• Nie Znaleziono Wyników

Czas, przestrzeń, dramatis personae w Próchnie Wacława Berenta. O nowatorstwie powieści

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czas, przestrzeń, dramatis personae w Próchnie Wacława Berenta. O nowatorstwie powieści"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FOLIA LITTERARIA 1, 1981

Bolesław Parzyjagła

CZAS, PZESTRZEŃ, DRAMATIS PERSONAE W PRÓCHNIE W A C ŁA W A BERENTA

O N O W ATO RSTW IE POW IEŚCI

I

K lasyczna pow ieść dziew iętnastow ieczna dążyła do n a d a n ia św iatu przedstaw ionem u pełni, pełni w łaściw ej rzeczyw istości re a ln e j. Pow ieś- ciopisarz tego okresu, w yposażony w u n iw e rsa ln ą w iedzę, k tó ra pozw alała m u n a w szechw ładne panow anie n a d św iatem pow ieściow ym , p ra g -n ął -nadać sw em u dziełu k ształt dosko-nały, w ie r-n y obrazow i rzeczy-w istości. D ążenie orzeczy-wo próborzeczy-w ał realizo rzeczy-w ać poprzez o g a rn ia n ie ,,boskim" okiem w ielkich obszarów przestrzeni, czasu, poprzez m nogość in -form acji tyczących stw orzonego św iata.

O ptym izm i w ia ra w m ożliw ość stw orzenia pow ieści d o rów nującej doskonałością rzeczyw istości pozalteraekiej pchała pisarzy do ty ta n i-cznej pracy, do tw o rzen ia dzieł zaw ierający ch całokształt zdobyczy ludzkiego rozum u.

Przestrzeń w pow ieści realisty czn ej utożsam iała się z p rzestrzenią realną. S taran n a topografia pow ieści pozw alała bow iem n a dok ład n ą lokalizację w ydarzeń pow ieściow ych, daw ała złudzenie realności zaist-niałych w św iecie przedstaw ionym w ydarzeń. D ążenie do o d dania w dziele literackim pełni życia skłoniło pisarzy do o p ero w an ia w ielkimi przestrzeniam i, o k ó ry ch sw ierdziliśm y w yżej, iż dążą do u to żsa -m ienia ze św iate-m realny-m : ,.M iędzy niebe-m i zie-m ią św iata p o w ieś-ciow ego zm ieściło się w szystko z ów czesnego Paryża, M oskw y i Lon-dynu [a także i W arszaw y — B. P .], cd ów czesny pow ieściopisarz w idział i p rag n ął przekazać o jed n o stk ach p rzestrzeni oznaczonych naz-wami — [W arszaw a — В. P.], Paryż, M oskw a, L ondyn”1.

(2)

P rzestrzeń w pow ieści nie m oże jed n a k w ystępow ać sam oistnie. Nie jest autonom icznym elem entem pow ieści, zaw sze istn ieje w p o w iązaniu z czasem , k tó ry o k re śla t ę p rze strz e ń historycznie i pozw ala in te rp re to -w ać je j rolę, bo-w iem ,,-w ram ie p rze strz e n n ej dokonuje się rozbite na dni pow szednie, w ieczne, ludzkie b y to w an ie"2. R ealistyczne podejście do form ow ania pow ieści nie dopuszcza rów nież do anonim ow ego p o tra -ktow ania czasu. Samo u k ształtow anie p rzestrzeni w pow ieści pozwala nam n ieje d n o k ro tn ie na określenie czasu, czasu w znaczeniu h isto ry cz-nym , ale także rów nie często ,,czas w y stę p u ją c y w dziele literackim m o-że być przywołaimem au ten ty czn eg o historycznego czasu poprzez użycie daty lub w spom nienie w ydarzenia ściśle w czasie historycznym zlokali-zo w anego"3. t

Pow ieść realistyczna n a w ielkich obszarach przestrzeni ukazyw ała lo-sy jednego bądź w ielu bohaterów . Czas zdarzeń pow ieściow ych zam ykał się częstokroć, jeżeli nie n a życiu kilku pokoleń (pow ieść-rzeka), to na przebiegu całego życia głów nego b o h atera. Pozw alało to pisarzow i na w ielostronne ośw ietlenie i o k reśle n ie sylw etki .pojedynczych postaci, jak ! na dokonanie pew nego ro dzaju uogólnień tyczących c h a ra k te ry sty k i epoki czy społeczeństw a.

Mimo tak w ielkiej liczby zaw artych w pow ieści realisty czn ej infor-m acji, infor-m iinfor-m o bogactw a szczegółów , infor-m iinfor-mo operow ania w ielkiinfor-m i obszara-mi: przestrzeni, czasu i zdobyczy ludzkiego rozum u, a co za tym idzie

— p róby stw orzenia ,,o b iek ty w n eg o ", dorów nującego doskonałością rzeczyw istości realnej, św iata pow ieściow ego, pow ieść klasyczna nie o sią -gnęła pełni św iata rzeczyw istego.

Św iadom ość tej porażki w płynęła n a zm iany w kształtow aniu pow ie-ści przez pisarzy n astęp n eg o pokolenia. Było to sw oistego ro dzaju zw ąt-pienie w ,,p otęgę ludzkiego rozum u” (hasła, którem u daw ano w ia rę szcze-gólnie w drugiej połow ie XIX w.). P isarze zdając sobie spraw ę, że zasób w iadom ości jakim i dysponują, nie p red e sty n u je ich do tw orzenia boga-tej p anoram y rzeczyw istości pow ieściow ej, zaczęli się ograniczać do za-w ierania za-w ram ach utza-w o ru za-w ycinka śza-w iata, którego oblicze oddaza-w ali bardzo intensyw nie, w szechstronnie i dogłębnie je p rezen tu jąc.

K urczenie się terenów , n a k tó ry c h poru szała się pow ieść realistyczna objęło rów nież i p rze strz e ń w pow ieści: „W pierw szym wielkim okresie odchodzenia od klasycznej, realisty czn ej s tru k tu ry pow ieści k o n k retn a prze strz e ń (i czas) jeszcze pozostaje aktualna, ale stopniow o pozbyw a się sw ej geograficznej funkcji, bezpośredniej określoności sw oich zn aczeń"4.

2 Ibidem , s. 149.

3 A. M a r t u s z e w s k a , Czas i p rzestrzeń w p o ls k ie j p o w ieści w sp ó łc ze sn e j dojrzałego realizm u, „P am iętnik L iterack i" 1975, z. 1, s. 3.

(3)

Z budow ana z fragm entów rzeczyw istości re a ln e j nie je s t jed n a k litera c -kim naśladow aniem jed n o ste k geograficznych, ale raczej autonom iczną już k rea cją pisarza, fu n k cjo n u jącą jed y n ie w św iecie przedstaw ionym powiieści. Podobnie daieje się z czasem; dotychczas w szechw iedzący n a rra to r sta ra ł się tw orzyć spójny i jed n o lity czas w zo row any n a fizykalnym czasie rzeczyw istości p o zaliterack iej5, w n o w ej sytuacji jed n o -litość i harm onia czasu pow ieściow ego u leg ły rozbiciu. W ,,no w ej" powieści, pow ieści m łodopolskiej zbudow anej z szeregu epizodów , w k tó -rych dom inuje słow o bohaterów , czas su b iektyw izuje się, staje się cza-sem bohaterów . C zas ten zachow uje ciągłość tylko w o b rębie poszcze-gólnych scen; w obrębie całeg o dzieła literack ieg o jest w w iększości p rzypadków ciągiem m om entów , w y stęp u ją c y ch po sobie w ch ro n o lo gicznym porządku. Poszczególne epizody łączone są ze sobą w sta w k a mi narracy jn y m i, w k tó ry c h pisarz czuje się czasam i zobow iązany po in -form ow ać czy telnika o zdarzeniach i u p ływ ie czasu m iędzy kolejnym i scenam i.

Zm iany te objęły praw ie całą pow ieść m łodopolską, nas jed n ak in te -resow ać będzie szczególnie ukształto w an ie przestrzeni i czasu w Próchnie. M iejscem ak cji Próchna jest m iasto, w ielkoprzem ysłow y tw ór u rb a -nistyczny, którego jednak n ie poznajem y z nazw y. Pom inięcie przez Berenta nazw y lokalizującej w p rze strz e n i geograficznej, nie było p rz e -jaw em kok ieterii ze stro n y a u to ra , a le raczej św iadom ym zam ierzeniem , m ającym na celu stw o rzen ie obrazu anonim ow ego m iasta e u ro p ejsk ie -go, noszącego jego u n iw e rsa ln e cechy. P ow tarzając za H erm anem M e-yerem m ożna stw ierdzić że w Próchnie ,,[...] p o jaw iają się takie u k ształtow ania przestrzenne, k tó re w praw dzie w sw ych poszczególnych e le -m entach (ale nie w sw e j każdorazow ej totalności) przypo-m inają jakąś rzeczyw istość daną nam em pirycznie, ale w łaśnie przez ten sw ój irre- a ln y c h a ra k te r m anifestują w łasną autonom ię, k tó ra przypada im z tej racji, że są w yrazem pew nych treści sym bolicznych"6.

P rzestrzeń w ,,P róchnie" nie jest Więc pełnym obrazem m iasta, ale raczej zbiorem odłam ków rzeczyw istości o d b ija ją c e j się w oczach bo h a-terów . Zdynam izow ane opi^y, opisy w duchu im presjonistycznym tw o-rzą ele m en ty przestrzen i niepełne, „nied o o k reślo n e''. K ształtow anie przestrzeni pow ieściow ej sprow adza się głów nie do sym bolicznie u fo r-m ow anej triady: ulica—kaw iarn ia—r-m ieszkanie.

,,U lica" n ależy do obcego b o haterom (nie zapom inajm y o tym, że każdy z n ich był a rty stą ) św iata, św iata ow ładniętego przez bios, przez rozgorączkow any, w rogi im tłum:

5 Za w zór ta k sk o n stru o w a n y c h dziel u chodzą pow ieści Żerom skiego.

6 H. M e y e r , K szta łto w a n ie p rzestrzen i i sym b o lika p rzestrzen n a w sztu ce n a rra cyjn ej, „P am iętnik L iterack i" 1970, z. 3, s. 256.

(4)

U derzył 'ich w uszy hu k i zgiełk, p rzed oczym a ro zto czy ł się św iat ja s k ra w y i ro jn y . W padła w ucho m uzyka, z ry w a ją c a się co chw ila w sk o czn e tem po i to n a ra w tu rk o c ie ulicznym . W ta k t ja k b y te j m uzyki, pod św ieżą zielenią drzew bez cienia, ostrą, dziw ną i ja k b y z a sty g łą w ja s k ra w y m p rzep o jen iu sztucznym św iatłem , roi! się i p rzelew ał cz a rn y tłum 7.

Jeszcze o strzejszy w ydźw ięk w rogości, sk rajn eg o przeciw ieństw a u licy (w ulgarnego, „rozbuchanego" życia) należącej do św iata tłumu, w obec b o h a te ra -a rty s ty m a scena z Jelskym , w kaw iarni. W m om encie najw iększego w ew nętrznego napięcia, prow adzącego bohatera bezpo-średnio do sam obójczego czynu, w d ziera się do św iadom ości jego obce i n ienaw istnie brzm iące t a m:

N agle, tam za w ielkim i szybam i k a w ia rn i coś szarpnęło, ja k b y m iejskim po-g w arem z ad rpo-g ało w. pow ietrzu, zadudniło po b ru k a c h m iarow o i m ocno. Z 1 łoskotem trą b i bębnów grzm otem w p ad ły w tu rk o t uliczny tęgie, tw ard e ry tm y w o jskow ego m arsza. Ju ż za oknam i p o p lą ta ł się tłum , ju ż się sy p n ęła ruchliw a aw an g a rd a u li-czników .

[P. s. 211] ,,U lica" fu n k cjo n u je w ięc nie tylko jak o elem en t s tru k tu ry w iększej przestrzeni jaką jest m iasto, a le ró w n ież jako sym bol przestrzeni obcej, żeby nie rzec w rogiej bohaterow i-artyśoie.

Drugim elem entem tak w yszczególnionej triady, inaczej m ów iąc e le -m ente-m przestrzeni noszącej piętno p rzestrzen i sy-m bolicznej, jest w po-w ieści ,,k apo-w iarn ia". W Próchnie znaleźć m ożna dpo-wa po-w a ria n ty nazpo-w anej ta k przestrzeni, będzie to raz re sta u ra c ja robotnicza, czy zw yczajny szynk, w drugim p rzy p ad k u ty ngiel albo kaw iarnia, nosząca w szelkie znam iona siedziby cyganerii a rty sty c z n e j. .

Pierw szy w a ria n t należy jeszcze do św iata tłum u, do obcej i w ro -giej bohaterom pow ieści przestrzeni, ale o die w przestrzen i określonej nazw ą ,,u lic a " nie spotykam y się z bezpośrednim kontaktem o bu w ro -gich, istniejących obok siebie św iatów , to tu taj dochodzi do b ezpośred-niej ich styczności (rozmowa Je lsk y 'e g o z robotnikam i — P, s. 164). W przeciw ieństw ie do tego obocznego w ariantu, drugi —1 obejm ujący zasięgiem tyngiel i kaw iarn ię cyganerii — jest elem entem p rzestrzeni n

a-leżącym do św iata b ohaterów . P rzestrzeń ow a jest dla nich oazą, w niej bowiem ogniskuje się życie bohem y a rty sty c z n ej. N ieprzypadkow o w ła-śnie w kaw iarni i. w tynglu zgrom adził Berent w szystkich bohaterów Próchna należących do św iata a rty stó w (Kunicki przeb y w ający tam ra -zem z innym i je s t przecież zarażony „chorobą" aTtystowską). D yskusje toczące się w k a w ia rn i p o ruszają m nogość problem ów , a le w spoisób w ielce pow ierzchow ny. Nic dziw nego, skoro prym w dyskusjach w

ie-, 7 W, B e r e n t , Próchno, w yd. 2, K raków 1971. W sz y stk ie c y ta ty pochodzą z teg o w y d a n ia i o z n a c io n e są w tek ście: (P, s. ...).

(5)

dzie Jelsk y , błyskotliw ie o p e ru ją cy frazesem , sz astający aforyzm am i i upozow anym cynizm em .

„K aw iarnia" jest w ięc m iejscem , w którym p rz e ja w ia się cała p o -w ierzcho-w ność i tarai b lask życia arty sty czn eg o , gdzie ton nad ają i z y s-k ują pos-klass-k ludzie po s-k ro ju Jelss-k y 'eg o . O dnosi się w rażenie, że odczu-cia takie pogłębia jeszcze bardziej um iejscow ienie drafn atu Je lsk y 'e g o w łaśnie w kaw iarni. A u to r Próchna odebrał w ten sposób scenie śm ier-ci b o h atera ry sy w zniosłośier-ci i patetycznośier-ci tragedii, p o zostaw iając raczej posm ak jeszcze jed n eg o ek sce n try c z n e g o w y skoku przed staw i-ciela arty sty c z n ej bohem y.

O kreśliliśm y w dotychczasow ych rozw ażaniach sym boliczne znacze-nie dw óch elem entów przestrzeni Próchna: ,,u licy " — znam ionującej m iasto, obcy i w rogi św iat tłum u o ra z ,,kaw iarn i" n ależącej do św iata cyganów arty sty czn y ch i jednocześnie sym bolizującej żya:e te j grupy; pora zająć się ostatnim elem entem sym bolicznej tria d y — „m ieszka-niem ". T akże i w tym p rzypadku nie m am y do czynienia z w ycinkam i przestrzeni o jednakow ym w ydźw ięku sym bolicznym .

W skład s tru k tu ry ok reślo n ej m ianem ,,m ieszkanie" wchodzi zarów -no m ieszkanie Borow skich po w racające na k a rty pow ieści trzykrotnie, m ieszkanie K unickiego rówraie często b ęd ące m iejscem akcji, jak ,i m iesz-k an ie Jelsiesz-k y 'eg o , czy w reszcie w illa von H erten stein a, gdzie się roz-gryw a III i IV część p ow ieści8. Siedziba Borow skich pozostaje w w idocz-n ej opozycji do pozostałych. J e st oidocz-na przecież elem eidocz-ntem te j p rzes-trzeni, gdzie siln ie prom ieniuje (w osobie Zosi) p ierw iastek b i o s , życia nie zaw ierającego się w św iecie pozostałych b o h aterów po w ieści. Przebyw anie w tej p rze strz e n i nie pozw ala Borow skiem u n a p o d ję -cie czynności tw órczych ziawodu aktora; jego u-cieczka — to nie tylko ucieczka od żony, a le i ucieczka od tej obcej przestrzeni.

Przy c h a ra k te ry sty c e „kaw iąrni" w spom nieliśm y o dyskusjach, d ia-logach, k tó re się tam toczyły. M iejscem dy sk u sji o w iększym ciężarze gatunkow ym , m iejscem dy sp u t filozoficznych jest „m ieszkanie". Z arów -no dyskusja Je lsk y 'e g o z M üllerem , czy M üllera z von H ertensteinem prow adzone są w tej przestrzeni — n ieja k o iz o lu ją c ej ich od św iata szarego, gorączkow ego życia jakie cechuje tłum . Szczególnie o stro w i-dać ow ą opozycję: „m ieszkanie" (miejsce odizolow ane, n ie zagrożone i nie sprofanow ane przez m otłoch) — „ulica" w momencie- kiedy akcja przenosi się 'do w illi von H erten stein a. O dizolow anie ow o ak c en tu je dodatkow o położenie w illi poza obrębem m iasta; tym sam ym spraw ia

8 W ro zw ażan iach n a szy ch pom inęliśm y sym boliczną ro lę zam ku von H erten- steina, poniew aż sym bol len p o siad a sw o ją w y k ład n ię b ezp o śred n io w tek ście po-wieści.

(6)

с т а w rażen ie b astionu chroniącego b o h a te ra przed niszczącym działa-niem w ro g iej przestrzeni. Finałow a d y sk u sja prow adząca b o h ateró w do sam ounicestw ienia się, pogrążenia w nirw anie, ro zgryw a się w p rze-strzeni, k tó ra sym bolizuje owo o derw anie się od szarej rzeczyw istości, z erw anie w szelkich zw iązków z życiem.

A naliza przestrzen i w pow ieści przyw iodła nas do n astęp u jący ch wniosków': przestrzeń w Próchnie jest ogran iczo n a do jednego anoni-m ow ego anoni-m iasta. O bszar teg o anoni-m iasta poznajeanoni-m y tylko z k ilk u w ycin-ków (cm entarz, kaw iarnia, tyngiel, ulica, m ieszkania bohaterów ) i to rów nież n ie w pełnli, ale raczej w takim stopniu, w jakim p o strz e g ają go bohaterow ie. A nonim ow ość i n iep rzystosow anie przestrzeni pow ieś-ciow ej do rzeczyw istości pozaliteraćk iej potw ierdza tezę, iż przestrzeń w Próchnie nosi w sobie treści sym boliczne. Próbę odczytania i in te r-pretacji tych treści przedstaw iliśm y pow yżej. Z asadą k ształtow ania jej jest an ty te ty c z n o ść — ■ antytetyczność przestrzeni zdom inow anej przez tłum („ulica") z przestrzen ią odizolow aną, należącą ty lk o do b o h a te -rów („m ieszkanie"). M ożna w spom nieć tu o jeszcze jed n ej w łaściw ości p rzestrzeni w Próchnie: przestrzeń bardzo często sym bolizuje przeżycia w ew nętrzne b o h ateró w pow ieści.

N ie pom ylim y się chyba, jeśli stw ierdzim y, iż p rze strz e ń w pow ieści B erenta w sw ej pew nego ro d zaju schem atyczności i sw oistej jedności- przypom ina bardzo k o n stru k cję przestrzeni w dram acie.

Sceniczna p re z e n ta c ja zd arzeń bezw zględnie w ym aga m ałeg o w ycinka czasow ego i blisk iej p e rs p e k ty w y n a rra c ji. J e s t ona w sta n ie p rzed staw ić d e ta le i w n a śla d o w a -niu „ n a tu ra ln e g o n a stę p stw a zdarzeń sta ra się m ak sy m aln ie zbliżyć do rzeczyw is^ tości. N ie n a próżno o ręd o w n icy „ o b iek ty w n e j n a rra c ji" jed n o zn a czn ie d aw ali p ier-w szeństier-w o tak iem u ier-w łaśn ie sposoboier-w i p rzed staier-w ian ia. Zm ierza ono i d e a l i t e r do zach o w an ia zgodności rozpiętości czasow ej m iędzy dzianiem się i odtw arzaniem , i d la -tego też m ow a n iezależn a ma w nim na ogół duży u d ział9.

Ó w czesną k ry ty k ę zaskoczyło bardzo tak ie rozw iązanie w k o n stru k -cji pow ieści, w k tó re j zabrakło m iejsca n a a k cję sensu stricto. O nie- przygotow ancu k ry ty k i do teg o ro dzaju rozw iązań św iadczą zarzuty kiero w an e pod adresem Próchna. Szczególnie k ry ty czn ie potraktow ano o statn ią (obecnie część III i IV) część pow ieści. O ile bow iem w dwóch pierw szych dopatryw ano się o znak rozw oju fab u ły w czasie, o tyle o s -tatnia część, w k tó re j odbyw a się w ielka filozoficzna dyskusja von H e r-tensteina -i M üller a, ze w zględu n a swą „statyczność", tj. jedność m iej-sca i szczególną k o n d ensację czasu, czyniła z siebie w oczach kry ty k i część bardzo luźno zw iązaną z pozostałym i. N a a sp ek t czasow y

po-9 E. L a m m e r t, Formy p rzebiegu narracji, „P am iętnik L ite ra c k i” 1970 z 4 s. 246— 247.

(7)

w ieści zw rócił uw agę w tym czasie jedynie Adaan C ybulski, stw ie rd z a -jąc, że a k cja Próchna rozgryw a się w oiągu trzech d n i1".

Późniejsze opracow ania k ry ty c z n e rów nież pom ijały tę kw estię, je- dynlie, H ullberg na m arginesie sw ych rozw ażań podkreślił, że „głów na część ak cji [od pojaw ienia się B orow skiego do końca, c o 'o b e jm u je w ię -cej niż 3/4 pow ieści — В. P.] rozgryw a się w oiągu trzydziestu sześciu godzin"11.

W pow ieści B erenta niie spotykam y się [kilka w yjątków ] z w y raź-nie zarysow anym i sygnałam i u jaw niającym i i ustalający m i przebieg czasu w y d a rz e ń 12.. Pow ieść rozpoczyna się bez podania żadnych in fo r-m acji dotyczących czasu. D opiero po r-m onologu B orow skiego Berent daje pierw szą w skazów kę: ,,ściem niło się" ( P , s. 41); m ożem y w ięc przyjąć, że scena na cm entarzu zaczyna się po południu. Dalej je ste ś-my św iadkam i w ydarzeń pow ieściow ych aż po późne godziny nocne. Epizod z o p e ra cją w szpitalu m a m iejsce „w kilka dni potem " (P , s. 65), jest to p ierw sza z trzech w całej pow ieści, w y raźn y ch inform acji d o ty czących upływ u czasu m iędzy scenam i następ u jący m i po sobie. W y d a -rzenia w następnym rozdziale, zaczynającym się sceną w m ieszkaniu Borowskich, dzieli o d poprzednich upływ dw óch tygodni. D ow iadujem y się o tym jed n a k do p iero p o pew nym czasie, kiedy to w rozm ow ie z Bo-rowskim i Jelskym , prow adzonej w drodze do kaw iarni, Kunicki zd ra-dza się: „[.,.] ja już od dwóch tygodni nie p rac u ję w cale i po m ieście się w ałęsam " (P, s. 90). W cześniej, m im ochodem dow iadujem y się, w ja -kiej porze roku ro zgryw ają się zdarzenia pow ieściow e: „[...] w iosna, przypom niało się K unickiem u" (P, s. 58). C iąg scen zapoczątkow any sce-ną w m ieszkaniu Borowskich, poprzez scen ę w kaw iarni, w tynglu, aż po w yjazd Borow skiego i Je lsk y 'e g o rozm ow ę z M üllerem dzieli czas około 14 godzin, od w czesnego w ieczoru aż po „szronem biały św it" (P, s. 184). N astępne w ydarzenia rozgryw ają się , po kilku godzinach" (P, s. 185), by zakończyć sw ój hieg w willi von H ertensteina, w m om en-cie śm ierci M üllera i von H erten stein a, kiedy to „jasny św it poranku rzucał rosę na w iędnące k w iaty " (P, s. 314).

N asza zabaw a z czasem św iata przedstaw ionego m iała nam u p rz y -tomnić, że w ydarzenia o d początkow ej sceny na cm entarzu do m em entu śmierci o statnich b o h ateró w Próchna dzieli około trzech tygodni czasu N ajistotniejsze dla pow ieści w ydarzenia, od sceny w m ieszkaniu

Bo-10 A. C y b u l s k i , Kaplica s z tu k i c z y s te j, „T ygodnik Słow a P o lsk ieg o ” 1904. nr 24, s. 4.

11 P. H u l l b e r g , S ty l w c z e s n e j p ro zy ta b u la rn ej W a cła w a Berenta, W roclaw 1969, s. 79.

12 Czas pow ieściow y ro z p atru jem y tu ta j w dw óch jego p o d staw o w y ch plaszczv-znach: ja k o czas fab u ły i jak o czas n arracji.

(8)

raw sk ich aż po finał, ro zg ry w ają się w ciągu o k o ło ,36 godziin (!). Je st to w ięc nieb y w ała kon d en sacja czasu zdarzeń pow ieściow ych, nie spo-tyk an a u innych pisarzy tego okresu. B erent „ujm uje pow ieść sw ą w punkcie katastroficznym w y p a d k ó w "13.

Z drugą płaszczyzną pow ieściow ego czasu, z czasem n a rra c ji zw ią-zane je s t ciekaw e zjaw isko. Ze w zględu na rolę n a rra to ra w Próchnie — ograniczoną do roM ob serw ato ra inform ującego nas o w ydarzeniach, któ ry ch aktualnie jest św iadkiem — m am y do czy nienia ze sw oistego rodzaju t u ii t e r a z . O dnosim y w rażenie, jak b y śm y byli w centrum tych w ydarzeń, obserw ując ich rozw'ôj na bieżąco. Ta „teraźniejszość" (aktualizacja — ja k ją nazyw a G łow iński14) każdej ze scen pow oduje, że czas gram aty czn y bez w zględu na to, czy jest to czas przeszły czy teraźniejszy, fu n k cjo n u je jako „ p r a e s e n s " . N ie może być inaczej, skoro śledzim y dialogi i m onologi bohaterów , uw olnionych spod k u ra -teli n a rra to ra , w tym kształcie, w jakim są przez mich form ow ane. Czas n a rra c ji w o b rębie sceny pok ry w a się w ięc dokładnie z czasem w y d

a-rzeń, p ow staje tym sam ym now a jakość — czas w tej form ie, w jak iej istn ieje w dram acie.

W y d a je się, że w skali całej pow ieści rzecz się m a podobnie. Berent buduje pow ieść ize scen, k tó ry c h łączność i w zajem ne pow iązanie nie pow staje poprzez in g ere n cję pisarza, jego opow iadanie streszczające fakty zaszłe pom iędzy poszczególnym i scenam i13, ale w sk u tek ciągłości czasu, tego czasu, k tóry dom inuje w obrębie sceny. C iągłość ta zostaje zakłócona trz y k ro tn ie w spom nianym i już skrótam i („w kilka dni póź-niej" Ltp). Ze w zględu jed n a k n a to, że a u to r nie usiłuje w y p ełn ić tych luk żadnym i streszczającym i w y d arzen ia opowiadankami (Berent rez y -gnuje z tego definityw nie), nie n a stę p u je rozszczepienie czasu fabuły i czasu n a rra c ji w całej pow ieści, a owe p rze rw y m ają w ydźw ięk a n -trak tó w dram atycznych.

C zas w Próchnie dąży w ięc do jedności (jedności, która cechuje d ra -m at) d jedność tę osiąga.

W rozw ażaniach pow yższych na tem at czasu pow ieściow ego w Pró-chnie pom ijaliśm y te partie pow ieści (monologi Borow skiego 'i von H

er-13 С y b u 1 s к i, op. cit., s. 4.

14 M. G ł o w i ń s k i , P ow ieść m ło dopolska. S tu d iu m z p o e ty k i h isto ryczn ej, W ro -cław 1969, s. 160.

15 Do ta k ieg o rozw iązania u ciek a ć się m usiał Żerom ski b u d u ją c sw e pow ieści z ciągu epizodów um ieszczonych na dużym sto su n k o w o odcin k u czasow ym . Pow odo-w ało to odo-w edług G łoodo-w ińskiego (patrz M. G ł o odo-w i ń s k i , A n a ch ro n izm i k o n stru k c ja czasu, [w:] t e n ż e , Porządek, chaos, zn a czen ie, W arszaw a 1968, s. 166) sprzeczność pom iędzy n astęp stw em faktów , tra k to w a n y m w sposób sy ste m a ty c z n y i ro zciąg n ięty na w ielo letn i o kres życia b ohaterów , a ep izodycznością ja k o zasad n iczą m etodą budow y.

(9)

tensteina), w którym następow ało niejak o „sk o jarzen ie w stecz". M am y d w u k ro tn ie do czynienia z taką sy tuacją, raz w p o czątkow ej scenie na cm entarzu, drugi raz w scenie rozm ow y von H erten s teina z M ullerem , w w illi teg o pierw szego.

Spróbujm y dociec ja k kształto w ała się „gospodarka czasem " w g ra -nicach tych retro sp ek cji.

W obydw u przypadkach B erent zrzekł się p rzy w ileju relacji o d a u to r-skiej, oddając głos n a jp ie rw Borowskiem u, a później von H ertensteino- w i. N a rra cja prow adzona z p e rsp e k ty w y b o h atera nie ro zb ija te j je d

-ności czasu, o k tó rą a u to r stale zabiegał16. Borow ski przed staw iając w swym m onologu zdarzenia z przeszłości nie u siłu je tw orzyć iluzji ich ciągłości, ale raczej mówi o tych tylko, k tó re u tk w iły mu w pam ięci (w spom nienia jego p rzy b ie rają k ształt kilku epizodów ). Podczas jego w y n u rz e ń raz po raz w padam y w sw ego ro dzaju ,,sztolnie czasow e". W y d arzen ia bow iem poznajem y w ten sposób, że m am y świadom ość, iż każdy z epizodów irozegrał się w innym czasie.

In n a tro ch ę je st sy tu a cja w m onologu von H erten stein a. R etrospe- k c ja jego sięg a pięć lat w stecz (o czym dow iad ù jem y się z dalszego tekstu), obejm ując w y d a rz en ia kilku dud. H e rte n stein przed staw ia fak ty z p e rsp e k ty w y tych pięciu la t n a d ają c im c h a ra k te r zam knięty, dopiero w końcow ej części w spom nień (od m om entu pog rzeb u ojca) p re -z e n tu je -zdar-zenia n a s tę p u ją c e ipo sobie i popr-ze-z o tw arty ch a ra k te r

(tzn. pozbaw iony a k c en tó w dokonania) dialogów i m onologów stw arza z 1 u d zen ia „te ra źnie j szoś ci ".

Przed zakończeniem te j kw estii chcielibyśm y jeszcze zw rócić u w a -gę na in n y a sp e k t spraw y, na sym boliczną w ym ow ę czasu w utw orze

Berenta. G dybyśm y prześledzili raz jeszcze w y d a rz en ia w pow ieści pod kątem , w jak ie j części doby one najczęściej zachodzą, to stw ierdzić by nam w y padło pew n ą praw idłow ość. O tóż czas w y d a rz eń pow ieściow ych składa się z trzech p raw ie jed n ak o w y ch w y cin k ó w doby:

1) od godzin p o p ołudniow ych do późnych godzin nocnych; 2) o d w czesnych godzin w ieczornych do św itu;

3) od popołudniow ych godzin do świtu.

T ak u k sz ta łto w an y czas św iadczy o p recy zji i staranności k o n stru k -cji pow ieściow ej. B erent p o d k reśla w yraźnie, że życie b o haterów po-w ieści toczy się nocą. Popo-w staje po-w ięc jeszcze jed en po-w a ria n t opozycji: św iat b o h aterów Próchna a śwtiat tłum u. Czasem b o h a te ró w jest noc,

16 Z arów no w scen ie m onologu B orow skiego, ja k i w sc e n ie m onologu v on H e rte n ste in a , z a ry s o w a n a je s t w y ra ź n ie „teraźn iejszo ść" sy tu a c ji to w arzy szącej op o -w iadaniu, pogłęb io n a jeszcze przez o b ecn o ść słu ch acza (raz będzie to K unicki, drugi ra z M üller), do k tó reg o m onolog je s t sk iero w an y .

(10)

czasem Iłunm dzień. W Próchnie m ożem y łatw o odnaleźć potw ierdzenie tego. W y stęp u jąc y często m otyw św istaw ki fab rycznej sygnalizuje n ie -jako, z każdym swym pojaw ieniem się w pow ieści, zm ianę w arty . W ie-czorny sygnał obw ieszczał koniec aktyw ności tłum u, a jednocześnie za-pow iadał ak ty w n o ść bohaterów Próchna i odw rotnie, „długie w ycie i skom lenie św istaw ek fab rycznych" o św icie zryw ało .tłum ze snu do szarego p racow itego życia, b o h aterów z a stają c w drodze do dom ów.

W w y niku naszych poszukiw ań doszliśm y do n astęp u jący ch ustaleń: p rzestrzeń i czas w Próchnie sw ym ukształtow aniem zdradzają podo-bieństw o powieści do dram atu. O ba te ele m en ty kom pozycji pow ieści za w ierają w sobie treści sym boliczne, które jed n a k w sw ej sym bołicz- ności m ają c h a ra k te r n iejed n o ro d n y . M am y w ięc do czynienia z p rze-ciw staw nym (am biw alentnym ) k ształtow aniem p rze strz e n i i czasu w Próchnie. W obrębie całej pow ieści toczy się n ie ty lk o dialog boha-teró w Próchna, ale i dialog czasu i p rzestrzeni.

M imo w ielkiej roli czasu i p rze strz e n i w Próchnie dom inanty kom -pozy cy jn ej pow ieści szukać należy gdzie indziej.

II

W e w szystkich praw ie 'recenzjach i opracow aniach p o św ięconych pow ieści Berenta zw rócono uw agę n a fakt, iż w Próchnie b ra k je s t fa-buły, akcji, czyli tego w szystkiego, co dom inow ało w dotychczasow ej pow ieści. P odkreślano jednocześnie, iż autor całą uw agę skupił na postaciach, dając „opis w ew nętrzny kilku sylw etek". Każda próba k ry ty c z -na tycząca u tw o ru Berenta próbow ała w ięc ustosunkow ać się do św iata bo haterów Próchna. Z reguły d a je się zauw ażyć dw a rodzaje postaw : k ry ty czn ą — potępiającą postaw y bohaterów — głosicieli hasła „sztuka dla sztu k i”, w yrazicieli dekadentyzm u pogłębionego w łasną niem ocą tw órczą; o raz p rzy c h y ln ą bohaterom (charak tery sty czn ą dla tej części k ry ty k i, k tó ra hołdow ała m odernizm ow i) — w y k azu jącą nie tylko z ro -zum ienie dla ich problem ów , ale niejednokro'tnie rów nież solidarność z ich stosunkiem do św iata i do sztuki. Brak prctag o n isty , wokół k tó re -go sk u p ia ły b y slię w y darzenia pow ieści, spraw iał k ry ty c e dodatkow y kłopot. T ru d n o było bow iem w śród kilku b o haterów znaleźć jednego, będącego w yrazicielem poglądów a u to r a / C h a ra k te ry sty k a postaci pro-w adziła pro-w ięc do pro-w yszczególnienia dpro-w u kategorii bo h ateró pro-w popro-w ieścio-wych.

W e w cześniejszych pracach dla każdej z trzech części Próchna p ró -bow ano znaleźć głów nego bohatera, resztę tra k tu ją c jako p o staci

(11)

dru-g oplanow e17. W studium K onstantedru-go T roczyńskiedru-go spotykam y się już z p recyzyjniejszym podziałem 18. A utor m onografii o Próchnie zapropo-now ał podział n a dw ie k ateg o rie osób:

1) postaci pierw szoplanow e: Borowski, Jelsky, M üller, vo n H e rte n -stein;

2) postaci drugoplanow e: Zosia Borowska, Kunicki, Paw luk ii T urkuł. Podział ten u zasadniał T roczyński rolą, jaką każdem u z b o h ateró w Be-re n t w s\yej pow ieści w yznaczył.

W późniejszych p racach dotyczących bezpośrednio zagadnień zw ią-zanych z Próchnem nie znajdujem y śladów zanegow ania tego podziału

(może poza jednym H ultbergiern). Sądzić w ypada, że takie rozróżnienie p o s te d pow ieściow ych jest w ięc a k tu a ln e w dalszym ciągu. Czy rzeczy -w iście tak jest? Spróbujm y problem ó-w rozstrzygnąć.

Swą pow ieść rozpisał Berent na w iele niezależn y ch od siebie g ło sów. Bardzo trudno jed n a k byłoby chyba ustalić h iera rc h ię dch w ażn o -ści — m ożna uczynić to je d y n ie w obec n ie k tó ry ch . W całej pow ie-ści bowiem zarysow ane z o stało dziesięć sy lw e te k postaci, a tylko cztery z nich m oglibyśm y sprow adzić do roli epizodycznych. D otyczyłoby to chyba starego Borow skiego, Zosii Borow skiej, P aw luka i Hildy. Postać stareg o Borowskiego, o k tó rej m ow a zresztą ty lk o w m onologu Borow- skiegosyna, w y stęp u je jak o pew nego ro d z a ju symbol, sym bol a rty s ty cznej drogi m łodego Borow skiego. Zosia Borow ska — to z kolei u p rzed -m iotow ienie w rogiej bohatero-m siły, życia w jego biologicznej e-m ana- cji. M alarza Paw luka spotykam y w tej części Próchna, k tó ra pośw ięco-na jest w ydarzeniom w kaw iarni i tynglu; w y d aje się w ięc, że Berent w prow adził tę postać po to, by stw orzyć bogatszą i p ełniejszą stru k tu rę bohem y arty sty c z n ej. O statn ią w reszcie postacią, k tó rą wliczyć m ożem y do teg o grona jest H ilda — sio stra von H erten stein a. W tym przypadku nietru d n o się zorientow ać (mówi o tym n aw et H ertenstein), że H ilda utożsam ia sztukę; w innej płaszczyźnie fu n k cjo n u je jako sym bol zw y -cięskiej, a k ty w n e j postaw y tw órczej.

Tym sposobem zaw ęziliśm y pole naszego w idzenia do sześciu po-staci. Przypom nijm y, są to w kolejności jak n a stęp u je: a k to r Borowski, lekarz K unicki, dziennikarz Jelsk y , d ram a tu rg T urkuł, m uzyk von H e r-ten stein i p o e ta M üller. Każda z nich jest postacią na ty le skończoną, niezależną, że w pow ieści w y stęp u je jak o „sam odzielny głos", jak o ele-. m ent o rów nych praw ach w polifonicznej stru k tu rz e Próchna. N iezaw

i-17 T aki podział p rzed staw ił S. M a c i s z e w s k i w sw ym studium : „Próchno" B erenta. W ra żen ia p sy c h o io g ic zn o -e ste ty c zn e , K raków 1907, s. 15— 39.

18 K. T r o c z y ń s k i , A r ty s ta i dzieło. S tu d iu m o „P róchnie" W a cła w a Berenta, Poznań 1938, s. 24.

(12)

słość tych postaci p o d kreśla jeszcze bardziej luźny zw iązek między nimi. B ohaterów Próchna łączy ten ty lk o fakl. że są oni artyslamtti, i to że m ają podobny sto su n ek do sztuki. B erent nie stw arza sk ali w artości każdego z bohaterów , ani nie p rzy p isu je którem uś z nich szczególnego znaczenia w pow ieści. W szyscy ci, o k tó ry ch mowa, są um ieszczeni na tej sam ej płaszczyźnie, biorą oni ak ty w n y udział w w ydarzeniach pow ieściopow ych, a głos każdego z nich, jego sam odzielne i niezależne s ta -now isko, jednakow o są traktow ane w dyskusji. Sam odzielność ta i — jak stw ierdziliśm y w yżej — jed n ak o w e p o trak to w an ie bo h ateró w sk ła -nia nas do oddzielnej c h a ra k te ry sty k i każdej z postaci. Spraw iają one bowiem w ra ż en ie k ilk u w arian tó w głosów w w ielkich chórze p o w ieścio-wym , czy też kilku w a ria n tó w postaw albo, u żyw ając term inu T roczyń- skiego, „kilku w ariantów p oradności bądź nieporadności arty sty c z n ej".

W spólną cechą bohaterów Próchna jest to, że n ie twoTzą oni jednorodnych i jednoznacznych typów osobow ych. P ostępow anie ich jest w y -nikiem jak b y „dialogu” dw óch a n ty te ty e z n y c h sobie postaw . Biliżs-zego ok reślen ia te g o zjaw iska sp ró b u jem y dokonać osobno, p rz y analizie każdej z postaci.

P rzyczyn ow ej antynom ii u B orow skiego szukać należałoby w od-działyw aniu na niego dwóch postaci: ojca — stareg o a k to ra i żony, Zosi Borow skiej. O jciec pchnął B orow skiego n a drogę ak torstw a, rozbudza-ją c w nim głębokie przeżycie sztuki. Poprzez teatraln o ść życia i ciągłą a k to rsk ą „błazenadę" zatarł synow i k o n tu ry oddzielające życie od sce-ny. Szituka ak to rsk a zdom inow ała w ięc zw yczajne odruchy B orow skie-go, jako a k to r staje się o n n iep o ra d n y tw órczo. Zycie sw e k ształtuje ja k sztukę, p o stępuje tak, aby zawsze b y ło tragicznie.

Zosia w niosła w jego eg z y ste n cję zupełnie now e elem en ty , te, które ledw o odczuł, oglądając kiedyś w m łodości p o rtre t m atki. O bce a k c en ty b i o s, czego ucieleśnieniem b yła w łaśnie Borowska, pod k reślały j po- głęhiały w e w n ętrzn e sprzeczności. T ęsknota za kobietą in n eg o św iata, św iata n a tu ry , zrodzona w m łodości obrazem m atki, pchnęła B orow skie-go w ramaona Zosi. J ^ e m ożem y s ię oprzeć w rażeniu, śledząc tok w spo-m nień Borowskiego, że spo-m aspo-m y do c zy n ien ia z rozpoznanyspo-m przez pisa-rza k o m p l e k s e m E d y p a . Borowski k o ch a się w e w łasn ej m atce, m iłość do Zosi to p rzen iesien ie uczucia n a obiekt, z którym id en ty fik u je sw oją m atkę. M am y zresztą w yraźne ku tem u w skazów ki w tekście: „Toż to nieboszczka zm artw ychw stała! To o tw arte i jasn e czoło, te łuki brw i [...]" (P, s. 31). Id en ty fik acja ta budzi jed n a k w Borowskim poczu-cie w iny. Tym chyba należy tłum aczyć p e łn e sprzeczności postępow a-nie b o h a te ra w obec żony. M iłość do żony od ciąg a go od sceny, pozba-w iając tym sam ym bezpośredniego k o n tak tu ze sztuką. D latego też Bo-row ski d ecyduje się n a ucieczkę od żo n y ; ucieczka ta to n ie tylko

(13)

zerwianie zw iązków z niszczącym w pływ em kobiety, a le także próba pow -rotu do .sztuki, p o w ro tu na scenę. Wąttpić w ypada, by ten pow rót był udany.

Borowski w yjeżdża z m iasta razem z Turkułem , k tó ry a n g a żu je go do sw ej now ej sztuki dram atycznej. W czasie d y sk u sji obaj przechodzą przez most, ale Borowski pró b u je popełnić sam obójstw o. N ie jest więc zdolny do przekroczenia n ietzscheańskiego m o s t u d o n a d c z ł o -w i e k a . M imo ucieczki od żony Boro-wski nie zer-w ał jed n a k całkiem z norm alnym życiem, ze zw yczajną eg zy sten cją, nie może więc sta ć się nadczłow iekiem , w szelkie p róby ku tem u przyw iodą go niechybnie do sam obójstw a19.

Drugim w ariantem nieporadności a rty s ty c z n e j jest Jelsk y . Posiada on w w ysokim sto p n iu spraw ność zaw odow ą jak o dziennikarz, ale brak mu w łaśn ie tego, co T roczyński nazyw a „tw orzyw em ''. Taka sy tuacja stw arza w nim w ew nętrzną pustkę, któ rą Je ls k y próbuje zapełnić cy-nizmem.

Je lsk y jest dziennikarzem , należy więc do tej grupy, która tw orzy obecną k u lturę. C echuje ją spłycenie i zbanalizowan-ie, m askow ane po-w ierzchopo-w ną e ru d y c ją i tanim i efektam i działalności dziennikarskiej. „ Jelsk y przem ełł już w szystko, zna w szystkie form uły, um ie igrać w szystkim i konw encjam i. N ie um ie jed n a k znaleźć żadnych treści, k tó -re jego m echanizm m ogłyby u trzy m ać w ruchu. N adm iar form y ukryw a pu stk ę [...J"20. W nioskow ać z teg o m ożna, iż Je ls k y był dla Berenta synonim em tego w szystkiego, co spłyca kulturę, te g o w szystkiego, co stw arzając pozory au ten ty czn y ch w artości, w końcow ym efekcie u k a -zuje sw ą pow ierzchow ność i w ręcz pasożytnicze oblicze.

W ew n ętrzn ą an tynom ię Je lsk y 'e g o pogłębia sk ry ty głęboko „kom -pleks pochodzenia". W św iadom ości jeg o m ocno tkwi fakt, że je s t on zniem czonym Ślązakiem . C zuje się dobrym Niem cem (w znaczeniu N ie-miec Europejczyk), a le zdaje sobie jednocześnie sp raw ę z tego. że przytłum iona w nim „sło w iań sk o ść'1 istnieje jeszcze. Je lsk y w y rzek ając się słow iańskośoi w y rzek ł się udziału w tw orzeniu no w ej k u ltury. Z e-w nętrzna poe-w łoka E uropejczyka u czyniła z niego przedstae-w iciela zm ur-szałej i gn ijącej ku ltu ry . Je lsk y jak o je d y n y z bo h ateró w Próchna był dekadentem , dekadentem w znaczeniu nietzsch eań sk im 21.

19 P odobną in te rp re ta c ję p o d a je H u i t b e r - g, op. cit., w przyp. 5 na s. 76. N i e t z s c h e w T a ko rzecze Z arathustra tra k to w a ł czło w iek a ja k o „m ost" k u nad- człow ieczeństw u.

20 W. M a c i ą g , Idee e p o k i w tw ó rczo ści W acław a B erenta, [w:] Z problem ów lite ra tu ry X X w ie k u , t. 1, W arszaw a 1965, s. 294.

-1 N ietzsch e rozum iał d e k a d e n c ję ja k o filozoficznie u w a ru n k o w a n y sp ad ek e n e r-gii, obniżenie poziom u sity i o słab ien ie w oli m ocy. D efinicję tę p rzy taczam y za Z. K u d e r o w i c z , N ie tzsc h e , W a rsz a w a 1976, s. 133.

(14)

U p o d staw sam obójstw a Je lsk y 'e g o leżała nie tylko św iadom ość w e-w n ętrzn ej pustki, ale i śe-w iadom ość e-w łasn ej dekadencji.

N astęp n y z bo h ateró w Próchna poeta M üller posiada talent, ale brak mu opanow ania ,,rzem iosła" i dlatego n a d m ia r bogactw a przeżyć w ew -n ę trz-n y ch -nie z-n ajd u je u jścia -n a zew -nątrz. Brak środków ek sp resji, zdolności nadania form y przeżyciom czyni z M üllera im produktyw a. N ieuleczalnie c h o ry n a gruźlicę zdaje sobie M üller spraw ę z ry ch łej śm ierci, ale jednocześnie czuje lęk przed tą chw ilą.

M iłość d o Zosi Borow skiej i do Liii, m iłość platoniczna, k tó ra czyni z przedm iotu zakochania cel nieosiągalny, w y w ie ra zgubny w pływ na poetę. Szukanie kom pensaty w sztuce, w poezjii, nie m oże jed n a k s tłu -mić uczucia. K obieta jako narzędzie w rogich a rty ście sił biologii staje się w ięc pośred n io przy czy n ą śm ierci bohatera. <

N ajw yżej ceniony spośród b o h aterów Próchna przez k ry ty k ę — baron vo n H ertensitein jest m uzykiem , a w ięc w edług schopenhauerow - skiej h ierarch i sztuki przedstaw icielem najw yższego ran g ą rodzaju tw órczości a rty s ty c z n e j22. W przeciw ieństw ie do poprzednich b o h a te -rów, H e rte n stein je s t bogato w yposażony w zdolności przez naturę. P rzestał je d n a k tw orzyć, poniew aż doszedł do pozornych w yżyn, z a re zerw ow anych przez m o d ern istó w dla najlepszych. K ażdy bow iem p rz e -jaw tw órczości, w sk u te k kon w en cjo n aln ej form y, niie pozw ala o siąg-nąć absolutu.

M iłość do sio stry , k tó rą p rag n ął uspraw iedliw ić w sobie u tożsam ia-jąc H ildę ze sztuką (,, [...] w yzbyłem w pam ięci kobietę: m arzyłem , że to O na — szituka — daje mi boskie pom azanie" — P, s. 261), rodzi w nim odczucie w ystępku. D latego też opow iadając M üJlerowi o sio-strze, p ró b u je siię w ytłum aczyć i przy tacza jako parabolę opow ieść O księżn iczce Bratum ile, w iteziu N ieza m yślu i św ię ty m Jacław ie rzecz praw dziw ą. B ohater tej pow ieści d arzył m iłośoią sw ą siostrę, ale za spraw ą niebios stłum ił w sobie grzeszn e uczucia, zn ajd u jąc ich kom pen-satę w m uzyce. H e rte n stein rów nież, zd ając sobie spraw ę z dw uzna-czności uczuć, szuka kom pensaty w sztuce, jego w ysublim ow ane uczucia realizują się w m uzyce. PrzyLłumiona nakazem wolti m iłość do sio -stry tkw i jed n a k w głębi św iadom ości b o h atera i z czasem pow oduje dezorganizację jed nostki oraz zaprzestanie tw órczości, tej tw órczości, k tó ra n ie m ogła przesłonić m u sw ych praw dziw ych źródeł. 1

22 Z nam ienną cechą w szelk ieg o ro d z a ju tw órczości a rty sty c z n e j m o d ern istó w było szczególne n a sy c e n ie e k sp re sy w n e k ażd eg o dzieła sztu k i p o z w a la ją c e n a oddanie w ielk iej em ocji, g w ałto w n o ści i siły przeżycia. S tąd też m uzyka, ja k o sztu k a nie- po jęcio w ą i w sk u te k tego n a jb a rd z ie j p o d a tn a n a w y ra ż e n ie em ocji, z y sk a ła p o -w szechną o cen ę ja k o n aj-w y ższy ro d zaj t-w órczości.

(15)

T w orząc postać Hep tens tem a (i nie tylko, p o d obne przeciw ieństw a w iodą do zguby Borow skiego i Jelsky'ego), B erent w w ew n ętrzn ej a n ty -nom ii b o h atera zaw arł to, co później w sw ej p sy choanalizie nazw ał Freud w alką św iadom ego z podśw iadom ym .

Dwie o statn ie postaci Próchna, któ ry m i pragniem y zająć się pa za-kończenie c h a ra k te ry sty k i bo h ateró w pow ieści: .Kunicki i T urkuł, są przez B erenta w pew nym sensie p rzeciw staw ione pozostałym .

J e d y n y ,,obcy" w tym jednorodnym środow isku arty sty czn y m , le-karz Kunicki, poprzez stały k o n tak t ze środow iskiem ,,zaraził się choro-bą artysbow ską". ,,C horobę" tę pogłębia bardziej jeszcze m iłość do Borow skiej. Z je j to pow odu K unicki p rze stał praco w ać zaw odow o, p rzy -stają c do bohem y a rty sty c z n e j. Pod w pływ em m iłości do Borow skiej K unicki zaczyna pisać w iersze, o jakości k tó ry c h m ożem y w nioskow ać z opinii w y d an ej przez bądź co bądź znaw cę tale n tó w Jelsk y 'eg o . Poe-zja nie może m u jed n a k dać p e łn e j ko m p en saty uczuć. Podobnie jak na poprzednich bohaterów , rów nież i n a K unickiego k obieta w yw iera zgubny w pływ , ale w przeciw ieństw ie do pozostałych m a on dość siły, by stłum ić w sobie i zniszczyć tę złow rogą m iłość. N iszcząc ślady uczuć (wiersze) K unicki zry w a ze świiatem a rty stó w 'i p o w raca do norm alnego życda, do pracy w zaw odzie.

Jeśli poprzednie przypadki nazw iem y kilkom a w ariantam i sam obój-stw a z pow odu niem ożności rozw iązania osobistego dram atu, to obecny w ypada p rzy ją ć za w a ria n t w yjścia z sytuacji, w jak iej znalazł się a r ty sta. Z pow rotem do społeczeństw a wiąże się jed n a k całkow ita rez y g n a -cja .z drogi tw órczej. R ozw iązanie takie było sk u te c z n e w sy tu acji Ku-nickiego, ale nie m ogło być skuteczne w obec pozostałych, poniew aż Borowski, M üller, Je lsk y czy von H e rte n stein pozryw ali w szy stk ie w ię-zi łączące ich ze św iatem tłum u. Dla nich w szystkich znam ienną rzeczą było to, że p rzeży cia w ew n ętrzn e każdego zn ajd u ją ujście na zew nątrz. D latego też o statn i z bohaterów Próchna, m łody dram aturg Turkuł, z nazw iska któ reg o w nosić można, iż stoi on na sam ym w ierchu krwi sło w iań sk iej23 (w przeciw ieństw ie do w yw odzącego się z chłopów ukraiń sk ich P aw luka pochodzi on ze sta re g o hrabiow skiego rodu), ty l -ko częściow o p rz y s ta je do tej grupy. O n bow iem nie rozm aw ia z nikim o sw ych przeżyciach. W przeciw ieństw ie d o reszty a rty s tó w je st p rz y -kładem a rty sty c z n e j poradności. B erent przeciw staw ił im produktyw om a rty stę tryum fującego, jak o jed y n y bowiem z całej g ru p y posiada cm w ybitne osiągnięcia a rty sty c z n e , a co za ty m idzie e u ro p e jsk ą sław ę.

23 K o resp o n d u je to w pew nym sensie z rozpow szechnionym w tym czasie w Eu-ro p ie przek o n an iem o w ielk iej m isji ludów sło w iań sk ich w tw o rzen iu now ej k u ltu ry .

(16)

T u rk u ł to ,,człow iek bez czucia, k tó ry cuchnie atram entem , talent- -m aszyna p rze rab iają c y na zimno ból i m ękę przeczulonych dusz"34. O d-n ajd u jem y w ięc w rysach T u rkuła cechy d-n a d c z ł o w i e к a, „je st to tw órca przyszłości nie liczący się z żadnym i nakazam i, z żadną p resją m oralną, lecz k ie ru ją c y się jed y n ie w łasnym poczuciem siły d energii, w łasnym w yczuciem słuszności"25. Potw ierdza takie spostrzeżenia o sta-tnia scena pierw szej części Próchna. W scenie tej T urkuł w ykłada Bo-row skiem u filozofię N ietzschego (cytując często Zarathustrę) w skazując,, iż jest ona czynnikiem pozw alającym u p o rać się z w łasnym im produ- ktyw izm em , z w łasną d ek adencją. W rażen ie to po tęg u je fakt, iż podczas rozm ow y obaj przechodzą przez m o s t , k tó ry w filozofii N ietzschego sym bolizuje człow ieka — p rzejście od zw ierzęcia do nadczłow ieka, ale tylko T urkuł, n a tu ra do głębi słow iańska, osiąga drugi brzeg.

T akie przedstaw ienie sylw etki ostatn ieg o z b o h ateró w pow ieści po-d yktow ane było chęcią w ypo-d o stan ia z cienia tej postaci, nie na tyle, by ją w yw yższyć ponad inne, a le na tyle, by w ykazać, liż g ło s jej n a rów ni z innym i tw orzy polifoniczną s tru k tu rę dzieła.

P rzedstaw iona w yżej an aliza — m iejm y nad zieję, i ż chociaż w pew

-nej części — udow odniła nasze stanow isko, że w Próchnie p rzedstaw ił Berent sześć rów norzędnych i niezależnych sy lw e te k bohaterów . Żadna też sym patia czy a n ty p a tia p isarza nie zad ecy d o w ała o z h ierarch izo w a-n iu św iata bohaterów , bow iem B erea-nt żada-nej z postaci w y ra ź a-n ie a-nie w yw yższył spośród innych, ale każd ej z nich dał jed nakow e szanse w w ielkim chórze pow ieściow ym .

In s ty tu t F ilologii P olskiej Z ak ład N o w o ży tn ej L ite ra tu ry P olskiej

B olesław P arzyjagła

TIME, SPACE, AND DRAM ATIS PERSONAE IN W A CŁAW BERENT'S PRÙ C H N O — ON THE IN N O V A T IO N S IN THE NOVEL

T he specific tre a tm e n t of tim e, space, and of c h a ra c te rs in W. B erent's Próchno perm its to co n sid er th e n o v el as a lan d m ark in th e h is to ry of p o s tm o d e rn is ts novel.

Tim e as th e m ain elem en t of the com position of th e n o v el is th e facto r shaping th e re a d e r's v iew p o in t — th ro u g h an e x tre m e ly skillful em ploym ent of th e form s c re a tin g an illusion of th e p resent.

14 T. G a ł e c k i , W. Berent .„P róchno”, „O gniw o" 1903, n r 32, s. 758. ®5 К u d e r o w i с z, op. cit., s. 137.

(17)

T he space w h ere th e e v e n ts ta k e p lace is confined to th re e sym bolic sp h eres: the stre e t, the café, and th e flat. T he s tre e t is re g a rd e d as a lien to th e c h a ra c te rs in the n o v el — as opposed to th e café o r th e flat — is o la te d p lace s u n sp o iled by th e crow d. The final d iscu ssio n — w hich lead s th e c h a ra c te rs to self-an n ih ilatio n — ta k e s place in th e iso lated sp ace of a n ap artm en t.

N ot a ll the c h a ra c te rs in the novel a re afflicted w ith th e se n se of fu tility re su ltin g from th e „ in a b ility to c re a te ". T he N ietzsch ean philosophy, as fo rm u lated by T u rk u ł — th e p la y w rig h t seem s to be a so u rce of e n e rg y e n a b lin g to overcom e o n e's u selessn ess and th e atm o sp h ere of in ertia. In his n o v el B erent g a v e each c h a ra c te r a ch an ce to speak, u n itin g all th e u tte ra n c e s in o n e g re a t polyphonic chorus.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Because of the deep influence of the traditional 2D cadastre and the objective of the division of land and housing in a municipality, we design two types of cadastral geospace:

To samo odnosi się do wypadków, gdy przesłanką uwłaszcze­ nia była nieformalna umowa o dział spadku, a uwłaszczony rolnik nie był zobowiązany z mocy tej

Naczelna Rada Adwokacka zaleca Prezydium NRA zorganizowanie narady akty­ wu samorządowego i społeczno-politycznego, poświęconej ocenie sytuacji w ad­ wokaturze oraz

z obecnych ponad 700 szpitali znalazłoby się w takiej sieci, byłby to duży krok w kierunku do- syć rewolucyjnych zmian naszego systemu ochrony zdrowia.. Jeśli się w niej znajdzie

The photoelectron yield (phe/MeV) was then calculated from the position of the 662 keV photopeak in the pulse height spectra and the single electron response of

length scale &lt;Ax&gt; of the growing surface (average edge length projected on the substrate) diverges as a function of time according to a power law &lt;Ax&gt;- t P, with p

Wstyd przed związkiem homoerotycznym jako transgresja poznawcza (na podstawie listów Jarosława Iwaszkiewicza do Jerzego Błeszyńskiego) 141. Czułość

Odsłony „kłopotów” z tożsamością, niepokojów trapiących współ- czesnego człowieka, dążącego do poznania samego siebie oraz odna- lezienia się w dynamicznie