L I S T Y D O R E D A K C J I
LIST OTWARTY DO PANA PROFESORA DRA MED. JANA NIELUBOWICZA REKTORA AKADEMII MEDYCZNEJ W WARSZAWIE
W ielce Szanowny Panie Rektorze!
Na poświęconym Panu zebraniu W arszawskiego Oddziału Tow arzystw a H isto rii M edycyny dnia 29 listopada 1985 r., w sali Biblioteki Lekarskiej, byłam p raw dopodobnie jedynym nie-lekarzem , a patentow anym hum anistą. W obec tak zastra szającego braku rów now agi sił n ie odważyłam się zabierać głosu. Miałam jednak szczerą ochotę w trącić się do dyskusji. I to nie tylko, aby podziękować Panu za piękne i mądre słowa, ale również w obronie hum anizm u — tak lekcew ażąco po traktowanego przez część zebranych. Sprawa w ynikła w skutek n iew łaściw ego ode brania przez niektórych słuchaczy Pana żartobliwej w zm ianki, kiedy, w spom ina jąc lata m łodzieńcze spędzone w Wilnie, w yraził się Pan: „I tam, n i e s t e t y , wszczepiono mi hum anizm !”. Żartobliwy ton podchw ycił Przew odniczący W arszaw skiego Oddziału, w prawdzie doktor nauk medyaznych, ale rów nież rasowy hum a nista, e x cathedra przyznając się jedynie do swojej lekarskiej młodości. W ypowie dzi części słuchaczy m iały jednak inny charakter. O czyw iste nieporozum ienie za równo w odbiorze słów Pańskich, jak i w interpretacji terminu „hum anizm ”! Otóż obawiam się, że ten hum anizm, jakkolw iek by Pan na ten tem at żartował, w szcze piono Mu bardzo głęboko! W ynika to z przedstawionego przez Pana w łasnego do robku życiowego. A le to tylko moja dygresja osobista.
Cenne i interesujące w ypow iedzi Pana Rektora, przytaczane fakty, reflek sje i przem yślenia, n aśw ietlające Pana w kład do dziejów nauki w „naszej trudnej i bar dzo skom plikowanej epoce”, raz jeszcze unaoczniły, jak ważnym dla historii (w sen sie w iedzy), a m.in. i dla jej gałęzi — historii m edycyny — są tego rodzaju oso biste spotkania. M ówię „dla historii”, nie dla historyków, których uważam jedynie za stacje przekaźnikowe tej nauki. Ale prawdą jest — i tu znowu dygresja — że takie, nazw ijm y je, kontakty osobiste w w ysokim stopniu ułatw iają badaczom ich pracę. Zwłaszcza w zakresie tak trudnego i odpowiedzialnego zadania, jakim jest dla historyka w łaściw a, uczciwa interpretacja różnorodnych m ateriałów naukowych. A utentyczne w ypow iedzi i wspom nienia, takie, jakie Pan przedstaw ił, składają się na jasny, plastyczny obraz. P ow inien on znaleźć trw ałe m iejsce w naukowej doku m entacji epoki. N iestety, n ie spostrzegłam na sali m agnetofonu. W tym m iejscu pozwolę sobie na może niedyskretne, ale niedyskretne historycznie, do czego hu m aniści mają prawo, pytanie: czy w swoim tak bardzo w ypełn ionym pracą życiu przew iduje Pan, może kiedyś w przyszłości, nieco czasu, aby w spom nienia i re flek sje — przedstawione słuchaczom, zebranym dnia 29 listopada (jaka historycz-KW ARTALNIK HNiT, N r 2/1S86
632
K ronikana data!) w sali Biblioteki Lekarskiej w W arszawie — utrwalić na piśmie, choćby w form ie pam iętników czy naukowej autobiografii, rozszerzając tym samym za sięg ich oddziaływania? Byłby to jeszcze jeden z w ażkich rozdziałów, jakie Panu zaw dzięcza historia m edycyny. Nie posiadając żadnego mandatu do tego rodzaju w ystąpienia gorąco jednak proszę w im ieniu obecnych i przyszłych badaczy tej dyscypliny o przychylne ustosunkow anie się do mojej sugestii.
Łączę w yrazy prawdziwego szacunku Helena Deskur-Ostromęcka
dr nauk humanistycznych (Warszawa)