Świat frantów i sowizdrzałów w
wybranych utworach literatury
dawnej
Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 14, 5-14
2008
T tA M S Seria X IV 2008
Marzena Wydrych-Gawrylak
Świat frantów i sowizdrzałów w wybranych
utworach literatury dawnej
I
m ię S o w i z d r z a ł a pow szechnie kojarzone je s t z n u rtem „literatury sow izdrzalskiej”, którym to m ianem określa się tw órczość plebejskich, bezim iennych h u m orystów końca XVI i pierwszej połow y XVII w ieku, tworzącą w piśm iennictw ie staropolskim n u rt opozycyjny w obec literatury w arstw uprzywilejowanych, prow oka cyjnie ośmieszającą m ity i ideały ku ltu ry „oficjalnej”, zarów no szlachecko-kościelnej, ja k mieszczańskiej, parodiującą pojęcia etyczne i estetyczne, deprecjonującą świat wartości społecznych, politycznych, m oralnych i konw encji obyczajowych w tej kulturze obowiązujących. Pozytywnym w zo ro m i nakazom , utrw alonym przez renesansow ą literaturę parenetyczną i panegiryki, literackim pochw ałom feudalnych bohaterów (ry cerzy, w odzów ), feudalnego porządku świata i w zoru życia przeciwstawiała literatura sowizdrzalska błazeńską karykaturę, groteskow ą negację i absurdalny w izeru nek świata „na w yw rót” czy „na opak”1.
F r a n t zaś to postać ze staroczeskiej h um oreski o zacięciu satyrycznym , przełożo nej najęzy k polski około roku 1530 (dziś zachowały się tylko fragm enty), a zawierającej zabawną parodię ustaw cechowych, spisanych dla n ierobów i w esołych hulaków rze kom o przez pilzneńskiego lekarza Johannesa Frantę (skądinąd postać autentyczną)2.
M iano „Sowizdrzał” stało się niejako ideologiczną wizytówką literacką zarów no dzieł, ja k i ich autorów, ale nie je s t to jego jed y n y sposób funkcjonow ania. O b o k b o w iem im ienia w łasnego zaczęto też stosować jego form ę przym iotnikow ą „sowizdrzal
1 Zob. S. Grzeszczuk, Sowizdrzał, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. 2, Warszawa 1985, s. 388. 2 Zob. J. Krzyżanowski, Frant, w: ibidem, t. 1, Warszawa 1984, s. 275.
ski”, która funkcjonuje w ym iennie z przym iotnikiem „frantow ski”. Przy czym, ja k stw ierdza Stanisław G rzeszczuk, ze w zględu na m niejsze rozpow szechnienie im ienia „Franta” łatwiej było nie tylko używać go w form ie przym iotnikow ej, ale też prze tw orzyć je na rzeczow nik pospolity i stosować w ym iennie z określeniam i: „figlarz”, „łgarz”, „błazen”, „dobry tow arzysz”, a niestroniących od tru n k u i wesołej zabawy d o brych kom panów zwykło się określać m ianem „frantowskiego cechu ”. Wyraz „frant” — sem antyczny odpow iednik „sowiźrzała” — w ystępuje w ów czesnym języ ku wcale często, podczas gdy „sowiźrzał” jako wyraz pospolity rozpow szechnił się później3.
Jak w olno przypuszczać na podstawie lektury dzieł literatury dawnej, określenie „frantow ski” szybko stało się w świadom ości literatów staropolskich jakością au to n o m iczną i oderwało od im ienia własnego, a „frantostw o” stało się synonim em pew ne go, określonego zbioru cech (frywolność skojarzeń, przytom ność um ysłu, ciętyjęzyk, spryt, skłonność do śm iechu, drw in i zabawy cudzym kosztem , zdystansow any stosu nek do rzeczywistości).
Frant to ten, kto chce kogoś odrw ić i odrwi, jeśli tylko nadarzy się okazja, ale i ten, który odrw ić się innym nie pozwala, a zm uszony do reakcji, broniąc swej godności (czy ratując twarz), potrafi zareagować na zaczepkę celną ripostą, um ie wykręcić się z kłopotów ciętą odpowiedzią, wytrącając „oręż” z ręki strony przeciw nej, ale też dow cipnym kom entarzem przydaje rzeczywistości sm aku (a czasem w ręcz „pieprzu”).
Jak przekonuje lektura tekstów, frantow ie zaludniają nie tylko karty na pół oficjalnej literatury sowizdrzalskiej i przynależą do „dobrego cech u ”, ale z pow odzeniem goszczą w e fraszkach czy dziełach dram atycznych w ielu autorów, w nosząc do nich swoisty h u m o r i specyficzny sposób w ypow iadania się — styl „frantowskiej odpow iedzi”.
I to w łaśnie „frantostw o” jako zespół cech, a także owa stylistyka będą przedm io tem niniejszych rozważań.
W Figlikach pana Rejowych frantostw o je st dość pow szechne i wydaje się rozum iane przede w szystkim jako spryt. I tak na przykład w figliku Co sędziemu kamień ukazował4 przekupny u rzędnik państw ow y został odrw iony przez p etenta-franta, który w cza sie rozpraw y wskazywał na coś, co miał schowane w zanadrzu, a co sędzia po trak to wał jak o zapow iedź „podarunku ”, toteż po „odsądzeniu” na korzyść owego petenta podszedł doń, by otrzym ać zapłatę. Zaw iódł się jed n ak srodze, bo zamiast daru ujrzał kam ień i usłyszał, że „tym pam iętnym w czoło” miał być „poczęstow any” gdyby w y ro k okazał się niesprawiedliwy. N ietypow y to figlik, gdyż częściej u Reja spryciarzami okazują się urzędnicy, jak ów sędzia3, który wziąwszy od jed n eg o klienta „dwa kapłony tłu ste” w ydaje jed n ak w yrok nie po jego myśli, lecz na korzyść innego, który przyniósł
3 Z ob. S. G rzeszczuk, Nazewnictwo sowiźrzałskie, Kraków 1966, s. 34-35.
4 Z ob. M . Rej, Figliki, opr. M . Bokszczanin, wst. J. Krzyżanowski, W arszawa 1974, s. 46. 5 Z ob. idem , Co dał lisa sędziemu, ibidem.
Świat frantów i sow izdrzałów w w ybranych u tw orach literatury daw nej 7
dar bardziej w artościow y — lisa. Składający reklam ację — były właściciel kapłonów — słyszy, że „kury” zostały zjedzone przez lisa, który przybiegł spod miasta, i... m usi odejść z niczym , a sędzia korzysta z naiwności obu klientów 6.
Frantowską odpow iedź usłyszał też pan jadący drogą, przy której za dębem chłop załatwiał potrzebę („srał”), a widząc przejeżdżającego, zaczął się „gubać” (podkasywać, ubierać). Podróżny, chcąc okazać w ielkopańską łaskawość, mówiąc: „Siedź nieboże! / Bo w iem , że sie bez tego nikt obejć nie m oże” — naraził się na niew ybredną, ale
ze zdrow ego rozsądku wynikającą chłopską (frantowską) odpow iedź:
„Ja sie bez tego, panie obejć m ogę
I tak, to zostawiwszy przed się pójdę w drogę. Wy, chcecie li, weźm icie, m nie tego nie trzeba, N a to miejsce w olałbych ju ż kawalec chleba”7.
W tym przypadku chłop — „prostak” poczuł się sprowokowany do odpowiedzi sytuacją. Łaskawe słowa potraktował jak zaczepkę i udowodnił, że niektóre, zwłaszcza niezręczne, sytuacje nie powinny być przedm iotem oglądu, aju ż z całą pewnością nie należy ich głośno komentować, bo przydając innym wstydu, sam em u m ożna się narazić na śmieszność.
D ow cipnym frantem okazał się też Polak w podróży włoskiej. G dy zobaczył swego kucharza pow ieszonego przy drodze, skom entow ał rzecz całą ze stoickim spokojem :
„Wierę, pan M atusz nasz to wisieć raczy!
Wej, przedsię naszy górą, chociaj w cudzej ziemi. Ale m y tę gospodę, co zjednał, m iniem y ”8.
Opow iastka ta znalazła swoją kontynuację u Wacława Potockiego, gdzie w epigra m acie Humor polski9 bohaterem anegdoty stał się pan Rej (praw dopodobnie Andrzej, w n u k M ikołaja, poseł do Anglii w 1637 r.)10. U Potockiego je d n a k pointa je st krótsza i bardziej w stylu frantow skim utrzym ana — Rej, widząc „przysądzonego d rzew u ” (powieszonego) Polaka,
U chyliw szy firanka, wesołą posturą
Rzecze do swych z karety: „Przecię naszy górą!”.
Frantostwo — spryt nie przynależy wyłącznie m ężczyznom , wiele jest też kobiet, któ re nie zapominają, po co mają rozum i język, a często bywają od m ężczyzn sprytniejsze.
6 P odobnie w figliku: O sędziem, co wziął ivóz i konie (zob. ibidem, s. 156). 7 Idem , Chłop, co srał za dębem, ibidem, s. 120.
8 Idem , Polakowi kucharza obiesili, ibidem, s. 127.
9 Z ob. W. Potocki, Wiersze u>ybrane, opr. S. G rzeszczuk, wst. J. S. G ruchała, W rocław 1992, s. 200. 10 Z ob. ibidem, przyp. s. 200.
W Pokucie żony z mężem M ikołaja Reja kobieta um ie pom ysłow o „wyłgać się” z kło potu. Z a pokutę m a m ężow i pow iedzieć praw dę o nie do końca w spólnym potom ku. By w ilk był syty i owca cała, czyli by pokutę odprawić, ale i nie narazić się na n ie przyjem ności m ałżeńskie, każe m ężow i włożyć maskę na tw arz i dla zabawy dziecko postraszyć, sama zaś spełnia pokutę, gdy porwawszy dziecię w ram iona, uciekając, niby żartem woła: „Wierę, panie stary, / N ie twojeć, daj m u pokój!”11.
Inna z żon, w epigramacie Respons niespodziewany12 D aniela N aborow skiego, je st odważniejsza — m ężow skie fukania na „rogacze” pointuje bardzo czytelnie, acz z so w izdrzalskim wdziękiem :
„Topić — m ów ił m ałżonek — rogacze potrzeba”. Z o n a na to: „Uczyć się, miły, pływać trzeba”.
Z e „chytry jad niewiasta”, udow adnia też kolejny figlik Reja: Dziewka, co czerwone
nogi miała.
D ziew ka prała na lodu, więc czerw one nogi
U jźrzał jed en . Rzekł jej: — „Tu ogień w rzyci srogi”. Powiedziała: — „Jest, panie! M ałpa by się wściekła”. O n jej prosił, aby m u kiełbaskę upiekła.
Rzekła: — „M nieć, panie, trudno, ale ju ż tam w kuchni N ajd z iesz o g ień gotow y, je d n o m o c n o d m u c h n i!”. D obrze tak na zuchwalca, a co m u do tego,
Iż m iał być szacunkarzem ogona cudzego13.
Z aczepiona niew ybrednie dziew czyna p ró b u je zbyć natręta, wdając się z n im jed n o cz eśn ie w e fryw olną grę słow ną („m ałpa” to nie tylko psotne zw ierzę, trzy
m ane ów cześnie po dw orach dla rozryw ki, ale też sy n o n im ko biety sprzedajnej, w szetecznicy, dziew ki ulicznej, ladacznicy); gdy ten nie daje za w ygraną i posuw a się w w yrazistych aluzjach zbyt daleko, zostaje odrw iony, n iew in n y m z p o zo ru o d e słaniem do k u ch n i, ale p o d tek st e ro ty c z n y je st i tu w yraźnie czytelny — dziew czyna odsyła go do chętniejszej („najdziesz ogień go to w y ”) kucharki, uprzedzając lojalnie, że będzie się je d n a k m usiał nieco n atru d z ić („m ocno d m u c h n i”). O statn i dw uw ers podkreśla, że dostało się tu w łaśnie „zuchw alcow i”, zaczepiającem u dziew czynę, ale to ona z potyczki słownej w yszła zw ycięsko, bo „przegadała” franta, nie dając się zawstydzić.
11 M . Rej, Pokuta żony z mężem, w: idem , Figliki, op. cit., s. 128.
12 Z ob. D . N aborow ski, Respons niespodziewany, w: I w odmianach czasu smak jest. Antologia polskiej poezji
epoki baroku, opr. J. Sokołowska, Warszawa 1991, s. 126.
Świat fran tó w i sow izdrzałów w w ybranych utw o rach literatury daw nej 9
Podobną sytuację sportretow ał Jan K ochanowski w e fraszce O dobrym panie. Tym razem bosa dziewczyna pracuje w polu, a przejeżdżający pan radzi, by nie chodziła bez butów, „bo m acierzyzna tak zw ietrzeje rada”. Zaczepiona dziew ka odcina się celnie:
„Łaskawy Panie, nic jej to nie wadzi, C hyba, żebyście pijali z niej radzi”14.
Pańska aluzja do „m acierzyzny” — „m atczynego m ajątku” (tu w rozum ien iu d w u znacznym ) wywołała natychm iastow ą reakcję przytom nego, prostego um ysłu, i ten, kto chciał sobie zażartować cudzym kosztem , m usi odjechać ja k niepyszny.
Takimi w łaśnie frantow skim i (sowizdrzalskim i) responsam i często bywają koncep- tyczne pointy fraszek Jana Kochanowskiego. Tak je st na przykład w e fraszce O Koźle15, w której pan Kozieł, będący „pod dobrą datą” („piwszy do północy”), nie m oże trafić do do m u „o swej m ocy” i usiłuje się „dopytać” drogi (czy raczej — doprosić p o m o cy w dojściu) u przechodnia. Nieznajom y, usłyszawszy nazwisko „Kozieł”, stwierdza: „Idźże spać do chlewa!”. O desłanie pijanicy do chlew a m a tu podw ójnie kom iczny w ydźw ięk — nawiązuje do odzw ierzęcego nazwiska: miejsce kozła-zw ierzęcia je st w chlewie; ale też tam je st miejsce tych, którzy nie zachow ują się i nie wyglądają po biesiadzie ja k ludzie.
W sowizdrzalskim tonie utrzym ana pointa zamyka fraszkę O kapellanie16. Królowa, nie mogąc doczekać się mszy, każe szukać księdza, którego nie m ożna znaleźć, bo - ja k się okazuje — „pilnował dzbana” gdzieś poza dom em . Gdy, m ocno spóźniony, zjawia się w końcu „w czerw onym ornacie” (czyli z czerw onym po przepiciu nosem ), zostaje przez m onarchinię z przekąsem zgrom iony wyniosłym : „Ksze miły, długo to sypia cie!”, lecz zamiast się usprawiedliw iać i przepraszać, nie tracąc kontenansu, w czym swój udział m a zapewne i trunek, którym się całą noc raczył, ripostuje przytom nie: „Jeszczem ci się dziś nie kładł, co za długie spanie?”. Tym sam ym okazuje się, że fran tem w pew nych okolicznościach m oże stać się i osoba duchow na, a frantostw o (sowi- zdrzalstwo) ujdzie na sucho, bo rozładuje napiętą atm osferę.
N ieco inaczej rzecz wygląda w e fraszce Przymówka chłopska17, w której przym uszany do picia „włodarz” kilkakroć stara się grzecznie w ym ów ić, dziękując panu za łaskawość, ale też i bojąc się, „by słówkiem nie wyleciał, co więc chm iel rad b ro i” (nawiązanie do antycznego in vino veritas dostosow ane zostało tu do potrzeb chłopa pijącego piwo, ale z dośw iadczenia wiedzącego, że „po pijaku” trudniej zapanować nad językiem ). G dy pan, niezrażony, wciąż natarczywie dom aga się nie tylko picia, ale i konwersacji
14 J. K ochanow ski, Fraszki, opr. J. Pelc, W rocław 1991 (B N 1 163), s. 18. 15 Z ob. ibidem, s. 56-57.
16 Z ob. ibidem, s. 58-59. 17 Z ob. ibidem, s. 165.
(„Pij ty, w łodarzu, i mów, coc się będzie zdało, / Prosto, jako za naszych ojców więc by w ało”) chłop przytom nie, ale i stawiając się niejako w roli strażnika dobrych, daw nych obyczajów, dyplom atycznie, acz z frantow ską odwagą stara się przywołać pana (zapew ne też ju ż niem ało podpitego — stąd ta potrzeba szczerości i „bratanie się z lu d e m ”) do porządku i stwierdza:
„Takci bywało, panie, pijaliśm y z sobą, Ani gardził pan km iotka swojego osobą; D ziś wszytko ju ż inaczej, wszytko spoważniało, Jako mówią, postawy dosyć, w ątku m ało”.
Kolejnym autorem , w którego zbiorach fraszkowych odnaleźć m ożem y sporo tek stów, gdzie dowcip zasadza się właśnie na frantow skich odpow iedziach, je s t w spo m niany wyżej Wacław Potocki. W tekście Żartem się prawdy domówić18 m am y pana i chłopca-służącego, sportretow anych w sytuacji w ieczornego odpoczynku. N ie m ogąc zasnąć, pan nakazuje, by chłopiec bawił go opowieściam i, aż m u „się jak o sen napraw i”. Po dw óch godzinach zm ęczonem u słudze („chłopiec by spał do zdechu”) zabrakło pomysłów, a panu wciąż mało. N a kolejny nakaz: „Prawże jeszcze!”, zdesperow any chłopiec, „chcąc w ydrw ić się co prędzej”, rzecze: „N ie m am koszule, czapki, trzeba m i pieniędzy”, czym rozbawia pana, który „rozśm iawszy się sam w sobie” wreszcie pozwala m u zasnąć („Idź spać, nie wybijaj m ię ze snu, mój kochany!”).
Frantostw o „zdrow orozsądkow e” prezentuje też chłop z Frantowskiej odpowiedzi:
„Pomaga Bóg! — potkawszy chłopa ze drw y rano, A co to wieziesz?” — rzekę. O dpow ie mi: „Siano”. „D rw a-ć ja widzę, obiesiu, czem uż ze m nie szydzisz?” „Ba, ty ze m nie, pytając, co wiozę, choć w idzisz”19.
Pan, chcąc nawiązać kurtuazyjną rozm ow ę na pow itanie, stawia nierozsądne pyta nie, na które zdrow y chłopski rozum każe odpow iedzieć drw iną — na zasadzie: jakie pytanie (głupie), taka odpow iedź. Konwencja zostaje złamana, gdy pan wpada w złość, czując się dotknięty „szyderstw em ” i arogancją chłopa, ten je d n a k niezbity z pantałyku odcina się, stwierdzając, że to najpierw on został wyszydzony, więc tylko starał się nie pozostać dłużny.
Podobny typ dow cipu funkcjonuje we fraszce Pijany a dziecię prawdę powie20. Podróż ny, zatrzymawszy się w gospodzie, najm uje chłopca do posługi dla swej żony, dając m u konkretne zadanie: „Będzieszże — rzekę — ogon nosił m i za panią?”. N a co chłopczyk
18 Z ob. W. Potocki, Wiersze uybrane, op. cit., s. 185. 19 Ibidem, s. 150.
Świat frantów i sow izdrzałów w w ybranych utw orach literatury daw nej 11
zdziwiony, z głupia frant („w skok”) stwierdza (a w zasadzie obrusza się): „Cóż dobre go mówicie! Alboż ona krowa?”, czym wywołuje oczywiście pow szechną wesołość, ale nie to je st istotą tekstu. Fraszka, wykorzystująca kom izm sytuacji i dw uznaczność sło wa „ogon”, je st jednocześnie satyrycznym kom entarzem do ówcześnie panującej mody, zwłaszcza damskiej, z której drwi autor niejednokrotnie, wytykając elegantkom muszki, bielenie i barwienie lic, peruki, trzęsidła itd. Tu dostało się „nieszczęśliwej pysze”, na któ rą i „wrony kraczą”, a która nakazuje dam om nosić suknie z „ogonam i” czyli trenam i.
Frantow ski dow cip i u Potockiego bywa aluzyjnie obsceniczny, tak ja k w e fraszce
Płótno21, w której frant i „pani ch lubna” szacują swoje majątki. D ow cip oparty tu został,
ja k to często u Potockiego bywa, na filologicznym i zarazem kom icznym w yzyskaniu niejednoznaczności słowa „płótno”, które m ożna było rozum ieć jak o „m ateriał”, ale też jak o „spodnie” lub „bieliznę”:
C hw ali się je d n a pani chlubna, że istotnie Dziesięć tysięcy złotych m a w bielonym płótnie. „M ogę się ja — rzecze frant — szacować na więcej: N ie dałbym, co m am w płótnie, i za sto tysięcy”.
A luzyjny kom entarz stanowi tu nie tyle frantow ską odpow iedź na zaczepkę, ile drw inę z przechw ałek o wartości tego, co się posiada. Dla kobiety istotna je s t realna wartość m aterialna, która pozwala jej się czuć osobą bogatą, z czego frant drw i, n ie w iele zapewne m ajętności posiadając, w oli za cenne uznaw ać inne w alory — osobiste, nie są to je d n a k przym ioty duchow e, lecz nam acalnie fizyczna (nam acalna fizycznie) „męska chluba”. W niosek je st oczywisty: cenić wysoko trzeba przede w szystkim siebie (własne przym ioty), bo to jed y n a rzecz, jaką w istocie posiadam y
Z fraszki Wet za wet22 wynika, iż celna, frantowska, inteligenta riposta bywa cenna i pożądana w różnych okolicznościach, a przydaje się też i na królew skich pokojach. Fraszka pochodzi (jak wszystkie ju ż w zm iankow ane) ze zbioru Ogród, ale nie plewio
ny. .. i wyjątkowo doń pasuje, bo m ożna by określić ją m ianem owocowej. Przynosząc
w darze królow i cytrynę — owoc egzotyczny, a więc drogi i rzadki, ofiarodawca prosi o starostw o W iśnie (nadanie urzędu). Jest je d n a k je d e n kłopot — starosta jeszcze żyje. Trzeba zatem skorzystać ze skarbnicy h u m o ru , by petenta przywołać do porządku, je d nocześnie dać nauczkę je m u i innym , a przy okazji docenić dar (cytrynę) i nie urazić zbytnio ofiarodawcy. Król więc nie w ciem ię bity
O dpow ie ja k z proce: „Barzo słuszna ow ocem nagradzać owoce.
21 Z ob. ibidem, s. 153. 22 Z ob. ibidem, s. 208.
Jednakże w iśnie nie masz, na ten czas się figą K ontentujcie”.
C óż pozostało proszącem u o rzecz niem ożłiw ą? — „Z rozum iał i poszedł za dygą”. D o pełnego obrazu sytuacji kom icznej m ożna by tu, ja k sądzę, dołączyć jeszcze i fran- tow ski gest ową figę ilustrujący — pytanie tylko, czy król m ógłby ten gest wykonać? Z całą pew nością je d n a k podkreśliłby on wyrazistość odmowy.
U Potockiego znajdziem y rów nież i frantow skie prawa, a w zasadzie parodię praw, utrzym aną w stylu sowizdrzalskim. W jed y n y m w do ro bk u poety utw orze dram a tycznym — Dyjalogu o Zmartwychwstaniu Pańskim23 — „za gardło łań cuchem ” przykuty w piekle diabeł Gryga prezentuje prześm iew czy dekalog:
„N ie będziesz kradł, N ie będziesz jadł; N ie będziesz zbijał, N ie będziesz pijał; N ie będziesz cudzołożył, N ie będziesz się m nożył; N ie będziesz przysięgał krzywo, N ic nie będziesz miał ja k żywo; N ie czcij ojca ani matki,
W ydrzesz im w szytkie dostatki; Świeć gębą, choć broni serce, Kwoli gorzałki kwaterce; N ie święć święta i niedziele, N ie bywaj nigdy w kościele. N ie będziesz pragnął cudzego, Pewnie nie pożyjesz swego”.
Z taką „regułą” Gryga je s t pew ien, że „osiądzie” jakąś „prebendę” i bogate łupy dla piekła zbierze, bo ludziom takie praw o będzie odpowiadać, a „i krzyż m u pom oże mało, / C o się biesu obiecało”.
Ta parodia dekalogu to nie pierw sza w naszym dram acie kpina „religijna”; tu pełni ona ważną funkcję, bo obnaża „ku p rzestrodze” czartowski program zw odzenia i k u szenia, a czyni to w lekkiej, ale i zaskakującej nieco nas dzisiaj konw encji. Pam iętać je d nak należy, że parodie m odlitw znane są ju ż w literaturze średniow iecznej, a pojawiają się po tem i w w ieku ośw ieconym (jak w tw órczości anonim ow ych satyryków antytar- gowickich — Skład konsyliarski czy Dziesięcioro przykazań, traw estuje się też kom icznie Biblię — np.: Księgi Szczęsnowe Juliana U rsy na N iem cew icza).
Świat frantów i sow izdrzałów w w ybranych utw orach literatury daw nej 13
In n y nieco charakter m a scena (część IV) „piekielna” z Historyi o chwalebnym Zm ar
twychwstaniu Pańskim M ikołaja z W ilkowiecka24. Tam sam C hrystus w ykreow any je s t
w sposób groteskowy, szarpie diabły, podtyka im pod nos swą „ufarbow aną krw ią c h o rągiew ”. K rępuje łańcucham i i w pycha do piekła, by spokojnie w yprow adzić stam tąd dusze do zbaw ienia przeznaczone. Poza przepychankam i są też w tej scenie frantow - skie kom en tarze w łożone w usta Jezusa. C hcąc wysłać posła do M atki, by p rzygoto wać ją na spotkanie ze zm artw ychw stałym Synem , nie m oże wybrać odpow iedniego kandydata. W szyscy zgłaszający się mają jakieś defekty, choć każdego z nich Biblia opisuje jak o szczególnie przez Boga w ybranego. I tak: A dam — pierw szy człow iek nie je s t godny być posłem , nie dlatego, że je s t jed n o cześn ie pierw szym grzesznikiem , lecz dlatego, że zbytnio polubił w raju owoce i jakiś sad po drodze m ógłby go zatrzym ać; Abel — starotestam entow a prefiguracja C hrystusa — nie nadaje się, bo „zatarżka” z bratem m oże m u w misji przeszkodzić; N o e — spraw iedliw y wybaw iony z o d m ę tów po to p u — zbytnio lubi w ino, a po przepiciu zasypia, więc poselstw o jeg o niep ew ne; Jan C hrzciciel — asceta, w ina co praw da nie pija, ale nieodpow iednio je s t ubrany („kosm aty” w „wielbłądowej sierm iędze”) i M atka by się zlękła takiego posła; jako ostatni zgłasza się „dobry” Łotr, ukrzyżow any w raz z Jezusem , k tórem u wszak raj zo stał obiecany, ale i o n nie spełnia w ym agań — m a połam ane nogi, co je s t najistotniejszą przeszkodą w posłow aniu. O czyw iście zasadniczą funkcją całej części „piekielnej”, je s t poszerzenie perspektyw y czasowej m isteriu m i przystępnie przeprow adzona edukacja biblijna, ale przydanie tych zdrow orozsądkow ych, dow cipnych, acz realistycznych, uzasadnień z całą pew nością wzbogacało aspekt dydaktyczny i zapewniało łatwiejsze zapam iętanie w ażnych postaci biblijnych (bez teologicznych zawikłań i skom pliko w anych w yw odów ) w o d ru c h u ludzkiej solidarności z ich słabościam i, a g ro tesk o w y C hrystus „w ojujący piekło” z pew nością bardziej przem aw iał do w yobraźni przecięt nego odbiorcy niż ten z pozostałych, teologicznie w ażniejszych, ale nieco n u d n ych i przegadanych części Historyi... — gdzie zm artw ychw stały chw alebnie Pan ukazuje się niew iastom i uczniom .
W ychodząc od „grubych ża rtó w ” o podtekście fizjologicznym czy erotycznym , dotarliśm y do tek stó w o tem atyce religijnej, k tó ry m także (przynajm niej m iejsca m i) p atro n u ją fra n t i sow izdrzał — „dobrzy tow arzysze”, w ypada się w ięc tu chyba zatrzym ać.
Z powyższego przeglądu tekstów literatury tzw. „oficjalnej” wydaje się wynikać, że granice świata frantów i sow izdrzałów m ożna chyba poszerzyć poza utarte tradycją form y sem antyczne, bo ich świat to nie tylko obszar szeroko rozum ianej literatury sowizdrzalskiej, o której traktują dogłębne studia (choćby Błazeńskie zwierciadło...
Sta-24 Z ob. M ikołaj z W ilkowiecka, Historyja o chwalebnym Zmartuychwstaniu Pańskim, opr. J. O k o ń , W ro cław 1971, s. 47-78.
nislawa G rzeszczuka25). Ten świat przenika do świata literatury oficjalnej jak o przejaw pierw otnej m ądrości („inteligencji użytkow ej”) czy też zdrow ego rozsądku, objawia jącego się dosadnym żartem , rubasznym kom entarzem czy obsceniczną aluzją do rze
czywistości.
F rantem się je st — przynależąc do „cechu” auto ró w i postaci, ale fran tem się też w pew nych okolicznościach bywa (autor literatury oficjalnej, sędzia, chłop, kobieta, kapelan, król, Czart, C h ry stu s...), gdy nie zapom ina się „języka w gębie”, gdy um ie się w sytuacji zaskoczenia celnie zripostować a ostrzem h u m o ru , satyry, groteski czy parodii obezw ładnić pew nego siebie przeciwnika.
Tak rozum iane frantostw o funkcjonuje na kartach dzieł m iędzy innym i: M ikołaj Reja, Jana Kochanowskiego, Wacława Potockiego, D aniela N aborow skiego i w ielu in nych autorów (nie tylko staropolskich), którzy je doceniają jako przejaw zdro w o ro z sądkowego i zdystansow anego traktowania siebie i innych w „przypadkach życiow ych”, ale i sztucznie prow okow anych sytuacjach kom icznych.
25 Z o b . S. G rzeszczuk, Błazeńskie zwierciadło. Rzecz o humorystyce sowizdrzalskiej X V I i X V I I imeku, K raków 1994.