• Nie Znaleziono Wyników

Polskie Radio we wrześniu 1939 r. i w okresie poprzedzającym wybuch wojny, w zeznaniach złożonych przed Wojskowym Trybunałem Orzekającym oraz Komisją Powołaną w Związku z Wynikiem Kampanii Wojennej 1939 r. Cz. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polskie Radio we wrześniu 1939 r. i w okresie poprzedzającym wybuch wojny, w zeznaniach złożonych przed Wojskowym Trybunałem Orzekającym oraz Komisją Powołaną w Związku z Wynikiem Kampanii Wojennej 1939 r. Cz. 2"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Habielski, Rafał

Polskie Radio we wrześniu 1939 r. i w

okresie poprzedzającym wybuch

wojny, w zeznaniach złożonych

przed Wojskowym Trybunałem

Orzekającym oraz Komisją Powołaną

w Związku z Wynikiem Kampanii

Wojennej 1939 r. Cz. 2

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 29/1, 109-130

(2)

M

A

T

E

R

I

A'

Ł

Y

K wartalnik H istorii Prasy Polskiej X X IX 1 PL ISSN 0137—2998

POLSKIE RADIO WE WRZEŚNIU 1939 R. I W OKRESIE POPRZEDZAJĄCYM WYBUCH WOJNY,

W ZEZNANIACH ZŁOŻONYCH PRZED WOJSKOWYM TRYBUNAŁEM ORZEKAJĄCYM ORAZ KOMISJĄ POWOŁANĄ W ZWIĄZKU Z WYNIKIEM

KAM PANII WOJENNEJ 1939 R.

C z ę ś ć I I

Opracowanie i przypisy Rafał Habielski

9

SPRAWOZDANIE FRYDERYKA SCHOENA PARYŻ, 20 LUTEGO 1940 R.

I. Polskie Radio na przestrzeni ostatnich lat sześciu

Do Polskiego Radia przyszedłem w listopadzie 1933 r. bezpośrednio po piętna­ stoletn iej czynnej służbie w Arm ii Polskiej, którą opuściłem w stopniu kapitana W ojsk Łączności, przechodząc na w łasną prośbę w stan spoczynku w okresie, gdy Wojska Łączności przeżyw ały swój kryzys organizacyjny i gdy w ielu oficerów far ch ow ców opuściło· szeregi, przechodząc do przem ysłu prywatnego, bądź też do in sty­ tucji i przedsiębiorstw państwowych.

W Polskim Radio objąłem w pierw kierow nictw o techniczne rozgłośni w Pozna­ niu, gdzie kierowałem końcową fazą {budowy] nowej, szesnastokilowatowej stacji i prowadziłem W ydział Techniczny tej rozgłośni do 15 lutego 1935 r.

W tym okresie Spółka Akcyjna Polskie Radio· przechodziła zasadnicze zmiany, albow iem gros a k cji (ok. 90°/o) w ykupił rząd, ściślej M inisterstwo Poczt i Telegrafu, a czynnikiem decydującym o dalszym rozwoju polskiej radiofonii stał się m inister Poczt i Telegrafu.

Dyrektorem naczelnym Polskiego Radia był w tym okresie dr Zygm unt Cha­ miec, po którego ustąpieniu w lipcu 1935 r. stanowisko to zajął dyrektor D eparta­ m entu Ogólnego· w M inisterstw ie Poczt i Telegrafu śp. Roman Starzyński. Dyrekto­ rem technicznym był przez cały czas inż. W ładysław Heller, a sekretarzem general­ nym został, już za czasów dyr. Starzyńskiego, inż. K araffa-K reuterkrafft Zygmunt (ppłk w słanie spoczynku).

W połow ie lutego 1935 r. zostałem przeniesiony do Warszawy na stanow isko k ie­ rownika technicznego Centralnej Rozgłośni Polskiego Radia, która to komórka tech­ niczna przybrała w now ej organizacji nazwę: Biuro Technicznego Wykonania Pro­ gramów. Na tym stanow isku pozostawałem do 5 września 1939 r.

(3)

110

R A F A Ł H A B I E L S K I

Organizacja Polskiego Radia przedstaw iała się w grubszych zarysach następu­ jąco:

I. Naczelna Dyrekcja i Sekretariat Generalny, któremu były podległe: Biuro Prasy i Propagandy

Biuro Studiów Biuro Personalne, II. D yrekcja Programów, III. Dyrekcja Techniczna, IV. Dyrekcja Adm inistracyjna,

V. dyrekcje poszczególnych rozgłośni regionalnych.

Ciałem opiniodawczym i decydującym w zakresie polityki programowej była Główna Rada Programowa.

D yrekcja Techniczna obejmowała: 1) biura i referaty samej Dyrekcji,

2) kierownictw o stacyj nadawczych Raszyn i Warszawa II, 3) Biuro Technicznego Wykonania Programów,

4) Zakłady Budowy,

5) w ydziały techniczne poszczególnych rozgłośni regionalnych.

Od momentu przejęcia prawie całego pakietu akcyj Polskiego Radia przez M i­ nisterstwo Poczt i Telegrafu, tak jak w szeregu innych zetatyzowanych przedsię­ biorstwach, rów nież i w Polskim Radio zaczęła się gospodarka etatystyczna, wpro­ wadzona na w ielu odcinkach ze szkodą dla instytucji.

Sp. dyr. Roman Starzyński, człowiek pracowity i ambitny, jednak nie pozba­ wiony nastaw ienia typow o urzędniczego, wprow adził na teren instytucji m etody pracy stosowane w M inisterstw ie Poczt i Telegrafu, opierając rów nież i w ew nętrzną organizację instytucji na wzorach zaczerpniętych z tego resortu. A przecież Polskie Radio, jako instytucja w ym agająca wielostronnej fachowości i elastycznej, przysto­ sowanej do jej zadań organizacji, n ie m ogła się w zorować na sztywnych ramach organizacyjnych, gdyż to podcinało jej m ożliwości rozwojowe pod każdym w zglę­ dem. Oczywiście, że śp. Roman Starzyński chciał jak najlepiej, nie rozumiał jednak, że naczelne stanowisko w radiofonii w ym aga znajomości rzeczy i aby kierować radiofonią, trzeba w pierw popracować w jej niektórych działach, zetknąć się z tere­ nem obsługiwanym przez radiofonię, przestudiować organizację i działalność dobrze postaw ionych radiofonii zagranicznych i tą drogą opanować w głów nych zarysach całokształt zagadnień.

Szybkie decyzje z jednej, a dyletantyzm z drugiej strony doprowadziły w pierw ­ szym rzędzie do nadm iernej rozbudowy administracji, z niekorzyścią dla programu i techniki.

W łonie organizacji N aczelnej D yrekcji Polskiego Radia za czasów dyrektora Starzyńskiego istniał Sekretariat Generalny. W moim pojęciu, Sekretariat Generalny takiej instytucji, jak Polskie Radio, to jego sztab główny, a sekretarz generalny ta szef sztabu. O ile od naczelnego dyrektora można ostatecznie nie wym agać dokład­ nej znajomości w szystkich zagadnień związanych z radiofonią, o tyle sekretarz generalny m usi przodować w znajomości tych zagadnień, a podporządkowany mu personel w inien się składać z dobrych fachowców w zakresie poszczególnych spec­ jalności, którzy każde zagadnienie potrafią n ależycie oświetlić i rozwiązać.

Sekretarz generalny Polskiego Radia nie decydował o żadnych sprawach zasad­ niczych, lecz w szystko załatw iał naczelny dyrektor bezpośrednio z kierownikami biur, podległych organizacyjnie generalnem u sekretarzowi (Biuro Prasy i Propa­ gandy, Biuro Studiów, Biuro Personalne).

Był to niestety okres, kiedy nad życiem zbiorowym Polski zapanowały d yle­ tantyzm i niefachow ość, gdy kierownicze stanowiska zajm owali ludzie k w alifikow a­ n i miarą ich zasług, a nie miarą ich fachowości, pracow itości i oddania się pracy

(4)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

1 1 1

na w yznaczonym im odcinku. Odbiło się to oczyw iście ujem nie i na Polskim Radio, jak zresztą i na w ielu innych instytucjach o charakterze państwowym , społecznym, instytucjach użyteczności publicznej itd.

Ustosunkowanie się śp. dyr. Starzyńskiego do techniki było w ciągu w ielu m iesięcy negatywne. Czemu to należało przypisać, nie mogę niestety i dziś jeszcze w ytłum aczyć. Czy powodem tego była osoba dyrektora inż. [Władysława] Hellera, człowieka, który w radiofonii polskiej pracował od sam ego początku jej istnienia, a który niejednokrotnie sprzeciwiał się decyzjom dyr. Starzyńskiego w sprawach techniki, podkreślając w sposób nadzwyczaj delikatny jego niekom petencję w tym kierunku, czy może budżet techniczny, który w m iarę rozbudowy programu i ko­

nieczności ulepszeń technicznych m usiał wzrastać, a czego śp. dyr. Starzyński n ie mógł czy nie chciał zrozumieć, czy w reszcie w pływ gen[eralnego] sekretarza, w rogo usposobionego do· osoby dyrektora technicznego, jak zresztą i do w ielu innych fa ­ chowców?

W każdym bądź razie n ie rozumiano jednej rzeczy, że podwaliną radiofonii jest jej aparat techniczny, będący instrumentem , na którym gra program. Cóż bowiem znaczy najlepszy program radiofoniczny, jeśli technika n ie jest w stanie dobrze go wykonać? Toteż każda rozbudowa programu w sensie jakościowym w ym aga odpo­ w iedniego przygotowania się do1 niej techniki. Pow iedziałbym w ięcej — rozbudowa techniki radiofonicznej w inna wyprzedzać rozbudowę programową, gdyż w ten ty l­ ko sposób technika może stwarzać coraz to now e m ożliwości rozw ojowe dla progra­ mu. N iestety, tego rodzaju proste rozum owanie nie m iało oddźwięku w Polskim Radio. Program się rozwijał, staw iał coraz to nowe, w w iększości w ypadków słuszne żądania technice, a ta nie była w m ożności uczynić im zadość, gdyż Naczelna D y­ rekcja za czasów śp. Starzyńskiego uważała żądania techniki za jakieś nieuzasad­ nione, drogo kosztujące w ym ysły.

Jako dowód przytoczę tu następujące fakty z m ego odcinka pracy (kierownictwo techniczne wykonania programów). Mechanizm urządzeń radiofonicznych składa się z dwóch podstawowych elem entów : .stacyj nadawczych i urządzeń do technicznego wykonania i przekazywania programów (am plifikatornie, urządzenia m odulacyjne, urządzenia do reżyserii elektryczno-akustycznej, studia i m ikrofony, urządzenia do utrwalania i odtwarzania dźwięków, urządzenia transm isyjne, przewody i kable łączące studia z am plifikatornią, amplifikatomnię ze stacją nadawczą oraz sieć po­ łączeń poszczególnych rozgłośni m iędzy sobą). Rozbudowa sieci radiofonicznych sła- cyj nadawczych m usi iść w parze z rozbudową urządzeń technicznego w ykonania programów. Dezyderat ten nabierał szczególnej w agi w radiofonii polskiej przy mocno· scentralizowanym programie, tzn. że gros programu brały rozgłośnie regio­ nalne· z Warszawy. Jasnym w ięc jest, że skoro ilość stacyj nadaw czych w zrasta, skoro program zaczyna się uwielokrotniać (różne program y nadawcze jednocześnie z Centrali do rozgłośni regionalnych), skoro w samej W arszawie wprowadza się trzy różne programy (Raszyn, Warszawa II i krótkofalówki), musi się rozbudować i przygotować do tego centrala technicznego wykonania programów. Tymczasem w okresie śp. Starzyńskiego przyznano kredyty na rozbudowę sieci stacyj nadaw ­ czych, negliżując zupełnie sprawę jednoczesnej rozbudowy urządzeń technicznego w ykonania programów. I tak w budżecie n a rok 1936/37 s k r e ś l o n o za sprawą dyr. Starzyńskiego w prelim inarzu budżetowym Centralnej Rozgłośni Polskiego Radia z podanych przeze mnie — o ile się nie m ylę — 18 pozycyj aż 15, a w bud­ żecie na rok 1937/38 z 24 — 19. Rezultat był taki, że z chw ilą uruchomienia stacji W arszawa II nie byto dla niej am p lifik a ło m i i studiów. To samo dotyczy zresztą i programu krótkofalowego. W ielokrotność programu w yłoniła poza tym konieczność powiększenia ilości szeregu aparatów i urządzeń technicznych oraz personelu tech­ nicznego. N iestety, tego nie chciano- zrozumieć. Z jednej bowiem strony, stał dy­ rektor naczelny, człow iek uparty i nieustępliw y, oraz sekretarz generalny, wrogo·

(5)

1 1 2

R A F A Ł H A B I E Ł S K I

usposobiony w zględem dyrektora technicznego, z drugiej strony — dyrektor tech­ niczny, człow iek m iękki, idący po lin ii najm niejszego oporu, n ie m ogący znaleźć wspólnego języka do porozum ienia się z tam tym i, gdyż tam ci się na tym nie znali. Dopiero przedstaw ienie sprawy przeze m nie na drodze „prywatnej” ludziom m ają­ cym pośredni lub bezpośredni wpływ na sprawy rozwoju radiofonii w Polsce (dy­ rektor Dep[artamentu] Technicznego] w M infisterstwie] Poczt i Telegr[afu] inż. Krzyczkowski Antoni, dyrektor Państw ow ego Instytutu Telekomunikacyjnego· prof, dr inż. [Janusz] Groszkowski i inni) odnosiło skutek i poruszone niedomagania, choć w tem pie opóźnionym, m ogły być częściow o poprawione.

Przytoczyłem tu tylko jeden przykład, który n ie był odosobniony.

Jeśli chodzi o budowę urządzeń radiotechnicznych, to od roku 1934 w szystk ie now e stacje nadawcze oraz przebudowa starych, w sensie powiększenia ich mocy i unow ocześnienia, były w ykonyw ane przez Wydział Budowy (później Zakłady Bu­ dowy) kierowany przez DyTekcję Techniczną Polskiego Radia. Również urządzenia am plifikacyjne i niektóre urządzenia do· technicznego w ykonyw ania programów były tu projektow ane i konstruowane, przy czym należy przyznać, że robota ta była prowadzona dobrze i stosunkowo tanio. A le zadaniem radiofonii n ie jest budowa stacyj i urządzeń radiofonicznych, lecz ich eksploatacja. Urządzenia techniczne w inna instytucja radiofoniczna nabyw ać w krajowych w ytwórniach radiotechnicz­ nych. W Polsce istniały P aństw ow e Zakłady T ele- г Radiotechniczne, będące fuzją dawnej odrębnej Państw ow ej W ytwórni Radiotechnicznej oraz Państw ow ej W ytwór­ ni Aparatów Telegraficznych i Telefonicznych. Fuzja ta, po zlikw idow aniu Pań­ stw owych Zakładów Radiotechnicznych, n ie w yszła na dobre, gdyż potrzeby kraju w tej gałęzi przem ysłu w ykraczały grubo poza m ożliw ości produkcyjne PZTiR. Ponieważ, z jednej strony, Polskie Radio dążyło do ograniczenia zam ów ień u firm zagranicznych, z drugiej strony zaś term iny dostaw i budowy stacyj radiofonicznych dla Polskiego Radia podawane przez PZTiR były n ie do przyjęcia, gdyż nakreślony program rozbudowy sieci stacyj radiofonicznych m usiał być realizow any w tem pie szybkim — Polskie Radio m usiało stworzyć w łasną komórkę konstrukcyjną i bu­ dowlaną w postaci w spom nianych Zakładów Budowy.

Polityka personalna w Polskim Radio n iew iele odbiegała od polityki personal­ nej prowadzonej w okresie w szechw ładzy osław ionych Biur Personalnych i w innych instytucjach. W pierw szym rzędzie rozbudowano nadm iernie adm inistrację tak w Centrali, jak w rozgłośniach regionalnych, powiększając w tym resorcie ilość etatów pracowniczych niew spółm iernie w porównaniu z Dyrekcją Programową, a zwłaszcza z Dyrekcją Techniczną. Wkradła się do in stytu cji niesłychana biuro­ kracja, która ham owała jej n ależyty rozwój. O przyjm owaniu pracowników nie de­ cydow ały fachowość i zdolności, lecz przede w szystkim zasługi niepodległościow e lub przynależność do dobrze widzianych ugrupowań i organizacyj prorządowych. Istniał przy tym rozw ielm ożniony system protekcyjny, tak że naczelny dyrektor b ył zmuszony niekiedy przyjąć pracownika w brew w łasnem u przekonaniu, gdyż nie m iał cyw ilnej odw agi zdecydowanie sprzeciwić się w ysoko postawionem u panu X czy Y. Toteż nic dziwnego, że Polskie Radio· zostało w dużym stopniu zachw asz­ czone przez m iernoty pod w zględem fachowym , intelektualnym , a niekiedy m oral­ nym, z którymi kierow nicy biur i w ydziałów nie wiedzieli, co począć. Tragizm sytuacji polegał na tym, że w m yśl rozporządzenia, o ile mi się zdaje, Rady Mi­ nistrów, pracownika o zasługach niepodległościow ych zw olnić n ie można było, chyba że się dopuści! jakiegoś karygodnego czynu kolidującego z kodeksem praw­ nym . Najmniej stosunkow o pod tym w zględem ucierpiały komórki D yrekcji T ech­ nicznej, gdzie określona znajomość techniki była bezapelacyjnie wym agana i spraw­ dzana.

Jeśli chodzi o personel techniczny, to w okresie gdy na rynku pracy podaż była w iększa od zapotrzebowania, ograniczenia etatow e n ie pozw alały na przygo­

(6)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

113

tow anie sobie kadr w przew idyw aniu szybko· postępującego rozwoju naszej techniki radiofonicznej. Gdy zaś w latach późniejszych ilość etatów odpowiednio zwiększono, rynek był już zupełnie w yeksploatow any ts dobrych sił technicznych. W przew idy­ w aniu takiej ew entualności, napisałem w sw oim czasie obszerny elaborat i. przed­ staw iłem go dyrektorowi technicznemu, program owem u i dyrektorowi naczelnemu, niestety, bez skutku.

*

Trzeba jednak mimo w szystko przyznać, że w ok resie gdy naczelnym dyrek­ torem był śp. Starzyński, radiofonia polska zrobiła duży krok naprzód. Przełom w jej rozwoju nastąpił w łaściw ie już w roku poprzedzającym objęcie przez śp. dyr. Starzyńskiego stanow iska naczelnego dyrektora, a to dzięki dobrej w o li kilku w ar­ tościow ych jednostek, które w swoje ręce ujęły przede w szystkim sprawy programu. Poddany gruntow nej analizie i rzeczow ej krytyce, dotychczasowy sztyw ny i w ysoce pretensjonalny program u legł w pewnej przynajmniej m ierze korzystnym przeobra­ żeniom w sensie dopasowania go d o upodobań i potrzeb szerokich w arstw radio­ słuchaczy, n ie zaś w ybranej i nielicznej tylko grupy. Dobrym pociągnięciem było stw orzenie Biura Studiów, które m iędzy innym i pracami przez gruntowną analizę programów w łasnych i zagranicznych, n aw iązyw anie kontaktów z radiosłuchaczam i drogą ankiet itp. — dostarczało· dużo cennego m ateriału dla w łaściw ej struktury programów. Zrobiły też swoje, oczyw iście, i rozbudowa techniczna sieci radiofo­ nicznej, wzm ożona propaganda, potanienie — choć w niedostatecznym jeszcze stop­ niu — odbiorników radiofonicznych, obniżenie dla niektórych w arstw społecznych abonam entu radiowego, n o i krok naprzód w podniesieniu się standardu życiow ego niektórych w arstw społecznych. Te to czynniki spowodow ały w zrost ilości abonen­ tów z 300 000 do jednego m iliona. Skok na przestrzeni trzech lat bezspornie duży. Natom iast procentowo — w stosunku do ilości ludności w Polsce — liczba mała, skutkiem czego· Polska znajdow ała się praw ie że na szarym końcu wśród zradiofo- nizowanych krajów Europy.

*

W związku z szybko postępującym rozw ojem radiofonii polskiej i poszczególnych jej agend zaistniała potrzeba budowy gmachu centralnego Polskiego Radia w sto­ licy. Potrzeba ta staw ała się w prost paląca z roku na rok, z m iesiąca na m iesiąc, jeśli w eźm iem y pod uw agę ciasnotę pomieszczeń technicznych i biurowych oraz brak dostatecznej ilości studiów, ich prym ityw i w ysoce niefortunne położenie przy ul. Zielnej 26. Radzono sobie w ten sposób, że donajmywano w różnych stronach m iasta coraz to now e lokale, w ykładano duże sum y na ich rem onty i czynsze oraz na opłacenie pokaźnej ilości w oźnych i gońców, których zadaniem było ustaw iczne cyrkulow anie pom iędzy poszczególnym i biurami. Gdyby za te pieniądze Polskie Radio kupiło w sw oim czasie na własność dw ie kam ienice, w ydatki te zam ortyzo­ wałyby się bezsprzecznie i wzrósłby m ajątek nieruchom y instytucji. Sp. Starzyński zapoczątkował realizację budowy n ow ego gmachu. Moim zdaniem , zabrano· się do tego źle.

Zam iast bowiem w pierw zabrać i wypracow ać w najdrobniejszych szczegółach w szystkie podstaw owe elem enty, z przew idywaniem oczyw iście późniejszych m ożli­ wości rozwojowych, a dopiero potem przystąpić do wyboru m iejsca i rozpiętości parceli, zdecydowano — po wypracowaniu dość pobieżnych zestaw ień — kupno parceli o wym iarach ściśle z góry określonych i ograniczonych przy ul. Unii Lu­ belskiej (miejsce z w ielu w zględów dość niefortunne) i postanowiono do· niej dopa­ sować gmach, który by zaspokoił w szystkie potrzeby. Gdyby następnie zebrano w szy ­ stkie wyczerpujące· dane do1 projektu gmachu, okazała się, że parcela jest już n ie­ wystarczająca.

(7)

114

R A F A Ł H A B I E L S K I

*

Po śm ierci śp. dyr. Starzyńskiego Romana w lipcu 1938 r. naczelnym dyrekto­ rem Polskiego Radia został p. Konrad Libicki. O ile śp. Roman Starzyński był człow iekiem drobiazgowym i zastrzegał sobie decyzje w drobnych nieraz sprawach, dyrektor Libicki rozm awiał tylko z dyrektoram i resortow ym i i decydow ał w spra­ w ach zasadniczych, zostaw iając dyrektorom pełną swobodę działania w zakresie ich uprawnień. Zasada ze w szech m iar słuszna, o ile w szyscy dyrektorzy resortow i są ludźmi odpowiednim i na swych stanowiskach. Bolączki, jakie trapiły instytucję poprzednio, n ie zostały i teraz usunięte. Polityka personalna n ie zm ieniła się, zde­ cydow ane i radykalne posunięcia n ie nastąpiły.

Z dniem 1 kw ietnia 1939 r. dyr. Libicki w prow adził nową organizację Polskiego Radia. Poszczególne biura rozparcelowano, a ludzi tak z Dyrekcji Programowej, jak i z Sekretariatu Generalnego przeniesiono, przydzielając im nowe funkcje, n ie bacząc zupełnie na ich k w alifikacje i znajomość spraw.

Sekretariat Generalny został zlikw idow any. Nie posądzam o to dyrektora Libic­ kiego·, że zrobił to w uznaniu zbędności tego resortu, lecz z powodu jego zbytniej i nieracjonalnej rozbudowy oraz aby się prawdopodobnie pozbyć osoby ówczesnego sekretarza generalnego ze swego najbliższego otoczenia.

Stworzono· natom iast nową Dyrekcję Stacyj K rótkofalowych, a stanow isko dy­ rektora powierzono dotychczasowem u sekretarzowi p. K araffie-K reuterkrafftow i Zygm untowi.

Stw orzenie Dyrekcji Stacyj K rótkofalowych Polskiego Radia uważałbym za ko­ nieczne dopiero· z chw ilą w ybudow ania szeregu w łasnych stacyj krótkofalowych, stworzenia odrębnych urządzeń do technicznego wykonania programów i koniecz­ ności w ydzielenia w łasn ego programu z dotychczasowej Dyrekcji Programowej Pol­ skiego Radia. Tym czasem sprawa przedstawiała się następująca: program nadaw ały stacje krótkofalow e M inisterstw a Poczt i Telegrafu, techniczne w ykonanie odby­ w ało się w dotychczasowej wspólnej Centrali Polskiego Radia, o strukturze progra­ mu krótkofalowego· decydow ał dyrektor programów Radia Polskiego, a gros progra­ mu m uzycznego stanow iły płyty i nagrania powtarzane z programu ogólnopolskiego. Czyż do tego potrzebna była aż specjalna dyrekcja z kilku w ydziałam i? Czy n ie w ystarczał w zupełności istniejący dotychczas w łonie Dyrekcji Programowej referat, a najwyżej w ydział krótkofalowy? Czyż nie jest tu aż nazbyt widoczne, że om awiana dyrekcja została stworzona ad personam?

*

Poruszę tu rów nież sprawę przeszkolenia personelu już pracującego i nowo przyjm owanego do Polskiego· Radia. Sprawa ta stała się aktualna jeszcze za śp. dyr. Starzyńskiego, a przybrała postać nieodzownej konieczności za czasów dyr. Libic­ kiego. Jeśli chodzi o personel techniczny, to przyjm owało się na okres próbny ludzi z fachow ym w ykształceniem lub fachową praktyką. Byli to absolw enci P oli­ techniki, Wyższych Szkół Budowy Maszyn i Elektrotechniki, Państw ow ych Kursów Radiotechnicznych itp. Po trzym iesięcznej praktyce, w czasie której przysw ajali oni sobie czynności związane z eksploatacją i konstrukcją urządzeń radiofonicznych, byli oni przyjm owani na stałe, o ile oczyw iście praktyka wypadła pozytywnie. A le już w roku 1937/38 w zw iązku z dużym zapotrzebowaniem na specjalistów w zakre­ sie elektrotechniki (C[entralny] Ofkręg] Pfrzemysłowy], rozbudowa przem ysłu, wzrost ilości w arsztatów pracy itp.) okazał się brak kandydatów i trzeba było po­ m yśleć o środkach zaradczych i o przygotowaniu sobie kadr fachow ców w e w łas­ nym zakresie. Jeszcze bardziej palącą potrzebą było przeszkolenie pracowników program owych w zakresie organizacji i struktury programowej oraz w zakresie sam ego w ykonyw ania programów, a w ięc w dziedzinie, którą możr.a bv?o opanować

(8)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N IU 1939 R .

115

tylko w łonie samej instytucji (jakiegoś instytutu radiofonicznego, na wzór zagra­ nicy, Polska nie posiadała).

Wreszcie najw ażniejszą sprawą było przeszkolenie personelu nietechnicznego na wypadek w ojny, do· pełnienia pew nych koniecznych funkcyj technicznych. Do szcze­ gółow ego rozpracowania tych zagadnień została przez Naczelną Dyrekcją wyznaczo­ na kom isja, składająca się z przedstaw icieli D yrekcji Programów, Biura Studiów i D yrekcji Technicznej. Po kilkutygodniow ej intensyw nej pracy komisja złożyła wyczerpiujący w tej sprawie elaborat — łącznie z programami, budżetem, listą w ykładow ców , term inam i rozpoczęcia poszczególnych kursów, projektam i stypen­ diów itd. — ale niestety, pomimo przyjęcia projektu przez Naczelną Dyrekcję spra­ w a została odłożona ad calendas Graecas.

*

Jeżeli chodzi o· spraw ę budżetu technicznego· Polskiego Radia, to należy przy­

znać, że za czasów dyr. Libickiego odnoszono się do n iego z w iększym zrozum ie­ niem , tak że po zrealizowaniu budżetu na rok 1939/40 radiofonia polska przew yż­ szałaby tak pod względem ilościow ym , jak i jakościowym urządzeń i sprzętu n ie­ które n aw et w ięk sze radiofonie europejskie. Tu nadm ienię, że i poziom fachow y personelu technicznego Polskiego Radia jest — przeciętnie biorąc — w yższy od personelu niektórych poważnych radiofonii europejskich.

M iałem możność stwierdzić to niejednokrotnie.

II. Przygotow anie Polskiego Radia dla potrzeb arm ii i obrony kraju

Jak olbrzym ie znaczenie dla potrzeb arm ii i obrony kraju posiada radiofonia, tego chyba specjalnie udowadniać n ie potrzeba. Potw ierdza to w całej rozciągłości obecna wojna.

Do zadań radiofonii na w ypadek w ojny należą:

1) odpowiednia propaganda wśród w ojska i ludności cyw ilnej,

2) służba inform acyjna w okresie m obilizacji i w czasie działań w ojennych, 3) szerzenie dywersji wśród ludności wrogiego· p aństw a i arm ii n ieprzyjaciel­

skiej, ·

4) przeciwdziałanie w rogiej propagandzie, przez zakłócanie nieprzyjacielskich audycja propagandowych i dywersyjnych,

5) w spółdziałanie w służbie dozorowania OPL [Obrony Przeciw lotniczej] z sie­ cią w ojskow ą OPL,

6) współdziałanie w zakresie służby łączności w iększych jednostek armii, 7) w spółdziałanie z lotnictw em i marynarką w ojenną w zakresie orientowania pozostających w akcji jednostek pow ietrznych i morskich.

A by radiofonia m ogła zadania te podczas w ojny n ależycie w ypełnić, m usi ona być do tego w czasie pokoju stale przygotow yw ana. D o przygotow ania radiofonii na w ypadek w ojny powołane są w yłączn ie w ładze w ojskow e, które dają dyrektyw y i opracowują w szechstronny plan M ob[flizacyjny] dla radiofonii. Zdaniem moim, w M inisterstw ie Spraw W ojskowych lub w Sztabie G łów nym podczas pokoju istnieć winna specjalna komórka, której zadaniem byłoby w łaśn ie scentralizow anie w y ­ szczególnionych zagadnień, opracowanie i utrzym yw anie w stanie aktualności planu Mob dla radiofonii oraz narzucanie D yrekcji Polskiego Radia szeregu dezyderatów w zakresie budowy stacyj nadawczych, rozbudowy sieci połączeń, przygotowania stacyj dywersyjnych, budowy schronów dla urządzeń technicznych i studiów, przy­ gotowania personelu do· pełnienia specjalnych czynności w czasie w ojn y itp. Wiąże się to, oczyw iście, ze zwiększonym i w ydatkam i, które in stytu cja m usiałaby ponieść. I Polskie Radio na ten cel m iałoby w ła sn e fundusze, gdyby n ie m usiało corocznie

(9)

116

R A F A Ł H A B I E L S K I

odprowadzać pokaźnej części swoich dochodów do· M inisterstwa Poczt i Telegrafu, gdzie były one zużyw ane na potrzeby tego resortu.

Z chw ilą rozpoczęcia w ojny, a raczej już n aw et w okresie poprzedzającym w y ­ buch w ojny, na terenie Radia w in n i się znaleźć oficerow ie, którzy by zagadnienia te rozpracowali, by ostatecznie wszystko· spraw nie i odpowiednio nastaw ić. Od m omentu ogłoszenia m obilizacji kierow nictw o Radia winno· bezwarunkow o przejść w ręce w ojska, w osobie oficera już w czasie· pokoju przygotowanego· do roJi czyn­ nika kierującego całą łącznością państw a podczas wojny. R ównież i do· rozgłośni regionalnych w inni być przydzieleni oficerowie· znający dokładnie plan Mob in sty­ tucji i jej zadania na w ypadek w ojny.

Na to·, czy1 Polskie Radio było w ten sposób w situ procentach przygotowane do w ojny przed 1 września 1939 r., istnieje tylko jedna odpowiedź: n i e.

Planu Mob, obejm ującego w szystk ie poruszone zagadnienia, n ie było·:

1) stacje nadawcze i am plifikatornie w w iększości w ypadków nie posiadały schronów, a co najw ażniejsze — w łasnych elektrowni,

2) budynek Centrali przy ul. Zielnej 25 w W arszawie nie m iał schronu dla urządzeń technicznych i personelu,

3) personel techniczny, który m iał być wyreklam ow any, kart zw olnienia do chw ili ogłoszenia ogólnej m obilizacji n ie otrzymał,

4) m aski gazow e rozdano personelow i dopiero w d niu 3 w rześnia 1939 r., 5) urządzeń do obrony biernej przeciwlotniczej oraz odpowiednich zabezpieczeń gm achów i ludzi prawie że nie było,

6) ochrona budynków Polskiego Radia i Centrali w W arszawie przeciw sa­ botażom nie została przewidziana, zarządzono ją ad, hoc dopiero po 1 września 1939 r.

Tu m uszę podkreślić, że na odcinku mego zakresu działania niejednokrotnie w sprawach w yżej poruszonych ingerowałem osobiście i pisem nie w D yrekcji N a­ czelnej Polskiego Radia, Dyrekcji Adm inistracyjnej i w R eferacie Bezpieczeństwa. Tak np. spraw ę konieczności urządzenia zapasowej am plifikacji i studiów w schro­ nach dla W arszawy I„ II i krótkofalówek poruszyłem w pierwszej połow ie czerwca 1939 r. Decyzja natom iast w tej spraw ie zapadła dopiero w ostatnich dniach sierp­ nia, a roboty, rozpoczęte — natychm iast po otrzymaniu decyzji — w piw nicach gmachu zajm owanego przez Naczelną Dyrekcję przy ul. M azowieckiej 5, nie do­ biegły końca przed zarządzoną ewakuacją.

Tu nadm ienię, że sprawy Mob i sprawy bezpieczeństwa n ależały do kompeten­ cji Biura Personalnego w N aczelnej Dyrekcji, w którym istniały odpowiednie ko­ mórki, a m ianowicie: R eferat W ojskowy i Referat Bezpieczeństwa. Inne biura i w ydziały poszczególnych dyrekcyj i rozgłośni do tych ąpraw dostępu n ie miały, a w ykonyw ały tylko fragm entarycznie pew ne polecenia, wydawane· przez Naczelną Dyrekcję w tej materii.

Ze spraw, które zostały na czas przygotow ane i zdały egzam in, muszę szcze­ gólnie podkreślić dobrze zorganizowaną przez w ojsko sieć dozorowania OPL w e ­ spół z Centralą i rozgłośniam i Polskiego Radia oraz urządzoną przez Polskie Radio w gmachu K ierownictw a Marynarki Wojennej (na żądanie wojska) specjalną am pli- fikatornię, za pośrednictwem której oraz stacji nadaw czych Polskiego· Radia jeszcze przed rozpoczęciem i już w czasie działań w ojennych flota nasza otrzym yw ała w aż­ n e rozkazy.

Przygotowane rów nież b yły na stacjach nadaw czych punkty m ikrofonow e i sto­ ły do nadawania płyt, z których w wypadku zniszczenia am plifikatorni m ogły być nadawane audycje. Każda rozgłośnia posiadała nakazane przez w ojsko urządzenie do nadawania radiotelegram ów oraz specjalny szerokozakresowy odbiornik.

Reasumując powyższe, należy stwierdzić, że aczkolwiek naczelne stanowiska w Polskim Radio i w M inisterstw ie Poczt i Telegrafu, jako· instytucji nadrzędnej,

(10)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

117

obsadzone były przez byłych w yższych oficerów , nie w yczuw ało się zrozumienia potrzeby jak najściślejszej współpracy z w ojskiem w zakresie przygotowania tej tak ważnej Instytucji do spraw obrony państwa.

III. Centrala Polskiego· Radia w W arszawie w okresie rozpoczęcia działań w ojennych i ew akuacji

Już w ostatnich dniach sierpnia Centrala Polskiego Radia przestaw iła się pro­ gramowo na pracę dostosowaną do potrzeb chwili, głów nie w zakresie propagan­ dowym i inform acyjnym , zaś z dniem 31 sierpnia zarządzone zostało pogotowie OPL i w szystkie rozgłośnie w eszły w sieć dozorowania OPL. Poczęła też funkcjo­ nować am plifikatornia zamontowana w gm achu M arynarki Wojennej.

Z powodu niedostarczenia na czas kart zwalniających, część obsługi technicz­ nej — pom im o iż cały personel techniczny m iał być reklam ow any — odeszła do służby czynnej na skutek im iennych powołań. Dopiero na krótko- przed ogłoszeniem ogólnej m obilizacji dostarczono część kart reklam acyjnych. W przeciw nym bowiem razie gros techników odeszłaby do w ojska, a stacje nadawcze, am plifikatornie i inne urządzenia techniczne pozostawałyby bez obsługi· w tak n iesłych anie w ażnym m o­ m encie *.

Z dniem 1 w rześnia 1939 r. już od rama rozpoczęły się naloty nieprzyjacielskie І bombardowania. Z ram ienia w ojska przybył do Polskiego Radia p. pułkownik Um iastowski, szef K w atery Prasowej Naczelnego Dowództwa, i zapoczątkował nada­ w anie kom unikatów w ojskowych. N ie w ydelegow ano natom iast oficera, któremu byłyby podporządkowane w szystk ie funkcje Radia, poruszone w poprzednim roz­ dziale, a który m iałby pełne uprawnienia doi w ydaw ania zdecydowanych rozkazów, zależnie od takiej czy innej sytuacji w ojskow ej. Stąd w ięc w niosek, że o sprawach tych przedtem n ie pomyślano.

D o dnia 6 w rześnia praca w Centrali Radia w W arszawie odbyw ała się bez przerwy, pomim o ustaw icznych n alotów i bombardowań. W szyscy przebyw ali pra­ w ie że bez w ytchnienia na sw oich posterunkach, przy czym postawa pracowników, duch i ofiarność w pracy s ą t u g o d n e p o d k r e ś l e n i a .

N adszedł w reszcie ów fatalny dzień 6 w rześnia 1939 r. Zarządzona w ciągu nocy ewakuacja w szystkich urzędów państw owych, w ładz i instytucyj objęła rów ­ nież i P olsk ie Radio. Dyrektorzy stracili głowę. Rozumnego planu ew akuacji n ie było, a to, co· nastąpiło, odbyło· się w takim tem pie i takim bezhołow iu, jak gdyby Niem cy znajdow ali się co najm niej na peryferiach m iasta. Około 7 z rana za­ w iadom ił m nie dyrektor techniczny p. inż. [W ładysław] Heller, że z polecenia N a­ czelnej Dyrekcji m am się stawić z m ałą w alizką w Dyrekcji Programowej na pl. Dąbrowskiego 3, gdyż mamy opuścić W arszawę z powodu przełam ania przez N iem ­ ców frontu. M ówił głosem złamanym i łzawym . Na moją interpelację, że to chyba nie może dotyczyć personelu technicznego, który pow inien pozostać na stanow is­ kach, otrzymałem odpowiedź, że zgadza się ο·η ze mną w zupełności, ale że Dyrekcja Naczelna staw ia sprawę inaczej.

Przybyw szy (oczywiście bez żadnych przyborów do podróży) do Dyrekcji Pro­ gramów, zastałem tam dyrektora program ów p. Piotra Góreckiego, mocno zdener­ w ow anego i w ydającego z trudnością zarządzenia dotyczące ew akuacji. Dyr. Gó­ recki ośw iadczył mi, że m usim y opuścić Warszawę, że w tym celu będzie zorgani­ zowana kolum na samochodowa z w ozów Polskiego Radia i że w yjazd nastąpić może: w każdej chw ili. Zastałem w pokoju dyr. Góreckiego i w przyległych po­ m ieszczeniach w iele osób spośród pracow ników Polskiego Radia i ich rodzin,

1 W .pierwszym tygodniu w ojny na skutek szybkiego posuwania się oddziałów niem ieckich zam ilkły radiostacje w Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Łodzi i Toruniu.

(11)

118

R A F A Ł H A B I E L S K I

przygotowanych już do wyjazdu. Na sporządzonej tak zwanej liście osób mających w yjechać poza nazwiskam i Naczelnej Dyrekcji i w szystkich dyrektorów resorto­ w ych figurow ały rów nież i nazwiska: kierownika stacyj nadawczych Raszyn i War­ szawa II p. inż. [W ładysława] Rabęckiego, kierownika Biura Technicznej Gospodar­ ki M ateriałowej p. [Brunona] Sommera, kierownika Zakładów Budowy p. inż. [Alek­ sandra] Janika, kierownika Biura Technicznego W ykonania Programów, a w ięc moje. Tak w ięc za jednym zamachem pozbawiono to, co było najw ażniejsze w danej chw ili — a w ięc komórki techniczne — ich kierowników.

Nie czekając na dalsze zarządzenia i widząc, że wszystko się rozkleja, udałem się na Zielną 25 do· m ego warsztatu pracy (am plifikatornie, dział nagryw ań, dział transm isji i studia), n ie m ówiąc na razie personelow i n ic o powziętych przez N a­ czelną D yrekcję decyzjach, aby to nie w płynęło na tok norm alnie odbywającej się pracy. Tym czasem około godziny 10 zostało zwołane w dużym studio przy ul. Zielnej zebranie w szystkich pracow ników (których można było, oczywiście, zaw ia­ domić) d tu z polecenia D yrekcji Polskiego Radia w ysłanniczka Dyrekcji p. dr Maria Żebrowska podała do w iadom ości ogółu pracowników, że D yrekcja Polskie­ go Radia w obec rozw ijających się w ypadków , wobec odcięcia Warszawy od rządu, który już opuścił stolicę, n ie może brać odpow iedzialności za dalsze losy pracow­ ników, że uważa swój stosunek do pracow ników [za] rozwiązany i że każdy na własną rękę może robić to, co uważa za stosow ne. Był to oczyw iście grom z jasne­ go nieba, grom godzący w całość instytucji, która w łaśn ie w tej chw ili, gdy za­ chodnie rozgłośnie przestały już działać 'na skutek wydarzeń wojennych na ich terenach, gdy Centrala i pozostałe rozgłośnie stały się niesłychanie ważnym in­ strumentem do podtrzym ania ducha armii i wśród ludności, gdy teraz mogły być one w ykorzystane przez w ojsko dla inform owania porozrywanych członów arm ii — przestała w łaściw ie istnieć.

Ja osobiście na tym zebraniu n ie byłem , gdyż pracow ałem w am plifikatorni. Gdy wiadomość 'ta do nas dotarła, poleciłem technikom pozostać na stanowiskach aż do w yjaśnienia przeze m nie sprawy, sam zaś udałem się do· dyr. Libickiego. Oświadczyłem mu, że w obec takiego postaw ienia sprawy przez N aczelną Dyrekcję [jest] obowiązkiem w szystkich pracow ników, którzy zostali w yreklam ow ani, zgło­ sić się natychm iast do czynnej służby w w ojsku, że ja osobiście· każę przygotować obydwa w ozy transm isyjne do służby łączności radiowej i dziś jeszcze zam elduję się z w ozam i i kom pletną obsługą do pracy w wojsku. Na to otrzymałem placet naczelnego· dyrektora p. Libickiego i natychm iast przystąpiłem do realizacji tego zamiaru. Spośród podległego mi personelu technicznego w ybrałem techników obo­ wiązanych do· służby w ojskow ej, kazałem z woizów wym ontow ać urządzenia do nagryw ania, a w staw ić trzy stacje krótkofalow e przenośne, doskonale nadające się do pracy w polu. Kierowcom kazałem w ozy przygotować do dłuższej podróży. Wyjazd w yznaczyłem na godz. 16. W m iędzyczasie zatelefonow ałem do M inisterstwa Spraw W ojskowych (dowództwo Wojsk Łączności), chcąc się zam eldować, aby otrzym ać dalsze rozkazy. Otrzymałem niestety odpowiedź, że M inisterstw o Spraw W ojskowych zostało już ew akuow ane i że ostatni transport ew akuacyjny w łaśnie odchodzi. Postanow iłem w ięc na w łasną rękę w yjechać w kierunku na Modlin, aby dołączyć się do najbliższej spotkanej form acji łączności jakiegoś dowództwa arm ii, grupy operacyjnej lub dywizji. W Centrali poleciłem technikom n ie obow ią­ zanym do służby w ojskow ej pozostać na stanow iskach pod kierunkiem mego za­ stępcy p. [Zygm unta] R ossochackiego (kat. E), z tym że w obec istniejącej sytuacji najprawdopodobniej stacje Polskiego Radia i Centrala zostaną obsadzone wkrótce przez wojsko.

-Najgorszym było to, że nikt kom petentny nie m ógł poinform ować o w łaściw ym stanie rzeczy, toteż gubiono się w domysłach, szerzono niepotrzebnie panikę.

(12)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

119

pobory, co łącznie z poborami w rześniow ym i stanowiło trzym iesięczne w ynagrodze­ nie, należne ustaw ow o pracownikowi um ysłowem u z tytułu rozwiązania z nim um owy przez pracodawcę. Około godz. 14 w ezw ał m nie dyr. naczelny p. Libicki i oznajmił m i, że z polecenia pana prem iera Polskie Radio ma sformować obsługę program owo-techniczną, która zostaje przydzielona do dyspozycji M inisterstwa Pro­ pagandy, że wobec tego mam przygotować w ozy techniczne i obsługę i w ieczorem z całą tą ekipą mam w yjechać do Lublina ustaloną trasą, gdzie mam się zam eldo­ w ać u p. m inistra [Michała] Grażyńskiego. Polecenie to zostało mi w ydane na m oją prośbę na piśm ie. M usiałem w obec tego zm ienić m oje poprzednie postano­ w ienie. Kazałem w ięc w ozy transm isyjne z powrotem doprowadzić do poprzednie­ go stanu, zabrać ile się da sprzętu i m ateriałów zapasowych oraz ustaliłem osta­ tecznie skład ekipy, a m ianowicie: ja, jako kierownik ekipy technicznej, technicy: [Włodzimierz] Nowik, [Wacław] Rosiewicz, {Leonard] Sadzyński, Wiraszka i K ar- niew ski oraz szoferzy: Barzycaak i Olszewski. Term in wyjazdu ustaliłem na godz. 20. W m iędzyczasie zniszczyłem i spaliłem dokumenty tajne, znajdujące się w moim biurze. Tym czasem Dyrekcja Polskiego Radia przygotow yw ała się rów nież do w y ­ jazdu: -zmobilizowano cały tabor samochodowy, rozmieszczono na poszczególnych wozach ludzi wyznaczonych do opuszczenia W arszawy, a kom endantem transportu został dyrektor krótkofalów ek p. K araffa-K reuterkrafft, który jako ppułkownik w stanie spoczynku przywdział mundur w ojskow y. Zamiast zarządzić w yw iezien ie cennego sprzętu technicznego z laboratoriów i centralnego m agazynu (część zabrał dyrektor techniczny do autobusu), który można było — jak się później okazało· — uratować, zam iast pom yśleć o zniszczeniu dokumentów, a zwłaszcza ew idencji ra­ diosłuchaczy, która w padła w ręce N iem ców, zam iast zatroszczyć się o tych ludzi, którzy zostali na posterunku i zabezpieczyć 'im na pew ien czas byt i możność cyr­ kulacji m iędzy Centralą a stacjam i nadaw czym i przez oddanie do ich dyspozycji przynajm niej trzech sam ochodów i zapasu benzyny, Dyrekcja w yw oziła siebie, kierowników technicznych oraz ludzi z programu i adm inistracji (obojga płci), którzy m ogli byli z powodzeniem pozostać w Warszawie. A stało się to dlatego, że n ie b yło — jak już wspom niałem — planu racjonalnej ew akuacji oraz kom pe­ tentnej w ładzy w ojskow ej, 'która by w sposób zdecydowany i nieprzebierający w środkach w ydała m ądre i w łaściw e w danej sytuacji zarządzenia, skoro M ini­ sterstw o Poczt i Telegrafu ani Dyrekcja Polskiego Radia n ie um iały tego· dokonać. Kolumna Polskiego Radia opuściła W arszawę dnia 6 w rześnia 1939 r. późnym wieczorem . Ja ze sform owaną ekipą techniczną w yjechałem oddzielnie również tego wieczoru poleconą m i trasą przez W ilanów, Jeziorną, Otwock, Garwolin w stro­ nę Lublina. Z powodu zatłoczenia szosy W arszawa—Lublin i panującego na niej zupełnego bezładu, jechało się krok za krokiem, tak że o brzasku 7 w rześnia zna­ leźliśm y się zaledw ie w m iejscowości Ryki za Dęblinem . D alsza jazda w tych w a ­ runkach była nie do· pom yślenia, gdyż na szosie utw orzył się zator nie do przeby­ cia, a sam oloty niem ieckie zaczęły już bom bardowanie i ostrzeliw anie szosy z ka­ rabinów maszynowych. Zjechaliśm y z drogi w bok do· lasku, gdzie postanowiłem przeczekać do popołudnia,. Około godz. 18 w yruszyliśm y w dalszą drogę. Na parę kilom etrów przed Lublinem policja zatrzym ała nas i n ie pozwoliła dalej jechać z powodu silnego· bombardowania tego· odcinka szosy. Skierowano n a s przez Kurów i Lubartów. W Lubartow ie skończyła się nam benzyna. Przenocow aliśm y tu i na­ stępnego ranka, tj. 8 września, po otrzym aniu ze starostwa benzyny, ruszyliśm y do Lublina. Widząc chaos i zam ieszanie, jakie tu panują, oraz brak jakiejkolw iek decyzji ze strony władz, co mamy dalej robić, postanow iłem ponow nie oddać się z całą ekipą na usługi wojska W tym celu zatelefonow ałem do 'szefa łączności О .И II tnjr. Ł. R ecława, lecz otrzym ałem odpowiedź, że Lublin jest w trakcie ew ak uacji w ojskow ej i żadnych ścisłych dyrektyw udzielić mi nie może. Po tym fakcie odszukałem kolum nę Polskiego Radia i zostałem w ezw any przez dyrektora

(13)

120

R A F A Ł H A B I E L S K I

program owego p. Góreckiego na zebranie, na którym ośw iadczono mi, że mam Się udać z ekipą do Łucka, dokąd udaje sdę rząd i gd zie m am y rozpocząć pracę przy instalującym się M inisterstw ie Propagandy.

Tu nadm ienię, że w Lublinie spotkałem część techników, którzy opuścili War­ szaw ę w nocy z dnia 7 na 8 września, a to na skutek zarządzenia ogłoszonego w W arszawie przez radio, że w szyscy mężczyźni od 18 do 50 lat mają bezwarun­ kowo opuścić natychm iast W arszawę i udać się na wschód. I to było dalszym powodem tego, że stacje i urządzenia techniczne Radia Polskiego w W arszawie zostały ogołocone z personelu, za którym n astępnie szukano po' drogach i miastach, aby go z powrotem ściągnąć do Warszawy, i to rów nież stało się zapew ne przyczy­ ną, że W arszawę opuścił personel szeregu takich instytucyj użyteczności publicznej, jak straż pożarna, elektrow nia, gazownia, wodociągi, autobusy dtd. — zabierając ze sobą n aw et sprzęt.

P o przybyciu do Łucka rano dnia 9· w rześnia 1939 r. zam eldowałem się w M i­ nisterstw ie Propagandy i rozpoczęliśm y natychm iast pracę, organizując podsłuch radiowy, nadaw anie kom unikatów (za pomocą przyw iezionych stacyj krótkofalo*- wych) oraz audycyj, przekazyw anych za pośrednictwem przew odów z Łucka do rozgłośni w e Lwow ie. Pomimo ustaw icznych nalotów i bombardowań pracowaliśmy tu do dnia 14 września 1939 r., w którym to dniu po południu otrzymałem polece­ n ie udania się z ekipą do· Kosowa Huculskiego. W K osow ie rozpoczęliśm y pracę dndą’ 16 rano, zaś dnia 17 września 1939 r. po południu z powodu wkroczenia na nasze terytorium bolszew ików otrzym ałem polecenie przerwania pracy, zdem onto­ wania urządzeń, przekroczenia granicy rum uńskiej w Kutach i udania się do Czer- niow iec. Z Czerniow iec p olecił m i dyr. Libicki udać się z całą ekipą do Bukaresztu, co też po załatw ieniu form alności paszportowych uczyniłem.

*

Podczas opisanej powyżej wędrów ki z W arszawy do Kosowa m iałem możność stwierdzić całkowitą dezorganizację panującą na tyłach w alczącej armii. Władze adm inistracyjne, w ojskow e i organy bezpieczeństw a traciły głowy. Na drogach i szosach obwodowych panow ał niesłychany zamęt. W idziało się uchodzącą w bez­ ład zie policję, w lokące się od m iasteczka do m iasteczka grupy powołanych rezer­ w istów w ubraniach cyw ilnych lub na w pół umundurowanych, którymi nikt się nie opiekował, którzy zgłaszali się do R[ejonowych] KfomendJ U[zupełnień], a te nie w iedziały, co z nim i począć. Brak m ateriałów pędnych spowodow ał zatarasowa­ n ie dróg dużą ilością pojazdów m echanicznych. Rzucała się w oczy i raziła duża ilość w yższych oficerów i policji jeżdżących w yłącznie samochodami. I n ie znalazł się nikt, kto by się zajął zrobieniem jakiego takiego porządku na tyłach. Wobec ustaw icznych nalotów na lin ie kom unikacyjne i drogi n ie było to oczyw iście rzeczą łatw ą, ale przy energicznym zabraniu się do rzeczy i ujęciu w karby fali ucieka­ jącej można b yło zorganizować w iele oddziałów asystencyjnych i porządkowych, które by dozorowały ruch na drogach, przeciw działały licznym sabotażom, niosły pomoc bombardowanym i płonącym osiedlom itd.

IV.. Pobyt w Rum unii i przeprowadzenie siedm iu w ozów do Francji

Do Bukaresztu przyprowadziłem obydwa w ozy transm isyjne w raz z obsługą i ludźm i dnia 26 w rześnia 1939 r. Zastałem tu już dyrektorów Libickiego, Góreckie­ go, [Zenona] Kosidows'kiego 2, K araffę-K reuterkraffta i w ielu pracow ników Polskie­

2 Z. Kosidowski (1898—1978), w 1. 1928—1934 kierownik literacki rozgłośni po­ znańskiej, 1928—1931 redaktor „Tygodnika R adiow ego”, następnie dyrektor rozgłoś­ ni poznańskiej, od 1938 dyrektor rozgłośni w arszaw skiej Polskiego Radia.

(14)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

1 2 1

go Radia z Centrali oraz rozgłośni regionalnych. Znalazły się tu rów nież trzy sa­

mochody propagandowe Polskiego Radia, przyprowadzone przez dr. [Franciszka] Paw liszaka. Część pracow ników Polskiego Radia zdecydowała się od razu na Wy­ jazd do Francji i podpisała deklarację, inni zrobili to w term inie późniejszym , znów inni postanow ili pozostać w Rumunii, co też uczynili. Grupa, która podpisała deklaracje, otrzymała w izy francuskie dnia 5 października 1939 r., w izy jugosłowiań­ skie 6 października 1939 r., mogła w ięc w yjechać, gdyż Włosi na razie w iz przejaz­ dowych nie wym agali. Chodziło nam jednak o kosztowne w ozy aparatowe, na które Rumuni m ieli w ielki apetyt i m ogli je w każdej ch w ili zarekwirować. Dyrekcja Pol­ skiego Radia zamierzała początkowo przejechać samochodami do Francji, sprawa ta jednak upadła, gdyż Włosi w prow adzili w izy i postępowali na razie bardzo rygory­ stycznie przy ich udzielaniu. W ówczas to· podjąłem się przeprowadzenia trzech wozów, a m ianowicie: dwóch transm isyjnych i jednego autobusu przez Jugosław ię i Grecję (Pireus); trzy w ozy propagandowe chciała Dyrekcja początkowo sprzedać rum uńskiem u M inisterstwu Propagandy, w końcu zaś zdecydowała się w ozy skie­ rować do Beogradu, gdzie m iały one być zdeponowane w zględnie oddane do użytku jugosłowiańskiej radiofonii.

U ważając w ten sposób sprawę za załatwioną, dyrektorzy Libicki i Górecki w yjech ali z rodzinam i dnia 14 października 1939 r. koleją do· Paryża, zostawiając w ozy i personel dalszemu ich losowi. W kilka dni później w yjechał do Paryża również dyr. K osidow ski z grupą pracow ników programowych.

Po w yjeździe dyrektorów w spólnie z p. Tadeuszem Strzetelskim zabraliśm y się do w ydostania z R um unii w szystkich naszych w ozów , aby je przyw ieźć z obsługą do Francji. Wozy m iałem ja przeprowadzić. Początkow o bałem się prowadzenia tak dużej kolum ny. Proponowałem najpierw przepchać cztery w ozy, tj. dwa transmi­ syjne, jeden autobus i buicka, a gdy te przejdą, puścić w ozy propagandowe. Tym ­ czasem Rum uni wprow adzili w izy w yjazdow e dla ludzi i pojazdów, w yrobienie których nas kosztowało dużo czasu, zm artw ień i pieniędzy. Gdy otrzymałem rela­ cję, że przez W łochy można jednak przejechać, postanowiłem zabrać wszystkie w ozy, a w ięc dwa transm isyjne, trzy propagandowe, jeden autobus m ateriałowy i jeden osobowy (buick) — razem siedem wozów. W szybkim tem pie postarałem się o· rem ont i w yposażenie w ozów na drogę oraz przeprowadziłem obowiązującą na terenie Rum unii rejestrację w ozów . W m iędzyczasie przybył z Paryża p. S te- belski, który d efinityw n ie ustalił i zaakceptow ał koiszty transportu w ozów i ludzi do1 Francji. Dnia 8 listopada ostatnia partia ludzi z mojej ekipy otrzymała w izy w yjazdow e, toteż term in w yjazdu ustaliłem na 10 listopada 1939 r. Poniew aż jednak policja w Bukareszcie za bardzo· zaczęła się wozam i interesow ać, przesunąłem ter­ m in wyjazdu na niedzielę 12 listopada, w którym to dniu w czesnym rankiem w ozy pojedynczo opuściły Bukareszt i dopiero daleko za m iastem zgrupowały się w ko­ lumnę. Będąc już w drodze, dowiedzieliśm y się, że w szystkie w izy wyjazdowe zostały uniew ażnione i że trzeba w yrabiać now e. Po chw ili zastanow ienia postano­ w iłem pomimo· w szystko pchać się bez w ytchnienia ku granicy (500 km). Używając różnych sztuczek, aby n ie w paść w ręce żandarmerii, a gdzie można było opłacając się, dotarliśm y rano 13 listopada do· m iejscow ości granicznej Bazias. Tu, po telefo­ nicznych pertraktacjach z Bukaresztem z powodu uniew ażnienia w iz, otrzym aliśm y jednak pozw olenia na przekroczenie granicy i w godzinach popołudniow ych prze­ szliśm y na terytorium jugosłow iańskie w m iejscow ości Biała Cerkiew.

Przejazd' przez Jugosław ię trw ał około ośmiu dni z powodu braku benzyny w Jugosław ii i błotnistych ciężkich dróg na niektórych odcinkach.

Przejazd przez W łochy n ie nastręczał żadnych trudności. Granicę francuską przekroczyliśm y dnia 24 listopada w m iejscowości V entim iglie-M enton, a do Paryża przybyliśm y dnia 30 listopada 1939 r., w którym to dniu cała ekipa (22 mężczyzn) zarejestrowała się do w ojska w Bessiers.

(15)

122

R A F A Ł H A B I E L S K I

Z przywiezionych w ozów cztery stanow ią obecnie czołów kę propagandową w o j­ ska, trzy pozostałe w raz z obsługą pracują w Radio Polskim w Paryżu.

Składając niniejsze sprawozdanie, oświadczam,, że sporządziłem je według n aj­ lepszej m ojej chęci i w iedzy, starając się n aśw ietlić poruszone sprawy obiektywnie. Być m oże, że mój punkt w idzenia jest w niektórych w ypadkach n ieco jednostron­ ny, gdyż przytaczam tylko skutki, a n ie zaw sze podaję przyczyny, które b yły po­ w odem takiego stanu rzeczy, a które mogą m ieć sw oje uspraw iedliw ienie. Przy­ czyny te nie są mi znane.

/—/ F r y d e r y k S c h o e n

10

ZEZNANIE JOZEFA JELSKIEGO LONDYN, 3 CZERWCA 1941 R.

Prow adziłem w Polskim Radiu w W arszawie B iuro F in ansow e D yrekcji Pro­ gram owej, obejm ując sw ą kom petencją w szystk ie rozgłośnie polskie. Układanie budżetu zaczynało się od tego, że w szystk ie rozgłośnie w porozum ieniu z nami przedstaw iały sw oje życzenia i zam ierzenia, c o czyniły ram owo. Poi uzgodnieniu ze m ną w ram ach tego, czym — jak w ied ziałem — będziem y dysponowali, ustalaliśm y na oba sezony, zim ow y i letni, na cały rok naprzód budżety programowe.

N astępnie ja ustalałem z kierow nikam i poszczególnych działów ich budżety, w ram ach których one potem układały sw oje audycje. Te programy w racały na­ stępnie do dyr. [Haliny] Sosnow skiej, potem do m nie, a w reszcie szły do zatw ier­ dzenia do Dyrekcji N aczelnej.

Tam rozpatryw ał je głów n ie dyr. [Piotr] Górecki i Stan isław K rzewski ·. Dyr. [Konrad] Libicki m ało się tym i sprawam i interesow ał. Zm iany w prow adzane przez Dyrekcję b yły m inim alne i ograniczały się raczej do globalnych cięć budżetowych, choć zdarzało· się czasem, że nam n aw et dodawano, gdy sytuacja finansow a u kła­ dała się korzystnie.

Inw estycje ogólnej natury i dużego rozmiaru, jak place pod budowę nowych stacyj itd., szły n ie z kredytów pozabudżetowych, lecz z budżetu bieżącego, co było objaw em ujemnym , boi w ydatki te obciążały nadm iernie norm alny budżet eksplo­ atacyjny i' odbijały się na innych m ożliwościach, także i naszego· działu.

W ydatki te należałoi pokrywać z budżetu nadzwyczajnego [i] kredytów długo­ term inow ych. Radio byłoby dostało każdą pożyczkę, jaką by chciało, od banków państw ow ych (B[ank] G[ospodarstwa] Kfrajowego]), a le M in isterstw o] Poczt i Te­ le g r a fu ] n ie chciało, bo zm niejszyłoby to dochody Radia, a tym sam ym i w płaty do budżetu pocztow ego. Tak w ięc ze szkodą programu i techniki inw estow ano.

Wiem z opowiadań, że nasze dochody pokrywały d eficyt Państw ow ych Zakła­ dów Radio- i Teletechnicznych, o czym mógłby powiedzieć coś inż. Antoni K rzycz- kowski, dyrektor Zakładów i ich inicjator.

H istoria tych Zakładów zaczęła się od tego, że sw ego czasu była um owa ze szwedzką firm ą Erickson o telefony, dająca jej m onopol na aparaty telefoniczne w latach 1S25— 1926. Potem Radio zaczęło ze sw ych dochodów spłacać Ericksona — m iędzy innym i kupiliśm y akcje jego polskiej firm y, które potem spadły i zostały spisane do zera w bilansie.

Po zlikw idow aniu przedsiębiorstw zagranicznych w P olsce w latach 1929-— 1930 w ybudow ało M in(isterstwo] Poczt i Tel[egrafu] z in icjatyw y inż. K

rzyczkow-8 S. K rzewski b ył szefem W ydziału Finansow o-Budżetowego w Dyrekcji Adm i­ nistracyjnej Polskiego Radia.

(16)

P O L S K I E R A D IO W E W R Z E Ś N I U 1939 R .

123

sk iego fabrykę telefonów na Pradze. Fabryka ta została następnie rozbudowana jako Państw ow e Zakłady Radio- i Teletechniczne i produkowała aparaty telefonicz­ ne, w ojskow e, radiow e i w reszcie detefony.

Akcja detefonow a, zainicjowana w 1930 г., była w zasadzie celowa, bo w łaśnie w tedy rozbudowano· stację nadawczą w arszaw ską, tak że pokrywała sw ym zasię­ giem w iększość Polski na detefon, a jednocześnie ceny sprzętu w sklepach były niepom iernie w ygórow ane. Tak w ięc detefon przy swej niskiej cenie (początkowo 39 zł) był tańszy od w yrobów firm pryw atnych i przy dobrze zorganizowanej akcji m ógł dać duże w yniki propagandowe, jak rów nież zw iększyć poważnie ilość abo­ nentów. '

Pom ysł tej akcji w yszedł od inż. Edmunda R udniewskiego 4, który swego czasu, w roku 1924/25, stw orzył P[olskie] Tfowarzystwo] Rfadiofoniczne], w yrabiając tam sprzęt radiowy, i zbankrutował na tym przedsiębiorstwie. R udniew ski starał się jednocześnie z Zygm untem Chamcem o· koncesję na radiofonię, ale zdystansow any w skutek choroby przez Chamca, dostał od niego do zorganizowania imprezę dete- fonow ą pod egidą Polskiego Radia.

Pom ysł R udniew skiego m iał zrealizować K rzyczkowski z PZRTT, montując tam produkcję, a le że impreza była w łaściw ie prywatna, tak Rudniewski, jak i· — co· ciekaw sze — Krzyczkowski m ieli prow izję od tej produkcji i prowizja ta dla Rudniew skiego w ynosiła w dobrych m iesiącach około 7 d o 8000 zł m iesięcznie.

D etefon, kosztujący 39 zł, był w ybitną konkurencją dla pryw atnych przedsię­ biorców, biorących za detektory podobnego typu 50 zł i w ięcej. A le akcja detefo­ nowa była zm ontowana w adliw ie.

Otóż n ajpierw zam iast rzucić je na rynek w przeddzień uruchomienia nowej radiostacji nadaw czej w Raszynie, rzucono je w dwa m iesiące po· jej uruchomieniu, gdy już przem ysł pryw atny n asycił w dużej m ierze rynek. Cenę detefonów obniżo­ no potem na 32, a w reszcie na 27 zł. A le PZRTT w ypuściły serię 20 000 detefonów z błędam i i w kam panii sprzedażnej pod egidą Radia w roku 1931 sprzedano dużą ich część, zanim się błędy pokazały. Około 10 000 sztuk PZRTT m usiały przerobić, sprzedane detefony musiano· w ycofyw ać od odbiorców i oddawać je do przerobie­ nia, tak że cała ta historia była dla Radia bardzo nieprzyjemna i kłopotliwa, nie m ówiąc już o kosztach. Radio bowiem otrzym ywało zaledwo kilka złotych od sztu­ k i, a m usiało finansow ać kampanię, organizację sprzedaży, w końcu zaś i całą historię z reklam acjam i, bo tylko koszty przeróbki obciążały PZRTT. Było w tedy w iele hałasu o te defekty i dostaw aliśm y w Radiu po kilkaset listów z reklam acja­ mi dziennie.

W ówczas Radio1 zlikw idow ało całą tę imprezę i dalej prowadziły ją już sam e PZRTT, skąd K rzyczkow ski w yszedł około· roku 1933/34 i przeszedł na [stanowisko] dyrektora departam entu technicznego· Min[isterstwa] Poczt i Telegrafu, gdzie pozo­ stał aż do w ybuchu wojny. B ył on żonaty z siostrzenicą Józefa Piłsudskiego.

W tym czasie m iał z nam i kontakty w rozrachunkach za u żyw anie przez Radio kabli transm isyjnych, za które płaciliśm y poczcie horrendalną kw otę do 800 000 zł.

Gospodarka PZRTT była fatalna, zam ówienia zagraniczne (Jugosławia) tracili, nie dotrzymując term inów. Po K rzyczkow skim był dyrektorem jakiś pułkownik.

W racając do· spraw budżetowych Radia, zaznaczam, że po ustaleniu ram bud­ żetowych angażow anie w ykon aw ców odbywało· się przez w ydziały autonomicznie, a le w ym agało m ojej zgody co do osoby i stawki. Na ogół w tej siprawie n ie było tarć, gorzej n atom iast bywało z ingerencją wysoko· postaw ionych osób, które m iały swoich protegowanych.

4 N ie Edmund, lecz inż. Roman R udniew ski (1893—1965) był założycielem pol­ skiego przem ysłu radiotechnicznego·, m.in. w 1. 1924— 1936 przew odniczący Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rząd Obrony Narodowej nie zgodził się jednak na utworzenie od- rębnej jednostki polskiej 10 i oddział został rozwiązany, a Polacy rozproszyli się po francuskich batalionach

The goal of this study was to contribute to the standardization of communication practices by developing a quality standard for the critical verbal exchanges between

From the present tests performed at stationary engine operation in steps-tests and at dynamic engine opera- tion in ETC several results can be remarked. The most

Również takie osoby, jak: Krystyna Grabieć - Majka, Bogusława Augustyn, Danuta Żądło, Barbara Wilk nie szczędziły wysiłków aby te uroczystości wypadały jak

Jak się wydaje, klu- czem do poszukiwań odpowiedzi na tak postawione pytanie jest zrozumienie dialektycznej natury solidarności oraz roz- poznanie szerszej filozofii politycznej,

Although Jews lived in Poland for almost a thousand years, it is quite surprising to see that there are relatively few/little translations from Polish literature

Rys. Delimitacja Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego Lublina w: A) projekcie planu zagospodarowania przestrzennego województwa lubelskiego (2015); B) delimitacji Ministerstwa

Wróciwszy do ojczyzny przywiódł je ze sobą, stąd jeszcze za czasów Długosza w twarzach członlkorw rodu tego rysy tatarskie się przebijały” 7. Nie wiemy jaki