymi go za współodpowiedzialność za „nadludzką” zbrodnię.

Co ciekawe, M ann pom im o swego krótkiego stażu pisarskiego i młodego wieku (Buddenbrookow ie ukazali się, gdy m iał 26 lat) był wystarczająco ukształtowanym i dojrzałym intelektualistą tak że nie ograniczał się jedynie do w komponowywania w strukturę powieści o dziejach rodu kupieckiego z Lubeki istniejących ju ż koncepcji, np. tych zaczerpniętych z N ietzschego, a stał się - w mojej ocenie - nieform alnym tw órcą opisanej w kilka lat później przez Маха W ebera teorii o protestanckich (m ieszczańskich) korzeniach kapitalizm u2.

U niw ersytet W rocławski.

1 Egon Naganow ski traktuje Nietzschego w kategoriach „pierwszej wielkiej m iłości, której [Mann] pod względem artystycznym w iele zaw dzięczał” [N aganowski, s. 199].

2 Przyw ołaną teorię M ax W eber opublikował w 1905 roku w dziele D ie protestantische Ethik

u,id der G eist des K apitalismus.

(3)

114 G rzeg o rz K ow al

Potrafił w ięc tw órczo korzystać z dorobku kultury św iatowej (tu trzeba byłoby przywołać rów nież Schopenhauera i W agnera, których działalność znacząco odbiła się na św iatopoglądzie M anna), choć rów nocześnie w sw oich odkryw­ czych i oryginalnych w izjach ujaw niał zgoła inne oblicze prekursora3.

Podobnie ja k Lou A ndreas-Salom e funkcjonuje jako poetka psychoanalizy, autorka korzystająca w swej poezji i prozie z rozw iązań Sigm unda Freuda (np. w aspekcie narcyzm u), tak też Thom asa M anna m ożna by określić mianem pisarza, którego tw órczość je st głębokim refleksem N ietzscheańskiej diagnozy nihilizm u i dekadencji, nietzscheańskiego z ducha estetycznego - ja k o jedynie m ożliw ego - uspraw iedliw ienia świata. W tym kontekście M ann szczególnie chętnie odw oływać się będzie do w italności i aktywizm u, spotęguje u jednostki w olę mocy i każe jej pokonyw ać, to jest - posługując się term inologią z Zaratu­

stry - przezw yciężać przeciw ności losu.

F undam entalną kategorią dla N ietzschego i M anna je st w ola. To od niej za­ leży, czy będziem y w stanie przezw yciężyć istniejący stan rzeczy, drzem iące w nas słabości, czy też - w przypadku jej osłabienia bądź całkow itego wygaszenia, ja k np. w stanie nirw any - będziem y m usieli pogrążyć się w nicości. Nietzsche nie ma złudzeń co do rozprzestrzeniającego się nihilizm u i dom inującego na przełom ie w ieków nastroju dekadencji. W człow ieku tlą się jedynie siły, które niegdyś kazały m u podejm ow ać iście nadludzkie wyzwania, które kazały brać się z życiem za bary. M iejsce spotęgowanej aktyw ności, w italizm u, dynamiki, m obilności, po prostu woli, zajęły znużenie, osłabienie, choroba i śmierć. Tę ostatnią człow iek zaczął naw et traktować ja k o wyzwolenie: w yzw olenie od życia, które straciło dlań sw ą niepow tarzalną w artość i m agiczną moc. W iną za taki stan rzeczy głosiciel w oli mocy obarcza m. in. um iłow anie współczesnego człow ieka do historii. To ona pęta mu ręce i pozbaw ia go w oli czynu. Do rzeczy: kiedy N ietzsche w yróżniał w obrębie historyzm u jeg o trzy podstaw ow e tenden­ cje, to m iał na m yśli historię antykw aryczną (grom adzącą fakty), monumentalną (szukającą w przeszłości ideałów rekom pensujących ich brak w e współczesno­ ści) i krytyczną (osądzającą), przy czym poddane przez niego ostrej krytyce dw ie pierw sze, w yrażające skostniałą i nieobjętą strum ieniem zm ian rzeczywi­ stość, w inny zostać zastąpione przez tę ostatnią. W drugiej części Niewczesnych

rozważali zatytułow anej O pożytkach i szkodliwości historii dla życia autor

dostrzega zgubne skutki gorliw ego grom adzenia faktów historycznych, to jest takiego postępowania, w którym człow iek odw ołuje się stale do przeszłości, gdyż to w łaśnie w niej upatruje jedynej wielkości. Z diagnozow any w przywoła­ nej rozprawie kryzys w spółczesności polega na tym, że ów zw rot ku informacji historycznej czyni człow ieka ślepym na teraźniejszość i — co ważniejsze

-3 W przypadku Buddenbrooków byłaby to np. antycypacja w ybranych zagadnień psychoana­ lizy, w przypadku Śm ierci w W enecji - realizacja sproblem atyzow anej przez Freuda w tym samym czasie koncepcji narcyza [zob. Dierks, s. 10].

(4)

B iiddenbrokowie T h o m a sa M a n n a w ś w ie tle filo z o fii F rie d ric h a N ie tz s c h e g o 1 1 5 przyszłość. Co gorsze, oślepiony czerpanymi z historii ideałam i człow iek staje się pasyw ny i niezdolny do tw órczego aktu, kreacji siebie i świata. Po cóż stwarzać now e w zorce, skoro m ożna odnaleźć ich całą m asę w czasach zam ierz­ chłych? O toczenie się ze w szystkich stron faktem historycznym ujaw niło nasze pierwotne oblicze człow ieka zbieracza. Za owo chorobliw e poszukiw anie i bezkrytyczne naśladow anie postaci historycznych przyjdzie nam płacić cenę najw yższą bo w yczerpaniem naszych najlepszych sił i niezdolnością do działania. T ak oto dokonuje się transformacja człowieka reżyserującego sw oje życie w człow ieka odgrywającego role. A przecież pam iętam y, że N ietzschem u chodziło o inscenizację, nie zaś o imitację życia. G ra toczy się w ięc o życie, w którym rola kluczow a przypadłaby głosowi w ew nętrznem u przem aw iającem u w postaci nam iętności, a nie skażonem u kalkulacją czy u staloną konwencją. Konsekwencje ow ego przesunięcia środka ciężkości z człow ieka reżysera na człowieka aktora4 są dlań - tak brzm i surow y w erdykt N ietzschego - zabójcze: człowiek z „nadajnika” zam ienił się w „odbiornik”, nie w ysyła ju ż sygnałów i bodźców, a jed y n ie je odbiera, nie potrafi ju ż sam inspirująco na nic wpłynąć, a jedynie takiem u inspirującem u w pływ owi ulega.

N iem iecki filozof, który wielokrotnie starał się pobudzić człow ieka do dzia­ łania5, m iał w tym w zględzie sw oich świetnych poprzedników , a w śród nich klasyków w eim arskich, którzy w przeciw ieństw ie do starożytnych Greków, poddających się bezw iednie woli bogów, kazali jednostce ludzkiej aktyw nie wpływać na swój los, i następców, w śród których m ożna b y w ym ienić chociaż­ by Leopolda Staffa, zw racającego się na kanw ie filozofii o nadczłow ieku do jednostki z apelem o przyjęcie heroicznej postawy „kow ala” , oraz Stanisława Brzozowskiego, którego rom antyczne ideały odnajdą sw oją zm aterializow aną formę w „filozofii pracy” . O dnajdzie też N ietzsche swojego św ietnego kontynu­ atora w autorze Buddenbrooków, twórcy, który zgubnych skutków działania historii (antykwarycznej i monum entalnej) dopatrzy się rów nież w tradycji (np. rodzinnej, kulturow ej). I tak prow adzony od w ielu pokoleń interes rodzinny zaczyna podupadać, gdyż w now ych w arunkach kapitalizm u i - nie zawsze czystej - konkurencji rynkowej ich ostatni w łaściciel Tom asz B uddenbrook zbyt kurczowo trzym a się reprezentow anych przez przodków , choć nie rzadko ju ż zdewaluowanych, w artości i postaw. H ołduje zasadom, które w now ych w arun­ kach dziejow ych straciły rację bytu, i jednocześnie zam yka się na to, co - w dobrym znaczeniu tego słowa - now e i reform atorskie. W tej sytuacji do głosu

4 M otyw człow ieka-aktora podejm uje rów nież sam M ann; oto, co pisze: „Egzystencja Tom a­ sza B uddenbrooka b y ia ju ż tylko egzystencją aktora, takiego jednak, którego całe życie, aż do naj­ mniejszych, najbardziej codziennych drobiazgów, staio się je d n ą je d y n ą ro lą - rolą, z wyjątkiem nielicznych krótkich m om entów sam otności i wypoczynku, bezustannie absorbującą i pochłaniają­ cą wszystkie siły” [M ann II, s. 208-209].

5 C hociażby w m otcie do Ju trzen ki: „«Ileż to je st jutrzenek, które jeszcze nie jaśn iały » ” [J, motto].

(5)

116 G rz e g o rz K ow al

dochodzą inni, ja k np. H erm an H agenström, „którego dziada nie znai tu nikt, naw et on sam [ . . Co w osobie jeg o było now e i pociągające, co w yróżniało go i w oczach w ielu daw ało mu przodujące stanowisko, to ów liberalny i toleran­ cyjny charakter w szystkich jeg o poczynań. Lekkość i w ielkoduszność, z jaką zarabiał i w ydaw ał pieniądze, różniła się zdecydow anie od cierpliw ej, ciężkawej i uginającej się pod brzem ieniem odziedziczonych zasad pracy jeg o współoby­ wateli - kupców. Człow iek ów nie był skrępow any w ięzam i tradycji lub pietyzm u dla przeszłości, stał na w łasnych nogach i w szystko, co staroświeckie, byio mu obce. N ie zam ieszkiw ał żadnego ze starych patrycjuszow skich domów, przy których budow ie bez sensu szafowano przestrzenią i gdzie biało lakierowa­ ne galerie biegną dokoła olbrzym ich kamiennych sieni. [...] N ie był on człowie­ kiem, który w K om itecie Obyw atelskim przem aw iałby za zatwierdzeniem w iększych sum na restaurow anie i utrzym anie średniow iecznych zabytków. Było jed n ak faktem , że on pierw szy, bezw zględnie pierw szy, zaprowadzi! ośw ietlenie gazow e w sw ym m ieszkaniu, ja k rów nież w biurze. Jeśli konsul H agenström byl w iem y jakiejś tradycji, to jedynie sposobow i m yślenia przeję­ tem u od ojca, starego H enryka H agenström a, owym poglądom postępowym, sw obodnym, w yrozum iałym , w olnym od przesądów , które zapew niały mu uznanie” [M ann II, s. 20—21 j. W konfrontacji z now ym i przebojow ym typem kupca reprezentow anym przez Hagenström a blado w ypada Tom asz Buddenbro­ ok: tak głęboko tkw i w w iekach i pokoleniach m inionych, że z pola widzenia zupełnie stracił sam ego siebie. W końcu nie postrzega się go, do czego sam się poniekąd przyczynił, jak o Tom asza Buddebrooka, tego, który tchnął nowego, innow acyjnego ducha w życie prowadzonej przez siebie firmy, lecz odbiera się go przez pryzm at jeg o przodków, a więc jak o potom ka znanego w mieście kupieckiego rodu, spadkobiercę i kontynuatora sukcesów Jana Buddenbrooka: „Prestiż Tom asza Buddenbrooka był innego rodzaju. N ie szło tu jedynie o niego samego; czczono w nim niezapom niane postacie ojca, dziada i pradziada; niezależnie od osobistego pow odzenia w interesach i życiu publicznym był on przedstaw icielem stuletniej chw ały m ieszczaństw a” [M ann II, s. 21].

W ygaszenie w oli do życia (tu raczej w odniesieniu do Schopenhauera) kul­ m inuje u T hom asa M anna w dw óch ostatnich m ęskich przedstaw icielach rodu Buddenbrooków . Postaci Tom asza i jeg o syna Hanno, bo o nich tu mowa, realizują odm ienne postaw y dekadenckie. Choć decydują się na śm ierć, pragnąc uw olnić się od trudów życia, to jednak popychają ich do tego dw ie różne przesłanki. D alecy są w tym w zględzie od proponow anego przez Nietzschego pow iedzenia „tak” w szystkim przejaw om życia, rów nie obca je s t im roztoczona przez autora Zaratustry w izja lekkiego, pogodnego życia spod znaku tańca6, śpiewu i śm iechu. Z je d n e j strony nie są w ięc zdolni do pokonyw ania i przezwy­ ciężania trudności, z drugiej zaś traktują życie jak o ociężałe, nużące i senne. 6 N ietzsche je s t w stanie uw ierzyć jed y n ie w Boga, „który by tańczyć potrafił” [Z(a), s. 44].

(6)

Buddenbrokow ie T h o m a sa M an n a w św ie tle filo zo fii F rie d rich a N ie tz sc h e g o 1 1 7 I tak Tom asz B uddenbrook, będąc św iadom y niepow odzeń w prow adzeniu interesu rodzinnego, m ając w pamięci przytłaczające go sukcesy przodków, a w rękach rozpraw ę Schopenhauera o śm ierci7, zacznie sukcesyw nie tracić siły witalne, aż pew nego dnia zupełnie nieoczekiw anie zasłabnie na ulicy, by ju ż się z owej zapaści nie podnieść. N ieco inaczej przebiega proces oddalania się od życia na rzecz zbliżania się ku śmierci u Hanno Buddenbrooka. Ten uczęszcza­ jący jeszcze do szkoły średniej m łodzieniec zdaje się czerpać więcej radości z życia aniżeli je g o ojciec, nic więc nie pow inno zapowiadać tragicznego końca. Pozorna siła bierze się z fascynacji muzyką, a dokładnie rzecz biorąc - W agne­ rem. I tu M ann je st w zasadzie z N ietzschem całkow icie zgodny: muzyka W agnera jed y n ie sztucznie pobudza do życia, „znieczula” i „hipnotyzuje” [Hinz, s. 46], odurza, w czym zdaje się upodabniać do działania narkotyków. Pozbaw ia sił, zam iast je pom nażać, co najwyżej daje chw ilow e poczucie jej wzrostu. Owszem w organizm ie ludzkim dochodzi do spotęgowania, skum ulow ania dodatkowych energii, jakby krótkiego spięcia, tyle tylko, że siły te nie pochodzą z nadw yżek energetycznych, lecz z ich rezerw, stąd też ich zabójcze dla organi­ zmu działanie. M uzyka W agnera, a w tej rozm iłow any je st H anno8, je st obietni­ cą krótkotrw ałych doznań i pobudzeń, po nich przychodzą w yjałow ienie i śm iertelne znużenie: „Hanno siedział jeszcze przez chw ilę cicho, z brodą w spartą na piersi i ze skrzyżowanym i rękam i. Potem w stał i zam knął fortepian. Był bardzo blady, kolana uginały się pod nim, a oczy go paliły. Przeszedł do sąsiedniego pokoju, w yciągnął się na szezlongu i długi czas leżał tak bez ruchu” [Mann II, s. 328]. K iedy H anno przejrzy m istyfikację W agnera - naw et jeśli intuicyjnie - i przestanie się zadow alać w ywołanymi pseudodoznaniam i, oznaczać to będzie, że znużenie sięgnęło zenitu. Życiow a odyseja, która w gruncie rzeczy jeszcze na dobre się nie zaczęła, odnajdzie swój kres, jakaś potężna siła przejm ie władzę nad H anno9 i popchnie go ku śm ierci - rzekomej wyzwolicielki z apatii.

Śmierć H anna kryje w sobie w iele tajemnic. W Śm ierci w Wenecji podobnie umiera inny przedstaw iciel sztuki, pisarz Gustaw von A schenbach. W Budden-

brookach śm ierć przynosi tyfus, w wydanej jedenaście lat później noweli -

cholera, w pierw szym przypadku pośrednią odpow iedzialność za śmierć ponosi 7 „Potem jed n ak natrafił na obszerny rozdział, który odczytał od początku d o końca z zaci­ śniętymi ustam i i ściągniętym i brwiami, w skupieniu, z doskonałą, niem al zam arią, nie naruszoną niczym zew nętrznym p ow agą m alującą się na twarzy. Rozdział ów nosit tytuł: «O śm ierci i jej stosunku do niezniszczalności naszej jaźni samej w sobie»” [M ann II, s. 244].

8 Przez pow ieść przew ijają się trzy dram aty m uzyczne W agnera: D ie M eistersinger von N ü­

rnberg, Tristan un d Isolde oraz Lohengrin.

9 „Teraz rozpoczęły się niezm ordow ane przem iany w ydarzeń, których znaczenia ani istoty nie można było odgadnąć, ucieczka pełna przygód, dźwięku, rytm u i harm onii, nad którym i Hanno nie panował, lecz które tworzyły się pod je g o palcami, które przeżyw ał n ie poznaw szy ich przed­ te m ...” [M ann II, s. 326].

(7)

118 G rz e g o rz K ow al

narkotyzująca m uzyka W agnera, w drugim - w szechpotężny D ionizos. Uderza­ ją c a je st jed n ak rów nież sam a różnica: umierającego A schenbacha zna niemal cały św iat, w iadom ość o śm ierci Hanno natom iast nie w yjdzie poza kręgi rodzinne. M ożna tu sobie postawić pytanie, dlaczego M ann każe umrzeć sw ojem u bohaterow i w tak młodym wieku? Pom ocne w tym w zględzie m ogą się okazać w ypracow ane przez M anna figury artysty (cygana) i mieszczanina (filistra), będące uw spółcześnioną odpow iedzią na opisanego niegdyś przez N ietzschego D ionizosa i Apolla. A schenbach, dopóki przem aw ia przez niego typ Apolla, św ięci sukcesy, z chw ilą natom iast, gdy zaw ładnie nim Dionizos, zaczyna się jeg o upadek (niemal identycznie od A polla, statecznego kupca, do Dionizosa, objaw iającego się w utracie kontroli nad w łasnym życiem i firmą, przebiega życie Tom asza Buddenbrooka). H anno od razu w ystępuje w roli artysty, na którego tw órczości zaciążył Dionizos. A że M ann zdaje się twierdzić, że silna substancja dionizyjska jest dla człow ieka zgubna i zabójcza, los m łode­ go H anno je s t przesądzony. Śmierć H anno jako przedstaw iciela św iata artystów przychodzi w m łodym w ieku, co m ożna czytać jeszcze w ten sposób, że czło­ w iek je st kreatyw ny jed y n ie jako dziecko. K iedy rozpoczyna dorosłe życie, przeobraża się w człow ieka szablonow ego10; w m iejsce dziecięcej niewinności, beztroski i oryginalności pojaw iają się krępująca go św iadom ość, konwenans, kalkulacja, ironia. To dlatego M ann każe umrzeć H anno jak o nastolatkow i, gdyż w łaśnie w dzieciństw ie i m łodości zdaje się szukać pierw otnych sił odpowie­ dzialnych za tw órczą produkcję. U autora Zaratustry najw ażniejszą i ostatnią przem ianą człow ieka je s t przem iana w dziecko" (M ann m otyw dziecka12 wzbogaci o figurę cygana), gdyż to ona w łaśnie um ożliw ia bycie rewolucyjnym (również w w ieku dorastania, kiedy to m łody człow iek buntuje się przeciwko światu dorosłych). M ieszczanina ma charakteryzow ać konserw atyw ne podejście do życia, skupianie wysiłków na zabezpieczeniu stanu posiadania, podczas gdy artysta-dziecko ma czerpać radość z burzenia i budow ania (dom ków z piasku). W tym drugim w ypadku konstrukcja i destrukcja są od siebie ściśle zależne, ustanaw iać now y ład m ożna jedynie kosztem starego: „B y m óc jak ąś świętość

10 „K ażde dziecko stanowi oryginał sam w sobie, dopiero z czasem w ykształca się zeń sza­ blonow y człow iek” [G üßfeldt, s. 7; cyt. za: N iem eyer, s. 23].

11 To szczególne u N ietzschego zainteresow anie figurą dziecka bierze się pew nie również i stąd, że dla dziecka obce s ą pojęcia dobra i zła. Stoi (bawi się) ono „poza dobrem i złem”. N abranie świadom ości tego, co dobre i złe, przyjdzie w raz z w iekiem i będzie tożsam e ze wstąpieniem w życie dorosłych i nabraniem cech mieszczanina.

12 „Zabawy, których głębokiego sensu ani czasu nie pojm uje nikt z dorosłych i do których nie potrzeba nic w ięcej, tylko trzech kam yczków lub kawałka drewna, ozdobionego m oże kwiatkiem lwiej paszczy zam iast hełm u - ale przede w szystkim potrzeba czystej, m ocnej, szczerej, niewinnej fantazji, niezachw ianej i niezm ąconej strachem fantazji ow ego szczęśliw ego wieku, w którym życie oszczędza nas jeszcze, nie śm ie nałożyć na nas obow iązku ani winy, gdy w olno nam widzieć, słyszeć, śm iać się, dziw ić i marzyć, nie oddając światu usług” [M ann II, s. 4 5 -4 6 ].

(8)

B u d d e n b ro k o w ie T h o m a sa M a n n a w św ie tle filo zo fii F rie d ric h a N ie tz s c h e g o 119 wznieść, trzeba ja k ą ś świątość zburzyć” [GM(a), s. 107; podkr. oryg.]. D ziecko - w przeciw ieństw ie do skostniałego m ieszczanina - nie odczuw a jakiegokol­ wiek przyw iązania, jak o w cielenie proklam ow anych przez N ietzschego „krót­ kich naw yków ” dysponuje praw dziw ą (nieskrępow aną, nieograniczoną) sw obo­ dą działania.

Figurom Tom asza i H anno autor przeciw staw ia Toni Buddenbrook, która 0 sobie samej powie, że je st „zahartow aną przez życie” kobietą [M ann II, s. 181]. To w łaśnie z jej pom ocą kreśli M ann obraz postaci, która m ocą swej witalności zdolna będzie do przezw yciężenia kryzysów i ponow nego odradzania się. Żadna porażka życiow a nie jest jej w stanie zniszczyć (czego, niestety, nie można pow iedzieć o jej bracie), nie wyłączając dw óch rozw odów (zawodów „miłosnych” 13), przeżyw anych szczególnie boleśnie rów nież za spraw ą ogrom ­ nej w X IX w. presji społecznej. Paradoksalnie, z każdej porażki Toni czerpie nowe siły, jak b y do serca wzięła sobie okrzyczany ju ż aforyzm Nietzschego: „Co m nie nie zabija, to m nie w zm acnia” [ZB(a), s. 6]. M ożna w tym m iejscu przypomnieć N ietzscheańską metaforę drzewa, opierającego się niepogodzie 1 czerpiącego z owej niepogody siłę do w zrostu i tężyzny. W Wiedzy radosnej odnajdujemy odpow iedni passus: „drzewu potrzeba burz, w ątpliw ości, robactwa, złości, by m ogło objaw ić rodzaj i siłę swego kiełku; niech się złam ie, je śli nie jest dość silne!” [W R(a), 145-146]. D rzewo, „mające dum nie w zw yż rosnąć, m ogłoby się obejść bez niepogod i burz: czy w rogość i opór z zew nątrz, czy w szelka nienaw iść, zazdrość, samolubstwo, nieufność, srogość, zachłanność i gw ałtow ność do sprzyjających nie należą w arunków, bez których naw et wielki wzrost cnoty je st niem ożliw y? Trucizna, od której słabsza niszczeje natura, jest dla mocnego w zm ocnieniem - on też jej nie zwie trucizną” [W R(a), 58; podkr. oryg.]. Thom as M am i podsum uje rozdział o niew ygodach życia następująco: „Być bezw zględnym , znosić bezw zględność nie odczuwając jej jako bezw zględ­ ności, lecz ja k o coś zupełnie zrozum iałego” [M ann II, s. 77; podkr. oryg.]. W prawdzie będzie m iał na myśli Tom asza Buddenbrooka, to jed n ak w przyto­ czonych słow ach doskonale odda konstrukcję psychiczną Toni: ileż to razy z podniesioną dum nie głow ą w ychodziła z opresji, ileż to razy rodziła się niczym feniks z popiołów, ileż to razy za spraw ą swego nieujarzm ionego pędu do życia rozpoczynała now e życie. Po drugim nieudanym zw iązku i rozw odzie z niejakim A loisem Perm anederem na now o odnajdzie w domu swojej córki Eryki, która w łaśnie w stąpiła w zw iązek małżeński, w łasne szczęście: „Ona to jeszcze raz badała dośw iadczoną dłonią dywany i portiery, jeszcze raz szperała

13 W zawieranych przez Toni m ałżeństwach decydujące znaczenie m iał w zgląd na szeroko rozumiane interesy rodzinne. Gdy jej pierw sze m ałżeństw o z G rünlichem zaw iśnie na włosku, zwierzy się ona ojcu: „« A ch ... o co tym m nie pytasz, ojczulku!... N igdy go nie kochałam , zaw sze był mi w strętny... czyż nie w iesz te g o ? ...» ” [M ann I, s. 213].

(9)

120 G rz e g o rz K o w al

po składach m ebli i urządzeń, jeszcze raz oglądała wytworne m ieszkania! O na to miała jeszcze raz opuścić obszerny i pobożny dom rodzicielski i utracić nazwę rozw ódki; jeszcze raz pojaw iła się możność podniesienia głow y do góry, rozpoczęcia now ego życia, zw rócenia na siebie uw agi św iata i odzyskania szacunku ro d z in y ...” [M ann II, s. 55; podkr. oryg.].

Łatw ość, z ja k ą Toni przychodzi każdorazow o inscenizow ać sw oje życie, bierze się - poza silnie w ykształconą w olą - rów nież ze specyficznie w ykształ­ conej św iadom ości, a w zasadzie jej braku. Toni nie ma - podobnie ja k zwierzę­ ta - św iadom ości porażki14. Albo jeszcze inaczej: św iadom ość porażki nie jest u niej paraliżująca, nie zniechęca jej do zaryzykow ania nowej próby. Nawet przez myśl jej nie przechodzi, by w obliczu porażek, jak ich w ciąż doświadcza (w spom inane ju ż dw a rozwody; śmierć najbliższych, w tym w łasnego dziecka15, brata i bratanka; w yrok skazujący jej zięcia na w ieloletnie w ięzienie), wycofać się z życia. Jest przepełniona w olą życia, a więc i ciągle gotow a do nowych pośw ięceń, w yzw ań i przezw yciężeń. To bodaj jedyna postać w Buddenbro-

okach, którą m ożna określić m ianem heroicznej. K iedy po pierw szym nieuda­

nym m ałżeństw ie i rozw odzie pojaw i się szansa na ponow ne ułożenie sobie życia, nie zaw aha się ona ani przez moment. W ypow ie w ów czas słowa do złudzenia przypom inające N ietzscheańską filozofię ponow nych narodzin: „Tonią podsunęła m u [swemu drugiem u m ężow i Perm anederow i - G.K.] dość zręcznie punkt w yjścia, gdyż bardzo łatwo m ożna było zrobić uwagę, że co praw da nie m ożna rozpocząć życia zupełnie na nowo, ale przecież nie jest w ykluczone zaw arcie nowego, lepszego m ałżeństw a” [M ann I, 342]. Zgoła inna postaw a charakteryzuje za to Tomasza Buddenbrooka. Beznadziejność jego sytuacji w iąże się z tym, że na trawione przez chorobę siły nałożyły się niepo­ w odzenia uniem ożliw iające ich regenerację czy rekom pensatę. W przeciwień­ stwie do Toni ciąży m u św iadom ość porażek, paraliżuje niezdolność do zapomi­ nania, „ciągłe w ytężanie w oli bez pow odzenia i zadośćuczynienia urażało jego szacunek dla sam ego siebie i doprow adzało go do rozpaczy” [M ann II, s. 241].

N iezdolnym do działania - poza m onum entalną i antykw aryczną historią ja k i paraliżującą i przytłaczającą św iadom ością porażki - czyni również doskonale w idoczny u przedstaw icieli świata artystycznego ubytek sił fizycz­ nych. W przeciw ieństw ie do tryskającego zdrow iem św iata mieszczańskiego, 14 B rak św iadom ości porażki odpow iada u A ndreasa von Prondczynsky’ego „umiejętności zapom inania”, to ona w edług niego w arunkuje działanie [zob. Prondczynsky, s. 63]. M ałgorzata Goj sprow adza znow u w italność Toni do jej naiwności [zob. Goj, s. 10].

15 „B iedna Tonią! Przyjęcie owo miało być nieskończenie sm utne, a ow e chrzciny, które w yobrażała sobie ja k o zachw ycającą uroczystość z kw iatam i, cukram i i czekoladą, nie m iały się w ogóle odbyć, gdyż dziecię - dziewczynka - po to jed y n ie m iało ujrzeć św iatło dzienne, by po upływ ie p ó ł godziny zakończyć swe istnienie, mimo w ysiłków doktora, który na próżno starał się utrzym ać życie w m ałym o rg an izm ie...” [Mann I, s. 356].

(10)

Buddenbrokow ie T h o m a sa M a n n a w św ietle filo zo fii F rie d rich a N ietz sc h eg o 121 a więc tego reprezentow anego m. in. przez Toni, są oni w iecznie schorowani, osłabieni, podatni na choroby. Bez przerw y uskarżają się na bóle, niem al zawsze coś im dolega (współczesna m edycyna mówi w takich w ypadkach o osłabionym systemie im m unologicznym ). Za sztandarowy przykład m oże tutaj posłużyć swoista „nadchorow itość” Chrystiana i Hanno. Pierwszy z nich, który wedle wszelkiego praw dopodobieństw a jest na dom iar złego hipochondrykiem , albo spędza czas w tow arzystw ie kobiet i przyjaciół, albo leży przykuty do łóżka. W m iędzyczasie zaś chętnie użala się na swój los, ja k np. w liście do matki: „«Cierpienie» Chrystiana w lewym boku stało się w ostatnich czasach w Londynie tak m ocne, a w reszcie przekształciło się w tak dokuczliw e bóle, że zapomniał przy tym o w szystkich sw oich m niejszych dolegliw ościach. N ie mógł sobie z tym poradzić, napisał do matki, że musi pow rócić do domu, by go pielęgnowała, porzucił posadę w Londynie i w yjechał. Zaledw ie w szakże przybył do Ham burga, m usiał położyć się do łóżka, lekarz stw ierdził reumatyzm stawów i polecił Chrystiana przenieść z hotelu do szpitala, gdyż dalsza podróż okazała się niem ożliwa. Leżał więc i dyktował swemu pielęgniarzow i w ysoce smutne lis ty ...” [M ann II, s. 38]. Jeszcze gorzej sprawa się ma z Hanno: ju ż od samego urodzenia, kiedy to przez długi czas - ku rozterce rodziców - nie potrafił on ani chodzić, ani mówić, w ykazyw ał pew ną słabowitość. Jeśli dodamy do tego podatność na depresje, częsty płacz i niespraw ność fizy czn ą w wyniku której staw ał się w szkole obiektem drw in i ataków ze strony silniejszych kolegów, to okaże się, że w tym artystycznie utalentow anym m łodzieńcu nie było niczego, co pozw alałoby m u cieszyć się życiem. N aw et je g o m uzykow anie stało w konflikcie z przepełnionym w o lą życiem 16, gdyż, w edług M anna, w ysubtelniając i uw rażliw iając, okradało go z resztek sił i w ydaw ało na pastwę śmierci. W kontekście zw rotu ku św iatu pozazm ysłow em u ja k o odw róceniu się od rzeczyw istości w spółczesny badacz „za istotę [nietzscheańskiej] recepcji M anna” uzna „przedstaw ienie dekadencji i nihilizm u ja k o sym patyzow aniu

16 „W ów czas opanow ał go [Hanno - G.K.] ów straszny, tak dobrze mu znany lęk. Znowu poczuł, jak i ból spraw ia piękno, ja k głęboko wtrąca w e w styd i p ełn ą tęsknoty rozpacz, ja k odbiera odwagę i zdolność do pow szedniego życia. Przytłoczyło go ono tak olbrzym im , beznadziejnym ciężarem, że znow u pom yślał, iż ciąży na nim chyba coś więcej n iż je g o osobiste zm artw ienie, brzemię, które od początku przygniatało jeg o duszę i które kiedyś w reszcie j ą z a d u s i...” [M ann II, s. 288]. O w a nadw rażliw ość okazuje się dla Hanno zabójcza, gdyż je d y n y m m iejscem jej doświadczenia staje się dla niego choroba, w której na dodatek coraz bardziej się pogrąża. Hanno mówi w praw dzie „tak” d o w ybranych przejawów życia, w śród których na czoło w ysuw ają się choroba, cierpienie i ból, to jed n ak nie potrafi w sobie zebrać sił do ich przezw yciężenia. Powiedzenie „tak” do choroby m a pozw olić poznać inny w ym iar życia, z tym że następnym krokiem w inno być je j przezw yciężenie, a nie przyzw olenie n a zrujnow anie sobie przez n ią życia. Przywołana relacja m iędzy cho ro b ą a je j przezw yciężeniem je s t d o pew nego stopnia adekw atna do innej sprow okow anej przez N ietzschego sytuacji, w której św iadom ość braku sensu ludzkiego istnienia nie przeszkadza w radow aniu się życiem.

(11)

122 G rz e g o rz K ow al

z chorobą i śm iercią, jak o rom antyczną tęsknotę za śm iercią, jak o ucieczkę od realności w świat m etafizycznych spekulacji” [Hinz, s. 159].

Z apożyczony z N arodzin tragedii żyw ioł apoliński i dionizyjski je s t dla T hom asa M anna punktem w yjścia do rozważań nad m ieszczaninem i artystą. Autor Buddenbrooków po przypisaniu tem u pierw szem u w szystkich nieodzow ­ nych dla życia w artości, w śród nich rzetelności, sum ienności, dyscypliny, pragm atyczności, zaw odu i pracy gwarantujących stały dochód i utrzymanie rodziny, drugiem u zaś - praw dziw ie dionizyjskiej ekspresji, ekspansji i kreacji, dojdzie do przekonania, że jedynie synteza obu figur pozw oli na przypominające świat antyczny najpełniejsze i najdoskonalsze ujęcie człow ieka. Mieszczanin potrzebuje po prostu artysty na zasadzie przeciw ieństw a i dopełnienia, tak samo ja k artysta bez m ieszczanina będzie wiecznie skazany na rozpraszanie swych cennych energii w oderw aniu od rzeczyw istości i ucieczce w metafizykę. I jeśli żadna z pow ieściow ych kreacji w Buddenbrookach nie je s t odpow iedzią ich autora na nietzscheański alians D ionizosa i A polla w tragedii attyckiej, to zbliżenie się do owego ideału, jeśli w ręcz nie jeg o osiągnięcie, poświadczają życie i tw órczość Thom asa M anna jako genialnego artysty niew ypierającego się sw oich m ieszczańskich korzeni.

B IB L IO G R A F IA

[Dierks] M. Dierks, Studien zu M ythos und Psychologie bei Thomas Mann. A n seinem Nachlaß

orientierte zum „ Tod in Venedig", zum „ Z auberberg" und zu r „Joseph "-Tetralogie, Frank­

furt am M ain 2003.

[Goj] M. Goj, Figuren von Frauen in den Buddenbrooks von Thom as M ann, praca licencjacka napisana pod kierunkiem G. K ow ala w W yższej Szkole Lingwistycznej w C zęstochow ie w 2005 r.

[G üßfeldt] P. G üßfeldt, D ie E rziehung d er deutschen Jugend, Berlin 1890.

[Hinz] M. Hinz, Verfallsanalyse un d Utopie. N ietzsche-Rezeption in Thom as M anns „Zauber­

b e rg " und in Robert M usils „Mann ohne Eigenschaften ", St. Ingbert 2000.

[M ann I/II] T. M ann, Buddenbrookowie. D zieje upadku rodziny, przeł. E. Librow iczow a, t. I-II, W arszaw a 1983.

[N aganowski] E. Naganow ski, D roga Tomasza M anna, w: Tomasz M ann w krytyce i literaturze

polskiej. Antologia tekstów i dokum entów , w ybór i opracow anie R. D ziergw a, Poznań 2003.

[Niemeyer] Ch. N iem eyer, N ietzsche u n d die deutsche (Reform -)Pädagogik, w: N ietzsche in der

Pädagogik? Beiträge zu r Rezeption und Interpretation, hrsg. von Ch. N iem eyer, H. Drerup,

J. O elkers und L. v. Pogrell, W einheim 1998.

[Prondczynsky] A. von Prondczynsky, H istorische Konstruktionen: Z ur Rezeption Nietzsches in

„G eschichten d er P ädagogik", w: Nietzsche in der Pädagogik? B eiträge zu r Rezeption und Interpretation, hrsg. von Ch. Niem eyer, H. Drerup, J. Oelkers, L. v. Pogrell, W einheim 1998.

(12)

Buddenbrokow ie T h o m a sa M a n n a w św ie tle filo zo fii F rie d ric h a N ie tz sc h e g o 1 2 3

Grzegorz K owal

B U D D E N B R O O K S T H O M A S M A N N S IM L IC H T E D E R P H IL O S O P H IE

F R IE D R IC H N IE T Z S C H E S

D er A utor des Essays Buddenbrooks Thomas M anns im Lichte der Philosophie Friedrich

Nietzsches geht der T hese nach, laut derer die von Mann problem atisierte und literarisch realisierte

Entfernung vom Leben zugunsten der Todesnähe sich an der N ietzscheschen Zeitdiagnose ablesen lässt. W ährend der V erfasser der Schrift Vom Nutzen u n d N achteil der H istorie f ü r das Leben die negative W irkung d er G eschichte enthüllt und hier vor allem die m onum entalische und antiquari­ sche G eschichte m eint, wobei die erste nach vergangenen in der G egenw art angeblich fehlenden Idealen ja g t und die zw eite sich im Sammeln der historischen Fakten und Daten erschöpft, also beide a u f gestern orientiert sind, zeigt Thom as M ann den modernen M enschen unter ihrem mächtigen Einfluss als unproduktives, erschlaffenes, erm üdetes, träges und zum Leben untaugli­ ches Wesen.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Liczba małży.

Dla Nietzschego tymczasem problemem jest sam fakt postrzegania dobra i zła jako swego rozdarcia, lÿm, czego nie wie i czego musi się dowiedzieć człowiek

W  pierwszym para- graie Die fröhliche Wissenschat „wiedza radosna” pojawia się w kontekście krytyki teleologii i inalizmu, na rzecz a-teleologii, tezy o przypadkowości

Apollo bliższy jest zatem teoretycznemu optymizmowi (schematyczne wi­ dzenie świata), Dionizos zaś perspektywicznemu tworzeniu pozoru (interpretowanie świata). Ważniejszy

Także zakres wiedzy i zainteresowanie tą problematyką wśród nauczycieli oraz podejmowane działania wobec środowiska przyrodniczego okazały się nieodpowiednie i

Kluczowe sceny następnego dzieła, opery Carmen Bizeta, przejmu- ją bohatera wyzywającą apologią wolności, żywota boskiego (II, s. Jego przepełnione bólem i cierpieniem

Nie jest to wyłącznie wynik tego, że świat, a więc również ludzie jako jego elementy, nieustannie staje się, podlega ciągłym zmianom.. W świecie, gdzie zaczyna

KW02 posiada rozszerzoną i pogłębioną wiedzę z zakresu nauki o materiałach P7UW P7S WG P7S WG.. (w tym