• Nie Znaleziono Wyników

"Z dziejów zmagań o polskość Nadodrza", Euzebiusz Basiński, "Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego" T. 9 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Z dziejów zmagań o polskość Nadodrza", Euzebiusz Basiński, "Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego" T. 9 : [recenzja]"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Wrzesiński, Wojciech

"Z dziejów zmagań o polskość

Nadodrza", Euzebiusz Basiński,

"Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego"

T. 9 : [recenzja]

Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 2, 415-421

(2)

H en ry k B a r y c z , Stu d ia histo ryczn e W ojciecha K ę trzy ń sk ie g o w św ietle

u rzęd o w y ch źródeł U n iw e rsy tetu K rólew ieckiego, O ssolineum . K sięga P a m ią t­

kow a w 150-lecie Z akładu N arodow ego im ienia O ssolińskich, W rocław 1967, ss. 215—218.

W śród 22 ro zp ra w pośw ięconych spraw om Z ak ład u N arodow ego im. Osso­ lińskich zaledw ie jeden k ró tk i a rty k u ł m ateriało w y dotyczy jego długoletniego d y re k to ra , W ojciecha K ętrzyńskiego. A rty k u ł ten jed n ak n ie odnosi się do p racy K ętrzyńskiego w O ssolineum , lecz do jego studiów na U niw ersytecie K rólew ieckim w latach 1859—1863. D otychczasow e nasze w iadom ości dotyczące tego okresu o p ierały się na w spom nieniach sam ego K ętrzyńskiego, spisanych jed n ak że dopiero na początku X X w ieku oraz na jego życiorysie, przesłanym w 1869 r. na U n iw ersy tet K rakow ski. U rzędow e sp raw ozdania z sem inarium historycznego, do k tórych d o ta rł prof. H. B a r y c z , przynoszą now e przy czy n ­ ki do b iografii K ętrzyńskiego, z a w ierają k ró tk ie ale treściw e in fo rm acje o jego studiach historycznych. Po nap isan iu pracy se m in a ry jn e j z h isto rii sta ro ży tn ej na te m a t G etów , K ętrzy ń sk i zain tereso w ał się h isto rią P olski w o kresie Bole­ sław a Chrobrego, a później M ieszka I. D r F ry d e ry k W ilhelm Schubert, z p rze­ konań lib erał, zw olennik G agerna w 1848 r., założyciel i d y re k to r se m in a riu m historycznego, opiekun naukow y K ętrzyńskiego, chw alił go za pilność, su ­ m ienność oraz gorliw ość w studiach. S ch u b ert w ym ienił początkow o K ę trz y ń ­ skiego pod n azw iskiem W inklera, a ro k później stw ierdził, iż ów przyw rócił sobie (w ieder angenom m en) nazw isko rodow e. S tw ierd zał też S ch u b ert, że K ętrzy ń sk i nie pozostaw ał na uboczu od „dzisiejszego p rą d u ultra n aro d o w e g o P o lak ó w ”. S chubertow i jed n ak że n ie przeszkadzała polskość K ętrzyńskiego, odnosił się do jego osoby z w y raźn ą sym patią, nie potępił go n aw et wówczas, gdy został areszto w an y za tra n s p o rt bro n i dla pow stania. Prof. B arycz pisze, iż sp raw o zd an ie z 2 stycznia 1864 r. stanow i o sta tn ią in fo rm ację o K ę trz y ń ­ skim . Należy tu uzupełnić, iż w spraw o zd an iu za la ta 1865/66 S ch u b ert stw ie r­ dził, że jego d aw n y uczestnik sem in ariu m , W inkler v. K ętrzy ń sk i złożył „bardzo p o m yślnie” egzam in d o k to rsk i (W ojewódzkie A rch iw u m P aństw ow e w O lsztynie, Rep. 99 Λ-120, vol. 1).

Ja n u sz Ja siń sk i

Euzebiusz B a s i ń s k i , Z d zie jó w zm agań o polskość Nadodrza, Roczniki Dziejów Ruchu L udow ego, t. 9, ss. 235—271.

Od k ilk u n a stu Jat w y stę p u je n iesła b n ące zain tereso w an ie historyków losam i ludności polskiej, k tó ra była pod panow aniem niem ieckim w okresie dw udziestolecia m iędzyw ojennego. R ezu ltatem tych zainteresow ań są p u b li­ kacje ró żnorakich rozp ra w , a rty k u łó w , studiów , w y d aw n ictw źródłow ych. W iedzę o tej p ro b lem aty ce rozszerzają tak że liczne w spom nienia. Badaniam i in te re su ją się przew ażnie historycy p racu jący w ośrodkach naukow ych na ziem iach nado d rzań sk ich i n ad b ałty ck ich . D ecyduje to o prow adzeniu badań zazw yczaj w ram ach tylko jednego zam kniętego regionu, bez studiów porów ­ naw czych nad cało k ształtem problem ów ludności polskiej w p ań stw ie n ie ­ m ieckim . M nogość w ydaw nictw , niestety, często nie idzie w parze z odpow ied­ nią tro sk ą o zapew nienie im d ostatecznie w ysokiego poziom u. U k azu ją się niekiedy p u b lik acje n ie odpow iadające w spółczesnem u stanow i w iedzy o opi­ syw anych i analizow anych problem ach, podp o rząd k o w an e treściom pro p ag o ­ w anym przez nie n ajlepszą publicystykę, z w ielom a uproszczeniam i, licznym i

(3)

błędam i faktograficznym i. P u b lik acje pośw ięcone tym problem om posiadają najczęściej c h a ra k te r przyczynków , przy niechęci do syntetycznego opraco­ w yw ania problem ów . A le ogłaszanie n aw et i popraw nych prac, przede w szy­ stkim na łam ach regionalnych czasopism i w lokalnych w ydaw nictw ach po­ w oduje, że odbiór w śród czytelników je s t daleko w ęższy niż zainteresow ania. C e n traln e czasopism a naukow e pośw ięcają tym problem om uw agę bardzo rzadko.

To w szystko spow odowało, że a rty k u ł Euzebiusza B a s i ń s k i e g o p rz y ­ jęto z zaciekaw ieniem . O publikow ano go na łam ach centralnego czasopism a, k tó re in te re su je się p roblem am i ru ch u ludow ego i nie nosi ch a ra k te ru p rz y ­ czynkowego, a rty k u ł był bow iem zam ierzoną próbą syntezy. D ezinform uje czytelnika ty tu ł arty k u łu . P rzedm iotem zainteresow ania a u to ra nie jest bo­ w iem N adodrze (term in pojm ow any zresztą bardzo luźnie przez różnych autorów ), lecz obszar całego p ań stw a niem ieckiego. T rudno przecież przez N adodrze rozum ieć obszary od K rólew ca do W estfalii.

A rty k u ł został przygotow any w oparciu o lite ra tu rę przedm iotu, bez znajom ości w ielu podstaw ow ych p u b lik acji, szczególnie z pierw szych la t po w ojnie (chociażby szeregu a rty k u łó w histo ry k ó w w rocław skich, ogłoszonych na łam ach ..Przeglądu Zachodniego”) i o statnich w y d aw n ictw (przede w szy st­ kim ogłaszanych w Opolu i O lsztynie). Nie je st tu m iejsce na ich w yliczanie, a lista byłaby długa. N ieznajom ość tych p u b lik acji .stała się przyczyną p o w ta ­ rzania n iejed n o k ro tn ie sta ry ch tez, k tó re w św ietle ostatn ich w yników badań pow ażnie skorygow ano. G łów ne zain tereso w an ia E. Basińskiego skupiły się na ch ara k te ry sty c e sta n u narodow ego ludności polskiej w N iem czech, p rz e d ­ staw ien iu jej położenia oraz form organizacyjnych w okresie dw udziestolecia m iędzyw ojennego. Dla całego a rty k u łu ch a ra k te ry sty c z n e je st używ anie o k re ­ śleń w artościujących, krańcow ych, przy upraszczaniu opisyw anych procesów i zjaw isk, niechęć do opisyw ania w ydarzeń p rzy stosow aniu półtonów . Przez to obraz nary so w an y przez a u to ra został p rzejask raw io n y , a faktyczna sy tu a ­ cja narodow ościow a p rzed staw io n a w sposób skrzyw iony.

Z ajm ijm y się n a jp ie rw c h a ra k te ry sty k ą procesów narodow ościow ych, przeprow adzoną przez au to ra. P o w tarzając w ielo k ro tn ie opublikow ane w p o l­ skich w ydaw nictw ach historycznych słuszne stw ie rd zen ia o n ik łej w artości niem ieckich danych statystycznych dla odtw orzenia s tru k tu ry narodow ościo­ w ej, in fo rm u je on o poszukiw aniach badaczy w celu u sta le n ia liczby ludności polskiej w N iem czech. A le niesłychanie lakoniczna je st c h a ra k te ry sty k a w e ­ w nętrznego ro zw arstw ien ia narodow ego ludności polskiej. P rzy czym dla au to ra decydującym czynnikiem przy tej analizie nie jest sta n sam ow iedzy narodow ej ludności polskiej, jej poczucie zw iązków z całym narodem p o l­ skim , czy stopień ciążenia do naro d u niem ieckiego, ale stopień zaangażow ania ,,w w alce o p ra w a n aro d o w e” (s. 243). A przecież jak że w iele może być tu przykładów , że Polacy o w ysokim poziom ie sam ow iedzy n arodow ej ze w zglę­ dów ideow ych w łączali się do pracy niem ieckich p a rtii politycznych, p rzede w szystkim K om unistycznej P a rtii Niem iec, k ry ty czn ie u stosunkow ując się do działalności organizacji, k tó re prow adziły w alk ę o p raw a narodow e ludności polskiej. A naliza w ew nętrznego u w arstw ien ia narodow ego Polaków w N iem ­ czech jest pow ierzchow na, n ie dostarcza żadnych in fo rm acji, k tó re by pozw o­ liły w yjaśnić i zrozum ieć czytelnikow i istn iejące rozbieżności m iędzy fa k ty c z ­ nym stanem posiadania ru c h u polskiego, a siłą całej m asy społeczności polskiej.

W ydobyw ając specyfikę procesów narodow ościow ych w o kresie m iędzy­ w ojennym , a u to r zw raca uw agę p rzed e w szystkim na znaczenie pow stania

(4)

R zeczypospolitej dla n a ra sta n ia procesów pogłębiających zw iązki ideow e lu d ­ ności polskiej w Niem czech z całym n arodem polskim , stw ie rd zając , że „sprzyjało (pow stanie p ań stw a polskiego — W. W.) w ciąganiu coraz szerszych rzesz n iezd ek laro w an ej, ch w iejn ej dotąd ludności ślą sk iej i kaszu b sk iej, w a r ­ m iń sk iej i m azu rsk iej w k rą g św iadom ej sw ych celów , p atrio ty c zn ej w spól­ noty p o lsk iej” (s. 244). P rz y czym podnosi, że m achinacje, in try g i A nglosasów , aby nie dopuścić do n adm iernego osłabienia pozycji N iem iec, kosztem Polski spow odow ały przygaszenie en tu zjazm u Polaków do w a lk i o połączenie się z Rzecząpospolitą. (s. 236). Przecież w iele je s t dow odów historycznych, że a k u ra t było odw rotnie, że w iele w y stą p ień P olaków i to n ie ty lk o słow nych, spow odow ane zostało ta k ą postaw ą dyplom atów angielskich. R ów nież cały proces narodow ościow y w o kresie m iędzyw ojennym w śród ludności polskiej ro zw ijał się w ręcz odw rotnie niż to n a k re ślił E uzebiusz B asiński. Przecież okres m iędzyw ojenny, co p o tw ie rd z a ją szczegółowe b a d a n ia źródłow e, w y k a ­ zuje zaham ow anie procesu u n a ro d a w ia n ia w śród n ie zd ek laro w an ej narodow o ludności polskiej. W szak w łaśn ie to decydow ało o sukcesach procesu denacjo- nalizacji. L udność polska w N iem czech w o kresie m iędzyw ojennym przeży­ w ała proces pogłębiania się p o lary zacji postaw narodow ościow ych. Bo r z e ­ czywiście pod w pływ em ideologicznego oddziaływ ania Rzeczypospolitej n a ­ stępow ało pogłębienie zw iązków z narodem polskim , a le ty lk o w a rstw y ludności polskiej zw iązanej z ru ch em polskim . N ato m iast przew ażał proces denacjonalizacji, p rzy całkow itym zaham ow aniu procesu u n a ra d a w ia n ia . Nie je st sp raw ą p rzy p ad k u , że a u to r sta ra ją c się egzem plifikow ać sw oją tezę o pozyskiw aniu dla polskości P olaków już zg erm anizow anych przytacza dla ok resu m iędzyw ojennego p rzy k ład W ojciecha K ętrzyńskiego, k tó ry zm arł na k ilk a m iesięcy p rzed pow staniem II Rzeczypospolitej. C h arak tery sty cz n e dla w yw odów E. Basińskiego je st nied o stateczn ie doceniane znaczenie ro z w a r­ stw ie n ia narodow ego ludności polskiej dla d ziałania ru c h u polskiego.

Z c h a ra k te ry sty k ą procesów narodow ościow ych łączą się też problem y m łodzieży. M ianow icie a u to r n ie zw racając uw agi na fa k t, że g erm anizacja w o kresie m iędzyw ojennym odnosiła znacznie w iększe sukcesy w m łodym pokoleniu niż w starszy m , podnosi w ielk i w pływ m łodego pokolenia na oży­ w ienie ru c h u polskiego. Z w raca uw agę, że było to p rzed e w szystkim dzięki m łodzieży g im n azjaln ej i ak ad em ick iej (s. 262). I znow u sp raw a w ygląda inaczej. Zgadza się, że ta k i w pływ na ru ch polski w y w ierała m łodzież s tu ­ dencka i m łodzież g im n azjaln a. A le trzeb a przecież w skazać, że była to ty lk o niew ielka g arstk a w stosunku do całej m asy m łodzieży p olskiej, k tó ra w bardzo szybkim tem p ie przechodziła proces denacjonalizacji, że dzięki tem u ru c h polski w o kresie m iędzyw ojennym w y raźn ie przechodził proces sta rzen ia, że m łodzież akad em ick a i g im n azjaln a nie decydow ała o całokształcie p ro ­ cesów narodow ościow ych.

Mało p recy zy jn a je st też c h a ra k te ry sty k a stru k tu ry narodow ościow ej. Z opisu dokonanego przez Basińskiego czytelnik w cale n ie d ow iaduje się, że prócz N iem ców należących do klas posiadających, na te re n a c h zam ieszkałych przez ludność polską żyli tak że N iem cy robotnicy i chłopi, niem iecki p ro le­ ta r ia t (s. 244). T ru d n o tu ta j tak że n ie zgłosić zastrzeżenia przeciw ko używ aniu ok reślen ia ludność rodzim a jako synonim u ludności polskiej (s. 257). Bo p rz e ­ cież tak że osadnictw o niem ieckie m iało tu ta j sta re trad y cje.

P roces den acjo n aliza cji został p rzed staw io n y przez E. B asińskiego tylko jako w y n ik d y sk ry m in acji, ucisku narodow ościow ego, p rzy u w y p u k len iu całe­ go p asm a gw ałtów , b ezp raw ia, n ato m iast całkow icie pom inięty został proces asym ilacji, n a tu ra ln y proces d la k ażd ej m niejszej g ru p y narodow ościow ej,

27. K o m u n i k a t y

(5)

żyjącej w ram ach obcej etnicznie państw ow ości. A i m etody stosow ane w p ro ­ cesie g erm anizacji p rzed staw io n e przez a u to ra zostały ograniczone tylko do n ary so w an ia m etod negatyw nych, przy p om ijaniu m etod pozytyw nego oddzia­ ływ ania, k tó re m iały na celu przyciągnąć Polaków do niem czyzny. To też położenie narodow e ludności polskiej przedstaw ione zostało przez a u to ra na ksz tałt ró w n i pochyłej w iodącej do coraz to b ard ziej gw ałtow nego upośle­ dzenia ludności polskiej. C h a ra k te r ocen procesów narodow ościow ych, spraw a n iesłychanie tru d n a , został przed staw io n y w sposób niedostatecznie p recy zy j­ ny, przy nadużyw aniu o kreśleń uogólniających, a bez w skazania istotnych sił społecznych zaangażow anych w procesie germ anizow ania.

Euzebiusz B asiński tw ierdzi, że ludność polska w p ra k ty c e była w yzuta z p raw publicznych w dziedzinie ośw iaty, ad m in istra c ji, k u ltu ry (s. 2391. I tym razem w iele przesady. Bo przecież w rzeczyw istości p o lity k a przeciw - polska zm ierzała do ograniczenia ludności polskiej w k o rzy stan iu z up raw n ień ustro ju rep ublikańskiego, ale była w tym ograniczona p rzed e w szystkim p re sją opinii m iędzynarodow ej. Toteż głów ny w ysiłek w latach w eim arskich zm ierzał do takiego sk o n stru o w an ia system u g erm anizacji, k tó ry by przynosił odpow iednie re z u lta ty bez jask raw eg o n aru sza n ia obow iązujących swobód rep u b lik ań sk ich , k tó ry by pozw alał na u p raw ian ie germ anizacji w pełnym m ajesta cie p rzestrzeg an ia obow iązujących p raw , a ta k ż e p rzestrzeg an ia p rzy ­ sługujących sw obód obyw atelskich Polakom , obyw atelom niem ieckim . W o k re­ sie h itlero w sk im cele te z pow odzeniem zostały rozw iązane dzięki specjalnej k o n stru k c ji system u praw nego. W p ra k ty c e okazało się, że dla ludności pol­ skiej groźniejsza była działalność m ająca na celu w zm ożenie procesów asym i- lacyjnych, niż dysk ry m in acja, z k tó rą ru ch polski m ógł łatw iej w alczyć. T ru ­ dno też się zgodzić z tw ierd zen iem au to ra, że w y d an ie o rd y n acji szkolnej dla polskich szkół p ry w atn y ch przez rząd p ru sk i 30 g ru d n ia 1928 r. było pod y k to ­ w ane tylko strach em przed rew anżem rząd u polskiego w obec m niejszości niem ieckiej w Polsce (s. 260). Ogłoszenie tego a k tu było w yrazem ofensyw nych działań m niejszości niem ieckich, k tó re chciały dom agać się now ych u p raw n ień dla siebie, a w ydanie o rd y n acji m iało stanow ić alibi dla rząd u niem ieckiego, któ ry popierał te żądania. M iało stanow ić alibi, k tó re by usp raw ied liw iało w ielkość żądań niem ieckich. K iedy m ów im y o sp raw ach szkolnych, to trzeba także zw rócić uw agę na co n a jm n ie j d yskusyjny c h a ra k te r stw ierd zeń B asiń­ skiego, że gw ałtow na k o n tra k c ja niem iecka „paraliżow ała od początku rozw ój polskiego szkolnictw a p ry w atn eg o ” (s. 261). Nie m a potrzeby negow ania fak tó w o przeszkadzaniu Polakom w budow aniu sieci szkolnej po 1928 r. przez ad m in istra c ję teren o w ą i ró żnorodne n iem ieckie ug ru p o w an ia n a c jo n a ­ listyczne. A le przecież nie doszło do sp a raliżo w a n ia szkolnictw a polskiego. Szkolnictw o polskie zoatało zorganizow ane. P rzeciw działanie n iem ieckie u tru d ­ niało zbudow anie sieci szkolnej, ale głów ną przeszkodą w dalszym ro zw ijan iu sieci szkolnej po 1931 r. były przede w szystkim tru d n o ści finansow e. Tylko na K aszubach w ładze n iem ieckie rzeczyw iście sparaliżow ały rozw ój szkolnic­ tw a polskiego. A le w iele jest w szak przykładów , że ru ch polski na innych obszarach nie w y korzystał w szystkich możliwości u tw o rzen ia szkół polskich.

A utor nie rozróżnił w p racy d ostatecznie p recyzyjnie etapów polityki p rzeciw polskiej w ład z i organizacji nacjonalistycznych niem ieckich. I tak na p rzy k ład tw ierdzi, że w stępnym etapem ak c ji przeciw polskiej m iało być usunięcie w szelkich śladów polskości (s. 239). A tym czasem z tą ak cją w d u ­ żych rozm iarach spo ty k am y się dopiero w okresie rządów hitlerow skich. Z d ru g iej stro n y a u to r podnosi, że w o kresie R epubliki W eim arskiej było w iększe sk ręp o w an ie w doborze m etod germ anizacyjnych niż w okresie h

(6)

itle-row skim (s. 239). Znowu nieporozum ienie. T otalny c h a ra k te r p a ń stw a h itle ­ row skiego, ja k i rozw ój stosunków politycznych z P olską spow odow ał, że w ładze h itlero w sk ie p rzy k ład ały ogrom ną w agę do troskliw ego doboru m etod działalności przeciw polskiej, sto su jąc ta k ie m etody, k tó re by d aw ały o pty­ m aln e w yniki, nie n a ru sza ły obow iązujących u sta w w y danych w okresie III Rzeszy i k tó re o tw arcie nie kolidow ałyby z duchem zbliżenia p o lsk o -n ie­ m ieckiego. Inna sp raw a, że c h a ra k te r rządów h itlero w sk ich , m etody o rg a n i­ zow ania w spółdziałania w szystkich sił społecznych um ożliw iały szerzenie system u w y n arad aw ian ia, zdającego egzam in o w iele lep iej niż w okresie w eim arskim , k tó ry docierał do w szystkich skupisk ludności polskiej, do każdej osoby, p o ddając ją zw iększonej p re sji g erm an izacy jn ej.

W iele też dyskusyjnych stw ierdzeń w ocenach działalności poszczególnych organizacji. Dla p rzy k ład u E ugeniusz B asiński stw ierdza, iż Zw iązek P olaków n ie p o siad ał pro g ram u społecznego (s. 250). W rzeczyw istości Zw iązek p ro ­ gram ów posiadał. Tylko, że jego c h a ra k te r nie odpow iadał potrzebom społe­ czeństw a polskiego w Niemczech, społeczeństw a w przew ażającym stopniu p ro letariack ie g o . O m aw iając zasady org an izacy jn e Zw iązku P olaków , b ra k ograniczeń sta tu to w y c h dla d ek laro w an ia przynależności do Zw iązku w za ­ leżności od pochodzenia społecznego, d o p a tru je się a u to r w ty m zasadniczego źródła solidaryzm u społecznego tej o rg an izacji (s. 250). A przecież solidaryzm społeczny, stojący u p o d staw p ro g ram u społecznego Z w iązku P olaków , w y ra ­ sta ł z innych p rzesłan e k : z p rzyjęcia ch rześcijań sk iej n a u k i społecznej oraz z k o n stru k c ji p ro g ram u narodow ościow ego. N ie m ożna też zgodzić się z tw ie r­ dzeniem au to ra, że K om unistyczna P a rtia N iem iec po delegalizacji w okresie h itlero w sk im znalazła p oparcie w Z w iązku P olaków (s. 252). S p ra w a k sz ta ł­ to w ała się inaczej. W ielu Polaków kom unistów dla zabezpieczenia się przed re p re sja m i w ładz nazistow skich zgłaszało akces, czy tylko po w ró t do Z w iązku Polaków . W ładze naczelne Zw iązku w ydały jed n ak polecenia, aby dla u strz e ­ żenia o rg an izacji przed re p re sja m i h itlero w sk im i pod zarzu tem p rzy jm o w an ia kom unistów , nie p rzyjm ow ano ich do Zw iązku Polaków . In n a rzecz, że w po­ jedynczych w ypadkach teren o w e organizacje Z w iązku n ie p rzestrzeg ały tej d y rek ty w y w ładz naczelnych, ale to nie pozw ala jeszcze na fo rm u ło w an ie ta k ie j oceny.

D yskusyjne są n iek tó re stw ie rd zen ia B asińskiego w sp raw ie zasad o rg a­ nizacyjnych ru c h u polskiego. I ta k a u to r tw ierd zi, że dzielnice Z w iązku P o ­ laków m iały się rządzić sam odzielnie (s. 248). A przecież w iadom o, że u p o d ­ sta w idei, k tó re j realizacja doprow adziła do p o w sta n ia Z w iązku Polaków , leżało prześw iadczenie o p o trzebie u tw o rzen ia jednego ośrodka dyspozycyj­ nego ru c h u polskiego, o potrzebie p rzeciw sta w ien ia się reg io n aln y m o d ręb ­ nościom, w reszcie o konieczności ograniczenia sam odzielności k iero w n ictw regionalnych ru c h u polskiego. D zielnice n ie rząd ziły się sam odzielnie, an i w sp raw ac h organizacyjnych, gospodarczych, ani nie posiad ały p ra w do sam o­ dzielnego fo rm u ło w an ia założeń ideow ych, czy n aw et sam odzielnego opraco­ w yw ania ta k ty k i d ziałania. Były jed y n ie w ykonaw cam i polity k i w edług zasad o pracow anych przez w ładze naczelne. O graniczenia sam odzielności dzielnic szły ta k daleko, że pow odow ały w y stą p ien ia p rzeciw n ad m iern em u cen ­ tralizm ow i, o czym a u to r przecież w spom ina. T akże b łęd n e jest stw ie rd z e ­ nie, że przy dzielnicach działały T ow arzystw a S zkolne (s. 263). O bow iązyw ała zasada, że T ow arzystw a Szkolne działały w ram ach poszczególnych re je n c ji a nie p rzy dzielnicach. Było to zw iązane z c h a ra k te re m p racy ośw iatow ej, koniecznością w ystępow ania w sto su n k u do w ładz ośw iatow ych w reje n c ja c h ,

(7)

aby móc korzystać z przysługujących p raw p row adzenia ośw iaty pozaszkolnej i szkolnictw a w języku polskim .

N ie w iadom o, na ja k ie j podstaw ie a u to r ocenia liczbę em ig ran tó w p o l­ skich z teren ó w P ru s W schodnich w 1922 r. na około 5 tysięcy (s. 245), gdy w ychodźstw o w tym o kresie już w łaściw ie zakończyło się. L iczbę w ychodźców polskich z tych obszarów w okresie poplebiscytow ym ocenia się bow iem na około 10 tysięcy. P rz y taczając dane o w y n ik ach w yborów p ro w incjonalnych na W arm ii, M azurach i Pow iślu, czyni to w sposób m ało precyzyjny {s. 247), przez co czytelnik zupełnie nie może zorientow ać się, o jak ie w ybory chodzi, kiedy one były przeprow adzone. W innym m iejscu in fo rm u je o dacie rozpi­ sania w yborów w P ru sach W schodnich, ale nie podaje już daty, kiedy je przeprow adzono (s. 256). Z astrzeżenia budzi także sposób po d aw an ia w yników w yborów . I ta k w P ru sach W schodnich przeprow adzono w 1924 r. d w u k ro tn ie w ybory p a rla m e n ta rn e , k tó re przyniosły w y n ik i bardzo różne. Ale a u to r p rzy ­ tacza w yniki tylko drugiego głosowania (s. 256), przez co uniem ożliw ia s f o r ­ m ułow anie w łaściw ych w niosków . Nie m ożna też zgodzić się ze stw ierdzeniem , że sta ra n ia o zastosow anie rozporządzenia pru sk ieg o m in istra ośw iaty z 31 X II 1918 r. o nauce relig ii w języku polskim zostały zdław ione na M azurach (s. 259). To słuszne stw ie rd zen ie w odniesieniu do K aszub zupełnie nie odpo­ w iada sy tu a cji na M azurach. Z arządzenie m ów iło w y raźn ie o n auczaniu r e ­ ligii k ato lick iej, w obec tego w stosunku do dzieci m azurskich nie mogło być zastosow ane. T akie pozornie drobne pom yłki, nieścisłości, uproszczenia pow o­ d u ją je d n a k zarysow anie całkow icie w ypaczonego obrazu.

A czy m ożna zgodzić się z tw ierdzeniem , że ziem ianie polscy nie k o rzy ­ stali z polskich placów ek kredytow ych, lecz w oleli korzystać z n iem ieckich — ja k stw ierd za E. B asiński (s. 266). J e st tu tro ch ę p raw d y , bo fak ty czn ie n ie ko rzy stali z tych placów ek. A le dlaczego, a u to r nie odpow iada, a b ra k w y ja ś­ n ienia jest krzyw dzący dla tych rodzin ta k zasłużonych dla ru ch u polskiego. Odpowiedź je st prosta. P olskie placów ki kred y to w e posiadały niew ielkie m o­ żliwości kredytow e, n iep ro p o rcjo n aln ie nisk ie w p o rów naniu z potrzebam i ekonom icznym i tych m ajątk ó w . G dyby udzieliły im pomocy k red y to w ej, w ów ­ czas na te n cel m usiałyby zostać przeznaczone w szystkie fundusze, jak im i dysponow ano. A w polskich placów kach kred y to w y ch b yła p rz y ję ta zasada, aby udzielać ja k n ajw ięcej pożyczek drobnych, a nie n iew iele dużych.

N iem ała je st też w a rty k u le liczba błędów faktograficznych. Dla p rzy ­ k ładu kilka. B łędna je st d ata pow stania Z w iązku P olaków w Niem czech, K o­ m itetu Pow iatow ego (nie zaznaczono, że chodzi o K o m itet Z w iązku Polaków ) w R aciborzu, Z w iązku Spółdzielni P olskich w N iem czech, objęcia fu n k cji prezesa Z w iązku przez ks. D om ańskiego, w yborów u zupełniających na Śląsku O polskim w 1921 r., B anku Słow iańskiego. Nie sposób pom inąć błędy w zapi­ sach bibliograficznych, podaw anie niew łaściw ych d a t lub m iejsc w ydania poszczególnych książek, błędy w nazw iskach autorów . I w reszcie spraw a przypisów . Często przypisy są przypadkow e. B ra k ich w w ielu m iejscach, gdzie w in n y być, gdzie a u to r p o d aje w ażne in fo rm a c je o szczegółach o rg a n i­ zacyjnych, czy też rez u lta ta c h pew nych prac. N iestety, zd arzają się też w y p ad k i cytow ania źródeł w sposób w tórny, przy odw oływ aniu się do w y ­ d aw n ictw źródłow ych, czy n a w e t i archiw ów , chociaż a u to r k o rzy stał tylko z w cześniej opublikow anych prac.

P op u lary zacja dziejów ludności polskiej żyjącej w okresie m iędzyw ojen­ nym pod panow aniem niem ieckim jest sp raw ą konieczną. A le szacunek dla postaw y ta m ty c h ludzi, odpow iedzialność naukow a, św iadom ość znaczenia tych b ad ań dla k sz tałto w an ia tra d y c ji w spółczesnych, ja k i d y skursu k o n tro ­

(8)

w ersyjnego z h isto ry k am i zachodnioniem ieckim i staw ia przed h istorykam i polskim i szczególnie pow ażne zad an ia w w alce o w ysoki poziom b adań nad h isto rią ziem nad o d rzań sk ich i n adbałtyckich.

W ojciech W rzesiń ski

H en ry k S y s к a, S o sn y m a z u rsk ie j cień, L udow a S półdzielnia W ydaw ni­ cza, W arszaw a 1967, ss. 211.

N ie je st to p ierw sza książka H en ry k a S y s к i, pośw ięcona p ro b lem aty ce w a rm iń sk o -m a z u rsk ie j; nie je st też pierw sza, w k tó re j a u to r przed staw ia w spólnotę fizjograficzną, dem ograficzną i k u ltu ro w ą K urpiow szczyzny i M a­ zur. Syska, K u rp z pochodzenia, zna z a u to p sji spraw y, o k tó ry ch pisze. N ie­ ra z jako m ały chłopiec przy słu ch iw ał się rozm ow om starszych o bandosce, przem ycie w tam ty ch p rzedw ojennych czasach. Po w o jn ie zaś, już jako s tu ­ dent z L u b lin a, p rzy jech ał na W arm ię, by lepiej poznać p ro b lem aty k ę tej ziemi. A le nie W arm ia, lecz w łaśnie M azury, a ściślej pogranicze kurp io w sk o - m azu rsk ie ściągnęło na siebie uw agę Syski. W zajem ne zw iązki ludności ro z ­ dzielonych niegdyś regionów , p o d k reślan ie i doku m en to w an ie tych zw iąz­ ków — oto zadanie, ja k ie postaw ił przed sobą Syska. Ci, k tó ry m obca była p ro blem atyka tej ziem i, po p rzeczy tan iu te j książki zrozum ieją, dlaczego S yska w pierw szym szkicu — Scalone pogranicze, tw ierd zi: „N igdy nie było dla nas tajem n icą, że obszar północnego M azowsza ta k z ra c ji u rzeźbienia te re n u , ja k i pod w zględem etnograficznym i k u ltu ro w y m , dzielił od ziemi w arm iń sk o -m azu rsk iej w yłącznie sztuczny graniczny rów , u tk a n y po obydw u stro n ach w arto w n iczy m i kopcam i” .

Oczywiście, nie na w iele by się zdał ten w niosek, gdyby a u to r nie u d o k u ­ m en to w ał go opiniam i licznych ko resp o n d en tó w polskich czasopism z X IX w., opiniam i naukow ców i polityków , któ rzy podobnie ja k on p a trz y li na te spraw y. Dla po tw ierd zen ia słuszności tej opinii z n ajd u jem y w k siążce cytaty p rac różnych au to ró w zarów no pow szechnie znanych ja k i tych, k tórych opinie w ygrzebał z po k ry ty ch k u rzem roczników czasopism polskich. Nie zaw ­ sze zresztą S y sk a m usi sięgać po opinie in n y ch autorów , w ystarczy, że p rz y ­ pom ni sobie, iż to przecież na M azurach ta k ja k i na K urpiow szczyźnie „ch a­ łu p y u sta w io n e szczytem do gościńca, słom iana strzech a w zm ocniona k o tlin a ­ mi, w y sk ak u jący ku górze p azd u r lu b śparóg, rzeźbione okiennice, w ęgieł na kraw ężn ik u , zew n ę trzn y szalunek, n ajczęściej do połow y ścian, drzw i obite kow alskim i gw oździam i i w iele innych elem entów , n ie ty lk o ozdobniczych, św iadczą m iędzy innym i o w spólnym podłożu k u ltu ry m a te ria ln e j, c h a ra k te ­ ry sty czn ej dla ludności Mazowsza, W arm ii i M azur, ro z d a rte j ty lk o polityczną, u rąg ającą spraw iedliw ości i zdrow em u rozsądkow i, granicą. N iezdolna była ta granica pow strzym ać n ap o ru obyczajów , pieśni i obrzędów , tow arzyszących człow iekow i, k sz tałtu jąc y ch w olę i n a stró j człow ieka w różnych okolicz­ nościach”.

M ieszkańcy północnego M azowsza nigdy n ie pozostaw ali obojętni na to, co się działo za kordonem . Szczególnie żywe k o n ta k ty naw iązan o w okresie przygotow ań do plebiscytu. To w łaśnie dzięki sta ran io m A dam a C hętnika, m iłośnika regionu i jego doskonałego znaw cy, w 1919 r. pow ołano w N ow o­ grodzie pod Łomżą K o m itet M azurski, p o sia d ający liczne k o n ta k ty z d ziała­ czam i plebiscytow ym i na W arm ii i M azurach. Do ak cji p lebiscytow ej w łączył się też Zw iązek P uszczański, sk u p ia ją cy m ieszkańców K urpiow szczyzny. W y ­ daw ał on dw a czasopism a: „Głos P u szczań sk i” i „Goniec P o g ra n icza”. To

Cytaty

Powiązane dokumenty

The kernel of the algorithm for the solution of the three-dimensional flow field around a circular cylinder is formed by the spectral algo­ rithm for the determination of the

Istota sprowadza się do tego, że w ramach słusznego interesu obywatela należy przyjmować, że stanowi on zarówno zgodny z przepisami prawa interes społeczny, jak również

cza – stanowi wciąż obszar poszukiwań, mających na celu wykształcenie specy- ficznych narzędzi badawczych właściwych dla nauki o zarządzaniu. Niniejsza monografia

Wydaje się też, że wła- dzom ZSRR po prostu przypisuje się tu cechy osób sprawujących władzę z partii narodowosocjalistycznej.. Snyder twierdzi na przykład, że u

Przeciwnie, to film bardzo polski – pesymistyczny i w gruncie rze- czy bardzo smutny, a jednak odrobina dobrego humoru, która prześwituje przez fasadę szarości i

Nie mam danych ku temu, by napisać historię ruchu liturgicznego w Polsce, postaram się jednak wykazać, co dotąd na polu liturgicznym u nas się dokonało, a mianowicie:. a)

[r]

Bardzo ciekawe informacje o historii miasta znajdują się na internetowej stronie urzędu miasta Zielona Góra 1 9 • W dziale historycznym serwisu miejskiego znajdziemy