• Nie Znaleziono Wyników

Makryna Mieczysławska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Makryna Mieczysławska"

Copied!
132
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)

JU L I U S Z S Ł O W A C K I

Fotograficzne zdjęcie z o b razu , z n ajd u jąc e g o się w M uzeum k s .’ L u b o m irsk ich w e Lw ow ie).

(7)

MA KRYNA M IE C Z Y SŁ A W S K A

(Fotograficzne zdjęcie z o b razu , z n ajd u jąc e g o się w M uzeum ks. Lubom irskich w e Lwowie).

(8)
(9)

J U L I U S Z S Ł O W A C K I

MAKRYKA NIIECZYSŁAWSKA

W Y D A Ł I O B J A Ś N I Ł

Dr. H e n ryk B iegeleisen

Z portretami przełożonej klasztoru i poety.

L W Ó W

N A K Ł A D E M „ S Ł O W A P O L S K I E G O “

(10)

7 8 9 1 5

(11)
(12)
(13)

" ( f lf f d rozbioru Polski deptał sam odzierca Rosyi, w brew traktatem zaprzysiężonej wolności w yznania, praw a U ludu obrządku unickiego. Dzieje tego prześladow a­ nia, przypom inające okrucieństw a czasów Nerona, zapi­ sane są krw aw em i głoskami w pamięci narodu. Ale choć ciem iężcy wolnej myśli rozwinęli cały system pastw ienia się nad bezbronnym i, nie zdołali jednak wyplenić z serc ich tego, co im było najdroższe — wiary ojców. Ucisk i katusze, zadaw ane unitom przez duchow ieństw o schy- zm atyckie i rząd, w yrabiały w nich obok uczuć u je­ m nych dodatnie, podnoszące poziom moralny ciem iężo­ nych. „Za cenę długotrw ałych i niezwykłych cierpień“ zw iększała się siła oporu przeciw tyranii, zdobyw ały się jednostki na iście bohaterskie czyny, a skronie pole­ głych za sw obodę myśli wieńczyła niejednokrotnie au ­ reola m ęczeństw a.

Jako jeden z najskuteczniejszych środków zm oskw i- cenia krajów zabranych uw ażał rząd rosyjski zagładę kościołów. Aby dopiąć tego celu, rozpoczął od gw ałtów i prześladow ań na Litwie i Białorusi. Biskup Siem aszko — będący duszą tego przedsięw zięcia — zwołał w Poło- cku 1838 r. sobór duchow nych, a ująw szy połowę obietnicami, drugą zaś zastraszyw szy groźbą, zniewolił

(14)

ich do uchw ały połączenia kościoła greckiego z cerkwią w schodnią, na co otrzym ano zezw olenie cesarskie.

Protestujących przeciw gw ałtow nem u naw racaniu „uśm ierzono siłą zbrojną“ lub skazano na Sybir, reszta w trącona została do więzienia.

Jedna z zaszczytnych k art owej martyrologii n a­ leży się zakonnicom reguły ś w .' Bazylego, narodow ości polskiej, obrządku grecko-unickiego. S iostry te, w kla­ sztorze m ińskim nauczaniu dziatw y i opiece ubogich oddane, stojąc niezachwianie przy swej wierze, z boha­ terską odw agą nadstaw iały czoła przem ocy b arb arzyń ­ stw a. Słabe niewiasty, mniszki, śród w yszukanych m ę­ czarni, powolnej przez lat siedm śmierci, potrafiły zw y­ ciężyć swoich gnębicieli i opraw ców stałością ducha. A zw ycięstw o to idei nad brutalnością uw ażano jakby zapow iedź zw ycięstw a spraw y polskiej.

Opinia przychylnych nam narodów , do żyw ego w zruszona obrazem cierpień i stałości, w m ęczeństwie ich uczciła m ęczeństw o Polski całej i chórem zagrzm iały przeciw carowi głosy oburzenia i przekleństwa.

Dziennik narodow y, pismo em igracyjne w ychodzące w Paryżu, podaje po raz pierw szy (w Nr. 234 z 27. w rześnia 1845 r.) bliższe szczegóły owego prześladow a­ nia Bazylianek, na podstaw ie opow iadania przełożonej ksieni M akryny M ieczysławskiej.

Poniew aż ze źródła tego czerpali opisujący krw aw e dzieje tego m ęczeństw a, a Słowacki, czytując spół- cześnie ów dziennik, zapam iętał sobie opowiadanie to z najdrobniejszym i szczegółam i, przeto podaję zeń do­ słownie wyjątki, o ile posłuŻ3dy poecie do osnow y jego pozgonnie w ydanego utw oru.

„W M ińsku był klasztor Bazylianek, składający się z 34 zakonnic. Już w r. 1837 biskup unicki Siem aszko,

(15)

po dokonaniu swej apostazyi, zaczął natarczyw ie n ale­ gać na zakonnice, by przeszły na schyzm ę, lecz ni n a­ m ow y, ni groźby, ani lżenia nie skłoniły ich do odszcze- pieństw a. W lipcu tegoż roku Siem aszko zapowiedział im, iż daje trzy m iesiące do nam yślenia się, poczem jeżeli nie przejdą do w iary praw osław nej, czekają je

straszne cierpienia i męczarnie.

Po trzech dniach atoli, rano, około godziny 5-ej, kiedy Siostry były zgrom adzone w chórze na modlitwę, nagle klasztor został otoczony wojskiem , drzwi zaryglo­ w ane w yłam ano i Siem aszko, w chodzący na czele u rz ę­ dników i żandarm ów , rozkazał im natychm iast w ybie­ rać się w drogę, nie pozw alając ani się przebrać, ani wziąć książek do nabożeństw a, ani naw et w stąpić do celi. Na prośby usilne zezwolił w ejść do kościoła dla pomodlenia się i wzięcia krzyża.

Siostry padły krzyżem przed wielkim ołtarzem, prosiły Boga o w y trw a ło ść; w czasie tej modlitwy je ­ dnej z nich serce pękło z boleści. Jeszcze się modliły, kiedy otoczono je żołnierstw em i kazano spiesznie w y ­ chodzić. Za m iastem okuto je po dwie łańcucham i za ręce i nogi i pędzono d o W i t e b s k a .

T u oddano je na posługi do schyzinatyckiego mo- nasteru, który zajm ow ały wdowy po żołnierzach, kobiety prow adzące najniem oralniejsze w obozach życie. U ta ­ kich zakonnic przebyły nasze świątobliwe Siostry dw a lata najcięższej niewoli. Nie nazyw ając inaczej jak polskije sobaki (psy polskie) używ ano ich do najpodlej- szych robót, do kopania row ów , przyczem skuw ano po dwie, bito i lżono, pytając ciągle, czy chcą porzucić sw ą wiarę.

Po dw óch latach takow ych m ęczarni przeniesiono w szystkie d o P o ł o c k a . T u innego rodzaju czekały je

(16)

katusze. N aprzód nie daw ano im za cale pożyw ienie jak po pół śledzia na dzień, bez kropli wody. Z pragnienia i gorączki wiele Sióstr odchodziło od zm ysłów, nadto ćw iczono rózgami, w yliczając po pięćdziesiąt ra­ zów . P rzy egzekucyi był najczęściej sam Siem aszko, który lżąc. zakonnice, a szczególniej przełożoną, pię­ ściami bił w tw arz i plwał w oczy. Jedna z Sióstr zm arła podczas bicia.

Gdy w szystkie te m ęczarnie nie mogły odwieść zakonnic od porzucenia w iary i owszem wzm acniały i utw ierdzały w w ytrw ałości, oddano je do robót przy staw iającym się dla Siem aszki w P o ł o c k u pałacu. Razu jednego, kiedy w ydobyw ały z głęboko już w ykopanego dołu glinę, podkopana ziemia usunęła się i pięć ich przywaliła. Inne, oddane na posługi m urarzom , znajdo­ w ały się na rusztow aniu, opartem na świeżym gzym ­ sie ; gzym s się oderwał, a rusztow anie w aląc się z mate- ryałami zabiło Siostry pracujące pod spodem , pięć ro­ botnic straciły życie spadając. Jedna z Sióstr ciągnąc do góry ceber z w apnem , nie m ogąc podołać, osłabiona, puściła sznur, a ceber spadając zabił ją na miejscu.

A postata Siem aszko często je naw iedzał; to n a­ mawiał, prosił, zaklinał do porzucenia wiary, to znów lżył, plwał w tw arz i bił. Razu jednego, gdy przybył, zwołał w szystkie zakonnice, w zyw ając je do cerkwi na kazanie. A gdy się Siostry opierały, kazał diakom i służ­ bie gw ałtem je pędzić. Katując popychano je ku cerkwi, na której dziedzińcu robotnicy obrabiali drzewo do budow y.

Przełożona kazała jednej z Sióstr zatoczyć kloc drzew a przede drzwi cerkwi, sam a biorąc topór od r o ­ botnika, rozkazała przy klocu Siostrom uklęknąć. Poda­

(17)

jąc zaś topór Siem aszce w te do niego odezw ała się s ło w a : „Byłeś naszym pasterzem , bądź teraz katem, my do cerkwi nie w ejd ziem !“ A postata pieniąc się ze wściekłości, jedną ręką w ytrąca jej topór, a drugą z ca­ łej siły uderza w twarz.

Przełożona czując coś na języku, w ydobyw a ząb w ybity i pokazując m u go rz e k ła : „Tyle cię cesarz o r­ deram i ozdobił, tyle na tobie błyszczy kamieni, zaw ieś jeszcze i ten ząb, będzie 011 najw iększą tw oją ozdo bą“. Z now u ją A postata uderzył — sam od złości osłabł i bełkocąc coś słaniał się.

W w ynajdyw aniu m ęczarń i zniew ag chw ycono się raz t e j : Puszczono na zakonnice bandę spitych żoł­ daków, którzy nie m ogąc na broniących się zaspokoić sw ych zw ierzęcych chuci, rozjuszeni, do wściekłości doprow adzeni oporem, podrapali je, pokaleczyli, pogry­ źli uszy i nosy, oczy pow'yłupiali. T a k okaleczałe i gw ał­ cone zakonnice um ierały z ran i cierpień. Po dwóch latach i trzech m iesiącach pobytu sw ego w Połocku, zostało ich tylko 23 z 53.

Pozostałe popędzono do M i e d z i o ł i znow u oddano na posługi do klasztoru żeńskiego schyzm atyków . T u, do zw ykłych, uprzednich katuszy, dodano jeszcze je d n ą : pławienie. Miedzioły leżą nad jeziorem. Oblekano zakon­ nice w długie koszule, przyw iązyw ano ręce; dwóch diaków i człowiek robiący wiosłem siadali do łódki, z a ­ w iązywali postronki do szyj zakonnic i ciągnęli do wody. Stojący na brzegu urzędnicy i popi pytali się ciągle, czy chcą przejść na schyzm ę, po odebranej od­ powiedzi przeczącej, ciągniono je aż do zanurzenia. W yciągano potem i taczano je na prześcieradłach dla w ylania w ody zewmątrz i przyw ołania do życia.

(18)

Opera-cya ta trw ała zw ykle do dw óch godzin, trzy Siostry zo­ stały tym sposobem zalane.

W Miedziołach bawiły Siostry lat dw a i tyleż m ie­ sięcy, poczem miano je gnać do Tobolska. Jedna szczę­ śliwa okoliczność posłużyła czterem z nich do u c i e c z k i , w liczbie których znajduje się przełożona. W dzień im ienia archireja, on sam , zakonnice i służba spili się w szyscy do tego stopnia, że spali jak nieżywi. Siostry, które mogły, korzystając z tego, uciekły, inne m usiały pozostać, gdyż tak były okaleczałe, że chodzić nie m o­ gły. Przełożona, Siostra M ieczysławska, dostała się do Paryża, skąd po w ypoczynku udała się do Rzymu. — Co do księży Bazylianów, tych część zam ęczono, trz e c h : Bierzyńskiego, Żylińskiego i Żylewicza zm rożono zim ą pod pom pą, jednego: Zarzeckiego zabił diak uderzyw szy polanem w g ło w ę.“

Po przedstaw ieniu tego krw aw ego obrazu, dodaje redakcya D ziennika: Każde praw dziw ie polskie serce zadrzy od zgrozy na widok tylu zniew ag i m ęczarni dokonyw anych na naszych braciach i siostrach. O B o ż e ! wiej w serce narodu polskiego św iętą zemstę, aby od­ tąd stanął w obliczu całego św iata nie jako m ęczennik, ale jako bohater-zw ycięzca, który karzy zniew ażających św ięte ołtarze i gw ałcących najw iększe dobro człowieka, jego sumienie.

Opowiadanie to o okrucieństw ach m oskiewskich, pow tórzone przez dzienniki zagranicą, wywołało z jednej strony oburzenie m iotane w tw arz opraw ców , z drugiej najserdeczniejsze współczucie dla ofiar, a naw et czynne tych uczuć manifestacye.

Daje tem u w yraz adres młodzieży francuskiej, w rę­ czony ks. A. C zartoryskiem u, jako przedstawicielowi Po­ laków na emigracyi, a protestujący w imieniu spraw ie­

(19)

dliwości przeciw gw ałtom , w imieniu wolności religijnej przeciwko despotyzm ow i, depcącem u tak praw a sum ie­ nia jak narodów , przeciw zniew adze, zadanej wspólnej w ierze i najśw iętszym ideałom ludzkości.

Silniejsze w rażenie spraw iła protestacya 0 ’Connella w parlam encie angielskim przeciw tyranom dopuszcza­ jącym się tak srogich i podłych zniew ag na czcigodnych niew iastach. Byłoby — są jego słow a — nieuczciw ością dla chrześcijan E uropy zostaw ić bez publicznego obja­ w ienia zgrozy całego chrześcijaństw a przeciwko potw o­ rowi rosyjskiem u i godnym jego siepaczom, dopom aga­ jącym do popełnienia podobnych bezeceństw . W yrok opinii publicznej potępia cara Mikołaja najuroczyściej przez wzgląd na m oralność, przez wzgląd na ludzkość i wolność.

Nigdy opinia publiczna E uropy — pow iada jeden z dzienników em igracyjnych — nie była tyle w zruszona. Oburzenie jest pow szechne. Opowiadanie ksieni przejęło zgrozą w szy stk ie serca. Po kościołach i zakonach m o­ dlą się za uproszenie u Boga miłosierdzia dla Polski, w dziennikarstwie złorzeczą jej katom , w parlam entach interpelują ministrów, lub składają życzenia w adresach do panujących, aby ci, na m ocy praw a narodów i trak­ tatów , upomnieli się o pogw ałcenie praw ludzkości.

I podczas kiedy rząd m oskiewski, uw iązany .u prę­ gierza opinii publicznej, stał pohańbiony i z całą sw ą potęgą, upokorzony, Polska przezeń zgnieciona i poni­ żona, stanęła w śród ludów na św ieczniku i jak hostya ofiarna przyśw ieca cierpieniem i stałością. —

W praw dzie rząd rosyjski ogłosił dw a urzędow e zaprzeczenia faktu i naw et istnienia klasztoru Bazylianów w Mińsku (w Dzienniku frankfurckim 1845 i 1846 r.) ale zaprotestow ali przeciw tem u P o la c y : Chodźko

(20)

i dr. H łuszniew icz w pism ach francuskich, a poseł fran­ cuski Rossi, przenikliwy d\'plom ata, po przeczytaniu not Boutenieffa, zaprzeczających opow iadaniu M akryny, miał pow iedzieć: „W ątpiłem dotychczas o praw dziw ości ze­ znań M akryny, ale obecnie zaczynam im w ierzyć.“

Kluczem do zrozum ienia u tw oru Juliusza są własne opow iadania naszej ksieni M akryny. (Błędnie figuruje na tytule poem atu znane to z kalendarza greckiego imię jako Mokryna, skąd błąd ten wkradł się do hi- storyi literatury). Dzieje jej siedmioletniego prześlado­ w ania od 1838 do 1845 r„, z ustnych zeznań wobec niei protokolarnie spisane przez duchow nych z propa­ gandy rz y m sk iej: ks. Ryłłę, Jełowickiego i Leitnera, zo­ stały pod koniec 1845 r. ogłoszone drukiem, a kilka­ krotnie w ydaw ane i tłóm aczone rozeszły się z początkiem 1846 r. w pięciu języ k a ch : polskim, hiszpańskim , an ­ gielskim, francuskim i niemieckim po całej Europie. Z tego dziełka, zgodnego z przytoczoną relacyą w Dzienniku narodow ym , korzystał Słowacki w sw ym poem acie w praw dziw ie artystyczny sposób. Czerpał stąd — jak poznam y — nagie fakta, przepuszczając je przez pryzm at swej brylantow ym blaskiem lśniącej fantazyi.

Przypatrzm y się bliżej ow em u przetapianiu rudy w spom nień na czyste złoto poezyi. W ślad za swojem źródłem, rozpoczyna Słowacki poem at zm ianą wiary archireja, którego imię raz tylko i ubocznie wymienia.

Przejście Siemaszki na schyzm ę opow iada sucho pam iętnik Mieczysławskiej, podnosząc z naciskiem, że jego bluźnienie Kościołowi rzym.-katolickiem u i regule św . Bazylego „zadziw iło“ w ierne swej religii zakonnice. T o zdziw ienie spotęgow ał poeta do stanu przerażenia.

(21)

U suw ając teologicznie zaostrzone przeciwstaw ienie „błędów “ nauki praw osław nej z światłem „praw dziw ej“ wiary, maluje zgrozę m niszek w iście R em brandow skim obrazie wieczornego nabożeństw a.

T rzykrotne na piśmie w ezw anie biskupa, ażeby Bazylianki przeszły na wiarę grecką i odm ow ę ich na tern w ezw aniu podpisu, opuścił poeta jako rzecz urzę­ dow ą, biurokratyczną. Zadowolił się jeno odczytaniem trupio bladych „przepisów rządow ych.“

P ierw szą rozm ow ę biskupa z ksienią zmienił z u ­ pełnie. Ową zaw ziętość i wściekłość prześladow cy, w y ­ stępującą w Pam iętniku praw ie bez um otyw ow ania i w zbyt rażących kolorach, podniósł na w yżyny sztuki przez t. zw. stopniow anie poetyckie. C hytry biskup z a ­ czyna tu od słodkich słówek nam ow y, nieraz trafiających do przekonania, żniża się do tajem nej prośby, szeptanej na uchoM akrynie, obiecuje w yjednać dla niej mitrę. Ale gdy środki te odbiły się o kam ienną stałość jej przekonań, uderzył w „inny to n “. A i w tenczas jeszcze „nisko kołpaka pokłoni“ i zapowie tylko, że będzie „tu miała am b aras“, kiedy w opow iadaniu M ieczysławskiej przy­ chodzi od razu do starcia między nią a biskupem , kończy się zaś prostackiem łajaniem.

Jak głuche wieści o przejściu biskupa na wiarę w schodnią podniósł poeta przestrachem m niszek i odpra­ w ieniem w nocy nabożeństw a, tak skutki rozkazu c e ­ sarskiego: „odmienić wiarę lub się wybrać w d ro g ę“ (w Pam iętniku m ają do w yboru między dostatkam i uświetnionym i łaską cesarską, skoro przejdą na praw o­ sławie, a między Sybirem i katorgą, jeżeli trw ać będą w sw ym „up orze“) spotęgow ał poeta „ciem nością“ w ie­ jącą z „rządow ego pap ieru “ na strw ożone i nieśw ia­ dome, co się z niemi stanie, mniszki.

(22)

W opow iadaniu matki M akryny ukaz ten, przez usta Siem aszki ogłoszony, brzmi w praw dzie zapow iedzią „czegoś najokropniejszego“, ale potem w ręcz w ym ie­ niono kary, jakie je czekają. N ajsroższe jedn ak — w y ­ pow iada ta bohaterka poem atu — katusze, byle „jasne i w idom e“, nie przejm ują duszy takiem przerażeniem , jak widm o zgrozy, nieme a strasznych tajem nic pełne.

W e w spom nieniach M ieczysławskiej, z których czerpał Słowacki, zniża się ksieni do kłótliwej, prostackiej, lubo zaw sze śmiałej i nieulęknionej kobiety. W rozm o­ wie z „odstępcą“, w yrzuca m u „szkaradne kłam stw a“ i m iota w tw arz przezw iskiem „skierdzia“ (to jest świ- niarza).

T w órca „Ojca Z adżum ionych“ uszlachetnił swój model i podniósł go na piedestał. M akryna Słowackiego, lubo kobieta „prosta“ , ham uje nam iętne poryw y uczuć, aby nie dać się porw ać „zapału pokusie“. Nie łaje, nie przezyw a, na widok wilka szarpiącego jej ow ie­ czki, jeno odpow iada milczeniem zim nem , głuchem , ale jak m ur silnem i spokojnem.

W ręcz przeciwnie obniżył poeta poziom m oralny Siemaszki. W edle opowiadania, spisanego wobec ksieni Bazylianek, biskup, nalegając na zm ianę ich wiary, nie czekał trzech m iesięcy czasu, danych im do nam ysłu, lecz ju ż trzeciego dnia w targnął z siłą zbrojną do klasztoru i grożąc, że „rózgam i ściągnie z nich skórę rodzim ą“, „szkalow ał je strasznie“. Z pianą na u stach „w yźw ie- rzając się“ na ksienię, krzy czał: „ T y p sia Tcrew polslca, ja ci język z gardła w y d rę“ . W idząc zaś bezow ocność sw ych łajań i gróźb, dał rozkaz żołnierzom : „w ygnać, p recz“ uparte mniszki.

W utw orze Słow ackiego nie zapala się od razu apostata, lecz zanim w yrzuci ze swej paszczęki błoto

(23)

przekleństw : „w y buntow nice, su ki, polskie d u ch y “, za­ pyta w pierw łagodnie sw oje „drogie sio stry “: czy chcą przejść na św iętą w iarę praw osław ną. Nie otrzym aw szy odpowiedzi, pow tórzy „jeszcze słodszym głosem — z umizgiem na pół błagań i w yrzutów -— która z nich łaską cesarską pogardzi i św ietnym losem, a w eźm ie....“ T u nie domówił, lecz pogroził knutem .

N a obelgi i wściekłe miotanie się przełożonego odpow iadają mniszki Słowackiego milczeniem, co prze­ śladow cę do rozpaczy doprow adza. W opow iadaniu Mieczy sławskiej zachow ują się one równie stanow czo, lubo nie zostają dłużne odpowiedzi.

T u i tam opuszczają kościół, pod eskortą żołdac- tw a, z krzyżem Zbawiciela, ale jak a różnica tego sam e­ go w ypadku! — Przym usow y ten w ym arsz okupiła jedna z tow arzyszek śmiercią. „Serce jej pękło — opow iada w pam iętniku M ieczysław ska — z miłości i boleści razem . A liczyła w ieku lat 57, od 30 lat już w zakonie. N azyw ała się Rozalia L au szeck a“. W poem acie zgon owej „staruszki dobrej i prostej, paraliżem tkniętej“ rzu ­ cony na ponure tło sceny klasztornej, urasta do w sp a­ niałego pom nika boleści i zgrozy.

W ym arsz z M ińska do W itebska zakonnic, skutych w łańcuchy, w otoczeniu bagnetów , ożyw ia poeta m o­ tyw am i w yjścia z trupem owej staruszki oraz lżenia i bicia kolbą przełożonej przez rozjuszonych żołnierzy.

Sam o zaś przepędzenie do W itebska urozm aica szczegółem zaczerpniętym z późniejszej podróży do Miadzioł. „Na promie, którym nas przez Dźwinę p rze­ wieziono — opow iadała M ieczysław ska — protopop Iw an W ierow kin w około nas biegał niespokojny, pil­ nując, żeby która z nas w Dźwinę nie skoczyła. Co w idząc siostra W aw rzecka rzekła do n ie g o : Jakiś ty

(24)

głupi! czyż D źw ina to niebo, żebyśm y w nią skoczyć miały ?“ Poeta protopopa przem ienił w biskupa Siem aszkę, rolę W aw rzeckiej przydzielił Makrynie, a w kładając rzecz całą w usta pierw szych osób poem atu, epizod ten ściślej spoił z głów nym w ątkiem .

Po przybyciu do W itebska osadzono nasze zakon­ nice w klasztorze schyzm atyckim . Zgodnie z opisem M ieczysławskiej, przedstaw ia i nasz poeta ten „klasztor ciemny, pijacki“, cuchnący od „łoju, skóry i gorzałki“ jako żyw e piekło. Czernice tu przebyw ające, „najw ięcej żołnierskie w d o w y “, w yglądają w świetle pam iętnika jako bezecne baby, a u Słowackiego słyszysz nadom iar ich skomlenie, podczas sm agania pałką, oraz „klask pocałun­ ków na katow skie rę ce“ .

Zostając pod dozorem takow ych „czernic“, skazane były nasze mniszki, jak podaje M ieczysław ska — do najtw ardszych posług. Ze w schodem słońca trzeba już było drzew nadźw igać, w piecach po rozpalać, w ody naciągnąć i poroznosić, izby posprzątać. Od szóstej p ę­ dzono do robót ciężkich — kazano bić i gruzy taczkam i wozić. P rzytem m orzono głodem, sm agano rózgam i. Mnie — dodaje przełożona — z ośm iu Siostram i w trą­ cono do ciemnego i wilgotnego lochu, „nie dając ni chleba ni w o d y “ . — A jednak nie zdołano takow em i m ęczarniam i ciała osłabić ducha m ęczennic.

Poetyczniej i silniej w yraża to sam o autor Zadżu- mionych, wkładając w usta przełożonej opow iadanie, jak jej gnębiciele „pokarm u zw ykłego ujęli, jak obrócono im ręce do mularki, a grzbiety pod kam ień i chłostę“. W celu zaś uw ydatnienia siły tego m ęczeństw a dodaje, że kiedy głodem trapione żołądki aż z bolu krzyczały, duchy m ęczenniczek „rosły i potężniały .

(25)

Męki zakonnic, żyw iących się w więzieniu „straw ą krów i w ieprzów “ (u Słowackiego gliną), potęguje poeta następującym szczegółem, wziętym z przym usow ego po­ bytu m niszek w Spasie, o parę lat późniejszego (1843 r.). Siem aszko — czytam y w opow iadaniu M akryny -— roz­ kazał nas zam knąć w więzieniu na sześć dni i karmić śledziami, bez chleba i wody. (W utw orze Słowackiego: „daw ano nam bez w ody śledzie“). Ogień nadzw yczajny palił stąd wnętrzności i usta nasze tak, że skóra z ję ­ zyka i podniebienia spadała. — Ale nas napoiło pra­ gnienie C hrystusa P ana na krzyżu...

Grozę położenia gnębionych m niszek tu i ówdzie ozłacają promienie hum orystyki — prostej a rzew nej — przypom inającej żarty młodzieży w trzeciej części „Dzia­ d ó w “. Jak Zanowi, więzionem u w klasztorze ks. B azy­ lianów w Wilnie, „pow iew zdrow y robi zaw rót głow y“, bo skoro tylko „łyknie powietrza, w net się podchm ieli“ , podobnie nasze mniszki, gdy z lochu, po wieczornym głodzie, wyszły na słońce, tak się duchem bożym roz- poiły — jak winem.

U cisk gnębiciełi i siłę ducha ofiar uw ydatniają w po­ wieści poetyckiej zdarzenia zaszłe przy innej sposobno- ności. — A mianowicie przy pracy około budow y p a ­ łacu dla Siem aszki (1841 r.) zginęły trzy Siostry. „Z a­ bite przez cebry ogromne, napełnione w apnem , które jedna tylko Siostra naraz m usiała ciągnąć, słabiejąc w tej okrutnej pracy, w ypuszczały z rąk windę, a ce­ bry spadały im na głow ę“. — Przy kończeniu trzeciego piętra „m ur górny zwalił się na rusztow anie i w raz z niem i Siostram i zgruchotanem i przywalił Siostry pod rusztow aniem p racujące“.

W poem acie Słow ackiego spadają dwie Siostry z rusztow ania, a jedną przywalił kam ień „ze sznura

(26)

lecąc jako młyn okropny z g ó ry “ . Zm niejszoną liczbę zabitych rów now aży opust purpurow ej strugi krwi, b ro ­ czącej „białości w apienne“.

Stałość hardych dusz miał przełam ać sam biskup Siem aszko, gdy przybyw szy właśnie pod on czas (1839) święcić kościół 0 0 . Bazylianów , przekabacony na cerkiew praw osław ną, chciał zniewolić nasze zakonnice, aby do tej roboty przyłożyły rękę. U siłow ania te bi­ skupa oddane wiernie w poemacie.

Gdy nas spędzono do cerkwi — czytam y we W s p o ­ m nieniach M akryny — i gdy do krwi zbite, dochodzi­ łyśm y już do cerkwi, zaw ołałam : „Sióstr}’, w imię C hry­ stusa nieśm y nasze głow y pod miecze. Siem aszko stał u progu cerkwi, ja zaś skoczyłam do cieśli i chw yciw ­ szy odeń topór do drzwi cerkwi poskoczyłam . (W poe­ macie ujrzała ona t o p ó r — pod klocem.) W szystkie Sio­ stry padły na kolana i ja na kolanach będąc, wołałam do Siem aszki głosem w ielkim : „Oto m asz topór, weź go, ścinaj głowy nasze, rzuć je w cerkiew tw o ją “. Sie­ m aszko w ytrącił mi topór, który przelatując ranił m o­ cno w nogę jedną z Sióstr naszych (u Słowackiego sam ą Mieczysławską). Potem policzkując mię okrutnie wybił ząb jeden, który ja z ust w yjąw szy ofiarowałam Siem aszce m ów iąc: „W eź ten ząb na pam iątkę tw ego czynu, w sadź go m iędzy ordery przykryw ające tw oje kam ienne serce“. (W poem acie : Ząb m u podałam wybity, i rz ek łam : Zawieś to między tw e w szystkie ordery !)

Scena ta w poetyckiej transkrypcyi robi silne w rażenie wypukłem przedstaw ieniem sytuacyi. Oto w iodą siostrzyczki do cerkwi „z nienacka“, nie rzucają się na nie z drągami, ale prow adzą trzęsące się „od zi­ mna, trw o żn e“. Przełożona daje znak, owieczkom jej tylko zrozum iały, aby gotow e były ponieść śmierć z ręki

(27)

kata-pasterza. W szystkie, ślepo jej posłuszne, padają na ziemię, kładą głowy na klocu i patrzą na jej skinienie — obraz z hom erow ską plastyką rzeźbiony.

A teraz przeciw staw ienie w roga z ró w n ą w y p u ­ kłością oddane : Biskup ze złości wściekły, porw ał ż e ­ lazo, rękę wzniósł, i tak zacisnął, że zlodowaciała. Z pianą na ustach „toporem koło kłęba cisnął i nogi skroił k aw ała“.

Dla głębszego uzasadnienia prześladow ań bi­ sk u p a przytacza poeta szczegół, zapisany w Pam iętni­ kach przy scenie m ąk w Miedziołach. Oto „dwie Mo- skiewki lepszego serca“ (u poety „W itebszczanie, czy jakieś ruskie p anie“), „w idząc okrutne obchodzenie się z nami, nie mogły znieść takiego barbarzyństw a i w y ­ jechały mówiąc popow i: T u nie m onaster, ale S y b ir“. (Słowami m istrza: to nie klasztor, ale dom katorżny.)

N ajokropniejszą jednak zbrodnię popełniono na z a ­ konnicach w więzieniu połockiem, gdzie je po d w u ­ letniej (1838— 1840) niewoli w W itebsku, przez dalsze trzy lata (od 1840— 1843) dręczono. „Zbrodni tej — ja k odsłaniają Pam iętniki matki M akryny — dopełnił biskup Siem aszko w śród biesiady z popam i i czerni­ cami, przykazując służbie kościelnej, aby się rzuciła dla najpodlejszego nas zniew ażenia... O! co to za okro­ pna była godzina ! W padli na nas jakby wściekli, rw a ­ nia, kąsania, bicia, tratow ania, nie policzyć. Każda z nas cisnęła się do ziemi, jęcząc i błagając, aby się ziemia pod nami otw orzyła i od srom oty śmiercią obro­ niła... W jednej chwili ziemia krw ią zapłynęla. Dwie z nas roztratow ano na śmierć, tw arze ich rozdarto w szm aty, ośmiu wyłupiono oczy, a w szystkie były n aj­ okropniej poranione“...

(28)

Z w ątk u tego opow iadania zplótł wielki poeta cierniow y w ieniec katuszy, rzucając go na tlo piekiel­ nego zam ętu, przedśm iertnych jęków i rozbestw ienia opra­ w ców tarzających się w m oralnym błocie.

... z d a ls z e g o w a tk a P o w ie ś c i led w o m o g łe m p o m ie sz a n y S p a m ię ta ć ty lk o ja k ie ś s tra s z n e r a n y , K tó r e p o n io s ły w b ru d z ie n ie w in n ią tk a (rz u c o n e m ięd zy sp ite ż o łd ac tw o i d ia k i) . T e g ło w y , z k tó r y c h tw a rz e p o z ry w a n e , W y b ite p ię śc i b is k u p ie j p ie c z ę c ią , B u te m ż o łn ie rs k im p rz y p ie c z ę to w a n e , M ó zg iem m ó w iły przez p iecz ęci z d a rte . O czy , g d z ie ś w b ło c ie św iecące i sło m ie, Ze k rw i w y sta ją n ib y n ie z a b u d k i,

A c ia ła — c ia ła ja k b ez k s z t a łtu k łó d k i , T a rz a ły so b ą je c z ą c e po d o m ie.

W ie le n a s p a d ło p o d biczem i p łaze m , D z ie s ię ć zo stało bez lu d z k ie g o lic a ...

Po ow ym dniu srom oty usiłow ano napróżno dal- szemi m ęczarniam i zm usić zakonnice do odstępstw a — Pod koniec w iosny 1843 r. (u Słowackiego pod jesień) przepędzono je do Miadzioł (w poemacie p rzezw a­ nych Dziedziołami), m iasteczka gubernii mińskiej. Um ie­ szczono je znów w klasztorze ruskim, gdzie im n astę­ pujące w ym yślono katusze. Oto kazano na ochłodze­ nie krwi polskiej topić w jeziorze, nad którem leży ow e m iasteczko.

Było to w r. 1843 — pow tarzam y tu opow iada­ nie ksieni Bazylianek — przybrano nas w koszule z wa- rowiny, z jednym tylko zaszytym rękaw em na obie ręce, iżby nie m ożna było w ladnąć n iem i; grube po­ w rozy nałożono na szyje nasze i tak pognano nas do.

(29)

jeziora. I u czekały nas czółna. Zasiedli na nich opraw cy, a każdy z nich ciągnął jedną z nas za sobą, na po w ro ­ zie, do wody, za czółnami, które odpływały.

W prow adzono nas w wodę po pas i pow róz na- m okły dusił nam szyję, a opraw cy krzyczą: „Przyjm ij­ cie wiarę, bo jak szczenięta potopim y“. „Nie odstąpim C hrystusa — odpow iadałyśm y — a ty djable to p “. I znow u dalej ciągniono nas w wodę aż po sam e usta.

Pławienie to m niszek — niby czarow nic — zgodnie z opowiadaniem M ieczysławskiej, podnosi poeta prze­ ślicznym obrazem jeziora, jako odpowiedniem tłem do nowego rodzaju m ęczarni, niemniej krzykiem popów w ich języku, (p a s to j! albo tia h n i!), głównie zaś przez refleks, jaki ów piekielny wym ysł katów rzuca na oto­ czenie.

Niewolę w Miadziołach potęguje opis m ęczarń innych zakonnic obrządku unickiego, („jak my takie sam e ) w yzutych ze w szystkiego przez czernice ruskie a przeznaczonych rów nież do najniższych posług.

Poeta wciągnął do sw ego obrazu opis potwornie pokaleczonych księży Bazylianów („pięciu m nichów, biedniejszych od n a s “), których „część zam ęczono a część zm rożono pod pom pą“ . Dowiedział się zaś o ich okrutnem prześladow aniu za wiarę z przyw iedzionego Dziennika narodowego.

Zgodnie z opowiadaniem matki M akryny, spisa- nem przez ks. Jełowickiego, uw ydatnia Słowacki jako jeden z ostatnich m otyw ów m ęczarni: współczucie ży- dostw a. „G dyby nie żydzi — opow iada ksieni — b y ­ łybyśm y m oże pom arły z głodu. Żydostw o tow arzyszyło nam z płaczem, z litości ciskając obw arzanki pod nogi nasze. Jedna śmielsza żydów ka zarzuciła na szyję je ­

(30)

dnej z nas wielki sznur obw arzanków i ten tylko do­ niosłyśm y do więzienia. W o d a się z nas lala, ziemia, na której leżałyśm y, staw ała się błotem, od którego gniły poranione członki nasze. W takowej kąpieli dwie zatonęły. Na ten w idok jak gdyby sądny dzień pow stał m iędzy żydami, którzy wielce miłosiernymi w tym i p o­ dobnych razach nam się okazali.“ Obraz pławby, bło- tnisk i owej żydów ki „obw arzankam i złotymi św iecącej“ , jakkolw iek na podstaw ie przytoczonego szkicu odm alo­ w any, jaśnieje tęczowem i poezyi farbami.

Ostatnie chwile niewoli, opisane również wiernie podług opow iadań M ieczysławskiej, m ają na celu u w y ­ datnić duchow e siły fizycznie zam ęczanych Polek. Ze szczegółu, przyw iedzionego w opisie m ęczarń w mona- sterze połockim, że jedna poczciwa czernica przyniosła w ygłodzonym tow arzyszkom trochę surow ego grochu, tudzież z wiadom ości podanej przy końcu tegoż opisu, że dręczone niemiłosiernie Bazylianki „ani jedzą ani piją a zdrow e są i tłuste“, skorzystał poeta w gastro­ nom icznym obrazku, przedstaw iając ksienię przy kuchni, w tow arzystw ie Euzebii W aw rzeckiej, drugiej bohaterki w owej pam iętnej martyrologii polskiej : W yglądały do ­ brze, — pow iada Słowacki — bo „utyły na suchej grochów ce“...

Z liczby 61 Polek, które życiem lub zdrowiem opłaciły siedmioletnie za wiarę prześladowanie, jedn a część padła ofiarą w ygnania z M ińska lub w ięzienia w W itebsku, druga przez męki w Połocku, trzecią w re­ szcie dobiła Miadziołska katorga (od 1843 — 1845). P o­ zostałe cztery Bazylianki — o ile na to pozw alały sterane ich siły — postanow iły ratow ać się ucieczką.

Cel tego śmiałego przedsięwzięcia podają Pam ię­ tniki ksieni w tych oto słow ach : Aby choć jed n a

(31)

z nas mogła u nóg Ojca św. złożyć jęk i płacz ludu naszego, m ęczonego za wiarę, zapędzonego na lody Sybirskie lub pom ordow anego okrutnie.

...C h c ia ła b y m się ju z d o s ta ć do R z y m u ... A b y św ia t w ie d z ia ł, s k ą d id ę , g d z ie b y ła m , J a k a sw aw ola w p o p a c h w y u zd an a

I j a k k a tu j ą w iern e słu g i P a n a .

N adarzyła się ku tem u — są słow a przełożonej klasztoru — zręczność, gdy z pow odu imienin proto- popa w szyscy popi, diaki, czernice, upiw szy się, spali jak zabici w nocy z 31. m arca na 1. kw ietnia 1845 („cała ciżba popów, czernic pijana, padła snem ciężkim ujęta jak ołow iem “)» a pom ocną była ow a czernica ruska, która ukradkiem przyniosła trochę grochu. Rozbiwszy pęta nasze — tak opow iadała dalej M akryna — w y b ra­ łyśm y kłodę sękow atą, którą w nocy przystaw iłyśm y do m uru. Ja pierw sza wyszłam po sękach na m ur („w ylazłszy po drzew ach na m u r“), spojrzałam w dół: jak z trzeciego p ię tra ! Przeżegnałam się i w imię Boga skoczyłam na ziemię. Za m ną puściła się Euzebia W aw rzecka, potem Klotylda K onarska, w końcu Irena Pom arnacka. „Prędkie skoczyłyśm y — podaje poeta — aż na dół z góry — bośm y z trzeciego aż piętra u padły“. O trząsnąw szy się ze śniegu — opow iada dalej Mieczy- sław ska — puściłyśm y się każda z osobna ku granicy, ażeby nas nie tak łatw o schw ytano.

Ś n ie g o trz e p a w s z y z o d zieży ja k p ierze, K a z d a ś m y p o sz ły sz y b k o w in n ą s tro n ę , M y ś lą c iż g o n ią p o p y i ż o łn ierze.

(32)

„Błąkałam się około trzech miesięcy po puszczach o głodzie, pragnieniu, w zimnie — ścigana, chw ytana i z a ­ w sze bezpieczna przez Opatrzność boską, dostałam się nakoniec do granicy pruskiej, a stam tąd przez F rancyę przybyłam do R zym u“. Sytuacye te, z lekka tylko n a ­ szkicow ane, rozprow adza tw órca Zadżum ionych w kilku w spaniałych obrazach ucieczki i samodzielnie pom yśla­ nych przygód pogoni.

K rw aw y epizod „M ęczeństw a Siostry Ireny Ma- kryny M ieczysławskiej i jej tow arzyszek“ opisuje zgo­ dnie z poem atem Słowackiego rękopis bibl. Jagiellońskiej 1. inw. 3666. temi słowy, włożonemi przez poetę w usta k sie n i: „Na drugi dzień po ucieczce M ieczysławska, idąc z utrudnieniem uboczną drogą, spotkała kilku lu­ dzi w ysłanych w pogoń za niemi. („Popy biegają po w szystkich siołach i rozsyłają po drogach opryszki łowić ubiegłe trzy Polaczki m niszki.“) Lecz Pan Bóg pozwolił, iż uszła w szelkiem u podejrzeniu, dostaw szy się w las; w obaw ie jednakże dalszych poszukiw ań, cztery dni tam spędziła, za całe pożyw ienie pijąc wodę zdrojow ą. („Przez trzy dni w lasach jadłam tylko szro n y “.) Piątego dnia czując sw e siły zw ątlone głodem, zakołatała do chaty rębacza, przekonaw szy się w przódy, że w niej sam a tylko była kobieta. Poprosiw szy o kaw ałek chleba, który jej chętnem sercem był udzielony, n a­ zw ała miejsce, do którego udać się zamierza, pytając która droga najprędzej do niego prowadzi. Zona ręb a­ cza z uśm iechem powiedziała jej, że to podróż

niepo-i

dobna, zw ażając zapew ne na jej podeszły wiek, ale że właśnie jest na dobrej drodze“.

U Słowackiego z pow odu drobnych jeno zmian jakże pięknie w ypadł odnośny ustęp :

(33)

W e sz ła m n a re s z c ie ra z do je d n e j c h a ty , G d z ie n a k a r m iła m ię d o b ra n ie w ia s ta I zo b aczy w szy n a m n ie siw e sz a ty S p y ta ła : P e w n ie n a o d p u s t do m ia sta ,

M a t k o ? J a s k ła m a ć n ie śm iałam w y raźn ie — W s p o m n ia ła m so b ie, ze id ę do R z y m u , I rz e k ła m : I d ę n a o d p u s t d o m ia s ta . A B ó g m i zaraz w y n a g ro d z ił trw o g ę , B o ta k o b ie ta rz e k ła : T o n ie b lis k o !

I za ra z m ia s ta (n ajb liższeg o ) m i d a ła n a z w isk o I p o w ie d z ia ła ja k n a jb liż s z ą d ro g ę ...

Przytoczyłem z rozm ysłu w yjątek z rękopisu, 0 którego istnieniu może naw et nie wiedział Słowacki, 1 odpowiednie miejsca w naszym poemacie. Zgodność ich w niektórych szczegółach tłóm aczy się tern, że czerpią ze wspólnego źródła. W szystkie niemal opow iadania i opisy prześladow ań Bazylianek dadzą się odnieść do jednego, źródła t. j. do zeznań samej ksieni tego za­ konu. Ze stanow iska historycznego należałoby tylko po­ rów nać trzy relacye : Pierwszą, spisaną w sierpniu 1845 r. pod bezpośredniem w rażeniem , w Poznaniu, przez s e ­ kretarza arcybiskupa Przyłuskiego, drugą, um ieszczoną w „Dzienniku n arodow ym “, trzecią, w ydaną w osobnej broszurce a przełożoną na pięć języków — w szystkie osnute na podstaw ie opow iadania przełożonej klasztoru Ireny M akryny M ieczysławskiej. P ierw sza nie była znaną na emigracyi, dwie ostatnie znał Słowacki i korzystał z nich w swoim do łez w zruszającym poemacie, go­ dnym stanąć na rów ni z „Ojcem zadżum ionych“.

T ak się przedstaw ia genialny utw ór Juliusza w stosunku do sw ego źródła. Czerpał zeń poeta s w o ­ bodnie, zapożyczając nietylko głów ny w ątek opo­ w iadania, lecz także drobniejsze szczegóły, wszelako

(34)

na każdej, choćby najm arniejszej pożyczce, w ycisnął pieczęć sw ego potężnego ducha i artyzm u.

Stosunek poety do źródła naprow adza zarazem na czas pow stania poem atu. Odnoszę go do ostatniego kw artału 1845 roku, określam zaś dwiem a granicam i, ogłoszeniem pierw szej w iadom ości o m ęczeństw ie Ba- zylianek (Paryż 27. w rześnia 1845) a zapow iedzią przy­ bycia cara rosyjskiego Mikołaja w odw iedziny do p a­ pieża G rzegorza XVI. (w grudniu tegoż roku) i w yda­ niem broszury Jełowickiego. (W yszła ona z druku w ję ­ zyku francuskim przed 8. listopada 1845, po polsku przed 7. lutego 1846 r.)

Słów ko o społeczno-religijnem stanow isku, z któ­ rego patrzy Słowacki na swój przedmiot. Ju ż 'n a sam ym wstępie, podając p ow ody ujęcia w ram y poetycznego obrazu ow ych bolesnych mąk, w ym ienia poeta obok w spółczucia i zemstę jako obow iązek społeczny syna kochającego sw ą ojczyznę. Pod takim kątem w idzenia patrzyły na ten akt m ęczeństw a w szystkie ów czesne pism a em igracyjne — nie w yjm ując naw et zachow aw czo klerykalnych, zaprzeczających dziś prześladow anym p raw a odwetu.

W portrecie bohaterki sam ej odbija się najw yraź­ niej punkt widzenia poety. Ma ona wygląd prostej szlachcianki, lubo skroń jej zdobi aureola m ęczeństw a. Na tw arzy widać blizny ran, które „lepiej przystoją Polce niż k o ro n y “. W tych sam ych niemal słow ach opisuje ją „Dziennik n aro d o w y “ (z 18 paźdz. 1845 r.) P rzyta­ czam m iejsce to dosłownie, posłużyło ono bowiem tw órcy „K róla D ucha“ jako szkielet m istrzow skiej cha­ rakterystyki M akryny.

„Siostra M akra M ieczysławska ma lat przeszło sześćdziesiąt, ale pom im o tylu cierpień i blizn wygląda

(35)

jeszcze młodo i czerstw o. W postaci jej i ułożeniu pa­ nuje niew ym ow na naturalność i ew angieliczna prostota. Osoby, m ające sposobność poznać ją z bliska, widziały w niej w zór chrześcijański, przypom nienie daw nej pol­ skiej niewiasty. Nie m ogą się wydziw ić jej naturalności, prostocie, a przy tern niepospolitem u jej rozumowi. Zrodzona w głębi Litwy, w ychow ana w dom u, w któ­ rym przechow ały się staropolskie cnoty i o b y c z a je : po­ bożność, prostota i miłość ojczyzny, M ieczysławska łą­ czyła w sobie św iętość zakonnicy z cnotami Polki. I w tych to dw óch źródłach czerpała ona to niepo­ konane m ęstw o, tę niezłom ną w ytrw ałość, które jej i tow arzyszkom zgotowały wieniec m ęczeński.“

N asz poeta, w ysoko dzierząc w owej m istycznej epoce ideał m ęczeństw a — sam prowadził ascetyczny nie­ mal żyw ot — z całą otw artością przyznaje się py tają­ cej go o godność m ęczennicy, do grzechu m ło d o ści: oto kiedy tow arzysze jego składali życie i mienie na ołtarzu ojczyzny, on „przed m ęk ą“ uciekł. Autor „Ody do wmlności“, trąbiący na pobudkę pow stania — w chwili najgorętszych zapasów w ojennych w yjechał — jak w iadom o — za granicę.

N astępują pierw sze odwiedziny biskupa Siemaszki, jego szatańskie podszepty o nadaniu ksieni zakonu, za sprzeniew ierzenie w ierze, mitry gregoryańskiej, co ow a naturalnie ze w zgardą odrzuca, a czem ściąga na głowę sw oją i swoich tow arzyszek piekielne męki. W ycier­ piaw szy je, nie wini oto Moskali. „Cóż oni biedacy tam m ogą? — zapytuje — W szyscy pod wielkim i k rw a­ w ym uciskiem , czekają tylko na sposobność rzucenia tego jarz m a“ — Ona gotow a naw et modlić się są w?in- nych, żeby im Bóg przebaczył. Ale od sw oich

(36)

przeko-nań ani na włos nie ustąpi — Zbierze sw oje rycerki duch a i rozw inąw szy chorągiew rozpocznie z wrogiem bój na śmierć.

C h o ć b y n a m p rzyszło u m rz e ć w szy stk im razem , l o u m rzeć — a te bislcupy o p r y s z k i

M o co io a ć, p ó k i n a m ży w o ta s ta n ie .

W przeciw ieństw ie do praw ow iernych zakonnic, upatrujących jedynie w poddaniu się rozkazom przełożonej w ładzy sw oje zbaw ienie („Jedne radziły do Rzym u n a­ p isać“), wobec drugiej kategoryi m niszek, że tak rzekę, anarchistek, gotow ych beczkam i prochu, złożonemi w piwnicy, w ysadzić klasztor razem z żołdactw em w pow ietrze, postanaw ia bohaterka Juliusza krw ią m ę­ czeńską okupić duszne zbawienie. Stara się zaś prze- dew szystkiem do tego w ysokiego poziom u ideału pod­ nieść sw oje tow arzyszki.

I tu mi znów w ypada pow tórzyć słow a redakcyi „D ziennika narodow ego“ jako najbardziej w tej rzeczy zbliżone do stanow iska poety. Podnosząc bohaterskie czyny Bazylianek pow iada redaktor :

„Jeżeli one nie upadły w katuszach i m ęczarniach ; jeżeli niezłamanie dotrw ały w tej wierze aż do śmierci to niewątpliwie w większej części winne to sw ej p rz e­ łożonej, która w tej siedmioletniej próbie była dla nich naczelniczką, kapłanką i m atką. Kilkadziesiąt zakonnic, słabych niewiast, śród pow szechnej praw ie apostazyi a to sw ych duchow ych naczelników i nauczycieli, p o ­ niosło m ęczeństw o i śmierć za sw e przekonania, za sw ą wiarę i ani jedna z tej liczby nie upadła. Jestto wielka z a ­ sługa i m ożnaby sobie przyznać stąd jak ąś chlubę, ale

(37)

Siostra M ieczysławska nie uw ażała sobie tego za za­ sługę, ani za pobudkę do chwały, ale pow tarzała nieje­ dnokrotnie, że robiła to z obowiązku. W szystkie w yrazy pochw alne i oznaki czci, które chciano jej okazać, n a­ zyw ała pokusą i starannie ich unikała“ .

W chw ilach uniesień, kiedy sięgała dłonią po k o ­ ronę m ęczeńską, albo kiedy w słow ach rozognionych „duchem polskim “ bunt podnosiła -— umiała „zapału po ­ k u sę “ w sobie stłumić i zdobyć się na ton cichy, ja-, sny, prow adzący po ciernistej drodze do celu.

Spostrzegłszy się raz, że zbyt gw ałtow ny poryw ducha ucieszył jeno jej w roga — zebrała w sobie du­ cha i w chwili zenitu nam iętności stanęła jak m ur sp o ­ kojna. Miała w szakże i ona chwile słabości—pod razam i b a­ gnetów płonęło w piersiach Polki piekło doraźnej zem sty. T rz eb a było dużo sił zużyć na walkę z sobą, zanim

zdołała podnieść sw ą duszę pod niebieskie stropy. K atusze jeno słabych zabijają — silni rosną przez nie na duchu. U M akryny rozszerzały się w tych okrutnych m ękach orbity uczuć — ku najniższym , najbiedniej­ szym , najdotkliwiej upośledzonym . — Schodziła tedy na sam o dno społeczne. — W idok przym ierającego na mrozie pod płotem żołnierza kaleki, każe jej zapom nieć o najsroższych bolach. „Cóż my jak żebrak lepszego!“ A gdy żydzi w ypow iadają w ojnę Bogu za te niewinnie pon iesione m ęczarnie, podnosząc lam ent wielki, to

C h w y ta j ą o b c a , j a k m a tc z y n a r ę k a , Ł z y w o czach s ta ją i co ś w s e r c u p ę k a ...

T o współczucie do biednych żydów tak uszlachetnia cier­ pienie.

(38)

T a ? co w przystępie słabości, pod kołami tortur, bliską była sam obójstw a, zdobyw a się na czyn wielki: postanaw ia pójść w poselstw o i ogłosić całem u św iatu, „jaka sw aw ola w popach w yuzdana, i jak katują w ierne sługi C h ry stu sa“. Zgodnie z rzeczyw istością przybyw a M akryna do P aryża (w e w rześniu 1845 r.) i przy po ­ m ocy Braci Z m artw ychw stańców (zwłaszcza ks. Jełowi- ckiego) udaje się jej poruszyć duchow ieństw o, prasę a przez nią opinię Europy.

Opowiadanie m ęczeństw przejęło dusze chrześci­ jańskie zgrozą. B arbarzyńska M oskwa — stanęła pod pręgierzem całego świata. „T a karta z dziejów Acta m artyrum 19. w ieku — pisze L ’ U nivers z listopada 1845 r. — w a rtą jest pierw szych rozdziałów kreślo­ nych przed ośm nastu wiekami przy blasku pochodni przyśw iecających w katakum bach. Ofiary nie są mniej szczytne, ni kaci mniej ohydni“.

„W całym przejeździe przez F rancyę — donosi „ Irz e c i M aj“ z 8. listopada 1845 r. — przejm ow ana była nasza m ęczennica z największym* zapałem, z n aj­ czulszym rozrzewnieniem , rozryw ano jej welony, dobi­ jano się o jej błogosławieństwo, o jakąś choćby naj­ m niejszą pam iątkę — pełne podziw u i uszanow ania tłum y wszędzie ją otaczały. Do oburzenia za despotyzm carski, do żalu za jej cierpienia i przebyte m ęczarnie łączy się w sercach pobożnych we Francyi głębo­ kie spółczucie dla spraw y polskiej“.

Ale mimo ogrom nego w pływ u m ęczeństw a Mie- czysławskiej, mimo dym ów ofiarnych, jakie na jej cześć palono — nie czuła się szczęśliwą.

T u w szyscy d o b rz y , m am k a d z id e ł, d y m u , A le n ie d zw o n i serce, g d zie u d e rz ę ...

(39)

W kołach, w śród których się przez pew ien czas obracała, a przyjm ow aną była z uwielbieniem na salo ­ nach ks. Czartoryskich, w kołach ow ych widziała nie­ stety dew ocyę, dum ę i w ystaw ność. Jedną z tego to w a ­ rzystw a prezentuje nam p o e ta :

S ło d k a j a k p a to k a ,

Z m ig re n ą w g ło w ie — z b ó le m w k a ż d y m c z ło n k u , H r a b in a , ta k tu s p o jrz a ła z w y so k a

J a k g d y b y m ia ła s a k r a m e n t w p ie r ś c io n k u ...

Szczebiocze po francusku o św iętych pańskich jak sroka, i z przyw róconem i oczkami zaleca „sw ego kon- tesora m łokosa, m ów iąc, że dobrze spow iada...“ Ma kryna wolałaby katorgę i łańcuchy niż takie małpy. N a­ piera więc na rychły w yjazd do Rzymu. P ragnie u ch y ­ lić kolana na progu apostołów i zanieść przed ojcem ludów skargę na gwałcicieli najśw iętszych praw czło­ wieka i narodu. Poeta, który w tej dobie zerw ał był ostatnie ogniwa łączące go z urzędow ym kościołem , w strzym uje przełożoną od w yjazdu, w ystaw iając w naj- gorszem świetle stolicę apostolską. ,,U jrzysz tam — po ­ w iada — na świętej fortecy błyszczące widma, ujrzysz ohydną w szędy cześć bałwanówr i straszne męczeństwm ducha. Spotkasz się tam z panem twoich opraw ców , który u ojca św. znajdzie godniejsze od ciebie1 p rz y ­ ję c ie ...“

Że Słowacki trafnie oceniał stanow isko kuryi rzym ­ skiej, w ykazały rzeczyw iste w ypadki. Oto dnia 6. li­ stopada 1845 — donosiły spółczesne pism a — p rzy ­ jętą była ksieni M ieczysławska w Rzymie przez ojca św , G rzegorza XVI., który boleśnie był w zruszony opow iada­ niem okropnych m ęczarń, słuchał ją ze łzami w oczach,

(40)

polecił ks. Jełowickiemu (i O. Rylle, w ezw anem u na tłum acza,) spisać jak najdokładniej jej opowiadanie- Tym czasem car Mikołaj, w racając w grudniu tegoż roku z Londynu, odwiedził papieża. W yczekiw ano w ów czas stanow czego ze strony stolicy apostolskiej w ystąpienia. Spodziew ano się „widzieć pod w zrokiem następcy Piotra — blednącego następcę N ero n a“. Niestety m ęczarnie w iernych, jęki ludu polskiego w kajdanach nie zaw ażyły na szali nam iestnika C hrystusa tyle, co względy polityczne w obec najpotężniejszego władcy świata.

Zachow anie się to kury i rzymskiej określa w iarygo­ dny św iadek ks. Paweł Smolikowski, przełożony Zm ar­ tw ychw stańców . Papież Grzegorz XVI. — czytam y w Historyi tegoż Zgrom adzenia — po wizycie cara w W atykanie zmienił swój pogląd na spraw ę prześla­ dow ania Bazylianek i zakazał drukow ać relacyę Ma- kryny, wypierał się naw et owej publikacyi. Ale rzecz była już spóźniona. Przy pom ocy bowiem M ontalem berta i spółczesnych dzienników rozgłoszono ją po całej Europie. •

W spraw ie M akryny zajęła stolica apostolska nie­ baw em w ręcz wrogie stanow isko. Oto jedno z pism katolickich w Paryżu donosi w m arcu 1846 r., że ogło­ szenie drukiem opow iadań M ieczysławskiej przyjęte było w Rzymie z oburzeniem , obaw iano się bow iem , że „zaszkodzić m ogą rozpoczętym z R osyą nego- cyacyom “. Papież miał się oświadczyć, że nie tylko nie upow ażniał ogłoszenia, ale że w szystko stało się bez jego wiedzy, lubo spisanie raportu z opow iadań ksieni Mieczysławskiej odbyło się na jego rozkaz. T akie nie­ pew ne i bojaźliwe kroki uw ażał ojciec kościoła za po ­

(41)

żyteczniejsze aniżeli otw arte i śmiałe stanięcie przy praw dzie i sprawiedliwości.

W prasie dem okratycznej, a naw et w sercach k a­ tolików, zakipiało na wieść o tej zmianie frontu p a p ie ż a : „Dlatego właśnie, żę jesteśm y rzetelnymi i najgorliwszym i katolikam i — odzyw a się jedno z pism em igracyjnych — oskarżam y duchow ieństw o w yższe, a szczególniej ojca św. o niegodną pow olność względem tyrana północy. N astępca św. Piotra jest sprzym ierzeńcem , niemal przy­ jacielem najokrutniejszego opraw cy katolików. — Naj­ s a m o tn ie jsz y to upadek. L u d y katolickie coraz więcej tracą wiarę w Rzym, bo nas w ydaje w ręce w rogów katolicyzm u. W szyscy tyrani, w szyscy ciemięzcy trzy­ m ają się życzliwie za ręce i zgrzybiały starzec panujący w W atykanie, aby się utrzym ał przy swej doczesnej władzy, potrzebuje poparcia od petersburskiego despo ty “. (Dem okracya polska XIX. w z 25. paźdz. 1845 r. Nr. 9.)

Zgodnie z tym i na kuryę rzym ską poglądami, w części przynajm niej nie obcymi Słow ackiem u, p rze­ strzega poeta M akrynę przed Romą, o której spółcześnie na innem m iejscu wołał donośnym głosem :

...R o m a ! N ie je s te ś ty ju ż p a n ią i k ró lo w ą , B o ś je s t j a k s z a ta n c ie le s n y ła k o m a , A n iż s z a se rc e m od lu d z i i g ło w ą.

Na zapew nienie poety, że w tern bagnie rzym - skiem zabruka sw e białe skrzydła, że ta, która „kró­ low ą d ucha w y szła“ z rąk t3uana, m oralnie „um arłą w yjdzie“ z tej mogiły chrześcijaństw a, że naw et gdy z niej w stanie, to chyba z przekleństw em na ustach — w ydaje M akryna rozpaczliw y krzyk, tak straszny, że

(42)

przy nim bledną w szystkie jęki naj w yuzdańszych orgii k a­ tuszy. A krzyk ten bohaterki, stojącej nad brzegiem p rz ep aśc i, maluje najw ym ow niej i najpiękniej społeczne stanow isko poety, pątrząc.ego na m ęczeństw o Bazylianek jako na spraw ę ucisku z p unktu w idzenia Polaka i człowieka.

Nie trudno więc będzie zrozum ieć nieprzychylne stanow isko zajęte w obec Słow ackiego przez żywioły zachow aw cze. Kiedy „D ziennik literacki“, ogłoszając po raz pierw szy 1861 r. poem at ten z rękopisu (udzielo­ nego m u przez w uja poety, Teofila Januszew skiego,) w uw adze redakcyi w skazyw ał palcem na papę G rzegorza za to, że „opatrzył cara Mikołaja rozgrzeszeniem i bło­ gosław ieństw em a M ieczysławską, (przebyw ającą rów no­ cześnie w Rzymie) w jednym z klasztorów zam knąć kazał — co naw iasem m ów iąc w ydaje się mimo zaprze­ czeń bardzo do praw dy zbliżonem — w ów czas w y stą ­ pił z pierw szą krytyką znakomitej kreacyi Juliusza „P rze­ gląd P oznański“. Zaczyna on od sprostow ania. „Nigdy m a­ tkę M akrynę nie zam ykano. Osiadła ze sw ojego w yboru w klasztorze Sercanek, gdzie za Grzegorza XVI. widziała się otoczona wielkiem uszanow aniem , odwiedzał ją Pius IX. T eraz (1861) m a klasztor osobny Bazylianek naprzeciw kościoła San E u se b io “. (Um arła około 1870 r.) Poczem bryznięcie błotem : „Słowackiego w ie r s z — jak zw jdde u niego — nierów ny, zbyt jask raw y (!) pełen tego uniesienia, co jeno z fantazyi płynie, m a jed nak piękne wcale ustępy. Najgorszy w nim koniec: „Ja chcę do R zym u“ itd. T rudno o chłodniejszą zaw zię­ tość przeciw Rzymowi, ale trzeba pam iętać, że Słow a­ cki, kiedy pisał w iersz ten, należał jeszcze do zw olenni­ ków Tow iańskiego, bo tylko co się był od nich o d su ­

(43)

nął, bez zw rócenia się ku praw dzie katolickiej“. Że w pływ tow iańszczyzny, nie oddziałał szkodliwie na tendencyę ani na artystyczną stronę poem atu, o tern przekonyw a św iadectw o A. Małeckiego, który, surow o oceniając utw ory z tej doby twórczości Juliusza, p o ­ w iada o „Rozmowie z M atką M akryną“, że „objaw y tow ianizm u są w niej tak nieznaczne, artystyczny jej układ tak prosty, a m oc słowa taka p o tę ż n a “, iż zali­ czyć ją m ożna do arcydzieł literatury polskiej i jako „obraz strasznej boleści i zg rozy“ postaw ić tuż obok „O jca Zadżum ionych“. W istocie ow a „mgłami stycy zm u“, niby ślubnym welonem osłaniając skroń M akryny, p rz y ­ daje j eJ niew ym ow nego uroku i otw iera rozległy widok na bezbrzeżne krainy ducha,

Nie tu miejsce na estetyczny rozbiór poem atu. Pozwolę sobie jeno zwrócić uw agę na siłę i ekspresyę w ykonania, objaw iąjącą się w [obrazach, porów naniach, przenośniach — słowem w plastyce w ysłow ienia, g o ­ dnej rylca Hom era. Oto kilka przykładów . Tłóm acząc się we wstępie z pow odów podjęcia osnow y ow ych bolesnych scen „przenikających nożam i“, bierze poeta „dla sw ojego czoła uśw ięcenie“ nie z rąk m uzy, ani od rodziny przenajśw iętszej, ale z krw aw ej ręki m ęczennicy, k tóra m u się w sennem m arzeniu objawiła „przeze mgły w yrzucająca takie strachu strzały z palców ogni­ sty c h “, że drżał jak Mojżesz „kiedy m u Jehow a rękę sw oją pokazał ze skały “. Na widok jej tw arzy, jaśnieją­ cej „m ęczeństw em złotem “, uderza czołem o ziemię, ja k pokutujący zbrodniarz przed Panem . A ureolą m ąk ukoronow anej m atce skarży się syn ojczyzny, p rzed­ staw iając niewolę dwudziestomilionow ego narodu w tych oto trzech w yrazistych obrazach: „G dyby to miedziane

(44)

grosze (owe skargi milionów) św iat praw ie k u p ić ; gdyby pozespalać krwi kropelki, tą krw ią św iat m ożnaby zalać ; gdyby błysnęły w szystkie ognie z lica, św iat m ożnaby spalić “.

Apostaz}?ę biskupa, troskliwego sw ych ow ieczek pasterza, maluje poeta najpierw głuchą o niej wieścią, potem przestrachem m niszek, które porw ane przed oł­ tarzem „niew idzialną siłą padały czołem jak małe dzieci, które dziad p rzeraża“. W reszcie sam a ksieni rozprawiła się w sam otności z duszą renegata. Przyw ołany potęgą jej myśli staje o północy w kościele cień biskupa — błysz­ czący oczym a „jak szkła wypukłem i i próżnem i.“ A choć ją strach za serce ściska, bada przenikliwie „która kość w nim drzy, a która się trz y m a “. Rzuca się potem krzyżem na zim ną podłogę kościoła i leży w takiej gorączce, że „krzyż na ziemi w ypotniał“.

N am ow y biskupa do zm iany w iary oddaje poeta w ży­ w ych kolorach. „Siadł blisko i trafiał słodkiemi słow y“ — Spróbow ał potem szatańskich kuszeń m itrą biskupią; słow a jego zaszeptane w ucho, „jak węże skórą szeleś- ciały“ — słow a te, „skryte, ślepe k re ty “ zalegające gdzieś w podziem iach trum ny, raniły jej duszę czystą tysiącem sztyletów.

W yrok cesarski, skazujący na w ygnanie wierne- kościoła córki, uw ydatnia poeta przerażeniem ow ych „strasznych rycerek, odpraw iających straże przy becz­ kach z prochem , z ogniem na grom nicy“. Oto na w i­ dok rządow ego papieru „w szystkie ja k szpaczki zbiegł­ szy się — stoją blade, nieme, drżące, strw ożone laku sam ego zap ach em “. Uczucie strachu podnosi autor nie­ jasnością ukazu, niew ym ieniając m iejsca wygnania- P ierw sze to „zagrożeń w idziadło“ w ychyla się z „bia­

(45)

łych papierów, pełnych gróźb, a tak milczących i głu­ chych, jak m ogiły“, spada zaś na dusze słabych niewiast ciemnem, piekielnem przerażeniem . Pragnąc uw ydatnić pierw szy ten akord wspaniałej symfonii m ęczeństw a, obniża poeta w porów naniu z tern późniejsze katusze. „Męka — pow iada — gdy ciało ju ż kąsać zaczyna, to nic, duch w tenczas nabiera odwagi i sam by poszedł na miecz nagi“. A jakby nie dość tego, potęguje owo w rażenie w ezbraniem ducha świetej m ęczennicy, która w spom inając ów groźbą brzem ienny ukaz „podniosła się i z takim gestem zapalona — polskim, duchow ym ję ­ zykiem śpiew ała“, że w ydaw ało się, jak gdyby „w sło­ w ach rozognionych rosła".

Dzieje m ęczeństw a zakonnic znaczy poeta wrażeniem duszy jej przewodniczki. Lęk biedaczek „drżących jak na drzewie liście“ odczuw a ona sercem , które jej „bije ciężko, jakby m łotem “. Obawia się, że „gdzieś wielka żyła pękła i kropliskami ciężko w pulsa sieje“. Czuje już jak „krew kapie — a jak dokapie — zaleje“ ją całą. Lecz trw oga o los jej sióstr zakonnych dodaje jej odwagi. „Głazem z Dawida p ro c y “ rzuciła na Go­ liata i „stanęła m u tw arz w tw a rz “, spostrzegłszy je ­ dnak, że ten „poryw d u ch a“ gotów sił przysporzyć wrogow i — „znów zacięła z ę b y “ z bolu i niema, „zimna ducha do ciała jak nogi stonoga zebrała w sobie.“ i ze­ szła „na dno mogiły, do serca — po B oga“.

Trzykrotne, coraz groźniejsze pytania biskupa, czy przejdą na jego wiarę, w yraża crescendo od um izgów i cichych w estchnień po przez skargi i złowrogie sp oj­ rzenia „szarych ócz“ (nito „strasznych jaszczurów , które złotemi jad oczym a leją“) aż do w ycia i rw ania piersi w zdętych, m iotających „jakby rynna błoto“. Na

(46)

tle biernego oporu, jak toń spokojnych i m ilczących m niszek, odbija mocno bezsilne szam otanie się rozbe­ stw ionego popa. T argał się „jak pies w łań cu c h u “, „zębam i szczękał, kościami klekotał — jak gdybyś w i­ dział gdzie żebraka dziada, który się na psy szczekające gniew a i trzęsie, klaszcząc jak kościotrup z d rzew a“. W ezb ran e fale nam iętności rozbiją się jednakże o słabą pierś kobiet — w ytrw ałość ich oddają trzykrotnie na czole w iersza pow tórzone s łó w k a : My n ic !

Na „krw ią w y p lu ty “ rozkaz opuszczenia klasztoru następuje w ym arsz zakonnic pod eskortą żołdactwa. Poeta rozpoczyna od miękich, molowych tonów żalu za­ konnic za ojczyzną, „gdzie dom y pachną — gdzie nas C hrystus m atkom z rąk odebrał, a potem strzegł jako sw e jag n ięta“. W idzim y pochód strapionych mni­ szek w długim szeregu ; na czele idzie jedna z krzy­ żem, na końcu wlecze się na kolanach paraliżem tk n ięta staruszka, sucha i jak „trup biała“ . Chciano jej oszczę­ dzić łez i jęków pożegnania, któremi zapełniła się naw a kościoła w czasie ostatnich modłów. Ale nieboga nie dała się złudzić. Pozbaw iona władzy rąk i nóg, ch w y­

ciła się paralitycznie za szyje dw óch tow arzyszek i w y ­ wijając kijami niby mieczem stanęła jak rycerka w obronie w ygnanek. Jej zgon na ręku M ieczysławskiej, to jedna z najpiękniejszych scen tego D antejskiego obrazu.

Pochód z jej trupem „jakby z m anifestem “ urozm aicają etapy znęcającego się żołnierstwa, przyczem w ystępuje plastycznie czystość i niew inność dusz nie­ wieścich na tle brudu i brutalności.

Z przybyciem do klasztoru w W itebsku, owego „żyw ego piekła“, rozpoczynają się katusze ciała —

(47)

naj-pierw „bardzo proste i lekkie“, potem coraz sroższe i nieznośniejsze, podczas których „krzyczały aż b rz u ch y “, wreszcie nastają tortury sprow adzające śmierć. Z trzech m niszek zabitych przy m urarce jedna poniosła straszny koniec „lecąc jako młyn okropny z g óry“ i plamiąc k rw aw ą strugą ściany śnieżystej białości. W szystkie zaś rzucone pom iędzy spite żołdactwo i diaki, tarzały się w brudzie i jękach. Opis tych gw ałtów godzien sta­ nąć u bram Dantejskiego p ie k ła : W pow ietrzu pow iew ały „krw aw e bielizny m niszek jako sztan ­ d ary “ a w dole świeciły jak gw iazdy głowy bez tw a­ rzy, „w ybite pięści biskupiej pieczęcią“, czaszki ze zdartym mózgiem, oczy w e krwi błyszczące jak kw iaty niezabudki.

K rajobrazy, przez szkła kontrastu oglądane, jako ów cichy gaik z jeziorem odbijającem niebiosa, albo w i­

doki harm onijnie spływ ające z ponurem tłem dram atu, jak ow a senna, zasłonięta mgłami, wioska kąpiąca się w m orzu krwi zachodzącego słońca, przydają opisom nieprzebranych m ąk cudow nego uroku. Pobyt w Poło- ckiej turmie, okolonej ciemnym, dzikim borem , przy­ pada na czas jesiennych w ichrów . W nocy, pełnej roz­ bojów i orgij m oskiew skich, dzw onią na jutrznię — w celach przejm ujące zim no — słychać na polu jęki a „w myśli staje ci trup czerw o n y “. Ledwie świt szary zeszedł, aż tu z dw óch stron pędzą „przez m róz i przez g ru d ę “ prześladow anych unitów , a drugą bram ą grom a­ dkę m niszek — „m rozem i w iatrem prawie przeźro­ czysty ch “ ... Pławienie naszych m ęczennic odbyw a się w „pustej okolicy przystojnej m ęczeństw a duchow i“ — nad czarnym staw em , którego brzegi strzegą „w ierzby ja k u p io ry “. W e mgle sm ętnej rozlegają się jęki ofiar

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czynił to, aby uwierzyli, że naprawdę zmartwychwstał, tak jak im to zapowiedział; żeby uwierzyli, że wszystko co do nich mówił jest prawdą – Dobrą

Żeby uwierzyli, że wszystko co do nich mówił jest prawdą – Dobrą Nowiną, Ewangelią, którą Apostołowie będą głosili wszystkim ludziom.. W czasie spotkań z

[r]

Pomimo postępu w rozpoznawaniu i leczeniu PTLD charakteryzuje wysoka śmiertelność, która wynosi 40-80% u dorosłych biorców narządów miąższowych oraz 90% u chorych

In order to be able to answer the research question, a model based on the Tsai PM model is 

Potężne zbawcze działanie jest istotą Boskiej świętości, która polega na udzielaniu się Boga w historii na rzecz narodu wybranego i wszystkich, którzy do Boga należą..

Wawrzyniec miał okazję zapoznać się bliżej z życiory- sem Marii Gaetany Agnesi, o której jest książka.. Obecnie autor należy do zakonu Rodziny Niepokalanej Pośredniczki

For adiabatic rapid passage through a single resonance and in the presence of random nuclear fluctua- tions, the line shape is expected to be symmetric and the convolution of a