• Nie Znaleziono Wyników

Metafizyka śmierci w prozie Olgi Tokarczuk

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Metafizyka śmierci w prozie Olgi Tokarczuk"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Olga Wilczyńska

Metafizyka śmierci w prozie Olgi

Tokarczuk

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 11, 183-206

2008

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

F O L IA LIT T E R A R IA PO L O N IC A I I , 2008

O lg a W ilc z y ń s k a

Metafizyka śmierci w prozie Olgi Tokarczuk

Ś m ierć m nie ściga, ucieka życie: naucz m nie czeg o ś p rzeciw ko temu. Spraw , bym j a nie uciekał p r ze d śm iercią, by życie n ie uciekało ode m nie. Z a c h ę ć do w a lki z trudem , dodaj cierpliw ości w o b ec tego co nieuniknione. R o zszerz m i ciasne gra n ice czasu. N aucz, że dobro życia nie p o le g a n a je g o długości, lecz na użytku z niego, bo m o że się zdarzyć, że k to ś długo żył, n iew iele p r ze ży ł*.

C okolw iek robisz, p a m ięta j o śm ierci2.

Śmierć jako skandal. W prowadzenie

T em at śm ierci to jed n o z najbardziej uniw ersalnych zagadnień. Jest obecny bezustannie w życiu człow ieka i dlatego w łaśnie je s t p roblem em w ciąż w spół­ czesnym.

O śm ierci nie je s t łatw o ani m yśleć, ani pisać, bow iem nie należy ona do zjawisk pozn aw aln y ch i uchw ytnych. D latego spraw ia ludziom w iele problem ów . Nie sposób w obec śm ierci przejść obojętnie. D latego też, aby jej sprostać, filozofowie, artyści, socjolodzy i inni próbują j ą zrozum ieć, osw oić i nazwać:

W m łodości b ez p rzerw y m yślałem o śm ierci. N aw et podczas je d z en ia ; to była obsesja, całe moje życie upływ ało p od znakiem śm ierci. M yśl o niej nigdy m n ie nie o puściła, je d n a k z czasem osłabła. [...] O to przykład: kilka m iesięcy tem u spotkałem się z p ew n ą panią; rozm aw ialiśm y o w spólnym znajom ym , którego nie w idziałem od daw na. O na m ów iła, że lepiej go nie w idyw ać, gdyż je st b ard zo n ieszczęśliw y. M yśli tylko o śm ierci. O dparłem : „A niby o czym m iałby m yśleć?” . Koniec końców nie m a innego tem atu. O czyw iście, o w iele lepiej je s t o tym nie m yśleć, ale myślenie o śm ie rci n ie m a w so b ie nic nienorm alnego. Inne problem y n ie istnieją3.

C zym je s t śm ierć? N ie je s t ona łatw a do zdefiniow ania. Ju ż w B iblii m ówi się o niej w różnoraki sposób. W Starym Testam encie najczęściej na jej

1 L. A. S e n e k a , M yśli, przeł. S. Stabryła, K raków 2003, s. 2 2 1 -2 2 3 . 2 Ibidem , s. 269.

3 R o zm o w y z C ioranem , przeł I. K ania, W arszaw a 1999, s. 28.

(3)

184 O lga W ilczyńska

określenie w y stęp u je hebrajski czasow nik m u t (um rzeć) i rzeczow nik mawet (śm ierć). C zaso w n ik w zależności od form y koniugacyjnej o zn acza „zab ić” lub „zabity” . Spotyka się rów nież m etaforyczne w yrażenie „połączyć się z przodkami” lub „zasn ąć w śm ierc i” . N atom iast w N ow ym Testam encie śm ierć je s t określana greckim rzeczow nikiem tha n a to s, a um ieranie czaso w n ik iem apothnesko.

W ydaw ać by się m ogło, że bliska jes t życiu ja k o kres, ku którem u zmierza cala nasza eg zystencja. Jest ona jed n ak skandalem , zjaw iskiem wyjątkowo irracjonalnym i trudnym do zaakceptow ania przez człow ieka. N a czym polega ow a irracjonalność śm ierci? Jest to nieoczekiw any, przypadkow y atak rzucający na życie cień i m rok. Sens każdej historii zależny je s t od finału. Jednakże śm ierć (zarów no w sensie transcendentnym , ja k i całkiem ziem skim ) je s t finalem szczególnego rodzaju, który w najm niejszym naw et stopniu nie podlega ludzkiej woli. Istnieją próby racjonalizacji śm ierci, w ystępujące m .in. w chrześcijaństwie czy buddyzm ie, ale to je s t ju ż przyjęciem pew nego stanow iska wobec zagad­ nienia, p ragnieniem p rzezw yciężenia nicości. M am tutaj na m yśli przypisywanie śm ierci tzw . m ądrego praw a przem ijania.

Śm ierć czło w iek a nie je s t zjaw iskiem jedno ro d n y m . M o żn a w yróżnić jej kilk a pod staw o w y ch aspektów , o których pisał Ireneusz Z iem iński: aspekt pierw szy - śm ierć je s t faktem biologicznym ; aspekt drugi - faktem prawnym; trzeci - k u lturow ym (zw iązanym z rytuałam i i obrzędam i łączącym i się ze zgonem człow ieka, czyli pogrzeb, żałoba itp.); czw arty - społecznym . Ponadto śm ierć je s t zjaw isk iem zarów no em pirycznym , ja k i transem pirycznym . Do cech em piry czn y ch n a le żą m.in.: pow szechność, indyw idualność, bliskość, banalność, przypadkow ość, nieodw racalność, obrzydliw ość; natom iast do cech transempirycz- nych zalicza się: ofiarę, sen, karę, zbaw ienie, o stateczn ą decyzję, tajemnicę4. N ajw ażniejsze z w ym ienionych cech śm ierci to, w edług I. Ziem ińskiego:

a) pow szechność śm ierci - św iadczy o tym fakt, że d o ty k a o n a każdy byt; je s t zjaw iskiem naturalnym , bow iem to, co żyw e m usi przestać istnieć;

b) indyw idualność - śm ierć je s t konkretna, gdyż stanow i odejście określonego i niepow tarzalnego ja ; każdy m a sw oją śm ierć i nie m oże jej dzielić z nikim - pisał o tym m .in. O ctavio Paz: „Śm ierć je s t nieprzekazyw alna, podobnie jak ży cie”5 i M artin H eidegger:

N ik t n ie m o że o d eb rać innem u um ierania. [...]. K ażde je stestw o m usi za w sze sam o brać na sieb ie u m ieran ie6.

Indyw idualność w idoczna je s t rów nież w przeżyw aniu um ierania. Każdy człow iek odchodzi z tego św iata sam. W obliczu N ieuniknionego je s t samotny,

4 I. Z i e m i ń s k i , Z a rys ontologii śmierci. Próba filo zo fic zn e g o opisu isloty śm ierci, „Kwartalnik F ilo z o ficzn y ” 2 0 00, z 1, s. 1 2 9-158.

5 O. P a z , W szystkich św iętych Zaduszki, „L iteratu ra n a św iecie” 1975, nr 12, s. 42. 6 M. H e i d e g g e r , B ycie i czas, przel. B. B aran, W arszaw a 1994, s. 338.

(4)

M etafizyka śm ierci w prozie O lgi T okarczuk 185

choćby byli obok niego bliscy. K ażdy musi um rzeć na w łasny rachunek, sam stawia tajem niczy krok w N iepoznaw alne. Istn ieją m etafizyczne problem y, względem których b yt zaw sze je s t sam. M am tutaj na m yśli m .in.: cierpienie, czas i śm ierć.

K ażda śm ierć je s t inna. O ctavio Paz napisał naw et, że każdy um iera taką śmiercią, ja k ą sobie w ypracow ał i ja k ą na siebie sprow adził. W takim w y­ miarze śm ierć jaw i się jak o dopełnienie istnienia. W ed łu g niego śm ierć św iad­ czy o nas, m ów i, jak im i byliśm y ludźm i, gdyż je s t ona kon sek w en cją przeżytej egzystencji. Jeżeli zaś „n ie um ieram y, ja k żyliśm y, to dlatego, że nie żyliśm y w zgodzie z so b ą - życie nie należało do nas, p o dobnie ja k nie należy do nas grzech, który nas zabija. Pow iedz mi, ja k um ierasz, a pow iem ci, kim jesteś”7.

O praw ie do w łasnej, indyw idualnej śm ierci pisał także w jed n y m ze sw oich wierszy R. M . R ilke:

Każdem u daj śm ierć je g o w łasną Panie. Daj um ieranie, co w ynika z życia, gdzie m iał s w ą m iłość, cel i biedow anie. M yśm y łu p in a tylko i listowie.

A w ielka śm ierć, k tó rą m a każdy w sobie, to je s t ów ow oc, o który zabiega w szelki b y t8;

c) bliskość - śm ierć je s t obecna w każdej chw ili ja k o nieustanna m ożliw ość. Jeżeli c zło w iek zapom ina o niej, zanurzając się w istnieniu, to pow inien być pewien, że o n a nie zapom ina o nim nigdy. D latego człow iek m ądry w ie o tym i jest przygotow any na nią zaw sze, poniew aż w idzi w niej realn ą m ożliw ość każdego dnia;

d) przypadkow ość - śm ierć je s t przypadkiem , który charakteryzuje brak racji, celu i przyczyny, uosobieniem irracjonalności, naw et absurdu.

Nie m ożna znaleźć dla śm ierci żadnego sensow nego uzasadnienia. N ie ma, bez zagłębiania się w religię czy filozofię, racjonalnej odpow iedzi na pytanie: dlaczego um ieram y? N ie m ogąc śm ierci zrozum ieć i w yjaśnić je j obecności w życiu, p oniew aż pew ne jest, że m iejsce nie tknięte przez śm ierć nie istnieje, musimy j ą zaakceptow ać jak o nieuchronny fakt.

O śm ierci nie je s t rów nież łatw o m yśleć i m ów ić jeszc ze z innego powodu. Cokolwiek m yślim y i m ów im y o śm ierci, p rzeniknięte je s t tym, kim jesteśm y i kim być p ragniem y oraz tym, ku czem u dążym y. Z atem nasza św iadom ość śmierci je s t zaw sze w yrazem naszego dośw iadczenia życia, n a które śm ierć

7 O. P a z , op. ch ., s. 42.

(5)

186 O lga W ilczyńska

ja k o w ydarzenie egzystencjalne rzuca cień i m rok. C złow iek próbuje zrozumieć i osw oić fenom en śm ierci. C zyni to na w ielu płaszczyznach: religijnej, filozoficz­ nej, naukow ej. Inaczej m yśli o śm ierci człow iek W schodu, a inaczej człowiek Z achodu; inaczej śm ierć rozum ie i przeżyw a chrześcijanin, a inaczej człowiek niew ierzący.

Śm ierć d o ty k a istot żyjących, najbardziej człow ieka, który m a jej świado­ m ość. D lateg o też ludzie próbują sobie rekom pensow ać sm utek i pesymizm w ynikające z m yślenia o przem ijaniu i um ieraniu. Skoro ona wcześniej czy później p rzy jd zie po nas - czy nie rozsądniej skupić się n a innych sprawach? T ak ą reakcję n a los czekający istoty śm iertelne sugerow ał B enedykt Spinoza: „C zło w iek w olny o niczym nie m yśli m niej niż o śm ierci, a je g o mądrość p olega n a roztrząsaniu spraw życia, nie śm ierci” 9.

Z atem lęk przed śm iercią m ożna pokonać, zajm ując się i angażując w sprawy życia. Ś m ierć m ożna próbow ać przezw yciężyć lub też zagłuszyć. W pierwszym przypadku p o m o cn a je s t kultura, o której pisze Z y gm unt B aum an:

K ultura - w ielki w ynalazek człow ieka (być m oże n ajw iększy ze w szystkich) - je st skom­ p likow anym m echanizm em , który spraw ia, że życie ludzkie, życie św iadom e w łasnej śmiertelności, staje się do zn iesien ia - na przek ó r logice i rozsądkow i. [...] potrafi w ja k iś tajem niczy sposób zam ien ić g rozę śm ierci w silę n ap ędow ą życia. W yciska sens ży cia z ab su rd aln o ści śm ierci10.

W drugim przypadku to bezm yślne rozryw ki m ają za zadanie wykorzenić z co dziennego życia w szelką m yśl o śm ierci. W y p ełn iają one bez reszty czas, nie zostaw iając naw et jed n ej chw ili na refleksję. P isał o tym ju ż Pascal:

N ie [...] m ięk k ieg o i spokojnego używ ania, które pozw ala nam p am iętać o naszym stanie, szukam y, [...] ale zgiełku, który o dw raca nasze m yśli i je st d la nas rozryw ką. O to dlaczego wyżej cenim y Iow y niż zdobycz: „zając nie uchroniłby nas od w idoku śm ierci i niedoli, ale polowanie tym , że od w raca n a szą m yśl, chroni nas od nich ” czyli nie o to chodzi, by „złap ać króliczka, lecz by go g o n ić” 11.

Ś m ierć jed n o cześn ie staw ia znak rów ności pom iędzy ludźm i. Zniwelowane zostają w szelkie różnice i podziały, co znakom icie obrazuje średniowieczny taniec śm ierci (da n se m acabre). M ożna stw ierdzić, że w je j obliczu mamy do czy n ien ia z pew nego rodzaju spraw iedliw ością, gdyż żadne ziem skie powiązania i w zględy nie m ają w ów czas znaczenia. P ieniądze i w ład za p rzestają istnieć, tracą sw o ją m oc. O kazuje się, że niczego nie m ożna ze so b ą zabrać. Wszystko staje się b ezużytecznym rekw izytem . C złow iek staje przed śm iercią nagi i bez­ bronny. B y t zostaje całkow icie odsłonięty.

9 C yt. za: Z. B a u m a n , R azem o so b n o , K raków 2003, s. 76. 10 Ibidem s. 77.

(6)

M eta fizyka śm ierci w prozie O lgi T okarczuk 187

M e m e n to m o ri. Z a p a c h śm ie rc i: O statnie h isto rie (2004)

T em at śm ierci je s t obecny w tw órczości Olgi T okarczuk. A utorka w licznych wywiadach po ru sza problem przem ijania i um ierania:

[...] żyjem y w takim m iejscu na św ięcie i w takiej kulturze, która m a ze śm iercią potw orne kłopoty. A le je sz cz e, na przykład w średniow ieczu, ludzie w taki bardziej ludyczny sposób podchodzili do śm ierci. [...] je sz c ze w średniow iecznej Europie p ow staw ało m nóstw o tekstów , które były w łaściw ie poradnikam i, cz y stopniam i dobrego um ierania, czy poszczególnym i etapam i żegnania się z życiem duszy. To zostało potem ja k o ś zupełnie zarzucone. W łaściw ie ch yba od tego m om entu takiego trium fu nauki. [...] je s t niedyskutow alna d la m nie w yższość cy w ilizacji w schodnich, nieeuropejskich w takim odw ażnym , godnym podejściu do u m ierania. T e w szystkie książki, księgi właściwie, to są szczegółow e p odręczniki u m ierania. [...] M istrz czy kapłan szeptał do ucha te poszczególne stad ia u m ierającem u człow iekow i. P roszę zw rócić uw agę, że w ym agało to takiej niesamowitej bliskości tego tow arzysza um ierania, który cały czas, ja k b y etap po etapie był obecny w tym procesie. Bo śm ierć też je s t procesem . To nie je s t m om ent. P rzecież to o tym wiem y. Tak, niew ątpliw ie też sięgałam do tego. W ydaw ało mi się, że je s t to ja k iś rodzaj takiego szkieletu, na którym m ożna o p rzeć historię m ojej b o h aterk i12.

Śmierć je s t tragicznym , ale i zw yczajnym dośw iadczeniem n a ludzkiej drodze, jej doznanie stanow i fundam entalne i naturalne doznanie, bez którego nie m ożna zrozumieć kondycji człow ieka. T aki obraz śm ierci w yłania się z w ypow iedzi oraz tw órczości pisarki.

O lga T o k arczu k w O statnich historiach opisuje śm ierci, któ re są udziałem każdego z nas, które przychodzą najpierw do naszych bliskich, potem do nas samych. Ś m ierć staje się dom inantą tem atyczną pow ieści. Jedna z bohaterek powieści tw ierdzi, że w szkole pow inna być w prow adzona tanatologia, nauka 0 um ieraniu, z klasów kam i, pracam i dom ow ym i i ćw iczeniam i praktycznym i. Dzięki tym lekcjom łacińska m aksym a m em ento m o ri stałaby się - ja k daw ­ niejsze pozdrow ienie używ ane w śród kam edułów , kartuzów czy trapistów - is­ totnym pouczeniem i przypom nieniem o śm iertelności człow ieka. N ie m a bowiem rzeczy pew niejszej niż kres w ędrów ki czekający na każdego: m o rs certa, hora

incerta („śm ierć je s t pew na, godzina jej przyjścia n iep ew n a” ) 13·

A utorka p rzedstaw ia historię rodzinną z życia trzech kobiet: m atki, babki 1 córki. K ażda z nich na kartach pow ieści musi zm ierzyć się i przeżyć śm ierć:’ swoją, k ogoś, kogo kocha lub obcej osoby. K ażda postać spotyka na swej drodze śm ierć i nie m oże obok niej przejść obojętnie. O pow ieść Paraksew ii zaczyna się w drugiej części książki. P rzeżyła ona śm ierć sw ojego m ęża, jed n ak zaczynamy tę sagę czytać od historii córki P araksew ii - Idy, która m ając wypadek sam ochodow y w w ieku pięćdziesięciu lat otarła się o w łasną śm ierć.

12 O. T o k a r c z u k , Cale m oje p isa n ie je s t p ró b ą osw ojenia p rze czu cia .... W yw iad R M F Classic, p aźd ziern ik 2004, http://w w w .rm fclassic.pl/7a = w yw iady& id = 11 2 4 & n p g = 1.

(7)

188 O lga W ilczyńska

W szoku dociera’ do najbliższego g ospodarstw a i przeczekuje tam kilka dni. W ydarzenie zupełnie nieracjonalne, ale okazuje się, że jej przybycie tam było konieczne i m iało na celu nauczyć ją śm ierci. U m ieran ia uczy ją... pies. Do końca nie w iadom o, czy w rzeczyw iści bohaterka o dw iedza dom ostw o Olgi i Stefana. B yć m oże jej historia toczy się m iędzy p odniesieniem głow y znad kierow nicy i jej ponow nym położeniem , który jed n o cze śn ie oznacza śmierć. W ostatniej części książki poznajem y M aję, córkę Idy. D la niej śm ierć jest obca, w ciąż um iera ktoś, nie ona, nie jej najbliższy, tylko tzw . „inni ludzie”. M otyw em łączącym te trzy postacie je s t chłód. „Jej ciało produkuje tylko zim no, d latego nigdy nie dość jej u p ałó w ” - to po czątek opow ieści Mai. K obieta na egzotycznej w yspie je s t „obcym ciałem ze św iata z im y ” . Tajemniczy św iat zim y to nic innego, ja k św iat jej babki i m atki. O bie ch o d zą po śniegu: P arka o d cięta przez śnieg od św iata w ydeptuje n a nim napis „P etro umarł!”, zaś p oszczególne litery tej inform acji stają się tytułem rozdziału książki. Stąd cała p ow ieść je s t jak b y napisana na śniegu. R ów nież Ida, w racając z gospodar­ stw a Olgi i S tefan a do rozbitego sam ochodu, po zo staw ia ślady, które „n a pewno zaraz z n ik n ą” . M aja, gdziekolw iek w yjedzie, będzie nosić w sobie to odzie­ dziczone zim no.

P rzy pierw szej lekturze O statnie historie w y d ają się b liskie tem u, co znamy z D om u dziennego, dom u nocnego. Jednak podczas głębszej analizy powieści w idzim y, że p odobieństw o je s t złudne. N ie m a tutaj „śm ierci zam ieszkanej”, o której pisał Przem ysław C zapliński, interpretując D om dzienny, dom nocny. K siążka o d rzu ca cały baśniow y, apokryficzny i legendow y w izerunek śmierci. Jego m iejsce zajm uje brzydota. Pokazane zostają: starzejące się ciała kobiece, m ęczennicy z obrazu w poniem ieckim kościele, oszpecony bliznam i rosyjski pułkow nik, śm ierd zące ścierw o żółw ia n a plaży i e k skrem enty konających zw ierząt:

Ś m ierć zalęg a się, gdzie tylko spojrzeć, bo każda z kobiet ju ż o d k ry ta toczącego ją robaka śm iertelności, każda z nich w ręcz d y g oczez m ortualnego niepokoju. N iep rzypadkow o pierwsze zd an ie pow ieści brzm i: „Jej ciało produkuje tylko zim no” . M aja w y m y śla sobie rozpaczliw y środek obronny: ch c e o d d zielić , j a ” od w szystkich „ ty ” i zm ienić św iat w „ o n ” , b y nie bolało żadne u m ieran ie14.

W tej k siążce O lga T okarczuk konstruuje św iat bardziej naturalistycznie niż dotychczas. S tara się odtw orzyć niem alz ch iru rg iczn ą p recy zją fizjonom ię czło­ w ieka i n aturę przyrody.

T ak ie w nikliw e u kazanie rzeczyw istości uw aln ia z pozorów . W obliczu śm ierci w szystko w artościuje się inaczej. O statnie historie to przypomnienie czytelnikow i, że je s t śm iertelny. B ohaterow ie tej prozy zdają się m ów ić „pa­ m iętaj, że u m rzesz” . O bcow anie z życiem w takiej persp ek ty w ie zmienia

(8)

M eta fizyka śm ierci w p ro zie O lgi Tokarczuk 189

człowieka. W iele spraw dotychczas w ażnych przestaje być istotnym i, a proste gesty zy sk u ją znaczenie. Spotkanie ze śm iercią czy u m ieraniem je s t dotknięciem tajemnicy ży cia i śm ierci, doczesności i w ieczności, które staje się przew od­ nikiem n a ludzkiej drodze. W ostatniej pow ieści O lga T okarczuk podejm uje, z dużym pow odzeniem , próbę zm ierzenia się ze śm iercią ja k o zjaw iskiem biologicznym, kulturow ym i społecznym . T o jed n ak , ja k um ieranie się rozum ie i jaką p ostaw ę w zględem niego się przyjm uje, zależy w ogrom niej m ierze od człowieka, od je g o charakteru i usposobienia. W O statnich historiach śm ierć i przem ijanie stają się centralnym punktem odniesienia ludzkiego losu. M im o smutku i nostalgii tej książki, poprzez poruszony problem otw arte zostaje okno na trudne zagadnienia. Jest to spojrzenie w kierunku zrozum ienia i w ew nętrznego uspokojenia człow ieka w ich obliczu. W tym obsesyjnym tem acie pow ieści pojawia się też św iatło, że przecież nie zaw sze musi być tak, ja k pow iedział Tadeusz R óżew icz, odbierając doktorat honoris causa U niw ersytetu Śląskiego 22 stycznia 1999 r.: „C zło w iek to ssak, który m oże urodzić się bez m iłości, żyć bez w iary i um rzeć bez n ad ziei” .

Doświadczenie własnej śmierci

Z apraw dę, 10 osobliwe, nie p rzeb yw a ć ju ż odtąd na ziemi, w yuczone zaledw ie p o r zu c ić zw yczaje,

różom i innym obiecującym rzeczom

n ie d a w a ć zn aczeń ludzkiej przyszło ści, ju ż n ig d y15.

C złow iek je s t św iadom ą niew iadom ą, gdyż przybyw a nie w iadom o skąd i zmierza w nieznane. W łasna śm ierć, a w łaściw ie w łasne um ieranie, w ym aga od niego o grom nego w ysiłku. Jeżeli śm ierć nie przychodzi nagle i dany jest czas na refleksję, w tedy człow iek m a czas na przygotow anie się do niej. Z atem całą egzystencją przygotow ujem y się do ostatniego pożegnania, do najw ażniejszej metafizycznej podróży. D ośw iadczenie w łasnej śm ierci to w ielka lekcja pokory i wyciszenia.

Śm ierć to biologiczne praw o, dotyczące zarów no św iata roślinnego, jak i zw ierzęcego. K ażde narodziny zapow iadają zniszczenie. K ażda żyw a istota ptaci za pojaw ienie się na tym św iecie - śm iercią. M im o że w przyrodzie wszystkie istoty podlegają praw u śm ierci, człow iek je s t je d y n y m zw ierzęciem , które wie, że m a um rzeć i dlatego śm ierć rzuca n a całe je g o życie cień. Śm ierć jest n ieuniknionym kresem , niszczy indyw idualną ziem sk ą egzystencję. W ydaje się absurdem , który spraw ia, że życie staje się nonsensow ne. Śm ierć jest przerwaniem i zniszczeniem całego bogactw a ludzkiej inteligencji. P oza tym

(9)

190 O lga W ilczyńska

człow iek obaw ia się rów nież m oralnego i fizycznego cierpienia, które towarzyszy um ieraniu. D lateg o w szyscy ludzie odczuw ają lęk przed śm iercią.

O statnie histo rie to pow ieść zaw ierająca przesłanie. C zy teln ik dow iaduje się

z niej, że praw d ziw e poznanie m ożliw e byw a jed y n ie w chw ilach objawień, w tym w ypadku w spotkaniu dw óch rzeczyw istości. Z d ośw iadczaniem własnej śm ierci przez bohaterkę m am y do czynienia w pierw szej części O statnich historii. A utorka próbuje przyjrzeć się tem u najtrudniejszem u w życiu człow ieka zadaniu. B ohaterka pow ieści - Ida M arzec - jed z ie odw iedzić sprzedany w cześniej dom rodzinny. U d erza sam ochodem w drzew o. W yd o staje się z auta i trafia do pew nego dom u n a wsi. Jego gospodarze są dziadkam i w eterynarza i zajmują się um ierającym i zw ierzętam i. Ida obserw uje to now e środow isko, przygląda się ch o ro b ie i śm ierci z perspektyw y chorego psa w łaścicieli. W oszołomionej w ypadkiem g ło w ie ko b ieta sum uje sw e życie:

S am ochód pędzi leraz bardzo szybko, w łaśnie m ija najw iększe obniżenie. K obieta widzi [...] słupki i dopiero po ch w ili rozum ie, że o zn aczają zakręt. [...] O braca gw ałto w n ie kierow nicę w lewo, ale sam ochód w cale je j nie słucha, pędzi w przód i na chw ilę - m a w rażen ie - rzeczywiście o dryw a się od ziem i. C zu je w tedy je g o bezw ładną m oc i dziw i się sobie, bo za w sze myślała, że to o n a nim kieruje; a było raczej tak, że ich drogi, ich zam iary p o d daw ały się geometrycznym zbieżnościom , koin c y d en cja interesów spraw iała, że je ch ali w tym sam ym k ierunku i zatrzymywali się n a tych sam y ch stac jach benzynow ych. T eraz je d n ak ich dro g i ro zch o d zą się - sam ochód, mala srebrna honda, szy b u je z w ysokiego nasypu, z pyskiem zadartym w górę, zbuntow any. [...] Kobieta nie w idzi, że leci, bardziej to czuje. Ś w iatła są w ym ierzone w niebo, a w ięc nie ujaw niają nic. T rw a to d o ść d ługo, aż zaczy n a się niecierpliw ić, że tak leci, p rzecież nie b yło dokąd. W ie jeszcze, że u derza g ło w ą o k iero w n icę, słyszy nieprzyjem ny d źw ięk w środku głow y, podobny do trzasku usuw anego zęba. A le trw a krótko.

U daje je j się b ez trudu odpiąć pasy i w yśliznąć w prost na śnieg - ale nie m oże ustać, upada na kolana. W y c iera w ierzch em dłoni usta; są pełne ciepłego, gęsteg o pły n u - m usiała przegryźć sobie ję z y k przy uderzeniu. [...]

S ięga za sieb ie do w nętrza auta i m im o zaw rotu głow y w yciąga klucz ze stacyjki. Gasną ro zjarzo n e oczy. N ag le robi się ciem no, cicho І z im n o 16.

P ierw szym sygnałem ostrzegaw czym , pojaw iającym się podczas jazd y samo­ chodem , je s t m artw e ciało psa, leżące na poboczu drogi. Z anim dotrze do „czystego k raju ” , czeka ją jeszcze przedsionek śm ierci - dom ostw o Olgi i Stefana. D om je s t um ieralnią chorych zw ierząt. Przebyw ając tu trzy dni kobieta przeżyw a w pew nym sensie rekolekcje będące p rzygotow aniem do śmierci. B o h aterk a m a p ięćd ziesiąt cztery lata. Z am eldow ana je s t w W arszaw ie, na ulicy A d am a P ługa 89 w m ieszkaniu num er 21. P odany je s t naw et pesel kobiety 50012926704, co pozw ala określić czas akcji na rok 2004. T o są główne i praw ie je d y n e realn e inform acje o postaci. P oza tym c zy teln ik zostaje prze­ niesiony w św iat w yobrażeń i w spom nień Idy, k tóra często przypom ina sobie w łasne dzieciń stw o i dokonuje rozrachunku z w łasnym istnieniem . Jest tym

(10)

M eta fizyka śm ierci w p ro zie O lgi Tokarczuk 191

zmęczona i pragnie w ydostać się z tego labiryntu m yśli, ale nie bardzo wie jak. W e w spom nieniach pojaw ia się dzieciństw o, choroba i śm ierć. Bohaterka przypomina sobie np. badanie w łasnego serca:

Ułożona w ygodnie na łóżku, czeka, aż podłączone do piersi i stóp elektrody w y czu ją wew nętrzne rytmy i n apięcia, a p o te m za m ien ią je na kilka sym bolicznych linii, które plujące atram entem rysiki w yrysują na papierze w e w zruszającą panoram ę serca. L ecz co Ida m a im pow iedzieć w tej sprawie? P anie d o k to rz e, m oje serce p rzestaje bić І zajm uje się na d łu g ie m inuty, w ięc jestem martwa cudem i ja k im ś cudem pow racam do życia. K iedy m oje serce nie bije, zapada straszna cisza, pan czeg o ś takiego nie słyszał. Jest potężna, m usi brać się z głęb i ziem i, w yłania się na powierzchnię ja k głow a przedpotopow ego potw ora, ro zgląda się w okół, a potem spływ a tam , skąd przyszła. S erce ru sza szarpnięciem , skurczem , kilkusekundow ym d rżeniem i - jak b y to ująć technicznie - siln ik zaskakuje. M ała śmierć.

D oktor ośw iadcza:

- M a p an i ta chykardię, to nic groźnego, pew nie chorow ała pani na anginy w dzieciństw ie (OH, s. 4 2 -4 3 ).

C iekaw ym fragm entem dotyczącym śm ierci w pierw szej części sagi jes t cytat m ów iący o konieczności w prow adzenia do szkói przedm iotu zw anego tanatologią, a potocznie „tan atem ” . T o przedsięw zięcie m iałoby za zadanie przygotować czło w iek a do w łasnego um ierania. N auczyć g o przede w szystkim dystansu i chłodnej oceny, ale nie obojętności:

Byłoby zgodne z praw dą, gdyby po prostu m ów iła każdem u, kto siadał przed nią: pani i pan umrze, i ty u m rzesz, dro g ie dziecko, i ja też um rę. W szy scy um rzem y i p ow inniśm y się na to przygotować, p o w inniśm y pow ołać stow arzyszenia w spierające um ieranie i ufundow ać szkoły, aby się tego nauczyć, żeby cho ciaż ten ostatni raz w życiu nie p o pełnić ju ż błędu. N ależałoby to ćwiczyć n a lekcjach w uefu, ja k um ierać, ja k osuw ać się łagodnie w ciem ność, ja k tracić przytom ność i jak schludnie w yglądać w trum nie. P ow inny być lekcje pokazow e, na p ew no ktoś zgodziłby się oddać sw o ją śm ierć kam erom , żeby nakręciły szkoleniow e film y. I n a tym kursie pow inien być także p rzedm iot etn o g raficzn y , w szystko o śm ierci, co o niej m yślano, ja k j ą rozum iano, dlaczego raz je st kobietą, a innym razem m ężczyzną, gdzie się idzie po śm ierci i czy w o góle gdzieś się chodzi. P od o b n ie ja k je s t biologia, którą zdaje się na m aturze, p o w in n a być te ż tanatologia i testy na zaliczenie sem estru, i stopnie na św iadectw ie. „G rozi m i p ała z ta n a ta ” m ów iliby uczniow ie, popalając w ubikacji zak azane, śm iercionośne papierosy, a potem do ran a w kuw aliby w szystkie możliwe d efinicje, w ykresy i liczby. I w szyscy byliby w dzięczni za to p rzypom nienie i naukę (OH, s. 5 3 -5 5 ).

Z acytow any fragm ent je s t bezpośrednim odw ołaniem do zapom nianej w spół­ cześnie sztuki um ierania. O brazuje, w jak i sposób czło w iek p o w inien przygo­ tować się do n adejścia śm ierci, by godnie um rzeć. M otyw ars m oriendi (łac.

sztuka um iera n ia) czy też a rs bene m oriendi, czyli sztuka dobrego um ierania

zajmował szczególne m iejsce w średniow iecznej literaturze i sztuce. B ył silnie zakorzeniony w m entalności społecznej, w iązał się z m om entem sądu nad zmarłym i orzeczeniem o zbaw ieniu bądź potępieniu. P oczątkow o nazw a ta określała zbiory poleceń dla kapłanów tow arzyszących um ierającem u. W w ieku

(11)

192 O lg a W ilczyńska

X IV nastąpiło rozpow szechnienie tekstów tego typu. A utorzy popularnych pod­ ręczników „ d o b reg o u m ie ran ia” zaw ierali w nich praktyczne porady dla umie­ rającego. T ęsk n o ta p ojaw iająca się w O statnich h istoriach Olgi Tokarczuk za w prow adzeniem do szkół tanatologii to nic innego, ja k nostalgia i brak przewod­ nika w p ozyskiw aniu um iejętności dobrego um ierania.

D la k o ntrastu ze śm iercią przedstaw ione zostają w pow ieści narodziny córki Idy - M ai. T utaj rów nież autorka zaskakuje czytelnika, bow iem poród porównuje ze śm iercią, k tó ra je s t w szechobecna i w szechw ładna:

M aja p ojaw ia się trzydzieści trzy lata tem u. Z apow iada się bólem . [...] P ołożna znika. [...] Ida krzyczy i ten krzyk, straszny, rozw iązuje w szystkie troki, szn u ró w k i św iata: nic nie da się już zrobić, nie d a się zaw ró cić, je s t skazana i uw ięziona, ciało po ciąg n ęło j ą za sobą, spadają oboje. W szystko do tej pory b yło udaw aniem , o d gryw aniem cudacznych gier. [...] T e raz cala prawda w yszła na ja w - to je s t śm ierć, bo śm iercią je s t w szystko to, co pozb a w ia w yboru, od czego nie m a o dw rotu, czem u nie m ożna pow iedzieć „n ie” . W idać cały szk ie let św iata - sk ład a się z dużych i m ałych śm ierci, tak są zbudow ane najm niejsze m om enty: b ezw ład n e bry ły czasu, które lecą na oślep i n iszc z ą w sz y stk o na swej drodze. Ś m iercionośna law ina, która dzień po dniu zamienia w szystkie istoty w kaleki. T o w idzi Ida przez napraw dę k rótki m om ent: śm ierć je s t wszechobecna i w szechw ładna, ma ży c ie na sw oim łaskaw ym utrzym aniu [...] Ida um iera na torturach i nie wie, te k rzątające się nagle przy niej pielęgniarki i m iody lekarz to je j opraw cy, czy wspomożyciele. T eraz, gdy zb liża się sk u rcz w ielki ja k oceaniczna fala, oni nagle [...] rzu cają się na je j Brzuch - je s t ja sn e , że ch c ą j ą dobić. [...] Ból staje się nieznośny, to je s t ból p ękania i rozpadania się, pożeran ia po kaw ałku, p alec boży rozgniata j ą ja k pluskw ę. B ól w ybucha ja k raca i gaśnie powoli. Ś w iatło jask raw ej lam py św ieciw k rocze - tam pojaw ia się dziecko. W y c iąg ają M aję i unoszą, żeby p o kazać m atce (O H , s. 97, 100-101).

W chw ili porodu, czyli - m ów iąc za K arlem Jaspersem - w sytuacji granicznej, k o b ieta u św iadam ia sobie skończoność b y tu ludzkiego, swoistość jeg o istnienia ja k o konkretnego bytu, uw ikłanego w an ty n o m iczn ą strukturę św iata oraz p odejm ującego - zaw sze fragm entaryczne i w zględne - próby w yjaśnienia ludzkiego losu. W arto zauw ażyć, że by to w an ie nie je s t „faktem ”, trw aniem pod o b n y m do istnienia rzeczy, ale je s t m ożliw ością, w ielością roz­ stajnych dróg, dram atycznych prób ocalenia głębszej w artości w łasnego życia, „n ad a w a n ie m sen su n ic o ś c i” oraz - o stateczn ie - ,,bytem -ku-śm ierci” (M. H eidegger). N iew ielu ludzi zastanaw ia się nad tym . Ł atw iej żyć, nie pytając o siebie, o sens w łasnego życia. T akie pytania rodzą się, być m oże, w wyjąt­ k o w y ch o kolicznościach, które zm uszają do ich zadaw ania. K ażda chwila ludzkiego istnienia je s t spotkaniem z nieskończonością, bow iem człow iek jako b yt skończony nie m oże uw olnić się od infinityzmu. Jego egzystencję charak­ teryzują trzy pojęcia: hum anizm , infinityzm (relacja pom iędzy skończonością a nieskończonością) i tragizm (rozum iany ja k o niem ożność rozw iązania kon­ fliktów ). W przytoczonym przed chw ilą fragm encie pow ieści w m yśleniu bohate­ rki pojaw ia się w łaściw e odsłonięcie natury bytu, czyli je g o bycie ku śmierci. Ida zaczy n a rozum ieć, że w każdej m inucie życia jeste śm y bytow aniem , czyli

(12)

M eta fizyka śm ierci w p ro zie O lgi Tokarczuk 193

zmierzaniem ku śm ierci. Jed y n ą pew nością c złow ieka je s t śm ierć, ale w łaśnie od tej pew ności człow iek ucieka. Z daniem kobiety śm iercią je s t także w szystko, co pozbaw ia czło w iek a sam odzielnego w yboru, czyli coś, od czego nie ma ucieczki, czem u nie m ożna się przeciw staw ić.

W części pierw szej pow ieści, zatytułow anej C zysty k ra j, w arto rów nież przyjrzeć się bliżej um ieraniu psa. Sam o przybycie Idy M arzec do gospodarstw a i przeczekanie tam kilku dni je s t w ydarzeniem zupełnie nieracjonalnym . O kazuje się jed n ak , że jej pojaw ienie się tam m a sens i je s t konieczne, bow iem ma nauczyć j ą i przygotow ać do w łasnej śm ierci. U m ierania uczy się od psa - suki Iny. O bserw ow anie zw ierzęcia je s t zanurzaniem się w innym w ym iarze, przy­ bliżaniem i akceptow aniem okrutnej praw dy o śm ierci. W reszcie jes t porzuceniem buntu i pow olnym , łagodnym przybliżaniem się i oddaw aniem odw iecznem u prawu natury.

Tam je s t Ina, a tu je j o p u szczo n e ciało, którego w idok ściska z żalu gardło. [...] W idzi czarne poduszeczki na sto p ach psa, popękane i zrogow aciałe ja k podeszw y bu tó w , w idzi lekko obnażone koniuszki zębów , w idzi brudny od w ydzielin ogon. C iało m a p am ięć. K ażda część tego ciała pamięta biegi, spacery i polow ania, pam ięta radości, zabaw y, skoki. Jakieś dni, d eszcze i burze, ucieczki i gonitw y, przyjazdy i pożegnania. [...] C iało pam ięta, nie żaden um ysł. I ciało umiera razem z p am ięcią. [...] O ko otw iera się. C zarne szkło, płynna czerń, przepastna, w ydaje się bez granic. N ie w iadom o, patrzy, ale na pew no w idzi w szystko. W tedy Ida m a w rażenie, że to oko patrzy spod m aski, że tężejące, zw ierzęce, zbolałe ciało je s t tylko przebraniem , kudłatą, nieporadną i dziw aczną form ą. P od m ask ą je s t ktoś inny, sw ojski i bliski Idzie, w łaściw ie krew ny, niepokojąco podobny. O ko je s t w ejściem do innego w szechśw iata złożonego z sam ych m echanicznych, obojętnych ruchów, po w tarzaln y ch i w iecznych. S ą tam św iszczące galaktyki i o g ro m n e przestrzenie składające się skupisk ciem n o ści, w yschłej czerni. Potem ok o zam yka się łagodnie i Ida rozum ie ruch - tam właśnie odchodzi suka. D rżenie nagle ustaje. Ida patrzy, nie w ierząc, że je st to tak proste i oczywiste. Już po w szystkim . D o ty k a tego, co zostało - a co przypom ina teraz futrzaną zn iszczo n ą zabaw kę, martwe w y p raw io n e futro (O H, s . l l l , 113).

W tym w ym ow nym spotkaniu Idy z um ierającą In ą ko b ieta dostaje od psa wskazówkę. U czy się nieistnienia, odchodzenia w raz z ciałem i pam ięcią w zapom nienie. T a lekcja um ierania dla p ięćdziesięcioczteroletniej kobiety sprawia, że nie boi się ona śm ierci. Św iat zatrzym uje się dla niej w m iejscu. Nie je s t ju ż je g o uczestniczką, ale czuje, że m usi spełnić sw ój obow iązek - odejść, aby dokonało się to, co je s t zapisane, przeznaczone. Jest uległa. Czuje się w zbogacona o tę w ew nętrzną m ądrość i w raca n a m iejsce w ypadku. W tej irracjonalnej scenie zaw arty je s t rów nież kunszt literacki O lgi T okarczuk:

Niebo je s t biate, tak sam o ja k ziem ia, ale Ida w ie, że gdyby n aw et zam ieniły się ze sobą miejscami, n ie zrobi to na niej żadnego w rażenia. Szosa ciąg n ie się przed n ią i pow oli ginie pod śniegiem. C iężko iść [...].

Ida je s t zm ęczona. N ajchętniej położyłaby się tuż przy drodze, m ościłaby się w pryzm ie mokrego śniegu, z rę k ą pod głow ą, na boku, ja k ten pies, którego n iedaw no m inęła. P ozw oliłaby się przykryć św ieżą, b ia łą kołdrą. A le m usi być tam, gdzie pow inna.

(13)

194 O lga W ilczyńska

B ez trudu zn a jd u je sam ochód - w spina się na drzew o, je s t p rzysypany śniegiem ; je g o otwa­ rta m aska to w ielkie m etalow e usta, które j ą przyw ołują. U daje je j się w cisnąć do środka na p rzednie siedzenie. Pam ięta, żeby zapiąć pasy i w łączyć św iatła: strze lają w niebo, ale nie o d k ry w ają nic. K ładzie głow ę na kierow nicy, p rzytula do niej tw arz i z u lg ą zam yka oczy (O H , s. 118).

W pogodzeniu się bohaterki z odejściem , w akceptacji i odnalezieniu jest u kryte zrozum ienie praw dy, o której pisał M artin H eidegger, że każdy ma w łasną śm ierć. M usi się z N ieznanym spotkać w sam otności, w indywidualnym pojedynku ludzkiego ciała, um ysłu i duszy.

Ten (Ta), którego kocham, odchodzi...

16 lipca 1957 r., w iórek

G odz. 1.00 w no cy - M atk a um iera. „W eź m nie.”

Jest g o dzina 10.00 rano, m atka je sz cze nie um arła. Z erw ała się ulew a. A ni O jciec, an i Staś je sz c z e nie przyjechali. „W eź mnie,

W eź m nie, m am o ” - w yciągnęła ręce, nie do mnie. M atka um arła o godz. 10.20 rano. C arcinom a ventriculi.

17 lipca 1957 r.

K upiliśm y ze S tasiem trum nę, tanią, sosnow ą, prostą trum nę. M atka leży w sy p ialn i w tej trum nie, przykryła prześcieradłem . P ada d eszcz od rana. Jutro pogrzeb.

19 lipca 1957 r.

W czoraj o g o dzinie szesnastej pochow aliśm y M atkę. W czoraj ro zjech ali się ludzie, którzy byli na pogrzebie. Jutro m a w y jec h ać O jciec i Staś. Zostanę sam. O dd ałem ziem i m o je kochanie. M oje dobre cierpiące D ziecko - m o ją duszę.

2 0 lipca 1957 r., sobota

D ziś w y jech ał Staś i O jciec. S iedzę sam w pokoju, w m ojej „p raco w n i” . Je st cicho. R ozm aw iam i zaw sze będę rozm aw iał z T o b ą M am o 17.

(T. R óżew icz, M atka odchodzi)

4 stycznia 1986 L. um arła

14 stycznia L. skrem ow ano.

(14)

M eta fizyka śm ierci w p ro zie O lgi T okarczuk 195

4 lutego

Dzisiaj m ijają cztery tygodnie ja k um arła, w sobotę o g o dzinie pierw szej m inut czterdzieści. Lecz chw ili śm ierci nie m ożna znać dokładnie. P rzez ostatnie d w ie go d zin y oddychała spokojnie, równomiernie. Je d n ą je j rękę trzym ałem ja , d ru g ą pielęgniarka, która m ierzyła je j ciśnienie krwi. Potem skinęła g łow ą, że ciśnieniom ierz ju ż nic nie w skazuje. L ecz je sz c z e oddychała. D osłow nie „wyzionęła d u c h a” . Jeszcze przez pól godziny siedziałem przy niej, przyglądałem się je j twarzy. Nie była „ p o w a żn a ” ani nie „w y p ięk n iała ", była inna. Jakby w szystko to, co kosm etyka życia nakłada na lu d z k ą tw arz - gniew , ból, pogoda, sm utek - zniknęło z tw arzy. T a pow aga, szlachetność, która zaw sze coś zasłan ia w tw arzy żyw ego człow ieka.

8 w rześnia

To ju ż o siem m iesięcy, ja k um arła. T eraz dopiero uśw iadam iam sobie, że ju ż nigdy je j nie będzie. D o ty ch czas b yło tak, ja k b y w yszła z pokoju albo udata się dokądś w m ieście. C zasam i mówię do niej. T e raz w iem , że ju ż nigdy je j nie będzie, u m a rta 18.

Śm ierci dośw iadczam y także przez um ieranie bliskich, zw łaszcza tych, którzy są nam najdrożsi: rodziców , m ałżonków , dzieci, przyjaciół czy tow arzyszy pracy. Po ich odejściu uderza w nas pustka. W ypływ a ona z o dczucia sam otności i utraty. Istnieje w nas tzw. obecna nieobecność człow ieka, który umarł, a przedm ioty z nim zw iązane ranią naszą percepcję. T ak przedstaw iali to doświadczenie m.in.: T adeusz R óżew icz po utracie m atki, S andor M arai i Rom an Brandstaetter. P ustka je s t w człow ieku i na zew nątrz. O sacza go. Gdy śm ierć już nastąpiła, przeżyw a w ieloetapow e dośw iadczenie rozłąki. Po pogrzebie ciało znika, a je g o m iejsce zajm uje nieobecność. Z m arła o so b a należy ju ż do w spo­ mnień.

Z czasem je d n a k rana się goi i w m iejscu pustki pow staje nieusuw alny cień. Ludzie, którzy stracili bliskich, to ludzie zacienieni - ja k określa ich Tadeusz Gadacz. P o utracie bliskiej osoby nie są ju ż tacy sam i, gdyż ich część pozostaje w m iejscu, do którego podążyli ci, którzy odeszli. W życiu pozostaw ionych z czasem po jaw ia się co raz w ięcej cieni, bow iem sam i zb liżają się do ow ego tajemniczego m iejsca.

Śm ierć kogoś, kogo kocham y je s t dla nas b olesnym w yzw aniem . D ocie­ ramy bow iem do m iejsca, w którym rodzi się i rośnie trudna do zniesienia samotność. Je st to sam otność, której nie m ożna w yleczyć zupełnie. N ie ma i nie będzie ju ż nigdy człow ieka, po stracie którego cierpim y. T en ból m ożna jedynie uśpić, w yciszyć. N atom iast śladu przez niego w niesionego nie sposób usunąć. C zas ro zstan ia je s t rozpoczęciem filozoficznego d ojrzew ania oraz próbą odwagi m yśli. T rzeb a w ielkiej w ew nętrznej siły i harm onii, aby udźw ignąć to, co budzi grozę.

D ruga opow ieść w sadze O lgi T okarczuk pt. O statnie historie dotyczy pary staruszków, zam ieszk u jący ch sudecką wioskę. P odczas m roźnej zim y m ężczyzna

(15)

196 O lga W ilczyńska

um iera, a żona - P arka (Paraskew ia) nie potrafi zejść ze strom ego, zaśnieżonego zbocza do w si, by urządzić pogrzeb. U m ieszcza ciało m ęża na w erandzie wbitej w północny stok i każdego dnia wydeptuje na stoku w idocznym ze wsi jed n ą literę kom unikatu: PE T R O U M A R Ł! Z aczyna w spom inać dzieje jej zdrad małżeńskich i obcości m ęża-P olaka. Już na początku tej opow ieści poznajem y ciało zmarłego. Z n aturalistyczną uw agą opisane zostają charakterystyczne cechy m artw ego ciała: je g o chłód, drapieżność, w yostrzenie rysów tw arzy, białe ja k śnieg paznokcie

i brw i o raz zapadnięte policzki, na których srebrzy się szron albo zarost:

P etro um arł w niedzielę w ieczorem . D obrze, że w ieczorem , bo g dyby um arł rano, ca łą niedzielę m usia łab y m sied zieć sam a. [...] O n um arł, a j a poszłam spać, bo w iedziałam , że nic ju ż nie da się zro b ić, ani go o żyw ić, ani sam ej um rzeć. A sen potrafi bu d o w ać łagodne granice między w ydarzeniam i. [...] W ied zia łam - um arł, n aw et nie dlatego, że przestał od d y ch ać, nie dlatego, że je g o sk ó ra stężała, nie po drapieżności, ja k a w dała się od razu w je g o rysy.

W y g ląd ał, ja k b y b y ł zły, ja k b y zezłościła go w łasna śm ierć. G dy m ów iłam , odpow iadało mi echo, lecz w tedy ta śm ierć je sz cze się nie liczyła, je sz cze nie ro zg o ściła się n a do b re w naszym dom u. M ożna j ą było ignorow ać. R ozebrałam się ja k zw ykle i po ło ży łam przy nim. Leżeliśmy o b o k siebie na w zn ak (O H , s. 125-126).

R ozkład ciała je s t w idocznym działaniem innego w ym iaru czasu. To, co przez długie lata rosło, rozw ijało się, dojrzew ało i pow oli starzało, teraz na oczach b ohaterki w zaw rotnym tem pie rozpada się. N iszczący w ym iar czasu w ydaje n a pastw ę żyw iołów ciało Petra. C zas nie należy ju ż do zm arłego, lecz on należy do czasu. D ziew ięćdziesięcioletni Petro stał się je g o przedmiotem. Nic nie m oże ju ż uczynić, o niczym decydow ać. C zas trw a dalej bez niego. O bserw ując leżące n a w erandzie ciało m ęża, kobieta zastan aw ia się nad sensem i p rzyczynam i um ierania, nad strukturą śm ierci. D o chodzi do w niosku, że nie um iera się tak od razu. Śm ierć rozum iana je s t przez n ią ja k o dziw ny i mroczny rytuał, który w ym usza sw ój w łasny porządek:

T rzeb a p o zw o lić śm ierci, żeby rozgościła się w ciele, a życiu w y p ły n ąć b ez przeszkód, kropla po kropli, ja k z sopla, który topi się w o ślepiającym św ietle słońca (O H , s. 169).

U p o rczy w a je s t ta specyficzna obecność osoby, której ju ż nie ma. Jest przeszyw ającym n a w skroś dośw iadczeniem . P rzedm ioty w okół przypominają bohaterce je j m ęża. O ne w yw ołują z niebytu tego, kto ju ż nie istnieje lub też istnieje inaczej. Śm ierć drugiego zdaje się potw ierdzać tezę P arm enidesa, że to, co jest, nie m oże przestać być, a to, czego nie m a, nie m oże zaistnieć. O kazuje się, że ten, który je st, przestaje istnieć. P ark a rozm yślając, zadaje sobie, a w łaściw ie zm arłem u m ężow i, retoryczne pytanie: d laczego um arł. Sama stara się znaleźć racjonalną odpow iedź. T e przem yślenia są powierzchowne i naw et naiw ne. C zy bow iem od człow ieka zależy je g o w łasna śm ierć? Czy m ożna um rzeć n a próbę, ja k sugeruje narratorka tego drugiego opowiadania? C zy m ożna odejść z tego św iata tylko po to, aby zaspokoić sw o ją własną

(16)

M eta fizyka śm ierci w p ro zie O lgi T okarczuk 197

ludzką ciekaw ość, „żeby zobaczyć, ja k tam jest, żeby tam w szystko w ym ierzyć, odliczyć liczbę stopni do nieba czy piekła, zbadać tem peraturę, zaplanow ać krok po kro k u sw o ją w ędrów kę, zrobić kon sp ek t, p o d z ia ł g o d z in ? ” (OH , s. 187-188).

N ajciekaw sze i najbardziej w nikliw e są rozw ażania dotyczące odnalezienia czy rozszyfrow ania początku um ierania. Czy w ogóle m ożna taki fakt uchw ycić? Kiedy człow iek zaczyna um ierać? Czy istnieje taka chw ila i ja k do niej dotrzeć? Jak ją rozpoznać? Jakby do pew nego m om entu człow iek rósł, piął się, kwitnął, rozwijał się i dojrzew ał, a potem ześlizgiw ał się, schodził w dół. G dybyśm y umieli to zauw ażyć, odczytać i nie przejść obok obojętnie, to, zdaniem bohaterki, osiągnęlibyśm y - ja k o gatunek ludzki - w iedzę, która uczyniłaby z nas niem al mędrców:

Musi być taka chw ila w życiu, pew nie je st krótka i n iezauw ażalna, ale być m usi. Pięcie się, rozw ój, dro g a w górę osiąga pun k t kulm inacyjny i zaczyna się ześlizgiw anie. B yłoby to południe życia - sło ń ce o siąg a ze n it i opada ku zachodow i. B yłoby to przesilenie burzy - naj­ większy w iatr, n ajgłośniejszy grom , od którego zaczyna się cisza. [...] M usi być taki m om ent, ale nie znam y go. N ie rozpoznajem y. G dyby było m ożna go d ostrzec, b y libyśm y w szyscy m ąd­ rymi ludźm i (O H , s. 133).

Śm ierć drugiego uśw iadam ia, że istnieją dw a sposoby istnienia, ja k pisał Martin B uber: Ja-O no i Ja-Т у 19. Śm ierć drugiego nie będzie w ięc tylko raną, będzie zachw ianiem fundam entu bytu. O czyw iście ten drugi ktoś przed sw ym odejściem m usiał zajm ow ać w życiu pierw szego m iejsce szczególne. D ialogicy wskazują na m iłość ja k o na idealne w cielenie zasady dialogicznej: to w m iłości najpełniej realizuje się relacja Ja -Ту. W w yniku śm ierci drugiego, Ja zostaje naruszone w sw oim istnieniu. Jest okaleczone, niepełne. C zęsto byw a tak, że dopiero w iadom ość o śm ierci drugiej osoby u św iadam ia je j w ażność. Zanim umarła, zepchnęliśm y ją w relację Ja-O no, co je s t naturalnym sposobem ludz­ kiego bycia. M om ent śm ierci, porażający w sw oim d ram atyzm ie, odnaw ia, przez złowrogi charakter, relację Ja-Ту. Jest to rów nież zau w ażaln e w relacji Parki i Petra. M. B uber pisał: „Jest jed n ak w zniosłą m elancholią naszego p rze­ znaczenia, że w naszym św iecie każde T y m usi stać się O n o ” 20. D ośw iadczenie śmierci innego potrafi każde O no przem ienić w Ty.

Śmierć obcego

N ajw olniej i najłagodniej dociera do człow ieka, do je g o psychiki i uczuć śmierć kogoś trzeciego, człow ieka obok, z którym nie b ył zw iązany - najprościej

ly M. B u b e r , Ja i Ty. W ybór p ism filo zo fic zn y ch , przeł. J. D októr, W arszaw a 1992, s. 39. 20 Ibidem , s. 48.

(17)

198 O lga W ilczyńska

m ów iąc - kogoś obcego. Poprzez to, że istnieje i w spółtw orzy pew ną ludzką, narodow ą czy śro dow iskow ą społeczność, zauw aża on zgon innego obcego człow ieka, ale nie angażuje się em ocjonalnie. B y w a często, że je s t nawet obojętny na to w ydarzenie. M artin H eidegger na tem at śm ierci trzeciego pisał w B yciu i cza sie :

Publiczny ch a rak ter pow szedniej w spólnoty „ z n a ” tę śm ierć ja k o ciąg le w ystępujące zdarzenie, ja k o „przy p ad ek śm ie rci” . T e n czy ów , bliski lub dalszy znajom y, „u m iera". N iezn ajo m i „umierają” każdego d n ia i każdej godziny. „Ś m ierć” napotykam y ja k o znane, w ew n ątrz św iata występujące zdarzenie. [...] M ó w im y o tych spraw ach (w yraźnie lub, najczęściej, w ym ijająco) w sposób „z d aw k o w y ": „k ied y ś się w końcu um iera, ale póki co to nas n ie d o ty c zy ” .

A naliza ow ego „u m ie ra się” odstania niedw uznacznie sposób bycia pow szedniego bycia ku śm ierci. W takim m ów ieniu p ojm uje się śm ierć ja k o coś nieokreślonego, co ostateczn ie musi skądś nadejść, ale co na razie je sz cze się człow iekow i naw et nie uobecniło i dlateg o nie je st groźne. O w o „u m iera się” rozp o w szech n ia m niem anie, ja k o b y śm ierć spotykała niejako Się. Publiczna w ykładnia je stestw a pow iada: „u m iera s ię ” , gd y ż w ten sposób każdy inny i ja sam możem y sobie rzec: ciągle je sz c z e n ie ja ; albow iem ow o S ię to N ikt. „U m ieran ie” zo sta je zniwelow ane do pew nego p rzypadku, k tóry co praw da przydarza się jestestw u , ale nie je s t w łaściw y nikom u21.

L udzie nie są zdolni przeżyw ać każdej śm ierci tak, ja k przeżyw a się o dejście osoby bliskiej. U m ieranie obcych trak tu ją zazw yczaj jak o naturalny stan rzeczy, koleje losu i obiektyw ny w arunek istnienia. Śm ierć obok nie jest tak bardzo groźna, ja k w łasna czy kogoś bliskiego. L udzie są niejako przy­ stosow ani do tego, by znosić um ieranie i o dejście innych z m niejszą lub w ięk szą o b o jętn o ścią. Inaczej życie lu d zk ie b yłoby tru d n e do zniesienia. D zięki zachow aniu dystansu m ożliw e jes t odbieranie tego tragicznego wyda­ rzenia ja k o czegoś obiektyw nego. W pow ieści O lgi T o k arczu k rów nież opisa­ na je s t śm ierć obcego. W trzeciej części książki spotykam y kobietę, autorkę przew odników turystycznych, która jed z ie z synkiem n a sin gapurską wyspę. T ropikalny św iat objaw ia tajem niczość i dziw ność natury. W nuczka Parki i có rk a Idy - M a ja - je s t o so b ą p o g rążo n ą w m artw o cie po zawodzie m iłosnym . P o d ró że są jed y n ie u cieczką od siebie sam ej i w spom nień. Eg­ zotyka m iejsca po zw ala pom yśleć, że w szystko w okół to tylko zasłona, którą spraw ny sztukm istrz potrafiłby zerw ać. W rzeczy sam ej - pojaw ia się magik K isz i w trąca się m iędzy podróżującą m atkę i je j dziecko; w łaśnie jego śm ierć zostaje p rzedstaw iona ja k o um ieranie obcego. P o d czas jed n e j z rozmów ko b ieta d ow iaduje się, jak ie je s t je g o podejście do śm ierci. M ężczyzna zupeł­ nie się nie lęka. Je st przygotow any i cierpliw ie czek a na w łasny koniec. W postaci m agika zaw arta je s t pew na tajem nica istnienia, chęć pozostawienia po sobie śladu, p róba w cielenia w życie zasady H oracjańskiej non omnis

m oriar. U ja w n ia się ona ch o ciażb y w p rzek azy w an iu in fo rm acji o magii

synow i M ai;

(18)

M etafizyka śm ierci w p ro zie O lgi Tokarczuk 199

To przecież tylko kw estia czasu, nie m iejsca. Pani leż um rze. I o n um rze - w skazał na chłopca, który z w yciągniętym ję zy k iem próbow ał sztuczkę z kulkam i. - I oni - poruszył głow ą w kierunku obu keln eró w sprzątających ze stołów (O H , s. 279).

Maja, stojąca obok i nie zaangażow ana w śm ierć K iszą, przyjm uje jednak pewne określone stanow isko. K obieta nie chce dopuścić do własnej św iadom ości, że śmierć dotyczy jej sam ej czy syna, którego kocha. D lateg o za w szelką cenę ukrywa przed chłopcem w szystko, co je s t ze śm iercią b ezpośrednio zw iązane:

Za chw ilę m łody asy sten t i obcy m ężczyzna w ynieśli ciało K iszą i schodzili z nim po ścieżce niżej, gdzie p od palm ow ym dachem restauracji stały nosze. T aszczy li go, trzym ając za pachy i kolana. Z daleka m ogła tylko zobaczyć, że był w tym sam ym czarnym u braniu, zapięty pod szyję.

Powoli od w ró ciła głow ę i poszukała w zrokiem chłopca - nie zau w aży ł niczego. Kucał przy swojej kolekcji m uszli i w ybierał najpiękniejsze, które z pow rotem w rzu ci do m orza (O H, s. 291).

D la M ai um ieranie i śm ierć obcej osoby to o d chodzenie jej babki Parki. Dziewczyna stara się odsunąć myśl o śm ierci. M ilczy w obecności tej, która stoi u kresu drogi. S am a P arka udaje, że w łaściw ie nic złego się nie dzieje, że jej c h oroba to tylko i w yłącznie m ała słabość, która przem inie i w szystko wróci do norm y. Jednak nie w raca. K obieta um iera. Ś w iat dla jej córki Idy zmienia się. Próbuje zatrzym ać, zapam iętać, nie p ozw olić zniknąć okruchom , które pozostały po m atce. Inaczej w nuczka M aja. D la niej życie toczy się dalej, jakby nic się nie zm ieniło - um arł przecież tylko ktoś obcy:

Babka u m ierała spokojnie, bez pośpiechu; rozgościła się w tym u m ieraniu ja k w kom fortow ym przedziale transkontynentalnego pociągu. T a obca kobieta, k tó rą w nuczka w idziała drugi raz w życiu, leżała w m atczy n y m łóżku. [...] U daw ała, że to tylko przejściow a słabość. M atka też - nigdy nie użyła słow a „ śm ie rć” czy „u m ierać” . Zanim oddała j ą do szpitala, przew ijała w ychudzone, zdziecinniałe ciało tam tej, które pod ko łd rą przechodziło sam o d zieln e p rzem iany, zsychało się, liniało arogancko i bezczelnie. M atka nie przyjm ow ała tego do w iadom ości, od ch y lała tylko głow ę i marszczyła lekko nos. O bierała je j jab łk a, tarła je na p apkę i karm iła łyżeczką; w m uszała w nią witaminy, k tó re b abka w ypluw ała na now iutki, błękitny szlafrok z flaneli.

Ona, w nuczka, nie m iała nic do tego. M yślała tylko, że to b łogosław ieństw o um ierać tak długo, m ieć czas na każde zdziw ienie, każde w spom nienie. M ieć czas na p rzerażenie i na kruszenie go na m ałe kaw ałki, które m ożna, co najw yżej, nazw ać niedogodnościam i, nie śm iercią.

Potem, po w szystkim , po pogrzebie, który w ypadł akurat w czasie popraw kow ej sesji w nuczki, matka siedziała w b łękitnym szlafroku babki, w sparta na tych sam ych po d u szk ach , i nadal obierała ze skórki jab łk a, tym razem d la siebie. C hodziła po m ieszkaniu w kapciach zm arłej (O H, s. 262-263).

Śm ierć w O statnich historiach krąży pom iędzy bohateram i, tw orząc pętle między p rzeszłością, teraźniejszością i przyszłością. D otyczy nie tylko ludzi, ale także zw ierząt. W jed n y m z fragm entów opisany zostaje w sposób naturalis- tyczny proces rozkładu zw ierzęcego ciała. T en naturalistyczny sposób opisyw ania śmierci spraw ia, że czytelnik niem alże czuje stęchliznę padliny, słyszy m uchy krążące w okół żółw ia i siadające na ciele gada:

(19)

200 O lga W ilczyńska

B ył rzeczy w iście o g ro m n y , w yglądał ja k w zniesienie terenu, kupka kam ieni. O ni nic mogli go w idzieć - tkw ił w cien iu za skałą. P odniecona podeszła bliżej i w tedy ok azało się, że to, co ujrzała było tylko skorupą. W e w nętrzu tkw iły je sz c z e na kościach resztk i m ięsa, oblazłe przez m uchy, ru ch o m e od ro baków , poszarzałe, zeskorupiałe. O g ry zio n a czaszk a leżała obok, rozwarte szczęki trzym ały się w cią ż razem na w yschniętym ścięgnie. U derzył j ą w tw arz sm ród padliny, K rzyknęła i p rzy cisn ęła d ło n ie do ust (O H, s. 2 3 4 -2 3 5 ).

O ś m ie rc i, czyli o z n ik a n iu : P odróż lu d zi K sięgi (1993), E .E . (1995),

P ra w iek i in n e czasy (1996), S za fa (1997), D o m d zie n n y, d o m n o c n y (1998), G ra n a w ielu b ę b e n k a c h (2001), A n n a I n w g ro b o w c a c h św iata (2006)

W iek X X stał się w iekiem m ów ienia o śm ierci. N ie je s t to jed n a k zjawisko pozytyw ne, bo w iem nie kryje się za nim akceptacja śm ierci, a w ręcz przeciwnie: ucieczka p rzed nią. W im ię życia zanegow ano zjaw isko śm ierci. Nastąpiła m aksym alizacja p rzeżyw ania teraźniejszości. C złow iek stał się obojętny na problem cierpienia i śm ierci:

[...] cala uw ag a p o św ięcan a zw alczaniu śm ierci, rozw ój m edycyny, sp osoby uśm ierzania bólu i p o k onyw ania cierpienia, są p ow szechnie uw ażane za rzecz dobrą. [...] Jeśli je d n ak głównym celem złego d u ch a je s t od w o d zen ie nas od Pana, to w naszej w alce ze śm ie rcią przejawia się je g o działanie. W sp ó łczesn a cy w ilizacja nakazuje nam skupiać się na przez w y ciężan iu bólu i prze­ trw aniu, zapom inam y zatem o najtrudniejszej sztuce: sztuce um ierania. K ierując uw agę na wydłużenie życia, tracim y ży cie w ieczn e22.

N a o bojętność w obec p rzem ijania żyw o reaguje rów nież sw oją prozą Olga T okarczuk. B u n tu je się, staw ia pytania i d ocieka sensu śm ierci. Z astanaw ia się, kim je s t Bóg, którego w E.E. spotyka w chw ili śm ierci doktor Low e. Ostatecznie stw ierdza on, że w szyscy jeste śm y kaw ałkam i boskiego ciała, które wciąż um ierają, bow iem naszym zbaw ieniem je s t nieistnienie. Ś w iat przedstawiony w E.E. zm ierza ku schyłkow i. Jest bytem ku śm ierci. P otw ierdza to zarówno zm ierzch indyw idualny poszczególnych postaci, ja k i czas historyczny. Boha­ terow ie i histo ria o d ch o d zą w przeszłość, w nieistnienie.

Inny bohater, M ark iz z P odróży ludzi K sięgi, w chw ili śm ierci uświadamia sobie, że je s t je d n ą literą, któ ra w raz z innym i znakam i tw orzy wyraz. Jest zadow olony, bo w ie, że posiada znaczenie, bez którego nie m ożna by było odczytać K sięgi otw artej dla nieba:

M ark iz u snął n a ch w ilę albo w ydaw ało m u się, że usnął, bo kiedy o tw o rzy ł oczy, wszystko było inne. [...] Z d ał so b ie spraw ę, że znajduje się na ogrom nej, rozległej p rzestrzeni, która lekko się w ygina, tw o rząc po śro d k u długie i regularne zagłębienie, niby o tw arta książka, t wszystko, co do tej po ry znał, b yło teraz p ojedynczym i literam i, i on sam był je d n ą m aleń k ą literą, która buduje

(20)

M etafizyka śm ierci w p ro zie O lgi Tokarczuk 201

wyraz, a potem cale zdanie i caty akapit. K ażda rzecz m iała tutaj sw ój znak - ja k pojedynczy glos w nieskończonym chórze głosów . Był je d n ą literą, niew ażne ja k ą , to go nie obchodziło, je g o radość płynęła z tego, że m a znaczenie, że bez niego w yraz, który tw orzył w raz z innym i znakam i, byłby okaleczony. [...] Z astanow ił się w tedy, d la kogo otw arta je s t ta książka, czem u m a służyć. Podniósł w zrok i zobaczył, że niebo je st m iliony razy w iększe n iż o n a i dlatego po w ielekroć zawiera j ą w sobie. K sięga była otw arta dla nieba.

Powoli przestaw ał czuć ból i m iał w rażenie, że ju ż m ógłby w stać i p ójść - tak był lekki. [...] W tedy zd a ł so b ie spraw ę, że um iera. Z dziw ił się, bo nie sądził, że um ieranie m oże być tak soczyste, tak ja sn e i tak pełne ruchu23.

W yjątkow y opis końca życia i podróży w inny, pełniejszy św iat przedstaw ia trzecia pow ieść O lgi T okarczuk P raw iek i inne czasy. B ohaterow ie przygotow ują się na śm ierć, u c zą się w yciszenia i przeżyw ania starości, jed n eg o z najbardziej wyjątkowych okresów ludzkiej egzystencji. M isia i Izydor niedługo przed w łasną śmiercią znaleźli się w m iejscach specyficznych, niem al przeznaczonych do umierania. K o b ietę po w ylew ie zaw ieziono do szpitala w T aszow ie. Pow oli zamieniała się w nieistnienie, o którym św iadczył uciekający do w ew nątrz, zmatowiały w zrok. N astał czas oddzielania duszy od ciała, czas zacierania granicy m iędzy człow ieczeństw em a przedm iotow ością. M isia zam knięta w sw o­ im św iecie, w e w łasnym um ieraniu była ponad rzeczyw istością, bo „cały czas widziała lew ą stronę św iata. C zekał tam na nią anioł stróż, który zaw sze zjaw iał się w napraw dę w ażn y ch m om entach” 24. D la Izydora, przebyw ającego w izolatce w domu starców , um ieranie było zapom inaniem . W yblakłe staw ały się idee, abstrakcyjne pojęcia, znane m iejsca i kochane tw arze. S tarał się nie myśleć 0 matce, R ucie, dom u, radości, rzeczach poczw órnych i w tedy w szystko za­ czynało blednąc, zanikać niczym m gła. N a końcu „zaczęły zw ijać się p rze­ strzenie” (PC , s. 259).

Śm ierć - zdaniem jed n e g o z bohaterów P raw ieku i innych czasów , Starego Boskiego - to sen. W tym śnie istnieje C zas Z m arłych. P rzy to m n ieją oni po życiu i odkryw ając tajem nicę egzystencji, rozum ieją, że stracili zadany im wcześniej ziem ski czas.

Zajm ując się tem a ty k ą śm ierci w prozie Olgi T o k arczu k należy rów nież przyjrzeć się bliżej tej, która predysponuje do życia w iecznego i tem u, który od niego oddala, a zatem duszy i grzechow i. D usza, ja k tw ierdzą N ożow nicy z Domu dziennego, do m u nocn eg o , je s t nożem w bitym w ciało, gdyż zm usza do przeżyw ania bólu, ja k im je s t ludzka egzystencja. D usza je s t dla człow ieka wyzwaniem i cierpieniem , bow iem w ym aga pośw ięceń, altruizm u i pokory. Od jej posiad aczy żąd a się o w iele w ięcej niż od ptaków , zw ierząt, roślin 1 przedm iotów . W y d aje się, że N ożow nicy, narzekając n a taki los, zapom nieli o szczególnym w yróżnieniu, jak im obdarow ał ich los: o m ożliw ości rozum ienia,

23 O. T o k a r c z u k , Podróż ludzi K sięgi, W arszaw a 1998, s. 2 0 5 -2 0 6 (dalej oznaczone ja k o PLK).

(21)

202 O lga W ilczyńska

o d czuw ania i em ocjonalnego w spółistnienia, których p ozbaw ione są inne istoty. D y skusja nad p roblem em grzechu i jeg o pochodzeniem w ybucha w dom u pana de C hevillona, jed n e g o z bohaterów P odróży ludzi K sięgi. S p ó r je s t dość zaciekły, zm ag ają się w nim zarów no zw olennicy teorii m ów iącej, że grzech pochodzi z zew nątrz, ja k i sprzym ierzeńcy zakorzenienia go w ludzkiej naturze. Po burzliw ej w ym ianie zdań zagadnienie nie zostaje ani w yczerpane, ani rozw iązane. P o ch o d zen ie i struktura grzechu p ozostają tajem nicą.

Śm ierć w D om u dziennym , dom u nocnym staje się istotnym elementem rytm u życia. N arratorka zastanaw ia się, obserw ując sw oją sąsiadkę - starą mądrą M artę - nad rodzajam i i sposobam i śm ierci:

K tórędy w je j ciało w ejdzie śm ierć?, pom yślałam . O czam i? M arta spojrzy na coś ciemnego, nieokreślonego, w ilgotnego, lepkiego i nie będzie m ogła ju ż odw rócić w zroku. T en ciem ny, rozmiękły obraz w ejdzie w je j m ózg i zgasi go. 1 to będzie je j śm ierć.

U szam i? Z a czn ie sły szeć obcy, m artw y dźw ięk, będzie buczał je j w głow ie, niski, wibrujący, w ciąż taki sam , b ez nadziei na zm ianę, przeciw ieństw o m uzyki. N ie będzie m ogła przez niego spać, nie b ęd zie m ogła p rzez niego żyć.

A lbo nosem . W taki sam sposób ja k w szystkie zapachy. G dy poczuje, że je j ciało ju ż nie pachnie, sk ó ra robi się p ap iero w a, tylko chłonie z zew n ątrz św iatło ja k roślina, ale nic nie wydziela. B ędzie o b w ąch iw ała zaniep o k o jo n a sw oje ręce, pachy, stopy, ale one stan ą się suche i sterylne, bo zapach, ja k o najbardziej ulotny, znika pierwszy.

A lbo p rzez usta. Ś m ierć w pycha słow a z pow rotem do gardła i m ózgu. U m ierającym nie chce się m ów ić, są zb y t zajęci. O czym m ieliby opow iadać, co przek azy w ać pokoleniom . Banalne bzdury, kom unały. K im trzeba być, żeby w ostatniej chw ili w ysilać się na p rzesłan ia do ludzkości. Ż ad n a m ąd ro ść na k oniec nie je s t tyle w arta co m ilczenie tam , po drugiej stronie, na początkir'.

Ś m ierć zatem jaw i się n arratorce jak o coś nieprzyjem nego. Ł ączy z nią w szystkie zm ysły, bow iem kiedy zanikają, odchodzim y. B yć m oże śm ierć jest ciem nym , rozm iękłym obrazem lub obcym , m artw ym , n iskim i wibrującym dźw iękiem , p rzeciw ieństw em m uzyki albo brakiem zapachu. A m oże jest tym w szystkim po trochu? D latego m ożna pow iedzieć, parafrazując zdanie niemiec­ kiego filozofa, że śm ierć je s t dom ostw em człow ieka, a opow ieść - strażnikiem ognia w tym dom u.

S nucie historii, rozw ijanie narracji je s t pośrednikiem m iędzy dom em dzien­ nym i nocnym . C zynność opow iadania p ozw ala w ychodzić poza własny czas i w kraczać w inne czasy, w rytm y cudzych istnień. N arracja w iąże w ten sposób czło w iek a z nocną n iew idzialną częścią istnienia, rów nocześnie jednak osw aja i przekształca niedoskonały św iat w dom . „K to chce ów dom zamieszkać, pow inien zacząć go opow iadać. K to zacznie opow iadać, m usi w tkaninie czasu napotkać śm ierć ” 26.

25 O. T o k a r c z u k , D om dzienny, do m nocny, W ałbrzych 1998, s. 1 2 8 -1 2 9 (dalej oznaczone ja k o DD).

26 P. C z a p l i ń s k i , M ikro lo g i ze śm iercią. M o tyw y fanatyczne w e w sp ó łczesn ej literaturze

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zakładając, że sekcja sejsmiczna jest zerofazowa albo bliska zerofazowości, a więc sygnał elementarny jest sy- metryczny, można – stosując filtrację kształtującą widmo

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,

wodem zamieszek było działanie biskupa Teofila (zm. 412) wymierzone prze­ ciwko pogaństwu, który „na wszelki sposób starał się okryć hańbą pogańskie

Czytanie to przy tym w myśl eseju czynność zbawcza, i to po trzykroć: jako droga do wyższego poznania, jako praktyka wychodzenia poza siebie, w stronę tego,

W artykule Mapa i ruch czyli dialog nomadów i „taniec z mapami” na przykładzie książki „Bieguni” Olgi Tokarczuk w odniesieniu do twórczości Ryszarda

This research question aims at evaluating to what extent the test case ordering obtained by HGA is able to detect faults (effectiveness) earlier (lower execution cost) in

For the discrete torus, they suggest the possibility that the scaling limit of the odometer may be related to the continuum bilaplacian field.. In this work we show that in

W sumie, wydaje się, że na obecnym etapie nierównego kształtowania społeczeństwa informacyjnego w odniesieniu do różnych społeczności krajów europejskiego i amerykańskiego