Antoni Kantecki
Szkoły polskie w Afryce Wschodniej
we wspomnieniach uczniów
Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny nr 4, 69-78
1997
N a d w a r c i a ń s k i Ro c z n ik
His t o r y c z n o- Ar c h iw a l n y
NR 4 - ROK 1997
Antoni K antecki G orzów W lkp.
Szkoły polskie w Afryce Wschodniej
we wspomnieniach uczniów.
W poszukiw aniu m ateriałów do historii szkolnictw a w latach 1939 1945 niespodziew anie natknąłem się na byłych uczniów ze szkół p ol skich w A fryce W schodniej. M ieszkają w G orzow ie i je st ich niew ielu: trzy kobiety i trzech m ężczyzn. W Jordanow ie m ieszka je szc ze je d n a o so ba. Dzisiaj są to ju ż starsi ludzie na em eryturach lub rentach. Ż yją jeszcze dwie matki tych uczniów , je d n a m ieszka w G orzow ie, d ruga w M iędzyrze czu.
Co w ydarzyło się w ich życiu, że znaleźli się w A fryce? D o 1939 roku mieszkali na kresach w schodnich i byli dziećm i, kiedy w 1940 roku władze sow ieckie deportow ały ich rodziców razem z nim i w głąb Z w iąz ku Radzieckiego, gdzie w arunki bytow ania nie były dla nich łaskaw e, a wręcz przeżyw ali piekło na tej nieludzkiej ziem i. W 1941 roku zaw arto układ polsko-radziecki i sytuacja tych rodzin nieznacznie się popraw iła. Mężczyźni, zdolni do noszenia broni, m ogli w stępow ać do arm ii gen. Andersa. Do obozu w B uzułuku i T atiszczew ie zaczęli zgłaszać się o chot nicy, a za m ężczyznam i pociągnęły kobiety z dziećm i. A rm ia często zm ie niała miejsce postoju, ratując się w ten sposób przed zabójczym działa niem klimatu, a za nią podążali cyw ile, przew ażnie kobiety z dziećm i. Przy skąpych racjach żyw nościow ych i innych dolegliw ościach szerzyły się choroby do tego stopnia, że groziły w szystkim zagładą. Śm ierć zna czyła ich każdy krok na bezkresnych obszarach Z w iązku R adzieckiego.
dę na przetransportow anie w ojska i obozu kobiecego do Iranu. G ranicę irańską przekroczyło 70 tys. żołnierzy i około 50 tys. osób cyw ilnych. N ie w szystkim kobietom udało się przekroczyć granicę. K ilka tysięcy w ycofano na stanow cze żądanie w ładz radzieckich. P ow rót oznaczał dla nich głód, choroby i niechybną śm ierć.
Z Iranu w ojsko zostało przetransportow ane do Iraku, zaś kobiety z dziećm i po odbyciu kw arantanny w ysłano w różne części św iata: do A fry ki, Indii, Libanu i M eksyku. W ten sposób bohaterzy tego artykułu trafili do A fryki W schodniej, na obszary daw nych kolonii angielskich: Kenii, U gandy i Tanganiki (dziś Tanzanii).
B olesław Bajorek, dziesięcioletni w tedy chłopiec, razem z matką w ędrow ał przez K azachstan, aż dotarli do arm ii i z pierw szym transportem w ojska, ju ż w m arcu 1942 roku, przekroczył granicę irańską. Po odbyciu kw arantanny w obozie przejściow ym skierow ani zostali do Teheranu. W je g o w spom nieniach znajduje się taki zapis: J u ż w p ie rw szych dniach
pobytu w Teheranie nauczyciele zbierali gru p ki dzieci i w parku, na ka m ieniach, na traw ie p row adzili pie rw sze lekcje. Z eszytów a ni książek nie było, a lekcje rysunków odbyw ały się na p ia sku ... Z Teheranu w yjechał z
m atką do A fryki W schodniej, do osady T angeru w T anganice (dziś Tanza nia). We w spom nieniach napisał:
Po przyjeźd zie do Tangeru w nie zam ieszkałych je s z c z e d om ach już odbyw ały się lekcje, o d p ie rw szej do szó stej klasy. P óźniej w ładze osie dlow e w yb u d o w a ły specjalne p o m ieszcze n ia na szkołę. B yły to baraki w okół w ybranego placu. W oknach za m ia st szyb w staw iono p rę ty bam bu sowe. Całe osiedle m iało kształt gruszki, tak że niektórzy uczniow ie mieli p o n a d trzy kilom etry do szkoły. N astępnie pow sta ło gim nazjum i liceum hum anistyczne, szkoła krawiecka, handlow a i m echaniczna...
A utor w spom nień chodził do szkoły pow szechnej, a później do szkoły zaw odow ej m echanicznej. B ardziej szczegółow y opis budynku szkolnego znajdujem y we w spom nieniach F ranciszki K ani, mieszkającej w tedy w osiedlu M asindi (Uganda):
D rew niana konstrukcja (żerdzie bam busow e) o p lecione traw ą sło niow ą na w ysokości je d n e g o m etra. D o kla sy m ożna było za glądać ze w szystkich stron, okna w ięc były zbyteczne. N ie było też sufitu. N a d gło
w am i uczniów rozpościerał się bezpośrednio dach słom iany. P r y m i t y wne
były ła w ki i sto ły z prostych, su ro w ych desek, na g lin ia n e j podłodze. Jedynie tablica była praw dziw a...
Szkoły polskie w A fry ce W schodniej..
71 Szkołę budow ali M urzyni z pobliskich w iosek, w ięc staw iali ją na wzór i podobieństw o w łasnych chat (przew ażnie z je d n ą izbą), ale staw ia no i chaty z w iększą liczbą pom ieszczeń. P om im o tak prym ityw nej budo wy pom ieszczenia szkolne i m ieszkalne w ytrzym yw ały naw et trzęsienia ziemi, dość często w ystępujące w tej części A fryki.
Lepszy standard posiadały szkoły i budynki m ieszkalne w osiedlu Rongai (Kenia). A leksandra Jarocka pisze:
Szkoły były m urow ane, z cegły p ozyskanej z m iejscow ej cegielni, zaś w budynkach m ieszkalnych była bieżąca w oda. były łazienki, ale wy stępowały inne uciążliw ości: nie m ieliśm y w osiedlu poczt}’ ani szpitala...
Kiedy w osiedlu M asindi nie zdołano na czas zbudow ać szkoły, przez pewien czas - ja k pisze D anuta F erstner - lekcje odbyw ały się na świeżym pow ietrzu, najczęściej pod baobabem lub kasztanow cem . O l brzymie drzew a zapew niały cień i chroniły przed palącym i prom ieniam i słońca.
Najwięcej trudności spraw iał je d n ak dotkliw y brak podręczników i przyborów do pisania. N auczyciele opracow ali program y nauczania dla wszystkich typów szkół, zaś pierw sze lekcje przypom inały bardziej zaję cia w średniow iecznej szkole parafialnej, w której królow ał jed y n y pod ręcznik w ręku bakałarza. Podobnie w szkołach afrykańskich. N auczyciel tak długo czytał tekst z podręcznika, aż uczniow ie go zapam iętali.
W klasach pierw szych też sobie radzono. P ierw szaki siadały na gołej ziemi, nauczyciel zaś staw ał przed nim i i długim patykiem kreślił na piasku literkę lub cyferkę, a uczniow ie w odząc m ozolnie patykiem na piasku odw zorow ali to, co napisał nauczyciel, a później głośno odczyty wali dopóty, dopóki nie zapam iętali. W klasach starszych do ćw iczeń w technice czytania nauczyciele w ykorzystyw ali gazety. W M asindi m ożna było nabyć za 2 centy tygodnik, pośw ięcony P olakom na uchodźctw ie o nazwie „Polak w A fryce” , w ydaw any w N airobi, natom iast w osiedlu Tan- geru czytali dziennik o patriotycznej nazw ie „O rzeł B iały”, też w ydaw a ny w Nairobi.
Od początku w lepszej sytuacji były szkoły w M asindi. Już w pierw szych tygodniach otrzym ały niezw ykły podarunek: podręczniki i przy pory do pisania. N iespodziew any d ar pochodził od m isjonarza Polaka, który pracował w pobliskiej m isji. W śród podręczników znajdow ały się również czytanki i rozm ów ki do ję z y k a angielskiego. Później do A fryki Wschodniej zaczęły napływ ać podręczniki od Polonii am erykańskiej, co
w znacznym stopniu ułatw iło pracę.
Problem podręczników i p rzyborów do pisania przestał istnieć w 1944 roku. Za spraw ą rządu p o lsk ieg o w ładze angielskie w yznaczyły w A nglii, na Ś rodkow ym W schodzie i w Indiach drukarnie, których zada niem było drukow anie dla szkół p olskich p o dręczników i zeszytów . Od tego czasu sytuacja zm ieniła zasadniczo. W 1945 r. w T engeru i M asindi przystąpiono do pierw szych eg zam in ó w dojrzałości, a w rok później już do następnych.
D la u czniów nie było żadnej taryfy ulgow ej. N a św iadectw ach w ystaw ianych uczniom w ystęp o w ały w szystkie przedm ioty, ja k w szko łach przedw ojennych, z tą różnicą, że na św iadectw ach szkół pow szech nych był dodatkow y przedm iot - ję z y k angielski, który w szkołach po w szechnych w M asindi w p row adzono ju ż o d klasy pierw szej, w Tangeru od klasy trzeciej a w R ongaj, d o p ie ro od piątej. B yły trudności w pozy skaniu nauczycieli do tego p rzedm iotu, w ięc zatrudniano często absol w entów liceów hum anistycznych.
W ystępow ały też braki w śród nauczycieli szkół średnich, dlatego w niektórych m iejscow ościach nie m ożna b yło uruchom ić tych szkół, zaś absolw entów szkół p o w szech n y ch u m ieszczan o w intern atach najbliż szej szkoły średniej.
S zkoły pow szechne były k oedukacyjne, n atom iast średnie dzieli ły się na m ęskie i żeńskie. N ie obow iązy w ał strój szkolny. N a zdjęciu II klasy gim nazjum żeńskiego w M asindi uczen n ice ubrane są w różnokolo row e sukienki.
R ok szkolny w szkołach afry k ań sk ich trw ał dziesięć m iesięcy, ale pierw sze półrocze przypadało na ko n iec m aja, a zakończenie roku szkol nego n a 15 grudnia.
W iele było w osiedlach siero t i półsierot. Te dzieci m ieszkały w sierocińcach, prow adzonych przez siostry nazaretanki. W ychow ankow ie sierocińca m ieli zapew nioną naukę w szkołach w szystkich typów. W jed nym z sierocińców przebyw ał Jerzy D obrow olski, który w sw oich w spo m nieniach tak napisał:
M ieszkaliśm y w R ongai (K enia), m iejscow ości o b a rdzo łagodnym klim acie. U częszczałem do szkoły trzecieg o stopnia. W ykładały m. in. sio stry nazaretanki. W p ią te j klasie za c zą ł się ję z y k angielski. W szkole obo w iązyw ały kary cielesne, które w ym ierza n o p rzy p o m o cy linijek, kijów i hipopotam ek. To ostatnie narzędzie było sp orządzone ze skó ry hipopota
Szkoły polskie w A fry ce W schodniej..
73
ma. Z je d n ej strony grubsze, stopniow o zw ężające się ku końcowi. Przy uderzeniu często zdarzało się, Ze krew ciekła p o nodze na skutek rozcięcia skóry.
C zy kary cielesne stosow ano pow szechnie? Tego dokładnie nie wiemy. Praca d y daktyczno-w ychow aw cza zapew ne nie była łatw a w ta kich w arunkach. W szkołach kadrę n auczycielską stanow iły przew ażnie nauczycielki, w dom u m atka spraw ow ała opiekę nad dziećm i, w w ielu przypadkach ju ż dorastającym i i nieraz była bezradna, szczególnie w o bec chłopców, którzy w ychow yw ali się b ez ojców i dorastali w nietypo wych w arunkach, n ajpierw na terenie Z w iązku R adzieckiego, gdzie spryt, przebiegłość czy naw et złodziejskie w yczyny ratow ały od głodu, a cza sem i śmierci, zaś w w arunkach afrykańskich przyśpieszone dojrzew anie wywoływało zam ęt w ich psychice. C hłopcy często uciekali do dżungli, przepadali w w ioskach m urzyńskich, urządzali bójki z rów ieśnikam i z innych osiedli. N ie było to zjaw isko pow szechne, ale zdarzało się, a i dziewczęta brały często w tym udział.
Szeroko ro zw inęła się w szkołach praca pozalekcyjna.
N auczycielki - pisze B olesław B ajorek - organizow ały teatrzyki, chóry m iędzyszkolne, kółka m iłośników p rzy ro d y i h istorii Polski. P o wstała czterdziestoosobow a orkiestra, o rg anizow ano co roku w ystaw y h a fc ia rsk a ludow ego. W ystawy organizow ała też szkoła m echaniczna. Wiele przedm iotów z w ystaw y kupow ali A n g lic y i H indusi.
W każdej szkole działała organizacja harcerska, zaś w m łodszych klasach drużyny zuchow e. C hłopięce d rużyny zuchow e ubrane były w szare m undurki, zam iast chust z białym i w ykładanym i kołnierzykam i. Osobliwością w w arunkach afrykańskich były w ełniane, kolorow e skar petki, które nosiły rów nież starszo-harcerskie drużyny.
Ja należałam - pisze F ranciszka K ania - do drużyny zuchowej. S za ra spódniczka, b iała bluzka i zielona, szeroka w stążka na piersi, to strój zucha - dziew czynki.
D rużyna harcerska w M asindi m aszerow ała często w takt dość o so bliwej w swej treści piosenki, napisanej przez nieznanego autora, śpiew a nej na m elodię m arsza B rygady K arpackiej. P iosenka zaczyna się od słów:
M aszeruje drużyna, m aszeruje, Bo p raca to p o żyteczn a rzecz. N iech p o la w M asin d i wykarczuje, B y w iosną ziem niaki mieć.
D aleka je s t droga, daleka, D aleki je s t świat.
Z osiedla M asindi D o polskich chat.
C zytelnika zapew ne dziw i czw arty w iersz w pierw szej zw rotce pio senki: „By w iosną ziem niaki m ieć” . N a spotkaniu, daw ni uczniow ie po w iedzieli mi, że polskim osadnikom trudno b yło się p rzyzw yczaić do m anioku, papai i innych roślin afrykańskich. Tęsknili w szyscy do ziem niaków, które zaczęto upraw iać w przydom ow ych ogródkach, a naw et na specjalnie w ykarczow anych poletkach. P rzystąpiono rów nież do hodow li świń, co w tam tejszych w arunkach było rzadkością. Od tego czasu na polskich stołach pojaw iały się ziem niaki i w ieprzow ina. O dziw o, nie było zatruć od w ieprzowiny. W afrykańskim klim acie różne choroby nę kały je d n ak m ieszkańców osiedli.
C horow ali, i to dość często, na m alarię, żółtą febrę i porażenia słoneczne, ale najbardziej dokuczliw e były w szelkiego rodzaju pasożyty, atakujące przew ażnie skórę na rękach i nogach, dlatego codziennie po kąpieli należało skontrolow ać skórę na rękach i nogach i w czepionego pasożyta oderw ać. M ieszkańcy osiedli m ieli zapew nioną opiekę lekar ską. W M asindi był szpitalik na sto d w adzieścia łóżek, natom iast pacjen tów z pow ażniejszym i przypadkam i w ysyłano do N airobi i K am pali.
Ż ycie kulturalne w osiedlach rozw ijało się na różnych płaszczy znach. W Tengeru istniała czterdziestoosobow a orkiestra m iędzyszkolna, w ystępująca na uroczystościach szkolnych i akadem iach. Z espoły teatral ne, prow adzone przez n au czycieli, u rząd zały p rzedstaw ienia, n a które licznie przybyw ali m ieszkańcy n aw et z okolicznych osiedli - obozów. U rządzano pogadanki z zakresu w iedzy o A fryce. G rom adzono pam iątki zw iązane z folklorem A fryki W schodniej, a do badaczy folkloru należał doktor m edycyny W acław K orabiew icz, au to r książki G dzie słoń, a gdzie
Polska.
W czasie w akacji szkolnych u rządzano w ycieczki nad je z io ra W ik torii i A lberta, rozbijano obozy u podn ó ża K ilim andżaro, najw yższej góry w A fryce. Z w ycieczek przyw ożono ciekaw e okazy flory i drobniejsze eksponaty św iata zw ierzęcego, n iektóre preparow ano, inne w kładano do słojów z form aliną. O pracow yw ano katalogi roślin pod kierunkiem na uczycieli. W ten sposób grom adzono p om oce naukow e do n au czan ia bio
S-koty polskie w A fry ce W schodniej..
75 logii. Pod koniec w akacji odbyw ały się zloty harcerskie z udziałem za g r a n ic z n y c h drużyn, np. G reków i Hindusów .
Bardzo u roczyście obchodzono św ięta państw ow e: 3 M aja i 11 Listopada. U czestniczyli w nich w szyscy m ieszkańcy osiedla. Poza ofi cjalną akadem ią odbyw ały się rów nież zaw ody sportow e, w których udział brali uczniowie starszych klas gim nazjalnych. A utor posiada w sw oich zbiorach dw a dyplom y, zdobyte przez Teofila D ziobana, brata jednej z gorzowskich „A frykanek” , w łaśnie w dniu 3 m aja za zajęcie I m iejsca w konkursie skoku o tyczce i za I m iejsce w Biegu N arodow ym . N a dyplo mach widnieją podpisy kom endanta osiedla i kom isji sędziow skiej.
W osiedlu M asindi istniał K lub Sportow y „W arta”, w ram ach któ rego działała drużyna piłki nożnej składająca się z uczniów szkół śred nich. Drużyna m iała w łasne boisko, na którym często rozgryw ano m ecze międzyosiedlowe.
Codzienne życie w tej części A fryki zam ierało o godzinie osiem nastej. O tym bow iem czasie zachodzi słońce, po czym zapadają tak nie przeniknione ciem ności, że na odległość ręki nic nie w idać. Poruszający się na drodze lub ulicy używ ali latam i lub pochodni.
Przed udaniem się na spoczynek każdy m ieszkaniec m usiał p a miętać o dokładnym spraw dzenia łóżka, by w ypędzić z niego nieproszo nego gościa, np. w ęża, często jadow itego, a nad łóżkiem zaw iesić m oski- tierę, chroniącą przed ow adam i.
M ieszkańcy osad nie utrzym yw ali żadnych kontaktów z M urzy nami, z w yjątkiem handlow ych, je d y n ie dzieci szukały tow arzyszy w spól nych zabaw. M urzyni z A fryki W schodniej pochodzą m.in. z dorodnego szczepu M asajów , należącego do licznego plem ienia Bantu. P racow ali przeważnie na angielskich p lantacjach, zaś n iektórych zatrudniano do prac porządkow ych w osiedlach. W stosunku do białych kobiet zachow y wali się popraw nie. Jednak często kradli. Z łapany na gorącym uczynku delikwent podlegał karze chłosty, którą w ym ierzano z całą bezw zględno ścią.
Początkow o m ieszkańców osiedli niepokoiły tajem nicze odgłosy tam-tamów, które w ypełniały d żunglę nieraz do północy, ale później p rzy zwyczajono się do tych w ieczornych „rozm ów ” w iosek m urzyńskich.
W ym agania w szkołach staw iano uczniom w ysokie. Jedna z u czen nic, już po pow rocie do kraju, poddana egzam inow i z zakresu klasy czw ar tej szkoły pow szechnej, w ykazała się w iadom ościam i na poziom ie klasy
piątej.
Z m aturzystam i było trochę kłopotu, pon iew aż w A fry ce W schod niej nie było szkół w yższych, dlatego niek tó ry ch za trudniano w szko łach, często ja k o nauczycieli ję z y k a angielskiego, inni znajdow ali pracę w N airobi lub K am pali, pozostali znaleźli zatrudnienie w osiedlowych w arsztatach rzem ieślniczych.
O siedleni w G orzow skiem „A fry k ań czy cy ” uczyli się w szkołach różnego typu: D anuta F orstner i F ran ciszk a K ania u k ończyły III klasę szkoły pow szechnej, Jerzy D obrow olski klasę V, Jó z e f K asiniak ukończył szkołę pow szechną, natom iast B olesław B ajo rek otrzym ał prom ocję do klasy II szkoły zaw odow ej, A niela Jaro sik u kończyła I klasę gimnazjalną.
U czniow ie zapam iętali nazw isk a niek tó ry ch nauczycieli pracują cych w szkołach A fry k i'W sc h o d n ie j. W M asindi (U ganda) w szkołach pow szechnych pracow ały nauczycielki K siążkiew icz i A nna Niepokól- czycka. W gim nazjum i liceum : N elly N iedziałkow ska, Irena Orechwa, D anuta M etropolit, G enow efa B ieńko i d y rektor szkoły R yszard Arnold. W Koi (U ganda) w szkole pow szechnej pracow ały: Z ofia Ja g o cik i Anna W ojnowa. R eligii uczył ks. Ł ucjan K rólikow ski.
W osiedlu Tangeru (Tanzania) p racow ały w szkołach pow szech nych: Julia Z aw istow ska i Irena Lityńska. K ierow nikiem szkoły była Anna Z arzycka. W szkole zaw odow ej uczyli: B ronisław a K resow ska i nauczy ciel zaw odu K onas. W R ongai (K enia), w szkole pow szechnej prowadziła nauczanie M aria K w iatkow ska, zaś w gim nazjum : K ułakow ska, Dadej, M ieszkow ska, K inasz-Surow iecki, P om orska, Pom orski, W ieruszew ski. N iew ątpliw ie nauczycieli pracujących w A fryce W schodniej było znacz nie w ięcej, ale tylko tylu uczniow ie zdołali zapam iętać.
W roku 1945 do A fryki d otarła rad o sn a w ieść - koniec w ojny! W szkołach przygotow yw ano się do zakończenia pierw szego półrocza, ale m inęło je szc ze w iele m iesięcy, zanim w tej części A fryki szkoły zakoń czyły sw oją działalność. O w yjeździe do kraju nie m ów iono jeszcze, ra czej naradzano się, bo w zasadzie k resow iacy nie m ieli dokąd w racać. Z kraju napływ ały listy, w których ro dziny w cale nie zachęcały do powrotu. I tak m inęły dw a lata. W osiedlach życie toczyło się norm alnie, ale wy czuw ało się ja k iś niepokój. W szkołach średnich zdaw ano m atury, ucznio w ie pozostałych szkół otrzym yw ali św iadectw a prom ocyjne, urządzano biw aki, zaś uczniow ie szkół w osiedlu R ongai urządzili sobie zabaw ę i biw ak na rów niku. D opiero po likw idacji P olskich Sił Z brojnych na Za
Szkoły p o lsk ie w A fr y c e W schodniej..
77 chodzie w ład z e a n g ie ls k ie za cz ęły n am aw ia ć m ieszkańców do w yjazdu. W 1947 r. z o rg a n iz o w a n o p ie rw sz y transport, który w ypłynął z portu M om basa. Je d n i w y jeż d ża li d o A nglii, by stam tąd w yruszyć w d al szą w ędrów kę, w ię k s z o ść je d n a k w ra ca ła do kraju.
P ow rót d o o jc z y z n y w ielu ro zczaro w ał. Pow rócili z niezaw inio nym piętn em d ziec i „ a n d e rso w c ó w ” , co nie ułatw iało im w cale życia, a wręcz m usieli u c ie k a ć się d o sk ry w a n ia sw ej przeszłości, zm ieniając ży ciorysy. W a n k ieta ch p o d aw a li, że są repatriantam i. Tak przeszli przez życie, k tó reg o c z ą s tk ę , sw o je d z ie c iń stw o i w iek d ojrzew ania m usieli ukrywać.
Do G o rz o w a p rzy je ch a li w ró żn y ch okresach czasu, jed n i jeszcze jako dzieci w la tac h 1947-1948 i tutaj p rzygotow yw ali się do dorosłego życia, paru p rz y je c h a ło zn a c z n ie później (1953-1962), niektórzy ju ż po maturze i po sz k o le z a w o d o w e j. P od jęli pracę, np. w szkolnictw ie, finan sach m iejskiej rad y n aro d o w ej, a tak że w zakładach produkcyjnych (ZW Ch „Stilon” , Z a k ła d y M e c h a n ic z n e „ U rsu s” w G orzow ie). D w oje ukończyło studia w yższe. Je d n a „ A fry k a n k a ” p o p rzy je źd z ie d o kraju zam ieszkała w Jordanow ie, u k o ń c z y ła sz k o łę h a n d lo w ą i tu p o m aturze pracow ała ja k o księgow a w D o m u O p ie k i S p o łec zn e j p rze z 41 lat. D zisiaj ju ż rzadko w spom inają la ta p o b y tu w A fry ce, a d aw n e obrazy i przeżycia zaciera nieubłagany czas.
W artyk u le w y k o r z y sta n o w sp o m n ien ia n astęp u jących osób:
A leksandra Ja ro c k a , G o rz ó w W lk p . ul. K os. G d y ń sk ic h 20 B/3, Franciszka K an ia, G o rz ó w W lk p . u l. S ik o rs k ie g o 14/6, Danuta F orstner, G o rz ó w W lk p . ul. C z e re śn io w a 1 1B, Bolesław B ajo rek , G o rz ó w W lk p . ul. S p o rto w a 6 A /27, Józef K araśniak, G o rz ó w W lk p . ul. Ł o k ie tk a 31/9, Aniela Ja ro szek , zam . w Jo rd a n o w ie .
M e d a l w r ę c z a n y p r z e z P a p ie ż a o s o b o m u c z e s tn ic z ą c y m