• Nie Znaleziono Wyników

Tłumaczenia z literatur obcych w recenzjach prasowych początków XIX wieku : na przykładzie "Nowego Pamiętnika Warszawskiego" i "Pamiętnika Warszawskiego"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tłumaczenia z literatur obcych w recenzjach prasowych początków XIX wieku : na przykładzie "Nowego Pamiętnika Warszawskiego" i "Pamiętnika Warszawskiego""

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Tomasz Pokrzywniak

Tłumaczenia z literatur obcych w

recenzjach prasowych początków

XIX wieku : na przykładzie "Nowego

Pamiętnika Warszawskiego" i

"Pamiętnika Warszawskiego"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 71/1, 49-80

(2)

P a m ię t n ik L ite r a c k i L X X I , 1980, z. 1 P L IS S N 0031-0514

JÓZEF TOMASZ POKRZYWNIAK 1

TŁUM ACZENIA Z LITER A TU R OBCYCH

W RECEN ZJA CH PRASOW YCH PO CZĄ TKÓ W X IX W IEKU

NA PRZYKŁADZIE „NOWEGO PAMIĘTNIKA WARSZAWSKIEGO” I „PAMIĘTNIKA WARSZAWSKIEGO”

Pierw sze 20-lecie X IX w. jest okresem od daw na pen etro w an y m przez h istorię k ry ty k i literack iej. Je d n a k ta k w ażnem u jej działowi, jakim są recenzje, poświęcono niew iele uw agi lub w ogóle go pom ijano.

Inaczej rzecz się m a z p ro blem am i tra n sla to rsk im i. F u n d a m en ta ln a p raca Jadw igi Z iętarsk iej S z tu k a p rzekła d u w poglądach literackich' pol­

skiego O św iecenia (W rocław 1969) op arta została w przew ażającej m ie­

rze na przedm ow ach i auto k o m en tarzach tłum aczy oraz rozpraw ach i tra k ta ta c h teo rety czn o literack ich , ale nie w ykracza poza ro k 1800.

W tej sy tu a c ji zadaniem podstaw ow ym będzie p e n e trac ja tekstów recen zji prasow ych z pierw szego 20-lecia w. XIX, dotyczących p rze k ła ­ dów utw orów literack ich . Interesow ać nas tu będą nie poglądy ogólne na lite ra tu rę , sztu k ę p rze k ład u czy zadania k ry ty k i literack iej, ale za­ k res i c h a ra k te r p re te n sji zgłaszanych pod adresem tłum aczy i źródła pochw ał za ich tru d , w reszcie — stosunek recenzentów do utw orów oryginalnych, udostępn iany ch poprzez przek ład szerokim rzeszom czy­ telnikó w .

Aby opis sy tu a c ji b y ł m ożliw ie klarow n y, trzeb a pom inąć ta k ważne a sp ek ty spraw y, jak ind y w idu aln e gusta recenzentów , zw iązek pisanych przez nich tek stó w z całokształtem ich dorobku literackiego czy rozm aite uk ład y zachodzące na linii tłum acz— recenzent. A bstrah ow anie od ta ­ kich u w aru n k o w ań m a sw oje m inusy, ale m a też zalety. Pozw ala skupić uw agę na tym , co w zbiorze recen zji je st typow e i wspólne, bez względu na indy w id ualne różnice, k tó re zresztą w ty m p rzy p ad k u nie p rzek racza­ j ą g ranicy niuansów .

P oczątek X IX stu lecia w Polsce jest okresem k o n ty n u ac ji ten d en cji ośw ieceniow ych i n a ra sta n ia zjaw isk p rero m an ty czn y ch. G łów nym p rze d ­ m iotem zain teresow an ia będzie tu jed n ak piśm iennictw o w y rastające z tra d y c ji k lasycystycznych. P rzed e w szystkim dlatego, że one w łaśnie spow odow ały ogrom ne zafascynow anie lite ra tu rą obcą, szczególnie a n ty ­ 4 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1980, z. 1

(3)

50 J Û Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

kiem i klasycyzm em fran cu sk im , k tó re nie ty lk o nie w ygasło w sch yłko­ w ym okresie Ośw iecenia stanisław ow skiego, ale po u p ad k u p a ń stw a znacznie się nasiliło. Nie bez w pływ u pozostało w ty m zakresie T ow a­ rzy stw o W arszaw skie P rzy jació ł N auk, sp ełn iające ta k w ażną, in sp ira to r- ską i o rg anizacy jną rolę w obec n a u k i i lite ra tu ry .

Z ainteresow aniom lite ra tu rą obcą to w arzyszyła p e łn a a p ro b a ta dla przekładów , tra k to w a n y c h jako sposób w zbogacenia k u ltu ry i lite r a tu r y narodow ej oraz m etoda w ydoskonalenia języka ojczystego lub te s t po­ tw ierd z ają c y spraw ność polszczyzny. T roska o rozw ój k u ltu ry , w o k re ­ sie porozbiorow ym szczególnie nasilona, spraw iła, że zaczęto bacznie p r z y ­ glądać się rów nież p rac y tłum aczy; ich udział w kształto w an iu owej k u l­ tu ry b y ł w ty m czasie dla w szystkich oczyw isty.

U m ożliw iał tę sui generis k o n tro lę rozw ój czasopiśm iennictw a. W p o ­ czątkach X IX w. był, co p raw da, zakłócany b u rzliw y m i w y d arzen iam i politycznym i, niem niej pozw alał na u p raw ia n ie stosunkow o szero k iej działalności k ry ty c z n o lite ra c k ie j.

Z estaw b ra n y c h tu pod uw agę czasopism nie jest pełny; chodzi je d y ­ nie o uzasadniony w ybór. N ajb ardziej sensow ne będzie chyba posłu żenie się p rzy k ład em „Nowego P am ię tn ik a W arszaw skiego” i k o lejn y ch se rii „P am iętn ik a W arszaw skiego” 1. R e p re ze n tu ją one bowiem , m im o zm ian y ty tu łu , a także zm ian zespołów red a k c y jn y c h w „P a m ię tn ik u W arszaw ­ sk im ”, te n sam ty p czasopism a m iesięcznego, nazyw anego „d ziennik iem n au k i u m iejętn o ści”, pozostającego w k rę g u oddziaływ ania T o w arzystw a W arszaw skiego P rzy jació ł N auk. M ożna tu jed n a k mówić o cz te re c h odrębnych czasopism ach 2.

Takie określenie bazy m ateriało w ej pozw ala też sprecyzow ać, jak ieg o okresu dotyczy nasza p en etracja: zam yka się on w latach 1801— 1823,. a przedm iotem zain tereso w ań jest 16 (niepełnych) roczników czasopism .

Ilość opublikow anych w ty ch p erio d y k ach p rzekładów z lite r a tu r ob­ cych nie jest im ponująca. M am y ich w sum ie 16, najw ięcej zresztą, bo aż 9, w „Now ym P a m ię tn ik u W arszaw sk im ” . Liczba ta nie jest duża, ale nie m ożna przecież zapom inać, że u k azały się one w czasopism ach, w k tó ry c h lite ra tu rę tra k to w a n o jako jed n ą z „u m iejętno ści”, nie p rze ­ znaczając dla niej zbyt dużo m iejsca. P onadto bierzem y pod uw agę ty lk o recenzje przekładów , i to n aw et nie w szystkie. W „ P a m ię tn ik u W a r­

1 „Nowy Pamiętnik W arszawski” pod redakcją F. K. D m o c h o w s k i e g o ; 1801—1805; „Pamiętnik W arszawski” pod redakcją L. O s i ń s k i e g o : 1809—1810; „Pamiętnik W arszawski” pod redakcją F. B e n t k o w s k i e g o : 1815—1821; „Pa­ m iętnik W arszawski” pod redakcją K. B r o d z i ń s k i e g o , F. S k a r b k a i J. K. S k r o d z k i e g o : 1822—1823. W przypisach lokalizujących tytuły te będą oznaczone skrótami — NPW i PW.

2 W łaściwie tylko „Pamiętnik W arszawski” 1822—1823 można by uznać za kontynuację bezpośrednią pisma z lat 1815— 1821; nie było bowiem luki m iędzy okresami ich wychodzenia, a podejmujący pracę w r. 1822 kierownicy pisma należeli do poprzedniego zespołu redakcyjnego.

(4)

szaw skim ” Osińskiego m am y bow iem 6 recen zji te a tra ln y c h ze sztu k tłum aczonych, ale ich a u to rzy albo w ogóle n ie zajm ow ali się jakością p rac y tra n sla to rsk ie j, albo pośw ięcali tej p ro b lem aty ce dosłow nie jedno zdanie. U w zględnianie tego ty p u p u b lik acji nie byłoby tu zatem celow e.

„Nienawistna robota”

Jak k o lw iek in te re su je nas k ry ty c z n y osąd przekładów , nie m ożna jed ­ nak odryw ać go od cało k ształtu sy tu acji k ry ty k i literack iej. Sporo w om a­ w ianym okresie na te n te m a t pisano, zarów no w osobnych arty k u łach , jak i w sam ych recenzjach. Z en u n cjacji ty ch w ynika, że sy tu acja k ry ty k i literack iej nie b y ła zbyt pom yślna. O graniczm y się tu do uw ag czynio­ nych na m arginesie recen zji w „Now ym P a m ię tn ik u W arszaw skim ” . J u ż w pierw szym zeszycie tom u 1 Dmochowski, p rzy stęp u jąc do analizy

A lz y r y V o ltaire ’a w przekład zie Osińskiego, pisał:

Wyłóżmy tu opinie o sztukach granych dzisiaj na Teatrze W arszawskim; c h r o n i ą c s i ę o b r a z y kogożkolwiek bądź, lecz jedynie m a j ą c w z a ­ m i a r z e p o s t ę p e k n a u k i r o z s z e r z e n i e d o b r e g o g u s t u * .

J e s t to zastrzeżenie poprzedzające recen zję pochlebną!

Po rów nież pochlebnym , choć nie pozbaw ionym pew nych k ry ty c z ­ nych uw ag, om ów ieniu Horacjuszy C orneille’a w tłum aczeniu tegoż Osiń­ skiego pisał Dm ochowski:

Pew ny jestem, że [tłumacz] przyjmie dobrze moje uwagi, które nie mogą w niczym osłabić szacunku jego pracy, i owszem, lepiej okazują jej wartość: bo kto w tysiąc trzechset wierszach tak mało uchybień i tak lekkich się dopuścił, przekonał o swojej zdatności i szczęśliwie pracował. K r y t y k a z a ś s p r a w i e ­ d l i w a c z ł o w i e k a r o z s ą d n e g o o b r a ż a ć n i e m o ż e 4.

Ju ż z ty ch dw u w ypow iedzi i z k o n tek stu , w jakim się p o jaw iły , m ożna b y w yciągnąć w niosek, że recenzow anie nie należało do zajęć n ajp rzy jem n iejszy ch . P otw ierdza to w całej rozciągłości kolejn a recenzja Dm ochowskiego z r. 1803, pośw ięcona p rzekładow i Fénelona, czyli zakon­

nic k a m b r e z y js k ic h Josep h a M arie C héniera 5. Decydow ał się Dm ochow­

ski na jej napisanie niechętnie, k o n k lu d ując z goryczą:

3 [F. D m o c h o w s k i ] , O teatrze polskim — „A lzyra”. NPW 1801, t. 1, s. 82. Podkreśl. J. T. P.; tak samo traktujemy je graficznie i w następnych cytatach, na­ tom iast podkreślenia pochodzące z cytowanych tekstów wyróżnia dodatkowo kur­ syw a. — Następne odwołania do tej publikacji lokalizować będziemy tylko liczbą w naw iasie wskazującą stronicę; analogicznie w wypadku innych powtarzających się tytułów (niekiedy będą one dla jasności umieszczane, w zapisie skróconym, przed liczbą lokalizującą).

4 F. D m o c h o w s k i , „Horacjusze”. Trajedia Piotra K ornela przekładania L u dw ika Osińskiego. NPW 1802, t. 7.

6 Pełny tytuł: „Fénelon, czyli zakonnice ka m b rezyjsk ie”. Tragedia w pięciu a k ­

tach, po francusku napisana p rzez J. Chénie, przełożona niedaw no na polski ję ­ z y k [przez Józefa C zyżow skiego], grana na Teatrze W arszaw skim . NPW 1803, t. 10.

(5)

52 J Û Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

[tłumaczenie] tak jest mierne, że krytyki wytrzym ać nie może, a pisarze nasi tak mało są do niej przyzwyczajeni, że to, co się w e Francji, Anglii, Włoszech, Niemczech powszechnie dzieje, u nas, choćby najdelikatniej wykonane, jeszcze krytyka od draźliwości autorów nie zabezpiecza. Każdy, jak gdyby z prawa, po­ chwał wyciąga: gniew a się o uwagi, za które by wdzięczność mieć należało.

[„Fénelon” 115]

Tu ju ż w szystko zostało pow iedziane zupełnie jasno. U derzające jest zresztą to, że z każdym rokiem Dm ochowski jest coraz bardziej n iech ęt­ nie n astaw io n y do sw ych z a tru d n ie ń kry ty czn y ch . Nie b ył to zaś pogląd nad m iern ie zindyw idualizow any. Nieobcy je st on tak że inny m rec e n z en ­ tom , choć nie p rze d staw ia ją go oni w tak b ezpośredniej form ie. Często­ kroć p o d k reślają tylko, że piszą swe om ów ienia w yłącznie dla p rzy słu g i lite ra tu rz e i ojczyźnie.

A nonim ow y k o m en ta to r zaczerpniętego z gazety niem ieckiej R z u tu

oka na literaturę p o ls k ą 6 był przekonany, że „Now y P a m ię tn ik W a r­

szaw ski”, w k tó ry m ten a rty k u ł opublikow ano, jest pow ołany do „roz­ trz ą san ia dzieł nowo w ychodzących” , gdyż w ten sposób u k azu je się „w artość dzieła” i fo rm u je „gust publiczności”. D odaw ał jed n ak od razu:

Znam ja, że to nie jest łatwa, i owszem, bardzo jest nienawistna w naszym języku robota. [„Rzut oka” 221]

Dlaczego ta k jest, to już wiem y: bo nasi au to rzy nie są przyzw ycza­ jen i do k ry ty k i, bo oczekują tylko pochw ał, są więc nad m iern ie drażliw i. Nic dziwnego, że w n astęp n y m ro k u „Now y P a m ię tn ik W arszaw ski” przed ru k o w ał Ignacego K rasickiego Uwagi nad k r y t y k ą 7. M ożna je uznać, chociażby ze w zględu na w y jątkow ą pozycję ich a u to ra w cza­ sach Oświecenia, za zupełnie m iaro d ajn e stw ierd zen ie sta tu s quo. W e­ d łu g K rasickiego k ry ty k a je st w sw ych in ten cjach szlachetna i niezw ykle potrzebna: „Pochodzić m a i b rać swój w zrost z chęci polepszenia tego, co zdrożnego w idzi” — p rzyczyna niechęci do niej tk w i jed n a k w tym , „że często ta żarliw ość, z siebie chw alebna, albo złe m a powody, albo się nieprzyzw oicie obwieszcza” , i w ted y to k ry ty k a „staw a się z użytecznej, ja k by być pow inna, szkodliw ą” (104). K rasicki nie w ini więc czułych na p unkcie swego ta le n tu auto rów recenzow anych tekstów , ale recen zen ­ tów , piszących swe om ów ienia z zaw istn y ch pobudek, lub w y rażających sw e sąd y w n ietak to w nej form ie. Nie bez pow odu sporo m iejsca poświęca książę biskup osobie Zoila, k tó ry od w ieków ew okow ał w yłącznie nega­ ty w n e reak cje pisarzy.

Bardzo w ażne są więc pew ne rad y K rasickiego pod adresem k r y ty ­ ków . Jego zdaniem , k ry ty k a —

6 R zut oka na literaturę polską od ostatniego podziału Polski aż do końca w ieku

osiemnastego. W ypis z gazety pod tytu łem : „In telligen zblatt der allgem einen L itera­ tu r-Z eitu n g”, na polskie przełożon y z przydan iem n iektórych uwag przez A. K. P.

NP W 1802, t. 7.

(6)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 53

Jest to rodzaj sądu niby polubownego, mający za cel wzrost nauki i coraz w iększe wydoskonalenie pisarzów, gdy im się użyteczne prawidła ukazują, jak rzecz, którą przedsięwzięli, wykształcić i poprawić należy.

P o d k reśla jed n a k K rasicki, że w ykonanie tego zam iaru m usi być po­ zbaw ione najm n iejszej n aw et złośliwości; co w ięcej, k ry ty k ,,pełen w zglę­ dów i uczucia, p rzy m ilać pow inien p o p raw ę” . Skoro bowiem:

Można, jak to mówią, grzecznie łajać, [...] czemuż względnie i bez obrażenia nie poprawić! sposób ostrość rzeczy zmniejsza [...].

Z dru g iej jed n a k stro n y p rzestrzeg a K rasicki przed zby tnią łagod­ nością, k tó ra może przekształcić się w grzech pobłażliw ości dla niedo­ sta tk ó w u tw o ru i jego p o p raw y w efekcie nie spow oduje. Na ty m nie koniec. K ry ty k nie tylko pow inien ganić; „trzeba, iżby dał przyczynę n a ­ g a n y ” . Tę zaś może podać w tedy, kiedy m a odpow iednie wiadomości, głę­ boką n au kę i spore dośw iadczenie. M usi „dobrze rzecz pierw ej posiadać, niż się na jej sądzenie [może] odw ażyć” (105— 106).

N iełatw o więc być k ry ty k ie m . Trzeba um ieć połączyć szerokie kom ­ p e te n c je z dy p lom atycznym talen tem ; nie pobłażać, ale i nie obrażać; „przym ilać p o p raw ę” , ale i ferow ać w yroki nieodw ołalne, choć w y n i­ k ające z decyzji „sądu [...] polubow nego” . W ostatecznym rac h u n k u o re z u lta c ie p racy recenzentów decyduje skuteczność ich ra d i trafn ość sądów , ale zależy on rów nież od stopnia drażliw ości autorów .

Te okoliczności w dużej m ierze w y ja śn ia ją stosunkow o niew ielką liczbę recenzji; pozw alają też uznać 16 om ówień utw orów tłum aczonych za spory zestaw . P o m ijając bow iem p rób y ostatecznych rozstrzygnięć, k to był bardziej w inien: przeczuleni au to rzy czy n ietak to w n i recenzenci, trz e b a dostrzegać, że na ty ch d rugich składano cały ciężar obowiązku p rzek ształcen ia „trw ożącego stra szy d ła ” — jak nazyw ał k ry ty k ę S ta­ nisław K ostka Potocki — w „przyjaciółkę n au k i u m iejętn o ści” 8.

„Niech każdy sądzi o talencie tłumacza”

J a k konieczność w ypełnienia tego obow iązku w pływ a na kształt i c h a ­ r a k te r recenzji — n ietru d n o dostrzec. P rzed e w szystkim niek tórzy k ry ­ ty c y zręcznym w ybiegiem u n ik ają kłopotów . Spora część om ówień ma po p ro stu c h a ra k te r bardzo zdaw kow y. W recen zji z p rzek ład u Cyda w ięcej m iejsca poświęcono „osnow ie” trag ed ii niż jej tra n sla to rsk iej r e ­ alizacji. A u tor w łaściw ie na czytelników p rzerzuca zadanie oceny tłu m a ­ czenia, zam ieszczając w ram a ch sw ych uw ag „trzy sceny tej sław nej

8 S. K. P o t o c k i , R ozpraw a o zasadach k ry ty k i [czytana] na zgrom adzeniu

P rzyjaciół Nauk dn. 21 styczn ia 1811 r. W zbiorze: Polska k rytyk a literacka (1800— 1918). M ateriały. T. 1. Warszawa 1959. Sytuacja krytyki literackiej w owym czasie

i wr ogóle w Oświeceniu jest bardziej złożona i wymagałaby osobnego, szerszego om ówienia.

(7)

54 J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

tra g e d ii” i zastęp u jąc jakąk o lw iek analizę zdaw kow ą pochw ałą sk ie ro ­ w an ą pod adresem tłum acza 9.

Identycznie p o stępu je D m ochowski recen zu jąc A lzyrą , m im o iż Osiń­ sk iem u jako tłum aczow i poświęca sp ory n aw et akapit. Pisze, że a u to r p rze k ład u ,,sta ra ł się podnieść do w ysokości ory g in ału i że w ierszow i polskiem u usiłow ał dać tok łatw y i św ie tn y D ostrzega co p raw d a „gdzieniegdzie w iersze p o trzeb u jące lekkiej p o p raw y ”, ale nie w ątpi, że tłu m acz bez tru d u „zagładzi te m ałe p la m y ” . Ja k ie w iersze i dlaczego uw aża recen zen t za niedoskonałe — nie w iem y, bo um ieszczając po omó­ w ien iu „n iek tó re k a w a łk i” A lz y r y p ro p o n u je, aby z nich k ażd y sądził 0 talen cie tłum acza („A lz y r a ” 88— 89).

Podobną sy tu ację m am y w recenzji S ła w n y c h ludzi P lu ta rc h a w p rze­ kładzie Golańskiego. P rzed staw iw szy k ró tk ą historię tłum aczeń tego dzie­ ła, rec e n z en t w yręcza się p rzedm ow ą Golańskiego, k tó rą obficie cy tu je. .Wypisy z niej z a jm u ją 10 stronic d ru k u spośród 13 jej pośw ięconych. 1 znów, dopiero na końcu, pojaw ia się zdaw kow a konkluzja: „T łum acze­ nie m a zaletę ze sty lu gładkiego i z czystej polszczyzny” 10.

Taki sam c h a ra k te r — ni to p rezen tacji, ni to recen zji — m a om ó­ w ienie S a ty r Boileau.

Wyszły dopiero z druku Satyry Boala przekładania J. X. Gorczyczewskiego z przystosowaniem ich do rzeczy polskich. Jakim duchem podjął tę pracę, tłu­ m aczy się w przedmowie.

— rozpoczyna rec e n z en t i p rzy tacza obszerny fra g m en t owej przedm o­ wy, niek ied y tylko p odając jej stw ierd zenia we w łasnej re d a k c ji s ty li­ stycznej. Po czym k o nkluduje:

Przyznać należy, iż autor [przedmowy, tj. tłumacz] doszedł sw ego zamiaru i każdy odda mu tę sprawiedliwość, kto dzieło jego przeczyta n .

I dla p rz y k ła d u jed n ą z przełożonych s a ty r w ydrukow ano. R ecenzent od siebie napisał tu dosłow nie pięć k ró tk ic h zdań.

N ieraz w tak ich zdaw kow ych om ów ieniach połączonych z p rez e n ta c ją frag m en tó w chodziło o coś innego. W ro k u 1815 „P am iętn ik W arszaw ski” opublikow ał W y im e k z tra jed ii W oltera „ K a tylin a ”, tłu m aczen ia P. C zaj­

ko w skiego 12. Ów „w yim ek” poprzedzony je st trzem a stro n icam i rozw a­

żań o K a tylin ie, o opiniach na te m a t te j traged ii, jak ie p o jaw iły się we F ran cji, i o polskich p rze k ład a c h utw o ru . M imo ich istn ien ia a u to r stw ierdza:

8 Dzieła francuskie reprezentow an e na T eatrze W arszaw skim . „Cyd, albo R odryg”,

tragedia Kornela. NPW 1801, t. 2, s. 202—219.

10 „Sławni ludzie i onych porów nania”, Plutarcha dzieło historyczne, moralne i filozoficzne, przekładania ks. Golańskiego [...]. NPW 1805, t. 5.

II W stręt do „Satyr” zw yciężo n y gustem do nich, satyra Boala przekładania J. ks.

Jana G orczyczewskiego. NPW 1805, t. 20, s. 229—234.

12 [F. K. D m o c h o w s k i ] , W yim ek z tra jed ii W oltera „K atylina”, tłum aczenia

(8)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H

n ow e tegoż dzieła tłum aczenie [...], które zupełnie ukończone w rękopiśmie przed sobą mamy, zbytecznym nie będzie, i owszem, prawdziwym literatury o j­ czystej zbogaceniem nazwać się może. [410]

Czy m ożna ten i poprzednie tek sty uw ażać za recenzje? P rzy w szy st­ kich zastrzeżeniach, jak ie budzą, chyba tak . Z dw u co n ajm n iej w zglę­ dów: w owym czasie trak to w an o je tak samo jak recenzje 13, ponadto nie b r a k w nich elem entó w w artościujących, choć we w szystkich p rzy ­ p ad k ach w yłącznie dodatnio. Może więc, k ied y nie było za co ganić, ograniczano się do uw ag zdaw kow ych? Nie ro zstrzyg ając w tej chw ili p roblem u trzeb a przede w szystkim stw ierdzić, że ten ty p recen zji nie je st dom inujący. Ilościowo zdecydow anie p rzew ażają w nikliw e i obszerne ro zbiory tłum aczo n ych utw orów , a d o k u m entacja poszczególnych tez i sądów jest pełn a i p rzek o nu jąca.

Nie znaczy to jed n ak , b y należało pom ijać w całościow ym oglądzie ten pierw szy, liczebnie skrom niejszy ty p recen zyj. N iejednokrotnie fo r­ m ułow ane w nich uw agi, choć skrótow e, m ają k ap ita ln e znaczenie dla u sta le n ia sto su n k u do p rzek ład ó w i ich tw órców .

„Porwać się na dzieło w ielkie”

T łum aczenie w szyscy recenzenci uw ażają za pracę ty leż chw alebną, co tru d n ą . „M yli się, kto rozum ie, że nic łatw iejszego, jak przełożyć obcą sztukę na ojczysty ję z y k ” — tw ierd ził Dm ochowski, jednocześnie w yliczając piętrzące się p rzed tłum aczem tru d n o ści („A lz y r a ” 86— 87).

Naprzód, co do komedii, trzeba oddać przysłowia, żarty i wyrazy śmieszne, w łaściw e każdemu językowi, podobnymi wyrazami w swoim języku. [...] Trzeba jeszcze koniecznie zbliżyć sztukę do obyczajów krajowych, w yjąw szy chyba dzie­ ła, których rzeczą są wady i przywary powszechne ludzkości.

T a len t te n jest, zdaniem a u to ra S z tu k i rym o tw ó rczej, tak rzadki, że ty lk o jed en Zabłocki „doskonale go po siad a” .

W przek ładzie tra g e d ii n ato m iast „trzeb a um ieć s ty l podnieść sto­ sow nie do osób i rzeczy ” . P o nadto należy pam iętać, że sędziam i będą w ty m w y p adk u nie ty lk o recenzenci:

Wielu spektatorów, mających przytomny w pamięci oryginał, natychmiast porównywają tłumacza z autorem.

T en sam recen zen t chw ali więc Osińskiego, k tó ry tłum acząc Hora-

c ju s z y —

istotną [...] uczynił przysługę [...], tak pięknym dziełem pomnażając język i teatr polski. [„H oracjusze” 346]

13 Np. G o r c z y c z e w s k i w wydaniu 2 S atyr powoływał się na „recenzję” w NPW.

(9)

56 J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

G łów ną zasługą tłum acza jest w niesienie szacownego p rz y b y tk u da naszych bogactw literack ich , ja k to nazyw a Dm ochowski.

N atom iast p rze k ład Ijig en ii R acine’a, m niej fo rtu n n y , dokonany przez A dam a Rzyszczewskiego,

[mógłby być] szacownym dla języka polskiego przybytkiem, gdyby tłumacz od­ dał ją w m owie ojczystej tak pięknym wierszem, tak ślachetnym stylem, jakim jest napisana w oryginalnym języku. [...] Lecz przywilej ten nie jest pospolity: jest on udziałem rzadkich piór i długim ćwiczeniem się, długą wykształcony pracą 14.

N a jtru d n ie j p rzek ład ać dzieła ty ch tw órców , k tó rz y w swoim języ ku osiągnęli doskonałość — a więc z poetów łacińskich W ergiliusza i Ho­ racego, z F ran cuzó w zaś B oileau i V o ltaire ’a, a ty m b ardziej R acine’a. B łąd m łodego tłum acza polegał więc na tym , że „początkow ym w poezji piórem odw ażył się najdoskonalszego poetę p rzek ładać („Ifig e n ia ” 103).

Osiński z kolei, recen zu jąc w r. 1809 w ydane p o śm iertn ie tłu m aczenie

E neidy, dokonane przez Dmochowskiego 15, bardzo szczegółowo om aw ia

tru d n o ści tra n slato rsk ieg o rzem iosła. Mimo, iż tłu m acz b y ł już znany z p rzek ład u Iliady H om era, biorąc na w a rszta t E neidę p o ry w ał się na dzieło niezw ykłe. K łopoty z p rzysw ojeniem językow i polskiem u W erg iliu - sza „pojm ie każdy, kto dzieła obudw óch poetów [tj. H om era i W ergiliu­ sza] ściśle p o ró w n y w ał” .

P orów nanie to przy tacza recen zen t za D elille’em, k tó ry tw ierd ził m. in., że H om erow i p rzy zn aje się w śród poetów m iejsce, „jakie on sam d aje Jow iszow i m iędzy bogam i” (210). „Ta cecha m ocy i obfitości, k tó rą k ry ty c y p rzy z n a ją autorow i Iliady, nie jest od nich p rzy zn aw an a a u to ­ row i E n e id y ”. Lecz za to W ergiliusza cech uje sm ak, rozsądek, „doskona­ łość w częściach” i „szczęśliwe połączenie czułości z w spaniałością” . H om er jest w opiniach k ry ty k ó w tw órcą i „w y n alazcą” przebogatych piękności, z k tó ry m i postępu je rozrzu tnie, nie do końca nad nim i p a n u ­ jąc — W ergiliusz te piękności um ieszcza na w łaściw ych m iejscach. W utw o rach H om era uw idoczniają się „w szystkie natch n ien ia n a tu ry , k tó re b yły zasadą sz tu k i”, a w dziełach W ergiliusza — „w szystkie cu da sztuki, k tó ra w iern ie n aślad u je n a tu rę ” .

Te w łaśnie cuda sztuki pomnażają trudności w przekładzie Eneidy. [...] N ie masz ucha, które by w dziele łacińskiego poety nie czuło, jak w w ielu m iejscach każdy wiersz, każde przecięcie, każde słowo i sylaba jest szczęśliwym naślado­ waniem akcji w naturze [...].

W dziele oryginalnym owo naśladow anie n a tu ry m oże być niekiedy spontaniczne, n atom iast „w tłum aczeniu m usi być p raw ie zawsze dzie­ łem usilnej p rac y i ścisłego w y rach o w an ia” .

14 F. D m o c h o w s k i „Ifigenia w A u lidzie”, tragedia Rasyna [...]. P rzekładania

Adam a R zyszczew skiego [...]. NPW 1802, t. 8.

15 O... [L. O s i ń s k i ] , „Eneida” W irgiliusza. Dzieło pośm iertne p rzez Franciszka

(10)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 5 7 Na ty m jed n a k tru d no ści p rzek ład an ia lite ra tu ry sta ro ż y tn e j się nie kończą. Dodać do nich trz e b a „różność języków , k tó ry c h w yrazy, jednę rzecz znaczące, tak są częstokroć w b rzm ien iu od m ienne” , dodać też trzeb a zdecydow aną „wyższość greckiego i łacińskiego języka, w k tó ry ch poeci m ając na każd ą sylabę i i о с z a s, słusznie czyny b ohaterów swoich

ś p i e w a l i ” — p odkreśla z naciskiem rec e n z en t („Eneida” 217— 218).

To przek o n an ie o w y jątk o w y m tru d z ie tra n sla to rsk iej p racy jest w ow ym czasie pow szechne. Pow szechne na tyle, że nie wszyscy u w a ­ żają, aby w łaściw e było przy p om in anie te j p raw d y na każdym kroku. A u g u sty n Ż dżarski w uw agach nad frag m en tam i tłum aczenia dzieł Liw iusza w trąc a więc tylk o zdawkowo, że tłum acz „nabył niezaw odnie p raw a do szacu n k u publiczności [...] i p rzez ogrom swej pracy, i przez tru d y , k tó re pokonyw ać m u sia ł” 16. In n y zaś recen zent, u k ry w a ją c y się pod k ry p to n im e m K. М., stw ierd za jedynie, że nie widzi po trzeb y „w cho­ dzić w rozbiór korzyści, jak ie w y n ik a ją z przy sw ojenia lite ra tu rz e naszej tak ważnego, a razem i ta k potrzebnego d zieła” , za jakie uw aża książkę Fénelona O w ych o w a n iu m ło d zieży płci że ń sk ie j 17. K orzyści te są p rze­ cież oczywiste.

W w ielu w ypow iedziach, a szczególnie dobitnie w recen zji O sińskie­ go, p o dk reślon a została konieczność dorów nania oryginałom . Podnosze­ nie „pożytków ” , pły n ący ch z p rzekładów zarów no dla l i t e r a t u r y j ak i dl a j ę z y k a , potw ierdza jednocześnie z całą w yrazistością, że głów nym celem p ra c y tra n sla to rsk iej · nie było udostępnianie czyteln i­ kom dzieł dotąd nie znanych. W konsekw encji takiego stanow iska istn ie­ jąc y już przek ład , a n aw et p rzek ład y, nie stanow ią żadnej przeszkody w podjęciu p ró b y nowego tłum aczenia. P ró ba tak a nab ierała w tedy c h a ra k te ru ry w a liz ac ji m iędzy tłum aczam i.

Nie zawsze m ogła ona b yć rów norzędna. P aw eł Czajkow ski p o dejm u­ jąc p rzek ład C ycerona K siąg o pow innościach przypom ina, że „Jeszcze w ro k u 1593, gd y nasza m ow a zaczęła nabierać jasności [...], przysłużył się Polsce S tan isław K o szu tsk i” tego w łaśnie dzieła tłum aczeniem . Lecz że zaniedbał „piękności s ty lu ” , k tó ra u Cycerona ta k w iele znaczy, bo „p ra w d y sercu n a jle p ie j poleca” — now y p rze k ład s ta ł się niezbędny 18. Tu oczywiście, ze w zględu n a odległość chronologiczną, ry w alizacji w p e łn y m tego słow a znaczeniu być nie mogło.

R yw alizację p o d jął n atom iast, choć bez większego pow odzenia, Adam Rzyszczew ski, b iorąc na w a rszta t Ifigenię w A u lid zie R acine’a.

Dmo-16 A. Ż d ż a r s k i , U wagi nad w y ją tk a m i tłum aczenia Liw iusza um ieszczonym i

w „Program ie popisu publicznego na Żoliborze PW 1819, s. 399.

17 K. М., U wagi nad dziełem „O w ychow aniu m łodzieży płci żeń skiej” przez

Fénelona, arcybiskupa kam brayskiego, a p rzez M odesta W atta Kosickiego, filozofii doktora, na ję z y k polski przełożone [...]. PW 1823, s. 232.

18 P. C z a j k o w s k i , Cycerona „Do Marka syna” księga pierw sza. (Fragment

(11)

m J Û Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

chow ski recen zu jąc tę pracę w zm ian k u je o A ndrom asze w całości p rze­ łożonej przez S tanisław a M orsztyna i we fra g m en ta ch p rzez T rem bec­ kiego, o Fedrze w przekładzie W ojciecha T urskiego i o B r y ta n ik u w przekładzie J a n a K ruszyńskiego. Całą tw órczość R acin e’a uw ażano za niezw ykle tru d n ą do tłum aczenia.

Nie ze w szystkim i ryw alizow ać w ypadło. R ecenzent S ła w n y c h ludzi P lu ta rc h a w tłu m aczen iu G olańskiego przypom ina:

Sławnej pamięci Krasicki [...] zaprzątnął się także Plutarchem. N ie tłum a­ czył całego tekstu: zrobił skrócenie [...].

Choć więc praca księcia bisku p a „w yjdzie na w idok p u b lic z n y ”, tru d nowego tłum acza nie je st próżny: „Zaw sze b y śm y chcieli sam ego mieć P lu ta rc h a ”, a nie przerób k ę, choćby najlepszą. Z K rasickim tru d n o było­ b y G olańskiem u staw ać w zaw ody — stąd konieczność dodatkow ych uzasadnień sensu po d jętej przez tłum acza p racy (,,S ła w n i lu d zie ” 369).

J a n a A n d rzeja M orsztyna rów nież uw ażano za m istrza słow a — ale jedn ak sprzed pó łto ra w ieku. Jego tłum aczenia, m im o n iew ątp liw y ch i nie zw ietrzały ch w alorów , nie w szyscy zaakceptow ali w całej rozciąg­ łości. Co jed n a k w te j sy tu acji m ógł uczynić L udw ik Osiński, p rz e k ła ­ d a ją c pow tórnie C yda? W yjaśnia recen zen t, że now y tłu m acz „N iektóre

m iejsca, lubo w m ałej liczbie, cudnie [...] w y d a n e ” zachow ał i rozsądnie uczynił. „Na co się silić, aby koniecznie inaczej w ydać to, co już dobrze zrobiono?” — p y ta nie bez ra c ji („Cyd” 207— 208).

W ynika z ty c h dw u przykładów , że w w yp ad ku p isa rz y o ustalonej renom ie i niekw estionow anym tale n cie u nikano jednoznacznego p rze d ­ staw ian ia now ych przekładów w k ateg o riach ry w alizacji. Czyż jed n ak p rz e k ła d G olańskiego, k tó ry w e w łaściw y sposób podszedł do dzieła P lu ta rc h a, nie przew yższa streszczającej p rzeró b k i K rasickiego? czy Osiński, zachow ując w sw ym przek ład zie zaledw ie fra g m e n ty z M orszty­ na, nie tw orzy dzieła lepszego? W ty m d ru g im w ypadku rec e n z en t nie m a w ątpliw ości:

[nowy tłumacz] ma [...] dosyć chwały, że całe dzieło przelał i z r o b i ł j e t a k d o b r y m , j a k n i e k t ó r e u ł o m k i M o r s z t y n a . [„Cyd” 219]

N atom iast P aw eł C zajkow ski ryw alizo w ał w sposób u d a n y nie tylko ze S tanisław em K oszutskim . Tłum acząc K a ty lin ę V o lta ire ’a m iał przed sobą daw ny i, jak m ożna m niem ać, łatw y do przew yższenia p rze k ład Józefa Załuskiego, ale tak że now y, ogłoszony już dru k iem , Ignacego Sta w iar skiego 19 — w idocznie nie n ajlep szy , skoro re d a k c ja „P am iętnika W arszaw skiego” w yraziła opinię:

nowe tegoż dzieła tłum aczenie [...] zbytecznym nie będzie, i owszem, prawdzi­ wym ojczystej literatury zbogaceniem nazwać się może. [„K a ty lin a ” 408]

(12)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 59

T ak po jętej ry w alizacji m iędzy tłum aczam i tow arzyszyło zawsze p rze­ konanie, że istn ieją cy już p rze k ład nie spełnia w szystkich p okładany ch w nim nadziei.

Ignacy Potocki nadsy łając do „Nowego P am iętn ik a W arszaw skiego” fra g m e n ty swego p rze k ład u poetyki Horacego zaznacza, że w tra k c ie pracy nie było m u znane tłum aczenie tejże pióra O nufrego K o ry ty ń sk ie - go, w y d an e w ro k u 1770.

Później uwiadom iony o niej mniemałem pracę moją daremną: ale inaczej m nie czytanie samej księgi przekonało. Nosi ona cechę dzieła pogrobowego i jest w rzeczy bez w iny autora obrazem nie poprawionym i do wzoru sw ego niepo­ dobnym 20.

Pod m ask ą owej k u rtu a z ji odczytać m ożna nic innego jak chęć r y ­ w alizacji; a m b itn y zam ysł w zbogacenia lite ra tu ry ojczystej o p rzek ład udany.

W ro k u 1803 w yszły jednocześnie dw a tłum aczenia H enriady Vol­ ta ir e ’a: Euzebiusza Słow ackiego i J a n a K antego C h o d an ieg o21. Oczy­ wiście w ty m p rzy p a d k u obaj tw órcy nie podejm ow ali św iadom ej ry w a ­ lizacji, bo o sw oich tra n sla to rsk ic h p racach po p ro stu nie w iedzieli. Ale w łaśnie w k a te g o ria c h ry w alizacji om aw ia ich te k s ty L udw ik O s iń s k i22. Z estaw ia fra g m en ty , w skazuje, k tó re są jego zdaniem lepsze, a k tó re słabsze i — jak k olw iek oba p rze k ład y ocenia niepochlebnie — znacznie gorszą c e n zu rk ę w ystaw ia Słow ackiem u, gdyż u niego „w ięcej [...] zna­ leźć m ożna m iejsc n iew iern ie przełożonych” (113). W każdym razie O siński n a w e t jed n y m słow em nie w y raził jakiegokolw iek zdum ienia, że w ty m sam ym p raw ie czasie „w yszły na w idok publiczn y dwa tłu m a ­ czenia H e n ria d y ” — p o tra k to w a ł to jako n ajzu p ełn iej oczyw isty i n a tu ­ ra ln y przy padek , dający pożyteczną możliwość k o n fro n tacji ta le n tu i p ra ­ cy obu tłum aczy.

„Trzeba ciągle walczyć z autorem”

W w ielu w ypow iedziach ówczesnych recenzentów pobrzm iew a jed n ak p rze k o n a n ie o innym jeszcze, w ażniejszym ro d zaju ryw alizacji: p odej­ m u je ją tłu m acz z au to rem o ryginału. Je śli Osiński ta k dobitnie podk reś­ la w alory E n eid y czy epickich dzieł H om era i w skazuje na tru d ności p rz e k ła d u — to su g e ru je n iejako konieczność „zm ierzenia się” z orygi­ nałem . Je śli Dm ochowski zarzuca Rzyszczew skiem u, że nie sp ro stał

20 L ist do redaktora „Pam iętnika W arszaw skiego” o n ow ym przełożeniu na

polskie poetyki Horacego, p rzez samego onejże tłum acza przesłany. NPW 1801, t. 4,

s. 106—107.

21 Przekład Chodaniego wyszedł w Krakowie, Słowackiego w Warszawie. 22 O. L. [L. O s i ń s к i], „Henriada” W oltera na ję zy k polski przełożona. NPW 1803, t. 12.

(13)

со J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

w szystkim pięknościom R acin e’a — to tra k tu je jego p racę w ty c h sa­ m ych kategoriach.

N ajp ełn iej wszakże i w sposób jednoznaczny p rze d staw ił p rac ę tłu ­ m acza jako „ w alk ę” z au to rem O siński we w spom nianej recen zji H enria-

dy. Rozpoczyna od znanego już tw ierdzenia, że „nie m asz nic tru d n ie j­

szego nad dobre tłu m aczen ie” . Ta w yjątk ow a tru d n o ść m a swe g łów ne źródło w zasadzie dążenia do w spółzaw odnictw a.

Pisarz oryginalny przewyższającą liczbą piękności nadgradza wady i pociąga· nas na swoją stronę, tłumacz, nie nadwerężając żadnej piękności, tam nawet powinien być bacznym, gdzie się autor zaniedbuje.

I dalej:

w tłumaczeniu [...] żądamy, aby w s z y s t k o , porównane z oryginałem, godne było pochwały. Trzeba tu ciągle w a l c z y ć z a u t o r e m , u t r z y m a ć b e z p r z e r w y r ó w n o w a g ę , przenosić harmonią, godzić sprzeczne czasem ję­ zyki, a pomimo trudności n i g d y n i e d a ć s i ę z w y c i ę ż y ć . [100—101]

Dopiero osiągnięcie pełnego zw ycięstw a, czyli zachow anie w szyst­ kich „piękności” i p opraw ienie w szystkich u ste re k oryginału, pozw ala uznać p rzek ład za wzbogacenie lite ra tu ry k rajo w ej „praw dziw ym s k a r­ b em ” .

W sum ie je st to staw ianie przed tłum aczam i żądań m ak sy m aln y ch i form ułow anie k ry te rió w oceny niezw ykle surow ych. A nie m a w ty ch zasadach żadnej nieuczciwości; O siński-recenzent, w ym agania te staw ia rów nież O sińskiem u-tłum aczow i. Toteż postulow ane przezeń w ym ogi oceny przekładów są poza w szelkim i podejrzeniam i.

W tej sy tu a c ji konieczne w y daje się jed n ak spraw dzenie, z к i m nasi tłum acze podejm ow ali ową szlachetną w inten cjach , a niezw ykle tru d n ą „w alk ę”. Idzie tu nie ty le o w ykaz przysw ojonych polszczyźnie au to ró w , ile o form ułow ane oceny ich dzieł. W iadomo już, że Hom er, W ergiliusz, Boileau, R acine byli uznaw ani za tw órców genialnych; wobec nich n ie pojaw iały się w recen zjach żadne, n ajm niejsze n aw et zarzuty.

Często jed n a k recenzenci nie pośw ięcają utw orom ory ginalnym spec­ jaln e j uwagi. P rz y jm u ją niejako a priori, że są to rzeczy znakom ite. Cy­ tow ane p rzed ch w ilą rozw ażania Osińskiego są w stępem do om ów ienia przekładów H enriady. N ietrud n o z k o n tek stu w yw nioskow ać, że recen ­ zent nie m a n ajm n iejszych w ątpliw ości, iż oryg in ał jest dziełem w y­ bitnym .

Podobnie tra k tu je De viris illu strib u s P lu ta rc h a a u to r uw ag o p rze­ kładzie Golańskiego. Nie zajm u je się, co praw d a, sam ym P lu ta rc h em , lecz jed y n ie u zasadniając p racę tłum acza, nazyw a staroży tnego a u to ra „pisarzem tak m iłym , tak uczącym , że go całego czytać i odczytyw ać lu b iem y ” (370).

Sporo uw agi pośw ięcił n ato m iast Fénelonow i i jego rozpraw ie O w y ­

(14)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 61

M odesta W a tta Kosickiego. J e st to jed n ak p rzy p ad ek szczególny. K siążka F énelona nie je s t u tw o rem literack im i ty m sam ym nie należy autom a­ tycznie do owego k an o n u dzieł pow szechnie uzn aw an ych za w artościow e. W ty m w y p ad k u trzeb a więc było uzasadnić, że tłu m acz poświęcił swój czas na pracę w a rtą zachodu.

K iedy jed n a k O siński przełożył H oracjuszy, recen zen t m ógł ograni­ czyć się do jednego zaledw ie zdania na te m a t pierw ow zoru:

Hora с jusze p o w s z e c h n y m z d a n i e m umieszczone są w rzędzie tych siedm iu trajedyj, które Piotrowi Kornelowi zjednały im ię ojca francuskiego te­ atru i postaw iły go na czele wszystkich poetów dramatycznych wieków póź­ niejszych. [346]

Tu D m ochow ski pow ołuje się na „pow szechne zd anie” — w recenzji p rze k ład u Fénelona C héniera pisze:

Trajedia ta, czyli drama, [...] n a j l e p s z e m i a ł a p r z y j ę c i e w P a ­ r y ż u ; grano ją przeszło sto razy. [116]

— i te n fa k t zdaje się w ystarczać za w szelkie rekom endacje. Na pary sk ą k a rie rę p o em atu P ie rre ’a Le Gouvégo Z a le ty kobiet pow ołuje się też anonim ow y recenzent:

Małe to poema n a j l e p i e j b y ł o p r z y j ę t e w P a r y ż u , już to dla przyjemności rzeczy, już dla rzadkiego talentu poety, który w nim okazał się być godnym obrońcą tak pięknej sprawy [...]M.

Rów nież w Uwagach nad dziełem „O w ych o w a n iu m ło d zieży [...]” rec e n z en t, poza w szystkim i innym i uzasadnieniam i, przypom ina, że „w s a m e j n a w e t F r a n c j i po k ilk ak ro ć na pow szechne żądanie p rze d ru k o w a n y m zostało” (232). J e st to jak b y k o ro nny a rg u m e n t na rzecz w artości u tw oru .

N ajw ięcej m iejsca poświęcono tra g e d ii V o ltaire ’a K a tylina , czyli

R z y m w y b a w io n y , też jed n ak odw ołując się do ocen paryskich. Recenzent

przypom in a, że sław ny p isarz La H arpe „ro zebrał tę sztukę w swoim dziele o lite ra tu rz e , w y tk n ą ł jej piękności i nauczył ocenić jej w artość” <408). V ictorin F a b re zaś tw ierdził:

R zym osw obodzony jest to sztuka znawców i jest to jedno z tych dzieł, któ­

re znaglą krytyków trafnego smaku do wyznania: iż najpierwszym tragedii autorem w m alowaniu obyczajów jest Wolter. [409]

W każdym razie, bez w zględu na sposób i m etodę oceniania pierw o­ w zoru, bez w zględu na liczbę pośw ięconych m u zdań, bez w zględu na pow szechne, czy „ ty lk o ” p ary sk ie, dobre p rzy jęcie — zdecydow ana w ięk­ szość utw orów o ry g in aln ych zy sk u je pełn ą apro b atę recenzentów . In a­ czej m ówiąc, w ich p rzek o n an iu polscy tłum acze dokonyw ali wyborów

2* „Z alety k obiet”, poem a P. le Gouvé, przekładania Józefa Kossakowskiego. NPW 1803, t. 10 , s. 374.

(15)

62 J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W NT A K

tra fn y c h i nie trw o n ili swego czasu na rzeczy nieudane. P odejm ow ali „w alk ę” z godnym i przeciw nikam i.

D w ukrotnie jed n a k recenzenci zgłaszają pew ne zastrzeżenia w obec oryginałów dzieł przysw ojonych polszczyźnie.

Dm ochowski w cytow anej już recen zji A l z y r y po w stęp nych uw agach na tem a t problem ów p rze k ład u p rzed staw ił „osnow ę” sztuki stw ie rd z ają c na koniec:

Są niektóre uchybienia w tej trajedii, podług zdania la Harpe, jako to przyj­ ście Zamora do miasta, w którym schwytany. Jego staw ienie się przed A lzyrą w akcie czwartym, ofiarowanie życia zabójcy wicekróla Peru, pod warunkiem przyjęcia w iary chrześcijańskiej. [88]

Ja k w ynika z w ykazu, są to w ady n aru szające zasadę praw dopodo­ bieństw a zdarzeń, czyli — operując ów czesnym i pojęciam i — n aślado­ w ania n a tu ry .

J u ż nie pow ołując się na La H a rp e ’a k o n ty n u u je Dm ochowski:

Lecz te wady, które dopiero uważne zastanowienie się postrzega, nikną przy w ielkości charakterów, wysokości sentym entów. W z r u s z e n i e s e r c a n i e d a j e c z a s u r o z s ą d k o w i d o c z y n i e n i a z a r z u t ó w . A lzyra spra­ w ied liw ie się m ieści między najprzedniejszymi dziełami teatru francuskiego. [88—89]

Dm ochowski po stęp u je tu ta j zgodnie z zasadą sform ułow aną w dw a lata później przez Osińskiego: „P isarz ory g in aln y p rzew yższającą liczbą piękności nad grad za w ady i pociąga nas na sw oją stro n ę ” .

R ecenzja p rze k ład u Cyda pośw ięca też sporo uw agi fra n cu sk iem u pierw ow zorow i. J e j au to r, po p rzed staw ien iu osnowy sztuki pisze:

niektóre [w niej] znajdują się wady. Pięć ich znaczniejszych liczy sław ny literat la Harpe: 1. niepotrzebna w cale rola infantki (dlatego pospolicie jest opuszcza­ na), 2. nieprzezorność króla względem Maurów, 3. scena często jest próżna: akto- row ie przychodzą i wychodzą bez powodu, 4. monotonia w scenach między K sy- meną i Rodrygiem, 5. przedłużona nadto omyłka Ksym eny względem życia Rod- ryga, gdy Don Sanchez szpadę jej przynosi. [„Cyd" 207]

Znów są to w ady, k tó re w łaściw ie pow inny prow adzić do ko n k lu zji druzgocącej dla utw oru. Znów jed n a k recen zen t w ady te całkow icie lekcew aży.

A le materia tak interesująca, wzbudzająca litość i zadziwienie, gdy kochan­ kowie najsłodsze uczucia serca dla honoru poświęcają, wykonana z całą w ielko­ ścią sentym entów bohaterstwa i miłości, n i e z g a s ł ą t e m u d z i e ł u s ł a w ę z a p e w n i a . [207]

I jeszcze jed en p rzyk ład , p o tw ierd zający nieprzypadkow ość zastoso­ w an ych w obu recen zjach k ry te rió w ocen. Na łam ach „Nowego P a ­ m iętnik a W arszaw skiego” F ran ciszek K saw ery D m ochowski om ówił ty m razem nie przek ład, ale o ry g in aln e dzieło Ja c q u e s’a D elille’a L ’H o m m e

des Champs, ou les Géorgiques fra n ç a is e s 24. Zam ieszczając obszerne 24 F. D. [F. K. D m о с h o w s k i], „C złow iek w iejski, czyli Georgiki francuskie",,

(16)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 6 3 ·

fra g m e n ty we w łasnym tłum aczeniu, poprzedzone streszczeniem całości, nie un ik a form uło w ania ocen.

Z w ypisu tu zrobionego widzieć można układ tego poematu, a z miejsc przy­ toczonych [...] żywość i słodycz uczuciów, rysy obrazów, tok wiersza i kształt obrotów. T r z e b a p r z y z n a ć , ż e p l a n t e g o d z i e ł a j e s t c h y b i o n y . Sama P ieśń I i II odpowiadają zamiarowi: dwie ostatnie są oddzielne poemata. Od powiązania atoli w szystkich części, od jedności układu, podług prawideł Ary­ stotelesa, które są razem prawidłami rozumu, istotnie dobroć poematu zależy. Cóżkowiek bądź [...], t y l e w n i m z n a j d u j e s i ę p i ę k n o ś c i , że nie tylko' n ie zm niejsza w niczym chwały autora, ale n o w e d a j e m u p r a w a d o w d z i ę c z n o ś c i i szacunku m iłośników poezji, życia wiejskiego i cnoty. [215]’

Łagodność w ocenie słabości poem atu, k tó ry narusza p raw id ła A rysto­ telesa, a więc p raw id ła ro zu m u — jest uderzająca. Można by odnieść- w rażenie, że zachw iał się jak b y system k lasycystycznych norm „pięk­ ności” , skoro „moc uczuciów ” jest w stan ie zrekom pensow ać istotne b ra k i w arsztato w e. Ani Dm ochowskiego, ani Osińskiego nie m ożna jed n ak podejrzew ać o nieu św iad am iane czy sk ry w an e sym p atie pro ro m an ty cz- ne. To, że c z y ta ją te u tw o ry „na klęczk ach”, m usi m ieć więc inne źródło. T ym bard ziej, że w yraźnie zm ieniają pozycję, kied y zaczynają się in te ­ resow ać p rzek ład em uw ielbianego arcydzieła.

„Hołd jeniuszowi — sprawiedliwość talentom ”

W iem y już, że podstaw ow ym obowiązkiem tłum acza jest podjęcie r y ­ w alizacji z au to re m oryginału. Trzeba w niej u trzy m yw ać rów now agę, nie dać się pokonać, a n ajlep iej — zwyciężyć, tzn. prześcignąć oryginał.

Ta skala m ożliwego sukcesu m a jed n ak w yłącznie teo retyczne znacze­ nie. Tłum acz, nie ze w zględu na ran g ę swego tale n tu , ale z sam ej istoty u p raw ian eg o rzem iosła jest skazany na nierów ną w alkę, w k tó rej zwy­ cięstw o je st jed yn ie niedościgłym m arzeniem .

Oto w łaśnie Dmochowski, zam ieszczając w sw ym om ów ieniu Geor-

gik D elille’a fra g m en ty we w łasnym przekładzie, pisze:

Publiczność raczy przyjąć z pobłażaniem nasze usiłowania; pomniąc, że chcem y jej dać poznać rymotwórcę, którego wiersz, długą pracą kształcony, z r ó w n ą p r a c ą i z r ó w n y m j e m u t a l e n t e m z a l e d w i e m o ż e b y ć o d d a n y . [67]

O kazuje się więc, że p rzy ty m sam ym nakładzie pracy i p rzy rów nym talen cie tłum acz z a l e d w i e m ógłby dorów nać autorow i oryginalnem u.

To w y znanie Dm ochowskiego może co p raw d a budzić pew ną nie­ ufność; tłu m acz pisze nie o ukończonej i „w ygładzon ej” p racy , ale o p ró b ­ k a c h p rzek ład u, do tego swoich w łasnych, więc m usi być skrom ny.

K o n fro n ta c ja z innym i dek laracjam i recenzentów pozw ala jed n ak zm inim alizow ać wagę, jak ą m ożna przypisyw ać ty m dom niem anym , do­ d atk o w y m u w aru n ko w an io m sform ułow anej p rzez Dm ochowskiego za­

(17)

6 4 J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

Rozpoczynając om ów ienie A l z y r y w przekładzie Osińskiego, zam ierzał recen zen t „oddać h o ł d j e n i u s z o w i , k tó ry ją u tw o rzył a razem s p r a w i e d l i w o ś ć t a l e n t o m tłu m ac z a ” („A l z y r a ” 87). Hołd i spraw iedliw ość, geniusz i ta le n t to p rzeciw staw ien ia um ieszczające już

a priori znacznie niżej efek ty p rac y tłum acza. Ta dw oista h iera rc h ia ocen

pojaw iła się zresztą w tekście recenzji, podnoszącej trudn ości tłum acze­ nia, zw racającej uw agę na w ady u tw o ru oryginalnego i nie zgłaszającej żadnych pow ażniejszych zastrzeżeń wobec p rac y tłum acza.

Osiński, recen zu jąc p rzek ład R aju utraconego dokonany przez P aw ła C zajk o w sk ieg o25, u sp raw iedliw ia pew ne niedociągnięcia polskiej w ersji ‘Obiektywną niem ożliwością sp ro stan ia oryginałow i.

W iele z tym wszystkim tłumacz miał trudności, [...] a jeżeli gdzieniegdzie lub moc uchybiona, lub gładkość niezupełnie taż sama, lub dowcipność nie tak trafiona [...], przyznać to potrzeba w ielkim trudnościom, tak dalece, że łatwiej tu krytyk uczuje miejsca wym agające poprawy, niż j e n a l e p s z e z m i e n i ć p o t r a f i . [281].

I jak w tej sy tu a c ji — m ożna by zapytać — „nigdy nie dać się zw y­ c ię ż y ć ” ?

Odnosi się w rażenie, że owa w alka o poetyckie la u ry m iędzy au to rem a tłum aczem p rzy p o m in a wyścig z handicapem . Pozycja, z k tó re j s ta r ­ tu je tłum acz, je st jed n ak na ty le gorsza, że nie d aje m u p rak ty c zn ie żad­ nych szans zw ycięstw a; co n ajw yżej dorów n an ia autorow i oryginału, ale i ta k bardzo rzadko.

Ja k pisze Dmochowski, udało się to D elille’owi:

Tłum aczenie przez niego G eorgików W irgiliusza z powszechnym i pochwałami było przyjęte. Wolter umieścił je między dziełam i czyniącymi najwięcej zaszczy­ tu językowi francuskiemu [...]. O grody są drugim poematem D elille’a. O ś m i e ­ l o n y i z a p r a w i o n y a u t o r n a W i r g i l i u s z u , w ł a s n y m p u ś c i ł s i ę l o t e m . [„G eorgiki” 66]

Mimo odniesionego sukcesu w tra n sla to rsk im rzem iośle, D elille po­ rzucił je i „w łasnym puścił się lo tem ” . M ożna było się dom yślać, że to przy niesie m u w iększą chw ałę; u jaw n i jego geniusz, a nie tylko tale n t.

Nie należy jed n ak sądzić, że zalecano wówczas tłum aczenie jako w praw kę przed podjęciem tw órczości ory ginalnej. W yliczane w ielokrot­ nie tru d no ści tra n sla to rsk ie j p racy nie b y ły li ty lk o w ynikiem k u rtu a z ji wobec tw órców przekładów dalej k ry ty k o w an y ch . J a k w iem y, um ieję­ tność oddania obcego u tw o ru „w m owie ojczystej tak pięk n y m w ierszem , ta k ślach etny m sty le m ”, jak im jest n ap isan y „w o ry g in aln y m jęz y k u ”, nie zdarza się często.

Rzyszczew ski przecież nieop atrznie „początkow ym w poezji p ió rem ” próbow ał k onkurow ać z R acin e’em. N iefo rtu n n em u tłum aczow i Fénelona

25 O... [L. O s i ń s k i ] , „Raj utracony”, w czterech pieśniach, przełożon y z dziel

(18)

T Ł U M A C Z E N IA Z L IT E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 6 5

rad z ił zaś D m ochow ski, aby, „gdy lubi się baw ić n a u k a m i” , do innego p rzedm io tu , zapew ne łatw iejszego, swój ta le n t obrócił.

W ty m k o n tekście sukcesem nie lada b y ły pochw ały, k tó re zebrał m łody D elille za swe p ierw sze tłum aczenie. Tym bardziej że ryw alizow ał z sam ym W ergiliuszem , uzn aw an y m za jednego z najdoskonalszych p o ­ etów .

Ale zw ycięstw o to, o czym zapom inać nie m ożna, odniósł Delille, a nie żaden polski tłum acz.

U derzająca je s t bow iem nie tylko podw ójna skala ocen zastosow ana do ry w alizacji a u to r —tłum acz, ale g en eraln ie odm ienny stosunek do a u to ­ ró w niepolskich.

Z aledw ie w dw u recen zjach p o jaw iły się k ry ty c z n e uw agi na te m a t o ryginałów . Z ostały one jed n a k przytoczone z obcych źródeł i na dobrą sp raw ę tru d n o tw ierdzić, że recen zen t zaakceptow ał zastrzeżenia; osta­ teczne k o n k lu zje b y ły przecież bardzo pochlebne. Podobnie w recenzji

Georgik D elille’a w skazał Dm ochowski na kom pozycyjne pęknięcie

u tw o ru , a m im o to tw ierdził, że p rzynosi on now ą chw ałę autorow i. M ożna przypuszczać, że zastosow ane dw ie skale ocen — inna dla te k stó w oryg inaln y ch , ina dla tłu m aczeń — w y n ik a ją z dw u co najm niej p rzyczyn.

Po pierw sze: dorobek pisarzy obcych tra k to w a n y jest jako sui gene­

ris zbiór tek stó w kanonicznych. Z ostały ju ż one spraw dzone w społecz­

n y m odbiorze; w P a ry ż u p rzy ję to je z pow szechnym aplauzem , po k ilka- k ro ć w znaw iano lub, jeśli b y ły u tw o ram i scenicznym i, po kilkadziesiąt ra z y w ystaw iano. N aw et zastrzeżenia La H a rp e ’a nie m ogły więc stan o ­ w ić dostatecznej przeciw w agi dla pow szechnej akceptacji ty ch utw orów . T łum aczenia są n a to m ia st tek sta m i now ym i, jeszcze nie spraw dzonym i i niep ew n y m i co do w artości. Opinie o nich są o s o b i s t y m i opiniam i recenzen tó w , k tó rz y nie m ogą w ty m w y padku powołać się na zdanie pow szechne. A n a w e t jeśli n ieraz się pow ołują, je st to zdanie tylko pol­ sk iej publiczności. Nie może mieć ono tej sam ej wagi, co trw a ją c a przez w ieki ogólnoeuropejska ak cep tacja dzieł H om era czy przez dziesięcio­ lecia — R acin e’a.

Po drugie, i tu d o tyk am y p rzyczy n y chyba w ażniejszej, łagodniejsze oceny zostały zastosow ane wobec u tw orów o ryg in aln y ch. P rz y całym k lasy cy sty czn y m uw ielb ien iu dla re g u ł i przepisów pojaw ia się jakiś m e­ tafizy czn y lęk p rze d ta je m n ic ą t w ó r c z o ś c i . Dm ochowski po w y­ liczeniu nied o statk ó w A l z y r y pisał:

te wady, które dopiero uważne zastanowienie się postrzega, nikną przy w ielko­ ści charakterów. W z r u s z e n i e s e r c a n i e d a j e c z a s u r o z s ą d k o w i d o c z y n i e n i a z a r z u t ó w . [88—89]

P isarz o ry g in aln y tw orzy w n atchnieniu, w euforii i p rzestrzeganie przepisów nie je st dla niego istotne. Podobną postawTę p rz y jm u je czy­ te ln ik (także k ry ty k ): p o ddaje się owym stw orzonym z tajem niczego 5 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1980, z. 1

(19)

6 0 J O Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

natch n ien ia „pięknościom ” u tw o ru i „w zruszenie serca nie d a je [mu] czasu [...] do czynienia zarzu tó w ” .

Takiego uspraw ied liw ien ia żaden tłu m acz nigdy by się nie doczekał. P rzek ład p o w staje bow iem w d iam e tra ln ie in n ych w arunk ach: n ieja k o w rzem ieślniczym w arsztacie, w długiej p rac y i w znojnym ćw iczeniu — tu już czy teln ik owego tajem niczego dreszczyku em ocji jest pozbaw iony. Zestaw ia oba te k s ty i oczekuje d o rów nania oryginałow i, a n aw et p o p ra ­ w ienia jego wad, ta m „nadgrodzonych przew yższającą liczbą p ięk n o ści” . Tu rozsądek zawsze dochodzi do głosu i każe staw iać zarzuty.

S y tu acja jest więc parado k saln a. Z jedn ej stro n y podnosi się p ożytki p rzekład ów i zasługi tłum aczy; z dru g iej — w h iera rc h ii w artości staw ia się je na dalszym m iejscu. Z jed n ej stro n y pod kreśla się, n ieraz aż do p rzesady, tru d n o ści tłum aczenia; z d rug iej jed n a k — n aw et p rz e k ła d y ud ane o trz y m u ją la u ry m in o r u m gentium .

„Milszą jest rzeczą piękności [...] liczyć”

Nie jest p raw d ą to, co p rzy okazji om aw iania p rze k ład u R zyszczew ­ skiego pisał Dm ochowski: „a dla m nie m ilszą jest rzeczą piękności niż w ady liczyć” . Ani on sam bowiem , ani inni recenzenci „w yliczaniu pię­ kności” nie pośw ięcają żadnej uw agi. W róćm y na chw ilę do om aw ianych już, zdaw kow ych i ogólnikow ych recenzji. F o rm u łu ją one w yłącznie po­ chlebne oceny — i dlatego są ta k skrom ne objętościowo. W w ie lo k ro tn ie ju ż tu p rzy w o ływ any m om ów ieniu A l z y r y recen zent, jak p am iętam y , zam ierzał oddać hołd geniuszow i a u to ra i spraw iedliw ość tale n to m tłu ­ m acza. Z pierw szego obow iązku w yw iązał się bez zarzutu ; u sp ra w ie d li­ wił i zbagatelizow ał n aw et w ady o ryginału. O tłu m aczen iu zaś napisał:

Są jeszcze gdzieniegdzie w iersze potrzebujące lekkiej poprawy, ale nietrudno będzie zagładzić te m ałe plamy i zrobić tłum aczenie godne ze wszystkim orygi­ nału, a tłumaczowi prawdziwą czyniące zaletę. [88—89]

P rzy zn ał ponadto, że Osiński „ s t a r a ł s i ę podnieść do wysokości o ry g in a łu ” i że „w ierszow i polskiem u u s i ł o w a ł dać tok łatw y i św ie­ tny, k tó ry jest cechą pió ra W o lte ra ” (88). Poza ty m u n ik ał jakichk olw iek analiz i nie dokum entow ał ty ch p ochlebnych m im o w szystko opinii. Tak brzm ią pochw ały p rzy zapow iadanym oddaniu spraw iedliw ości tale n to m tłum acza i p rzy ocenie przekładu, k tó ry odniósł sukces (pisze recen zen t, że te a tra ln a publiczność zap y tała na prem ierze o im ię tłum acza i „po­ klask jem u d a ła ”).

Osiński zaś pisząc o R aju u tra c o n y m przyznaw ał, że ro zm aite tr u d ­ ności u m iał tłum acz „po w iększej części [...] szczęśliwie zw yciężyć”, a tra fia ją c y c h się uchybień sam recen zen t nie zdołałby usunąć. Można więc było przypuszczać, że p rez e n ta c ja fra g m e n tu p rzek ład u , poprzedzo­ na zresztą zapowiedzią, że pozwoli ona „n ajdok ładn iej poznać ta le n t

(20)

T Ł U M A C Z E N I A Z L I T E R A T U R O B C Y C H W R E C E N Z J A C H P R A S O W Y C H 6 7

tłu m ac z a ” — zakończy się pochlebną konkluzją. Rzecz całą Osiński pod­ sum ow ał: „G dzieniegdzie zawiłość, gdzieniegdzie p rzy m u s” („Raj utra­

c o n y ” 284).

Dm ochowski np. b ardzo wysoko cenił Horacjuszy C o rnille’a w tłu ­ m aczeniu Osińskiego. W swej recen zji postanow ił przytoczyć „p iękn iej­ sze m iejsca z tej sztuki [...], bo ty m sposobem okaże się rzad k i ta le n t tłu m ac z a ” (346). I rzeczyw iście, w ty m w y pad k u nie p o p rzestał na p rze­ d ru k o w an iu w y b ran y ch fragm entów , ale je skom entow ał. O scenie 1 a k tu I pisze:

wybornie przełożona. Wyraz następujący: „Dla duszy pospolitej dosyć na tej zbroi”, zamiast: „na takim uzbrojeniu umysłu, aby się od łez wstrzymać” — jest nowy, lecz zdaje się być jasny i mocny.

O innym z kolei w ersie — „Oba w ojska p rzy m u rach w licznym stoją tłu m ie ” — pisze recenzen t: „O statni w yraz p rzy d a tn y , ale godzi się tak przydać, gdy rzecz jeszcze się okazalej w y d a je ” . W ygląda n a to, że tłu ­ m acz podjął tu p ró b ę popraw ien ia o ryginału i że zyskuje ona aprob atę Dm ochowskiego.

Dalszy ciąg aktu I [...] dosyć jest zimny, w tłumaczeniu polskim bardzo dobrze wydany, a n a w e t o ż y w i o n y

— k o n sta tu je recen zen t i nie jest to pod jego piórem jed y n a pochw ała tego typu. „Sen K am illi, m ocny w oryginale, zdaje się być m o c n i e j ­ s z y m w tłu m ac z e n iu ” — pisze w innym m iejscu i p rzy tacza na po­ tw ierd zen ie swej opinii ów frag m en t:

Tu śmierć, tu krew, tu mordy, tu w zniesione miecze. Co się potwor ukaże, to znowu uciecze:

Miesza się w idm o z widmem, zgiełk trwogę pomnaża, A każda nowa mara w dwójnasób przeraża. [350]

C hw ali też Dm ochowski w iele innych frag m en tó w jako „wzór jas­ ności, m ocy i płyn no ści” , w iersze zaś:

A jeśli Rzym chce więcej, dzięki niebu składam, Że mi się Rzymianinem urodzić nie dało, By przecięż coś ludzkiego w mej duszy zostało

— jego zdaniem „Są przedziw ne: nie m ożna lepiej w ydać tak pięknego s e n ty m e n tu ” (354).

Uw aża recenzen t, że słabą w większości część a k tu III „tłum acz [...] w w ielu m iejscach podniósł” (355); ak cep tu je ponadto dokonaną przezeń isto tn ą m odyfikację, polegającą na połączeniu aktów IV i V w jed ną z w a rtą całość.

Czyżby więc udało się O sińskiem u osiągnąć nieosiągalne przecież zw ycięstw o w ry w alizacji z C orn eille’em? Mimo w szystko — tylk o czę­ ściowo. „Tu tłu m acz m iał w ielką w alkę z oryginałem , a trzeb a m u oddać spraw iedliw ość, że w yszedł z niej z h o n o rem ” (350) — napisał D m ochow

(21)

-68 J Ó Z E F T O M A S Z P O K R Z Y W N I A K

ski o Horacjuszy akcie II, najdoskonalszym . M ożna tę opinię odnieść do całego p rzek ładu . W yjść z, honorem nie znaczy jed n ak to samo, co zwyciężyć. I nie jest to ty lk o k w estia sfo rm ułow an ia. Ju ż na początku, zam ierzając „okazać rzad k i ta le n t tłu m ac z a ” , zapow iadał jednocześnie recenzent: „lecz razem , dopełniając naszej pow inności, w y tk n iem y w ie r­ sze, któ re, w zdaniu naszym , lekkiej w yciągają p o p ra w y ” (346). P o m ijając n aw et fak t, że nie zawsze chodziło tylko o „ lek k ą p o p raw ę ” , rea liz u jąc tę pow inność nasycił Dm ochowski recen zję w nieco w iększym stopniu naganam i niż pochw ałam i.

Oczywiście, te k ry ty c z n e uw agi nie pod w ażają w ostatecznym r a ­ ch u n k u g en eraln ej ap ro b a ty dla efektów p ra c y tłum acza; ale n aw et owa pochlebna i uzasadniona w pochw ałach rec e n z ja nie jest pozbaw iona sporej ilości zarzutów . Jed n ak że i ta k stanow i ona w y ją te k — nie dlatego, że jest pochlebna, ale że pochw ały d o k u m en tu je i uzasadnia. Raz jed e n ty lk o D m ochowski nie odm ówił sobie p rzyjem ności i oprócz w a d '— w y ­ liczył „piękności” .

W pozostałych w ypadkach recenzenci sk u p iali sw ą uw agę przede w szystkim na „dopełnianiu pow inności” — a więc w y ty k a n iu wad.

„Miejsca niedokładnie w ydane”

N ajczęstszą k ateg o rią błędów są „m iejsca niedokładnie w y d a n e ”, czy­ li „niew iernie przełożone” .

Euzebiusz Słow acki w przekładzie Henriady napisał:

Trzymajcie m iejsce stanów, nie m iejsce tyrana, I sądźcie w im ię ludu najwyższego pana

J e st to p rzek ład dw uw iersza:

Jugez au nom du peuple, et tenez au senat, Non la place du Roi, m ais celle de l’état.

„Przez najw yższego p an a rozum iem y B oga” — tw ierd zi recen zen t i tru d n o odmówić m u racji, choć jednocześnie m ożna b y b łąd tłum acza uznać nie ty le za p rze k ład niezbyt w ierny, ile za niezręczne sform uło­ w anie. T w ierdzi jed n a k recen zen t — i tu ju ż nie m ożna m ieć żadnych w ątpliw ości — że „podobnie w innym m iejscu p. Słow acki zam iast Elia­ sza um ieszcza „najw yższego p a n a ” :

I taką się wydała ta ognista chmura,

W której Pan w ieczny niebios św iatłem otoczony, Zniknął oczom mieszkańców tej kuli zdziwiony. [113]

Tłum acz rzeczyw iście nie zrozum iał, o co chodzi, bo „m aître d ’Elisée” to 'm istrz, nauczyciel Elizeusza’, a więc Eliasz.

W surow o ocenionym przez D m ochowskiego przekładzie Fénelona błędów tak ic h jest znacznie w ięcej. W k w estii A m elii w akcie I już

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dukaczewski (2005) adds that comparison maps and satellite imagery allow precise calculation of land-use in each period however determining dynamic change between periods is

This work intends to understand the perceptions, behaviours and atti- tudes of students of a  public institution of higher education located in the northeast of Portugal regarding

Na liście substancji, których dopuszczalne stężenia zostały określone w załączniku nr 3 znajdują się substancje wy- soce toksyczne, toksyczne, szkodliwe, żrące określone

odbyło się w Krakowie II M iędzynarodowe Sympozjum po­ św ięcone ochronie przeciw poża­ rowej zabytków zorganizowane przez Stowarzyszenie Inżynierów i Techników

Rada Adwokacka składa się z przewodniczącego (nosi on ty tu ł prezydenta), zastępców, sekretarza (w Budape­ szcie jest jeden sekretarz generalny oraz dwóch

[r]

W czasie tych spot­ kań zasięgnęli oni informacji na te­ mat pracy i problemów adwokatury warszawskiej, a jednocześnie udzielili ze swej strony informacji

przy użyciu rezonansu magnetycznego (MR) stwa- rza nowe możliwości diagnostyczne odnoszące się między innymi do traumatologii