4 9 . Warszawa, d. 9 grudnia 1894 r. T o m X I I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM,
P R E N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A '1. ' K o m ite t R edakcyjny W s z e c h ś w ia ta s ta n o w ią P a n o w ie : D e ik e K ., D ic k ste in S., H o y e r H ., Ju rk ie w ic z K ., W W a rs z a w ie : ro czn ie rs. 8 K w ie tn ie w sk i W l., K ra m sz ty k S., M oro zew ic z J ., N a-
k w a rta ln ie 2 tan so n J ., S z to ic m a n J ., T rz c iń s k i W . i W ró b le w s k i W .
Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą : ro c z n ie „ l o P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d ak cy i „ W szech św iat; * p ó łro c z n ie „ 5 i w e w sz y stk ic h k się g arn iach w k ra ju i zagranicą.
A d res lESed-aiscyi: K rak o ^sk ie-P rzed m ieście, 3STr 66.
Żegluga powietrzna."1
R ód ludzki zazdrościł oddawna ptakom powietrznego lotu, od niepam iętnych też cza
sów d a tu ją się usiłowania, m ające na celu wynalezienie sztucznych skrzydeł lub statków powietrznych, za pomocą których możnaby wzbijać się w górę i bujać wśród atmosfery.
W wieku zeszłym zagadnienie to znalazło niespodziewane rozwiązanie w wynalezionych W owym czasie balonach i odtąd usiłowania wynalazców zwróciły się głównie ku udosko
naleniu tej nowej metody żeglugi powietrznej, j Chodziło głównie o wynalezienie sposobu kie
rowania balonam i, lub innemi słowy o n ad a
nie im możności poruszania się w dowolnym kierunku bez względu na kierunek wiatru.
Jakkolw iek zagadnienie to uważać można za !
*) Materyał do szkicu niniejszego zaczerpną
łem z artykułu prof. A. Rittera z Akwizgranu, drukowanego w N-rze 36 „Zeitschrift des Yerei- nes Deutscher Ingenieure” z r. b.
dające się rozwiązać, a naw et za ju ż rozwią
zane w pewnych granicach, to jedn ak przed- j stawia ono wogóle niem ałe trudności technicz
ne ze względu na wielką powierzchnię statk u , j a co zatem idzie bardzo wielki opór powie
trz a , ja k i musi przezwyciężyć m otor balonu, płynącego nie z wiatrem . D la tej głównie trudności, o ile sądzić mogę, technika balonów rozwija się niezmiernie powoli.
W latach ostatnich kwestya żeglugi po
wietrznej zaczyna powracać na dawne tory i i coraz więcej wynalazców pracuje nad wyna
lezieniem skrzydeł lub statków, opartych na zasadzie dynamicznej, t. j. wzbijających się za pomocą odpowiedniego ruchu wielkich po
wierzchni tak, ja k p tak wzbija się za pomocą ruchu skrzydeł '). Zastanow im y się właśnie nad tem , o ile prawdopodobnem je s t osięgnię- cie na tej drodze zamierzonych rezultatów.
W yobraźm y sobie jakiebądź ciało, spada
jące w kierunku pionowym z bardzo znacznej wysokości. D ziałają nań dwie siły, a miano
wicie:
1) siła ciężkości, wciąż jednakow a i skiero
wana ku dołowi, i
*) Por. odczyt du Bois-Reymonda, drukowany w N-rach 15 i 16 Wszechświata z r. b.
770 WSZECHSWIAT. N r 49.
2) opór pow ietrza skierowany ku górze, za
leżny od powierzchni ciała (a także od formy jego) i od szybkości, z k tó rą się ono porusza;
ze wzrostem szybkości w zrasta i opór.
Dwie te siły działają w kierunkach odwrot
nych i skutkiem tego częściowo znoszą się na
wzajem, w początkach jed n ak spadania pierw
sza z nich przeważa, ruch też ciała je s t przy
spieszony. W m iarę w zrastania szybkości w zrasta opór powietrza i oczywiście musi na
stąpić m oment, w którym obiedwie siły stan ą się sobie równe, byle tylko spadanie trw ało dość długo. Od tej chwili pozostają one wciąż w równowadze i ciało porusza się dalej jedynie tylko wskutek bezwładności, a więc z szybkością jednostajną. D la ciał, po siada
jących znaczną powierzchnię w stosunku do ciężaru, równowaga nastąpi ju ż przy niewiel
kiej szybkości, sp ad ają też one powoli, lecz spadać musi każde ciało cięższe od powie
trza.
Z rozważań powyższych wynika, źe ów opór, kom pletnie neutralizujący ciążenie, wy
tw arza się wtedy, gdy ciało z pew ną określo
ną szybkością porusza się wśród masy spokoj
nego pow ietrza. Oczywistą je s t rzeczą, źe ciążenie zostałoby również zneutralizowane, gdyby ciało pozostaw ało w spokoju, ku niemu zaś, pionowo od dołu ku górze, p ły n ął s tru mień powietrza z szybkością rów ną poprze
dzającej. W idać z tego, że każde ciało może | bujać w powietrzu, byleby tylko w iał nań pionowy p rą d w stępujący z dostateczną szyb
kością. W taki sposób w znanej zabawce utrzym uje się w powietrzu kulka korkowa.
W yobraźm y sobie, że istotnie jakiekolw iek ciało, np. p ta k z rozpostartem i skrzydłam i, bu ja w powietrzu w skutek wiejącego nań od dołu prąd u . Aby p rą d taki wzbudzić, a więc aby utrzym ywać p ta k a w zawieszeniu, potrze
b a wykonywać pracę. Ilość pracy, ja k a w ciągu jedno stki czasu, np. jednej sekundy, musi tu być wykonaną, zależy od wagi p ta k a i od powierzchni jego ciała zwróconej ku do
łowi, k tó rą m ożna uważać za rów ną dolnej powierzchni skrzydeł i zależność t a da się za pomocą prostego rachunku dość ściśle wyzna
czyć ').
') Oznaczmy wagę ptaka przez W, powierzch
nię skrzydeł p rzez-P i szybkość pionową strumie-
D ajm y na to, że wymiary ptaka się po
dwoiły, wtedy objętość jego, a zatem i waga powiększy się 8 razy, powierzchnia zaś skrzy
deł tylko 4 razy. Z rachunku, który podaję w przypisku, wypadnie, że potrzeba będzie wyłożyć 11 razy więcej pracy, aby ta k po
większonego p ta k a w powietrzu utrzym ać.
Jeżeli ptak zechce utrzym ać się w powie
trzu spokojnem, to musi w tym celu odpo
wiednio poruszać skrzydłam i, czyli wykony
wać ta k ą sam ą pracę, ja k a była poprzednio potrzebna do wzbudzenia pionowego prądu;
ptak dwa razy większy będzie m usiał przy
tem wyłożyć 11 razy więcej pracy n a se
kundę.
M ożna przyjąć, że zdolność do pracy m e
chanicznej istot żyjących jest proporcyonalną do ich wagi, p ta k więc dwa razy większy i 8 razy cięższy je s t w stanie wykonać na sekun
dę 8 razy więcej pracy; że zaś do utrzym ania się w powietrzu potrzebuje on 11 razy więcej pracy, przyjdzie mu to więc z większą tru d nością, niż mniejszemu. Ponieważ praca, po-
S nia powietrza przez v. Wiadomo, że opór, jaki
j stawia powietrze spadającemu ciału, jest wprost j proporcyonalny do powierzchni i do kwadratu szybkości, w danym przeto wypadku= a Po2, gdzie a oznacza współczynnik stały, zależny od kształtu skrzydeł. Ponieważ opór powietrza i cię
żar są, w równowadze więc 1) W = x Pv2
Oznaczmy przez m masę powietrza, uderzającą w ciągu sekundy o skrzydła ptaka; praca L, po
trzebna co sekunda do wzbudzenia danego stru
mienia, równa się sile żywej tej masy, a więc
* > * - T
Oczywiście dalej 3) m = jł Pv,
gdzie [X oznacza masę jednostki objętości powie- trza. Wykluczywszy z 1), 2) i 3) m i v, znaj
dziemy 4) L = A
T ^
gdzie A oznacza współczynnik stały, będący funk- cyą a i |A. Wagę ptaka można przyjąć za pro
porcyonalną do objętości, objętość zaś jest pro
porcyonalną do trzeciej potęgi jakiegobądź wy
miaru a, powierzchnia zaś do kwadratu tegoż wy
miaru, mamy więc 5) W = p a3 i
6 ) P = y o 2.
W ykluczywszy z 4), 5) i 6) a i P , otrzymamy 7) L = A ,
gdzie A , jest funkcyą A , (3 i y.
N r 49. WSZECHSWIAT. 771 trzebna do bujania w powietrzu w zrasta p rę
dzej niż zdolność do pracy, oczywiście zatem przy pewnych rozm iarach p ta k a pierwsza sta nie się większą, od drugiej i wtedy bujanie i wogóle latanie będzie już fizycznie niemożli- wem. J a s n ą staje się teraz uwaga Helm- holtza, że prawdopodobnie n a tu ra w modelu wielkiego sępa dosięgła granicy, poza którą, ustaje zdolność latan ia ').
W ielce je st tedy prawdopodobnem, że roz
m iary człowieka ju ż owę granicę p rzekracza
ją , że więc przy pomocy skrzydeł, odpowiada
jących co do wymiarów np. skrzydłom kondo
ra , już by się on własną p racą w spokojnem powietrzu utrzym ać nie m ógł. Co wszakże je s t niedostępnem dla człowieka, tego może dokazać statek powietrzny, opatrzony moto
rem m artwym , którego potęga je s t stosunko
wo daleko większa, ja k się to okazuje z d a
nych następujących.
Ś rednia waga człowieka wynosi 70 kilogra
mów, p racując zaś bez wielkiego wytężenia, wykona on najwyżej 11 kilogram ometrów na sekundę, przeto na 1 kg swej wagi rozporzą
dza on tylko 11/ 70= 0,16 kilogram om etram i pracy; tymczasem m aszyna do latania Maxi- m a waży 3 200 kg wraz z trzem a pasażeram i i zapasem paliwa i wody, a m otor jej posiada 300 koni parowych. Ponieważ koń p aro wy = 7 5 kilogram om etrom n a sekundę, łatwo więc wyrachować, że wypada tu na 1 kg wagi 7 kilogram om etrów pracy, m aszyna zatem je s t stosunkowo do wagi 45 razy potężniejszą
od człowieka.
M aszyna M axim a, z k tó rą niedawno odby
wały się doświadczenia w Baldwyns P a rk pod Bexley (w Anglii), może być niewątpli
wie pod wieloma względami udoskonaloną, a szczególniej potęga, przypadająca na 1 kg
') Dajmy na to, że pewien ptak na utrzymanie się w powietrzu wykłada całkowitą pracę L, do jakiej jest zdolny; jest ona proporcyonalną, do
wagi, a zatem
L = A 2 W, gdzie A 2 współczynnik stały.
W ykluczywszy L z tego równania i z 7) (w przy
pieku poprzednim), otrzymamy
w _ ( 4 r ) c
Gdyby waga była jeszcze większą, od tej stałej wielkości, to jużby latanie było niemożliwem.
wagi, dałaby się w razie potrzeby znacznie jeszcze podnieść, oczywiście więc latający okręt, oparty n a zasadzie dynamicznej, je st rzeczą zasadniczo możliwą. Zanim znajdzie się zadaw alniająca konstrukcya jego, trzeb a będzie pokonać wiele trudności szczegóło
wych, nie nasuw a się jed n ak żadna trudność zasadnicza, ja k w kwestyi kierowania balo
nem.
Rozważywszy zasadniczą stronę kwestyi, zastanowimy się tera z n ad pytaniem , czy nie byłoby możliwem zużytkować do celów żeglu
gi powietrznej siły w iatru. Możliwość kom- binacyi takiej je st oczywistą, gdy mamy do czynienia z p rądam i wstępującemi. W idzie
liśmy już wyżej, że p rąd pionowy o dostatecz
nej szybkości je st w stanie utrzym ać w zawie
szeniu każde ciało, w podobnyż sposób może działać i p rąd , nachylony do poziomu pod niewielkim naw et kątem .
W znanych doświadczeniach L ilienthala droga jego lotu w czasie zupełnej ciszy była nachylona do poziomu pod kątem 9°, szyb
kość zaś lotu wynosiła 9 metrów n a sekundę.
W ynika stąd, że w iatr wstępujący, posiada
jący tęż sam ą szybkość i wiejący pod tym sa
mym kątem do poziomu, mógłby utrzym ać L ilienthala w powietrzu, w iatr zaś silniejszy wzniósłby go do góry.
W stęp ujące jed n ak prąd y powietrzne zda
rz a ją się częściej prawdopodobnie tylko w okolicach górzystych, gdzie w iatr musi zmieniać poziomy kierunek, aby ominąć sto
ją c e na drodze wyniosłości, n a równinach zaś i n a m orzach przyjmować należy w rachubie jedynie tylko prąd y poziome, gdyż wiatry wstępujące, jeżeli naw et wogóle tu się zdarza
ją , to tylko w jakichś okolicznościach wy
jątkowych.
Możność zużytkowania prądów poziomych do żeglugi powietrznej okazał L angley ').
P o staram się przedstaw ić rezu ltaty jego ba
dań w formie ogólniejszej, a zarazem pro st
szej, niż ten uczony; wyjdzie przytem na jaw pewna zasada ogólna, posiadająca ważne znaczenie w całej dziedzinie zjawisk fizycz
nych.
') „The internal work of the wind.” American Journal, Jan. 1894.
772 WSZECHSW1AT. N r 49.
W iadom o, źe ciepło, będąc szczególną for
m ą energii, może być zamienione przy pomo
cy odpowiednich urządzeń na rozm aite inne rodzaje energii, zam iana ta k a jed n ak niezaw- sze je st możliwą. Gdyby np. wszystkie do
stępne nam ciała były ogrzane naw et do b a r
dzo wysokiej, lecz jednakow ej tem peratury, to nie bylibyśmy w stanie ani odrobiny ciepła zamienić na ruch lub elektryczność. S taje się to moźliwem dopiero wtedy, gdy pomiędzy rozm aitem i ciałam i wytworzy się różnica tem p eratu r.
W maszynie parow ej może odbywać się za
m iana ciepła n a ruch tylko w tym razie, kiedy pomiędzy kotłem a kondensatorem istnieje różnica tem p eratu r. Gdyby w kondensatorze panow ała taż sam a tem p eratu ra, co i w kotle, to z obudwu stro n tłoka ciśnienie byłoby je d nakowe i ruch m aszyny byłby niemożliwy.
W elektryczności i w mechanice obowiązu
j ą również praw a, analogiczne do przytoczo
nego. W pierwszym razie rolę tem peratury bierze na siebie potencyał, w drugim — szyb
kość. P raw o m echaniczne d a się wyrazić w sposób następujący: jeżeli w pewnym u k ła dzie wszystkie ciała poruszają się z jednak o
w ą szybkością (co do wielkości i kierunku), to niemożliwą je s t ta k a kom binacya tych ciał, przy której by ich siła żywa (energia cy- netyczna) przechodziła w inną form ę, np.
w energią ru chu w innym kierunku. S taje się to możliwem dopiero wtedy, gdy wytworzy się różnica szybkości pomiędzy rozm aitem i ciałami.
W szystkie ciała n a ziemi, m ając udział w je j ruchu, są siedliskiem bardzo znacznych ilości energii cynetycznej, niemożliwe je st jed n ak urządzenie takiej maszyny, któraby, pozostając n a powierzchni ziemi i poruszając się w raz z nią, wykonywała pracę przy pomo
cy energii, z tego źródła czerpanej. Inne przykłady okażą jeszcze dobitniej znaczenie tej zasady.
P ociąg biegnie z jed n o stajn ą szybkością w jednym kierunku, k ażda część jego zaw iera w sobie wielką ilość siły żywej, jednakże, po
zostając wewnątrz wagonu, nie możemy zużyt
kować tej siły żywej do wykonania żadnej pracy. Lecz dajm y na to, źe pociąg zmienił szybkość, np. zwolnił biegu; w pierwszej chwili wszystkie ciała w wagonie, swobodnie zawieszone lub leżące, będą się poruszały
skutkiem bezwładności z poprzednią szybko
ścią, pomiędzy ich szybkością, a szybkością wagonu wytworzy się różnica, zużytkowanie zdobytej siły żywej stanie się możliwem.
D ajm y n a to, źe w pobliżu przedniej ściany wagonu wisi swobodnie m łotek, w chwili zwalniania pociągu zachowa on poprzednią szybkość i uderzy w ścianę. U derzenie to możnaby np. zużytkować na wbicie gwoździa.
Niewielka to tam praca, lecz chodzi nam w danym wypadku nie o zysk, lecz o zasadę.
Przypuśćm y, że na gładkiej podłodze wa
gonu leży kula; w chwili zwalniania pociągu potoczy się ona w kierunku ruchu dotychcza
sowego, ułożywszy jed nak na podłodze uko
śną baryerkę, moglibyśmy nadać kuli kieru
nek ukośny; m ogłaby ona również wtoczyć się n a ustawioną przed nią równię pochyłą, a więc wznieść się do góry i t. d. Jedn em sło
wem moglibyśmy za pomocą stosownych urzą
dzeń, korzystając z siły żywej, zawartej w kuli, nadaw ać je j ruchy w rozm aitych kie
runkach względem wagonu.
P ro m , puszczony swobodnie n a b y strą rze
kę, n ab iera wkrótce szybkości wody. Z n a j
dując się wówczas n a nim, nie bylibyśmy w stanie ani na włos zmienić jego kierunku, niew ykładając na to swej własnej pracy.
Chcąc przebyć od jednego brzegu do drugie
go, musielibyśmy ta k samo pracować wiosła
mi, ja k gdyby na stojącej wodzie. E nergia, zaw arta w masie bieżącej wody, mogłaby być wyzyskaną jedynie tylko do podróży w dół rzeki.
U rządźm y się tera z w tak i sposób, aby prom posiadał zawsze szybkość różną od szybkości wody. W tym celu można np. p rze
rzucić przez rzekę linę, umocować je j końce na brzegach i tak połączyć z nią prom za po
mocą bloków, że będzie się on mógł poruszać tylko wzdłuż niej, t. j. w poprzek rzeki.
U rządzenie podobne spotyka się nieraz n a naszych rzekach. T eraz prom , niemogąc poruszać się z wodą, będzie albo s ta ł w miej
scu, t. j. będzie m iał szybkość zero, albo też będzie płynął prostopadle do kierunku rzeki, t. j. z szybkością różną od szybkości wody przynajm niej ćo do kierunku.
Możemy tera z ustawić na prom ie koło wod
ne, które w ruch będzie w praw iała woda rzeczna; ru ch tego koła d a się łatw o przy po
mocy odpowiednich urządzeń użyć do popy-
N r 49. WSZECHSWIAT. 773 chania prom u wzdłuż liny. Widzimy więc, |
że siła żywa bieżącej wody d a ła się wyzyskać do wytworzenia ruchu w kierunku prostopad
łym do szybkości wody.
R ezu ltat poprzedni dałby się osięgnąć jeszcze prostszem i środkami. W yobraźm y
sobie, że prom m a k ształt tró jk ą ta równora- : miennego, prowadzonego, ja k poprzednio, przez linę w kierunku swej wysokości, tak że podstaw a pozostaje wciąż równoległą do brzegów. W skutek takiego urządzenia, wo
da, cisnąc na jedno z ramion tró jk ąta, będzie go popychała wzdłuż liny, podstaw ą naprzód.
Podobne stosunki zachodzą na okręcie ża
glowym. G dyby woda nie staw iała mu żad
nego oporu, to płynąłby on z szybkością wia
tru i wtedy kierowanie byłoby niemoźliwem.
Ponieważ jed n ak wskutek oporu wody, okręt i płynie powolniej od w iatru, można więc za pomocą odpowiedniego ustawienia żagli nadać mu kierunek dowolny byle tylko nie wprost j pod wiatr. Jeżeli droga okrętu wypada wprost pod w iatr, to w takim razie posuwa się on naprzód gzygzakiem i to się nazywa lawirowaniem.
Lataw iec, przywiązany do sznura, nie może przybrać szybkości w iatru, dla tego też przy odpowiedniem ustawieniu jego płaszczyzny, czerpie on siłę żywą z poziomego prądu po
w ietrza i używa jej do wzniesienia się w górę, lub bujania na pewnej wysokości; gdyby je d nak przeciąć sznur, to lataw iec w krótkim czasie przybrałby szybkość wiatru, dalsza za
m iana ruchu poziomego na pionowy nie mo
głaby skutkiem tego mieć miejsca i latawiec musiałby spadać, jak b y wśród ciszy.
P rzy k ład ostatni je st już wblizkim związku z kwestyą, o k tó rą nam właściwie chodzi.
D ajm y na to, że w iatr je st ciągłym i nieprze- ry wanym ruchem poziomym powietrza w pew
nym określonym kierunku. Ponieważ ptak, znajdując się n a ziemi, udziału w tym ruchu nie bierze, może on więc przy odpowiedniem ustawieniu skrzydeł zaczerpnąć energii z po
wietrza i z jej pomocą wzbić się w górę, po chwili jednak, unoszony prądem , przejmie on całkowitą szybkość jego, dalsze rozporządza
nie darem ną energią w iatru stanie się niemo
źliwem i ptak , chcąc dalej wzbijać się w górę, lub tylko utrzym ać się na osięgniętej wysoko
ści, musi sam wykonywać całkow itą potrzeb
ną do tego pracę. Okazuje się z tego, że
niemoźliwem byłoby korzystanie w celach że
glugi powietrznej z energii w iatru, jeżeli z ja wisko w iatru odpowiada istotnie tylko co po
danemu określeniu.
K ażdem u jed n ak wiadomo, że w iatr nie je st ciągłym i nieprzerw anym ruchem powie
trza , źe raczej skład a się on z oddzielnych powiewów, pomiędzy którem i panuje cisza zu
pełna, lub powiew znacznie słabszy od głów
nego. Dziwić się wypada, że ten fakt, ogól
nie znany, uszedł jakoś dotychczas uwagi nauki. Langley przypisuje to nieracyonalne- mu urządzeniu anemometrów, t. j. przyrzą
dów, za pomocą których mierzy się szybkość wiatru. J e s t to rodzaj poziomego w iatracz
ka, z szybkości obrotowej którego można obrachować szybkość wiatru.
S krzydła anem om etru (półkule metalowe) są zbyt ciężkie, skutkiem tego przyrząd, wprowadzony w ruch chwilowym podmuchem, obraca się czas jakiś za spraw ą bezwładności i szybkość jego zmniejsza się stopniowo. P od wpływem powiewów peryodycznych, następu jących po sobie w krótkich przerwach czasu, obraca się on z jed n o stajn ą prawie szybko
ścią, tak ja k koło rozpędowe maszyny p aro wej. Takim sposobem używane dzisiaj ane- m om etry nie mogą wykazywać krótkotrw a-
j łych zmian w szybkości wiatru.
Langley zbudował anem om etr, nieposiada<
jący wyżej opisanej wady i badania jeg o do
wiodły faktu, znanego zresztą z codziennego życia, że szybkość w iatru zmienia się peryo- dycznie. W pewnym wypadku szybkość ta w ahała się pomiędzy zerem (t. j. kom pletną ciszą), a 16 m etram i n a sekundę, w innym pomiędzy 4,5 a 21 m etram i. T ak gwałtowne zmiany zachodziły mniej więcej w ciągu 10 sekund, a więc trw anie całego peryodu wyno
si około 20 sekund.
Przypuśćmy wypadek pierwszy, t. j. gdy po silnym powiewie następuje zupełna cisza i wyobraźmy sobie jakikolwiek przedm iot, po
ruszający się bez tarcia po gładkiej płasz
czyźnie poziomej. Do takiego ideału są zbliżone lekkie sanki żaglowe, na jakich po
dobno kanadyjczycy m kną po lodzie swych jezior. Gdy rozpocznie się powiew, szybkość takich sanek w zrasta stopniowo, gdyż skut
kiem bezwładności nie może ona podskoczyć w jednej chwili, zanim więc zrówna się z szybkością w iatru, powiew ustanie. W cza-
774 WSZECHŚWIAT. N r 49.
sie ciszy sanki poruszają się skutkiem nabytej siły żywej i muszą przytem przezwyciężać opór pow ietrza, szybkość ich zatem zm niej
sza się; przy następnym powiewie w zrasta znowu do wysokości poprzedniej, znowu po
tem m aleje i t. d. W idzim y z tego, że sanki biegną wciąż albo wolniej, albo też prędzej od otaczającego pow ietrza, t. j. źe pomiędzy sankam i a powietrzem istnieje wciąż różnica szybkości ').
N ietrudno zrozumieć, że szybkość sanek musi się różnić od szybkości w iatru i w tym razie, gdy po silnym powiewie n astępuje nie cisza, lecz powiew słabszy.
P ta k , lecący w czasie w iatru, zachowuje się zupełnie podobnie do owych kanadyjskich sanek. W ciąż szybkość jeg o różni się od szybkości w iatru, może więc wciąż, ustaw iając tylko odpowiednio skrzydła, czerpać energią z pow ietrza i używać jej na wznoszenie się w górę lub bujanie n a pewnej wysokości, a także na posuwanie się w jak im b ąd ź kie
ru n k u poziomym. Niemożliwym je st tylko lot poziomy wprost pod w iatr, lecz natom iast p ta k może lawirować poziomo lub pionowo;
w w ypadku pierwszym będzie leciał w gzy- gzak, kieru jąc się kolejno to w prawo to w lewo od zamierzonego kierunku, w drugim zaś będzie to wznosił się, to opadał po liniach ukośnych.
W idzim y tedy, że przy dostatecznej szyb
kości w iatru latan ie je s t możliwem zupełnie bez n ak ład u pracy i takim bywa niewątpliwie lot ptaków drapieżnych, które długo nieraz k rą żą w powietrzu, zupełnie n a pozór niepo- ru sz ając skrzydłami. Ledw o dostrzegalne peryodyczne zm iany położenia skrzydeł wzglę
dem kierunku w iatru w ystarczają im do u trzym ania się w powietrzu.
Jeż eli człowiek je st zbyt ciężki na to, aby p ra c ą własnych mięśni mógł wznosić się w górę, to natom iast latan ie przy pomocy energii, zaczerpniętej z podmuchów w iatru, wydaje się najzupełniej możliwem. Z energii tej m ogą korzystać i okręty powietrzne, skutkiem czego ja z d a pow ietrzna, będzie nie- tylko przyjem ną, lecz i tanią; dla tego też L angley proro k u je je j świetną i niedaleką
*) W czasie j ednego peryodu będą tylko dwie chwile, gdy te szybkości są równe.
przyszłość. Śmiałemi mogą wydać się te proroctw a, lecz pam iętać należy, że dla tech
niki nowożytnej to tylko je st niemożliwe, co pozostaje w sprzeczności z prawam i fizyki i chemii.
Z ygm unt Btraszewicz.
VI Zjazd międzparodowy geologów
W ZURICHU.
(Dokończenie).
2. M asa tessyńska i Seegebirge (t. j. pasm o m orskie) należą również do głównego, środ
kowego pasa A lp krystalicznych. Ordy je d nak w paśmie morskiem znajdujem y znów łupki krystaliczne, które w wielu punktach zupełnie zgadzają się z łupkam i serycytowe- mi masywu aarskiego, to w A lpach środko
wego Tessynu i graniczących z nim części G raubiindenu i W allisu występują w potęż
nym rozwoju prawdziwe gnejsy i łupki miko
we, podobne do tych, jak ie widzieliśmy w m a
sie gotardzkiej.
1) W potężnej i nadzwyczaj jednostajnie zbudowanej masie gnejsów tessyńskich może
my w niektórych miejscowościach odróżnić dwa poziomy: dolny (gnejsy dwumikowe) i górny (gnejsy granatow e i staurolitowe).
Gnejsy dwumikowe są to najczęściej skały zbite, składające się z feldspatów, drobnych ziarn kwarcu, zielonego lub brunatnego bioty- tu i muskowitu. N a gnejsach tych spoczy
wają m iejscam i silnie rozwinięte gnejsy, za
w ierające g ra n a t i staurolit, ja k np. w grupie gór P iz F orno, n a południe od Campolungo.
Okazy cyanitu i staurolitu, rozpowszechnione we wszystkich zbiorach mineralogicznych, po
chodzą z tego mianowicie poziomu. W zd łuż linii, przeprowadzonej między Y als-Platz na zachodzie i B erisal n a wschodzie, gnejsy tes- syńskie albo, ja k je zwykle m ianują, gnejsy południowe, w ynurzają się z pod zgodnie uła- wiconych osadów środkowoalpejskich, k tó re
W SZECHS WIAT. 775 oddzielają je od masywu gotardzkiego. P o
łudniowa część masy tessyńskiej przedstaw ia utwór wielce jednolity, którego gnejsy, na
chylając się mocno na P d , k ry ją się pod zgod
nie na nich leżącemi łupkam i Seegebirge rów
nież wzdłuż linii, biegnącej z Z na W . D a leko bardziej skomplikowaną je s t północna część masy tessyńskiej. Kom plikacya polega n a tem , że od głównego pasa osadów mezo- zoicznych, oddzielających masyw g o tard z k i;
odchodzą n a południe od wskazanej powyżej linii granicznej Y ałs-Platz-B erisal fałdy osa
dowe drugorzędne, przecinające masę gnejso
w ą w kierunku od wschodu ku zachodowi lub od północy na południe. Pomiędzy doliną A verseńską na wschodzie, gdzie gnejsy kryją się pod tryasem G raublindenu i łupkam i btin- deńskiemi, a doliną Binnen na zachodzie, gdzie one graniczą z pasem mezozoicznym od strony G o tth ard u , spotykam y aż siedm takich fałd osadowych, które dzielą północną część gnejsów tessyńskich na odpowiednią ilość drugorzędnych płatów krystalicznych. Ś rod
kowa część masy tessyńskiej stanowi pas sze
roki n a 10 k m , zaw arty pomiędzy dolinami:
Y al M aggia, Val Y a rrasc a i tessyńską, których nagie ściany sk ład ają się z łagodnie wygiętych pokładów gnejsu, o grubości ogól
nej, dochodzącej do 2 000 metrów.
2. Ł upki pasm a morskiego (Seegebirge) sil
nie pochylone na południe, spoczywają, ja k wiemy, na zgodnie z niemi uławiconem po- łudniowem ram ieniu sklepienia tessyńskiego.
Skały tego pasm a wogóle odpowiadają najzu
pełniej skałom północnej powłoki gnejsowej masywu aarskiego. T ak samo, ja k tam , spo
tykam y tu strom o postawione gnejsy i łupki serycytowe. G ranitow i G asteren n a północy odpowiada m asa granitow a baweńska wraz z je j porfirowemi odnogami. P rzez całą masę Seegebirge ciągnie się również pas amfiboli- tów, rozwiniętych bardzo rozmaicie i wystę
pujących, z m ałem i przerwami, pomiędzy Iv rea w Piem oncie a północnym brzegiem je ziora Como. D alej na zachodzie aż do Ya- rallo w łupkach serycytowych osadzone są m asy skał wybuchowo-głębinowych, ja k sye- nity, dyoryty, noryty. N iebrak też w paśmie morskiem resztek powłoki osadowej, zaklino
wanych wśród łupków krystalicznych, które w m iarę zbliżania się ku południowi coraz bardziej się obniżają, aż wreszcie znikają pod
porfirami i osadami, stanowiącemi krawędź południowo-alpejską.
IY . Srodkowo alpejskie osady mezozoiczne.
Północne masywy centralne (A ur, G otthard) oddzielone są od południowego sklepienia gnejsowego (m asa tessyńską), szeregiem fałd, zbudowanych ze skał osadowych, przeważnie mezozoicznych, ale nader szczególnie rozwi
niętych. P a s ten ciągnie się bez przerwy, w łukach półkolistych, od A lp morskich aż do R haticonu. W alpach francusko-włoskich (M aurienne i T arentaise) dochodzi on prawie do 50 kilometrowej szerokości (pomiędzy m a
sywami Belledone i G ra n d P aradiso). W p a
sie tym, który tu ma nazwę pasa „Brianęon- nais,” odróżniono następu jącą kolejność warstw: 1) utwory numulitowe, rozwinięte tylko na południu; 2) pokłady jurskie (dogger i lias, najczęściej w postaci t. zw. fyllitów wa
piennych); 3) try as (kejper i re t w postaci gipsu i szarej waki oraz wapień muszlowy);
4) dyas, jako piaskowiec pstry i kwarcyty;
wreszcie 5) łupki i konglom eraty węglowe.
K u północo-wschodowi pas tych osadów znacznie się zwęża, a mianowicie pomiędzy M ont B lanc i M onte R osa. P rócz tego aż do kantonu Graubiinden spotykamy nie
przerwane pasmo szczególnych łupków mezo
zoicznych (t. zw. Schistes lustres, B undner- schiefer), rozszerzających się daleko n a po
łudnie i tworzących odosobuione fałdy wśród gnejsów „południowych.” W niektórych miejsach gnejsy są zupełnie otoczone temi łupkam i, ja k np. m asa D ent Blanche; gdzie
indziej łupki leżą pod przewróconemi na nie gnejsam i, ja k to dokładnie widać w okolicy Z erm at; zaś między Simplon i Spliigen obie te skały w rzynają się w siebie nawzajem.
W G raubiindenie znowu rozpowszechnione są bardziej utwory pasa „B rianęonnais,” gdy na północo-wschód od Ohur, cała kotlina P ra tti- gans aż do R haticon, wypełniona je s t łup ka
mi bundeńskiemi. Ogólna grubość pokładu tych ostatnich w centralnych częściach A lp szwajcarskich może wynosić od 1500 do 2000 metrów.
Z e składu petrograficznego p asa B rianęon
nais wnosić bezwątpienia możemy, źe podczas gdy n a południu Alp, w Lom bardyi tworzyły się osady głębokowodne tryasowe i ju rsk ie, a n a północy wapienie alpejskie (Hochgebirgs- kalk) pasm a jursko-eocenowego, środkowy
776 WSZECHSWIAT. N r 49.
pas A lp dzisiejszych znajdow ał się pod przy
kryciem wód płytkich, w których osadzały się piaskowce, gipsy, dolomity oraz gliny piasz
czyste i wapniste. Co dotyczę łupków biin- deńskich, to ich pierw otna n a tu ra je st ta k da
lece zmienioną, że w niektórych wypadkach niepodobna jej rozpoznać; m am y tu bowiem do czynienia z osadami gliniastem i, wapienne- mi i kwarcowemi tak naw skroś przeobrażone- mi, że potw orzyły się z nich skały zupełnie krystaliczne, w niczem nieróżniące się od łu p ków mikowych lub rogowców. A to li znajdo
wane w nich skam ieniałości (szkarłupnie, be- lem nity, cardinie) zniew alają do przekonania, i e są to skały osadowo-metamorficzne. P ro duk tam i tej metamorfozy są liczne m inerały wtórne, z których wymienimy tylko najw aż
niejsze: biotyt, muskowit, m arg a ry t, parago- nit (wszystkie cztery z rodziny miki), klinto- n it, chlorytoid, aktynolit, zoizyt, epidot, g ra n a t (alm andyn), cyanit, stau ro lit, ortoklaz, plagioklaz, a dalej: rutyl, turm alin i m agne
ty t. W szystkie te m inerały osadzone są w fyllitach czyli łupkach wapiennych, miko
wych i rogowcach, którym n a d a ją odpowied
nie nazwy.
Początkow e stad y a m etam orfozy polegają zawsze n a tem , w drobnoziarnistej masie osadu norm alnego zjaw iają m ikrolity ruty lu oraz szkielety pojedynczych kryształów , które, zależnie od n atu ry chemicznej skały, mogą być rozmaite. Ilość i wielkość tych k ryszta
łów ciągle się zwiększa; zawsze zaw ierają one w sobie, w postaci inkluzyj, znaczną ilość m a
sy zasadniczej, k tó ra nie u tra c iła jeszcze swej pierwotnej budowy warstwowej. O sta tecznie je d n a k naw et resztki m asy skalnej pomiędzy nowo pow stałem i k ryształam i za
m ieniają się na ziarnistą i krystaliczną mię- szaninę m inerałów . J a k widzimy cały proces zasadza się n a tem, że drobne okruchy osadów pierw otnych, pod wpływem rozm aitych czyn
ników, zostają straw ione i drogą krystalizacyi wtórnej zam ieniają się n a większe, samodziel
ne i całkowite indywidua m ineralne. W ten sposób powstały kom pletne szeregi sk ał przej
ściowych pomiędzy łupkam i gliniastem i i mi- kowemi z jed n ej, łupkam i wapienno-gliniaste- mi a skałam i rogowcowemi, zaw ierającem i g ra n a t i zoizyt, z drugiej strony. W apienie dolomitowe, k tó re razem z gipsem stanowią tryasow y podkład całego systemu in teresu ją
cych tu nas osadów, zamieniły się na całym ich obszarze w części na porow atą wakę przez wyługowanie, w części zaś na dolomity ziar
niste—przez krystalizacyą w tórną. Słynne dolomity z B innenthal i Campolungo, prócz pewnej ilości ru d siarkowych, zaw ierają w wielkiej ilości trem olit, a także muskowit, wezuwian, korund i turm alin, a ściśle z dolo
mitem związany gips odznacza się obfitością szczególnego gatunku miki (flogopitu) i k ry ształków cyrkonu.
Ł atw o się domyślić, że przeobrażenia, 0 których mowa, niewszędzie z jednakow ą występują siłą. Zaznaczyć wogóle potrzeba, że łupki blindeńskie w miejscowościach, leżą
cych pomiędzy Simplon i L ukm anier zmienio
ne są daleko więcej, niż w okolicach zachod
nich i wschodnich. Z wielu obserwacyj zdo
łano przytem wyprowadzić takie uogólnienie:
im mocniej sfałdowane są skały, tem większe- mi odznaczają się przeobrażeniam i; jedne i te same warstwy w górnych, bardziej rozwartych częściach fałdy są stosunkowo mniej zmienio
ne, niż w częściach dolnych, bardziej ściśnio- nych i sprasowanych.
W szystkie te zmiany osadów norm alnych 1 po największej części okruchowych uważane są zwykle za skutki t. zw. dynam o-m etam or- fozy. Nie ulega wątpliwości, że obchodzące tu nas skały, podczas fałdow ania się, podle
gały olbrzymiemu ciśnieniu mechanicznemu.
A toli wszystkich dostrzeganych w nich zmian nie zdołamy wytłumaczyć za pomocą samego tylko ciśnienia górotwórczego: w większości wypadków są to przeobrażenia n atu ry che
micznej, polegające na rozpuszczaniu się czę
ści składowych pierwotnych i wtórnej ich k ry stalizacyi w masie skalnej. D la zupełnego wyjaśnienia przeobrażeń, sięgających, ja k e śmy to widzieli nieraz n ad e r daleko, musimy zatem przyznać, że są one rezultatem nietylko ciśnienia i podwyższonej przez nie tem peratu ry, lecz także współczesnego działania środ
ków rozpuszczających, jakiem i są roztwory wodne, zawierające kwas węglany, krzemowy, borny i tytanow y.
Y. Kraioędź A lp południowych. N a połud
niowych stokach A lp skały osadowe mezo- zoiczne tworzą pas (t. zw. A lpy B ergam asceń- skie) n a 30 kilometrów szeroki, ku zachodowi jednak stopniowo zwężający się i zniżający.
Osady te pomiędzy jeziorem Como i L ago
WSZECHSWIAT. 777 m aggiore należą do tryasu, ju ry , kredy
i eocenu w ich typowym wschodnio-alpejskim resp. śródziemno-morskim rozwoju; podkład całego tego w arstw systemu stanowią dyaso- we porfiry kwarcowe i porfiryty. N ad Lago m aggiore znajdujem y jeszcze wprawdzie odo
sobnione masy wapienne, ale są one całkowi
cie prawie przykryte utworam i czwartorzędo- wemi; poczynając zaś od Biella góry wapienne znikają doszczętnie, a skały krystaliczne al
pejskie, pozbawione powłoki osadowej, wzno
szą się tu bezpośrednio nad doliną rzeki Po, u stóp ich rozłożoną. Osady mezozoiczne łącznie z podkładem porfirowym tw orzą na granicy lom bardzkiej płytę pochyloną z pół
nocy na południe. Łagodne fałdy, przerzu
cenia i przesunięcia w kierunku południowym kom plikują nieco budowę tego pasm a. Co do stosunku względem A lp krystalicznych, to, ja k już wiemy, pas osadów południowo- alpejskich spoczywa, w uławiceniu niezgod- nem, na strom o pochylonych i coraz bardziej ku południowi obniżających się łupkach kry
stalicznych pasm a morskiego (Seegebirge).
Podczas ostatnich faz tw orzenia się syste
m u alpejskiego zachodnia część A lp połud
niowych znacznie się w głąb zapadła, skut
kiem czego morze pliocenowe zalało całą ko
tlinę lom bardzką i pozostawało w niej jeszcze w tym czasie, gdy na północy A lp, w Szwaj- caryi środkowej, osadzały się ławice żwirowe dyluwialne.
N a obejrzenie A lp krystalicznych i tak z wielu względów ciekawych resztek powłoki osadowej, zachowanych wśród łupków, gnej
sów i granitów masywów centralnych, użyli
śmy dni dziewięć. N apatrzyw szy się dowoli n a wspaniałe W indgallen (porów. fig. 2), u d a
liśmy się koleją S to-G otardzką z A m steg do M assen, skąd odbyliśmy wycieczkę pieszą do doliny M aien w celu zobaczenia zaklinowanej pomiędzy gnejsam i i łupkam i krystalicznemi wązkiej fałdy osadów mezozoicznych, których szczególne osobliwości i przekrój podaliśmy wyżej (fig. 3). Tegoż samego dnia jeszcze, przyjechawszy z W assen do Goschenen kole
ją , udaliśm y się przez szczelinę Schollenen i sławny m ost dyabelski do A nderm att. P a n u ją tu wszędzie skały krystaliczne, przecię
te o strą fa łd ą osadów, zaczynają się niedale
ko starożytnego tunelu, zwanego U rnerloch.
D nia następnego ład n ą i rozległą doliną
H ospenthal doszliśmy do stóp ftealpu, po którego upłazach, doskonałą szosą, dostali
śmy się na przełęcz F u rk a , otoczoną zewsząd lodowcami i stanowiącą północną granicę G otardu. Spuszczając się z tej przełęczy do G letschu, mieliśmy sposobność podziwiania przecudnego lodowca Rodańskiego, którego bardziej szczegółowy opis podam w je d nym z przyszłych numerów W szechświata.
Z Gletsch dolina R odanu zaprowadziła nas do m. Ulrichen, które zostawiliśmy, udając się przez przełęcz N ufenen na stronę włoską do doliny B edretto, a stąd do A irolo, położo
nego już n a południowej stronie G o tthardu.
T u zrobiliśmy kilka wycieczek w najbliższe okolice (Y al Piorą, Y al C anaria, Stalvedro, V al Trem ola), m ając na celu głównie zapo
znanie się ze składem i budową interesujące
go ze wszech m iar p asa osadów mezozoicz
nych (łupki biindeńskie), oddzielających masę tessyńską od St.-G otthardu. D alej zwiedzi
liśmy okolicę Fusio, a mianowicie fałdę osa
dową Oampolungo, której dolomity odznacza
j ą się obfitością kryształów trem olitu, cyani- tu, cyrkonu i t. d. Zbieraliśm y też je z chci
wością niem ałą, ile źe rozsypujący się pod m łotkiem dolomit żadnych ku tem u nie s ta wiał przeszkód. Pojęcia o przepaścistości A lp nabraliśm y podczas wycieczek w okolicy m. Faido, gdzie mianowicie dzika nad wyraz wszelki szczelina „Dazio gran d ę” potężne wywiera wrażenie. W jednej z pionowych jej ścian wykuto doskonałą szosę — prawdziwe arcydzieło sztuki inżynierskiej; wychylając się za jej poręcz, widziałem spienione i ry czące Ticino, od wieków żłobiące niezm ierną masę gnejsów tessyńskich. P oza fałd ą p rze
ważnie ju ż tylko z okien wagonu oglądaliśmy m ało zresztą urozmaicone gnejsy tessyńskie i łupki Seegebirge. Dwunastego dnia po opuszczeniu Zurichu stanęliśmy wreszcie w L u g an o —kresie naszej wycieczki. Dzień trzynasty, po obejrzeniu osadów południowo- alpejskich i podścielających je porfirów i por
firytów w okolicach malowniczego Lugano, był poświęcony na cerem onialne pożegnania i ostateczne zamknięcie zjazdu.
J ó z e f Morozewicz.
778 WSZECHSWIAT
G R Z Y B E K
Momophtliora sphaerosperma.
G rzybek wymieniony w nagłów ku, ukazał się w r. b. n ad e r obficie w jednym z ogrodów międzyrzeckich, na obum arłych gąsienicach m otyla biaław ca kapustnika (P ieris brassicae), który, ja k wiadomo, w tej przejściowej for
mie w yrządza w miesiącach sierpniu i w rze
śniu dośó znaczne szkody w roślinach w a
rzywnych, należących do familii krzyżowych, a szczególniej w kapuście. Zwłoki gąsienic przeniknięte wspomnianym pasorzytem , wy
różniały się najczęściej ciałem wyprężonem, mniej lub więcej zeschniętem , b ru n atn ej b a r
wy, przytwierdzonem do liścia i obsypanem białym nalotem . Gąsienice za raż ają się j E ntom oftorą za pośrednictwem je j zarodni- i ków i gonidiów. Zw łaszcza ostatnie z powodu swej obfitości i prędkiego w ytw arzania się i prawdopodobnie w wielu po sobie n astępu ją- i cych generacyach, przyczyniają się n a jb a r- j dziej do szerzenia zarazy. G dy utwory te dostaną się na powierzchnię żywej gąsienicy, wkrótce k iełkują, wydzielając albo ze środka swego ciała albo z końców m aleńki woreczek zwany kiełkowym, k tóry przebija skórę i ro z
ra s ta się w ew nątrz w grzybnię. T a ostatnia rozgałęzia się w bardzo liczne strzępki, nie- przegrodzone początkowo poprzecznem i ścian
kami, od 6 — 20 [J. grubości m ające, wypełnio
ne drobnoziarnistą p l a z m ą i wodniczkami.
P rzegródki poprzeczne ukazują się dopiero przed rozpadnięciem strzępków n a części, co następuje w czasie tw orzenia się i dojrzewa
nia zarodników. G rzybnia skutkiem szybkie
go rozwijania się sprow adza śmierć owada, z chwilą jeg o skonu, dotąd uk ry ta, w yrasta n a zewnątrz ciała, pod spodem w rozgałęzio
ne włókna grzybowe, przytw ierdzające zwłoki do podłoża, i dla tego włóknami przyczepnem i nazwane, n a powierzchni zaś zwróconej do św iatła tw orzy obłoczkę (hym enium ), sk łada
ją c ą się ze strzępków gonidyalnych rozgałę
zionych w krzaczaste podstaw ki (basidia).
Każda, z nich w ydaje n araz tylko jedno goni-
dium, przed oddzieleniem osadzone na pod- sadce (columella). N iektóre podstawki wy
dłu żają się w płonne szczecinki noszące m ia
no cystidyj. G onidia są bezbarwne, podłuźno- eliptyczne od 14—20 ;j . długie, a od 4— 6 ;j .
szerokie, otoczone cienką pojedyńczą błoną.
One to w skutek w ypuklania się podsadki zo
sta ją od niej odrzucone i osiadają na włosach m artwej gąsienicy, w postaci białego nalotu.
Gonidia pierwotne, o których była mowa, m o
g ą wydawać wtórne gonidia, niewytwarzajac P rzytem grzybni, ja k to sam sprawdziłem, za
siewając pierwsze w wiszącej kropli wody, n a szkiełku przedmiotowem, umieszczonem w zam
kniętej, wilgotnej przestrzeni. J u ż po 7 go
dzinach zaczęły kiełkować, a po upływie 18 godzin otrzym ałem znaczną liczbę nowych go
nidiów, których proces powstawania odbywał się w następujący sposób. Gonidium p ier
wotne wytwarzało ze swego środka a nigdy z końców, cieniutki woreczek kiełkowy około 1 [J- grubości m ający, a od 20— 45 [a długi, który na wierzchołku, stopniowo nabrzm iew a
jąc, w ytwarzał nowe gonidium, różniące się od pierwotnego tylko tem, źe końce miało b a r
dziej zaostrzone. Gonidium pierwotne, wyda
ją c wtórne, traci swą zawartość, przechodzącą na własność ostatniego, pozostała zaś błona ulega rozkładowi. W dalszych badaniach dostrzegałem niekiedy te utw ory wtórnego pokolenia oddzielone od woreczka kiełkowego i same kiełkujące, w celu wydania grzybni.
Oprócz gonidiów spotykałem dosyć często i za
rodniki, te ostatnie ukazywały się już to wspólnie z gonidiami, ju ż wyłącznie tylko sa me, zawsze ukryte w ciele źywiącem i osadzo
ne z boku strzępków. M iały postać kulistą,.
0 średnicy wynoszącej od 18—28 jj,, otoczone były g ru b ą błoną czasam i na b runatno z a b a r
wioną. Z arodniki formowały się z bocznej wypustki strzępka, k tó ra p rzy bierała k sz ta łt kulisty, u dołu przewężony, gdy w m iarę w zrastania dochodziła właściwych rozmiarów 1 dojrzewała, wtedy oddzielała się poprzeczną przegródką od pozostałej części strzę p k a.
K iełkujących zarodników nie zdarzyło mi się obserwować, sądzę przeto, że rozw ijają się dopiero po pewnym okresie spoczynku, który być może, źe p rzedłuża się aż do następnego- roku.
Gąsienice kapustnika dotknięte E ntom o
fto rą, o ile zauważyć mogłem, do końca życia
N r 49. W SZECHS W IAT. 779 nie zdradzały niczem nurtujących je pasorzy-
tów, śmierć następow ała prawie nagle, bez żadnych widocznych przedtem oznak, w krót
ce potem zwłoki marszczyły się i brunatniały z powodu występującego na zewnątrz grzyba, który następnie jeszcze bardziej się uwidocz
n iał przez wydzielanie gonidij. W niektórych razach objawy pośm iertne przybierały od
mienny ch arakter, a zwłaszcza wtedy gdy pa- sorzyt w ytw arzał wyłącznie zarodniki. W te n czas ciało m artwej gąsienicy powierzchownie nie zmieniało się wcale, wyjąwszy, źe skóra staw ała się żółtą, za dotknięciem jednak
kie badane przezemnie gąsienice kapustnika, zarażone E ntom oftorą, zaw ierały w sobie drobne liszki gąsienicznika (Ichneum on) owa- du należącego do błonkoskrzydłych, których ciała, w wielu razach obum arłe, nigdy jed n ak nie były przez grzybnię zaatakowane. D o
wodziłoby to źe E ntom oftorą posiada zdol
ność napastow ania tylko owadów łuskoskrzy- dłych, albo raczej niektórych ich gatunków ').
N aw et w tym ostatnim wypadku, pomimo ograniczonego przystosowania pasorzytnego, m ogłaby przy odpowiedniem hodowaniu i roz
siewaniu jej gonidij, oddać pewne usługi
Objaśnienie rysunku. Entomophthora sphaerosperma. 1. Część strzępka z zarodnikami niezupełnie w y- kształconemi. 2. Zarodnik dojrzały, oddzielony. 3. Gonidia pierwotne kiełkujące, w celu wydania grzybni. 4. Gonidia pierwotne wydające wtórne gonidia, te ostatnie w rozmaitych stopniach rozwoju.
Powięk. około 600 razy.
z łatwością pękała, uwalniając zaw artą w so
bie ciecz gęstaw ą, nieoznaczonego koloru, w której unosiło się mnóstwo zarodników i szczątki strzępków. G rzybnia po wydaniu elementów rozrodczych, skutkiem zużycia m ateryj pokarmowych, trac i zwolna swą ży
wotność, rozpada się na części i staje się łu pem prostszych od siebie ustrojów. Podczas tych przem ian tru p gąsienicy albo rozpływa się w niekształtn ą masę, albo coraz bardziej się zsycha, przyjm ując w końcu pozór ciemnej kreski, k tó ra jeszcze czas jak iś pozostaje na uszkodzonym przez nią liściu. P raw ie wszyst-
w niszczeniu szkodników. Je ż e li dotąd nie zużytkowano lub przynajm niej nie wypróbo
wano jej własności parazytycznych, to dla
') Ze Entomophthora może zarażać nietylko gą
sienice kapustnika, ale i inne gatunki owadów łu- skoskrzydłych, osobiście sprawdziłem na dwu zie
lonych, prawie nagich liszkach, nieznanego mi motyla, które obsypane gonidiami rzeczonego pa- sorzyta zostały po kilku dniach przez niego uśmiercone, gdyż po rozczłonkowaniu i zbadaniu wykazały w sobie obecność strzępków grzybo
wych.