Recenzje
563
Na koniec tylko jedna uwaga skierow ana do redaktora serii, w której w yszły wspom nienia: na przyszłość przydałoby się dołączyć do poszczególnych pozycji kalendarium z życia autora oraz biografię jego prac.
Janina Rosicka
(Kraków)
Małgorzata F r a n k o w s k a - T e r l e c k a : Skarbiec w i e d z y Brunetta Latinie- go. T rzynastowieczna m y śl en cyklo pedyczna jako w y r a z tendencji do u p o w sze ch
niania w ied zy . Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Wrocław... 1984 154 ss.
W zakończeaiu sw ego głębokiego studium o S karbcu w i e d z y Brunetta Ł atan e go i jego epoce Małgorzata Frankow ska-T erlecka przytacza słow a G. W. F. H egla z jego W y k ła d ó w z filozofii dziejó w, że u kresu średniowiecza i początków naszej epoki „[...] ludzkość zyskała teraz poczucie rzeczyw istego pojednania ducha w so bie samym i dobre sum ienie w sferze w łasnej rzeczyw istości, w sferze św ieck iej. Duch ludzki stanął na w łasnych nogach”. I zdaniem M. Frankow skiej-Terleckiej duch ten „stanął na w łasnych nogach” rów nież dzięki dziełu Brunetta Latiiniego, choć, jak w ynika z Jej badań, n ie brakowało w ow ych czasach i innych czynników , które pom agały tem u „duchowi” stawać na w łasnych nogach.
Studium o Skarbcu w i e d z y można by nazwać próbą otw arcia w rót do w ejścia w sferę um ysłow ości, która jakkolw iek tkw iła w e w spólnym pniu średniow iecznej transcendencji duchowej i kulturow ej, to zaznaczała się w iniej sw oją odrębną obec nością i przynajmniej inną płaszczyzną w e w spółżyciu z transcendencją. I dlatego trudno poprzestać jedynie ii w yłącznie na p rzeciw staw ianiu sobie „sacrum” i „pro- fanum ”, rozum ienia i w ierzenia, um ysłowej konfesyjności i um ysłowej św ieckości. Historycznie bowiem sprawy okazują się nadto złożone i badawczo n ie zaw sze jed noznaczne w podejm owaniu. Mając tego św iadom ość M. Frankow ska-T erlecka ze
swojego studium o Brunetcie L atinim nie czyni tylko przyczynku w ąsko m ono graficznego, a le sw oje badania nad Latinim i jego dziełem podejm uje w p erspekty w ie realnie ludzkiego, społecznego i kulturow ego naonczas zapotrzebowania na w iedzę i dzięki tem u proponuje w swojej pracy nie rozwiązania, a zatrzym yw a nie się nad określoną problem atyką wartą dyskusji i rozpatrzenia jakiego, Jej zda niem , wym aga szczególnie w ażne w ow ych czasach zagadnienie „m yśli encyklope dycznej jako w yrazu tendencji do upowszechnienia w iedzy”. I trzeba przyznać, że zagadnienie to staw iane w studium M. Frankow skiej-Terleckiej w sposób n o w y i żyw otnie św ieży, znajdywało rów nież sw oje historyczne i hum anistyczne uzasad nienie.
*
*
*
Podtekstem studium M. Frankow skiej-Terleckiej i zarazem w ątkiem , który przewija się w nim problem owo i do pew nego stopnia stanow i w ytyczną dla jego osnowy koncepcyjnej jest już w spom niane powyżej zagadnienie upow szechniania wiedzy. Wiadomo, że niestety nadal jeszcze ciąży niem al pow szechne przekonanie — zresztą n ie tylko od renesansowych hum anistów , ale i z okresu O św iecenia po chodne — że średniowiecze, to epoka um ysłowego regresu, czasy n iech ęci do ro zumu, a m oże i w strętu do wywodzonej nim i zeń w iedzy. I że dopiero trzeba było w strząsu rimascimento, aby się człow iek obudził z transcendentnego letargu. Tylko pytanie na te i im podobne pomówienia, czy bez tego tak niby pustego um ysłow o średniowiecza byłaby z kolei owa czternasto- i piętnastow ieczna rinascita w ogóle
m ożliwa? Otóż w pew nym sensie odpowiedzią na to pytanie, przynajmniej dysku syjną — jak pisze M l. Frankow ska-T erlecka — jest m iędzy innym i Skarbiec w ie d z y jako jeden ze średniowiecznych słupów prehum anistycznych ma drodze do odrodze niow ego humanizmu. Skarbiec w ie d z y jako w skaźnik i dowód, że można i trzeba w średniowieczu widziieć na tej drodze naw et usilne poszukiwania za wiedzą i na m ia rę ow ych czasów jej zdobywanie oraz upow szechnianie.
W sw oim rozum ieniu i w swoicth analizach encyklopedii średniowiecznych M. Frankow ska-T erlecka zatrzym uje sdę słusznie ze szczególną atencją naid ich k u l turotwórczą i kulturomośną rolą i to niem al w równej m ierze tak w środowiskach duchownych, jak i wśród w arstw i sfer św ieckich. Być może, że dziś nie zdajemy sobie inawet sprawy, jak w łaśn ie dzięki poszukiwanej ii osiąganej w iedzy człow iek w tych obu kręgach cenił stosow ane do siebie powiedzenie „homo modennus” i jak ta nazwa „nos m oderni” m iała o niebo w yróżniać od „antiquiitatis”! I ta może — dziś z perspektyw y w iek ów nieco wygórow ana — świadom ość „hominis m oderni” znaj dowała w yraz w postaci zapotrzebowania na w iedzę i jej upow szechnieoie zarówno w czasach grozy i lęku przed nieznanym i, a katastroficznym i zjawiskam i przyrody w epoce Izydora z Sew illi, jak i z końcem X II i w okresie XIII w ieku w obec na pływ u przekazów, prawie nieznanych dotąd w Europie zachodniej, dzieł m yślicieli starożytnej Grecji i św iata żydow sko-arabskiego. Jakkolw iek może sam wyraz „upow szechnianie” — jako że tchnący dzisiejszą w spółczesnością — nie bardzo od powiada ówczesnem u w yrażaniu się o sw oim um ysłow ym zapotrzebowaniu, to jed nak, stosując go, M. Frankow ska-T erlecka rzuca nowe św iatło na rozwój d postęp u m ysłow ości średniowiecznej w jej twórczo, społecznie i kulturowo samodzielnym, choć m oże n ie zawsze oryginalnym , zaopatrywaniu się w naukę i wiedzę.
To upowszechnianie w iedzy miiało w średniow ieczu szczególną w ym ow ę i ota czane było, niestety, praw ie nieznaną nam dziś troską. M. Frankow ska-T erlecka za jego podstawę słusznie przyjm uje encyklopedie, ale m ówiąc o upowszechnianiu w ów czas w iedzy n ie można też zapominać i o innych, choćby o takich dla tego celu środkach jak obrazy, m iniatury, rzeźby czy nawet sw oista naonczas pod tym w zględem architektura. Obraz w średniow ieczu był „biblią ubogich” czyli nie um ie jących czytać, którzy z tego, co w id zieli i oglądali, m ieli zdobywać w iedzę w praw dzie w yznaniow e określaną i zakreślaną, ale zawsze upowszechnianą. A w ięc upow szechnianie w łaśnie od strony celów i zadań realnie przem yślane i pytanie, czy, jak na ow e czasy, nie skuteczne. Spojrzenie w ięc na średniow ieczne encyklopedie czy quasi encyklopedie jako czynniki um ysłowo zapładniające i na służbie ludzkiego ro-' zumu ma duże znaczenie dla dziejów w iedzy i ośw iaty w Europie i jako tego przy kłady n ie bez znaczenia m oże dla niektórych spraw zw iązanych z dzisiejszą popu laryzacją nauki, w szelkiego rodzaju um iejętności i kultury. Bo okazuje się, że nie tylko cele, ale i drogi do nauki, ośw iaty i kultury także i w różnych epokach, ma ją coś wspólnego.
*
*
*
Skarbiec w i e d z y Brunetta Latiniego n ie b ył w XIII w ieku dziełem jedynym,
ani o jakim ś w yjątkow ym charakterze i poziom ie naukowym . B ył natom iast księgą codziennego życia, której odbiorcą m ógł być intelektualista duchowny, teolog czy filozof, ale z przeznaczenia m iał to być człow iek świecki, polityk, prawnik, kupiec, czy w ogóle świadom siebie i sw oich obywatelskich praw i obowiązków, m iesz czanin. Zwłaszcza m ieszczanin i obyw atel w łoskich komun m iejskich, które w swym bujnym i z dnia na dzień coraz bogatszym , ale i bezsprzecznie niełatw ym , choć w ie- lem ożnym życiu społeczno-politycznym i kulturowym , potrzebowały nowej i bar dziej skutecznie owocnej w iedzy „nie tylko dla w łasnej przyjemności, ale i dla po
Recenzje
565
w iększenia w ładzy i um ocnienia sw ych w łości tak w czasie w ojn y jak i w poko ju”. I tę w iedzę m iał im zapewnić Skarbiec, napisany w języku francuskim jako że „najdoskonalszym i najpowszechniejszym ”, a tym sam ym i najbardziej przy datnie dogodnym, aby dzieło mogło „trafić do najliczniejszego kręgu ludzi” i „no w ych odbiorców nie m ieszczących się już w obrębie dotychczasowych czyteln ik ów filozoficznych i teologicznych rozpraw w języku łacińskim ”. Skarbiec ma w ięc kon kretne zadania do spełnienia, ma służyć praktyce życia czyli być „pod ręką”.
I w perspektyw ie tego zadania zostają kom ponow ane poszczególne zespoły za gadnień w trzech księgach dzieła Brunetta Latiniego. M. Frankow ska-T erlecka do konuje ich zestaw u w postaci przez siebie oryginalnie pom yślanej syntezy proble mowej zagadnień i spraw z zakresu w iedzy i kultury ogólnej zaw artych w k się dze pierwszej, zagadnień zw iązanych z problem atyką etyczną, a w ięc z zasadam i moralnego działania i postępowania, czym Latini zajm uje się w księdze drugiej swego Skarbca, i wreszcie problem ów o charakterze politycznym , a w szczególnoś ci o retoryce jako sztuce warunkującej samo istnienie państw a, omawianej szcze gółowo w księdze trzeciej. Dobrze, że zestaw tan tnie jest tylko schem atycznym streszczeniem . Choć w skrócie, to ukazuje się w mim szeroki ciąg i przegląd tem a tów i k w estii w noszonych i ukazyw anych n ie z pozycji wąsko uteoretyczmianych czy filozoficznych jako takich, a w yraźnie adresowanych do określonych odbiorców i dlatego w swojej strukturze m ających rów nież sw oiste znam ię nie tyle uczonoś- ci, ile raczej rzetelnej w ramach ów czesnego stanu w iedzy, i zgodnej ze społecz nym zapotrzebowaniem nieodzow nych inform acji. Dlatego ta synteza problem owa
Skarbca w opracowaniu M. Frankow skiej-Terleckiej pozostaje i dla celów badaw
czych nieobojętna. Każe bowiem w idzieć Brunetta Latiniego w tym S karbcu takim , jakim był i tym, który ten Skarbiec pisząc, w iedział po co i jak to należało czynić, a nie dopatrywać się w mim tego, czego w nim nie ma. A to ma sw oje duże i in- struktyw ne znaczenie metodologiczne, zw łaszcza jeśli m imo w szystko z perspekty w y „dziś” bada się odległe „wczoraj”, w którym n iew iele z tego jego „wczoraj” jest badaczowi dostępne i n ie w szystko w nim jasne.
Warto o tym i dlatego wspom nieć, ponieważ studium M. F rankow skiej-T erlec- kiej okazuje się także godnym uw agi osiągnięciem na polu naukowo-badawczym pod w zględem w arsztatowym i takim, które zasługuje na miano „dobrej roboty”.
*
*
*
Można różnie czytać i rozm aicie odczytyw ać tę książkę zależnie od osobistych zainteresowań, potrzeb um ysłowych i kultury. Ale w arto i trzeba także um ieć ją odczytać od strony tego, ja k została ona napisana, czyli ze spojrzeniem na warsztat, z którego zeszła.
Uw idacznia się to w dwóch sytuacjach przy jej lekturze: zagłębia się w niej z poczuciem obcowania z wypracow anym wszechstronnie dziełem naukow ym i zara zem czyta się ją i śledzi zaw ierane w niej m yśli z głębokim poczuciem tchnącego w jej fakturze piękna.
Źródłowa dokumentacja Skarbca w i e d z y jest tak przebrana i dobrana, że na w et w tych nielicznych zresztą, a równie pociągających m iejscach i fragm entach pewnych dom ysłów czy hipotetycznych przypuszczeń w odniesieniu do niektórych ew entualnych wydarzeń, związanych z losam i Skarbca, spotyka się z czym ś, co, jeśli nie przekonuje, to przytrzym uje uwagę i pobudza do w łasnych reflek sji i w łasnych domysłów. Składa się na to ogrom na rzetelność w tym w szystkim , co i o czym M. Frankow ska-T erlecka pisze, przem yślenie i bynajmniej nie unikowa ostroż ność, a — jakby można powiedzieć — „zaopatrzenie” w arsztatow e, z którego n ie
w ychodzi w ięcej jak tylko to, na co zezwala m ateriał i przystosow ane do jego ba dawczej „obróbki” narzędzia. Dlatego w m ediew istyce książka ta jako inowe, ba dawcze spojrzenie na stan i rozwój um ysłow ości średniowiecznej znajdzie n iew ątp li w ie godne sob ie miejsce.
Jest to zarazem studium, którego lektura może być rów nież udziałem szerszego kręgu czytelników , dla których cyw ilizacja i kultura -nie zaczyna się od przeżyw a nego przez nich dziiś, ale ma też i w ielopokoleniow e wczoraj i pozawczoraj. Bowiem w swej koncepcji książka nie przygniata sw oją skądinąd bogatą erudycją i dla po szukującego w niej m ożliwości szerszego spojrzenia na um ysłow e i kulturowe od najd yw an ie się człow ieka w historii znajdzie się w tej książce rozdział na temat „przenikania tem atyki naukowej do literatury pięknej w językach narodowych”, rozdział, w którym się przedstaw ia w łaśn ie tych „spoza kręgu uczonych i filozo fó w ”, którzy nie z racjii zawodu, a z potrzeby życia, swoich um ysłów i serc decy dują się na „poszukiwanie w iedzy i cnoty”. I jak się okazuje — zdaniem M. Fran- kow skiej-T erleckiej — n ie ob yw ało się to bez w p ływ u Brunatta Latiniego i jego encyklopedii, która także w pewnej m ierze staw ała się „biblią laik a” i żyw ym czynnikiem sojuszu w iedzy i m ieszczaństw a. Zdaje się bowiem, że to nie tyle z ła cińskich traktatów platońsko-arystotelesow skich podejm owała swój wzrost k ultu row y w arstw a w yrastająca z życiowej codzienności m iejskiej i z racji tej codzien ności łakniono w iedzy i poznania, znajomości, św iata i rachunku, obycia jurydycz nego i rozeznania w m edycynie, now ego à z w ym ogam i życia zgodnego spojrzenia na istniejący porządek społeczny, „jako stworzony przez ludzi, a nie przez N atu rę”. A zatem istniała konieczność w iedzy, która by „nie była tylko mądrością książ kową, a le istotnie uczyła realnej prawdy o życiiu i św iecie, praw dy konkretnej i nie polukrowanej, przydatnej dla nowego człow ieka, mieszczanina, zdobywającego do piero w ów czesnym społeczeństw ie pozycję i znaczenie”.
Problem atyka i tem atyka zawarta w tym rozdziale, w praw dzie odległa w for m ie i w w yrazie zapisu, okazuje siię jednak tak bliską i pociągającą dla dzisiejsze go człowieka, który już n ie tylko chw ilam i ma często dość różnego rodzaju „mąd rości książkow ych” i coraz głośniej upomina się o mądrość realnej prawdy o życiu.
*
*
*
Siedząc dzieje trzynastow iecznych encyklopedii w studium M. Frankowskiej - -Terleckiej, zostaje się z kontynentu Europy zachodniej przeniesionym również na północ do N orw egii ,gdzie w połow ie X III w ieku pojaw iło się Konungs Skuggsja — Spéculum regale — dzieło pod w ielom a w zględam i zbliżone do encyklopedii z kontynentu. D zieło — prawdopodobnie anonim ow e — św iadczy jednak o szerokim naonczas zapotrzebowaniu na w iedzę i um iejętności nieodzowne w w ykon yw a niu różnych zaw odów i sygnalizow ane przez M. Frankow ską-T erlecką jest jakby w ezw an iem , by także w szerszym niż tylko na kontynencie zakresie podejm ować badania nad treściam i i zasięgiem kulturow ego rozwoju i rozprzestrzeniania się um ysłow ości średniow iecznej. Być może, że i w jakim ś naw iązaniu do tego S p écu
lum Regale z dalekiej północy norw eskiej najbliższy w roku 1987 „Le huitièm e Con
grès International de Philosophie M édiévale” ma się odbyć w H elsinkach na te m at n auk i i jej różnych koncepcji na przełom ie średniow iecza i R enesansu. D ale ka północna Finlandia poczuw a się do uczestnictw a w dziedzinie zachodnioeuro pejskiej m ed iew istyk i i w ychodzi jej naprzeciw. D latego zestaw ien ie Spéculu m r e
gale ze S karbce m w i e d z y Brunetta Latiniego jeszcze pogłębia i umacnia słu sz
ność poglądów M. Frankow skiej-T erleckiej na tem at średniow iecznych dążeń i p-o- :zynań zw iązanych z upow szechnianiem w ied zy i przekonyw ająco uzasadnia po trzeby i racje podejm ow ania dalszych badań nad źródłami i postawam i, z których
Recenzje
567
i na których, mimo sw ego nieporów nyw alnego rozw oju i postępu, w yrastała um y- słow ość, nauka i kultura w iek ó w n ow ożytnych i od nich d ialek tycznie zależna n a sza dzisiejsza w spółczesność.
Jan L egow icz
(Warszawa)
Dzieje n au kow y ch t o w a r z y s t w m e d y c zn y c h w Poznaniu w latach 1832—1983.
Studia i M ateriały. Poznań 1985. A kadem ia M edyczna im. Karola M arcinkow skiego w Poznaniu. Biblioteka Poznańskich Roczników M edycznych. 8° 346 ss.
Jest to już kolejne w ydaw n ictw o, które zaw dzięczam y K om isji Zdrowia przy Zarządzie W ojewódzkim Związku B ojow ników o W olność i D em okrację w P ozna niu, organizującej sym pozja pośw ięcone h istorii m ed ycyn y okręgu poznańskiego. Zaw iera ono m ateriały z sympozjum, dotyczącego h istorii tow arzystw m edycznych działających na terenie Poznania, zorganizow anego w dniu 28 m arca 1984 r. przez w spom nianą K om isję Zdrowia w esp ół z Oddziałem Poznańskim Polskiego T ow a rzystw a Lekarskiego i Zakładem H istorii M edycyny i Farm acji A kadem ii M edycz nej im. K. M arcinkowskiego w Poznaniu. Sym pozjum to zostało zw ołane dla ucz czenia 100-lecia pierw szego w Poznaniu Zjazdu L ekarzy i Przyrodników Polskich i 40-lecia Polskiej R zeczypospolitej Ludowej. Redaktorem naukow ym k siążk i jest Roman M eissner, który jest zarazem członkiem K om itetu R edakcyjnego w y d a w nictw a.
Na pierwszych stronach publikacji znajduje się fotografia aw ersu m edalu pa m iątkow ego IV Zjazdu Lekarzy i Przyrodników P olskich w Poznaniu z 1884 r., a następnie fragm ent z D ziennika Czwartego Zjazdu Lekarzy i P rzyrodników P ol skich, zaw ierający inauguracyjne przem ów ienie B olesław a W icherkiew icza. Po przedm owach następuje w prow adzający artykuł Rom ana M eissnera pt. R ozw ój
naukow ych to w a r z y s tw m e d y c zn y c h w Poznaniu w latach 1832—1983. A rtykuł ten
jest najobszerniejszy, liczy 15 stronic. Pokazuje rozw ój tow arzystw m edycznych oraz sytuację polityczną i naukową, w jakiej przyszło im działać. A utor w nim naszkicow ał początki tow arzystw naukow ych i m edycznych oraz czasopiśm iennic tw a m edycznego na ziem iach polskich; u tw orzenie przez Karola M arcinkow skiego na bazie najstarszego zakładu leczniczego w Poznaniu — szpitala przy ul. D ługiej — nam iastki pierwszego naukow ego tow arzystw a m edycznego; p ow stan ie p ierw sze go w Poznaniu p olsko-niem ieckiego tow arzystw a lekarskiego 16 X 1832 — ok. 1840); następnie utw orzenia T ow arzystw a Przyjaciół Nauk w Poznaniu, w którego W ydziale Przyrodniczym (zorganizow anym 31 X 1857) skupili się n iem al w szyscy lekarze polscy praktykujący w Poznaniu. Ten W ydział można uznać za pierw sze ściśle polskie stow arzyszenie naukow e lekarzy poznańskich. L ekarze ci u tw orzyli w dniu 18 X II 1865 r. Sekcję, a później W ydział Lekarski T ow arzystw a P rzyja ciół Nauk w Poznaniu. Poznańskie środowisko lekarskie okazało się tak znaczące, że w latach zaboru powierzono m u zorganizow anie trzech Zjazdów Lekarzy i P rzy rodników; II w 1870 r., IV w 1884 r. i VIII w 1898 r. Do skutku doszedł tylko IV Zjazd, gdyż dwa pozostałe ze w zględów politycznych n ie odbyły się. W końcu X IX w iek u zaczęły p ow staw ać w Poznaniu nowe stow arzyszenia lekarskie. W latach zaboru tych tow arzystw było 4, w Polsce m iędzyw ojennej — 25, a w 1983 r. — 50, liczących ponad 8 330 członków. N ajow ocniejszym i latam i dla p ow staw ania to w a rzystw były: 1945—1950 i 1956—1970. Pow stało w ted y praw ie 90% obecnie działają cych oddziałów. Liczba tow arzystw i ich członków stale w zrasta. Jest to istotne, gdyż tow arzystw a naukow e obok Polskiej A kadem ii Nauk, w yższych u czeln i i in stytutów naukow ych stanow ią czw arte, głów ne ogniw o nauki. W tow arzystw ach