• Nie Znaleziono Wyników

View of The Normative Authority of the Truth

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of The Normative Authority of the Truth"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

RO C ZN IK ! FILOZOFIC ZNE Tom XLVII, zeszyt 2 - 1999

ANDRZEJ SZOSTEK MIC Lublin

NORMATYWNA MOC PRAWDY

Normatywna moc prawdy: oto tytuł, który proponuję dla swego wystąpienia. W yrażenie to, bliskie myśli kard. K arola W ojtyły, o becne j e s t także — choć w innej form ule słownej - w filozofii św. Tom asza z Akwinu. W p r o p o n o w a ­ nym tytule zawieram zasadniczą tezę, że mianowicie prawdzie przysługuje moc normatywna. Spróbuję pokazać sens tej tezy na trzech, idących coraz bardziej w głąb ludzkiej natury, płaszczyznach. W iąż ąca moc p ra w d y o d słan ia się n a j­ pierw w perspektyw ie praw dom ów ności, której rangę i zakres d o g o d n ie j e s t pokazać przez jej przeciwieństwo, czyli przez kłam stwo - i tej sprawie pośw ię­ cę uwagę w § 1 poniższych wywodów. „P raw da ja k o c n o ta ” w y k ra c z a je d n a k poza zasięg ściśle pojętej prawdom ówności i oznacza to, co dziś chętnie byw a określane jak o „życie w p ra w d z ie ” , życie autentyczne - i tę kw estię p odejm ę w § 2. W ostatnim wreszcie paragrafie spróbuję pokazać, w ja k im sensie każdy akt poznania prawdy niesie w sobie ładunek moralny - i to tak silny, że sprze­ niewierzenie się prawdzie, naw et n ajbardziej banalnej, u d e rz a nieu ch ro n n ie w sam podm iot ja k o istotę rozumną. W w yw o d a ch sw ych będę iść przede wszystkim tropem myśli św. T o m asza z Akwinu. W y d a je mi się bow iem , że dobitniej niż inni myśliciele ukazuje on i u za sadnia w ią ż ą c ą moc praw dy. O- twiera jednocześnie drogę do pewnej postaci personalizm u, k t ó r ą m ożna o kre­ ślić m ianem „etyki wierności praw dzie”, a która podkreśla kluczow e dla etyki znaczenie m oralnego ładunku zawartego w każdym o d n iesieniu cz ło w ie k a do prawdy.

§ 1. PRAWDOMÓWNOŚĆ I KŁAMSTWO

M ów iąc o praw dzie w kontekście m oralnym , m am y zw ykle na myśli sytu­ acje, kiedy wierność jej je s t trudna, kiedy w ym aga rezygnacji z dóbr, które

(2)

2 8 4 AN D R ZEJ SZOSTEK MIC

m o żn a by zdobyć lub zachow ać, ale tylko drogą kłam stwa. Gdy bow iem nic nas to nie kosztuje, w ów czas m ów im y praw dę i dążymy do jej osiągnięcia w sposób naturalny, nie dostrzegając w tym szczególnego m oralnego w yzw a­ nia. P rze św iad cz en ie o sp ontanicznym kierow aniu się p ra w d ą tam, gdzie nie w y m ag a to od nas zbyt wiele, zasługuje na o so b n ą uw agę i wrócimy do tej sprawy w dalszej części wywodów. Najpierw jednak zatrzymajmy się na obsza­ rze objęty m nakazem praw dom ów ności, tu bow iem stosunek do prawdy zdaje się w najbardziej oczyw isty sposób odsłaniać swój sens normatywny.

N akaz ten odw o łu je się w prost do naszych odniesień społecznych. „Praw- d o -m ó w n o ś ć ” to m ów ienie praw dy, przekazyw anie kom uś tego, co podmiot sam u w a ż a za praw dę. Przez m ow ę rozum iem y więc tu po prostu „w yrażenie myśli kom uś innem u” . T ra d y cja zw ykła przy tym odróżniać m ow ę fo rm a ln ą , która poprzez cały swój kontekst, sposób formułowania wypowiedzi itp. wska­ zuje na to, iż podmiot przekazuje myśl w łasną - od m ow y m aterialnej, w której po d m iot w yraża myśl obcą, j a k lo ma m iejsce podczas o pow iadania bajek, anegdot, żartów itp. N ierzadko m ow a m aterialna służy „m eta-m ow ie form al­ n e j” : w yrażeniu własnej opinii, tyle że poprzez odpow iednie posłużenie się

'j

w y p o w ie d z ią c u d z ą . T ą d ro g ą dojść m ożem y do dalszego kręgu zagadnień, m ian o w icie do innych, p ozainform acyjnych funkcji mowy. Kwestie te, skąd­ inąd ciekawe, tu nas jednak nie będą interesować, ponieważ nakaz prawdomów­ ności i moralne problemy z nim związane - w tym zw łaszcza ocena kłamstwa - o d n o s z ą się nade w szystko do mowy formalnej.

P ow yższe w stępne ustalenia terminologiczne p o z w a la ją lepiej zdefiniować kluczow ą dla tej części naszych rozważań kategorię kłamstwa. Będziemy przez kłamstwo rozumieć - zgodnie z zasadniczym nurtem myśli Tomaszowej i tomi- stycznej - form alną mowę n iezgodną z w łasną m yślą (własnym przekonaniem) p o dm iotu (lo cu tio voluntaria contra m entem ) . Z punktu w idzenia moralnej kwalifikacji kłam stw a ważny jest - zaproponowany przez Augustyna i przejęty przez Tom asza - podział na trzy jego zasadnicze odmiany: kłam stw o użytecz­ ne, żartobliw e i szkodliwe. W ina kłam stw a (culpa m endacii) jest bowiem j a w ­

1 T. Ś l i p k o , E ty k a s z c z e g ó ło w a , t. I, W A M , K ra k ó w 1981, s. 346. P e łn ie jsza defin icj a m ow y w ujęc iu T. Ślipki brzmi: „Przez m o w ę l u d z k ą ro z u m ieć się b ęd zie wszelkie wypow ied zi, w k tó r y c h o s o b a lu d z k a w y ra ża innej o s o b i e za p o m o c ą o d p o w i e d n ic h z n a k ó w z e w n ę t r z n y c h ( słow o, p ism o, gesty, sygna ły) ok re ślo n e myśli (sądy, uc zucia, post anow ienia, w rażen ia zm y s ło ­ w e i tp . ) ” . T am że .

2 Po r. tam ż e, s. 3 4 3 -3 5 1 .

2 M. P r ii m m e r, M a n u a le th e o lo g ia e m o r a lis , t. II, F r y b u r g 1955, s .153. Por. S. th. 11-11, q. 1 10, a. 1 c.

(3)

N O R M A TY W N A M O C PRAW D Y 2 8 5

nie większa, gdy je g o celem je st sp o w o d o w a n ie czyjejś szkody (m en d a ciu m

p e rn ic io su m ), mniejsza zaś, gdy kłamiącemu przyświeca ja k ie ś dobro: bądź to bonum d electa b ile (w w ypadku kłam stw a żartobliw ego), bąd ź to b o n u m utile

(W kłamstwie użytecznym ). Podział ten nie w yczerpuje o czyw iście ca łe go bo­ gactwa motywów skłaniających do popełnienia kłamstwa. Bliższa ich charakte­ rystyka pozw oliła św. A ugusty n o w i rozróżnić osiem odm ian kłam stw a, które skrupulatnie odnotowuje też Doktor Anielski, podkreślając jednak, iż s ta n o w ią one rozw inięcie wspom nianego wcześniej trójpodziału - w edług skali z m n ie j­ szającej się winy: od najbardziej szkodliw ego kłam stw a w dziedz inie wiary i obyczajów, nie obliczonego na żaden zysk, a m ającego na celu je d y n ie sp o ­ wodowanie czyjejś szkody (m endacium quod nulli prodest, alicu i obest), aż do kłam stwa użytecznego, które nie tylko m e zm ierza do w yrządzeniu k o m u k o l­ wiek szkody, ale przeciw nie - m otyw ow ane j e s t ja k im ś c e n n y m dobrem , np. o chroną czyjegoś niew innego życia lub cnoty4.

Czy i ten ostatni rodzaj kłamstwa uznać trzeba za moralnie zawsze naganny? Augustyn zdawał się do tego skłaniać, nie bez wahań jed n ak i pow ażnych w ą t­ p liw o ś c i', A kw inata rów nież je s t zdania, że każde kłam stw o j e s t grzechem , nawet jeśli nie każde śm iertelnym 6. Skąd tak surowa jeg o m oralna k w a lifik a ­ cja? G. M uller wyliczył nie mniej niż 63 racje przytaczane przez m oralistów przeciw kłamstwu - ale właśnie ta ich m nogość w ydaje się podejrzana: jakby kolejne argumenty miały uzupełnić słabość poprzednich i zatrzeć n a rz u c a ją c ą się pokusę akceptacji kłamstwa tam, gdzie tylko z jego p om ocą uchronić m ożna siebie lub bliźniego przed dotkliw ym złem. Niektórzy autorzy p o m a g a ją sobie zabiegami definicyjnym i. P ro p o n u ją np., by przez kłam stw o rozum ieć tylko zaprzeczenie prawdy kom uś należnej. W samej definicji za w iera ją więc nega­ tywną ocenę kłamstwa, co oczywiście wspomnianych trudności nie rozwiązuje, lecz tylko przesuwa dalej, każąc znaleźć kryterium o dróż nia jące kłam stw o n a ­ leżne od nien ale żn eg o 8. Św. Augustyn nie idzie tak daleko, ale i on - zalicza

4 S. th. 11-11, q. 110, a. 2 c. Por. Z. G o 1 i ń s k i, N a u k a iw. A u g u s ty n a o k ła m s tw ie na

tle h is to r y c z n y m , TN K U L, L u b lin 1948, s. 48n.

5 Po r. G o 1 i ń s k i, dz. cyt., s. 49.

6 S. th. 11-11, q. 110, a. 3 i 4.

G. M u l l e r , D ie W a h r h a ftig k e it u n d d ie P r o b le m a tik d e r L iig e, F r e i b u r g 1962,

s. 3 2 1 -3 2 5 (cyt. za: Ś 1 i p k o, Z a r y s e ty k i s z c z e g ó ło w e j, s. 353).

8 Por. Ś l i p k o , E tyka sz c z e g ó ło w a , s. 355 n. In na rzecz, że i sarn T. Ś lipko ok reśl a k łam ­ stw o j a k o m o w ę f o r m a ln ą n i e z g o d n ą z wiasną_ p r z e k a z y w a ln ą m y ś l ą o s o b y m ó w i ą c e j , a m y ś l ą p r z e k a z y w a l n ą (sc ie n tia c o m m u n ic a b ilis ) n a z y w a tę m yśl, k t ó r a nie j e s t o b j ę t a o b o w i ą z k i e m dyskrecji ( Ś l i p k o , dz. cyt., s. 351-3 53). W ten sposób głów ne problem y zw iąz an e z m o r a l n ą

(4)

2 8 6 A NDRZEJ SZO STEK MIC

jąc do istoty kłam stwa zamiar wprow adzenia bliźniego w błąd (intentio fa lle n -

di) - zw iązał silnie kłamstwo ze złą intencją i w ten sposób „w zm o cn ił” nieja­

ko je g o m oralne zło9. Św. T o m a s z tak sobie sprawy nie ułatwił. P otraktował ów zamiar jako element „udoskonalający” kłam stw o10, ale nie należący do jego istoty, sam o kłam stw o zaś określał w term inach czysto opisowych, ja k o m ó ­ wienie co n tra m entem po prostu. Z tego względu racje, dla których także on uznaje w szelkie kłam stw o za m oralnie naganne, w y d a ją się szczególnie warte rozw ażenia.

Z tekstów Akwinaty da się wyczytać dwa typy tych racji. Jedne z nich odwo­ łu ją się do miłości Boga i bliźniego oraz do spraw iedliw ości. Z tego właśnie p o w o d u niektóre k łam stw a o trz y m u ją kw alifikację grzechu śmiertelnego. G rzech ten bow iem - p rzypom ina T o m a sz - polega na odrzuceniu miłości, dzięki której dusza żyje, zjednoczona z B o g i e m 11. Tej miłości - a także cno­ tom wiary i religijności - wprost (per se) sprzeciwiają się kłam stwa odnoszące się do spraw religijnych (circa res d ivin a s). G rzechem ciężkim je s t też akt św iadom ego w p ro w ad ze n ia bliźniego w błąd - czy to na płaszczyźnie wiedzy teo re ty czn e j, czy też moralnej - z zamiarem sp o w o d o w a n ia je g o poważnej

1 9

szkody . Ten typ argumentacji odpowiada specyfice cnoty praw dom ów ności, om ów ionej we w cześniejszych kw estiach Sum y. P raw d o m ó w n o ść bowiem T o m a sz sytuuje w obrębie kardynalnej cnoty spraw iedliw ości, w skazując na d w a do niej p o d obieństw a i j e d n ą różnicę. P od o b ie ń stw a leżą w tym, że obie te cnoty odnoszą się do relacji międzyosobowych, obie też polegają na respek­ tow aniu p ew nego typu równości: sprawiedliw ość polega na oddaniu każdemu tego, co mu należne (suum cuiąue reddere), w akcie prawdomówności zaś czło­

o e e n ą k ł a m s t w a p r z e s u n i ę te zo stały n a teren r o z w a ż a ń nad s e n s e m i z a k r e s e m o b o w ią z k u d y s ­ krecji (por. tam że, s. 359-371). T akie ujęc ie z ag ad n ie n ia k łam stw a w iąże się z T. Ślipki k o n c e p ­ c j ą a k tó w w e w n ę tr z n i e d o b r y c h lub zły ch a b s o l u tn i e b ą d ź re s try k ty w n ie (po r. t e n ż e . Z a r y s

e ty k i o g ó ln e j, W A M , K r a k ó w 1974, s. 2 0 6 - 2 1 4 ) .

9 S. A u g u s t i n u s, D e m e n d a c io , c. 3, n. 3, w: J. P. M i g n e. P a tr o lo g ia L a tin a , t. 4 0 , s. 4 8 9 . P or. G o 1 i ń s k i, N a u k a św . A u g u s ty n a , s. 47.

10 „ I n te n ti o v e ro v o l u n ta tis i n o r d in a t a e p o tes t ad d u o ferri; q u o r u m u n u m est, ut falsum e n u n tie tu r ; a liu d est e ffe c tu s p r o p r iu s falsae enunti ati onis, ut scilicet aliq uis fallatur. [...] Qu od a u te m alią u is inte ndal fa ls ita te m in o p i n io n e alte riu s c o n s titu e r e , fa lle n d o ip s u m , n o n perti net ad s p e c ie m m e n d a c i i , se d ad q u a m q u a m p e r fe c ti o n e m i p s i u s ” . S. th. II-II, q. 110, a. 1 c.

11 „ P e c c a t u m m o r t a l e p r o p r i e est, q u o d r e p u g n a t c h arita ti, p e r q u a m a n im a vivit D e o co- n i u n c t a ” . S. th. II-II, q. 110, a. 4 c. Por. tam że, q. 24, a. 12 o raz q. 35, a. 3.

12 „Si ve ro fa ls a s ig n ific a tio sit c irc a a li q u id , c u iu s c o g n it i o p e r tin e a t ad h o m in i s bo n u m , p u t a q u a e p e r ti n e a t ad p e r f e c ti o n e m sc ien tiae , et i n f o r m a t io n e m m o ru m , tale m e n d a c iu m , in- q u a n tu m inlert d a m n u m falsae o p in io n is pro x im o , co n tr aria tu r charitati ą u a n t u m ad d ile cti onem p r o x im i; u n d e e st p e c c a t u m m o r t a l e ” . T am że.

(5)

NORM A TY W N A M O C PRAW DY 2 8 7

wiek określa właściwym, „dorównanym ” znakiem rzeczywistość go otaczającą. Różnica zaś polega na tym, że o ile spraw iedliw ość określa należ ność p ra w n ą

(.debitum legale), o tyle p ra w d o m ó w n o ść w yznacza d eb itu m m o r a le : to, co

13 winniśmy drugiem u z racji należnego mu szacunku (ex h o n e s ta te ) .

O dw ołanie się do przykazań miłości i spraw iedliw ości j a w n i e j e d n a k nie wystarcza, by uzasadnić „m ocną” tezę o moralnej naganności wszelkiego kłam ­ stwa. Co więcej: te same racje, w których imię po tęp ia się kłam stw o szko­ dliwe, zdają się przemawiać za dopuszczeniem kłamstw nieszkodliwych: żarto­ bliwych, a tym bardziej użytecznych14. Nie dziwi nas więc, że św. Tom asz nie chce uznać za grzech śm iertelny kłam stwa, które m o ty w o w an e je s t ja k im ś dobrem (gdy np. ktoś kłamie dla dobra b liź n ie g o )15. Dziwi raczej, dlaczego i takie kłamstwo uznaje Tom asz za grzech - lekki, ale mimo wszystko grzech. M uszą przem aw iać za tym inne racje.

W tym miejscu Tomasz jest wręcz denerwująco zwięzły. Kłamstwo - pow ia­ da - je s t złem samym przez się, rozm ija się bow iem z sensem m ow y, który polega na tym właśnie, że wyraża myśl jej podmiotu, jest więc rz ecz ą nienatu­ ralną i niewłaściwą, by ktoś głosem w yrażał co innego, niż m y ś l i 16. Dla d z i­ siejszego ucha argument ten brzmi abstrakcyjnie i nieprzekonująco. Razi w nim ju ż nazbyt uproszczona interpretacja mowy, bardziej zaś je s z c z e o d erw anie natury aktu mowy od całościowo potraktowanego człowieka: jego dobra i szczę­ ścia, a także od złożonych układów m iędzyludzkich, w których kon tek ście jedynie m ożna zrozumieć, czym je s t m ow a i jak ie reguły m o raln e pow inny w odniesieniu do niej obow iązyw ać. T om asz zdaje się zapom inać o tym, co sam w innym miejscu podkreśla, że mianowicie kłamstwo może służyć pożytko­ wi bliźniego, a także samego podmiotu.

13 S. th. 11-11, q. 109, a. 3 c.

14 Co praw da także tzw. k łam stw a s zkodliw ego d o p u s z c z a się c zło w iek z aw s ze w celu o s i ą ­ gnięcia ja k i e jś ko rzy ści, w s ze lk ie b o w ie m d z ia ł a n i a p o d e jm u j e c z ł o w i e k s u b s p e c ie boni: w asp ekci e jak ie g o ś zam ierzo n eg o dobra. K ła m s tw o s zk o d liw e j e s t p r z y p ad k iem „ b e z in t e r e s o w ­ nej złośliwości", kiedy po d m io t znajduje satysfakcję w tym wła śn ie, że m oże k o m u ś zaszkodzić .

„Si vero finis inte ntus non est c o n tr a r iu s c h arita li, nec m en d a ciu m s e c u n d u m hanc r a d o ­ nem erit p e c c a l u m morta le: sic ut a p p are t in m e n d a c i o io co s o , in q u o i n te n d i tu r a li q u a levjs delectatio; et in m en d acio offieioso. in quo in te nditu r eti am utilitas p a w i m i ” . S. th. 11-11, q. 110, a. 4 c.

16 T en w y w ó d T o m a s z a w a rto p r z y to c z y ć w całośc i: „ Ill u d , q u o d est s e c u n d u m se m a l u m ex g enere. n u llo m o d o p o tes t esse b o n u m , et lieitu m : q u i a ad h o c q u o d a li q u i d sil b o n u m , requ iritur qu o d o m n ia recta concurrant: b o n u m est en im ex in te gra causa, m alu m vero ex singu- laribus d e te c t i b u s [...]: m e n d a c i u m a u te m est m a l u m ex ge n ere : est e n im a ctu s c a d e n s s u p e r in d eb itam materiam: cum en im vo ces n atu rali tur sint sig na in te lle ct um , in naturale est, et indebi- tuin, q u o d ali q u is voce signiTicat id, q u o d n o n h a b et in m e n te " . T a m ż e , q. 1 10, 3 c.

(6)

2 8 8 ANDRZEJ SZO STEK MIC

Z arzu ty te je d n a k trac ą na sile, gdy zwięzły wywód T om asza umieści się w szerszym kon tek ście je g o doktryny, zw łaszcza gdy się pamięta, że grzech określa on jako św iadom e odstąpienie od norm w skazujących człow iekowi p r a w id ło w ą drogę osiągnięcia j e g o ostatecznego celu. P ie rw sz ą i o s tateczną t a k ą n o rm ą je s t prawo wieczne (Boży zamysł), bliższą zaś i bezpośrednią

ludz-i n

ki rozum, zdolny to prawo w sobie rozpoznać . Człowiek jest w szczególności zdolny poznać sens swych działań i ich odniesienie do własnej natury, w którą „wpisane jest” dążenie do ostatecznego celu - ale dążenie wolne, a więc takie, którem u człow iek, przez grzech właśnie, m oże się przeciw staw ić. Niektóre czyny są dobre z racji przedmiotu, do którego realizacji z istoty swej zmierzają

(bonum ex g e n e re ), a który to przedmiot pomaga człowiekowi ów cel osiągnąć,

inne zaś czyny - ex g en ere złe - nieuchronnie od niego o d w o d z ą 1 8. P raw do­ m ó w n o ść należy do pierw szej kategorii, kłam stwo do drugiej. C złow iek jest bowiem istotą rozumną, a więc zdolną do poznania prawdy i kierowania się nią w życiu. Gdy mówi prawdę, czyli to, co jako prawdę poznał (Tomasz świadom jest bowiem możliwości popełnienia błędu, który grzechem nie j e s t ) 19, potwier­ dza w sobie to, kim je s t z natury, ja k o istota rozumna. Gdy kłamie, wówczas n iezależnie od skutków ponoszonych przez otoczenie, sam sobie szkodzi - co więcej, szkodzi głębiej niż kom ukolwiek innemu. Innym może wyrządzić wiel­ k ą k rzyw dę - i o k o lic z n o ść ta wpływa, ja k wspom nieliśm y, na ciężar winy tego, kto kłamie. Tylko sobie jednak swym kłamstwem człowiek zadaje m ora l­

n ą ranę. T o dlatego - przy całym szacunku do św. A ugustyna - Tom asz nie

umieści! in ten tio fa lle n d i w definicji kłamstwa. Nawet bowiem wówczas, gdy intencja taka kłamcy nie przyświeca, to jed n ak sama wypowiedź - przez to, że j e s t n iez g o d n a z w ła s n ą m y ś lą podm iotu - uderza w je g o rozum ną naturę, u- trudniając mu osiągnięcie w łaściw ego mu i tylko rozum em rozpoznaw alnego celu. D o d a jm y zresztą, że argum ent ten znany je s t także Augustynowi: wśród racji p rz em aw iają cych za p otępieniem kłamstwa wymienia on wzgląd na god­ ność ludzkiej osoby: czy to sprawcy, czy to adresata aktu k łam stw a .

A rg u m e n ta c ja ta nadal będzie dla wielu nieprzekonująca, poniew a ż nasza m oralna w ra żliw ość je s t silnie obciążona skrzyw ieniem naturalistyczno-uty- litarystycznym. Polega ono na tym, że podstaw ow ym kryterium wartościowania m oralne go czyni się nie sam ego człow ieka i jeg o w ew nętrzny, duchow y roz­

17 Po r. zwl. S. th. I - I I , q. 71, a. 6 c. ,s Po r. tam że, q. 18, a. 2 e.

19 Po r. S. th. 11-11, q. 1 10, a. 2 c.

(7)

NORM A TY W N A M O C PRAW D Y 2 8 9

wój, lecz z biór dóbr osiągalnych na tym świecie i stanow iąc ych obiekt dość powszechnego pożądania. C enne je s t zdrowie (a więc w o lność od chorób i wielorakich cierpień), wart p ożądania dobrobyt (złem zaś bieda), w a żna jest władza, popularność lub inaczej jeszc ze sk onkretyzow ane zna cze n ie w s p o łe ­ czeństw ie (a nieszczęściem - osam otnienie i brak szacunku ze strony o t o c z e ­ nia) itp. Żeby nie było nieporozum ień: zdrowie, bogactw o, znaczenie to są oczywiście dobra, nic też złego w tym, że człow iek o nie za b ie g a. D o b ra te jednak nie udoskonalają automatycznie człow ieka w tym, co dla niego ja k o dla człowieka istotne - i w tym sensie nie są to dobra moralne; co najwyżej m oral­ nie doniosłe, a więc takie, których p o siadanie m oże c z łow ie ka u d o sk o n alać (uszczęśliwiać), jeśli ich nabywanie i korzystanie z nich odpow iad a tem u, kim człowiek jest z natury. W m entalności naturalistyczno-utylitarystycznej dobro moralne zostaje zredukow ane do zespołu dóbr pozam oralnych. Je d y n y m więc kryterium dopuszczalnego w etyce w a rtościow ania pozostaje m aksy m alizac ja osiągalnych na tej ziemi (w tym sensie: natu ra ln y ch ) d ó b r przez m a k s y m a ln ą liczbę osób. Jeśli więc kłam stwo pozw ala oszczędzić okłam anem u cierpień, to lepiej je s t skłamać, aniżeli pow iedzieć prawdę; dalsze skutki kłam stw a, ja k ie ponieść m uszą zarów no adresat, j a k i podm iot tego aktu, s ta ją się m oralnie nieistotne.

Oczywiście, ranga i zakres normy p ra w dom ów ności sta n o w ią n iem ały p ro ­ blem. Nawet jeśli zgodzim y się, że akt kłamstwa narusza ro z u m n ą naturę tego, kto kłamie, to nadal pozostaje pytanie, czy argum ent ten nie pow in ien ustąpić tam, gdzie w grę wchodzi niebezpieczeństwo zadania wielkiej krzywdy bliźnie­ mu. Pom inięcie tego aspektu sprawy oznaczałoby n iepokojąc e i dość obłudne zatrzym ywanie uwagi tylko na sobie samym, zatroskanie j e d y n ie o w ła s n ą rzekom ą „czystość m oralny” . Co więc czynić, gdy tylko k łam stw em m ożna kogoś uchronić przed niespraw iedliw ą agresją? Czy pow inienem - w przekona­ niu, że każde kłam stwo je st złem m oralnym - powiedzieć praw dę SS-manowi, że ukryw am w domu Żyda? To w kontekście takich wątpliwości pow stała k o n ­ cepcja zastrzeżenia myślnego (restrictio m entalis), zgodnie z k tó rą w ypow iedź sama w sobie ja w n ie fałszyw a traci swą skazę fałszu, jeśli d o d a się do niej skrycie dodane, m yślne zastrzeżenie21. W nasz ym przykładzie: o d p o w ied ź przecząca na pytanie SS-mana, uzupełniona o m yślne za s trzeżenie (że np. nie ma u mnie w domu Ż yda rudego), miałaby chronić i Żyda, i praw dziw ość mej odpowiedzi. Sztuczność i swoista przewrotność takiej próby om inięcia zakazu kłam stwa rzuca się w oczy, otw iera też drogę do sa n k c jo n o w an ia w szelkiego

(8)

2 9 0 AN D RZEJ SZO STEK MIC

fałszu; by tego uniknąć, tradycja neotom istyczna dokonała wielu rozróżnień i ograniczeń. P omim o tych udoskonaleń koncepcja restrictio m entalis może nas dziś śmieszyć, a nawet oburzać. A jednak warto zapamiętać leżące u jej podło­ ża i w duchu bardzo T om aszow e przeświadczenie, że kłam stw o nigdy nie jest rz e c z ą b ł a h ą i bezkarną. Każdy czyn pozostaw ia w podm iocie skutki nieprze- chodnie, wpływające na stan m oralny podm iotu. P raw dom ów ność i kłamstwo, które wprost, ze swej natury, przyw ołują i angażują rozum ną naturę człowieka, m u s z ą odciskać swe piętno na podm iocie. P rzypom inam o tym, poniew aż m i­ niony czas zakłam ania w P olsce utrw alił w nas n ie p o k o jąc ą niew rażliw ość na kłam stw o i j e g o szkodliwość. By uspraw iedliw ić kłamstwo, nie potrzebujemy aż dramatu ukrywanego przed hitlerowcami Żyda; kłamiemy ja k z nut, chwaląc w oczy tego, kogo po za oczami obm aw iam y - i naw et nie odczuw am y w yrzu­ tów sum ienia. A jeśli je odczuwam y, to mamy na uw adze jed y n ie uszczerbek na czyim ś dobrym imieniu (co, oczywiście, je s t sp ra w ą ważną), nie zaś wstyd z pow odu p oniżenia siebie sam eg o 22.

Jak się j e d n a k zdaje, głów nym pożytkiem z dziś j u ż raczej przebrzmiałego sporu w okół koncepcji restrictio m entalis je st uśw iadom ienie sobie, że mowa j a k o akt komunikacji ma na celu wytworzenie u adresata wypowiedzi prawdzi­

wego prześw iadczenia, musi więc brać pod uw agę jeg o ak tu aln ą wiedzę i po­ stawę moralną. Niektóre pytania są źle postawione: w ich założeniu tkwi błąd, który uniemożliwia odpowiedź zgodną z własnym przeświadczeniem podmiotu, a jednocześnie pozw alającą adresatowi skorygować stan jego świadomości oraz p ostaw ę m oralną. T ak więc, gdy na żartobliw e pytanie: „Czy straciłeś j u ż ro­ g i? ” o d p o w iad a m y spontanicznie: „W ogóle rogów nie m iałem ” - co, ściśle biorąc, nie jest odpow iedzią na zadane pytanie, ale wskazaniem na jego fałszy­ we założenie - tak też negatywna odpowiedź na pytanie SS-mana, czy przecho­ w uję w dom u Żyda, je s t fo r m ą zakw estionow ania je g o praw a do otrzym ania praw dziw ej odpow iedzi, p o dw a żeniem postawy, z której to pytanie wyrosło.

W iem , że in terpretacja pow yższa prow okuje do dalszej dyskusji, ale nie o kazuistykę zw ią zaną z nakazem praw dom ów ności chodzi tu przede wszyst­ kim. N a w et bow iem , jeśli uznamy, że w pew nych sytuacjach wolno nam - a naw et powinniśmy - zataić prawdę, to przecież i wówczas staramy się postą­ pić tak, j a k sądzim y, że w danym przypadku postąpić należy - i w tym sensie nadal kierujem y się prawdą.

- - P is a łem o tym m. in. w: M o ra ln o ść w obec p rzem ia n w Polsce. Szanse i za g ro żen ia , „ E t h o s ” , 8 ( 1 9 9 5 ) , n r 4 (32 ), s. 84-95.

(9)

NO R M A TY W N A M O C PRAW DY 2 9 1

§ 2. PRAWDA I PRAWOŚĆ

Jest rzeczą znamienną, że to, co my skłonni jesteśm y nazywać praw dom ów ­ nością, Tom asz określał najchętniej m ianem verita s, „ p r a w d a ” - choć znane były mu rów nież terminy verax i veracitas, których konsekwentne stosowanie pomogłoby mu odróżnić praw dę w aspekcie cnoty od praw dy w znaczeniu ontologicznym i logicznym . Może jednak Doktor Anielski świadomie posługi­ wał się tym samym term inem veritas, by - respektując rozróżnienia, w czym był przecież m istrzem - podkreślić n ie u su w a ln ą więź p o m iędzy p ra w dą, ku której z natury swej zmierza intelekt, a praw dą jak o cnotą. Innymi słowy: cnota prawdy to coś więcej niż praw do-m ów ność. T a ostatnia odnosi się, j a k w s p o ­ mnieliśmy, do dość ograniczonego zakresu naszych działań i odniesień społecz­ nych, tymczasem „cnota prawdy” - nie pomniejszając dziedziny praw dom ów no­ ści - zdaje się j ą przekraczać i obejm uje całe życie człowieka, które pow inno być „prawdziwe” także wtedy, gdy wprost nie wchodzi w grę mówienie prawdy ani kłamstwo. Choć więc Tom asz powtarza za A u g u sty n e m tró jp o d z ia ł k łam ­ stwa na pożyteczne, żartobliwe i szkodliwe, to jed n ak za bardziej podstaw ow y uznaje podział na kłam stwo sprzeciw iające się p ra w d zie p rz ez „ n a d m ia r” (chełpliwość) oraz przez „niedomiar” (fałszywa pokora)24 - i te postacie kłam ­ stwa (poprzedziw szy je ogólnym o m ów ieniem hipokryzji) om aw ia ja k o p rz e­ ciwne cnocie p ra w d y 23. C hełpliw ość i fałszyw a pok o ra to w łaśnie życie nie­ prawdziwe, udawane. Kryterium odróżnienia tych wad od życia autentycznego (bo chyba tak najlepiej spolszczyć znaczenie veritas, o które tu chodzi) stanowi prawda o sobie samym: taka, ja k ą człowiek w sobie uczciwie odczytuje i jakiej powinien dać wyraz w tym, co mówi i czyni. Teraz rozum iem y, d laczego T o ­ masz nadal posługuje się term inem veritas: chodzi przecież znów o swego rodzaju adeąuatio: o proporcję i odpow iedniość pomiędzy tym, k im człow iek jest, a tym, j a k się zachow uje. Ściśle m ówiąc, chodzi o d w o j a k ą a d e ą u a tio : pomiędzy obiektyw nym statusem człow ieka, j e g o w artością, a m niem aniem , jakie o sobie m a - oraz pomiędzy tym m niem aniem a za chow a nie m . Z w ykle jednak fałszywe zachowanie prowadzi do fałszywej opinii o sobie samym, toteż chełpliw ość i fałszywa pokora traktow ane są zwykle j a k o oznaki m oralnie

23 Por. S. th. II-II, q. 109, a .l c.

24 „ M e n d ac iu m [...] dividi potest [...] s e c u n d u m ip s a m m en d a cii r a tio n e m , q u a e e st propria et per se mendacii divisio; et secu n d u m hoc m en d a ciu m in duo dividitur; scilicet: in m en d a ciu m qu o d tran s ce d it verit atem in m ai us, q u o d p e rtin et ad i a c ta n tia m ; in m e n d a c i u m q u o d d e fic it a verit at e in min us, q u o d perti net ad i r o n ia m ” . T a m ż e , q. 110, a. 2 c.

(10)

2 9 2 AN D RZEJ SZO STEK MIC

zawinionego, błędnego m niem ania o sobie samym. Otwiera się tu - warte osob­ nej uw agi - z a gadnienie sam ookłam ania: ja k je st możliwe i ja k im i m echa ni­ zmami się rządzi pozornie absurdalny proces w p row adzania siebie samego w b łą d 26?

T o m a sz je d n a k nie byłby sobą, gdyby „cnoty p ra w d y ” nie osad z ił jeszcze głębiej. „P raw da życia” , j a k się wyraża A kw inata, polega koniec końców na

9 7

tym, że człow iek wypełnia swym życiem Boży w zględem niego zam ysł . Tu d o piero cno ta prawdy osadzona je st na „praw dzie pierw szej” , czyli na Bogu, który w „najsilniejszym” sensie nazwany być może prawdą, ponieważ w „najsil­ niejszym ” sensie jest: je s t Tym, który Jest. Jest to cnota prawdy, ponieważ ów Boży zamysł dostępny jest ludzkiemu rozumowi i zadany jeg o woli do realiza­ cji. Posłuszeństwo Bogu nie tylko więc nie wyklucza posłuszeństwa własnemu rozumowi, ale je wręcz za sobą pociąga. Posłuszeństwo takie oznacza, że czło­ wiek będzie wybierał to, co rozum mu „podpow iada” jako dobro mu odpowia­ dające. Gdy rozum trafnie odczytuje i „ p o d p o w ia d a” woli przedm iot wyboru, m ożna go nazwać recta ratio . Polskie tłumaczenie: „prawy rozum” nie odda­ j e dokładnie znaczenia łacińskiej formuły. R ectus znaczy: „ten, kto je st pro­ wadzony”, kto daje się prowadzić (tak j a k „rektor” to ten, kto prowadzi). Recta

ratio to rozum, który „daje się prow adzić” prawdzie, ponieważ prawda jest tym

aspe kte m bytu, który p o c ią g a intelekt. P row adzony przez praw dę rozum tak p o j ę t ą sw ą pra w o ść „przenosi” na wolę, pociągając j ą do w skazanego przez siebie dobra - i w tym sensie prawość (rectitu do ) stanowi podstaw ow ą regułę, k tó rą rządzić się w inna ludzka w ola29.

D otychczas nie odeszliśm y od tego, z czym kojarzy nam się praw da w aspekcie m oralnym . Z arów no p ra w d o m ó w n o ść w w ęższym znaczeniu, jak i autentyczność, która ostatecznie zasadza się na Bożym zamyśle rozpoznaw a­ nym przez prawy rozum, w yz n a c z a ją w sposób dość naturalny „pole praw dy” w etyce. Jednakże trop, którym idziemy, wiedzie jeszcze dalej i każe dostrzec moralny ładunek tam, gdzie się go - być m oże - nie spodziew aliśm y: w

dzie-26 M i s t r z o w s k ą a n a liz ę ty ch m e c h a n i z m ó w - ale ta k ż e p e r s p e k t y w y m o ż liw o ś c i s a m o ­ oc zy s zc ze n ia, s w o is te j pokuty - p r zed staw ia A. C a m u s w sw ym U padku (A. C a m u s, Obcy.

D żu m a . U p a d e k , W y d a w n i c tw o L it e rac k ie , K r a k ó w 1972, s. 3 4 3 -4 3 3 ).

27 „ V eritas a u te m vitae dicitu r p a r tic u la r ite r , s e c u n d u m q u o d ho m o in vita sua implet illud, ad q u o d o r d i n a t u r p e r in te l le c t u m d i v i n u m ” . S. th. 1, q. 16, a. 4, ad 3.

28 Po r. S. th. I-II, q. 19, a. 5 c.

29 „ R e c ti t u d o , q u a e i m p o r t a t o r d i n e m ad fin em d e b itu m , et ad l eg e m d iv in a m , q u a e est re g u ła v o l u n ta t is h u m a n a e [...], c o m m u n i s est o m n i v ir tu ti” . T a m ż e , q. 55, a. 4, ad 4.

(11)

NORM A TY W N A M O C PRAW D Y 2 9 3

dżinie tradycyjnie określanej jako czysto teoretyczna (w odróżnieniu od prakty­ cznej, stanowiącej dom enę etyki i polityki).

§ 3. PRAWDA I WOLNOŚĆ W AKCIE POZNANIA

Co najmniej od Arystotelesa zwykło się wyróżniać „trzy działalności życio­ we człowieka: theoria, p ra xis i p o ie s is " ^ , którym o d p o w ia d a ją trzy typy p o ­ znania: teoretyczne, praktyczne i twórcze. Kryterium (i w tym sensie: wartością naczelną) poznania teoretycznego jest praw da, p raktycznego - m oralne dobro,

V r ^ 1

tw órczego zaś - piękno . P oszczególne typy p o zn a n ia i d ziała n ia ludzkiego wzajem się przenikają i od siebie zależą, nie uchyla to je d n a k zasadniczo inne­ go celu każdego z nich i wynikającej stąd strukturalnej m iędzy nim i różnicy. Poznanie rzeczywistości, uznanie określonego stanu rzeczy za praw dziw y, stanowi w tym ujęciu samo przez się akt rozumu teoretycznego, choć pośrednio (poprzez kształtow anie sądu sum ienia) je s t m oralnie doniosłe.

Oczywiście, nikt nie wątpi w m oralny sens w ierności w łasn y m p rz e k o n a ­ niom. Podziwiamy tych, którzy w imię prawdy gotowi s ą umrzeć i rzeczywiście um iera ją śm iercią m ęczennika, to znaczy św iadka w yznaw anej praw dy. Gdy je d n a k w tym kontekście mówimy o praw dzie, w ów czas m am y zazw yczaj na myśli prawdy wielkie, życiowo „nośne” , prawdy, które w y z n a c z a ją sens życia człow ieka i stanow ią podstaw ow e kryterium w artości p o szc zeg ó ln y ch je g o czynów. W ierność własnym przekonaniom religijnym czy ś w ia to p o g lą d o w y m zdaje się czerpać swe znaczenie z moralnego ładunku, jaki zawarty je st w ce n ­ tralnych dla tych przekonań prawdach: głównie o B ogu (Jego istnieniu, n a tu ­ rze) i o człow ieku (jego godności, równości w szystkich ludzi etc.). Za takie prawdy człowiek potrafi umrzeć. Czy je d n a k m ożna, nie naruszając p o d staw o ­ wych intuicji moralnych oraz wspomnianego - zasadnego przecież - rozróżnie­ nia pomiędzy trzem a rodzajam i poznania, przypisyw ać m o ra ln e znaczenie uznaniu ka żd ej prawdy, także takiej, która dotyczy d o św iad c zaln ie stw ierd z a­ nych faktów lub analitycznych oczyw istości?

N asze wątpliwości b io rą się stąd, że akc eptacja takich oczy w isto śc i p rz y ­ chodzi nam bez trudu, spontanicznie, nic nas bow iem nie kosztuje. D oda jm y je d n a k ostrożnie: na o g ó l nic nie kosztuje. Co j e d n a k wtedy, gdy p ra w d a na pozór banalna, dotąd „b e zpieczna” , staje się k łopotliw a? Sir T h o m a s M ore

30 M. A. K r ą p i e c, Ja - czło w iek. Z a rys a n tr o p o lo g ii filo z o fic z n e j, L u b lin 1974, s. 185.

(12)

2 9 4 AN D RZEJ SZO STEK MIC

kochał k róla H enryka, kochał s w ą rodzinę i nie miał nic przeciw ko długiemu życiu, zarazem miłemu i pożytecznem u dla kraju. N a przeszkodzie stanął fakt, że K atarzyna była le g aln ą ż o n ą Henryka, a król stanowczo by wolał, żeby to nie by ła prawda. I oto M orus znalazł się w więzieniu: nie tylko w Tower, ale przede w szystkim w więzieniu własnego sumienia. P rzekonyw ano go, że tylu innych złożyło przysięgę na „U staw ę o sukcesji” , że przecież i tak swym opo­ rem nic nie zm ieni - cóż, kiedy dla niego odstąpienie od tego, co poznał jako prawdę, oznaczałoby zarazem sam ozagładę i obrazę Boga. „Pozostając w zgo­ dzie z moim sumieniem - mówił do ukochanej córki Małgorzaty - żadną miarą nie m ogę tego uczynić; a szukałem nie w sposób pow ierzchow ny wskazówki sum ienia w tej sprawie, ale przez wiele lat studiów. [...] Nic na to nie poradzę, gdyż Bóg osaczył mnie tak, że albo muszę Go śmiertelnie obrazić, albo wytrzy­ mać każde doczesne cierpienie, które On dopuści”32. W prawdzie casus Morusa doty czy ł spraw religijnych, ale to nie ich rangę podkreślał w swych m owach i listach. Dla niego tru d n o ś c ią za sa d n ic z ą było to, iż nie mógł powiedzieć „tak” , kiedy m yślał „nie” . Ani słow em nie protestow ał przeciw odmiennej opinii i decyzji innych sług Henryka, u p rzejm ie zakładając, że i oni postępują zgodnie z w łasn y m sum ieniem , i tylko prosił dla siebie o ten sam luksus.

T y m ostrzej moc w iążąca prawdy o dsłania się tam, gdzie nie chodzi już 0 praw dy religijne, same przez się dotyczące zbawienia. Świadkowie wprowa­ dzenia do szkół polskich „logiki marksistowskiej” pamiętają, j a k w latach pięć­ dziesiątych nagle niebezpieczna się stała obrona zasady niesprzeczności, którą rz ecznicy je d y n ie słusznej filozofii - niezbyt błyskotliwi, ale wyposażeni w środki represji - uznali za niezgodną z marksistowskimi prawami dialektyki. Zapewne, nie wszyscy mieli hart ducha Morusa - ale nie to jest tu najważniej­ sze. Przykłady te (a można je mnożyć) pokazują przede wszystkim, jak głęboko w każdy, n ajprostszy naw et akt p oznania „uw ikłana” jest w olność człow ieka oraz p ersp ek ty w a je g o sam ospełnienia lub samozagłady.

W akcie pozn a n ia bow iem - dokładniej mówiąc: w sądzie - podmiot, ina­ czej niż w doznaniu, u jm uje poznaw any przedmiot jak o tak właśnie istniejący 1 w tym sensie stwierdza o nim prawdę. „Zdanie «ta ściana je s t biała» - pisze kard. Karol W o jtyła - oprócz struktury zewnętrznej, w j a k ą przyobleka się czynność s ądzenia z uwagi na swe przedm ioty (.ob iectum m a te ria le) - kryje n ajistotniejszą dla tej czynności strukturę «wewnętrzną»: ujęcie prawdy (obiec­

tum fo rm a le). [...] Prawda stanowi rację bytu ludzkiego poznania, równocześnie

zaś je s t ona p o d s ta w ą transcendencji osoby w działaniu. Czyn bow iem jest

(13)

N O RM A TY W N A M O C PRAW D Y 2 9 5

sobą poprzez moment prawdy - m ianowicie prawdy o dobru - który to m om ent

nadaje mu kształt autentycznego actus p erso n a e . To stw ierdzenie (uznanie)

prawdy - nawet wtedy, gdy nie dotyczy ona atrakcyjnego dla podm iotu dobra - należy do istoty sądu ja k o aktu poznania, a je d n o c z e ś n ie w yraża p ie rw s z ą reakcję podm iotu na poznany stan rzeczy: reakcję p rz y ję cia do w iadom ości, elem entarnej jeg o aprobaty. R eakcja ta w yraża p o staw ę pod m io tu i w tym sensie angażuje jego wolność, ale angażuje j ą w sposób n ieu n ikn io n y: nie mogę nie uznać tego, co poznałem j a k o rzeczyw iście istniejące, czyli praw dziw e. Owo pierwsze przebudzenie wolności dok o n u je się w e w n ątrz teo retycznego poznania (sądu) jeszcze przed uświadom ieniem sobie wolności jako takiej i nie daje się z tego kontekstu wyjąć. Następne akty wolności - silniej aktywizujące podmiot, ukierunkow ane na ukazane w swej atrakcyjności dobro - n o s z ą na sobie znamię jej fundamentalnego odniesienia do praw dy i w n o rm aln y c h w a­ runkach człow iek spontanicznie potwierdza swym zachow aniem to, co poznał i uznał za prawdę. Gdy okoliczności nie s p rz y ja ją takiem u jej potw ierdzeniu, pojawia się znamienne zakłopotanie, a naw et wstyd. C złow iek intuicyjnie czu­ je, że nie chodzi tylko o szkodę, j a k ą je g o kłam stw o kom uś m oże przynieść. Istotne je s t to, że kłamiąc - i dalej żyjąc „m ocą” tej nie odwołanej niepraw dy - wprowadza dysonans w sw ą własną, rozumną naturę: dalszym swym wolnym aktem ignoruje to, co w akcie poznania j u ż uznał za praw dę. „ O b u d z iw sz y ” swą wolność jako akt aprobaty prawdy i kierowania się nią, aktem sprzeniewie­ rzenia się jej usiłuje tę zasadniczą strukturę swej w olności „ o d w o ła ć ” . Nic więc dziwnego, że św. T o m a sz - choć takich analiz aktu poznania, o ile mi wiadomo, nie przeprowadzał - bez wahania uznał, że jak iekolw iek odstępstw o woli od rozumu (od sądu sumienia), niezależnie od tego, czy w sk az u je on trafnie na godne wyboru dobro, czy też błądzi, je s t zawsze złe'’4. Dziś nas nie dziwi teza o obowiązywalności sumienia nawet błędnego, ale w wiekach śred­ nich nie było to tak o czyw iste3 '. Św. T om asz nie m ógł je d n a k zająć innego stanowiska, skoro tylekroć i z takim naciskiem p o dkre śla ł rangę rozum u - skądinąd omylnego - jak o bliższej normy moralności. Odstąpienie od poznanej

,3 K. W o j t y ł a , O soba i czyn o ra z inne stu d ia a n tro p o lo g ic zn e , T N K U L , L u b lin 1994. s. 189.

34 „ U n d e d ice n d u m , q u o d sim p lic ite r o m n is v o lu n ta s d i s c o r d a n s a ra tio n e, siv e recta, siv e errante, se m p e r est m a ł a ” . S. th. I-II, q. 19, a. 5 c,

35 Por. G. C o I a v e c h i o, E rro n e o u s C o n scien ce a n d O b lig a tio n s. A s tu d y o f th e Tea-

ching fr o n t the 'S u m m a H a le s ia n a 1, S a in t B o n a ve n tu r e , S a in t A lb e r t the G reat, a n d S a in t T h o ­ m as Atfuina.s, T h e C a th o lic U n iv e r s ity o f A m e r ic a P re s s , W a s h in g t o n , D .C . 1961 , s. 6 7 - 1 1 5 .

(14)

2 9 6 AN D R ZEJ SZO STEK MIC

prawdy nie jest błahym przewinieniem, ale ugodzeniem w to, co stanowi o czło­ w iec zeństw ie człow ieka: w j e g o rozumność.

Akt o d rz u cen ia prawdy zasługuje na m iano aktu sa m o zniew olenia: wolnej decyzji p o d d an ia swej wolności w niew olę takiego dobra, które odpowiada jakiejś potrzebie lub pragnieniu podm iotu, ale nie odpow iad a mu ja k o rozum ­

nie w olnem u podmiotowi. To zniewolenie wewnętrzne idzie nierzadko w parze z n ie w o lą zewnętrzną: kto chce mnie sobie podporządkować, ten szuka takiego dobra, na którym mi szczególnie zależy, którego za ża dną cenę nie chciałbym utrac ić - i to w łaśnie dobro kładzie na szali naprzeciw prawdy. W śród tych d ó b r nie n ajm niejszym je s t w olność pojęta j a k o sw oboda poruszania się. Oto sytuacja anonim ow ego Kowalskiego z lat osiemdziesiątych, któremu w więzie­ niu ofe ru ją wolność za podpis pod deklaracją niezgodną z jego przekonaniami. S y tu a cję tę wnikliw ie analizuje T. Styczeń, zw racając szc zególną uwagę na sens wahania poprzedzającego decyzję więźnia: „Kowalski widzi w olśniewają­ cym skrócie, iż nie może zignorować prawdy raz poznanej i za prawdę uznanej, nie ignorując, więcej, nie przekreślając przez to sam ego siebie. Ocalić siebie, to ocalić wolność nieporów nywalnie głębszą i ważniejszą od tej, jaką przełoże­ ni w ięzienia o f e ru ją K ow alskiem u w zamian za podpis, który oznacza akt s p rz en iew ierzen ia się prawdzie. O calić s w ą wolność, ocalić wierność wobec poznanej praw dy i ocalić sam ego siebie - to je d n o i to sam o!”36

Kiedy współczujem y Kowalskiemu, który w końcu podpisał, ale ów koniec okazał się początkiem jego wyrzutów sumienia, wstydu, prób wycofania podpi­ su, kryzysu psychicznego, który niejednego doprowadził do szpitala - wówczas dotykam y su m ienia ja k o św ia d ka p ra w d y, prawdy o podm iocie czynu; o tym. co dzieje się z nim sam ym w skutek przyjęcia albo zdrady prawdy. I tak jak p okusa kłam stw a pozw ala wyraźniej dostrzec zasadnicze przyporządkow anie w olności praw dzie, tak też sum ienie szczególnie dobitnie daje znać o sobie i u ja w n ia s w ą funkcję wtedy, gdy człow iek oddala się od tego, kim z istoty swej je s t i być powinien . Świadomość życia w nieprawdzie bywa nieznośna, nic więc dziwnego, że człowiek usiłuje się jej pozbyć lub chociaż jej siłę osła­

16 T. S l y c z e ń, W o ln o ść w p r a w d z ie . F u n d a c j a J a n a P a w ia II. P o lsk i In stytut Kultury C h r z e ś c i ja ń s k i e j, R z y m 1988, s. 13. Por. t e n ż e , O so b a lu d zk a : w o ln o ść p r z e c iw n a tu rze ? . „ E th o s ’, 4 ( 1 9 9 1 ) , nr 3-4 (1 5 -1 6 ), s. 15-24; t e n ż e , N a p o c z ą tk u b y k i p r a w d a . U g e n ezy

p o ję c ia o s o b y , ..E th o s ” , 9 ( 1 9 9 6 ) , nr 1-2 (3 3 -3 4 ), s. 15-30 o ra z d y s k u s ja w o k ó ł te go artykułu

z T. S z k o l u le m , „ E t h o s " , 1 0 (1 9 9 7 ), nr 2 - 3 ( 3 8 - 3 9 ) , s. 2 4 1 -2 5 2 .

77 Po r. A. S z o s t e k , S u m ie n ie : ś w ia d e k i s tr a ż n ik zb a w c z e j p r a w d y o c zło w ie k u . Na

m a r g in e sie II c zę śc i T e o lo g ii c ia ła Ja n a P aw ia //, w: t e n ż e, W okół godności, p r a w d y i m iło ­ ści. R o z w a ż a n ia e ty c z n e , R W K U L , L u b lin 1995, s. 133-1 59 .

(15)

NORM A TY W N A M O C PRAW DY 2 9 7

bić, dokonując - z różnym skutkiem - próby samooszustwa: zatarcia lub wręcz „o dw ołania” pierw otnego aktu poznania praw dy, którem u nie chce lub nie potrafi pozostać wiernym. Psychologom znane są mechanizm y tego samooszu- kiwania się, wytrwałe i niekiedy nader p om ysłow e wysiłki zm ierzając e do usunięcia męczącej św iadom ości w ew nętrznego pęknięcia, za c h w ia n ia swej tożsamości jako rozumnie wolnego sprawcy swych czynów. Próby te pokazują, że sumienie jako świadomość tego, co człow iek uczynił, sumienie jako świadek prawdy o nim, jest zarazem strażnikiem jeg o godności: godności ludzkiej osoby jak o rzeczywiście, rozumnie wolnej, zdolnej do sam ostanowienia. Jest straż n i­ kiem wolności, o ile nie pozwala podmiotowi zapomnieć o dokonanym przezeń akcie jej pogwałcenia oraz wskazuje jedyną drogę odzyskania osobowej w o lno­ ści i godności: przez powrót do posłu szeń stw a prawdzie.

Tak oto stopniowo odsłania się norm atywna moc prawdy: jej rola w konsty­ tuowaniu się ludzkiej wolności i ranga nie tylko w dziedzinie pozn a n ia te o re ­ tycznego, ale także w życiu moralnym człowieka. Nic więc dziwnego, że enc y­ klika pośw ięcona niektórym p odstaw ow ym pro b lem o m n a u c z a n ia m oralnego Kościoła - encyklika, której Autorem jest dawny Profesor etyki na K atolickim U niw ersytecie Lubelskim - zaczyna się od słów V e ń ta tis s p le n d o r : „B lask prawdy jaśnieje we w szystkich dziełach S tw órcy, w szczególny zaś sposób w człow ieku, stw orzonym na obraz i podob ień stw o Boga: p ra w d a o św iec a rozum i kształtuje wolność człowieka, który w ten sposób p ro w a d zo n y je s t ku

Y Q

poznaniu i um iłow aniu P ana .

T H E N O R M A T I V E A U T H O R I T Y O F T H E T R U T H

S u m m a r y

The basie thesis in the article says that the truth has a n o rm ativ e auth ority. In his c o n s id e r - atio ns the a u th o r first o f all tries to fo llo w S t .T h o m a s A ą u i n a s ’ th o u g h t. S t . T h o m a s s tressed more stro n g ly than o th er th in k e rs th e vario u s m e a n i n g s o f the b i n d in g p o w e r o f th e truth . al- th o u g h the id ea o f „the eth ic s o f b e in g faith ful to th e t r u t h ” ( m a in ly d i s c u s s e d in § 3) is co n - tained in c o n ta i n e d rather in S t.T h o m as ' sys tem implicitly and not e x p res s ed exp li cit ly. T a k i n g into c o n s id e r a tio n C ardin al K. W o jty ła ’s w ork is very helpful in m a k in g it expli cit . T h e a u th o r

’8 J a n P a w e ł II, E n cy k lik a V erita tis sp le n d o r, W s tę p (cyt. za: E n c y k lik i O jca św ię te g o

(16)

2 9 8 AN D RZEJ SZO STEK MIC

s h o w s th e s e n s e o f t h e b a s ie th e s e s on th ree pl anes. First (§1 ) he a n aly se s St. T h o m a s ’ defini- tio n o f tr u th f u l n e s s a n d d is c u s s e s its ra n k and rangę, as o p p o s e d to v a rio u s kinds o f lics, and e s p e c i a l l y he l o o k s for m o tiv e s that m ad e b o th St. A u g u s tin e and St. T h o m a s e v alu ate every k in d o f lie very n e g ativ ely . N ex t (§ 2) he a n aly ses a d e e p e r m e a n in g o f „ the truth as a virtue", th at is c lo s e r to th e m o d e r n p o s t u l a t e o f an authentic life. T h is , h o w e v e r , in St. T h o m a s ’ work, finds its ulti m at e fou n d ati o n in God, w hich revea ls a d e e p e r sens e o f righte ousness as an expres- sio n o f b e i n g f a it h fu l to th e truth . T h e last pa rt o f the c o n s i d e r a ti o n s (§ 3) is d e v o te d to an e x p la n a t i o n o f th e ą u e s ti o n : in w h a t se n se and why does any cognit ive act b y w h ic h o n e learns th e tru th carry a m o rał c h a r g e with it - a c h a r g e so s tr o n g th at d e p a r t u r e fro m th e truth , even m o s t b a n ał, in e v i t a b l y h a r m s th e s u b je ct i ts e l f th at is a rati o n al being.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Qui quidem Inculpatus Jo an n es Dubowicz in locum supplicij per Carnificem Caterua Ciuili stipante deductus, et in eo constitutus, dum Carnifex pu­ gionem, quo

wpływ takowy. Tyle możnaby chyba przytoczyć na uspraw iedli­ wienie męża, o którym zresztą godzi się orzec, że w iarę uw ażał i tylko za drabinę do

Krajobraz kulturowy stanowi zatem efekt przekształcania krajobrazu natural- nego przez określone grupy społeczne i nakładania się zróżnicowanych elemen- tów kulturowych w

Jes´li odrzucic´ eliminatywistyczn ˛ a koncepcje˛ praw przyrody oraz zgodzic´ sie˛ na liczne idealizacje przyje˛te w The Convergence of Scientific Knowledge, to zapro- ponowany

Celem tekstu jest analiza polityczności współczesnej poezji polskiej na trzech płaszczyznach, które są wyznaczane przez następujące pytania: (1) jak przemiany ustrojowe i

Represje w sprawach politycznych, zarówno na terenie całego kraju, jak i w województwie pomorskim (bydgoskim), stosowane były w omawianym okresie także przez sądy powszechne

Dodatkowym uzasadnie- niem zjazdów konsularnych był fakt, że poszczególne urzędy specjalizowały się w realizacji od- miennych zadań, uwarunkowanych specyfiką

Optymalizacja procesów technologicznych oraz własności części złącznych na etapie projektowania procesu.. Analiza i optymalizacja technologii kucia śrub wg ISO