J Ó Z E F S I E M I E Ń S K I
P r z e m ó w i e n i e w y g ło s z o n e dn. 12 m aja 1926 r. na P o w ą z k a c h .
M am sobie zlecone uczestnictw o w dzisiejszym przesm utnym ob rzędzie imieniem Polskiego Tow arzystw a Historycznego i wypow ie dzenie słów pożegnania nad grobem od Tow arzystw a Naukowego W arszawskiego.
Pol. Tow arzystw o H istoryczne skupia dzisiaj w swoich szeregach historyków i miłośników histo rji z całej Polski, Tow arzystw o N auko we W arszaw skie — pracow ników naukowych ścisłych w szystkich dziedzin wiedzy. Obydwa m ają względem Zm arłego długi w dzięcz ności, obydwa czciły Go za życia i czcić b ęd ą zawsze Jego pam ięć za zasługi dla nauki wogóle i dla h istorji zwłaszcza.
Ś. p. W ład y sław Sm oleński nie był w praw dzie gorliwym u czest
nikiem zebrań, unikał pracy zbiorowej. A jednak ilekroć wi
dział, że udział jego jest potrzebny do utw orzenia i ugruntow ania p la cówki, niezbędnej dla postępu nauki — w ychodził ze swojej samotni, albo podejm ow ał prace indyw idualne w myśl planów i potrzeb zbio rowości.
W ięc kiedy pow staw ało Tow arzystw o Naukowe W arszaw skie, kiedy trzeba było w ytw orzyć atm osferę chętnej i zgodnej w spółpracy na- w ew nątrz, a nazw iska znane ogółowi dać na oparcie organizacji — nie uchylił się, stan ął karnie w szeregu, nie bacząc na żadne zad a wnione spory polemiczne, w szedł do grona członków założycieli, a po tem objął p rze w "'1 ictwo w Komisji H istorycznej, W arszaw skie To w arzystw o M iłośników H istorji, wchodzące dzisiaj w skład ogólno polskiego Tow arzystw a Historycznego, liczy go w szeregu redak torów swego organu — „P rzeglądu Historycznego" i przew odniczących Ko m isji M etodologicznej, chlubi się dwoma Jego tomami swojej Biblio teki, poświęconej dziejom W arszaw y.
To są długi wdzięczności zrzeszeń, jako takich, W dorobku Zm ar łego stanow ią te prace zaledw ie drobną cząstkę. W ielokrotnie więcej zdziałał w swojej odosobnionej pracowni, stam tąd przyśw iecając nam wzorem bezprzykładnego w ysiłku twórczego.
2 NAD TRU M N Ą W ŁA D Y SŁA W A SM O LE Ń SK IEG O
Jeg o indyw idualność naukow a m a zarysy w yjątkow o pełne, wy kończone i mocne. Zam iłow ania kierow ały Go ku historji M azow sza, dzielnicy, z której pochodził, ku historji tutejszej szlachty drob nej, najbliższej jego sercu. Epoką, k tó ra go zajm ow ała najb ardziej, była druga połowa wieku X V IiI-go. Żywioł, k tó ry najbardziej za ciążył n a d losem Polski przez to, że nie dorósł do praw , jakie sobie n a d a ł, i epoką, w której nastąpiło O drodzenie, pogłębiające traigczne zagadnienie upadku. N adto, płacąc daninę duchowi czasu, poświę cił stu d ja szczególne w yzw oleniu się ducha oświeconego z pęt obsku
r a n t y z m u czasów saskich.
Te swoje stu d ja specjalne poprzedził badaniam i n ad histo rją nauki, n a d cechami i genezą naszych szkół historycznych, pogłębił przem y śleniem całości dziejów ojczystych tak gruntownem , że na wezwanie przyjaciół mógł napisać swoje „Dzieje narodu polskiego“ podobno w rok niespełna. W tem dziele zaznaczyło się dobitnie jego w y kształcenie praw nicze i historyczno-praw ny pu nk t widzenia. Z n aj dujem y w niem oprócz historji politycznej znakom ite na swój czas opracow anie t. zw. histo rji u stro ju Polski.
Tak doskonale postaw ionej pracy nad całością i n a d szczegółami nie brak zwieńczenia syntetycznego, wyrażonego zarówno w podziale „D ziejów “ na okresy, jak w krytyce „Szkół historycznych w P olsce“.
W szystkie te prace — zarówno monograficzne, jak ogólne, — ce chuje w łasny jego, · szczególny styl w najszerszem słowa zn a czeniu. Szczególny jest tem, że łączy solidność naukow ą z wielkim tem peram entem , surow ą prostotę z bogactwem w yrazu. W ykład jest pozbawiony wszelkiej kwiecistości i tych w szystkich ozdób i barw nych a niepew nych szczegółów, jakiem i zw ykła wabić czytelnika ła twość hipotetyzow ania i wdzięk zamierzony. N atom iast w tych pro stych zdaniach, złożonych ze słów prostych, w ich zestaw ieniu ści- słem, żołnierskiem — tyle tętni krwi żywej, ty le jest mocy przeko nania, tak a swoboda w wyborze, tyle jest rozumnego, syntetycznego skrótu, że czytelnikowi ukazuje się przed oczyma obraz plastycz ny a ruchom y, że widzi i wyczuwa w nim p raw d ę życia.
To życie zdaw na zam ierzchłej przeszłości um iał prosterni śro dk a mi w yczarow ać historyk dlatego, że odczuwał mocno życie sobie współczesne, naw et kiedy się odeń tak bardzo odsunął.
Nie m iał ambicji ani upodobań działacza społecznego. A le p rze cież nie brakło go w śród czynnych, ilekroć w ażyły się spraw y w iel kie. Do końca życia pozostała Mu ta wrażliwość na spraw ę publicz ną, która Go dzieckiem dw unastoletniem w roku 1863-im w ygnała chyłkiem z domu do p a rtji pow stańczej. Z żalem, chociaż i z
uzna-3 X A D T R m r.V A W Ł A D Y S Ł A W ,! SM O L E Ń S K IE G O 3
niem mówił później o tym dowódcy, który go po ojcowsku, dobrotli wie a stanowczo, w ypraw ił z pow rotem do domu.
W młodości i długo w czas wieku męskiego b rał udział w jawnej w alce społecznej pod sztandaram i pozytyw izm u i w tajnej — z n a jeźdźcą i z tymi rodakam i, którzy mu ulegli. Ja k że wymownie bronił tak n ied a w n o — kilka tygodni tem u zaledw ie — pozytyw izm u i haseł pracy organicznej p rzed zarzutam i rezygnacji politycznej. On rozu m iał ten p rąd tylko jako nowoczesną postać tej sam ej odwiecznej w alki polskiej — narodu o niepodległość; duchową współcześnie, po lityczną w przyszłości.
Tej walce przyśw iecała n ad zieja — ta nieokreślona, ale przecież silna, znana tak dobrze wszystkim , co nie czekali wybaw ienia z zało- żcnemi rękoma, co nie poprzestaw ali na noszeniu Polski w sercu i c.o- najw yżej białego orzełka na zapinkach. Tej nadziei wyrazem była cała praca jego życia. Tą w alką była jego działalność pedagogiczna i naukowa,
W czasach, kiedy osiągnął dojrzałość naukową, panow ała w
historjograf ji niepodzielnie tak zwana szkoła krakow ska, szkoła p e symizmu historycznego, k tó ry się odbił silnie na życiu połitycznem w postaci rezygnacji. Smoleński był innego zdania naukowego, inne go także przekonania politycznego. Z ebrał m a te rja ł spokojnie i p ra cowicie, a uderzył z praw dziw ą furją. Znać było, że poprzez błąd historyczny widzi w kierunku krakow skim źródło szkodliwych refle ksów politycznych, że oprócz historyka przem aw ia przezeń wrażliwy a pewny swojej praw dy człowiek dnia bieżącego.
W ielkim aktem walki z program am i i nastrojam i rezygnacyjnem i były też jego ,,Dzieje n a ro d u “ ogólne. H istorji wiecznie sądzącej przodków za winy popełnione i niepopełnione przeciw staw ił prosty, poważny i przedm iotow y obraz przeszłości i samem tem potrakto w a niem nie m oralizatorskiem , ale badaw czem wyw oływ ał w czytelni kach w rażenie naturalności i historycznej konieczności głównych linij rozwoju, które h isto rjä pow ołana jest przedew szystkiem badać, a nie sądzić z doktryną najczęściej anachroniczną jako spraw dzianem w ręku.
Tysiące czytelników zaw dzięcza Mu — nieświadom ie często — zdrow y stosunek do przeszłości narodow ej, tw órczą w iarę w p rz y szłość. N iejeden badacz dzisiejszy zawdzięcza M u zainteresow anie histo rją ojczystą, zainteresow anie zwłaszcza zjaw iskam i ustrojow e- mi, którym groziło zepchnięcie w k ą t zjaw isk dziwacznych a p rzy krych, pozbawionych logiki historycznej, nie w artych dalszego b a d a nia, że wspomnę tylko sejm ik i konfederację, przedstaw iane ogółowi, że tak powiem, w zdegenerow anych egzem plarzach. A ileż zdziałały
NAD TR U M N Ą W Ł A D Y SŁ A W A SM O LE Ń SK IEG O 4
jego w ykłady, niezm ordow anie prow adzone w najcięższych w aru n kach, po konspiracyjnych m ieszkaniach, po zakątkach szkół, pilnow a nych przez policję i nadzór szkolny?
Doczekał spełnienia się m arzeń. Danem M u było w ykładać sw oją historję z k a te d ry stołecznego uniw ersytetu N iepodległej R zeczypo spolitej. Do jej odrodzenia przyczynił się bardzo — trudno określić, jak bardzo. Bo R zeczpospolita odrodziła się dzięki okolicznościom pomyślnym, ale nie p r z e z nie. O drodziła się, bo n aród p rzetrw ał niewolę, przetrw ał zarów no ucisk jednych, jak kuszenia innych, p rze trw ał dzięki takim, jak Ten pracownikom. W nich tylko, w tych nie licznych żyła praw dziw ie Polska w czasach niewoli.
W śród tych niewielu był jednym z pierwszych, jeżeli nie n ajpierw - szym w niepodzielnem oddaniu się pracy. Rankiem w ykłady, potem p raca zarobkow a w urzędzie, a potem jeszcze tyle i tak intensyw nej pracy naukow ej, że pow stał z niej dzieł szereg długi, na jaki rzadko który badacz w najlepszych w arunkach się zdobył.
A jak przedziw na była prostota, z jaką tego olbrzymiego w ysiłku dokonywał! Mówił nam kiedyś, w rzadki wieczór spędzony w licz niej szem gronie, że p raca pedagogiczna w owych kom pletach, na które tyle sił traw ił — nie przynosi owoców, że i p rac a naukow a u nas nie zn ajd u je oddźwięku, nie w yw iera wpływu. Z apytałem go, jak z ta- kiem poczuciem godzić tę w ytrw ałość i tę wielką ilość pracy, na jaką się zdobywa. O dpow iedział to tylko: „Trzeba czemś zapełnić prze- paścistość życia“ ,
Z takim oto prostym a pańskim gestem ten człowiek oddał życie na służbę dobrej spraw ie.