• Nie Znaleziono Wyników

Sen i senne marzenia : wykład popularno-naukowy Fryderyka Scholtza - Biblioteka UMCS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sen i senne marzenia : wykład popularno-naukowy Fryderyka Scholtza - Biblioteka UMCS"

Copied!
102
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

%

(3)

ROZDZIAŁ I.

SE N , JE G O P R Z Y C Z Y N Y I O B J A W Y .

Z a stan aw iając się n ad zjaw iskiem snu, uderza nas przed ew szystkiem peryjodyczne je g o p o jaw ian ie się. P e ry jo d y czn o ść nie je s t w żadnym razie ch a­

ra k te ry sty c zn ą w yłą czn ie dla snu; prawu peryjody- czności czy też o kresow ości u lega ca ła p rzyro d a,, zw łaszcza ożyw iona. W szęd zie w życiu ustrojów sp o tyk am y nieustanną kolej ro zw o ju i uwiądu, w zrostu i zaniku, p ra c y i spoczynku. Jak oceanu fala, któ ra d w a razy na dobę w re g u la rn y ch od­

stęp ach podnosi się i opada, ta k w ah ad ło w o , to góru ją, to obniżają się o b ja w y ży c io w e roślin i zw ie ­ rząt w sta ły ch o kreślo n ych gran icach . P rą d soków w kom órce roślinnej za czyn a z jesien ią b ieg swój zw aln iać, a d rzew a i k rz e w y zrzucają liście z siebie, b y na now o zazielenić się z w iosną, dzięki w zn o w io ­ nem u d o p ły w o w i soków , a b y w reszcie z n astąp ie­

niem la ta d otrzeć do szczytu osobniczego rozw oju.

N iektó re g atu n k i zw ie rzą t zap ad ają w czasie zim y w sen głęb o ki, w czasie k tó re g o m a m iejsce g łę b o k i B i b l f ó t e k a

W .M C S .

«r Lublinie*

i

(4)

zastój w szelkich zja w isk życio w ych ; p ta k i w ę d ro ­ w n e przed siębiorą w sta ły ch okresach dalekie w ę ­ d ró w ki w celach zw iązek m ających ze sp ra w ą roz- pładzania się, w ludzkim w reszcie ustroju, n ie je d n a ważna" czyn ność życio w a p rzyw iązan ą je s t do o kre­

sów dn iow ych, w ielo d n io w ych i je szcze dłuższych.

C iep łota ciała u lega w ciągu każdej d o b y w a h a ­ niom sta łym w p e w n y ch porach, podnosząĆ rsię od najniższego stanu w e w czesn ym ranku, do n aj­

w yższego, w późnej godzin ie pop ołu d n iow ej. I m ózg ludzki — i duch czło w ieka p o d lega p ra w u okreso­

w e g o w zm agan ia się i słabnięcia, działaln ość j e ­ g o to się w znosi do n a jw yższeg o natężenia czujnej św iadom ości i trzeźw ej energii, to op ada znow u do n ajgłęb szego, n a w e t sennych m arzeń p o zb aw io n e­

g o p rzygaśn ięcia. O kres tego opadania n a zy w a m y snem.

P r z y c z y n y o kresow ości w zja w isk a ch otacza­

ją c e j nas p rzy ro d y , są nam w znacznej części w ia ­ dome. W ie m y m ianow icie, że źródła je j leżą w sto­

sunkach kosm icznych. P rzy c z y n ia się tu i b ieg ziem i w o kół słoń ca i ukośne położen ie osi ziemi w zględ n ie do p ła szczyzn y je j d ro g i o b iego w ej, czyli do e k lip tyk i i w ir o w y obrót ziem i w o ko ło w ła ­ snej osi i w reszcie w części siła p rzy c ią g a ją c a księżyca. N a jła tw ie j stosunkam i tem i ob jaśn iać się d ają p o ry roku i dnia oraz o k resy o ży w ia n ia i obu­

m ierania św ia ta roślinnego a w części i zw ierzę­

cego. I p rze lo ty p ta ctw a w ę d ro w n eg o w ią żą się b ezw ątp ien ia z położeniem rocznem słoń ca w z g lę ­ dem poziomu. D aleko trudniej u w y d a tn ia się z w ią ­ zek o kresow ości w życiu ustroju ludzkiego z p r z y ­

(5)

czyn am i n atu ry kosm icznej, tem bardziej, że okreso­

w o ść za tra ca tutaj często ścisłość kon turów sw o ­ ich a n iew yraźn o ść zaciera często g ra n ice w za je ­ mne okresów . C złow iek je s t bow iem pośród, w sz y ­ stkich u strojów ż y ją cy ch n ajn iew yraźn iej okreso­

w y m ju ż przpz to samo, że wolą sw o ją, z b y t często p o g w a łc a p raw id ło w o ść n atu ry. Niemniej je d n a k ­ że i człow iek u lega p raw om ogóln ym istot uorga- nizow an ych, a te są b ezw ątp ien ia zależne od św ia ­ tło — i ciep łorod n ych sił słoń ca, a w ię c od p eryjo - d yczn ych odmian, przez siły te na p lan ecie naszej p o w o d o w an ych . W id zim y te d y, że okresow ość najbardziej zależy od zm iany p ór roku; p o ry roku na ziemi w y w o ła n e są przez znaczne p o ch ylen ie osi ziem skiej do ekliptyki, któ re w yn o si 662/3 sto­

pni i je s t znaczniejszym aniżeli dla ja k ie jk o lw ie k innej p la n ety układ u słon eczn ego— okresow ość je st w ię c praw em tellurycznem — zw iązanem z w ła ści­

w o ścią ziemi. O ś p lan ety Jow isza np. p raw ie w ca le nie je st nachyloną, nie m ogą tam zatem istnieć p o ry roku, a ty lk o p o ry dnia, a o kresow ość istot ż y ją cy c h na Jowiszu, je ż e li p rzyp u ścim y ich istnienie, m ieć m oże li podrzędn e znaczenie.

P o n iew aż te d y m ózg ludzki, jai^ ^ u tw ó r uor- gan izo w an y, u lega rów n ież p ra w u okreso w o ści — okresowość te d y snu nie będzie dla nas li ty lk o form ą zjaw iskow ą, ale jed n o cześn ie p rzy czyn ą w a ­ run kującą sen — praw d a, że p rzy czy n ą d o syć od­

daloną. Za p rzy czyn ę bliższą snu p rzy ją ć mu­

sim y zmęczenie. Zmęczenie w szak że je s t znow u sa­

mo przez się jedn em ze z ja w isk ży c io w y c h n aj­

bardziej zagad kow em i do ro zw iązan ia trudnem .

(6)

Czem je s t b o w iem zmęczenie? Co zachodzi na dnie te g o objaw u? Jak i k ied y p o w staje zm ęczenie, ja ­ kie d zia ła ją tu p rzyczyn y? K tó r e n arząd y ustroju u le g a ją zmęczeniu, któ re zaś nie? Jeżeli zdolność zm ęczenia się je s t istotną w łasn ością kom órki or­

gan iczn ej, to czy zm ęczeniu u lega ty lk o kom órka lub w łókn o zw ierzęce, czy także i kom órka lub w łó k n o roślinne? O to rozliczne niew iadom e, które W znacznej części czekają jeszcze rozw iązan ia.

N iezupełnie je d n a k pozbaw ien i jeste śm y da­

n y c h d o św iad czaln ych i fak tó w n au ko w ych , które b y rz u c a ły p ew n e św iatło na zjaw isko zm ęczenia.

Już przeszło od stu la t w iem y, ż e pobucLzalność je s t w ła sn o ścią n erw ó w , a kurczliwość— mięśni. W ie m y ró w n ież, że bodźce nie p o w in n y ani z b y t często, ani z b y t m ocno, ani z b y t długo o d d zia ły w a ć na kom órkę lub w łókn o n e rw o w e lub na w łókn o m ię­

sne, je że li u tw o ry n e rw o w e nie m ają u tracić sw ojej p ob ud źaln ości a m ięsne sw ojej kurczliw ości, czyli innem i sło w y , że zarów n o n erw , j a k m ięsień nie p o w in n y ani z b y t długo, ani ze z b y t w ielkiem n a­

tężen iem b y ć czyn nem i— je śli nie m ają uledz zm ę­

czeniu. W ie m y w reszcie, że n erw i m ięsień, jeżeli pom im o zm ęczenia, do p ra c y są zmuszane, u leg ają z czasem zmianom m ateryja ln ym w ew n ętrzn ej sw ej b u d o w y . O m ięśniu m ianow icie p rzep raco w an ym , je s t stw ierdzon em , że w łókn a je g o u leg ają ro zp a­

d o w i tłuszczow em u i w reszcie zan ikają — słow em m ięsień u le g a zw yrodn ien iu. — C iekaw em je s t to, że i w ciałach n ieorgan iczn ych spostrzeżono p o d o ­ bne zjaw iska. Znaleziono m ianow icie, że stal i że­

lazo u le g a ją ce przez czas bardzo d ługi silnem u ci­

(7)

śnieniu, albo n ieu stającym krótkim a silnym w strzą- śnieniom, (przęsła— szruby okrętow e) doznają takiej przem ian y w układzie cząsteczkow ym , że zw iązek pom iędzy cząsteczkam i luźniej e, i to do teg o sto­

pnia, że bez żadnej szczególnej zew nętrznej p r z y c z y ­ n y żelazo takie lub stal p rysk a ją. M ożnaby i tu m ów ić o zm ęczeniu, g d y b y ś m y się nie p rzy zw ycza ili pojęcie to stosow ać w y łą cz n ie do ciał ży ją cy c h .

Z w y k le odnosim y p o jęcie zm ęczenia do n er­

w ó w i m ięśni układ u t. z. zw ierzęcego , to je st, do narząd ów ruchu d ow oln ego, narząd ów zm y sło ­ w ych , czyn ności u m y sło w ych i t. d., w szakże b io ­ rą c pojęcie zm ęczenia w znaczeniu m a te ry ja ln ych zmian, w y w o ła n y c h nadczynnością, n ależy j e od ­ nieść i do układu t. z. roślinnnego, zatem do n a­

rząd ów traw ien ia, w y tw a rza n ia krw i, w yd zielan ia, krążenia i t. d. G ru czo ły w yd zieln icze żołądka, k o ­ m órki w ą tro b y , g d y w sk u tek b łęd ó w d y e te ty c z- n ych, ze zbytn iem natężeniem p ra c o w a ć są zm u­

szone, zarów n o ja k i n abłon ki błon ślu zow ych , które w o b ec nadm iernego n a p ły w u krwi-, nie m o­

g ą sp rostać p rzeobrażającem u sw ojem u zadaniu, i t. d. u leg ają zmęczeniu, a g d y nadm ierne te w y ­ m agania są z b y t natężonem i lub z b y t d łu g o trw a- łem i, w te d y w m ow ie b ęd ące tw o r y u le g a ją sta łym m ateryja ln ym przem ianom , któ re n a zy w a m y zbo­

czeniam i odżyw czem i.

A le to, co tu poruszam y, w p ro w a d za nas w dziedzinę zboczeń ch o ro b o w ych i d latego k w e - sty ję tę pom iniem y — na jed n ą w szakże okoli­

czność zw ró cim y tu u w agę. K o m ó rk i układ u ro ­ ślinnego u le g a ją ja k się zd a je zm ęczeniu je d y n ie

(8)

pod w p ły w e m istotn ego nadużycia. G ruczoł, k tó ry w czyn ności sw ojej przez żadną p rzy czyn ę ze w n ę ­ trzną nie doznaje przeszkody, w yd zie la przez całe życie bezprzestann ie, nie u le g ają c zm ianie ja k ie j­

kolw iek, ani zw yrodn ien iu. 'S e rc e , które w ciągu siedm dziesiąt la t trw a ją ce g o życia, bez p rze rw y 2.700.000.000 ra zy uderza, t. j. ku rczy się i znow u rozszerza, u lega zm ęczeniu w te d y tylk o , je że li do nadm iernie natężonej p ra c y je st zmuszonem. Inaczej za ch o w u ją się n e r w y i m ięśnie układ u zw ierzęce­

go. M ęczą się one n aw et p rzy p raw id ło w ej p ra ­ cy, nie m ogą bez p rze rw y b y ć czynnem i j a k np.

serce, ale w y m a g a ją regu la rn eg o zw aln ian ia od ob ow iązków , a b y za ch o w a ć m o gły sw o ję s p ra ­ w n o ść życiow ą.

C hw ila, w której w łaśn ie zw olnien ie takie od p r a c y n astąp ić pow in no, zdradza się przez uczucie zm ęczenia. T a k j a k św iadom ość każdego p obud ze­

nia ta k też i św iad om ość zm ęczenia w y tw a r z a się w m ózgu, w raz zś św iadom em um iejscow ieniem źródła pobudzenia. Pobud zen ia natężonej p ra ­ cy dochodzić m ogą do m ózgu z najrozm aitszych okolic ciała: od mięśni, od narząd ów zm y sło w y ch , n aw et od m ózgu sam ego, m ianow icie od zw o jó w k o ro w y ch półkul m ózgu (natężone m yślenie) w r e ­ szcie od narząd ów czu cio w ych skóry. B ó l bow iem n ietylk o budząco n a ciera — ale d ziałając za długo i za silnie może też u syp iać — ja k tego d ow odzą nieszczęsne o fia ry daw nej barb arzyń skiej k rym in a ­ listyki, które nie rzadko w p ośród tortur u sy p ia ły.

N ajczęściej n astępuje zm ęczenie w sk u tek n a­

tężonej p ra c y m ięśniow ej lub natężonego m yślę-

(9)

nia. K a p ita n W e b b bezpośrednio po p rzep łyn ięciu kan ału za p a d ł w g łęb o k i sen; ła tw o w reszcie do­

św iad cza na sobie każd y w ę d ro w ie c, ja k to po tru ­ d n ych w ycie czk a ch górskich, rozkosz snu staje się p rzed ew szystkiem najpożądańszą. D łu g o trw a łe m y ­ ślenie je d n a k n ależy do najbardziej w y c ze rp u ją ­ c ych i m ęczących prac, co zresztą nie pow inno dziw ię g d y zw aży m y , że w ty m p rzyp ad ku zu ży­

ciu p o d lega n ajszlach etn iejszy i n ajd elikatn iejszy narząd. L ud zie naturalnie, k tó rzy cenić nie um ieją p ra c y um ysłow ej, d latego że m ózgu w łasn ego p ra ­ cą tą obciążać nie potrzebują i n ig d y w życiu p o ­ w ażn ie nie rozm yślali, z w y k li m ieć p racę tę za nic. I w tym p rzyp ad ku istnieje niebezpieczeństw o przedraźnienia, g d y po p ra c y m ózgow ej m iasto od poczynku, now e się tłoczą pobudzenia, płoszące sen odn ow ę p rzyn oszący.

Zm ęczenie w ięc, to nie ty lk o cecha n ajpierw - sza i p oczątek snu, ja k w ielu sądzi, ale je s t to p rzy czy n a snu. Zanim je d n a k dalej w ro zw aża­

niach naszych nad istotą snu się posuniem y, za ­ trzym a m y się na chw ilkę b y skreślić sobie obraz snu norm alnego i je g o ob jaw ó w .

S en b y w a za zw y cza j p oprzed zon ym uczu­

ciem d u chow ego i cielesnego osłabienia, zluźnie- nia, które o kreślam y w yrazem : senność. D z iw ­ nie p rzyjem n e uczucie m iłego ucisku opanow uje skronie i czoło, p ow ieki i człon ki w szystkie, ła ­ godn ie stłum iając św iadom ość. Z asyp ian ie je st rozkoszniejszem niż sam sen, je s t ono w ędką, któ ­ rą natura nas nęci do snu. Jako u w ie ży c y , którą m urarze znoszą, naprzód znika proporzec

(10)

na w ierzch ołku sterczą cy, następnie dach, m ury, a w reszcie i p o d sta w y , tak też i w przejściu z czu­

w an ia do snu, zan ikają k o leją czyn ności d u chow e od n a jw y ższy ch do najniższych.

N ap rzód te d y koron a ty ch czynności: m yśle ­ nie i sądzenie, następnie w yo b ra żen ia i uczucia, sta ją c się p rzytem stopn iow o coraz bdrdziej bez- barw n em i i luźnem i, nakon iec w rażen ia zm ysłow e.

I w znikaniu ty ch ostatnich m a m iejsce godn a u w a g i kolejność. Sm ak się tu pom ija, g d y ż w tem położen iu b ra k w o g ó le w aru n kó w pobudzenia te g o zm ysłu. Z p ośród innych zm ysłó w zatraca się naprzód zm y sł pow onienia, następnie w zroku, k tó ry do czasu, ju ż przez zam knięte n a w e t p o w ie ­ ki, jeszcze silne pobudzenia św ietln e do św iad o m o ­ ści w nosił, następnie dotyk; stró żu jący natom iast zm ysł słuchu, n ajbardziej na w p ły w y zew n ętrzn e w y sta w io n y , najdłużej p ozostaje czujnym .

W re szc ie całe ciało p rzyjm u je udział w zluź- nieniu, m ięśnie d ow oln e tra cą n a p ię cie ,. członki u kła d ają się p o d łu g p ra w a ciężkości, g ło w a op ada ku przod ow i lub ty ło w i, m ięśnie g rzb ie to w e p rze­

stają słu żyć ja k o o p arcie dla ciała. P rzy te m ni­

knie w reszcie i reszta czujnej św iadom ości — sen n astąpił.

N ie ty lk a w szakże w yższe życie zw ie rzę c e — duchow e, n e rw o w e i m ięśniow e słabnie, ale i czyn ­ ności roślinne w słabszem p racu ją tętnie. U d erze­

nia serca w o ln ieją i słabną, oddech staje się w p ra ­ w dzie dłuższym , a le bardziej p o w ierzch o w n ym , w y ­ dalan ie i w yd zielan ie, traw ien ie i p raw d op od obn ie od żyw ian ie sta ją się w oiniejszem i. S k ó ra je s t t y l­

(11)

ko ciep łą i gdzie je s t n a k rytą , nierzadko lekkim zw ilżona je s t potem . U k ła d ciała je s t spokojn y i godzinam i całem i m oże nie u le g ać zmianie. Ś w ia ­ dom ość nie istnieje w ca le lub ty lk o łagod n em i m ajaczy rojeniam i, pobudzenia zm ysło w e je że li ty lk o nie są z b y t silne, p rzem ijają bez śladu, nie dochodząc do św iadom ości. P o dostatecznie dłu­

gim czasie, czyn ności d u chow e za czy n a ją p o w ra ­ cać do czujności, zm y sły sta ją się dostępnem i dla pobudzeń zew n ętrzn ych , co się zdradza obrazam i sennemi, poprzed zającem i obudzenie się. W re szcie coraz* pow ierzchow n iejszym sta ją cy się sen, u stę­

puje m iejsca przebudzeniu, za którem idzie m iłe uczucie pokrzepienia, oraz p oczu cie zadow olen ia, przen ikające w zm ocnionego ducha i w zm ocnione ciało.

O to je s t obraz snu n atu raln ego — snu m łod o­

ści, zd ro w ia i niezakłócon ego sum ienia. Starość, choroba, cierpienia duszy, n ad ają mu cechę odm ien­

ną, lub płoszą g o zupełnie.

. "'Cóż te d y zachodzi w ła ściw ie w e śnie i w zm ę­

czeniu sen poprzedzającem ? W ja k i sposób p r z y ­ chodzi do skutku zm ęczenie i sen?

O d A ry s to te le sa i G allen a, sta ro ży tn y ch p a ­ tron ów m e d y cy n y i nauk p rzyro d n iczych , aż po- dzień dzisiejszy, staw ian o n ajrozm aitsze często iście dziw aczne h yp o tezy o p o w staw a n iu snu, p rzyzn ać w szelako n ależy dla sp raw ied liw o ści, iż G allen ty le b y ł u czciw ym , iż p rzy zn a w a ł sam że nie w ie, w sk u tek czego p o w staje sen. Jedną z n ajd ziw a­

czniejszych teo ryj w y g ło s ił p ew ien m łod y lekarz nazw iskiem Ziehl, k tó ry w rozp raw ie d o k to ryza-

(12)

cyjn ej w r. 1818 g ło s ił na seryo, że zaśn ięcie zo­

staje w y w o ła n e m przez w yb u ch sp o w o d o w a n y połączeniem się elektryczn o ści dodatniej i ujem nej w mózgu. R ó w n ie w nieśw iadom ości p o zo staw a ­ no dotąd odnośnie do za ch o w yw a n ia się m ózgu w czasie snu. W ie lu b ad aczy, a pom ięd zy niemi znakom ity lekarz-poeta H aller, tw ierd zili, że m ózg w e śnie je s t w stanie p rzekrw ien ia i że p rzep eł­

nione ż y ły przez ucisk na m ózg w łaśn ie sen p o­

w odują. Zdanie to dziś jeszcze je s t dość roz- pow szechnionem , zw łaszcza że n iektóre fa k ty zd a­

j ą się z pozoru na je g o k o rzyść przem aw iać, np. skłonność do snu w stanie upojenia lub p rzy bard zo napełn ion ym żołądku, w k tó ry ch to w a ­ runkach b y w a ją istotne p r z y p ły w y k rw i do mó­

zgu. Inni a m ięd zy nimi p o w ażn y Blum enbach, w yp o w ia d a li zdanie w p ro st p rzeciw n e a m ianow i­

cie, że w czasie snu ilość k rw i w m ózgu je st zm niejszoną. T e n ostatn i pogląd , k tó ry aż do n aj­

n ow szych czasów przez p o w ażn ych b a d a czy b y ł w yp o w ia d a n y, op iera się na dośw iad czen iach czy ­ nion ych na zw ierzętach . D ośw iad czen ia te w sza k ­ że nie są dostatecznie dow odnem i, g d y ż d o k o n y­

w an o je nie na zw ierzętach śp ią cych snem natu­

ralnym , ale odu rzon ych sztucznie chloroform em lub m orfiną. D aw n iejsze znow u dośw iad czen ia na zw ierzęta ch p o grążo n ych w śnie zim ow ym , nie d a ły sta n o w czych w yn ik ó w . (S. P re y e r. U eb er die U rsach e des S chlafes, str. 6, ii i 12). N ie n ależy w o g ó le utożsam iać n atu raln ego, p e ry jo d y - cznie w ra c a ją c e g o snu, z u tra tą św iadom ości w y ­ w o łan ą środkam i odurzającem i.

(13)

J a k k o lw iek d a le cy je ste śm y od zupełn ego p o ­ znania p rzy c z y n y i isto ty zjaw isk a snu, zd aje się jed n akże b y ć n iew ątp liw em , że p ew n e s p ra w y chem iczne w p ły w a ją na p e ry jo d y czn e zaw ieszan ie czynności m ózgu i w ten sposób w y w o łu ją sen.

M ożem y sobie sp raw ę tę w ten sposób w yob razić:

W ie m y że obecność tlenu je s t kon ieczn ym w aru n ­ kiem w szelkiego zjaw isk a życio w e g o , że p rzy k a ­ żdej czyn ności życiow ej bądź roślinnej, bądź z w ie ­ rzęcej, tlen u lega zużyciu. R ó w n ie ż i m ózg nie m oże b y ć czyn n ym bez dostatecznój obecności tlenu, n a w e t czysto duchow e zjaw isk a ja k czucie i m yślenie, zależą od sp ra w o d ży w czy ch mózgu, które są sp raw am i chem icznem i, i p rzy k tó ry ch tlen u lega zużyciu. N astęp stw em chem icznem zu­

życia tlenu, je s t w ytw o rze n ie się zw iązku w ę g la z tlenem , zw an ego kw asem w ęgla n ym , i natural- nem je st, że im w iększem je st zu życie tlenu, tern obfitszem w yd zielan ie kw asu w ęglan ego. W ie m y dalej, że w yd zielan ie z ustroju kw asu w ę g la n e g o o d b y w a się g łó w n ie d ro g ą w yd ech a n ia przez p łu ­ ca, m ożem y zatem przez obliczenie ilości w y d zie la ­ nego przez płu ca kw asu w ęgla n eg o , o b liczyć w p r z y ­ bliżeniu ilość zu żytego przez ustrój tlenu. T ą m e­

tod ą bad ając, przekonano się o d ziw n ym fakcie, że w czasie czuw ania, ilość w yd ziela n eg o kw asu w ę ­ g la n e g o je s t stale o w iele w ięk szą od tej ilości tlenu, ja k ą w tym że czasie przez p łu ca w p ro w a d za się do ustroju. Zkąd ted y bierze się ten nadm iar tle ­ nu w yd ziela n eg o pod p o stacią k w a su w ę gla n eg o w czasie czuwania? O dp ow ied ź brzmi: z sam ych tk a ­ nek ustroju, a m ianow icie, z zapasów tlenu ja k ie

(14)

tkan ki zaoszczęd ziły w czasie snu. W czasie snu m ianow icie, o d b y w a ją się ja k to w idzieliśm y, w szel­

kie p ro ce sy życio w e daleko w oln iej, a w ię c i proces łączen ia się z tlenem — przerób ka m atery i o g ra n i­

cza się. Z u żyw a m y w czasie snu mniej tlen u ani­

żeli w czasie czuw ania, a zapas ta k zaoszczędzo­

nego tlenu u leg a następnie zużyciu w czasie czu­

w an ia. W e d le tej h yp o tezy , zm ęczenie i sen są cecham i ro zp o czyn ającego się n iedostatku tlenu w tkan kach, zatem i w mózgu. U strój zasp akaja pragn ien ie tlen u za pom ocą snu. W id zim y p rzy- tem, że pan ujące do 16 w ieku w yob rażen ie, iż w p o­

w ietrzu ro zlan y je st ja k iś w szystk o o ż y w ia ją c y p ły n t. z. pneiima, k tó ry przez od d ych an ie p rzen i­

k a do krw i, w czasie snu zaś n agrom adza się w j a ­ m ach m ózgow ia, a b y ztąd w czasie czuw ania całe przen ikać ciało, m iało w sobie coś p odobn ego do p raw d y .

N iektó re fa k ty stw ierd za ją tę te o ry ję o g ło ­ dzie tlen o w ym tk an ek i o zasp akajan iu te g o gło d u przez sen. N aprzód godzi się w spom nieć o zna- nem zboczeniu w czyn ności odd ychania, ta k zw a- nem ziewaniu. Z iów anie je s t to g łęb o k i ruch w d e ­ ch o w y, p rzy któ rym n iezw yk le w ielk a ilość p o ­ w ietrza a w ięc i tlenu do p łu c przenika, i bard zo p raw d op od obn ym je st w niosek, że ziew an ie je st oznaką ro zp o czyn ającego się niedostatku tlenu;

przez natężone też odd ych an ie łatw iej aniżeli przez ja k ik o lw ie k in n y ruch, zw alczać można przez czas dłuższy o p a n o w u jący nas sen. T e o r y ja ta doskonale też objaśnia fakt, że zd ro w y i d ostateczn y sen ta k dodatni w y w ió ra w p ły w na o d żyw ian ie o gó ln e

(15)

i d o b ry w y g lą d . Lud zie k tó rzy cierp ią na bezsen­

ność, lub przez n ie p raw id ło w e życie snu się po­

zb aw ia ją w ięcej niż się godzi, -chudną, dla teg o że b ra k tlen u nie p o k ry w a Się u nich z zaoszczędzo­

n ych w czasie snu zapasów w -dkankach, ale z sa­

m y c h tkanek, m ianow icie z ich rozpadu. D zieci m ałe w y m a g a ją dużo snu dlatego, że u nich d a le­

ko żyw sze p ro cesy przeróbki, o d n o w y i w zrostu, w ięk szego w y m a g a ją dow ozu tlenu, natom iast sta­

rz y ludzie, u k tó ry ch w steczn e przem ian y tk an ek m ało stosunkow o z u ży w a ją tlenu, mniej p otrzebu ­ j ą snu. Jeszcze inną te o ry ję snu p o staw ił P reyęp ;

która w szakże m a p ew n e p o w in o w a ctw o z dopie­

ro w yłuszczon ą. P r e y e r sądzi, że g d y w czasie snu tlen o w iele mniej zu żytym b y w a przez p ro cesy ż y ­ ciow e, któ re są w w yso k im stopniu zw olnione, p o­

w inien on w te d y ja k ie ś inne sp ełn iać zadanie. O to w łókn o m ięsne łub kom órka n erw o w a, w y tw a r z a ­ j ą w czasie czuw ania pew ne, prod ukty, i to w tern

w iększej ilości, im p raca m ięsna lub n erw o w a, je s t bardziej natężoną lub dłużej trw ają cą ; w czasie spo­

czyn ku p ro d u k ty te nie w y tw a r z a ją się w ca le lub w bardzo m ałej ty lk o ilości. T e nagrom ad zające się produkty zmęczenia, które w m ięśniu p racu ją­

cym poznane zo stały pod postacią kw asu m leczne­

go, p ow od u ją zm ęczenie i sen a w czasie snu pod w p ły w e m w łaśn ie tlenu, u leg ają rozkład ow i.

T e o r y ja ta m a zdaniem P r e y e r a objaśniać, dlaczego usypian iu sp rzy ja usunięcie pobudzeń m ó­

zgu, a w ię c ciem ność, cisza, bezczyn n ość i b ezm yśl­

ność. D op óki bow iem bodźce działają na mózg, tlen w p ro w a d za n y zu ży w a się na p o d trzym yw a n ie

(16)

d o w o ln ych ruch ów lub p ra c y m yślow ej i dopiero g d y od tych o b ow iązków zostaje uw olnionym , m o­

że on zw rócić się do utleniania n agrom adzon ych dotąd produktów zm ęczenia. P rościej jed n akże m o­

żna to objaśnić tem , że dopóki bodźce życio w e m ózgu silniejszem i są od bodźców m ęczących go, p ierw sze zysk u ją p rzew agę; sen zaś w te d y dopiero następuje, kied y bodźce m ęczące przez n ag ro m a­

dzenie się prod uktów zm ęczenia lub zm niejszenie się bodźców życ io w y c h , zaczyn ają przew ażać. -T ym sposobem p e ryjo d y czn e p o jaw ian ie się snu o b ja­

śn iało b y się w aru n kam i życio w em i sam ego ustroju, bez p o trzeby uciekania się do p rzy czyn o gó ln ych , kosm icznych.

H yp o teza ta odnosząca się do p rzy c z y n y snu je st w każdym razie dobrze p om yślan ą i o d p o w ia ­

da w zupełności w ym agan io m ja k ie sta w ia m y każ­

dej naukow ej hyp otezie, je że li ma ona b y ć czem ś w ięcej niżeli fan tazyją , m ianow icie d a w a ć o b ja ­ śnienie sp o tyk an ych fak tó w i łą c z y ć je pod je d e n o gó ln y punkt w idzenia. P rzy zn a ć bądź co bądź m usim y, że nie w szystk ie bez w y ją tk u snu d o ty ­ czące fa k ty h yp o teza ta tłóm aczy, zbliżam y się w p raw d zie do poznania, ale do o siągn ięcia celu tego, d ro ga jeszcze d łu g a i je ź li ch cem y d o ró w n ać G allen o w i uczciw ością, w yzn ać w inniśm y, że nape- wno dotąd jeszcze nie w iem y w skutek czego p o­

w sta je sen.

Jedno zd aje się b y ć pew nem : zm ęczenie je st, ja k rzekliśm y n astęp stw em zm ian chem iczn ych i o d żyw czych , w p racu jącem w łókn ie m ięsnem lub kom órce n erw o w ej. T u w y p a d a jeszcze w y ja śn ić

(17)

co w ła ściw ie rozum iem y pod w yrażen iem „bodźce m ęczące11 któ rego kilkakrotn ie użyliśm y, a które z d a w a ło b y się, p atrząc ze stan ow iska zw y k łe g o sposobu m ówienia, ja k o b y za w iera ło sam o w so­

bie sprzeczność.— G d y w szakże u przytom n im y so­

bie, że w szelkie czyn niki d ziałające na m ózg n a ­ zy w a m y bodźcam i, nie znajdziem y tego w ca le dzi- wnem , że n azw ę tę d ajem y i tym zm ianom ch e­

m icznym , któ re m ają m iejsce w o b w o d o w ych n a­

rząd ach układ u m ięsnego n e rw o w e g o i zm ysło w ego , a za w p ły w e m p rzew o d n ictw a do m ózgu w y w o łu ją ten w łaśn ie stan zm ęczenia.

Istnieją inne jeszcze p rzy c z y n y sp rzy ja jące p o ­ w staw a n iu snu. M usim y w szakże zau w ażyć, że w y ­ rażen ie ,,sen“ n adaje się b ard zo często rozm aitym stanom , które b iorąc ściśle różnią się bard zo od naturalnego, p eryo d yczn eg o snu. Ś ro d k i od urzające t. z. n arko tyki zupełnie tu pom iniem y, g d y ż d ziała­

nie sztuczne ty ch czyn n ików je s t z b y t widocznem . Jeżeli przyjm iem y, co je s t zresztą p raw d o p o d o ­ bnym , że stan czyn n y m ózgu je s t w zw iązku z p e ­ w n ą ilością k rw i krążącćj w nim i dostatecznie tle ­ nem nasycon ej, to stan y nie sp rzy ja jące ty m w a ­ runkom , za liczy ć w in niśm y do p rzy czyn sen w y ­ w o łu ją cych . T u n ależy senność, któ ra w ystęp u je p rzy napełn ion ym żołądku, zw łaszcza po ob fitych ucztach ob iad ow ych. Senn ość w ty ch w aru n kach nie zależy od p rzy p ły w u k rw i do m ózgu i zastoju tam że, ja k w ielu sądziło, ale w łaśn ie od zb yteczn e­

g o z ch w ilą rozpoczętej s p ra w y tra w ien ia n ap ly-

(18)

\vu krw i, do n arząd ó w p o karm o w ych , a w ię c od o d ciągn ięcia p ew n ej ilości k rw i od m ózgu. W ie l­

ka senność w y w o ła n a przez znaczne zimno, która n a w e t niebezpieczną stać się m oże p ro w a d zą c do zm arznięcia, p o w staje m oże dlatego, że tlen p o­

trzeb n y do utrzym an ia en ergii czujnej mózgu, zu ży w a się na p o d trzym an ie ciep ła w e w n ę trz ­ n ego ustroju. M oże także b y ć, że zimno zm niejsza p ob ud liw ość kom órek m ózgow ych , a sen następu­

j e w sk u tek ustania n orm aln ych pobudzeń. W tym razie sp ra w a b y ła b y podobną do w p ły w u w ie l­

kiego go rąca. W y s o k ie g o rą co osłabia w łókn a organiczne, p rzyczem unika się silniejszych pobu­

dzeń p ra c y m ózgu, a n aw et p ow ażn ego m yślenia, k tó re je s t o w ą p ra cą mózgu. T a k ted y, w ty c h fizy ­ cznie ta k z sobą sp rzeczn ych stanach, n ap o tkali­

b y śm y je d n a k ą p rzy czyn ę senności, m ianow icie zm niejszoną pobudliw ość.

S en w y stę p u je sam przez się ja k o w y m a g a ­ nie w y c z e rp a n y c h sił przyrod zon ych . Jeżeli zm ę­

czenie je st bard zo w ielkie, nie m ożem y długo zw a l­

czać snu, u le g a m y mu w końcu bezsilni. N a jczę­

ściej sp o ty k a nas ten p rzyp ad ek, czasem trochę n iep rzyjem n y, g d y po natężonej p ra c y kilko lub j e ­ dnodniow ej, p r z y spokojnem położeniu ciała, w o l­

ni o d ja k ic h k o lw ie k siln ych bodźców , p rzych od zi nam jeszcze w y k o n y w a ć p racę m yślo w ą ch o ćb y ty lk o n a u w ażnem słuchaniu p o legającą. N ie na­

le ży b r a ć za złe tem u, k tó ry po natężonej p ra c y dziennej, w ieczo rem p rzy słuchaniu najbardziej

„za jm u ją ce g o ” w yk ła d u , lub n iesłychan ie „cie k a ­ w e j” n o w elli ła g o d n ie zaśnie. S ąd p o b ła żliw y ja k i

(19)

sp o tyk a zasyp ian ie w kościele, m|

zasad ę w e w łaściw em zrozum ieniu czon ych w arunków . W o g ó le , jedn\

rżane ciche szm ery zdają się bard zo biać, np. tik-tak zegara, szm er w odospac

dn y to k d źw ięków m ów cy. Ś w iad o m ość p rzy tęp ia się dla ty ch n ieu stających i d ro b n ych pobudzeń, d osyć je d n a k silnych, b y o d w ieść ducha od p ow ażn iej­

szego m yślenia; w końcu dochodzi n aw et do tego, że b ra k ty c h pobudzeń odczu w a się jak o czyn n ik p ło szą cy sen. I tak, obudzą m ły n a rza zm ilknięcie tu rkotu je g o m łyna, a p od różn y w y b ija się ze snu, g d y jed n o stajn ie d źw ięczący łoskot b ie g n ące ­ g o p o ciągu ustaje. W o g ó le p o w ied zieć można, że n e rw y zm ysło w e bardzo szyb ko u leg ają zm ęcze­

niu pod w p ły w e m n iep rzerw an ej jednolitej czyn ­ ności. N a tej zasadzie p o leg a też zah yp n o tyzo w a- nie, pod w p ły w e m dłuższego w p a try w a n ia się w j e ­ den przedm iot.

O dd alenie bodźców je s t jed n ym , ja k to w i­

dzieliśm y z n ajw ażn iejszych w aru n kó w p ojaw ien ia się snu. P o n iew aż zaś do n ajsiln iejszych bod źców n ależy g łę b o k ie m yślenie i ż y w a p raca w oli, przeto sen m oże n astąp ić ty lk o w te d y k ied y m yśl i czu­

cie ch w ilo w o przynajm niej zostają w spoczynku.

„ T a m gdzie duch jeszcze do ja k ie g o ś celu d ą ż y ”— • m ów i B urd ach w sw ojej „ F iz y jo lo g ii” ja k o nauce dośw iad czalnej — j akim kol w iek zaj ę ty j est przedm io­

tem , w yo b ra żen ia zb yt ż y w o śledzi, czy to w dziedzi­

nie m yśli czy wzruszeń, tam snu nie będzie. Sen n a ­ stęp u je dopiero w te d y g d y duch energiczną d ziałal­

nością, osiągnięciem najbliższego celu je st nasy-

(20)

eony i na razie rachun ki sw o je zamknął'. B ez w z g lę ­ du, czy z danego m om entu osiągniętego lub dozna­

n ego n ajw iększe w p rzyszłości m ogą w y w ią z a ć się n astęp stw a i najbardziej zająć m yśl lub uczucie, je źli ty lk o teraźn iejszości zad osyć uczyniono, sen może się p o ja w ić,— ta k też syp ia li A lek san d er, Sekstus Pom pejus, N apoleon i inni w o jo w n icy w noc p o­

przed zającą d ecyd u jące b itw y , Cato i inni w przed dzień dobrow olnej śm ierci— spokojnie i m ocno ja k w każdą noc n ajzw yklejszą. G d y zap ał rad o ści p rze­

staje nami w strząsać, g d y śm y się ju ż w szech stron ­ nie nacieszyli przedm iotem tej radości, w uczuciu n asycen ia zapad am y w łag o d n y sen. P odobnie w y c ze rp u je się sm utek, a stan ow cza beznadziej­

ność sp row ad za poddanie się i spokój.” Znanym , je st fakt, że zbrodniarze przed zapadnięciem w y ­ roku nie syp ia ją w ca le, lub też niespokojnie; po zapadn ięciu natom iast w yro k u , a n aw et w p rzed ­

dzień w ykon an ia k a ry śm ierci, zw y k li spać sp okoj­

nie. L udzie len iw ego ducha łatw iej zasyp iają, ani­

żeli ludzie um ysłu ży w e g o , tam tym b ra k bo­

w iem bodźca w ew n ętrzn ego; zasyp iają, m ożnaby pow ied zieć, z m iejsca. N atom iast p od n iecon y ch o ry u m y sło w y nie może zasn ąć d latego, że w ew n ętrzn e ch o ro b liw e pobudzenie n iedaje spokoju je g o m yśli.

W ie le tu naturalnie za leży od in d y w id ualnego uspo­

sobien ia i daje się objaśnić o rga n iza cyją ciała. I tak np. dośw iadczen ie u czy że p raco w n icy ducha w ięcej snu p otrzebują aniżeli p raco w n icy ciała. M im o to d o sy ć b y ło ludzi znakom itych duchem, p rzytem c zyn n y ch bardzo, którym s ta rc zy ł krótki bard zo sen, np. F r y d e r y k W ie lk i lub A lek sa n d er H um boldt.

(21)

N apoleon znow u i C uvier p o trzeb o w ali dużo snu.

D a je się to może objaśnić tą okolicznością, że je d e n i drugi b y li b u d o w y k rę p ćj, do o ty ło ści skłonni, g d y H um boldt i F r y d e r y k W . b y li szczupli i smukli.

I w iek g ra tu rolę. W ie k d ziecięcy i m ło­

dzieńczy w y m a g a w ięcej snu aniżeli w iek później­

szy, ch o ćb y ju ż dlatego, że w tym okresie o d b y w a się ż y w y ruch m ateryi, w zro st i odn ow ę na celu m ający (p. rozd. 3).

Jak z jed n ej stron y nie zaw sze jeste śm y w sta ­ nie zw alcza ć sen, tak z drugiej stron y nie zaw sze m ożem y zasnąć w ted y, k ie d y teg o sobie życzy m y . S ą b ezw ątp ien ia ludzie, któ rzy ja k k o lw ie k nieod- znaczają się w ca le lenistw em duchow em , cenną tę sztukę posiadają; n iek tó re za w o d y n aw et z n a tu ry sw ej, w sztuce tej ćw iczą. O N apoleon ie I podają, że um iał o każdej porze dnia, ile ra zy za p ra g n ą ł t y l­

ko, usnąć. S p a ł on przez kilka ch w il pośród grzm o­

tu dział na sw em krześle połow em w b itw ie pod Lipskiem . M ajtkow ie, żołnierze, op ieku jący się ch o ­ rym i n a b y w a ją w p ręd ce zręczności, w każdej p o ­ rze dnia cząsteczkę snu pochłonąć, um ieją też to i o d d ają cy się sp o rto w i szyb ko biegstw a. W id zim y ztąd, że panow anie nad snem nie je st w o li naszej w zupełności odjętem . M ożem y się też p r z y z w y ­ czaić do u sypian ia o oznaczonej godzinie, rów n ież i do budzenia się takiego , podobnie ja k dow olnie m ożem y p orząd kow ać zasp akajan ie naszych p o ­ trzeb pokarm ow ych . S ą także ludzie, któ rzy n aw et w b re w p rzyzw yczajen iu , ot ta k w y ją tk o w o , p o sta­

n aw iają sobie zbudzić się o danej godzinie i kresu nie chybiają; w tym razie św iadom ość nasza p rzy-

(22)

■ wiązuje się do pew nej czyn ności celow ej, w d a­

n ym czasie m ającej się ziścić, bez w zględ u na to, ż e przed tym czasem inne w yo b ra żen ia św ia d o ­ m ość naszą zajm ują, lub że ona zupełnie się z a w ie ­ sza. Ś w iad o m o ść je st tu posłuszną n ib y żołn ierz rozkazow i, w zyw a ją ce m u g o w danym czasie do ap elu , lub ja k dzw on w zegarze bud zącym , posłu­

szn ym je s t regulującem u m echanizm owi.

O d zd ro w ego , n aturalnego snu, odróżnia się sen ch o ro b liw y i sztucznie w y w o ła n y . S en ch o ro ­ b liw y m oże iść w parze zarów n o z przekrw ien iem ja k i z b ezkrw isto ścią mózgu. O bjaśnić to można przypuszczeniem że dla czyn ności czu w a ją cego mó­

zgu, potrzebn ą je s t p ew n a średnia ilość k rw i w tlen zasobnej, że zatem w szelki z b y t w y d a tn y nadm iar lub niedom iar, p ow od u je u tratę św iadom ości. T o je s t rów n ież p rzyczyn ą, dlaczego od d ych an ie p a ra ­

mi trującem i, p rzy k tó ry ch k re w p rze sy ca się k w a ­ sem w ęglan ym , p o w o d u je u tratę przytom ności. — S en w go rączce, cechuje się najczęściej w ielkim zew n ętrzn ym niepokojem , dziw acznem i rojeniam i sennem i i częstem i przerw am i. P rzy c z y n ia się do teg o zap ew n e podniecona czyn ność serca, któ­

re k re w g w ałto w n ie j i szybciej przez m ózg p rze­

pędza, ja k rów n ież i podniesiona ciep ło ta sam ejże k rw i. D la te g o też przez nakładanie lo d o w y c h p ę ­ ch e rzy , które w m ow ie b ęd ącą ciepłotę b ezp o śre­

dnio obniżają, m ożna uczyn ić sen go rączku jących , bard ziej spokojnym i bardziej pokrzep iającym . U cisk m ózgu np. przez w y le w y krw i, zap aln e w y ­ sięki, nagrom adzoną ropę, zgrubien ia kostn e cza­

szki, n o w o tw o ry i t. p. p ow od u je ró w n ież sen

(23)

i bezprzytom n ość— i tu p raw dopod obn ie ja k w y ż ć j przez niedom iar tlenu, sp o w o d o w a n y zaburzeniem w sw obodnem krążeniu k r w i w całym mózgu, w y - w ołan em przez w arunki ucisk w yw ie ra ją ce .

D ziałan ie w iększości środków od u rzających, ja k opium, m orfiny, chloralu i t. d. p o leg a na w p ły w ie ich na naczyn ia krw ionośne, m ianow icie na tętn ice i naczyn ia w łosow ate*). W y w o łu ją one skurcz naczyń, skutkiem czego, św iatło ich zrazu się zm niejsza, b y się zn ow u nad norm ę p o w ięk szy ć g d y skurcz minie. W p ierw szy zatem okresie, m niejsza ilość krw i p rze p ły w a przez m ózg w d a ­ nej jed n o stce czasu, w n astępn ym okresie— ilość k rw i znacznie w iększa; je że li różnice te w obu k ie ­ run kach znacznie się o d d alają od norm y, czyli j e ­ żeli d a w k a trucizny b y ła d o syć w ielką, znika w te ­ d y czu w ająca św iadom ość i n astępuje sen.

W id zim y ted y, że zboczen ia w krążeniu k rw i w aru n ku ją zaw sze c h o ro b liw y i sztuczny sen. N a ­ w e t głęb o ka, może zresztą upragn iona, przez dni całe zaciem niająca św iadom ość, śpiączka p rzed ­ śm iertna je s t ja k się zd aje poprostu następstw em surow iczego (wodnistego) przesięku do tk an k i m ó­

zgu, utrudn iającego krążenie krw i.

P o ró w n aliśm y sen z nizkim stanem m orza w czasie od p ływ u , ale pom iędzy o d p ływ em a n aj­

*) W mowie będące środki odurzające wywierają działanie swoje i przez bezpośredni wpływ na sprawy che­

miczne w samych komórkach nerwowych się odbywające — zmniejszając tym sposobem ich wrażliwość. (Przyp. tłom.).

(24)

w y ższą falą czuw ającej św iadom ości istnieją liczne stopnie. N a w e t w czasie czuw ania św iadom ość nasza nie zaw sze je st w pełni sw ej spraw ności.

'B y s tr a m yśl i energiczna czynność świadom ości, zd a ją się b y ć pod panow an iem p ełn ego św ia tła dziennego, podczas g d y noc, kied y mniej w p ły w ó w zew n ętrzn ych pobudza duszę do o d d ziaływ an ia, sp rzy ja bardziej sennemu zapom nieniu siebie. Dl^- te g o w y d a je się noc b ło g ą poetom i zakochan yn i.

R ó w n ie i w czesn ego ran ka godziny, w któ rych duch się jeszcze nie skupił i p ora w ieczoru, w któ ­ rej rozpraszać się znow u zaczyna, s p rzy ja ją ta k ie­

m u m arzycielskiem u usposobieniu ducha. W te d y to przych od zi nam trudniej skupić czyn n ość du­

ch ow ą, zw rócić j ą na je d e n punkt lub energicznie n a tę ży ć naszę w olę; sam i sobie zostaw ieni, gub im y się ła tw iśj w rojeniach, w yo b rażen ia w yn u rza ją się i ton ą n ieskon trolow an e przez rozum, zja w ia ją się nie w ołan e i płod zą now e w ed le najluźniejszych p raw ko jarzen ia się idei. W p ew n em znaczeniu je s t to p ożytecznem dla tw órczości; zaw sze je d n a k w taki sposób zrodzone w y tw o r y m yśli, w y m a g a ją n astę­

p czy ch p o p ra w ek rozumu; w o góle z takiego tw o ­ rzenia k o rzy stać łacniej m oże poeta, niż m yśliciel.

T o co tu m ów iliśm y nieodnosi się naturalnie do w szystkich . A le ścisłe nad sobą sam ym spostrze­

żenia p rzekon ają w iększość, że istotnie i tu m am y do czyn ien ia z p raw em p eryjod yczn ości, ja k k o lw ie k ono często łam anem b y w a to przez w ym a ga n ia życio w e, to przez osobiste n aw ykn ien ia.

Jak bard zo je s t zależną siła ducha od stanów cia ła, to fak t pow szechnie znany. N ie n ależy tu

(25)

jed n ak m yśleć zaw sze li o stanach ch orobo­

w ych , g d y ż sam a n a w et p o staw a ciała i je g o układ, ju ż tu w y w ie r a p ew ien w p ły w . Jak g n iew lub o d w a ga w y c ią g a ją ciało nasze n iby strunę do g ó ry , ja k p rzestrach j e łam ie a p okora zg i­

na, ta k n aod w rót układ ciała w dan ych o koli­

cznościach podnosi lub zniża natężenie duchow ej czynności. P o sta w a p o ch ylo n a tłum i, w y p ro s to ­ w an a u sk rzyd la i pobudza. D la te g o dobrą je s t zasa­

dą skłan iać g n ie w a ją cy ch się a b y usiedli, d latego to m ów ca stojąc, przem aw ia skuteczniej, ogniściej i bardziej p rzek o n yw ająco ; w p o staw ie stojącej m yśli szybciej i pełniej p ły n ą a ru ch y są sw o b o ­ dniejsze aniżeli w pełnej m oże p o w a g i p o staw ie siedzącćj. P odobnie o sła b ia ją cy w p ły w w y w ie r a położenie leżące. N ic ta k skutecznie i p rędko nie u su w a g w a łto w n e g o podn iecenia szalonego, ja k ułożenie g o na łóżko. P ołożen ie leżące nie sp rzy ja n a w e t spokojnem u św iadom em u siebie za stan aw ia­

niu się, n aw et uw ażne trzeźw e pojm ow an ie tego, co się s ły s z y lub czyta, nie bard zo się udaje w p o ­ łożeniu leżącem . N ie bard zo tćż za zw ycza j okazu­

j ą się skutecznem i, w y g o d n e stud yja na sofie n ie­

k tó ry ch m łodych uczonych. W reszcie i na to je s z ­ cze zw ró cim y u w agę, że czaso w e w yk lu czen ie któ ­ rego k o lw ie k ze zm ysłów , p ozb aw ia tćż ducha n a­

szego cząsteczki je g o świadom ości. G d y zam knie­

m y oczy uczujem y zaraz, g d y ty lk o na to u w a g ę naszę zw rócić zechcem y, że trudniej panujem y nad w yob rażen iam i naszemi, aniżeli g d y w około siebie ro zgląd ać się m ożem y. T o co n a zy w a m y p rzy to ­

(26)

m nością um ysłu, je s t zależnem od m ocy naszego- p an o w an ia nad zm ysłam i.

I dziś jeszcze zach ow uje zupełną słuszność zdanie w yp o w ie d zian e przez Jean" P a u l’a, że tru ­ dniej objaśnić sen aniżeli m arzenie senne. G d y b ow iem po tern w szystkiem cośm y p o w yże j p o­

w iedzieli o zjaw isk ach i p rzyczyn ach snu, zechce­

m y określić p o jęcie snu, w y ra z ić czem w ła ściw ie je st sen w istocie sw o jej, m ożem y p o w ied zieć t y l­

ko tyle: Sen je s t koniecznem p eryjo d y czn em o sła ­ bieniem czyn n ości d u chow ych , w aru n kow an em przez s p ra w y chem iczne zachodzące w m ięśniach i n erw ach, osłabieniem , które się o b ja w ia n a jczę­

ściej ja k o u tra ta samo w ied zy, tern głęb sza, im bodźce zm ęczenia osiągają w iększe natężenie. U tra ­ ta sam ow ied zy — nie zaś zaw ieszenie w szystkich czyn ności du chow ych , sen bow iem i czuw anie to nie zjaw isk a w ręcz obce sobie i z sobą sprze­

czne, są to ty lk o zjaw isk a różne, je s t t o — o d p ły w i p rzy p ły w .

(27)

ROZDZIAŁ II.

S E N N E M A R Z E N IA . --*B»-- -

N ajznakom itszem , n ajbardziej interesującem , najbardziej w yob raźn ią ludzką w zruszającem z ja w i­

skiem sennem, są senne m arzenia. O d daw ien daw na, od F arao n a, k tó ry śnił o 7 tłu sty ch i 7 chudych kro w ach , po dziś dzień, p rzy p isy w an o m arzeniom sennym , czyli ta k zw an ym snom, ja k iś g łę b o k i zw iązek z losam i człow ieka, z dziejam i je g o życia.

Z g łęb iać osłonione sym boliczne znaczenie snów, tłó- m aczyć j e i tym sposobem przen ikać w zrokiem po za g ru b ą zasłonę przyszłości, stan ow iło n iegd yś bardzo cenioną sztukę i naukę. T o ż i dzisiaj sta ­ rają się na odpustach i jarm ark a ch w y z y s k iw a ć potrzebę ciem nego ludu, sprzedaw aniem zn an ych

„n ajn ow szych sen n ików .” Jeśli je d n a k nasz trze­

ź w y rozsąd ek nie uznaje sym bolicznego znaczenia snów , niem niej w szakże p rzyzn ać m usimy, że m a­

rzenia senne w ielki, bezpośredn i w y w ie ra ją w p ły w na nasze usposobienie, w yo b raźn ią naszą, a n aw et postępki. K tó ż nie zo stał ju ż kie d yk o lw ie k przez

(28)

m arzenia senne do g łęb i duszy w zruszonym , któż z pow odu w id ziad eł sennych, nie doznał kied y strachu, smutku, tęskn o ty lub radości! K o m u ż ch oć raz nie b y ły sny p rzestro g ą lub p obud ką do działania? Z te g o punktu w id zenia p rzed staw iają się senne m arzenia istotnie ja k o ja k a ś p o tęg a, a zw iązek ich z losem i p rzyszło ścią nie zaw sze zd a­

j e się b y ć czczem ty lk o złudzeniem.

Czem że je s t senne m arzenie — ów p odn iosły, to znow u p o spo lity, w y so c e p o etyczn y, to znow u gru b op rozaiczn y, to m iły to okru tn y g o ść codzien­

n y naszej duszy, Jest li on istotnie gościem z ze­

w n ątrz nas nachodzącym , czy też w y tw o re m n a­

szej w łasnej duszy, a je że li ta k jest, to ja k ż e o b ­ jaśn ić cech y je g o ta k różne od życia duszy w cza­

sie czuwania?

S tarożytn ość, która w szystko u bóstw iała, w y ­ m yśliła też i B o g a snów. B ó g snów zstęp uje j a ­ k o b y na p o w iek i śp ią cych i roztacza przed ich duszą, stosow nie do sw ej p rzych yln o ści lub nie­

chęci, w eso łe lub p rzy k re obrazy. W e d le staro- żytn iejszego jeszcze pojm ow an ia, sny sam e są to dem ony zam ieszkujące d rogę do H adesu z tamtej stro n y O keanosu w krainie n o cy (Odyss. 24. 11).

W e d le H ezioda są one dziećm i n o cy i m ieszkają w ra z z nią w podziem nej ciem ności; E u ryp id es m ówi o nich ja k o o czarn o sk rzyd łych gienijuszach, O w i­

diusz— o dzieciach b o g a nocy. B y ć może, że nie jed n o je s t tu ty lk o obrazow aniem poetyczn em , niemniej je st faktem , że n aw et ta c y w y b itn i m y ­ śliciele ja k P y ta g o r a s i S o krates m ieli sn y za zrzą­

dzenia bogów . A ry s to te le s za to, znał ju ż w p ły w

(29)

zm ysłów na rojen ia senne. N ic dziw nego, że w w ie ­ kach średnich p o g lą d y m istyczn e na sny znow u w zię ły gó rę. W ie lk i lekarz i w ięk szy jeszcze szar­

latan w ie k ó w średnich P ara celsu s von Hohenheim , w yp o w ie d ział p oetyczn e zdanie, że syd e ry czn a t. j.

nadziem ska część naszego ducha w znosi się w cza­

sie snu ku gw iazdom , elem entarna zaś czyli ziem ­ ska je j część, pozostaje. I dotąd jeszcze podobne n a p o ty k a ją się p o gląd y. F echn er, znakom ity u czo­

ny, k tó ry później stał się sp iry tystą , sądził że du­

sza w n o cy „ w y w ę d r o w y w a ” — dokąd? teg o nie w y p o w ia d a ł — i d latego scena w której się o d b y ­ w a ją m arzenia senne je s t inną, aniżeli scena życia rzeczyw istego . P o p ro stu u praw ian o kult snów.

M arzenie senne nie b y ło ju ż ty lk o objaw em snu, ale n a w e t zasadą i snu i czuw ania, (wedle v. S ch u b e r­

ta) najczystszem , najsubtelniejszem życiem sam o- dzielnem ducha. C ałe zagadn ien ie zostało odw ró- conem , sen uczyniono k w in tesen cy ją życia ducho­

w ego. C zuw an ie b y ło tym sposobem w ła ściw ie snem i niższym stopniem życia duszy, przebudze­

n ie — w ła ściw ie zaśnięciem .

Ś cisłe spostrzegan ie i k ry ty k a , z b liż y ły nas dzisiaj bard ziśj niż k ie d yk o lw ie k do poznania p raw życia du chow ego i w sk u tek tego też ro zjaśn iły się bardziej w aru n ki p o w staw a n ia sennych m arzeń, ty ch pozornie n ajsw aw o ln iejszych o b ja w ó w tego życia. Pom im o ty sią czn y ch zmian postaci, przen i­

kam y istotę tego czarow nika, znam y p raw d ziw e je g o k szta łty bez w zględ u na to, czy zja w ia się on ja k o anioł św ietlan y, czy ja k o g ro źn y duch złego.

W ie m y że m arzenie senne to nie je st dar bo-

(30)

gó w , to nie je s t podniesienie się ducha*-w sobie, w iem y też że nie w n ika w nas z zew nątrz. M arzen ie senne to nic innego, ty lk o pozostałość n iew ielka uśpionej zresztą .czynności mózgu. M arzenie senne je s t to w yo b rażen ie, w tćm podobne do w y o b r a ­ żeń na ja w ie przez zm y sły w ytw a rza n ych , że je s t w yobrażen iem plastyczn em . Zanim je d n a k posu­

niemy. się do d alszych objaśnień, p rzy p a trzm y się bliżćj sam em u zjaw isku.

W yo b ra że n ie senne n ietylk o je st podobnem do w yo b ra żen ia przez zm y sły w y tw o rzo n eg o , ale w ła ściw ie je st ono sam o w ytw o rzo n em przez zm y ­ sły. P rzed ew szystkiem bow iem istnieje cała g ru ­ pa rojeń sen n ych w y tw a r z a n y c h li przez zm ysły, zw łaszcza przez zm ysł słuchu i dotyku. T y lk o — a na tem to p o lega olbrzym ia różnica m iędzy w ra ż e ­ niami zm ysłow em i w e śnie i na ja w ie — że w czasie snu, w rażen ia zm ysło w e nie dochodzą do św ia d o ­ m ości czyste, w sw ej naturalnej że ta k p o w iem y postaci, ja k to się dzieje na ja w ie , ale 10 postaci alegorycznie zmienionej. T a k w y n u rza ją cy się obraz senny je st w ię c a le g o ryją . P rzy p u śćm y że drzw i w pobliżu naszej syp ialn i z p ew n ym łoskotem zo ­ sta ły zam knięte, w te d y fale d źw ięko w e dochodzą do n aszego ucha, w rażen ie zm ysło w e zostaje odczutem , ale aleg o ryczn ie ocenionem ja k o strzał, grzm ot lub coś podobnego. K to ś n ap rzykład , k tó ry ch ra ­ piąc, śpi w naszem sąsiedztw ie, pow od u je w nas groźn e w yo b ra żen ie ch rap iącego niedźw iedzia. S ł y ­ szym y plusk deszczu, a w e śnie p o w staje obraz p o ­ w odzi. D o ty ch sennych przenośni p rzy czyn ia ć się m ogą w szystkie zm ysły, najrzadziej może zm ysł

(31)

w zroku, d la te g o że silniejsze bodźce św ietln e p o­

przez cienkie blaszki p o w ie k zam kn iętych, w y w o ­ łu ją zazw yczaj n atych m iast obudzenie. W danym razie, w rażen ia św ietln e w n oszą do w yo b ra źn i na­

szej o b razy łun pożarn ych, słońca, k w ia tó w i b a rw . N ajczęstszem źródłem w y o b ra że ń sen n ych są w r a ­ żenia d o tyk o w e i czuciow e, je że li zw łaszcza do ty ch ostatnich z a lic zy m y w rażen ia zm ysłu w e w n ę trz­

nego, w n o sząceg o do św iad om ości naszej w ra że ­ nia z dziedziny zjaw isk n aszego życia roślinnego.

N ie zw y k łe np. uczucie m iękkiego ciepła na g rzb ie ­ cie, sp o w o d o w an e podsunięciem się ręki w tę oko­

licę ciała, sp o w o d o w ać m oże w yo b rażen ie czo łg a ­ ją c e g o się po nas w ęża lub dotknięcia się kota.

F a łd a w prześcierad le, źdźbło słom y, lub okru szyn a chleba, m oże stać się punktem w y jścia n ajgroźn iej­

szych obrazów , tn ących lub k łu ją cy ch narzędzi m ord erczych . W ra żen ie części ciała uciskan ych np.

lekki ból u cisko w y p rzy le żą cych na sobie nogach, w y b u ja ć m oże w w yo b ra żen ie jak ie jś bolesnej ope- r a c y i lub skaleczenia; w ie trz y k zim ny prześlizgu ją­

c y się po piersi obnażonej, — w w yo b ra żen ie zim­

nej ropuchy.

Godnem je s t uw agi, że pon iew aż w iele p rze­

nośni sennych u w szy stk ich ludzi, tw o rzy się w j e ­ dnaki lub przynajm n iej w bard zo p od obn y sposób, p o w stają ztąd od w iek ó w ju ż znane typy obrazów sennych, które zaw sze p o w ra cają . K tó ż np. kie­

d y k o lw ie k nie unosił się w e śnie w górę, czy to bosko w w yso k ie eteru sfe ry , ku w ielkiem u ździ- w ien iu sto jący ch tam na dole, albo ju ż o w iele skrom niej, bo ty lk o pod sufit pokoju. T a k ie

(32)

w yo b rażen ie senne p ow staje, g d y w głębokim śnie przez dłuższy czas le ży m y na jed n ćj stronie pow ierzchn i ciała, przyczóm n astępuje stępienie dotyku, św iadom ość ciśnienia w n erw ach z a tra ­ ca się, za tra ca się św iadom ość ja k ie jk o lw ie k p o d ­ p o ry, co p ro w ad zi do w niosku, iż zaw iśliśm y w p rze­

strzeni. Inn y bard zo p r z y k r y ty p obrazów sen­

n ych, je s t to w yo b ra żen ie iż je ste śm y n adzy lub niedostatecznie odziani, naturalnie w w aru n kach dla takiego stroju nieodpow iednich. W yo b ra że n ie to o ty le zbliża się do rzeczyw istości, o ile je s t n a ­ stępstw em istotnego obnażenia ja k ie jk o lw ie k części naszego ciała w e śnie. T u n ależy dalej ty p senny uczucia spad an ia z w yso k o ści p rzy usunięciu się j a ­ kiego człon ka z łóżka, lub obsunięciu się g ło w y lub ręki. T u w reszcie w sp om n iść n ależy o ty p o w y c h , o b aw ę bud zących snach, ja k k o lw ie k d o syć różnie postaciow an ych , które w y stę p u ją zaw sze p rzy przeszkodach w odd ychaniu lub krążeniu, w y w o ­ ły w a n y c h bądź to przez stosunki ch orobow e, bądź przez n ie w ła śc iw y u kład ciała. W y s tę p u ją one w bard zo ro zliczn ych stopniach natężenia, p oczą­

w szy od istnego strach u śm ierteln ego, aż do b a r­

dzo częstych ty p ó w poczucia ja k ie jś niem ocy, lub n ieprzezw yciężon ej niedokładn ości czyn ów n a­

szych np. niem ożności w y b ra n ia się w d ro gę lub spóźnienia pociągu.

T u taj n ależy rów n ież ta k strasząca ludzi zmo­

ra. W ciem n ych w iek ach średnich uw ażano z ja ­ w isko to ju ż n aw et nie ja k o m arzenie senne, ale ja k o pełn ą g ro z y rzeczyw isto ść, p o le g a ją cą na tem że szatani i duchy nocne siad ają na pierś

(33)

śpiącego. „P ew n ej n ocy, blizko ran ka sp o strze­

g łe m ” o p ow iad a je d n a z ofiar snu takiego, „prze- dem ną obok łóżka ja k ie g o ś w strętn eg o m ałego potw orka, zaled w ie p ostać ludzką m ającego .” W y ­ d ał mi się b y ć w zrostu średniego, szyję m iał cien­

ką, c a ły bardzo chudy, o czy m ocno czarne, m ałe, pom arszczone czoło. N os szeroki, usta w ielkie, w a r g i grube, szczęka krótka i spiczasta, b ro d a k o ­ zia, proste spiczaste uszy, w ło s y brudne, suche, zę b y psie, sp iczasty t y ł g ło w y , p ierś w y sta ją c a , g a rb z tyłu , w ązkie lęd źw ia, brudn a odzież uzu­

p ełn iała ten obraz. P o tw ó r sc h w y cił b rze g m ego łoża, w strząsn ął niem straszliw ą silą, w rzasn ąw szy:

nie pobędziesz ju ż tu długo. B udzę się n atych m iast pełen przerażenia, w ysk ak u ję z łóżka, b iegn ę do kościoła, rzucam się na ziem ię przed ołtarz, gd zie długo, długo o słu p iały z przestrachu p o zo staw a łem .”

(R adestock.' S n y i senne obrazy, str. 126).

P rzesąd o zm orach nocn ych w y w o ły w a n y c h przez d u chy p iekieln e t. z. „In cu bi“ k tó ry dziś j e ­ szcze u ludów m ałej c y w iliza cy i, w szechm ocn ie p a ­ nuje, o d g r y w a ł obfitą w n astęp stw a rolę w dzie­

ja c h ku ltu ry ludzkiej. O n to przew ażn ie d o starczał m a te ry ja łu do znanych, w strętn ie okru tn ych p ro ce­

sów o czarow n ictw o , któ re zw łaszcza w N iem czech przez trzy w ieki blizko zniszczenie szerzyły. I dzi­

siaj jeszcze zdaje się nie znikł bez śladu przesąd w m ow ie b ęd ący, i dzisiaj jeszcze się zdarza, że n iepokojące sny w p ły w p ew ien w y w ie r a ją na w y ­ obrażen ia snujące się na ja w ie . N iety lk o w d o­

m ach obłąkan ych , ale tu i ow dzie w zaściankach ciem noty, zd arzają się dziś ludzie, k tó rzy ze sw em i

(34)

średniow iecznem i w yob rażen iam i o czarow n icach i d y ja b ła c h — z ow em i śladam i kopaln em i daw no za­

m ierzchłego okresu duchów — dość dziw nie o d b ijają na tle w spółczesn ej ośw iaty. ,.Przed kilkom a la ty jeszcze ż y ła w domu o b łąkan ych w B rem en stara kobieta, tw ierd ząca że m a stosunki z d w om a d y jab ła- mi, opisując je w n ajdrobn iejszych szczegółach. Je­

den z ty ch d y ja b łó w , opow iadała, im ieniem „Z a ją ­ czek" b y ł d yjab ełkiem bard zo m ałym , nie w ięk szym od żabki drzew nej i ja k ta w zielon y surdut i zie lo n y kapelusz odziany. Co noc p raw ie w d r a p y w a ł się po nodze i ram ie łóżka do g ó ry i szep tał je j ztą d do ucha, w ielce go rszące i zło śliw e m ow y. D ru ­ g i natom iast d yjab eł, nazw iskiem „G eh a rd in " b y ł to bardzo w ielki, straszny, z ły duch, k tó ry w p ra ­ w dzie rzad ko się zjaw iał, ale zja w iają c się, p o w o ­ d o w a ł w p okoju okrop n y łoskot, p rzyczem pozba­

w ia ł j ą przytom n ości i w takim stanie oknem w od ­ le g łą z w y k ł b y ł u p ro w ad zać ją o ko licę." I w tym przyp ad ku , ja k to często u o b łąkan ych b y w a , życie senne p rzesn uw ało się do życia na ja w ie . A le hi- sto ryja ch o ro b y w m ow ie będącej k o b iety, czyta się n iby p rotokół z p rocesu o czarow n icach z 16 w ieku, w te d y też h isto ry ja ta n iew ą tp liw ie b y się zakoń czyła, ja k w szystk ie takie p ro ce sy — to je s t spaleniem mniemanej czaro w n icy na stosie. (Szolc.

W y k ła d y o obchodzeniu się z ch orym i na um ysł, str. 66).

G d y dzisiaj zm ora dusi, z w y k ło się p rzy p isy ­ w a ć je j raczej k szta łty zw ierzęce, m ó w i się o niedź­

w iedziu, k tó ry łap am i obejm uje, o ko cie k tó ry na pierś siad a i t. p. A lb o też rodzi się w y o b ra że n ie

(35)

o jakiem ś bezpośrednióm niebezpieczeństw ie, o n a­

jech an iu np. o p rzysyp an iu . Sam o się przez się ro ­ zumie, że w m ow ie b ę d ą cy ty p w yo b ra żeń sennych, p rzy b iera odrębne k szta łty, stosow n ie do in d y w i­

dualności; treść je g o będzie różną, odpow iednio do stan ow iska życio w ego , zajęcia i ko ła m yśli, któ re u danego osobnika przew ażają. Jeżeli jed n akże p r z y ­ czyn y d ziałają na w iększą liczbę śp iących w j e ­ dn ym czasie i w p odobn ych w arun kach , to je d n a k a pełn a g ro z y treść obrazów sennych, może w y t w o ­ rz y ć się u w szystkich. O takim u w a g i go d n ym p r z y ­ padku op ow iada Kra-uss: p ew ien batalijon fran- cuzkich żołnierzy, z a k w a te ro w a n y w starem o p a­

ctw ie w K a la b ry i, o p an o w an y o p ó łn o cy uczuciem duszącej zm ory, p o w stał odrazu z le g o w isk sw o ich jednocześnie i paniczn ym zd ję ty strachem , w y ­ b ie g ł szalonym pędem na dziedziniec. N a z a p y ta ­ nie co b y ich tak przeraziło, odpow iedzieli w sz y s c y ja k g d y b y przez je d n e usta, że dyjabet, pod p o sta ­ cią w ielkiego ku d łatego psa, w szed ł b y ł przez j e ­ dne drzw i, z szybkością b ły s k a w ic y sk o czył im na pierś i zn ikł znow u w d rzw iach p rze ciw le g ły ch . T a ż sam a scena p o w tó rzy ła się n o cy następnej, pom im o że o ficero w ie rozstaw ili się w ró żn ych m iejscach b y czuw ać nad d yjabłem . O bjaśnienia tego szcze­

g ó ln ego zjaw isk a szukać trzeba w n astęp u jących okolicznościach: żołnierze o d b yli w g o rą c y dzień c ze rw co w y, fo rso w n y m arsz, następnie w tło czen i zostali do ciasnego o p actw a, gdzie na posłaniu skąpem , ze słom y, z p ow od u b rak u n a k ry ć sp ali w m undurach. W ycze rp a n ie , zła pościel i uci­

sk a ją ce m undury, w szy stk o to razem w y w o ła ło

Sen. Biblioteka

W .M C S . w L u b l i n i e

(36)

pobudzenie, które p rzyb rało p ostać ła tw o narzucają­

cego się w yo b rażen ia. M ieszkań cy b ow iem m iejsco­

w i, pow ied zieli b y li żołnierzom , że w o p a ctw ie zo­

baczą strach y, g d y ż dokazuje tam d y jab eł, pod p o ­ stacią w ie lk ie g o czarn ego psa ku d łatego. P raw d o - podobniejszem będzie to objaśnienie, je śli się p rzy j­

mie, że ty lk o u je d n e g o lub niew ielu, w m ow ie b ęd ące okoliczności, w y w o ła ły daną p o stać uczucia zm ory, u re szty zaś, straszne to w yo b ra żen ie p o ­ w stało na drodze poddania m yślo w eg o (suggestion).

U czucie zm ory cisnącej, p o w staw a ć m oże w n aj­

rozm aitszych w arun kach . Z aw sze w szakże, p rzy c z y ­ ną najbliższą b y w a ją przeszkody w oddychaniu lub w krążeniu, lub w jed n ej i drugićj czyn n o­

ści w spółcześnie. T u n ależy przepełn ien ie żołąd ­ ka, ucisk zew n ętrzn y na żołądek przez położenie ręki, z b y t ciężkie n akrycie, n ie w ła śc iw y lub ró ­ żny od z w y k łe g o układ ciała, oraz p rzeszkod y w do­

stępie sw o bod n ym p o w ietrza p rzy obrzm ieniach b ło n y śluzow ej d ró g o d d echow ych . Jeżeli się śpi p rzy k atarze nosa z zam kniętem i ustam i, w skutek n iedostatecznego dow ozu tlenu, n agrom adza się w e k rw i k w a s w ę g la n y i p ow odu je sn y niepokojące, póki d o p ły w p o w ietrza zw iększon y przez o tw arcie ust, nie usunie teg o stanu. Znane są rów n ież cięż­

kie i straszne sny p rzy katarach g ard ła , oraz za ­ paleniach płu c i opłucnej.

O statnie p rzy k ła d y przenoszą nas do drugiej g ru p y w yo b ra żeń sennych, w której w ra żen ia zm y­

sło w e p o w stają nie w skutek bodźców zew n ętrzn ych , ale w skutek pobudzeń w ew n ętrzn ych . I tu, ja k to ju ż w idzieliśm y, zm ysł czucia w y tw a r z a najrozm aitsze

(37)

o b razy senne. I ta k np. stw ierdzon em je s t przez sam oob serw acyją, że bóle i z a w ro ty g ło w y p o w o ­ dują zagm atw an e podróże senne. Z d rętw ien ie j a ­ kiego członka przez ucisk np. ręki lub nogi, sp ra ­ w ia w rażen ie p rzy le g a ją ce g o ciała obcego. C horzy dotknięci porażeniem jednostronn em , sądzą iż ktoś obok nich le ży na łó żk u — sen, bard zo częsty u o b łą ­ kanych. P e w ie n ch o ry, k tó ry cierp iał na n ew ral- g iją m ięd zyżebrow ą, d o zn aw ał w e śnie w rażenia, ja k o b y b y ł ofiarą ukąszeń w ęża. N ie w ątp liw ie także, częsty ty p senny w yp a d a ją ce g o zęba, p o leg a na zm ianach ciśnienia w dziąsłach lub w jam ie zęb o w ej, np. przez zm niejszony d o p ły w krw i. O potrzebach cielesn ych ostrzegają nas często w yo b ra żen ia sen ­ ne. Ś n ią c y ma p rzytem mniej lub w ięcej św ia d o ­ me w yo b rażen ie p o trzeby, p rzy łącza się do teg o lekkie uczucie o b aw y; w reszcie ostatecznem u zaspo­

kojeniu p otrzeby sta ją na drodze najdziw aczniejsze i najśm ieszniejsze p rzeszkody. P o w sta je ztąd p ra ­ w d ziw a tra gik o m ed yja senna, któ ra koń czy się albo obudzeniem, albo spełnieniem danej p o trzeb y przez sen, co je s t naturalnie mniej upragm onem ro zw ią ­ zaniem. D zieci m o g ły b y dużo o takich snach opo­

w iad ać. T u należą także uczucia p ragn ien ia i głod u, które stosow n ie do sw e go natężenia, albo nam czaro ­ dziejskie rysu ją biesiad y, albo w trą c a ją nas w ja k ie ś nieokreślone stan y d ręczącej niepew ności. T rzeb a w spom nieć w reszcie o zm yśle m ięśniow ym . P r z y każd ym ruchu, je że li rozum ie się u w a g ę na to z w ra ­ cam y, m am y mniej lub w ięcśj ja sn e poczucie k ie­

runku pobudzenia n e rw o w e g o ku danej gru p ie m ięś­

niow ej. Czujem y do p e w n eg o stopnia jak p o b u d zen ie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mama z pewnością będzie potrzebować pomocy więc będzie jej bardzo miło, gdy dzieci samodzielnie ułożą talerze i sztućce.. Najpierw kładziemy duży płaski talerz, a na

O ile na jawie władza nad rzeczywistością jest ograniczona przez samą rzeczywistość, jej strukturę: rzeczywistość stawia opór; człowiek próbuje narzucić otocze

Choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy 215 soty soku żołądkowego, a nawet bezkwas i dlatego liczba pojawiających się później wrzodów jelita czczego jest bardzo nieznaczna,

Częstość występowania zespołu przeciążenia po wycięciu żołądka, zarówno objawów wczesnych jak i późnych, jest bardzo różna, waha się w granicach 5—38% (cyt.

Dotychczasowe badania fosfataz przeprowadzano najczęściej na materiale zwierząt doświadczalnych po uprzednim uszkodzeniu wątroby. Konieczne więc wydaje się podjęcie

W grupach osób ze stwierdzoną pnzed leczeniem prawidłową lub obniżoną kwaśnością zawartości żołądka, ze względu na zbyt małą liczbę zgłaszających się do

Po prawej stronie podanej liczby zapisz liczbę dwukrotnie większą, a po lewej stronie podanej liczby zapisz liczbę dwukrotnie mniejszą.. Po prawej stronie liczby zapisz

Towar, który przyjechał rano rozłożono na półki magazynowe.. Przyjechały