• Nie Znaleziono Wyników

Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia nr 5/2020 (pdf)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia nr 5/2020 (pdf)"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

3 Profesor Jerzy Mellibruda, nasz Jurek nie żyJe

Przez ostatnie dni, już po śmierci Jurka, rozmawiałam z wieloma osobami, dla których

jego odejście skłoniło do tego, żeby spojrzeć wstecz na swoje życie, i wszystkie one mówiły

jednoznacznie: dzięki Jurkowi moje życie zmieniło się na lepsze.

– Anna Dodziuk

7 sPotkania – Czesław Czabała

W ciągu pięćdziesięciu lat naszej znajomości spotykaliśmy się wiele razy.

WsPoMnienie o Jurku M. – Majka i Piotr Fijewscy

Praca była dla niego misją i sposobem życia.

8 dziękuJę… – Bohdan Woronowicz

Kiedy Jurek zainteresował się lecznictwem odwykowym, poczułem ogromne wsparcie.

9 dać śWiadectWo... – Krzysztof Brzózka

Historia i praktyka wsparcia kilku milionów Rodaków.

10 lęk egzystencJalny a logoteraPeutyczne „MeMento Mori”

– Piotr Szczukiewicz

Refleksja nad śmiercią i jej nieuchronnością budzi niepokój i może prowadzić do unikania tematu

przemijania i umierania, również u terapeutów. Jako ludzie mamy tendencję do uciekania od tego,

co niemiłe i przykre, a śmierć może być takim tematem.

Spis treści

Opóźniło nam się

nieco milenium. To

ten rok postawił nas

w przejściu pomiędzy

tysiącleciami, światami,

epokami i Bóg jeden

wie czym jeszcze,

uru-chamiając w tym

tekto-nicznym ruchu groźne,

bezładne prądy.

Wirus próbuje na nas

dobro, polityka, jako jego ludzki symbol,

spraw-dza granice zła. Etyka, podobnie jak

światopo-gląd, słabo już zasłania znaczenie tych prostych

słów. Wyczerpały się ich definicje i funkcje.

Bę-dziemy je po raz kolejny tworzyć na nowo.

Ak-tualizować. Raczej będą to robiły młodsze

po-kolenia. Mam nadzieję po refleksji nad tym, co

dzieje się dziś, i tym, co stanie się jeszcze jutro.

Nikt nie wyjdzie bowiem z tego przejścia

nie-tknięty. Im więcej, tak jak w każdym granicznym

momencie, w sobie usłyszymy, tym mniejszego

chaosu doświadczamy.

Kończy się więc epoka, odchodzą też ludzie,

którzy ją tworzyli. Miałem szczęście, że przez 30

lat brałem udział w dynamicznej zmianie. W

roz-woju, w dodawaniu do dobrego. Klasycy

powta-rzają, że wartości „porywają”. I to prawda. Ten

zryw dziś jest jednak coraz słabszy. Wystarcza go

jeszcze, aby coś z tej epoki uchronić. Ale nie wiem,

czy na długo. Zdysocjowane społeczeństwo,

po-dobnie jak człowiek, traci siły. Obejmuje go

de-presja, do głosu dochodzą również mroczne siły.

Jung mówił, że jak schodzisz do piwnicy,

mu-sisz mieć dobre światło. Nie wiem, gdzie dziś

jest jego źródło. Wiem jednak, że dostarczamy

go wciąż w psychoterapii. W pomaganiu.

Roz-palał to światło wiele lat temu Jerzy Mellibruda.

Bycie psychoterapeutą było dla niego

egzysten-cjalną funkcją, wszystko w jego działaniu było

podporządkowane procesowi, który tak wielu

ludziom pozwalał się integrować, zbierać w

ca-łość. My, jako wspólnota, dzięki temu również

staliśmy się pełniejsi o tych, co pozostawali

wcześniej wykluczeni.

Co dalej z tą „lampką”? Nie wiem. Przez

dwa-dzieścia trzy lata staraliśmy się ją również

roznie-cać. Dziś oddajemy do rąk naszych Czytelników

przedostatni już numer. Ostatni w przygotowaniu.

Historia pokazuje, że nasi mistrzowie nie chcą

od nas zbyt wiele, może wystarczy, aby

podtrzy-mywać i opierać nadzieję na jutro na tym, co

do-brego dzieje się wciąż między nami.

(4)

12 act W Pracy z osobaMi uzależnionyMi, czyli W PoszukiWaniu

sensu i Wartości – Marzenna Kucińska

Uzależnienie w Terapii Akceptacji i Zaangażowania traktowane jest jako swoisty

sposób unikania kontaktu z życiem i samym sobą, gdy kontakt ten staje się zbyt

bolesny. Wyzwaniem, któremu stawiamy czoła w terapii, jest nieobecność – znika

człowiek z jego wyborami, a dominuje uzależnienie z jego konsekwencjami.

15 kobiece historie W Procesie gruPoWyM

– Martyna Borkowska–Pelc

Bez bezpiecznych więzi nie możemy zbudować bezpieczeństwa w sobie.

Potrzebujemy do tego innych.

18 W słabyM ciele słaby duch – Storrada Ujda

Na stan psychiczny naszych pacjentów mogą wpływać różne choroby somatyczne,

dlatego tak ważna jest kompleksowa diagnoza przed rozpoczęciem terapii.

20 osoboWość silna iMMunologicznie siedeM cech, które Można

i Warto rozWiJać – Edyta Krzysztof

Bądź wrażliwy na sygnały własnego ciała i ducha, kochaj ludzi i pomagaj im bezinteresownie,

stawiaj granice, miej poczucie kontroli nad swoim życiem, wygadaj się, kiedy coś leży Ci na sercu,

rozwijaj różne aspekty siebie – brzmi jak rady dobrej cioci? Jednak to naukowo dowiedzione

czynniki zdrowia.

23 relacJa suPerWizyJna i role W Procesie suPerWizyJnyM

– Anna Dziedzic

Bycie autentycznym wydaje się jednym ze złotych środków do nawiązania

prawidłowej relacji terapeutycznej z superwizantami. Kiedy wspominam swoich

superwizorów, mogę przyznać, że zdecydowanie najbezpieczniej czułam się w relacji

z superwizorami, którzy „byli sobą”, nie próbowali zaprezentować się na superwizji

inaczej niż to, jakimi ludźmi byli.

26 uzależnieni czy „rażąco niedbali dłużnicy”1?

– Roman Pomianowski

Czym jest chroniczne zadłużanie się – zaburzeniem kompulsywnym czy nowym uzależnieniem

behawioralnym? A może to tylko to „marketingowe chorobotwórstwo”?.

32 zbaWienie i PrzekleństWo, czyli krótka historia oPiatóW

– Agata Lato

Dwieście lat po wynalezieniu morfina i jej pochodne wciąż są najpotężniejszą bronią człowieka

w walce z bólem oraz najsilniejszym znanym nam narkotykiem. I wciąż wywołują epidemie

uzależnień.

35 Propozycje czytelnicze. informacje.

Pismo bezpłatne, dostępne wyłącznie w prenumeracie. Zamówienia prenumeraty na www.tuiw.pl (Prenumerata). Zastrzegamy sobie prawo do redagowania, skracania otrzymanych tekstów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy.

Wydawca: Fundacja „Zdrowie–Trzeźwość” Redakcja:

dr Ireneusz Kaczmarczyk – redaktor naczelny,

Dariusz Dybek, Ewa Grzesiak, Katarzyna Burda, Danuta Mikuła Agnieszka Illinicz–Kiełkiewicz – ilustracje.

Adres redakcji: 97–400 Bełchatów, ul. Czapliniecka 44/8, skr. poczt. 45, tel. 501 437 046, fax. 44 667 60 16 e–mail: info@tuiw.pl, http://www.tuiw.pl, kolportaż: kolportaz@tuiw.pl

index copernicus Value= 4.26 pkt. zadanie finansowane ze środków funduszu rozwiązywania Problemów hazardowych w ramach narodowego Programu zdrowia na lata 2018 – 2020.

(5)

. . .

Cóż można powiedzieć na zaledwie paru stronach o roli człowieka takiego jak Je-rzy Mellibruda, o jego zasługach w krze-wieniu zdrowia psychicznego i najszerzej rozumianym rozwiązywaniu problemów alkoholowych w Polsce? „Nie da się objąć tego, co nie do objęcia” – tak mówiło się w moim domu słowami fikcyjnego rosyj-skiego poety Koźmy Prutkowa.

Jurek za mojej pamięci zmieniał nie tylko to, co działo się w psychoterapii oraz w psychoterapeutach, przy okazji poszerzając psychoterapię o parę obsza-rów, których przed nim w Polsce nikt nie dotykał – ale przede wszystkim w tych obszarach na wielką skalę organizował zmianę społeczną i przewodził jej przez wiele lat. O najważniejszym z nich, czyli o obszarze uzależnień, śmiało można po-wiedzieć, że od czasów Jurka już nic tu nie było, nie jest i nie będzie takie samo.

* * *

Z początku głównym polem aktywno-ści Jerzego Mellibrudy była psychotera-pia bliższa jej tradycyjnemu rozumieniu, czyli praca nad rozwiązywaniem konflik-tów wewnętrznych czy nad zaburzeniami emocjonalnymi (nigdy zresztą się z tych zainteresowań nie wycofał).

Potem Jurek był pomysłodawcą i spiri-tus movens wieloletniego programu Lu-dzie Pomagający Ludziom z Problemem Alkoholowym: najpierw była to pomoc

psychologiczna dla alkoholików, potem też dla ich rodzin, dla Dorosłych Dzieci Alkoholików, dalej dla osób dotkniętych przemocą domową – aż został stworzony system, obejmujący całościowe rozwią-zywanie problemów alkoholowych: le-czenie uzależnienia, pomoc i wspieranie wszystkich tych kategorii oraz profilak-tykę i edukację społeczną aż do trzyma-nia w karbach reklamy alkoholu i utrzy-mywania limitów jego sprzedaży.

Jak powiedział ktoś z jego współpra-cowników, cechą charakterystyczną do-konań Jerzego Mellibrudy jest

„wprowa-dzania do rzeczywistości trzeźwościowej zmian systemowych, a nie tylko pojedyn-czych działań, pozbawionych osadzenia i zakorzenienia”.

Wszystko to wymagało działań strate-gicznie powiązanych i wielopłaszczyzno-wych:

• przeszkolenia armii ludzi, nie tylko psychologów, pedagogów, absolwen-tów resocjalizacji, ale też urzędników, samorządowców, nauczycieli, lekarzy i wielu innych – żeby nie realizować planów zmiany na oślep, przez osoby niekompetentne i niezaangażowane; • wielkiej pracy nad zapewnieniem

za-plecza teoretycznego, literatury i ma-teriałów szkoleniowych;

• zmian na poziomie ogólnopaństwo-wym: nowych adekwatnych aktów prawnych oraz tworzenia instytucji państwowych i samorządowych od administracji centralnej po szczebel gminny.

Do tego naprawdę trzeba było postaci niezwykłej, o cechach – powiedziałabym – heroicznych. Narzuca mi się porówna-nie do wielkich strategów, wygrywają-cych wojny, oczywiście nie pod wzglę-dem zaborczości i krwawych bitew, lecz pod względem dalekowzrocznych wizji, wybierania skutecznych strategii i wy-trwałego prowadzenia kampanii, odpor-ności na przeciwodpor-ności, umiejętnego do-bierania współpracowników czy raczej towarzyszy walki, wygranych potyczek i zdobywania nowych krain.

* * *

Trzeba tu przypomnieć kilka faktów bio-graficznych. Jerzy Mellibruda urodził się 1938, w 1969 ukończył studia psycholo-giczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, będąc już absolwentem Wydziału Me-chanicznego Politechniki Krakowskiej. Sądzę, że to połączenie myślenia psy-chologicznego i inżynieryjnego dało taką mieszankę energetyczną, że wkrótce na licznych polach bitew wielkie kłęby

ku-rzu zaczęły unosić się nad jego wojskiem. Warto dodać, że staż kliniczny odbywał pod kierunkiem prof. Antoniego Kępiń-skiego, a w trzy lata później obronił dok-torat. Następny krok na jego ścieżce na-ukowo–dydaktycznej wiązał się z prze-niesieniem do Warszawy, gdzie został wykładowcą psychologii na UW. W 2000 roku uzyskał habilitację. Do pracy ze stu-dentami powrócił w latach 2000–2013 jako profesor w Szkole Wyższej Psycho-logii Społecznej w Warszawie.

Jak sobie łatwo można wyobrazić, na-uczyciel akademicki to za mało jak na społeczny temperament Jerzego Melli-brudy. Zawsze bardzo ważną dziedziną jego działalności było organizowanie śro-dowiska. W 1982 roku został wybrany prezesem Polskiego Towarzystwa Psy-chologicznego (PTP) i był to niezwykle żywy okres w działalności tej organizacji, był też założycielem i redaktorem organu PTP „Nowiny Psychologiczne”. Myślę, że środowisko psychologiczne miało szczę-ście, wybierając go swoim liderem w cza-sie stanu wojennego i początków trans-formacji ustrojowej na trzy kolejne ka-dencje w latach 1982–1994.

Jedno z moich pierwszych wspomnień pochodzi z roku 1973, kiedy to Jurek po przeprowadzce do Warszawy zało-żył OTiRO (Ośrodek Terapii i Rozwoju Osobowości, którym kierował w latach 1972–1988) i zaczął szerzej prezentować całkowicie nowy model pracy psychote-rapeutycznej. Ten czas początków pla-cówki, legendarnej i kultowej, pamiętam z pozycji zazdrośnika: jak dobrze tym, co tam pracują, oni mają dostęp do praw-dziwej psychoterapii. W tych mitycznych czasach w Warszawie, oprócz kliniki prof. Stefana Ledera w Instytucie Psychiatrii i Neurologii oraz Ośrodka Leczenia Ner-wic w Rasztowie, nie było nic – to pozo-stałość po czasach, kiedy psychoterapia była podejrzaną „burżuazyjną pseudo-nauką”, której nie uczono w trybie

oficjal-Przez ostatnie dni, już po śmierci Jurka, rozmawiałam z wieloma osobami, dla których jego odejście skłoniło

do tego, żeby spojrzeć wstecz na swoje życie, i wszystkie one mówiły jednoznacznie: dzięki Jurkowi moje życie

zmieniło się na lepsze...

Anna Dodziuk

PRoFESoR JERzy MELLiBRUDA,

nASz JUREK niE żyJE

(6)

. . .

nym. Zapełniając tę półpustynię, Jurek przywiózł nam z USA terapię Gestalt.

Potem powtarzało się to nieraz: Melli-bruda jedzie do Stanów i przywozi coś, co natychmiast musi znaleźć zastosowanie. Rezultatem tych jego wojaży na najlepiej mi znanym terenie psychoterapii osób z problemem alkoholowym był model Minnesota (w tym rewolucyjny wówczas postulat zatrudniania w odwyku

trzeź-wiejących alkoholików), koncepcja DDA, zapobieganie nawrotom, interwencja w motywowaniu do leczenia.

I jak tylko każdą z tych fundamen-talnych nowinek przywoził – tak samo zresztą było z takimi, które wymyślał – to zaraz chciał, żeby ludzie wcielali je w ży-cie, a oprócz szkoleń zaczynały się wo-kół nich wielkie środowiskowe dyskusje na seminariach, konferencjach, w sieci…

przykładem internetowa Lista Dysku-syjna Odwyk, która kipiała od sporów, starć, wypowiedzi o kontrowersyjnych i niejasnych kwestiach. Jurek nazwał ten czas „okresem żywych poszukiwań w sferze koncepcji uzależnienia i metod leczenia” – pamiętam tę niesamowitą at-mosferę przygody w drugiej połowie lat 80. i przez całe lata 90. Bez wątpienia był przewodnikiem i drogowskazem w tych poszukiwaniach.

* * *

Od czego się zaczęło systematyczne, upo-rczywe i uwieńczone sukcesem budowa-nie nowej – jak lubimy mówić – rzeczy-wistości trzeźwościowej w Polsce (nieco ostatnio zachwiane w wyniku poczynań „dobrej zmiany”)?

Jerzy Mellibruda po ogłoszeniu stanu wojennego zaczął zajmować się oświatą niezależną, ale dla tak krewkiego tempe-ramentu było to za mało, więc postano-wił rzucić swoje siły na rozwiązywanie wielkiego problemu społecznego – alko-holizmu. W ramach PTP jako jedno z po-czynań o zacięciu społecznym powstał program „Ludzie Pomagający Ludziom”. Weterani, towarzysze bojowi Jurka, oczy-wiście dobrze go pamiętają, ale młodsze pokolenie chyba nie.

Otóż w 1983 pod kierunkiem Jerzego Mellibrudy zostali przebadani pracow-nicy lecznictwa odwykowego i rezultaty były przerażające: okazało się, że nie lu-bią tej pracy, nie cierpią alkoholików i uważają, że cokolwiek by się zrobiło, to i tak nic to nie da.

Ponieważ nie można było otrzymać funduszy na szkolenie, Jurek dostał je na badania i zaprojektował coś, co w woj-sku nazywa się „zwiadem bojowym” – badanie poprzez wprowadzanie zmiany. Szkolenie obejmowało głównie psycho-logów z odwyku poprzez intensywne treningi z pracą osobistą oraz warsztaty – i wszystko to sprytnie przebrane za bada-nia. Pamiętam, jak koledzy wspominali, że pierwsza szkolona grupa ciągle wypeł-niała jakieś ankiety, żeby można było wy-kazać, że kogoś się bada.

Do profesjonalistów dołączyły osoby z problemem alkoholowym, nazywano tę grupę wtedy nieprofesjonalistami. W su-mie absolwentów takich szkoleń dla po-magaczy o nazwie Studium Pomocy Psy-chologicznej (SPP), mamy w Polsce do-brych parę tysięcy i ciągle słyszę, że się rozpoznają, że znajdują wspólny język i dobrze im się współpracuje, a SPP ist-nieje do dziś.

(7)

akcent

. . .

To był bardzo wyrafinowany zamysł Jurka, żeby zniechęconych i biernych lu-dzi zamienić w „drożdże”. Jedna z tych osób napisała: „Po Studium Pomocy Psychologicznej uwierzyłam, że niemoż-liwe jest możniemoż-liwe, polubiłam «zmieniać» (swoje życie, kontakt z pacjentami, spo-sób leczenia i zwyczaje w mojej pracy), stałam się wiecznym uczniem”.

Mnogość szkoleń, które zainicjował Jurek, jest imponująca: ze Studium Po-mocy Psychologicznej został wydzielony Program Rozwoju Osobistego dla osób z problemem alkoholowym, powstało Studium Przeciwdziałania Przemocy, dla wykonawców programów gminnych „Strategia”, wysoko profesjonalne Studium

Terapii Uzależnień.

* * *

Oczywiście wszystkie te szkolenia nie oznaczały prostego uczenia się, wszyst-kie były wmontowane w generalny, ca-łościowy proces zmiany. Sam Mellibruda tak opisał ten proces: „Przebiegał on na trzech płaszczyznach: po pierwsze – w ludzkiej psychice, sposobie myślenia, w strukturze kontaktu z pacjentem; po drugie – w relacjach międzyludzkich; po trzecie – w środowiskach i instytucjach. Taka struktura zmian nie była przypad-kowa: pracując z absolwentami Studium Pomocy Psychologicznej [wówczas naj-większą i wciąż rosnącą grupą „uczniów” – AD], później – w formie superwizji,

let-nich szkół, konferencji – budowaliśmy sieć […] i tworzyło się coś w rodzaju struktur poziomych dla wymiany do-świadczeń i wzajemnego oddziaływania”.

A teraz po kolei: najpierw w 1983 Ju-rek uruchomił program „Ludzie Pomaga-jący Ludziom”, który wkrótce przekształ-cił w Studium Pomocy Psychologicz-nej zajmujące się rozwojem osobistym i szkoleniami dla „pomagaczy” w lecze-niu odwykowym z profesjonalnym wy-kształceniem i dla osób z problemem al-koholowym o stabilnej abstynencji. W 1985 roku przekształcił to skromne Stu-dium w Instytutu Psychologii Zdrowia i Trzeźwości (później Instytut Psychologii Zdrowia – IPZ), którego był dyrektorem. Z tym miejscem był związany najdłużej i myślę, że najmocniej. Instytut miał jed-nak mieć nie tylko zadania szkoleniowe, gdzie nauka nie mogła ograniczać się do poziomu przekazywania wiedzy – cho-ciaż tej było mnóstwo i bardzo praktycz-nej – ale miała zmieniać postawy poprzez pracę nad problemami osobistymi i w in-terakcjach z innymi ludźmi oraz poprzez

ćwiczenie umiejętności pomagania. In-stytut został wzbogacony o dział badaw-czy, a w kilka lat później o własną pla-cówkę kliniczną: w 2005 powstał NZOZ Ośrodek Psychoterapii „Ogród”, należący do IPZ.

Wiadomo, że Jurek miał też talent do nazywania. Z moimi dawnymi kolegami z IPZ próbowaliśmy definiować to, co ro-bimy w psychoterapii, i mówiliśmy, że jest to „eklektyczne”, co nie brzmiało zbyt do-brze, chociaż oznaczało, że w pracy z klien-tami czy pacjenklien-tami uruchamiamy takie myślenie i umiejętności, jakie do nich pa-sują. Dzięki Jurkowi mamy teraz szlachetną nazwę: zapytana o wyznanie psychoterapeu-tyczne dumnie odpowiadam, że uprawiam psychoterapię integracyjną.

W obszarze fundamentalnych zmian sposobu leczenia alkoholików na przeło-mie 1991 i 1992 roku pojawiła się nowa jakość: Studium Terapii Uzależnień (STU). To już były czasy całkiem innego niż do niedawna patrzenia na uzależnie-nie. Jerzemu Mellibrudzie zawdzięczamy spójne podstawy teoretyczne w tym ob-szarze: koncepcję psychologicznych me-chanizmów uzależnienia, ale też bogaty zestaw wynikających z tej koncepcji na-rzędzi. Zresztą właśnie STU uczyło sa-modzielnego wymyślania zarówno me-tod i procedur pracy z osobami uzależ-nionymi, jak i programów terapii uza-leżnienia. Potem pojawiły się różne inne pomysły czy podejścia, ale koncepcja Jerzego Mellibrudy przetarła drogę ca-łościowemu, niemedycznemu myśleniu o zjawisku uzależnienia.

* * *

Ten proces „rewolucjonizowania” toczył się też oczywiście w publikacjach, bo wi-zerunek Jurka byłby niepełny bez wspo-mnienia o tym, co sam napisał i jak przy-czyniał się do publikowania tego, co na-pisali inni.

Znowu tylko przykłady: „W poszuki-waniu samego siebie” – to był 1977 rok. Jeśli dobrze pamiętam, książek o psy-choterapii wtedy nie było żadnych, pio-nierska na polskim rynku wydawniczym „Psychoterapia” Stanislava Kratochvila

miała się ukazać dopiero za rok.

Z najbardziej znanych prac Jerzego Mellibrudy trzeba wymienić: populary-zującą Gestalt książkę „Ja–Ty–My” z 1986 roku, „Pułapkę niewybaczonej krzywdy” z 1995. Nie można pominąć fundamen-talnego dzieła, napisanego z Zofią Sobo-lewską–Mellibrudą „Integracyjna psy-choterapia uzależnień. Teoria i praktyka”

– to rok 2006. Dalej: „Przeciwdziałanie przemocy domowej” oraz „Teoria i prak-tyka terapii Gestalt” – obydwie z 2009, „Siedem ścieżek integracji psychoterapii” z 2011 roku, wreszcie „Rany i blizny psy-chiczne. O radzeniu sobie z bolesnymi śladami traum i skrzywdzenia” w 2015.

Jeśli dodać do tego niezliczone artykuły, skrypty, broszury, to aż trudno uwierzyć, że tyle może napisać jedna osoba. I przecież wi-działam, że ludzie czekali na teksty Jurka i jak je czytali: ze skupieniem i przejęciem.

Przez kilkanaście lat byłam redaktorką naczelną „Świata Problemów”, wydawa-nego przez PARPA, a później przez fun-dację ETOH, przeszły przez tę redakcję liczne teksty Jerzego Mellibrudy – wsze dotyczyły ważnych tematów, za-wsze świetnie napisane, zaza-wsze z dużym potencjałem skłaniania czytelników do transformacji swoich postaw. Różno-rodność tematyczna tych jego artyku-łów była wprost niewiarygodna: od ściśle teoretycznych, fascynujących rozważań nad mechanizmami uzależnienia po ko-mentarze do wprowadzanych rozwiązań prawnych, od problemów gminnych po subtelne analizy psychologiczne sytuacji dzieci alkoholików czy ofiar przemocy.

Muszę dodać informację stanowiąca bardzo ważny wskaźnik społecznego od-bioru publikacji: prawie wszystkie książki i wiele artykułów zostały umieszczone w serwisie internetowym Chomikuj.pl, znalazłam tam nawet „Siedem ścieżek”, pewnie „Rany i blizny” też tam trafią.

* * *

Przez wszystkie lata swojej aktywno-ści Jurek był nie tylko autorem, ale też animatorem bogatych działań wydaw-niczych. Mam na półkach książki wy-dawane w Instytucie Psychologii Zdro-wia i Trzeźwości – z pierwszych mało eleganckich, prawie broszurowych wy-dań uczuliśmy się wszystkiego: myślenia psychoterapeutycznego, metod i technik, pracy z uzależnieniami. To był obszar rozwojowy, bo w Instytucie Psychologii Zdrowia książek wydawano coraz więcej i z coraz szerszego zakresu. Z konkretów wymienię tylko kilka niezwykle znaczą-cych książek Irvina Yaloma.

W wątku uzależnień ogromną rolę w dostarczaniu wiedzy i inspiracji ode-grały fachowe wydawnictwa PARPA w czasach, kiedy Jerzy był jej dyrektorem. Ukazało się też mnóstwo publikacji po-pularyzatorskich, w sumie już na pewno parę setek książek, niektóre w wiel-kich nakładach.

(8)

. . .

Przypomnę czasopisma, do powsta-nia których się przyczynił, poczynając od wewnętrznego biuletynu „Ludzie Po-magający Ludziom”, poprzez „Nowiny Psychologiczne”, „Świat Problemów”, „Rremedium”, „Niebieską Linię”,

„Tera-pię Uzależnienia i Współuzależnienia” – znaczna część w obszarach, w których wcześniej nie było żadnego periodyku. Tu Jurek albo nominował redaktorów na-czelnych, albo ich ukierunkowywał, albo wreszcie – jak w przypadku „Nowin Psy-chologicznych” czy „Niebieskiej Linii” – sam był redaktorem naczelnym.

* * *

Logicznym wynikiem przedstawionych tutaj różnorodnych, ale też skoordyno-wanych działań było dążenie do stworze-nia systemu rozwiązań administracyjno– prawnych. Trzeba przypomnieć, że Ju-rek nastał „na niwie alkoholowej” jeszcze w czasach istnienia totalnie zmurszałego Społecznego Komitetu Przeciwalkoho-lowego. Zmienić trzeba było wszystko – i tak właśnie się stało.

Jerzy Mellibruda w 1991 roku został pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych. Był też twórcą koncepcji Państwowej Agencji Rozwiązywania Pro-blemów Alkoholowych i od momentu jej powstania, czyli od 1993 roku, jej dyrek-torem. W zakresie oddziaływania Agen-cji znalazły się wszystkie istotne obszary działań dotyczące problemów alkoho-lowych: szkody zdrowotne, lecznictwo, profilaktyka, gminne programy, zagro-żenia życia publicznego stwarzane przez alkohol, legislacja, przeciwdziałanie prze-mocy. W 2004 roku Jerzy Mellibruda zo-stał z tego stanowiska usunięty, ale bez wątpienia do dzisiaj PARPA funkcjonuje według stworzonego przez niego modelu. W tym wątku chcę zwrócić uwagę na dwie kwestie. Otóż w czasie najbardziej „urzędowej” czy „urzędniczej” aktywności

Jurka – kiedy był w latach 1993–2004 dy-rektorem PARPA – nigdy nie zaniedby-wał tworzenia środowiska: czym innym były ciągłe konferencje czy Sieć Wiodą-cych Gmin?

Druga bardo ważna kwestia to nie-ustanna dbałość o podwyższanie pro-fesjonalnego poziomu kadr lecznictwa. Wcześniej możliwa była sytuacja, gdy dy-rektorem szpitala czy ordynatorem od-działu odwykowego był ginekolog albo ortopeda, dzisiaj mamy w Polsce rze-szę dobrze wykształconych specjalistów i instruktorów psychoterapii uzależnień,

sprawdzony od wielu lat system ich cer-tyfikowania i superwizowania. I znowu: pomysłodawcą i motorem tych przeobra-żeń był Jurek.

Przełomowym momentem w zmianach legislacyjnych była nowelizacja Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciw-działaniu alkoholizmowi, wprowadzająca gminny system rozwiązywania proble-mów alkoholowych. Żeby stworzyć i prze-prowadzić aż do stadium uchwalenia przez Sejm tak praktyczną i zarazem tak rewolucyjną koncepcję, konieczna była niespotykana rozległość myślenia stra-tegicznego, a jednocześnie ogromna od-porność. Skąd Jurek ją brał? Jako członek komisji sejmowej ds. nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości byłam świad-kiem tępego oporu i cynicznych działań przeciwko zracjonalizowaniu tego ob-szaru oraz konieczności ciągłego wyja-śniania i przekonywania posłów, powta-rzania wciąż od nowa aż do znudzenia tych samych argumentów, obnażania bez-czelnych działań biznesu alkoholowego. Jurek był mistrzem tej – wydawałoby się beznadziejnej – przepychanki. Nie wiem, czy bardziej podziwiałam go za koncepcje mechanizmów uzależnienia, czy za zdol-ność rozmawiania z decydentami, cierpli-wego znoszenia ich ignorancji i arogancji, czasami wręcz pychy.

Na fali tego podziwu obiecałam kie-dyś, że jeśli uda mu się spowodować prze-pchnięcie nowelizacji w Sejmie – co wyda-wało mi się nieprawdopodobne – dostanie ode mnie 100 róż. I musiałam wywiązać się z obietnicy, bo oto w 1996 roku udało się: obowiązek rozwiązywania proble-mów alkoholowych ustawowo należy do zadań własnych gminy – mamy gminne programy, gminne komisje, gminne źró-dła finansowania z opłat za zezwolenia na sprzedaż. Przy okazji zostały ustalone limity punktów sprzedaży i zakazy ogra-niczające ich umiejscowienie oraz daleko posunięte ograniczenia reklamy alkoholu. A na szczeblu państwowym Narodowy Program Rozwiązywania Problemów Al-koholowych – takie całościowe „pięcio-latki”, układane od 1996 roku. Właśnie w tym roku kończy się program obejmu-jący lata 2016–2020.

Z przykrością muszę powiedzieć, że obecne władze dużo zrobiły, żeby ten sys-tem popsuć, ale nadal – i nie ma w tym żad-nej przesady – jest on najlepszy na świecie. Żeby podsumować ten aspekt dokonań Jerzego Mellibrudy, w największym skró-cie można powiedzieć, że jest on:

• twórcą polskiego modelu rozwiązywa-nia problemów alkoholowych,

• autorem koncepcji szkoleń reali-zatorów poszczególnych obszarów tego modelu,

• motorem jego wdrażania,

• głównym pomysłodawcą zmian orga-nizacyjno–prawnych w dziedzinie roz-wiązywania problemów alkoholowych.

* * *

Jednak obraz Jurka byłby niepełny, gdyby nie wspomnieć o jego kontaktach z ludźmi. Niezmordowanie jeździł po Polsce, spoty-kając się z pracownikami lecznictwa od-wykowego, przedstawicielami samorzą-dów, lekarzami, środowiskami samopo-mocowymi. I ważne było nie tylko to, że był świetnym wykładowcą, popularyza-torem, nauczycielem, ale przede wszyst-kim – charyzmatycznym liderem, budzą-cym w ludziach zapał, energię, zaangażo-wanie. Z tysiącami osób był na „ty”. Nie-zależnie od tego, kim byli, proponował to z wielką naturalnością, a oni z wdzięczno-ścią przyjmowali i bardzo doceniali tę jego prostotę i braterskość.

Przez ostatnie dni, już po śmierci Jurka rozmawiałam z wieloma osobami, któ-rych jego śmierć skłoniła, żeby spojrzeć wstecz na swoje życie, i wszystkie one mówiły jednoznacznie: dzięki Jurkowi moje życie zmieniło się na lepsze oraz niezmiernie wzbogaciło w wymiarze i profesjonalnym, i osobistym. Jak okre-ślił to jeden z moich rozmówców: „Dzięki Mellibrudzie pojawiła się dla mnie szansa, żeby przejść od egzystencji do pełni życia”. Zdumiewa rozległość i efektywność czy też sprawczość działań jednego prze-cież człowieka. I nie ma żadnej wątpliwo-ści, że zamysły Jurka mają i będą miały licznych kontynuatorów. Że nawet nie-sprzyjające w tej chwili okoliczności państwowo–prawne nie spowodują, iż zmiana społeczna w obszarze szeroko ro-zumianego trzeźwienia uwiędnie czy też zaniknie. To już za głęboko siedzi w lu-dziach i instytucjach. Jesteśmy przecież wśród licznej rzeszy tych, którzy z peł-nym zaangażowaniem są gotowi do nie-sienia dalej i upowszechniania różnych fragmentów i wątków dzieła Jerzego Mellibrudy. Anna Dodziuk – psychoterapeutka, superwizorka psychoterapii i treningu psychologicznego Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, certyfikowany doradca rodzinny i specjalistka psychoterapii uzależnień.

(9)

wspomienie

W ciągu pięćdziesięciu lat naszej

znajomości spotykaliśmy się wiele

razy

Czesław Czabała

Spotkania

Pierwsze było na terenie Szpi-tala Psychiatrycz-nego w Tworkach. Przedstawiła mi go moja koleżanka z Oddziału Ner-wic Instytutu Psy- choneurologicz-nego, mówiąc, że przyjechał człowiek z Krakowa odbyć tutaj staż. Zapamięta-łem to spotkanie i wysokiego mężczyznę z brodą. Była piękna pogoda, zapamięta-łem Jerzego i kolorowe liście na drzewach. Kilka lat później był już znaną osobą w środowisku psychoterapeutów, nie tylko warszawskich. Istniały wtedy trzy ośrodki, wokół których skupiali się psy-choterapeuci: Klinika Nerwic Instytutu Psychoneurologicznego, Oddział Ner-wic Kliniki Psychiatrycznej w Krakowie i Ośrodek Psychoterapii Rasztów. Na jed-nym z zebrań psychoterapeutów (odby-wały się one wtedy niemal co miesiąc) Jerzy Mellibruda przekonywał o potrze-bie wprowadzenia psychoterapii roger-sowskiej do polskiej praktyki klinicznej i zaczął taką psychoterapię realizować w Ośrodku Terapii i Rozwoju Osobo-wości (OtiRO), wspólnie z dr Lidią Mie-ścicką. Zapamiętałem to jako „małą re-wolucję” w ówczesnej przestrzeni rozu-mienia i praktyki psychoterapii. Chyba krytykowaliśmy ich, uważając za indywi-dualistów i buntowników (Jerzego, Woj-ciecha Eichelbergera, Jacka Santorskiego). Jurek był już Przewodniczącym Za-rządu Polskiego Towarzystwa Psycholo-gicznego, kiedy zostałem zaproszony na jedno z posiedzeń Zarządu. Nie pamię-tam dlaczego ja – nie byłem członkiem Zarządu. Nasze spotkanie dotyczyło pro-pozycji Zarządu Towarzystwa wprowa-dzenia kwalifikacji „trenerów” i szkoleń przygotowujących do takiej działalności. Było to burzliwe spotkanie. Mnie nie po-dobała się ta propozycja, rozumiałem ją jako inicjatywę komercyjną, a nie mery-toryczną. Jurek był mocno przekonany o takiej potrzebie. Był to początek dzia-łań Polskiego Towarzystwa

Psychologicz-nego, sprzyjających różnym inicjatywom komercyjnym, między innymi utworze-niu Instytutu Psychologii Zdrowia.

Największa „rewolucja” wywołana przez Jurka Mellibrudę to działania na rzecz „rozwiązywania problemów alko-holowych”. Sporadycznie uczestniczyłem w „szkołach letnich” i z podziwem pa-trzyłem na zaangażowanie zgromadzo-nych tam ludzi. Te spotkania były nie tylko spotkaniami profesjonalistów, ale także ludzi, którzy wydawali się być oso-biście zaangażowani w różne działania na rzecz rozwiązywania problemów alkoho-lowych, a Jurek wydawał się być dla nich wzorem, mentorem i wsparciem.

W ciągu pięćdziesięciu lat naszej zna-jomości spotykaliśmy się wiele razy. Za-zwyczaj były to spotkania okoliczno-ściowe, ale najczęściej życzliwe i pozosta-wiające miłe wspomnienia.

Ostatnie odbyło się z okazji osiemdzie-siątych urodzin Jerzego, na które zosta-łem zaproszony. Gdy rozchodziliśmy się, spotkałem Jurka siedzącego na półpię-trze i żegnającego się z gośćmi. Pomyśla-łem wtedy, że musi zmęczony po spotka-niu, ale chce pożegnać każdego. Nie wie-działem, że już chorował i że żegnam się z Nim na zawsze.

Praca była dla niego misją

i sposobem życia

Majka i Piotr Fijewscy

Wspomnienie

o Jurku M.

Jurek był naszym nauczycielem. Na studiach obydwoje byliśmy w jego grupie specjaliza-cyjnej psychologii klinicznej, byliśmy jego studentami indywidualnymi, pisaliśmy u Niego nasze prace ma-gisterskie, a po-tem jeszcze przez szereg lat z Nim współpracowali-śmy (Majka na UW i w IPZcie, a Piotr w OTiRO).

Doro-śliśmy, poszliśmy na swoje, nasze drogi się rozeszły. Spotykaliśmy się raz na kilka lat, ale pozostało w nas serdeczne przy-wiązanie i wdzięczność.

Myśleliśmy, że porozmawiamy jeszcze, skonfrontujemy nasze poglądy na psy-choterapię i życie, na książki. Zadzwoni-liśmy, gdy był już poważnie chory, chcie-liśmy odwiedzić, było za późno.

Był wspaniałym rozmówcą. Niesłycha-nie błyskotliwy i twórczy. Jeżeli miał czas skupić się na rozmowie, potrafił zarówno mówić to, co wiedział, jak i tworzyć nowe koncepcje podczas rozmowy. Jego punkt widzenia był dla nas często zaskakujący i daleki od akademickiej sztywności, np. w trakcie zajęć w grupie specjalizacyjnej, gdy mówiliśmy o problemie pewnego pacjenta, rozejrzał się, i zdawszy sobie sprawę, że były tam przede wszystkim kobiety, wygłosił nam półgodzinny wy-kład na temat „psychologiczne aspekty posiadania penisa”– uważał, że bez tej wiedzy nie będziemy w stanie zrozumieć pacjentów – mężczyzn. My, studentki, notowałyśmy pilnie.

Bardzo lubił snuć ogólne refleksje i przy każdej stosownej okazji wygłaszał króciutkie prelekcje zaczynające się od frazy „w życiu człowieka często tak bywa, że...”.

Był nieprawdopodobnie pracowity. Właściwie pracował cały czas, żył pracą. Nie było dla niego różnicy między pracą a życiem prywatnym, praca była dla niego misją i sposobem życia. Chciał uczyć i pomagać ludziom, ale przede wszystkim chciał zmieniać świat; robił to na różnych poziomach. Jego dzień był wypełniony tak, że pomieściłby zada-nia kilku pracoholików, od rana do nocy. Uważał, że jest niezniszczalny i był z tego dumny.

Kiedyś rozmawialiśmy, o tym, co u nas słychać, miał już prawie 80 lat, nagle spy-tał: „A ile wy pracujecie?”, i nie czekając na odpowiedź, wyliczył nam swoje obo-wiązki cotygodniowe. Przyznaliśmy, że tyle nie pracujemy, nie dalibyśmy rady! Był bardzo z siebie zadowolony.

Pamiętam, że za czasów, gdy był peł-nomocnikiem do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych, złamał nogę. Chyba źle stąpnął, pędząc gdzieś przed południem, i kość pękła. Musiał jednak pojechać do ministerstwa. Jakoś doje-chał, tam rozmowy, narady, potem jesz-cze jakieś spotkanie. Noga puchła. Gdy po południu dotarł na Gęślarską, z tru-dem wydostał się z samochodu. Na

(10)

pię-wspomienie

tro nie mógł już wejść, wczołgał się więc na rękach. Sekretarka, widząc szefa pełza-jącego po podłodze, wezwała pogotowie. Długie tygodnie spędził w gipsie – oczy-wiście w pracy.

Był człowiekiem nadzwyczaj porusza-jącym innych. Porywał, drażnił, inspiro-wał, wzruszał i skłaniał do buntu. Nie był święty, naprawdę nie, ale z pewnością był wielowymiarowym fascynującym czło-wiekiem wielkiego formatu.

Na pogrzeb, mimo pandemii, przyszło mnóstwo osób i wszyscy, z którymi roz-mawialiśmy, mówili: „Jaka wielka szkoda! Jaka strata!”

No tak…

Kiedy Jurek zainteresował się

lecznictwem odwykowym, poczułem

ogromne wsparcie

Bohdan Woronowicz

Dziękuję…

Jurka Mellibrudę poznałem w po-łowie lat siedem-dziesiątych. Zaczą-łem wówczas pracę w nowo otwartej III Klinice Psychia-trycznej Instytutu Psychoneurolo-gicznego i wraz z kolegami „zafundowali-śmy” sobie trening z technik terapeutycz-nych Gestalt.

Trening prowadził Jurek. To, co naj-bardziej zapamiętałem i chyba było dla mojego dalszego życia ważne, to fakt, że dzięki Jurkowi zobaczyłem po raz pierw-szy, jak bardzo mój organizm chroni mnie przed przykrymi przeżyciami. W trakcie treningu mieliśmy się poło-żyć, zamknąć oczy oraz wyobrazić so-bie, że umarliśmy i jesteśmy w trumnie. Zgodnie z Jurka sugestią położyłem się na podłodze, na materacu, zamknąłem oczy... i w pewnym momencie poczułem kuksańca w bok oraz usłyszałem „obudź się”. Wtedy po raz pierwszy przekonałem się, że mogę ze spokojem liczyć na siebie i na swój organizm, który dzielnie broni mnie przed przeżywaniem przykrych i niechcianych emocji.

Później, przez lata mijaliśmy się gdzieś w drodze, Jurek pracował w OTiRO (Ośrodku Terapii i Rozwoju

Osobowo-ści – informacja dla młodszych Czytel-ników), a ja w Instytucie Psychoneuro-logicznym.

Po raz kolejny nasze drogi zbiegły się na początku lat osiemdziesiątych. Zna-lazłem wówczas w Jurku rozumiejącego mnie sprzymierzeńca, który na dodatek ma doświadczenie w stosowaniu psy-choterapii, w której ja stawiałem do-piero pierwsze kroki, ucząc się od kole-gów z instytutowej Kliniki Nerwic. Bar-dzo potrzebowałem takiego wsparcia, bo prowadziłem wówczas pierwszy w Pol-sce i w tej części Europy oddział odwy-kowy w Instytucie, który nastawiony był na oddziaływania psychoterapeutyczne (bez tzw. ergoterapii, anticolu i esperalu). Jednocześnie, będąc kierownikiem Po-dzespołu ds. Lecznictwa Odwykowego w Krajowym Nadzorze Specjalistycz-nym w dziedzinie Psychiatrii, usiłowa-łem przekonywać lekarzy psychiatrów do wprowadzania oddziaływań psychotera-peutycznych w oddziałach odwykowych oraz do wspierania Wspólnoty Anoni-mowych Alkoholików i jej Programu Dwunastu Kroków.

Kiedy Jurek zainteresował się lecznic-twem odwykowym, poczułem ogromne wsparcie, bo moje pomysły na temat le-czenia odwykowego nie spotykały się ze zrozumieniem i akceptacją ze strony większości kolegów – lekarzy. Tymcza-sem pojawił się „w odwyku” ktoś, kto rozumiał psychoterapię, a jednocze-śnie bardzo zaangażował się w działania zmierzające do zmian w systemie szko-lenia terapeutów uzależnień, a w ich konsekwencji do korzystnych przemian w całym polskim lecznictwie odwyko-wym. Efekty to stopniowe wprowadzanie do lecznictwa odwykowego oddziaływań psychoterapeutycznych, co wiązało się z przejmowaniem lecznictwa (z rąk leka-rzy) przez odpowiednio przeszkolonych psychologów.

Było to możliwe dzięki temu, że w grudniu 1983 r. Rada Ministrów pod-jęła uchwałę w sprawie utworzenia fun-duszu przeciwalkoholowego, przezna-czając na ten cel „do 3% wartości sprze-daży w skali rocznej napojów alkoholo-wych.” Powstał wówczas Centralny Fun-dusz Przeciwalkoholowy oraz funFun-dusze wojewódzkie. Środki Funduszu mogły być m.in. wykorzystywane na „bada-nia naukowe związane z wychowaniem w trzeźwości i przeciwdziałaniem alko-holizmowi”, a dysponentem ich został In-stytut Psychoneurologiczny.

Jurek zaproponował wówczas prze-prowadzenie badań, które miały na celu sprawdzenie wiedzy oraz kompetencji pracowników lecznictwa odwykowego w Polsce i otrzymał na ten cel odpo-wiednie środki finansowe. Dzięki nim, w 1983 r., zainicjował program badawczy „Ludzie pomagający ludziom”. Przedsta-wione rok później wyniki badania były jednak do tego stopnia wstydliwe, że nie zostały szerzej rozpowszechnione. Oka-zało się bowiem, że zarówno osoby za-trudnione w lecznictwie, jak i same pla-cówki, tak na dobrą sprawę, poza detok-sykacją nie udzielały pacjentom pomocy terapeutycznej, którą można by było na-zwać profesjonalną.

Jurek wykazał się wówczas doskona-łym refleksem i wyniki badania wyko-rzystał, żeby przekonać Ministerstwo Zdrowia odnośnie pilnej potrzeby do-skonalenia kadr lecznictwa odwykowego. Wkrótce, korzystając ze środków fundu-szu przeciwalkoholowego, zorganizował cykl szkoleń dla osób pracujących w lecz-nictwie odwykowym. Na przełomie 1984 i 1985 powstało Studium Pomocy Psy-chologicznej i wkrótce Program Rozwoju Osobowości (PRO) dla osób uzależnio-nych od alkoholu i współuzależniouzależnio-nych, które chciały pomagać innym.

Moje kontakty z Jurkiem zacieśniły się podczas wspólnego pobytu w Stanach Zjednoczonych w 1986 r. Kiedy dowie-działem się, że Jurek otrzymał stypen-dium z Fundacji Kościuszkowskiej, a ja w tym samym czasie też wybierałem się do Stanów, skontaktowałem Go z przeby-wającym wówczas w Stanach Wiktorem Osiatyńskim oraz z wielkim przyjacielem polskich alkoholików – pastorem Ko-ścioła Episkopalnego, Robertem Gamble. Dzięki finansowemu wsparciu Roberta i kontaktom Wiktora zwiedziliśmy parę ośrodków pracujących według modelu Minnesota i poznaliśmy ich pracę (m.in. Hazelden Center). Otrzymaliśmy też ma-teriały wykorzystywane tam do zaznaja-miania pacjentów z Programem Dwuna-stu Kroków Anonimowych Alkoholików. Te materiały okazały się później niezwy-kle przydatne podczas przygotowywania naszych, polskich materiałów do pracy z pacjentami uczestniczącymi w progra-mach psychoterapii uzależnień. Zdobyte w Stanach doświadczenia ja wykorzysty-wałem później w oddziale odwykowym Instytutu Psychoneurologicznego, a Jurek tworząc w 1987 r. program psychoterapii uzależnień w poradni PETRA (akronim

(11)

wspomienie

od Profilaktyka, Edukacja, Terapia, Reha-bilitacja Alkoholików).

Któregoś dnia w 1991 r. Jurek za-dzwonił do mnie na dyżur i zapytał, czy mógłby wieczorem wpaść. Kiedy spo-tkaliśmy się, opowiedział mi podekscy-towany, że rozmawiał z ministrem zdro-wia i ten zaproponował, żeby objął nowo utworzoną funkcję – Pełnomocnika Mi-nistra ds. Rozwiązywania Problemów Al-koholowych. Ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła, a kiedy zapytał czy chciałbym Go wspierać, ochoczo się na to zgodzi-łem. Później, przez parę godzin, zastana-wialiśmy się wspólnie, od czego należa-łoby zacząć. Wkrótce zacząłem regular-nie, już jako oficjalny doradca, odwie-dzać Biuro Pełnomocnika na Miodowej, mieszczące się wówczas vis a vis Mini-sterstwa Zdrowia.

Jurek był bardzo aktywny i konse-kwentny w swoich działaniach. W mię-dzyczasie zorganizował Instytut Psycho-logii Zdrowia i Trzeźwości PTP (dzisiej-szy Instytut Psychologii Zdrowia), na-stępnie Studium Pomocy Psychologicz-nej, a na przełomie lat 1990/1991– Stu-dium Terapii Uzależnień i pięć lat później Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie.

W 1993 r. również z inicjatywy Jurka powstała, podległa Ministrowi Zdrowia i Opieki Społecznej – Państwowa Agen-cja Rozwiązywania Problemów Alkoho-lowych, którą kierował do 2004 r. Dzięki środkom finansowym, jakimi dyspono-wała wówczas Agencja, mógł przez wiele lat wpływać skutecznie na kształt lecznic-twa odwykowego.

Po opuszczeniu Agencji, przez kolejne lata Jurek zajmował się dydaktyką jako kierownik Katedry Psychologii Uzależ-nień, Przemocy i Sytuacji Kryzysowych Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej oraz w Instytucie Psychologii Zdrowia PTP, którego był dyrektorem. W tym okresie spotykaliśmy się już znacznie rza-dziej, głównie podczas konferencji i róż-nych narad dotyczących szkoleń i lecz-nictwa uzależnień.

Zawsze bardzo ważne były dla mnie Jurka opinie. Zawsze też bardzo ceniłem sobie Jego wiedzę, Jego zaangażowanie w procesy szkoleń i tworzenie progra-mów terapeutycznych, chociaż zdarzało się, że na niektóre sprawy mieliśmy różne spojrzenia. Podziwiałem zawsze Jego ta-lenty organizacyjne, Jego twórcze pomy-sły, umiejętność przekonywania do swo-ich racji, a także wielką umiejętność

ko-rzystania i później wdrażania pomysłów wypływających od współpracowników w ramach tzw. „burzy mózgów”.

Jego wkład w rozwiązywanie polskich problemów alkoholowych, organiza-cję pomocy ofiarom przemocy, tworze-nie programów psychoterapii uzależ-nień i szkolenie psychoterapeutów jest nieoceniony. Myślę, że bez Niego i Jego energii te procesy przebiegałyby znacz-nie wolznacz-niej.

* * *

Jurku, żegnam Cię i jednocześnie dzię-kuję Ci za wszystko, co zrobiłeś dla bli-skiej mi idei, oraz za to, że mogłem tak długo z Tobą współpracować i towarzy-szyć Ci przez wszystkie lata budowania Twojego Dzieła. Pozostaniesz w mo-jej pamięci.

Historia i praktyka wsparcia kilku

milionów Rodaków

Krzysztof Brzózka

Dać świadectwo...

O Profesorze wypo-wiedziano w czasie uroczystości tyle pięknych i prawdzi-wych słów, że zda-wałoby się niczego więcej już rzec nie można...

Dla mnie obec-ność i celebracja pogrzebu przez Bp Piotra Jareckiego była klamrą spinającą moje z Profesorem i Jego dziełami (nie pojedynczym dziełem!) spotkania.

Pełniąc przez kilka lat funkcję bur-mistrza jednej z gmin warszawskich, musiałem podjąć próbę ogarnięcia i wsparcia licznej grupy osób, którym alkohol dawał iluzje, ale i demolował życie im oraz ich bliskim. Szczęśliwie, moim przewodnikiem w tej pracy był uczeń i wręcz „wyznawca” Profesora śp. Andrzej Nagiel, a pierwszym hierarchą kościelnym, z którym miałem okazję dyskutować o etosie pracy, o trzeźwo-ści, o misji wsparcia, był Bp Piotr Ja-recki właśnie.

Andrzej Nagiel wprowadził mnie w tory myślenia i rozwiązań ułożonych przez Profesora. O ileż łatwiej było wspierać uzależnionych czy pokrzyw-dzonych przemocą, mając gotowy

sys-tem, który po prostu należało wdrożyć, a potem systematycznie przestrzegać za-sad.

Tak. Mogę dać świadectwo światłości i użyteczności systemu precyzyjnie rozpi-sanego przez Profesora w zasadach praw-nych. Dla odpowiedzialnego samorządu to dar.

Jako samorządowiec – Dziękuję Profe-sorze.

Kilka lat później z woli prof. Zbigniewa Religi znalazłem się w jakże innym miej-scu będącym przecież kwintesencją za-mysłu Profesora. Początek nie należał do łatwych, ale wsparcie „Parpian”, jak rów-nież części środowiska, miało decydujący wpływ na to, że zamiast kilku miesięcy, jakie obiecałem ministrowi Zbigniewowi Relidze, spędziłem w PARPA długie trzy-naście lat.

Z biegiem czasu współpraca z Profe-sorem rozwijała się, a Profesor zaufał mi. Na Jego osiemdziesiątych urodzinach za-uważył Leszek Mellibruda, brat Profesora, „to wyjątkowe, żeby przy jednym stole sie-dzieli obok siebie i rozmawiali ze sobą, śmiejąc się przy tym, były i obecny dyrek-tor instytucji państwowej”.

Kierując emanacją idei Profesora i otwierając Agencję na współpracę mię-dzynarodową czy badania unijne, ze spo-tkań poza granicami wracałem zawsze z przeświadczeniem, że jesteśmy w czo-łówce europejskiej i nie tylko, że Polska nie musi wstydzić się stosowanych roz-wiązań, a inni mogą (i powinni!) uczyć się od nas.

Tak. Mogę dać świadectwo światłości, użyteczności i ponadczasowości systemu precyzyjnie rozpisanego przez Profesora. Wielokroć nasze rozwiązania były wzo-rem dla kolegów spoza granic Polski.

Ksiądz Biskup Piotr Jarecki celebrą 16 września 2020 roku zamknął pewien roz-dział historii polskiego społeczeństwa.

Ten rozdział zaplanowany i stworzony przez jednego Człowieka to historia i praktyka wsparcia kilku milionów Ro-daków. Z tej liczby mało kto zdaje sobie sprawę.

Jako obywatel – Dziękuję Profesorze. Tak. Mogę dać świadectwo jedności i siły środowiska wychowanego i wy-kształconego przez Profesora w niesieniu pomocy i wsparcia będącym w potrzebie. A jako były, wieloletni dyrektor Państwo-wej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, dać świadectwo

niezbęd-ności istnienia tego systemu w Polsce. Dziękuję Profesorze...

(12)

akcent

Pacjenci w terapii mogą mieć trudno-ści w poruszaniu różnych tematów. Jed-nym z nich jest temat śmierci, umierania i uczuć, które przy tych zagadnieniach się pojawiają. Ma to związek między innymi z lękiem egzystencjalnym, jaki towarzy-szy człowiekowi, gdynp. uświadamia so-bie własną przemijalność. Ten rodzaj do-świadczenia można jednak wykorzystać terapeutycznie. Dobrego przykładu do-starcza tu logoterapia V. E. Frankla.

SPotKAniA z LęKiEM

Psychoterapia egzystencjalna, zainspi-rowana twórczością filozofów egzysten-cjalnych, od początku zajmowała się nie-pokojem, jaki towarzyszy ludzkiemu ży-ciu. Prawdopodobnie pierwszym filozo-fem, który tak mocno zwrócił uwagę na zjawisko lęku egzystencjalnego, charak-terystycznego wyłącznie dla człowieka i stanowiącego jeden z koniecznych, nie-uchronnych warunków naszego istnienia, był S?ren Kierkegaard. Ten duński filozof uważał, że istnienie pewnego rozmytego, nieokreślonego i niedającego się usunąć lęku jest czymś całkowicie typowym, dla-tego odniósł się do lęku ze specjalną uwagą i uczynił go przedmiotem analizy. Twier-dził, że zdolność do bycia sobą zależy od umiejętności zmierzenia się z własnym lę-kiem i podążania naprzód, pomimo tego lęku (por. Leontiev, 2018).

Olbrzymi wkład w zrozumienie lęku eg-zystencjalnego wniósł Paul Tillich (1994). Lęk ten rozumiał jako egzystencjalną (a nie tylko poznawczą czy intelektualną) świado-mość możliwości i nieuchronności śmierci. Tematu śmierci nie da się zneutralizować przez wiedzę, każdy musi go doświadczać i przeżywać. Nie istnieje śmierć jako uogól-nienie. Dla Tillicha lęk egzystencjalny ma ontologiczny charakter, nie jest patologią, można go jedynie mężnie przyjąć. Jednak Tillich określił też problem lęku patologicz-nego, który jest konsekwencją odrzucenia przez „ja” lęku egzystencjalnego, co

prowa-dzi do życia nieautentycznego, mającego ograniczoną i nierealistyczną podstawę.

Rozróżnienie między zwykłym lękiem towarzyszącym egzystencji a lękiem pa-tologicznym zostało potem rozwinięte i wprowadzone w obszar psychoterapii przez Rollo Maya, który studiował pod kierunkiem Tillicha (por. May, 1995). Lęki patologiczne, np. towarzyszące np. nerwi-com, dzięki psychoterapii egzystencjalnej zyskują nową perspektywę. Można je ro-zumieć nie tylko w kategorii reakcji na we-wnętrzne konflikty czy traumy, ale właśnie jako skutek wyparcia lęku egzystencjal-nego. Terapeuta egzystencjalny zakłada, że neurotyczny lęk może być m.in. skut-kiem tłumienia naturalnego niepokoju ty-powego dla ludzkiego życia, podobnie jak neurotyczne poczucie winy może być tłu-mieniem winy. Dlatego też celem terapii nie powinno być wyeliminowanie ich, ale „(...) pomaganie ludziom, naszym pacjen-tom i nam samym, w konstruktywnej kon-frontacji z niepokojem i winą. (...) Funkcja terapii polega na daniu ludziom kontekstu, w którym będą oni zdolni do konstruk-tywnej konfrontacji i doświadczenia nie-pokoju i winy” (May, 1989, s. 120).

Pacjent uzależniony ma wiele okazji na spotkanie z lękiem w różnych postaciach. Również lęk egzystencjalny może nasilać się np. w związku z różnymi sytuacjami ekstremalnymi związanymi z przyjmowa-niem substancji. Zazwyczaj duże wraże-nie na pacjentach robią też te bolesne mo-menty, kiedy z powodu picia czy brania odchodzi ktoś im dobrze znany, np. z kim razem pili. Tym mocniejsze jest przeżycie, gdy dzieje się to na oczach kolegów.

Lęk egzystencjalny towarzyszy często zaburzeniom nastroju typu depresyjnego. Podsyca go fakt, że tak naprawdę nie-wiele wiemy o śmierci i towarzyszy nam lęk przed tym, co nieznane i niepewne. Jak śpiewał Jacek Kaczmarski: „śmierci nie znamy osobiście, jak dotąd umierali inni”. Rozwój uzależnienia i nałogowej

re-gulacji uczuć dostarcza jednak sposobów na unikanie niepewności i różnych lęków, zarówno tych sytuacyjnych, traumatycz-nych i neurotycztraumatycz-nych, jak i lęku egzysten-cjalnego. Do tego kultura i życie społeczne także oferują metody, nie zawsze dojrzałe, pozwalające na oswojenie lęku, jaki wy-wołuje myśl o przemijaniu czy śmierci. Wystarczy przypomnieć chociażby zwy-czaj unikania takich tematów i nie roz-mawiania o nich inaczej niż pod postacią czarnego humoru. Tymczasem wymu-szona abstynencja, która pojawia się na początku leczenia, odcina jednak od tych sposobów radzenia sobie z lękiem i powo-duje poważny kryzys. W dodatku wejście w terapię może osłabiać kulturowe wzorce tłumienia lęku egzystencjalnego. Pacjent może przy tym mocniej doświadczać kon-sekwencji choroby, destrukcji związanej z obecnością uzależnienia w jego życiu, a jednocześnie może nie móc zastosować swoich wyuczonych sposobów na znie-czulenie. W takiej sytuacji nie tak łatwo uniknąć myśli o kruchości własnego ist-nienia i o śmiertelności.

Dla niektórych pacjentów myśl o prze-mijaniu może stać się bardzo osobista. Zwłaszcza, jeśli kryzys związany z sytu-acją uzależnionej osoby przynosi frustra-cję egzystencjalną i poczucie życiowej pustki oraz prowadzi do przewartościo-wania własnych postaw. I to jest moment, kiedy temat lęku egzystencjalnego pojawi się w terapii, a temat śmierci i umierania przestanie być tabu.

tERAPiA WoBEC LęKU

EgzyStEnCJALnEgo

Dla egzystencjalnej psychologii i psychote-rapii śmierć jest jednym z istotnych punk-tów orientacyjnych, jest tym niezmienni-kiem egzystencji, który ostatecznie wzywa człowieka do szczerości i autentyczności (Szczukiewicz, Olszewski, 2014). Bardzo wiele uwagi lękowi przed śmiercią po-święca na przykład słynny psychiatra i

psy-Refleksja nad śmiercią i jej nieuchronnością budzi niepokój i może prowadzić do unikania tematu przemijania

i umierania, również u terapeutów. Jako ludzie mamy tendencję do uciekania od tego, co niemiłe i przykre,

a śmierć może być takim tematem...

Piotr Szczukiewicz

Lęk egzyStencJaLny a Logoterapeutyczne

„MeMento Mori”

(13)

akcent

choterapeuta amerykański Irvin Yalom

(uczeń i przyjaciel Rollo May’a). Udowad-nia wielokrotnie, że nawet za pozornie prostymi lękami neurotycznymi kryje się stłumiony lęk egzystencjalny (por. Yalom, 2008a, 2008b). Przekonująco dowodzi, że fundamenty myślenia psychoanalitycznego Freuda zawierają poważny błąd – pomijają doświadczenie i pojęcie śmierci, zastępując je w teorii lęku utratą matki i lękiem kastra-cyjnym. Jego zdaniem „Freud obdarzony był nadzwyczajną zdolnością przewidywa-nia, a jednak na kwestie śmierci był ślepy i w efekcie nie dostrzegał pewnych całkiem oczywistych aspektów świata wewnętrz-nego człowieka” (2008a, s. 65).

Yalom tymczasem uważa, że doświad-czenie lęku przed śmiercią jest bardziej pierwotne niż uważają psychoanalitycy, i to od wczesnego dzieciństwa. Wskazuje, że dla rozwoju człowieka bardzo ważne są te konflikty, które nazywa „konfrontacją jednostki z danymi istnienia” (s. 15), a ro-zumie przez to m.in. zderzenie człowieka z nieuchronnością śmierci i przemijania.

To, co ważne dla człowieka, nie może za-tem być mało ważne w terapii.

Niestety, refleksja nad śmiercią i jej nie-uchronnością budzi też niepokój i może prowadzić do unikania tematu przemi-jania i umierania – także u samych te-rapeutów. Jako ludzie mamy tendencję do uciekania od tego, co niemiłe i przy-kre, a śmierć może być takim tematem, zwłaszcza, że ściśle wiąże się z odpowie-dzialnością. Jak zauważał Viktor Frankl (2017) i psychoterapeuci egzystencjalni, taką tendencję ucieczkową wspierają na-sze mechanizmy obronne. Temat śmierci – jako konfliktowy i zagrażający – może być objęty procesem wyparcia i prowadzić w końcu do różnych patologii życia psy-chicznego. Uciekając od śmierci, ludzie stają się zachłanni na życie, a wtedy łatwo się życiem zachłysnąć…

Przy takim podejściu do śmierci mo-żemy o niej myśleć i mówić, w najlepszym razie, tylko w formie oswojonej przez me-dia, np: w formie rozrywki, dostarczają-cej dreszczu napięcia lub uciechy (filmy

„o zabijaniu”, horrory, Halloween, itp.). I tu właśnie może przyjść z pomocą fran-klowska logoterapia. Przypomina o tym, że myśl o śmierci pomaga wydobyć sens życia. Podpowiada też, jak zdobyć się na szczerość w tej sprawie, aby spojrzeć w oczy temu, co budzi niepokój, bez uni-ków i masek, jakie podsuwa nam popkul-tura. „Jakże często spotykamy się z opinią, że śmierć stawia pod znakiem zapytania sens całego życia, że ostatecznie nic nie ma sensu, bo śmierć i tak wszystko czy. Czy śmierć rzeczywiście może znisz-czyć sensowność życia? Wręcz przeciw-nie. Co by się bowiem stało, gdyby nasze życie nie było ograniczone w czasie? By-libyśmy nieśmiertelni i w takim razie mo-glibyśmy w sposób uprawniony odsuwać każde działanie w nieskończoność (…). W obliczu śmierci jako nieprzekraczal-nej granicy naszej przyszłości, jako osta-tecznego ograniczenia naszego potencjału, jesteśmy zmuszeni do wykorzystania da-nego nam czasu i nie możemy pozwolić, by jednorazowe sposobności – których ’ostateczna’ suma składa się potem na całe

życie – odeszły w przeszłość niewykorzy-stane.” (Frankl, 2017, s. 95).

LogotERAPiA

i MEMEnto MoRi

W analizie egzystencjalnej i logoterapii V. Frankla śmierć jest tym punktem odnie-sienia, który zmusza do przewartościowa-nia spojrzeprzewartościowa-nia na życie i jego sens. Frankl wykorzystywał to w swej pracy terapeu-tycznej, np. w postaci logodramy. Zachę-cał do wyobrażenia sobie własnego życia z tej przyszłej (i raczej dalekiej) perspek-tywy śmierci, aby lepiej ocenić wartość dokonywanych wyborów i znaczenie, ja-kie ma życie samo w sobie. W ten sposób ułatwiał wydobycie sensu istnienia albo też pomagał ustalić, czego aktualne życie pacjenta potrzebuje, aby uzyskało sens w perspektywie ostatecznej (Frankl, 2010). Efekt takiej refleksji może być oszałamia-jący – możemy docenić sens życia i chcieć wziąć odpowiedzialność za jego wypełnie-nie „tu i teraz”.

Terapeuta, która chce pomóc pacjen-towi w spotkaniu z lękiem egzystencjalnym i w skonfrontowaniu się z danymi istnie-nia, musi także sam pozwolić sobie na ta-kie spotkanie i chcieć od tata-kiego lęku cze-goś się nauczyć. Rollo May uważał bowiem, że lęk może być nauczycielem. Pobieranie nauk od takiego nauczyciela pozwala czło-wiekowi kierować się ku przyszłości, poko-nywać różne przeszkody i swobodnie

(14)

ukie-akcent

Bibliografię do artykułu zamieszczamy na www.tuiw.pl

Pracując z osobami uzależnionymi, kon-centrujemy się na zmianie zachowania na-wykowego, choć mamy jasność, że jest to zwykle jedynie wstępem do głębszej prze-miany ukierunkowanej na zdrowszy styl życia. Samo zaprzestanie upijania się, ob-jadania czy palenia nie czyni nas ludźmi, jakimi chcielibyśmy być. Zwykle chcemy być niezależni, odważni, pragniemy urze-czywistniać to, co dla nas ważne, wyko-rzystując potencjał swoich życiowych ta-lentów i możliwości. Praca nad uzależnie-niem to uświadamianie sobie własnych wartości i rozwijanie umiejętności ich urzeczywistniania w codzienności.

W Terapii Akceptacji i Zaangażowa-nia celem pracy z pacjentem jest rozwój umiejętności tolerowania dolegliwych stanów psychicznych w taki sposób, by móc podejmować, mimo nich, działania zgodne z naszymi wartościami oraz two-rzyć satysfakcjonujące nas związki. W ję-zyku angielskim akronim powstały z Ac-ceptance Commitment Therapy – ACT – oznacza akt, czyn, działanie, i symbolicz-nie oddaje jej sens, czyli zaangażowasymbolicz-nie w życie pełne znaczenia i wartości.

Twórcy ACT określają je jako podej-ście transdiagnostyczne i rozwojowe, wy-kazując aspiracje, by stała się teorią ludz-kiego poznania i języka, a nie jedynie po-dejściem klinicznym. ACT wyrosła na bazie rozróżnienia przez B.F. Skinnera zachowania kierowanego przez wzmoc-nienia od zachowania kierowanego regu-łami werbalnymi (1969), zjawiska „rów-noważności bodźców” odkrytego przez Murraya Sidmana w latach siedemdzie-siątych XX wieku, oraz prac Stevena Hay-es’a i jego współpracowników nad rolą ję-zyka w psychopatologii.

nA PoCzątKU Było SłoWo,

CzyLi o KoRzyśCiACh

i PUłAPKACh PoWStAniA

JęzyKA

Powstanie języka werbalnego stworzyło nowe możliwości tworzenia znaczeń, po-jęć i wyciągania wniosków. Podobnie jak w niedawnym czasie wynalezienie ma-szyn czy stworzenie komputerów, otwo-rzyło przed człowiekiem zupełnie nowe obszary poznania. Korzyści i ogranicze-nia wynikające z werbalizacji opisuje teo-ria ram relacyjnych.

Kiedy dziecko uczy się języka, zwykle kojarzymy jakiś bodziec zewnętrzny (np. piłka) z jego nazwą wypowiadaną (słowo piłka), a następnie z pewną kategorią przedmiotów (kuliste, okrągłe) oraz ich funkcją (toczą się, odbijają się). Zwykle, gdy dziecko rozpoznaje słowo i trafnie przypisuje mu przedmiot i funkcję, mó-wimy, że „rozumie” znaczenie danego słowa. Nie musimy tłumaczyć, co może zrobić z piłką, gdyż ta wiedza zostaje przez nie wywiedziona ze skojarzeń, ja-kie pojawiają się w jego umyśle pomiędzy przedmiotem, jego nazwą i funkcją.

Równoważność bodźców oznacza, że jeśli rzecz ma określoną funkcję, to zwy-kle funkcja ta przenosi się także na inne przedmioty w danej klasie (piłki się toczą we wszystkie strony, odbijają się). Zwykle przynosi to dobre skutki.

Czasami jednak pierwsze skojarzenia dziecięce nie do końca pozwalają wnio-skować w sposób pozwalający na adapta-cyjne zachowania w dłuższej perspekty-wie. Jeśli na przykład dziecko, wobec któ-rego używano przemocy fizycznej, skoja-rzy dotyk z biciem, to wszelka forma do-tyku, nawet czułego, może wzbudzać lęk i tendencję do unikania. Dziecko wywo-dzi relacje, choć nie jest ich

bezpośred-Uzależnienie w Terapii Akceptacji i Zaangażowania traktowane jest jako

swoisty sposób unikania kontaktu z życiem i samym sobą, gdy kontakt ten

staje się zbyt bolesny. Wyzwaniem, któremu stawiamy czoła w terapii, jest

nieobecność – znika człowiek z jego wyborami, a dominuje uzależnienie z

jego konsekwencjami

Marzenna Kucińska

act W pracy z oSobaMi

uzaLeżnionyMi, czyLi

W poSzukiWaniu SenSu i Wartości

Piotr Szczukiewicz

– dr psychologii, terapeuta w Specjalistycznej Poradni Psychoprofilaktyki i Terapii Rodzin w Lublinie, wykładowca psychologii uzależnień, psychopatologii i psychoterapii w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Marii Curie–Skłodowskiej.

runkować się w stronę nieskończoności. Zderzając się z lękiem, człowiek uczy się wewnętrznej wiary i autentycznego zaufa-nia. Taką drogą dojrzewa osobowość (Le-ontiev, 2018).

Franklowskie podejście do tematu śmierci rzuca nowe światło na średnio-wieczną maksymę „memento mori”. Wielu osobom kojarzy się ona przecież tylko ze smutkiem przemijania, a u nie-których – tak jak i u mnie – zawsze wywo-łuje obraz pułkownika Wołodyjowskiego, który przeżywając ból i rozstanie, decy-duje się na ucieczkę od życia i zamknię-cie za murami klasztoru. Tymczasem to zawołanie może mieć bardzo logoterapeu-tyczny sens. Już dawno temu miało ożyw-czy charakter – budziło z uśpienia i kazało patrzeć na życie dalekowzrocznie. Staro-polskie tłumaczenie tego hasła, „pamię-taj na śmierć”, jeszcze wyraźniej przywo-dzi na myśl odpowieprzywo-dzialność, jaką niesie wypełnianie naszej egzystencji. Dla chrze-ścijanina dodatkową pomocą jest myśl o Tym, który pokonał śmierć – śmierć już nie może dłużej oddzielać nas od Boga. Nie może więc odebrać nam sensu życia, wręcz przeciwnie – pomaga nam ten sens zobaczyć wyraźniej. Ta nadzieja przekra-cza „nieprzekraprzekra-czalną granicę naszej przy-szłości”, którą tak podkreśla psychologia egzystencjalna.

Również Frankl w swej logoterapii wy-kracza poza skończoność śmierci typową dla podejścia egzystencjalnego i w swojej refleksji nad sumieniem i osobą ludzką otwiera się na nieśmiertelność. Nie pa-trzy na nią co prawda z perspektywy chrześcijańskiej, lecz też nie traktuje jak psychoanaliza (jako mit). Nieśmiertel-ność Frankl wyprowadza z duchowej natury człowieka. Nieredukcjonistyczne spojrzenie na ludzkie istnienie właściwe dla logoterapii może inspirować także tych, którzy nie podzielają chrześcijań-skiej nadziei, ale którzy nie chcą pominąć tematów istotnych z punktu widzenia egzystencji1. Logoterapia może stanowić

dobre narzędzie do poruszania trudnego tematu śmierci z tymi pacjentami, któ-rzy unikają religijnych konotacji tema-tyki przemijania.

(15)

szkoły terapii

nio uczone i w efekcie zaczyna się bać także słów związanych z bliskością lub jej zapowiedzią, choć słowa te nie grożą fi-zycznym uderzeniem. W miarę upływu czasu unikanie dotyku czy bliskości nie pozwala na skorygowanie wyciągniętych wniosków i w konsekwencji utrwala je.

W wyniku zastosowania do języka ana-lizy behawioralnej odkryto, że choć zda-rzenia zewnętrzne (obserwowalne fakty) są istotnie różne od zdarzeń werbalnych i po-znawczych (tworzących system symboli), to ludzie posługujący się językiem zachowują się czasem, jakby zdarzenia te były tożsame. Na przykład, myśląc o tym, że nie je-stem w stanie wytrzymać bez papierosa, zachowuję się, jakby był to fakt, a nie je-dynie luźna niezobowiązująca myśl, która wpadła mi do głowy. Kiedy budzę się w środku nocy z myślą, że coś złego się stało, moje ciało reaguje tak, że trudno odróżnić sen od rzeczywistości. A jeśli powiem sobie, że muszę mieć kontrolę nad emocjami, to mimo, że nie do końca jest to możliwe i daje negatywne konse-kwencje, usiłuję ten plan zrealizować.

Silne przywiązanie do wysnutych przez umysł wniosków i traktowanie ich, jakby były faktami, autorzy ACT nazywają fu-zją. Kiedy myślimy w stylu „jestem słaby, skoro nie potrafię zapanować nad sobą, swoimi uczuciami…” lub żyjemy w cią-głym niepokoju, bo mamy przeczucie, że stanie się coś złego, albo narzucamy sobie wymaganie typu „muszę być najlepszy” czy „muszę być wyjątkowy” lub „wszyscy powinni mnie lubić”, to myśli te zwykle stają się źródłem niezadowolenia i cier-pienia. Gdy tracimy do nich dystans, za-czynają być wyznacznikami naszej

warto-ści. Tymczasem, patrząc z dystansu, myśli to tylko myśli, a wartością jest nasze ist-nienie i życie zaangażowane w to, co dla nas naprawdę ważne.

PRoBLEMy z JA

Zbytnie utożsamianie się z wytworami na-szego umysłu związane jest z kolejnym po-wodem naszego braku elastyczności i cier-pienia, czyli skonceptualizowanym JA. To swoista opowieść o sobie wywiedziona z perspektywy doświadczeń, składająca się z zasłyszanych opowieści innych oraz własnych wniosków, wysnutych zazwyczaj, gdy byliśmy dziećmi. „Taki jestem… je-stem słaby… jeje-stem do niczego… jeje-stem kimś wyjątkowym… należy mnie podzi-wiać… muszę być perfekcyjny…”. Sformu-łowania te mogą działać jak samospełnia-jąca się przepowiednia.

Tymczasem twórcy ACT proponują, by potraktować JA jako obserwatora, który może z różnych perspektyw oglądać sie-bie i swoje życie, bez przywiązania się do żadnej z nich. Mamy perspektywę dziecka, dorosłego, rodzica, perspektywę kogoś, kto byłby zadowolony z takiego życia i wiele innych. Zmiany perspektywy doświadczamy w sposób naturalny w mo-mentach kryzysów życiowych i wówczas mogą one stać się okazją do rozwoju.

Śmierć bliskiej osoby jest zwykle do-świadczeniem bycia opuszczonym. My-ślimy wtedy, że coś się bezpowrotnie skończyło i nic już nie będzie takie samo. Możemy mieć poczucie, że życie straciło sens. Z drugiej strony, myślimy o tym kimś, że już nie cierpi, że uwolnił się od bolączek choroby, a my nie musimy już patrzeć, jak cierpi, czuć się bezradni czy

zmęczeni opieką. Śmierć to uwolnienie. Możemy też pomyśleć o tym, jak krótka jest ludzka egzystencja i chcieć skoncen-trować się na robieniu tego, co naprawdę dla nas ważne, zanim minie nasze życie. A może popatrzymy na osoby wokoło,

które wspierają nas w żałobie, nie zauwa-żaliśmy ich, a przecież potrzebujemy tych ludzi, a oni nas.

Elastyczna zmiana perspektyw JA po-zwala na postrzeganie rzeczywistości w różnych kontekstach, wydobywając jej złożoność, bogactwo możliwości, jakie otwierają się przed nami, by skoncentro-wać swoje życie wokół tego, co naprawdę dla nas istotne.

oD PSyChoPAtoLogii

KU RozWoJoWi

W psychoterapii obserwujemy oscylowa-nie pomiędzy koncentracją na psychopa-tologii a koncentracją na zasobach i roz-woju. Po latach skoncentrowanych na do-precyzowywaniu diagnozy poszczegól-nych zaburzeń pozostały liczne protokoły kliniczne skoncentrowane na konkret-nych problemach czy negatywkonkret-nych sche-matach. W ciągu ostatnich lat obserwu-jemy powrót bardziej ogólnego myślenia, tzw. transdiagnostycznego, często skon-centrowanego na rozwijaniu umiejętno-ści radzenia sobie i wykorzystującego za-soby osobiste, a podręczniki rozwoju oso-bistego odnoszą się do bardziej ogólnej pracy nad rozwojem pozytywnych sche-matów osobistych.

Doskonale wpisuję się tu cel ACT, jakim jest rozwijanie elastyczności psychologicz-nej. Heksagonalny model elastyczności psychologicznej obejmuje sześć procesów, wzajemnie ze sobą powiązanych:

1. elastyczna uwaga, skupiona na chwili obecnej,

2. świadomość wartości, jakie się wy-biera,

3. zaangażowane działanie, 4. postrzeganie JA jako kontekstu, 5. defuzja,

6. akceptacja.

zAStoSoWAniE

ACt W tERAPii oSóB

UzALEżnionyCh

Uzależnienie w Terapii Akceptacji i Za-angażowania traktowane jest jako swoisty sposób unikania kontaktu z życiem i sa-mym sobą, gdy kontakt ten staje się zbyt bolesny. Czasami związane jest z utknię-ciem w rozpamiętywaniu przeszłości lub zamartwianiu się przyszłością.

Model elastyczności psycho-logicznej Pozytywne procesy kluczowe odpowiadające za elastyczność

Model braku elastyczności psy-chologicznej Negatywne procesy kluczowe odpowiadające za brak elastyczności i cierpienie

Wskazówki, co do kierunku pracy

Styl skupiony reagowania, świa-dome i elastyczne bycie tu i teraz

Elastyczna uwaga, skupiona na

chwili obecnej Brak elastycznej uwagi, Należy żyć chwilą obecną, zwracając uwagę na to, co istotne. Postrzeganie Ja jako kontekstu Przywiązanie do skonceptualizo-wanego JA JA, traktując je jako jedną z perspektyw Być w kontakcie z tzw. głębszym poczuciem

postrzegania.

Styl zaangażowany reagowania, sens życia czyli skuteczne co-dzienne funkcjonowanie

Świadomość wartości, jakie

się wybiera Brak świadomości własnych war-tości,

Należy oderwać się od nieskutecznych zasad, kierujących naszym zachowaniem, w zamian zaś wybierać i opisywać ważne dla siebie wartości.

Zaangażowane działanie Bierność, impulsywność lub upo-rczywe unikanie

Podejmować w życiu działania zgodne z wy-branymi przez siebie wartościami, dostrzegać związek między wyborami konkretnych działań i wybranymi wartościami.

Styl otwarty reagowania, po-zwalający na bezpośrednie doświadczanie

Defuzja Fuzja poznawcza

Potrzebne jest umiejętność nabierania dystansu i postrzegania zdarzeń wewnętrznych (myśli, emocje, wspomnienia czy doznania) jako wciąż zmieniających się doznań a nie jako niepod-ważalne prawdy. Dzieje się to dzięki zmianie werbalnych aspektów zachowania. Akceptacja Unikanie doświadczania nić, dopuścić do świadomości niepożądane treści, Należy zaakceptować to, czego nie daje się

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ponieważ coraz oczywistsze staje się traktowanie części ciała jako materiału zamiennego, więc skłania to do akceptacji poglądu, że ciało nie jest istotnym składnikiem

Badań Naukowych przy AMG wpływają wnio- ski dotyczące nowych leków w leczeniu nadciśnienia tętniczego, leków psycho- tropowych, a nawet leków przeciwastmatycznych,

Posługiwanie się magiczną kartą prób w celu zwiększenia dorobku ko- niecznego dla naukowego przetrwania i – być może – nadzieja na liczący się suk- ces daje

Kluczowe jest tu wyraŜenie „którego poznanie przez Boga w tym czasie jest logicznie moŜliwe”, gdyŜ suponuje ono po pierwsze, Ŝe Bóg – przynajmniej w aspekcie swojej

Derrida próbuje więc przypomnieć, Ŝe tam gdzie pojawia się kategoria „doświadczenia źródłowego”, tam zawsze juŜ jest dyskurs, teoria, filozofia i język, w

realizmu w sprawie moŜliwych światów wydaje się w kaŜdym razie waŜna okoliczność, Ŝe owa teoria nie dostarcza teorii istnienia w tym sensie w jakim teorią istnienia jest

Two main reasons, according to Rawls for limiting demands of distribu- tive justice in international realm to a mere duty of assistance are: (1) an assump- tion of the

Paczkowskiej-Łagowskiej obejmuje roz- prawy: Aufbau der geschichtlichen Welt in den Geisteswissenschaften, Plan der Fortset- zung zum „Aufbau der geschichtlichen Welt...” a