Joachim Piegsa
Czy prawo moralne sprzeciwia się
wolności?
Collectanea Theologica 43/3, 67-73
43(1973) f. I I I JO A C H IM P IE G S A M SF, M O G U N C JA
CZY PRAWO MORALNE SPRZECIWIA SIĘ WOLNOŚCI?
Dziś mówi się głośno o k ryzy sie m oralności. W zw iązku z tym pojaw ia się rów nież żądanie now ej m oralności. Nie trzeb a się wcale dziwić, kiedy z w ielom a słusznym i p o stu latam i w iążą się tu z g ru n tu fałszyw e oczekiw ania. Nie od rzeczy będzie przeto p ró ba sprecyzo w ania kilk u w y jaśn ień dotyczących tej w łaśnie p ro blem aty ki.
E w angelia wg św. Ja n $ zaw iera obietnicę: „Jeżeli będziecie trw ać w nauce m ojej, będziecie praw dziw ie m oim i uczniam i i poznacie praw dę, a p raw d a w as w y zw o li” (J 8, 31— 32). Ta w ielka obietnica dotyczy każdego, k tó ry z w ia rą p rz y jm u je E w angelię C hrystusa. M yśm y to uczynili. Czy czujem y się ty m sam ym rzeczyw iście w y zwolonymi? A może w ręcz przeciw nie? Czy nie sądzim y (p rzy n aj m niej w tru d n y c h godzinach), że w ym agania E w angelii nas w ięcej obciążają i u zależniają aniżeli tych, k tó rzy nie w ierzą? T akie p rze życie uzależnienia s p r z e c i w i a się jed n a k w y raźn ie obietnicy Ewangelii.
Czy m ożna w ogóle m ówić o w olności tam , gdzie n ależy zachować przykazania? To p y tan ie dotyczy teologa-m oralisty. Czy nie pow in niśm y w łaśn ie jak o chrześcijan ie odw ażyć się na przełom w k ie ru n ku „tw órczej e ty k i” *, k tó ra nie jest ju ż zw iązana przykazaniam i, norm am i ,praw am i? P ro b lem te n b y n ajm n iej nie stanow i przedm iotu finezyjnej sp ek u lacji k ilk u outsiderów . J e s t on staw ian y ze stro n y chrześcijan, k tó ry m serio zależy na Ew angelii. D latego też trzeb a n ań bardzo serio odpowiedzieć. Zwłaszcza, że dotyczy on istotnej obietnicy Ew angelii, a zatem tak że sam ej isto ty chrześcijaństw a.
Co to w łaściw ie jest „moralność chrześcijańska”?
Niech na razie w y starczy k ró tk a odpowiedź: chrześcijańsk a mo ralność jest ż y c i e m ch rześcijan in a lu b też n a u k ą o tym , jak to życie w inno w yglądać. Je d e n szczegół je s t w ty m p rzy p a d k u bardzo ważny: m oralność chrześcijań sk a m usi bazować n a E w angelii i być
68 J o a c h i m P i e g s a
zgodna z Ew angelią. Tylko wówczas będzie m oralnością chrześci jańską. W przeciw nym razie nie zasługuje n a to m iano.
Zagadnienie podstaw ow ego k ery g m atu , istotn ej now iny Ew angelii je s t p rze to nieodzow ne dla teologa m o ralisty, ja k rów nież dla k aż dego chrześcijanina. Podstaw ow ym k ery g m atem no w iny C hrystusa jest „wolność dzieci Bożych” 2. S tąd też m usi ona tak że stanow ić c e n tra ln y p u n k t chrześcijańskiej m oralności.
Co jed n ak uw aża p rzeciętn y chrześcijan in za najw ażn iejsze w m o ralności chrześcijańskiej? C hyba nie wolność. Raczej przykazania, praw a, norm y. Z nim i wszakże m a do czynienia w życiu codziennym , a poza ty m tak go też w ychow yw ano, by w łaśnie w nich w idział isto tn ą tre ść m oralności chrześcijańskiej. Na>uka o m oralności do stosow ała się zatem — w b re w Ew angelii — do pow szechnej p ra k tyki.
E w angelia d o trzy m u je tego, co obiecuje: w yzw ala, czyni w ol nym . C hrześcijanie czasów apostolskich czuli się nap raw d ę — w oparciu o E w angelię — w olnym i. Ich zachw y t d aje się jeszcze dziś w yczytać z Listów św. P aw ła. Z resztą i teraz też nie b rak u je p raw dziw ej radości płynącej z Ew angelii. N adal bow iem są słowa C h ry stu sa praw om ocne: m oja p raw d a w as w y s w o b o d z i , a także r o z w e s e l i . Jeżeli m im o w szystko czujem y się ta k m ało wolnym i, p łynie to — jak ju ż zaznaczono — z opacznego rozw oju rozum ienia m oralności chrześcijańskiej. Isto tn y m zagadnieniem m oralności, co
rów nież stw ierdziliśm y, je s t je d n a k zagadnienie wolności.
Co to w łaściw ie jest „wolność chrześcijańska”?
W prasie, rad iu i telew izji w oła się dzisiaj głośno o wolność de m okratyczną, w olność sum ienia, wolność relig ijn ą, w olny ry n ek gospodarczy, w olną m iłość itd. P sy ch oan ality cy stw ie rd z ają jedn ak rów nocześnie, że n ig d y jeszcze dotąd nie w zrosła ta k bardzo liczba pozbaw ionych wolności, w sobie zam kn ięty ch ludzi. Tym w ażniej
sze okazuje się zatem p y tan ie: co oznacza wolność c h r z e ś c i j a ń s k a ?
Sięgając po Pism o św., jesteśm y zaskoczeni, iż C h ry stu s używ a ta k rzadko słow a „w olność” . Nie w y stę p u je ono rów nież praw ie w S ta ry m T e s ta m e n c ie 3. O środkiem n a u k i C h ry stu sa jest B ó g ! O bojętnie, c zy Jezus opow iada przypow ieści, czy też głosi sw oje bło gosław ieństw a: zawsze chodzi o w łaściw e w y o b r a ż e n i e o Bogu i n ależy te u s t o s u n k o w a n i e się do Boga. Pozornie zdaje się ten fa k t przeczyć u p rzed n iem u stw ierd zen iu o wolności dzieci
2 K. R a h n e r , F reih eit, w : K lein es theologisches W örterb u ch , F re ib u rg 1962, 114.
Bożych jako podstaw ow ym kerygm acie. Bliższe jed n ak spojrzenie na tę sp raw ę doprow adza nas do w niosku, że w łaśnie praw dziw e w yobrażenie o Bogu i n ależy te ustosunkow anie się do Boga o p raw - dzie, o k tó rej nam C h ry stu s m ówi, że nas wyswobodzi. D roga do wolności prow adzi n a jp ie rw przez w łaściw e w yobrażenie o Bogu. W odniesieniu do stw ierd zen ia „Bóg u m a rł’’ m ożna jedy nie pow ie dzieć: praw dziw y Bóg nie może um rzeć! U m rzeć m ogą ty lk o fał szywe w yobrażenia o Bogu, k tó re sp rep aro w aliśm y sobie sami. W inniśm y się z tego cieszyć, jeżeli tacy bożkowie um rą. W ten spo sób um iera np. Bóg jako o k ru tn y sędzia, k tó ry je s t ta k bardzo za kochany w swoich p a ra g ra fa c h , że pośw ięca im sw ojego Syna i w szystkich w ogóle ludzi.
Bóg C h ry stu sa je st „całkow icie in n y ” . U przyw ilejo w ane określen ie „O jcze” też jeszcze je s t za ciasne, ja k w ogóle każde ludzkie słowo, i łagodności, w ielkości oraz poufałości, ja k też w iele inn ych, m ożna i łagodności, w ielkości oraz poufalności, ja k też w iele inn ych, można w Bogu sharm onizow ać. Je d y n ie z w łaściw ego w yo brażenia o Bogu może w yróść rów nież w łaściw e odniesienie do Boga, k tó re należy także do p raw dy, k tó ra nas w yzw ala. O tej rela cji pisał L. B o r o s, że w niej nie chodzi n a pierw szy m m iejscu o p ytan ie, „czy Bóg jest ze m nie zadow olony”, lecz odw rotnie: „Czy ja jestem zadowolo ny z Boga” 4 T u ro zstrzy g a się w szystko! Czy ja jestem z tego zadow o lony, że m nie takim stw orzył, jak im jestem ? Je ste m zadow olony, że postaw ił m nie w to życie? Że m nie nigdy nie pozostaw ia w spokoju? Czy jestem zadow olony z tego, że dał m i takiego Zbaw iciela, tak i Kościół, takich ludzi? T rzeba się n ap raw d ę m ocno m odlić, ab y moż na było — praw ie w b rew w łasn em u sercu — w yznać: „Jestem z Ciebie zadowolony, m ój Boże! D ziękuję Ci, że jesteś, i że jesteś taki, jaki jeste ś!” W ty m w szystkim , co pow iedziano o w yobrażeniu o Bogu i ustosu n ko w an iu się do Niego, nie dochodzi w cale do głosu słowo „w olność” . A m im o to nie tru d n o jest zrozum ieć, ja k w y - zw alająco odbija się n a całym naszym życiu głęboka w iara.
Od czego w yzw ala nas w iara?
List do R zym ian w zm ian k uje o p o tró jn y m w yzw oleniu: 1° W i a r a w y z w a l a n a s o d l ę k u , g r z e c h u i ś m i e r c i (Rz 1, 12nn). Śm ierć — ro zp atry w an a jako ab so lu tny koniec — sk azuje nasze życie na bezsens. A lb e rt C a m u s w yraża to w ta k i oto sposób: „Istn ieje tylk o jeden praw dziw ie pow ażny problem filozoficzny: sam obójstw o. Decyzja, czy życie się opłaca lub nie, odpow iada na podstaw ow e p y tan ie filozoficzne. W szystko inne, czy św iat posiada trzy w y m iary a duch dziew ięć lub dw anaście kategorii, przychodzi
70 J o a c h i m P i e g s a
później. To baw ienie się; . . . G a l i l e u s z , k tó ry posiadł w ażką p raw d ę naukow ą, w y rzek ł się jej z najw iększą łatw ością, k ied y tylko zagrażała jego życiu. W pew ny m sensie po stąp ił słusznie. Ta p raw da nie była godna stosu... W ręcz przeciw nie, w idzę że w ielu ludzi um ie ra, poniew aż nie u w ażają życia za cenną w artość życiow ą” . 6
P ra k ty c z n ie rzecz u jm u jąc, chodzi w tym w y p a d k u nie ty le o w łasną śm ierć, ile raczej o śm ierć tych, k tó ry c h kocham y i k tórzy są dla nas w szystkim . To potw ierdza rów nież m ark sista A dam S c h a f f , 6 Dla w ierzącego ch rześcijan in a śm ierć stanow i wciąż jeszcze bolesny koniec, lu b raczej bolesne przejście. Lecz w łaściw y ,,oścień” śm ierci, k tó ry m ógłby skazać nasze życie n a bezsens, zo s ta ł o deb ran y śm ierci, przez zm artw y ch w stan ie C h ry stu sa (por. 1 K or 15, 55). „I jak w A dam ie w szyscy u m ie rają , ta k też w C hry stu sie w szyscy będą ożyw ieni” (1 K o r 15, 22).
Ściśle ze śm iercią wiąże św. P aw eł grzech jak o staw anie się w in n ym przed Bogiem (por. 1 K o r 15, 56). W psychologii podkreśla się w sposób zupełnie św iecki zw iązek pom iędzy poczuciem w iny, chorobą a śm iercią. P rzy tłaczający ciężar w in y prow adzi niejednego do roz paczy, a n aw et do sam ej ś m ie rc i7. W ierzący chrześcijanin może się modlić: ,,Panie, odpuść nam nasze w in y ” ! Z w ia ry p łynie nadzieja, iż nie m a takiego grzechu, z którego człow iek nie m ógłby już po w stać i nie m ógłby już liczyć na Boże m iłosierdzie, skoro tylko pow róci przez p o k u tę do Ojca. K to tego choćby raz jeden dośw iad czył, w ie doskonale, jakie w yzw olenie p rzy p ad a m u przez w iarę w darze. O ty m piszą rów nież znani psycholodzy.
2° W i a r a w y z w a l a o d w p ł y w u d e m o n i c z n y c h m o c y i p o t ę g (Rz 8, 38). T u nie trzeb a b y n a jm n ie j od razu m yśleć o w idzialnych w ypędzeniach szatana. U przedniego założenia nie stanow i w cale istn ien ie diabła. C hoćbyśm y chcieli w idzieć w sza tanie jedynie urzeczow ienie „naszych tęsk n o t i lęków , naszych żądz i naszej p y ch y ” , będzie wciąż jeszcze m ożna m ów ić o „dem o nicznych” w pływ ach na nasze życie 8. W ystarczy choćby pom yśleć o dem onicznym oddziaływ aniu bezskrupułow ego p rzem y słu p orno graficznego, k tó ry odbiera m łodzieży w szelką pew ność, sprow adza jąc ją na drogi, k tó ry c h k resem jest całkow ite pozbaw ienie pocie szenia. Nie wolno nie doceniać dem onicznej potęgi pieniądza, za k tó ry tak w ielu oddaje sw oje sum ienie. T rzeba się n ap raw d ę mocno wziąć w ryzy, by um ieć w obliczu zróżnicow anych opinii prasy, radia i telew izji poprzestać n a w łasnym , k ry ty czn y m zdaniu, nie ulegając wcale naporow i efem erycznych przekonań. K tóż byłby
5 A. C a m u s , Der M yth o s vo n Sisyphos. rd e-B d . 90, 1970, 9.
8 A. S c h a f f , M a rx oder S a rtr e ? F ra n k fu r t — H am b u rg 1966, 54 7 Chr- M e v e s , M a n ip u lierte M asslosigkeit, F re ib u rg 1971, 115n. 8 J. B o m m e r, P lädoyer fü r die F reih eit, Z ü rich 1971, 28.
w stanie przeciw staw ić się tak iej ten d en cji bez ustaw icznego czer pania now ej m ocy z w iary?
3° W i a r a w y z w a l a o d t y r a n i i p r a w a (Rz 6, 14). W raz z tym trzecim rodzajem w yzw olenia dochodzi do głosu tem a t, ob ciążony bardzo w ielom a nieporozum ieniam i. Poza ty m w iąże się ściśle z naszym problem em : czy p o trzeb u jem y now ej, pozbaw ionej norm , m oralności? Rów nież co do tego zagadnienia po jaw iają się opinie, k tó re z chrześcijańskiego p u n k tu w idzenia należy odrzucić jako nieporozum ienie. Sw. P aw eł pisze: „A lbow iem grzech nie po w inien nad w am i panow ać, skoro nie jesteście poddani P ra w u lecz łasce” . A d alej stw ierdza: „ Jak i stąd wniosek? Czy m am y dalej grzeszyć dlatego, że nie jeste śm y już poddani p raw u, lecz łasce? Żadną m ia rą!” (Rz 6, 14— 15).
W yzwolenie spod p raw a nie oznacza zatem b y n ajm n iej ab so lut nego nieskrępow ania, sam owoli. Podobnie opacznie m ożna by rów nież in terp reto w ać słow a św. A u g u s t y n a : arna, et fac qoud vis — kochaj i czyń potem , co zechcesz — jako g le jt dla niem oralności.
Nie sposób rów nież pojm ow ać chrześcijańskiej m oralności jako m oralności miłości w sensie m arzycielskich sekt. Żadna w spólnota nie ostoi się bez pew nych n orm określających zachow anie się ludzi tzn, beż porządku praw nego, k tó ry m ożna także nazw ać in sty tu cją. Co zatem m a oznaczać w yzw olenie od ty ra n ii praw a? N ajp ierw znowu k ró tk a odpowiedź: w yzw olenie od fałszyw ego r o z u m i e - n i a praw a oraz f u n k c j i praw a. Zechciejm y to z kolei bliżej w y jaśnić w oparciu o p rzem ian y jak ie przechodzi rozum ienie praw a
w rozw oju dziecka. P rz y k ła d ten pochodzi od M arc O r a i s o n a 9 i jest tu podany w sw obodnym przekładzie. M ałe dziecko przeżyw a praw o jako rozkazy „nie w olno” lu b „w olno”. R eag uje ty lko uczu ciowo, tzn. na zakaz bojaźnią, n a pozwolenie — radością. Nie rozu mie ono jeszcze, dlaczego m u jedno wolno, a drugiego nie wolno. E lem ent „dlaczego?” w zględnie sens p raw a m usi bow iem być p o jęty in telek tu aln ie i zakłada p ew ną dojrzałość. K rótk o rzecz ujm ując: dla dziecka praw o stanow i jeszcze coś absolutnego, tzn. je s t p rz y j m owane b e z d y s k u s j i i realizow ane „na ślepo” . D opiero w p ią tym roku życia, a może n a w e t jeszcze później, staje się p raw o dlań ,,p rze jrz y ste ” : dziecko zaczyna pojm ow ać, że nie może np. hałasow ać, by nie przeszkadzać ojcu p rzy pracy; że w inno p rz y jed zen iu uw a żać, by zaoszczędzić m atce czyszczenia; że wolno m u w ziąć tylko część deseru, by jeszcze coś dla rodzeństw a pozostało, itd. W ro zu m ieniu p raw a rozpoczął się tu bardzo isto tn y proces. Dziecko n a u czyło się pojm ow ać „dlaczego” , sens praw a. I w ten sposób przestało praw o być czymś absolutnym . N a tej drodze dochodzi także do przem iany f u n k c j i p raw a w życiu dziecka. P raw o nie fu n g u je
72 J o a c h i m P i e g s a
już dalej jako rozkaz, k tó ry ono w yp ełn ia dosłow nie i ,,na ślepo '’, lecz rozum nie i sensow nie. Zw olna uczy się dziecko rozum ieć praw o jako sensow ne w ezw anie skierow ane do jego rozum u, serca i do innych ludzi (w ty m przy p ad k u: ojca, m atki, rodzeństw a), by nie uczynić życia ponad konieczność tru d n ie jsz y m (negatyw ne żądania lub zakazy), jeszcze w ięcej: by im w łaśnie w yjść na przeciw i pomóc (pozytyw ne żądania w zględnie nakazy).
W procesie d o jrzew ania sum ienia dokonuje się w te n sposób u dziecka d ecyd u jący przełom : sum ienie sta je się „ d o j r z a ł e ” . Osiąga po p ro stu zdolność uchw ycenia ponad lite rą p raw a jego sensu i odpow iadającego m u działania. Poprzez ślepe posłuszeństw o, k tó re aż do pew nego w ieku je st nieodzow ne, uczy się dziecko od n aj dyw ać drogę prow adzącą do posłuszeństw a rozum nego. P raw o staje się „ p rz e jrz y ste ” w odniesieniu do człow ieka, k tó rem u m a służyć. Z atem ju ż nie lite ra stanow i o statn i m otyw działania, jak to ma m iejsce przy ślepym posłuszeństw ie lecz w łaściw y sens praw a, tzn. dobro drugiego. S tąd p ły n ie jasn y w niosek, że jed y n ie do jrzałe su m ienie uzdolnią nas do sensow nego w ypełnienia przek azyw an ia m i łości bliźniego. Raz osiągnięta dojrzałość jeszcze nie oznacza jed nak trw ałe j i niczym niezagrożonej własności. T rzeba ją sta le na nowo zdobywać. D ojrzałość łączy się bow iem nieodzow nie z tru d e m poszu k iw an ia i odpow iedzialności. Lęk i w ygoda prow adzą przeto do po k u sy zrzucenia odpow iedzialności na innych i uciekania się do śle pego posłuszeństw a. W ten sposób okazuje się wolność dojrzałego posłuszeństw a p raw u rów nocześnie d a r e m i z a d a n i e m .
W ierząc zatem w to, że C hry stu s w yzw olił nas od ty ra n ii praw a, chcem y powiedzieć, że praw o m a sw oje m iejsce rów nież w Now ym Testam encie, chociaż rozum ienie i fu n k cja uległy isto tn ej p rzem ia nie. Je ste śm y w yzw oleni od ty ra n ii posłuszeństw a literze. J a k długo człow iek czepia się bojaźliw ie i kurczow o litery , pozostaje n ie w olnikiem praw a. Na tej drodze grzeszy jed n a k często także prze ciwko sam em u sensow i p raw a — przeciw ko m iłości bliźniego. C hrys tu s karcił faryzeuszy, poniew aż zw racali uw agę n a „k o m ary ” (mało stkow e, litera ln e uw agi o czystości ry tu a ln e j w odniesieniu do szat, naczyń, p o traw itd.), a rów nocześnie „połykali w ie lb łą d y ” tzn. nie zauw ażali potrzeb bliźniego, k tó re m u należało w łaśnie pom óc (Mt 23, 24nn; por. także 25, 31nn).
Na w stępie stw ierdziliśm y, że odczuw am y w zasadzie bardzo m ało z tej wolności, k tó ra została nam zw iastow ana w C h rystusie. D alej pytaliśm y , czy w ogóle m ożem y być w olni, jak długo jesteśm y zobo w iązani opierać nasze działanie o p rzykazania, p raw a i norm y. O d powiedź brzm i: to nie p rzy k azan ia ograniczają naszą wolność, lecz ich opaczne, „ lite ra ln e ” rozum ienie. P rz y k az a n ia są drogow skazam i do wolności. Z adaniem „n o w ej” m oralności byłoby zatem to w y raź niej ukazać. P u n k te m w yjściow ym oraz podstaw ą tej m oralności
jest należy te w yobrażenie i u stosunkow anie się do Boga. Dopiero w św ietle głębokiej i m iłością niesionej oraz n ad zieją ożyw ionej w iary zyskają w szystkie rzeczy i zd arzenia dnia codziennego swój w łaściw y w ym iar. W szystko cokolw iek zdarza się w nas i wokół nas, zn a jd u je dopiero w św ietle w ia ry w y jaśn iający sens i rów no cześnie m iejsce w życiu. W te n sposób oddziaływ uje w ia ra oświeca- jąco i porządkująco n a całokształt naszego życia. T en w łaśnie p o- r z ą d e k z w i a r y nazyw a się c h r z e ś c i j a ń s k ą m o r a l n o ś c i ą . T aki porządek nie u w aln ia b y n ajm n iej ch rześcijan ina od żm udnego poszukiw ania tego co słuszne in concreto, i nie chroni go przed konfliktam i. Nie pozw ala m u jed n a k rozbić się o praw o i skoń czyć na rozpaczy. P ierw sze i n ajw ażn iejsze p y tan ie chrześcijańskiej m oralności je s t p y tan ie m relig ijn y m : p y tan ie m o Boga! A odpowiedź, k tó rą zn ajd u jem y n a nie w E w angelii C h ry stu sa je st tą praw dą, która jedynie i rzeczyw iście je st w stan ie nas wyzwolić.
WIDERSPRICHT DAS MORALGESETZ DER FREIHEIT?
Das U nbehagen an der M oral h at viele G ründe, d rä n g t ab er fü r g e w ö h n lich z w der einen F rag e: b rau c h e n w ir n ic h t eine neue, n o rm fre ie M oral? M an m e in t näm lich, die sittlic h e n G ebote seien ein H in d ern is zu r w irk lic h en F reih eit. D ieses A nliegen, in dem so m anch b ere ch tig te F o rd e ru n g m it schw ingt, ab e r n ic h t se lte n m it falsch en V orstellungen v erm isc h t w ird , soll aus ch ristlic h er S ich t b e a n tw o rte t w erden.
Z u n äc h st ist festzu stellen , dass F re ih e it n ich ts m it W illk ü r zu tu n hat. Sie g rü n d e t im G o ttesglauben, w ie ih n uns C h ristu s g e b ra c h t hat. Im L icht dieses G laubens, d.h. im L ich t ein er ev an g eliu m sg erech ten G ottesv o rstellu n g und G ottesbeziehung, ersch ein en die sittlic h en G ebote (Gesetze, N orm en) als W egw eiser zu r F re ih eit.
In dem selben L ich t t r i t t a b e r au ch das A nliegen h erv o r, die F u n k tio n der G ebote re c h t darzulegen. Sie sind W egw eiser u n d n ic h t le tz te r B eziehungs p u n k t unseres H andelns. L e tz te r B e zieh u n g sp u n k t k a n n n u r G o tt se lb e r sein, der sich jedoch im L iebesgebot — dem g rössten a lle r G ebote — m it dem N ächsten id e n tifiz ie rt: w as ih r dem g erin g sten m einer B rü d e r g etan habt, das h a b t ih r m ir getan.
Eine M oral v e rd ie n t also den N am en „c h ristlich ’" n u r dann, w en n ihre G ru n d frag e die F ra g e nach G ott ist un d w en n sie alles an d e re — au ch die G ebote — dieser F ra g e u n te ro rd n e t u n d im L ic h t dieser F ra g e