• Nie Znaleziono Wyników

"Fikcja wydarzeń ściśle rzeczywistych"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share ""Fikcja wydarzeń ściśle rzeczywistych""

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Rozmowy

„Fikcja wydarzeń ściśle rzeczywistych”.

Z Sergem Doubrovskim rozmawia Anna Turczyn

Serge D oubrovsky u rodził się w Paryżu w 1928 roku. Jest au to rem powieści: Le Jo u r S (1963), L a Dispersion (1969), Fils (1977), Un amour de soi (1982), L a vie l ’in­

stant (1985), Le Livre brisé (1989, P rix M édicis), L ’après-vivre (1994), Laissé pour coiite (1999, P rix de l ’E crit intim e) oraz dzieł teoretyczno-krytycznych: Corneille ou la dialectique du héros (1964), Pourquoi la Nouvelle critique: critique et objectivité (1966), L a Place de la Madeleine: Ecriture et fantasme chez Proust (1974), Parcours critique: essais (1980), Autobiographiques: de Corneille à Sartre (1988). Początkowo zw iązany był z ru ch e m „N ouvelle c ritiq u e ”, po tem zw rócił się ku psychoanalizie.

Jej wpływ w yraźnie zaznacza się w jego pow ieściach od połow y lat siedem dziesią­

tych, kiedy to D oubrovsky nazw ał i zdefiniow ał na czw artej stro n ie o kładki Fils ’a pojęcie „autofikcji” l. Jest profesorem lite ra tu ry francuskiej na uniw ersytecie w N o­

wym Jo rk u M ieszka we F ra n cji i w S tanach Zjednoczonych.

A N N A T U R C Z Y N : W roku 1966 by t pan ju ż autorem: powieści Le Jo u r S i dzieła C orneille ou la dialectiq u e du héros. B y ł to czas gorących dyskusji w świecie literac-

N S. D oubrovsky Fils, roman, wyd. I, E d itio n G alilée, Paris, 1977. N ota od autora na czwartej stronie okładki: „A utobiografia? N ie, to przyw ilej zarezerw ow any dla w ażnych tego św iata, u schyłku ich życia, w pięknym stylu. F ikcja w ydarzeń i faktów ściśle rzeczyw istych; jeśli się chce, autofikcja, zaw ierzenie języka przygody - przygodzie ję z y k a ...” („A utobiographie? N on, c ’est un privilège réservé aux im p o rta n ts de ce m onde, au soir de leu r vie, et d a n s un beau style. F iction, d ’événe­

m en ts et de faits stricte m e n t réels; si l’on veut, autofiction, d ’avoir confié le langage d ’une aventure à l’aventure d u la n g a g e ...”).

(2)

kim. Pańska książka P ourquoi la N ouvelle critique: critiq u e et objectivité, wtedy właśnie wydana, stała się również głosem w polemice. Jakie stanowisko przyjął pan wo­

bec krytyki Raymonda Picarda? J a k i był pański stosunek do B arthes’a?

SERG E DOUBROVSKY: P orusza p a n i kw estię nieco już odlegią, bo Pourquoi la Nouvelle critique zostaia w ydana w 1966 ro k u i w łaściw ie już nie zajm uję się taką krytyką. Je d n ak spróbuję odpow iedzieć.

W ta m ty m czasie „krytyka lite ra c k a ” byia o b iektem w ielkich dyskusji teo re­

tycznych we F rancji. N ie da się tego porów nać z sytuacją w spółczesną. Istn ia ia w tedy „tradycja u n iw ersytecka” - przy k ład em jest R aym ond P icard - sięgająca końca X IX w ieku albo naw et w cześniej. Byia to tradycja francuska, która polegaia na o b ja śn ia n iu książki w op arciu o życie jej autora, o to, co się o n im wie, p ró b u ją ­ ca w yjaśnić, jak książka zostaia „w yprodukow ana” przez to życie. W 1966 n astąp iła to ta ln a reakcja na ta k i rodzaj krytyki. Ten ru c h w iaśnie nazw ano „nową k ry ty k ą”

(la nouvelle critique) - jest to te rm in b ardzo szeroki, jak nouveau román. W Cerisy- -la-Salle odbyia się w tedy w ielka konferencja pod k ie ru n k ie m G eorges’a P ouleta, pośw ięcona now ym drogom krytyki literack iej, w której i ja b raie m udziai. C hcie­

liś m y p o s trz e g a ć lit e r a t u r ę ju ż n ie ja k o r e z u lta t ży c ia h is to ry c z n e g o , czy h istorycznych realiów epoki, już nie z perspektyw y życia autora, ale z p u n k tu w idzenia te o rii dotyczących n a tu ry pism a. Z jednej strony przez stru k tu ralizm : o b ja śn ia n ie dzieia w o p a rc iu o fu n k cjo n o w a n ie s tr u k tu r y jego języka, często z uw zględnieniem antropologii, lingw istyki. N a u k i hu m an isty czn e b ardzo in sp i­

rowały pew ną część „nowej k ry ty k i” . Je d n ak nie m nie. W Pourquoi la Nouvelle cri­

tique p o djąiem tę kw estię z p u n k tu filozoficznego - byiem w tedy u czniem Sar- tr e ’a, trochę egzystencjalistą. D la m n ie książka stanow iła sposób przedstaw ienia k onkretnej egzystencji, stąd w ybraiem taką m etodę analizy. N a przy k iad w Corne- ille ou la dialectique du heros, m ojej pracy doktorskiej, próbow ałem pokazać jak ew olucja te a tru C o rn eille’a, ogrom na i n ieredukow alna do czterech n ajsły n n ie j­

szych sztuk, ale obejm ująca p o n ad trzydzieści dram atów , w yjaśnia się w o parciu o schem at, k tó ry H egel zdefiniow ał jako dialektykę pan a i niew olnika (maitre et esclave). Byio to podejście filozoficzne. C hciaiem w te n sposób określić bohatera- -herosa jako tego, który przezw ycięża swój strach p rze d śm iercią w kon fro n tacji z In n y m i staje się panem , jeśli ów In n y się boi i ak ceptuje swoje podporządkow a­

nie. Jest to p rzestrzeń dialektyki, ustaw ienia naprzeciw, gdzie każdy ryzykuje swoje życie. To porusza caiy te a tr C o rn eille’a. M ożna by więc pow iedzieć, że ja wysze­

dłem z p u n k tu filozoficznego, in n i od n au k hum anistycznych.

R o lan d B arth es - to cziow iek w szystkich p u n k tó w w id zen ia, z ogrom nym , w szechstronnym w ykształceniem : raz byi lingw istą, to znow u antropologiem . Jego znakom ita książka S ur R a d n e byia czysto literacką refleksją o sensie trag e d ii u Ra- cin e’a, bez m ów ienia o życiu R acine’a. To byio stu d iu m tekstu.

M yślę, że to, co n apraw dę w yróżnia krytykę uniw ersytecką, w łączając Picarda, żywą zresztą i dziś, to ro zu m ien ie lite ra tu ry w oparciu o h isto rię literac k ą, na którą skiada się i h isto ria in dyw idualna osoby, i h isto ria czasu. P rzeciw nie, caia

„nowa k rytyka” z rozm aitym i w ariantam i, bo w sum ie każdy w idziai rzeczy z wiasnej

(3)

perspektyw y, pojm ow ała tekst sam w sobie, tekst p rzede w szystkim . W iadom o, że istn ieje tekst i autor, ale tekst jest zawsze b ardziej donośny, odrębny od autora.

W szystko stało się na w skroś te k stu a ln e, z ujęciem p u n k tu w idzenia filozofii albo h u m an isty k i. To w łaśnie w yróżniało „nową kry ty k ę” lat sześćdziesiątych. W tedy była to w ielka w alka in te le k tu aln a, dzisiaj już n ie m a zw yczaju bicia się o to, jak krytykow ać; po p ro stu każdy profesor m a swoją m etodę. Stara tradycja historycz­

na czy historyków rów nież m a swoje m iejsce, ale dzisiaj jest już b ardziej subtelna,

„ro z u m n a” niż w przeszłości.

A.T.: Z pańskich książek wynika, że świetnie pan zna psychoanalizę od strony teorii i praktyki. „Stosuje” ją pan jako metodę krytyczną, jako sposób analizy tekstów literackich.

Analizuje pan Prousta, Sartre’a, siebie. J a k zaczęła się pańska przygoda z psychoanalizą?

S.D.: To dobre pytanie. W iedza, któ rą m am , i użytek, jaki z niej robię, są w yni­

k iem p rzede w szystkim dośw iadczenia osobistego. W 1968 ro k u um arła m oja m a t­

ka. To spow odow ało u m nie straszną depresję i p oddałem się analizie, która z p rze­

rw am i trw ała praw ie 10 lat; mój analityk2 pozw alał m i w yjeżdżać na parę m iesię­

cy do F ran cji, nie w ym agał stałej obecności. Zaczęło to m ieć duży wpływ zarówno na m oją krytykę literacką - słusznie przyw ołuje p a n i P rousta, S artre’a3 - jak i na m oje pow ieści. Jednocześnie na przy k ład zanalizow ałem krytycznie Les Mots i za­

stosow ałem w jednej z m oich książek4 całą serię „psychoanaliz” S a rtre ’a, za in sp i­

row any w łaśnie ta k im podejściem .

C hciałbym jed n ak dorzucić, że to nie tylko dośw iadczenie osobiste pchnęło m n ie w k ie ru n k u psychoanalizy. To rów nież le k tu ra dzieł F reu d a, do której za­

p rzęgłem się, kiedy p o ślu b iłem A ustriaczkęó. N auczyłem się niem ieckiego i choć n igdy nie m ów iłem b ardzo dobrze po niem ieck u , z w iny m ojej m atk i, to m ogłem czytać F reu d a w oryginale. Z atem in teresu je m n ie to nie tylko od strony praktyki.

W ta m ty m czasie studiow ałem świeżo w ydane Écrits Lacana. Byłem w tym n u rcie od strony p rak ty k i jako p isarz i na p lan ie te o rii jako krytyk. W ówczas oddaliłem się już od filozoficznej analizy, takiej jak w Corneille ou la dialectique du héros. P od­

jąłem nowy rodzaj krytyki, in sp iru ją c się psychoanalizą, a początek tej „przygo­

dy ” to początek m ojej analizy w m a rc u 1968 roku.

- / A n alitykiem tym był m ieszkający w Nowym Jo rk u R obert A keret. A u to r m .in.

książki przetłum aczonej na język fran cu sk i jak o :T quoi sert la psychanalyse? (1998), gdzie jed n ą z postaci jest francuski pisarz i k rytyk Sacha A lexandrovitch - chodzi oczywiście o Serge’a D oubrovskiego. A keret w A quoi... pokazuje pisarza jako egocentryka i potw ora, p rzedstaw ia rów nież szczegóły z jego psychoanalizy.

D oubrovsky n ato m iast pisze o swoim an ality k u przede w szystkim w Fils, Un amour de soi, Le Livre brisé.

L a Place de la Madeleine: Écriture et fantasme elles Proust (1974); Autobiographiques:

de Corneille à Sartre (1988).

4 / C hodzi o Le Livre brisé (1989).

- / Tragicznie zm arła żona lise, z którą pisarz m ieszkał w S tan ach Z jednoczonych.

(4)

2 04

A.T.: Czy można więc powiedzieć, że to psychoanaliza, w teorii i praktyce, odwiodła pana od filozofii i dialektyki i skierowała ku pisaniu autofikcji?

S.D.: O psychoanalizie pow iedziałem na p oczątku, że było to dośw iadczenie k onkretnej analizy, które pozw oliło m i zobaczyć w łasne życie i w łasny tekst w okre­

ślonej perspektyw ie: chodzi o p rag n ie n ie pisania. W pew nym sensie p isan ie auto- fikcyjne narodziło się z tego wpływ u, ale nie do końca. N ie jest tak , że dla m nie p rag n ie n ie p isan ia w sensie literac k im zaczyna się od psychoanalizy. D ow ód na to: m oja książka, przez pan ią przyw ołana, L e Jo u r S z 1963, a więc na k ilka lat p rze d „w ejściem w an a liz ę” . Kiedyś zn alazłem w m oich p ap ierac h zap isk i z w czes­

nej m łodości. Jest w śród n ic h jedna powieść, opow iadająca h isto rię w części w yję­

tą z m ojej biografii, jednak z innym nazw iskiem boh atera. Powieść ta, co ciekawe, nosi ty tu \ Jeden przeciwko drugiemu (L’un contre l ’autre). M yślę, że w szystkie moje późniejsze k siążki m ożna by zebrać pod ta k im w łaśnie ty tu łe m ...

Z atem p rag n ie n ie p isan ia zawsze było obecne i jest ono w cześniejsze wobec dośw iadczenia analizy. Ale to w łaśnie dośw iadczenie analizy pozw oliło m i zo rien ­ tować m oje p isan ie k u tem u, co nazw ałem autofikcją.

A.T.: W artykule A utobio g rap h ie/V érité/P sy ch an aly se pisze pan, że podejmuje się jako krytyk analizy swojego tekstu. Czy autokrytyka koresponduje z autoanalizą?

S.D.: Tak, oczywiście. K iedy przeprow adza się swoją w łasną analizę, robi się autoanalizę. Ale chociaż to mój tekst, to wobec niego zachow uję się ta k sam o, jak wobec te k stu kogoś innego: pró b u ję odsłonić jego funkcjonow anie, jego założenia.

Z resztą w tym arty k u le piszę o Fils, czyli o m oim pierw szym „auto fik cy jn y m ” w yznaniu, które m ogłem opublikow ać. A h isto ria tej p u b lik a cji jest całkiem n a d ­ zwyczajna. C hciałbym tylko dorzucić słowo: to książka, w ydana w 1977, pod n a ­ zwą Fils/ Syn lub/¡fe/w ątki, n itk i. Jest to ty tu ł, jak m ówią krytycy, niew ym aw ialny i n iep rzetłum aczalny, dw uznaczny: to m oże być pierw sze, albo drugie. Fils w łaśnie w prow adził słowo autofikcja. W rzeczyw istości książka ta jest zredukow aną form ą potw ornej pracy, zatytułow anej zresztą Potwór {Monstre), pow ieści na 2600 stron!

Oczywiście, wydawca odm ów ił takiej p u b lik acji. Z redukow ałem powieść do 1000 stron, ale była jeszcze za długa, więc zredukow ałem do 500 stron. To dopiero p rze­

stało niepokoić wydawcę i obecnie książka istn ieje w kolekcji Folio i G allim ard.

In teresu jące jest to, że dzisiaj krytyka genetyczna, jeden z k ierunków m łodej k ry­

tyki francuskiej, badająca genezę tek stu , zajęła się m oim i b ru lio n a m i. K rok po kro k u porów nują kolejne w ersje Potwora. T ydzień te m u dow iedziałem się, że u d a ­ ło im się sklasyfikować i w ydzielić kolejne etapy. W ykonali niew iarygodną pracę, poniew aż um ieściłem mój rękopis w pud ełk ach , k tóre znajdow ały się w Now ym Jorku, A nglii i Paryżu w całkow itym rozproszeniu. P róbow ałem im sprow adzić to tylko, co m ożliwe. Teraz ja sam będę m ógł przeczytać pierw otną w ersję m ojego tekstu: któregoś dnia usiądę p rze d ek ran em , bo jest tego aż 7 CD! Ten rodzaj p isa n ia to n iep rzerw an a, n iep u b lik o w aln a, niekończąca się praca. M yślę, że to b ezp o śred n i wpływ psychoanalizy, bo jak m ówi F reud: „analiza zakończona, n ie ­ skończona” . A naliza n igdy się nie kończy.

(5)

A u tokrytyka odpow iada au to an a liz ie. To, co m n ie in te re su je w ponow nym odczytaniu krytycznym , to m niej ja sam - m oje „au to ”, to tekst: dlaczego i jak został on napisany. N ie robię k o m entarza, żeby się podsum ow ać. Mój autokom en- ta rz to a n a liz a te k s tu , te k s tu n a p isa n e g o p rze ze m n ie , k tó ry p ró b u ję czytać obiektyw nie, jakby to był tekst innego.

A.T.:/1 zatem k r y ty k -a u to r w jednym ciele. W przyjaźni czy raczej „jeden przeciwko drugiemu” (l’u n contre l’autre)?

S.D.: To relacja nadzw yczaj złożona; sta ra łe m się to pokazać, odpow iadając na w cześniejsze pytanie. W Autobiographie,/Vérité./Psychanalyse chciałem odczytać Fils tak , b y w yjaśnić n a tu rę g atu n k u , k tó ry nazw ałem i zdefiniow ałem jako autofikcję:

„fikcję, w ydarzeń i faktów ściśle rzeczyw istych” . Ale rzeczywistość okazała się dużo b ardziej złożona. Jeśli krytyk „użył” w pew nym sensie autora, zbadał swój tekst i próbow ał go zdefiniow ać, to autor „posłużył się” krytykiem , by napisać swoją powieść, poniew aż we w szystkich m oich tek stach obecne jest jakieś dzieło literac­

kie. Jestem profesorem literatu ry . I konsekw entnie: Fils kończy się długą analizą fin a łu Fedry R acine’a - słynnym opow iadaniem T eram enesa, w Un amour de soi już w sam ym ty tu le zaw arta jest aluzja do P roustow skiej postaci - Swanna: „un am our de Swann”, w L e Livre brisé to S artre - on i jego tekst, co stanow i jakby jedną z m oich postaci. M yślę, że to podw ójna gra. Są m om enty, w których krytyk p atrzy na tekst jak na tekst Innego, p róbując pojąć jego funkcjonow anie; ale są i takie, k ied y p isarz krytykuje, analizu je postać ze swojej książki. To działa absolutnie w dwa k ie ru n k i; autokrytyka odpow iada autoanalizie podw ójnie.

A.T.: Psychoanaliza czyni pojęcie „szczerość” bardziej skomplikowanym. Zwykło się nawet pow tarzać freudowski banał o tym, że mówi się więcej, niż chce się powiedzieć. Co zatem ze szczerością w autobiografii?

S.D.: P orusza p a n i olbrzym i problem . A utobiografia w sensie, w jakim ro zu ­ m iem y ją w spółcześnie, n aro d z iła się z Wyznaniami R ousseau, w X V III w ieku.

W cześniej oczywiście było w ielu, którzy pisali o sobie, ale na p rzykład C ezar w Woj­

nie galijskiej pisał o sobie Cezar, albo generał galijski. N ie opow iada ta m an i o swo­

ich osobistych h isto ria ch , an i o swoim rom ansie z K leopatrą. W ielu pisało w spo­

m nienia: S aint-S im on opow iada h isto rie z dw oru L udw ika, ale nie m ów i o swoich w łasnych uczuciach, m iłościach. Istn ie ją w spom nienia lu d z i spraw ujących ważne fu nkcje polityczne - na przy k ład Wspomnienia k ardynała R etza, k tóry w iększą wagę przyw iązuje w n ic h do w ydarzeń zew nętrznych niż do swoich w łasnych przeżyć.

Być m ożne chodziło bardziej o zrozum ienie swoj ej epoki. J oinville w średniow ieczu opow iadał h isto rię swojego czasu, n ie m ów iąc nic o swoim życiu osobistym i in ­ tym nym . N ato m iast M o ntaigne złam ał tę zasadę „prawego człow ieka” (honnête homme), jak wówczas m aw iano, zasadę „nie m ów ienia o sobie” . Z uw zględnieniem w szystkich przyczyn historycznych, to w X V III w ieku pojaw ił się te rm in jed n o st­

k i (individu) w sensie now oczesnym . I R ousseau otw iera ta k i typ pisania, który w cześniej nie istniał. Raz jeszcze pow tarzam , że nie znaczy to, iż był pierw szym ,

(6)

2 0 6

k tóry p isał o sobie, ale jako pierw szy zrobił to w te n sposób: odsłonił się zupełnie.

Jest coś szalonego w tym przedsięw zięciu: gdy R ousseau m ówi, pow ołując się na Boga, że szczerze w yznał w szystko dobro i zło, że m iał m om enty, kiedy był szla­

chetny, ale m iał i takie, kiedy był nikczem ny. To nadzwyczaj m ocne, jeśli m ówi się ta k o sobie. Z atem szczerość jest fu n d a m e n te m autobiografii. Szczerość to p a trz e ­ n ie na sam ego siebie i opisanie siebie takiego, ja k im się siebie postrzega. S tendhal oczywiście jak najb ard ziej przynależy do tej szkoły, gdyż się an alizuje, pokazując różne strony swojej osobowości. C h a te a u b ria n d w Mémoires d ’outre - tombe pisze o w spom nieniach pan a C h a te au b rian d a , naw et wtedy, gdy jako polityk przedstaw ia politykę swojej epoki. Jego w spom nienia są zarazem w sp o m n ien iam i w sensie sta­

rożytnym i now oczesnym . George Sand w Histoire de ma vie k o n ty n u u je tę trad y ­ cję, dalej G oethe w Z mojego życia. Zmyślenie i prawda. R ousseau pow iedział: „Im am się przedsięw zięcia, które dotychczas nie m iało p rzy k ła d u - to praw da - i nie b ę­

dzie m iało naśladow cy” - w tym się zu p e łn ie pom ylił. Po jego p u b lik a c ji wszyscy zap rag n ęli n apisać swoją autobiografię. Ten fenom en pow stał we F ra n cji i n aty ch ­ m iast ogarnął całą E uropę. Casanova, Q uincey...

A.T.: A jeśli chodzi o szczerość w kontekście psychoanalizy. J a k należy czytać swój tekst, aby odsłonić prawdę? Ja k a jest technika jej poszukiwania?

S.D.: Psychoanaliza uczyniła szczerość dużo bardziej złożoną. Pokazała, że m ożna mylić się w stosunku do samego siebie. Pojęcie klasycznej autobiografii ufundow a­

nej na szczerości, przestaj e funkcj onować w X X i w XXI w ieku. M a p an i całkowicie rację w tej kwestii. Jak należy ująć siebie, aby odsłonić praw dę? Istnieje kilka odpo­

wiedzi. Po pierwsze: nigdy się jej nie odsłoni. Po drugie: m ożna jedynie opowiadać fantazm aty na swój tem at, iluzje, w yobrażenia o sobie. Czasem dem askuje nas spoj­

rzenie bliźnich. Przykład: istnieje w Paryżu czasopism o M oment littéraire. D o k ażde­

go n u m e ru dołączane jest dossier poświęcone jakiem uś pisarzowi. Zeszłego lata by­

łem tegoż przedm iotem . Powiedziano m i, że nie chcą artykułu o m oich książkach, ale pragną, aby jeden z m oich przyjaciół pow iedział co o m nie m yśli, jak m nie wi­

dzi. M ichel C ontat n apisał kilkadziesiąt stron, całkiem godnych uwagi, o tym jak m nie poznał. Byłem zdum iony! D ow iedziałem się, że podczas konferencji na jed­

nym z kanadyjskich uniwersytetów, robiłem fochy, spóźniłem się, wyszedłem wcześ­

niej w towarzystwie jakiejś dziewczyny. N igdy tego nie zrobiłem ! A jednak. Moje osobiste w spom nienia zostały całkowicie zakw estionow ane przez spojrzenie m oje­

go przyjaciela. Gdzie jest praw da? Każdy decyduje sam. Ja posłużyłem się tym , cze­

go dow iedziałem się o sobie podczas analizy, co oczywiście nie znaczy, że m oja w łas­

na interpretacja m nie samego jest najlepsza i najwłaściwsza. Raczej odw rotnie - teraz w łaśnie stałem się dużo bardziej otwarty, poniew aż nie chodzi tu o zastanaw ia­

nie się czy jestem szczery, czy nieszczery, ale o to jak opow iadam moje historie, o to jak one się artykułują. N ie odrzucam całkowicie pojęcia „szczerość” - nigdy świa­

dom ie nie napisałem kłam stw a. Chcę być szczery o tyle, o ile chciałbym nadać m o­

jem u tekstow i pew ną praw dę. N ie mówię praw dę całkowitą, całą praw dę (la vérité), bo w taką nie wierzę. Pewna praw da to dla m nie technika. Jakiej te ch n ik i używam

(7)

w poszukiw aniu prawdy? Stosuję to, czego sam się nauczyłem w m oim dośw iadcze­

n iu jako p odm iotu analizy: włączam do mojej autoanalizy to, czego dow iedziałem się od innych. W te n sposób staje się ona „hetero-analizą”.

To zresztą c e n traln y pro b lem „pisania o sobie” (écriture de soi) w X X w ieku.

M yślę, że M ichel L eiris był pierw szym pisarzem znającym dośw iadczenie analizy.

U m ieszczał w swoich tek stach sny, próbow ał zrozum ieć siebie na podstaw ie figur kobiecych, jak Lucrece. C hciał przem ierzyć swój tekst, p róbując zrozum ieć siebie m niej dzięki analizie, a bardziej poprzez n a tu rę swoich fantazm atów . Z rozum iałe jednak, że dzięki tem u, iż poddał się psychoanalizie, stał się bardziej w yczulony na fantazm at.

A.T.: Czy zastanawiał się pan nad granicami prawdy, naszej prawdy i praw dy na­

szych bliźnich? Czy fikcja byłaby jej rozwinięciem, ograniczeniem, czy może zaprzecze­

niem? A może fikcja jest próbą na-pisania prawdy?

S.D.: N ie p re te n d u ję do p isan ia praw dy an i o sobie, an i o innych. Chcę pisać to, co m i się ukazuje w n astępstw ie analizy i „wobec b liź n ic h ” (pour autrui). D la te ­ go n ie n ap isałem o autofikcji: „historia albo opow iadanie w ydarzeń i faktów ”, ale:

„fikcja w ydarzeń i faktów ściśle rzeczyw istych” . Słowo „fik cja”, któ re w zbudza w iele dyskusji, m iałoby tu ta j podkreślić, że coś rozgryw ało się w określony spo­

sób, ale dialogi na przy k ład zostały wym yślone. N ik t nie nagryw a swoich z n a jo ­ m ych, przyjaciół, kobiet, z któ ry m i żyje; p isan ie dialogów jest powieściową k re­

acją. W prow adzając słowo „fik cja”, postaw iłem , nie rozw iązałem , ale postaw iłem pro b lem dzisiejszej „znajom ości siebie”: „opow iadanie o sobie”, „pisanie o sobie”

stało się przypadkow e i hipotetyczne. S tąd fikcja, fikcja niebędąca kłam stw em , to dla m nie istota rzeczy.

W ty tu le autobiografii G oethego pojaw iają się słowa: Dichtung und Wahrheit, gdzie Wahrheit znaczy praw da, a Dichtung tłu m aczy się na fra n cu sk i - poezja, ale w czasow niku - opow iadać historieó. Z atem jedno słowo oznacza jednocześnie n a j­

szlachetniejszy z rodzajów literac k ich - poezję i opow iadanie w szystkiego, co tyl­

ko da się opow iedzieć.

Sądzę, że należy dotrzeć do istoty rzeczy: czym jest „fikcja o sobie”? O sobiście chciałbym o tym napisać. To będzie m oja n astęp n a książka, n a d któ rą pracuję.

A.T.: Czym więc jest autofikcja?

S.D.: Słowo to było kw estionow ane i atakow ane przez ta k ic h krytyków jak G enette, k tórzy orzekli, że jest sprzeczne i że nie m ożna w ogóle mówić o „fikcji w ydarzeń rzeczyw istych”, jednak to w łaśnie słowo, uznane za absurd, obecnie zn a j­

du je się w słow niku L aro u sse’a i R oberta. A utofikcja w eszła do języka, jest sło­

w em używ anym . M uszę jed n ak przyznać, że tro ch ę bezm yślnie: jest autofikcja

W tłu m aczen iu polskim Dichtung und Wahrheit to Zmyślenie i prawda.

Por. J.W. G oethe Z mojego życia. Zmyślenie i prawda, t. 1-2. przeł. A. G uttry, PIW, W arszaw a 1957.

I-«.

OłN

(8)

2 08

w k in ie, autofikcja w m alarstw ie, autofikcja we w szystkich sz tu k a c h ... N ie ma arty k u łu w piśm ie literac k im , w któ ry m nie byłoby autofikcji. M im o że ciągle słowo „au to fik cja” pozostaje niejasn e, to jed n ak istnieje na nie ogrom na potrzeba, dlatego, że autobiografia, w edług m nie, nie odsłania t e g o , który chce się opo­

w iedzieć, siebie opowiedzieć.

Jeśli m i p a n i pozw oli, to chciałbym przedstaw ić te n pro b lem od strony tech ­ nicznej. P h ilip p e L ejeune w swoim k anonicznym stu d iu m P akt autobiograficzny pokazał, że we w szystkich au tobiografiach klasycznych istn iał podw ójny pakt. „Ja, niżej p o d p isa n y ” (je soussignej, czyli potw ierdzenie tożsam ości autora, n arrato ra i b ohatera: R ousseau w Wyznaniach m ów i o Ja n ie Ja k u b ie i o R ousseau, i to Jan Jak u b R ousseau opow iada h isto rię Jana Jak u b a R ousseau. N astęp n ie „odpis zgod­

ny z o ryginałem ” (copie confonne), gdzie L ejeune jest b ardziej ostrożny, bo to m niej pewne: „pow iem praw dę, całą praw dę i tylko p raw d ę”, albo: „będę opow iadał rz e ­ czy tak, jak się w ydarzyły”, niż „ja, niżej p o d p isa n y ” . Z atem jaka byłaby różnica m iędzy autofikcją w spółczesną a autobiografią klasyczną?

Samo pojęcie p o d m io tu stało się bard ziej skom plikow ane, nie tylko z racji psychoanalizy, ale i innych n au k h um anistycznych, jak antropologia L evi-S traus- sa. W szystkie w spółczesne b ad a n ia u siłu ją zdekonstruow ać to, co au to b io g raf chce skonstruow ać, czyli swój obraz, obraz siebie (image de soi), k tóry byłby logiczny i prawdziwy. W au tofikcji nie chodzi o opisanie h isto rii swojego życia - R ousseau zaczął: „U rodziłem się w 1712 ro k u z ojca Izaaka R ousseau obyw atela G enew y... ” i n astęp n ie rozw ijał swoje życie w etapach, aż do p u n k tu , w którym jako autor dogania w łasne życie. R ousseau chce w yjaśnić, jak stał się Jan em Ja k u b em R ous­

seau, C h a te a u b ria n d - C h a te u b ria n d em . A utofikcja zrywa z taką techniką: opo­

w iedzieć m ożna tylko fragm enty, jedynie pasaże ze swojego życia. N ie m a p o rzą d ­ ku chronologicznego. C hronologia nie obejm uje przecież n igdy fin a łu au to b io ­ grafii klasycznej - m o m e n tu śm ierci autora. Porządek chronologiczny jest p o rzą d ­ kiem genetycznym , pokazuje, jak dana osoba stała się sobą sam ą. A utofikcja zry­

wa zatem z chronologią.

Jeśli zaś chodzi o te rm in , to ja tylko stw orzyłem słowo, absolutnie nie w ynalaz­

łem rzeczy. W ystarczy bow iem wziąć książkę C olette L a Naissance du jo u r w ydaną w 1928 roku. Jest to h isto ria życia pięćdziesięcioletniej kobiety m ieszkającej w Saint-Tropez, w pięknym dom u, w otoczeniu sąsiadów, z których jeden - m ło d zie­

niec około trzy d z iestk i - zakochuje się w niej. I nagle ów m łody człowiek zwraca się do niej: M adam e C olette, mówi: „p an i napisała Claudine”. W szystkie inne po ­ staci m ają rzeczyw iste nazw iska - są to ludzie znani, żyjący. A m im o to na okładce w idnieje: powieść. To fascynujące. C olette opow iada h isto rię fałszywą. P rzed sta­

wia się jako dam a obdarzona określoną m ądrością, rozum iejąca, że p ięćdziesię­

cioletnia kobieta z jej epoki pow inna się wyrzec m iłości do m łodszego od niej mężczyzny. Z resztą jest to te m at obsesyjnie pow racający w jej dziełach. N iesp o ­ dziew anie wym yśla ona postać, która nazyw a się C olette i k tóra nie jest jej odbi­

ciem , „odpisem zgodnym z o ryginałem ”, nie jest C olette w m om encie, w którym pisze swoją powieść. Ale któ ra jest przecież praw dziw a, bo m iłość do m łodszych

(9)

m ężczyzn jest obsesją samej C olette. O na gra z sobą sam ą. Jest to fikcja, ale w yda­

rzeń ściśle rzeczywistych. Zawsze była opętana przez fenom en wieku: kochała prze­

cież syna swojego drugiego m ęża, który m iał 17 lat. To praw da.

Jak mówić o sobie? W jakiej form ie, niebędącej opow iadaniem linearnym , ch ro ­ nologicznym , objaśniającym jak w autobiografii klasycznej? M ożna napisać p o ­ wieść, która jest praw dziw a i nie jest praw dziw a w sensie refleksji, obrazu, ścisłej zgodności z w ydarzeniam i rzeczyw istym i. „P isanie o sobie” nie jest kopiow aniem rzeczyw istości. W m oim w łasnym p rzy p ad k u , w F ik , gdzie jest rzeczywistość? Sny, k tó re n a rra to r opow iada sw ojem u analitykow i są praw dziw e, w zięte z n o ta tn ik a - m ój an a lity k rzeczyw iście p ro sił m n ie o zapisyw anie snów w n o ta tn ik u . K iedy p isałem książkę, n apraw dę m iałem ta k i sen7. Prawdziw e są h istorie, które opo­

w iadam . Śm ierć m ojej m a tk i, list od m ojej siostry, w którym opisuje m i ona śm ierć naszej m a tk i w szp italu , ja nie m ogłem być w tedy przy nich. U m ieściłem jej tekst rzeczywisty, jej praw dziw e opow iadanie tam teg o zd arzen ia. N a rra to r prow adzi w ykłady o R acinie - m iałem w ykłady o R acinie. Byłem wówczas młody, po w ykła­

dzie spotykałem się z bard zo p iękną stu d e n tk ą , to rów nież praw da. N azw ałem ją M arion, w rzeczyw istości nazyw ała się M ary A nne. M ożna tak kontynuow ać: opo­

w iadanie z dzieciństw a o w ojnie, w izyta z m atką na c m en ta rz u am erykańskim , w szystkie m yśli, które w tedy m ieliśm y - byłem z m oją m atką na tym cm entarzu.

W szystko to jest praw dziw e, ale n ie skonstruow ane na sposób rozw ijającej się opo­

wieści. P om yślałem tę opowieść jako jeden dzień z życia postaci, któ ra nazywa się Ju lien , po tem Ju lie n Serge i w reszcie D oubrovsky, Profesor D oubrovsky. Używam nazw iska, by ustanaw iać etapy m ojej h isto rii w zw iązku z różnym i aspektam i mojej podm iotow ości. Ten dzień nigdy nie istn iał, jest całkiem fikcyjny. C ałk iem fikcyj­

ne są pew ne dialogi. N ie nagryw ałem tego, co lu d z ie m ówili. K siążka się zaczyna, n a rra to r się b u d zi, nie wie, an i k im jest, an i gdzie. N astęp u je seria fleszów, p rzy ­ w ołujących w spom nienia, które m am . B ohater otrzym ał poprzedniego dnia list od m łodej kobiety, do której czuł ogrom ną nam iętność. To rozpoczyna całą serię sko­

jarzeń. W rzeczyw istości dzień, w któ ry m otrzym ałem list od tej kobiety, nie p o ­ p rzed zał dnia, w któ ry m analizow ałem frag m en t z R acin e’a. Ale ona pisała do m n ie od czasu do czasu, a zatem to wcale nie jest kłam stw o. To sposób pow tórze­

n ia m ojej h isto rii z elem en tam i ściśle praw dziw ym i i jednocześnie całkow icie fik ­ cyjnym i, w sto p n iu , w jakim ustaw iam je razem . W Un amour de soi zaw arłem praw dziw ą h isto rię m oją i m ojego kolegi z U niw ersytetu C olom bia; niczego nie

■U C hodzi o sen przyw oływ any w ielokrotnie w Fils, sen, który jednocześnie stanow i p u n k t wyjścia seansu analitycznego: „N a plaży (w N orm andii?) w pokoju h o telo ­ wym. Jestem z kobietą. Przez okno p atrzym y na plażę. Mówię: «Jeśli tylko byłoby słońce, m oglibyśm y popływać». N agle w idzim y rodzaj potw ornego zw ierzęcia w ychodzącego z w ody i pełzającego po p iasku (głowa krokodyla, tułów żółwia).

C hcę strzelić do zw ierzęcia, m im o że m am tylko p isto let na k ulki, taki jak w dzieciństw ie. Ale ktoś otw iera okno z tyłu i w rzeszczy na zw ierzę, które pełzając w raca do wody. Jestem wściekły, że nie m ogłem ...th a t I d id not have a ch an c e... że

nie m iałem okazji strzelić”, (Fils, s. 85-86, 240).

2 09

(10)

w ym yśliłem , z w yjątkiem sposobu, w jaki ją opow iadam . N ie jest to więc żadna fotografia w ydarzeń rzeczyw istych, chociaż cytuję praw dziw y list. Ja piszę tekst.

M yślę, że to w łaśnie w yróżnia autofikcję od autobiografii. N ie opow iadam m ojego życia, tylko p i s z ę t e k s t , w któ ry m jest ono obecne jako tem at. R eguły n a ­ stępstw a, logiki d y sk u rsu i chronologii zostają obalone. W w iększości tekstów, w których au to r m ówi o sobie, jak na przy k ład D u ra s w L a Douleur, ew identnie obecny jest elem ent całkow icie fikcyjny. D u ra s m iesza osoby praw dziw e z p o sta­

ciam i ze swoich powieści. W szystkie m ożliw ości są dopuszczalne. Słowo „fikcja”, przeciw nie do tego, co m ogłoby sugerować, nie przeszkadza książce być powieścią praw dziw ą (roman vrai). N iektórzy, jak czytałem o statnio w pew nym p iśm ie lite­

rackim , mów ią, że to, co Serge D oubrovsky nazw ał autofikcją, jest pow ieścią a u to ­ biograficzną. N ie chcę odrzucać tej krytyki, ale autofikcja nie jest pow ieścią au to ­ biograficzną. Powieść autobiograficzna to powieść, w której au to r opow iada h isto ­ rie, jakie m ogły częściowo m u się przydarzyć, ale po d in n y m nazw iskiem . Adolphe B enjam ina C o n stan ta to nie jest B enjam in, to A dolphe; a kobieta nie jest M adam e de Staël. To, co dla m nie jest istotne, to ustanow ienie siebie jako jednej z postaci tekstu; zgadza się to też z p o rząd k iem autobiografii. A utor nie m oże trzym ać się na zew nątrz i sta m tą d opow iadać. Jest w swoim tekście przez obecność swojego w łasnego nazw iska. Kiedyś na sp o tk a n iu z m łodym i p isarzam i dyskutow aliśm y o tym . M im o że piszą oni w op arciu o swoje życie, to jed n ak n ie um ieszczają swo­

ich nazw isk w tekście. D la m nie - pow iedziałem im - to, co wy piszecie jest „ąuasi- -au to fik cją” . W au tofikcji trzeba um ieścić się w ew nątrz pod w łasnym nazw iskiem . To czasem szokuje czytelnika. G dy na przy k ład próbow ałem wydać m oją książkę Un amour de soi, wydawca jej nie zaakceptow ał. N ap isałem praw dziw e nazw isko naszego przyjaciela. P ow iedział, że m ogę zostaw ić h isto rię , ale m usze zm ienić nazw isko postaci. Św ietna powieść F ran ck a L a séparation, opow iada o jego separa­

cji z żoną, ale nie m a ta m ani jego nazw iska, an i jej, chociaż wszyscy w iedzą, że chodzi o F ran ck a - inform acje o rozw odzie były w prasie.

A.T.: Myślę, że pańska koncepcja autofikcji jest wynikiem krytycznego spojrzenia na autobiografię klasyczną. Zatem jest pan bardziej odnowicielem autobiografii, niż anty- autobiografistą.

S.D.: Tak. K lasyfikuję autofikcję jako now oczesną form ułę autobiografii. Le- jeune, który m a pew ne zastrzeżenia do autofikcji, napisał w Autobiographie en France, że R ousseau stworzył literacką form ułę pow ieści w pierw szej osobie, która była form ułą pow ieści osiem nastow iecznej. O becnie w XX, X X I w ieku pisze się inne powieści. D la m nie autofikcja to form a autobiografii, m oże b ardziej pow ieści niż autobiografii, ale pow ieści XX, X XI w ieku.

A.T.: Genette zdefiniował autofikcję jako „fałszywą fikcję”. Colonna mówi, że to „fik- cjonalizacja siebie”. A pan nazywa autofikcję - „fikcją pra w d ziw ą ” (fiction vraie).

S.D.: „Fałszywa fik cja” - i tak, i nie. To praw da, że nie jest to fikcja w sensie, w jakim S ten d h al nie jest Ju lia n e m Sorelem . M ówię więc, że to „fikcja praw d zi­

(11)

w a” (fiction vraie). Jeśli chodzi o jej praw dziw ość, to nie przeciw staw iam fikcji praw dzie. Ale „fikcja praw dziw a” (fiction vraie) nie jest „praw dziw ą fik cją” (vraie fiction). F ikcja jest fantazją, bo w iąże się z fantazm em . W p rzy p ad k u F ik, gdzie in terp reto w ałem m oje sny, te objaśnienia są całkow icie fikcyjne. To jest gra. Pa­

m iętam , że kiedyś Towarzystwo P sychoanalityczne zaprosiło m nie na konferencję do Szw ajcarii. M ów iłem im w łaśnie o tym , że te in te rp re tac je są wym yślone, fik­

cyjne. A oni m i na to, że m im o w szystko to ja je napisałem , jak i w yśniłem te sny.

F ikcja to freudow ska fan tazja, to fan ta zm a t. Jeśli znow u wrócić do C olette, to w idać w yraźnie fan ta zm a t, jaki m a ona o sobie, o swojej postaci, która nie jest całkow icie nią sam ą. F ikcja dla m n ie to pism o, to p isan ie, to tw orzenie słów.

A.T.: W definicji, jaką pan podaje, napisał pan, że autofikcja jest „przygodą języka - językiem przygody”. Czy to jest gra zdarzeń, czy gra słów?

S.D .: A utofikcja, w m oim w łasnym przypadku, zm ienia n atu rę pism a. W książce takiej jak Fils chciałem się przekonać, jak analizow ać w szystkie te skojarzenia, które przychodzą m i na myśl. Są fragm enty, na p rzykład na początku, kiedy w aham się pom iędzy dwoma życiam i, m iędzy dw om a m iastam i. Słowa i ich w zajem ne oddziaływ anie tw orzą paronom azje, podobieństw a, naśladow anie b rzm ień. Pow ta­

rzam często, że na m oje p isan ie składają się jakby dwie warstwy: jedna to opow ia­

danie czegoś, a druga to praca sam ych słów, ich gra. Jak w Fils - jest gra słów (jeu des mots) i gra nieszczęść (jeu des maux).

A.T.: N a koniec chciałam zapytać o Amerykę. Właściwie większą część życia spędza pan po zachodniej stronie Atlantyku. Tam pan pracuje, w Paryżu pan pisze. Czym dla pana jest to amerykańskie doświadczenie?

S.D.: A by odpow iedzieć na to pytan ie, trzeba przeczytać Filsl N ig d y n ie chcia­

łem żyć w A m eryce, m n ie to n ie interesow ało. Po p ro stu zaproponow ano m i etat z pow odu b ra k u profesorów. W ted y pociągała m n ie filozofia, ro b iłem doktorat.

W m iędzyczasie zachorow ałem na zap alen ie płuc. L ekarz odradził m i filozofię, m ów iąc, żebym w ziął coś łatw iejszego. Ja chciałem w yjechać do cieplejszego k ra ju - H isz p an ii, W łoch, ale z drugiej stro n y język angielski w ydał m i się bardziej użyteczny. W yjechałem więc do Irla n d ii. M yślałem też, że należy spędzić p rzy n a j­

m niej rok w Ameryce. Głównie z pow odu języka, bo bry ty jsk i i am erykański są całkiem różne. Jak m aw iał B ern ard Shaw: „Am eryka i A nglia to dwa kraje p odzie­

lone w spólnym językiem ” . To dośw iadczenie m iało stanow ić część m ojej edukacji.

N o a po tem profesor poznał A m ery k an k ę... (śmiech) M ożna by to nazwać h i­

storią m iłosną. Tak zresztą n ap isałem o t y m w M . W późniejszej książce, w L’après- -vivre, rozw ijam tę kw estię: w głębi h isto rii m iłosnej było ukryte dośw iadczenie żydostwa. O ile Żyd przetrw ał okupację - te m ilim e try dzielące od deportow ania całkiem n iedaleko od p a n i m ia sta ... W N ow ym J o rk u D oubrovksy nie było nazw i­

skiem ta k obco brzm iącym jak we F rancji. Teraz we F ra n cji to się zm ienia. Ale za m oich czasów w ielu p rzybierało nazw iska b ardziej francuskie. Jest zatem w tym dośw iadczeniu coś z ucieczki. To bardzo złożone. M ożna by pow iedzieć, z p u n k tu

(12)

w idzenia psychoanalizy, że to sposób na p rze d łu że n ie w ew nętrznego p odziału, pęknięcia, niem ożliw ość całkow itego połączenia się. W Fils to b ardzo wyraźne:

zawsze pozostaje jakaś b rak u ją ca część. W A m eryce brakow ało m i m atk i, która została w Paryżu. Teraz, kied y zam ierzam przejść na em eryturę, zacznie m i b ra k o ­ wać m oich córek żyjących w Stanach.

D la m n ie A m eryka była m iejscem odłączenia się od m atki. M oja pierw sza żona, C lau d ia, m ówiła m i, że to bardzo dziwne, bo zawsze kiedy przyjeżdżam y do F ra n ­ cji, w szędzie chodzę z m atką i naw et zaczynam poruszać się jak ona. W F ik , na końcu części analitycznej, piszę o m orzu (mer), które oddziela m nie od m a tk i (piere).

M oja m atk a była osobą nie tyle au to ry tarn ą, ile zaw łaszczającą, jak jedyny obiekt m iłości. Z jednej strony A m eryka pozw oliła m i uw olnić się od n iej, z drugiej przy­

niosła m i jej b ra k i tęsknotę za nią. A m eryka to szaleństw o.

W A m eryce m ogłem rów nież zajm ow ać się lite ra tu rą w spółczesną: Ionesco, B eckett. W la ta c h pięćdziesiątych we F ra n c ji było to niem ożliw e. M iałem tam rów nież w ykłady z S artre’a, z C am usa, k tórzy wówczas jeszcze żyli.

W reszcie A m eryka to m oja katastrofa. W F ik opisałem am erykańskie ulice:

ogrom ne. Dwa razy byiem w A rizonie, gdzie zw iedzałem obserw atorium astro n o ­ m iczne. Jechaiem ta m chyba 160 k m i nie m in ą ie m żadnego sam ochodu. A potem zobaczyłem tę olbrzym ią p rzestrzeń. P ustkę i p rzestrzeń. U w ielbiam to w A m ery­

ce. .. Są tam rzeczy, które uw ielbiam i których nienaw idzę. M oje córki są A m erykan­

kam i, ale ja nie m am ta m swoich korzeni. N ie m ówię ta m po fran cu sk u , a swoje pow ieści piszę zawsze w tym języku. M oja n astęp n a książka będzie o tym , o bólu rozstania. P ow tarzam sobie, że jestem b ardzo, b ardzo nieszczęśliw y, rozdarty. I p i­

szę (śmiech).

Paryż, 26 lipca 2004

Cytaty

Powiązane dokumenty

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym

Wybrano formułę stanowiska prezydium komisji stomato- logicznej WIL.Aby jednak nie zawracać sobie głowy zwoływaniem prezydium, ryzykiem, że się nie zbierze albo, nie daj Boże,

Starałam się trwać przy swoim, ale były momenty humorystyczne, bo proszę sobie wyobrazić, że na przykład było wtedy reżimowe Stowarzyszenie Dziennikarzy PRL.. Oczywiście

Wpływ programu pokazać można również publikując raporty ewaluacyjne (po ich odpowiednim opracowaniu), przygotowując w oparciu o dane z ewaluacji specjalne materiały informacyjne

K atarzyna Grochola urodziła się w Krotoszynie, wiele więc pytań doty­. kało jej zw iązków z tym

Stworzenie mechanizmu przenoszącego wąskospecjalistyczne profile do szpitali specjalistycznych wielo- profilowych – podział świadczeń zgodnie z klasyfikacją świadczeń wg

Częstym sposobem działania szpitali prywatnych, a zarazem elementem ich krytyki jest cream skimming (zjawisko spijania śmietanki – przyp. red.) – szpita- le te skupiają się

Katalońska Agencja Oceny Technologii Me- dycznych i Badań (The Catalan Agency for Health Technology Assessment and Research, CAHTA) zo- stała utworzona w 1994 r. CAHTA jest