• Nie Znaleziono Wyników

ROCZNIK 1947, ZESZYT 6 PISMO PRZYRODNICZE- WSZECHŚWIA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "ROCZNIK 1947, ZESZYT 6 PISMO PRZYRODNICZE- WSZECHŚWIA"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

W SZECHŚW IA

P I S M O P R Z Y R O D N IC Z E -

'— • ' - ' ‘ • • ’ i

O R G A N P O L S K I E G O T-W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

ROCZNIK 1947, ZESZYT 6

REDAKTOR: Z. GRODZINSKI

KOMITET REDAKCYJNY:

K. MAŚLANKIEWICZ, WŁ. MICHALSKI, ST. SKOWRON, D. SZYMKIEWICZ, J. TOKARSKI

Z ZASIŁKU WYDZIAŁU NAUKI MINISTERSTWA OŚWIATY

K R A K Ó W 1 9 4 7

(2)

K a m u ł t M.j Z d ziejó w fa u n y S a h a ry ... str. 161

K t a p u t ó w n a A.: W z ro s t b ło n y k o m ó rk o w e j ... „ 166

D e m e l K.: E k o lo g ia p ta k ó w m o rsk ic h ... „ '169

T o k a r s k i J.: Z ag ad n ien ie soli p o ta so w y c h “w P olsce ... „ 174

S i e m i ń s k a J.: Gdy w o d a k w itn ie ... „ 177

P a u t s c h F .: F iz jo lo g ia z m ia n y b a rw y u staw o n o g ó w ... „ 180

L i t y ń s k i T .: Czy k rzem je s t ro ś lin o m do życia p o tr z e b n y ? ... „ 183

W i e l c y p r z y r o d n i c y : ... „ 185

K a ro l L yell Z n a s z e j p r z y r o d y : ... ... ... „ 187

Kukułka C uculus c a n o ru s L. D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e : ... ... ... ... ... , . 1 8 8 N ow e c zaso p ism o g enetyczne. S ło n o ść m ó rz a fa u n a . P a n to fe le k . O s k ła d z ie b e z p o śre d n ie g o p ro m ie n io w a n ia słonecznego. P r z e g l ą d w y d a w n i c t w : ... „ 192

K. D em el — Życie m o rza.

W . S k u ra to w ic z — K lucz do o zn a c z a n ia k ra jo w y c h z w ie rz ą t ssących.

A d res R edakcji i A d m in istra c ji:

R e d a k c j a : Z. G ro d ziński — Z akład anatom ii porów naw czej U. J . K raków , św. A n n y 6 . — Telefon 566-92.

A d m i n i s t r a c j a : B r. K o k o szy ń sk a — K raków , Podw ale 1.

(3)

P IS M O P R Z Y R O D N I C Z E ,

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

Rocznik 1947 Zeszyt 6 (1770)

M. RAMUŁT

Z D ZIEJÓ W FAUNY SAHARY W yniki badań ostatnich kilkudziesięciu

lat nie pozostaw iają wątpliwości co do tego, że Sahara w przeszłości niezbyt odległej, w znaczeniu geologicznym, posiadała klim at w ybitnie różny od dzisiejszego. W okresie czwartorzędowym, podczas którego na tere­

nie Europy północnej, i środkowej następo­

wały kolejno po sobie zlodowacenia i okresy międzylodowcowe, n a obszarze Afryki pół­

nocnej panow ał klim at wilgotny, jakkol­

wiek nie w tym stopniu oo klim at strefy przy równikowej Afryki dzisiejszej. W iększa część obszaru dzisiejszej Sahary, z w y jąt­

kiem niektórych terytoriów, jak ń p . pustyni Libijskiej, nie była w owym czasie pusty ­ nią. Sahara pokryta była wówczas syste­

m am i rzek m niejszych i większych, biorą­

cych początek w różnych m asywach gór­

skich, leżących albo w jej wnętrzu jak A haggar czy Tibesti, albo n a jej peryferii ja k góry A tlasu W ysokiego lub tzw. Saha- ryjskiego. Szczególnie Ahaggar, potężne wzniesienie położone w samym środku tego obszaru; dzisiaj pustynnego, wysyłał rzeki

n a wszystkie strony świata, zwłaszcza na północ w kierunku Morza Śródziemnego i na południe w kierunku Sudanu i obszaru je ­ ziora Czad. Po rzekach tych pozostały w y­

raźne ślady w postaci wyschłych łożysk, n ie­

raz głęboko w rzynających się w teren p u ­ styni, przebiegających setki kilometrów w określonym kierunku i gubiących się w końcu w piaskach bez osiągnięcia w y­

brzeża morskiego. Są to tzw. «ued’y» («el ued» po arabsku znaczy rzeka wzgl. dolina rzeczna). W ody płynącej w nich nie ma, zidarzają się tylko niekiedy zbiorniki wody stojącej. Niektóre z tych ued’ów sah ary j- skich, jak np. Saura u podnóża Atlasu, w czasie rzadkich ale za to gwałtownych deszczów w górach, w ypełniają się chw i­

lowo rwącymi strum ieniam i. Przykładem , jednak typowym takiej zam arłej, a swego czasu wielkiej rzeki czwartorzędowej jest Igharghar, który zaczyna się w górach A h a g g a r^ 1, biegnie przez Saharę w kie­

runku na północ na przestrzeni ok. tysiąca km i kończy się (a raczej kończył) bezod-

A u to r a rty k u łu m ia ł m ożność podczas d łu ż­

szego p o b y tu w A lgierze (1940— 1) zetk n ą ć się z p rz y ro d n ik a m i i archeologam i, k tó rz y bad ali S a h arę.

*) T ak b rzm i n azw a tego m asyw u górskiego w języ k u zam ieszk u jący ch go b e rb e rsk ic h T uare- gów. O gólnie zn a n a je s t także zarab izo w an a fo rm a : H oggar.

(4)

Ryc. 1. Mapa środkow ej części Sahary (częściow o w g Gautier).

Obszary w yd m p iaszczystych («erg») zakropkowane.

Łożyska «ued»-ów zaznaczone linią przeryw aną.

W zn iesienia od 550—1524 ni w rzadk ie kreski skośne.

W zn iesienia od 1524—3048 m gęste kreski skośne.

W zn iesienia ponad 3048 kreski skrzyżow ane.

pływowo w obszarze W ielkich Szottow , je ­ zior w pobliżu Biskry. Z powodu ubóstw a opadów w m asyw ie Ahaggar, (w przeci­

w ieństw ie do A tlasu), Igliarghar jest dzisiaj tylko łożyskiem bezwodnym, nieraz gubią­

cym się, zwłaszcza w sw ym środkowym biegu, n a obszarze tzw. W ielkiego Ergu W schodniego, pod w arstw am i naw ianych piasków.

Sahara, która dzisiaj stanow i w ielką b a ­ rierę w znaczeniu zoogeograficznyin, m ię­

dzy Afryką północną, śródziem nom orską, a Afryką tropikalną, tzw. «Czarną», w okre­

sie czwartorzędu, dzięki ówczesnem u w il­

gotnem u klim atow i i istn ien iu tych n o rm al­

nie wykształconych systemów rzecznych, była pomostem m iędzy tym i obszarami.

W zdłuż dolin dzisiejszych u e d ’ów odbywać

się m ogła wędrówka z jednej strony ele­

m entów śródziemnom orskich na południe, z drugiej g a tu n k i' etiopskie docierały daleko n a północ, niektóre aż w pobliże Morza Śródziemnego. F a u n a Sahary (a zapewne i flora), stanow iła w owym czasie m iesza­

ninę elementów palearktycznych i etiop­

skich. Ślady tej fauny w tej czy innej for­

m ie przetrw ały do dnia dzisiejszego. Mamy także liczne dowody istnienia już wtedy człowieka n a tych obszarach.

K lim at Sahary zaczął się jednak z czasem zmieniać. Rozpoczął się wielki proces wysy­

chania, który trw a do dnia dzisiejszego i który w różnych częściach dzisiejszej p u ­ styni jest różnie daleko posunięty. N ajda­

lej posunięty n a obszarach, które geografo­

wie francuscy oznaczają tuareską nazwą

(5)

W S Z E C H Ś W I A T 163

«tanesruft» od nazwy słynnej «krainy p ra- gnienia» leżącej na południowy zachód od gór Ahaggar. Na takich obszarach nie ma żadnych śladów życia ze względu na zu­

pełny brak wody. Na obszarach nie m a ją ­ cych charakteru «tanesruft» życie roślinne i zwierzęce istnieje, oczywiście ograniczone do form przystosowanych do swoistych w a ­ runków7 panujących na pustyni. Nie m ó­

wimy tu o oazach, gdzie w arunki życia nie m ają już czysto pustynnego charakteru.

Czy poza sam ym wnioskowaniem istnieją jakieś konkretne dowody istnienia w prze­

szłości bogatej fauny na Saharze, o tym m ieszanym pal earktyczno- etiopskim cha­

rakterze? Dowody takie istnieją i są tro ja ­ kiego rodzaju: (1) ze strony fauny nam współczesnej, (2) świadectwa historyczne, i (3) świadectwa przedhistoryczne.

(1) Do świadectw nam współczesnych za­

liczyć należy występowanie na obszarach Sahary, w oazach, w izolowanych zbiorni­

kach wodnych, n a terenie ued’ów i innych m iejscach, gdzie życie jest możliwe, pew ­ nych gatunków zwierząt kręgowych i bez­

kręgowych, identycznych lub blisko spokre­

wnionych z gatunkam i żyjącym i w oddalo­

nych nieraz o kilkaset do tysiąca kilkuset kilom etrów rejonach tropikalnych. Takim i gatunkam i są np. z zakresu płazów Rana mascareniensis napotykana w górach Tassili des A dżdżers2), położonych na północ od A haggar’u, gatunek żaby którego główny zasięg obejm uje kontynent afrykański od Sahary na południe, albo zachodnio-afry- kańska Rana occipitalis, występująca rów ­ nież w głębi Sahary, w obszarach Tagant i A drar. Tu należy szereg gatunków ryb słodkowodnych jak gatunki rodzaju Chro- mijs z rodziny Cychlidae lub Clarias lazera z rodziny Siluridae, formy tropikalne napo­

tykane n a Saharze daleko na północy bo aż w okolicach Biskry. Żyją tam w m ule drob­

nych zbiorników', w kanałach irygacyjnych gajów palm ow ych oraz w wodach podziem ­ nych n a terenie końcowej części łożyska Igliarghar. Clarias lazera występuje ponadto

wzdłuż całego «biegu» Igharghar aż do jego

< źródeł» w centrum Sahary. Niekiedy w tych samych m iejscach w ystępują obok siebie formy należące do dwóch różnych faun, jak np. na obszarze Adrar dwa gatunki ryb z ro­

dzaju Barbus, jeden śródziemnomorski, dru ­ gi etiopski, jako żywe świadectwo przenika­

nia się w przeszłości dwóch krain zoogeo- graficznych n a terenie wilgotnej Sahary.

Ryc. 2. Clarias lazera, ryba z rod ziny Siluridae.

w ystępująca w rejonie Ikharghar na Saharze (wdt. D u v e y r i e r).

Tak samo stwierdzono, że wśród mięczaków pewne wodne gatunki ślimaków tropikalnych w ystępują w górach środkowej Sahary. N aj­

ciekawszym jednak może faktem jest znale­

zienie, jak podaje E. F. G a u t i e r , , przez m isję wojskową francuską, parę dziesiątków lat temu, żywego krokodyla nilowego rów ­ nież w centralnej Saharze, w dolinie Mihero n a obszarze gór T a s s ili3). Okazało się, że nie jest to jedyne jego stanowisko; napot­

kano go również w górach Tibesti, położo­

nych bardziej n a wschód, a także daleko na zachodzie w obszarze Tagant. T ak w górach Tassili, jak i Tibesti zbiorniki mieszczące w sobie okazy krokodyla trwałość swoją za­

wdzięczają m. i. temu, że zn ajd u ją się wśród pokładów piaskowca.

O czym mogłyby świadczyć wymienione fakty? W dzisiejszych w arunkach przedo-

2) N azw a p o ch o d zi od plem ienia B erberów z ta m ty c h okolic.

, 3) Jed en z pierw szych okazów k ro k o d y la na S ah arze z n ale zio n y zo stał w górach T assili przez k a p t. N i e g e r (k o m u n ik at J. P e 11 e g r i n, C. R.

AcEfd. Sc. P a ris, 1911).

(6)

stanie się tych form tropikalnych z obsza­

rów głównego zasięgu do tak odległych i izolowanych stanowisk, oddzielonych w ie­

loma setkam i kilom etrów obszaru «tanez- ruft» nie jest fizyczną możliwością. Mamy tu w yraźnie do czynienia z fau ną o ch a ra k ­ terze reliktow ym , za czym przem aw iają także pewne cechy fizyczne w ym ienionych gatunków, przede wszystkim ich skarłow a- cenie. Napotkane okazy krokodyla nilowego nie przekraczały jednego m etra długości, a niektóre z ryb tropikalnych w ystępujących w rejonie Ig h arghar m ają długości zaledwie parę centymetrów. Karłow acenie to tow a­

rzyszyło redukow aniu się ich obszaru roz­

przestrzenienia do izolowanych stanow isk oraz przesunięciu i zwężeniu skali w a ru n ­ ków życiowych środowiska, skali która dzi ­ siaj napew no nie obejm uje ich pierwotnego życiowego optim um .

(2) D ane historyczne rzucają także pewne światło na przeszłość faunistyczną Sahary.

Dzisiaj Saharę trudno sobie w yobrazić bez charakterystycznych sylwetek palm y dakty­

lowej i jednogarbnego w ielbłąda. A jednak w przeszłości stosunkowo niedaw nej bo w starożytności, nie było jeszcze gajów p a l­

mowych w oazach i nie było wielbłądzich karaw an, ja k nie było zresztą i Arabów, któ­

rych język jest dzisiaj w powszechnym uży­

ciu na szlakach saharyjskich. T ak w ielbłąd jak i Arab przybyli w różnych czasach póź­

niej ze wschodu.

Sahara starożytna posiadała za to słonia.

Znany tak dobrze z historii w ojen punic- kich słoń kartagiński zam ieszkiw ał w sta ­ nie dzikim łasy Atlasu, schodząc w porze zimowej n a stepy podgórskie. Był on także hodow any przez Kartagińczyków i używany jako zwierzę juczne ale, rzecz prosta, tylko w k ra ju upraw nym wzgl. n a peryferii p u ­ styni. Zasadniczo był to słoń afrykański ale m niejszych rozm iarów. Możliwe, że imały wzrost tego słonia także i w tym w ypadku był cechą charakterystyczną form y relik to ­ wej, która w okresie czw artorzędowym m iała poprzez wilgotną Saharę łączność z zasięgiem południow ym swego gatunku, łączność ta została jed n ak p rzerw ana w skutek w ysycha­

nia Sahary, a populacje pozostałe n a p ó ł­

nocy, z powodu odosobnienia i zm ian k lim a­

tycznych przerodziły się we formę, odrębną.

Słoń ten wytępiony został dopiero za pano­

w ania rzym skiego4)

W ielbłąd natom iast, który dzisiaj tak ści­

śle związany jest z życiem Sahary, nie n a ­ leżał do jej fauny pierwotnej; wiemy ze źródeł historycznych, że wprowadzony został na terytorium północnej Afryki (na zachód od E giptu) dopiero w późniejszych wiekach cesarstw a rzymskiego. W prow adzenie jego i użycie jako zwierzęcia transportowego spo­

wodowało zupełną przem ianę stosunków gospodarczych, kulturalnych i m iędzynaro­

dowych n a obszarze całej niem al Sahary, umożliwiło bowiem ludom rasy białej tj.

najpierw berberskim , które w starożytności zamieszkiwały tylko kraje przybrzeżne Afry­

ki północnej, a później także przybyłym ze w schodu ludom semickim, penetrację do najdalszych okolic pustyni i wyparcie .stop­

niowe szczepów rasy czarnej, pierwotnie się­

gających aż po podnóże Atlasu. Następuje powolne opanowywanie Sahary przez ele­

m enty koczowniczo- pasterskie w raz z ich swoistym trybem życia, przedtem niezna­

nym w tych stronach. Od tego też czasu da­

tuje się upraw a n a większą skalę palm y daktylowej, która w okolicach posiadających wodę zaczyna zajm ować miejsce roślin zbo­

żowych upraw ianych przez ludność d aw niej­

szą i pow stają dzisiejsze oazy palmowe. Ho­

dowla konia i wołu, używanych w gospodar­

stw ie pierwotnej ludności, ja k o tym św iad­

czą różnego rodzaju zabytki z owych cza­

sów, Lraci rację bytu i z czasem zanika.

W historii Sahary, pustyni, zaczyna się now a epoka, której obecność w ielbłąda n a ­ daj e swoiste piętno.

(3) Świadectwa prehistoryczne. W m u ­ zeum archeologicznym w Algierze uwagę zwiedzającego zwraca płyta zawieszona na

4) E. F. G a u t i e r , k tó ry t stu d io w a ł d an e hi sto ry czn e o d noszące się do sło n ia w p ó łn o cn ej A fryce, p o d a je m. i. że H a z d ru b a l k a rta g iń sk i, u rz ą d z a ł w y p ra w y do b a se n u W ielk ich Szott ów (jezio r n a p o łu d n ie od Tunisu) i u e d ’u R i r (na­

zw a dolnego biegu Ig h arg h ar) celem ch w y tan ia d zik ich słoni i u z u p e łn ia n ia nim i re z e rw h o d o w la ­ nych K artag in y .

(7)

W S Z li G II Ś W I A T 165 jednej ze ścian z wizerunkiem żyrafy, b a r­

wy terrakoty, o znacznie zmniejszonych roz­

m iarach. Postać ta doskonale uchwycona w ruchu, w ttu d n ej dla artysty pozycji pod kątem ukośnym do patrzącego, nie różni się zasadniczo od żyrafy dzisiejszej, spotykanej n a obszarach parkowych Afryki wschodniej i południowej. Dyrektor muzeum, prof.

R e y g a s s e , objaśnia że jest to dokładna kopia m alowidła, które odkryto w głębi Sa­

hary, we. wspom nianych już górach Tassili, na ścianie skalnej wnęki w dolinie Dżerat.

Osobliwa to okolica. Suche łożysko- ued’u, które w postaci głębokiego kenionu przecina pasmo górskie, stanowi, jak się okazało, ja k ­ by archiw um czy m uzeum prehistoryczne zaw ierające dokum enty dawnej przeszłości najgłębszych p artii Sahary. Na przestrzeni ok. 15 km. znaleziono tam mnóstwo wize­

runków tak ludzi jak i zwierząt, niekiedy Całych scen myśliwskich, naw et bitew, m a­

lowanych ochrą na ścianach zagłębień w skałach zam ykających boki wąwozu, albo też rytych na poziomych płytach piaskowca, wyścielających dno i brzegi łożyska. Szereg w ypraw badaczy francuskich m. i. E. F.

G a u t i e r , słynnego geografa z Algieru, autora pierw szorzędnych prac o Saharze ja k i wspom nianego R e y g a s s e ’a, który także jest doskonałym znawcą Sahary, miały za zadanie naukow ą eksplorację tej okolicy.

D ow iadujem y się, że w arunki oświetlenia i zm iany wywołane działaniem czasu nie pozwalały na dokonywanie zdjęć fotografi­

cznych z malowideł. Dlatego też R e y g a s s e w jednej z późniejszych wypraw wziął ze sobą zdolnego m alarza R i g a Ta, który wszystko kopiował n a m iejscu i dzięki jego kopiom wiem y teraz ja k

w y g l ą d a j ą

owe za­

bytki sztuki przedhistorycznej.

Jeśli w om aw ianiu tej spuścizny artysty­

cznej, uwiecznionej w wąwozach sa h ary j­

skich, ograniczym y się tylko do w izerun­

ków zwierząt, uderza nas od razu znaczna ilość gatunków przedstawionych. Oprócz ży­

raf m alow anych i rytych w piaskowcu, znajdujem y tam w izerunki bydła domowego i bawołów, osłów i koni, kóz i psów, słoni, nosorożców, antylop i strusi, i nawet hipo­

potamów. Nie wszystkie obrazy są jednako ­

wego wieku, wizerunki zwierząt domowych pochodzą zapewne z epoki późniejszej, gdy konie i woły mogły odgrywać pewną rolę jako zwierzęta transportowe (konie na ob­

szarze Tassili używane były naw et do wo­

zów bojowych, ale to już epoka znacznie młodsza, współczesna czasom Herodota). Ale

Ryc. 3. W izerunek żyrafy, przedhistoryczne m a­

low id ło na ścianie w nęki skalnej w górach Tas­

sili na Saharze (wdł. R e y g a s s e-R i g a 1).

naw et w zabytkach najm łodszych z tego okresu nie spotykam y jeszcze śladu w iel­

błąda. Jeśli chodzi o postaci zwierząt dzi­

kich, to ja k wiadomo, dla człowieka przed­

historycznego, trudniącego się w tej odległej przeszłości przeważnie m yśliwstwem, wyko­

nyw anie wizerunków zwierząt łownych m iało pewien sens magiczny; zapewniało powodzenie w łowach. Dlatego też w zaję­

cie to wkładał cały swój wysiłek i talenl

artystyczny, który niew ątpliw ie posiadał,

(8)

a którego, naecz typowa, nie w ykazują już ludy pasterskie, które tam znacznie później przybyły.

Tego rodzaju m alow idła przedhistoryczne znaleziono także w innych okolicach Sahary, zwłaszcza n a obszarze Fezzan na południe od T ripolitanii, oraz w południow ej części prow incji Oran. Jedne i drugie zaw ierają w izerunki zwierząt należących do fauny po­

dobnej do fauny z gór Tassili. W szystkie te m alow idła techniką w ykonania i poziomem artystycznym przypom inają znane już od daw na m alow idła n a ścianach jask iń przed­

historycznych m ieszkańców południow ej i zachodniej Europy, p rzedstaw iają tylko odm ienną faunę, O swoiście afrykańskim , jak zaznaczono, charakterze.

W izerunki te świadczą, że w czasach przedhistorycznych istniały n a obszarach Sahary, dzisiaj pustynnych) w aru n k i które pozwalały istnieć tam faunie zaw ierającej

elem enty subtropikalne i tropikalne, nie tylko stepowe ale także w ym agające bardziej wilgotnego klim atu, ja k słonie i hipopotamy.

F a u n a ta, w m iarę wysychania Sahary co­

fała się n a peryferie, do wilgotnych re jo ­ nów, jak np. podnóża Atlasu. Zwierzęta większych rozm iarów wyginęły zupełnie, słoń kartagińslci był jednym z ostatnich ich przedstawicieli. Nieliczne elem enty tej fauny, złożone z niższych kręgowców i bez­

kręgowych, praw ie wyłącznie wodne, prze­

trw ały , w postaci zwykle skarlałej, długie tysiąclecia w m iejscach zupełnie izolowa­

nych, po oazach, w zbiornikach trafiających się z r zadka w wyschłych łożyskach ued’ów, a nieraz w głęboko ukrytych wodach pod­

ziemnych. W dniu dzisiejszym d ają św ia­

dectwo dawnej przeszłości tej części konty­

nentu, a zarazem rozpiętości skali, w jakiej żywy organizm zdolny jest przystosować się do zm ian w arunków otoczenia.

A. KŁAPUTÓWNA

W Z R O S T BŁONY K O M Ó R K O W E J Zwykle za spraw dzian w zrostu roślin

uw ażam y zm iany w ich wysokości. Zm iany te zachodzą dzięki obecności w roślinie, w szczytowych p artiach korzenia i łodygi l. zw. stożków wzroslu, zbudowanych z tkanki twórczej, zachow ującej więc zdol­

ność do ciągłego dzielenia się. W m łodziut­

kim pędzie słonecznika (ryc. 1) p a rtia szczy­

towa rośliny jest w łaśnie z n iej zbudowana;

tworzące się tu — n a skutek szybkich po­

działów — komórki, zostają w m iarę p rzy ­ byw ania nowych, przesuw ane do strefy n a ­ stępnej (II i III), noszącej nazwę strefy wzrostu. T u następuje bardzo intensyw ny i praw ie jednokierunkow y typ w zrostu — komórki rosną tylko n a długość. Dzięki te ­ m u zostają przesunięte do strefy następnej, gdzie stopniowo osiągają swój kształt o sta­

teczny. Dołączony w ykres w skazuje, że m a ­ ksim um wzrostu przypada n a strefę II i III;

stąd więc ta w łaśnie p a rtia pędu głównie przyczynia się do w ydłużenia całej łodygi.

Bliższe zapoznanie się z owym procesem

w zrastania n a długość pozwala stwierdzić, że jest on przede wszystkim procesem za­

chodzącym w błonie komórkowej — wzrost samego protoplastu jest w tej strefie zjaw i­

skiem ubocznym.

Ryc. 1. A. P odział pędu słonecznika ma strefy, a —liścień, I—V strefy wzrostu. B. P rocen tow y

przyrost w poszczególnych strefach.

(9)

W S Z E C H Ś W I A T 167 Proces wydłużania się błon komórkowych

okazał się ściśle związany z jej budową fi­

zykochemiczną. Zasadniczo błony pierwotne, zarówno ja k i błony komórek starszych błony w tórne — posiadają te same składniki budujące. Są nim i wysokocząsteczkowe w ę­

glowodany: celuloza, hemicełulozy i pekty­

ny. Podczas ,gdy w błonach wtórnych za­

sadniczy elem ent stanowi celuloza, w ystępu­

jąca w form ie wykrystalizowanej, w błonach pierwotnych przewagę m ają dwa pozostałe składniki, a zwłaszcza pektyny; w ystępują one w błonie w postaci koloidalnej.

Ryc. 2. R usztow anie m icellarne młodej błony kom órkowej.

Poszczególne łańcuchy celulozy grupują się w sztabki, tworząc w ten sposób micelle, przebiegające przeważnie w kierunku pro­

stopadłym do długiej osi komórki, a więc i do kierunku wzrostu. Spójność micelli jest uw arunkow ana siłam i kohezji; oczywiście w zajem ne przyciąganie się cząsteczek jest najsilniejsze tam, gdzie micelle się krzyżują (ryc. 2). W ten sposób m iejsca skrzyżowań stanow ią punkty um ocnienia całego ruszto­

w ania m icellamego. Przestrzenie między sztabkam i celulozy m a wypełniać substancja interm icellam a, jak w ynika z badań che­

micznych, głównie pektynowa.

Z chw ilą rozpoczęcia procesu w zrastania zwiększa się elastyczność błon komórko­

wych, zjaw isko obserwowane zarówno w strefie wzrostu łodygi, ja k i korzenia.

Szereg badaczy przypisuje ten fakt działa­

n iu substancji wzrostowych, obecnych zawsze w p artiach merystematycznych. Mają

one wpływać n a spęcznienie interm icellar- nej substancji pektynowej. Hipoteza ta jest prawdopodobna, ponieważ udało się w yka­

zać,'że szereg substancji pektynowych, w y­

stępujących w roślinach poza obrębem błony komórkowej, również pęcznieje pod wpły­

wem substancji wzrostowych.

Równocześnie zwiększony, n a skutek zna­

cznego pobierania wody przez partie rosną­

ce, turgor wewnątrz komórek, powoduje czy­

sto bierne rozciąganie błony komórkowej.

Rozciąganie to bywa niejednokrotnie bardzo silne .— grubość błon może się zm niejszyć do połowy. Zjawisko wzrostu błony n ie może jednak polegać tylko na czysto m echanicz­

nym procesie rozciągania — gdyby tak było w istocie, po zm niejszeniu się siły rozciąga­

jącej, a więc turgoru, błony na zasadzie swej elastyczności powinnyby wrócić do swych dawnych wym iarów. T ak jednak się nie dzieje; trzeba przyjąć istnienie drugiego sta­

dium wzrostu: czynnego rozbudow ywania się błony. Hipoteza zakłada, że obecność substancji wzrostowych jest katalizatorem hydratacji grup — OH w łańcuchach celu­

lozy. Płaszcz iż cząsteczek wody, otaczający teraz każdą grupę wodorotlenową powoduje oddalanie się sąsiadujących grup od siebie — a ze zwiększającą się odległością zmniejsza się wielkość siły kohezji, a więc i spójność między m icellami. Całe rusztow anie celulo­

zowe ulega słabej dezorganizacji; w szereg luk powstałych w nim w ten sposób, zostają wsunięte nowe micelle, dostarczone przez protoplast. W efekcie końcowym szkielet ce­

lulozowy rozbudow uje się, co pod m ikrosko­

pem widać jako zwiększenie się stałe dłu ­ gości komórki. Powyższe rozum owanie nie jest w zasadzie czymś zupełnie nowym — istnienie podobnego typu 'wzrostu przew i­

dział już w w ieku XIX S a c h s , nadając, m u nazwę i n t u s u s c e p c j i .

Zachodzi teraz oczywiście pytanie, skąd bierze komórka m ateriał do budowy swej błony. Ponieważ w błonie m am y do czynie­

n ia z wysokocząsteczkowymi węglowoda­

nam i, produktu wyjściowego należy również

szukać wśród węglowodanów. Obserwacje

Overbecka, , który skonstatował znikanie

skrobii z w nętrza komórki podczas jej wzro­

(10)

stu, stanow iły pu n kt w yjścia dla badań R u g e’go; w ich rezultacie ustalił on n astę­

pujący schem at przem ian chemicznych, za­

chodzących przy procesie wzrostu błony ko­

mórkowej (tabl. I). W yprow adzenie celulozy ze skrobii przedstaw ia się zasadniczo pro­

sto: enzym atyczny rozkład śkrobii prowadzi do cukru prostego a-glukozy.

H OH

\ / C ---

HO H

\ / C — I

CHOH

I I

CHOH O I

CHOH CH

I

CHOH I

CHOH O

CHOH I C H --- CH2OH

a-glukoza

CHjOH [

3

-glukoza

a-głukoza, przechodząc do roztworu, zm ie­

nia się w m ieszaninę a- i (3-giukozy. Jeżeli założymy teraz, że przy ponow nym w ykry­

stalizow aniu równowaga chem iczna prze­

suwa się na korzyść (3-glukozy (w w a ru n ­ kach laboratoryjnych potrafim y to łatwo

C - H O H

H O - C —H O

H O —C —H ()H H C —CH,O H

C I H glukoza

C - H O H

H O - C - H

H O - C - H

O

H - C —CH,O H

OH galaktoza

TABLICA I S k ro b ia

M alto za

t

a -g lu k o z a

[3-glukoza [3-gtukoza

I I

cellobioza trioza

I

galaktoza

I

galaktan

I

dalsze polim eryzacje hydratopektyna

I

ślu z celu lozow y

I

pektyny rozpuszczalne

| w gor. ILO celuloza pektyny nierozpuszczalne

| w gor. ILO kwaśne pento-heksozany

I

obojętne pento-heksozany

zrobić przez działanie np. wysokiej tem pe­

ratury), otrzym am y pierwszy człon szeregu celulozy. Przez szereg polim eryzacji, których poszczególne stadia zostały przew ażnie w y­

kryte w błonach komórek roślinnych, docho­

dzi w końcu do w ytworzenia się celulozy.

Mniej jasno przedstaw ia się spraw a z w y­

prowadzeniem pektyn i hemiceluloz ze skro­

bii. Produktem bowiem rozpadu tej ostat­

niej jest, co praw da również heksoza, ale różna od glukozy, a m ianowicie galaktoza.

Aby otrzymać z glukozy galaktozę, trzeba przyjąć rozpad glukozy na dwie cząsteczki triozy i następne ich połączenie; w trakcie tej zm iany "może nastąpić przestaw ienie grup OH i H na czwartym atom ie węgla. Polim e­

ryzacja galaktozy prowadzi do utworzenia się pektyn, które pęcznieją pod wpływem substancji wzrostowych i stanow ią substan­

cję interm icellarną młodych błon kom órko­

wych (Tabl. I — hydratopektyna i śluz celu­

lozowy). Dalsza ich polim eryzacja wiąże, się z u tra tą zdolności reagow ania n a substancje wzrostowe; więc też komórki nieco starsze, gdiziie w ystępują wyższe polim ery niż owa hydratopektyna i śluz celulozowy, tracą zdol­

ność wzrosLu.

Że tak jest istotnie, udało się R u g e’mu

dowieść w bardzo pomysłowy sposób. Ba­

(11)

W S Z E C H Ś W I A T 169 dacz len poddaw ał komórki pędu słonecz­

nika, niezdolne już do wzrostu, wskutek obecności wyższych pektyn, działaniu enzy­

mu, rozkładającego te węglowodany, a m ia­

nowicie pektynazy; otrzymywał n a tej dro­

dze rozszczepienie polimerów i naw rót do niskocząśteczkowych pektyn. Gdy teraizi ta­

kie komórki zostały poddane działaniu j a ­ kiejś substancji wzrostowej (w danym w y­

padku heteroauksyny), następowało uaktyw ­ nienie i to bardzo znaczne, procesu wzrostu (ryc. 3).

Ponieważ jednak w przyrodzie proces po­

lim eryzacji substancji interm icellam ej prze­

biega bez przeszkód, dalszy wzrost na dro­

dze m tususcepcji jest wykluczony. Spójność rusztow ania m icellarnego nie pozwala na wciskanie nowych micelli między już istnie­

jące; wskutek tego protoplast nakłada je na błonę pierwotną, tworząc w ten sposób ko­

lejne w arstw y błony wtórnej. Otrzymujemy odtąd na drodze a p o z y c j i , niejednokro­

tnie znacznej grubości błony komórkowe.

Apozycję m ożna wywołać naw et w błonie, zdolnej do intususcencji, przez usunięcie drugiego czynnika wywołującego ten typ wzrostu, a m ianowicie przez w yelim inow a­

nie z rosnącego pędu substancji wzrosto­

wych. Przy pomocy mikroskopu polaryza­

cyjnego m ożna stwierdzić natychm iast n a ­ kładanie nowej warstw y na błonę pierwotną.

K. DEM EL

EKOLOGIA PT A K Ó W M ORSKICH

do każdego organizmu, zarówno zwierzę­

cego, jak i roślinnego. Bowiem każdy jest przystosowany do środowiska w którym żyje i każdy ujaw nia związki pokrew ień­

stw a m niej lub więcej wyraźne, z takimi czy innym i organizmam i.

Pośród ptaków morskich, więc tych przede wszystkim, które zw iązane są z morzem pokarm em, które morze odżywia, wyróżnić należy dwie główne kategorie siedliskowo- odżywcze: żerujących n a b r z e g u i zdo­

byw ających pokarm z w o d y . Pod typem ekologicznym zwierzęcia ro ­

zumiemy jego ogólny stan przystosowania do środowiska, jego sharm onizowanie z oto­

czeniem, przejaw iające się zarówno w po­

kroju ciała a często i w jego organizacji, jak również i w obyczajach. Pojęcie to odpowiada

«form ie biologicznej» dawniejszych auto­

rów, formie życiowej, którą przeciwstawia się form ie rodowej albo filogenetycznej, w skazującej n a pokrewieństwo. Oczywiście są to różne zasadniczo punkty widzenia, które można i trzeba stosować w zasadzie

Ryc. 3. P rocentow y przyrost błony w yw ołany przez substancje w zrostow e w błonach kom ór­

k ow ych pędu słonecznika, niezdolnych już do w zrostu, po działaniu enzym ów rozkładających

pektyny.

a — Przyrost błony pod działaniem sam ych en ­ zym ów.

b —■ Przyrost błony po działaniu O.OOln hetero-

• auksyny po uprzednim działaniu enzymu.

W — woda.

D, L, T, F — nazw y preparatów enzym atycz­

nych używ anych do doświadczeń.

Jest to jeszcze jeden z dowodów n a słusz­

ność przedstawionej hipotezy przebiegu

wzrostu.

(12)

Do pierwszych należą biegające, o m niej lub więcej podkasałych i w ydłużonych n o ­ gach brodźce, siewkowate i im pokrewne, związane najczęściej z brzegam i nizinnym i 0 charakterze plażowym, po których szybko 1 zw innie biegają w poszukiw aniu pożywie­

nia wyrzuconego przez fale lub zagrzeba­

nego w piasku i mule. Niektóre z nich chę­

tnie zapuszczają się w wodę niegłęboką i spokojną, brodząc w niej, ale zawsze w bezpośrednim sąsiedztw ie brzegu. Istnieje mnóst/wo ciekawych typów ekologicznych drugorzędnych wśród zespołu tych ptaków, świadczących o daleko nieraz posuniętej specjalizacji odżywczej (ostrygojad m ocnym dziobem otw ierający m uszle małżów, sza- blodziób odw racający zakrzyw ionym dzio­

bem kam yki, siewkowate o w rażliw ych pin- cetowatych dziobach w ydostające pokarm z norek i p iask u etc.). W gospodarce od­

żywczej przyrody w szystkie te typy speł­

n ia ją rolę czyścicieli plaży, w yzyskując od­

żywcze zasoby energetyczne, których m o­

rze się wyzbyw a i które grom adzi po brze­

gach. Ponadto spełniają one w ażną rolę w biocenozach plaży: ko ntrolują i regulują zespoły drobnej fauny, rozw ijające się k o ­ sztem tych szczątków organizm ów w yrzu­

canych przez morze, w iążąc jednocześnie te zespoły pobrzeżne z innym i, których same są członkami.

Rys. 1. Ptak w od n y latający, płytk o na w odzie siedzący (m ew a) i p ływ ający oraz nurkujący,

głębiej na w od zie sied zący (perkoz).

Do drugiej kategorii należy m nóstwo dla krajobrazu m orskiego charakterystycznych typów, zarów no biologicznych ja k i syste­

m atycznych, więc m ewy, rybi t wy, albatrosy,

fregaty, faetony, kormorany, tracze, perkozy, burzyki, nurniki, miry, alki, pingwiny i wiele innych, które wszystkie łączy cha­

rakterystyczna cecha przystosowawcza, palce nóg spięte błonam i pływnym i, świadcząca

0 zdolności pływ ania. Różnice zaznaczają się w yraźnie między nim i w sposobach zdoby­

w ania pokarm u. Jedne poszły w kierunku żerow ania n a wodzie lub pod wodą i wtedy m niej lub więcej wyraźnie zatraciły zdolność lotu, lecz iza to wyspecjalizowały się w świe­

tnym p ł y w a n i u i n u r k o w a n i u, podczas gdy inne o dobrze rozwiniętych długich i spiczastych skrzydłach, ujaw n iają szczególnie w yraźne przystosowanie do spra­

wnego 1 o t u i chw ytania zdobyczy z p o- w i e r ,z c li n i morza, niekiedy poluj ąc z rzu tu czy z rozpędu, pogrążając się przy tym we wodzie.

W śród ptaków dobrze latających a wiec lekkich i płytko na wodzie siedzących, w za­

sadzie nie m a spraw nych pływaków, zw ła­

szcza zdolnych do rozwinięcia większej szybkości w środowisku wodnym. Obie te lim kej e dobry lot i dobre pływ anie w pew ­ nym stopniu w ykluczają się i tylko bardzo nieliczne ptaki m orskie, ja k korm orany, roz­

w iązały tę sprzeczność jako tako. Ciało do­

brych latawców jest najczęściej skoncentro­

wane, gdyż środek ruchu zbliża się do środka ciężkości ciała. Tymczasem spraw ne pływ a­

nie w ym aga m niej łub więcej znacznego lub całkowitego pogrążenia się ciała i jego w y­

dłużenia się w kształt torpedowy (opływo­

wy), przez odsunięcie centrum ciężkości ciała od centrum ruchu. N ajlepiej też pły­

w ają ptak i głębiej n a wodzie siedzące 1 o wydłużonym kształcie ciała, ja k perkozy, nury, alki, pingwiny. Są to jednocześnie form y nurkujące, zdobywające pokarm pod wodą, najczęściej ścigające zdobycz ru ch ­ liwą.

Ze względu n a sposób pływ ania u tych form w zasadzie nurkujących, m ożna w y­

różnić dwa dalsze typy; pływ ających przy pomocy k o ń c z y n p r z e d n i c h a więc skrzydeł i pływ ających przy pomocy n ó g.

Przykładem pierwszych są pingw iny i czę­

ściowo alki, przykładem drugich kaczki,

nury, tracze, perkozy.

(13)

Pingwiny, poruszają się w wodzie, wio­

słując skrzydłami, przem ienionymi w p ra ­ wdziwe płetwy, podczas gdy złożone tylne nogi odgryw ają rolę raczej steru. Skrzydła zatraciły swą pierw otną funkcję lotu ą pióra zmieniły się w łuski. Kości ram ienia i przed­

ram ienia w znacznym stopniu uległy spła­

szczeniu, co upodabnia je do wiosła. Kości w stawach, z w yjątkiem barkowego, stały się nieruchome. Kształt wydłużony ciała pingw ina czyni go typem najdoskonalszym z istniejących jako ptaka wodnego, jednak nieudolnego bardzo n a lądzie i raczej tam bezradnego, zarówno w swych ruchach jak i obyczajach. Można powiedzieć poniżonego w znacznym stopniu wobec dobrego latawca.

Krańcowy taki sposób życia wodnego p in ­ gwiny mogły rozwinąć w biegu ewolucji, będąc m ieszkańcam i lądu i wysp odległej A ntarktydy, pozbawionych drapieżników.

Z tej więc strony nie groziło im n a lądzie żadne niebezpieczeństwo, a obfitość poży­

w ienia w m orzu przy jednoczesnej jałowości tegoż na lądzie i po brzegach, skierowała wysiłki organizm u do walki z żywiołem morskim.

W grupie ptaków nurkujących, porusza­

jących się w wodzie przy pomocy nóg, zn aj­

dziemy wszelkie przejścia od dobrych do coraz lepszych pływaków, z jednoczesnym uwstecznieniem funkcji lotu, wykluczanej przez dobre pływ anie. B 6 k e r w następ u - jący sposób krótko charakteryzuje ten sze­

reg ekologiczny: od «dobrze pływ ających i dużo jeszcze latających* kaczek poprzez

«dobrze nurkujące i dobrze pływające* kor­

morany, dochodzimy do «świetnie n u rk u ją ­ cych i słabo łatających* nurów i perkozów.

Z tą ewolucją ekologiczną idzie w parze co­

raz większe w ydłużanie się ciała, przez od­

suw anie się środka ruchu od środka ciężko­

ści ciała, co odpowiada jednoczesnemu przesuwariiu się nóg coraz bardziej ku ty ­ łowi, ku końcowi ciała. U perkozów nogi służą jednocześnie jako m otor i ster, uzdol­

nione do w ykonyw ania w stawie skokowym ruchów zarówno obrotowych jak i n a boki.

Przy nurkow aniu perkoz w ykonuje nogam i uderzenia pław ne skierowane ku górze. Jest on jednak raczej typem słodkowodnym, je ­

ziornym, niż morskim, choć na morzu trafia sie w okresie ci a "ów.

<- «- O

W przeciwieństwie do kierujących się w z r o k i e m i zazwyczaj ścigających r u ­ chliwą zdobycz ptaków pływ ających i nu r-

Ryc. 2. Pingw in, typ ekologiczny ptaka, najda­

lej posunięty w przystosow aniu do życia w od ­ nego.

kujących, blaszkodziobe (Anseriform es) wy­

szukują pokarm posługując się d o t y ­ k i e m . Tworzą one odrębny typ ekologiczny odżywczy ptaków wodnych. Ich dziób [zao­

patrzony' jest od wnętrza i boków w charak­

terystyczne poprzeczne blaszki rogowe, słu­

żące do wycedzania z wody pożywienia. Me­

chanizm takiego cedzenia pokarm u znamy wszyscy u kaczki. Zatrzym uje ona pożywie­

nie w ydalając bokami dzioba wodę i cząstki nie nadające się do jedzenia. Połykanie n a ­ stępuje przez wyrzucanie do przodu całej głowy. Podobnie odżywiają się i czerwo­

naki, o wysokich podkasałych nogach, cha­

rakterystyczne dla terenów ujściowych i wód zalewowych. Czerwonak pogrąża łyż­

kowato wygięty dziób w wodzie w pozycji

odwróconej, tak że dolna żuchwowa część

(14)

dzioba w ykonująca charakterystyczne k ła­

piące ruchy wycedzające pokarm , zn ajd u ­ je się od strony górnej.

Rys. 3. Żerujący, cedzący z w od y pokarm czer wonak.

D ruga kategoria typów ekologicznych p ta ­ ków m orskich, w ypatrujących zdobycz wo­

dną i chw ytających ją «z powietrza* w lo­

cie posiada również bogatą skalę rozm aitych sposobów zdobywania pokarm u. W ścisłej łączności z tym pozostają ru ch y zwierzęcia.

Kilka przykładów doskonale zilu stru je całe zagadnienie.

Szczególnie lekkie i zgrabne w swych r u ­ chach okazują się rybitw y. Praw dziw e ptaki przestworzy, w locie w yspecjalizow ane bez- m ała tak jak jaskółki lub jeżyki, z pow ie­

trza nie czerpią energii odżywczej lecz z wody, nad którą nieustannie się unoszą.

W oda jest ich drugim żywiołem — odżyw­

czym. Chw ytanie drobnych rybek i in. stwo­

rzeń wodnych nie nastręcza im większych trudności ani nie jest niebezpiecznym.

W rzucie z rozpędu za zdobyczą nie boją się fali ani zatopienia. Znacznie lżejsze od wody, może najlżejsze z ptaków wodnych, m uszą naw et przezwyciężyć opór wody, by pogrążyć się i schwytać zdobycz. Dlatego rzucają się z rozpędu. Po czym fala wynosi je z powrotem n a powierzchnię, niby korek jakiś albo pływak szklany. Z łatwością od ­ ry w ają się od niej w powietrze, w swój ży­

wioł w którym się poruszają i bytują. Mewy zdobyw ają pokarm w zasadzie z powierz­

chni, podczas gdy niektóre gatunki burzy - ków (Tubinares), głuptaki i pewne pelikany atak u ją z rozm achu, pogrążając się przy tym. Charakterystyczny dla mórz gorących pelikan brunatny, w pogoni za upatrzoną rybą, z dynamicznego lotu szybowcowego raptow nie nurkuje, jak to ilustru je załą­

czony rysunek, wykonany według zdjęcia fotograficznego. Jest to dalsza ewolucja przystosowania do chw ytania zdobyczy z lotu.

Załączony schem at uzm ysław ia najogól­

niej omówione typy.

Ptaki m orsk ie

zerujące po brzegach

zerujące z w ody

p ływ ające w zględn ie nurkujące za pokarm em

zd obyw ające pokarm w odn y z lotu

W szystkie ptaki m orskie izwiązane są

7.

morzem p o k a r m e m . T en czynnik eko­

logiczny pierw otny zadecydował o ich przy­

stosowaniu do środowiska morskiego. Ale jakość pokarm u i sposób jego zdobywania, różnią się bardzo u różnych ptaków. W szyst­

kie te jedn ak urozm aicone sposoby oscylują

posługują się dotykiem w ycedzając pokarm dziobem (Blaszkodziobe) pokarm w yszukują w zro­

kiem, ścigając w zasadzie zdobycz ruchliw ą

z p ow ierzchni (m ew y)

w pływ aniu posługują się skrzydłam i (pin ­ gw iny, alki)

w p ły w a n iu posługują się nogami (perkozy, nury, korm orany)

1 pogrążające się (rybitwy, pelikan brunatny)

wokoło dwóch zasadniczych typów: zdoby­

w ania pokarm u z wody przez ptaki pływ a­

jące po niej względnie nurkujące i chw yta­

nia zdobyczy wodnej z powietrza. Genezę

obu tych kierunków przystosowań nie tru ­

dno sobie logicznie wyobrazić, choć ja k ona

w istocie przebiegała, tego z pewnością nie

(15)

W S Z E C H Ś W I A T wiemy. Form y słabiej latające posuwały się

prawdopodobnie w wodę stopniowo od brze­

gu, aż wreszcie straciwszy «grunt pod no­

gami* uniesione zostały przez fale. W tym wypad ku ruchy przebierające nóg, podobne do chodzenia albo szybkiego biegu, okazać się powinny bardzo skutecznymi przy posu­

w aniu po powierzchni swego lżejszego od wody ciała. W taki m niej więcej uprosz­

czony sposób możemy sobie wyobrazić po­

chodzenie większości pływających i n u rk u ­ jących ptaków, których przykłady już po­

dawaliśm y. — Drugi typ przystosowania rozw inął się niew ątpliw ie u dobrze la ta ją ­ cych, które unosząc się n a d powierzchnią w ypatryw ały zdobycz i n a n ią się z lotu rzucały, dając początek formom takim jak mewy, rybitwy, fregaty, faetony, albatrosy, głuptaki, należące do różnych grup syste­

matycznych, które jednak wszystkie łączy dobry lot.

Zdobywanie przez ptaki pokarm u z m o­

rza, które zaczęło się kiedyś i rozwinęło się w biegu ewolucji życia n a ziemi, staje się bardziej zrozum iałym, jeżeli uświadomimy sobie ten zasadniczy fakt, że morze jest n a ­ praw dę w ielkim środowiskiem przesyconym życiem nader urozm aiconym i zagęszczo­

nym , zwłaszcza w strefie przybrzeżnej.

A wiadomo, że ewolucja ekologiczna zwie­

rząt przebiegała z reguły w kierunku odszu­

kiw ania przez nich nowych źródeł pożywie­

nia w różnorodnych siedliskach, do których się przystosowywały («promieniowanie przystosowawcze* Osborna). Morze jest bo­

gatym bardzo źródłem energetycznych zaso­

bów odżywczych, z którego prócz ptaków skorzystały także inne grupy lądowe, jak gady m orskie wym arłe i obecnie żyjące (żół­

wie i węże m orskie) oraz ssaki (płetwono- gie, wieloryby, syreny), niekiedy w więk­

szym jeszcze stopniu od ptaków przystoso­

w ane do środowiska morskiego, bo złączone z m orzem stałym w nim bytowaniem a także rozrodem (zw ierzęta «wtórnie-wodne»).

P tak i nie zdołały n a tyle opanować środo­

w iska morskiego, jak wieloryby lub syreny, nie zm ieniły się w organizm y «wtórnie- wodne*, zawsze pozostały co najw yżej «lą- dowo-wodnymi*. Nawet pingwiny, te n a j­

bardziej morskie z ptaków, rozradzają się na lądach, gdzie także sporą część życia prze­

pędzają. Przez pokarm jednak jaknajściślej zespolone są z morzem.

173

Rys. 4. Pelikan brunatny z dynam icznego lotu szybow cow ego nurkujący za pożyw ieniem . R y­

sunek w edług fotografii.

Zgodnie z podziałem n a typy ekologiczne,

siewkowate i im pokrewne rozsiedlają się

przeważnie w z d ł u ż b r z e g ó w i żerują

n a nich. Rozsiedlenie natom iast ptaków

morskich czerpiących pokarm z wody, jest

raczej s t r e f o w e , uzależnione od w aru n ­

ków m akrokłim atyeznych. Najbogatszymi

ta k pod względem różnorodności gatunków

ja k zwłaszcza ilości osobników, okazują się

wody przybiegunowe północne, iz silnie za­

(16)

znaczonym rozw ojem kontynentów i uroz­

m aiconą linią brzegu, w nieco m niejszym stopniu wody okalaj ące rozległy kontynent A ntarktydy. Zim ne te wody przeciw staw ia­

my wodom stref gorących, gdzie nasilenie morskiego życia ptasiego i jego rozmaitość w yraźnie słabną,-choć nie b ra k wodom tym form charakterystycznych, ja k fregaty, fae- tony, pewne gatunki korm oranów i pelika­

nów. Obok w arunków klim atycznych, po­

karm w niem niejszyin stopniu decyduje o tak im strefowym rozsiedleniu. P tak i jako stworzenia stałocieplne, od niego szczególnie zależą. Morza zim ne i um iarkow ane kipią życiem. P lankton i ry b y są tam najbardziej rozrodzone i tem u odpow iada liczebne roz­

mieszczenie ptaków. K ontrastuje bardzo to b u jn e życie m orskie z ubogim życiem lądo­

wym zim nych, północnych krain. Na 90 ga­

tunków ptaków w G renlandii 70 przypada na morskie, a tylko 20 na lądowe!

F ak t jednak, że «góry ptasie» i wyspy opanowane masowo przez ptak i mogą z n a j­

dować się także w zasięgu strefy gorącej, podkreśla bądź znaczenie pokarm u, jako czynnika skupiającego m orską rzeszę skrzy­

dlatą, o ile oazy życia ptasiego na m orzach gorących zn ajd u ją się w rejonach szczegól­

nie obfitujących w plankton i ryby (P e ru ­ w iańskie wyspy guanowe, ptasie wyspy W e­

nezueli, Antyle, ujście A m azonki); bądź też

dowodzi zlokalizow ania w m iejscach ko­

rzystnych dla rozrodu (wyspa Laysan na Pacyfiku), gdzie w krótkich kolejno po so­

bie następująccyh okresach, gniazduje aż 16 gatunków ptaków; bądź wreszcie położe­

nia wśród bezkresów oceanu (wyspa W nie­

bow stąpienia), a tym sam ym stworzenia pewnego rodzaju bazy, odpowiedniej dla osiedlania się i żerowania.

Nigdy nie należy o tym zapominać, że naw et najbardziej typowe ptaki m orskie są zawsze m niej lub więcej ściśle związane z lądem, także i swym rozsiedleniem.

W szystkie rozradzają się n a iziemi, gnież-' dżąc się przew ażnie n a strom ych urw istych brzegach lub na wyspach nizinnych m niej lub więcej ustronnych, ale najczęściej w bezpośrednim sąsiedztwie wody. W szyst­

kie potrzebują oparcia o ląd, o brzegi, o w y­

spy, o skały. Im dalej od brzegu tym ich m niej. Jedynie najlepsi latawcy, ja k alba­

trosy, zapuszczają się bardzo daleko, szy­

bując lotem żaglowym ponad bezkresnymi przestrzeniam i W ielkiego Oceanu Południo­

wego, w odległości tysięcy m il m orskich od najbliższego lądu. Inn i m niej spraw ni la­

tawcy nie u jaw n ia ją tak rozległego zasięgu lotu i robią krótsze wypady za żerem ze swego oparcia o hrzeg morski, wyspę czy po prostu o jakąś skałę Sterczącą wśród oceanu, którą sobie obrały jako bazę.

J. TOKARSKI

ZA G A D N IEN IE S O L I PO T A SO W Y C H W PO L S C E

m ienim y analizy suchej substancji roślinnej Rośliny — nasze żywicielki — podlegają

tym sam ym ogólnym praw om życia w przy­

rodzie, oo św iat zw ierząt i człowiek. Zatem rodzą się, ro zw ijają z jednej kom órki, w y­

tw arzają najróżnorodniejsze tkanki, sk łada­

jące się n a całość organizmu. Po przeżyciu pełnego okresu rozw oju, obum ierają, pozo­

staw iając w nasionach nowe zarodki życia.

W cyklu rozw ojow ym czerpią rośliny po­

karm z zew nątrz n a wzór innych stworzeń.

O tym, co roślina pobierała jako pokarm w ciągu rozwoju, najlepiej m ówią elem en­

tarne analizy jej ciała. Dla przykładu wy-

kilku gatunków:

n azw a rośliny węgiel w odór azo t tlen popiół

°/o

szpilki jodły 41,96 ' 3,98 1,42 22,07 | 31,57 liście dębu 49,11 6,12 1,71 29,38 13,68 słom a pszenicy 47,01 5,66 0,82 38,61 | 7,90 lucerna 43,28 5,86 1,95 38,54 10,38

Analiza popiołu uzyskanego ze spalenia jednego z torfów Niżu europejskiego (zaw ar­

tego w tym m ateriale w 5,9%), okazała: krze­

(17)

W S Z E C H Ś W I A T 175 m ionki — 17,99%, glinki — 10,50%, tlenku

żelaza — 46,45%, tlenku w apnia — 0,20%, tlenku m agnezu — 0,05%, tlenku potasu — 0,19%, tlenku sodu — 0,16%, kwasu siarko­

wego — 8,59%, kw asu fosforowego — 2,05%.

Z powyższych liczb wynika, iż w skład w y­

m ienionych roślin wchodziło 13 pierw iast­

ków. Można je podzielić n a dwie grupy. Do pierwszej należą węgiel, wodór, tlen i azot, jako składniki lotne, czyli uchodzące w po­

wietrze przy elem entarnym spalaniu. W ęgiel zostaje przez roślinę asymilowany z bezwod­

nika kwasu węglowego, obecnego w powie­

trzu; wodór i tlen z gleby, w postaci wody, zaś azot w postaci związków, bądź to bezpo­

średnio z gleby, bądź pośrednio z powietrza przez działanie pewnych mikroorganizmów.

Składniki obecne w popiele dostają się do organizmów roślinnych jako tzw. części m i­

neralne, rozpuszczalne w wodzie, z gleby za pośrednictwem korzeni. Obok wymienionych pierwiastków m ożna znaleźć w popiele ro­

ślin, nieduże ilości chloru, fluoru, jodu obok innych, których rola, niekiedy ważna, nie została jeszcze dostatecznie wyjaśniona.

W śród składników m ineralnych pokarm u roślinnego, pobieranego z gleby, potas od­

gryw a w ażną rolę. Źródłem tego p ier­

w iastka, który ostatecznie zostaje pobrany przez roślinę z gleby, o ile znalazł się w niej w postaci zw iązku rozpuszczalnego w w o­

dzie, jest zawsze substancja m ineralna (skalna). Jednak potas jest zaw arty w ska­

łach praw ie zawsze w formie związków praktycznie biorąc nie tylko w wodzie, ale naw et w mocnych kwasach nierozpuszczal­

nych. T ak np. głównym przyrodzonym m i­

nerałem , który był praźródłem potasu w każ­

dej glebie, jest ortoklaz, o wzorze chemicz­

nym K20 • AI2O

s

• 6 S i0 2. Minerał ten, który łącznie z innym i tzw. skaleniam i (albitem i anortytem ) wchodzi w skład magmowej powłoki ziemskiej w 60% jest związkiem zaw ierającym ok. 17% tlenku potasu. Mi­

nerał ten nie rozpuszcza się ani w wodzie, ani w kwasach.

W ydaw ałoby się zatem, że potas zaw arty w ortoklazie jest dla roślin bezużyteczny.

Przeczy jednakże tem u fakt, że rośliny nie- upraw ne żyją niekiedy wprost na podłożu

granitowym, zaw ierającym ortoklaz w prze­

wadze. W popiele takich roślin znajdujem y zawsze odpowiednią ilość potasu, stw ierdza­

jącą, iż m imo wszystko związki tego p ier­

w iastka były dane roślinom do dyspozycji w stanie rozpuszczalnym. W yjaśniam y to zjawisko m iędzy innym i procesem hydro­

lizy, podczas której, za pośrednictw em wody, przy wybitnym współdziałaniu obecnego wszędzie, bodaj w śladach, kwasu węglo­

wego, następuje rozkład naw et najbardziej odpornych związków. Hydrolityczny rozpad ortoklazu w ytw arza z tego m inerału nieroz­

puszczalne w wodzie kwasy glinokrzemowe (kaolin), wolną krzemionkę, oraz rozpu­

szczalny w tym odczynniku węglan potasu.

W ten oto sposób zostaje potas «urucho- miony» dla użytku roślin, mogąc swobodnie dyfundować przez korzenie do komórek ro ­ ślinnych. W każdym natu raln ym środowi­

sku roślin nieupraw nych pow stają, drogą wyżej wymienioną, wystarczające dla roślin nagrom adzenia potasu, ponieważ pierw ia­

stek ten w raz z obum arłym i częściami ro­

ślin wraca do podłoża w znacznym pro­

cencie.

Inaczej dzieje się wśród roślin upraw nych.

T utaj człowiek w raz z plonem zabiera co roku duże ilości potasu, powodując w ten sposób wyjałow ienie gleby z tego ważnego składnika. Aby zachować pod tym względem równowagę m usi człowiek oddać glebie za­

b ran y potas w postaci związków rozpu­

szczalnych w wodzie. Jest to podstaw ą tzw.

sztucznego albo m ineralnego nawożenia. Se­

dno rzeczy nie tkwi jedn ak tylko w tym fakcie. Już dawno tem u podpatrzył rolnik, prowadząc specjalne kultury roślin, iż n ie­

które z nich szczególnie silnie reag ują na zawartość potasu w glebie. Po podwyższe­

niu dawki tego pierw iastka nie tylko stają się zdrowsze, mocniejsze, lecz równocześnie d a ją lepszy plon (np. rośliny okopowe jak ziem niaki itp.). Stwierdzenie lego faktu zna­

lazło we współczesnym gospodarstwie rol­

nym swój w yraz w dążności do powszech­

nego, możliwie intensywnego nawożenia po­

tasem. W krajach o gęstym zaludnieniu po­

w staje konieczność intensyw nej gospodarki

rolnej w celu uzyskania najwyższego plonu

(18)

z każdego h ektara gleby. Stąd rodzi się ogólne zagadnienie zdobycia odpowiedniej ilości nawozów potasowych, a głód potasu może odbić się niekorzystnie w gospodarce państwowej.

J a k w ażną jest rola potasu przy upraw ie roślin świadczyć mogą następujące liczby:

w ro k u 1913 zużytkowano w Anglii 23.410, we F ran cji 33.115, w Stanach Zjednoczo­

nych 231.689, w Niemczech 536.102 ton m e­

trycznych tlenku potasu dla celów nawozo­

wych.

Są znane różne źródła surowców z których fabrycznie m ożna produkować nawozy pota­

sowe. Należą do nich: 1) złoża soli potaso­

wych, zaw ierające różne m inerały rozpu­

szczalne w wodzie, ja k np. sylw in (KC1), karnalit (KC1 • MgCl2 • 6 H 20 ) , kai- nit (KC1 • M gS04 • 3 H20 ) , langbainit (K2S 0 4 • 2 M gS04) ilp. 2) w oda m orska i słonych jezior, w której związki potasu w ystępują obok soli kam iennej, 3) su b stan ­ cje roślinne, ja k np. popiół drzew ny ilp., 4) sole otrzym yw ane przy p łu k an iu wełny, 5) saletra potasowa, 6) pył unoszący się z kom inów pieców cementowych, 7) m ine­

rały i skały nierozpuszczalne w wodzie.

Do najw ażniejszych z w ym ienionych grup należą złoża soli potasowych, pow stałe przez krystalizację składników, rozpuszczonych w wodzie m orskiej w odpowiednich w a ru n ­ kach, w różnych okresach geologicznych. Do najsłynniejszych, a zarazem najbogatszych zaliczają się złoża niem ieckie, powstałe w okresie perm skim . Poza tym bogate złoża tego rodzaju w ystępują w Alzacji, w Rosji n ad Kamą, w H iszpanii, w Indiach, K an a­

dzie, Abisynii i innych krajach.

Bardzo bogate złoża zostały odkryte w n a j­

nowszych czasach w okręgu kałuskim , w obrębie tzw. podkarpackiej form acji solo- nośnej, dziś położonym poza granicam i p a ń ­ stwa. W północnej części Polski, na jej Niżu kujaw skim , odkryto za pomocą głębokich wierceń obecność złoży potasowych, których

pokłady m ają być wschodnim przedłuże­

niem bogatych złoży niemieckich. Do eks­

ploatacji tych złoży dziś jednak jeszcze nie doszło. W ystępują one w tym obszarze głę­

boko ukryte pod powierzchnią, wśród skom­

plikow anych i trudnych w arunków eksploa­

tacyjnych. Zużytkowanie tych złoży nastąpi zatem dopiero w przyszłości. Jednakże za­

gadnienie soli potasowych staje się dla Pol­

ski ju ż dziś podstawowym, jako dla kraju w znacznej mierze rolniczego. Gleby Niżu Polskiego nie należą do najlepszych. W ym a­

g ają one intensywnego nawożenia, a pod­

niesienie kultury rolnej jest ściśle związane m iędzy innym i ze zdobyciem tanich naw o­

zów potasowych. Na razie zatem nie roz­

porządzam y w obecnej Polsce w łasnym i zło­

żami rozpuszczalnych soli potasowych, które mogłyby być rolnikow i dostarczone.

Pow staje zatem ważne zagadnienie zwró­

cenia uwagi n a inne źródła surowców pota­

sowych. Należy podkreślić tutaj ważny fakt dotyczący obecności w niektórych regionach Polski współczesnej skał magmowych, względnie ich bezpośrednich pochodnych, zaw ierających stosunkowo duże ilości potasu nierozpuszczalnego w wodzie. T ak np. n ie­

które tufy starych wulkanów w okręgu k ra ­ kowskim w ykazują zaw artość tlenku tego pierw iastka dochodzącą do 8%. Niektóre po­

chodne granitu, obecne na Dolnym Śląsku, zaw ierają potasu (K»0) powyżej 5%. Syste­

m atyczne studia związane z możliwością

«uruchomienia» zawartego w wym ienionych skałach potasu, tzn. wydobycia go ze skał w postaci rozpuszczalnej w wodzie, wyko­

nane w Zakładzie M ineralogicznym U. J.

na razie na skalę laboratoryjną, dały w ynik pozytywny. W przew idyw anej prze­

róbce tych skał można będzie uzyskać cenne produkty uboczne, które pow inny pokryć koszt eksploatacji soli potasowych. T rudno­

ści w zorganizow aniu przem ysłu nawozo­

wego na tle wym ienionych surowców nie

o J *)

powinny być duże, a Polska mogłaby być

w ten sposób uw olniona od «głodu» potasu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

cą rolę odegrało pożywienie, a nie klim at. osiedlono kozice w Sudetach czeskich, gdzie żyją dotychczas i prawidłowo, choć powoli nawet się

Ciężkie warunki lotu są nad górami, gdzie turbulencja jest najsilniejsza. Dzięki temu uchodzą zazw yczaj naszej uwagi. Istnieje jednak bogata dziedzina zajęć, przy

Zarówno brak pokarm u, jak i formy głodowe niektórych t gatunków ryb karpiowa tych występujących na przepławce nasuw ają przypuszczenie, że jednak ryby te

jąca m niej auksyn. Ponieważ, korzeń jest o wiele silniej uczulony na działanie sub ­ stancji wzrostowych, przeto strona dolna, przy wzmożonym dopływie auksyn

ści zielonej i przyczyną tego były inw ersje tem peratury, zwłaszcza nocne, które w tych obszarach rozw ijają się bar;dzo silnie.. Są one tutaj nieco inaczej

Bolidy czasem są pojedynczymi bryłam i, które nieraz rozpadają się na kilka części n a skutek gwałtownego zaham ow ania ich ruchu przez opór powietrza. meteoryt,

Dzięki temu można się często ustrzec przed wystąpieniem pelagry nawet przy braku amidu kwasu nikotyno­. wego w

Udowodnij, że dla każdej liczby naturalnej n istnieje n kolejnych liczb naturalnych, z których żadna nie jest potęgą liczby pierwszej o wykładniku