• Nie Znaleziono Wyników

29 (1216).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "29 (1216)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 29 (1216). Warszawa, dnia 23 lipca 1905 r. Tom XXIV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAOKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATĄ „W SZECHŚW IATA".

W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. ó.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

GEO LO G IA KSIĘŻYCA .

Przez cały szereg la t geologowie kierowali swe spojrzenia w stronę księżyca, spodzie­

wając się otrzym ać ze studyów nad jego p o ­ wierzchnią niejakie dane co do ewolocyi pla­

netarnej wogóle, w szczególności zaś co do pew nych stadyów w rozwoju ziemi.

Trzeba jedn ak wyznać, że ja k dotychczas przynajm niej, nie możemy się poszczycić ani obfitością spostrzeżeń ani też doniosłością w yciągniętych wniosków. W iększość uczo­

nych, pośw ięcających się badaniu naszego satelity, doszła do wniosku, że księżyc był niegdyś m asą płynną, tak ą jak ą przyjm uje­

my że była niegdyś ziemia, a tak zwane

„kratery11 księżycowe są śladam i pozostałę- mi po okresach długiej i energicznej działal­

ności w ulkanicznej, gdy gazy i lawa z p ły n ­ nego środka w yryw ały się n a powierzchnię z siłą, przew yższającą znacznie siłę tegoczes- nych ziem skich wybuchów w ulkanicznych.

W edług innych badaczów księżyc składa się ze skupienia pierścienia m eteorytów, który niegdyś opasyw ał ziemię, k rate ry zaś zam iast być w ydźw igniętem i z w nętrza skutkiem działalności w ulkanicznej, są śladami spad­

nięcia ostatnich ciał meteorycznych. Ciała te, biegnąc w przestrzeni z szybkością plane­

tarną, zostały częściowo stopione a naw et do­

prowadzone do stanu gazowego ,podczas gdy i część powierzchni księżyca, na któ rą spadły również podległa stopieniu. Stronnicy tej hypotezy tw ierdzą, że w ygląd zew nętrzny powierzchni księżyca świadczy zą praw dopo­

dobieństwem takiego m etęorycznego bom ­ bardow ania i przeczy tęoryi olbrzymich w y­

buchów wulkanicznych.

O statni przyczynek do interesującej nas kw estyi został zakom unikow any niedaw no A kadem ii N auk w P ary żu przez pp. Lpeyy i Puiseux. Ci w ybitni astronomowie zw ra­

cają uwagę na najnowsze zdjęcia fotografi­

czne księżyca zaw arte w wydaw nictwie

„A tlas L u n aire“ i tw ierdzą, że staranne ba­

danie powierzchni księżyca może dąć klucz do rozw iązania zagadki, w jakich w arun­

kach ciało planetarne przechodni ze stanu ciekłego w sta ły i jak ą drogą kręczyła ewo- lucya p lan etarn a ziem i i księżyca.

Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ście­

rają się w nauce dwa sprzeczne poglądy.

W iększość geologów utrzym uje, że wnętrze naszej planety składa się z roztopionej masy powoli stygnącej i tw ardniejącej w kierunku od powierzchni ku środkowi. S ta ła skorupa ziem ska otaczająca płynne jąd ro jest stosun­

kowo nader cienka. N iektórzy jed n ak wy­

bitni fizycy nie zgadzają się na wymienioną teoryę i utrzym ują, że stygnięcie ziemi i fo r­

mowanie stałej skorupy nie zaczęło się od

(2)

450 W S Z E C H Ś W I A T J\|ó 29 powierzchni. Tw ierdzą oni, że chociaż isto t­

nie naprzód uform ow ała się sta ła skorupa na powierzchni, w kró tk im jed n a k czasie po­

pękała i pogrążyła się w zn ajd ującą się pod nią płyn ną masę i tam roztopiła się; ty m sposobem trw ałe stw ardnienie pow innoby się zacząć od środka i stopniow o rozszerzać do­

póty dopóki cały glob ziem ski nie stał się stałą m asą, zaw ierającą w n iek tó ry ch ty lk o m iej­

scach wielkie zbiorow iska płynnej m agm y.

Te ogniska m agm y zasilają obecnie czynne w ulkany. Z teoryi tej w ypływ a, że najcięż­

sze i najtrud n iej podlegające stopieniu sk ła­

dniki ziemi ześrodkow yw ałyby się bliżej jej środka, najlżejsze zaś i n ajłatw iej topliw e—

n a powierzchni.

Teorya geologiczna opiera się n a licznych faktach zaczerpniętych z budow y skorupy ziemskiej, teorya zaś fizyczna—n a pew nych przypuszczeniach m atem aty czny ch . Jed en z zarzutów czynionych teoryi geologicznej głosi, że gdyby w nętrze ziem i przedstaw iało masę płynną, w m asie tej p o w sta ły b y p rądy i skorupa ziem ska podnosiłaby się i opadała po przejściu każdej fali. In n y z arzu t opiera się n a przypuszczeniu, że cienka skorupa | ziem ska nie byłaby w stanie u trzy m ać cięża­

r u olbrzym ich łańcuchów górskich; gó ry | przerw ałyby ją i opadły na dół. O statniem i czasy zjaw iła się teorya głosząca, że wnętrze ziemi je s t gazowem. W w ysokiej te m p e ra tu ­ rze i pod olbrzym iem ciśnieniem panuj ącem we w nętrzu naszej planety, law a lub żelazo w stanie gazow ym są m niej ściśliwe niż stal n a pow ierzchni ziemi. Bliżej k u pow ierzchni ziemi składniki jej przechodzą ze sta n u g a ­ zowego w ciekły i ta k a p ły n n a otoczka z n a j­

duje się naokół gazowego ją d ra . Jeszcze bliżej k u pow ierzchni p ły n n a otoczka prze­

chodzi powoli w stałą skorupę, k tó ra zapew ­ ne n iem a więcej niż 25—30 m il grubości. N a

j

potw ierdzenie wym ienionej teo ry i pow ołują się na ostatnie trzęsienia ziemi.

K tó ra z ty ch teoryj m a najw ięcej praw d o ­ podobieństw a? Pp. L oevy i P u iseu x starają się bezstronnie w yjaśnić kw estyę zapomocą b adań nad pow ierzchnią księżyca. Uczeni ci skłan iają się ku m niem aniu, że n asz sateli­

ta b y ł niegdyś m asą pły n n ą i tw ierdzą, że

j

ślady stopniow ego przejścia z pierw otnego ciekłego sta n u do obecnego m ogą być z ła ­ tw ością zaobserwow ane. Czy te m p e ra tu ra

księżyca zwiększa się w m iarę zagłębiania się do jego środka, ja k to m a miejsce na zie­

mi, i czy zachodzą jakie różnice w gęstości składników księżyca, badacze ci orzec nie m ogą, lecz na zdjęciach fotograficznych po­

w ierzchni księżyca znajdują pewne szczegó­

ły, wskazujące, w edług ich m niemania, że stygnięcie i tw ardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Jeżeli będziemy bacz­

nie rozpatryw ali mapę księżyca, uderzy nas fak t, że różnice w wysokości różnych pozio­

mów na jego powierzchni są większe i ja ­ skrawsze niż na pow ierzchni ziemi. P ak t ten możemy sobie wytłum aczyć, jeżeli przyj­

m iem y istnienie szeregu następujących po sobie wylewów płynnej m agm y podczas wczesnych stadyów rozw oju księżyca.

W ylew y te zam ieniły dwie piąte widzial­

nej pow ierzchni księżyca w nieprzerwane rów niny, na których brzegach pozostały śla­

dy pierw otnej budowy. W szelkie ruchy i falow ania zachodzące w płynnej substan- cyi z konieczności rzeczy odbij aj ą się na ota­

czających ją brzegach. Stąd też pewne dyz- lokacye n a pow ierzchni księżyca zaliczamy do k ategoryi ty ch zjawisk. T utaj należą:

przerw anie szczytów A ppeninów, rozdziele­

nie zwałów K aukazu, również uformowanie się prostolinijnych dolin R heity, Alp i Aria- daeusa.

O pierając się na danych dostarczonych przez fotografie księżyca, astronomowie francuscy doszli do wniosku, że ochładzanie się i tw ardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Ci badacze przedstaw iają so­

bie przebieg procesu w sposób następujący:

M asa pły n n a stanow iąca niegdyś całą isto­

tę księżyca, ochładzając się na powierzchni, uform ow ała cienką skorupę. S tygnąc w dal­

szym ciągu, roztopiona m agm a kurczyła się i ustęp ow ała ku w nętrzu, aż wreszcie nastą­

p iła chw ila, g dy wszelkie połączenie pomię­

dzy stałą skorupą a środkiem płynnym zo­

stało przerw ane. T ym sposobem pomiędzy jąd rem p łynnem a stałą skorupą utw orzyła się p usta przestrzeń. T a przestrzeń została niebaw em w ypełniona gazam i, znajdującem i się pod śilnem ciśnieniem; otoczka gazowa b yła dość elastyczna, aby zapobiedz wszel­

kim zapadnięciom się skorupy, nie przeszka­

d zała jed n a k form ow aniu się prądów we­

w n ą trz płynnej m asy środkowej. Uformo-

(3)

M 29 W S Z E C H Ś W IA T 4 5 1

wane prądy nie w yw oływ ały jed n ak w pły­

wu na zew nętrzną skorupę. Ale kiedy, dla nieznanych nam przyczyn, ja k to m a miejsce i na naszej planecie, w ybuchow a energia księżyca dosięgła znacznego natężenia, stała skorupa pękła w miejscach najm niejszego oporu i płynna m agm a, wydobywszy się z wnętrza, zalała powierzchnię. AV okolicach polarnych księżyca, gdzie ochładzanie się by­

ło szybsze, skorupa oczywiście stała się grub ­ szą, zapadnięcia się skorupy na małej prze­

strzeni i nieznaczne wylewy m agm y dały po­

czątek t. zw. cyrkom i innym utworom.

W pasie jed n ak zw rotnikow ym Skorupa by­

ła cieńsza, a p rąd y pod wpływem siły od­

środkowej dosięgły najw iększego natężenia, wylewy zatem m agm y były olbrzymie i tak powstały t. zw. „m orza“ księżyca. Szczątki pierwotnej budow y pow ierzchni księżyca wi­

doczne po brzegach ty ch mórz świadczą n aj­

lepiej o sile i ch arakterze ty ch olbrzymich perturbacyj. W y lana m agm a stygnąc fo r­

mowała rów ną powierzchnię, która z kolei mogła być znowu przerw ana nowym w ybu­

chom i zalana pow tórnie m agm ą. N a foto­

grafiach księżyca widzim y ślady pięciu t a ­ kich kolejnych wylewów. Ł atw o rozum ie­

my, że proces ten pow tarzał się ze zmniejsza­

jącą się wciąż energią, aż stopniowo grubie­

jąca skorupa stała się zbyt silną zaporą dla dalszych w ybuchów . Pp. Loevy i Puiseux przytaczają wiele uderzających przykładów , potwierdzających wyżej przytoczone przy­

puszczenie. N a szczególną uw agę zasługuje okoliczność, że w pew nych miejscach po­

wierzchni księżyca istnieje po pięć platform znajdujących się jed n a nad d ru gą i oddzie­

lonych od siebie ja k b y stopniam i wysokości kilku tysięcy m etrów . G dyby stygnięcie księżyca zaczęło się od jego w nętrza, jak tego chcą niektórzy, rezu ltat byłby zupełnie inny. Oczom naszym w tedy p rzed staw iał­

by się ostatni poziom, a siły wybuchow e nie miałyby możności ujaw nienia się i pozosta­

wienia po sobie trw ały c h śladów, jak te k tó ­ re widzimy obecnie.

Jak już nadm ieniliśm y wyżej, zwolennicy teoryi tężenia p lanety od środka tw ierdzą, że prądy pow stałe w płynnym ośrodku p la ­ nety w yw ierałyby w pływ na otaczającą sko- rupę. Pp. L oevy i Puiseux są jed nak zda- nia, że zarzut ten nie jest uzasadniony nau­

kowo, gdyż nie w iem y dokładnie, o ile w spół­

czynnik spoistości czyli wewnętrznego ta r ­ cia, k tóry był użyty w obliczeniach, od­

pow iada rzeczywistości. Badacze ci p rzy ­ puszczają, że ponieważ składniki planety tw orzące jej jąd ro znajdują się pod olbrzy- miem ciśnieniem, bardzo być może w skutek tej okoliczności posiadają odpowiednią spo­

istość i taksłabopoćldają się wpływom plane­

tarn y m , że w rezultacie żadne prądy nie mo­

gą powstać, a przynajm niej nie ta k silne, aby w yw ołały zm iany w otaczającej skoru­

pie. Co dotyczę księżyca, to we wczesnych stadyach jego ewolucyi prądy istniały w płyn- nem jądrze przez długi czas i przeszkadzały uform ow aniu się skorupy zew nętrznej. Sko­

rupa pękała w w ielu miejscach i płynna m a­

sa z w ew nątrz zalewała już ukształtow aną powierzchnię. Lecz z biegiem czasu skoru­

pa osiągnęła znaczną grubość w skutek ochła­

dzania się i kurczenia, a w tedy nastąp ił kres w ybuchom i wjdewom magm y. Niezwykłe ciśnienie, które się rozwinęło w ew nątrz księ­

życa, osłabiło lub naw et zupełnie zniosło wszelkie prądy.

Z arzut, czyniony przez zwolenników te­

oryi fizycznej, że w razie istnienia cienkiej ze­

w nętrznej skorupy nie m ogłyby się uform o­

wać wysokie góry, m a m niejsze znaczenie co do gór księżycowych, gdyż n a naszym sate­

licie siła ciążenia jest 6 razy m niejsza niż na ziemi. Zresztą i co do gór na ziemi te n za­

rz u t nie posiada istotnego znaczenia. Ł a ń ­ cuchy górskie nie tylko nie osłabiają otacza­

jący ch części powierzchni ziemi, lecz naw et przeciwnie przyczyniają się do ich wzmocnie­

nia. Airy słusznie zwrócił uwagę, że nie należy sądzić, że góry utrzym u ją się w skutek tylko oparcia na sąsiednich częściach ziemskiej skorupy; prawdopodobnie posiadająonejakby korzenie, któ re dochodzą aż do płynnego j ą ­ dra p lanety i unoszą się na roztopionej m ag­

mie, posiadającej większą gęstość i cię­

żar w łaściw y niż zew nętrzne w arstw y ziemi.

N a zakończenie autorowie w yciągają ze swych badań następujące wnioski: staranne b adanie powierzchni księżyca daje szereg faktów niezaprzeczenie potw ierdzających te ­ oryę geologiczną o tężeniu ciała niebieskie­

go w kierunku od powierzchni ku w nętrzu.

Proces ten nie zakończył się jeszcze na

(4)

452 W S Z E C H Ś W IA T JNfo 29 księżycu i daleko jeszcze do zakończenia go

na ziemi. F . H.

ROSA MĄCZNA A G R E S T U .

(Sphaerotheca mors uvae B erh e t Curt)

Dwa czynniki, a m ianowicie: wzrost k u ltu ­ ry w glebach upraw ie roślin poświęconych i dążenie do w ytw orzenia najlepszych pod względem jakościow ym i ilościowym odm ian roślin upraw nych, doprow adzają do tego, że jednocześnie z podniesieniem k u ltu r roślin­

nych, zapew niających hodowcy najpom yśl­

niejsze rezu ltaty , w ystępuje tu ż obok w yso­

kich plonów widmo chorób roślinnych, g ro ­ żących zniszczeniem owoców p racy i zacho­

dów człowieka.

A nalogiczne p rzy k ład y m ożem y czerpać obficie z królestw a zwierzęcego i historyi człowieka, które w ym ow nie stw ierdzają, że zwiększona produkcyjność w jed n ym k ieru n ­ ku, odbyw a się kosztem osłabienia lub zani­

ku innych w łaściw ości tegoż organizm u.

Cechy więc i zalety każdej jednostronnej użytkowości, m ogą bezkarnie tylko do pe­

w nych g ranic być posunięte, poza którem i następuje osłabienie i zw yrodnienie, g ro żą­

ce organizm ow i zupełnem zniszczeniem.

D egeneracya sił fizycznych współczesnego człowieka k u lturalneg o m usiała nastąp ić j a ­ ko bezpośrednie następstw o jednostronnego rozw oju w ładz um ysłow ych. W te n sam sposób w hodowli zw ierząt dom ow ych pewne zalety ras, tylko kosztem osłabienia innych właściwości osiągam y. M om ent osiągnięcia idealnej m leczności u krów jest przededniem w ystąpienia gruźlicy, zarazy płucnej i in ny ch chorób. Zdolność do tu czu n astęp u je znów z u tra tą mleczności.

Z w yrodniała hodowla koni wyścigowych, dążąca do w ytw orzenia szybkości i w y trzy ­ małości n a k ró tk ą m etę, przew ażnie p rzy ­ czynia się do produkcyi koni delikatnych i słabych w cięższem i trw ałem u życiu.

To praw o korrelacyi, n a którego zasadzie rozwój pew nych zalet i właściwości odbyw a ; się kosztem zaniku innych, jeszcze w ybitniej j Występuje w państw ie roślinnem . Z rozwo-

j

jem i w zrostem intensyw niejszej k u ltu ry prześladują rolnika w zbiorach rozm aite śnie-

J

ci, rdzaki i owady, w bu rak ach cukro- !

w ych—nem atody, zgorzel buraczana, w zie­

m niakach zaraza karto flan a i rozm aite bak- teryj ne choroby.

Lasy, odnaw iane dawniej przez samosiew i odrost z pniów, nie były ta k często wysta­

wiane na klęski jak m niszka, osutka i inne.

K u ltu ry ogrodnicze prow adzone z większym nakładem pracy i sztuki: dokładną uprawą, silniejszem nawożeniem, zabezpieczaniem roślin od wpływów klim atycznych, doborem odm ian odpowiadających najbardziej pe­

wnym celom, są stanowczo jeszcze w wyż­

szym stopniu wystaw ione n a te następstwa, o których wspom inaliśm y wyżej.

Choroby więc wśród roślin ogrodniczych ta k szybko, się m nożą i rozpowszechniają, a za niem i ta k żywo postępuje ich znajomość, że dziś ju ż do stały ch zajęć zawodu ogrodni­

czego należy troskliw a staranność o zapobie­

ganie grożącym chorobom roślinnym , w osta­

teczności zaś niszczenie w ystępujących w o<.- lu zabezpieczenia się od nich na przyszłość.

Corocznie k roniki fytopatologiczne przy­

noszą nowe zdobycze m ykologiczne i ento­

mologiczne, które zbierającym je specyali- stom sprow adzają mniej uciechy, aniżeli stra t poświęcającym się upraw ie ich żywicieli hodowcom.

Nie zatrzym ując się nad wyliczaniem nie­

znanych dotąd sprawców, k tó re k u ltu ry na­

sze w ostatnich naw iedziły la t a c h , przejdę do zapoznania z grzybkiem pasorzytniczym przeniesionym z A m eryki północnej, który u nas od la t kilku niszczy hodow le agrestu, w yw ołując na nich chorobę zw aną rosą mą- czną agrestu.

G rzyb ten, zw any Sphaerotheca mors uvae B erh et C urt, należy do woreczniaków (Asco- mycetes), tw orząc wraz z kilkom a innem i ro­

dzinam i rzęd zatw orniaków (Perisporiales).

R odzina to— m ączak o watych (Erysi pheae), blizko obszernej rodziny jądrzaków (Pyrena- mycetes) stojąca, u trw ala się już od dawna w pam ięci hodowców roślin, gdyż p r z e d s t a ­

wiciele jej, żyjąc pasorzytniczo, niszczą wiele roślin upraw nych.

Mączec wojłokowaty, Sphaerotheca panno- sa (W allr), do upadku róże doprowadza; mą- czec chmielowy, Sphaerotheca Castagnei (Lev), obniża plony chmielu; m ączak m o t y l ­

kowy, E rysiphe M artii (Lev), niszczy zasiew}’,

(5)

j\o 29 W S Z E C H Ś W IA T 453 łubinu, grochu i innych strąkow ych; m ą-

c z a k winoroślowy, E rysiphe Tuckeri (Berh), szerzy na w inorośli zgubną chorobę rosy mącznej.

Na krzakach do rodziny agrestow atych nait-żących, a więc na porzeczkach i agreście,

d o t ą d w E uropie i u nas powszechnie spoty­

kano jeden g atu nek grzyba m ączakowatego:

Mącznika agrestow ego, M icrosphaera Grossu- lariae (Wallr), k tó ry niszczył liście; rzadko przenosił się z leszczyny na agrest bez wy­

raźnych szkód g atun ek Phyllactinia corylea (Pers).

W Stanach Zjednoczonych A m eryki P ó ł­

nocnej, od lat kilkudziesięciu niszczy agrest inny gatunek m ączca — Sphaerotheca mors uvae Berh et C urt (Grevillea IV p. 158), ba­

dan} przez Cookea, Schweinitza, który przez długi czas w E uropie nie był znany, dopie­

ro w ostatnich pięciu latach zdobył sobie prawo obyw atelstw a i dotąd szeroko ju ż sferę swych w pływ ów zakreślił.

W E uropie najpierw ej poznał go E. S. Sal- mon z Kew, specyalista tego rzędu grzybów.

M i iowicie w sierpniu 1900 r. otrzym ał cho­

ry grest, p okryty b ru n atn ą grzybnią z ogro­

du królewskiego G lasnevin w B allym ena .(In Antrim) w Irłan d y i, gdzie w początkach czi. wca opanow ał dw a krzaki, a później bardzo szybko się rozszerzył na inne.

W 1901 r. P. H ennings otrzym ał od N . A.

Mossołowa z M ichajłowska, w pow. podol­

skim gub. m oskiewskiej, okazy owoców

i piętów m łodych agrestu, niszczonych epi­

demicznie w czerwcu przez rosę mączną;

a v 1902 r. w lipcu, od prof. Bucholtza z ■ iygi wiadomość, że w porcie K u n d a w E s­

tonii grzybek ten zniszczył cały zbiór ag re­

stu. Skonstatow ano w tedy na zasadzie in- forinacyi od H offa, w łaściciela zakładów ogrodniczych w Rydze, że choroba ta w ystę­

puje w okolicach N ow ogrodu i Pińska.

\ tymże czasie Izaczenko i A. Jaczewski, członkowie pracow ni fytopatologicznej przy ogrodzie botanicznym w P etersb u rg u , wy­

c e n ia ją , że w 1902 r . ro sa m ączna w y stęp u ­ je w wielu m iejscach w Rossyi pod P ołtaw ą, w Kałudze, Sym birsku. U nas w tedy zaobser­

wowano ją w gub. łomżyńskiej i siedleckiej.

^ Irłandyi w 1902 r. choroba szerzyła się dalej tak, że w hr. A ntrim i D erry była do­

syć rozpowszechniona.

W granicach, podlegających moim obser- wacyom, skonstatow ano jej obecność w roku ubiegłym w gub. płockiej w Dzierzgówku, w pow. przasnyskim . W r. b. w ystępuje w wielu miejscach pow. ciechanowskiego (Łysakowo, Grzybowo, P ałuki, Żochy), zapo­

w iadając zniszczenie całego zbioru agrestu.

Spodziewać się więc obecnie należy, że cho­

roba ta rozszerzy się po całem Królestwie.

W Niemczech, gdzie starannie notują w szelkie zjaw iska chorobowe wśród roślin w specyalnych rocznikach (Jahresberichte des Sonderausschusses fu r Pflanzenschutz;

roczniki za lata 1893 — 1904) nie m am y żadnej wzm ianki o jej ukazaniu.

W idzim y więc, że rosa m ączna agrestu w ystąpiła w E uropie w dw u niezależnych od siebie ogniskach: w Irłan d y i i Rossyi, skąd posuwa się ku środkow i E u ro py i wkrótce stanie się w ielką przeszkodą w hodowli agrestu.

Z astanaw iając się, dlaczego wcześniej nie była znana u nas, odrazu w padam y na przy­

puszczenie, że zawleczono ją dopiero od nie­

daw na z krzakam i nowych odm ian agrestu, sprow adzonem i z Am eryki. Ze względu je­

dnak n a to, że w Ballym ena od 40 lat agrestu nie sprow adzano, a wM ichajłowskoje również od kilkunastu, Salm on inne podaje przypu­

szczenie. Grzyb w yw ołujący rosę m ączną—- Sphaerotheca m ors uvae B erh et C urt jest pod względem morfologicznym zupełnie po­

dobny do innego g a tu n k u m ączaka Sphae­

rotheca tom entosa O tth (Sph. gigantea Sor et Thum ), który w ystępuje na wilczomleczach;

można więc przypuścić, że mogło nastąpić w specyalnych w arunkach przystosowanie się pasorzyta do nowego żywiciela, ja k to m a często miejsce w świecie pasorzytniczym , np. pom iędzy rdzam i zbożowemi, nem ato- dam i i t. d. Mielibyśmy więc do czynienia w ty m w ypadku z t, zw. rasą fizyołogiczną.

Rosa mączna w ystępuje na w szystkich od­

m ianach agrestu; nie pom ija gładkiego, ko­

sm atego, żółtego i zielonego; obserwowano ją najsilniej na odm ianach Amber, Sm ali Smooth Green, L arg e Sm ooth Red, w m niej­

szym stopniu n a R o ug e Red, W hi na m s In- dustry, L arge Sm ooth Green, W ithe smith.

Choroba rozpoczyna się w końcu m aja lub początkach czerwca, z początku okryw a de­

lik atn ą powłoką białej pleśni ty lko owoce,

(6)

454 W S Z E C H ŚW IA T JVs 29 później przenosi się na m łode pędy i liście.

Z początku m a w ygląd biaław ych, jak b y z pajęczyny utkan ych plam , p o k ry ty ch mą- czystym nalotem , pow stającym z owocują­

cych konidyj. W ciągu dw u tyg od n i pla­

m y pojedyncze zlew ają się w większe, n a ­ bierają brunatnej barw y, otaczając całą po­

wierzchnię jag ody lub jej część pow łoką woj- łokowatą. Tejże barw y plam y obserw ować m ożna na m łodych tegorocznych pędach i liściach. Ja g o d y .więdną i kurczą się czę­

ściowo, lub na całej pow ierzchni, odpow ie­

dnio do tego, ja k ą przestrzeń zajął grzyb.

W drugim przyp ad ku p rz y sy c h a ją i opadają, w pierw szym naw pół zwiędłe dojrzewają, nie posiadają jed n a k żadnej lub bardzo m a­

łą w artość użytkow ą. Liście i pędy niszcze­

ją w lipcu: pąki owocowe nie wiążą się na rok n astęp n y a krzaki ta k słabną i tra c ą od­

porność na mróz, że wiele ich w ym arza.

R o zp atru jąc pajęczynow atą białą pow ło­

kę pod m ikroskopem , widzim y, że składa się ona z pojedyńczych i gałęzistych n itek , k tó ­ re w rastają w naskórek organów roślinnych i w ysysają z nich soki pożyw ne za pomocą ssaw ek (haustoria) okrągław ego kształtu.

Na pow ierzchni plam wznoszą się k u górze liczne proste, pojedyńcze gałązki g rzybni, dochodzące od 3,5 do 5 [i, grubości, tw orzące konidyalne organy rozrodcze. N a każdej nitce w wielkiej ilości oddzielają się w k ształ­

cie łańcucha kom órki ow alnego k sz ta łtu o w ym iarach 18—2 0 jtX 2 7 —31 [j., bezbarwne, z zarodzią w ypełnioną w odniczkam i. Są to konidye, które nad ają plam om m ączysty w ygląd; najm łodsze są spodnie, bezpośrednio do zakończenia n itek grzybniow ych przyle­

gające. K onidye łatw o odpadają i przeno­

szą się na inne krzaki, szerząc w dalszym cią­

g u chorobę. W krótce, t. j. w połowie czerwca, wśród n itek konidyalnych rozw ijają się t y ­ powe, praw ie okrągłego k sz ta łtu otocznie (perithecia), o w ym iarach 100— 120 (i. P ow sta­

ją one w następujący sposób: n a skrzyżow a­

niu lub zetknięciu dw u nitek tw orzą się nabrzm iałości oddzielające się ściankam i od nitek grzybni. Je d n a z ty ch kom órek tw o­

rzy plem nię(antheridium s.pollinodium ), d ru ­ g a lęgnię (oogonium); po zetknięciu ich n a ­ stępuje kopulacya i w krótce z dzielących się kom órek w y rastają n itk i g rzy b n i otaczające lęgnie i tw orzą pierw szą w arstw ę ścianki

otoczni; z tej w arstw y powstaje druga, ściśle zam knięta tak, że otocznia nie posiada otwo-

j ru. Zarodniki w ydostają się na zewnątrz dopiero po rozpłynięciu jej ścianek. Inne ko­

m órki w ydłużając się słabo, tw orzą charakte­

rystyczne dla grzybów m ączakow atych wy- rosty (suffulera s. appendicula). Wewnątrz otoczni część kom órek wydłuża się w jajo- wato-ow alny woreczek, zwężający się bro-

daw kow ato u podstaw y. W każdej otoczni je s t jeden woreczek ściśle do jej ścianek przy­

legający, tru d n y do oddzielenia, o wymia­

rach 70—95 jj. X 50—65 jjl; zawierający nie­

jednakow ą liczbę od 2 do 8 zarodników bezbarw nych, owalnego k ształtu, o wymia­

rach 1 2 —15 [j. X 18—20 —25 (i. Zarodniki kiełkują n a wiosnę.

Otocznie posiadają barw ę b ru n atn ą i tw o ­

rzą się w takiej ilości, że plam y z białych, sta­

ją się brunatnem i. N itk i grzybni rozrastając się, tw orzą ta k zw artą w ojłokow atą p o w lo ­

kę, że trud no ją usunąć od części roślinnych a jeszcze trudniej rozdzielić igłami.

W ym iary zebrane przeze m nie wykazują:

dla otoczni od 90 —110—120 jj.; długość w o ­

reczków 90—110 (i; szerokość największa 60— 65[j.; szerokość zarodników 12—15 u.;

długość od 20 — 30 jł; długość konidyj od

25—35 (i; szerokość od 12— 18 \l.

Rozw ojow i i szerzeniu się rosy mącznej sprzyja czas w ilgotny, dżdżysty i ciepły.

P rzyschnięte plam y grzybni zim ują na ło d y ­

gach, na wiosnę d ają początek chorobie.

W celu więc jej uniknięcia, wszystkie po­

dejrzane pędy należy obcinać i palić.

W szeregu prób z zraszaniem chorych czę­

ści roślinnych płynam i, przed lizolem, for­

m aliną i płynem bordoskim (psuje w a rto ś ć

targow ą jagód), wszyscy oddają pierwszeń­

stwo siarczanow i potasu. Biorąc 1 uncyę (2 łuty) na 2 —3 galionów (10—12 l) wody, należy krzaki zraszać co 10 dni, począwszy od pękania pączków.

W obec tego, że odm iany zwyczajnego agre­

stu ulegają rosie m ącznej, a natom iast są na nią odporne inne am erykańskie gatunki agre­

stu, ja k Ribes oxyacanthoides iR ib es Cyno- basti i mieszańce ty c h gatunków z odmia­

nam i europejskiem i, prawdopodobnie kultu­

rę now ych odm ian na tych g atun kach i ich

krzyżów kach oprzeć będzie trzeba. W każdym

razie chcąc uniknąć rosy mącznej, należy sto­

(7)

JM® 29 W SZ EC H ŚW IA T 455 sować nadzw yczajną baczność w upraw ie

agrestu. 0 ile je s t choroba w okolicy, nale­

ży rozpocząć zraszanie krzaków. 0 ile w y­

stąpi w ogrodzie, czynności te stają się nie- zbędnemi; dotknięte rosą m ączną części ro­

ślinne należy obcinać i palić. O ileby te środki zaradcze były pilnie przestrzegane i n iety lk o przez jednostki,lecz ogół stosowa­

ne, m ożnaby szerzenie się rosy mącznej powstrzymać. W obec m ałego jednak u nas uświadomienia i zrozum ienia przez posia­

daczy sadów, należy się spodziewać, że cho­

roba ta u stali się i przejdzie w stan chro­

niczny. U zyska więc łatw o praw o obywa­

telstwa i gościnne przyjęcie, gdyż w ten sam sposób utrw aliło się w sadach u nas w osta­

tnich czasach wiele chorób roślinnych, przy­

noszących olbrzym ie straty; dość wspomnieć choćby na w iśniach—M onilia fructigenaP ers;

na porzeczkach — Cereospora m arginella Thiim.

L i t e r a t u r a :

1. S c h w e in itz . S y n o p sis of N orth A m erican F u n - g i, p. 2 7 0 .

2. B e r k e le y e t C urtis. G revillea. IV . p. 1 5 8 .

3. B . D . H a lste d . T h e P o w d e r y M ild ew of the G ooseb erry. R ep o rt. C om m iss. A g ric. 1 8 7 7 , p. 3 7 3 — 3 8 0 pl. X I . W a sh in g to n 1 8 8 8 . 4 . E . S. G off. E x p erim en ts in th e T reatm en t of G ooseb erry M ild ew . Jou rn al of M ycol. 1 8 8 9 , p. 3 3 — 3 4 .

5 . C. P . C lose. T reatm en t for G ooseberry M il­

d e w . N e w .-Y o r k A g ric. E x p er. S tat. B u li.

M 1 6 1 . N o v em b . 1 8 9 9 .

6 . E . S . Salm on. M o n o g ra p h o fth e E ry sip h a cea e M em oir. of th e T oroy B otan . Club. I X . 1 9 0 0 . S u p p lem en tary N o te s. Ib id . X X I X . 1 9 0 2 , p. 9 3 .

7. E . S. Salm on. D er E rd b eer- und S tachel- b eer-M eh lta u . Jou rn . R o y a l H ort. Soc.

X X V . 1 9 0 p. 1 3 2 — 1 4 2 . Z eitsch r fur P fla n zen k ra n k . X I . 1 9 0 1 , p. 75.

8 . E . S. Salm on. U e b e r die zu n eh m en d eA u sb rei- tu n g d e s A m erik an isch en S tach elb eerm eh l- tau s in -E u r o p a , Journ. R o y a l. H ort. Soc.

X V I I . 1 9 0 2 , p. 5 9 6 . Z eitsch r. fur P flan - zen k ran k h eiten X I I I . 1 9 0 3 , p. 2 0 4 — 2 0 5 . 9 . P . H en n in g s. D ie S ta ch elb eer - M ehltau (S p h a ero th eca m ors u vae) in R u ss la n d . Z eit- sch rift. P flan zen k ran k h . X I I . 1 9 0 2 p. 1 6 — 1 7 , G artenflora 1 9 0 2 , p. 1 7 0 .

1 0 . P . H e n n in g s. U e b e r d ie w e ite r e V erb reitu n g d e s S ta ch elb eeresm eh lta u es in R u sslan d . Z eitsch . P flan zen k ran k h . X I I . 1 9 0 2 , p.

2 7 8 — 2 7 9 , G artenflora 1 9 0 2 , p. 3 9 9 . 1 1. P . M agnus. U e b e r d ie Stach elb eer-M eh ltau ,

G artenflora 1 9 0 2 , p. 2 4 5 .

! 1 2 . P . W . N e g e r . B e itr a g e zur B io lo g ie der E r y - sipheen F lo ra , 1 9 0 2 p. 2 8 4 .

1 3 . F . C. S tew a rt. A F ru it d isea se S u r v e y of W estern N e w Y ork in 1 9 0 0 . N e w Y ork A g ric. E xp erim . S tat. B u li. Au 1 9 1 . 1 9 0 0 , p. 3 1 1 .

1 4 . N . A . M osołow . N ow aja b olieźń k ry żo w n ik a . L isto k dla b o rb y z bolezn iam i. 1 9 0 2 . Na 1 0 , p. 7 6 .

1 5 . Isa czen k o . N o w a ja b olieźń k r y żo w n ik a . Żur- nał o b szczestw a sad o w o d stw a . X V , 1 9 0 3 . JV° 1.

1 6 . A . J a c z e w sk i. G rib n yja b oliezn i k u ltu rn y ch i d ik orastu szczych rastien ij. W y p u sk V I,

5 6 . Stanisław Chełchowshi.

G-ALVAN OTROPIZM I G A LV A N O TA X IS WYMOCZKÓW.

Nazwą galw anotropizm u Statkiew icz ozna­

cza ruch postępow y zwierzęcia w ja k im ś kierunku pod wpływem elektryczności, n a ­ zwą galvanotaxis — zmianę położenia osi ciała w z g lę d e m biegunów prądu.

Statkiew icz przeprow adzał swoje doświad­

czenia w m ałych pudełkach ze szkła, kaolinu lub karto nu napojonego antyhydrynem , uży­

wając zwykle elektrod niepolaryzujacych.

Do badań pod m ikroskopem używ ał jakby stopni z kaolinu kilka milim. wysokich, na których w spierał szkiełko przykrywkowe;

do nich przyk ładał elektrody glinowe. P rą d pochodził z b ateryi o 40 ogniwach cynkowo- węglowych, z akum ulatorów lub dynamom a- szyny; zm ieniał jego kierunek zapomocą od­

pow iednich przyrządów . W przebieg p rądu stałego włączano m iliam perom etr, reostat, klucz i k o m u tato r Pohla.

A utor nasz badał w pływ p rądu stałego, indukcyjnego i przeryw anego; eksperym en­

to w ał na 27 gatu nk ach wymoczków (z Holo- Hetero-i H ypotricha). Co do prąd u stałego obserwacye jego zgadzają się z dokonanemi przez Verworna. P rą d indukcyjny działa ty l­

ko w chwili otw ierania prąd u głównego.

P rą d y indukcyjne słabe nie w yw ołują żad­

nej reakcyi — pow tarzając się jednak często, sum ują się, wyw ołując ta k i sam skutek, ja k prąd stały.

') P o d łu g dr. P . S tatk iew icza: „G alvanotro-

pism us und G alvan otaxis der C ilia ta “ . Z eitseh rift

f. allgem . P h y sio l. Jen a, 1 9 0 4 .

(8)

456 W S Z E C H Ś W IA T j \ r 29 W celu przedstaw ienia zachow ania się wy­

moczków wobec p rądu przeryw anego, b a­

dacz w ybrał 2 gatunki: Param aOcium cauda- tum i Stylonychia m ytilus i doszedł do n a ­ stępuj ących rezultatów :

1) W razie nie częstej zm iany k ieru n k u p rądu (2—5 razy w 1") P aram aecia ustaw iają się przednim końcem ciała ku katodzie, rów ­ nolegle do kieru nk u prąd u , a zm ieniając swe położenie zależnie od jego kierunku, w ahają się około swej osi n a tem sam em m iejscu o 180°. Czas potrzebny do ustaw ienia się w y­

nosi 0,8".

2) W razie częstej zm iany k ierunku p rąd u (20—100 razy w 1") P aram aecia ustaw iają się prostopadle do k ieru nku p rąd u i porusza­

ją się w ty m kierunku. P o w staje galw ano- tropizm poprzeczny (transw ersalny).

3) W razie zm iany (10—20 raz y w 1") po­

czyna się te n galw anotropizm poprzeczny u Param aeciów w środkowej części naczynia a w razie zm ian częstszych obejm uje i w y ­ moczki znajdujące się p rzy elektrodach.

4) W razie stałej zm iany k ie ru n k u p rąd u (50 razy w 1'*) a słabego natężen ia rozpoczy­

n a się galw anotropizm poprzeczny w środ­

kowej części naczynia — wobec silniejszego p rąd u ulegają m u i wym oczki leżące przy elektrodach. A zatem wzm ocnienie prądu działa ta k samo, ja k częsta zm iana jego kie­

runku.

5) Stylonychia m ytilus przyjm uje położe­

nie transw ersalne ju ż wobec rzadkiej zm ia­

n y kierunku p rą d u —źw raea się je d n a k stale swyni peristom em k u katodzie, zataczając łu k 180°. W razie częstszej zm iany kierunku prądu, obrót jej staje się coraz szybszym.

Poprzeczne uśtiawianle się wym oczków do kieiruhku p rąd u Statkiew icz objaśnia w ten sposób: Pod w pływ em p rądu stałego w y­

moczki zw racają się k u katodzie. G dy prąd zostaje przerw aiiy szybko, jedfae wym oczki są już zwrócone kil katodzie, inńe ku an o ­ dzie, jeszcze ińhe Ż&jintiją jak ieś położeriie pośrednie. "Wskutek zm iany k ieru n k u zwtó- cońe ku elektrodom w ym oczki ulegają zno­

w u prądow i stałem u, ale tylko działająceniu w jednym kierunku, posuw ają Się k u tej elektrodzie, k tó ra staje się katod ą. D latego tó w idzim y przy obu elektrodach wym oczki ku nim zwrócone, jeśli tylko zm iany p rąd u j nie są zby t szybkie. W ym oczki ułożone pod i

kątem do kierunku prądu, ulegając działaniu dw u przeciw nych prądów , ustaw iają się pro­

stopadle, n a wypadkowej. Im częstsza zmia­

na kierunku, tem więcej wymoczków znaj­

duje się w tem ostatniem położeniu, dlatego coraz więcej wymoczków ustaw ia się trans­

wersalnie.

Ńie w szystkie jed nak ga tu n k i wymoczków zw racają się ja k Param aecia k u katodzie p rądu stałego. Opalina ranaru m naprzykład zwraca się raz k u katodzie, raz ku anodzie, co praw dopodobnie zależy od siły prądu, jej przyzw yczajenia się do tej pobudki i wogóle od stanu „znużenia11.

Zachowanie się Spirostom um ambiguum wobec prądu, w edług obserwacyi Statkiewi- cza, jest inne, niż to podał Yerworn. Słabe prądy stałe powodują poprzeczne ustawienie się tego wymoczka, prądy silniejsze—galw a­

notropizm katodalny skurczonego Spirosto­

m um a bardzo silne—rozpad plazm y na ziarn­

ka na końcu ciała zwróconym k u anodzie.

Podobny skurcz wymoczków, ja k u Spiro­

stom um , obserwować m ożna u Lacrym aria olof, S ten to r ćoeruleus i St. pblymorphus.

Porów nyw aj ąc swe obserwacye dokonane nad kilku wym oczkam i z każdej z grup: Holo- H etero - i H ypotrichów , Statkiew icz docho­

dzi do wniosku, że reakcye Wymoczków na prąd elektryczny, czy to w form ie galwano- tropiżm u, czy galvanotaxis a także i p ręd ­ kość poruszania się aależy od natężenia p rą­

du. Zm iany natężenia p rąd u w yw ołują róż­

ne ty p y ty ch dw u form reakcyi na podnietę elek try czn y

Jeżeli w naczyniu z wym oczkam i poddane- m i działaniu prądu galw anicznego znajdują się szczątki gnijących roślin lub inńe ciała obce, to wym oczki znajdujące śię obok nich llib w ifch obbębie, Ulegają tak samo działa­

n iu prądu, ja k wolno pływające. W ystępuje tu jed n ak opóźnienie reakcyi i obniżenie jej stopnia tak , że gdy Iń fusoria w cieczy zw ra­

cają śl§ k u katodzie, zatrzym ane p rzy tych ciałacli Obcych niti ulegają żadnej zmianie;

g d y wolne ulegają rozpadow i, zatrzym ane—

zaniepokojone w ypływ ają do cieczy swobo­

dnej i tiitaj w tenże sam sposób g in ą .—Z ja­

wisko to obserwowali jtiż Je ń n in g s i P iitter i starali sitę je w ytłuińaczyc interferencyą thigm otaxis i galvanotaxis. Zw ierzęta ucze­

pione do przedm iotów obcych ulegają thi-

(9)

Aft 29 W SZ EC H ŚW IA T 457 gmotaxis. K iedy je poddam y działaniu p rą ­

du. ga!vanotaxis przeciw działa tej thigm o- taxis i, o ile je s t dość silna, zwycięża: w y­

moczki zw racają się ku katodzie. Statkie- wi,'z tłum aczy to w prostszy i naturalniejszy

s p o s ó b . Jeśli obserw ujem y C iliata w naczy­

niu, przez k tóre przepuszczono prąd stały, wi Izimy na nich rozm aity stopień reakcyi.

Je iii siłę p rąd u zwiększymy, jednostki, k tó ­ re przedtem nie oddziaływ ały, teraz re- ag 'ją. Różne zachowanie się wymoczków

za! ży zatem od natężenia przechodzącego przez nie prądu. Poniew aż w miejscu, gdzie v> ieczy znajduje się jakieś ciało stałe, na­

stępuje rozgałęzienie prądu, silniejszy prze- cliodzi przez ciecz, słabszy przez to ciało, j za rn to je s t powodem słabszej reakcyi w y­

moczków znajdujących się obok ty ch ciał, niż wolno pływ ających.

Badania nad galw anotropizm em wymocz­

ki ” przeprow adził również B irukoff i do- sz Ił do wniosku, że ruch wymoczków jest kaaforeżą t. j. biernem unoszeniem k u kato ­ dzie. Przeciw tem u tw ierdzeniu Statkiew icz w stępuje stanowczo i stara się je zbić na- stopuj ącemi dośw iadczeniam i:

Jeżeli do przeprow adzania prądu przez ci “z używ am y elektrod ostrych, widełkowa- ty h lub jakiegokolw iek innego kształtu, za- u ażyć możemy, że wymoczki najliczniej madzą się w ty ch miejscach, gdzie jest H imum p rąd u lub gdzie prąd nie ma ża- d ogo w pływ u, np. w rogach naczynia.

W chwili zm iany natężenia p rądu lub zbli­

żenia elektrod, widzieć m ożna również zm ia­

no w rozmieszczeniu się wymoczków — uni­

kanie prądu zbyt silnego. Jeżeli do cieczy z wymoczkami dodam y jakiegoś pyłku, prze­

konamy się, że cząstki jego nie ulegają ża- daeniu przenoszeniu wobec natężenia prądu, wywołującego ju ż w yraźny galw anotropizm wymoczków. W obec silniejszego p rąd u wy- spuje anaforeza t. j. unoszenie tych pyłków ku anodzie, podczas g d y Wymoczki p ły n ą hu katodzie wolniej, pokonyw ając prąd unoszą­

cy je ku anodzie.

Ruchy wym oczków najłatw iej obserwo­

wać w uw alniających je substancyach koloi­

dalnych. Jeżeli np. w roztworze gutny tra - y a lit o w ej trzym am y je kilka dni, giną w sku­

tek autointoksykacyi, zachow ując dokładnie swą postać. Jeśli do takich dodam y w y­

moczków nowych i przeprow adzim y prąd, przekonam y się, że żywe poruszają się ku katodzie lub naw et rozpływ ają wobec n a tę ­ żenia prądu nie wywołującego w ćieczy ża­

dnych zmian. Kie można zatem galw anotro- pizm u uważać za bierną kataforezę, zw łasz­

cza że i oryentowanie się wymoczków prze­

dnią częścią ciała lub peristomem k u kato ­ dzie i unoszenie się zapotnocą rzęsek — nie dozw alają na takie mniemanie.

U wymoczków uległych galvanotaxis wy­

stępuje zmiana postaci ciała. Je st ona n a­

stępstw em czynnego skurczu plazm y koro­

wej. Skurcz ten może występować albo lo­

kalnie (Param aecium , Lacrim aria) albo na całem ciele równocześnie, powoli lub nagle tak, że zwierzę pęka a endoplazma rozprys- ka się—zależy to od natężenia prądu. O. Cal- gren skurcz ten tłum aczy kataforezą we­

w nętrzną w ciele wymoczka. Eksperym ento­

w ał on nad Param aeciam i nieżywemi i otrzy­

m ywał skurcz na końcu ciała zwróconym ku anodzie—nabrzmienie na zwróconym ku k a ­ todzie. ObserwaCye dokonane przez Statkie- j wicza nad Param aeciam i w cieczach koloidal­

nych wykazały, że natężenie prądu w yw ołu­

jące skurcz u żywych, nie wywołują żadnych zm ian u nieżywych. A zatem i w arunki do­

świadczenia Calgrena były nieodpowiednie.

W końcu obserwacye mikroskopowe nad Oi- liatam i, uległem i galvanotaxis, nie w yk a­

zały żadnych zmian w ruchu ziarn endo- plazm y.

T eorya zatem kataforezy, czy to w odnie­

sienia do wymoczka jako całości, czy to do ziarnek endoplazmy nie ma podstaw y. Szyb­

ką zmianę k ształtu wymoczka uw ażać nale­

ży za skutek skurczu ektoplazm y pod w pły ­ wem bezpośredniego pobudzenia jego ele­

m entów kurczliw ych przez działanie silnego prądu.

M arya Radwańska.

2 . M

a t o u t

.

O TRYBOLUM INESCENCYI.

Term in ten o brzm ieniu barbarzyńskiem , od niedaw na używ any w fizyce, oznacza jednę z postaci zjaw iska fosforescencyi, z n a­

ną od początku w ieku XVIU-gO pod M -

(10)

458 W S Z E C H ŚW IA T JMa 29 zw ą fosforescencyi w skutek działań m echa­

nicznych.

To szczególne zjaw isko w ystępuje, gdy pocieramy, rozbijam y lub uderzam y pewne ciała krystaliczne, bądź jedne o drugie, bądź też o jakieś ciało tw arde. Zjaw isko to stw ier­

dzić może z łatw ością każdy, np. rozbijając w ciemności kaw ałek suchego cukru, albo też szybko poruszając we flaszce k ry ształy azotanu uranu; w pierw szem z tych dośw iad­

czeń, w chwili rozłam u spostrzegam y słaby blask niebieskaw y; w drugiem — pow staje m nóstwo iskier w pu n k tach , w któ ry ch ude­

rzają o siebie kryształy; isk ry te m ają odcień zielony, podobny do zwykłej fosforescencyi soli uranow ych.

Zjaw isko tego samego rzędu otrzym ujem y, uderzając silnie dwa k aw ałki kw arcu jeden o drugi: za każdem uderzeniem , następuje em isya św iatła pom arańczow ego, które mo­

żna zobaczyć rozchodzące się po całej masie, jeżeli oko je s t dobrze wypoczęte; albowiem natężenie ty ch zjaw isk w ydaje się tem więk­

sze, im oczy są lepiej przyzw yczajone do półciemności.

Całkiem odm ienne są zjaw iska fosforescen­

cyi, które zdają się pow staw ać sam orzutnie, bądź w znanychreakcyach'chem icznych, bądź w przyrodzie, ja k np. w pew nych g atu n k ach grzybów w czasie rośnięcia, bądź wreszcie u ogrom nej liczby ow adów podzw rotniko­

wych, które własność tę posiadają w stopniu znacznie wyższym, aniżeli nasze skrom ne świetliki. Znakom ici badacze, a w szczegól­

ności R afael Dubois wr m agistralnej pracy swej o ow adach świecących, w ykazali, że fosforescencya owadów jest w ynikiem dzia­

łania chemicznego specyalnych wydzielin, których syntezy zdołano dokonać.

Dwie postaci fosforescencyi, któ re dopiero co rozpatrzyliśm y, różnią się bardzo w yraźnie swą genezą; zdarzają się je d n a k i w ypadki m ieszane, w których niepodobieństw em jest rozstrzygnąć napewno, czy przyczyną d an e­

go zjaw iska jest działanie m echaniczne, czy też chemiczne.

Taki w ypadek m am y w doświadczeniu Ro- sego, k tóre zasadza się na rozpuszczeniu na gorąco kw asu arsenaw ego szklistego w k w a­

sie chlorowodorowym dym iącym , rozcień­

czonym wodą, i następnie na skrystalizow a­

niu przez powolne oziębienie.

W drugiej części tego doświadczenia, t. i podczas krystalizacyi, Rose zauważył, że kryształy, tworzące się w roztworze, b y ły

siedliskiem drobnych eksplozyi świetlnych Usiłował on w ytłum aczyć to zjawisko wy­

dzielaniem się energii w chwili, gdy kryszta­

ły bezwodnika arsenaw ego oddzielają się od rozpu szczalnika.

To nieokreślone tłum aczenie było przez długi czas przyjm ow ane i brane za zasadę we w szystkich dziełach o chemii, gdy nie­

dawno G uinchant z jednej strony a Gernez z drugiej ogłosili praw ie jednocześnie bardzo ciekawe uwagi, które na kw estyę tę rzucają zupełnie nowe światło.

Ci dwaj uczeni stw ierdzili, każdy ze swej strony odm ienną postać zjaw iska, zmieniając przytem doświadczenie na różne sposoby.

W edług Gerneza, podczas gdy zjawisko zaczyna się ujaw niać, kryształy ju ż są ufor­

m owane, a iskierki pow stają w chwili gdy dwa kryształy uderzą o siebie w samem w nętrzu rozpuszczalnika lub też gdy uderzy­

m y kry ształ ciałem tw ardem , np. prętem że­

laznym lub laseczką szklaną; skutek ten da­

je się wywołać dowolnie za każdem uderze­

niem o k ryształ nietknięty; jeżeli wstrząsać będziemy energicznie naczynie, zawierające k ryształy w stanie zawieszenia, to zjawisko zyskuje znacznie na natężeniu skutkiem czę­

stych spotkań, zachodzących pom iędzy kry­

ształam i. A zatem m am y tu ta j wyraźną trybolum inescencyę,t. j. fosforescencyę przez działanie mechaniczne.

N adto Gernez przekonał się, że wbrew tem u, co wypow iedział b y ł’Rose, gotowanie roztw oru przed krystalizacyą nie jest bynaj­

mniej rzeczą konieczną; w ystarcza r o z p u ś c i ć

kwas arsenaw y w m ieszaninie kw asu chloro­

wodorowego dym iącego i w ody wziętych w objętościach rów nych i tem peraturze zwy­

czajnej; tem p eratu ra m ieszaniny podnosi się z początku do 40°, poczem w czasie oziębie­

nia, które następuje po reakcyi, tworzące się kryształy oktaedryczne okazują tę sarnę własność, ja k w tedy, gdy roztw ór został przygotow any w tem peraturze wrzenia.

W łasność ta zachowuje się przez czas bar­

dzo długi, praw dopodobnie nieograniczony;

autor tego doświadczenia m ógł je powtórzyć

na kryształach, tak spreparow anych przed

upływ em przeszło 4-ch miesięcy.

(11)

J\f» 29 W SZ E C H ŚW IA T

G uinchant, k tóry, o ile się zdaje, bliżej zbadał zjawisko, zauważył, że daje się ono odtworzyć z różnem i odm ianam i kw asu arsenawego, a nie tylko z sam ą postacią szkli­

stą; jedynym w arunkiem jest to, żeby roz­

puścić wszystko zanim kry ształy zaczną od­

dzielać się od roztw oru.

W chwili tw orzenia się tych kryształów , Guinchant, obserw ując je przez silną lupę, przekonał się, że, oprócz fosforescencyi w sku­

tek uderzeń, w ystępow ała inna jeszcze fosfo- rescencya, n a pozór sam orzutna, m ająca swe źródło w przeobrażaniu się m odyfikacyi sze­

ściennej; zjaw isko to, aczkolwiek powstające bez widocznej pobudki mechanicznej ze­

wnętrznej, jest, praw dopodobnie, zjawiskiem tego samego rzędu, co i to, które oberwowa- liśmy przedtem , albowiem m odyfikacya po­

staci krystalicznej nie może nastąpić bez p ra ­ cy cząsteczkowej wew nętrznej, niezbędnej do nowej oryentacyi osi. Ł atw o zrozumieć, że praca ta, k tó ra w rezultacie jest rodzajem ogólnej dyzlokacyi postaci pierw otnej, daje się przyrów nać do działania mechanicznego;

działaniu tem u zawdzięczałaby swe pocho­

dzenie sam orzutna emisya świetlna, któ ra w innych razach może być otrzym ana sztu ­ cznie, ja k np. w tedy, gdy m iażdżym y k ry ­ ształ.

Je d y n y m punktem niew yjaśnionym jest pytanie, skąd się bierze energia, niezbędna do zm iany u k ład u krystalicznego, gdy kry- stalizacya początkow a ju ż je s t utworzona;

jest rzeczą możliwą, że jest to skutek w y­

dzielonego ciepła, albowiem au to r ty ch do­

świadczeń nie w skazał tem p eratu ry tego właśnie p u n k tu, w którym podczas oziębie­

nia pow staw ała fosforescencya sam orzutna.

Światło, w ysyłane przez tryboluminescen- cyę kw asu arsenawego daje widmo ciągłe, podobne do w idm a rozżarzonych ciał stałych, przyczem jed n ak przew ażają w niem barw y żółta i zielona, czerwona zaś w ystępuje słabo.

Św iatło to ujaw nia dość silną zdolność fo­

tochem iczną, skoro G uinchant zdołał, w od­

ległości kilku centym etrów od naczyń, za­

w ierających roztw ory, otrzym ać fotografie cieniów przedm iotów, umieszczonych pom ię­

dzy tem i naczyniam i a p łytkam i uczulone- rni; obliczył on że w tych w arunkach zdol­

ność fotochem iczna była mniej więcej rów na zdolności fotochemicznej zwykłego palnika

j

Bunsenowskiego, umieszczonego na odległo­

ści m etra. Nie zapom inajm y, że chociaż pło­

m ień tego palnika daje m ało św iatła, jako złożony z promieni, na które wzrok jest mało wrraźliwy, to jednak działanie jego je s t dość silne ponieważ promienie te przypadają na okolicę widma, zaw artą pomiędzy częścią nie­

bieską a pozafioletową; tym sposobem po­

rów nanie powyższe nie m a żadnej wartości f otom etrycznej.

Słuszność nakazuje przyznać, że nie osła­

bia to bynajm niej znaczenia pom yślnych do­

świadczeń ponieważ celem, do którego dążyli i k tóry osiągnęli G uinchant i Gernez, było przedewszystkiem w ykazanieistoty zjawiska, odkrytego przez Rosego. Otóż dzisiaj wie­

m y z zupełną praw ie pewnością, że jest to zjawisko n a tu ry czysto m echanicznej i fizy­

cznej.

Gernez spostrzegł również, że roztw ory siarczanu potasu, które, krystalizując się, w y­

tw arzają także emisye świetlne, zawdzięcza­

ją tę własność zjawisku, bezwzględnie iden­

tycznemu z tem, które zbadał on w roztw o­

rach kwasu arsenawego. S. B.

459

K R O N IK A NAUKOW A.

— N ie k tó re dane o słońcach. Z badań, k tó ­ rych dokonał ostatnio J . E . Gore, okazuje się , że a C entaura, R ig e l i A n tares p osiad ają m asy, k tó ­ re są odpow iednio: 8 8 2 , 2 0 0 0 0 i 8 8 0 0 0 w ię k ­ sz e od m asy n a szeg o słońca. A rkturus ma blask 1 2 0 0 razy w ię k sz y od b la sk u naszego słońca.

G d y b y to ostatn ie zn ajd ow ało się od n as na tej sam ej o d le g ło śc i co A rk tu ru s, to m o g lib y śm y j e dojrzeć ty lk o przez dobrą lu n etę. C anopus, naj­

w ięk sza z g w ia z d znanych, j e s t m ilion razy w ię k ­ sza od słońca. O rb itę ziem i, widzianą, z o d le g ło ­ śc i, na której znajduje s ię od nas C anopus, m ógł­

b y zak ryć w ło s, u m ieszczon y o d ziesięć k ilom e­

tró w od oka ob serw atora. O bok tych olbrzym ów istn ie ją jed n a k g w ia z d y , k tóre ja k np. k sięży c A ld eb aran a są n ie w ie le w ię k sz e od J o w isza . J e ­ ż e li w ię c słoń ce nasze je s t znacznie m n iejsze od w ie lu g w ia zd , to z drugiej stron y przenosi ono rozm iaram i sw em i w ie le in n y ch , ta k że o sta tecz­

n ie u k ład nasz plan etarn y zajm uje w e w szech - św ie c ie m iejsce d ość p oczesn e.

(C iel e t T erre). 8. B.

— N ow a kom eta o kró tk im okresie. F a y e t

astronom O bserw atoryum P a r y sk ie g o , stw ierd ził,

że kom eta 1 9 0 4 e , od k ryta w końcu roku u b ie ­

g łe g o przez B o r e lle g o , je s t kom etą p eryod yczn ą

(12)

400 W S Z E C H Ś W IA T M 29

o o k resie 7-ió letn im i że p rzeto n a le ż y d o g ru p y c ia ł n ieb iesk ich , k tórych czas o b ie g u m n iejszy je s t od o b ie g u J o w isza . Grupa ta j e s t bardzo ciek aw a ze w z g lę d u , że sta n o w i n ieja k o przejście od d robnych p la n et do kom et. G odna u w a g i je s t ok oliczność, że dana k om eta posiad a ty lk o p ierś­

cień zgęszczen ia, le c z p ozb aw ion a je s t w arkocza.

Z p om iędzy 3 3 kom et, k tórych o k res je s t k rótszy od okresu Satarn a, znam y ty lk o d w ie , a m ian ow i­

cie kom ety: T u ttle a oraz 1 8 6 4 V I , k tó ry ch okres d łu ższy j e s t od ok resu J o w isz a i to b ardzo n iezn a ­ cznie, w y n o si bow iem l S 1^ la t. J a k d otąd nie zdaje się, b y n o w e ciało n ie b ie s k ie m ogło b y ć utożsam ione z k tó rem k o lw iek z ciał, ju ż sk a ta lo ­ gow anych; w ię k sz ą p ew n o ść co do t e g o u zy sk a m y dopiero w te d y , g d y zbadana zo sta n ie d a w n a j e g o d roga oraz g d y b ę d z ie m ożna o d p o w ie d z ie ć na p y ta n ie, c z y zak łócen ia w y n ik a ją c e z ob ecn ości J o w isz a n ie zm o d y fik o w a ły W sp osób zn a czn iejszy rodzaju o rb ity . Z k ońcem m arca b la s k k o m ety b y ł ty lk o cz te r y razy sła b sz y , a n iż e li w c h w ili od k rycia.

(C iel e t T erre). 8. B.

— Z e s ta la n ie się p lan et. O pierając s ię na n o w szy ch d o św ia d czen ia ch , d o ty c z ą c y c h p u n k ­ tu top ien ia s ię c ia ł sta ły ch oraz d y fu z y i rozm ai­

ty c h cia ł rozżarzonych, g d y ciała te przez czas d łu g i są ze so b ą w zetk n ięciu , L e d u c w y p o w ia d a n astęp u jące u w a g i o sp o so b ie, w ja k i o d b y w a s ię p roces zestalan ia s ię p lan et. C iała, k tó ry ch p u n k ­ t y top ien ia s ię są n a jw y ż sz e , n ie z a w sze p osiad a­

ją g ę sto ść n a jw y ższą . Z d arzyć s ię m oże, że w m ie­

sza n in ie rozżarzonej ciała g ę s ts z e od in n y c h , s z y b ­ ciej u leg n ą o zięb ien iu . T o tłu m a czy nam , d la cze­

go p ierw sza w a rstw a lito sfe r y n a p la n ecie m oże p o w sta ć z p ie r w ia stk ó w n ajrozm aitszych , a n a w e t zaw ierać su b sta n c y e o g ę s to ś c i b ard zo znacznej, ja k to w id zim y n a p rzy k ła d zie sk o ru p y ziem sk iej.

Z drugiej stro n y b ez w z g lę d u na p rzy ro d ę d w u s ty k a ją c y c h s ię ciec zy rozżarzon ych , p o w sta n ie z a w sze po d łu g im czasie z bardzo n ieliczn em i w y ­ ją tk a m i m ieszan in a o g ę s to ś c i je d n o sta jn e j, z w ła sz ­ cza je ż e li c iec ze te są w y sta w io n e n a częste w strząśn ien ia. S tą d w n o si L e d u c , że j e ś li p om i­

n iem y w p ły w ciśn ien ia , to n ic n as n ie zm usza do przypuszczania, ż e g ę sto ść w a r stw w e w n ętrzu ziem i w zrastać m usi z g łę b o k o śc ią . W r e s z c ie , opierając s ię na rozm aitych d a n y ch , p rzy jm u je on p od ob n ie j a k to c zy n ią L o e v y i P u ise u x , że o z ię ­ b ie n ie p o stęp u je od stro n y zew n ętrzn ej k u w n ę ­ trzu . A le p rócz te g o p rzy p u szcza on , że p o u tw orzen iu Się p ierw szej Warstwy stałej p rzyjd zie c h w ila , g d y z k o le i rzeczy w śro d k u ziem i p o w sta ­ n ie ją d ro sta łe od d zielon e od sk o ru p y zew n ętrzn ej m ieszan in ą ciek łą . W rzeczy sam ej n o w sz e d o­

św ia d czen ia w y k a z a ły , że o d pewnej granicy p u n k t to p ien ia się p od n osi s ię w m iarę z w ię k sz e n ia się ciśn ien ia . W o b e c te g o ła tw o zrozum ieć, ze s k u t­

k iem o lb rzy m ich c iśn ień , istn ie ją c y c h w e w n ę tr z u ziem i, tem peratura to p ie n ia s ię m usiała w zro sn ą ć, zw ła szcza d la n ie k tó r y c h su b sta n cy j g ę s t y c h , k tó ­

re tj-m sp osob em d łu g o p o zo sta w a ły w stanie cie­

k ły m i b y ły zm ieszane z otaczającę m asą płynną o g ę sto śc i m n iejszej. S tąd w y n ik a , że w czasie, g d y o zięb ien ie zacznie s ię g a ć w a rstw najgłębszych m a tery e te zesta lą się i spadną do środka ziemi, g d z ie n agrom ad zen ie ich sta n ie s ię przyczyn ą po­

w sta n ia ją d ra Stałego.

(C iel et T erre). 8. B

— 0 jonach a tm o s fe ry . P . L a n g e y in w y ­ k azał, że w atm osferze is tn ie ją sta le jo n y o ru­

c h liw o ści niezn aczn ej. O b ecność ty c h jo n ó w po­

z w a la w y tłu m a czy ć w sposób prosty' stopniow e zm n iejszan ie się prądu, k tó ry daje s ię przepuścić przez ograniczoną m asę p ow ietrza, natj'chm iast po w p row ad zen iu jej do za m k n ięteg o zbiornika m e­

ta lo w e g o , zaopatrzonego w ele k tr o d ę centralną, połączoną z elek trom etrem . P o c z ą te k ty c h dużych jo n ó w m ożna, o ile się zd aje, o d n ieść do przeobra­

żania s ię cząstek o b ojętn ych atm osfery, które ła­

dują się p rzyciągając ele k tr o sta ty c z n ie jo n y z w y ­ czajne, sta le w y tw a rza n e p rzez różne prom ienio­

w ania; to przeobrażanie s ię c z ą ste k ob ojętnych w d u że jo n y ograniczone je s t ponow nem łącze­

n iem się ta k u tw orzonych dużyoh jo n ó w z jonam i d rob n em i p rzeciw n eg o znaku. D o św ia d czen ie p otw ierd za w s z y stk ie k o n se k w e n c y e tej teoryi, k tóra w sz c zeg ó ln o ści p rzew id u je, że w sz y stk ie c z ą stk i m uszą zam ienić się na duże jo n y , jeżeli p o w ietrze zaw iera d rob n e jon y je d n e g o tylk o

znak u . 8. B.

(R e v . S cien t.).

— Balony-sondy w S tan ach Zjednoczonych.

W iad om o, że m eteorologia za w d zięcza obserw ato- ryu m na g ó rze B lu e H ill pod B oston em c a ły sze­

r e g w ażn ych o b serw a cy j, zeb ran ych w górnych w a rstw a ch atm osfery zapom ocą la ta w có w . W o ­ g ó le m ożna p o w ied zieć, że ze w szy stk ich krajów m eto d ę p o w y ższą n ajd aw n iej i najsystematy^czniej upraw iają S ta n y Z jed n oczon e, w o b ec czeg o je s t rzeczą dość d ziw n ą, że balony-sondy' w e sz ły tu w u ży cie dopiero osta tn iem i czasy. P o d cza s w y ­ s ta w y w S a in t-L o u is staran iem A . Z. Iłotch a, d y rek to ra ob serw atoryu m n a B lu e H ill, w y p u ­ szczono 1 4 b alon ów -son d, k tóre n a stęp n ie w sz y st­

k ie Zostały od n alezion e w raz z p rzyn ależn em i do n ich diagram atam i. P o d łu g w sk a za ń barom e­

tr y cznych n a jw ięk szą w y so k o ścią b y ło 1 5 5 0 0 m

(d n ia 2 3 w rześn ia), przyczem tem peratura w pun­

k c ie tym w y n o siła — 5 5 ,6 ° C. P o d cza s innego w zlo tu (2 6 listop ad a) term om etr sp a d ł do

— 6 0 ,0 6 C. na w y so k o śc i znacznie m n iejszej, g d y ż rów n ej ty lk o 1 0 0 0 0 m. K ieru n ek i pręd k ość w ia tr u oznaczono w p rzy b liżen ia n a p o d sta w ie p ołożen ia m iejsc, g d zie sp a d a ły batony', oraz cza­

su , z u ży teg o na podróż. D w a razy p ręd k ość ś r e ­ dn ia przeniosła ' 4 5 m na sek u n d ę. W s z y s tk ie balony z w y ją tk ie m je d n e g o p o w ęd ro w a ły na

w sc h ó d . S. B.

(C iel e t T erre)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zależność (2) można zatem stosować do wyznaczania wysokości wzniesienia położonego w dowolnym miejscu tarczy, lecz tylko wtedy, gdy Księżyc jest bliski pierwszej lub

Po dogłębnym zbadaniu stanu majątku pozostawionego przez spadkodawcę, rodzice Michała, Andrzej i Elżbieta Pasikonik odkryli, że ze względu na swoje uzależnienie od gier,

30 lat temu, 8 lipca w świdnickiej Wytwórni Sprzętu Komunika- cyjnego rozpoczął się strajk.. Bezpośrednią przyczyną było wprowadzenie przez komuni- styczne władze kolejnych

wprowadza się dla wszystkich pracowników dniówkowych IV tabelę płac oraz podnosi się premię do 1 5 proc. przeszeregowań o jedną grupę wyżej - podział do dyspozycji

Przyjmując, że średnica kątowa tarczy Księżyca 1 wynosi 0,5°, oszacuj, o jaki kąt jest przesunięty Księżyc na obu rysunkach.. Jest to tak zwany kąt

Posługując się symulowanym wyglądem nieba, jaki wyświetla program Stellarium, sprawdź, czy istnieje jakiś związek między wyglądem tarczy Księżyca a porą, w której on świeci

Przed rozpoczęciem zaćmienia częściowego i po jego zakończeniu trwa tzw. Wiąże się ono z dość słabym spadkiem jasności Księżyca, który trudno zaobserwować gołym

Nie tylko więc były relacje świadków, mówiące o braku ciał (lub ich znikomej liczbie), ale też nie pojawiały się w mediach żadne dokumenty pokazujące zwłoki na pobojowisku