• Nie Znaleziono Wyników

Opowieść o szaleństwie, czyli historia pewnego słuchowiska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opowieść o szaleństwie, czyli historia pewnego słuchowiska"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FOLIA LITTER A R IA PO LONICA 9, 2007

E w e lin a K a ź m ie r c z a k

OPOWIEŚĆ O SZALEŃSTWIE,

CZYLI HISTORIA PEWNEGO SŁUCHOWISKA

1. Okoliczności powstania

O koliczności pow stania wersji teatralnej Obłędu Jerzego K rzysztonia są zw iązane z o so b ą reżysera Jerzego R akow ieckiego - bezpośredniego in-sp ira to ra adaptacji scenicznej. A u to r powieści, od lat zw iązany ze środow is-kiem te a tra ln y m 1, n a tw órcę opracow ania dram aturgicznego w ybrał Janusza K rasińskiego. N iestety, tragiczna śm ierć pisarza przerw ała przygotow ania do spektaklu. R ealizacja wspólnych planów n ab rała nieoczekiw anie m ocy testam entu. P rzekształcenie wielowątkow ej opowieści w spektakl stało się dla wielu osób wypełnieniem ostatniej woli K rzysztonia. P rem iera m iała miejsce n a deskach T e a tru Polskiego w W arszaw ie w 1983 r. „I ta k m am y przed sobą rzecz, k tó ra czerpiąc z bogactw a prozy i nazyw ając się kom -pozycją d ra m a tu rg iczn ą w istocie jest now ą sztuką, d ram atem sam oistnym i odrębnym , któ ry żyć będzie, w co głęboko wierzę, swoim własnym życiem” 2 - pisał we wstępie d o wersji scenicznej Jaro sław A bram ow -N ew erly.

2. Realizacja radiowa

P o d o b n e tru d n o ści n ap o ty k ało przekształcenie trzytom ow ej powieści w słuchow isko. T em a t szaleństw a, ze względu n a ekspresyjność przekazu, jest n a pew no interesującym zadaniem dla tw órcy radiow ego. Jednocześnie staje się wyzwaniem to , by z chaotycznego n atło k u myśli chorego b ohatera

1 K rzysztoń zajmował się dram aturgią teatralną i radiow ą oraz uczestniczył w pracach zarządu K lubu D ram atopisarzy Polskich, a jako jego przedstawiciel pełnił funkcję jurora na Ogólnopolskim Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu; cyt. z a J . A b r a m o w - N e w e r l y , Wstęp do opracowania scenicznego „ Obłędu" J. Krzysztonia, „D ialog” 1983, nr 3, s. 52.

(2)

stw orzyć słuchow isko czytelne dla każdego odbiorcy. P oczątkow o wydawało się to zadaniem wręcz niew ykonalnym . Specyfika percepcji radiow ej - prze-de wszystkim aw izualność przekazu, rezygnująca z kostium u, m im iki i gestu - m ogła stać się zbyt dużym ograniczeniem dla adaptacji tysiącstronicow ej opowieści o szaleństw ie K rzysztofa J. Jednocześnie foniczność spektaklu słuchow ego w ydaje się fo rm ą najdoskonalej o d d a ją c ą d estru k c y jn ą siłę choroby. O drzucając dosłow ność w budow aniu św iata przedstaw ionego, pozw ala skoncentrow ać uwagę odbiorcy na osobie głów nego bohatera, pozw ala naw iązać nić porozum ienia, niem al osobisty k o n ta k t. O błęd dzien-nik arza nie jest jedynie kolejną historią o szaleństwie - staje się opowieścią 0 przejściu przez „m o n stru aln y rytuał pogrążenia” . P ok azu jąc zm agania chorego człow ieka, przypom ina, że jego p ow rót do norm alności jest w rze-czywistości dążeniem do św iata, „k tó ry jest także szalony, choć n a inny sp osób” 3.

W szakże, aby w iarygodnie pokazać taki o b ra z św iata, niezbędne było znalezienie właściwego kształtu radiow ego d la scenariusza literackiego. Z d a -niem Zbigniew a K op alk i, decydujące znaczenie dla sukcesu artystycznego słuchow iska m a inscenizacja. Przestrzega on reżyserów przed niepotrzebną 1 n ad m iern ą zależnością od pierw ow zoru książkow ego:

Radiowcy całego świata uwierzyli na ślepo w nutki autorskie, w skończoność partytury literackiej. Rezultat na ogół był żałosny. Zamiast inscenizacji pojaw iała się wierna dosłowność. Realizacja dosłowna, nie podbudow ana należycie wyobraźnią, nie wzbogacona indywidualnym spojrzeniem, dotykiem, oceną, wyborem dawała i ciągle jeszcze daje stereotypy radiowe, które ze sztuką nie m ają nic wspólnego4.

Pierw szą a d a p ta cją rad io w ą Obłędu był d ra m a t zatytułow any Diabeł

z M ałego Sm akosza, zrealizow any przez sam ego a u to ra w krótce po w ydaniu

powieści (1980)s.

O pracow anie reżyserskie Janusza K ukuły - zaprezentow ane radiow ej publiczności podczas R adiow ego Festiw alu Tw órczości Jerzego K rzysztonia - jest b ard zo ekspresyw ne w form ie, dzięki czem u szybko przykuw a uwagę słuchacza. A ngażuje w yobraźnię odbiorcy, przynosząc obrazy chorej świa-dom ości. Stajem y się bowiem św iadkam i nie tylko zdarzeń zewnętrznych, lecz także rozm yślań i urojeń bohatera. Św iadom ość p acjenta poddaje się destrukcyjnym obrazom chorej psychiki, ale p ośród rozpaczy i lęku zdarzają się m om enty olśnienia, ilum inacje w szaleństwie, chwile geniuszu wśród godzin om am ów .

3 W. B o r a t y ń s k i , Radiowy powrót Jerzego Krzysztonia, „Teatr Polskiego R adia” 1995, s. 132.

4 Z. К o p a ł k o , Reżyser o słuchowisku radiowym, W arszawa 1966, s. 44.

5 T. B ł a ż e j e w s k i , Diabeł w „ Obłędzie", [w:] t e n ż e , Historiozofla retoryczna. Formy

(3)

W w arstw ie konstrukcyjnej shichow iska konieczna była więc redukcja pew nych elem entów opracow ania dram aturgicznego, przekształceniu uległy także niektóre fragm enty tekstu. Zdaniem M ichała Sprusińskiego, osoba głów nego b o h atera Obłędu w ydaje się tożsam a z postacią re p o rtera rad io -wego, znanego odbiorcy ze słuchowiska Jerzego K rzysztonia Zwolnienie mam

do niedzieli. T eza ta wydaje się słuszna, zważywszy n a fakt, że obie postaci

łączy nie tylko w spólne dośw iadczenie zaw odow e, ale przede wszystkim zagubienie w „taśm otece polskiej” . Z kolei przeżycia szpitalne - spotkania b o h a te ra z wielkimi postaciam i kultury, w ybitnym i wodzam i - przyw ołują n a myśl m otyw y w ędrów ki przez kolejne epoki historyczne, co w ykorzystano ju ż w słuchow isku K rzysztonia Polonus w opałach, czyli facecja polska. W iedza re p o rtera radiow ego i czynione przezeń liczne aluzje do postaci lub w ydarzeń literackich, historycznych i politycznych w ym agają od odbiorcy doskonałej znajom ości d o ro b k u europejskiego kręgu kulturow ego. Ironizując na tem at kom petencji erudycyjnych publiczności, a u to r artykułu stwierdza, że tw órca „ż ąd a od czytelnika wykształcenia, bądź p o siadania na półce Wielkiej E ncyklopedii Pow szechnej” 6.

3. Retoryczna warstwa tekstu

A kcja d ra m a tu radiow ego, opisującego chorobę um ysłow ą, rozgryw a się w dw óch, wzajem nie się przenikających, rzeczywistościach: realistycznej i tej, k tó ra jest w ytw orem im aginacji szalonego um ysłu dziennikarza.

Z dynam izow any rytm słuchow iska K rzysztonia, obfitując w zm iany m iej-sca akcji, w ykorzystuje następujące typy przestrzeni:

• P rzestrzeń zam knięta - przedział kolejowy.

K ryzys b o h atera rozpoczyna się podczas reporterskiej podróży, kiedy Krzysz-to f zostaje ow ładnięty podejrzeniem , że jest śledzony... W tle zwyczajnej, niezobow iązującej rozm ow y współpasażerów słyszymy oddech śpiących osób, jed n o stajn y stu k o t kó ł pociągu czy odgłos przesuw anych drzwi... W nętrze

przedziału poznajem y z relacji bohatera:

K R Z Y SZT O F-narrator: Dziewczyna czyta książkę (słyszymy głos młodej kobiety modulowany w sposób afektowany); Emisariusz - mszał (wypowiadana półgłosem modlitwa duchownego);

Goryl usiłuje drzemać oparłszy głowę o deski nart (dyskretne pochrapywanie).

W tym m iejscu w arto się zastanow ić, czy głośna lektura lub odm aw ianie brew iarza istnieje w rzeczywistości, czy też jest ju ż pierwszym sym ptom em

(4)

zbliżającego się a ta k u choroby. D ziennikarz bowiem nie u fa w spółtow arzy-szom p o d ró ż y - wszyscy w ydają się „prześladow nikam i” , zagrażającym i bezpieczeństw u św iata. D latego też nagryw a każde ich słow o m agnetofonem ukrytym pod k u rtk ą... Wejście k o n d u k to ra spraw dzającego bilety staje się dla b o h a te ra potw ierdzeniem jego obaw - pracow nik kolei w skazuje m u bowiem sprzym ierzeńców i w rogów . W ypow iedziane przez niego pierwsze d w a zdania są zwyczajowym kom unikatem , ale kolejne są ju ż z pew nością w ytw orem chorej im aginacji reportera:

K O N D U K T O R Siedemdziesiąt pięć minut opóźnienia. Śnieżyca, proszę państwa. Mordercza

próba nerwów, prawda? Ale nikt nie może się domyślić, że wiesz, co tv trawie piszczy. Spokojny twój gest, pokerowe oblicze. M asz chyba zamiar wynieść z tej gry skórę całą? I nie ośmieszyć się w ich oczach, tu, w tym przedziale, nadzianym elitą tajniaków. Strzeż się tego w kożuchu. Stoją za nim Nieznane Siły.

K RZY SZTO F Tak. Domyśliłem się.

K O N D U K T O R / strzeż się Żółtka! Pamiętasz... na odczycie w> Szczawnicy poddawałeś krytyce

czerwoną książeczkę. No i masz ich na karku. Żółtek co ja kiś czas kwacze: k w a k !

K RZY SZTO F Istotnie...

K O N D U K T O R Tego kwakania nie zarejestrowała twoja taśma magnetofonowa. Sprawdź to h> domu. I pomyśl, co to może znaczyć. Tst! Nie teraz! Zwracasz na siebie uwagę... I licz

się z każdym słowem. Stroń od śliskich tematów. Nie dawaj się wciągnąć w trefną dysputę polityczną. Dowcipów dwuznacznych nie opowiadaj. Dozwolone są rozmowy o pięknie życia, alkoholu, kobietach, sukcesach gospodarczych etc. Goryl to twój bodyguard. Dziewczyna też nad tobą czuwa. [...] Konspiracyjny szept, przeznaczony jedynie dla uszu bohatera,

prze-chodzi w zwyczajowe zalecenie: Nie palić! Niet kurit! Ne fum er pas! No smoking!

- m ieszkanie b o h atera (fu n k q o n o w an ie tej przestrzeni jest wyraźnie w ydzielone w czasie: poczynając od początkow ych, rytm icznie pow tarzanych dźw ięków d zw onka do drzw i aż do sygnału karetki pogotow ia);

- szpital psychiatryczny (sale chorych, łaźnia ozn aczo n a przez szum płynącej w ody, stołów ka - zgodnie z opisem n a rra to ra przypom inająca „[...] coś n a kształt bachanaliów : g ro m ad a obszarpańców ćp a, siorbie z m isek, m laska z oskom ą, z zaślepieniem i tak ą tęsknotą do żarcia, jakiej nie widziało się w najgorszych czasach w ojennego głodu” ).

• P rzestrzeń o tw arta

- wywiady przeprow adzane przez dziennikarza z m ieszkańcam i stolicy. N a uw agę zasługuje interesujący pom ysł realizacyjny, polegający na przejściu wypowiedzi b o h atera w głosy zarejestrow ane n a taśm ie re p o rter-skiej. P rzy rezygnacji z opisów narracyjnych lub bezpośrednich prezentaq'i dialogów efekt odsłuchiw anego wywiadu w zm ocniony został tow arzyszący-m i n ag ran iu szuarzyszący-m aarzyszący-m i taśarzyszący-m y, zniekształceniearzyszący-m głosu dziennikarza przez nagłe spow olnienie lub nienaturalne przyspieszenie rozm ow y. Jednocześnie przez cały czas o dbiorca m a wrażenie realności przeprow adzanej sondy ulicznej - potw ierdzają je chociażby odgłosy charakterystyczne dla ruchu ulicznego.

(5)

W arto w tym m iejscu podkreślić, że bo h ater, ja k o re p o rter radiow y, oczywiście zdaje sobie spraw ę z zakłam ania w k o n ta k ta c h międzyludzkich. D ziennikarz dosk o n ale wie, że przeprow adzane wywiady będą przebiegać zgodnie z popraw nością oficjalnej propagandy: strach przed własnym osądem rzeczywistości spraw i, że rozm ow a stanie się jedynie w ym ianą nieznaczących sloganów :

K RZY SZTO F Dzień dobry. Pan się spieszy, ale może kilka stów dla Polskiego Radia. Zgoda?...

Co pan sądzi o sytuacji politycznej w kraju?

M ĘŻCZY ZN A II Hm... sytuacja panie tego... No, sytuacja, ja kb y tu powiedzieć, nie najgorsza...

A może nawet i dobra, że tak powiem... Jakby się prawidłowo zastanowić, to całkiem dobra... Całkiem dobra, że tak powiem! Jakżeś m i pan dał, panie tego, do myślenia... to owszem, to naprawdę dobra i to pod każdym względem... politycznym, ekonomicznym, sportowym, e... i tak dalej... N o to już? C zy jeszcze?

K. To od pana zależy.

M . II M oże szlus? Wolę mieć to z głowy. K. Jak pan uważa.

M. II A pozdrowienia dla rodzinki można przekazać? K. W al pan. Proszę.

M . II Kochanej żonusi, Daneczkowi i Gosi moc całusów przesyła tatuńcio Bolek. K. A nazwisko?

M . II Nazwisko?... E... może lepiej nie.

A utentyczne porozum ienie z drugim człowiekiem pom aga K rzysztofow i naw iązać d o p iero rozkaz D ostojnego R ozm ówcy. Z nam ienne jest, że po fałszu now om ow y wcześniejszych wywiadów dziennikarz korzysta teraz tylko ze znaków pozasłow nych, wysyłanych przez przechodniów -przew odników . Z daniem M arii Jan io n , „czystość kom unikacyjna, pojaw iająca się w m om en-tach zagrożenia i niebezpieczeństwa, została tu dobitnie przeciw staw iona całem u otaczającem u b o h atera i w sączającem u się rów nież d o jego w nętrza współczesnem u zniepraw ieniu kom unikacyjnem u” 7. Zam knięcie reportera w szpitalu psychiatrycznym jest społeczną reakcją na przekroczenie granicy w snuciu wizji, ale staje się także m om entem w tajem niczenia... w siebie sam ego.

K R ZY SZTO F Ja to wiem... z raz narodzonej logiki szaleństwa, ja k z róży wiatrów, wymknąć

się nie sposób. Ta pułapka czyha na każdego, kto popełni błąd и> nawigacji. A ,,navigare necesse est", gdyż nie m a innej drogi poznania prócz szaleństwa. Jedyna rada, aby nie runąć w wir, to pamiętać, zachowując ostatni błysk przytomności, że we wszystkim jest miara, nawet w szaleństwie samym są granice, które biada przekraczać!

Z godnie z propozyq'am i Sławy Bardijewskiej m o żn a także wyróżnić tzw. przestrzeń subiektyw ną, opisującą indyw idualne odczucia bohatera:

szcze-7 M . J a n i o n , Epika życia fantazmatycznego, [w:] t a ż , Czas fo rm y otwartej. Tematy

(6)

golnie interesujące będą fragm enty prezentujące w ytw ory chorej w yobraźni.

O błęd m oże być bowiem postrzegany ja k o opow ieść człow ieka o pracy

własnego m ózgu. K rzy szto f J. jest przekonany, że p oznał niew erbalny sposób kom unikacji bezpośredniej (taki właśnie typ telepatycznego k o n ta k tu z M ię-d zy n aro ię-d ó w k ą M ózgów nazw ał T ajnym Systemem P orozum iew ania Się).

D O STO JN Y ROZM Ó W CA Poznasz naszą hierarchię, gdy przekroczysz ostatni stopień

wtajem-niczenia. A teraz Tajny Agencie ćwicz koncentrację. Wybierz dowolny punkt w ciemności.

K RZY SZTO F Lampę?...

D .R . To dość łatwe, ale niech będzie lampa. Koncentruj się. I podnoś napięcie w rytm własnego

oddechu. W strzymaj oddech...

K . Zapaliła się! Świeci! Ja k sto słońc! (nagle ciemność) Oślepłem! Oślepłem... Coście zrobili?

Straciłem wzrok!...

D .R . Spokojnie. Spokojnie...

K . Kiedy nic nie widzę! Ślepy jestem !

D .R . Nie, to lampa zgasła. Przepaliłeś żarówkę. Od tej pory uważaj, koncentruj się tylko h> otwartą przestrzeń.

I w innym m iejscu:

K . Coś niezwykłego. Zupełnie jakbym rozbił głupią klatkę determinizmu i nareszcie wyszedł na

świat ja ko prawdziwy homo sapiens. Dojrzała we mnie ewolucja gatunku: widzę to, czego inni nie widzą, rozumiem to, czego inni jeszcze pojąć nie potrafią, słyszę to, czego inni usłyszeć nie są w stanie. Oczy moje olśniło prawdziwe uniwersum, na którym wszystko co niemożliwe, okazało się możliwe. / całkowicie naturalne.

K RZY SZTO F Ale dyrektywy!... Jakie dyrektywy?!

K R Z Y S Z T O F -narrator Przebiega przechodzień, potrąca Krzysztofa. Z kieszeni spieszącego się

wypada gazeta. K rzysztof podnosi ją, rozkłada (słyszymy szelest papieru) czyta głośno tytuły...

K R ZY SZTO F Rozumieć świat, kierować sobą. Działać spokojnie, widzieć ostro!

P o pew nym czasie przekonujem y się, że rojenia chorego um ysłu b o h atera nierozerw alnie w iążą się ze zniekształceniem wypowiedzi, nie tylko pod w zględem treści, ale i form y akustycznej (często stosow any jest efekt p o -głosu). Podczas zwyczajnej wypowiedzi zm ianie ulega rów nież głos postaci. N iezwykle sugestyw nym zabiegiem fonicznym jest rów nież w prow adzenie rytm icznego bicia serca ja k o po d k ład u do następującej rozm ow y:

K RZY SZTO F A kto ty właściwie jesteś? SYLW EK KOLOS Matkobójca.

K R ZY SZTO F M oże ci się tylko zdaje.

SYLW EK K O LO S Nie... wiem. Zabiłem ją . Zabiłem ją przy urodzeniu. Miała dziewiętnaście

lat. Wdzięk, urodę, młodość, całe życie przed sobą. Zabrałem je j to wszystko... Sza... nic nie mów. Znam , znam wszystkie wasze argumenty. Ludzie nieraz popełniają zbrodnię, ale są dorośli, mają swoje motywy. Wolną wolę, prawo wyboru... Przywykło się uważać, że oni istotnie są winni, a tacy ja k ja rzekomo winy nie ponoszą. O, gdybyż to była prawda! Cala różnica tylko w tym, że ich świadomość dojrzewała przed fa ktem , moja natomiast po fakcie. Ale nie powiesz mi, że dojrzały płód świadomości nie ma...

(7)

Z kolei Leszek Szaruga w yodrębnia w Obłędzie następujące, wzajemnie się przenikające, warstwy św iata przedstaw ionego:

1. Rzeczywistość k o n k re tn ą - codzienność, znaną z własnych doświadczeń zarów no odbiorcy, ja k i bohaterom .

2. Rzeczywistość zm etaforyzow aną - pokazującą św iat ludzi chorych um ysłow o.

3. Rzeczywistość m itu - miejsce kreacji literackiej, stanow iące jednocześnie rzeczywistość k o n k re tn ą w obrębie w ytw orów szalonej w yobraźni.

Jest jeszcze inna lekcja: choroba stanowi tu konkret, świat przedstawiony powieści, mit, jest jej m etaforą, zaś rzeczywistość realna mitem tkwiącym w zbiorowej pamięci chorej społecz-ności8.

K rzy szto f R utkow ski w yodrębnia w utworze następujące poziom y tekstu9: 1. W arstw ę retoryczną. O dbiorcę i nadaw cę m oże różnić poziom d o -św iadczenia lub erudycji (podobnie ja k dzieli ich odm ienny środek przekazu: książka lub radio), ale łączy typow a relacja kom unikacyjna: dzieło o d -biorca. Jest to w ypow iedź przebiegająca bez zakłóceń, w ynikających z braku znajom ości k o d u - nie m a rozbieżności pom iędzy słowem a jego znaczeniem. N ajw ażniejsza w ydaje się w arstw a inform acyjna. R ów nie istotny jest fakt, że zarów no opow iadający, ja k i słuchacz w ystępują tutaj w roli osoby zupełnie zdrowej.

2. W arstw ę psychotyczną. N aruszenie reguł kom unikacyjnych staje się odpow iednikiem choroby psychicznej. P ozornie w tekście nie m a wyraźnych różnic, niezm ienna pozostaje popraw ność gram atyczna i leksykalna: „wszys-tk o jest tu językow o popraw ne, tylko stylizacje pulsują zm iennym rytm em ” . Przerw any obieg inform acji pozostaje początkow o niezauw ażalny dla o to -czenia, dop iero złam anie reguł życia codziennego zw raca uwagę na nietypowe wypowiedzi b o h atera. Pojaw ia się K rzysztof O błąkany. N ie potrafi on wyrazić słowem swojej choroby: jego wypowiedzi to rekonstruow ane m o n o -logi, skierow ane do pacjentów i personelu szpitala. Są to jed n ak swoiste cytaty, prezentujące rozdw ojoną św iadom ość chorego i opow iadającego. P o d o b n ą św iadom ość m a także odbiorca, zdający sobie spraw ę, że bohater wie o przytoczeniu tekstu kogoś trzeciego.

W słuchow isku tym narracja w yrażona w pierwszej osobie jest zapisem strum ienia myśli, wyznaniem lub autorefleksją i w niezwykle subiektywny sposób charakteryzuje postać głównego bohatera. K oncentruje przy tym uw agę odbiorcy n a przeżyciach wewnętrznych ogarniętego obłędem dzien-n ikarza. N a rrac ja staje się właściwie m odzien-nodram em , dzien-niekiedy tru d dzien-n o bowiem

8 L. S z a r u g a , Powracanie do siebie, „Więź” 1980, nr 30, s. 240.

S K. R u t k o w s k i , Historia szaleństwa w wieku średnim, „Miesięcznik Literacki” 1980, n r 12, s. 131-133.

(8)

rozróżnić rzeczywiste rozm ow y od projekcji chorej św iadom ości reportera. Interesującym zabiegiem , ułatw iającym właściwy o d b ió r słuchow iska, jest w prow adzenie kontrastow ej w stosunku do św iata postaci n a rra to ra . B ohater zostaje bow iem , dzięki celnem u zabiegowi reżyserskiej narracji, niejako rozbity na dwie quasi-osoby: K rzysztofa i K rz y sz to fa -n a rra to ra 10.

K R Z Y S Z T O F -narrator K rzysztof rozpaczliwym gestem zatyka uszy. D źwięki dzwonu potężnieją,

omal nie rozsadzają mu głowy. Wkrótce wszystko ucicha. K rzysztof spogląda na współ-pasażerów. N ikt nic nie słyszał.

Jest to swego rodzaju bezstronny k o m en tato r zachow ań i w ydarzeń, rozgryw ających się w okół osoby tracącego k o n ta k t z rzeczyw istością dzien-nikarza. D zięki jego swoistej autonom ii w obec chaotycznych w yobrażeń um ysłu b o h atera, artystyczny o b ra z szaleństw a staje się bardziej zrozum iały. N ależy podkreślić, że najczęściej wypowiedzi n a rra to ra są cytatem tekstu didaskaliów z opraco w an ia dram aturgicznego (co w ydaje się zabiegiem zupełnie zrozum iałym przy realizacji słuchowiska):

K R Z Y S Z T O F -narrator K rzysztof spostrzega, że W atażka zapomniał zatrzasnąć wrota.

Spon-tanicznym gestem wskazuje zgromadzonym drogę wybawienia. Z wyciągniętą h> górę prawicą ja k drogowskazem wolności, pnie się po schodach, porywa za sobą tłum. Jest to jego wielka chwila. Czcigodni starcy, ja k kto może, na czworakach, pogarhieni, potrącając się i popychając dopadają otwartych wrót. Tam czyhają ju ż na nich erynie. Wrzeszcząc histerycznie okładają biegnących m okrym i szmatami...

N a rra to r w yjaśnia działania K rzysztofa, budzące przerażenie w otoczeniu ze św iata fikcyjnego. P ozw ala jed n ak nie tylko p o k o n ać dystans między urojeniam i a racjonalnym osądem rzeczywistości. U łatw iając percepcję, p o -m aga, wręcz u-m ożliwia słuchaczowi odnalezienie znaczeń uniw ersalnych.

B oratyński tra k tu je ten zabieg ja k o zastosow anie introspektyw ne struktury

alter ego, swego rod zaju „lu stro odbijające jego zachow ania i okoliczności,

w jak ich po stać się znajduje” 11:

K R Z Y S Z T O F -narrator Stoją w drzwiach jadalni. Z otwarciem drzwi ja kb y wybito szybę do

piekla. Trzymane na uwięzi miliony decybeli walą przez otwór drzwiowy wprost na Krzysztofa. Zatrzym uje się, cofa. Gnom niemal siłą wpycha go do środka. [...] Teraz, wśród tej tłoczącej się i bekającej ciżby, wielogębnej, wielookiej, zachłystującej się zupą i kapustą, na zachlapanych stolach, wśród pomruków i pokrzykiwań, wśród pazernych rąk i uśmiechów błogości na zidiociałych twarzach - pojął cale okrucieństwo prześladowników, którzy go tutaj wpędzili.

10 Obie partie kreowane są przez K rzysztofa Gosztyłę, w taki jednak sposób, iż słuchacz nigdy nie m a wątpliwości, której osoby słucha.

(9)

Ja n io n zw raca uwagę, że n arracja prow adzona jest w sposób sugerujący dosłow ność przekazu historii człow ieka szalonego: „K rzysztoń posługuje się, owszem, fantasm agoryczną wizją rzeczywistości tw orkow skiej, ale zarazem nie kreuje parab o li czy Wielkiej m etafory w takim sensie, że czytelnik m usiałby dokonyw ać przekładu owego sym bolicznego czy fantazm atycznego

gdzieś tam na realia szpitala dla obłąkanych” 12. O bok m otyw aq'i realistycznej

charakterystycznym zabiegiem pisarskim a u to ra jest rów nież jednoczesne zacieranie granic m iędzy tym , co realne, a tym , co jest urojeniem chorego um ysłu. Stąd wielow ym iarow ość przekazu, odnosząca się zarów no do ilum inacji b o h atera, ja k i d o zbiorowej ignorancji przesłania przez niew tajeilum niczone społeczeństw o. B ohater utw oru nie jest tylko w yim aginow aną p o -stacią literacką, zaw ieszoną poza czasem i przestrzenią — jest kim ś k o n k ret-nym , a dzięki tem u bliskim odbiorcy. Świat schizofrenika staje się „w swej nieuchw ytności i nieokreśloności, w swej grozie i pow adze sym bolem ludz-kiego przeznaczenia, k tó re jest rów nie nieokreślone, nieuchw ytne, nieznane, co groźne i napaw ające przerażeniem ” 13.

K ażdego o dbiorcę powieści lub słuchow iska uderza realność przedsta-wianych zdarzeń. U tw ó r K rzysztonia w niezwykle sugestyw ny sposób przy-bliża bowiem o b ra z choroby umysłowej. Realistyczny, niem al kliniczny, opis zespołu urojeniow o-lękow ego stał się naw et lekturą uzupełniającą, zalecaną studentom m edycyny14. Typow e objaw y choroby przybliża chociażby n a-stępujący fragm ent:

K R ZY SZTO F A ja odpowiem, ja k m i pan odpowie, dlaczego pan, do diaska, nie wierzy?!... ECH O W PA SIAKU A ja odpowiem, ja k m i pan odpowie, dlaczego pan, do diaska, nie wierzy? K RZY SZTO F Czego pan chce?

ECH O W PA SIA K U Czego pan chce?

K R ZY SZTO F Pytam, jakim prawem pan się wtrąca?

ECH O W PA SIA K U Pytam, jakim prawem pan się wtrąca?

K R Z Y SZT O F Przestań się wygłupiać, baranie! [...] Nie znoszę, żeby mnie ktoś przedrzeźniał!

Do cholery z tym łysym bucem! Ja mu jeszcze łeb urwę!

M A R K IZ D E SADE Panie Krzysztofie... To ciężko chore biedaczysko. Zw ykły objaw jego

choroby... Nie słyszał pan nigdy o echołalii?

K R ZY SZTO F Dobrze... O wielu rzeczach nie słyszałem. Jestem tu pierwszy raz. Pierwszy raz w szpitalu, więc dalibóg... o wielu rzeczach...

O dbiorca słuchow iska - podobnie ja k zapadający w obłęd b o h ater - sły-szy dziw ne głosy, niepokojącą m uzykę, szumy i pluski, niespotykane w

świe-12 M . J a n i o n , dz. cyt., s. 365.

13 C. R o w i ń s k i , Anatomia szaleństwa, „L iteratura” 1980, n r 25, s. 5.

14 Jak podaje A. K o w a l c z y k o w a , (Ciemne drogi szaleństwa, K raków 1979), w wielu utworach poruszających tem at choroby psychicznej panuje medyczne dyletanctwo, np. w rom an-tyzmie powszechna była teoria mesmeryzmu czy koedukacyjnego szpitala dla obłąkanych (J. S ł o w a c k i , Kordian).

(10)

cie rzeczywistym . Jednocześnie chory um ysł dziennikarza przyw ołuje z nie-sp o ty k an ą intensyw nością zatrzym ane w pamięci obrazy, w nie-spom nienia nie-sprzed lat. J a k twierdzi Leszek Szaruga, „ b o h a te r przechodzi przez piekło histo- ryzm u” 15. O bserw ując bezzębnego staruszka obsesyjnie w patrzonego w ja b -łko, jest przekonany, że dane m u będzie poznać osobiście m arszałka Pił-sudskiego. N iem al natychm iast w yobraźnia podsuw a m u skojarzenia z tw ier-d zą m ag ier-d eb u rsk ą (w tle wypowieier-dzi n a rra to ra słyszymy język niemiecki), w alkam i niepodległościow ym i (legioniści śpiewający M aszerują chłopcy...) czy zwycięstwem nad bolszew ikam i (kobiecy głos nucący rosyjski rom ans).

K rz y szto f wycofuje się do św iata własnych w yobrażeń. Z m aga się jed n ak nie tylko z przeszłością, lecz także z rozdarciem w ew nętrznym , nakazującym w ierność w łasnym poglądom - przy jednoczesnym zniew oleniu nakazem głoszenia praw dy zgodnej z oficjalnym systemem w artości. „W tym przy p ad -ku zaw ód w ykonyw any jest akceleratorem choroby. T o je d n a z tych profesji, k tó re dzięki swej strukturze w ym agają ciągłego napięcia, a więc najbardziej sprzyjają rozpadow i osobow ości w k onfrontacji z wielkimi pytaniam i egzystencjalnym i” 16 pisał Jarosław K lejnocki. Św iadom ość tego faktu m a rów -nież b o h a te r d ra m a tu radiow ego:

K R ZY SZTO F Rozumiem. Rola, ja ką wziąłem na siebie... Tak, owszem, stałem się Tajnym

Agentem Dobrej Woli, lecz skazał mnie na to mój reporterski zawód, który - chcę czy nie chcę - wiąże się z polityką, choćby dlatego, że jest po uszy zanurzony w życiu. A teraz szpital... Nie może być jaśniej i prościej. Zamknęli mnie w domu wariatów...

W rozryw anym o k ru tn ą obfitością wizji, m ajaczeń i wielkich arch ety p o -w ych o b razó-w m o nologu -w e-w nętrznym b o h ater u to żsam ia się z m itologicz-nym żeglarzem O dysem , aby - ja k on d o Itak i - pow rócić do swojej praw dziw ej n atu ry i do źródeł kultury. „I jeśli Ita k ą znużonego O dysa m oże być p o w ró t d o do m u , to Ita k ą staje się rów nież p ró b a o d b u d o w a n ia znisz-czonych i zatom izow anych w artości” 17.

G N O M Człowiek w chorobie umysłowej może i traci rozum... ale niemożliwe, żeby tracił kulturę.

Jeśli mial i rozum, i kulturę, kultura przy nim pozostanie. A jeśli m ial tylko rozum, nie pozostanie mu nic. Patrz, to uczta wymóżdżonych mózgów. Ale chodź, nie ma się czego

bać. Taka sama fauna ja k i my.

J a k zauw aża Leszek Bugajski, rep o rter to „O dys, k tó ry przez m orze m ajak ó w , cierpień, chce dotrzeć do wytęsknionej Itak i norm alności” 18...

15 L. S z a r u g a , dz. cyt., s. 235.

16 J. K l e j n o c k i , Romantyczny szaleniec X X wieku, „Miesięcznik Literacki” 1988, n r 9, s. 47.

11 M . B o n i , Czas Odysei, „L iteratura” 1980, n r 30, s. 8. 18 L. B u g a j s k i , Różny, „Życie Literackie” 1982, nr 37, s. 24.

(11)

L. S zaruga z kolei stw ierdza, że „ b o h a te r K rzysztonia pow raca do siebie, odzyskuje u tra c o n ą tożsam ość, zakorzenia się w ponadczasow ej ojczyźnie, k tó rą jest d lań system kultury chrześcijańskiej [...] zastosow any w ariant dezintegraq’i pozytyw nej oznacza nie tyle rozpad osobow ości, co krytyczne rozchw ianie się stru k tu r, pozw alające na ich ponow ne skom ponow anie na innym , wyższym poziom ie św iadom ości” 19.

Z daniem R ow ińskiego, literacka p ró b a opisu szaleństw a niezwykle łatwo m oże stryw ializow ać tem at choroby i leczenia. P oruszane w ątki szybko stają się obszarem swoistej egzotyki, zaspokajającej tylko wścibstwo czytelnika, poszukującego kolejnej sensacji. Jedynym m otyw em usprawiedliwiającym podjęcie takiego tem atu jest wyjście naprzeciw tajem nicy ludzkiej psychiki, a nie p ro to k o larn y zapis choroby. Rów nież w opinii M ichała Boni utw ór ten nie je st jedynie literacką wizją zm agań z ch o ro b ą psychiczną. Obłęd staje się p a ra b o lą uniw ersalnego losu człowieka. K ażd y z nas jest Odysem - zawsze i wszędzie. Z m agania K rzysztofa - i nasze - na drogach kultury i historii pow inny odbudow ać zniszczone w artości. Odsłonięcie archetypów pam ięci zbiorow ej dem askuje kryzys cywilizacji. Ja k podkreśla a u to r tych rozw ażań, „isto tą staje się nie choro b a b o h atera a obłęd kultury, k tó ra go w ydała” 20. Bowiem „K rzy szto f J., niczym chłopiec n a drabinie, z obrazu Ja c k a M alczew skiego Błędne kolo, dośw iadcza, w swej pogm atw anej szaleń-stwem psychice, nieustannego w irow ania. N urty w iru to literatura, m itologia, h isto ria, filozofia, polityka. I dlatego konieczna jest droga: od zakłóconych k o n ta k tó w m iędzyludzkich, poprzez sam otność m onologu chorego umysłu, d o konieczności odbudow y w artości uniw ersalnych. P o czasie cywilizacyjnej apokalipsy n astępuje czas Odysei - aż do m ocy św iadom ego C o g ito ” 21.

Z kolei Jan io n trak tu je O błęd ja k o powieść inicjacyjną: „S ą to nowe narodziny czterdziestoletniego mężczyzny. Przeistoczenie nosi wszelkie zna-m io n a przełozna-m u biologicznego, psychologicznego i zna-m etafizycznego” 22.

Jest to także przełom ow a p o dróż w głąb zbiorow ości, w m echanizm y rządzące czasem m inionym i teraźniejszym . Stąd barw ny k orow ód postaci historycznych - bohaterów narodow ych - i liczne w utw orze naw iązania d o w ydarzeń G ru d n ia 1970 r. M ieszają się d aty i w ydarzenia - niezmienne pozostaje pragnienie reportera, by pozostać wiernym w ew nętrznem u głosowi i ocalić nie tylko pam ięć o au torytetach sprzed lat...

K RZY SZTO F Książę!...

K SIĄ ŻĘ PO N IA TO W SK I Dzięki, bracie, za dobre słowo. Tytułów nie używam. Mów m i Józek. K . A tam... tam... Czy dobrze poznaję? Tam - marszałek!

19 L. S z a r u g a , dz. cyt., s. 235. 20 M. B o n i , dz. cyt., s. 8.

21 J. K l e j n o c k i , dz. cyt., s. 48. 22 M . J a n i o n , dz. cyt., s. 371.

(12)

K.P. General...

К . Rozumiem... Będzie ponownie awansowa!. I Dmowski... Jaki miody. Jeszcze chyba nie zdążył

napisać „Myśli nowoczesnego Polaka"'... Dobry książę... Przepraszam. Tak trudno dostosować się do twojego życzenia. Wiesz, Józek... Stałeś się natchnieniem dla wielu pokoleń... Proszę, nie protestuj, nie trzeba. Po prostu jesteś we krwi narodu. Bez ciebie kampanię wrześniową przegralibyśmy bez jednego strzału.

Z daniem K lejnockiego, om aw iany utw ór jest także przykładem obecności schem atów rom antycznych we współczesnoobecności. Z akorzenionych, ale jed nocześnie tw órczo przetw orzonych przez au to ra. B ohater K rzysztonia, po -dobnie ja k jego literaccy poprzednicy, jest nadw rażliw ym indyw idualistą. R o zd arty w ew nętrznie „przekroczył pew ną uznaw alną linię nam iętności lub rozpaczy i znalazł się poza dopuszczalną obyczajem gran icą” 23. W zorując się n a osobie K o n ra d a czy K o rd ia n a, odnajduje swoje pow ołanie w misji T ajnego A genta D obrej W oli. I choć a u to r O b łęd u podkreślał, że postać ta nie m a am bicji apostolskich, to wyraźne w ydaje się przekonanie K rzyszto fa J. o doniosłości jego posłannictw a; choć cały czas racjonalizuje o ta -czającą rzeczywistość, czuje się w ybranym , by ocalić ludzkość od zagłady atom ow ej.

K RZY SZTO F Pozbyłem się strachu... Wiem - stałem się kimś, indywidualnością, a nie zwykłym

radiowym reporterem. Przeczuwam w sobie moce demiurga. Drżę na m yśl o tym, kiedy się objawią i kiedy za ich przyczyną wszystkich swoich wrogów, prześladowników i cały ich pomiot szatański, strategów i wszystkie ich rakiety zniosę z powierzchni ziemi. Potęga mózgu, który potrafi uruchomić moce nadprzyrodzone! Zostanę dopuszczony do władania nimi. [...] Więc pragnąłbym, aby moja wszechmoc okazała się surowa, ale zawsze miłosierna. Nie użyję je j w złym i niegodnym celu. Z chwilą, gdy ją otrzymam, pierwszym moim obowiązkiem będzie przepędzić z ziemi głód. Z e strategami rozprawię się z całą bezwzględnością. Rozbroję arsenały, w które wpakowali nasz ciężko zapracowany majątek. Cóż by się działo, gdyby którego z prześladowników obdarzyć taką mocą? Finis mundi! Wiedziano jednak, komu ją powierzyć, na kim można polegać, kto nie zawiedzie. I los padl właśnie na mnie...

R ów nie interesującym spostrzeżeniem Jan io n jest rozróżnianie rozum ienia tytułow ego szaleństw a przez a u to ra utw oru. F ran cu sk ie słow o f o lie ozna-czałoby chorobę um ysłow ą, a określenie déraisort odnosiłoby się d o polskiego o dpow iednika zbłądzenie, zbłąkanie, zejście z drogi o ra z odstąpienie od rozum u (d é-ra iso n). P odobne rozum ow anie m a zresztą długą tradycję w po -d o bny sposób obłę-d postrzegał A -dam Mickiewicz. W artykule O lu dziach ro zsą d n y c h i lu d zia ch sza lo n y c h przeciwstawił racjonalne podejście do życia zdolnościom d o podejm ow ania działań, w ykraczających p oza tzw. zdrowy rozsądek w im ię pośw ięcenia dla szczytnych ideałów. R om antyzacja schizo-frenii jest szczególnie p o p u la rn a w nurcie antypsychiatrii. Sw oista au to k u ra - cja, „opow ieść o zstąpieniu w głąb siebie, o wielkiej przem ianie i o cudow

(13)

nym olśnieniu” 24 jest przecież obszarem niedostępnym dla, ignorującej p o -znawczy w alo r szaleństw a, zdrowej części społeczeństwa.

K o n ty n u u jąc to p o s rom antycznego szaleńca, dziennikarz wzbogaca go jed n ak o próbę ocalenia w artości najwyższych: narodow ej kultury i historii. I ta m itologia rodzim a (określenie M ichała Sprusińskiego) będzie dla niego ocaleniem . K rzysztof, przechodząc przez iluminację, k ontynuuje tradycję w tajem niczonych, odm ieńców pogardzanych przez większość. R ehabilitując szaleństw o jest w tym n a w skroś rom antyczny, ale - ja k słusznie podkreśla K lejnocki - jest to jedynie pewien etap w m odelow aniu postaci. „B ohater, ja k wielu P olaków , ogniskuje w sobie, niczym soczewka, pierw iastki ro m an tyczne, jednocześnie stara się z ich wpływu wyzwolić” 25. W warstwie k o n -strukcyjnej przełam yw anie tego schem atu wskazuje groteskow ość zachow ania postaci. A przecież pełna tragizm u rom antyczna kreacja szaleńca nie m oże śmieszyć lub budzić politow ania - jest bowiem „nie jakościow ą odm iennością psychiki, lecz patologicznym nasileniem energii, spotykanych w świecie norm aln y ch ” 26. N ależy pam iętać, że n a rra to r utw oru w ypow iada się o znanej m u rzeczywistości z ironicznym dystansem , deprecjonując tym samym nie tylko siebie, ch o ro b ę psychiczną, ale także historię i kulturę.

Obserwacje K R Z Y SZT O FA -narratora Nagle wrzask, kotłowanina na łóżku, które należało do

markiza de Sade. Czterech w białych kitlach usiłuje związać jednorękiego karła. Ten się wywija, wierzga, broni się z zajadłością prześladowanych małych stworzeń. Bije na odlew lewą ręką, jedyną ja k ą ma. Już któremuś z białych puścił juchę z nosa, któregoś kopnął w brzuch. Wtem śmiech przypominający rżenie ogiera. To Dostojny Rozmówca wyraża swoją satysfakcję. Poruszenie w sali. Wszyscy patrzą, ja k karzeł się broni. O krzyki: „Czterech na jednego. To nie fair, panowie! Brawo kurdupel! W kurz tym folksdojczom! HTcurz im, łachudrom! Brawo! Niech żyje Polska!" Wtem ja k b y iskra obiegła całą salę. Każdy się ożywił, ktoś zaintonował: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród!...". Pieśń ja k b y nową siłą natchnęła karła. Niestety, potknął się, przydusili go, związali. Pieśń także umilkła.

J a k ukazuje choćby ten przykład, b o h ater „nie w ystępuje w tonacji w yłącznie wzniosłej - patetycznej czy lirycznej, ale w konsekw entnym prze-m ieszaniu tonów : od tragizprze-m u d o farsy, od liryzprze-m u do błazeństw a. A właś-ciwie nie od - d o , tylko razem , słowem: trag ifa rsa” 27. Jednocześnie właśnie zastosow ane w utw orze dysonanse ironiczne (określenie Jan io n ) czynią z K rzy szto fa J. p o stać autentyczną, bliską odbiorcy przez podobieństw o jego zm agań z absurdem codzienności. Jednocześnie poprzez zwrócenie uwagi odbiorcy n a objaw y zespołu lękow o-urojeniow ego ja k o n a stan wym agający leczenia, sugeruje m ożliw ość wyzwolenia z tw orkow skiego rygoru i pow rót

24 M . J a n i o n , dz. cyt., s. 367.

ís J. K l e j n o c k i , dz. cyt., s. 49.

“ A. K o w a l c z y k o w a , Romantyczni szaleńcy, W arszawa 1978, s. 55.

(14)

b o h a te ra do codzienności bez om am ów . I dlatego, zdaniem Ja n io n , K rzysz-to f J. nie m oże być postrzegany jedynie ja k o rom antyczny szaleniec. Przeczy tem u trzecia część utw oru, w której „szpital okazuje się nie tylko miejscem m ęczeństw a, prześladow ania, złożenia ofiary, ale i miejscem ozdrow ienia” 28. P odobnie znika obrazoburczy ch arak ter groteskow ych czynów ludzi o b łą-kanych - ja k o chorzy umysłowo są przez odbiorcę zwolnieni z przestrzegania norm społecznych. Szaleństwo przecież nie m oże podlegać ocenie. Również sam b o h ater w m om encie większej przytom ności um ysłu nigdy nie neguje osoby ani urojeń współchorych:

ŚW IĘTY JA N O D CHRO M OSOM Ó W (z głośnych powtórzeń podpowiedzi powstaje chór wzajemnie się przenikających głosów) Plemnik i jajo. Syngamia. Zapłodnienie. Połączenie

gamely męskiej i żeńskiej. Plemnik lo główka, szyjka i witka. Porusza się - o, tak! Wytwarzasz go w jądrach, spermogeneza. Ale pamiętaj, zdolny do zapłodnienia najwyżej dwa, trzy dni po ejakulacji. Jajo tak samo po owulacji. Przedjądrze m ęskie przesuwa się ku przedjądrzu żeńskiemu, zlewają się, kariogamia. Mieszają się, mieszają, aż wymieszają. Jedno drugie wychromosowuje. Człowiek ma czterdzieści sześć chromosomów, nie mało, ale to wszystko. A karaś dziewięćdziesiąt cztery. Jak się to stalo. Zwyczajnie, człowiek ma czter-dzieści sześć chromosomów, a karaś złocisty dziewięćdziesiąt cztery. Ryhy nas nie obchodzą. A nasze dzieci tak. Plemnik i jajo. W tym rzecz, jasno to mówię?

K U D ŁA TY Lejemy go?

K RZY SZTO F Chyba nie. To zupełny menie captus.

Podczas analizy tego słuchowiska n a osobne wyróżnienie zasługuje z pew-nością m uzyka Eugeniusza R udnika - wybitnego k o m pozytora i eksperym en-ta to ra - oraz cała w arstw a efektów dźw iękowych au to rstw a A ndrzeja B rzo-ski. Wszelkie deform acje dialogów, nakładanie się wypowiedzi poszczególnych osób, zbliżanie lub oddalanie dźwięków oraz w ielokrotnie w ykorzystyw any efekt pogłosu nie tylko wiernie odd ają rzeczywistość stolicy czy tw orkow s- kiego szpitala (tw orząc złudzenie trójw ym iarow ości przestrzeni), ale przede wszystkim przenoszą słuchacza w świat szaleństw a re p o rte ra radiow ego. W arto zauważyć, że pew ne efekty akustyczne zostały niejako zaplanow ane ju ż w w arstw ie dialogowej d ram atu:

K RZY SZTO F Więc... czy Superbomba jest konstruowana przez naszą...

DOSTOJNY ROZM ÓW CA Tak, synu. Przez Międzynarodówkę Mózgów... Mózgów... Mózgów...

Mózgów... M zgw... zgw... gw... gów

K R Z Y SZT O F-narrator Wraca do swojego pokoju, podchodzi do okna. [...] Czeka, aż pokój

napełni się chłodem. I wypatruje. Mgławica mknie za mgławicą. Oczy jego ja k teleskopy penetrują głębinę przestworzy. Widzi świetlistą kurzawę, coś kilkakroć większego niż Droga

Mleczna. Śle impulsy, stukając końcem noża w szybę. Ti - ti - ti - ta...

K RZY SZTO F Tu ziemia! Słyszycie mnie?... Boże święty, jest! M am z nimi kontakt! K R Z Y SZT O F-narrator Słyszy odlegle sygnały Morse'a, powtarza na głos. Odpowiada.

(15)

K RZY SZTO F „H alo - Zie - mia! Od - d a - la - my się od was z szyb - koś - cią 4,3 try - lio - ny - ki - lo - met - rów - na - rok! Co - na Zie - mi?”

Kon - stru - ują Su - per - bom - bę. De - to - na - cja za - mie - ni tlen w o - zon. W y - tru - ją wszyst - kich na Z ie - mi. H a - lo С 123! Czy u was jest śmierć?

„By - ła. Nie ma. Nie bę - dzie. A - dieu”

W yjście ze szpitala uśw iadam ia bohaterow i, że prześladow cy byli jedynie urojeniem chorego um ysłu. Jednocześnie niem ożliwe jest w prow adzenie p o -działu na zdrow ych i chorych umysłowo - wszyscy jesteśm y bowiem uwikłani w szaleństw o świata: bez wzajem nego zrozum ienia i chęci pom ocy. D latego K rz y szto f nie wierzy w m ożliw ość praw dziw ego p o w ro tu do norm alności...

K R ZY SZTO F Więc bądź sobą! I pamiętaj, że to zupełnie wystarczy... Każdy, kto naprawdę

je st sobą, ma największą szansę zostać uznanym za wariata29.

Przesłanie utw oru zaw iera się w scenie opuszczenia do m u obłąkanych, w której były pacjent w ypow iada, nacechow ane stylizacją ewangeliczną, słowa:

K R ZY SZTO F N ikt z was nie uwierzy, że wracam stamtąd, skąd bardzo rzadko się wraca. Nie

wracam ani prorokiem, ani apostołem, ani Mesjaszem. Z trzeźwym umysłem wracam, takim, ja k i i wam się zdarza - od czasu do czasu. Lecz chwała Bogu, nie wracam tym, kim byłem, ślepy i głuchy. Więc radzę wam słuchać mojego bełkotu. Tak to się kończy obłęd mój, drodzy bracia i siostry, a zaczyna wasz, który trwać będzie przez pokolenia. Nadszedł kres moich wyznań i nic więcej nie powiem.

Ewelina Kaźm ierczak

STORY ABOUT AN INSANITY - A H ISTORY O F O N E RAD IO DRAMA

Originate and radio realization o f radio dram a Madness. It was based on Jerzy Krzysztoń’s novel and directed by Janusz K ukula. From suggestive representation of madness to national history and culture. Christopher as a main hero and a narrator. Madness as a parable of hum an fate.

19 W arto przypomnieć w tym miejscu łaciński źródłosłów wyrazu wariat: varius - różny, inny, zmienny.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do odniesienia którego to zwycięztwa, przyczyni­ łyby się były niepomału i popłoch jaki teraz ogarnął szeregi nieprzyjacielskie i nadzwyczaj w tej okolicy i o

Masoni i mułłowie, czyli historia pewnego akcentu orientalnego..... Tufajla różni się jednak od założeń

Bardzo ważnym i wciąż nierozwiązanym zagadnieniem dotyczą- cym ewolucji tej grupy jest wyjaśnienie, czy endosymbioza wtórna nastąpiła na bardzo wczesnym etapie i

Pojawił się także głos za zachowaniem obecnego układu sił, a uzasadnienie ocierało się o szaleństwo. Walenty Majdański, autor artykułów do „Ateneum

Otóż najczęściej był to należny po­ datek na rzecz gminy (31 wpłat), następnie podatek od liczby mieszkańców (9 wpłat), w równej liczbie podatek od domów,

Jeszcze na początku buntowała się, że młoda, zabawić by się chciała, do szkół poszłaby, żeby mieć lżej w życiu, bo te biurowe, to papierki tylko przekładają, plotkują

Oznacza to, że wraz ze zmniejszaniem się głębokości wody maleje kąt, jaki prędkość fali tworzy z linią prostopadłą do brzegu – zakładamy, że głębokość powoli rośnie

Mówimy o tym, że świat nam codziennieje, staje się szarą rzeczywistością i tym cheemy poruszyć widza dorosłego^ Nie ma wątp|iwości, że to będzie spektakl i dla widza małego