• Nie Znaleziono Wyników

Kryzys monoparadygmatyzmu w literaturoznawstwie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kryzys monoparadygmatyzmu w literaturoznawstwie"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Dąbrowski

Kryzys monoparadygmatyzmu w

literaturoznawstwie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 85/4, 116-129

(2)

Pamiętnik Literacki LXXXV, 1994, z. 4 PL ISSN 0031-0514

STA N ISŁA W D Ą B R O W SK I

KRYZYS M O N O P A R A D Y G M A T Y Z M U W L IT E R A T U R O Z N A W S T W IE *

Doktryna monoparadygmatyzmu

Z ap o c zątk o w a n a przez T h o m asa S. K u h n a przed 30 laty d o k try n a rew olu- cyjno-paradygm atystycznego rozw oju nau ki bazo w ała n a p rzy kładach wzię­ tych z n au k ścisłych, ale w ykazała znaczne p o d o b ień stw a z koncepcjam i socjologii wiedzy hum anistycznej, m ieszcząc się w szerszym nurcie pragm a- tystyczno-genetystycznej historycyzacji nauki. P ara d y g m a ty sty c zn a in terp re­ tacja nau k i była — rzecz p ro sta — jednocześnie prop ozycją now ego m eta- p arad y g m atu m etanau ko w eg o, k tó rem u (na tym m etapoziom ie) należałoby przypisać wszystkie u stalone przez K u h n a d la p ara d y g m a tu cechy i ogranicze­ nia (m.in. historyczną przem ijalność i p o d atn o ść n a dezaktualizację), chociaż to nie było zam iarem sam ego K u hn a. M etap a rad y g m at parad yg m atyzacji stał się m odny, p reten d o w ał do bezalternatyw ności, zinstytucjonalizow ał się — m im o swych w ielorakich koncepcyjnych niejasności.

P ara d y g m a t m iał być okresow ym , m onopolistycznym stab ilizatorem i nor- m atyw izatorem n au k i instytucjonalnej, ukierun ko w ującym bad an ia, sp rzyjają­ cym ich ko ncentracji, w yodrębniającym now ą dyscyplinę (a przynajm niej now ą szkołę), nie tolerującym odszczepieństw a. W yrastał nie tyle z od k ry cia n a u k o ­ wego, co z jego akceptacji; i to akceptacji nie tyle m erytorycznej, co środow iskow ej. N ie podlegał ocenie w k ateg oriach praw d y i fałszu. U stan aw iał sferę prak ty k o w an ej jednom yślności, perspektyw ę poznaw czą, ho ry zo n t pro- blem atyzacyjny, sta n d a rd y m etodologiczne. Był więc bytem (zjawiskiem ?) w ielopoziom ow ym , bo funkcjonow ał n a po zio m ach: wizji św iata (wizji rzeczy­ wistości), ideału nau k i i naukow ości, dyscypliny naukow ej, aksjom ató w , teorii i praw , pojęć i term inów , reguł i p rocedu r, kryteriów i p o stu lató w — n ied o ­ statecznie do o k reślo n y n a każdym z tych poziom ów .

Pow iedziano, że p a rad y g m at d o starc za skutecznych narzędzi do ro z ­ w iązyw ania problem ów , jak ie sam zrodził (taki rodzaj m etodologicznej sam o- żyw ności czy też sam oobsługi), ale z innych jego ch a rak tery sty k w ynikało, że problem em nierozw iązyw alnym jest d la ń ... on sam i że w łaśnie stąd się bierze dy n am ik a „rew olucji nau k o w y ch ”. Jak teologia d o g m aty czna jest in terp re tacją

* Praca niniejsza była obciążona 4-stronicowym wykazem prac spożytkow anych, chcąc być głosem w ich literaturoznaw czo-m etodologicznym wielogłosie. N a życzenie Redakcji „Pam iętnika Literackiego” wykaz ten usunąłem jako niezgodny z konwencją wydawniczą pisma.

(3)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R OZNA W STW IE 117

d o g m a tu religijnego, tak n a u k a in sty tu cjo n aln a jest in terp re tacją p arad y g m atu nauko w eg o : zm ierza do jego uściślenia, uszczegółow ienia i rozszerzenia (wy­ krycia now ych jego zastosow ań), do eksplikacji jego reguł i założeń. D o g m a ­ tem tej nauki jest nietyk alność (więc i niew ym ienialność) p arad y g m atu , któ reg o in terp re tacja (a zw łaszcza rein terpretacja) skutecznie zm ienia go je d n a k we­ w nętrznie. Z m iany te nazw ano k on stru k ty w n o -d estru k ty w n y m i, ujaw niając tym ich am biw alentność. T eorie wyrosłe z danego p arad y g m atu stają się źródłem jego kryzysu, a właściwie — kryzysu w iary w p arad yg m at. K ryzys k um u lu je przesłanki p rzew ro tu paradygm atycznego.

W praw dzie się utrzym uje, że każdy p arad y g m at (m odel-w zorzec n a u k o ­ wości) o d p o w iad a osiągnięciom o nieprzem ijającej w artości o raz że now y p a ra d y g m a t m usi obiecyw ać zachow anie sto su n k o w o znacznej części d o ty ch ­ czasow ych um iejętności rozw iązyw ania problem ów , ale zarazem p od k reśla się ra d y k aln ie rozłam ow y (właśnie: rew olucyjny) c h a ra k te r zm iany p arad y g m atu , k tó ra m usi p rzeo rać wszystkie poziom y jego funkcjonow ania. B adacz m usi w tedy zm ienić sp o só b p atrz en ia n a zn ane fakty i sposób ich oceny (widzieć przyczynę tam , gdzie dotychczas w idział skutek), zm ienić a p a ra tu ry : językow ą, pojęciow ą, koncepcyjną, m etodologiczną, zgodzić się na dyskw alifikację za g ad ­ nień, reguł postępow ania, tw ierdzeń — zw łaszcza tych podstaw ow ych — d o tą d uznaw anych za stan d ard o w e, zm ienić obrazy: św iata, nau k i i jej tradycji. N ow a w iara w p ro w adza n a N o w ą Ziem ię, ale sta rą tezę, że poza K ościołem nie m a zbaw ienia, w nosi do N ow ego K ościoła.

Literaturoznawczy kryzys monoparadygmatyzmu

I m p a s t o ż s a m o ś c i o w y

Polskie lite ratu ro zn aw stw o , wedle dość powszechnej opinii jego przed­ stawicieli, znajduje się od d aw n a w stanie, k tó ry K u h n zw ał „stanem wy­ jątk o w y m ” i okresem kryzysu. O p in ia ta w ypow iad ana jest w różnych w ersjach

i z różnym stopniem radykalności. P rob lem kryzysu rozszczepia się na pytanie o spo só b „z aprow ad zenia p o rz ą d k u ” i n a — ważniejsze i ciekawsze — pytanie 0 znaczenie tego kryzysu-ferm entu. K ryzys ten oznacza zasadnicze wyzwanie wobec literaturo znaw czeg o s t a t u s q u o , zm ianę h o ry zo n tu m yślenia o lite ra­ turoznaw stw ie i jego przedm iocie, zakw estionow anie m odelu up raw ian ia tej dyscypliny, jej m etod, re p ertu aró w problem atyzacyjnych, zakresów przed ­ m iotow ych, celów badaw czych, rewizję tradycji naukowej i sto su n k u do niej. G w ałtow ne zm iany go dzą bow iem nie tylko w m odel literaturozn aw stw a, ale też w jego m odel naukow ości. Rodzi się opozycja przeciw scjentystycznem u d o m in o w an iu m etody, żądanie rehabilitacji obserw acyjnego im m ediatyzm u 1 odbiorczej doznaniow ości, eseistycznej form y wypowiedzi, żądanie p rzy­ zw olenia na sw obodę, intuicyjność, niew eryfikow alność, nieścisłość, dow olność naw et. P o rząd ek w artości w yw raca się na o pak, gdyż porzucenie p arad y g m atu oznacza zrezygnow anie z u p ra w ian ia nauki, k tó rą on określa.

T akim p rzem ian om nieuchronnie tow arzyszą kontrow ersje, bo nie u wszy­ stkich jest w cenie sztu k a bezbolesnego odcho dzenia od tego, co ju ż nie jest w cenie. T endencja recepcjonistyczna w literaturozn aw stw ie m oże być tra k ­ to w an a ja k o uzupełnienie (a nie zaprzeczenie czy zarzucenie) jego d o ty c h ­ czasowej p ro blem atyk i. P o w ró t do podstaw ow ych problem ów dyscypliny nie

(4)

118

STANISŁAW DĄBROW SKI

musi być p ow ro tem karczow nika. W ięź napięcia m iędzy to żsam ością a zm ien­ nością nie m usi zostać zerw ana p om im o jego gw ałtow nego wzmożenia. Przesuw anie granic (dyscypliny, jej przedm iotu) nie o znacza ich kasacji. D ylem aty nie m uszą p araliżo w ać św iadom ości badacza, m ogą ją dopingow ać.

Ale zasadnie tow arzysząc przem ianie, k on trow ersje nie naru szają jej nieuchronności. Są sposobem d o k o n y w an ia się sam ej przem iany. U niem ożli­ w iają jej inercyjność.

I m p a s s z k ó ł m e t o d o l o g i c z n y c h

Z daniem K u h n a kryzys osłabia rolę p arad y g m ató w i po w oduje stopniow y upad ek dotychczasow ych szkół naukow ych. Z resztą: kryzys się po prostu sprow adza do tych osłabień i upadków . W obecnym literaturoznaw stw ie nie m a orientacji dom inującej, a o żadnej z orientacji nie m ożna powiedzieć, że jest w fazie w zrostu lub ro zk w itu; w d o d a tk u przestały istnieć sztyw ne przedziały m iędzyorientacyjne, a d aw no tem u znikły suprem acyjn o-do m inacy jn e getta — zaró w n o purystycznego m arksizm u, ja k i purystycznego stru k tu ralizm u , w k tó ­ rych m ógł egzystow ać-funkcjonow ać (choć niekoniecznie: prosperow ać) jed y ­ nie „ n a s z człow iek” 1. W praw dzie i m arksizm , i stru k tu ralizm m ają jeszcze znakom ity ch pro tag o n istó w , którzy się nie czują bynajm niej zagrożeni na swych pozycjach m etodologicznych, pew ni ich poznaw czej (badawczej) efek­ tyw ności, ale m arksizm (zwłaszcza ten p reten du jący do w szechw yjaśniania) dość pow szechnie uchodzi ju ż za anachron izm , a o struk tu ralizm ie, k tó ry w yrósłszy z form alizm u, później albo przekształcił się w teorię system ów, albo się zw iązał z sem iotyką, ja k o o zdezaktu alizow any m (czy zbanalizow anym ) stan d ard zie p op raw n ości i praw om ocności naukow ej m ów ią naw et ci, co przyznają, że był on czymś, co tru d n o przecenić, a jeszcze trudniej czymś rów now ażnym zastąpić. P sych oanaliza nigdy w polskim literaturoznaw stw ie nie była ani m odą, ani szkołą, a znaczący w nim wpływ fenom enologii nie w ykroczył chyba p o za oddziaływ anie w ybitnej indyw idualności In gard ena. A ntyparady gm atyczny zresztą i antyobiektyw istyczny p o ststru k tu ralizm (resp.: d ekonstrukcjo nizm ) — ja k b y usiłujący w ojow niczo w kroczyć n a puste pole po w ojującym m arksizm ie i w ojującym stru k tu ralizm ie — staje się w praw dzie dla n iektórych n eo p arad y g m atem i now ą szkołą, ale dla innych pozostaje epizodyczną o so bliw o stką i rozsadn ikiem relatyw izm u i pesym izm u poznaw czego. W różne p ow iązan ia ze w spom nianym i orien tacjam i w chodzą: socjologizm , herm eneutyka, personalizm , sztu k a interpretacji, k ry ty k a te m a ­ tyczna, k ry ty k a m itograficzna.

I m p a s t e o r e t y z m u

T eorie nauk ow e są to skom plikow ane, w określony sposób u p o rz ąd k o w an e system y wiedzy. Z raz zb ud ow anych teorii n a u k a z reguły rezygnuje z dużym i oporam i. O kryzysie danej teorii decyduje dośw iadczenie, zm uszając uczon e­ go do stw orzenia nowej, n ow oparad yg m atycznej ; o n a zasym iluje ja k o fakty 1 Zob. J. S ł a w i ń s k i , T rzy postrachy. (Wyd. 1: 1975). W: T ek sty i teksty. Warszawa 1990, nr 28.

(5)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R O ZN A W STW IE 119

n au k o w e te d o stęp ne pop rzed n io inform acje, k tó ry ch nie p o trafiła uwzględnić te o ria poprzednia. W każdym razie: teorie dzisiaj zd ezaktualizow ane — kiedyś były uznaw an e za dostatecznie uzasadnione. T eoretyzow anie jest s ta n d a r­ dow ym (i zasadniczym ) sposobem n aukow ego m yślenia o rzeczywistości. I tak też przez ostatn ie dziesięciolecia było tra k to w a n e w literaturoznaw stw ie, upow szechniając się i utrw alając ja k o podstaw ow y składnik k u ltu ry lite ra tu ro ­ znawczej. H usserlow sko-H eideggerow ska w genezie k o n testacja w obec tego, co teoretyczne, o strą form ę p rz y b rała w postm odernizm ie, k tó ry nie poprzes aje n a krytyce „p rzero stów ” teoretyzow ania, lecz zasadniczo kw estionuje status poznaw czy d y sku rsu teoretycznego, jego m etajęzykow ość oraz poznaw czą (badaw czą) przy d atn o ść i praw om ocność, a zw łaszcza — dyrektyw ność. A n tyteoretyzm ra d y k aln y — w skazujący n a zbędność czy „niepo żądan ość” teo rety zo w an ia (lub też n a niem ożność zb u d o w an ia popraw nej teorii) i usiłują­ cy zastąpić teorię p ra g m a ty k ą b a d a ń literackich, interp retacją, histo rią lite ra tu ­ ry, estety k ą lite ratu ry — granicę swej słuszności osiąga w łaśnie dzięki swej radyk alności, bo m o m en t teoretyczny jest dla p o zn a n ia ludzkiego k o n sty tu ­ tyw ny, tj. nieusuw alny. T eoretyzm m ożna zastąp ić tylko k rypto teo retyzm em (k tó ry będzie w ym agał ujaw nienia i kontroli), sk o ro sam an tyteorety zm jest sam ozaprzeczną p o stacią teo retyzo w ania (podo bn ie ja k antyteizm jest sam o- zaprzeczną postacią teizmu). A ntyteoretyzm w yrasta z sam ego rdzenia teo rety ­ zow ania, w yłącznie jego dotyczy i bynajm niej się o deń nie o dd ala, w brew usiłow aniom znalezienia się n a jego negacyjnym obrzeżu.

P o p ł o c h o r i e n t a c j o n i s t y c z n y O b s e s j a z n i e w o l e n i a i u c i e c z k i

Z n am ien n a dla w spółczesnego lite ratu ro zn aw stw a jest epidem iczność, dys- konty nu acyjność, efem eryczność i nieodpow iedzialność zaciekaw ień i z a tru d ­ nień badaw czych. Ż yw otn ość em o tyw na aw an gardyzm u polega n a nieustannej zdolności do coraz to inaczej m otyw ow anego przeżyw ania stan u zniew olenia przez tradycję i do rów noczesnego przeżyw ania pasji wyzwoleńczej. W łaściw a m u św iadom ość błyskaw icznego dew alu ow ania się m ód i u p o d o b a ń m eto d o lo ­ gicznych, szan tażo w an a przez kategoryczny im peratyw innow acyjności teo re­ tycznej i program o w ej, przez sam ych jej nosicieli jest tra k to w a n a ja k o paraliżu jąca, ja k o m arn o tra w ią c a tej innow acyjności efekty, sk o ro lęk przed nien adążaniem za duchem czasu i d o raźn o -ak tu alisty czn e kryterium w a r­ tościow ości skłan iają do p orzucenia d o p iero co w ypracow anych m etod, zanim jeszcze zd o łan o spraw dzić ich m oc ek splanacyjną, realizując je w praktyce badaw czej. U ległość w obec tego, co w ydaje się im petem teraźniejszości, lęk przed w ypadnięciem ze sfery no w in k arstw a są większe niż poczucie o d p o ­ w iedzialności za ra b u n k o w ą g o sp o d ark ę in telektualn ą, za ciągłą degradację kolejnych p ro b lem aty k badaw czych, za lekkom yślnie pośpieszną archiw aliza- cję w artościow ych koncepcji literaturoznaw czych.

Teza ko nserw aty w n a głosi, że w nauce, p o d o b n ie ja k w polityce, w arto d b ać o pew ną rów now agę sił, a zatem i o rozsądne p odtrzym yw anie status quo. Z godnie z nią należałoby osłabiać przynajm niej (nie likw idując) aktuali- styczną, agresyw ną tendencję — i zad y szaną skw apliw ość — tra k to w a n ia ju ż w p ołudnie rzeczy poran n y ch , ju ż p o p o łu d n iem rzeczy przedpołudniow ych,

(6)

ju ż w ieczorem rzeczy popo łud niow ych ja k o rupieci, przez wicher czasu w rzucanych do rupieciarni, d o lam usa ze starzyzną. A ktualistyczna, m om en- talistyczna jest św iadom ość zwierzęcia. I aw angardysty. W szystko jed n o , czy struktu ralisty cznego, czy p o ststruk tu ralisty czn ego . Zw ierzę nie jest zdolne trw ale pam iętać. „P szczoła nie tylko uczy się szybko, ale nie mniej szybko zap o m in a o tym , co stało się dla niej bezużyteczne” 2. A w ang ard ysta nie chce pam iętać, bo sądzi, że nie m a czego. O n za plecam i m a pustynię unieważnień. D latego potrzeb uje bliźn iaka (czyli rodzonego b ra ta ) — k o n trw sp ółpraco w nika, by dzięki jed n em u pow staw ała teraźniejszość, a dzięki d rugiem u żyła prze­ szłość, w k tó rą się przecież z a p ad ają także aw ang ard ysto w skie usiłow ania i d o k o n an ia. Ó w bliźniak jest też p otrzeb n y n a to, by teraźniejszość m ogła być nie tylko stw arzana, lecz także — rozw ażana, przem yśliw ana. Oczywiście ci bliźniacy są tu opisyw ani ja k o dwie role kulturow e, a nie ja k o dwie osoby. Jak Paw eł i G aw eł m ogliby sobie naw et stać w d o m k u jednej osoby, której św iadom ość byłaby św iadom ością nie tyle schizofreniczną, co dw ubiegunow ą, intradialogiczną, po abelard o w sk u m yślącą w edług reguły „non solum [ ...] , sed

etiam [ . .. j ”. A rezygnując z m etafory bliźniaków m o żna po p ro stu powiedzieć,

że w nauce zawsze istnieje rów noległy do po zio m u rady k aln y ch zm ian sko­ kow ych poziom istotnościow ych ciągłości i że o b a te poziom y naw zajem stanow ią dla siebie m odyfikujące odniesienie.

„ Z m i a n y u p o d o b a ń i m ó d ”

„S tadne zachw yty i po tęp ien ia” — ja k o okoliczności psycho-m ikrosocjo- logiczne, tow arzyszące „zm ianom u p o d o b a ń i m ó d ” nauko w ych i kształtujące ogólną atm osferę zw iązaną z tym i zm ianam i — m ają być swoiście ważne w hum anistycznych dziedzinach nauki. W nich bynajm niej nie m usi być tak, że zwycięża teo ria o najwyższej m ocy w yjaśniającej. M ożliw e jest postp o n u jące odrzucenie przez znaczącą część społeczności uczonych jak iejś w ysoko d o tą d notow anej, cenionej teorii naukow ej n a rzecz teorii z nią sprzecznej, a naw et porzucenie całej tradycji b a d a ń na rzecz an ty tra d y cjo n aln eg o no w otw oru. I ten zw rot now oparad y g m aty czn y m oże być wcześniejszy niż pojaw ienie się decy­ dujących argum en tów n a jego rzecz, k tó re zatem w yrabiane są ex post ja k o argu m ento w anie na rzecz z góry przyjętej tezy. D latego trzeba stwierdzić, że zw rot tak i m a bardziej uzasadnienie środow iskow e niż m erytoryczne, że jest głów nie zm ianą u k ład u sił w ew nętrznych społeczności naukow ej i że od pew nego m o m entu owe konw ersje uczonych są w ym uszane przez ostracystycz- ny te rro r środow iskow y, k tó ry nie m oże decydow ać o praw dziw ości m o dnych czy dom in ujący ch rozw iązań (stąd kw estionow anie praw dziw ościow ego u g ru n ­ tow an ia teorii naukow ych), ale m oże decydow ać o przynależności do śro d o ­ w iska uczonych. Tę środ ow isko w ą uległość o kreśla się ja k o consensus społecz­ ności uczonych.

Czy nie należy uznać, że ów consensus — ja k o arg um ent naukow y zwycięża­ jący racje m erytoryczne (niechby naw et w kwestii teraźniejszej wym iany p a ra ­ dygm atu) — to dem agogiczne argumentum ad populum, że zatem ten con­

sensus plus „siła persw azyjna”, ostatecznie (jak chce Erazm K uźm a) górująca

120 STANISŁAW DĄBROW SKI

(7)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R OZNA W STW IE

121

nad ra c ja m i3, zasługują n a to, by przypom nieć V II księgę Pana Tadeusza, księgę Rada, w której „w szystkich pociągnął w ym ow ny G erw azy”. W szystkich. N aw et K onew ki i S kołuby nie w yłączając. T am też decydow ały „k o n iu n k tu ry p sy ch o sfery 4. I to ze względu n a tę okoliczność Im re L ak ato s utrzym uje, że w ujęciu K u h n a rew olucja n au k o w a m a ch a ra k te r irracjo nalny i podlega p raw o m psychologii tłum u.

Z m ę c z e n i e c h a o s e m P o t r z e b a „ s c a l a j ą c e j d o k t r y n y ”

T h o m as S. K u h n z a p ro b a tą cytuje m etodologiczny aforyzm F ran cisa B acona, że praw dę łatwiej w ydobyć z błędów niż z zam ętu. A w łaśnie obecny stan lite ratu ro z n aw stw a jest w Polsce ro zp o znaw an y ja k o stan zam ętu i dezorientacji, bezforem ności i bezkierunkow ości, jałow ości i bezradności, degradującej m arginalizacji i przygnębienia. Ż aden styl m yślenia lite ra tu ro ­ znaw czego nie m a dzisiaj pełnej w iarygodności, naw et dla swoich użytkow ­ ników . W obec b ra k u ja sn o zarysow anych postaw badaw czych niem ożliw y jest ja sn y o b ra z ich w spółw ystępow ania, ich w zajem nych relacji. S tan bezkon- turow ości w yklucza w yraźne przeciw staw ienia, pryncypialne spory, skuteczne kontestacje. T ak ja k b y ten stan był bezalternatyw ny. I dlatego jest odrzu cany przez tych, co w nim trw ają. N asila się zniechęcenie m nogością i ró ż n o ro d ­ nością. Poczucie potrzeb y zm iany przekształca się w oczekiw anie zm iany, oczekiw anie przezwyciężającej kryzys nowej scalającej d ok try n y , now ego m iaro d ajn eg o (!) p arad y g m atu , k tó ry by stał się p rzedm iotem „pow szechnej zgody” ; now ego system u orientacyjnego, k tó ry by zdom inow ał dyscyplinę i um ożliw ił p o rząd k o w an ie n arastających dośw iadczeń m etodologicznych; ujednolicenia tradycji naukow ej, w której każdy uczony um ieszczałby swe b ad an ia, z niej czerpiąc zasady, m etody i problem y. A trakcyjnieje na now o fetysz kierow niczej roli m o n o p ara d y g m atu , ja k o oznaki dojrzałości dyscypliny naukow ej. U n iektórych oczekiw anie to jest zupełnie nieokreślone. Z daniem innych zd egradow an e „typy idealne” b a d a ń literaturozn aw czych (biografizm , ergografizm , aksjologizm , m orfologizm itd.) zastępow ane są właśnie przez now e: intertek stu alizm czy d eko nstru kcjo nizm , zam ykając ostatecznie wielo- dziesięcioletni cykl rozw ojow y u n au k ow io nego literaturoznaw stw a.

Fakt i problem poliparadygmatyzmu

A k c e p t a c j a z r e i n t e r p r e t o w a n e g o c h a o s u 5

T h o m as S. K uhn, k tó ry utrzym yw ał, że jego zasadniczym celem naukow ym było spow odow an ie zm iany sposo bu p atrz en ia na potocznie znane fakty i spo so b u ich oceny, przypuszczał, że istnieje w dziejach nau k i an onim ow a, nieokreślo n a m nogość badaczy, którzy porzucili naukę, bo nie umieli znieść

3 E. К u ź m a , Fakt i problem narcystycznego kryptoautokom entarza w studiach literaturoznaw­

czych. Autorow i wyrażam w dzięczność za udostępnienie mi m aszynopisu tej rozprawy.

4 E. B a l c e r z a n , Jak starzeje się literaturoznawstwo? Siedem odpowiedzi na (podch w ytliw e)

pytania. „Teksty D rugie” 1992, nr 6, s. 18.

5 Skoro środow isko literaturoznawcze jest zm ęczone chaosem m etodologicznym , zaczynam ten rozdział pracy od samej sprawy chaosu ujętej najogólniej.

(8)

fazy jej kryzysu przeżyw anego ja k o czas bezładu: ich — silniejszym od nich — przeciw nikiem o k azał się chaos. Stanisław Lem napisał, że gracz zawsze tw orzy sobie m odel swego przeciw nika i to razem z m odelem jego sy tu a c ji6. N a to, aby zwiększyć swoje szanse w grze z chaosem , trzeb a zm ienić w nas jego o b r a z , trzeba osw oić i w stępnie opan o w ać chaos przez jego koncepcyjne (teoretyczne!) p r z e o b r a ż e n i e . Bo kiedy gdzieś stw ierdzam y chaos, to n a jak iś fragm ent rzeczywistości n ak ład a m y jego (negatyw ny, pusty) obraz, a słow o „chao s” jest w yrazem naszej poznaw czej bezsilności w odniesieniu do tego właśnie fragm en­ tu rzeczywistości (chaotyczne = niepoznaw alne). Jed n a k zap ano w u jem y — b o ­ daj po części — n ad chaosem , jeśli potrafim y go: albo w yraźnie zlokalizow ać, albo uchw ytnie zrelatyw izow ać (odebrać m u bezwzględność), albo efektywnie sfunkcjonalizow ać, alb o wreszcie od w nętrza rozszyfrow ać („złam ać”), ro z p o ­ znać, a tym sam ym — mniej czy więcej rad yk alnie — zanegow ać. Te cztery w arunk i m ogą się krzyżow ać i łączyć, np. chaos m oże być rozszyfrow any czy zefektyw izow any p o d jak im ś względem i w jak im ś stopniu, ro zp ozn anie jego odniesień czy u w a ru n k o w ań (relatyw izacja) m oże być ograniczon e do pew nego „m iejsca” (np. pew nego poziom u czy „p asm a”). I tak i proces poznaw czy został ju ż rozpoczęty: sp rob lem aty zo w an o chaos.

P rzestała w ystarczać p ro sta rozłącznościow a opozycja p o rz ąd k u i chaosu. P o zn an o , że są one ze so bą nierozdzielnie i dialektycznie splecione, naw et zrośnięte. Z au w ażo no, że to, co z odd ali ro bi w rażenie chaotycznego, z bliska przedstaw ia się ja k o u p o rz ąd k o w an e i p roste — i od w ro tn ie; że z p o rz ąd k u m oże się w yłaniać chaos — i odw ro tn ie; że szum i chaos m ogą służyć do stero w an ia obiektem chaotycznym w p o żąd any , kon stru k ty w n y , przew idyw a­ ny sposób ; że procesy chaotyczne są w arun kiem koniecznym p ow staw ania i ew oluow ania now ych form we wszechświecie; że wreszcie chaos, k tó ry stanow i pojęciow y sym bol tego, co n ieu stru k tu ro w an e, p o siad a je d n a k we­ w nętrzną stru k tu rę p o d d ając ą się m atem atyzacji: ro z p o zn an o takie re g u la r­ ności, k tó re stano w ią uniw ersalne w łasności w spólne d la b ard zo różnych nieregularności, niestabilności i osobliw ości. S tąd w ynikają dw a w nioski: 1) że nasza w iedza o racjonalności św iata zależy w dużym stopn iu od p rzy ­ jętych środ ków poznaw czych (m etod, p rocedur); 2) że in terpretacje pro ste

i jed n o asp e k to w e są niew ystarczające, że jed en m odel (o perato r) poznaw czy (np. teza: chaos jest destruktyw ny) jest niew ystarczający i że, sk o ro nie potrafim y opisać w szystkiego jednocześnie — potrzeb ujem y d o opisu św iata wielu różnych, nieraz w zajem nie sprzecznych, a przecież uzupełniających się m odeli ( c z y l i teorii).

S t a ł o ś ć h u m a n i s t y c z n e g o w i e l o g ł o s u

D la niektórych w raz z dekon strukcjonizm em n astaje now y p arad y g m at, łam iąc stary, ale złam aniu uległ przede w szystkim — w w yniku zderzenia się z zawsze istniejącą w ew n ątrzn au k o w ą faktycznością — m etap a rad y g m at m onoparad yg m atyczności. Jan u sz Sławiński, daw ny m o n o p ara d y g m aty sta - -stru k tu ra lista, w spom inał z ulgą i satysfakcją ten p rad aw n y czas, kiedy po rozsypce stalinow skiego d y sk ursu iblow skiego n a sta ła w IB L -u sw obo dn a,

1 2 2 STANISŁAW D ĄBROW SKI

(9)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R OZNA W STW IE 1 2 3

koegzystencyjna k o n k u re n cja wielu m etod badaw czych, zainteresow ań, p ro ­ blem aty k , koncepcji i m iar w artości, w ytw arzając środow isko wzajem nie sprzecznych po dniet, p o p a rć i sprzeciwów. IB L — ja k czytam y — „w chłaniał [ ...] d aw ny ch przeciw ników , żywiąc się ich po glądam i i w zbogacając się now ym i p u n k ta m i w idzenia!” „N ie m ogłem pojąć teraz — pisze w sp om inają­ cy — dlaczego ów św iat w ielogłosow y m iałby być gorszy od jedno głoso w ego ”. A ni nie m ógł pojąć, dlaczego hom ogeniczność używ anego języ ka badaw czego m a być koniecznym w arunk iem przedsięw zięcia tw órczego (badawczego), w ykluczanego p o n o przez język synkretyczny; dlaczego m onom etody czn ość czy m o n o p ro b lem o w o ść m iałyby b a r d z i e j sprzyjać efektywności b a d a ń 7.

N a u k i społeczne są w ielokształtne od urodzenia. H u m an isty k a zawsze była w ielogłosem i coraz bardziej nim jest. C o raz bardziej jest nim i lite ra tu ro ­ znaw stw o. Jego wielkie n u rty albo w ynikają jed n e z drugich (bo k o n tyn uacje ju ż to uczestniczą w istocie pierw ow zorów , ju ż to d o p ro w a d zają do stw orzenia ich przeciw ieństw ), albo p rzenikają się wzajem nie, albo wreszcie głęboko dzielą się w ew nętrznie. N a proces literaturozn aw czy skład ają się znacznie stabilne trw a n ia , stopniow e p rzeo b rażen ia i nagłe odm iany. N ie w ystarczy opisyw anie szybkiej następczości zróżnicow ań m etodologicznych, bo trzeb a też u naoczniać stałą w spółbytno ść tych zm ieniających się zróżnicow ań, ich konfiguratyw ność, d ialek ty k ę k o ntestacji i konty nuacji, dziedziczenia i sam ow ydziedziczania. S tan p o lip arad y g m aty czn o ści nie m usi być tra k to w a n y ja k o stan mniejszej czy większej destabilizacji, bo on jest w nauce stanem norm aln ym , a w zrost św iadom ości m etanau kow ej prow adzi do w zm ożenia wielości języków , m etod, pro b lem aty zacji i rozw iązań. I tego nie d a się ju ż ani zignorow ać, ani przeczekać; to trzeb a rekoncepcyjnie ogarnąć. W zm ożenie p luralizm u we- w n ą trzliteratu ro zn aw czeg o p ow odow an e jest tak że w ielorodzajow ym inter- dyscyplinaryzm em w ym uszanym ju ż to przez o b iekty w ną złożoność b ad an ych p roblem ów , ju ż to przez w zrastającą specjalizację nieodzow ną dla k o m p eten t­ nych b a d a ń , ju ż to przez p o trzeb ę d o k o n a n ia eksp ery m entu m etodologicznego (sam ookreślen ia dyscypliny naukow ej są tym ważniejsze, im bardziej jest o n a o tw a rta n a interdyscyplinaryzm , k tó ry przecież m iew a w łasne pułapki, bez­ d ro ż a i iluzje produktyw ności).

F a z a p an o w an ia anty h isto ry zm u rozszczepiała się na b ard zo od siebie o dm ien ne k ierun ki nowej krytyki, krytyki m itograficznej, psychoanalizy, sztuki interp retacji, stru k tu ralizm u . T endencję obiektyw istyczną w b ad an iach lite­ rackich realizow ały n a różne sposoby filologizm, stru k tu ralizm , m arksizm . A — ujm ując to n a inny sposó b — np. w czasie, k tó ry uchodził za czas dom inacji p ara d y g m a tu strukturalistyczn o-sem ioty czn ego , w opozycji do ń były: psych oanaliza, d ekonstrukcjo nizm , h erm eneutyka, teo ria recepcji, k o n ­ cepcja B achtina. S tanem trw ałym , a nie prow izorycznym , jest stan w ielog łosu 8. 7 J. S ł a w i ń s k i : R ozszerzone pomyślenie jubileuszowe. „Teksty” 1978, nr 6, s. 8, 11; W zmianka

o eklektyzm ie. (Wyd. 1: 1979). W: T ek sty i teksty. W arszawa 1990, s. 35. O sobliw ością jest tu tylko

ta ok oliczność, że Sławiński w c z e ś n i e j podziwiał i aprobow ał w ielogłos („poststalinowski”), a p o t e m wybrał jednogłos i hom ogenię lingwostrukturalizm u; ostatnio znów jest naw rócony na w ielogłos, na który zatem nawracał się na różne sposoby dwa razy.

8 W numerze 5/6 „Tekstów D rugich” z 1990 r. są dwa znam ienne artykuły: propozycjo- dawczy, z przyzwolenia dekonstrukcjonistyczny artykuł K. B a r t o s z y ń s k i e g o (Od „n a u k o w ef

(10)

1 2 4 STANISŁAW DĄBROW SKI

W e w n ę t r z n a w i e l o r a k o ś ć p o l i p a r a d y g m a t y z m u

N aw et K u h n w yraża w ątpliw ość, czy in sty tu cjo n aln a — ja k m ów i — dzia­ łalność badaw cza kieruje się rzeczywiście jed ny m p arad y g m atem , skoro nieobce są jej uporczyw e rozbieżności. P rzyznaje też, że n a jej tradycję składa się właściwie „ro d zin a” p arad y g m ató w i że p arad y g m aty kierujące pracą uczonego m ogą być w ew nętrznie (i w zajem nie) sprzeczne. T a sam a teo ria może dla wielu być p arad y g m atem , ale — w tym — nie dla w szystkich tym sam ym p aradyg m atem , a zatem m oże o n a w yznaczać różne tradycje badaw cze, krzyżujące się, ale się nie pokryw ające. P ara d y g m a ty m ogą być różnoskalow e (różnego szczebla): jed n e d otyczą ja k o ś całości n au k i dan eg o okresu, inne — jakiejś poszczególnej dyscypliny (albo grupy dyscyplin), jeszcze inne — tylko jakiegoś jej aspektu czy sektora. I zm iany paradygm atów n a różnych szczeblach m ogą przebiegać różnie. Są to więc obow iązyw alności i zm ienności różnom iej- scowe, różnoczasow e i różnorodzajow e. W grę w chodzi p o n a d to m om ent regionalny, gdyż zjaw iska te m ają w różnych k rajach różne cechy, przebiegi, zasięgi, stopnie długo- i k rótk otrw alości.

O p ró cz następ stw a p arad y g m ató w zachodzi także ich w spółw ystępow anie, z reguły ryw alizacyjne: przew lekłe gry o p o ru i w ypierania, obcości (wzajemnej izolacji) i konfliktow ego zw arcia, k o n tynuacji i negacji. K ażdy z p arad y g m ató w ulega w ew nętrznym zaw ikłaniom i rozszczepieniom , w yprzedzającym (i p ow o ­ dującym ) degradację. R ozłączności m iędzyparadygm atyczne nie m uszą być zupełne, a rozdział m erytoryczny m oże zachodzić tam , gdzie zachodzi związek genetyczny (flliacyjny). W reszcie: jeśli to, co E d w ard B alcerzan nazw ał lite ra tu ­ roznaw czym „archiw um ”, zaw iera m.in. stare parad y g m aty , to one też są objęte tym , co nazw ał n ieo bligatoryjn ością (nieostatecznością) zestarzenia się (inaczej m ów iąc: szansą na odżycie). T o z dialogu m entalności now o- i d aw n o p ara- dygm atycznych pow stają: neopsychologizm , neorealizm , n eo stru k tu ralizm , neosocjologizm itp., k tó re są reform istycznym restaurow aniem d aw nych o rien ­ tacji (już: re-orientacji) w now ych u k ład ach życia naukow ego. U roszczenia jedynow ładcze są zawsze nieskuteczne.

P o t r z e b a i w a r u n k i u ż y t e c z n e g o s p o r u

S pór o p arad y g m at toczy się na różnych polach i szczeblach. A probacie dla d anego p arad y g m atu m ogą tow arzyszyć spory na tem at jego rozum ienia, co prow adzi do pojaw ienia się różnych wersji tego p a rad y g m atu i do rozluźnienia myślenia logiczno-naukow ego musi być zachow ana i nietknięta, oraz przeglądow o-sprawo- zdawczy, ustępliwy w obec racji dekonstrukcjonizm u artykuł A. M. K a n i o w s k i e g o (Filozofia

po „lingwistycznym ” zwrocie), kończący się jednak kontrdekonstrukcjonistyczną uwagą, że dopóki

jeszcze wym ieniam y argumenty, dopóty eo ipso uznajemy racje rozumu i jego obrońców . Podm ioty m ówiące obu tych artykułów w yposażone są właśnie w realistyczną św iadom ość dw ubieguno- wości, dw ustronności wszelkich spraw. A zgoda na dw ustronność m oże być dobrym początkiem zgody na w ielostronność, której naprawdę trzeba sprostać. W ielostronności sprostać m oże tylko wielogłos. Strony wielostronności pow inny być dobrze odróżniane. Każda pow inna być zobaczona i rozpatrzona w jej osobności i w jej obramieniu przez linie styków (i przecięć) z innymi stronami. Tak właśnie jest z wielobokiem , którym jest obecnie przedmiot literaturoznawstwa, i tak też jest z obudow ującym go w ielobokiem sam ego literaturoznawstwa, który też zasługuje na w ieloogląd i na wynikły stąd m etaw ielogłos.

(11)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R O ZN A W STW IE

125

reguł jego sto so w an ia przy rozw iązyw aniu problem ów badaw czych, to zaś to ru je drogę now em u paradyg m ato w i, któ ry jest ja k b y repliką n a p arad y g m at wcześniejszy. W ten spo só b sp ó r w ew nątrzparadyg m atyczny przechodzi w spó r m iędzyparady gm aty czny: ja k — zdaniem B achtina — k aż d a w ypow iedź je st dialogicznym ogniw em w łań cuchu innych wypowiedzi, p od o b n ie m ożna by m ów ić o diachron icznym dialogu replikujących sobie w zajem nie p a ra ­ dygm atów .

Ale n a u k a rozw ija się nie tylko w ew nątrzp arad y g m ato w o i nie tylko przez n astęp stw o p arad y g m ató w , lecz także — o czym ju ż w spom niałem — przez tych p arad y g m ató w ryw alizacyjne, konfliktow e, n a sporze o p a rte współwy- stępow anie, przez w zajem ną k ontrow ersy jn ość różnych sposobów m yślenia, ró żnych tradycji nau kow ych, różnych w spó lnot naukow ych, orientacji, szkół, teorii, k tó re (wszystkie) są sobie w zajem nie p otrzeb n e w swej w spółalternatyw - ności. T akże w tym znaczeniu myśl n au k o w a dzieje się wspólnie, we w spółkon- troli, egzekw ow anej przez krytycyzm w yostrzany w stałej prak ty ce kw estio­ now ania.

Ci, co przyjęli w spólny parad y g m at, w zasadzie nie m usieliby ju ż — chcąc się przecież zająć szczegółowszym i problem am i — spraw dzać od now a jego założeń, ale zn ajd ą się zawsze inni, co te założenia p o d d ad z ą ponow nej analizie i k o n tro li, i z tą n ieuchronnością i jej n astępstw am i m uszą się liczyć także owi zw olennicy daneg o p a ra d y g m a tu : m uszą być gotow i z innej perspektyw y spojrzeć na swoje w łasne problem y, m uszą um ieć krytycznie przysw oić sobie tę krytykę, z ja k ą się spo tykają. P o ciąga to za so b ą dialogiczne nastaw ienie w obec cudzych racji i cudzych języków teoretycznych, zm usza do dystansu w obec w łasnego stano w isk a, do gru ntow ności w u zasad n ian iu p rzeko nań , do krytycznego po ró w n y w an ia ko n k u ru jący ch teorii i system ów, do stałego przeform ułow yw ania p od staw teoretycznych dyscypliny, do uczenia się na w łasnych błędach i do uczenia się od innych, czyli do dopuszczenia do siebie myśli, że nasz przeciw nik w sporze m a rów ne z nam i szanse do stęp u do praw dy i że właśnie sp ó r m iędzy zdecydow anie różnym i stanow iskam i w art jest w zm ożonego wysiłku intelek tualneg o jeg o uczestników . S p ór ujaw nia swój ko o p eraty w n y w alor i sens, a granicę niew spółm ierności (a więc i wzajemnej n iekontaktyw ności) p arad y g m ató w ujaw nia sam a m ożliw ość dyskusji m iędzy ich przedstaw icielam i, tj. m ożliw ość m iędzysystem ow ych konfrontacji. M iędzy- paradygm atyczne, m iędzysystem ow e, m iędzyorientacyjne krytyki w zajem ne są n a ogół trafne i zasadne (tzn. ich skutki są nieodw racalne), a zatem nie­ odzow ne. T o jest im n a pew no wspólne. Jest to ich negacjonistyczny m om ent w spólny o zdecydow anie pozytyw nej funkcji. P arad y g m aty , system y, orientacje są o sobie naw zajem negatyw nie praw dom ów ne, a to — w świetle p o d sta ­ w ow ych celów nau k i — przem aw ia za uznaniem w artościow ości ich współwy- stępow ania. D o p iero w ram ach tej w spółkontro li ryzyko fałszywego kro k u badaw czego czy m eto d a p ró b i błędów m ogą stać się częścią strategii kolektyw nej racjonalności.

O pow iedzenie się za dyskursem m iędzyparadygm atycznym , za wielością dy skutujących stro n i stanow isk nie m usi w ynikać ani z indyferentyzm u, ani z relatyw izm u, ani z sam ej tolerancyjności. Z g o d a n a pluralizm m oże być m etodyczna i p ra g m a ty czn a i wcale nie z a k ła d a bezprzekonaniow ości. T rzeb a je d n a k d y sp on ow ać ja k b y dw iem a św iadom ościam i: na poziom ie naukow ym

(12)

św iadom ością p rzekonaniow ą, a n a poziom ie m etan au k o w y m św iadom ością koegzystencjalną. T rzeb a też pam iętać, że w łasne p rz ek o n an ia uzyskują tw ardy k o n tu r tożsam ości d o p iero wtedy, kiedy sp o tk ają się z w ielo rak ą od m ien no ścią zew nętrzną. T rz eb a też żywić lojalną i za sad n ą chęć zach o w an ia tych zew nętrz­ nych w aru n k ó w w yrazistokonturow ości w łasnych przek o n ań . M o n o p arad y g - m aty sta fanatycznie (i sam obójczo) walczy z tą zew nętrznością, nie szanując odm ienności innych, któ rzy w łaśnie m ogą — i pow inni — być o dm ienni (inni niż on); bezprzekonaniow iec nie m oże szanow ać siebie, sk o ro trze b a być sobą, aby m óc szanow ać siebie. O baj nie m ogą być poszukiw aczam i. Z w olennik dyskusji i sporó w m iędzy orientacyjnych zachow uje rów now agę m iędzy p u s to ­ szącym i biegunam i bezprzekonaniow ości i zelockiego fanatyzm u. P o siad an ie p rz ek o n ań i p o staw a poszu k u jąca nie w ykluczają się w zajem nie.

S tan stałego pluralizm u (poliparadygm atyzm u), altern aty w izm u , ra d y k a l­ nego krytycyzm u i w ieloinspiracyjnego o tw arcia efektyw nie sprzyja: ro z­ w ojow i myśli n aukow ej; zacho w aniu w ew nątrzdyscyplinarnej rów now agi m iędzy różnym i u jedno stro n n iający m i p ro jek tam i teoretycznym i i m e to d o ­ logicznym i, czyli o g ólnodyscyplinarnem u fun kcjonalizow aniu ujęć w ąsko- specjalistycznych; dialogicznem u w yw ażaniu racji i arg u m en tó w ; przech od ze­ niu od k u ltu ry apodyktycznych odpow iedzi do k u ltu ry py tań, ro z trząsa ń , d ylem atów i kontro w ersji; u stalan iu się zw iązku m iędzy rozum ieniem a p o ro ­ zum ieniem (kom unikacją) oraz — trak to w a n eg o ja k o elem entarny w ym óg racjonaln ości — logicznego pierw szeństw a ro zu m ienia w sto su n k u do ak cep ­ to w an ia; wreszcie — przezw yciężaniu rutyn, inercji i zasklepień.

Istnieje zw iązek m iędzy pluralizm em a sporem o raz m iędzy sporem a p o ­ stępem p oznania. Biolog Jean R o sta n d dopuszczał myśl, że płodniejsze poznaw czo są dw a zw alczające się błędy niż je d n a praw d a, której się n ik t nie sprzeciw ia; sam sp ó r błędów toczy się w imię praw dy, k tó ra zawsze znajduje się n a horyzoncie poznaw czym nauki. N a u k a n o w ożytna przyjęła dw a k ry ­ teria u zn aw ania praw d : w n au k a ch realnych zgodność z dośw iadczeniem (resp.: z tym , co rzeczywiście jest) i w n au k a ch form alnych zgodność z założe­ niam i system u. Pojęcia dow odu, weryfikacji i refutacji, n a k tó ry ch się o p iera isto ta sp o ru naukow ego, są p och o d n e od pojęcia praw dy. S pór w nau ce nie p ro w adzi ku żadnem u kresow i (ostatecznem u porozum ieniu); jest dyskursem pełnym etapow ych i fragm entarycznych konkluzyw ności, ale nie daje szansy n a ostatec zn ą konkluzję, gdyż sporn e racje b ro n ią, k aż d a z oso bn a, o tw arteg o c h a ra k te ru praw dy. I d latego sp ó r w literatu ro zn aw stw ie nie służy p o ­ szukiw aniu G ra a la jedynej literaturoznaw czej teorii, lecz w ielooglądow em u i zm iennojakościow em u b a d a n iu rzeczywistości literatu ry. R óżne n u rty lite ra­ tu ro zn a w stw a m ogą uzupełniać się w zajem nie naw et wtedy, kiedy się w zajem ­ nie w ykluczają.

N ow e teorie zawsze ro d z ą now e pytania, i to często takie, jak ie nie mieściły się w horyzoncie poznaw czym tw órców teorii wcześniejszych, więc były dla nich nie do przew idzenia. D o p iero w płaszczyźnie m etateoretycznej faktyczny sp ó r w spółistniejących (i następujących po sobie) teorii podlega system atycz­ nem u rozpatrzen iu , a faktyczne następstw o i w spółw ystępow anie teorii — o trzym uje swą racjonalizującą, scalającą w ykładnię. W p o rz ąd k u m etateo re- tycznym daje się odnieść do zm ian literatu ro zn aw czy ch reguła orzekająca, że nie k a ż d a zm iana jest zm ianą n a lepsze, i staje się m ożliwe ro zp atrzenie —

(13)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R O ZN A W STW IE 127 z o b ran eg o p u n k tu w idzenia — ew entualnie negatyw nej roli n iek tó ry ch p arad y g m ató w literaturoznaw czych. Ale, oczywiście, sam e d ziałan ia m etalite- ra tu roznaw cze także są objęte n o rm ą (i sytuacją) trw ałego sp oru, k tó ry jest je d n ą z niewielu bezsporności życia naukow ego.

Ź r ó d ł a r ó ż n o r o d n o ś c i t e o r i i

O p ró cz racji m etodycznych i pragm atycznych, w yznaczanych przez tok i w aru n k i życia literaturoznaw czego, przem aw iają za pluralizm em te o re ­ tycznym także racje m etodologiczno-epistem ologiczne. Pierw szą z nich jest a s p e k t y w n o ś ć (jednostronność) i s e l e k t y w n o ś ć (wybiórczość) teorii naukow ych.

T eo ria n au k o w a uw zględnia elem enty bad an eg o u k ład u isto tn e z jej perspektyw y (rozstrzyganie o istotności m a ch a ra k te r tyleż badaw czy, co w artościujący), ab stra h u je zaś od tych, k tó re uzna za nieistotne, elim inując je z p o la widzenia. T en m o m ent idealizacyjny teorii, um ożliw iający w ogóle upraw ianie nauki, pow oduje, że z realności i k o n k retn o ści b ad an eg o m ateria łu (obiektu) po zostaje nieu chw ytna dla danej teorii m ateriało w a „reszta”, o k tó rą nieuchronnie u p o m n ą się inne teorie, z d a n ą teo rią k o nk urujące, ale m ające nie gorsze niż o n a uzasadnienie em piryczne. T o dlatego M ieczysław P o ręb sk i z żyw ą a p ro b a tą cytow ał, zbyt zresztą daleko idące, zdanie R ogera C aillois, że każdy system in terpretacyjny jest praw dziw y ze względu n a swe propozycje pozytyw ne, a fałszywy ze względu n a to, co wyklucza.

T eoria w ytw arza m odel (czyli sposób rozum ienia) tego, co badane. U p o m i­ nając się o pew ien now y aspekt bad aneg o, stanow i p o stęp poznaw czy, ale obow iązując zbyt długo, pow oduje zastój poznaw czy właśnie swą nie p rze­ zw yciężoną przez inne teorie jed n o stro n n o ścią. O w e inne teorie u zu pełniają nie tylko tę pierw szą, ale i siebie naw zajem . T a p o trze b a k o m p lem en tarn y ch m odeli jest b ard zo o g ó ln ą p o trze b ą n au k o w ą: nie potrafim y opisać w szyst­ kiego naraz, m usim y m ów ić o w ycinkach. Ale nie wszystkie m odele są ró w n o u p raw n io n e czy je d n ak o w o ważne. N iek tó re m ają (naw et w p o lu swej odnośności) w ażność ograniczoną, a niektóre znów m ogą się o k azać z jak ich ś względów kryteriologicznych jaw nie fałszywe — w brew p rzy toczo nem u tu zd aniu C aillois i w brew prym ityw nie liberalno-po stm o dern istycznem u per- m isywizm owi zasady „everything goes” (‘wszystkie p oglądy są rów nie d o b re ’). U jm ując rzecz z p u n k tu w idzenia posesyw no-podm iotow ego: n a s z a p ra w d a jest zawsze cząstkow a, więc część praw dy należy także do i n n y c h , i to część n a m albo nie zn ana, alb o niedostępna, albo obca. S tąd stale stojące przed nam i zadanie: poznać, dotrzeć, przysw oić sobie.

T eo ria n au k o w a nie redukuje się do swego p rzed m io tu form alnego. Jest o n a w yznaczana przez perspektyw ę poznaw czą, k tó rą ok reślają trzy m od aliza- tory: 1) sposób do strzeg an ia (resp.: d o cierania do) m ateriału b a d a n ia (przed­ m iotu m aterialnego), 2) spo sób selekcji i ekstrakcji, z m ateria łu b ad a ń w ydobyw ający przedm iot zainteresow ania (przedm iot form alny), 3) sposób pojęciow o-teoretycznej rekon stru k cji ow ego przedm iotu. Te trzy m o d alizato ry oddziałują n a siebie, m odyfikują siebie naw zajem . D zięki tem u n aw et znany w ynik m o żna osiągnąć w now y sposób, ten sam problem m oże uzyskać różne rozw iązania, ta sam a op eracja badaw cza m oże służyć do odsłonięcia różnych

(14)

właściwości p rzed m io tu b adań, to sam o odkrycie m o żn a zinterp reto w ać albo ja k o now ość, albo ja k o kontynuację.

T eraz staje się jasne, że: 1) wielość teorii jest zaró w n o nieustann ą m ożliw ością, ja k też stałą koniecznością, a to m usi pociągać za so b ą wielo- teoretyczność faktyczną, o raz że: 2) istnieją nie tylko teorie d opełniające się (kom plem entarne) w zakresie swych w ykrojów przedm iotow ych, lecz także k onku ren cyjne (np. różniące się w sposobie d o strzeg an ia i/lu b rekonstrukcji tego sam ego w ykroju przedm iotow ego). Im większy jest stopień ogólności teorii, tj. im większy jest zasięg jej odn ośno ści przedm iotow ej, tym większe pow stają m ożliw ości k o n stru o w a n ia teorii altern atyw ny ch niesprzecznych z w ynikam i obserw acji, ale treściow o nierów now ażnych. P lu ralizm m eto d o lo ­ giczny dopuszcza rów norzędne (w niekategorycznej zasadności) koncepcje i teorie, k ład ąc kres wizji nau k i jednom yślnej. G ra n ic a w ydolności czy efektyw ności poznaw czej danej teorii nie m oże być tra k to w a n a ja k o granica, p o za k tó rą w egetują jedynie teorie nieefektywne, lecz co najwyżej ja k o granica d anego typu efektywności. I św iadom ość ograniczeń właściw ych poszczegól­ nym językom , m eto d o m i teoriom jest koniecznie p o trze b n a ich u żytk ow ­ nikom , w ym usza bow iem postaw ę auto kryty cy zm u, ale też — intelektualnej otw artości. Z a sa d a kom plem entaryzacji (opisu przez po dan ie dopełniających się cech przeciw staw nych) jest rów nie w ażna ja k za sad a redukcji (docierania do czynników prostych), zwłaszcza dla m etateoretycznej refleksji, w tym dla poszukiw ania ew entualnego — dla wielu u to pijnego — p ro je k tu unitarystycz- nego, scalającego czy in terpretacyjnie w iążącego w ieloraką m nogość p rojektów teoretycznych i ich krzyżujących się celów.

Jak teo ria o k re śla n a jest przez perspektyw ę poznaw czą, tak z kolei ona, g enerująca całe klasy teorii naukow ych, zależna jest od założeń i przedzałożeń n atu ry nieem pirycznej, niezbędnych w pełnej charakterystyce zajm ow anego stanow iska naukow ego. W tym sensie k aż d a teo ria o p a rta jest n a pew nych założeniach aksjo-ontologicznych, orzekających np. o przedm iocie b ad a n ia i w prow adzających np. hierarchizację (stratyfikację) czynników n a istotne i uboczne; o raz n a pew nych założeniach epistem ologicznych, przesądzających np. o przyjętej koncepcji racjonalności i o ch arak terze p o stęp o w an ia b ad a w ­ czego. I — aczkolw iek p roblem y filozoficzne p rzekraczają granice czystej m etodologii (i d lateg o m eto dolo gia nie d ysponuje środ kam i do jed n o zn a cz­ nych ocen ko nk urencyjnych teorii) — to k aż d a zm ian a w spom nianych założeń, kryjących się za p ra k ty k ą badaw czą, pociąga za so b ą zm ianę m etodologicznej n atu ry teorii.

Bez udziału i oddziaływ ania tych założeń tru d n a byłaby do p rzep ro w adze­ nia naw et zw ykła rejestracja faktów naukow ych. T o te założenia um ożliw iają docieranie do faktów , ich aspektyw izację i segregację, wreszcie ich pojęciow o- -teoretyczn ą rekonstrukcję. O d tych założeń zależy ew entualne uznanie istnie­ nia przed m iotów teoretycznych, różnych swym statusem bytow ym od p rz ed ­ m iotów potoczneg o dośw iadczenia (problem zn any w fizyce p od nazw ą „stołu E d d in g to n a ” i rów noznaczny z pytaniem , czy stół jest m eblem , czy chm urą atom ów ), a więc — np. w literaturoznaw stw ie — uznanie, czy s tru k tu ra dzieła literackiego jest pew ną właściw ością rzeczywistości tekstow ej i ponad tek stow ej tego dzieła, czy arb itra ln y m narzędziem bad an ia. T o te założenia są — sit venia

verbo! — p ry z m aty zato ram i teorii. O ne przesąd zają o tym , czy n a w spom niany

(15)

KRYZYS M O N O PA R A D Y G M A TY ZM U W LITER A TU R O ZN A W STW IE 129 stół p atrzym y j a k o n a m ebel, czy j a k o n a chm u rę atom ów , są więc one relatyw izatoram i naszego w id zen ia9. D ecydują o tym , że d an e em piryczne (obserw acyjne) nie w ystarczają do określenia treściow ej zaw artości teorii, k tó ra nie stanow i prostego uo gólnienia w yników obserw acyjnych; czyli: że teo ria zachow uje n iedo określon ość em piryczną albo — inaczej m ów iąc — że zg o d ­ ność teorii (naw et tych historycznie doniosłych) z faktam i jest tylko p rzy ­ bliżona, a naw et (pogląd Q u in e’a): że pole teorii k o n ta k tu je się z do św iad ­ czeniem efektywnie, lecz tylko swymi kraw ędziam i, co z n a tu ry rzeczy um ożliw ia altern aty w n e ujęcia teoretyczne, ale — właśnie dzięki m om entow i owej intersubiektyw nie weryfikowalnej dośw iadczalności — chroni przed nihilizm em poznaw czym i pozw ala m ówić o częściowym przynajm niej k u m u lo ­ w aniu się trw ałych w artości poznaw czych.

Być m oże też owe założenia aksjo -o nto logiczne i epistem ologiczne o d ­ pow iedzialne są za istnienie pojęć zasadniczo sp orn ych i p roblem ów n iero z­ strzygalnych (średniow iecze zw ało je „nierozw iązalnikam i [ insolubilia] ”), za istnienie tak znam iennych dla hum anistyk i „pro blem ó w w iecznych”, k tó ry ch nie m oże ani poko n ać, ani w yelim inow ać racjo nalistyczna i optym istyczna nadzieja, że nie rozstrzygnięte nie m usi się ok azać nierozstrzygalne. W łaśnie w artości uniw ersalne należą — wbrew pozo ro m — nie do bezdyskusyjnych, ale do nierozstrzygalnych, do trw ale spornych.

9 Zob. np. artykuł J. H ic k a W iara chrześcijańska w św ietle koncepcji „doświadczenia — ja k o ” (tłum aczyła E. W olicka. „Znak” 1994, nr 1).

Cytaty

Powiązane dokumenty

W myśl bowiem mar- ksistowskiej koncepcji nasze po- znawanie wszelkiej prawdy, poza prawdami banalnymi (a jako spe- cyficzny aspekt poznawania pra- wdy należy uznać

Tekst pierwszy jest teks­ tem zamkniętym: zorganizowany jest linearnie według pewnego rytuału weselnego i jego koniec jest równocześnie końcem tekstu: panna młoda w

[…] zrównoważone projektowanie powinno używać alternatywnego po- dejścia do tradycyjnego sposobu planowania. W nowym podejściu do projektowania trzeba uwzględniać

Ad 2) Zdania mają znaczenie wyobraźniowe, jeśli opisują takie przedmioty czy zdarzenia, które nie istnieją przy dosłownym rozumieniu tych zdań. Tak jest w wypadku zdań

Posługując się jedynie form ą skrótow ą (jako że eksperym ent stanow i tem at odrębny), można twierdzić, że w izja lokalna przybierze .postać oględzin

Najlepszym zatem wyjściem tutaj z sytuacji jest dalsze prowadze­ nie badań nad efektywnością środków karnych, według kryterium recydywy, przez placówki

Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej, zaniepokojone wymową i treścią anty­ polskiego w swej istocie filmu pod tytułem „Shoah” wprowadzonego na ekrany kin

Stało się tak na skutek rewizji nad­ zwyczajnej wniesionej przez ministra sprawiedliwości na korzyść skazanego.. Przy­ pomnijmy, że Kazimierza