M 29 (1216). Warszawa, dnia 23 lipca 1905 r. Tom XXIV.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAOKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENUMERATĄ „W SZECHŚW IATA".
W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.
Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. ó.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
GEO LO G IA KSIĘŻYCA .
Przez cały szereg la t geologowie kierowali swe spojrzenia w stronę księżyca, spodzie
wając się otrzym ać ze studyów nad jego p o wierzchnią niejakie dane co do ewolocyi pla
netarnej wogóle, w szczególności zaś co do pew nych stadyów w rozwoju ziemi.
Trzeba jedn ak wyznać, że ja k dotychczas przynajm niej, nie możemy się poszczycić ani obfitością spostrzeżeń ani też doniosłością w yciągniętych wniosków. W iększość uczo
nych, pośw ięcających się badaniu naszego satelity, doszła do wniosku, że księżyc był niegdyś m asą płynną, tak ą jak ą przyjm uje
my że była niegdyś ziemia, a tak zwane
„kratery11 księżycowe są śladam i pozostałę- mi po okresach długiej i energicznej działal
ności w ulkanicznej, gdy gazy i lawa z p ły n nego środka w yryw ały się n a powierzchnię z siłą, przew yższającą znacznie siłę tegoczes- nych ziem skich wybuchów w ulkanicznych.
W edług innych badaczów księżyc składa się ze skupienia pierścienia m eteorytów, który niegdyś opasyw ał ziemię, k rate ry zaś zam iast być w ydźw igniętem i z w nętrza skutkiem działalności w ulkanicznej, są śladami spad
nięcia ostatnich ciał meteorycznych. Ciała te, biegnąc w przestrzeni z szybkością plane
tarną, zostały częściowo stopione a naw et do
prowadzone do stanu gazowego ,podczas gdy i część powierzchni księżyca, na któ rą spadły również podległa stopieniu. Stronnicy tej hypotezy tw ierdzą, że w ygląd zew nętrzny powierzchni księżyca świadczy zą praw dopo
dobieństwem takiego m etęorycznego bom bardow ania i przeczy tęoryi olbrzymich w y
buchów wulkanicznych.
O statni przyczynek do interesującej nas kw estyi został zakom unikow any niedaw no A kadem ii N auk w P ary żu przez pp. Lpeyy i Puiseux. Ci w ybitni astronomowie zw ra
cają uwagę na najnowsze zdjęcia fotografi
czne księżyca zaw arte w wydaw nictwie
„A tlas L u n aire“ i tw ierdzą, że staranne ba
danie powierzchni księżyca może dąć klucz do rozw iązania zagadki, w jakich w arun
kach ciało planetarne przechodni ze stanu ciekłego w sta ły i jak ą drogą kręczyła ewo- lucya p lan etarn a ziem i i księżyca.
Co dotyczę ewolucyi ziemi to obecnie ście
rają się w nauce dwa sprzeczne poglądy.
W iększość geologów utrzym uje, że wnętrze naszej planety składa się z roztopionej masy powoli stygnącej i tw ardniejącej w kierunku od powierzchni ku środkowi. S ta ła skorupa ziem ska otaczająca płynne jąd ro jest stosun
kowo nader cienka. N iektórzy jed n ak wy
bitni fizycy nie zgadzają się na wymienioną teoryę i utrzym ują, że stygnięcie ziemi i fo r
mowanie stałej skorupy nie zaczęło się od
450 W S Z E C H Ś W I A T J\|ó 29 powierzchni. Tw ierdzą oni, że chociaż isto t
nie naprzód uform ow ała się sta ła skorupa na powierzchni, w kró tk im jed n a k czasie po
pękała i pogrążyła się w zn ajd ującą się pod nią płyn ną masę i tam roztopiła się; ty m sposobem trw ałe stw ardnienie pow innoby się zacząć od środka i stopniow o rozszerzać do
póty dopóki cały glob ziem ski nie stał się stałą m asą, zaw ierającą w n iek tó ry ch ty lk o m iej
scach wielkie zbiorow iska płynnej m agm y.
Te ogniska m agm y zasilają obecnie czynne w ulkany. Z teoryi tej w ypływ a, że najcięż
sze i najtrud n iej podlegające stopieniu sk ła
dniki ziemi ześrodkow yw ałyby się bliżej jej środka, najlżejsze zaś i n ajłatw iej topliw e—
n a powierzchni.
Teorya geologiczna opiera się n a licznych faktach zaczerpniętych z budow y skorupy ziemskiej, teorya zaś fizyczna—n a pew nych przypuszczeniach m atem aty czny ch . Jed en z zarzutów czynionych teoryi geologicznej głosi, że gdyby w nętrze ziem i przedstaw iało masę płynną, w m asie tej p o w sta ły b y p rądy i skorupa ziem ska podnosiłaby się i opadała po przejściu każdej fali. In n y z arzu t opiera się n a przypuszczeniu, że cienka skorupa | ziem ska nie byłaby w stanie u trzy m ać cięża
r u olbrzym ich łańcuchów górskich; gó ry | przerw ałyby ją i opadły na dół. O statniem i czasy zjaw iła się teorya głosząca, że wnętrze ziemi je s t gazowem. W w ysokiej te m p e ra tu rze i pod olbrzym iem ciśnieniem panuj ącem we w nętrzu naszej planety, law a lub żelazo w stanie gazow ym są m niej ściśliwe niż stal n a pow ierzchni ziemi. Bliżej k u pow ierzchni ziemi składniki jej przechodzą ze sta n u g a zowego w ciekły i ta k a p ły n n a otoczka z n a j
duje się naokół gazowego ją d ra . Jeszcze bliżej k u pow ierzchni p ły n n a otoczka prze
chodzi powoli w stałą skorupę, k tó ra zapew ne n iem a więcej niż 25—30 m il grubości. N a
jpotw ierdzenie wym ienionej teo ry i pow ołują się na ostatnie trzęsienia ziemi.
K tó ra z ty ch teoryj m a najw ięcej praw d o podobieństw a? Pp. L oevy i P u iseu x starają się bezstronnie w yjaśnić kw estyę zapomocą b adań nad pow ierzchnią księżyca. Uczeni ci skłan iają się ku m niem aniu, że n asz sateli
ta b y ł niegdyś m asą pły n n ą i tw ierdzą, że
jślady stopniow ego przejścia z pierw otnego ciekłego sta n u do obecnego m ogą być z ła tw ością zaobserwow ane. Czy te m p e ra tu ra
księżyca zwiększa się w m iarę zagłębiania się do jego środka, ja k to m a miejsce na zie
mi, i czy zachodzą jakie różnice w gęstości składników księżyca, badacze ci orzec nie m ogą, lecz na zdjęciach fotograficznych po
w ierzchni księżyca znajdują pewne szczegó
ły, wskazujące, w edług ich m niemania, że stygnięcie i tw ardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Jeżeli będziemy bacz
nie rozpatryw ali mapę księżyca, uderzy nas fak t, że różnice w wysokości różnych pozio
mów na jego powierzchni są większe i ja skrawsze niż na pow ierzchni ziemi. P ak t ten możemy sobie wytłum aczyć, jeżeli przyj
m iem y istnienie szeregu następujących po sobie wylewów płynnej m agm y podczas wczesnych stadyów rozw oju księżyca.
W ylew y te zam ieniły dwie piąte widzial
nej pow ierzchni księżyca w nieprzerwane rów niny, na których brzegach pozostały śla
dy pierw otnej budowy. W szelkie ruchy i falow ania zachodzące w płynnej substan- cyi z konieczności rzeczy odbij aj ą się na ota
czających ją brzegach. Stąd też pewne dyz- lokacye n a pow ierzchni księżyca zaliczamy do k ategoryi ty ch zjawisk. T utaj należą:
przerw anie szczytów A ppeninów, rozdziele
nie zwałów K aukazu, również uformowanie się prostolinijnych dolin R heity, Alp i Aria- daeusa.
O pierając się na danych dostarczonych przez fotografie księżyca, astronomowie francuscy doszli do wniosku, że ochładzanie się i tw ardnienie księżyca zaczęło się od jego powierzchni. Ci badacze przedstaw iają so
bie przebieg procesu w sposób następujący:
M asa pły n n a stanow iąca niegdyś całą isto
tę księżyca, ochładzając się na powierzchni, uform ow ała cienką skorupę. S tygnąc w dal
szym ciągu, roztopiona m agm a kurczyła się i ustęp ow ała ku w nętrzu, aż wreszcie nastą
p iła chw ila, g dy wszelkie połączenie pomię
dzy stałą skorupą a środkiem płynnym zo
stało przerw ane. T ym sposobem pomiędzy jąd rem p łynnem a stałą skorupą utw orzyła się p usta przestrzeń. T a przestrzeń została niebaw em w ypełniona gazam i, znajdującem i się pod śilnem ciśnieniem; otoczka gazowa b yła dość elastyczna, aby zapobiedz wszel
kim zapadnięciom się skorupy, nie przeszka
d zała jed n a k form ow aniu się prądów we
w n ą trz płynnej m asy środkowej. Uformo-
M 29 W S Z E C H Ś W IA T 4 5 1
wane prądy nie w yw oływ ały jed n ak w pły
wu na zew nętrzną skorupę. Ale kiedy, dla nieznanych nam przyczyn, ja k to m a miejsce i na naszej planecie, w ybuchow a energia księżyca dosięgła znacznego natężenia, stała skorupa pękła w miejscach najm niejszego oporu i płynna m agm a, wydobywszy się z wnętrza, zalała powierzchnię. AV okolicach polarnych księżyca, gdzie ochładzanie się by
ło szybsze, skorupa oczywiście stała się grub szą, zapadnięcia się skorupy na małej prze
strzeni i nieznaczne wylewy m agm y dały po
czątek t. zw. cyrkom i innym utworom.
W pasie jed n ak zw rotnikow ym Skorupa by
ła cieńsza, a p rąd y pod wpływem siły od
środkowej dosięgły najw iększego natężenia, wylewy zatem m agm y były olbrzymie i tak powstały t. zw. „m orza“ księżyca. Szczątki pierwotnej budow y pow ierzchni księżyca wi
doczne po brzegach ty ch mórz świadczą n aj
lepiej o sile i ch arakterze ty ch olbrzymich perturbacyj. W y lana m agm a stygnąc fo r
mowała rów ną powierzchnię, która z kolei mogła być znowu przerw ana nowym w ybu
chom i zalana pow tórnie m agm ą. N a foto
grafiach księżyca widzim y ślady pięciu t a kich kolejnych wylewów. Ł atw o rozum ie
my, że proces ten pow tarzał się ze zmniejsza
jącą się wciąż energią, aż stopniowo grubie
jąca skorupa stała się zbyt silną zaporą dla dalszych w ybuchów . Pp. Loevy i Puiseux przytaczają wiele uderzających przykładów , potwierdzających wyżej przytoczone przy
puszczenie. N a szczególną uw agę zasługuje okoliczność, że w pew nych miejscach po
wierzchni księżyca istnieje po pięć platform znajdujących się jed n a nad d ru gą i oddzie
lonych od siebie ja k b y stopniam i wysokości kilku tysięcy m etrów . G dyby stygnięcie księżyca zaczęło się od jego w nętrza, jak tego chcą niektórzy, rezu ltat byłby zupełnie inny. Oczom naszym w tedy p rzed staw iał
by się ostatni poziom, a siły wybuchow e nie miałyby możności ujaw nienia się i pozosta
wienia po sobie trw ały c h śladów, jak te k tó re widzimy obecnie.
Jak już nadm ieniliśm y wyżej, zwolennicy teoryi tężenia p lanety od środka tw ierdzą, że prądy pow stałe w płynnym ośrodku p la nety w yw ierałyby w pływ na otaczającą sko- rupę. Pp. L oevy i Puiseux są jed nak zda- nia, że zarzut ten nie jest uzasadniony nau
kowo, gdyż nie w iem y dokładnie, o ile w spół
czynnik spoistości czyli wewnętrznego ta r cia, k tóry był użyty w obliczeniach, od
pow iada rzeczywistości. Badacze ci p rzy puszczają, że ponieważ składniki planety tw orzące jej jąd ro znajdują się pod olbrzy- miem ciśnieniem, bardzo być może w skutek tej okoliczności posiadają odpowiednią spo
istość i taksłabopoćldają się wpływom plane
tarn y m , że w rezultacie żadne prądy nie mo
gą powstać, a przynajm niej nie ta k silne, aby w yw ołały zm iany w otaczającej skoru
pie. Co dotyczę księżyca, to we wczesnych stadyach jego ewolucyi prądy istniały w płyn- nem jądrze przez długi czas i przeszkadzały uform ow aniu się skorupy zew nętrznej. Sko
rupa pękała w w ielu miejscach i płynna m a
sa z w ew nątrz zalewała już ukształtow aną powierzchnię. Lecz z biegiem czasu skoru
pa osiągnęła znaczną grubość w skutek ochła
dzania się i kurczenia, a w tedy nastąp ił kres w ybuchom i wjdewom magm y. Niezwykłe ciśnienie, które się rozwinęło w ew nątrz księ
życa, osłabiło lub naw et zupełnie zniosło wszelkie prądy.
Z arzut, czyniony przez zwolenników te
oryi fizycznej, że w razie istnienia cienkiej ze
w nętrznej skorupy nie m ogłyby się uform o
wać wysokie góry, m a m niejsze znaczenie co do gór księżycowych, gdyż n a naszym sate
licie siła ciążenia jest 6 razy m niejsza niż na ziemi. Zresztą i co do gór na ziemi te n za
rz u t nie posiada istotnego znaczenia. Ł a ń cuchy górskie nie tylko nie osłabiają otacza
jący ch części powierzchni ziemi, lecz naw et przeciwnie przyczyniają się do ich wzmocnie
nia. Airy słusznie zwrócił uwagę, że nie należy sądzić, że góry utrzym u ją się w skutek tylko oparcia na sąsiednich częściach ziemskiej skorupy; prawdopodobnie posiadająonejakby korzenie, któ re dochodzą aż do płynnego j ą dra p lanety i unoszą się na roztopionej m ag
mie, posiadającej większą gęstość i cię
żar w łaściw y niż zew nętrzne w arstw y ziemi.
N a zakończenie autorowie w yciągają ze swych badań następujące wnioski: staranne b adanie powierzchni księżyca daje szereg faktów niezaprzeczenie potw ierdzających te oryę geologiczną o tężeniu ciała niebieskie
go w kierunku od powierzchni ku w nętrzu.
Proces ten nie zakończył się jeszcze na
452 W S Z E C H Ś W IA T JNfo 29 księżycu i daleko jeszcze do zakończenia go
na ziemi. F . H.
ROSA MĄCZNA A G R E S T U .
(Sphaerotheca mors uvae B erh e t Curt)
Dwa czynniki, a m ianowicie: wzrost k u ltu ry w glebach upraw ie roślin poświęconych i dążenie do w ytw orzenia najlepszych pod względem jakościow ym i ilościowym odm ian roślin upraw nych, doprow adzają do tego, że jednocześnie z podniesieniem k u ltu r roślin
nych, zapew niających hodowcy najpom yśl
niejsze rezu ltaty , w ystępuje tu ż obok w yso
kich plonów widmo chorób roślinnych, g ro żących zniszczeniem owoców p racy i zacho
dów człowieka.
A nalogiczne p rzy k ład y m ożem y czerpać obficie z królestw a zwierzęcego i historyi człowieka, które w ym ow nie stw ierdzają, że zwiększona produkcyjność w jed n ym k ieru n ku, odbyw a się kosztem osłabienia lub zani
ku innych w łaściw ości tegoż organizm u.
Cechy więc i zalety każdej jednostronnej użytkowości, m ogą bezkarnie tylko do pe
w nych g ranic być posunięte, poza którem i następuje osłabienie i zw yrodnienie, g ro żą
ce organizm ow i zupełnem zniszczeniem.
D egeneracya sił fizycznych współczesnego człowieka k u lturalneg o m usiała nastąp ić j a ko bezpośrednie następstw o jednostronnego rozw oju w ładz um ysłow ych. W te n sam sposób w hodowli zw ierząt dom ow ych pewne zalety ras, tylko kosztem osłabienia innych właściwości osiągam y. M om ent osiągnięcia idealnej m leczności u krów jest przededniem w ystąpienia gruźlicy, zarazy płucnej i in ny ch chorób. Zdolność do tu czu n astęp u je znów z u tra tą mleczności.
Z w yrodniała hodowla koni wyścigowych, dążąca do w ytw orzenia szybkości i w y trzy małości n a k ró tk ą m etę, przew ażnie p rzy czynia się do produkcyi koni delikatnych i słabych w cięższem i trw ałem u życiu.
To praw o korrelacyi, n a którego zasadzie rozwój pew nych zalet i właściwości odbyw a ; się kosztem zaniku innych, jeszcze w ybitniej j Występuje w państw ie roślinnem . Z rozwo-
jjem i w zrostem intensyw niejszej k u ltu ry prześladują rolnika w zbiorach rozm aite śnie-
Jci, rdzaki i owady, w bu rak ach cukro- !
w ych—nem atody, zgorzel buraczana, w zie
m niakach zaraza karto flan a i rozm aite bak- teryj ne choroby.
Lasy, odnaw iane dawniej przez samosiew i odrost z pniów, nie były ta k często wysta
wiane na klęski jak m niszka, osutka i inne.
K u ltu ry ogrodnicze prow adzone z większym nakładem pracy i sztuki: dokładną uprawą, silniejszem nawożeniem, zabezpieczaniem roślin od wpływów klim atycznych, doborem odm ian odpowiadających najbardziej pe
wnym celom, są stanowczo jeszcze w wyż
szym stopniu wystaw ione n a te następstwa, o których wspom inaliśm y wyżej.
Choroby więc wśród roślin ogrodniczych ta k szybko, się m nożą i rozpowszechniają, a za niem i ta k żywo postępuje ich znajomość, że dziś ju ż do stały ch zajęć zawodu ogrodni
czego należy troskliw a staranność o zapobie
ganie grożącym chorobom roślinnym , w osta
teczności zaś niszczenie w ystępujących w o<.- lu zabezpieczenia się od nich na przyszłość.
Corocznie k roniki fytopatologiczne przy
noszą nowe zdobycze m ykologiczne i ento
mologiczne, które zbierającym je specyali- stom sprow adzają mniej uciechy, aniżeli stra t poświęcającym się upraw ie ich żywicieli hodowcom.
Nie zatrzym ując się nad wyliczaniem nie
znanych dotąd sprawców, k tó re k u ltu ry na
sze w ostatnich naw iedziły la t a c h , przejdę do zapoznania z grzybkiem pasorzytniczym przeniesionym z A m eryki północnej, który u nas od la t kilku niszczy hodow le agrestu, w yw ołując na nich chorobę zw aną rosą mą- czną agrestu.
G rzyb ten, zw any Sphaerotheca mors uvae B erh et C urt, należy do woreczniaków (Asco- mycetes), tw orząc wraz z kilkom a innem i ro
dzinam i rzęd zatw orniaków (Perisporiales).
R odzina to— m ączak o watych (Erysi pheae), blizko obszernej rodziny jądrzaków (Pyrena- mycetes) stojąca, u trw ala się już od dawna w pam ięci hodowców roślin, gdyż p r z e d s t a
wiciele jej, żyjąc pasorzytniczo, niszczą wiele roślin upraw nych.
Mączec wojłokowaty, Sphaerotheca panno- sa (W allr), do upadku róże doprowadza; mą- czec chmielowy, Sphaerotheca Castagnei (Lev), obniża plony chmielu; m ączak m o t y l
kowy, E rysiphe M artii (Lev), niszczy zasiew}’,
j\o 29 W S Z E C H Ś W IA T 453 łubinu, grochu i innych strąkow ych; m ą-
c z a k winoroślowy, E rysiphe Tuckeri (Berh), szerzy na w inorośli zgubną chorobę rosy mącznej.
Na krzakach do rodziny agrestow atych nait-żących, a więc na porzeczkach i agreście,
d o t ą d w E uropie i u nas powszechnie spoty
kano jeden g atu nek grzyba m ączakowatego:
Mącznika agrestow ego, M icrosphaera Grossu- lariae (Wallr), k tó ry niszczył liście; rzadko przenosił się z leszczyny na agrest bez wy
raźnych szkód g atun ek Phyllactinia corylea (Pers).
W Stanach Zjednoczonych A m eryki P ó ł
nocnej, od lat kilkudziesięciu niszczy agrest inny gatunek m ączca — Sphaerotheca mors uvae Berh et C urt (Grevillea IV p. 158), ba
dan} przez Cookea, Schweinitza, który przez długi czas w E uropie nie był znany, dopie
ro w ostatnich pięciu latach zdobył sobie prawo obyw atelstw a i dotąd szeroko ju ż sferę swych w pływ ów zakreślił.
W E uropie najpierw ej poznał go E. S. Sal- mon z Kew, specyalista tego rzędu grzybów.
M i iowicie w sierpniu 1900 r. otrzym ał cho
ry grest, p okryty b ru n atn ą grzybnią z ogro
du królewskiego G lasnevin w B allym ena .(In Antrim) w Irłan d y i, gdzie w początkach czi. wca opanow ał dw a krzaki, a później bardzo szybko się rozszerzył na inne.
W 1901 r. P. H ennings otrzym ał od N . A.
Mossołowa z M ichajłowska, w pow. podol
skim gub. m oskiewskiej, okazy owoców
i piętów m łodych agrestu, niszczonych epi
demicznie w czerwcu przez rosę mączną;
a v 1902 r. w lipcu, od prof. Bucholtza z ■ iygi wiadomość, że w porcie K u n d a w E s
tonii grzybek ten zniszczył cały zbiór ag re
stu. Skonstatow ano w tedy na zasadzie in- forinacyi od H offa, w łaściciela zakładów ogrodniczych w Rydze, że choroba ta w ystę
puje w okolicach N ow ogrodu i Pińska.
\ tymże czasie Izaczenko i A. Jaczewski, członkowie pracow ni fytopatologicznej przy ogrodzie botanicznym w P etersb u rg u , wy
c e n ia ją , że w 1902 r . ro sa m ączna w y stęp u je w wielu m iejscach w Rossyi pod P ołtaw ą, w Kałudze, Sym birsku. U nas w tedy zaobser
wowano ją w gub. łomżyńskiej i siedleckiej.
^ Irłandyi w 1902 r. choroba szerzyła się dalej tak, że w hr. A ntrim i D erry była do
syć rozpowszechniona.
W granicach, podlegających moim obser- wacyom, skonstatow ano jej obecność w roku ubiegłym w gub. płockiej w Dzierzgówku, w pow. przasnyskim . W r. b. w ystępuje w wielu miejscach pow. ciechanowskiego (Łysakowo, Grzybowo, P ałuki, Żochy), zapo
w iadając zniszczenie całego zbioru agrestu.
Spodziewać się więc obecnie należy, że cho
roba ta rozszerzy się po całem Królestwie.
W Niemczech, gdzie starannie notują w szelkie zjaw iska chorobowe wśród roślin w specyalnych rocznikach (Jahresberichte des Sonderausschusses fu r Pflanzenschutz;
roczniki za lata 1893 — 1904) nie m am y żadnej wzm ianki o jej ukazaniu.
W idzim y więc, że rosa m ączna agrestu w ystąpiła w E uropie w dw u niezależnych od siebie ogniskach: w Irłan d y i i Rossyi, skąd posuwa się ku środkow i E u ro py i wkrótce stanie się w ielką przeszkodą w hodowli agrestu.
Z astanaw iając się, dlaczego wcześniej nie była znana u nas, odrazu w padam y na przy
puszczenie, że zawleczono ją dopiero od nie
daw na z krzakam i nowych odm ian agrestu, sprow adzonem i z Am eryki. Ze względu je
dnak n a to, że w Ballym ena od 40 lat agrestu nie sprow adzano, a wM ichajłowskoje również od kilkunastu, Salm on inne podaje przypu
szczenie. Grzyb w yw ołujący rosę m ączną—- Sphaerotheca m ors uvae B erh et C urt jest pod względem morfologicznym zupełnie po
dobny do innego g a tu n k u m ączaka Sphae
rotheca tom entosa O tth (Sph. gigantea Sor et Thum ), który w ystępuje na wilczomleczach;
można więc przypuścić, że mogło nastąpić w specyalnych w arunkach przystosowanie się pasorzyta do nowego żywiciela, ja k to m a często miejsce w świecie pasorzytniczym , np. pom iędzy rdzam i zbożowemi, nem ato- dam i i t. d. Mielibyśmy więc do czynienia w ty m w ypadku z t, zw. rasą fizyołogiczną.
Rosa mączna w ystępuje na w szystkich od
m ianach agrestu; nie pom ija gładkiego, ko
sm atego, żółtego i zielonego; obserwowano ją najsilniej na odm ianach Amber, Sm ali Smooth Green, L arg e Sm ooth Red, w m niej
szym stopniu n a R o ug e Red, W hi na m s In- dustry, L arge Sm ooth Green, W ithe smith.
Choroba rozpoczyna się w końcu m aja lub początkach czerwca, z początku okryw a de
lik atn ą powłoką białej pleśni ty lko owoce,
454 W S Z E C H ŚW IA T JVs 29 później przenosi się na m łode pędy i liście.
Z początku m a w ygląd biaław ych, jak b y z pajęczyny utkan ych plam , p o k ry ty ch mą- czystym nalotem , pow stającym z owocują
cych konidyj. W ciągu dw u tyg od n i pla
m y pojedyncze zlew ają się w większe, n a bierają brunatnej barw y, otaczając całą po
wierzchnię jag ody lub jej część pow łoką woj- łokowatą. Tejże barw y plam y obserw ować m ożna na m łodych tegorocznych pędach i liściach. Ja g o d y .więdną i kurczą się czę
ściowo, lub na całej pow ierzchni, odpow ie
dnio do tego, ja k ą przestrzeń zajął grzyb.
W drugim przyp ad ku p rz y sy c h a ją i opadają, w pierw szym naw pół zwiędłe dojrzewają, nie posiadają jed n a k żadnej lub bardzo m a
łą w artość użytkow ą. Liście i pędy niszcze
ją w lipcu: pąki owocowe nie wiążą się na rok n astęp n y a krzaki ta k słabną i tra c ą od
porność na mróz, że wiele ich w ym arza.
R o zp atru jąc pajęczynow atą białą pow ło
kę pod m ikroskopem , widzim y, że składa się ona z pojedyńczych i gałęzistych n itek , k tó re w rastają w naskórek organów roślinnych i w ysysają z nich soki pożyw ne za pomocą ssaw ek (haustoria) okrągław ego kształtu.
Na pow ierzchni plam wznoszą się k u górze liczne proste, pojedyńcze gałązki g rzybni, dochodzące od 3,5 do 5 [i, grubości, tw orzące konidyalne organy rozrodcze. N a każdej nitce w wielkiej ilości oddzielają się w k ształ
cie łańcucha kom órki ow alnego k sz ta łtu o w ym iarach 18—2 0 jtX 2 7 —31 [j., bezbarwne, z zarodzią w ypełnioną w odniczkam i. Są to konidye, które nad ają plam om m ączysty w ygląd; najm łodsze są spodnie, bezpośrednio do zakończenia n itek grzybniow ych przyle
gające. K onidye łatw o odpadają i przeno
szą się na inne krzaki, szerząc w dalszym cią
g u chorobę. W krótce, t. j. w połowie czerwca, wśród n itek konidyalnych rozw ijają się t y powe, praw ie okrągłego k sz ta łtu otocznie (perithecia), o w ym iarach 100— 120 (i. P ow sta
ją one w następujący sposób: n a skrzyżow a
niu lub zetknięciu dw u nitek tw orzą się nabrzm iałości oddzielające się ściankam i od nitek grzybni. Je d n a z ty ch kom órek tw o
rzy plem nię(antheridium s.pollinodium ), d ru g a lęgnię (oogonium); po zetknięciu ich n a stępuje kopulacya i w krótce z dzielących się kom órek w y rastają n itk i g rzy b n i otaczające lęgnie i tw orzą pierw szą w arstw ę ścianki
otoczni; z tej w arstw y powstaje druga, ściśle zam knięta tak, że otocznia nie posiada otwo-
j ru. Zarodniki w ydostają się na zewnątrz dopiero po rozpłynięciu jej ścianek. Inne ko
m órki w ydłużając się słabo, tw orzą charakte
rystyczne dla grzybów m ączakow atych wy- rosty (suffulera s. appendicula). Wewnątrz otoczni część kom órek wydłuża się w jajo- wato-ow alny woreczek, zwężający się bro-
daw kow ato u podstaw y. W każdej otoczni je s t jeden woreczek ściśle do jej ścianek przy
legający, tru d n y do oddzielenia, o wymia
rach 70—95 jj. X 50—65 jjl; zawierający nie
jednakow ą liczbę od 2 do 8 zarodników bezbarw nych, owalnego k ształtu, o wymia
rach 1 2 —15 [j. X 18—20 —25 (i. Zarodniki kiełkują n a wiosnę.
Otocznie posiadają barw ę b ru n atn ą i tw o
rzą się w takiej ilości, że plam y z białych, sta
ją się brunatnem i. N itk i grzybni rozrastając się, tw orzą ta k zw artą w ojłokow atą p o w lo
kę, że trud no ją usunąć od części roślinnych a jeszcze trudniej rozdzielić igłami.
W ym iary zebrane przeze m nie wykazują:
dla otoczni od 90 —110—120 jj.; długość w o
reczków 90—110 (i; szerokość największa 60— 65[j.; szerokość zarodników 12—15 u.;
długość od 20 — 30 jł; długość konidyj od
25—35 (i; szerokość od 12— 18 \l.
Rozw ojow i i szerzeniu się rosy mącznej sprzyja czas w ilgotny, dżdżysty i ciepły.
P rzyschnięte plam y grzybni zim ują na ło d y
gach, na wiosnę d ają początek chorobie.
W celu więc jej uniknięcia, wszystkie po
dejrzane pędy należy obcinać i palić.
W szeregu prób z zraszaniem chorych czę
ści roślinnych płynam i, przed lizolem, for
m aliną i płynem bordoskim (psuje w a rto ś ć
targow ą jagód), wszyscy oddają pierwszeń
stwo siarczanow i potasu. Biorąc 1 uncyę (2 łuty) na 2 —3 galionów (10—12 l) wody, należy krzaki zraszać co 10 dni, począwszy od pękania pączków.
W obec tego, że odm iany zwyczajnego agre
stu ulegają rosie m ącznej, a natom iast są na nią odporne inne am erykańskie gatunki agre
stu, ja k Ribes oxyacanthoides iR ib es Cyno- basti i mieszańce ty c h gatunków z odmia
nam i europejskiem i, prawdopodobnie kultu
rę now ych odm ian na tych g atun kach i ich
krzyżów kach oprzeć będzie trzeba. W każdym
razie chcąc uniknąć rosy mącznej, należy sto
JM® 29 W SZ EC H ŚW IA T 455 sować nadzw yczajną baczność w upraw ie
agrestu. 0 ile je s t choroba w okolicy, nale
ży rozpocząć zraszanie krzaków. 0 ile w y
stąpi w ogrodzie, czynności te stają się nie- zbędnemi; dotknięte rosą m ączną części ro
ślinne należy obcinać i palić. O ileby te środki zaradcze były pilnie przestrzegane i n iety lk o przez jednostki,lecz ogół stosowa
ne, m ożnaby szerzenie się rosy mącznej powstrzymać. W obec m ałego jednak u nas uświadomienia i zrozum ienia przez posia
daczy sadów, należy się spodziewać, że cho
roba ta u stali się i przejdzie w stan chro
niczny. U zyska więc łatw o praw o obywa
telstwa i gościnne przyjęcie, gdyż w ten sam sposób utrw aliło się w sadach u nas w osta
tnich czasach wiele chorób roślinnych, przy
noszących olbrzym ie straty; dość wspomnieć choćby na w iśniach—M onilia fructigenaP ers;
na porzeczkach — Cereospora m arginella Thiim.
L i t e r a t u r a :
1. S c h w e in itz . S y n o p sis of N orth A m erican F u n - g i, p. 2 7 0 .
2. B e r k e le y e t C urtis. G revillea. IV . p. 1 5 8 .
3. B . D . H a lste d . T h e P o w d e r y M ild ew of the G ooseb erry. R ep o rt. C om m iss. A g ric. 1 8 7 7 , p. 3 7 3 — 3 8 0 pl. X I . W a sh in g to n 1 8 8 8 . 4 . E . S. G off. E x p erim en ts in th e T reatm en t of G ooseb erry M ild ew . Jou rn al of M ycol. 1 8 8 9 , p. 3 3 — 3 4 .
5 . C. P . C lose. T reatm en t for G ooseberry M il
d e w . N e w .-Y o r k A g ric. E x p er. S tat. B u li.
M 1 6 1 . N o v em b . 1 8 9 9 .
6 . E . S . Salm on. M o n o g ra p h o fth e E ry sip h a cea e M em oir. of th e T oroy B otan . Club. I X . 1 9 0 0 . S u p p lem en tary N o te s. Ib id . X X I X . 1 9 0 2 , p. 9 3 .
7. E . S. Salm on. D er E rd b eer- und S tachel- b eer-M eh lta u . Jou rn . R o y a l H ort. Soc.
X X V . 1 9 0 p. 1 3 2 — 1 4 2 . Z eitsch r fur P fla n zen k ra n k . X I . 1 9 0 1 , p. 75.
8 . E . S. Salm on. U e b e r die zu n eh m en d eA u sb rei- tu n g d e s A m erik an isch en S tach elb eerm eh l- tau s in -E u r o p a , Journ. R o y a l. H ort. Soc.
X V I I . 1 9 0 2 , p. 5 9 6 . Z eitsch r. fur P flan - zen k ran k h eiten X I I I . 1 9 0 3 , p. 2 0 4 — 2 0 5 . 9 . P . H en n in g s. D ie S ta ch elb eer - M ehltau (S p h a ero th eca m ors u vae) in R u ss la n d . Z eit- sch rift. P flan zen k ran k h . X I I . 1 9 0 2 p. 1 6 — 1 7 , G artenflora 1 9 0 2 , p. 1 7 0 .
1 0 . P . H e n n in g s. U e b e r d ie w e ite r e V erb reitu n g d e s S ta ch elb eeresm eh lta u es in R u sslan d . Z eitsch . P flan zen k ran k h . X I I . 1 9 0 2 , p.
2 7 8 — 2 7 9 , G artenflora 1 9 0 2 , p. 3 9 9 . 1 1. P . M agnus. U e b e r d ie Stach elb eer-M eh ltau ,
G artenflora 1 9 0 2 , p. 2 4 5 .
! 1 2 . P . W . N e g e r . B e itr a g e zur B io lo g ie der E r y - sipheen F lo ra , 1 9 0 2 p. 2 8 4 .
1 3 . F . C. S tew a rt. A F ru it d isea se S u r v e y of W estern N e w Y ork in 1 9 0 0 . N e w Y ork A g ric. E xp erim . S tat. B u li. Au 1 9 1 . 1 9 0 0 , p. 3 1 1 .
1 4 . N . A . M osołow . N ow aja b olieźń k ry żo w n ik a . L isto k dla b o rb y z bolezn iam i. 1 9 0 2 . Na 1 0 , p. 7 6 .
1 5 . Isa czen k o . N o w a ja b olieźń k r y żo w n ik a . Żur- nał o b szczestw a sad o w o d stw a . X V , 1 9 0 3 . JV° 1.
1 6 . A . J a c z e w sk i. G rib n yja b oliezn i k u ltu rn y ch i d ik orastu szczych rastien ij. W y p u sk V I,
5 6 . Stanisław Chełchowshi.
G-ALVAN OTROPIZM I G A LV A N O TA X IS WYMOCZKÓW.
Nazwą galw anotropizm u Statkiew icz ozna
cza ruch postępow y zwierzęcia w ja k im ś kierunku pod wpływem elektryczności, n a zwą galvanotaxis — zmianę położenia osi ciała w z g lę d e m biegunów prądu.
Statkiew icz przeprow adzał swoje doświad
czenia w m ałych pudełkach ze szkła, kaolinu lub karto nu napojonego antyhydrynem , uży
wając zwykle elektrod niepolaryzujacych.
Do badań pod m ikroskopem używ ał jakby stopni z kaolinu kilka milim. wysokich, na których w spierał szkiełko przykrywkowe;
do nich przyk ładał elektrody glinowe. P rą d pochodził z b ateryi o 40 ogniwach cynkowo- węglowych, z akum ulatorów lub dynamom a- szyny; zm ieniał jego kierunek zapomocą od
pow iednich przyrządów . W przebieg p rądu stałego włączano m iliam perom etr, reostat, klucz i k o m u tato r Pohla.
A utor nasz badał w pływ p rądu stałego, indukcyjnego i przeryw anego; eksperym en
to w ał na 27 gatu nk ach wymoczków (z Holo- Hetero-i H ypotricha). Co do prąd u stałego obserwacye jego zgadzają się z dokonanemi przez Verworna. P rą d indukcyjny działa ty l
ko w chwili otw ierania prąd u głównego.
P rą d y indukcyjne słabe nie w yw ołują żad
nej reakcyi — pow tarzając się jednak często, sum ują się, wyw ołując ta k i sam skutek, ja k prąd stały.
') P o d łu g dr. P . S tatk iew icza: „G alvanotro-
pism us und G alvan otaxis der C ilia ta “ . Z eitseh rift
f. allgem . P h y sio l. Jen a, 1 9 0 4 .
456 W S Z E C H Ś W IA T j \ r 29 W celu przedstaw ienia zachow ania się wy
moczków wobec p rądu przeryw anego, b a
dacz w ybrał 2 gatunki: Param aOcium cauda- tum i Stylonychia m ytilus i doszedł do n a stępuj ących rezultatów :
1) W razie nie częstej zm iany k ieru n k u p rądu (2—5 razy w 1") P aram aecia ustaw iają się przednim końcem ciała ku katodzie, rów nolegle do kieru nk u prąd u , a zm ieniając swe położenie zależnie od jego kierunku, w ahają się około swej osi n a tem sam em m iejscu o 180°. Czas potrzebny do ustaw ienia się w y
nosi 0,8".
2) W razie częstej zm iany k ierunku p rąd u (20—100 razy w 1") P aram aecia ustaw iają się prostopadle do k ieru nku p rąd u i porusza
ją się w ty m kierunku. P o w staje galw ano- tropizm poprzeczny (transw ersalny).
3) W razie zm iany (10—20 raz y w 1") po
czyna się te n galw anotropizm poprzeczny u Param aeciów w środkowej części naczynia a w razie zm ian częstszych obejm uje i w y moczki znajdujące się p rzy elektrodach.
4) W razie stałej zm iany k ie ru n k u p rąd u (50 razy w 1'*) a słabego natężen ia rozpoczy
n a się galw anotropizm poprzeczny w środ
kowej części naczynia — wobec silniejszego p rąd u ulegają m u i wym oczki leżące przy elektrodach. A zatem wzm ocnienie prądu działa ta k samo, ja k częsta zm iana jego kie
runku.
5) Stylonychia m ytilus przyjm uje położe
nie transw ersalne ju ż wobec rzadkiej zm ia
n y kierunku p rą d u —źw raea się je d n a k stale swyni peristom em k u katodzie, zataczając łu k 180°. W razie częstszej zm iany kierunku prądu, obrót jej staje się coraz szybszym.
Poprzeczne uśtiawianle się wym oczków do kieiruhku p rąd u Statkiew icz objaśnia w ten sposób: Pod w pływ em p rądu stałego w y
moczki zw racają się k u katodzie. G dy prąd zostaje przerw aiiy szybko, jedfae wym oczki są już zwrócone kil katodzie, inńe ku an o dzie, jeszcze ińhe Ż&jintiją jak ieś położeriie pośrednie. "Wskutek zm iany k ieru n k u zwtó- cońe ku elektrodom w ym oczki ulegają zno
w u prądow i stałem u, ale tylko działająceniu w jednym kierunku, posuw ają Się k u tej elektrodzie, k tó ra staje się katod ą. D latego tó w idzim y przy obu elektrodach wym oczki ku nim zwrócone, jeśli tylko zm iany p rąd u j nie są zby t szybkie. W ym oczki ułożone pod i
kątem do kierunku prądu, ulegając działaniu dw u przeciw nych prądów , ustaw iają się pro
stopadle, n a wypadkowej. Im częstsza zmia
na kierunku, tem więcej wymoczków znaj
duje się w tem ostatniem położeniu, dlatego coraz więcej wymoczków ustaw ia się trans
wersalnie.
Ńie w szystkie jed nak ga tu n k i wymoczków zw racają się ja k Param aecia k u katodzie p rądu stałego. Opalina ranaru m naprzykład zwraca się raz k u katodzie, raz ku anodzie, co praw dopodobnie zależy od siły prądu, jej przyzw yczajenia się do tej pobudki i wogóle od stanu „znużenia11.
Zachowanie się Spirostom um ambiguum wobec prądu, w edług obserwacyi Statkiewi- cza, jest inne, niż to podał Yerworn. Słabe prądy stałe powodują poprzeczne ustawienie się tego wymoczka, prądy silniejsze—galw a
notropizm katodalny skurczonego Spirosto
m um a bardzo silne—rozpad plazm y na ziarn
ka na końcu ciała zwróconym k u anodzie.
Podobny skurcz wymoczków, ja k u Spiro
stom um , obserwować m ożna u Lacrym aria olof, S ten to r ćoeruleus i St. pblymorphus.
Porów nyw aj ąc swe obserwacye dokonane nad kilku wym oczkam i z każdej z grup: Holo- H etero - i H ypotrichów , Statkiew icz docho
dzi do wniosku, że reakcye Wymoczków na prąd elektryczny, czy to w form ie galwano- tropiżm u, czy galvanotaxis a także i p ręd kość poruszania się aależy od natężenia p rą
du. Zm iany natężenia p rąd u w yw ołują róż
ne ty p y ty ch dw u form reakcyi na podnietę elek try czn y
Jeżeli w naczyniu z wym oczkam i poddane- m i działaniu prądu galw anicznego znajdują się szczątki gnijących roślin lub inńe ciała obce, to wym oczki znajdujące śię obok nich llib w ifch obbębie, Ulegają tak samo działa
n iu prądu, ja k wolno pływające. W ystępuje tu jed n ak opóźnienie reakcyi i obniżenie jej stopnia tak , że gdy Iń fusoria w cieczy zw ra
cają śl§ k u katodzie, zatrzym ane p rzy tych ciałacli Obcych niti ulegają żadnej zmianie;
g d y wolne ulegają rozpadow i, zatrzym ane—
zaniepokojone w ypływ ają do cieczy swobo
dnej i tiitaj w tenże sam sposób g in ą .—Z ja
wisko to obserwowali jtiż Je ń n in g s i P iitter i starali sitę je w ytłuińaczyc interferencyą thigm otaxis i galvanotaxis. Zw ierzęta ucze
pione do przedm iotów obcych ulegają thi-
Aft 29 W SZ EC H ŚW IA T 457 gmotaxis. K iedy je poddam y działaniu p rą
du. ga!vanotaxis przeciw działa tej thigm o- taxis i, o ile je s t dość silna, zwycięża: w y
moczki zw racają się ku katodzie. Statkie- wi,'z tłum aczy to w prostszy i naturalniejszy
s p o s ó b . Jeśli obserw ujem y C iliata w naczy
niu, przez k tóre przepuszczono prąd stały, wi Izimy na nich rozm aity stopień reakcyi.
Je iii siłę p rąd u zwiększymy, jednostki, k tó re przedtem nie oddziaływ ały, teraz re- ag 'ją. Różne zachowanie się wymoczków
za! ży zatem od natężenia przechodzącego przez nie prądu. Poniew aż w miejscu, gdzie v> ieczy znajduje się jakieś ciało stałe, na
stępuje rozgałęzienie prądu, silniejszy prze- cliodzi przez ciecz, słabszy przez to ciało, j za rn to je s t powodem słabszej reakcyi w y
moczków znajdujących się obok ty ch ciał, niż wolno pływ ających.
Badania nad galw anotropizm em wymocz
ki ” przeprow adził również B irukoff i do- sz Ił do wniosku, że ruch wymoczków jest kaaforeżą t. j. biernem unoszeniem k u kato dzie. Przeciw tem u tw ierdzeniu Statkiew icz w stępuje stanowczo i stara się je zbić na- stopuj ącemi dośw iadczeniam i:
Jeżeli do przeprow adzania prądu przez ci “z używ am y elektrod ostrych, widełkowa- ty h lub jakiegokolw iek innego kształtu, za- u ażyć możemy, że wymoczki najliczniej madzą się w ty ch miejscach, gdzie jest H imum p rąd u lub gdzie prąd nie ma ża- d ogo w pływ u, np. w rogach naczynia.
W chwili zm iany natężenia p rądu lub zbli
żenia elektrod, widzieć m ożna również zm ia
no w rozmieszczeniu się wymoczków — uni
kanie prądu zbyt silnego. Jeżeli do cieczy z wymoczkami dodam y jakiegoś pyłku, prze
konamy się, że cząstki jego nie ulegają ża- daeniu przenoszeniu wobec natężenia prądu, wywołującego ju ż w yraźny galw anotropizm wymoczków. W obec silniejszego p rąd u wy- spuje anaforeza t. j. unoszenie tych pyłków ku anodzie, podczas g d y Wymoczki p ły n ą hu katodzie wolniej, pokonyw ając prąd unoszą
cy je ku anodzie.
Ruchy wym oczków najłatw iej obserwo
wać w uw alniających je substancyach koloi
dalnych. Jeżeli np. w roztworze gutny tra - y a lit o w ej trzym am y je kilka dni, giną w sku
tek autointoksykacyi, zachow ując dokładnie swą postać. Jeśli do takich dodam y w y
moczków nowych i przeprow adzim y prąd, przekonam y się, że żywe poruszają się ku katodzie lub naw et rozpływ ają wobec n a tę żenia prądu nie wywołującego w ćieczy ża
dnych zmian. Kie można zatem galw anotro- pizm u uważać za bierną kataforezę, zw łasz
cza że i oryentowanie się wymoczków prze
dnią częścią ciała lub peristomem k u kato dzie i unoszenie się zapotnocą rzęsek — nie dozw alają na takie mniemanie.
U wymoczków uległych galvanotaxis wy
stępuje zmiana postaci ciała. Je st ona n a
stępstw em czynnego skurczu plazm y koro
wej. Skurcz ten może występować albo lo
kalnie (Param aecium , Lacrim aria) albo na całem ciele równocześnie, powoli lub nagle tak, że zwierzę pęka a endoplazma rozprys- ka się—zależy to od natężenia prądu. O. Cal- gren skurcz ten tłum aczy kataforezą we
w nętrzną w ciele wymoczka. Eksperym ento
w ał on nad Param aeciam i nieżywemi i otrzy
m ywał skurcz na końcu ciała zwróconym ku anodzie—nabrzmienie na zwróconym ku k a todzie. ObserwaCye dokonane przez Statkie- j wicza nad Param aeciam i w cieczach koloidal
nych wykazały, że natężenie prądu w yw ołu
jące skurcz u żywych, nie wywołują żadnych zm ian u nieżywych. A zatem i w arunki do
świadczenia Calgrena były nieodpowiednie.
W końcu obserwacye mikroskopowe nad Oi- liatam i, uległem i galvanotaxis, nie w yk a
zały żadnych zmian w ruchu ziarn endo- plazm y.
T eorya zatem kataforezy, czy to w odnie
sienia do wymoczka jako całości, czy to do ziarnek endoplazmy nie ma podstaw y. Szyb
ką zmianę k ształtu wymoczka uw ażać nale
ży za skutek skurczu ektoplazm y pod w pły wem bezpośredniego pobudzenia jego ele
m entów kurczliw ych przez działanie silnego prądu.
M arya Radwańska.
2 . M
a t o u t.
O TRYBOLUM INESCENCYI.
Term in ten o brzm ieniu barbarzyńskiem , od niedaw na używ any w fizyce, oznacza jednę z postaci zjaw iska fosforescencyi, z n a
ną od początku w ieku XVIU-gO pod M -
458 W S Z E C H ŚW IA T JMa 29 zw ą fosforescencyi w skutek działań m echa
nicznych.
To szczególne zjaw isko w ystępuje, gdy pocieramy, rozbijam y lub uderzam y pewne ciała krystaliczne, bądź jedne o drugie, bądź też o jakieś ciało tw arde. Zjaw isko to stw ier
dzić może z łatw ością każdy, np. rozbijając w ciemności kaw ałek suchego cukru, albo też szybko poruszając we flaszce k ry ształy azotanu uranu; w pierw szem z tych dośw iad
czeń, w chwili rozłam u spostrzegam y słaby blask niebieskaw y; w drugiem — pow staje m nóstwo iskier w pu n k tach , w któ ry ch ude
rzają o siebie kryształy; isk ry te m ają odcień zielony, podobny do zwykłej fosforescencyi soli uranow ych.
Zjaw isko tego samego rzędu otrzym ujem y, uderzając silnie dwa k aw ałki kw arcu jeden o drugi: za każdem uderzeniem , następuje em isya św iatła pom arańczow ego, które mo
żna zobaczyć rozchodzące się po całej masie, jeżeli oko je s t dobrze wypoczęte; albowiem natężenie ty ch zjaw isk w ydaje się tem więk
sze, im oczy są lepiej przyzw yczajone do półciemności.
Całkiem odm ienne są zjaw iska fosforescen
cyi, które zdają się pow staw ać sam orzutnie, bądź w znanychreakcyach'chem icznych, bądź w przyrodzie, ja k np. w pew nych g atu n k ach grzybów w czasie rośnięcia, bądź wreszcie u ogrom nej liczby ow adów podzw rotniko
wych, które własność tę posiadają w stopniu znacznie wyższym, aniżeli nasze skrom ne świetliki. Znakom ici badacze, a w szczegól
ności R afael Dubois wr m agistralnej pracy swej o ow adach świecących, w ykazali, że fosforescencya owadów jest w ynikiem dzia
łania chemicznego specyalnych wydzielin, których syntezy zdołano dokonać.
Dwie postaci fosforescencyi, któ re dopiero co rozpatrzyliśm y, różnią się bardzo w yraźnie swą genezą; zdarzają się je d n a k i w ypadki m ieszane, w których niepodobieństw em jest rozstrzygnąć napewno, czy przyczyną d an e
go zjaw iska jest działanie m echaniczne, czy też chemiczne.
Taki w ypadek m am y w doświadczeniu Ro- sego, k tóre zasadza się na rozpuszczeniu na gorąco kw asu arsenaw ego szklistego w k w a
sie chlorowodorowym dym iącym , rozcień
czonym wodą, i następnie na skrystalizow a
niu przez powolne oziębienie.
W drugiej części tego doświadczenia, t. i podczas krystalizacyi, Rose zauważył, że kryształy, tworzące się w roztworze, b y ły
siedliskiem drobnych eksplozyi świetlnych Usiłował on w ytłum aczyć to zjawisko wy
dzielaniem się energii w chwili, gdy kryszta
ły bezwodnika arsenaw ego oddzielają się od rozpu szczalnika.
To nieokreślone tłum aczenie było przez długi czas przyjm ow ane i brane za zasadę we w szystkich dziełach o chemii, gdy nie
dawno G uinchant z jednej strony a Gernez z drugiej ogłosili praw ie jednocześnie bardzo ciekawe uwagi, które na kw estyę tę rzucają zupełnie nowe światło.
Ci dwaj uczeni stw ierdzili, każdy ze swej strony odm ienną postać zjaw iska, zmieniając przytem doświadczenie na różne sposoby.
W edług Gerneza, podczas gdy zjawisko zaczyna się ujaw niać, kryształy ju ż są ufor
m owane, a iskierki pow stają w chwili gdy dwa kryształy uderzą o siebie w samem w nętrzu rozpuszczalnika lub też gdy uderzy
m y kry ształ ciałem tw ardem , np. prętem że
laznym lub laseczką szklaną; skutek ten da
je się wywołać dowolnie za każdem uderze
niem o k ryształ nietknięty; jeżeli wstrząsać będziemy energicznie naczynie, zawierające k ryształy w stanie zawieszenia, to zjawisko zyskuje znacznie na natężeniu skutkiem czę
stych spotkań, zachodzących pom iędzy kry
ształam i. A zatem m am y tu ta j wyraźną trybolum inescencyę,t. j. fosforescencyę przez działanie mechaniczne.
N adto Gernez przekonał się, że wbrew tem u, co wypow iedział b y ł’Rose, gotowanie roztw oru przed krystalizacyą nie jest bynaj
mniej rzeczą konieczną; w ystarcza r o z p u ś c i ć
kwas arsenaw y w m ieszaninie kw asu chloro
wodorowego dym iącego i w ody wziętych w objętościach rów nych i tem peraturze zwy
czajnej; tem p eratu ra m ieszaniny podnosi się z początku do 40°, poczem w czasie oziębie
nia, które następuje po reakcyi, tworzące się kryształy oktaedryczne okazują tę sarnę własność, ja k w tedy, gdy roztw ór został przygotow any w tem peraturze wrzenia.
W łasność ta zachowuje się przez czas bar
dzo długi, praw dopodobnie nieograniczony;
autor tego doświadczenia m ógł je powtórzyć
na kryształach, tak spreparow anych przed
upływ em przeszło 4-ch miesięcy.
J\f» 29 W SZ E C H ŚW IA T
G uinchant, k tóry, o ile się zdaje, bliżej zbadał zjawisko, zauważył, że daje się ono odtworzyć z różnem i odm ianam i kw asu arsenawego, a nie tylko z sam ą postacią szkli
stą; jedynym w arunkiem jest to, żeby roz
puścić wszystko zanim kry ształy zaczną od
dzielać się od roztw oru.
W chwili tw orzenia się tych kryształów , Guinchant, obserw ując je przez silną lupę, przekonał się, że, oprócz fosforescencyi w sku
tek uderzeń, w ystępow ała inna jeszcze fosfo- rescencya, n a pozór sam orzutna, m ająca swe źródło w przeobrażaniu się m odyfikacyi sze
ściennej; zjaw isko to, aczkolwiek powstające bez widocznej pobudki mechanicznej ze
wnętrznej, jest, praw dopodobnie, zjawiskiem tego samego rzędu, co i to, które oberwowa- liśmy przedtem , albowiem m odyfikacya po
staci krystalicznej nie może nastąpić bez p ra cy cząsteczkowej wew nętrznej, niezbędnej do nowej oryentacyi osi. Ł atw o zrozumieć, że praca ta, k tó ra w rezultacie jest rodzajem ogólnej dyzlokacyi postaci pierw otnej, daje się przyrów nać do działania mechanicznego;
działaniu tem u zawdzięczałaby swe pocho
dzenie sam orzutna emisya świetlna, któ ra w innych razach może być otrzym ana sztu cznie, ja k np. w tedy, gdy m iażdżym y k ry ształ.
Je d y n y m punktem niew yjaśnionym jest pytanie, skąd się bierze energia, niezbędna do zm iany u k ład u krystalicznego, gdy kry- stalizacya początkow a ju ż je s t utworzona;
jest rzeczą możliwą, że jest to skutek w y
dzielonego ciepła, albowiem au to r ty ch do
świadczeń nie w skazał tem p eratu ry tego właśnie p u n k tu, w którym podczas oziębie
nia pow staw ała fosforescencya sam orzutna.
Światło, w ysyłane przez tryboluminescen- cyę kw asu arsenawego daje widmo ciągłe, podobne do w idm a rozżarzonych ciał stałych, przyczem jed n ak przew ażają w niem barw y żółta i zielona, czerwona zaś w ystępuje słabo.
Św iatło to ujaw nia dość silną zdolność fo
tochem iczną, skoro G uinchant zdołał, w od
ległości kilku centym etrów od naczyń, za
w ierających roztw ory, otrzym ać fotografie cieniów przedm iotów, umieszczonych pom ię
dzy tem i naczyniam i a p łytkam i uczulone- rni; obliczył on że w tych w arunkach zdol
ność fotochem iczna była mniej więcej rów na zdolności fotochemicznej zwykłego palnika
j