• Nie Znaleziono Wyników

Polskie "postcolonial studies"? : Przypadek południowoafrykański

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polskie "postcolonial studies"? : Przypadek południowoafrykański"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Paweł Zajas

Polskie "postcolonial studies"? :

Przypadek południowoafrykański

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 11, 203-220

(2)

7MP*fS

Sena X I 2005

Paweł Zajas

Polskie postcolonial studies ?

Przypadek południowoafrykański

W

rodzimej literaturze naukowej istnieje deficyt publikacji poświęconych eksplora­ cji Afryki, ukierunkowanych nie tyle na okoliczności, w jakich polscy podróżnicy znaleźli się w egzotycznych stronach i badali rozmaite kraje, lecz właśnie na same teksty ich opisów i obserwacji1. M i m o iż Afryka Południowa nigdy nie stanowiła popularnego celu podróży, to jed n ak historyczne paralele czynią badanie tychże świadectw nadzwyczaj interesującym. O tym je d n a k nieco później.

Polskie odkrywanie Południowej Afryki je s t związane z postacią poznańskiego Żyda, Caspara da G am y (ok. 1455 — ok. 1510), w ym ienianego również ja k o Caspar da India, Caspar d’Almeida lub Caspar de las Indias. D o historii rodzimego poznawania świata da G am ę wprowadził Jo ach im Lelewel, pisząc:

Bez Żydka z Poznania po Indii krążącego, a chrztem Caspar da Gama zwane­ go, Vasco da G am a 1498 i Kabral 1500 nie mieliby tego powodzenia w swych wyprawach, jakie on im zjednał2.

Gaspar we wczesnych dziecięcych latach opuścił rodzinne miasto, po czym po krótkich pobytach w Palestynie oraz Egipcie (Aleksandrii) dotarł do Kalikutu na wybrzeżu mala­ barskim, gdzie prowadził działalność handlową oraz szpiegowską. Następnie związał się z Portugalczykami i 2 0 marca 1499 roku opłynął w drodze do Lizbony po raz pierwszy Przylądek Dobrej Nadziei. C h o ć pozostawił po sobie notatki stanowiące jed n e z

ważniej-1 Z o b . A. K u czy ń s k i, P o lsk ie opisanie ś ifia ta . Studia z d z iejów p o zn an ia kultu r ludow ych i plem ien n ych, t. I : A z ja

1 A fry k a , W r o c ł a w 1994, s. 6.

(3)

2 0 4 Paweł Z aj as

szych źródeł kartografii szesnastow iecznej o krajach leżących nad O cean em Ind yjskim , to je d n a k je g o relacje o podróżach, zawierające m iędzy innym i opisy w ybrzeża A fryki P ołu ­

dniow ej, nie zachow ały się do czasów w spółczesnych3.

Z w ybrzeżem południa A fryki m iało w szesnastym wieku do czynienia jeszcze trzech Polaków: Erazm Kretkow ski (1 5 0 8 -1 5 5 8 ), K rzy szto f Paw łow ski (zm. 1602) oraz Paweł Palczow ski (zm . ok. 1609). Ó w ostatni zostaw ił po sobie opisy zawierające m iędzy innym i inform acje dotyczące w ybrzeży i wysp A fryki Południow ej. W wieku siedem nastym kon­ takt z Przylądkiem staje się coraz częstszy. Początkow o byli to m isjonarze jezu iccy , dla k tó ­ rych Afryka Południow a stanow iła etap w podróży do Indii, C h in , Jap o n ii i innych krajów p o łu d n iow o-w sch od n iej Azji. N a szczególną uwagę zasługuje przy tym zakonn ik z T o ­ warzystwa Jezusow ego o. M ich ał B oym (16 1 4 -1 6 5 9 ), ja k o że w sw oim liście datow anym na 11 stycznia 1644 roku dokonał pierw szego (zw artego) polskiego opisu południa A fry­ ki. Całą nadm orską połać połu d n iow o-w sch od n iej A fryki, od Przylądka D ob rej N adziei „aż do rzeki płynącej w stronę G o a”, B oym nazywa K afrarią, zam ieszkujące zaś te tereny ludy — K afram i, a w ięc tak ja k począwszy od V III w ieku nazyw ali je A rabow ie (arab. k a ­ f i r — niew ierny). N ależy pam iętać, że relacja o. Boym a w yprzedziła o 150 lat publikację angielskiego podróżnika Jo h n a Barrow a (1 7 6 4 -1 8 4 8 ), który uważany je s t pow szechnie za prekursora w tej dziedzinie4.

W zrost m orskiej potęgi holenderskiej, wypieranie przez nich z korzennych szlaków Por­ tugalczyków oraz jed noczesny upadek królewskiej floty Rzeczypospolitej przyczynił się w pierwszych dziesięcioleciach siedem nastego wieku do masowej em igracji polskich m ary­ narzy do Europy Z achodniej, przede wszystkim do Holandii. A negdotycznym sym bolem owego nowego rozdziału w dziejach polskich kontaktów z Afryką Południową stała się postać Jana Rybki — Polaka w służbie holenderskiej Zjednoczonej Kom panii W schodnioindyskiej. To nie lekarz okrętow y Ja n van Riebeeck miał być w 1652 roku założycielem stacji zaopa­ trzeniow ej w Kapsztadzie, ale właśnie nasz rodak o łudząco podobnym nazwisku. Jed nak, powracając do bardziej poważnego tonu, należy zaznaczyć, iż wielu obywateli Gdańska przy­ bywało do Południowej A fryki, gdzie stawali się zrębem późniejszej społeczności burskiej.

W w ieku osiem nastym pisem ne ślady swojej bytności na Przylądku pozostaw ili po so­ bie m iędzy innym i Ksawery K arnicki (1 7 5 0 -1 8 0 1 ) oraz T eod or A n zelm D zw onkow ski (1 7 6 4 -1 8 5 0 ), autor pam iętnika, który, m im o zapew nień o je g o zaginięciu, został wydany z rękopisu w roku 1985^. C h o ć kom pozycja dziełka autorstwa D zw onkow skiego je s t nad­ zwyczaj luźna, fakty połączone są jed y n ie poszczególnym i etapami żeglarskiego szlaku, to je d n a k je g o spostrzeżenia dotyczące Kapsztadu i południow oafrykańskich krajow ców świadczą o zadumie nad społeczną i kulturow ą odm iennością percypow anego świata. Tak

J Z o b . A. Ż u k o w sk i, IV kra ju złota i d iam en tów Polacy u1 A fryce P ołu d n iow ejX \ 'I -X X w., Warszawa 1994, s. 60. 4 Z o b . E. K ajd ań sk i. M ich ał B oym . A m b a sa d o r P ań stw a Ś ro d ka . Warszawa 1999, s. 64.

5 Z o b . T. A. D z w o n k o w s k i . P a m iętn ik i, czyli p a m ią tk a p o ojcu dla J ó z e fy z D z w o n k o w sk ich K om orn ick iej, wy d. S. i T. K o m o r n ic c y . Warszawa 1985.

(4)

Polskie postcolonial studies? P rz ypad ek p o łu d n io w o a fry k a ń s k i 2 0 5

w ięc — ja k pisze znawca problem atyki polskiego w ychodźstw a do A fryki Południow ej, Arkadiusz Żukow ski —

ogólnie należy stwierdzić, że obecność Polaków bądź osób wywodzących się z ziem Rzeczypospolitej sięgała czasów związanych z początkami eksploracji wy­ brzeża południowo-afrykańskiego, a później i wnętrza kraju. Obecnos'ć ta nie była tak zauważalna ja k obecność Portugalczyków, I Iolendrów, N iem ców czy Brytyjczyków, ale miała swój własny wym iar w poznaniu naukowym tej części Czarnego Lądu oraz w tworzeniu się społeczeństwa południowoafrykańskiego6.

W w ieku dziew iętnastym kontakty Polaków z południem A tryki ulegają in ten syfika­ cji i pogłębieniu. O prócz em igrantów popow staniow ych, służących we flotach państw zaborczych lub zachodnioeuropejskich, i rodaków goszczących w połu dniow oafrykań­ skich portach w drodze do Australii, gdzie dopiero co od kryto złoto, m am y do czynienia z pierw szym i naukow ym i w ypraw am i do kraju Springboka. Pierw szym Polakiem , który zrealizow ał prawdziwie naukową podróż badawczą po C zarnym Lądzie, był A ntoni R eh - man (1 8 4 0 -1 9 1 7 ), którym szczegółow o zajm iem y się w dalszej części w yw odu, ja k o że spisane przez niego relacje posłużą nam za egzem plif ikację podnoszonych w tym artykule kw estii polskich studiów postkolonialnych. W śród innych podróżników i przyrodników należy w ym ien ić Stefana P o raja-S u ch eck ieg o 7 (1 8 6 5 -1 9 0 5 ) oraz je z u itę o. M ariana C zer­ m iń sk ieg o8 (1 8 6 0 -1 9 3 1 ).

W ybuch w ojny an glo-b u rskiej (1 8 9 9 -1 9 0 2 ), tego b liskiego-d alekiego k o n flik tu , któ­ ry Polacy śledzili niczym sym boliczną walkę m ałego narodu o w olność i niepodległość, przyniósł olbrzym i m ateria! tekstow y o A fryce Południow ej. Je g o rozm iar i różnorodność przekracza dalece m ożliw ość i am bicje niniejszego szkicu, i choć częściow o został ju ż opra­ cow any9, wciąż czeka na należne mu naukowe zainteresow anie.

★ ★ ★

'■ Z o b . A. Ż u k o w s k i, IV kraju z ło ta ..., op. cit., s. 73.

7 Z o b . S. P o r a j - S u c h c e k i , W schodnim w y brzeż em A fry ki. W rażenia z podróży. Wa rsz aw a 1901. s Z o b . M . C z e r m i ń s k i . S z k ice cyw ilizacji A fry ki P ołu dn iow ej. K r a k ó w 1S()().

’’ Z o b .: P. Szlanta, O p in ia pu bliczn a K rólestw a Polskiego wobec w ojny burskiej. „Przegląd h is to ry cz n y " 2 0 0 0 , z. 4; P. Zajas. E g in h ard non Berfuss und ju n g e Polen im L a u d e der B u ren , w: P olitik für europäisches H aus. F est­

schrift für W infried Seelisch. D a r m s ta d t 2 0 0 3 , s. 3 9 - 4 7 ; ide m. H offnu ng au f das eigene Ila u s . N a tio n a le Identität und Ju gen dliteratu r im südafrikanischen H andlungsraum , „Wien er S c h r i fte n zur nie derländ isch en Sp rac he und

K u l t u r ”. W ie n 2 0 0 3 , s. 9 5 - 1 0 6 : idem, S u id -A fr ik a - “die hartlik behen de groud". N a siou ale identiteit eu Poolse

jeugliteratuur in die S u id -A fr ih a a n s e literćre m im te, h ttp :/ /w w w .c l iild li t .o r g .z a / K o n fB o e r Z a ja s d .h tm l ( 2 0 0 4 ) ;

ide m, M ło d z i ż o łn ie rz e de Wvta. O b r a z A fryhi P ołu d n iow ej i wojny a n g lo -b u rsk iej ( 1 8 9 9 - 1 9 0 2 ) w p o lsk iej litera­

turze m ło d z ież o w ej p o czą tk u X X w ieku . O n g e p u b l ic e e r d e dissertatie, P oz n ań 2 0 0 3 [n ieopu blikow ana praca

(5)

2 0 6 Pawel Zajas

Po w stępnym naszkicow aniu p o lsko-p olu d niow oafrykańskich koincydencji, om ijają­ cych ze względu na rozm iary niniejszego tekstu je szcze bardziej pasjonujący w iek dw udzie­ sty, należy zadać zasadnicze pytanie: co m oże przynieść literaturoznaw cy lektura tekstów polskich podróżników i naukow ców w ypraw iających się na południe A tryki i z jak ie g o instru m entariu m badawczego w inien 011 korzystać, aby w zadowalający sposób ośw ietlić owo sw ojskie spojrzenie na to co inne, egzotyczne? D och o d zim y tutaj do sedna problem u, całkow icie do niedawna nieobecnego w polskiej refleksji literaturoznaw czej: polskiej teorii postkolonialnej.

C zy stosow anie term inów „kolonialny” i „postkolonialny” w odniesieniu do literatu­ ry polskiej je s t zasadne? W ielu odpowie zapewne przecząco. Z rodzona głów nie w ram ach obszaru języ k a angielskiego krytyka postkolonialna szerokim łukiern om ija tereny Europy Środkow o-W sch od niej. Frederic Jam eso n , je d e n z głów nych przedstaw icieli tego kieru nku badawczego, w skazuje w łaściw y przedm iot zainteresow ań krytyki postkolonialnej:

W spółcześni badacze zajm ują się w ew nętrzną dynam iką stosunków m iędzy najbogatszym i krajam i i krajam i T rzeciego Świata ( ...) , co w yjaśnia w sposób precyzyjny znaczenie, w ja k im używ am y dziś słowa „im perializm ”111.

Klasyczne ju ż , czterystustronicow e dzieło Edwarda Saida Cidtnrc and Im perialista — gdzie we wstępie autor w spom ina o „dość szerokim geograficznym i historycznym spektrum ”11, które obejm ują je g o analizy — om aw iając dwa w ieki złożonych kolonialnych i postkolonial- nych relacji m iędzy kulturam i „Pierw szego” i „Trzeciego” Świata, co czyni z resztą w spo­ sób niezm iernie dogłębny i błyskotliw y, w spom ina je d n a k tylko ośm iokrotnie o Rosji i je j im perium , a Zw iązek Sow iecki zasługuje na dodatkow e sześć w zm ianek in passim 12.

N asi rodzim i literaturoznaw cy rów nież nie podejm ują prób im plem entacji teorii post­ kolonialnej w obec naszego spojrzenia na Innego, uw ikłanego w historię zaborów, a następ­ nie pięciu dziesięcioleci pow ojennej, t/z/tw-kolonialnej podległości. Z w iększych opracow ań dysponujem y jed y n ie przekładem doskonałego studium am erykańskiej slaw istki polskie­ go pochodzenia, Ew y T h o m so n , która zinterpretow ała literaturę rosyjską, nakładając na nią postkolonialną siatkę p o ję ć 13. Sym ptom atyczny wydaje się fakt, iż najnow sze wydanie Słow n ika terminów literackich14 nie zawiera nawet w yjaśniającego owe zjaw isko lem atu, co z racji norm atyw nego charakteru publikacji, ja k ą je s t słow nik wydany przez Państw ow e W ydaw nictw o N aukow e, zdaje się rzeczą w yjątkow o zadziwiającą.

111 Z o b . C . Cava nagli, P ostkolon ialn a P olska. B ia ła p la m a na m ap ie w spółczesnej teorii, „Teksty D r u g i e " 2 0 0 3 , nr 2 - 3 , s. 61.

11 Z o b . E. Said. C iiltu u reii im perialism e. tl. L. D o r r c n s t e y n , A m s t e r d a m - A n t w e r p e n 199 4 [wyd. oryg.: C u l-

titre an d Im perialista. N e w Y o r k 1993].

Z o b . C . C av an ag li, op. cit.

1J Z o b . E. T h o m s o n , Trubadu rzy im perium . Literatura rosyjska i k o lo n ia liz m , tl. A. Sierszulska, K r a k ó w 2 0 0 0 . 14 Z o b . S ło w n ik term in ów literackich, red. J. Sław iń ski. W arszaw a 2 0 0 0 .

(6)

Polskie postcolonial studies? P rz yp ad ek p o łu d n io w o a fry k a ń s k i 2 0 7

Dla w ielu zim nym prysznicem okazał się krótki artykuł C lare Cavanagh, która ja k o jed­ na z pierwszycli dostrzegła zadziwiające zaniedbanie naszej rodzim ej nauki o literaturze:

P otom kow ie C onrada we W schodniej Europie także udow odnili, że są by­ strym i interpretatoram i działań im perialnych m ocarstw oraz następstw ow ych działali. Pozostaje m ieć nadzieje, że przedstawiciele krytyki postkolo- nialnej nauczą się w końcu w ykorzystyw ać w swoich tekstach doświadczenia tej części świata, która pod w ielom a względam i pozostaje nadal białą plamą na mapie now oczesnej te o rii1’.

O d w ołuje się przy tym opinii historyka Neala Aschersona, który, recenzując na łam ach „N ew York Review o f B o o k s’' książkę Ryszarda Kapuścińskiego T he Shadow of S u n , zwraca uwagę na przynależność je j autora do szczególnej tradycji, tw orzonej przez podróżujących po świecie pisarzy

tych krajów europejskich, które przez długie lata znajdowały się pod obcym panow aniem rosyjskiego, austro-w ęgierskiego lub niem ieckiego im perium , i które jeszcze niedawno najeżdżano, podbijano, poddawano kulturow ej do­ m inacji, a nierzadko pozbawiano w szelkiej suw erenności. Pisarze ci wiedzą doskonale, ja k wygląda druga strona kolonializm u, i dlatego w Afryce, w Azji czy w krajach Polinezji odnajdują nieustannie ślady własnych dośw iadczeń16. W ątek zasygnalizowany przez am erykańską slawistkę podjął Aleksander Fiut, uznając, iż polskie losy skłaniają do przełam ania obow iązującego w studiach postkolonialnych bi­ narnego m odelu „Pierw szy Świat — Trzeci Św iat” i przyznania krajow i nad W isłą należne­ go m iejsca w toczącej się d ebacie17. Autor wyprzedza ataki krytyków , m ogących zarzucać mu rozciąganie ram interpretacyjnych postkolonializm u, stw ierdzeniem o niem ożności położenia znaku rów ności pom iędzy kolonizacją A m eryk, A tryki, Azji czy Australii a tym rodzajem stosunków , ja k ie w ytw orzyły się w cią g u stuleci na terenach Europy w w yniku w ojen i podbojów. N ie zm ienia to je d n a k je g o zdaniem faktu, iż narzędzia krytyki postko- lonialnej są niezw ykle użyteczne do badania rozm aitych rodzajów i przejawów kulturow ej zależności, która powstaje w w yniku dom inow ania je d n e j, pochodzącej z zew nątrz, ku ltu ­ ry nad kulturam i lokalnym i. I tak

h Z o b . C . C av anag h, op. cit., s. 71. 1,1 Ibid em , s. 70.

17 Z o b . A. Fiut, P olon izacja? K olon izacja? w: K rain y utracone i pozyskan e. P roblem w literaturach E u ropy Ś r o d k o ­

(7)

2 0 8 Paweł Z aj as

pozbawiona ideologicznego ostrza, stosowana z um iarem i ostrożnie krytyka postkolonialna pozwala lepiej, dokładniej sprecyzow ać niektóre przynajm niej zagadnienia oraz sform ułow ać pytania dotychczas n iestaw ianels.

Fiut zachęca do obusiecznego stosowania now ego instru m entariu m m etod ologiczne­ go. A w ięc nie tylko „tradycyjny i w yblakły ju ż m o cno obraz P o lsk i-o tiary , cierpiącej n ie­ w in n ie, gnębionej całe w ieki przez najeźdźców ”, ale rów nież kłopotliw e i trudne pytania 0 „form y kulturow ej — i nie tylko — polskiej d om inacji na rozciągających się od Bałtyku po M orze C zarne obszarach dawnej R zeczyp osp olitej” 19. Przypom inajm y w ięc akty na­ szej m niej czy bardziej „aksam itnej” kolonizacji krajów bałtyckich, D ym itriady (których rocznicę tak hucznie ostatnio obchodzą R osjanie) czy też pozostające w sterze im aginacji nadzieje na polskie kolonie w A fryce, którym to koncepcjom patronowała Liga M orska 1 K olonialna.

Spójrzm y w ięc teraz na specyfikę polskiej reprezentacji egzotyki oraz ow ych skoloni­ zow anych Innych w skali m ikro. Za egzem plifikację posłuży nam etnograficzny opis p o­ łudniow oafrykańskiego interioru autorstwa w zm iankow anego ju ż A n toniego R ehm ana. Ó w uczony, pochodzący z państwa nieistniejącego wówczas na mapie Europy, podejm uje dwanaście lat po powstaniu styczniow ym swoją pierwszą zam orską wyprawę. C o widzi i czym je g o percepcja różni się od zachodnich, znanych 11111 relacji?

★ ★ ★

Antoni Rehm an (1 8 4 0 -1 9 1 7 ) — profesor uniw ersytetu lwow skiego, botanik, geobotanik, geograf, a co dla nas najważniejsze, niestrudzony podróżnik — odegrał znaczącą rolę w eks­ ploracji Południow ej Afryki w latach siedem dziesiątych X I X wieku. W yjazdy w teren były ju ż wcześniej nieodłącznym elem entem pracy naukowej Rehm ana. C elem poznania świata roślin zwiedził w latach 1 8 6 5 -1 8 7 2 Tatry, C zarnohorę, Podole zachodnie i w schodnie, B e - sarabię, K rym oraz Kaukaz. Polski badacz w niósł niem ały w p ływ do rozw oju botaniki, która pod koniec X I X wieku przekształciła się z pow ierzchow nej nauki o nazwach i użytkow aniu roślin w dyscyplinę badającą wszelkie w łaściw ości flory ja k o organizm ów żyw ych20.

R ehm an podjął dwie w ypraw y do Południow ej A fryki. Pierw sza, odbyta w ia ta ch 1 8 7 5 -1 8 7 7 na angielskim parowcu „W indsor C astle”, objęła skrawek Kraju Przylądkow ego, zatokę M ossel, aż po port K rysnę. Później przem ierzył na w pół pustynną krainę K aroo,

Ib id em , s. 16. 1’’ Ibidem .

2,1 Z o b . A. K u cz y ń s k i. [ 1 'śród buszu i czarow n ików . A ntologia po lsk ich relacji o ludach A fr y k i, W r o c ł a w 1990,

s. 162: A. Z e m a n e k , A n ton i R eh m an (1 8 4 0 - 1 9 1 7 ). B o ta n ik, geograf, p o d ró ż n ik , w: U niwersytet Ja g ie llo ń s k i. Z ło ta

K sięg a W ydziału B iolo g ii i \ a u k o Z iem i, cz. 1: B iog ra fie uczonych — U nirersitas Iagellonica. L ib e r aurens F acu lta- tis B iolo g ico -G eog rap lu cae, pars 1: I 'irorum D octorn m I 'itae, red. A. Z e m a n e k , K r a k ó w 2 0 0 0 . s. 5 9 - 6 8 .

(8)

Polskie postcolouial stndics? P rz yp ad ek p o łu d n io w o a fry k a ń s k i 209

był w Kim berley, ów czesnym mies'cie diam entów, gdzie zapoznał się z m etodam i w ydo­ bywania tych drogocennych kam ieni. Z am ierzał także udać się przez pustynie Kalahari do jeziora N gam i (śladem pierwszych wypraw L ivingstone’a), lecz zabrakło mu pieniędzy, aby zrealizow ać to przedsięwzięcie. Po zm ianie trasy dotarł do burskiego państwa O ranie, kraju Basuto i w G ó ry Sm ocze, skąd przez N atal we w rześniu 1876 roku przybył do D urbanu nad O cean em Indyjskim . O w o cem pierwszego pobytu była bogata kolekcja roślin, którą w m arcu 1877 roku przyw iózł do Krakowa. Kolejna podróż, przypadająca na lata 1 8 7 9 -1 8 8 0 , w iodła przez N atal, P retorię aż do gór M achalis oraz Lachlaba oraz południow ych części pustyni Kalahari, niedaleko stron, gdzie dzisiaj znajduje się Rezerw at N arodow y K ru g e­ ra. Z godnie z pow ziętym postanow ieniem R ehm an chciał dotrzeć do rzeki Lim popo, ale tragarze oraz przew odnik odm ów ili mu posłuszeństw a, i chory na febrę oraz pozbawiony środków finansow ych podróżnik m usiał zakończyć swoją afrykańską przygodę. W sum ie spędził w A fryce Południow ej ponad trzy lata, a swoją bogatą kolekcją botaniczną wzbudził zainteresow anie środow isk naukow ych Europy. Dla pokrycia kosztów podróży zmuszony był sprzedać swoje zbiory, które zakupiły uniw ersytet w Z urychu oraz M uzeum K rólew ­ skie w B erlin ie21. W uznaniu zasług objął katedrę geografii na U n iw ersytecie Lw ow skim , którą prowadził przez trzydzieści lat.

W arto zw rócić uwagę na takt, iż R ehm an był jed n y m z nielicznych polskich autorów piszących o A fryce, którzy posiadali znajom ość problem atyki etnograficznej i rozum ieli znaczenie tego typu badań. Trzyletnia eksploracja kraju Springboka zaowocowała, oprócz publikow anych na łam ach czasopism artykułów, dwoma w ydaw nictw am i książkow ym i. Były to: Szkice z podróży do Południow ej A fryki odbytej w latach 1875-18 7 7 22 oraz Echa z Połu­ dniow ej A fryki2* .

U w ażna lektura obu tekstów skłania czytelnika do zatrzym ania się przy następujących elem entach: form ie, ja k ą przybrały je g o dwie książkowe relacje, oraz na naszkicowanej w nich etnografii Przylądka. O ba te elem enty w inniśm y dodatkowo porów nać z bagażem tekstów zachodnioeuropejskich podróżników, które Rehm an gruntow nie znal i cytował. Zakres w iedzy polskiego botanika je s t dla dzisiejszego czytelnika fascynujący. O prócz fa­ chow ych w iadom ości z własnej dziedziny, posiadał bow iem szerokie rozeznanie w ów cze­ snej literaturze antropologicznej i podróżniczej. Rehm an pow ołuje się w wielu m iejscach — oraz je im plem entuje do własnych spostrzeżeń — na sprawozdania z podróży po Połu­ dniowej A fryce autorstwa Karla M aucha (1837-1875), Gustawa Fritscha (1 8 3 8 -1 9 2 7 ), Jo h ­ na Barrow a (1 7 6 4 -1 8 4 8 ), Ilin ric h a Lichtensteina (1 7 8 0 -1 8 5 7 ), m isjonarza Roberta M oftata (1 7 9 5 -1 8 8 3 ), W illem a Bleeka (1 8 2 7-1875), Andersa Sparrm ana (1 7 4 8 -1 8 2 0 ), Franęoisa le Vaillanta (1 7 5 3 -1 8 2 4 ), Petera Kolbego (167 5 -1 7 2 5 ) oraz M u ngo Parka (1 7 7 1 -1 8 0 6 ). T ło w ie­ dzy o południow oafrykańskiej rzeczyw istości stanow iły w ięc dla polskiego botanika dzieła,

21 Z o b . A. Ż u k o w s k i . U 'kraju złota i diam en tów ..., op. cit. , s. 84.

22 W yd . Warszawa 1881; dalej cyt.: Sz (lo ka lizacja c y ta t ó w i paginacja w teks'cie). 23 W yd . L w ó w 1881; dalej cyt.: E (lo ka lizac ja c y ta tó w i paginacja w tekście).

(9)

210 Pawel Z aj as

które w yszły spod piór Francuzów , N iem ców , Anglików, Szkota oraz Szweda. Rozpraw y o charakterze geograficznym czy etnograficznym były bow iem w w iększym stopniu d om e­ ną przyjezdnych cudzoziem ców niż białych m ieszkańców Przylądka. M im o że okres byt­ ności H olendrów na tym terenie obejm ow ał 150 lat, dzienniki podróży przez nich spisane zaczęto wydawać dopiero pod koniec X I X wieku ja k o historyczne publikacje źródłow e24.

M ożna pokusić się o stw ierdzenie, iż lektura tekstów głów nie angielskich, n iem ieckich oraz francuskich podróżników w yznaczała trajektorię obu podróży. I tak na przykład pod­ czas pierw szego pobytu R ehm an planuje w ycieczkę nad rzekę Kaim ansrivier, „ponieważ je d en z n iem ieckich podróżników , który zwiedzał A frykę przed kilkudziesięciu laty, nie znajduje dość słów pochw alnych dla tej m iejscow ości” (Sz 119). Z dużą dozą praw dopodo­ bieństw a chodzi tu o w zm iankow anego M artina I Iinricha Carla Lichtensteina (1 7 8 0 -1 8 5 7 ), N iem ca, który w latach 1 8 0 2 -1 8 0 6 pracował dla adm inistracji Republiki Bataw skiej. Jeg o książka Reisen im südlichen A frika in den Jahren 1803, 1804, 1805 und 1806 (t. 1 -2 , B erlin 1810-1811) zalicza się do najw iększych i najpow ażniejszych prac o Przylądku z początku X I X w ieku, i została niebaw em przełożona na angielski (1812), niderlandzki (1 8 1 3 -1 8 1 5 ; wersja skrócona 1818) oraz francuski (1842). Przez wiele lat fu nkcjonow ała ja k o podstaw o­ we kom pendium w iedzy o A fryce P ołudniow ej. A n toni R eh m an , zbadawszy koryto rzeki, stwierdza je d n a k , iż „pochwały w zm iankow anego pow yżej niem ieckiego podróżnika nie są w olne od przesady”, jako że „do złudzenia przypom inają form ację rzek południow ego Podola i guberni C h erso ń skiej” (Sz 1 2 0 )2r>.

M im o nieustannego zanurzenia Rehm ana w intertekście innych relacji, opinii, punktów widzenia, je g o spojrzenie pozostaje w yostrzone na niezgodności pom iędzy literacką repre­ zentacją a zastaną rzeczyw istością; opis je s t korygow any przez w zrok badacza. Tym samym

24 Z o b . S. I Iuigen. B eschajde en oubeschafde w ilden. W etenschappelijke reisverslagen over Z u id —A fr ik a rond 1800, „ F e i t e n F ic tie " 2 0 0 1 . 5 (3 ). s. 84.

’’ R e h m a n a zac hęciła do przedsięw zięcia w y p ra w y nad K a im a n s r i v ie r za p e w n e nie tylko obiet n ica n i e ­ z w y kłyc h w r a ż e ń este ty cz nyc h, ale ró w nie ż w z m i a n k o w a n e przez Lich te n st e ina b o g a c tw o ro śl in z io ł o ­ w y ch pora stającyc h dolinę rzeki: „I on dem G ip fe l führte unter ändern ein sehr hübscher, z iem lich gerade ausge-

h a n en er rechts nach der K üste hin un d an seinem E n d e öffnete sich eine überraschende A ussicht au f das M eer und die dichtbew achsenen A bhän ge der äußersten F elseureihe, an deren F u ß die B randun g noch hinaufschäum te. D ie H o h e des Stan dpu n ktes, die L ieb lich k eit der nächsten U m gebungen und die schattige K ü h le des L au ben gan ges m achen d ie­ sen S paziergan g kü n ftigen R eisenden sehr em pfehlensw ert, w er überdies a u f Sam m lu n gen von K räutern und Insecten ausgeht und einen eben so heitern Tag trifft, vielleicht g a r noch z u ein er gün stigem Jahrszeit reiset, als ich, der fin det hier reiche B efriedigung einer solchen Lieblingsneigung" ( H . L ic h te n ste in , R eisen im südlichen A frika in den Ja h r e n 1803, 1804, 1805 und 1806. B e rl in 1811 [repr. 1967], t. 1, s. 3 1 2 ). Je d n o cz e śn ie nale ży w y r a ź n ie za zn a­

czyć . iz Lic h te n ste in , w y pra w iają c się nad rzekę K a im a n , ró w n ie ż kierow ał się zas ły sz an ym i opin ia m i. M i m o w y ją t k o w o trud no prz ejezd n ej drogi nie re zy gn uje z w y z n a c z o n e g o celu: „D a m an m ir die P assage

d er K aim an sschlucht als sehr interessant geschildert hatte, a> blieb ich m it dem C a d e t L esu eu r und dem H ofm eister bei der B ag ag e" (ib id em . s. 310) . T y m s a m y m relacja R e lu n a n a wpisuje się w d ł u z s z y ciąg reprez entac ji tego

m iejs c a p o ło ż o n e g o na W s c h o d n im Przy lą dk u. N a te m a t reprez entacji literackiej W s c h o d n ie g o P rz ylądk a (O o s - K a a p ) zob. ró w nie ż 1 1. Van V u u re n , ’// O orsig oor die O o s-K aap literatu tir, h ttp :/ /w w w .u p e.a c .za/a fn e d / s t r e e k l .h t m , 2 0 0 0 .

(10)

Polskie postcolouial studics? P rzypadek p o ł u d n io w o a fry k a ń s k i 211

opis ten n ic p rzy staje do Said ow skiej tezy (p o w tarzan ej przez liczn y ch n astęp có w au to ra)“1'’

0 cytacyjnej naturze orientalizm u, powielaniu istniejących reprezentacji egzotyki i dodawa­ niu utw orów jeden po drugim , tak „jak konserw ator starych szkiców m ógłby zestawić razem cały cykl w obraz, na który się nakładają, i k tó ry je st w nich implicite zaw arty”27. U Relnnana ów cykl reprezentacji, odw ołujący się do poprzedzających je i następujących po nich przed­ stawień, ów nieustanny łańcuch odw ołań, który tw orzy poczucie m iejsca, przeryw any je s t raz po raz kom entarzam i burzącym i absolutną w iarygodność archiw um tekstow ego. „Wia­ dom ości podawane przez innych podróżników (...) są w ogóle dość niedokładne, a w wielu razach grzeszą przesadą” (E 142) — powtarza nieustannie polski podróżnik-botanik.

U św iadom iw szy sobie m iejsce polskiego badacza w południow oafrykańskim dyskursie oraz po zasygnalizow aniu faktu, iż je g o spojrzenie na to, co „obce”, wpisane było (z za­ chow aniem krytycznego dystansu) w szeroki intertekst w cześniejszych relacji, w róćm y do postaw ionego zadania i przyjrzyjm y się w tym m iejscu samej form ie jego etnograficz­ nych szkiców. Pierw sza książka została zaplanowana ja k o praca stricte naukowa. Tru dności ze znalezieniem wydawcy zm usiły je d n a k autora do wprow adzenia zm ian redakcyjnych 1 ograniczenia się do „skreślenia w rażeń i codziennych przygód z podróży, ja k niem niej zwiedzanych okolic i ich m ieszkańców ” (Sz, wstęp). Z am iar ten je d n a k nie pow iódł się do końca, w w yn iku czego czyteln ik otrzym ał traktat botan iczn o—geograficzny, pełen in ­ form acji o nazwach prądów m orskich, aktualnej tem peraturze, ilości przem ierzanych m il, a następnie o faunie i florze Przylądka, poznawanej po opuszczeniu statku. W yw ód spora­ dycznie przeryw ają pasaże noszące znam iona literackości (na przykład estetyzujące opisy koloru wody, tw orzących się na niej fal). Autor, nazyw ający siebie „naturalistą” i „bezstron­ nym badaczem ” (Sz 66, 68), miał w yraźną am bicję stw orzenia pedantycznie dokładnego, pozytyw istycznie naukowego przekazu, nieskażonego obserw acjam i, których nie dałoby się zw eryfikow ać. W idzim y g o ,ja k z nieodłączną alum iniow ą puszką kolekcjonuje i opisuje botaniczne okazy; opisy m iędzyludzkich interakcji raczej pom ija. Jed zie, ogląda, powraca, po czym spisuje swoją relację, przedstawioną nie ja k o w yn ik bezpośrednich obserw acji, kontaktu z inform atoram i, lecz pisania w zatłoczonej pracowni. R eh m an -au to r z pierwszej relacji, poprzez brak odniesień do doświadczenia etnograficznego, przypom ina alegorię po­ chodzącą ze strony tytułow ej wydanego w 1724 roku dzieła ojca Jo sep h a-F ran ęo isa Lafitau (1681-1748) Moctirs des samwges amcriqiiains (tłum . ang. 1974). Przedstaw ia ona etnografa w postaci m łodej kobiety siedzącej przy pulpicie pośród artefaktów z N ow ego Świata, an­ tycznej G recji i Egiptu. Autorce towarzyszą dwaj cherubini, pom agający je j przy pracach porów naw czych, oraz brodata postać czasu, w skazująca na obraz przedstawiający jed yn e źródło prawd w yłaniających się spod pióra pisarki28.

2>' Por. T. M itc h e l l. E gipt na wystawie św iata, tl. E. Kle k ot, Warszawa 2 0 0 1 , s. 55.

r Ibid em , s. 57.

Z o b . f. C liffo r d , K ło p oty z kulturą. D w u d z iestow ieczn a etnografia, literatura i sztu k a, tl. E. P ż u r a k i in.. W ar­ szawa 2 0 0 0 , s. 29.

(11)

212 Pawel Zajas

★ ★ ★

T ak zarysow any i zinterpretow any tekst stałby się idealnym , w ręcz m odelow ym łupem wciąż je szcze nośnej teorii autorstw a M ary Louise Pratt Travel Writing and Transculturatioir\ która nadal stanow i ważny punkt odniesienia w studiach nad postkolonializm em . Pratt w y­ suwa tezę, iż podróżopisarstw o drugiej połow y X V I I I wieku oraz w późniejszym okresie stanow i zdehuinanizow aną, w ręcz pozbawioną ludzkiego czynnika reprezentację rzeczy­ w istości południow oafrykańskiej. W edług am erykańskiej badaczki decydujący w pływ na osiem nastow ieczne i dziew iętnastow ieczne teksty odgryw ała w tym przypadku Histoire uaturelle w duchu G eorgesa B u ffona (1 7 4 9 -1 7 8 8 ), a przede w szystkim Karola Linneusza (1 7 0 7 -1 7 7 8 ). D latego też po roku 1750 nowa generacja podróżników m iała ograniczyć peł­ ny opis rzeczyw istości w kolonii wraz z zachodzącym i w niej kontaktam i m ięd zyku ltu ro­ w ym i (contact zone) do opisu zjaw isk przyrodniczych. Autor tekstu miał być w ięc je d y n ie neutralnym obserw atorem natury, pom ijając całkow icie kontakty z ludnością tubylczą. Tym sam ym w inny był sytuacji, którą Pratt określa m ianem „an ty -p od bo ju ” (anti-conquest): m ilczącej, tekstualnej ekspropriacji nieznanego świata na potrzeby europejskiego czyteln i­ ka. Je śli nawet okazjonalnie pojawiają się tubylcy, ich opis ma charakter obiektyw izujący, ukierunkow any przede w szystkim na cechy fizyczne.

Takie postaw ienie sprawy stanowTi je d n a k znaczne je j uproszczenie. N iebagatelną rolę odgryw ała bow iem obow iązująca w tym czasie konw encja opisu etnograficznego, która starała się oddzielać przedstawienia efektów ludoznaw czych w ędrów ek od etnograficznego konkretu . W ym ogi narracyjne, ale też zasady konstruow ania świata przedstaw ionego dąży­ ły, analogicznie do zam ierzeń pow ieściopisarzy-realistów , do typow ości. R ów nież w pol­ skiej dziew iętnastow iecznej etnografii prowadziło to do tego, że i chłopi tracili indyw idu­ alność, zam ieniając się wr typy, te zaś — w niew ielkim stopniu — pozw alały na oddanie specyfiki regionalnej, nie m ów iąc ju ż o szansach prezentow ania jed n ostk o w y ch losów 30. N aukow iec świadomy obow iązujących konw encji i stojących przed nim zadań — a takim człow iekiem z całą pew nością był A ntoni R ehm an — nie identyfiku je się w żadnej m ierze z otaczającym i go w spółtow arzyszam i osiem nastodniow ej podróży do Kapsztadu, a na­ stępnie nie w chodzi w interakcje z ludnością tubylczą rów nież z innych względów. M im o iż „znajdował p rzyjem ność w tow arzystw ie ok ręto w y m ” (Sz 12), je g o praktyka podróży, ukształtow ana na tle powstającej etnografii, związana była raczej z tym , co ob ecnie m ożna by nazw ać „podróżą w yrafinow aną”, fu nkcjonującą w obrębie elity i zdefiniow aną przez zdanie „ N i e j e s t e ś m y tu rystam i”31. Z obiektyw izow any opis, staranne w ym azyw a­ nie obdarzonych im ieniem i w yszczególnionych jed n o ste k , reprezentatyw nych inform

a-Z o b . M . L. Pratt, Im perial Eyes. Travel IVritiug an d Transcidtnration, N e w Y o r k 1992.

3" P. K ow alsk i, Popkultura i humanis'd. D a le k i od kom pletności rem anent spraw, p o g lą d óu ’ i m istyfikacji, K r a k ó w 2 0 0 4 , s. 182.

(12)

Polskie postcoloniül studies? P rz ypad ek p o ł u d n i o w o a fry k a ń s k i 213

torów, stanow i u R elnnana, ja k się zdaje, w ysiłek związany przede w szystkim z definicją negatyw ną form ułow aną w obec literatury podróżniczej. Podążając dalej tokiem ro zu m o­ wania Jam esa C lifforda, m ożem y w ysunąć tezę, iż był 011 w ym ierzony w m niejszym stop­ niu przeciw „staniu się tubylcem ”, a bardziej przeciw ko „staniu się podróżnikiem ”, przeciw pogw ałceniu zawodowego habitusu. Nasz badacz, sygnalizujący każdym zdaniem dążenie do w ycyzelow ania danych i niezależność od obiektu prowadzonych badań, upodabnia się tym sam ym do postaci widocznych na fotografiach publikowanych przez Bronisław a M a­ linow skiego, ukazujących je g o sam ego w terenie: je s t cały ubrany na biało i otoczony przez czarne ciała, ostro w yróżniając się postawą i pozą. Z pew nością, podobnie jak nasz A ntoni R elnnan, nie je s t to człow iek, który byłby skłonny stać się tubylcem .

Scjentystyczny, ukierunkow any na faktografię opis ma w świetle powyższych rozważań głów nie dwie przyczyny: w yw odzącą się jeszcze z traktatów apodem icznych, a następnie podjętą przez dziew iętnastow ieczną polską etnologię tradycję badań terenow ych oraz upo­ rczyw e trzym anie się ustalonego w cześniej kodu prezentow ania swoiście pojm ow anego profesjonalizm u. T ak w ięc teza form ułow ana przez Pratt nie do końca w łaściw ie odczytuje w czesne teksty podróżników . Krzyw dząca generalizacja, jak o b y linneuszow ski duch histoirc naturelle do końca opanował ich umysły, zdaje się w świetle dalszych rozważań zgoła efek­ ciarskim zabiegiem czysto anglosaskiej (jak o że niebiorącej pod uwagę tekstów nieangiel- skich, bądź nietłum aczonych na ję z y k angielski) teorii postkolonialnej.

Echa z P ołudniow ej A fryki — ow oc drugiej wypraw y R elnnana — przyniosły gruntow nie przebudow aną form ę narracyjną. C h o ć nienaruszony pozostał porządek chronologiczny, to w niektórych m iejscach czytelnik je s t inform ow any o zabiegach narracyjnych, które d oko­ nały przesunięć w chronologii odw iedzanych przez niego m iejsc, „ażeby nie psuć toku op o­ w iadania” (E 76). Jed n ak ju ż inform acje o ludności tubylczej, zebrane na różnych etapach podróży, zostały pogrupow ane i przedstawione w przejrzysty sposób w oddzielnej części książki32. Tak radykalna zmiana stru ktury tekstu m ogła być, choć teza ta pozostaje w sferze skojarzeń i porów nań (co przecież stanow i istotę hu m anistyki), w yn ikiem lektury L ich- tensteina. W nikliw ie czytany i w zm iankow any przez Relnnana N iem iec pośw ięca wiele uwagi — aby nadać obserw acjom większą w iarygodność naukową — kwestii tekstualizacji dośw iadczenia etnograficznego. Istotnym zabiegiem je s t oddzielenie opisu („beschreibender T h eil”) od toku opowiadania („erzählender T h eil”), przy czym ten pierwszy został po licz­ nych konsultacjach z kolegami po fachu przesunięty na koniec relacji, tak aby relacja z p o­ dróży stanow iła dla czytelnika tlo dla następującej po niej narracji etn ograficzn ej33.

W porów naniu z pierw szym i szkicam i z podróży do Południow ej A fryki polski autor tym razem o wiele bardziej liczy się z czyteln ikiem ; m iejsce nużącego traktatu botanicz­ nego zajm uje opis codziennych w rażeń i przygód. Być m oże biorąc przykład ze znanych

32 Z o b . A. R e h m a n , E ch a .... op. cit., s. 1 4 1 -3 0 1 .

(13)

2 1 4 Pawel Z aj as

mu dzienników Francuza Le Vaillanta, posunął się nawet tak daleko, iż m ateriał przeplatają często anegdoty, żarty, dialogi (robiące w rażenie m ało oryginalnych) oraz niew ybredne drwiny. Tak w ięc w opisie drugiej podróży diam etralnie zm ienia się retoryka przekazy­ wania „danych”: takty są raczej układane w fabuły niż po prostu zebrane, raczej stw orzone w relacjach ze światem niż zaobserw ow ane w ob jęty m kontrolą środow isku. B ezim ien n ych obserw atorów zastępują ludzie z krw i i kości, a w znoszący się ponad plan prowadzonych badań R e ln n an -o b serw ato r staje się człow iekiem zdanym na los i sw oich przew odników i tragarzy, „drżącym od zim na na całym ciele”, którem u na dodatek „wybladłe w idm o febry afrykańskiej stanęło nagle przed oczym a” (E 135).

Kontynuując „demaskację” uogólnionych tez wysuwanych przez Pratt, należy w tym m iej­ scu zaznaczyć, iż nie je st prawdą, jakoby podróżnicy-naukow cy końca X V III i X I X wieku nie byli zainteresowani kulturą ludności tubylczej. Rehm an, wpisujący swoje spostrzeżenia w po­ łudniowoafrykański dyskurs końca X V III i początku X I X wieku (na takie teksty powołuje się najczęściej), poświęca autochtonom wiele uwagi; je g o opisy uzupełniane są dodatkowo bardzo krytycznym i rozważaniami w obec zarówno holenderskiej (co stanowiło norm ę), ja k i angiel­ skiej (co było raczej rzadkością) polityki kolonialnej. Ponieważ trasa podróży Relnnana nie ograniczała się jedynie do Kolonii Przylądkowej, ale z portu w D urbanie wybiegała aż na pół­ noc Transwalu, miał 011 okazję kontaktować się nie tylko z ludnością Khoisan (H otentotam i i Buszm enam i), ale również z X hosa i Zulusam i (nazywanymi w tam tym czasie „Kafram i”). Powody zainteresowania ludnością tubylczą nie odbiegały u Rehm ana od europejskiej normy. Uw ażał, iż przyczynia się w ten sposób do poznania esencji człowieka, jak o że

je ś li najnow szym badaniom na polu archeologii udało się przełam ać przesta­ rzałe przesądy, posunąć dzieje rodu ludzkiego o wiele tysięcy lat w stecz i pod­ nieść w7artość i zasługę cyw ilizacji przez w ykazanie przestrzeni, ja k a dzieli ją od pierw otnych je j związków7, to badania ludów żyjących ob ecnie na ziem i w stanie pierw otnej dzikości ma tę w yższość nad badaniam i archeologów , że uzupełniając skreślony przez nich obraz fizycznego stanu pierw otnego człow ieka, pozwala nam zajrzeć w stan je g o um ysłow y i uchylić przynajm ­ niej częściow o grubą zasłonę, ja k a pokryw ała dotychczas pierw otne zawiązki cyw ilizacji (E 141).

Poznanie tubylców je s t w ięc niczym podróż do początku. N ależy przy tym zw rócić uwagę na takt, że kontaktów Polaka z tubylcam i nie m ożna w żadnej m ierze nazw ać p o­ w ierzchow nym i. Poniew aż posługiw ał się nie tylko ję z y k iem angielskim i niem ieckim , ale rów nież niderlandzkim 3^, kom unikacja z w ielom a grupam i przebiegała dość sprawnie (w trudniejszych przypadkach zdawał się na pom oc tłum aczy).

(14)

Polskie postcolonial stndies? P rz ypad ek p o ł u d n i o w o a fry k a ń s k i 215

Ja k ju ż w spom inaliśm y, opis poszczególnych grnp etnicznych został um ieszczony w dru­ giej relacji R ehm ana poza przyjętym porządkiem chronologicznym . O sobn e, wydzielone m iejsce w tekście stwarza tym sam ym w rażenie system atyczności i obiektyw izm u. P rz y ję ­ tą kolejność opisu: wygląd, zw yczaje, religia; je g o w yjęcie z toku narracji i osadzenie w et­ nograficznej teraźniejszości m ożna uznać za kontynuację struktury topicznej, uzależnionej od publikacji poprzedników’. K oncentracja obserw acji w je d n y m m iejscu (czego zabrakło w pierwszej relacji) je s t w ięc środkiem retorycznym , pozw alającym na przejrzystą prezen­ tację inform acji. M im o iż R ehm an przyjm uje w opisie tubylców konw encję rekapitulacji w iadom ości, zebranych przez m iędzy innym i Barrow a, Fritscha, Bainsa, C hapm ana, Li- vingstona, M offata i Liclitensteina, to dzięki krytyce pod adresem swoich poprzedników w zm acnia w rażenie obiektyw izm u.

W opisie Buszm enów , ITotentotów i K afrów (posługuję się ówczesną term inologią, ja k o że m ów im y cały czas o literackich, choć etnograficznych reprezentacjach) R ehm an stosuje bez w iększych zastrzeżeń kategorie etnocentryczne, dzięki którym poszczególne grupy etniczne otrzym ują swoje m iejsce na cyw ilizacyjnej drabinie. W tym m iejscu mała uwaga: nie je s t m oim zdaniem w łaściw e, aby tak skonstruow ane post factinn reprezentacje krytykow ać w zorem wielu postkolonialnych analityków. N ad m iernie krytyczne stanow i­ sko prowadzi do pow tarzania błędu zatwardziałych im perialistów : to, co Inne, redukow a­ ne je s t do W łasnego poprzez uporczyw e pom ijanie kontekstu, w którym ów Inny został um ieszczony. P rzyjm ijm y w ięc w tym m iejscu, za Siegfrieden! I Iu igen en r13, stanow isko historyczne. Z w ró ćm y w ięc uwagę nie tyle na pow szechny europocentryzm , obecny prze­ cież u w szystkich dziew iętnastow iecznych autorów, ale raczej na krytyczne uwagi R ehm a­ na w obec szczególnie rażących stereotypów oraz je g o zgoła antykolonialny światopogląd.

T ak w ięc „na najniższym stopniu rozw oju tak pod w zględem fizycznym ja k o i spo­ łecznym stoją niezaprzeczenie B u szm ani” (E 144). Rehm an krytyku je je d n a k m isjonarzy angielskich, którzy

ośm ielili się powątpiewać, czy Buszm an je s t rzeczyw iście człow iekiem , przypuszczając, że w ypadałoby go m oże raczej uważać za form ę przejściow ą pom iędzy zw ierzętam i i ludźm i, a jed en z nich (Flem ing) cieszy się nawet szybkim n iknięciem tego ludu, i zupełną zagładę je g o uważa za konieczną dla uratow ania godności człow ieczeństw a (E 144).

W skazuje rów nież na pejoratyw ną konotację słowa „Buszm en”, które zostało nadane grupie San przez kolonizatorów holenderskich (niderl. Bosjcsman — człow iek z buszu) na w zór m alajskiego „orang utan", co w ów czesnych Indiach H olenderskich oznaczało „czło­ w ieka z lasu’'. N azw a „San” była używ ana w odniesieniu do B uszm enów przez ludy h o

(15)

2 1 6 Paweł Zajas

tentockie i je s t obecnie stosow ana w nom enklaturze antropologicznej. M im o negatyw nej oceny tizjonom icznych cech Buszm enów , przez co sprawiają oni w rażenie „istoty niższej i od natury upośledzonej” (E 145), badacz zwraca uwagę, iż ocena taka je s t głęboko n ie­ obiektyw na, ja k o że związana z europejskim kanonem piękna. K rytyku je rów nież „nie­ sm aczną szkołę antropologów, która M u rzynów stawiała za przykład dzikości i zw ierzę- co ści” (E 2 2 7 ). O m aw iając zwyczaje żyw ieniow e, w ierzenia oraz ję z y k Buszm enów , w y­ kazuje, że system ten je s t o wiele bardziej złożony od obiegow ych opinii na ten tem at. Tak w ięc R eln n an , który ja k o „bezstronny badacz nie znajduje w ich organizm ie nic takiego, co by ich od reszty rodzaju ludzkiego gatunkow o oddzielać m iało”, ja w i się ja k o obser­ w ator daleko bardziej obiektyw ny niż je g o niem ieccy, francuscy i angielscy poprzednicy. G od n ym odnotow ania je s t takt, iż do tekstu relacji nie im plem entuje negatyw nych opinii o Buszm enach z doskonale znanej mu pracy H in rich a Lichtensteina, a pow ołuje się raczej na bardziej obiektyw ne badania Gustava Fritscha oraz W illem a Bleeka. W przypadku H o - tentotów liczba negatyw nych atrybutów je s t znacznie m niej liczna. M im o że w yglądem nie różnią się (na ich niekorzyść) od Buszm enów , odznaczają się bardziej w yrafin ow an ym podejściem do ubioru i ozdób. R ehm an podaje w w ątpliw ość tw ierdzenia przekazane przez Sparrm ana i La Vaillanta, ja k o b y H oten toci „zabijali niem ow lęta odum arłe przez matkę, albo gdy kobieta powije bliźnięta, je d n o z nich zostaje zawsze zgładzonym ” (E 201). W in­ nych m iejscach je s t z kolei bardziej surowy w ocenie charakteru H otentotów , i polem izując z K olbem , uważa, iż w skutek zetknięcia się z cyw ilizacją europejską lud ten przysw oił sobie ujem ne cechy, takie ja k lenistw o, pijaństw o i brak zm ysłu sam ozachow aw czego36.

U lu bień cam i Rehm ana zostali, podobnie ja k u zachodnioeuropejskich podróżników , „K afrow ie”. Są oni w wielu m iejscach „cyw ilizacyjnym ” punktem odniesienia dla zacofa­ nia ludów Khoisan. N ie tylko pośw ięca im najw ięcej m iejsca (aż 75 stron), ale też tru dno dopatrzyć się w ich opisie jak ich k o lw iek dezaw uujących stw ierdzeń. O dznaczają się w zo ro­ wą budową ciała, starannym i schludnym ubiorem , przem yślaną gospodarką, tow arzyskim usposobieniem , ułożeniem i grzecznością w kontaktach z innym i, a stosunek rodziców do dzieci „m ógłby służyć za w zór najbardziej cyw ilizow anym narodom ” (E 251):

Pod w zględem porządku stoją bodaj czy nie w yżej od naszego polskiego w ie­ śniaka; jed zą co prawda rękam i, ale przed i p o je d z e n iu myją sobie ręce, a po skończonej biesiadzie płuczą usta (E 243).

Rehm anow ski obraz „K afrów ” je s t w ięc w yidealizow aną reprezentacją, mającą swoje źródła w ośw ieceniow ym m icie o „szlachetnych dzikusach”, niew innych, spontanicznych, żyjących w zgodzie z naturą. W iększość atrybutów przypisywanych ‘szlachetnem u dzikuso­ w i' w yw odzi się bezpośrednio z cech przypisywanych barbarzyńcom , tyle że uległy one

(16)

Polskie postcolonial studies? P rz ypad ek p o łu d n io w o a fry k a ń s k i 217

kow itenni przewartościowaniu. Prostota i brak wym agań są jed noznaczn ie kom plem entar­ ne do prym ityw izm u czarnych, niew inność i brak uprzedzeń występują w m iejsce dziecin­ nej głupoty, lenistw o zostaje zastąpione przez błogi spokój, brak ustalonego prawodawstwa przez naturalną harm onię bytu, a niekontrolow any popęd seksualny zaczęto postrzegać jako niczym niezakłóconą radość życia. U rs B itterli37 zwraca uwagę na fakt, iż funkcjonujące w yobrażenia barbarzyńcy, ja k i rów nież ‘szlachetnego dzikusa’, wyrastają z etnocentrycznej św iadom ości kulturow ej, ija k o rodzaj kolektyw nego archetypu nie są obce żadnej kultu­ rze. W arto w tym m iejscu zaznaczyć, że genealogia „dobrego dzikusa” miała raczej katolicką prow eniencję. Protestanci (głów nie kalw ini) mieli bow iem do M u rzynów i Indian w X V I i X V II wieku stosunek zdecydowanie negatywny. P urytańscy osadnicy w A m eryce uważali siebie za naród wybrany, tubylców zaś za ludzi nieposiadających żadnych w idoków na zba­ w ienie oraz przeznaczonych w yrokiem z góry do stanu niew olniczego38. Aż d o X V III wieku funkcjonow ał w środowisku protestanckim raczej m it „złego dzikusa”.

O w o przew artościow anie barbarzyńcy jest jednocześnie w yrazem woli ucieczki od wła­ snej kultury, nie w realność archaicznych form bytu, lecz w obszar snów i fantazji. Arnold Toynbee w sw oim m orfologicznym studium historii pow szechnej określa podobne próby w ydostania się z pełnej rozczarow ali rzeczyw istości m ianem ‘archaizm u’ i ‘fu turyzm u'30. O statni term in, w odniesieniu do obrazu ‘szlachetnego dzikusa', nie dotyczy tylko w yobra­ żeń tego, czym sami nie jesteśm y, lecz fantazji reprezentujących stan, w którym ongiś się znajdow aliśm y i do którego w przyszłości m oże je szcze powrócim y.

Dla odczytania i interpretacji przedstaw ionego w prezentow anych tekstach obrazu M u ­ rzynów w kontekście sytuacji politycznej, w ja k ie j znajdowali się Polacy na przełom ie X I X i X X w ieku, bardziej przydatna wydaje się propozycja Toynbee'go pojm ow ania ucieczki od rzeczyw istości w kategoriach ‘archaizm u’. M ógł się on bow iem m anifestow ać w form ach przystających do niem al dw ustuletniej historii Polski epoki zaborów : nostalgii za przeszło­ ścią, politycznej obojętn ości oraz konserw atyw nej uporczyw ości, przeradzającej się czasami w ruch rewolucyjny. A rchaiczność niezbędna była rów nież, by nadać kontynuację św iado­ m ości narodowej zagrożonej przez czynniki zew nętrzne. Być m oże z tego powodu R eli­ man tak chętnie odw ołuje się do dumy i niezależności Kafrów, ich nieugiętego charakteru, niezależności w odzów plem iennych unikających zw ierzchnictw a angielskiego i burskiego. Tru d n o o bardziej czytelne postkolonialne paralele.

Reprezentacja walecznych „Kafrów'”, skazanych za porażkę wr obliczu najpierw holen­ derskiej, a następnie angielskiej cyw ilizacji, miała w ięc w R zeczypospolitej, podobnie ja k zainteresow anie Indianam i, dość specyficzny kontekst. Rozw ażania na tem at zagłady cyw i­ lizacji m iały w yraźnie za adresata nie Polaków, lecz zaborców :

37 Z o b . U . Bitterli, D ie „W ild cn " im d d ie „Z ir i lis ie r t e n G n u id z iig e eii/er G e is te s - tm d Kidtiirgeschichte der ettro-

paisch-iibcrseeisclicii Begegium g. M i m c h e n , s. 374.

w Z o b . I. Tazbir. S arm aci i św iat, Kraków . 2 0 0 1 . s. 75.

(17)

218 Paweł Z aj as

W X V I I I wieku odw róciło się koło historii. Rozbiory sprawiły, iż Polacy ujrzeli analogię pomiędzy sobą a Indianam i, między losami ich państw i cyw ilizacji a zniknięciem szlacheckiej Rzeczypospolitej z politycznej mapy Europy. W yra­ żając sympatie dla Inków czy Azteków, bohatersko broniących swej w olności przed I Iiszpanami, tym samym form ułow ano sprawną cenzuralnie aprobatę dla uczestników narodowych powstań, w ym ierzonych głównie przeciwko Rosji. Wraz z kolejnym i rozbiorami (1772, 1793), a jeszcze bardziej po upadku szlacheckiej Rzeczypospolitej (1795) strój m ężnego Indianina staje się jed n ym z kostium ów, w który przebiera się polski patriotyzm. W pośw ięconej walce In ­ dian z konkw istadoram i literaturze czeskiej oraz węgierskiej porów nania takie występują ju ż dawniej, gdyż kraje te wcześniej straciły niepodległość. W dobie O św iecenia przybierają one jed n ak na sile; zwłaszcza czeskim pisarzom ucisk ludności słowiańskiej przez Habsburgów nasuwał nieodparte skojarzenia z sy­ tuacją ludności indiańskiej, poddawanej hiszpańskiemu jarzm u 40.

Polscy chłopi pańszczyźniani porów nywani byli często do M urzynów . Analogie tę do­ strzegał ju ż nadworny lekarz Jana III Sobieskiego, Bernard O ’C onnor, który pisał, iż w arunki życia poddanych w Rzeczypospolitej przypominają traktowanie M urzynów w Indiach Z a­ chodnich. Porów nanie zyskało na popularności. W ystępujący w obronie M urzynów publicy­ ści am erykańscy (John D ickinson, Edm und Burkę) chętnie przeprowadzali paralele między tam tejszym i plantatorami a polską szlachtą. Na przełom ie X V III i X I X wieku pojawia się w Polsce zainteresowanie dla prowadzonej na I Iaiti walki o niepodległość. Z rozum ienie dla m ieszkańców H aiti w ynikało z naturalnej u podbitego narodu sympatii dla wszelkiej walki o w olność41. Zestaw ienie ze sobą ludzi m ieszkających na różnych kontynentach, różniących się kolorem skóry, w yznaniem oraz stopniem rozwoju cyw ilizacji, było czym ś now ym . Je sz ­ cze w X V I czy X V II wieku nikom u nie przyszłoby do głowy porów nyw ać Polaków z M urzy­ nami czy Indianam i. Jeśli ju ż sięgano po analogie do krajów zam orskich, to pewne zbieżno­ ści widziano tylko między szlachtą a konkw istadoram i, czyli porów nyw ano białych między sobą. W takim tez kontekście pow inniśm y postrzegać naszkicowaną przez Rehm ana w Echach z Południowej A fryki charakterystykę ludów Bantu, postrzeganych ja k o uosobienie dobrego, lecz i walecznego dzikusa, będącego w tym czasie stałym elem entem ezopowego języka.

N a tym je d n a k nie kończy się swoisty antykolonialny w ydźw ięk analizow anego przy­ padku. O strze krytycznego spojrzenia R ehm ana najciężej dotyka bow iem B urów : gnu- śnych, przyzw yczajonych do lenistw a, z natury lekkom yślnych, niezdolnych zająć się ja ­ kąkolw iek pożyteczną pracą, nienaw idzących cudzoziem ców , goniących za chw ilow ym i rozryw kam i. Piją, żyją z dnia na dzień, ich byt m aterialny je s t nadzwyczaj nędzny, choć powód ubóstw a leży w yłącznie w gnuśności:

411 }. Tazbir, op. cit.. s. 2 6. 41 Z o b . ibidem , s. 2 8 3 - 2 8 5 .

(18)

Polsk ie postcolouiiil studies? P rz yp ad ek p o łu d n io w o a fry k a ń s k i 219

Holender, póki ma kilka pensów w kieszeni, uważa pracę za zbyteczną, będzie żyć po całych tygodniach rybami i chlebem , ale chce używać swobody (Sz 35).

Z arozu m iałość i zuchw alstw o są w rodzonym i ich wadami, w ykształcenie nadzwyczaj niskie — zaledwie połowa um ie czytać, a jeszcze m niej pisać:

W ciągu dw uletniej podróży po południow ej Afryce nie spotkałem ani je d ­ nego H olendra, który by zajm ował jakiekolw iek w ybitne stanow isko w towa­ rzystw ie, albo odznaczał się uzdolnieniem lub ja k im i bądź zaletam i (Sz 35).

R eh m an relacjonuje postępow anie kolonistów holenderskich w obec ludności autochto­ nicznej „przejawiające nam obraz srogości, który tylko w postępow aniu fanatycznych H isz­ panów w A m eryce, za czasów św iętej inkw izycji, znajduje podobieństw o” (E 187). Kilka stron opisu okru cień stw B u rów tłum iących „zam iłow anie do w o lności” Buszm enów i ich „przywiązanie do ziem i ojczystej” (E 188) bezsprzecznie celuje w w yszkolonego w ezopo- w ym języ k u polskiego czytelnika i je s t w ym ierzone przeciw ko władzy zaborczej. Jed n ak, co ciekaw e, krytyka ta nie znajduje pokrycia w dośw iadczeniu sam ego podróżnika, który kontakty z osadnikam i określa ja k o niezw ykle serdeczne; podróżujący z nim na północ Transw alu koloniści to „najzacniejsi i najuprzejm iejsi ludzie” (E 75), a zaskoczony gościn ­ nością i łagodnością napotkanej w drodze burskiej kobiety stwierdza, iż „pod chropawą skórą białego A frykanina bije uczciw e serce, niezatrute jad em cyw ilizacji” (E 59). Tak więc antykolonialna teza przesłaniała nawet osobiste obserw acje.

Rozw ażania dotyczące naszkicow anej przez Rehm ana etnografii Południow ej A fryki zakończm y uwagą, że je g o antykolonialna postawa była obusieczna, i nie dotyczyła je d y ­ nie A frykanerów , lecz także angielskiej polityki kolonialnej. Rozpoczynający drugą relację z południow oafrykańskiej podróży opis Londynu, w którym szerzy się bigoteria i pijactw o, a m oralność najniższych klas społecznych sięga dna, każe powątpiewać w cyw ilizacyjną w yższość Albionu:

podczas gdy wiara w duchy na kontynencie Europy z każdym dniem coraz to bardziej upada, (...) to w A nglii, stojącej na św ieczniku cyw ilizacji europej­ skiej, istnieje kilka stowarzyszeń spirytystów, dla których podstawą praktycz­ nej etyki je s t zw iązek z ducham i, a narzędziem pośredniczącym pom iędzy Anglią a św iatem pozagrobow ym — nogi stołow e (E 7 - 8 ) .

Przybyw szy do D urbanu, „zam ieszkałego podczas ostatniej bytności przez Kafrów, szczycącym się osobistym bezpieczeństw em swych m ieszkańców i poszanow aniem cudzej w łasności” polski badacz konstatuje zm iany zaszłe po w ojnie anglo-zu lu skiej z 1879 roku, po której to m iasto zapełniło się „zbrojną hołotą” Anglików, która pije od rana do w ie­ czora i głosi „rycerskie czyny ostatniej w ypraw y” (E 32). K om entując wprow adzoną przez

(19)

220 Paweł Z aj as

W ielką B rytan ię w 1834 roku abolicję w koloniach angielskich (Abolitioti Act — objęła ona w A fryce Południow ej około 35 tysięcy niew olników , i stała się je d n ą z przyczyn upadku wielu farm z powodu braku rąk do pracy i trudnos'ci z w ypłacaniem niskich ekw iw alentów przez Londyn), Rehm an zauważa, iż kierow ano się w tym przypadku raczej „wyrachowa­ niem [wTym ierzonym przeciw ko B u ro m — P. Z .j, a nie prawdziwą filantropią” (E 2 2 0 ).

Jed n ostkow y przykład relacji z południow oafrykańskich peregrynacji pokazał nam , iż m im o że w iek X I X , będący okresem najw iększego zasięgu ekspansji kolonialnej, nie dotyczył Polski, to je d n a k nasze spojrzenie w nosi wiele do refleksji nad polityką im p e­ rialną, przesuwając jed n oczesiiie głów ny punkt ciężkości na obszar geograficzny, który za (post)kolonialny nigdy uważany nie był. O b o k w spółczucia dla Indian zwalczanych przez białych osadników znajdow ano rów nież zrozum ienie dla em ancypacyjnych dążeń ludności tubylczej kontynentu afrykańskiego. K rytyka pod adresem zarów no b rytyjskiej, ja k i holenderskiej polityki kolonialnej daje się porów nać z postawą Polonii am erykańskiej w X I X w ieku, której przedstawiciele, ja k stwierdza historyk M ieczysław H aim an,

w m iarę sił swoich głosili i szerzyli hasło sw obody dla M urzynów . Skoro b o ­ w iem tęsknili do w olności ojczyzny, czyż m ogli pragnąć uciem iężenia b li­ skich, chociażby od m iennej rasy?42

Z je d n e j strony, ja k widzieliśm y, podzielano w R zeczpospolitej w iększość opinii i uprze­ dzeń panujących w zachodnioeuropejskim kręgu kultu row ym , do którego przecież nale­ żeliśmy. Z drugiej zaś m ieszkańcy kraju spychanego przez zaborczych sąsiadów na pozycję państwa (pół)kolom alnego m ogli łatwiej zdobyć się na krytyczną ocenę podobnej polityki w Afryce. Czas w ięc najw yzszy na krytyczną refleksję nad polskim (post)kolonializm em i w yp ełnienie owej białej plamy na mapie rodzim ego literaturoznaw stw a.

Cytaty

Powiązane dokumenty

jak powiedziałam, dla literatury polskiej XX wieku charaktery- styczny wydaje się kontr-dyskurs stworzony przez opresjonowanych, a wymierzony w dyskurs

Należy uzupełnid brakujące miejsca o nazwę lub wzór chemiczny oraz wybrad z podanych poniżej opisów ich cech, występowania czy zastosowania prawidłową

Radnym Koalicji Obywatelskiej nie podoba się propozycja obniżki cen biletów przedstawiona przez ZDiTM i urząd miasta.. Chcą, by ceny były

1982 - 1983, „zbiorowości lokalne, ich grupy oraz regiony mogą, jeśli ich interwencja ma zainicjować lub rozwinąć przedsięwzięcia ekonomiczne, udzielać pomocy bezpośredniej

[r]

Oceniając wypowiedź ucznia w tym kryterium, należy rozważyć m.in., czy: kompozycja wypowiedzi jest zgodna z formą wskazaną w poleceniu, np.. czy wywiad zwiera właściwy

W przypadku pogody mokrej (tab. 1) w miesiącach letnich zauważa się w więk- szości wzrost temperatury dopływających ścieków względem temperatury tych ście- ków podczas

urządzenie sieciowe, które przekazuje ramki do odpowiedniego wyjścia urządzenia na podstawie adresu docelowego każdej z nichc.