• Nie Znaleziono Wyników

LISTOPAD 1974

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "LISTOPAD 1974"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

LISTOPAD 1974

(2)

Z alecono do b ib lio te k n au czy cielsk ich i lic ea ln y c h pism em M in istra O św iaty n r IV/Oc-2734/47

W ydano z pomocą finansow ą P olsk iej A kadem ii Nauk

TRESC ZESZY TU 11 (2133)

J a k u b o w s k i J . I., S r i L a n k a — W yspa p ro m ie n n ie p ię k n a (Cejlon) . . 281 W r o n k o w s k i Cz., T le n ja k o sk ła d n ik b io sfery (w 200 rocznicę odkrycia) . 288 R o m a n o w s k a E., R o śliny i zw ie rz ę ta — p asaż ero w ie lotów kosm icznych . 290 W i e r z b i c k i J., M ożliw ość zw ię k sz en ia z ja w isk a g eoterm iczności w g r u n ­

cie po d sz a tą śn ie żn ą n a n iz in ac h P o l s k i ...291 F a l n i o w s k i A., M orze A zow skie t ... 293 S e i d l e r W., S ta tk i ry b a c k ie — n ie w y k o rz y sta n a s z a n s a ... 297 D robiazgi p rzy ro d n icze

E le k tro n o g ra m y z a ro d n ik ó w p a p ro c i w y k o n a n e w m ik ro sk o p ie sk a n in ­ gow ym (H. P i ę k o ś ) ... 300 W obro n ie g in ą ce j p rz y ro d y (W. M io d u s z e w s k a ) ...300 C zapla zło taw a (B u b u lcu s ibis L.) w K a irz e (W. S tro jn y ) . . . . 301 A gresyw ność sa m có w n o rn ik ó w a re g u la c ja liczebności p o p u la c ji (M.

M a k o m a s k a ) ... 302 F o to g ra fie p o w ierz ch n i K siężyca w y k o n a n e w św ie tle Z iem i (K. N aw ara ) 303 R o z m a ito śc i... 304 R ecenzje

K. L o r e n z : C ivilized M an ’s E ig h t D ea d ly S ins (S. S kow ron) . . . 306 W. S. Z d a n o w : A k w a riu m n y je r a s tie n ija (Z. K am iński) . . . . 306 B. Z a b ł o c k i : P o d sta w y w spółczesnej im m u n o lo g ii (A. S k o w ro n -C en - d r z a k ) ...307 S p ra w o z d an ia

S p ra w o z d a n ie z p rze b ieg u s e s ji p o p u la rn o n a u k o w e j w V II L iceum O gólnokszt. im . K. K . B aczy ń sk ieg o w S zczecinie (M. R a m ;a , A. W ie- czerzak, G. Z i o b r o ) ... 307

S p i s p l a n s z

I. E L E K T R O N O G R A M Y Z A R O D N IK Ó W P A P R O C I w y k o n an e w SEM . D ryo- p te ris spinulosa: 1 — pow . ok. 360X, l a — pow. ok. 1200X; D. cristata: 2 — pow . ok. 1200 X , 2a — pow . ok. 3600 X

II. E LEK TR O N O G R A M Y ZA R O D N IK Ó W P A P R O C I w y k o n a n e w SEM . D ryo- p te ris assim ilis: 3 — pow . ok. 1200X, 3a — pow. ok. 3600X; D. dilatata'. 4 pow. ok. 1800X, 4a — pow . ok. 6000 X

l i l a . P R A W D Z IW K I. F ot. J. P ło tk o w ia k I llb . M UCHOM ORY. F ot. J. P ło tk o w ia k

IV. P O Ł O N IN A C A R Y Ń SK A . B ieszczady. F ot. J . S iu d o w sk i

O k ł a d k a : M U FLO N , O vis m u sim o n (P allas). (A rtio d a c ty la — p arz y sto k o p y tn e ;

B o v id a e — k ręto ro g ie ). F o t. W. S tro jn y

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

(Rok założenia 1875)

LISTOPAD 1974 ZESZYT 11 (2133)

JA N U S Z L. JA K U B O W SK I (W arszaw a)

S R I L A N K A — W Y S P A P R O M IE N N IE P IĘ K N A (C E JL O N )

W r. 1613 w R elatiy powszechnych części w torej B e n e s i u s napisał o wyspie „Zeilan” :

„Arabowie ją zowią Ternasseri, co się rozumie, ziemia roskoszna. A drudzy m niem ają, jakby tam był ray ziemski. Y zaiste iest tam powie­

trze tak doskonałe, iż tam żyją długo w do­

brym zdrowiu, ledwie wiedząc, co to iest cho­

roba. Nie bywa tam żaden praw ie miesiąc bez dżdu; przetoż poła zielenią się ustawicznie, y drzewa pospolicie widać kwieciem y owocami ozdobione”.

Poszukiwanie lokalizacji ra ju należało do ulubionych tem atów scholastycznych w śred­

niowieczu. Jeszcze w r. 1763 przenaiw ny ksiądz Gaudencyusz P i k u l s k i w Sukcessie Świata czyli H istoryi uniw ersalney pisze:

„Jest wielu znacznych Oyców, y Tłumaczów Pism a S. którzy nauczaią że Raiu iuż więcey na świecie nie ma. Pospolitsze iednakowo iest zdanie, że do tych czas iest ieszcze n ienaru­

szony ow Ogród Rayski, w którym mieszkali Adam i Ewa...”

Z pięknem przyrody, porów nyw anym do ra ­ ju, łączy się odczuwanie tego piękna przez człowieka i w czasach obecnych. Toteż poezją owiana jest nowa nazw a Cejlonu: Lanka (Langka), k tó ra znaczy „W yspa” a również

„Staw czerwonych kw iatów lotosu” (Sri — to honorificum: czcigodny, olśniewający, pro­

miennie piękny). Nazwa ta została przyjęta po

oderw aniu się Cejlonu od Korony B rytyjskiej w 1971 r.

Na Cejlonie poezja otacza splot wspaniałej egzotycznej przyrody z przebogatym folklorem pięknego duchowo i fizycznie ludu Syngale- zów. Taka procesja Esala P erah era w K andi z zębem Buddy, wielką relikw ią tej religii, jest barw nym widowiskiem, m ających mało rów ­ nych sobie n a świecie. Przez godzinę płynie

jak rzeka pochód, w którym bierze udział 50 do 100 słoni w paradnych strojach (ryc. 1). Te olbrzym ie zw ierzęta kroczą po 2 lub 3 w rzę­

dzie, a m iędzy ich grupam i dziesiątki tancerzy w radosnym upojeniu w ykonują rytm iczne ru ­ chy w ta k t w ybijany rękam i na długich bę­

bnach (ryc. 2). Na ich jasno-brązowej skórce pięknie odcinają się złote ozdoby i bransolety, a sznury paciorków tworzą na ich obnażonych piersiach złożone desenie. Większość m a boga­

te ozdoby na głowach, a niektórzy maski.

Esala P erahera odbywa się nocą, przy świe­

tle pochodni-latarń, napełnionych płonącymi kaw ałkam i orzechów kokosowych. U roku egzo­

tyk i nie zmniejsza naw et to, że od niedawna kontury słoni są podkreślane girlandam i lam ­ pek elektrycznych. Ten w spaniały pochód po­

w tarza się przez 10 dni z rzędu, wśród entu­

zjazmu dziesiątków tysięcy widzów przyby­

łych koleją, autobusam i i pieszo z całego kraju.

Tak więc na urok Sri L anka Okłada się

(4)

282

Ryc. 1. F ra g m e n t p ro ce sji Z ęba B u d d y , fa n ta s ty c z n e ­ go w idow iska, w k tó ry m b ie rz e u d z ia ł do 100 słoni.

P ro c e s ja o d b y w a się w ciąg u 10 k o le jn y c h d n i nocą, a ty lk o raz, ma zak o ń czen ie w dzień

egzotyka życia człowieka i przepych tropikal­

nej przyrody. W yspa ta odległa o 6° n a pn. od rów nika m a rozm iary 435 na 225 km (ryc. 3). * Otacza ją ciepłe m orze z rafam i koralowymi.

T em peratura morza i pow ietrza na nizinach jest mało zmienna, około 26°C. W ew nątrz w y­

spy wznoszą się góry, sięgające 2524 m, w k tó ­ ry ch najsław niejszy jest Szczyt A dam a (2243

Ryc. 2. T an c erz w Kamdi p rz e d św ią ty n ią Z ęb a B u d ­ dy. W iele se te k ta k ic h ta n c e rz y bierze u d z ia ł w p r o ­

cesji E sala P e r a h e ra (p a trz ry c. 1)

Ryc. 3. M a p a S ri L a n k a (Cejlonu)

m). Zgodnie z legendą n a szczycie ty m Adam, po w ygnaniu z raju , zostawił odcisk swej sto­

py. W edług Hindusów jest to ślad stopy Szi- wy, a według Buddystów — Buddy. Legen­

dom ty m nie przeszkadza, że odcisk m a roz­

m iary 0,75 X 1.5 m etra!

M imę m ałej wielkości Cejlonu klim at tej w yspy jest bardzo różnorodny. Je j południo- wo-zachodnie zbocza, w ystaw ione na deszcze m onsunu letniego (500 cm opadu rocznego), za­

chow ały jeszcze resztk i bujnych lasów tropi­

kalnych z olbrzym im i drzewami, epifitam i i storczykam i. Resztę teren u zajm ują plantacje h erb aty i kauczuku oraz pola ryżowe, a pas nadbrzeżny p o k ry ty jest gajam i palm kokoso­

wych. Północna i wschodnia część w yspy m a­

ją klim at dużo bardziej suchy (do 175 cm opa­

du rocznego), sprzyjający rozwojowi suchych dżungli. Na północy w ystępują naw et tereny stepow e, a m niej w ym agające wilgoci palm y palm yra (Borassus flabellifer) zastępują tam palm y kokosowe. Tam też byw ają sadzone bao­

baby, co krajobrazow i nadaje charakter afry­

kański. Środkowy k raj górski (do 500 cm opa­

du i więcej) w dużej części stracił pierw otną roślinność i jest w ykorzystyw any na plantacje herbaty, zastępujące upraw y kaw y, zniszczone przez pasożytniczy grzybek. Najwyższe partie Cejlonu są pokryte lasem z bam busam i, stor­

czykam i i paprociam i, lub też są traw iaste z florą typu alpejskiego (powyżej 2000 m wiel­

kie zarośla drzew iastych rododendronów).

Nasz 2-tygodniowy pobyt n a Cejlonie nie

Land 6 0 0 - 3 0 0 0 f t . Lan d over 3 0 0 0 f t . .Main R o a d s_______

C hief R ailw ąy s...

jffluUailOyu:

P u Ł ta la m ;

[u rtin e ć a la

s u wi!5i

^^Kandy/

iC ó j J ifib o l

>anake

(5)

283

sprzyjał studiom przyrodniczym . Biuro podró­

ży, dyktując program, ograniczyło go głównie do zwiedzania prastarych centrów k u ltu ry Cej­

lonu: Kandi, Dambulla, Polonnaruw a i Anu- radhapura. Jednak przyroda n a Cejlonie jest tak nierozerw alnie spleciona z człowiekiem, że naw et ta k i turystyczny objazd dawał duże po­

le do licznych obserwacji n atury.

Nasza baza, Pegasus Reef Hotel, znajdowała się n ad brzegiem Oceanu, 13 km na pn. od Ko- lombo, stolicy kraju. W czasie naszego pobytu (w sierpniu 1973 r.) fale morskie, wywołane południowo-zachodnim monsunem, m iały barw ę brązową od poderwanego z dna mułu. O ką­

pieli nie było mowy, zwłaszcza że napisy na brzegu m orza ostrzegały przed niebezpieczny­

mi prądam i w ty m czasie. Mimo to wybrzeże było piękne. Kokosowe palm y pochylały się nad wodą, a pióropusze ich liści powiewały w podmuchach m onsunu (ryc. 4). W oddali fontanny wody w zbijały się na wysokość kil­

ku pięter w miejscu, gdzie tkw ił w piaskach w rak dużego frachtowca. Ogólny koloryt obra­

zu był jednak ponury: brązowe fale, czarne chm ury i szare kłęby p ary wodnej na małej wysokości, szybko niesione przez w iatr.

Oprócz palm kokosowych do charakterysty­

cznych sylw etek roślinnych w ybrzeży Cejlonu należą pandany czyli pochutniki (PancLanus sp.), w sparte n a wysokich korzeniach szczudłowych, które Anglicy nazyw ają screw-pine, ze wzglę­

du na spiralne ustaw ienie liści.

Na piasku plaży leży dużo szczątków roślin­

nych, w yrzucanych przez fale. Można tu w prost studiować florę w yspy. Smukłe, zgrab­

ne postacie Syngalezów i Tamilów *, dorosłych i dzieci ry su ją się na tle morza. To zbieracze gałęzi obficie w yrzucanych przez morze. Za to morskich stworzeń, przyniesionych przez fale, praw ie nie ma: kilka muszelek, m iędzy nimi m aleńkie „muszle” w ew nętrzne głowonogów głębinowych Spirula.

K ontrast z ponurym wybrzeżem stanow i pe­

łen barw ogród hotelowy. Właściwie ogrody tropikalne w różnych częściach świata różnią się mało; większość roślin ozdobnych jest kos­

mopolityczna. Toteż wspom nę tylko o tych, których nie spotkałem dotąd gdzie indziej.

Bardzo oryginalne są krzaki Mussaenda sp.

Góra ich usiana jest m ałymi, żółtymi, pięcio- płatow ym i kw iatkam i, których listki kielicha m ają duże rozm iary. Te listki podobne do du­

żych płatków w yglądają jak małe chusteczki barw y różowej lub — n a innych krzakach — zielono-białej. Inną osobliwością ogrodu są krzaki Bougainvillea sp.; rodzaj ten jest ogól­

nie znany, jako pnącz z basenu Morza Śród­

ziemnego. Odmiana, k tó rą spotkałem na Cej­

lonie, m a fioletowo-czerwone liście przykw ia- towe, bardzo drobne w porów naniu z liśćmi

* L udność C ejlo n u (około 12 m ilionów ) składa się w p rzy ­ b liżen iu w W/a z Syngalezów , pochodzących z pn. In d ii, i w 20°/o z T am ilów , p rz y b y ły c h z pd. In d ii; resztę stanow ią m niejszości, w śród n ich 6°/o tzw . M aurow ie, potom kow ie A ra ­ bów. W ciągu d ługiej h isto rii C ejlonu Tam ilow ie toczyli w al­

k i z S yngalezam i; n a ro d y te b ard zo różnią się rasow o, p rzy czym T am ile m a ją dużo ciem n iejszy ko lo r skóry. Poza tym Syngalezi są w w iększości b u d d y sta m i, a T am ile h in d u istam i.

1*

Ryc. 4. P a lm y kokosow e o pow yginanych w ysokich p n iach ii w iecznie ru ch liw y c h pióropuszach liści s ta ­

now ią isto tn y elem en t p ię k n a w ybrzeży C ejlonu

zielonymi. Ponadto barw ne liście zebrane są w gęste skupienia na końcu gałązek, co stw a­

rza w spaniały efekt kolorystyczny.

Do osobliwości urządzenia opisywanego ogro­

du należy w ykorzystanie pnącza Allamanda cathartica o wielkich żółtych kwiatach. (Rośli­

nę tę Czytelnicy mogą obejrzeć np. w Pal- m iarni poznańskiej). W ogrodzie naszego hote­

lu pnącz ten jest puszczony poziomo wzdłuż niskich płotków, stanowiących obramowania klombów.

Ogród jest odwiedzany przez nieliczne barw ­ ne tropikalne m otyle i przez nieliczne ptaki.

Mieszka w nim p ara krasek i kilka lśniących szafirem zimorodków. Wieczorem można obser­

wować latające małe chrząszcze-świetliki, n a­

leżące do gatunku, który okresowo zapala i ga­

si swe światełka. Obserwacje takie są u tru d ­ nione, gdyż zbrojna straż, zorganizowana ze względu na niepew ną sytuację polityczną (par­

tyzantka), stara się towarzyszyć w nocy goś­

ciom hotelowym.

Świat owadów i ptaków, spotykany przez nas na Cejlonie, nie był tak bogaty, jak np.

w K enii czy Tanzanii. To samo stw ierdza E.

H a e c k e l w „Listach podróżnika w Indiach”

(r. 1883) — najpiękniejszej relacji o przyro­

dzie Cejlonu:

„Świat zwierząt, zaludniający ten cudowny Eden, nie odpowiada zadziwiającej bujności i wspaniałości flory ... Toteż początkowo od­

czuwałem — przyznaję to — bardzo głębokie rozczarowanie, które w zrastało, w m iarę jak zaznajam iałem się bliżej z fauną dzikich czę­

ści wyspy. Żywiłem nadzieję ujrzeć drzewa i krzew y zaludnione m ałpam i i papugami, a cudowne kw iaty otoczone rojam i m otyli i chrząszczy o dziwnych kształtach i o iskrzą­

cych barwach. To co widziałem początkowo i co odkryłem później nie odpowiadało ani ilo­

ściowo, ani jakościowo moim w spaniałym n a­

dziejom; na pocieszenie została m i świadomość, że wszyscy zoologowie, którzy odwiedziali w y­

spę, m usieli przejść przez to samo rozczaro­

w anie”.

Podsumowując Haeckel stwierdza, że fauna Cejlonu, choć m a ch arakter specyficzny, dale­

ka jest od dorównania pod względem bogactwa i piękności florze tej wyspy. Nic więc dziwne­

go, że w rażenia podróżnego na Cejlonie, zwła-

(6)

284

szcza gdy nie może on sobie pozwolić na głęb­

sze studia, dotyczą głównie św iata roślin.

Podana wyżej obserw acja H aeckla dopusz­

cza jednak w yjątki. Mam na m yśli masowe po­

jaw ienie się i m igracje m otyli jednego gatunku.

W znanej książce podróżniczej La Feerie Cin- ghalese (Paryż 1928) autor jej, F. de C r o i s - s e t pisze o spotkaniu z falą m otyli, k tóra m ijała ich o tw arty samochód, oblepiając tw a­

rze i u brania pasażerów lepką mazią. Również A. F r a n c e - H a r r a r (C eylon, die Insel der G ótter, B erlin 1930) opisuje rój w iel­

kich białych i żółtych m otyli, k tó re spadły na pokłady okrętu, gdy był jeszcze bardzo daleko od w yspy. A. B. K 1 o t s (Papillons, P aryż 1957) podaje, że właśnie na Cejlonie obserwo- wowano m igrację Catopsilia sp. (Pieridae), w czasie któ rej 26 000 m otyli przelatyw ało w cią­

gu m in uty na froncie o długości 1600 m.

W ogrodzie hotelow ym zjaw iał się od czasu do czasu Papilio hector, większy od naszego pazia królowej, ciemno-brązowy, praw ie czar­

ny z czerwonym i plam am i n a dolnych sk rzy r dłach. Podobno także ten m otyl w ystępuje na Cejlonie w większych rojach.

Na zew nątrz ogrodu hotelowego można się zapoznać ze szczątkami roślinności pierw otnej, w y p artej przez ogród. Zdum iało m nie tu taj spotkanie krzaków Calotropis sp., podobnych do ostatnio widzianych w cen tru m Sahary w łożach suchych potoków (por. W szechświat z.

12, 1967, str. 290, ryc. 2). Te krzaki o w ielkich m ięsistych liściach potrafią się przystosować zarówno do skrajnie suchego k lim atu S ahary jak i bardzo wilgotnego Cejlonu. Są to praw do­

podobnie inne gatunki tego samego rodzaju (tam procera, tu taj gigantea), ale tak podobne, że n a pierw szy rzu t oka niepodobna ich roz­

różnić.

Roślinność pierw otna sąsiaduje z ogrodem hotelow ym jeszcze w innej postaci. Zaraz za płotem zaczynają się wielkie błota pokryte n a- m orzynam i (mangrowe). Jest to dla nas w iel­

ka osobliwość, choć nie przew idziana w prog­

ram ie agencji turystycznej. B łota te nie m ają stałego połączenia z morzem, ale są na pewno od czasu do czasu przez morze zalewane, tak że w ypełnia je woda słonawa. P okryw a je n is­

k i las, w którym stw ierdziłem obecność B ru- guiera sp. Jest to zespół roślin bardzo charak­

terystyczny (por. A. M o t y k a , R ośliny w iecz­

nego lata, 1962), ze szczudłowymi korzeniam i pow ietrznym i i korzeniam i oddechowymi, w y­

chodzącymi z g ru n tu w górę, jak kołki w bite w błoto. Owoce drzew ek wiszą, jak w ydłużo­

ne pociski, a po dojrzeniu spadają i w bijają się w muł. Malowniczość opisyw anych nam o- rzyn podnoszą wielkie kępy paproci o skórzas- tych, pojedynczo-pierzastych liściach, docho­

dzących do wysokości 3 m etrów . Górne części tych liści są pokryte brązow ym i zarodniami.

Dwa m iejsca n a w ybrzeżach Cejlonu są sły n ­ ne z pięknych raf koralowych: pd-zach. i pd.

kraniec w yspy oraz okolice zatoki Trinkom ali (Tirikunam alaya) n a w ybrzeżu wschodnim.

Mimo że letni m onsun tak mąci zachodnie wo­

dy Cejlonu, że obserw acje w m orzu są u tru d ­

nione, pojechaliśm y do Hikkaduwy, 100 km na pd. od Colombo. Według przewodników znaj­

d u ją się tam „najpiękniejsze ogrody koralow e całej A zji”.

Droga do H ikkaduw y prow adzi najpierw przez przedm ieścia i centrum Kolombo, a po­

tem wzdłuż brzegu morza, przez gaje palm ko­

kosowych. Samo miasto, mimo czystości ulic i dużej liczby ogrodów, nie należy do pię­

knych; jest to typow y kolonialny aglom erat m ałych domków i okazałych gmachów rządo­

wych, banków, hoteli itp. Interesujący jest ruch na ulicach i na szosach. Mężczyźni i ko­

biety są przew ażnie w białych koszulach lub bluzkach i barw nych sarongach, w postaci m a­

teriału owiniętego koło bioder i tworzącego ro ­ dzaj spódnicy. N iektóre kobiety w kolorowych sari w yglądają jak arty stk i filmowe. Barw ne plam y stanow ią rów nież pomarańczowe szaty mnichów buddyjskich i ich uczniów, często 10-letnich chłopców. Mają oni ogolone głowy i z reguły noszą czarne parasole, które im słu­

żą i od deszczu i od słońca. Ruch samochodo­

w y h am ują row ery i wozy zaprzężone w ba­

woły. Jako zw ierzęta pociągowe używ ane są:

bawół w odny — Bubalus bubalus i garbaty w ół-zebu — Bos indicus. (Święte krow y Hin­

dusów należą do bydła domowego Bos taurus).

W przejeździe m ieliśm y okazję przyjrzeć się zbieraniu toddy, to jest soku z nadciętych kw ia­

tostanów palm kokosowych. Sok ten w stanie lekko sferm entow anym stanow i orzeźwiający napój, zastępujący piwo, a po destylacji daje arak, tru n ek z którego Cejlon słynie. Aby so­

bie ułatw ić przechodzenie z palm y n a palmę, Syngalezi zawieszają na dużej wysokości liny m iędzy palm am i, po których spacerują jak akrobaci.

W H ikkaduw ie pragnęliśm y spraw dzić rela­

cję E. Haeckla, w edług k tó rej „barw a zielona w najro zm aitszy ch , odcieniach i nasyceniach dom inuje w ogrodach koralow ych Cejlonu” w przeciw ieństw ie do barw y brązowej innych ra f n a świecie. W czasach badań tego uczonego m aska do nurkow ania nie była jeszcze znana;

H aeckel obserw ował rafy przez kubeł o szkla­

nym dnie, a naw et próbował nurkow ać z o t­

w artym i oczami. Badacz ten, używ ając częścio­

wo daw nej term inologii zoologicznej w odnie­

sieniu do koralowców, pisze: „Obok alcjonarii żółtawo-zielonych spotyka się heteropory o zieleni wody m orskiej, obok antofillów o zie­

leni m alachitow ej — m illepory oliwkowo-zie- lone, obok m adreporów i korali gwiaździstych o zieleni szm aragdowej — m ontipory i m ean- d rin y o zieleni brązow ej”. Zielone szaty noszą rów nież liczni mieszkańcy rafy: niektóre ryby, robaki, krew etki, wężowidła (Ophiura), jeżow­

ce, strzykw y, wielkie małże (Tridacna) i uk- w iały. Ta barw a ciała pozwala im łatw o kryć się w gąszczu kolonii korali. Należy dodać, że Haeckel sam zaznacza, że barw a zielona na ra ­ fach Cejlonu nie jest jedyna; spotyka się ko­

ralow ce i inne zw ierzęta żółte, brązowe, czer­

w one i fioletowe.

Interesujące jest, że współczesny nam po­

dróżnik A. C. C i a r k ę (znany polskim Czy­

(7)

285

telnikom z książki Tajem nice koralowych raf, 1962) w swej relacji z nurkow ań na rafach Cej­

lonu (The Reefs of Taprobane, N. Y. 1957) nic o dom inującej zieloności tych raf nie wspo­

mina.

W H ikkaduw ie spotkało nas rozczarowanie.

Ocean toczył tu taj, podobnie jak koło Pegasus Reef, wielkie brązowe fale. Rafy Hikkaduwy w okresie m onsunu letniego są niedostępne, o czym zapom inają napisać przewodniki. O pły­

w aniu poza rafą przybrzeżną nie było mowy.

Łódź z wysięgnikiem — katam aran — podwio­

zła nas tylko do rafy od strony brzegu. Przez kubeł ze szklanym dnem widać było w m ętnej wodzie tylko rożkowe kolonie Acropora barw y zarówno szarej jak i zielonej, z fioletowymi czubkami rożków, oraz brązowe kolonie w kształcie płaskich talerzy i listew. W okresie m onsunu letniego korali w kryształowo czys­

tej wodzie szukać należy po drugiej stronie wyspy, w Trinkom ali, do czego nie mieliśmy okazji. Tak więc problem barw y ra f pozostał nierozstrzygnięty.

P rogram naszego pobytu obejmował 670-ki- lom etrow ą 4-dniową podróż autokarem przez środek w yspy, połączoną ze zwiedzaniem p ra­

starych kolebek k u ltu ry Cejlonu: Polonnaru- wy i A nuradhapury. Pierw szy odcinek tej tra ­ sy, o długości 116 km prowadził do Kandi, leżącego na wysokości 520 m n.p.m. Droga ta daje okazję do zapoznania się z kilku atrakcja­

m i przyrodniczym i i turystycznym i. Po w y- jeździe z aglom eratu miejskiego Kolombo szo­

sa w spina się w górę. Zjaw iają się pola ryżo­

we o jaskraw ej zieleni, k tóra rozbłyska, gdy padną na nie prom ienie słońca. Inne pola, za­

lane wodą, dopiero przygotow yw ane pod u p ra­

wę ryżu, są orane przez bawoły, kierowane przez półnagich chłopów, których brązowe cia­

ła połyskują w słońcu.

W jednej ze wsi zatrzym ujem y się na ta r­

gu. Na straganach zw racają uwagę czerwone

„kudłate” owoce ram b utanu (N ephelium lap- paceum), których biały miąższ przypom ina w sm aku znane u nas z chińskich konserw owo­

ce liczi, oraz arom atyczne owoce męczennicy (Passiflora sp.), podstaw a orzeźwiających na­

pojów (por. J. S. P i e n i ą ż k o w i e, „Owoce krain dalekich”, 1964). Są tu oczywiście w spa­

niałe, wielkie ananasy i orzechy kokosowe. Na świeżych liściach bananów leżą sterty zielo­

nych owoców drzew a chlebowego (Artocarpus communis), wielkości głowy dziecka i docho­

dzących do wagi 25 kg, oraz podobnych owo­

ców zwanych jack fru it (Artocarpus Integra).

Mali chłopcy ofiarow ują nam, jako ozdoby, duże czerwono-pomarańczowe kw iaty rosną­

cego w pobliżu drzew a arm atniego (Courou- pita guianensis), którego kuliste owoce — „ku­

le arm atnie” są niejadalne.

W m iarę w zrostu wysokości zielona barw a roślinności staje się coraz bardziej nasycona.

Mijamy_ plantacje h erb aty i drzew ek 'kauczu­

kowych (Hevea bresiliensis). Jako zielsko przy drodze rośnie Clerodendron paniculatum, oka­

zała roślina m etrow ej wysokości, hodowana również w ogrodach, zwana pagoda flower,

Ryc. 5. S łonie C ejlońskie — żyw e tr a k to ry — w yko­

n u ją ciężkie p ra c e dla człow ieka, ale za to m uszą być pieczołow icie pielęgnow ane, a zw łaszcza szoro­

w a n e w k ąp ieli

gdyż jej czerwono-pomarańczowe kw iaty są zebrane w piętra, jak p iętra pagód chińskich.

Zbliżając się do Kandi, przejeżdżam y koło płynącej głęboko w dole dużej rzeki Maha Oya.

Drzewa nad rzeką są obwieszone dużymi nie­

toperzam i Pteropus giganteus, zwanymi latają­

cymi lisami, m ającym i rozpiętość skrzydeł do 1,2 m etra. Chłopcy przynoszą do autobusu zło­

wione młode nietoperze, ale i one m ają już Skrzydła o rozpiętości 60 cm. Są to zwierzęta owocożerne, lubiące również soki owocowe.

K rajow cy znajdują je czasami pijane, gdy za­

sm akują soku palmowego, sfermentowanego^ w zawieszonych n a pniach naczyniach. Z góry w ypatrujem y nad rzeką w arana (prawdopodo­

bnie Varanus salvator), jaszczury te dochodzą

na Cejlonie do 2,5 m długości.

(8)

286

Kandi, ostatnia stolica królów syngaleskich, leży n ad dużym sztucznym jeziorem, na brze­

gu którego znajduje się św iątynia Zęba B ud­

dy. Codzień wieczorem odgłosy bębnów w zy­

w ają w iernych do złożenia hołdu relikw ii. Męż­

czyźni, kobiety i dzieci niosą w ofierze w n a pół złożonych dłoniach biało-różowe kw iaty lotosu (N elum bium nuciferum ), jako symbol swego życia, które przem ija, ta k jak w iędną kwiaty... O fiary z kw iatów lotosu są tak roz­

powszechnione, że w staw ach koło św iątyń w i­

dzi się tylko talerzow ate liście te j rośliny, a kw iatów brak zupełnie. Toteż barw niejsze od takich stawów są zbiorniki w odne pokryte, jakby jasno-fioletowym gęstym dyw anem , kw iatem hiacyntu wodnego (Eichhornia crassi- pes), przybysza z dalekiej A m eryki tro pikal­

nej.

Do obowiązkowych atrakcji turystycznych w K andi należy kąpiel rzeczna słoni (Elephas m axim us). Jest to w łaściw ie pokaz tre su ry tych zw ierząt i okazja do przejażdżki na ich grzbiecie. Można się przy tej okazji przekonać, że słonie cejlońskie zwykle nie m ają kłów, że trą b a ich, część głowy i końce uszu są krem o- wo-różowe w piegi i że grzbiet m ają pokryty sztywną, wysoką szczeciną. Są to stw orzenia bardzo rozumne. Na polecenie swego opieku- na-kornaka słonie w ykonują różne sztuczki:

np. podnoszą w górę nogę ze stojącym na niej

Ryc. 6. P a lm a ta lip o t (C orypha u m b ra cu life ra ), e n ­ dem iczna n a C ejlonie, w znosi sw o ją k o ro n ę n a w y ­ sokości p o n ad 20 m, n ad w ierz ch o łk i in n y c h drzew . J e j k w ia to s ta n o w ysokości do 14 m e tró w i szerokości ok. 12 m e tró w należy do n ajw ię k sz y c h w św iecie

ro ślin (wg a k w a re li E. H aeckła)

człowiekiem, lub w wodzie oblewają swe grzbiety, używ ając trąb y jako sikaw ki (ryc. 5).

Słonie odgryw ają na Cejlonie w ażną rolę ekonomiczną, jako żywe 4-tonowe trak to ry, nie potrzebujące części zam iennych i innego paliwa, poza lokalnym, zielonym. P otrafią one przenosić po bezdrożach ciężary do 500—1000 kg, potrafią transportow ać za pomocą trąb y całe pnie i w yryw ać drzewa. Wobec tego, że słonie nie mnożą się w niewoli, a liczba dzi­

kich słoni stale maleje, na Cejlonie wydano naw et zakaz ich łowienia.

K andi jest otoczone wzgórzami, częściowo pokrytym i jeszcze lasem deszczowym, z m cha­

mi, paprociam i (również drzewiastymi), bam ­ busam i i storczykam i. B rak czasu nie pozwolił n am go poznać, z daleka tylko w ypatrzyliśm y kilk a endem icznych palm talipotów (Corypha um braculifera) — symboli roślinnych Cejlonu (ryc. 6). Oto co pisze o nich w swej w spania­

łej m onografii (Jawa, 1913J M. S i e d l e c k i :

„... cejlońska Corypha um braculifera zwana talipot. dochodząca kilkudziesięciu m etrów w y­

sokości, rozw ija swe olbrzymie płasko dłoniaste liście w ogrom ny bukiet kulisty. Te liście, ze swych blaszek, po wysuszeniu dają m ateryał, na k tórym spisano najstarsze książki buddyj­

skie, na Cejlonie przechowywane; z ich trzon­

ków, długich na kilka m etrów, toczyć można laski lub ozdobne sprzęty domowe. K iedy zbli­

ża się pora 'kwitnienia tej palm y, n a jej szczy­

cie w ytw arza się ogrom ny biały pióropusz z drobnych kwiateczików, lśniący jasnością, lecz znaczący kres życia te j rośliny, k tó ra ginie po w ydaniu owocu.”

Ze swej strony dodam, że liście talipotu do­

chodzą do 5 m etrów (!) średnicy i że obecnie koło św iątyń handlarze sprzedają zapisane pię­

knym kaligraficznym pismem, zbliżonym do tamilsfciego, „k arty ” św iętych ksiąg talipoto- w ych o w ym iarach 6 X 50 cm za cenę tylko

1 ru p ii '(pół franka francuskiego).

D la podróżnika K andi jest sławne ze swego Ogrodu Botanicznego, położonego w odległości 6 km w Peradeniva na półw yspie utw orzonym przez główna rzekę Cejlonu M ahaweli Ganga.

H istoria Ogrodu zaczyna się w r. 1371, gdy król Bahu III obrał tę miejscowość za siedzibę swego dw oru. Nowoczesne dzieje ogrodu, jako placówki badawczej, liczą się od r. 1810; po­

w stała ona z inicjatyw y Anglików. N ajw ybit­

niejszym kierow nikiem Ogrodu był w końcu zeszłego stulecia botanik H. T r i m e n, autor podstaw ow ej monografii: A Hand-book to the Flora of Ceylon (London, t. I - V , 1893 - 1900, t. V I — suplem ent, 1931).

Nie sposób opisać w kilku zdaniach bogac­

tw a gatunków flory tropików całego świata, zgromadzonej w Ogrodzie w Peradeniya. To­

też m oja relacja będzie raczej tylko krótką im presją.

Od razu, przy w ejściu do Ogrodu spotkałem

dw a nieznane mi dotąd drzewa o w yjątkowo

pięknych kw iatach. A m herstia nobilis (Legu-

minosae), z Birm y i Molukków m a zwisające

pół m etrow e kw iatostany złożone z dużych

kw iatów (średnica obrysu 10 cm), barw y czer­

(9)

287

wonej z żółtym i plam am i, o płatkach tak roz­

stawionych, że z daleka przypom inają kw iaty orchidei. K w iatam i tym i zachwycał się już nasz J. P o t o c k i (N otatki m yśliw skie z Da­

lekiego Wschodu, Cejlon 1904), gdy w r. 1894 zwiedzał Peradeniyę. Również afrykańskie dizewo Monodora tenuijolia zwane jest Orchid tree ze względu n a form ę kwiatów. Jego wi­

szące, kremowo-czerwone, jakby fryzowane kw iaty o średnicy 10 cm przypom inają lampio­

ny ze szkła weneckiego.

Ogród Botaniczny słynny jest ze swej kolek­

cji orchidei przewyższającej bogactwem naw et szklarnie K ew G arden pod Londynem. Piękno tej kolekcji może oddać tylko barw na foto­

grafia (patrz np. J. O p l i t i J. K a p l i c k a , Storczyki, 1973). Zachwyciła nas specjalnie ob­

sypana ciemno szafirowymi kw iatam i Vanda coerulea var. hennisiana. Rodzaj Vanda pocho­

dzi z obszarów monsunowych ciągnących się od Indii pod Nową Gwineę; nazwa tej orchidei w zięta jest z sanskrytu. W pobliżu szklarni i ogrodu storczykowego rosną różne interesują­

ce pnącza. Po raz pierwszy podziwiałem tam Strongylodon m acrobotrys z Filipin, zwany Ja­

dę vine, którego kw iatostany m etrow ej długo­

ści przypom inają seledynowe zęby rekina, n a­

nizane na sznurku. Na H aw ajach kw iaty te są używane n a naszyjniki i wieńce przy przyw i- taniach i pożegnaniach w ybitnych gości.

W Ogrodzę jest reprezentow ana większość wielkich drzew tropikalnych Świata, nie w yłą­

czając olbrzymich, strzelistych drzew kauri (Agathis robusta) z Queenslandu w Australii, o igłach jakby rozprasow anych na blaszki. Mo­

żna tu dobrze obejrzeć drzew a deszczowe Sa- manea saman (Mimosaceae), sprowadzone na Cejlon z A m eryki w 1851 r. Na noc drzewa te zw ijają swe listki, jak mimoza, a rano je roz­

kładają, przy czym krople rosy zebrane w li­

ściach spadają na ziemię; stąd nazw a drzewa.

Również piękne różowo-białe kw iaty samanu, zebrane w stojące pionowo pędzelki, z któ­

rych sterczą liczne pręciki, stulają się na noc.

Drzewa deszczowe dochodzą do wielkich roz­

m iarów pnia i są szeroko stosowane przy dro­

gach dla w ytw arzania cienia. Drzewa przydro­

żne n a Cejlonie są często pokryte barw nym i bu­

kietam i kwiecia. Tak więc dla celów dekora­

cyjnych są sadzone drzewa płom ienne \Delonix regia) z M adagaskaru i rów nież barw y ogni­

stej, wielkokwiatowe tulipanow ce afrykańskie (Spathodea campanulata). Omawiane ostatnio drzewa są pochodzenia obcego. Do pierw otne­

go krajobrazu Cejlonu należą natom iast gatun­

ki Term inalia sp., m iędzy którym i są olbrzy­

mie leśne drzewa żelazne Mesua ferrea, o mło-

Ryc. 7. L ia n a w O grodzie B otanicznym w P a ra d e n iy a koło K andi. L iany, k tó re zsu n ęły się z d rze w i w iją się n a d ziem ią, ja k węże, są ty p o w e d la d żungli cej-

lońskiej

dych liściach czerwonych, wiszących jak chu­

steczki, i in. Wiele drzew m a korzenie desko­

we, w kształcie desek podpierających pień. Na­

leży tu np. jaw ajskie drzewo migdałowe (Ca- narium commune) i cejlońskie Terminalia be- lerica.

Bardzo dekoracyjne elem enty Ogrodu stano­

wią kępy wielkich bambusów, np. Dendrocala- m us giganteus z Birmy, o średnicy przyziem­

nej pędów 30 cm i wysokości do 40 m. W prost wierzyć się nie chce, że te olbrzym y o wyso­

kości 10 pięter należą do rodziny traw!

D ekoracyjne są rów nież aleje palmowe. Są to: aleja palm palm ira (Borassus flabellifer), pochodzących z pn. Cejlonu, z terenów su­

chych, gdzie zastępują palm y kokosowe, oraz aleja palm „sałatow ych” Roystonea oleracea z Panam y (sałata w ty m przypadku to młode pędy wierzchołkowe, których obcięcie zabija palmę). Trzecia aleja wysadzona strzelistym i palmami królewskim i (Oreodoxa regia) z An- tylli prowadzi do tzw. „wielkiego koła” w cen­

tru m Ogrodu. T utaj w czasie odwiedzin Ogro­

du sławne osobistości posadziły pamiątkowe drzewa. Tak więc sąsiadują z sobą drzewa po­

sadzone przez cara A leksandra III, królową El­

żbietę II, m arszałka Tito, kosmonautę Gagari­

na i naszego prem iera Józefa Cyrankiewicza.

To jedyne polonicum Ogrodu dotyczy drzewa asoka (Saraca indica); nazwa ta upam iętnia króla indyjskiego Asokę z 3 w ieku p.n.e., któ­

ry w ysłał swego syna na Cejlon, aby głosił doktrynę Buddy.

Dalsza nasza droga prowadziła z K andi w kierunku suchych dżungli w środkowej i pół­

nocnej części Cejlonu.

(10)

288

C ZESŁA W W R O N K O W SK I (Olsztyn)

T L E N JA K O S K Ł A D N IK B IO S F E R Y

(w 200 rocznicę odkrycia)

Człow iek sto su n k o w o późno bo d o p ie ro 200 la t te m u zd ał sobie sp ra w ę z biologicznej i te ch n iczn ej ro li tle n u , ja k też i z tego, że p ie rw ia s te k te n je s t sk ła d n ik ie m o ta c z a ją c e j n a s atm o sfery . C hem icy b o ­ w iem — sto su n k o w o późno p o d ję li b a d a n ia , p rze d m io ­ te m k tó ry c h by ła is to ta p rz e m ia n chem icznych, gdyż p rzez czas dłuższy in try g o w a ła ich w iz ja p rze m ian y je d n e j s u b sta n c ji w in n ą je d y n ie p rzez odpo w ied n i dobór pie rw ia stk ó w . W edług alch e m ik ó w w szy stk ie m e ta le s k ła d a ły się z rtęc i, sia rk i i soli. B yli oni p rze k o n an i, że ab y w y tw o rz y ć z ty c h su b s ta n c ji u p ra g n io n e złoto, w y sta rc zy zm ieszać je w o d pow ied­

n ich p ro p o rc ja c h , a n a s tę p n ie po d g rzać do w łaściw ej te m u m e talo w i te m p e ra tu ry . P ro c es sp a la n ia w y o b ra ­ żano sobie ja k o ro zd z iela n ie m a te rii n a ta je m n ic z ą s u b s ta n c ję „flo g isto n ” i n a ziem ię. N a w e t n a jp o w a ż ­ n ie jsi uczeni do ko ń ca X V III w ie k u p rz e k o n a n i byli o istn ie n iu flogistonu. T eo ria flo g isto n o w a s u g e ro w a -' ła , że cokolw iek u le g a s p a la n iu lu b u tle n ia n iu nie m oże być p ie rw ia stk ie m , bow iem p ie rw ia ste k nie u le ­ ga rozkładow i. W tedy sła b o zd a w a n o sobie sp ra w ę z istn ie n ia s ta n u gazow ego, ja k też i z tego, że p o ­ w ie trz e je s t m ie sz an in ą różnych gazów .

D obrze n a m dziś z n a n y proces u tle n ia n ia p ie rw ia s t­

k ó w ro z u m ia n y ja k o łączenie się s u b s ta n c ji p ro sty ch z tlen em , w w ie k u X V III tłu m ac zo n o ja k o ro zk ład ciała złożonego n a w sp o m n ia n y ju ż flo g isto n i ziem ię.

N ik t n a w e t n ie p rzypuszczał, że w p ro cesie ty m j a ­ k ąk o lw iek ro lę odgryw ać m oże p o w ietrz e. A tm o sfera b y ła w odczuciu alch e m ik ó w czym ś ta k n ie u c h w y t­

n y m i ta k su b te ln y m , iż n ie m ogła o n a łączyć się z su b s ta n c ją w trw a ły zw iązek chem iczny.

T eo ria flo g isto n o w a m im o sw ych osobliw ych zało ­ żeń b y ła p ie rw sz ą te o rią, k tó r a u o g ó ln ia ła w sposób p ro sty i pow szechnie zro zu m iały w ie le zn a n y ch a k tu a ln ie procesów . Nic w ięc dziw nego, że p rze z czas dłuższy alchem icy uporczyw ie się je j trz y m a li. T eoria ta z a w ie ra ła tr a f n ą m yśl, k tó r a k ie ro w a ła chem ię k u rozw ojow i, choć sa m a tk w iła jeszcze sw y m i k o rz e ­ n ia m i d alek o w przeszłości. Id e a osobliw ej m a te rii cieplnej — flo g isto n u — zo stała sfo rm u ło w a n a p rzez p ro fe so ra u n iw e rs y te tu w M oguncji — B e c h e r a, a n a s tę p n ie ro z w in ię ta przez jego u cz n ia S t a h 1 a.

J e rz y E rn e s t S ta h l (1660— 1734) (n ad w o rn y le k a rz k sięcia S ach sen -W e im a ru , później p ro fe so r m e d y c y ­ n y w H alle) przypuszczał, że w sze lk ie p a ln e ciała d la teg o się sp a la ją , p o n iew aż z a w ie ra ją m a te rię o g ­ nia, a w ięc w łaśn ie flogiston. Im ciało za w ie ra w ięcej flo g isto n u , ty m lep iej się sp ala. T eo ria flog isto n o w a ta k siln ie się um ocniła, że n ie za ch w iały n ią n a w e t ta k ie dow ody, ja k p rz y ro st ciężaru m e ta li podczas ic h sp a la n ia . N ie u m ia n o bow iem o d e rw a ć się od d aw n y c h w yobrażeń. A by być w zgodzie z o bow iązu­

ją c ą te o rią je d n i ig n o ro w ali te o czyw iste fa k ty , in n i p rzy jm o w a li, że flogiston p o sia d a m a sę u je m n ą . T rz e ­ ba o b ie k ty w n ie stw ierdzić, że te o ria S ta h la , w ed łu g k tó r e j k a ż d a p a ln a s u b s ta n c ja z a w iera m a te rię ognia, w a r u n k u ją c ą je j palność, o k a z a ła się m im o sw ej a l ­ chem icznej fa n ta sty e zn o śc i, n ie z w y k le d la chem ii p ło d n a , i to zaró w n o dla ch em ii te o re ty c z n e j ja k i p ra k ty c z n e j. Nic w ięc dziw nego, że w ie lu ch em ik ó w

o b sta w ało p rz y n ie j n a w e t w ów czas, gdy L avoisier (1743— 1794) w y k a z a ł je j bezsens.

Częściow ej w e ry fik a c ji poglądów n a zjaw isk o sp a ­ la n ia d o k o n ał Jo se p h B l a c k (1728— 1799). O g rzew a­

ją c w a p ie ń o trz y m a ł gaz oraz ciało s ta łe (tlenek w a p ­ niow y). P ro c es te n u d ało m u się odw rócić, w w y n ik u czego o trz y m a ł ponow nie w apień. W te n sposób uczo­

n y te n w ykazał, że gazy m ogą w chodzić w re a k c je chem iczne z ciałam i stałym i. O dkrycie to potw ierdziło istn ie n ie trzeciego s ta n u sk u p ie n ia m a te rii (gazowego), oprócz znanego d o tą d sta n u sta łe g o i ciekłego. B lack za u w aż y ł też, że tle n e k w ap n ia p o d d an y działan iu p o w ie trz a po p ew n y m czasie p rze m ien ia się w w ęglan w apniow y. Z te j to o b se rw ac ji w y d ed u k o w ał tra fn ie , że w sk ła d p o w ie trz a m usi w chodzić w niew ielkiej ilości „ p o w ie trze” zdolne do re a k c ji chem icznych, w iążące się z w ap n e m palonym . T ak to doszło do stw ie rd z e n ia , że p o w ie trz e n ie je s t s u b s ta n c ją p ro stą i w b re w tw ie rd z e n iu G rek ó w n ie je s t „ e le m e n ta r­

n y m żyw iołem ”. B lac k uw ażał, że p o w ietrze je s t m ie­

sz a n in ą co n a jm n ie j dw óch gazów.

W isto tn y sposób w iedzę o g az ac h w zbogacił H en ry C a v e n d i s h (1731— 1810). Z a in te re so w a ł się on ga­

zem p o w sta ją c y m w czasie re a k c ji k w asó w z n ie k tó ­ ry m i m e talam i. G az te n był ju ż zn a n y w cześniej, j a ­ ko „ p o w ie trze p a ln e ”, ale dopiero C aven d ish w 1766 r. p ie rw sz y o k reślił jego w łaściw ości, z b a d ał jego p a l­

ność, a ta k ż e w y k azał, że te n gaz, znany dziś ja k o w odór, je s t aż cztern aście ra z y lżejszy od pow ietrza.

C a v en d ish b y ł p rze k o n an y , że o d k ry ł sam flogiston, a le po za p o zn a n iu się z p ra c a m i L av o isiera porzucił tę m yśl. O d k ry c ia zaś tle n u w p o w ietrz u dok o n ał Jo se p h P r i e s t l e y (1733—1804). O n to p ierw szy opisał d o k ła d n ie w łaściw ości te g o gazu. J e d n a k za o d k ry w c ę te g o gazu uw aż a się zw y k le K a rla W ilh el­

m a S c h e e i e ’g o . P rie s tle y b y ł z zaw odu duchow ­ nym , lecz żyw o in te re so w a ł się p ro b lem am i fizyki i chem ii. M usiał m ieć g ru n to w n ą w iedzę, sk o ro jego p o d ręc zn ik n au k o w y o elektryczności cieszył się u z n a ­ n iem n ie ty lk o w A nglii. S w o je b a d a n ia chem iczne rozpoczął w 1768 ro k u . M im o iż n ie m ia ł żadnego dośw iadczenia i p rzy g o to w a n ia w ty m k ie ru n k u , w sposób n ie zw y k le pom ysłow y dokonał ro z k ła d u sub­

s ta n c ji położonej n a p o w ierz ch n i rtę c i za pom ocą p ro ­ m ieni słonecznych. T ylko ty m sposobem m ógł w ted y oddzielić i b ad a ć w łaściw ości ty c h gazów, k tó re są ro zp u sz cz aln e w w odzie. J e d n a k nie to u z n a je się za n ajw ię k sz e osiągnięcie P rie stle y a . T ą m e to d ą od­

dzielił tle n od czerw onego tle n k u rtęci. G az te n p o d ­ tr z y m y w a ł p ro ces sp a lan ia. P rie s tle y p ró b o w a ł w y ja ś ­ nić to zjaw isk o w o p arc iu o te o rię flogistonow ą. W ie­

rzy ł bow iem n ie za ch w ia n ie w istn ien ie te j n iezw ykłej s u b s t a n c j i N ie było to je d n a k s p ra w ą ła tw ą . O d k ry ­ ty p rz e z siebie gaz. P rie s tle y n az w a ł „pow ietrzem p o ­ z b a w io n y m flo g isto n u ”. K ilk a la t później te n gaz z id en ty fik o w an o ja k o tle n . Z b a d a ń R. B u g a j a w y ­ n ik a, iż rozpow szechnione p rze k o n a n ie ja k o b y Jo se p h P rie s tle y p ie rw sz y o d k ry ł tle n n ie je s t zu p ełn ie ścisłe.

Wg R. B u g a ja tle n po ra z p ie rw sz y o trz y m a ł ju ż ok.

1598 r. p o lsk i alch e m ik , filozof i d y p lo m a ta — M ichał

S ę d z i w ó j . W iele fa k tó w w sk a z u je n a to, że p o i-

(11)

I. E L EK TR O N O G R A M Y ZA RO D NIK ÓW P A P R O C I w y k o n an e w SEM. D ryopteris spinulosa: 1 — pow. ok.

360 X , l a — pow . ok. 1200 X ; D. crista ta : 2 — pow . ok. 1200 X , 2a — pow. ok. 3600 X

(12)

II. E L EK TR O N O G R A M Y ZA R O D N IK Ó W P A P R O C I w y k o n a n e w SEM. D ryo p teris assim ilis: 3 — pow . ok.

1200X, 3a — pow . ok. 3600X ; D. d ila ta ta : 4 — pow . ok. 1800X, 4a — pow. ok. 6000X

(13)

289

sk i alch e m ik zn ał n ie ty lk o w łaściw ości tle n u , ale ta k ż e z d a w ał sobie s p ra w ę z jego ro li w przyrodzie.

O tlen ie, ja k o o n o w ej su b sta n c ji pierw iastk o w ej w spom inał podobno te ż le k a rz angielski J o h n M a y ó w (1645— 1679), k tó ry o trz y m a ł te n gaz z s a le try p o ta ­ sow ej. W iadom ość ta nie z a in te re so w ała je d n a k ów czes­

n ych chem ików . Być m oże n ie z o stała przez nich d ostrzeżona i doceniona. M ayów doszedł do w niosku, że „zw ierzęta p odobnie ja k ogień p o b ie ra ją z po­

w ietrz a cząstk i o te j sam ej n a tu rz e ”, k tó re n azw ał sp iritu s nitroaerans.

N ie pom n iejsza to je d n a k w niczym zasług P rie st- łey a w ty m w zględzie.

Z a m o m e n t zw ro tn y w poglądach n a zjaw isko u tle n ia n ia i w łaściw ości p o w ietrz a p rz y jm u je się ro k 1774. N ie zd a ją c sobie s p ra w y z tego, czym je st isto t­

nie o d k ry te p rze z niego p o w ietrze P rie stle y p ro w a ­ dził dalsze b a d a n ia n a d jego w łaściw ościam i. O n to w isto tn y sposób p rzyczynił się do stw ierd zen ia zło­

żonej n a tu r y p o w ietrz a, choć w ca le to n ie było p rz e d ­ m iotem jego n ajw ięk sz eg o za in tereso w an ia. C iekawiło go n a to m ia st to, czym je s t gaz ta k znakom icie po d ­ trz y m u ją c y p alen ie? S k ą d gaz te n się bierze? Oczy­

w iście n ie z p o w ietrz a, rozum ow ał, bow iem A ry sto te ­ les uczył, że p o w ietrz e za ch o w u je się zu p ełn ie biernie w obec procesów sp a la n ia , oddychania, rd zew ien ia itd.

A u to ry te t A ry sto telesa b y ł n iepodw ażalny. P rie stle y nie m ogąc u p o rać się z o trzy m an y m i w y n ik am i p rz e ­ k a z a ł je L avoisierow i. T enże w y b itn y uczony nie ty l­

ko że ro z u m ia ł ich p ra w d z iw e znaczenie naukow e, ale p o tra fił w yciągnąć słu szn y w niosek, że p ow ietrze nie je s t su b s ta n c ją p ro stą, czyli p ierw iastk iem , lecz m ieszaniną gazów w y stę p u ją c y c h w n im w sto su n k u 1:4. J e d n a p ią ta część po w ietrza, to p riestley o w sk ie

„p o w ietrze pozbaw ione flo g isto n u ”, czyli pow ietrze łąozące się z su b sta n c ja m i p aln y m i w p rocesie s p a ­ lan ia, a ta k ż e n iezb ęd n e do życia. L av o isier n az w ał te n gaz, o xy g en , co po greoku oznacza, „tw ó rca k w a ­ sów ”, L av o isier był bow iem przek o n an y , że o xyg en je s t niezb ęd n y m sk ła d n ik ie m w szystkich kw asów , ale w ty m m iejscu m ylił się.

C ztery p ią te po w ietrza, k tó re n ie p o d trz y m u ją an i sp a lan ia, a n i życia, sta n o w ią d ru g i gaz — tw ie rd z ił L avoisier. T en gaz uczony n az w ał „azo tem ”, co po g rec k u oznacza „bez życia”. W późniejszych czasach określono go ja k o n itro g en — „tw ó rc a s a le try ”.

P rie stle y n ie d ał się je d n a k do końca życia przekonać, że o d k ry ty p rzez n iego gaz b u rz y ra z n a zaw sze m it flo gistonu. Z m a rł n ie św iad o m y nauk o w eg o znaczenia sw ego o dkrycia. Ja m e s K e n d a l pisze, że P rie stle y pom im o sw ych zdolności, b y ł człow iekiem raczej o g ra­

niczonym . W edług o pinii jednego z chem ików , nie cy­

tow an eg o p rzez J. K en d a la, P rie stle y dokonał ty le błędów w sw ych b ad a n ia ch , że pow inien był w y n a ­ leźć g u m ę do w y cie ran ia , ab y m óc je pop raw iać. Czy ty lko on jed en ? J e d n a k to, że n ie ob jął ofiarow anej m u p rzez u n iw e rs y te t p en sy lw a ń sk i k a te d ry chem ii św iadczy o ty m , że n ie b y ł to człow iek bezkrytyczny, żąd n y je d y n ie w ysokich godności i rozgłosu. B ył to po p ro s tu człow iek żyw o in te re su ją c y się zjaw isk am i chem ii i fizyki, k tó r y n ie zaw sze um iał w łaściw ie zin­

te rp re to w a ć o trz y m a n e w yniki. W iele fa k tó w w sk a ­ z u je n a to, że P rie stle y był doskonałym ek sp ery m en ­ ta to re m i b a rd z o w n ik liw y m badaczem . Z dośw iad­

czeń z m yszą um ieszczoną w tle n ie oraz p aląc ą się

św iecą w ysnuł w niosek, że p o w ietrze to m ogłoby być szczególnie zbaw ienne „...dla p łu c w p ew nych choro­

bliw ych sta n ac h , gdy p ow ietrze zw ykłe n ie m ogłoby podołać dostatecznie szybkiem u u su w a n iu flogistycz- nych w yziew ów g n iln y c h ”. A by p rzek o n ać się o s łu ­ szności sw ego w yw odu, p rzeprow adził p ró b ę z tle ­ nem n a sam ym sobie. „K to m oże dzisiaj przew idzieć, czy to czyste p o w ietrze nie sta n ie się z czasem m od­

nym p rzedm iotem z b y tk u ” — n a p isa ł 200 la t tem u . O dkrył też zdum iew ający ja k n a owe czasy fa k t, że rośliny p o b ie ra ją z p ow ietrza d w u tle n e k w ęgla, w y ­ d zielając jednocześnie życiodajny tle n . N ie p o tra fił je d n a k tego p ro cesu w ytłum aczyć, n ie był bow iem ta k dosk o n ały m te o re ty k ie m ja k ek sp ery m en tato rem . P rie stle y je st ta k ż e odkryw cą p o d tle n k u azotu, chlo­

row odoru, am o n iak u i tle n k u w ęgla. W yniki P rie s t- łeya posłużyły L avoisierow i za p o d sta w ę do d o k o n a­

n ia w ażnych uogólnień m ający ch d ec y d u ją cy w pływ n a w yodrębnienie się chem ii ja k o n a u k i sam oistnej.

P o d w ażały one dotychczasow e w y o b ra że n ia o pow ie­

trz u ja k o p ie rw ia stk u . W 1789 ro k u L avoisier o p u b li­

kow ał dzieło p t. T ra ite elem en ta ire de chim ie (Pod­

staw y chemii). T en pierw szy w pełn i now oczesny podręczn ik chem ii sta n o w ił podsum ow anie ów czesnej w iedzy o chemii, a p rzed e w szystkim uczył now ego sp o jrzen ia n a ta k p odstaw ow y proces, ja k spalanie.

L avoisier w y jaśn ił, że spalanie n ie je s t zw iązane z u tr a t ą su b stan cji, lecz z przy łączen iem tlenu.

„L avoisier nie o d k ry ł żadnego now ego ciała, żadnej now ej w łasności, żadnego now ego z jaw isk a przyrody, k tó ry ch by p rze d tem n ie znano; w szystkie u stalone przezeń fa k ty były koniecznym n a stę p stw e m p ra c ty ch , k tó rz y go poprzedaM i” — pisze L i e b i g . Do­

k o n an e uogólnienia były j©dnaik d la chem ii ta k isto t­

ne, że n ie bez pow odu L av o isiera u w aż a się za je d ­ nego z tw ó rcó w te j 'dziedziny n asze j w iedzy.

W lite ra tu rz e polskiej do ko ń ca X IX w ieku tle n określano ja k o k w asoród. O becną naz w ę zapro p o n o ­ w ał J a n O c z a p o w s k i (1853). Z o sta ła ona zaakcep­

to w an a przez K ra k o w sk ą A kad em ię U m iejętności (1900).

O becnie w iadom o, iż istn ieją aż trz y ro d z a je a to ­ m ów tle n u . O prócz zw ykłych atom ów tle n u o m asie atom ow ej 16 (99,76%) o d k ry to w p o w ietrz u jeszcze dw a in n e izotopy tego p ie rw ia stk a o m a sac h ato m o ­ w ych 17 (0,04%) i 18 (0,20%). C ena jednego g ra m a tle ­ n u ciężkiego (18) w yn o si około 600 dolarów .

T len je s t n a jb a rd z ie j rozpow szechnionym p ie rw ia st­

kiem n a naszej planecie. S tan o w i o n 49,4% m asy sk o ru p y ziem skiej. O bliczenia w y k az u ją, że w sk o ru ­ pie ziem skiej je s t w ięcej atom ów tle n u niż atom ów w szystkich pozostałych p ierw iastk ó w . N a 533 atom y tle n u p rz y p a d a 467 atom ów p ierw iastk ó w . Z w ykły tle n s k ła d a się z d w uatom ow ych cząsteczek. J e s t bez­

b a rw n y i bezw onny, rozpuszczalny w wodzie. W te m ­ p e ra tu rz e — 183°C rtlen sk ra p la się n a ja sn o n ie b iesk ą ciecz, a w te m p e ra tu rz e —218,4°C zam ienia się w ja s ­ noniebieskie k ry sta lic z n e ciało stałe. T len je st p a r a ­ m agnetyczny, to znaczy, że cząstki tle n u p rzy le g ają do zanurzonego w nich m a g n esu stałego. P ie rw ia ste k ten tw o rz y zw iązki z w szystkim i p ie rw ia stk a m i z w y ­ ją tk ie m gazów szlachetnych. W ty m to tk w i jego niszcząca siła. W sa m y ch ty lk o S tan a ch Z jednoczo­

nych ro cz n e s tr a ty spow odow ane przez k o ro zję szacu­

je się n a sześć m ilia rd ó w dolarów .

(14)

290

E L Ż B IE T A RO M A N O W SK A (K raków )

ROŚLINY I ZWIERZĘTA — PASAŻEROWIE LOTÓW KOSMICZNYCH

W b a d a n ia c h p rz e strz e n i kosm icznej, k tó r e sta ły w i i p o zostaw ionych n a Ziem i. B a k te rie p o d d a n e wipły- się dzisiaj n iezw y k le w a ż n ą dziedziną lu d zk ieg o p o ­

zn a n ia , n ie b r a k u je biologów. Od d a w n a w łączyli się w p ro g ra m b a d a ń w p ły w u w a ru n k ó w kosm iczn y ch n a ży w e o rganizm y. W p rz e strz e ń k o sm icz n ą w y sy ła ją zw łaszcza ta k ie organizm y, k tó re ła tw o się h o d u ją i m a ją k r ó tk ie cy k le życiow e, n ajcz ęśc iej m ik ro o rg a ­ nizm y i ow ady, a o sta tn io ta k ż e roślin y . J e d n o k o m ó r­

kow y, ja k i tk a n k o w y o rg an iz m w kosm osie n a ra ż o ­ n y je s t n a ró ż n e czyn n ik i o znacznie siln iejszy m d z ia ­ ła n iu an iż e li n a Ziem i, ja k p ro m ie n io w a n ie kosm iczne, czy w ib ra c je o ra z ta k ie, k tó r e n ie w y s tę p u ją n a Z ie ­ mi, ja k niew ażkość.

P ro m ien io w a n ie kosm iczne pochodzi od S łońca o raz od dalszych je d n o ste k n a s z e j G a la k ty k i. W p rz e ­ strz e n i kosm icznej, cząstk i w y tw o rz o n e w czasie r e ­ a k c ji te rm o ją d ro w y c h , są p rzy sp ie sz a n e p rze z zm ien ­ n e p o la e le k try c z n e i m ag n ety c zn e d o b ard z o dużych energii. C ząstki o w ysokich en e rg iac h m ogą jo n izo ­ w a ć atom y, ro zb ijać m olekuły. W ży w y m o rg an iz m ie rozbiciu u le g a ją p rze d e w szy stk im w ią z a n ia słabe, szczególnie w od o ro w e ta k ie ja k w k w a sa c h n u k le i­

now ych, lu b w iąz an ia o dpow iedzialne za p o w sta w a n ie w ysokocząsteczkow ych białek, co zaw sze p ro w a d z i do zm ian w o rg an iz ac ji i f u n k c ji k o m ó rk i lu b tk a n k i.

S ta n n iew ażkości w y stę p u je w tedy, g d y n a ciało n ie d ziała siła ciężkości. Z ag a d n ien ie w p ły w u s ta n u n ie ­ w ażkości n a o rg an iz m żyw y n ie je s t jeszcze d o k ła d ­ nie w yjaśnione.

P ra w d o p o d o b n ie te n czynnik, d z ia ła ją c pojedynczo, m a n ie w ie lk i w p ły w n a org an izm , a le m oże n a k ła d a ć się n a in n e czynniki. W ib ra c je w iążą się ze zm ia n a m i p ręd k o ści lo tu , w ty m szczególnie z du ży m i p rz y sp ie ­ szeniam i. P rz y z m ian a ch pręd k o ści, o rg a n e lle k o m ó r­

k o w e n a s k u te k różnic w gęsto ści z a c z y n a ją p r z e ­ m ieszczać się w zględem cy to p laz m y ja k rów n ież w zględem siebie. C y to p lazm a i o rg a n e lle w n ie j z a ­ n u rzo n e n a p ie r a ją n a śc ia n k i k o m ó rk i. Im szybsze są zm ian y prędkości, ty m siły d zia ła ją c e w e w n ą trz k o m ó rk i s ta ją się w iększe. M ogą one pow odow ać d r a ­ sty c z n e zniszczenia m ech an iczn e w k o m ó rk a c h . P o d ­ k reśla m y , że m ogą pow odow ać zm ianę, d la te g o że d zia ła n ie różn y ch czynników w p rz e strz e n i kosm icznej n a o rg an iz m n ie zaw sze m u si być u je m n e . W szystko zależy od ich n atęż en ia , a co n a jw a ż n ie jsz e o d ja k o ści o rganizm u. Im p ro stsz y o rg an iz m i b a rd z ie j je d n o ro d ­ ny, ty m słab iej działają. U p ro sty ch o rg an iz m ó w n a ­ w e t m ogą przy sp ieszać p ew n e p rocesy biologiczne. D r R. H . M a 11 o n i, z O ak R idge N a tio n a l L a b o ra to ry w sta n ie T ennessee, p rze p ro w ad z ił w e w rz eśn iu 1967 r. dośw iadczenie n a d b a k te ria m i w czasie lo tu b io sa te lity II. D w a szczepy b a k te ry jn e , E scherichia coli C 600 (A/a) i S a lm o n ella ty p h im u r iu m B S —5 (P — 22)/P—22, um ie śc ił w p o ja zd a ch o je d n a k o w e j k o n ­ stru k c ji, z k tó ry c h je d e n w y s ta rto w a ł z P rz y l. K e n ­ nedyego w kosm os, a d r u g i p o zo stał n a ziem i w m ie j­

scu s ta rtu . W k aż d y m z p o jazd ó w u lo k o w an o b a k te rie w czterech sp e c ja ln ie spo rząd zo n y ch p o je m n ik a c h , z k tó ry c h je d e n nie b y ł ek sp o n o w a n y n a p ro m ie n io ­ w an ie , a tr z y p o zo stałe um ieszczono w ró żn y c h o d ­ ległościach od ź ró d ła p ro m ie n io w a n ia 85S r. P o ró w n y ­ w a n o zagęszczenie b a k te r ii w p o je m n ik a c h n ie n a p ro ­ m ien io w an y ch i n ap ro m ie n io w a n y c h , p o d d a n y c h lo to -

w o m lo tu o rb ita ln eg o w y k az y w a ły znacznie w iększy w zro st kolonii, co m ierzono ogólną liczbą żyw ych k o ­ m órek, an iże li w p ró b k a c h k o n tro ln y c h n a Z iem i (19%).

G dy p o ró w n y w a n o zagęszczenie b a k te rii w p o je m n i­

k a c h n a p ro m ien io w an y c h w czasie lo tu i n a Ziem i, ró żn ica b y ła jeszcze w ięk sza n a korzyść m ik ro o rg a­

nizm ów , k tó re odbyły lo t (48%). W yniki tego ek sp e­

ry m e n tu w s k a z u ją w y ra źn ie n a d o d a tn ie o d d ziały w a­

n ie ta k ic h p a ra m e tró w lo tu ja k niew ażkość i w ib ra c je n a ro z ró d b a k te rii o ra z n a m ożliw ość potęgow ania tego e fe k tu p ro m ie n io w an ie m . A ja k w y g ląd a to sam o z a g ad n ien ie w p rz y p a d k u ro ślin w yższych?

W d o św iad czen iu n a d grzybem N eurospora crassa użyto jego s p o r szybko dzielących się, o w ysokim m e tabolizm ie, ja k rów nież sp o r n ie ak ty w n y c h m e­

ta bolicznie. N ie zaob serw o w an o w p ły w u sam ego lo tu a n i n a spory a k ty w n e m etab o liczn ie a n i n a n ie a k ty w n e ; n ie stw ie rd z o n o u n ic h in d u k c ji m u ta c ji. R ów nież n ap ro m ien io w an ie (przy ekspo­

z y c ja ch 500—'5000 r) w czasie lo tu , ja k i w k o n ­ tr o li n a Z iem i, n ie w y w ierało d ziała n ia n a spory n ie d zielące się, n ie a k ty w n e m etabolicznie, u ży te w ty m dośw iadczeniu. N ato m iast sp o ry ak ty w n e , p o d d a n e p ro m ie n io w a n iu w czasie lotu, w yk azy w ały znacznie w yższą przeżyw alność, a jedno cześn ie znacz­

n ie w ięk szą w rażliw o ść m u ta c y jn ą n a prom ieniow anie, niż k o n tro ln e , n ap ro m ien io w an e an a logicznym i d a w ­ k a m i n a Ziem i.

W czasie lo tu w spom nianego ju ż biosatelity , d r A.

H. S p a r r o w , z B ro o k h a v e n N a tio n a l L a b o ra to ry w U SA , p rz e b a d a ł w p ły w n iew ażkości i n iew ażkości w po łączen iu z pro m ien io w an iem , n a częstość m u ta c ji oraz zm ia n y cytologiczne zachodzące w ró żn y c h ko ­ m ó rk a c h ro ślin y naczyniow ej — trz y k ro tk i. M łode ro ­ śliny, h etero zy g o ty c zn e pod w zględem b a rw y kw iatów , um ieszczono w o p ak o w a n iac h p lasty k o w y ch z pożyw ­ k ą , w k tó r e j z a n u rz o n e b y ły ty lk o k o rzonki. W szystkie o p ak o w a n ia b y ły id en ty czn e, a le część z nich poddano p ro m ie n io w an iu , a część ch ro n io n o p rze d jego w p ły ­ w em . P o d o b n ie ja k poprzednio, d ośw iadczenia p rz e p ro ­ w adzono rów n ież w dw óch pojazdach, z k tó ry c h je d en w y sła n o w kosm os a d ru g i pozostaw iono n a Z iem i w m ie jsc u s ta rtu . R o ślin y p rz e trw a ły lo t w d o b ry m s t a ­ nie, a le dużo p ączków uległo zniszczeniu. Z analizy częstości m u ta c ji w y n ik a, że p ro c e n t m u ta c ji był znacz­

n ie w yższy p o d w p ły w em p ro m ie n io w a n ia n a Z iem i an iżeli w czasie lotu. A naliza m u ta c ji in d u k o w an y c h w p ła tk a c h 'kw iatów d a ła o dm ienne w yniki, częstości m u ta c ji w ty c h o rg an a ch u ro ślin p o d d an y c h loto w i b y ły w ięk sze n iż u p ozostaw ionych n a Ziem i. Z arów no w p rę c ik a c h ja k i w p ła tk a c h ro ślin n ie n a p ro m ie ­ n io w an y c h n ie stw ierd zo n o ró żn icy pom iędzy często­

ścią m u ta c ji w locie i n a Ziem i, co w sk azu je, że sam sta n n iew ażk o ści nie in d u k o w a ł m u tacji.

W p ąc zk a ch k w iato w y c h u roślin, k tó re odbyły lot kosm iczny, o b serw o w an o w ysoki p ro c e n t o b u m a rły ch m a k ro sp o r, b ędących w różnych sta d ia c h m itozy po- m e jo ty c zn e j, co p rzy p isa n o ta k im czynnikom lo tu jak : niew ażkość, w ib ra c je , h a ła s lu b szok. M ikrospory, k tó r e przeży ły , w y k a z y w a ły różnego ro d z a ju n ie n o r­

m aln o ści w ją d ra c h kom ó rk o w y ch , w y n ik łe z u sz k o ­

d ze n ia w rz ec io n podziałow ych. P o d o b n y e fe k t ob ser­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pojawienie się wielu tytułów prasy konspiracyjnej sygnalizowało też powstanie różnych organizacji poli- tycznych.. Wydawano prasę podziemną we wszystkich wielkich ośrodkach

Co zaś do zarzutu, że mariawitki udają mniszki, którymi nie są i to już się także zdarzało; w Polsce zdarzyło się to choćby katarzyn, kom, które podczas wojny

Jakie jest prawdopodobieństwo, że suma dwóch na chybił trafił wybranych liczb dodatnich, z których każda jest nie większa od jedności, jest nie większa od jedności, a ich

(c) Liczba całkowita jest podzielna przez 3 wtedy i tylko wtedy, gdy suma cyfr tej liczby jest po- dzielna przez 3.. (d) Jeżeli liczba całkowita jest podzielna przez 9, to

pozostałych cyfr dodamy pięciokrotność odciętej cyfry jedności i powstanie w ten sposób liczba podzielna przez 7, to.. wyjściowa liczba też jest podzielna

Kiedy w 1954 r., wykraczając poza instrukcje z Moskwy, zamiast naprawiać błędy, Nagy rozpoczął reformy i udało mu się dokonać rewizji dawnych proce- 2 Rezolucja

Wycięcie dziury w kartce, przez którą da się przejść, jest możliwe, gdy wcześniej z kartki wytniemy długi pas i rozetniemy go na pół3. Można to zrobić na

Jednym z założeń tej pracy jest znaczenie szeroko rozumianych metadanych w takich infrastrukturach, mianowicie metadanych rozumianych jako dodatkowe informacje nie tylko o danych,