Martuszewski, Edward
"’Minęły wieki a myśmy ostali’,
wspomnienia", Jan Boenigk,
Warszawa 1975 : [recenzja]
Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1, 70-72
ły jak o p o d staw a dla bydła i nierogacizny. Raz p ozysk an a ziem ia była ju ż ciągle u p raw ian a i la s je j już nie o b jął z pow rotem w sw o je p o sia danie.
5. P o d staw ow a gosp o d ark a od neolitu aż po czasy krzyżackie to gospo d ark a w y p alan ia — żarow a.
P rze jrzy sta arg u m e n tacja L a B au m e’a p o p arta naw et dosyć dużym i c y tatam i z innych prac, podbudow anie tej argu m e n tacji czytelnym i m apkam i oraz zestaw ieniem istotn ej lite ratu ry czyni z tej p racy bardzo cenny p rzy czynek do poznan ia dziejów ro ln ictw a na tych terenach.
M im o to w y d aje m i się, że au tor w sw o je j argu m e n tacji zbyt m ech a n icznie je d n ak przen osi dow ody dotyczące np. neolitu na Ś lą sk u i w śr o d kow ych N iem czech z jedn ej stro n y oraz dow ody np. p isan e z czasów k rz y żackich i późniejszych z d ru giej strony, do neolitu na terenie P ru s. R ów no cześnie, m im o że zastrzega się o tym w tekście, nie bierze pod u w agę p o w ażnych zm ian klim atyczn ych, jak ie się od neolitu na tym teren ie doko n yw ały, i zw arte p ok rycie leśne nie w e w szystkich epokach było takie, jak to su g e ru je autor. D alej z całości arty k u łu L a B a u m e ’a w ynika, że istotnym i jedyn ym czynnikiem rozw oju roln ictw a i osadn ictw a od m łodszej epoki k am ien ia na tym terenie były tylko tak ie j czy innej w arto ści gleby, p om ija w szelk ie zja w isk a społeczne (rozw ój stosun ków i sił produkcyjn ych) jak ie m ogły i napew no m iały w pływ na k ształtow an ie się drogi rozw oju ro ln ic
tw a na tym, terenie.
W su m ie jed n ak p raca L a B a u m e ’a jest, ja k to ju ż w yżej w spom niałem , bard zo cenną p ozycją, o k tórej m uszą p am iętać w szyscy, zajm u ją c y się z a gadn ien iam i roln ictw a w pradziejach .
R o m u ald O doj JA N B O E N IG K : „M inęły w iek i a m yśm y o stali” , w spom nienia. Lu do w a Sp ó łd zie ln ia W ydaw nicza, W arszaw a 1957, s. 304, nlb. 4, 1 m ap ka.
W ydana ostatn io przez L u d o w ą Spó łd zieln ię W ydaw niczą w W arszaw ie k sią ż k a Ja n a B o en ig k a: „M in ęły w ieki a m yśm y o sta li” — je st dow odem , że n iektóre k on w en an se n ależy je d n a k szanow ać. M yślę w tym w y p ad k u o u św ię conym tra d y c ją zw y czaju n iep u b lik ow an ia w spom nień, p am iętników , dzien ników za życia au to ra, w zględn ie też op atry w an ie ich k lau zu lą, że wolno je p u b lik ow ać dopiero w ja k iś czas po śm ierci au tora.
D obrze się stało, że o trzy m aliśm y k siążk ę B o en igk a, ale będzie jeszcze le p ie j, je śli w szystkie sw o je w spo m n ien ia sp isze on „d la p otom n ości” , a w ła śc i w ie d la historyków ro ku 2000 i n astępnych . S ą bow iem w k siążce B o en igka m ie jsca, z których łatw o w y ciągn ąć w n iosek, że au to r w oli tu coś przem ilczeć, w zględn ie też, że sta r a się pew n e fak ty „w y retu szo w ać” . Z takich czy innych, z osobistych czy publicznych w zględów B oen igk nie zaw sze staw ia kropkę nad i. M imo tej ostrożn ości na pew no z n ajd ą się ludzie, którzy będ ą m u „m ieć za złe” ... to i owo...
J a k o człow iek, n iezaan gażow an y osobiście w opisyw anych przez B o en igka sp raw ach , m ogę sp o jrzeć na jego k siążk ę bez subiektyw n ych uprzedzeń. N a j b ard ziej podoba m i się w niej n ap isa n y z dużym zacięciem literack im rozdział pośw ięcony Je rz e m u Lan cow i. P lasty czn ie n aszkico w an e sy tu acje , żyw e sy lw e t ki m ieszkań ców P ia su tn a o d b ie ra ją tem u rozd ziałow i sztyw ność re la c ji p am ię t n ik a rsk ie j, w y stą p u ją c ą w n iektórych p artia c h k sią ż k i B oen igka.
K ap italn y je st rozdział „M iędzy M alborkiem a K w idzyn em ” , w którym przed oczym a czy teln ik a p o jaw ia się długi szereg ludzi prostych , a m im o to b oh aterskich w sw ych codziennych w ysiłkach , w sw ej ofiarn ej w iern ości dla ojczyzny.
„A ta k na S a d łu k i o d p a rty ” n ad aw ałb y się na przeróbkę sceniczną, dzięki zaw artem u w nim dużem u ładu nkow i n ap ięcia dram atycznego. K ilk u polskich robotników p rzestało posyłać sw e dzieci do p o lsk ie j szkoły. „P rzyczyn ą takiego p ostęp ow an ia robotników P o lak ów — p isze B oen igk — było to, że stosun ki m iędzy nim i a pracod aw cą, K azim ierzem D onim irskim , źle się u kładały. Nie tylko k iepsk o p łacił, ale był przy tym g ru b iań sk i w obejściu , bezlitosny w w y m ag a n ia c h ” .
Z k on flik tu p ostan o w ili sk o rzystać N iem cy, aby pod p retek stem zbyt m ałej liczby dzieci zam kn ąć szkołę. B o en igk św ietnie op isu je, w jak i sposób jem u
i n auczycielow i sad łu ck iej szkoły, F ran ciszkow i Jan k ow sk iem u , udało się p o k rzyżow ać plan y N iem ców . O pisan a przez niego sy tu acja, w k tórej in sp ek tor - N iem iec zo staje pokonany, sta je się pun ktem k ulm in acyjn ym ak cji. „P o p aru tygodniach córeczka W róblew skich m ogła w rócić do S tarego T argu, poniew aż liczba dzieci w szkole sad łu ck iej podw oiła się. Sad łu czan ie poczuli się w obo w iązku podtrzym ać szkołę i w p rzyszłości nie było ju ż żadnych o to o b aw ” .
N asz am ato rsk i ruch artystyczn y u sk arża się n a brak krótkich utw orów scenicznych o tem atyce w arm iń sk o -m azu rsk iej. W praw dzie S ad łu k i leżą na P ow iślu, ale autentyczne w yd arzen ia, które m iały tam m iejsce w ok resie m ię dzyw ojennym , a które przypom niał nam Boenigk, pow inny być pokazan e nie tylko m ieszkań com P o w iśla. C zekam y w ięc na utw ór dla teatrów am atorskich...
K siążk ę B o en igk a czyta się z z ap arty m oddechem nie tylko ze w zględu na to, że zaw iera re w elacje w tak zw anych w ielkich sp raw ach , że rzu ca dużo św ia tła na w yd arzen ia w obozie polskim , w alczącym z a k c ją germ an izacy jn ą. K s ią ż ka B oen igka zaciek aw ia rów nież drobiazgam i, często nie zw iązan ym i z nieco patetyczno-koturnow ym tytułem . Oto na p rzykład na stron ie 140 zn ajd u jem y historię n ied ojścia do sk u tk u m ałżeń stw a L u d w ik a Jeziołow icza z córk ą k a rc z m arza N ow aka. Św ietn e są też w spom nien ia B o en igk a z dzieciń stw a, z tak zw anego „w iek u p rzed szkoln ego” .
T ak ie rozdziały ja k „Z w iązek P o lak ów w P ru sach W schodnich” czy „Z w ią zek P olak ów w N iem czech” trudno w p raw d zie nazw ać fragm en tam i w sp o m nień osobistych* niem niej zaw ierają one w iele cennego m ateriału historycznego, nieznane dotychczas dokum enty urzędow e, rek o n stru k cję zdarzeń, które nie zostały utrw alone na „p ap ierze” (w zględnie których „p a p ie ry ” zaginęły). D la h isto ry ka zaw ierają one n iejeden w artościow y przyczynek.
Szk o d a tylko, że p rzek ład z ję zy k a niem ieckiego w w ielu m iejscach p rzed staw ia sporo do życzenia, na pewno nie je st precyzyjn ym p rzek ład em n au k o wym , za bardzo g ra w itu je w stronę tak zw anego „p rzek ład u dow olnego” . Nie je st dobrze, je śli B o en igk zdanie „W ir w erden nicht Polen zu D eu tsch e m a chen...” (na str. 117) tłum aczy: „N ie zam ierzam y Polaków germ an izow ać...” . Istn ieje zdecydow ana różnica m iędzy zam iarem a postanow ien iem , m iędzy „w ir w ollen ” a „w ir w erd en ” .
A lbo tek st na stronie 73 i 74 — zm iana p y tan ia retorycznego na zw ykłe (i to jeszcze bez zn aku zapytania), zastąpien ie p ojęcia „G ren zlan d ” (p ogra nicze) przez „te ziem ie” , a „G eistesw elt” — przez „k u ltu rę” . „U n sere S ch u le” w przek ład zie sta je się poprostu „sz k o łą ” , zam iast „in irgendw elch en rein - deutschen G ebiet” czytam y jedynie „w jak iejk o lw iek innej części niem ieckiego k r a ju ” itd., itd.
W szystkie te u sterk i językow e nie fa łsz u ją tłum aczonego tekstu, ale też nie m ożna pow iedzieć, że dzięki nim p olsk i czytelnik otrzym ał w ierny odpow ied nik orygin ału.
N iew ątpliw ie w książce Ja n a B oen igka oprócz potknięć o ch arakterze językow ym są rów nież potknięcia m erytoryczne. N ie przypuszczam , aby w y n ik ały one ze złej w oli, ale — w iadom o — pam ięć lud zka je st zaw odna.
Nie w y d aje m i się, ab y w d e k larac ji Zw iązku Polaków w Niem czech m ogła być m owa o „obronie polskiego robotnika przed w yzyskiem k a p ita li styczn ym ” (str. 75). S ą to sform ułow ania n iew ątpliw ie w spółczesne. Szkoda, że B oenigk nie przytacza d e k larac ji w je j dosłow nym brzm ieniu. Przecież i tak w iem y, że je ślib y Zw iązek był opanow any przez kom unistów (o czym zresztą nie było mowy), to i tak nie m ógłby w owych czasach, w ów czes nych okolicznościach dać temu w y raz w sform u łow aniu „obrona polskiego robotnika przed w yzyskiem kap italisty czn y m ” .
Nie grzeszy rów nież precyzją tak ie zdan ie ze str. 63, w zw iązku z p rzy gotow aniam i do p leb iscy tu : „P rzyjech ało w ów czas około 128 tysięcy takich agitatorów ... „P oprzednio Boenigk określa ich jak o „tak zw anych krew nych z N adren ii i W estfalii” . N iezorientow any czytelnik je st w ięc gotów u w ie rzyć, że była to jeszcze jedna d iabelska sztuczka Niem ców , gdy w rzeczy w istości N iem cy w y k orzy stali jedyn ie z w ielk ą sk ru p u latn ością jeden z p rze pisów plebiscytow ych.
W ydaje mi się, że autor p ostąpiłby słu szn iej, gdyby zam iast mówić o „ag itato rach ” , „ta k zw anych krew nych” czy też w ątpić w ich u praw n ie nia (choć m ogły się zdarzyć pojedyńcze w yp adk i oszustw a...), w y k azał na tym przykładzie, że ucieczka Niem ców z W arm ii i M azur p rzybierała olb rzy mie rozm iary, skoro w okresie p iętn astu lat od roku 1905 do 1920 p rz y n a j m niej 128 tysięcy Niem ców , M azurów i W arm iaków opuściło te tereny, bądź
w p oszu kiw an iu ch leba (M azurzy i W arm iacy), bądź też z pow odu braku przyw iązan ia do „o stp reu ssisch e H eim at” .
Oprócz u sterek m erytorycznych, dający ch się w ykryć logicznym ro zu m ow aniem , są n iew ątpliw ie w książce B oen igk a u sterk i w idoczne jedynie dla tych, którzy razem z au torem żyli i p racow ali. W ydaje m i się, że nie pow inni oni zbyć m ilczeniem tych fragm en tó w w spom nień B oen igk a, z k tó rym i się nie zg ad zają. J a k n ajb a rd z ie j rzeczow a, ew entualnie p o p arta d o ku m en tam i p olem ik a z B o en igk iem pow inn a się rozw inąć. B r a k je j będzie m oim zdan iem złym objaw em .
O cen iając w arto ść w spom nień J a n a B oen igka trzeba w reszcie podkreślić ich p re k u rso rsk i ch arakter. W praw dzie m am y już w ięcej pozycji tego typu, k sią ż k a B oen igka je st jedn ak n ajo b sze rn iejsza i n ajb ard zie j w ielostronna. O byśm y co roku m ogli odnotow ać tego typu pozycje w ydaw nicze!
E d w ard M artu szcw sk i P o e z ja ludow a W arm ii i M azur. A ntologia. W ybrał i opracow ał TA D E U SZ O R A C K I (W arszaw a) 1957 („ P a x ”), s. 335, 1 nlb.
J e s t to bardzo pożyteczna i ślicznie w yd an a k siążeczk a, ale nie m ożna je j zaliczyć do w yd ań op artych o k ry te ria naukow e. W stęp w yd aw cy tej antologii sk ła d a się aż z ośm iu rozdziałów i stw arza pozory op racow an ia naukow ego. W p ierw szym ro zd ziale zatytu ło w an ym : „S ta n b ad ań n ad p oezją ludow ą W ar m ii i M azu r” , au to r przed m ow y „ro zp raw ił się ” dość bezcerem on ialn ie z a u toram i praw ie całej dotychczasow ej lite ra tu ry przedm iotu jego zain teresow ań, ja k b y to jego w łaśn ie p raca m iała być tą doskonałą.
I ta k o cennej rozpraw ce J . J . O ssow skiego, pt. „P rzyczyn ek do lite ratu ry m a z u rsk ie j” , m a ją c e j ch arak te r bibliograficzn y, O racki pisze na s. 12: „W a r tyku le, nie pozbaw ionym podstaw ow ych błędów rzeczow ych, pom inięto całk o w icie poezję ludow ą i je j w p ływ na k ształto w an ie się św iad om ości społeczno- n arodow ej ludu p o lsk ie go ” . To tak jak b y k toś zrobił zarzut E streich erow i, że w sw ej B ib lio grafii P o lsk ie j nie dał obszernych recen zji każdego z w y m ie nionych w niej dzieł! O cennej książeczce prof, dr K aw eck ie j - G ryczow ej, pt. „Z a ry s dziejów piśm ien n ictw a p olskiego w P ru sach W schodnich” autor przedm ow y p isze g o ł o s ł o w n i e , że „zaw ie ra sporo błędów i n iedopow ie dzeń” (s. 14). W. K o ch ań sk iem u , w yd aw cy „P oezji M azur i W arm ii” , zarzu ca O racki w sposób podobny, że „w iele z zam ieszczonych utw orów trudno u w ażać za p o ezje” (s. 15), chociaż zn a jd u ją się tam sam e utw ory w ierszow ane. N a jd a le j je d n ak zagalopo w ał się au to r w k ry ty ce „Z a ry su piśm ien n ictw a p o l skiego na M azurach P ru sk ic h ” , E. Su k e rto w e j - B ied raw in y, w ydanego —
ja k to sam zaznacza — w 1935 r. Z arzuca tu ta j autorce, że p isała go „w o d er w an iu od stosun ków społeczno-ekonom icznych, p o p e łn iając przy tym k ilk a niekon sekw en cji” . T ym czasem ogólnie w iadom o, że przed ostatn ią w ojną m ark sisto w sk a m etoda h istoryczna była stosow an a w Polsce w w ypadkach w yjątk ow ych , w ięc je st to zarzu t nieuzasadnion y. W dalszym ciągu O racki pisze: „P o m ija ona zupełnie o statn ie dziesięciolecie, piśm ien n ictw o na W ar m ii i nie u w zględnia p oezji lu d o w e j” (s. 13). T am O racki żądał od au tork i m aterialisty czn ej m etody n au k ow ej, tu zaś zgoła irracjo n aln ej zdolności ja sn o w idzenia, aby ju ż w 1935 r. op raco w ała piśm ien nictw o m azu rsk ie w latach 1947 — 1957! Z resztą nie tylko piśm iennictw o m azu rsk ie, ale w inna niekon sekw entnie w stosun ku do ty tu łu sw ej p racy uw zględnić także piśm iennictw o w arm iń skie, zapew ne dlatego, że arty k u ł ks. M ań kow skiego o k azał się dla au tora m ało p rzydatn y do jego w ydaw nictw a. O p rzydatnych opracow aniach woli zresztą zupełnie zam ilczeć. T ak np.. w tym pierw szym rozd ziale autor w ym ienił drobiazgow o w iele p ozycji nie m ający ch nic, albo tylko niew iele w spólnego z jego w ydaw nictw em , a pom inął zupełnie cykl artyk u łów Ja d w ig i C yb u lsk iej pt. „P oeci ludow i na M azu rach ” , drukow anych w latach 1955 — 1956 w „Słow ie na W arm ii i M azu rach ” , chociaż czerpał z nich n iew ątpliw ie pełną g arścią, skoro pow tórzył bezkrytyczn ie zaw arte w nich błędy i n ie ścisłości. Na s. 66, n atom iast O racki sobie tylko p rzy p isu je cały tru d zeb ra nia w iadom ości o życiu tych poetów : „W opracow aniu próbow ano rów nież, w oparciu o stare gazety i kalen d arze, u stalić b io grafie niektórych w y b itn iej szych p oetów ” .
W podobny sposób au tor p o stęp u je przy opracow aniu rozdziału drugiego: „S to su n k i społeczne na W arm ii i M azu rach w p ierw szej połow ie X I X w iek u ” , 7 2