• Nie Znaleziono Wyników

View of Przygotowanie do śmierci w XVII w.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Przygotowanie do śmierci w XVII w."

Copied!
47
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I H U M A N IS T Y C Z N E T o m X X X I . z e s z y t 2 — 1983

GRZEGORZ HUSZAŁ

PRZYGOTOW ANIE DO ŚM IERCI W X V II W.

W ostatnich latach ob serw ujem y w świecie zachodnim ogrom ny w zrost zainteresow ania problem em śm ierci. Z agadnienie to p rz y jm u je bardzo różnorodne k ieru n k i, począw szy od m ed y cy n y toczącej sw ój bój ze śm ier­ cią, a skończyw szy n a h isto rii m entalności, pró b u jącej badać h isto rię śmierci. Można n aw et powiedzieć, że problem ¡śmierci m a podstaw ow e znaczenie w badaniach nad postaw am i zbiorow ym i ludzi. W sposób szcze­ gólny m ożna to zjaw isko zaobserw ow ać n a przykładzie k ręg u h isto rio ­ grafii francuskiej, gdzie obecne odkrycie śm ierci jako te m a tu dociekań historycznych dało możliwość intensyw nego rozw oju b a d ań 1, choć nie bez zasług w tej dziedzinie jest rów nież histo riog rafia w ioska czy angielska. P rek u rso ram i są tu J . H uizinga2, a po II w ojnie św iatow ej A. T en en ti3 ze swoimi podstaw ow ym i studiam i z la t pięćdziesiątych. Zasadnicza je d n a k droga w sprecyzow aniu p roblem u i dokładnym p ostaw ieniu specyfiki m e­ todologicznej badań została p rzeby ta w lata ch sześćdziesiątych i siedem ­ dziesiątych X X w. M iarą zainteresow ania p ro b lem aty k ą śm ierci jest n ie tylko — rosnąca w coraz w iększym stopniu — bibliografia p rac ' i p rz y ­ czynków na ten tem at, często o ch ara k te rz e lokalnym i regionalnym , ale rów nież cały szereg zjazdów i sym pozjów , w ty m rów nież in terd y scy p

li-1 Wszystkie inform acje na tem at aktualnego stanu badań i dyskusji - metodolo­ gicznych pochodzą z artykułu L. Billanowich-Vitale, będącego omówieniem num eru „Annales” z 1976 r., a poświęconego w całości problem owi śmierci. L. B i l l a - n o w i ó h - V i t a l e , „Autour a la Mort” il tém a della m orte nella recente storio- grafia jrancese, „Ricerca di storia sociale e religiosa-nuova”, 1976, serie 9, s. 409-418.

2 Pierwsze wydanie, książki J. Huizingi pt. Jesień średniowiecza miało miejsce w 191# r.

3 A. T e n e n t i , La vie et la m ort a travers L’art du X V « siecle, „Cahier des Annales E.S.C.” (dalej cyt.: „Annales E.S.C.”), 12 (1952); t e n ż e , Il senso délia morte e l’amore della vita nel Rinascimento, Torino 1957,

(2)

n arn y ch ; albow iem także i inne n au k i hum anistyczne i społeczne nie chcą rezygnow ać z badania ta k centralnego problem u w indyw idualnym i zbiorow ym życiu człow ieka, uprzyw ilejow anego „obserw atorium ” dla badania k u ltu ry . W ystarczy w spom nieć chociażby w ydane ostatnio dzieło L. V. Thom asa4, antropologa k u ltu ry . Można zatem powiedzieć, że obser­ w u je m y zask ak ujący ru c h badaw czy, którego w ym iary n ieustan nie w zra­ sta ją . J e s t to ty m bardziej zaskakujące, że m a on m iejsce w społeczeń­ stw ach zachodnich, stechnicyzow anych, gdzie śm ierć stanow i tabu ; zdaje się dom inow ać m odel „śm ierci w y g n a n e j” , nie nazw anej, oddzielonej od „żyw ego” społeczeństw a. Z ainteresow anie problem em śm ierci może mieć zatem sw oją przyczynę w próbie przeciw staw ienia się tym tendencjom , a na grun cie h isto rii w zauw ażaniu zjaw iska „zm iany” śmierci, a w łaści­ w ie p rzem ian y postaw wobec niej na p rzestrzeni długiego okresu. W y­ n ik a więc z tego, że m ożna upraw iać histo rię śm ierci, historię tego, w ja ­ ki sposób zm ieniały się p o staw y zbiorowe wobec problem u śm ierci na p rzestrzen i wieków.

G ranice rozw ażań m etodologicznych na ty m gruncie stanow ią prace M. V ovella5 i P h . A riesa6. A ries p rzy jm u je in tu icy jn y , podm iotow y i glo­ b aln y sposób badania, s ta ra ją c się poprzez heterogeniczną m asę doku­ m entów , przew ażnie literack ich i ikonograficznych, odkryć — poza w y­ pow iedziam i bezpośrednim i — nieśw iadom y w yraz odczuć zbiorowych. Do ty c h sam ych w yników sta ra się dochodzić Vovell, p refe ru ją c sposób ilościowy, gdzie bada się ciągły zespół (serię) hom ogenicznych źródeł, nie- dow olnych (nieliterackich) i nie będących bezpośrednią w ypow iedzią tw órców (ujęcie schem atyczne), k tó re były w ym agane przez w iarę (testa- , m e n ty czy o łtarze dusz czyśćcowych). J e st rzeczą jasną, że n a ty m polu nie m oże być rec e p t ro zstrzy gających raz na zawsze w szystkie problem y. H isto ry k m entalności pow inien stosow ać w łasne m etody badawcze, p rzy ­ gotow yw ać a d ek w atn e postępow anie w poszukiw aniach, odkryć w łasne źródła i określić sposób ich użycia i czytania. P rób a tak a m a też m iejsce w n iniejszy m arty k u le, gdzie po raz pierw szy ;w Polsce sięgnięto w spo­ sób m asow y do ź ró d e ł, określanych jako „ars m orien di” , z zam iarem uchw ycenia za ich pomocą propozycji postaw zachow ań wobec śmierci, jakie w ysuw ał wobec swoich w iern y ch Kościół katolicki. J e s t to zarazem p róba k o n stru k c ji m odelu, w spólnego dla całego szeregu propozycji sche­ m atu zachow ań, jak i poprzez owe d rukow ane dziełka m iał być narzucany i u trw a la n y w postaw ach i zachow aniach. A rty k u ł ten jest skrom ną pró­ bą dołączenia się do toczącej się d yskusji w okół problem u śm ierci, a za­

1 L. V. T h o m a s , Mort et pouvoir, Paris 1978.

5 M. V o v e l l , Les atitudes devant la mort, problème de méthode, approches et lecturs différentes, „Annales E.S.C.”, 31(1976), n r 1-2, s. 120-132.

(3)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 107

razem próbą stw orzenia podstaw do ukazan ia m odelu polskiej śm ierci barok ow ej.

Czy na podstaw ie jednego ty lk o ty p u źródła, jak im i są p o rad nik i do­ brego um ierania, m ożna w ydaw ać znaczące sądy o przygotow aniu do śm ierci w w ieku X V II? O dpow iedź na to py tan ie w ym aga przede w szy­ stk im sięgnięcia do podstaw ich zaistnienia.

Przygotow anie do śm ierci proponow ane w p oradn ikach dobrego um ie­ ran ia to niew ątpliw ie w ynik trzech zasadniczych w pływ ów : dziedzictw a średniow iecznych „ars m oriend i” , p o try den ck iej koncepcji przyg oto w a­ nia do śm ierci, wreszcie w pływ sam ych au to ró w n a treść sw oich u tw o ­ rów. J e st rzeczą n iew ątpliw ą, że w każdej religii śm ierć, a zwłaszcza jej jakość m a cen traln e znaczenie w całej d o k try n ie w iary. W d o k try n ie chrześcijańskiej, u jm u jącej życie jako w ędrów kę do Boga, dobra śm ierć była decydująca dla życia pozaziemskiego. P rz y ta k pow ażnym tr a k to ­ w aniu problem u śm ierci niezw ykle istotne było w ypracow anie tak ich m e­ tod przygotow ania do śm ierci, ab y p rzy n ajm n iej ze stro n y ludzkiej m ożna było zapew nić tak ą śm ierć dobrą. Dopiero jed n a k późne średniow iecze w ypracow ało form ę przygotow ania do śm ierci „ars m oriendi” , k tó ra .dzię­ ki drukow i i drzew orytow i zyskała szerszy zasięg oddziaływ ania, niż to było dane jakiejkolw iek przed tem pobożnej idei. „Ars m orien d i” om aw ia pięć pokus, na które naraża um ierającego zn a jd u jąc y się obok niego dia­ beł. Pokusy te to: zw ątpienie w w ierze, rozpacz z pow odu grzechów , przyw iązanie do dóbr zierńskich, rozpacz spow odow ana cierpieniam i oso­ bistym i, wreszcie pycha z pow odu w łasnej cnoty. Za każdym razem p rz y ­ byw a anioł, aby swą pociechą w ybronić ofiarę od sideł szatań sk ich -'. B rak jed n a k inform acji potw ierdzających przyjęcie się tej fo rm y pobożności na teren ie polskim w późn ym średniow ieczu. N iew ątpliw ie w iększym za­ interesow aniem cieszyły się C ztery rzeczy ostateczne poprzez dru k ow an e n a początku X V I w. dziełko J a n a K a rte n a czy u tw o ry w ierszow ane, u k a ­ zujące m arność tego św iata i rów ność w szystkich wobec śm ierci.

Popularność sztuki u m ierania, ja k ą dowodzą b ad an ia francusk ie, w y ­ raźnie zm niejsza się ju ż ,w I poł. X V I w., *by w drugiej zniknąć zupełnie8. P ojaw iające się więc w Polsce od początku X V II w po rad n ik i m ają już w yraźnie cechy now ej — w ypracow anej po Soborze T ryden ckim — koncepcji przygotow ania do śm ierci. N iew ątpliw y w pływ na nią m iała k azuistyka ta k silnie w yrosła na gruncie teologii m o raln ej. N acisk na uśw iadam ianie m oralne był bowiem ch ara k te ry sty c z n y dla okresu p o try - denckiego. Podaw ano więc n o rm y i ich przekroczenie — grzech. Dekalog stał się jednym z głów nych przedm iotów katechizacji i kaznodziejstw a,

7 H u i z i n g a , Jesień, s. 178.

(4)

przy czym nie chodziło o pokazanie dobra m oralnego, ale słabej i skłon­ nej do zła n a tu ry lu d zk iej9. Spodziew ano się więc, że w śm ierci można u p a try w a ć lek arstw a przeciw w szelkim pokusom. W ypracow ana w w y­ nik u now ego d y sku rsu pedagogika śm ierci u staw iała całe życie ludzkie w persp ek ty w ie śm ierci, k tó ra m iała być odbiciem jakości całego życia, prow adzonego w n ieu stan n y m rozm yślaniu o śmierci. W zmocnienie roli sak ram en tó w jako środka do zbaw ienia, a ty m sam ym roli kapłana jako pośrednika m iędzy niebem a ludźm i spraw iły, że sa k ra m en ty stały się podstaw ow ym w aru n k iem dobrej śm ierci, a k apłan coraz w ażniejszą po­ stacią w cerem oniale śm ierci barokow ej. W pływ autorów polskich na kon­ stru k c ję poradnika czy jego podstaw ow e treści był w łaściyde niew ielki. Ich dzieło ograniczało się p rak tyczn ie do w ypełniania gotowego schem atu treścią, k tó ra w sam ej istocie dążyła do jednego: do przekonania czytel­ n ik a o konieczności podjęcia przygotow ania do śmierci, a następnie stop­ niowego prow adzenia przez poszczególne jego etapy. A utorzy nie sta ra ją się przy ty m przekazyw ać w łasnych przem yśleń, podpierając się z zasady m yślam i O jców Kościoła czy a u to ry te ta m i ogólnie uznaw anym i. Z całą jed n a k odpow iedzialnością zapew niają o słuszności ty ch w szystkich tw ier­ dzeń, g w a ra n tu jąc to osobiście. W ydaje się naw et, że w Polsce w szcze­ gólny sposób zw racano uw agę na osobistą postaw ę autora. M usiała to być postać szczególnie św iątobliw a, co jest często podkreślane w e w stępach do ich dziełek. Do takich w niosków prow adzi zestaw ienie dat śmierci szczególnie znanych autorów , jak: B ellarm in czy Crasset, a z Polaków D rużbicki i M oraw ski z d atą w yd an ia ich dzieł. Dwaj ostatni, jezuici, są szczególnie zasłużeni w , propagow aniu idei przygotow ania do śm ierci w swoich kręgach; w opinii w spółczesnych całe życie szykow ali się na śm ierć zgodnie z głoszonym i przez siebie hasłam i10. A utorzy jezuiccy przew ażają zresztą w śród piszących. Na 14 ty tu łó w znanych nam w X V II w. 9 jest ich au to rstw a , co p otw ierdzałoby znaną tezę o podstaw ow ym w kładzie zakonu jezu itów do odnow y tego g a tu n k u lite ra tu ry religijnej.

O czywiście an i zgodność z głoszonym i przez Kościół p otrydencki idea­ m i, an i zaangażow anie w propagow anie treści poradnikow ych nie są do­ stateczną odpow iedzią na postaw ione wcześniej pytania. Dlatego też, za­ n im sp ró b u jem y sform ułow ać jakieś bardziej zobowiązujące hipotezy, w a rto p rzy jrzeć się bliżej sam em u źródłu. P o rad n ik najczęściej m a cha­ ra k te r podręcznej książeczki, niew ielkiego form atu, przy czym rozpiętość w liczbie stro n jest ogrom na. Zasadniczo składa się z trzech części. W pierw szej m ow a jest o przygotow aniu się do śm ierci zdrowego czło­ w ieka, k tó re m u podsuw a się liczne sposoby u trzy m an ia zbaw iennej pa­

* M. J a b ł o ń s k i, Teoria duszpasterstwa, w: Dzieje teologii katolickiej w Pol- sce, red. M. Rechowicz, t. 2, cz. 1, L ublin 1975, s. 325.

(5)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 109

mięci o śmierci; w drugiej — sta ra się kierow ać m yślam i chorego czło­ wieka, spodziew ając się, że w łaśnie choroba pchnie go do bardziej po­ bożnych m yśli. N ajw ażniejsza jest część trzecia, przeznaczona dla u m ie­ rający ch , a zaw ierająca sposoby zachow ania się wobec diabelskich pokus p rzy przyjm ow aniu o statnich sakram entów : odpow iednie ak ty, m odlitw y i litanie, a także propozycje pobożnych czytań dla chorego, będącego jesz­ cze w stanie świadomości.

Je st rzeczą jasną, że nie w szystkie części porad nik a jednakow o in te ­ resow ały czytelnika o typow ym poziomie religijnym . Istnienie p o rad n i­ ków stw ierdzono w w y n iku badania księgozbiorów szlachty krakow skiej, co każe przypuszczać, że trzym ano je przede w szystkim na czas „bliskiej śm ierci”, tj. jak iejś ciężkiej choroby czy pow ażnie zaaw ansow anej s ta ­ rości. Na korzystanie nato m iast z całości program u' zaw artego w po rad­ nikach stać było chyba tylko niektórych. A dresow anie ich jed n a k do konkretnych osób jest pośrednim dowodem na możliwość k o rzy stan ia ze w szystkich zaw artych w nich w skazówek. W ojciech P ak o stk a pisał sw oją

M edycyną duchow ną (z 1618 r.) ,dla reform ow anych b e n e d y k ty n ek z

C hełm na na polecenie ksieni tego zakonu, sio stry M agdaleny M ortęskiej. Niezależnie od naszych zainteresow ań jest to rów nież źródło do badania podstaw życia w ew nętrznego w zakonie. Podobna /Sytuacja m a m iejsce w p rzypadku dziełka k arm e lity C yryla od św. Franciszka, P ra k ty k a do­

brej śm ierci (z 1645 r.), któ re zostało napisane specjalnie dla sióstr k a r ­

m elitanek. Trzy w ydania tego dziełka, jak b y się w ydaw ało herm etycznego, świadczą o jego popularności, przy czym odbiorców należy szukać rów ­ nież w śród kobiet świeckich. P rzek o nu ją nas o ty m w pisy kobiet św iec­ kich korzystających z P ra k ty k i, egzem plarza znajdującego się obecnie w Bibliotece KUL. R ekord popularności nato m iast pobiło w X V II w. tłu ­ m aczone przez J a n a Januszow skiego dziełko N auka um ierania chrześci­

jańskiego (z 1604 r.), przeznaczone dla krakow skiego B ractw a M iłosier­

dzia. Do końca X V II w. m iało jeszcze 6 w znow ień, uzupełnian ych in n ym i autoram i, i jest dowodem na zainteresow anie św ieckich form am i przygo­ tow ania się do śmierci. W arto jed n a k przypom nieć, że w szystkie te w y­ dania m iały m iejsce w I poł. X V II w. B yły więc pierw szym i p o rad n ik a­ mi, które w eszły w polskie życie religijne. J e st przy ty m rzeczą ciekaw ą, że nie m a w śród nich żadnego polskiego jezuity. W II poł. X V II w., po przerw ie spowodow anej okresem w ielkich w ojen, n a stę p u je w zrost w y ­ dań, p rzy czym n a 14 w ydanych poradników 10 jest nap isany ch przez jezuitów . W ażni są znow u adresaci i, co w a rto zauw ażyć, są to w yłącznie ludzie świeccy; w poradniku K aspra D rużbickiego jest n aw et podział tek stu na w skazania dla kobiet i m ężczyzn. Obok poradników przezna­ czonych w yraźnie do przygotow ania indyw idualnego z n ajd u jem y rów nież poradnik skierow any do świeckiego k ierow nika duchowego, co je st nie­

(6)

w ątpliw ie nowością. Te przesunięcia w doborze adresatów są z jednej stro n y bezpośrednim dowodem na poszerzanie się bazy odbiorców, z d ru ­ giej n ato m iast pośrednim na istn ien ie tak ich odbiorców.

Praw d ziw e jed n a k rozpow szechnienie przygotow ania do śm ierci m u­ siało nastąp ić dzięki księżom i zakonnikom działającym w śród ludzi. Do­ wodzą tego chociażby obrazy sztu ki um ierania, p rzedstaw iające te dw ie postacie w najbliższym otoczeniu chorego, gdzie kapłan w ystęp uje jako udzielający sakram entów , zakonnik n ato m iast jako kierow nik duchowy. Św iadczy o ty m rów nież istnienie specjalnych poradników dla księży, k tó rz y m ieli przygotow yw ać in nych do śm ierci. Obok specjalnych w ska­ zówek, ja k rozm aw iać z chorym i i um ierającym i, zaw arte są tam również te sam e treści i w skazania, co w p o rad n ik u przeznaczonym dla indyw i­ dualnego odbiorcy. Także pow szechny obyczaj w zyw ania księdza do cięż­ ko chorego pozw ala przypuszczać, że zasadnicze treści, zaw arte w n a­ szych poradnikach, choć oczywiście nie w całości, znajdow ały dojście do szerokich w a rstw społeczeństw a.

Z pow yższych rozw ażań w ynika, że po radnik może być trak to w an y jak o podstaw ow e źródło u kazujące przygotow anie do śm ierci w X V II w. Z aw arte bow iem w nim nau k i były w części lub w całości w ykorzysty­ w ane w p rak ty c e d uszpasterskiej, stanow iąc bazę do rozw ażań o śm ierci. Jednocześnie po rad n ik jest propozycją pew nej postaw y wobec śmierci, k tó ra poprzez skuteczną działalność eduk acy jn ą potrydenckiego Kościoła m iała duże szanse zbliżyć się do postaw y rzeczyw istej.

I. ŻYCIE PRZYGOTOWANIEM DO ŚMIERCI

M ożna bez przesady powiedzieć, że m yśl o śm ierci i życiu pozagrobo­ w ym tow arzyszyła człow iekowi X V II w. silniej, niż się na ogół przypusz­ cza patrząc z dzisiejszej p ersp ek ty w y czasu11. O m ijając naw et problem w ojen z ich ocżyw istym zagrożeniem życia m ożna powiedzieć, że śmierć biologiczna b yła rów nież obecna w czasie pokoju. F ataln e w aru n k i higie­ niczne, ciągłe zagrożenie epidem iam i i różnym i innym i chorobam i, z któ­ ry m i ówczesna m edycyna nie daw ała sobie rady, stanow iły w ystarcza­ jące pow ody częstej obecności śm ierci. Można jeszcze wspom nieć o dużej śm iertelności dzieci czy o w y stęp u jących nagm innie przypadkach śmierci kobiet przy połogu, k ied y to przede w szystkim ratow ano dziecko, zwłasz­ cza jeśli było płci m ęsk iej12. Jak o p rzy k ład ta k dużej śm iertelności niech

11 W. C z a p l i ń s k i , J. D ł u g o s z , Zycie codzienne magnaterii polskiej w X V II w., W arszawa 1966, s. 213.

(7)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 111

posłuży pam iętn ik Jerzego Ossolińskiego, k tó ry podaje, że w ciągu p ierw ­ szych 10 lat jego życia zm arło 7 osób z najbliższej rodziny przyszłego kanclerza, w tym m atk a i 3 b raci13. Nie w y d aje się jed nak , aby śm ierć n aw et najbliższych ludzi była w ystarczający m bodźcem do głębszego za­ interesow ania się śm iercią. Śm ierć bowiem była tra k to w a n a jako zw y­ czajne w ydarzenie. W spom niany już O ssoliński w jed n y m zdaniu podaje inform ację o swoim ślubie i śm ierci m acochy, w podobny też sposób łą­ czy wiadomość o urodzinach kolejnego ze sw oich braci ze śm iercią bli­ skiego krew nego ojca. J e st to dowód tra k to w a n ia śm ierci jako czegoś n a ­ turalnego w całym cyklu biologicznym . K toś się rodzi, kto ś u m iera —■ trudno, tak a widać była wola Boska. P ew ne żywsze uczucia, choć może przede w szystkim szacunek, budzi u przyszłego d y gnitarza pam ięć m atki, co podkreśla przytaczając w całości jej te sta m e n t14.

W ydaje się zatem , że do w yobraźni człow ieka tego okresu docierały inne obrazy i idee, któ ry ch działanie m usiało być na ty le silne, aby w strząsnąć nią w sposób skuteczny. N iew ątpliw ie w iązało się to z dok­ try n ą propagow aną przez Kościół potrydencki, k tó ra w sposób szczególny zrosła się z nauczaniem jezuickim : nie m a nic bardziej pew nego ja k śm ierć, a bardziej niepew nego ja k chw ila śm ierci. Przypom inać o tym m iały specjalne nabożeństw a organizow ane przy odpow iednich okazjach: procesje bractw , k tó ry ch uczestnicy u b ran i w czarne kap y nosili zatkn ięte na kijach tru p ie czaszki czy też grom ady biczow ników n aw ołu jące do p o kuty wobec bliskiego końca św iata15. W iązało się to w szystko z okreś­ lonym pojęciem życia, przedstaw ianego jako ciąg rozpaczliw ych j n ie­ udolnych w ysiłków człowieka, k tó re i ta k idą n a m arne. Skuteczność tej nauki, przede w szystkim może ¡werbalną, potw ierdza w ychow anek szkoły jezuickiej — Pasek, k tó ry w m om encie zagrożenia m u śm iercią przez se­ n ato ra m iał powiedzieć: „Ja zaś nie dbam , bo w iem , że życia ta k a jest sequentia: exilium , luctus, dolor trib u ta su n t ista v iv en d i”18. N iew ażne, czy Pasek rzeczywiście w ypow iedział te słow a przed senatorem , czy zostały dopisane przez niego dużo później; jest to przede w szystkim dow ód na skuteczność kościelnej edukacji. O skuteczności głoszonych przez nią h a ­ seł w ydaje się być przekonany rów nież poeta W espazjan K ochow ski, k tó ­ ry w tren ie napisanym po śm ierci b ra ta w ypow iada cały szereg m yśli z niej w łaśnie zaczerpniętych.

Jasia Ługowskiego. Jasia Ługowskiego podróże do szkół w cudzych krajach. 1639- -1643, oprać. K. Muszyńska, W arszawa 1974, s. 363.

13 J. O s s o l i ń s k i , Pam iętnik, W arszawa 1976, s. 27-31. 14 Tamże, s. 28-30.

15 C z a p l i ń s k i , D ł u g o s z , Zycie codzienne, s. 213. 16 J. Ch. P a s e k , Pamiętniki, W arszawa 1966, s. 223.

(8)

Widzę, że praw da: Jeden rodzenia Sposób człowiekowi, tysiąc zginienia. Tor do żywota zbyt nie obfity, Ale do śmierci gościniec bity17.

Sam o przekonanie o praw dzie m yśli głoszonych przez naukę Kościoła, w ynikłe ze w strząsu i chw ilow ej skruchy, to było zbyt m ało dla potry- denckich m oralistów . W niczym nie różniłoby się od kościelnej m yśli późnego średniow iecza, k tó ra — ja k pisze Huizinga — ęna tylko dwie krańcow ości. Z jednej stro n y sk arg ę na przem ijanie, n ieuchro nn y kres w szelkiej potęgi, sław y i użycia, rozkład piękna; a z drugiej — radość, jak ą budzi u rato w an ie duszy dla sta n u wiecznego błogosławieństwa.

W szystko inne, istniejące m iędzy ty m i dwom a biegunam i, pozostawało niew ypow iedziane18. W nauce Kościoła potrydenckiego staran o się nie po­ zostaw iać tak ich nie w ypełnionych m iejsc. Słusznie bowiem obaw iano się, że sam w strząs czy przerażenie niekoniecznie m usiały prow adzić do po­ żądanych przez Kościół sk o jarzeń i przem yśleń. W spom nianem u już Ko- chow skiem u przychodzą, w w ierszu W iosna, m yśli o bezpow rotnym prze­ m ijan iu ludzkiego życia, ale w y su n ięty z nich wniosek spotkałby się niew ątpliw ie ze sprzeciw em kościelnych autorytetów .

Róża prędko opadnie, jesień kwiatkom szkodzi, K tóre zaś przyszła wiosna powtórnie odmłodzi. Człowiek w następującej dalszych lat jesieni Drugi raz nie młodzie ani się zieleni.

Przeto kwitnącej pory lat swych zażyj snadnie Już się ten kw iat nie młodzi, kiedy raz opadnie18.

Może to jeszcze oddźw ięk renesansow ych haseł, a może po prostu odbi­ cie zw yczajnej ludzkiej chęci życia i użycia, jaka budzi się w raz z odra­ dzającą się przyrodą. Dla Kościoła potrydenckiego jest to jednak w yłącz­ nie stre fa niezorganizow anej żywiołowości, k tóra w ym yka się spod kon­ tro li, i dowód niebezpiecznych możliwości wyłącznego opierania się na uczuciu. S tąd też postanow iono poddać całe życie' ludzkie swoistej peda­ gogice śm ierci, u staw iającej człow ieka w perspektyw ie „ostatniego koń-

< ca”20. N ajprościej i n a jla p id a rn ie j u jął tę spraw ę żyjący na przełomie X V II i X V III w. refo rm a ta Józef D am brow ski, kończąc sw oje rozw ażania

17 W. K o c h o w s k i , Niepróżnujące próżnowanie ojczystym rym em na liryka i epigrama polskie rozdzielone i wydane, oprać. W. Wałecki, W arszawa 1978, s. 76.

18 H u i z i n g a , Jesień, s. 183-184. 19 K o c h o w s k i , Niepróżnujące, s. 31.

(9)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W .

113

na tem at życia ludzkiego stw ierdzeniem : „[...] albow iem życie ludzkie nic innego nie jest tylkp przygotow aniem do śm ierci”21.

Za p u n k t w yjścia do tego stw ierdzenia posłużyła m u ew angeliczna przestroga zapow iadająca pow tórne p rzyjście C hrystusa, na k tó re należy być nieu stan nie gotowym . Tę sam ą m yśl rozw ija W ojciech P ak o stk a fo r­ m ułując przy tym ogólne zasady przygotow ania do śm ierci za „całego żyw ota” : „[...] abyśm y koniecznie byli gotowi czekać na P an a naszego, k tó ry m a przyjść czynić rach u n ek z nam i, ta k żebyśm y nie zapom nieli ani śm ierci w łasnej, ani ad w en tu Pańskiego', bo nie w iem y kiedy P a n przyjdzie [...] przeto w każdym w ieku to w szystko potrzeba czynić, czem u byśm y przy śm ierci kiedy przyjdzie radzi żebyśm y uczynili”22. Rozw aża­ nia te kończy charak tery sty czn a zachęta, w skazująca na słabość ludzkich poczynań na ty m świecie: „Przetoż jako panow ie tego św iata b u d u ją za żyw ota kaplice, grobowce kosztem w ielkim : ta k ty sobie zbuduj za ży­ w ota pałac w niebie, do którego b y dusza szła po śm ierci jak o do w łas­ ności”23. A utor w skazuje tu na dwie rzeczy: pierw sza — to zapow iedź rekom pensaty za b rak dostatków dostępnych tylko dla m ożnych, dru ga natom iast — to m ądrość chrześcijańska, k tó ra cały sens życia widzi w budow aniu sobie pozaziem skiej rzeczywistości. T ak w łaśnie m ożna rozu­ mieć oburzenie k ard. B ellarm ina n a tych, k tórzy nie chcą postępow ać w edług w skazówek m ądrości chrześcijańskiej. „Podług zw yczajnego m ego od zabaw, trudności publicznych uspokojenia m yślałem o tym , co by za przyczyna była, dla k tórej w nauce dobrego u m ierania barzo m ało jest tych, co by się ćwiczyli i nic inszego jeno to, co m ędrzec powiedział: G łupich niezliczona jest liczba”24. Dla au to ró w poradników w szystko jest oczywiście zupełnie jasne, a u w spom nianego re fo rm a ty D am brow skiego m yśl ta zaw iera się w jed nym ty lko okrzyku: „O ja k w ielka m ądrość um ieć dobrze um rzeć”25. Celem życia w inno więc być osiągnięcie dobrej śm ierci. Aby to jed n ak m ogło być możliwe, pow inno ono — zdaniem autorów poradników — stać się n ieu stan n y m rozpam ięty w aniem śm ierci, prow adzonym oczywiście w określonym przez nich porządku. W tok p rzy ­ gotow ania ew en tu aln y czytelnik w prow adzany jest stopniow o i pierw sze

21 J. D a m b r o w s k i , W yprawa duchowna w drogę szczęśliwej wieczności tak kapłanom dla dyspozycji chorych i na śmierć skazanych, jako też chorym i zdro­ w ym [...] na szczęśliwą śmierć przygotować się pragnącym [...], [b.m.] 1748, s. 66. 22 W. . P a k o s t k a , Medycyna duchowna dla chorych i bliskich śmierci ludzi chrześcijańskich, a osobliwie zakonnych [...], Poznań 1618, s. 243.

23 Tamże, s. 244.

24 R. B e l l a r m i n , Nauka dobrego i szczęśliwego umierania, w szystkim wobec ' obojej płci i wszelkiego powołania stanom niew ym ow nie potrzebna i barzo poży­ teczna [...] a p tzez [...] x. Andrzeja Łukom skiego [...] na język polski przetłum a­ czona, K raków 1621, s. 3.

26 D a m b r o w s k i , W yprawa, s. 65. * — R H X X X I z . 2

(10)

w skazania nak azu ją jedynie w ykonyw anie czynności, i ta k spełnianych przez przeciętnego katolika. N akazane jest więc słuchanie kazań o śmierci, zwłaszcza p rzy okazji pogrzebu, rozm ow y chętne o śmierci, wspom inanie m ęki i śm ierci Jezusa, oglądanie obrazów o odpowiedniej tem atyce, a ta k ­ że naoczne obserw acje konających, częsty udział w pogrzebach i wreszcie odw iedziny grobów na c m en tarzu 26. Dla człowieka podejm ującego przy­ gotow anie do śm ierci za życia czynności te m ają być jed n ak nie tylko zw yczajem i obow iązkiem wobec bliskich czy znajom ych, ale pow inny być dokonyw ane przede w szystkim z m yślą o śm ierci w łasnej, w celu ciągłego u trzy m y w an ia pam ięci o niej. W nieu stan ny m m yśleniu o śm ier­ ci m oraliści kościelni w idzieli bardzo wiele pożytecznych elem entów w w alce z grzechem . I ta k tw ierdzono, że przynosi ono następujące skutki: odrzucanie w szelkiej sw aw oli i m yśli dum nej i stanie się ,,pokorniuch- n y m ”, lek arstw o przeciw łakom stw u, ugaszenie w szelkich żądz cieles­ nych, a także w szystkich innych grzechów 27. Ta ogrom na skuteczność, jak ą spodziew ano się znaleźć w m y ślen iu o śm ierci, doprow adziła naw et do tego, że w p o rad niku tłum aczenia J a n a Januszow skiego znajdujem y k ry ty k ę kaznodziejów , k tó rzy om ijają śm ierć w tem atyce swoich kazań. „K aznodzieje bow iem teraźn iejsi m ało dbają o to, aby lud nauczali, ja ­ kim by sposobem rozbierać, rozm yślać śm ierć sw oją z pożytkiem m ogli”28. A uto r uw aża bowiem , że skoro w zanadrzu m a się taki środek przeko­ nyw ania ja k śm ierć, to bez sensu jest sięganie w kazaniach „w ierzchoł­ ków drzew w ysokich” .

P rzedstaw io ne w yżej sposoby, m ające w spom agać rozm yślania o śm ier­ ci, są oczywiście w całym system ie tylko elem entem w stępnym , przede w szystkim dlatego, że m ają c h a ra k te r zew nętrzny w stosunku do odbior­ cy. K orzy stanie z tak ich form przeżycia, ja k pogrzeby czy kazania po­ grzebow e, m iało przecież m asow y c h a ra k te r i nie każdy m usiał je od­ bierać jak o przeznaczone bezpośrednio do niego. Dlatego w dalszych częś­ ciach swoich w skazów ek au torzy pro po n u ją takie form y przygotow ania, k tó re należy w ypełniać indyw idualnie, w m yśl głoszonej przez Kościół p raw dy, że przy śm ierci każdy zostaje sam^ Po to jed n ak zaleca się ko­ rzy stan ie ze w szystkich m ożliw ych kontak tó w ze śm iercią i jej obrazami, ab y sk ruszony nim i odbiorca oddał się całkow icie czekającej już na niego osobistej form ie w ew nętrznego przygotow ania. Je st ono ta k ustaw ione, aby przyg o to w ujący się do śm ierci pośw ięcał m u m aksym alnie dużo cza­ su, a przy ty m cyklicznie p ow tarzał w celu ja k najlepszego opanowania zalecanych ćwiczeń. N ajbardziej drobiazgow y D rużbicki proponuje for­

26 J. J a n u s z o*w s k i, Nauka umierania chrześcijańskiego, K raków 1604,. s. 11-20.

27 Tamże, s. 8-11.

(11)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 115

m y ćwiczeń codziennych, cotygodniow ych, com iesięcznych i w końcu niejako w ram ach podsum ow ania, corocznych. A oto n iek tó re polecenia przeznaczone do codziennej praktyki:

„I. Na każdy dzień słuchając Mszy Św., oddaw ać będziesz godzinę śm ier­ ci tw ojej, godzinie śm ierci P an a Jezusa i M atki Jego [...];

II. Na każdy dzień zw yczajną do N ajśw iętszej P a n n y litan ię odpraw uj prosząc o dobrą śmierć;

III. [...], aby jako przy śm ierci Józefa Św iętego był P a n Jezus z N aj­ św iętszą P an ną obecny i jem u p rzy śm ierci w e w szystkim usługow ali, ta k przy tw oim dokonaniu, aby P a n Jezus i M atka Jego i Józef Św ięty, z innem i P atron am i tw em i św iętym i byli [...];

[ - ]

V. Co na każdy dzień czynisz za dusze w czyśćcu cierpiące dosyć czyniąc za ich m ęki, też ofiaruj na w yproszenie sobie św iątobliw ej śm ierci; VI. Na każdy dzień, gdy w południu (godzina śm ierci P ańskiej) p ozdra­ wiasz N ajśw iętszą M aryję P an n ę z śm ierci Synow skiej bolejącą, proś przez onej śm ierci ciężkość, abyć w yprosiła św iętą, bezpieczną, a przed Bogiem drogą śmierć*”28.

Te niektóre tylko z poleceń każdodziennych p o d p arte by ły bardzo w aż­ nym nakazem czynienia codziennego rac h u n k u sum ienia i w zbudzania skutecznego żalu za grzechy, m ów iąc słow am i Drużbickiego, jak b y „miało się więcej ze snu nie w stać”30.

Za bardzo w ażny p u n k t przygotow ania do śm ierci „za dobrego zdro­ w ia” wszyscy piszący uw ażają spotkanie z czaszką. T en k o n tak t za szcze­ gólnie niezbędny uw aża Ignacy Loyola, założyciel jezuitów . D ane przez mego wskazówki do ćwiczeń późniejsi k o m en tatorzy jego pism jeszcze rozbudowali, nakazując w czasie rozm yślań z czaszką zam ykać okiennice w celu stw orzenia odpowiedniego n a stro ju 31. Począw szy od XV I w. czasz­ ka jest też niezbędnym rek w izytem w obrazach m alarsk ich , p rzed staw ia­ jących św iętych pogrążonych w m odlitew nej ekstazie. W zestaw ieniu z nieodłączną książką przypom inać m a, gdzie należy szukać praw dziw ej m ądrości32. W śród autorów poradnikow ych, zalecających k o rzy stan ie z czaszki, m ożna zauważyć jak b y dw ie m etody. P ierw szą m ożna zauw ażyć w w ydanym w 1604 r. p oradniku Ja n a Januszow skiego. Zachęca on do

29 K. D r u ż b i e k i, Nauka o przygotowaniu do świątobliwej śmierci, K raków 1669, s. 155-157.

30 Tamże, s. 156.

31 J. B i a ł o s t o c k i , Vanitas. Z dziejów obrazowania idei marności i przem i­ jania w sztuce, w: Teorie i twórczość, Poznań 1963, s. 93.

32 przykładem takich zestawień jest obraz El Greca przedstaw iający św. F ran ­ ciszka. W Lublinie w kościele oo. jezuitów zwieńczenie ambony stanowi figura przedstawiająca zakonnika trzym ającego książkę, na której leży czaszka.

(12)

korzy stan ia z czaszki w ten oto sposób: „Przetoż wiele takich było, którzy chcąc ty m lepiej pam iątk ę śm ierci w m yśl sw oją wpoić, brali sobie głowę tru p ią do dom u i potajem nie ją chow ali”“ . J a k b y ilu stra c ją do tej po­ rady, m ającą poruszyć w yobraźnię, jest rozm owa człow ieka z czaszką pew nego m łodzieńca, k tó ry prow adził grzeszne życie, ostrzegająca roz­ m ów cę przed przyszłym i k aram i. Poruszony i skruszony uczestnik tej literack iej i m oralizatorskiej rozm ow y wyciąga z niej odpow iednie wnio­ ski, tzn. zgodne z założeniam i au tora, i postanaw ia w stąpić do zakonu34. M am y tu jeszcze do czynienia ze średniow ieczną, działającą na w yobraź­ nię tera p ię w strząsow ą. W ydany bowiem ponad pół w ieku później porad­ nik jez u ity D rużbickiego fo rm u łu je to w szystko nieco inaczej. W samej zachęcie do k o rzystan ia z czaszki D rużbicki używa czasu teraźniejszego tw ierdząc, że „najd ą się tac y ” , k tó rzy używ ają czaszki. P odstaw ę do roz­ m yślań stanow i n ato m iast nie gotowy tekst, ale specjalne p u n k ty skie­ row ane na rozw ażanie w łasnej śm ierci przez czytelnika. Ja k a będzie mo­ ja śm ierć, w jakim czasie, jak bym chciał um rzeć35, te i ty m podobne p y ­ tan ia m iały znakom icie pom agać w u trzym yw aniu pam ięci o śmierci, w łaśnie poprzez bezpośrednie zw rócenie się do korzystającego z przygo­ tow ania. P rz y czym jest to nie ty lko sztuka dla sztuki, ponieważ rzeczy­ w iście zdarzali się w tym czasie ludzie z przem yślaną w najdrobniejszych szczegółach koncepcją w łasnej śm ierci. U żyw anie czaszki polecane jest jak o ćw iczenie cotygodniow e, k tó re m a być odbyte w zupełnym odosob­ nieniu i w taje m n ic y przed w szystkim i. To ustalenie pew nej odległości czasowej m iędzy poszczególnym i „seansam i” w ynikało ze słusznego prze­ konania, że zbyt częste spow odują spow szednienie tej form y.

N ajw ażniejsze jed n a k dla dobrego przygotow ania się n a śm ierć były com iesięczne i coroczne „tren in g i” w um ieraniu. Różniły się one między sobą ty lk o długością trw an ia, przy czym coroczny przyjm ow ał form ę dłuższych rekolekcji. J a k było to w ażne i dlaczego niezbędne najprościej w y jaśn ia K asp er D rużbicki: „Na każdy m iesiąc przeczytasz sobie tę naukę o przygotow aniu do św iątobliw ej śm ierci, częścią, żeby się przypom niała, a pam ięć tej odnow iła, częścią, aby się człow iek porachow ał ze sobą, ja ­ kim je s t w gotow aniu się na tę śm ierć i w zachow aniu tego, co tu się naucza, częścią dla odnow ienia chęci i żądze, i staran ia pilnego na goto­ w anie się do śm ierci św iętej”36. T ak więc spełniane są tu zasady au ten ­ tycznego tre n in g u , ze spraw dzeniem w łasnych możliwości, z główną jed­ n a k m yślą o przyszłych w ielkich „zaw odach” .

33 J a n u s z o w s k i , Nauka umierania, g. 30. 34 Tamże, s. 17.

35 D r u ż b i c k i , Nauka, e. 156. 33 Tamże, s. 161.

(13)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 117

Ale nie tylko to jest przyczyną, dla k tó rej au to rzy n a k azu ją spełnie­ nie tych w szystkich czynności. K arm elita C yryl od św. Franciszka pod­ kreśla potrzebę takiej zapraw y z m yślą o in nych w ydarzeniach. „Z a­ praw dę zdrow a to rad a i wielce skuteczna, a jeżeli gdzie ted y tam po­ trzebna bywa, gdzie nie masz, kto by um ierającego rato w ał, abo lubo by był, gdy u m ierający na zm ysłach ta k upadnie, że straciw szy słuch sam na sam z nieprzyjacielem swoim zstępow ać m usi, jeżeli zaw czasu ćwi­ czenia przeszłego nie m a blisko tego bardzo, że p rze g ra ”37. P rzygoto w u­ jący się zatem nieustannie do śm ierci człowiek je s t w stanie pomóc w przygotow aniu innego um ierającego, a p rzy w łasnej śm ierci n aw et po­ zbawiony w skazów ek z zew nątrz m a szansę w ygrać w alkę. Z w raca tu uwagę ogrom ne znaczenie, jakie p rzyw iązuje a u to r do zm ysłu słuchu, ale skoro istniało sform ułow anie „diabelskie podszepty” , to tą sam ą d ro ­ gą spodziewano się udzielać ratu n k u .

W związku z ty m com iesięcznym tren in g iem spoty kam y u K aspra Drużbickiego bardzo in teresu jące w skazów ki, nakazujące sam odoskona­ lenie się przez odbiorców m etod zaw artych w poradniku. N ależy to czy­

nić po to: aby zobaczył, co w ty m ćw iczeniu w szystkim jest po­

dobnego, co pożytecznego, co niepożytecznego, co opuścić, co przyłożyć, abo co odrzucić może”38. Może w w yjątkow o pobożnym k ręg u D rużbickie­ go zdarzały sisf osoby mogące przew yższyć sw oją postaw ą form y propo­ now ane przez jego poradnik, a może jest to w łaśnie zachęta dająca m o­ żliwość skorzystania z w ła s n e j. w olnej woli, oczywiście w celu jeszcze precyzyjniejszego przygotow ania się do śmierci. Cały cykl kończyło p rzy ­ gotowanie doroczne, które m iało trw ać od ośmiu do p iętn a stu dni i p rz y j­ m owało form ę rekolekcji. K ończyły się one kom unią „gorącą, jakobyś ostatnią wzięła w ypraw ę w drogę do inszego żyw ota, odnow iw szy się ja ­ ko orzeł”30, jak zaleca W ojciech P ak o stk a w sw oim p o radniku dla sióstr zakonnych. W szystkie te cykle przygotow ujące do śm ierci należało łączyć z osobistą ascezą, polegającą n a „m artw ien iu samego siebie i ciała”40. P rzy zaleceniu ascezy p rześw ityw ała ta sam a myśl, co przy opisanym w yżej „ tren in g u ” ; łatw iej w czasie śm ierteln ej choroby będzie znieść jej bóle i uciski. N iew ątpliw ie na gruncie zakonnym przygotow anie do śm ierci było jedną z form życia w ew nętrznego.

37 C y r i l l u s a S. F r a n c i s c o , Praktyka dobrej śmierci, K raków 1646, s. 25. 18 D r u ż b i c k i , Nauka, s. 162. 4

18 P a k o s t k a , Medycyna, s. 45.

(14)

Choroba

P o jaw iająca się choroba autom atycznie kończyła okres przygotow ań i staw iała przed odbiorcą now e podwyższone w ym agania. A utorzy sta ra ­ ją się być w ty m w zględzie realistam i, w yraźnie oddzielając chorobę śm ierteln ą od tak iej, k tó ra jeszcze rok u je nadzieję na ozdrowienie. Ja k stw ierdza Zbigniew K uchow icz, stu d iu jąc źródła dotyczące życia ludzi X V II i X V III w., uderza trosk a w spółczesnych o zdrowie, lęk przed cho­ robą, częste w reszcie w ystępow anie licznych schorzeń, stanow iących plagę dnia codziennego. Niski poziom m edycyny, fatalne w aru n k i higieniczne, w jakich ż y ła , większość społeczeństw a pogłębia jeszcze słabość, a często bezbronność człow ieka w walce z chorobą41. Jeśli więc w ty m kontekście spojrzy m y na przytoczone poniżej rozw ażania W ojciecha Pakostki, to je­ go w yw ody w ydadzą się n am m niej niezw ykłe. W swojej M edycyn ie d u ­

chow nej poświęca chorobom i sposobom m odlitew nego ich przeżyw ania

najw ięcej m iejsca w śród w szystkich autorów . P akostka zn ajdu je w cho­ robie co n ajm n iej siedem bardzo pozytyw nych elem entów . Dla lepszej o rien tacji przytoczym y je tu w porządku zaproponow anym przez autora, k tó ry przeprow adził sw oiste stopniow anie dobrodziejstw płynących z cho­ roby.

„I. C horoba uczy ciało [...]. Ciało boleściam i nieutrap ion e pokusom się odjąć nie możje. P rzeto lepiej m u leżeć w gorączce niż w wiecznym ogniu za złości;

II. C horoba od złości powściąga;

III. C horoba sporządza człow ieka [...] głu p stw u ciału odejm uje, sytość [...], aby by ł człow iek w pokoju pod rządem rozum u;

IV. C horoba lepszym czyni, niż inne tru d zen ie ciała; V. C horoby czynią człow ieka w spaniałym ;

VI. C horoba może człow ieka św iętym i doskonałym uczynić; VII. C horoba m a moc oczyścić i zbaw ić”42.

W pow yższych w yw odach u d erzają dwie rzeczy. Pierw sza to absolutny b rak zainteresow ania au to ra m ożliwością odzyskania zdrow ia, co więcej, przekonanie, że jest ono przeszkodą do zbawienia. W śród ty lu pochwał na cześć choroby m ożna chyba tylko żałować, że nie jest się chorym. Sp raw a d ru g a to w ychodzący tu w yraźnie b rak zaufania w możliwości człowieka. A u to r w yraża bow iem przekonanie, że zdrow e ciało nie jest w stanie oprzeć się pokusom i ulega nieo dp artej sile żądz cielesnych. Zdro­ w y człow iek na co dzień k ie ru je się żywiołow ą nam iętnością i dopiero choroba może spowodować jego uspokojenie, poniew aż jest po to, „aby

41 Z. K u c h o w i c z , Obyczaje staropolskie X V 1 -X V III w., Warszawa 1974, s. 81. 42 P a k o s t k a , Medycyna, s. 12-19.

(15)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V I I W . 119

był człowiek w pokoju pod rządam i ro zum u ” . C zujny a u to r pam ięta też 0 ludziach szczególnie pobożnych, u p raw iający ch ascezę. Do nich to sk ie­ row any jest p u n k t czw arty, w yw yższający chorobę n ad zadaw anym i sa­ m em u sobie um artw ieniam i. W szystko to w ynika z obawy, że u p raw ia ­ nie ascezy może spowodować popadnięcie w pychę. Uw agi te skierow ane są przede w szystkim do nadgorliw ych często zakonnic. C horoba czy ból n a tu ra ln y były natom iast powodem do chw ały rzeczyw istej, jeśli się je znosiło z odpowiednim nastaw ieniem .

N auka Kościoła uw ażała ludzi chorych i cierpiących jako szczególnie bliskich Bogu; głoszono m.in., iż „P an Jezu s pow iedział, że kto chce pójść za Nim do nieba pow inien cierpieć choroby”43. Rów nież św iętych przed ­ staw iano jako ludzi chorych i cierpiących, co m iało ich zbliżyć do zw yk­ łych śm iertelników 44. Nieoceniony pod ty m w zględem P ak o stk a podaje liczne przykłady św iętych, z k tó ry ch każdy podobno cierp iał na jak ąś przykrą dolegliwość. Św ięty P aw eł m iał podobno bardzo silne ow rzodze­ nie żołądka, a w chw ilach bólu zw iększał go jeszcze pijąc zim ną w odę45. Choroby św iętych m iały bowiem swój początek w Boskim założeniu, aby święci nie w padali w pychę z pow odu swej doskonałości, a inni m ogli widzieć w nich zw ykłych ludzi. N ajistotniejszą jed n a k przyczyną chorób św iętych było — zdaniem au to ra — to, aby zw ykły człow iek w iedział, że jem u zaleca się naśladow anie św iętych. W obec tak iej a rg u m e n ta c ji m ożna już było głosić bez ogródek, ja k czyni to Januszow ski, że „choro­ ba jest zesłana od P ana Boga dla tw ego dobra, m asz też ją p rzy jąć z cierpliwością dziękując Mu za Jego d a ry ”46. Spokojne zachow anie chorego w ydaje się być w ażne dla autorów , co znalazło u Januszow skiego odbicie w pewnej obietnicy, k tó rą daje chorem u pod w a ru n k iem cierpliw ości: „cierpliwie znosząc chorobę, ty m łacniej możesz w yzdrow ieć ', tru d n o jednak uw ierzyć, że autorow i rzeczyw iście chodzi o fizyczne w yleczenie chorego. Raczej nie chce ujaw niać, o co m u n ap raw d ę chodzi. Dużo p ro ś­ ciej fun k cja choroby, w przygotow aniu przyszłego zbaw ienia, sfo rm uło ­ w ana jest w treści w yjaśnienia, jak ie m a przekazyw ać k a p ła n odw iedza­ nem u przez siebie chorem u. „W iedzieć trzeb a m iły N.N., że choroba to posełek od P an a Boga, abyśm y zawsze gotow i byli n a śm ierć, źle, gdy kto nagle i niespodzianie um rze, bo nie m a czasu pojednać się z Bogiem 1 często bez dyspozycji, bez sak ram en tó w św. u m ie ra ”48. C ierpliw ie i św ia­

43 J. T a z b i r , Historia Kościoła katolickiego w Polsce (1460-1795), W arszawa 1966, s. 112.

44 K u c h o w i c z , Obyczaje, s. 81. 45 P a k o s t k a , Medycyna, s. 12-13.

49 J a n u s z o w s k i , Nauka umierania, s. 33.

47 Tamże, s. 33. *

(16)

dom ie przeżyw ana choroba m a więc być czasem pojednania się z Bogiem, szansą do p rzy stąpien ia do sak ram en tó w św., a dla Kościoła możliwością dotarcia ze sw oją n a u k ą do ludzi, z któ ry m i k o n tak t na co dzień był niem ożliw y. W zw iązku z tym , aby jeszcze bardziej zachęcić czy naw et pośrednio zm usić do korzy stan ia z jego posługi, n auka Kościoła głosiła, w y k o rzy stu jąc narosłe od w ieków w ierzenia, że choroba może być k arą za grzechy. S tą d też i w poradn ik ach w yrażane jest przekonanie: zniósłszy grzechy przez spowiedź, często i choroba u sta je ”40. Jak że tu n iedaleko do sform ułow anej przez M aussa definicji sugerow ania idei śm ierci przez zbiorowość, kiedy to jednostka um iera, ponieważ wierzy, że przekroczyła jak iś n akaz lub zakaz społeczny czy relig ijn y i pow inna ponieść za to karę. W kw estii choroby M auss daje takie w yjaśnienie: „nie ulega w szelako w ątpliw ości, że jeśli jednostka jest chora i w ierzy w nadejście śm ierci, to n aw et w tedy, gdy jej zdaniem choroba została spow odow ana przez jakieś czary lub jej w łasny grzech (pogwałcenie n a­ k azu lub zakazu), w olno n am tw ierdzić, że w łaśnie m yśl o chorobie sta- ,now i „środek—przyczynę” św iadom ego lub podświadomego rozum ow a­

n ia ”50. Pow inno to w zasadzie rozw iać nasze w ątpliw ości, co do słuszności te j definicji w naszym przypadku; Je d n ak pew ne w ydarzenie, opisyw ane przez F. Jaroszew icza w M atce Ś w ię ty c h Polsce, a związane z życiem św iątobliw ego k a rm e lity o. S tefan a K ucharskiego, zdaje się potw ierdzać, że m yślenie tak ie jed n a k funkcjonow ało. Otóż K ucharski nie chciał udzie­ lić rozgrzeszenia ciężko chorej, bogatej kobiecie, chcąc ją zmusić, aby przed śm iercią w ykonała pew ne niezbędne, należne swojej służbie po­ winności. W brew jego zakazow i rozgrzeszenia chorej udzielił inny kapłan, bliski jej k rew ny. Od chw ili pogw ałcenia tego zakazu' zaczęły pojaw iać się liczne zapowiedzi nieszczęść. K obieta ta zm arła i po śm ierci ukazała się m ów iąc, że zn ajd u je się w piekle. Księdzu, k tó ry dał jej rozgrzesze­ nie, w czasie o dpraw iania m szy n a d zw łokam i zm arłej na ornat upadła świeca z k atafalk u , m im o że — jak podkreśla Jaroszew icz — wszyscy stali z daleka od niego i nie było żadnego w iatru. Otoczenie potraktow ało to jako n iechybną zapow iedź jego śm ierci i, jak kończy sw oją opowieść Jaroszew icz, przestępca zakazu św iątobliw ego zakonnika niedługo po tym fakcie zm arł51. T rudno o lepszy p rzy k ład dla zobrazow ania definicji M aussa, nie dowodzi to jed n a k rzeczyw istego jej funkcjonow ania. L ite­ r a tu ra relig ijn a była bow iem gotowa w ykorzystać każdy chw yt do celów m oralizatorskich, a w rażenie niesam ow itości i potw ierdzenie zasady

spra-45 J. M o r a w s k i , Droga przed Bogiem śmierć świętych abo dyspozycja na śmierć dobrą, nauka S. Teologii, i pobożnym i z Pisma Świętego i Oyców SS [...] objaśniona, Poznań 1699, s. 63.

80 M. M a u s s , Socjologia i antropologia, W arszawa 1973, s. 463. 81 J a r o s z e w i c z , Matka, s. 583.

(17)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 1 2 1

wiedliwości, za grzech kara, m usiały trafiać na po datn y g ru n t. W skazuje się tu ta j w yraźnie, że nie m ożna przekraczać nakazów Kościoła głoszo­ nych ustam i jego św iątobliw ych rep rezen tan tó w , poniew aż odstępstw o od nich powoduje opłakane dla każdego skutki. Z treści poradników w y­ nika jednak, że nie bardzo sobie życzono w izyty duchow nego, a n aw et staran o się przed nią bronić. Nie przekonyw ały w idać zapew nienia o uzdraw iających sk utkach spowiedzi. O baw y w yn ikały bowiem z faktu, że przybyw ający przedstaw iciel Kościoła cały swój w ysiłek w k ładał w zapowiedzenie i przygotow anie chorego na śm ierć. D rżąca o zdrow ie i ży­ cie rodzina starała się nie dopuścić *do chorego m yśli o tym najgorszym . Taka postaw a pow oduje k ry ty k ę au to ra p oradnika, k tó ry ta k oto przed­ staw ia zabiegi zatroskanej rodziny: „A jeżeli też, k tó ry zakonnik p rz y j­ dzie naw iedzać go, to go albo nie puszczą, abo n apraw ią, aby go nie s tra ­ szył, a uchow aj Boże, aby m u o śm ierci nie w spom inał”92. M am y tu w ięc do czynienia z konflik tem porządku ziem skiego z rep re z en ta n te m w a r­ tości nadprzyrodzonych, w im ię któ ry ch ten ostatni sta ra się przypom i­ nać o potrzebie przygotow ania się na śm ierć. Rodzina, przedstaw iciel w a r­ tości ziemskich, czyni staran ia, aby nie dopuścić nie ty le do sam ej w izy­ ty, co do w yrzeczenia słowa tab u — śm ierć, bo ja k się spodziewa będzie miało to decydujące znaczenie dla życia chorego. Jeszcze jed ną postacią tego ko n fliktu jest lekarz. Na p rzestrzen i w ieku stosunek autoró w po­ radników do lekarza ulegał pew nym zmianom. P o ra d n ik Januszow skiego wspom ina tu o złudnej nadziei, jak ą sw ym i lek arstw am i stw arza lekarz, odciągając chorego od ratow ania duszy i szykow ania się na śm ierć. W y­ dane w II poł. XVII w. poradniki jezuickie nak azu ją układać stosunki z lekarzem na innych zasadach. D uchow ny w k raczający z „w yrokiem ” śm ierci dla chorego pow inien m ieć pewność, że stan chorego rzeczywiście jest beznadziejny. S tąd też przed ta k ą akcją należało się n a jp ie rw zapy­ tać u lekarza o fakty czn y stan zdrow ia "chorego. Było to. szczególnie w aż­ ne w p rzypadku ludzi prostych, m ających ty lko „odśw iętne” k o n tak ty z Kościołem, bo jak się w ydaje, przekonanie, że trzeb a się gotować na śm ierć w raz z pojaw ieniem się duchow nego m usiało być silnie zakorze­ nione, skoro znalazło swe odbicie n aw et w poradnikach. Tak więc poja­ wienie się duchownego z zapowiedzią śm ierci zaczynało no w y etap, decy­ dujący o jakości przygotow ania do śmierci.

II. CZAS BLISKIEJ ŚMIERCI

Przygotow anie do śm ierci prezentow ane przez poradniki dobrego um ie­ rania, mimo iż au to rzy w ydają się przyw iązyw ać do niego przez cały

(18)

czas ogrom ną w agę, dopiero w tej fazie zaczyna się ta k napraw dę. Dzieje się to z tej prostej przyczyny, że przez czas dobrego zdrow ia czy naw et choroby istn iała niepew ność zw iązana z brak iem k o n tro li i w pływ em n o r­ m alny ch sp ra w życiow ych, k tó re w każdej chwili m ogły oderw ać czło­ w ieka od dostatecznej tro sk i o w łasną duszę. Śm iertelna choroba i zwią­ zane z nią dolegliwości, odpow iednia pomoc duchow na czuw ająca nad u m ierającym , wreszcie sam o przekonanie chorego o w łasnej, bliskiej śm ierci pozw alało rokow ać z dużą pewnością, że będzie on całkowicie p o d atn y na podaw aną naukę. N ajw ażniejsze jednąkże spodziew ane dzia­ łanie śm ierteln ej choroby, to oderw anie od m arności tego św iata, bowiem „odcina od serca w szystkie m arn e a ffe k ty do person y innych rzeczy tego żyw ota, ab y człow iek w idząc się blisko końca, ze w szystkich się wyzwolił, poniew aż do upew nienia sobie zbaw ienia wiecznego potrzeba tego, y lepiej jest o jed n y m oku albo jednej nodze wniść do K rólestw a Niebieskiego, niż o dw u do p iek ła”53. A utorzy zdają więc sobie spraw ę, jak ciężko jest zw ykłem u śm iertelnik o w i opuścić „m arności tego św iata”, skoro używa się ta k drasty cznych porów nań. Są jed n a k w tej spraw ie bezwzględni, gdyż chodzi im o osiągnięcie najw yższego celu — K rólestw a Niebieskiego.

Oczywiście pojęcie czasu bliskiej śm ierci obejm uje więcej znaków przyszłej śm ierci niż ty lk o choroba. Pisze o ty m precyzyjnie Januszow - ski: „Czas bliskiej śm ierci te n się zowie, kiedy albo sam człowiek rozu­ m ie sądząc po sobie czuje, albo dru d zy baczni sądzą, albo lata wielkie z chorobą niebezpieczną o bliskiej śm ierci pew nie tu szą”54. W idać z tego, że a u to rz y nie dysponują lub nie chcą podaw ać szerszych porad w przy­ pad k u inn ych m ożliw ych sposobów śm ierci. Oczywiście życie m a swoje praw a i k ard . B ellarm in daje ra d y np. żołnierzom, aby nie w alczyli w w o jn ach n iespraw iedliw ych i nie obciążali serca grzecham i śm ierteln y ­ m i55. W tedy są oczywiście szanse zbaw ienia, ale o pójściu w prost do nieba nie m a co' m arzyć. P rz y k ła d y przygotow ania żołnierzy do śm ierci znaj­ d u jem y w P am iętnikach Paska. K ierow ał nim i w ojskow y kapelan, oczy­ w iście jezuita. „Mówił potem z nam i ak t sk ru chy i w szystkie cyrkum - sta n c je te, co się zachow ują z owemi, k tó rzy już pod miecz idą. [...] Ru­

szyło się wojsko^ żebyśm y P an a Boga wzięli na pomoc, wcześnie tę za­ częli igraszkę. Idąc tedy, każdy sw oje odpraw ow ał nabożeństwo: śpiew a­ nie, godzinki, kapelani na koniach, jadąc słuchali spowiedzi. K ażdy się dysponow ał, żeby był jak najgotow szy na śm ierć”5“. S tarano się więc i tu ta j nie pozostaw iać ludzi bez przygotow ania chrześcijańskiego, co w ięcej, każd y z żołnierzy wiedział, że tak ie przygotow anie jest m u

po-53 P a k o s i k a , Medycyna, s. 255.

54 J a n u s z o w s k i , Nauka umierania, s. 172. 55 B e l l a r m i n , Nauka dobrego, s. 196. 58 P a s e k , Pam iętniki, s. 29, 136.

(19)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W . 123

trzebne i na swój sposób s ta ra ł się je czynić. Istnienie przygotow ania do śm ierci na polu bitw y jest osobnym, bardzo in te resu jąc y m problem em . Nie zmienia to jed n ak fak tu , że d la ' n a u k i głoszonej przez porad nik i śm ierć dobra to przede w szystkim śm ierć n a tu ra ln a , poprzedzona chorobą

i czasem na przygotow anie. '

T e s ta m e n t

W XVII w. powszechną form ą przekazyw ania ostatniej w oli był spo­ rządzany na piśm ie testam en t z urzędow ym i pieczęciami, św iadkam i i egzekutoram i. Możliwości i potrzebę sporządzenia te sta m e n tu doceniali przede w szystkim ludzie coś posiadający, choć często i niepiśm ienni chło­ pi przekazyw ali ustnie sw oją wolę rodzinie i była ona w ykonyw ana z ca­ łym szacunkiem . We w szystkich w arstw ach społecznych, w m iarę posia­ danych środków, starano się nie rezygnow ać ze sporządzania testam en tu , a to przynajm niej z kilku powodów; człow iek sporządzający testa m e n t wiedział, że będzie w ysłuchane i zapisane to, co powie, a przecież tak a możliwość nie m usiała się trafiać, w przeciętnym życiu, zbyt często. Nie sposób więc było nie skorzystać z tej i ta k okupionej bliską śm iercią cząstki posłuchu57. U człowieka m ajętnego spraw ą podstaw ow ą był po­ dział dobytku takim sposobem, k tó ry by g w arantow ał w zględną p rzy ­ najm niej pewność jego trw ałości. T estam en t daw ał p odjęty m decyzjom sankcję religijną, k tó ra dla sporządzających te sta m e n t m iała podstaw ow e znaczenie. T estam en t człowieka XVII w. był bow iem przede w szystkim aktem o ch arak terze religijnym . Dlatego też w procesie jeg o k ształto w a­ nia nie mogło zabraknąć pom ocników i w skazów ek ze stro n y Kościoła. P oradniki dobrego um ierania dość szczegółowo zajm u ją się form ow aniem treści potencjalnego testam en tu . W ynikało to z wagi, jak ą w procesie przygotow ania do śm ierci m iał odgryw ać testam en t. „{...] przednia rzecz nauki dobrej um ierania należy w o statniej w olej abo testam encie, aby był dobrzć sporządzony i napisany. D obry bow iem człow iek um ierać nie m a bez te sta m e n tu ”58. T estam ent bowiem dowodził, że u m ie rają cy pozo­ staw ia po sobie św iat zorganizow any i u porządkow any zgodnie ze sw oją wolą, dlatego też może um ierać spokojnie pew ny w artości swoich ziem ­ skich dokonań. Człowiek dobry pow inien p rzy ty m skorzystać z sugestii podsuw anych m u przez autorów kościelnych.

N ajbardziej, ja k się w ydaje, interesow ały ich rozm iary szczodrobli­ wości testato rów w zględem Kościoła. O baw a, że obietnice złożone przez

57 W testam entach mieszczan lubelskich są przypadki częstego w ykorzystyw ania testam entu do wyrównania porachunków czy wypomnienia poniesionych krzywd.

(20)

um ierającego m ogą być nie d otrzym ane po jego śm ierci spowodow ała za­ pew ne pow stanie następującego zalecenia: „Naprzód ted y pam iętaj, abyś żadnem u p rzyjacielow i ani naw et rodzicom nie dufał, kiedyć obiecują żeć chcą po tw ej śm ierci dobrze czynić”58. Chodzi tu o to, aby um iera­ jący za życia przekazał obiecane przez siebie d a ry Kościołowi, a pozosta­ łe leg aty i darow izny w yraźnie uw zględnił w napisanym przez siebie testam encie. Oczywiście au to rzy p ragną tego wszystkiego w celu zapew ­ nienia um ierającem u ra tu n k u na tam ty m świecie, czego chciwa rodzina i p rzyjaciele m ogliby go pozbawić, rozdzielając dla siebie przeznaczone na Kościół fundusze. Dalsze poradnikow e wskazów ki w yraźnie idą w tym w łaśnie k ieru nk u: ,,[...] p am iętaj, że czynić nie możesz żadnego legatum pew niejszego, i któ re pożyteczniejsze duszy tw ej było jako Msza Św ięta [...]. Zawsze pom ocna byw ała i jest Msza Św ięta duszom u m arłym i w czyśćcu będącym . [...] pam iętaj, abyś ta k sporządził sw oje legata, żeby zaraz skoro po śm ierci tw ojej były w ykonane, ale osobliwa Msza Świę­ ta ”60. To bardzo silne p refero w an ie znaczenia m szy św iętej dla po­ śm iertnego ra tu n k u duszy znalazło sw oje kry tyczne odbicie w poradni­ kach protestanckich. Tłum aczony w Polsce poradnik szkockiego p ro te ­ s ta n ta W ilhelm a Coopera w yraźnie ten d ency jn ie stw ierdza: „Nie lepszych uciech Kościoła Rzym skiego słuchacze doznaw ają od swoich nauczycie- lów, poniew aż ich w y p ra w u ją z tego św iata bez żadnej nadzieje o zba­ w ieniu swoim , a próżno ich k arm ią obietnicą o przyszłej pomocy, którą im po śm ierci obiecują sporządzić, na w ybaw ienie dusz ich z mąk, a zwłaszcza przez częste odpraw ow anie, jako oni mówią Msze Ś w iętej”61. P ro te stan c k i a u to r pom inął tu św iadom ie szereg środków, k tó re Kościół katolicki „dysponow ał” swoim w iernym , ale nie przesadził w szczegól­ nym po dkreśleniu znaczenia przyw iązyw anego do m szy świętych.

A utorów in te resu je też zaw arta w testam encie problem atyka świecka, i tu sta ra ją się daw ać sw oje rady- Pisze więc jezuita M orawski, w jaki sposób te sta m e n t m a rozstrzygać sp raw y rodzinne: „O patrzyć co należy żonie, naznaczyć opiekunów synom w m łodszych latach będących. Jeżeli m ożna naznaczyć dziedzica, to w edług rozum u, nie w nienaw iści abo z e m -1 sty, abo m iłości m niej p o rząd n ej”62. N iew ątpliw ie porady te były uzna­ w ane za słuszne, niezależnie od ich sform ułow ania przez M orawskiego. Dla niego jed n a k są tylko w stępem do coraz bardziej idealnych propo­ zycji. I ta k np. uważa, że „Żołnierze, jeśli na w ojnie rab u ją miasto,

po-58 Tamże, s. 26. 80 Tamże, s. 27.

81 W. C o o p e r , T ryu m f sławny nad śmiercią, tłum . Aleksander Cień, Toruń 1653, s. 9.

(21)

P R Z Y G O T O W A N IE D O Ś M IE R C I W X V II W 125

w inni potem tem u m iastu nagrodzić”03. Podobnie idealistyczne są jego w ystąpienia przeciw ko ta k rozpow szechnionej barokow ej pom pie pogrze­ bow ej04. Stw ierdza zatem z dużą znajom ością rzeczy: „Strzec się p o trze­ ba, aby na pogrzeb niepotrzebnych nie naznaczać kosztów, jak ie są na pam iątki m arm urow e, bogate katafalk i, b an k iety dla przyjaciół zbytecz­ ne”05. Zna więc M oraw ski rzeczyw istość i dlatego p ró b u je na nią w p ły ­ nąć, starając się skierow ać m yśli bogatych testa to ró w w b ardziej p ra k ­ tyczne, choć też pow iązane z Kościołem kieru nki. „Jeżeli jest ta k w iele dostatków, lepiej mieć resp ek t na duszę w łasną, aby po śm ierci m iała ratu nek , nakazując jałm użny, ofiary św ięte i insze pobożne uczynki, ja ­ kie są fundacje na w yżyw ienie ubogich, na pomoc sierotom , na ozdobę kościołów, na Mszę za będących w grzechu śm iertelnym , za konających, za dusze w czyśćcu będące [...]”°6. J e st w ty m swoim a ta k u na n ad m iern y zbytek rzecznikiem realizow anej, z różnym zresztą skutkiem , po lityk i Kościoła.

W śród w szystkich porad, jakie podają au torzy w celu praw idłow ego napisania testam en tu , b ra k u je w skazań zw iązanych z fo rm u łą relig ijną, początkującą zw ykle testam en t. J e st to jed n a k św iadom y zabieg ze stro ­ n y autorów , zw iązany z p rzy ję tą przez nich koncepcją oddzielania rzeczy , świeckich od duchowych. Zasadę tę w sposób w y raźn y p rzed staw ia Mo­

raw ski pisząc: „D w ojaki testa m e n t zw ykli czynić ludzie pobożni. P ie rw ­ szy bywa, którym rozporządzają o dobrach pow ierzchow nych i doczes­ nych, drugi, w k tó ry m rozporządzają o duszy sw ojej i dobrach je j”67. W praktyce jed n ak obie form y byw ały łączone, czego dow odem jest fakt, że podana przez jezuitę M oraw skiego form uła te sta m e n tu duchow ego b y ­ ła jedną z najbard ziej p o pularny ch form w łaśnie w te sta m e n ta c h św iec­ kich. „Rozporządzenie dóbr m oich tak ie czynię. M am ciało i duszę. P o ­ w racam ted y ciało ziem i i życzę, aby żadnej czci po śm ierci nie m iało, które niegodne jest. Duszę zaś pow racam Bogu S tw órcy m em u O dkupi­ cielowi i N ajw yższem u P a n u na w łasność nieodm iennie daję i o fia ru ję ”68. Tak więc sporządzanie te sta m e n tu duchowego m usiało być dokonyw ane przede w szystkim przez osoby zakonne i szczególnie pobożne osoby świec­ kie. T estam ent tak i należało bow iem sporządzić będąc jeszcze zdrow ym , w czasie choroby natom iast trzy m ać p rzy łóżku i często przypom inać za­ w a rte w nim zobowiązania. W zorce w tej dziedzinie są przez autorów

83 Tamże, s. 43.

84 Informacje na te n tem at można znaleźć w książce J. A. Chrościckiego Pompa funebris (Warszawa 1974).

85 M o r a w s k i , Droga, s. 50. 68 Tamże, s. 47.

87 Tamże, s. 59. 88 Tamże, s. 45.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Lutra, była wieś Lubanice 3. Okres ten dał też kilku wybitnych przedstawicieli kultu- ry, którzy wywodzili się z ludności łużyckiej, np. Jana Solfę czy Mikołaja

Zajęcia szkoleniowe odbywały się z wykorzystaniem bazy szkoleniowej JW-1934 w Chełmie, a prowadzili je żołnierze zawodowi, oddelegowani przez dowódcę jed- nostki

Poruszane przez rodziców kwestie, które stanowią dla nich ułatwienie w procesie adaptacji do rodzicielstwa dzieci z niepełnosprawnością dotyczą możliwości

When developers are able to be transparent about the choices they have made—for instance, about the reasons for why they made the decisions they did about which evidence was best,

500 rękopisów Litewskiego Państwowe- go Archiwum Historycznego w Wilnie, znajdujących się obec- nie w Kownie oraz Litewskie Państwowe Archiwum Akt Nowych (Autorka mogła

Okoliczności powstania tego dzieła, jego treść ikono- graficzną i ideową oraz możliwe funkcje, jakie miało pełnić w życiu konwentu, także w związku z reformą klasztorną,

Dokonując analizy względnych zmian średnicy źrenicy podczas pierwszych fiksacji badanych na treści zadania, z łatwością moŜemy dostrzec znaczne zróŜ- nicowanie wartości

Największa ilość tych prac — 42 prace — ma za temat treść audycji — strukturę treści, historię programów, ocenę; 31 prac dotyczy różnych zagadnień recepcji