• Nie Znaleziono Wyników

Kościuszko w Petersburgu. Oraz dramatyczny na tle historycznym w jednym akcie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kościuszko w Petersburgu. Oraz dramatyczny na tle historycznym w jednym akcie"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

\

-

i

V

(4)
(5)

T E A T R D L A W S Z Y S T K I C H .

Nr. 109.

Obraz d ram atyczny na tle h isto ry czn em w jed n ym akcie.

Napisał

A D A M S T A S Z C Z Y K

LWOW.

NAKŁADEM KSIĘGARNI PO LSK IEJ B. POŁON1ECKIEGO NEW YORK - P O U S H BOOK IMPORTING CO. INC.

(6)

OSOBY;

P A W E Ł I., c ar Rosji.

A LEKSA ND ER, W . Ks., n astęp ca tronu, syn P aw ła.

TADEU SZ K O ŚCIU SZK O . SZAMBELĄN.

M ARKO W , k o m endant więzienia Orłov%.

D O K T O R MÜLLER. ,

HELENA. . ,, ’

D O M IN G O , m urzyn Kościuszki.

NIEMCEWICZ

PO TO C K I, m arszałek

KILIŃSKI wr. . . .

M O STO W SK I W ięźniowie.

K A P O S T A S B O LECHA, ułan

W ięźniowie. — Ś w ita Cesarza.

Rzecz dzieje się w P e te rsb u rg u w 1796 roku.

■" &

6

."

'U r '

^ ’•

Kierownik literacki: HENRYK CEPNIK.

(7)

\

S c e n a : P o k ó j skrom riife u m e b lo w a n y , w g łą b i ty ln e j d e k o ra c y i d rz w i w c h o d o w e , z lew ej z p r z o d u sc e n y o k n o , o b o k to k a r n ia z p rz y b o ra m i, z p ra w e j w e jś c ie d o p rz y le g łe g o p o k o ju . W k ą c ie z p ra w e j s to i ta p c z a n z w y k ły z p o d u s z k ą lu b o to m ą n k a , o b o k s to lic z e k z fla s z e c z k a m i d o le k a r s tw . P a s y jk a , p a r ą k s ią ż e k , ś w ie c a w lic h ta rz u . Z p ra w e j z F ro n tu s c e n y /s to lik w ię k sz y , p rz y - b o r y d o p is a n ia i k sią ż k i, o ra z k ilk a p ism , w g łę b i n a d p t o m a n k ą lu b ta p c z a n e m w isi o b r a z M a tk i B o sk ie j z e ś w ie c ą c ą s ię la m p k ą i g ro m n ic ą z a o b ra z e m . O k o ło sto łu , d w a lu b tr z y p r o s t e w y ­

ś c ie la n e k rz e s ła .

SCENA PIERWSZA. D O M IN G O (M urzyn ubra- K O ŚCIU SZK O . n y zu surdut [krój fraka}

DO M IN G O . granatow y lub czerwony, i spodnie białe, zu nosi na tacy filiża n ką bulionu, do K ościuszki z troskliwością). D o­

m ingo przyniósł świeży bulion...; Mój p an się napije, nim lekarz z w izytą nadejdzie...

K O ŚC IU SZK O (lat 49, przygnębiony i cierpiący.

Ubrany w długi szary surdut ze stojąco w ykła d a n ym kołnierzem , spodnie jasne, obcisłe z podpinkam i, k a ­ m asze z klam ram i, ja k na zn a n ym obrazie Stacho­

w icza. Półleżąc na tapczanie z głową opartą na ręku, w drugiej trzyma-, książkę i zajęty czytaniem nie zw ra­

cając uwagi na słowa Dominga, rozgoryczony m ówi ja k do siebie). K łam stw o! W ięcnaw et do,ksiąg historycznych w k rad ać się zaczyna ?... Któż m ógł być świadkiem , że m ówiłem te sło w a ?! (odrzuca książkę na stolik).

— 3 - j 1*

(8)

D O M IN G O . Książki rozdrażniają p a n a Jen erała, ja to daw no mówią... Bulion m am świeży...

K O ŚCIU SZK O {ja k przebudzony). A to ty D o­

m ingo... po staw na stoliku... {zapada w zadumę).

D O M IN G O (nalegająco). O nie. D om ingo nie u stąp i. P a n Jen erał nic nie je, nic nie pije, lekarstw nie zażyw a, lekarza nie słucha; a choroba się po­

większa (błagalnie): Niech mój pan napije się choć trochę... {po chwili z w yrzutem ); D om ingo dla sw ojego p ana Ojczyznę porzucił. Murzyn do niewoli poszedł za swym -panem, a pan Jenerał n a p ro śb y sługi r a ­ to w ać się nie chce?...

K O ŚCIU SZK O . Daj. {bierze filiżankę od Dominga i upija trochę, poczem stawia na stoliku).

D O M IN G O {uradowany). Tak... tak... to lepsze ja k książki... P a n mój będzie zdrow ym ... P a n Jenerał osw obodził nas czarnych niew olników w A m eryce, a p a n a m ojego osw obodzi Bóg!... (za sceną słychać ponure dzwonienie).

K O ŚC IU SZK O {nadsłuchując podnosi się). Słyszysz te p o n u re d zw ony? I Już drugi raz dziś się pow tarzają.

DO M IN GO . Słyszę. Ale niech pan je n e ra ł nie w staje. D o k to r kazał leżeć...

K O ŚC IU SZK O (Jak do siebie). O d dw óch lat jak nas więżą w P e tersb u rg u , dzw onów tych nie sły­

szałem jeszcze. M usiało się stać coś niezwykłego.

DO M IN G O (obojętnie). Pew nie jakie św ięto...

U m oskali niem a rzeczy niezwykłych. Zabijają kogo, dzwonią. O g ra b ią ? dzw onią. Raczy się k to naro d zić?

dzwonią. Raczy kto um rzeć? dzw onią. I dzw onią dla tego, że dzwonią... To n aró d dziki, panie Jenerale.

(9)

K O ŚCIU SZK O {przechadza się zaniepokojony).

Może dzw ony przygryw ają prow adzonym n a śmierć Polakom lub ogłaszają tryum f now ej zdobyczy... {do D om inga): Zapytaj żołnierza na straży.

D O M IN G O {idzie ku drzwiom, uchyla je i wraca).

A , zapom niałem powiedzieć, że i tu straży niema...

K O ŚCIU SZK O (zadz/zwbrcy). N iem a? niem a?...

co to może znaczyc?!...

D O M IN G O . Ś w ięto zapew ne mają..,. Idąc tu ko­

rytarzem , widziałem jak się w szyscy rozbiegali, łączyli w grom adki, coś szeptali, niektórzy byli już pijani, i weseli, i zapłakani, ale co mnie to obchodziło, niech tylko p a n Jen erał zdrów będzie... {dzwony milkną).

K O ŚCIU SZKO . To dziwne... niezrozum iałe... {za sceną słychać ciężkie siąpanie).

DO M IN GO . Żołnierz n a stanow isko już w rócił {zbliża się do uchylonych drzwi). T ak, to Wasili... troszkę podcięty... coś m ruczy do siebie, o p a rty o ścianę... A ! Lekarz nadchodzi, panie Jenerale... ale nie sam (w pa­

trując się z coraz większą ciekawością): obok idzie jakiś m łody żołnierz... ach! jaki te n żołnierz piękny, a p o ­ dobny... g dyby nie ten m undur... {wraca na scenę i coś porządkuje). D om ingo by przysiągł, że to...

K O ŚCIU SZKO {zaintrygowany). Że co?... kto p o ­ d o b n y ?

DO M IN GO . T en piękny żołnierz, k tó ry idzie z le­

karzem, okropnie p o d o b n y do tej panienki z W arszawy, com jej listy nosił od p an a Jen erała na D ługą ulicę.

KOŚCIU SZKO . Co m ów isz? D o H eleny?!

DO M IN GO (zbliża się znowu). Bardzo... jak krople w ody... naw et jakiś pan z fran cu sk a ubrany, także

— 5 -

(10)

z za filaru n a tego żołnierza spogląda (wraca): a może to ona sa m a ? P an Jen erał zobaczy... (w ychodzi

i w ynosi szczotkę). _

K O ŚCIU SZKO . Majaczysz Dom ingo! (ja k do sie­

bie): T a kobieta zginęła p od M aciejowicami, sam ją widziałem , kiedy p o d gradem nieprzyjacielskich kul bez życia p adła z konia (sm utnie siada obok tapczanu tyłem, wpatrując się w małą miniaturę, którą z sobą nosił): Ziemia ją w ydarła, jak tylu walecznych...

szkoda takich kw iatów ... Szkoda takich b o h ateró w (w zadum aniu).

D O M IN GO (wraca bez szczotki). Już idą, panie jen e rale (na stronie): okropnie mi się nie p o d o b a ten p an w ystrojony, co się tak p o d stęp n ie p atrzał za tym żołnierzem, jakby go szpiegow ał (widząc, że Kościuszko zu zadumaniu, m achnął ręką).

SCENA DRUGA. D O M IN G O (wpatruje się C1Ż. DR. MULLER. ciągłe w Helenę, Mullera ca-

HELENA. łuje w rękę). D obrze, że pan d o k to r przyszedł. Mój pan znow u zam yślony. T ak przesiedzi nieraz całemi godzi­

nami, o jedzeniu, o lekach zapom ni, a D om ingo d o ­ prosić się nie może. Niech p ą n d o ktor nastraszy p a n a Jenerała, aby się szanow ał... i książki czytąć zabroni.

MULLER (stary, lat 60 z górą, ubrany mundurowo ja k lekarz wojskowy, twarz wygolona, w ruchach, m o­

wie i grze tw arzy znać pewne zakłopotanie i bojażli- wość. Do Dominga machinalnie). D obrze, dobrze chłop­

cze (zwraca się do Heleny, zuyjmując lancety i t. p.).

DOM IN GO (wpatrzony w Helenę, na str.). Slicznv

— 6 —

(11)

żołnierz, ach! co za podobieństw o... D om ingo musi i ją... to jest jego... nie... i ją, i jego w rękę pocałow ać (całuje Helenę, polecając mimicznie doktorowi i Helenie Kościuszkę, odchodząc): nie... takiej rączki żaden m oskal nie m a (odchodzi).

MULLER {zbliża się do Kościuszki). Dzień dobry panie Jenerale!

KO ŚCIU SZK O {ocknąwszy się, nie zmieniając pozy). Pan Muller! Dzień dobry...

MULLER. Jakże dziś się s p a ło ? Lepiej?

KOŚCIU SZKO {z apatyą). Dziękuję... Słuchaj doktorze, jeżeli służba tw oja teg o w ym aga, byś mnie odw iedzał, rób więc form ę, lecz nic więcej. Ani tw oje leki, ani tw o ja sztuka sn u i zdrow ia mi nie pow rócą.

R any moje tak ciężkie, że tylko Bóg jeden zagoić je może. Tobie wyleczyć tru d n o .

MÜLLER {ogląda fla s z k i z lekarstwam i na stoliku i do siebie). L ekarstw a nie tknięte... {głośno): Jenerale, sam się zabijasz, a m nie w am do teg o pom agać nie w olno (bada puls). P uls słaby znow u, gorączka się wzm aga. T rzeba się zaraz do łóżka położyć i zażyć lekarstw a... Przyprow adziłem felczera... on rany o p a ­ trzy... {przegląda w pudełku różne instrumenta, z uda- nem zajęciem, w zakłopotaniu).

K O ŚC IU SZK O {ja k w yżej). R any pó jd ą ze m ną do grobu... Jam już zgubiony. Zostaw cie mnie, proszę, nie mam żyć dla kogo!

HELENA {lat 22, piękna, postać ja k z marmuru, z w yrazem heroizmu i nieugiętego haftu, przebrana za felczera zoojskowego, w płaszczu, uniform z czasów Kata- rzyny II., weszła śm iałym krokiem za Miillerem z małą

_

7

_

(12)

szkatułką z narzędziami chirurgicznemi, które później stawia na tokarni, od chwili wejścia pilnie śledzi Ko­

ściuszkę i zbliża się do tegoż na ostatnie słowa). Dła O jczyzny! Tem u nie w olno u p a d a ć n a duchu, kogo B óg na obrońcą n a ro d u przeznaczył!

K O ŚC IU SZK O (odwraca się nagle, z natężeniem wpatruje się w Helenę, zryw a się). Helena!.., (pow strzy­

muje wybuch z powodu obecności Miillera).

H ELENA. Nie Jąkaj się wodzu. D o k to r Müller w tajem niczony...

MULLER (który przez ten czas był zajęty robie­

niem plastra, ja k b y nie zwracał uwagi i nie słyszał słów pom iędzy Kościuszką a Heleną, m ów i ja k do siebie).

Nie m ogą zrialeść noża do rozprow adzenia maści na plastrze (niby szuka noża): Może żołnierz na straży, lub m urzyn b ąd ą mieć w przedpokoju (do H eleny nu stronie): Jenerałow o na B oga! Spiesz sią (odchodzi w głąb).

SCENA TRZECIA. HELEN A (odkrywaglozoę.

K O ŚCIU SZKO . po której staczają się bujne HELENA. czarne włosy). Je n e ra le ! P o ­ znałeś nieszczęśliwą Heleną!?

K O ŚC IU SZK O (ja k osłupiały). Poznałem sercem po rysach tą piąkną tw arz, a p o tej szram ie nad czo­

łem, gdyś mnie zasłonić chciała od kozackiej piki, poznają w pani b o h a te rsk ą Heleną! A le pojąć pie m ogą, że żyjesz!? Ze Cią tu w idzą! Tu, w P e te rs ­ b u rg u w stroju rosyjskim . Jam wierzyć gotów , że to złudzenie!

HELENA. Łudziłam sie myślą, że cią Jenerale

— 8 -

(13)

o b ronić potrafię, niestety, próżny był mój wysiłek, bo cię na p ół m artw ego w zięto do niewoli... Została mi ta jed n a pociecha, żem w rogów kilkunasta na dno piekła w ypraw iła.

K O ŚCIU SZK O . Szaleństwem było rzucać się w sze­

regi kobiecie. Zkąd się wyrodził ten heroizm w pani ? HELENA (z dziką namiętnością). T o zem sta!

A lboż nie miałam p o w o d u ? Za krzyw dę, jaką mi mój mąż wyrządził, m ściłam się na jego ziom kach.

K O ŚCIU SZKO . Mąż p a n i? (przypom niaw szy sobie;: ach tak , słyszałem o tern w W arszaw ie. Jenerał odebrał ci p o d stępem cześć, ale sw ego b łę d u ’nie m ógł inaczej napraw ić, zaślubiając panią.

HELENA (z wybuchem). Ha! ha! O belga po obel­

dze! Za w y d a rtą cześć, dał mi sw e rosyjskie imię!

(z goryczą): Zostałam jenerałow ą rosyjską! Ja! Polka!

Ja w ojew odzianka!

KO ŚCIU SZK O . P okochać jednak m usiał, jeżeli potem zaślubił.

HELENA. Zgubił mnie dla igraszki, a poślubił z wielkiej miłości. Mimo to zniew agi nie m ogłam za­

pom nieć i zaraz w kościele, p ro sto od ołtarza, po ślu­

bie, który mi się od niego należał, porzuciłam go, nie łam iąc w ierności (żyw iej) i poszłam za wami... Za T obą w odzu p od M aciejowice, ab y walczyć, żyć r umrzeć!... ale niestety, mąż mój, któ reg o m iłość n a ­ m iętna z każdym dniem w zrastała, miał dobrych szpiegów i tam mnie znaleźli ran n ą bez zmysłów, a Dr. Müller cudem praw ie do życia przyprow adził.

KO ŚCIU SZK O {zaciekawiony). A le cóż z m ężem ? C zy pani sam otną tu jest w P etersb u rg u ?

- 9 —

(14)

HELEN A (z dum ą). O nie! Mężowi memu jestem w ierną żoną, przeniesiony z W arszaw y do P e te rs ­ bu rg a, zabrał mnie ze sobą chorą jeszcze i tu od lat dw óch mieszkamy razem. C horoba m oja przerobiła go w potulnego b a ran k a, otacza mnie wszystkiem, za to w innam mu szacunek, w ierną do zgonu zo­

stanę, ale miłości dać mu nie m ogę... {niby odtrą­

cając myśli): A!... nie m ówm y o tern. Mówmy o tobie jenerale! K iedy szczęśliwy tra f pozw olił mi odkryć za pośrednictw em oddanego mi lekarza, że żyjesz i że się tu znajdujesz! Ja chcę być stróżem Aniołem,.

Teraz mi idzie o Ciebie w odzu! o Polskę!

K O ŚCIU SZK O (z boleścią). O naszą biedną Polskę!

Lękam się pom yśleć o jej okropnem położeniu. Mnie N aród złorzeczyć musi, żem ich zawiódł... żem zgubił.

Ojczyznę! A jam niew inny! jam nieszczęśliwy!

HELENA. Ty zgubiłeś ojczyznę? ! Ci co ją w ręce m oskali oddali, nie siedzą w w ięzieniu! Żyją rozko­

sznie za pieniądze zbryzgane krw ią... Znam ich tu wielu w P e tersb u rg u . Byw ają na dw orze Carow ej!...

Lecz Ciebie w odzu N aród czci jak zbaw cę. G dy inni.

zdradzali, Ty Jenerale dałeś Ojczyźnie więcej jak życie p o d Maciejowicami.

KO ŚCIU SZK O (z jękiem ). O ! nie w spom inaj tej chwili! Klęska! hańba! P otęp io n e me imię na wieki!

HELENA. W ielki przez wieki! P a trz Jenerale, ja com w szystko straciła, nadzieję p o w ro tu do kraju, straciłam p raw o do Twojej O jcowskiej miłości... a nie zw ątpiłam w odrodzenie Polski!

KO ŚCIU SZKO . I ja to s a m o ! lecz zw ątpiłem o sobie!

HELEN A (gorąco). Nie znając T w ego nazwiska*

(15)

ni potęgi, kiedyś byw ał w dom u mojej m atki jako T adeusz Siechnow icki, pokochałam Cię n a rów ni z Ojczyzną. O d tą d pośw ięciłam się dla obojga! N a­

rażam się n a w szystko, byle Ci przynieść sło w a p o ­ ciechy, podźw ignąć z u p ad k u i zw ątpienia, byle Cię ratow ać... i w olność pow rócić.

K O ŚC IU SZK O {wstaje). O pani! Znam tw oje p o ­ święcenie, wiesz że cię kocham m iłością czystą, oj­

cow ską, ale Tw ych ofiar przyjąć nie m ogę... Do ucieczki z więzienia w ódz polski nie zdolny!

HELENA. O nie tą d ro g ą H elena pragnie w ol­

ności. Jest inna! a tą jest pew ność! Ty Jenerale m usisz żyć dla Ojczyzny!

K O ŚCIU SZK O . Jam już pokonany. Kom u Bóg raz nie poszczęścił, ten nie pow inien iść w b rew Jego woli. Przyjdzie inny M esyasz dla Polski (sm utnie):

Dla mnie pozostał tylko grób. C arow a K atarzyna m a srogie więzienia... Tu mi już um rzeć w ypadnie, m iast n a rodzinnej ziemi. O Litw o moja! już cię więcej nie ujrzę, (zez sceną słychać dzwonienie, ja k poprzednio, które rozdrażnia Kościuszkę). Znow u te dzw ony?!...

Jakby na m nie wołały!...

HELENA. T o zw iastu n y życia! (tajem niczo):

P anow anie C arow ej już się skończyło. Tej nocy um arła nagle... (ogląda się).

K O ŚCIU SZK O (z podziwem). K atarzyna u m arła? ! a więc te dzw ony?...

HELENA (ja k wyżej). W eselem jej śmierć...

cyt... D la więźniów je s t to jeszcze tajem nicą. U m arł ten tyran w pięknem ciele kobiety. T ron Rosyi odziedziczył jej syn P aw eł, k tó ry dzięki m inistrowi

- 11 -

(16)

llińskiemu jest dobrze usposobiony dla Polaków ...

cyt... w krótce w szystkich uwolni...

K O ŚCIU SZK O {jak wyżej). W głow ie mi sie mąci! Zkąd masz te wieści H eleno!?

H ELENA (ja k w y że j tajemniczo). Mąż mój ma na carskim dw orze i łaski Zubow a, a przez miłość do mnie, donosi mi o w szystkiem co mnie pocieszyć może... (radośnie): W iadom ość tą niosą Ci pierw sza Jenerale, nim Ci cesarz objaw i...

K O ŚCIU SZK O (ożywiony). O dm ładzasz mnje pani!

Zapalasz daw no w ygasły żar... Za słow a pociechy tylko łzą zapłacić Ci m ogą (ściska Helenę za rękę).

HELENA (z zapałem). Tw oja łza wodzu! umrzeć za nią w arto!

SCENA CZWARTA. MÜLLER (wchodzi z pla- C lż, DR. MÜLLER, strem). P ani Jenerałow o, idź­

my już! Ruch pow staje n a ; korytarzu... drżą na sam ą myśl, gdyby nas kto odkrył, jesteśm y zgubieni... (ciągle wystraszony).

HELEN A (podwija włosy i nakryw a głowę). Nie ląkaj sią doktorze. N a wszelki w ypadek p aszport na cudze imią i pieniądze dla Ciebie są przygotow ane.

G dyby mnie o dkryto (pokazuje m ały perski sztylet) i uwiąziono, ten sztylet ułatw i mi drogą tam , zkąd nikt nie w raca.

K O ŚCIU SZK O . A ch, co za myśl jenerałow o.

HELENA. Nie nazywaj mnie ta k w o d z u ! Pow iedz jak' niegdyś, po imieniu, póki jak dziecię znałeś mnie niew inną, pow iedz jak koledze szeregow em u z jednej

- 12 —

(17)

bitw y i takim mnie żegnaj ojcze Tadeuszu, l a m W Polsce w spom nij o biednej Helenie...

KO ŚCIU SZKO . M ówisz takim głosem ... ta k jakoś dziwnie, jak gdybyśm y się nigdy ujrzeć nie mieli.

H E LEN A (ze sm utkiem ). N igdy!...

K O ŚCIU SZK O . Nie chcę wierzyć. Do widzenia m ó w ię ! Pozw ól czoło blizną ozdobione ucałow ać starem u w odzow i (całuje Helenę w czoło).

HELENA. Żyj dla P o ls k i! (całuje rękę Kościuszki).

D rogą tę bliznę n a ręku łzą szacunku z ro sz ę ! MULLER (zło żyw szy instrumenta do szkatułki).

Idźm y! idźmy, je n e r a ło w o ! (wychodzi). •

HELEN A (idąc za Miillerem, wraca od pi ogu, rzuca się do nóg Kościuszce i potem spiesznie wychodzi).

K O ŚCIU SZK O (patrzy chwilę w zadum ie za od­

chodzącą Heleną z wybuchem radości). My w o ln i!

wszyscy mamy być uw olnieni? O , w tym m onoton- nem bezbarw nem więzieniu H elena jak m eteor roz­

jaśniła obum arłą nadzieję! W ięc ujrzę jeszcze P olskę i moich tow arzyszy b ro n i? ! ( Z zapałem ): Boże! p o ­ zwól raz jeszcze bić się za Ojczyznę ! Zwyciężyć lub zginąć! (przechadza się). Muszę tą w iadom ością p o ­ cieszyć Niemcewicza (siada i zaczyna pisać).

SCENA PIĄTA. SZAM BELAN (lat 36, ubrany K O ŚCIU SZK O . podług ówczesnej mody, tj. fra k

SZAM BELAN. bogato haftow any, peruka na głowie i kapelusz z koronkami, szpada, spodnie białe atłasowe obcisłe, w pończochach, kam asze na korkach, żabot na na gorsie, order na fraku. Postać zniew ieściała, znikczem niała, roz­

- 13 —

(18)

gląda się). A... nadspodziew anie... pow inszow ać Jene­

rałow i...

K O ŚC IU SZK O {spostrzegłszy Szam belana, chowa pismo, wstaje chcąc się przywitać, zuidząc strój tegoż w strzym uje się, pogardliwie m ierzy przybyłego i chce się oddalić do bocznego pokoju).

SZAMBELAN (z udaną słodyczą). P a n Jen erał K ościuszko m nie nie poznaje... nie przypom ina sobie sw ojego p u łk o w n ik a?

K O ŚCIU SZK O {ja k w yżej, zatrzym uje się).

O w szem . Znałem p a n a jako pułkow nika w ojsk k ró ­ lew skich i R zeczypospolitej, ale teraz w tym stro ju ?...

Niewiem jaki urząd w aćpan tu taj pełni ?

SZAM BELAN {chełpliwie). O becnie jako szam- belan dw oru najjaśniejszej Im peratorow ej!... h a ? ! p rzeto w szystkie drzw i sto ją przede mną, otw orem , nawfet i więzienia.

K O ŚC IU SZK O {niecierpliwiąc się). Cóż więc Szam belana sprow adza do m nie?

SZAM BELAN. C iekaw ość... C hęć odw iedzin, chociaż wiem o ddaw na, że się tu znajdujesz, lecz teraz...

fantazya przyszła mi do głowy... Ale pow inszow ać mi tylko w ypada, że pan Jen erał w ygląda dobrze i m ieszka jak nie w więzieniu. Pokazuje się, że Rosya um ie cenić ludzi, którzy...

K O ŚCIU SZK O (przerywa). K tórzy jakieś zasługi d la niej położyli z ujm ą w łasnej Ojczyzny! J a do tych nie nalćzę i nie zazdroszczę nikom u ani d o s to ­ jeństw , ani teg o krzyża co błyszczy na fraku.

SZAM BELAN {cynicznie). Jed n ak złośliwy jesteś Jenerale...

- 14 -

(19)

KOŚCIU SZKO (kończąc). Bo nie po zaszczyty wzię­

to mnie w niewolę. D la mnie n ag ro d ą niech b ęd ą te rany co mi ciało palą! Bolą, lecz krzepią, bo za Ojczyznę!

SZAM BELAN (ja k w yżej). M rzonki mój Jenerale...

Ojczyzna tam , gdzie chleb... Przyznaję, że sam byłem szaleńcem , w alcząc w w aszych szeregach, dałem się p o rw a ć entuzyazm ow i p o d w pływ em K onstytucyi 3. Maja... Ale Bogu chw ała, przez m ądrych ludzi, którzy kierow ali królem Jegom ością zostałem naw rócony.

KOŚCIUSZKO. W pływ T argow icyloto źródło złego!

SZAMBELAN. Ale nie dla mnie... W czas sp o ­ strzegłem, że tylko p od berłem Rosyi może nam być dobrze i bezpiecznie... A walczyć z tak ą po tęg ą jak R osya?! śm ieszność i niepodobieństw o.

K O ŚCIU SZKO . N iepodobieństw em było dla sła ­ bych, dla ludzi chcących zgubić, nie rato w ać Polskę.

T o też dali teg o dow ód, znikając niegodnie przy roz­

poczęciu bitw y M aciejowickiej.

SZAM BELAN (ironicznie). Ja k ą korzyść odnieśli ci mężni, którzy p o d Tw oją w odzą u ö końca w ytrw li?...

Jak ą korzyść odniosła P o lsk a i Ty zwycięzco z pod R acław ic? Ja k a w dzięczność sw oich? W szak w ia­

dom o pow szechnie, że czyhano na śm ierć króla Jego- ł mości i Tw oją panie Jenerale, bojąc się Twojej potęgi...

O to wdzięczność naszych. Ztąd przeg ran a p o d M acie­

jowicam i była z góry uplanow aną.

K O ŚCIU SZK O (podchwytuje). U planow aną?...

SZAMBELAN (poprawiając się). To... jest... prze­

widzianą...

KOŚCIUSZKO. Rozumiem. K rew poległych za­

cięży kiedyś na zdrajcach. Im to R osya niech zawdzięcza

— 15 —

(20)

pokonanie Polski. O ! tylko zdrajcom ! A le g d y b y Poniński był nad szed ł z bi-ygadą w pom oc jak roz­

kazałem, a jazda królew ska zbałam ucona przez kogoś, nie pierzchła z placu boju, P o lsk a byłaby w olną!

Na to przysiągłem i byłbym słowa, dotrzym ał.

SZAM BELAN (z niezadowoleniem słuchał monologu Kościuszki). Dajmy...pokój przypuszczeniom...

KOŚCIU SZKO . Zakończm y rozm owę... {lekki ukłon, chce odejść w lewo),

SZAM BELAN. J a k to ? P a n Jen erał odchodzi w brew wszelkim form om delikatności dla g o ścia?

{uszczypliwie): Czy dlatego, żeś w dział chw ilow o k ra ­ kow ską sukm anę p o d Racław icam i, p rzestałeś być jen e rale K ościuszko salonow cem i gentelm anem p ierw ­ szej mody, z czego byłeś z n a n y ?

K O ŚCIU SZK O . Jam więzień...

SZAM BELAN. A le z książęcej krw i. N aw et jak o więzień nie m asz czego żałow ać... W ięzienie d an o przyzw oite, m asz w ła sn ą obsługę. Lekarz Cię pilnie d o gląda {znacząco): a jeżeli taki felczer jak ten, który przed chwilą w yszedł, o p a tru je rany., to... aż miło chorow ać...

K O ŚCIU SZK O {zmieszany). J a nie rozum iem p a n a Szam belana.

SZAM BELAN {jak w yżej). W ięc powiem jaśniej...

w łaściw ie chciałem się zapytać tak... poufnie, k to b yła ta dziew czyna w przebraniu w ojskow ego felczera ' i jaki był cel jej odw iedzin?

K O ŚC IU SZK O (Jak w yżej). Jąm tu żadnej nie w idział dziewczyny.

(21)

SZAM BELAN. A ja wiem, źe to b yła k obieta m łoda i piękna...

K O ŚCIU SZK O . Jeżeli ta k wiesz dokładnie, czemu mnie chorego męczysz pytaniam i panie Szam belanie.

SZAM BELAN. A b y Cię ostrzedz Jenerale, że już jest śledzoną, nim w róci do dom u, nim się zdąży przebrać... będzie aresztow aną.

KOŚCIUSZKO: (na stronie, przerażony, do siebie) A resztow aną ?...

SZAM BELAN. (niby z ubolewaniem). C hcąc ją ratow ać, m uszę pierw ej nim śledztw o będzie wiedzieć jej nazwisko. Jeżeli w izyta m iała tylko cel miłosny.., no... (protekcyonalnie): za w staw ieniem się mojem do m inistra Z ubow a (który p rze p a d a za m łodem i k o ­ bietam i), każę o w ą dam ę przew ieść z w ięzienia do sw ojego pałacu...

K O ŚC IU SZK O , (z godnością). Szam belanie !...

SZAM BELAN. (kończąc dalej). Jeżeli jednak śle­

dztw o w ykryje (badawczo)', że odw iedziny teg o p rze­

b ranego żołnierza u Jen erała m ają pew ien zw iązek ze spiskiem , k tó ry się knuje n a życie św iętej C a ra osoby, (nawiasowo): b o zapew ne donieść Jenerałow i m usiano o śm ierci im peratorow ej, a co gorsza, jeżeli spisek dotyczy nietykalnej osoby m inistra Zubow a...

K O ŚC IU SZK O . (Jak w yżej). T o n a p a ść S zam be­

lanie ! (jak osłupiały).

SZAM BELAN. (ja k w yżej). W tedy nic bym jej nie m ógł pom ódz, ani to b ie pan ie Jenerale... chyba tylko w am obojgu u łatw ić ucieczkę 1...

K O ŚCIU SZK O , ( ja k w yżej). C o?...

SZAM BELAN. (chytrze). ...Ale pierwej wiedzieć.

Kościuszko w Petersburgu. 17 — 2

(22)

musżę, kto jest ta dam a... jakiej mam się spodziew ać nagrody...

K O ŚCIU SZK O , (oburzony). D osyć tych obelg!...

Panie!... Rzem iosło jakie upraw iasz, zaprow adziło cię n a tak ą drogę u p ad k u , że nie chcę w ym ów ić nazw iska, k tó re po sw oich przodkach nosisz, bo bym ich cie­

nie o b ra z ił! Zapom nij o n im ! W yprzej się g o ! Zapom nij, że cię polska ziemia w ydała! (odwraca się).

SZAM BELAN. (dokuczliwie z sarkastycznym n~

śmiechem). Idąc za w yrocznią wszyscy się teg o wyrzec pow inni. Niema P o lsk i! Niema już P olaków ! W szak dzieła- p o w tarzają Tw e prorocze słow a, które w yrze­

k łeś: „Finis P o lo n iae!“

K O ŚCIU SZK O . ( wybucha, chwilę zapanow yw a nad sobą, poryw a księgę ze stołu, którą czyta ł zu 1-e]

scenie). P o d tem i słowy, co się w dziewa w kradły, cała T argow ica niech się tu podpisze! (;rzuca książkę Szam belanow i pod nogi i w ychodzi do bocznego po­

ko ju w lewo).

*

SCENÄ SZÓSTA. (Domingo wchodzi, uprząta SZAM BELAN. powoli pokój, poczem zam iata D O M IN G O . szczotką podłogę w stronę S za m -

belana).

SZAM BELAN. (sam urażony). Zbyt śm iało mój je n e ra le ! O d p łacę się za t o . M i l c z y s z na p y ta n ie ? D obrze. A ja przysięgam , że m inister Z ubow z rąk m oich d o sta ć ją musi... P re ze n t taki podniesie w arto ść m oją w oczach m inistra, a osłabi sym patje polskich jeńców u dw oru, (tryumfująco) - Nie chcesz wyjawić jej nazw iska ? W ięc ja ci go p o w tó rz ę ! (zm ierza km.

I

- 18 -

(23)

wyjściu i spostrzegając zamiatającego impertynencko Dominga z pasją) : C o to je s t? {dobywa szpady, chcąc płązow ać Dominga). Jak śmiesz ty niew olniku!

DO M IN GO , {zasiania się szczotką). D om ingo nie n iew o ln ik ! D om ingo w alczył p o d jenerałem K ościuszką w A m eryce p o d S a ra to g ą ! T ren to n ! Y ellow Spring!

W estpoint! i wszędzie za w olność {z politowaniem).

M urzyn nie lęka się takiego p an a, co n ad b ezb ro n ­ nym szpadą wywija, a p o d M aciejowicami pił z d ro ­ w ie M oskali!...

SZAM BELAN. (porywczo). Milcz łotrze, bo cię ja k kurcze p rz e b iję !

DO M IN GO , {spokojnie). D om ingo drw i ze śm ier­

ci, ale skoro koniecznie m am być przebity, to niechże piękny p an sprzątnie pokój p a n a Jen erała i zamiecie n a przyjęcie gości!... {stawia szczotkę).

SZAM BELAN. {zaintrygowany). Z now u goście?!

coś podejrzanego. Mów, k to tu u T w ojego p a n a byw a, co robią, co m ówią, m ów, obsypię cię rublam i...

c o ? kto m a przyjść, pew nie b u ntow nicy! o p ry sz k i!

bandyci...

D O M IN G O , {biorąc szczotkę). H a, kiedy p an nie przebija, więc sam u p rzą tn ę (za czyn a zamiatać).

SZAM BELAN. M ów mi n atychm iast co to za opryszki ci g o śc ie ? hę?!

D O M IN G O , (w milczeniu wzrokiem odprowadza Szam belana ku oknu i pokazuje mu). O t!

SZAM BELAN. {spojrzawszy w okno, chowa szpa­

dę wydając o krzyk podziw u i uchylając kapelusza). A L . {w ychodzi spiesznie).

D O M IN G O , {w ironicznych ukłonach odprowadza

— 19 —

(24)

Szam belana aż do drzwi). H a! H a! Muszę teraz uprzedzić Jenerała {wchodzi do pokoju z lewej).

K O ŚCIU SZKO , {po chwili w ychodzi spiesznie, za nim Domingo). C o m ówisz D om ingo, zdaw ało ci się chyba {zbliża się do okna).

DO M IN GO . Nie zdaw ało się panie Jenerale, przed chwilą w idziałem przez okno, ja k stał w o to ­ czeniu świty...

K O ŚCIU SZK O . Niema nikogo {odchodzi od okna).

D O M IN G O . W ięc już jest n a schodach. Idąc tu widziałem , jak pan M arkow biegał jak o p ętany po w szystkich korytarzach i naw oływ ał o porządek...

R uch wielki w całym gm achu {kończy porządkować).

K O ŚCIU SZK O , (do siebie, siada). C esarz t u ? C oby to znaczyć m o g ło ? Cesarz, k tó ry zaledwie no g ą na tro n w stąp ił odw iedza w ięzienia?... C o go tu w iedzie? Czy w zrok nasycić w idokiem m ęczarń? czy łzy otrzeć więźniom ?

SC EN A SIÓDMA. M A R K O W (w pełnej form ie K O S C I J J S Z K O , z mnóstwem orderów na piersiach, CA R PA W E L I., w chodzi impertynencko, daje zn a k W . KS. ALEKSA N- Dom ingow i aby w yszedł). P aszoł D ER n astępca tro- w o n ! {Markow zwraca się do nu, M A R K O W Kościuszki): W sta ć kiedy ja i kilku ze świty. wchodzę, w y polski g ie n e ra ł!

W y bontow niki nie go d n e o g lą ­ d ać C ara! Boga ziem skiego! Żebym żadnych użaleń nie słyszał przed C arem ! na w szystko odpow iadać C a ro w i: „H araszo i słuszaju!“ {do Dom inga): Paszoł w on durak! {odchodzi).

— 20 -

(25)

D O M IN G O , {dając pierwszeństwo Markowowi).

P a n P ułkow nik pierw szy (odchodzi za M arkowem ,po chwili dwóch oficerów staje przed drzwiami, wchodzi Car, za nim w szyscy).

PA W E Ł I. (lat 43. wysoki, m undur ciemno-zielo­

n y z lentą błękitną i carską gw iazdą, u boku szpada, spodnie jasne łosiowe, buty z w ysokiem i cholewami, na głowie peruka i kapelusz a la Napoleon I. Paweł daje. pewne zlecenia otaczającym go, poczem oddalają się w szyscy oprócz Pawła. Aleksandra i Kościuszki).

P ozdraw iam cię jenerale K ościuszko w raz z moim synem.

K O ŚCIU SZK O {który podczas wejścia Pawła /.

pow stał z wysiłkiem na pozdrowienie tegoż, oddaje głęboki ukłon).

A LEK SA N D ER {podaje przyjaźnie ręce Kościuszce).

PA W E Ł I. Słyszałem , źeś cierpiący. Jakże z d ro ­ wie tw oje?!

K O ŚCIU SZK O {wzruszony). Najjaśniejszy P a n ie ! głębokie wzruszenie znieczula chw ilow o bóle ran...

P A W E Ł I. C ierpisz?! W iedz, że razy zadaw ane Rosyi przez w as bolą także... S rogo w y zawinili!...

w asze garstk i walecznych śm iertelne nam za to w y­

mierzali ciosy...

K O ŚC IU SZK O . W ybacz Najjaśniejszy Panie.

M yśmy po nasze ran y nie szli do Rosyi, myśmy u siebie byli napadani. T ę odpow iedź dać m ogę w o b ro ­ nie własnej i m ego n arodu, a jeślim winien broniąc swej Ojczyzny... o to m oja głow a N ajjaśniejszy Panie!...

PA W EŁ I. Nie czynię w am w yrzutów , a o tw a rto ść lubię, o głow ę bądź spokojnym . Nie rozpoczynam

— 21 —

(26)

krw ią panow ania, w szak ja sam dopiero więźniem być przestałem ... W iem , że wszyscy ludzie zacni byli w Rosyi prześladow ani. A le kiedy pod o b ało się Bogu że d ostojna C arow a, m atka m oja żyć przestała, a mnie B óg pow ołał n a w ładcę... chcę spraw iedliw ość w y­

mierzyć w szystkim uciśnionym.

K O ŚCIU SZK O . O C esarzu!

P A W E Ł I. D ługo dla w as nic zrobić nie m ogłem tyll|o ubolew ać (smutnie, ja k do siebie): N adem ną tylko nikt nie bolał... nikt nie bolał nad moim za­

m ordow anym ojcem... za to teraz zgniotę m orderców i zauszników , (do Kościuszki) ! Jenerale! ja w am chcę krzyw dy nagrodzić, o jaką prosisz mnie ła s k ę ?

K O ŚCIU SZK O , (w aha się i namyśla).

A LEKSA ND ER. M ów śm iało Jenerale, widzisz, że mój ojciec d o b ry i łaskaw y...

K O ŚCIU SZK O , (po namyśle). M am tylko jed n ą prośbę... lecz...

PA W E Ł I. Uczynię co zechcesz. Chceszli pozo­

s ta ć u m n ie? O bsypię Cię m ajątkiem . J a szukam t a ­ kich jak ty szlachetnych ludzi... W ybieraj jaki chcesz urząd najwyższy w moim państw ie... Chcesz być moim doradcą... przyjacielem... wszystkie dostojeństw a sto ­ ją przed to b ą otw orem , bylebyś zechciał zostaś przy moim boku... pow iedz...

A LEKSA ND ER, (dziwiąc się). W ahasz się Jenerale?

Ależ obietnic takich nikt jeszcze z u s t cesarza nie słyszał prócz Ciebie... Podziękuj ojcu, że cię ta k zaszczyca...

K O ŚC IU SZK O . Dziękuję... ale jako P o lak przy­

siągłem służyć tylko mojej Ojczyźnie.

— 22 —

(27)

A LEK SA N D ER, {jak w yżej). Ja k to om aw iasz?

T o dziwne... P a trz ilu waszych z pocałow aniem ręki przyjęło u nas różne urzędy p o rozbiorze Polsk i przysięgło w ierność rosyjskiem u m onarsze, tłoczą się sami i bez korzyści, obciążają sk a rb Rosyi wy- sokiem i pensyam i, jakie im się płaci...

KO ŚCIU SZK O . Ludzie tacy stracili h o n o r n a ro ­ dow y, to lalki, które m ożna za pieniądze kupić. P o ­ zwól Najjaśniejszy Panie zostać mi nadal człowiekiem.

J a o nic dla siebie nie proszę.

P A W E Ł I. Cóż więc m ogę dla w as uczynić?

K O ŚCIU SZK O , (z w ysiłkiem ). C esarzu! unie­

ważnij o k ru tn y a k t rozbioru i w róć nam P olskę!

PA W E Ł I. {iak zelektryzow any, krótko). C o?!

(po pauzie, przechodząc z nadspodziewanego zdum ie­

nia, zrobiw szy parę kroków, zwraca się łagodnie do Kościuszki).

K O ŚCIU SZK O . O d d aj nam Polskę.

PA W E Ł I. {wskazując ręką krzesło i siada obok Kościuszki.) Jesteś osłabiony... Byłem przeciw ny p o ­ działowi Polski, ale chcąc ją teraz w skrzesić p o trzeba zgody trzech m ocarstw . Zezwoliż na to A u s try a ? tern mniej P rusy. Mamże dla Polski w ypow iadać im w o jn ę ? P a ń stw o moje w yniszczone ciągłą w alką potrzebuje spokoju... {klepiąc Kościuszkę po ramieniu).

Zostaw m y to czasowi. P o lsk a w asza ch o ra w letargu, dla niej p o trzeb a silnych w strząśnień, dla niej p o trzeba B atorych. Sobieskich... by ją obudzić... i ty Kościu­

szko byłeś dzielnym w odzem , ale cię tw oi ro d a c y zdradzili.

— 23 —

(28)

KO ŚCIU SZKO . N iem nie. Oni zdradzili Ojczyznę.

Niech im Bóg- to św iętokradztw o wybaczy.

PA W E Ł I. (wstaje, co czyn i i Kościuszko). B óg!

A le nie car, k tóry zdrajców i szpiegów nienawidzi.

Będąc o d lat najm łodszych w G adczynie, otoczony nimi, nie m ogę z zim ną krw ią w ym ów ić teg o w y­

razu sz p ie g ! (spokojniej) Ą C ar przebacza i uw ielbia szlachetnych, dlatego ciebie Jenerale Kościuszko o b ­ darzam w o ln o ś c ią ! (daje zn a k Aleksandrow i, który zwraca się się ku drzwiom i odbiera z rąk M arkowa pałasz, podaje go Pawłowi).

K O ŚCIU SZK O . ( z radością). Dzięki Ci M onarcho...

a tow arzysze moi?! (Aleksander ściska rękę Kościuszki).

PA W EŁ I. (biorąc pałasz z rąk A leksandra do Kościuszki). I o nich pam iętam . W racam ci pałasz Tw ój Jenerale w raz z w olnością Tw oich ro d ak ó w .v K O ŚCIU SZK O , (z niewysłowioną radością, ja k b y słów Pawła nie słyszał, wyciąga ręce do pałasza). Mój p a ła sz ! M ó j!

P A W E Ł I. ...Ale mi przysiężesz tu w obecności m ojego syna A leksandra, że nigdy miecza przeciw Rosyi nie w ydobędziesz!

K O ŚCIU SZKO , (opuszczając ręce, w osłupieniu).

N ajjaśniejszy Panie... Mam to zaprzysiądz... Nie... ja te g o uczynić nie m ogę... Ja o nic nie proszę dla siebie, uwolnij tylko moich tow arzyszy, a mnie pozostaw w więzieniu Cesarzu...

PA W E Ł I. (dobitniej). Przysięgnij... (za sceną sły­

chać pianissimo poloneza Kościuszki do słów : „Patrz Kościuszko na nas i t. d.

KOŚCIUSZKO, (ja k do siebie, przechodząc całą

— 24 -

(29)

uczuć). ...Przysięgać, że nigdy mej Ojczyzny bronić już nie b ę d ę ? ... a cóż się stanie z tam tą przysięgą?...

Jeszcze mi brzmi w uszach głos W odzickiego, czyta­

jącego ak t niepodległości... widzę sznurem w yciągnię­

te polskie w ojsko na Rynku K rakow skim ... Z jakąż dum ą, z o d k ry tą głow ą, z pałaszem przyciśniętym do serca, przysięgałem : „Ja T ądeusz K ościuszko przysięgam w obliczu Boga, całem u narodow i p ol­

skiem u, iż pow ierzonej mi w ładzy jedynie dla obrony Ojczyzny, N iepodległości i ug ru n to w an ia sw obód n a ­ rodu używ ać będę! (gorąco)\ T ak mi dopom óż Panie Boże i niew inna Syna Tw ego męko! (z boleścią)\ A dziś... z jakim czołem łam ać słow a B o że? Zostaw ić n a p astw ę rzuconą Ojczyznę ?!... Czem u P a n Bóg odm ów ił pom ocy a ludzie zdradzili?!... (m uzi/ia mil­

knie, Zakrywa tw arz dłońmi).

PA W E L I. (który podczas monologu Kościuszki ze wzrastającą czcią zd ją ł kapelusz z głow y, w dzie­

wając takozuy powtórnie, zwraca się do Aleksandra).

P a trz Rosyo! O to P o lak , k tó reg o niczem nie kupisz.

N iepokonałabyś nigdy tej potęgi, gdyby Kościuszko był na P iastów tronie (zwraca się do Kościuszki)'. J e ­ nerale zważ jed n a k dobrze, w arunek to nieodw ołalny.

W szystkich z T o b ą uw olnię albo żadnego.

ALEKSA ND ER. Nie masz w yjścia jenerale, a u- porem zgubisz tow arzyszy...

K O ŚCIU SZK O . P raw d a. G dyby tu tylko o mnie chodziło, ale czy w olno mi pośw ięcać braci na w ie­

czną z ag ład ę? Boże ty natchnij mnie!

PA W EŁ I. Mam cofnąć sło w o ? i grzebać dalej 20.000 polskich jeńców w S y b ery i?

— 25 —

(30)

K O ŚCIU SZK O , (chwila wahania się). Dw adzie­

ścia tysięcy!... (po chwili): C o fn ąć?... Czy mam u- porem ściągać n a siebie więcej zarzutów jakie mi czynią n iektórzy? M ówią, żem pad ając z konia pod M aciejowicami zaw ołał: „Finis P o lo n iae“. K ła m stw o 1 Jakobym pychą ujęty m niem ał, iż z moim zgonem i P o lsk a sk onała?! Przenigdy! Nie zginęła! Cesarzu!

takiej przysięgi K ościuszko nie złoży!

P A W E Ł I. Cenię Tw ój nieugięty ch arakter! O to tw ój pałasz (oddaje pałasz Kościuszce i klaszcze w dłonie): Niech wejdzie św ita! {W szyscy wchodzą i grupują się za Pawłem /., A leksander rozmawia z Kościuszką).

PA W E Ł I. M ark o w ! W ypuścić w szystkich w ię­

źniów na w olność.

M ARKOW . W szystkich?! Najjaśniejszy Panie w spaniałom yślność niebezpieczna.

PA W E Ł I. (groźnie). Im perator rozkazuje! O ddaj honor Jenerałow i (w skazuje na Kościuszkę). J a w am pokażę, co może ten przez w as lekceważony następca tro n u , odkąd został carem.

M ARKOW , (tłumiąc zaw iść i upokorzenie salutuje Kościuszce, potem Paw łow i I. i odchodzi).

PA W E Ł I. C o zamyślasz z so b ą robić Ja n era le ? K O ŚCIU SZK O . M yślę w rócić do Ameryki. Tam znajdę daw nych tow arzyszy i m nóstw o naszych pam iątek.

PA W E Ł I. Żałuję, że nie chcesz zostać u mnie.

P rzed wyjazdem proszę Cię odw iedź m nie w pałacu»

C esarzow a pragnie Cię poznać, a środki podróży ja sam zabezpieczę.

— 26 —

l

(31)

K O ŚC IU SZK O . W imieniu uw olnionych Polaków przyjm dzięki N ajjaśniejszy Panie.

PA W E Ł I. O , nie robię teg o jedynie z przyw ią­

zania dla P olaków , ale uw alniając w as, dokuczę moim m inistrom , jak oni niegdyś mnie (z dziką ra­

dością): zżółkną ze złości! J a ich w p roch zetrę, pod nogi rzucę! i to mnie ucieszy, ha! ha! {do Aleksandra A leksandrze, pożegnaj Kościuszkę.

ALEKSA ND ER, (podaie rękę Kościuszce). Ja będę o w as pam iętał. {Paweł /. i Aleksander odchodzą, za niemi świta).

SCENA ÓSMA. K O ŚCIU SZK O , (z zachw y- K O ŚC IU SZK O sam, tem dobywa pałasz z pochw y później DO M IN GO , i pieści się nim). Mój pałasz {całuje gó). ten sam... Rdzą krw a­

w ą pokryty... tylko „Imię M ąryi" błyszczy się na klindze. Nie próżnow ałeś b ędąc przy mym boku.

T ow arzyszu mój w ierny z p o d D ubienki i Szczekocin!

P am iętasz R a c ław ic e ? (smutnie) pom nisz M aciejo­

w ice?... Razem w niewoli... razem znow u wolni (s/a- da w zadum ie p rzy stoliku). A choć znękani, może z czasem napraw im y bój z p o d M aciejowic {całuje pałasz).

DO M IN GO , {wbiega szybko, obejmuje nogi Kościu­

szki). P an ie Jenerale! W ięzienia stoją otw orem . Mój p an wolny. D om ingo w olny i wszyscy więźniowie tu idą, by p o w itać sw ego naczelnika, n a w e t jakiś kaleka, k tó reg o drugi p o d rękę prow adzi, także tu zdąża!

K O ŚC IU SZK O , {wstaje). W ięc nie zapomnieli o mnie?... o p ro ś ich, z całego serca p rag n ę ich zobaczyć

(32)

DOM INGO. Już tu są... {spostrzegłszy pałasz swo-, jego pana, pieści się nim, całuje i przeciera).

SCENA DZIEWIĄTA W SZY SC Y {ad libitum w r CIŻ, NIEMCEWICZ, tają się z Kościuszką). Jene- M O STO W SK I, P O - rale! W odzu! Naczelniku i t. p.

TO C K I, K A P O S T A S K O ŚCIU SZKO , {po czułem i inni. przyw itaniu). W itaj Julianie!

a i m arszałek P o to c k i! Mo­

stow ski i poczciw y K apostas... W itajcie mi bracia {ściska w szystkich czule). A ch łzy radości cisną się do ócz, że wy ludzie wielkiego pośw ięcenia nie obw inia­

cie m nie za przegraną, nie czynicie w yrzutów ... wierzy­

cie w niew inność moją, a jam się m iał za potępionego...

NIEMCEWICZ. K toby tak sądził, jakem Niem­

cewicz w łeb bym mu w ypalił.

M O STO W SK I. Daj h asło w odzu, a cały n aró d pójdzie za to b ą choćby n a śm iertelny bój.

PO T O C K I. Ja w łościan z d ó b r m oich w Litwie i K oronie uzbroję i oddam p od Tw oje rozkazy!

K A PO ST A S . Cały m ajątek, w szystkie banki, jakie m am w W arszaw ie, złożę na ołtarz Ojczyzny ! K O ŚCIU SZKO . Znam w asze p o św ięcen ie! Ale musimy się rozstać. W y do Polski, ja w racam do A m ery­

ki! by zdrow ie odzyskać {Domingo uradowany wybiega).

NIEMCEWICZ. W ięc i ja z T o b ą Tadeuszu jeżeli chcesz.

INNI. I my za wam i jak o w olne ptaki.

K O ŚCIU SZKO . O n ie ! W as Ojczyzna potrzebow ać będzie. W szystkie dzieci swej m atki opuszczać nie m ogą.

M O STO W SK I. Rozum iem y Cię W odzu. Jenerale!

My w naszej Ojczyźnie będziem y n a straży.

— 28 —

(33)

PO T O C K I. Ż aden z n a s tu ta j nie przyjmie u- rzędu, chociaż sam C esarz tego sobie życzy

W SZY SCY . N igdy! P rzenigdy!

D O M IN G O , (wraca). Panie jen erale, idzie tu z drugim ten żołnierz kaleka.

SCENA DZIESIĄTA. KILIŃSKI, (prow adzi pod CIŻ, KILIŃSKI ręce Bolechę). P om ału bracie...

i B O LEC H A . jeszcze kroków parę... (w szy­

scy rozstępują się.)

NIEMCEWICZ. A to p a n Kiliński! nasz p u łk o ­ wnik dzielny.

KILIŃSKI. T ak to ja! a to Bolecha mój to w a ­ rzysz więzienny, ciężką c h o ro b ą złożony, a jednak na w ieść uwolnienia, na rów ne nogi zerw ał się z barłogu, żem go niczern nie m ógł pow strzym ać, by w as p o ­ w itać mości jenerale!

K O ŚC lU SZ K O (z6//ias/ędo nich). W itam w as bracia.

B O LEC H A . (lat 30, ciem ny, bardzo osłabiony, w yniszczony, jw podniszczonym m undurze ułańskim, z zarzuconym płaszczem przez ramię i torbą m undu­

rową). T o głos naczelnika... o mój Jenerale daj rękę...

rękę...(całujenamiętnie podaną m u przez Kościuszkę rękę).

K O ŚCIU SZKO . Jezus M arya! O n ciem ny zupeł­

nie, jam y oczne puste...' posadźcie go, on bardzo chory (sadzają Bolechę na stołku, w szy scy go otacza­

ją ściemnia się).

BO LEC H A . Już mi lepiej... bo cię słyszę panie Jenerale... i to że żyjesz, mnie życie przedłuża...

K O ŚCIU SZK O . Gdzieś walczył mój bracie, i jak się to stało , że ci w zrok w ydarto...

— 29 -

(34)

' BO LECH A . Jestem ułan z brygady K am ińskiego, p o d M aciejowicami w ysłany n a zwiady, w padłem za lasem w ręce moskiewskiej pikiety, zabito konia po- dem ną, a mnie ran nego zawlekli do głów nej kw atery jenerała Ferzena.

KOŚCIU SZKO . O k ropność!

BO LEC H A . A ch to fraszka, ale, że tam zastałem jednego z naszych pułkow ników Królewskiej jazdy, jak Ferzenow i pokazyw ał plany... jak się naradzali i obliczali skąpe nasze siły... to z b ro d n ia !... (W szyscy zgorszeni).

NIEMCEWICZ. A więc była z d ra d a ?

B O LEC H A . O n mnie spostrzegł... spojrzeliśm y n a siebie... w zrok mój jak lanca w p ad ł w jego źre­

nice... potem porw ali mnie jak jastrzęb ia kozacy i oczy łzą zaszłe wyłupili żywcem...

KILIŃSKI. Ł o try !...pew nie aby nikogo nie poznał...

K O ŚC IU SZK O , (do Bolechy). A nazwisko je g o ? B O L E C H A .N azw isko?... Zdrajca!.!. M atkobójca!...

ale b iad a w rogom ! skoro nasi do kraju pow rócą...

pom szczą zniew agę naszą... i krzyw dy... Oczy moje nie zobaczą, lecz uszy tryum f nad w rogiem usłyszą!

K O ŚCIU SZK O . T ak! O dbić P olskę, k tó rą nam rozszarpano.

B O LEC H A . (zryw a się z siedzenia). C o ! Jeteśm y p o b ici? Nie m amy już K róla?! i P o lsk a w niewoli!

My obcym p o d d a n i! (opada na stołek bardzo wycień­

czony, po ch w ili): I cóż nam w Polsce odpow iedzą n a to ? (podsuwają tapczan i kładą na nim Bo- lechę).

K O ŚCIU SZK O . Spocznij tu... Każę cię przew ieść

— 30 —

(35)

<do szpitala, ja zajmę się to b ą (c/o" D om inga) : idź po lekarza (Domingo odchodzi).

B O L E C H A (półleżąc). Za późno... Już ja do sw o­

ich nie w rócę... T u skatow ali... tu oczy w ydarli... tu im ducha wyzionę... T ak mi zimno, a do dom u d ale­

ko... daleko... Tam p o d K rakow em n a wzgórzu Sw.

B ronisław y stoi m oja c h a ta i g ru n ta orne... już ja ich więcej o rać nie będę... Ojcze n a c ze ln ik u : daruję Ci dom ostw o moje. P ię k n a okolica... ja ją duszą widzę... i o d K rakow a i z Bielan i z woli i ze Skał P anieńskich i od K a rp a t n aw et, ze w sząd będzie w idać chatę K ościuszki... w eź ją...

K O ŚC IU SZK O . U spokój się tylko...

BO LEC H A . (stygnącym głosem). Tu n a piersiach, m am w skaplerzu tro ch ę naszej ziemi... w ysypcie to na m oją m ogiłę (całuje skaplerz). Naczelniku daj rękę... (całuje rękę Kościuszki). Już idę... A ch!... jak tam pięknie, cicho... w klasztorze N orbertanek dzw o­

nią na „A nioł P a ń s k i“, m ódlm y się (żegna się z •wy­

siłkiem ) : w imię O jca... i Syna i D ucha św iętego...

A m en 1...^ (Opada na fapczan martwy).

K O ŚCIU SZK O . Zapalcie grom nicę... skonał...

K lęska kraju dobiła biedaka... (Obecni w głowach tapczanu przystaw iają stolik, na którym zapalają gromnicę i otaczają Bolechę, okrywając go do połowy płaszczem . Zciem nia się bardziej).

KILIŃSKI. P o m sta w rogom i zdrajcom za każdą naszą ofiarę!

KO ŚCIU SZK O , (uroczyście z przejęciem). Dajcie mój pałasz (podają). Z w ojskow ym honorem uczcijmy kolegę... (Kładzie swój pałasz na piersiach Bolechy,

(36)

bierze do rąk małą pasyjkę i staje u wezgłowia tapczanu). M ódlmy się za poległych b o h ateró w n a ­ szych.

W SZY SCY , {klękają, grupując się około Bolechy za tapczanem, przez okno pada. światło księżyca na całą grupę i powtarzają przytłum ionem głosem ). W ieczne odpoczyw anie...

K O ŚCIU SZK O . (/. w. stojąc). Za w rogów i za nieprzyjaciół naszych...

W SZY SCY . (/. w .) O d p u ść im P anie...

K O ŚCIU SZK O . Za popraw ienie się z błędów

i grzechów naszych...

W SZY SCY . P a n ie ! w ysłuchaj nas!...

K O ŚCIU SZK O . A jeśli p o k u ta z krw i i łez n a­

szych zm azała winę...

W SZY SCY i K O ŚCIU SZK O . Boże zbaw Polskę l

(Kurtyna opada bardzo wolno i bez szelestu).

\ j '

KONIEC.

(37)
(38)
(39)

'

—, , "'.‘v : ' r*';; 's-.-, •••

' " ' • f i ' ‘ ' 'f*'

, . . .

(40)

Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000266126

I 407757

i

mm

’P .

Cytaty

Powiązane dokumenty

(zbliża się do Nę- dzowskiego) Panie Nikodemie, ja pana

Tężyńska (unosząc się).. Stanisław staje w progu).. SCENA

Jeśli pan Adam jest silniejszy, Andzia zostanie jego żoną, jeżeli Ksawery będzie

Zosia, Lord później Antoś i John. Lord (we

(Zeskakuje na dół.) Smyczkowski (w okienku z prawej.) Zarygluj pani drzwi

Pysznisz się bogactwem, które nie jest twoją zasługą, bo go nie zdobyłaś sama, pogardzasz biedniejszymi, choć sama jesteś najbiedniejszą, bo.

SKAŁKA (lat 16, mina junacka, ubrany w paradny mundur szkoły podchorążych piechoty, staje przed księciem, po wojskowemu salutując i meldując się)?. Seweryn Skałka, uczeń

Beczki wrzucą się do wody, a na nich przymocują się i deski i ot most