• Nie Znaleziono Wyników

LUTY 1958 ZESZYT 2 PISMO PRZYRODNICZE

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "LUTY 1958 ZESZYT 2 PISMO PRZYRODNICZE"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

t

O R G A N P O L S K IE G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N IK A

LUTY 1958 ZESZYT 2

P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E

(2)

Zalecono do b ib lio te k n au c zy c ie lsk ic h i lic ea ln y c h p ism em M in isterstw a O św iaty n r IV/Oc-2734/47

*

T R EŚĆ ZESZY TU 2 (1882)

C z e k a n o w s k i J., P o żeg n an ie z B a t w a ...29

M a r c z y ń s k i T., N ow e a s p e k ty b a d a ń n a d b iochem icznym podłożem chorób p s y c h i c z n y c h ... 34

K o z ł o w s k i S., R ek o n esan so w a w y p ra w a w c e n tra ln y K au k a z . . . . 36

W y b u c h W ezuw iusza w r. 1631 w opisie w spółczesnym ks. F e rd y n a n d a S zem beka (K. M a r o ń ) ... 39

S a w i c k a M., S zym on S y re ń sk i i jego d z i e ł o ...43

W i 1 1 o w s k i J., R a d io a k ty w n e r y b y ... 47

P i e l o w s k i Z., G niew osz g ła d k i (Coronella austriaca L a u r . ) ... 48

B a h u I a M., W o b se rw a to riu m S k a ln a te P l e s o ...49

D robiazgi p rzy ro d n icz e „D zikie konie" w N ow ej Z e la n d ii (E. S k o r k o w s k i ) ... 51

Y e t i ...52

W a lk a z te rm itam i... w H a m b u rg u (A. M a t a w o w s k i ) ... 53

Ś w ieca p o k a rm e m dla ow adów (A. M a t a w o w s k i ) ...53

W łócznik X ip h ia s g laudius L. w M orzu B a łty c k im (S. K u jaw a) . . . 54

Z m ian a ty p u płci pod w p ły w em horm o n ó w (B. K . ) ... 54

R o z m a i t o ś c i ... 55

R ecenzje G. N i e s e, M ała f i z y k a ... 56

S p i s p l a n s z

I. W ID O K SPO D E LB R U SU NA K A U K A Z ZA CH O DN I — fot. S. K ozłow ski P O T O K LAW OW Y N A POŁU D NIO W Y M ZBOCZU E LB R U SU — fot.

S. K ozłow ski

II. W ID O K OD PO Ł U D N IA NA K R A TER Y E LB R U SU — fot. S. K ozłow ski B R E K C JA W U LK A N IC ZN A NA ZBO CZA CH ELBRU SU — fot. S. K ozłow ­ sk i '

III. W ID O K S PO D ELB R U SU NA K A U K A Z CENTRALNY — fot. S. K ozłow ­

ski, ; | ;

IV. M G ŁA W ICA P O Z A G A L A K T Y C Z N A K O M ETA A R EN D A -R O LA N D A

N a o kładce: P re s b y tis e n te llu s schistaceus — do m n iem an y człow iek Y eti

(3)

P I S M O P R t Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

LU TY 1958 ZESZYT 2 (1882)

JA N CZEKANO W SKI (Poznań)

POŻEGNANIE Z BAT W A Kartka z Dziennika Wyprawy

Z początkiem grudnia minęło pięćdziesiąt lat od zakończenia pierwszej części moich prac ba­

dawczych w Afryce środkowej, wykonanych w ramach ekspedycji zorganizowanej przez A d o l f a F r y d e r y k a K s i ę c i a Me - k l e m b u r s k i e g o . W ciągu pierwszego jej półrocza, od czerwca, pracowałem na terenie Afrykańskiego Międzyjezierza, na obszarze m ię­

dzy jeziorem W iktoria-Nyanza a Wielką Roz­

padliną Afrykańską. Tu moje zadanie polegało na zebraniu m ateriałów i napisaniu monografii państw feudalnych tego obszaru, rządzonych przez pasterską arystokrację o dynastiach po­

siadających genealogię sięgającą w niektórych aż do XIV w ieku wstecz. W ciągu tak długiego okresu warstwa rządząca zdołała zachować swo­

ją odrębność antropologiczną, jakkolwiek uży­

wała już w yłącznie języka swoich poddanych, stanowiących ludność rolniczą. Ci byli typow y­

m i Murzynami i m ów ili narzeczami tzw. rodzi­

ny lingw istycznej Bantu. Odrębności warstwy rządzącej nie mógł nie zauważyć i laik, gdyż wyróżniała się wysokim wzrostem dochodzącym do dwóch m etrów, a nawet niekiedy przekra­

czającym tę miarę. Tak na przykład brat matki króla R u a n d y m iał nawet 207 cm.

Teraz z tego kraju olbrzymów, w stepach górnego Nilu, wyruszałem na północ, w głąb puszcz dziew iczych dorzecza Aruwimi, zamiesz­

kanych przez tajem niczych Pigm ejów o wzroś­

cie nie osiągającym półtora metra. Zbadanie tych przypuszczalnie najpierwotniejszych au­

tochtonów tajem niczych głębi afrykańskiego

kontynentu stanowiło jedno z głównych zadań drugiej części mojej wyprawy. Wreszcie jej część trzecią miało stanowić badanie południo­

w ych rubieży Sudanu.

Dotychczas do pola widzenia antropologów dotarli tylko bardzo nieliczni Pigmeje. Ode mnie oczekiwano dużych seryj spostrzeżeń, które um ożliwiłyby dokładne poznanie struktury an­

tropologicznej Pigmejów. Ich stosunek do Mu­

rzynów stanowił jeszcze kw estię otwartą. Po­

nadto należało skontrolować tak uporczywie przez znakomitego etnologa O. Wilhelma S c h m i d t a lansowaną tezę pokrewieństwa Pigm ejów z Buszmenami, m yśliwsko-zbierac- kim ludem pustyń Afryki południowej.

Przed opuszczeniem Ruandy musiałem jeszcze zakończyć badania Batwa, szczepu m yśliwskiego lasów zachodnich rubieży Międzyjezierza. Osią­

gnięte w yniki przemawiały za tym, że stanowią oni rezultat przepojenia krwią murzyńskiej lud­

ności rolniczej, reliktów przez nią wypieranych Pigmejów. Pozostawała mi jeszcze do zbadania grupa Batwa zamieszkujących lasy przylegające do jeziora K iwu od północnego wschodu. Miała ona być prym itywniejsza od wszystkich dotych­

czas przeze m nie badanych. Była zaś dla mnie tym ciekawsza, że nazwą Batwa na Kwidshwi, w yspie jeziora Kiwu, oznaczano autentycznych Pigmejów. Postanowiłem w ięc dotrzeć i do tej grupy, do niedawna mieszkającej w głębi lasów.

Ostatnie tygodnie m ojego pobytu w Ruan- dzie spędziłem w Nyundo, m isji ojców białych, którzy mi stw orzyli jak najwygodniejsze wa-

5

(4)

30 W S Z E C H Ś W I A T

Ryc. 1. P alm y kokosow e

runki pracy. Jedynie dzięki ich pom ocy udało m i się wreszcie nawiązać kontakt z tutejszym i leśnym i Batwa. Jakkolwiek ich o sied le znajdo­

w ało się w odległości zaledw ie kilku godzin drogi od misji, dogadanie się z nim i nie było bynajmniej zadaniem łatw ym . Przede w szyst­

kim trudno ich było zastać w osiedlu, gdyż stale uganiali się za zwierzyną. Ponadto badania an­

tropologiczne w ydaw ały się im czarnoksięskimi praktykami. Nic w ięc dziwnego, że nie chcieli się zgodzić na nie. Ojciec B a r t h e l e m y , su­

perior misji, autorytet u Batw a z racji swoich przewag m yśliw skich, postanow ił m i pomóc.

N ie darmo Batwa nazyw ali go N ya m a Mingi (Wiele Mięsa). Udział w jego w ypraw ach m y­

śliw skich był okazją do sumiennego obżarcia się. Rzecz ciekawa — nadali mu nazwę zaczer­

pniętą z języka kisuaheli, a nie z m iejscowego kinyoruanda. Św iadczyło to bardzo wym ownie, że łączyły ich bliższe stosunki z handlarzami, ściślej z przemytnikami kości słoniowej z Kon­

ga. Ich język uważali za coś bliższego Europej­

czykom, zresztą słusznie, jakkolwiek misjonarze używ ali w stosunkach z krajowcami jedynie ich narzecza, choć dobrze znali kisuaheli.

Nareszcie długotrwałe pertraktacje przecią­

gające się dwa tygodnie, cierpliw ie prowadzone przez misjonarzy ze starym C h u m ą (Czumą) pozyskanym dla sprawy, dały rezultat. Ustalono dzień moich odwiedzin na najbliższy czwartek, 5 grudnia 1907. Chuma 'był Murzynem ze szcze­

pu Banyarunda i jako wójt królewski pełnił rozliczne obowiązki zwierzchnicze w osiedlu Ba­

twa. Podlegali mu oni. W ym ieniali u niego część zw ierzyny upolowanej na artykuły rolnicze, je­

żeli nie udało im się zdobyć tych artykułów ,;na lew o“, tj. kradnąc na plantacjach rolniczych M urzynów w Ruandzie oznaczanych mianem Bahutu. Poczciwina wójt, nie posiadający zbyt­

niego autorytetu u Batwa, miał się zaopatrzyć dostatnio w wino bananowe i w piwo z prosa, oraz now inę tę szumnie rozgłosić. Znając pociąg leśnych m yśliw ców do pijatyki można było przewidywać, że sama słodka nadzieja w ypicia sparaliżuje ich zapał m yśliwski — i że w dniu przeznaczonym na moje odw iedziny raczej będą m nie oczekiwać, niż rozproszą się w głuszy leś­

nej. Miała to być forsowna w ypraw a jednodnio­

w a i nie w ym agała zatem specjalnych przygo­

towań.

Ryc. 2. K w ia ty p a lm y kokosow ej Ryc. 3. Ow oce palm y kokosow ej

(5)

L u t y 1958 31

Ryc. 4. P la n ta c je agaw y

Z niepokojem oczekiwałem czwartku. Jed­

nakże w środę otrzym aliśm y wiadomość od starego Chumy, iż jak dotychczas żadne nie- przewidywane kom plikacje nie przeciwstawiają się zamierzonej wypraw ie do kapryśnych Ba­

twa. Donosił, że nie zamierzają tym razem przy­

gotować dla nas żadnej niespodzianki w rodzaju tych, jakie dwukrotnie zapirodukowali poprzed­

nio. Widocznie argument trunkowy, w ysunięty bardziej ostentacyjnie, zadecydował na moją korzyść.

W czwartek, 5 grudnia, o świcie wyruszyliśm y z ojcem D e l m a s e m w góry, nad jeziorem Kiwu, nieomal wprost na południe od Nyundo.

Krainę górzystą i tu również oznaczano mianem Rukiga, tak jak w Ndorwie. Widocznie Bakiga było ogólnym oznaczeniem górali.

Na wysokości 2100 me'trów ponad poziomem morza kończył się już zasięg bananów i kraj­

obraz tracił swój egzotyczny charakter. Dzięki zwartości zieleniejących w oddali pól upraw­

nych przypominał pagórkowate obszary Europy środkowej. Urozmaicały go liczne osiedla za­

mieszkane przez poszczególne klany, znane mi dobrze z nazwy, jak Bahindi, Bahoma, Bahuma itp., licznie na całym obszarze Ruandy w ystępu­

jące. O obfitości grochu i m urzyńskiego prosa świadczyły liczne śpichlerze na palach, w kształ­

cie w ielkich koszów, pokrytych daszkami, przy­

pominającymi duże chińskie kapelusze.

Całe półtorej godziny szliśm y przez kraj, w którym nie było nieuprawnych pustek. Wi­

docznie stosunki tutejsze były podobne do panu­

jących u stóp wulkanów w Bugoye. Bajecznie urodzajna zwietrzała lawa nie mogła jednak tutaj, na tej wysokości, stanowić gleby. Dopiero nieco dalej odkryliśmy, że znajdujem y się na terenie św ieżych karczunków. Św iadczyły o tym z rzadka rozsiane duże drzewa i smugi krzaków, oddzielające świeżo uprawione pola od zielo­

nych ról, pokrytych m łodym jeszcze grochem.

Po trzygodzinnym forsownym marszu dotar­

liśm y do siedziby starego Chumy. Leżała na granicy zwartego dziewiczego lasu, o wielkich starych drzewach. O kilomet-r dalej, już w głębi lasu, znajdowała się wioska zamieszkana przez Batwa. Żyli z m yśliwstw a i nie uprawiali roli.

Byliśm y u celu wyprawy.

Jeszcze niedawno lasy sięgały tu znacznie da­

lej. Toteż i wioska była wtulona głębiej w głu­

szę leśną. Wtedy Batwa byli jedynym i szczęśli­

w ym i mieszkańcami puszczy. Obecnie rolnicy przysuwali się coraz bliżej. Uderzenia siekier drwali powodowały w sercach Batwa niepokój.

Byli nieliczni. N ie m ogli się skutecznie prze­

ciwstawić ofensyw ie pokojowej motyki. Żalili się więc tylko na krzywdy; nie mogli wybaczyć rolnikom tego, że wypłaszali im zwierzynę.

Dawno zaniechali prób zbrojnego oporu. Sam król Ruandy, przekupiony przez rolników da­

ninami z łanów i z bydła, niie bronił już intere­

sów oddanych mu m yśliwców. Biedni Batwa nie mogli mu już dostarczać cennej kości słoniowej, gdyż nieopatrznie w ybili do. cna olbrzymy leśne a teraz m ieli podzielić ich los. Tak w yglądały konsekwencje beztroskiego niszczenia podstaw bytu. Dla króla byli dziś bezwartościowym składnikiem ludności. Dogadzało mu to jednak, że ten ruchliwy, ongi zwarty szczep, po w y ­ parciu z lasów stanowi Obecnie rozprzęgłe w e­

wnętrznie zbiorowisko pariasów. Dawali się używać do najpodlejszych nawet usług. Pomi­

jając to, że z nich rekrutowali się zdolni muzy­

kanci królewscy, Batwa godzili się z pracą w policji, byw ali szpiegami, naw et katami. Ci, którzy m ieścili się jeszcze w przerzedzonej pusz­

czy, siedząc na jej rubieży, m usieli tu podlegać opiece Chumy i za jego pośrednictwem płacić daninę. Każdy z nich poza tym spełniał obowią­

zek miesięcznej stróży u króla, podczas której przymierało się głodem. To zaś świadczenie było znacznie ważniejsze od daniny powodującej potoki narzekania. Były to znaki nowego, bar­

dzo krzywdzącego ładu. Na powitanie m usieliś­

my wysłuchać całej litanii skarg przerywanych zwykłym i połajankami.

Ryc. 5. H ipopotam y

5*

(6)

32

Ryc. 6. H ipopotam y

Kazu (tak nazywało się m yśliw skie osiedle) składało się z ośmiu chat tworzących zwarty ośrodek. Naczelnikowi, o dźwięcznym nazwisku K a h i m a , podlegali prócz m ieszkańców osie­

dla jeszcze ludzie z około dw udziestu chat roz­

sianych w pobliżu. Cała horda liczyła n ie w ięcej jak trzydziestu dorosłych m ężczyzn. Osiedle znajdowało się na grzbiecie w yniosłości oddzie­

lającej jezioro K iwu od doliny z potoczkiem wpadającym do potoku noszącego nazwę Sse- beja. Ten b ył mi dobrze znany w dolnym biegu, gdyż przepływ ał u stóp wzgórza zajętego przez m isję Nyundo.

Jakkolwiek m ieszkańcy Kazu, jako leśni Ba­

twa, nie uprawiali w łasnych pól, jednakże n ie­

kiedy zmuszeni głodem pracowali okresowo na polach chłopskich. Najm owali się do pielenia.

Ta praca pokrewna ze zbieractwem była dla nich najznośniejsza. Pracując plądrowali równo­

cześnie chłopskie plantacje tak, że ich kradzieże polne b y ły powodem częstych zatargów z rol­

nikami. Chłopi bali się jednak pogardzanych nędzarzy i do krwaw ych porachunków docho­

dziło bardzo rzadko. Batwa, jeżeli tylko mogli, unikali zetknięcia ze znienawidzonym i rolnika­

mi, kradli, co było pod ręką i uciekali w głąb puszczy. Tam nikt nie próbował ich szukać.

Ryc. 8. A n ty lo p y elen

W S Z E C H S W I A T

Ryc. 7. B aw ół a fry k a ń sk i

W yjątkowo nędzne były chaty w Kazu. Przez dziurawe strzechy słońce przesiewało sw e pro­

m ienie. Te efekty nie b yły pożądane przy foto­

grafowaniu. Batwa nie posiadali prawie żad­

nych sprzętów domowych. N ie m ieli naw et po­

m ostów zastępujących łoża. Spali bezpośrednio na ziem i i pod tym względem różnili się zasad­

niczo od reszty m ieszkańców Ruandy. Nieliczne garnki i drewniane m isy-talerze. To było w szy­

stko, co posiadali w tym zakresie. Natomiast prawie w każdej chacie spotykało się instru­

m enty muzyczne. Byli przecież nadwornymi m uzykantami i śpiewakami. W idziałem w cha­

tach tych leśnych Batwa cytry (inanga), flety i grzechotki służące do w ybijania taktu przy śpiew ie chóralnym, podobno o w ielkich w alo­

rach muzycznych. Mieli się odznaczać doskona­

łym słuchem i w ogóle byli bardzo muzykalni;

co prawda nie umiałem docenić tych walorów, przysłuchując się wyczynom królewskiej orkie­

stry przed dwoma miesiącami w stolicy. Jako m yśliw i byli tutejsi Batwa dostatnio zaopatrzeni w rozmaitą broń, jak łuki, strzały, oszczepy.

W jednej chacie dostrzegłem pęczek kołeczków do napinania skór.

M urzyni afrykańscy poza strefą w pływ ów arabskich nie umieją ich garbować. W yprawiają

t

Ryc. 9. B udow a drogi

(7)

L u t y 1958 33

je w ten sposób, że napięte po kuśniersku skóry, oczywiście oczyszczone skrobaniem z mięsa i tłuszczu, suszą na słońcu i mną potem w rę­

kach. Podobno jest to bardzo trwały sposób ich zabezpieczania; w łos nie wypada nigdy z tak spreparowanych skór. Podczas suszenia naciera się skóry tłuszczem m ieszanym z popiołem.

Niew ątpliw ie już dawno zadzierzgnięto więź gospodarczą ze znienawidzonym i sąsiadami. Po­

legała ona zaś na w ym ianie łupów m yśliwskich na płody rolne. Świadczyło o tym daleko idące podobieństwo kultury materialnej diabłów leś­

nych i rolników. B y ły jednak i uderzające róż­

nice, na przykład brak pomostów do spania.

Najbardziej przecież swoistym elem entem kul­

turowym u Batwa jest wzmocniony łuk o skom­

plikowanej konstrukcji. Wykazuje on zagad­

kowe nawiązania indyjskie, na co zwrócił uwagę już dr Richard K a n d t , pierwotnie K a n t o - r o w i c z, podobno z Poznania. Tak przynaj­

mniej tw ierdzili oficerow ie z pewną rezerwą ustosunkowujący się do autora pięknej książki Caput Nili.

Batwa uważali puszczę za swoje niezaw isłe królestwo. Uznawali to widać i rolnicy oznacza­

ni w Ruandzie i Urundi mianem Bahutu, skoro tak się już utarło, że spotkany w lesie rolnik bez słow a sprzeciwu dawał się doszczętnie obra­

bować. Chłopi b yli przeświadczeni, zresztą naj­

słuszniej, że bez cichej zgody tych leśnych ko- boldów nikt żyw y n ie w yjdzie z puszczy. Obcym w stę p wzbroniony — napisaliby Batwa, gdyby pisać um ieli — i um ieściliby tę tabliczkę na pierw szym drzew ie na skraju lasu. Bez jakich­

kolw iek napisów zresztą rozumiało się to samo przez się, że chodzenie po lesie jest równoznacz­

ne z deptaniem pól uprawnych.

Ekstensywny charakter gospodarki łowieckiej powodował, że ilość Batwa zamieszkujących szczątki lasów dziew iczych była znikomo mała.

Między jeziorem Bolero w Mulerze a północną częścią jeziora Kiwu, czyli na wielkiej prze­

strzeni północnej Ruandy, nawiązując bezpo­

średni kontakt czy też na podstawie sumiennych wyw iadów, ustaliłem , że istnieją następujące skupiska leśnych Batwa: Horda królewskiego wójta Chumy, podległa Kahimie, oraz horda podległa Sebulezie m iały liczyć łącznie nieco ponad sto głów. Horda podlegająca królew skie­

mu wójtowi M u t a b a l u , pozostająca pod władzą własnego naczelnika N g u n z u, liczyła około pięćdziesiąt głów. Widziałem to osiedle ze znacznej jednak odległości, wędrując z Rua- zy do Nyundo. Chaty b yły dosłownie przyle­

pione do strom ego zbocza góry, co najmniej o sto m etrów ponad naszą ścieżką i dzięki temu dobrze widoczne. Na zboczach wulkanu Muha- wura m iały m ieszkać dw ie w ielkie rodziny li­

czące zaledw ie kilkanaście głów. Sądzę, iż było ich znacznie w ięcej, skoro do badań antropolo­

gicznych staw iło się siedm iu m ężczyzn i sześć kobiet dorosłych. Zawdzięczałem to interwencji L u k a r y l y a B i s h i n g w e , późniejszego

Ryc. 10. S afari

mordercy ojca Loupiasa. Ta horda podlegała mu jako królewskiemu wójtowi. N iew ątpliw ie było to skupienie równie liczne jak trzy poprzednio wym ienione. Wreszcie na granicy Ruandy, Kon­

ga i Ugandy siedział zupełnie niezależny, groźny naczelnik, N g u r u b e (Dzik), postrach sąsia­

dów. Stał on na czele niezależnych klanów Ba­

twa, przejściowo tylko uzależnionych przez władców Ruandy. Władza królewska nie posia­

dała zbytniego autorytetu na tej dzikiej pery­

ferii Ruandy. Stosunki były tu bardzo skom pli­

kowane przez spory graniczne trzech stykają­

cych się posiadłości kolonialnych: Niemieckiej Afryki Wschodniej, Konga i brytyjskiego Pro­

tektoratu Ugandy. Liczba tych Batwa, w rze­

czywistości całkowicie niezależnych, miała w y ­ nosić niew iele ponad setkę dorosłych mężczyzn.

Ponadto w podróży mojej zetknąłem się jeszcze z jedną drobną grupą rozsianą po kraju i zaj­

mującą się garncarstwem. B yło to w Kapgaye, gdzie na terenie m isji m ieszkały dw ie rodziny, które łącznie z rozsianymi krewniakami miały liczyć około dwudziestu głów. W ciągu całej zatem podróży na obszarze Ruandy, obejmują­

cej około trzydziestu tysięcy km kwadratowych, doliczyłem się zaledwie nieco ponad trzystu Batwa obojga płci. To, co się w Ruandzie na

Ryc. 11. P igm eje w dżunglii

(8)

34 W S Z E C H Ś W1A f

Ryc. 12. W u lk an n a d je z io re m K iw u

każdym kroku o tych pariasach słyszy, nie po­

zostaje w żadnym stosunku do ich siły liczebnej, stale malejącej w skutek ekspansji rolników co­

raz bardziej w ytrzebiających szczątki lasów dziewiczych.

A czkolw iek przeobrażenie antropologiczne tych Batwa leśnych, których m iałem okazję ob­

serwować, jest już bardzo głębokie, z całą słusz­

nością uważa się ich jednak za zm urzynionych Pigm ejów. Bardzo w ym ow n ie świadczą o tym w yżej już wspom niani Batw a w y sp y K iw u, a za­

tem bliscy sąsiedzi hordy starego Chumy, jak się okazuje skutecznie izolowani przez toń w od­

ną. Zresztą i ci, z którym i zetknąłem się teraz u starego Chumy, zachowali n ie tylko sitosunek do życia tak charakterystyczny dla Pigm ejów, lecz także różnili się bardziej pod w zględem antropologicznym od m ieszkańców Ruandy w porównaniu z poprzednio badanymi.

Cały dzień zeszedł na spostrzeżeniach antro­

pologicznych i na fotografowaniu. Z tym ostat­

nim było dużo kłopotu. Biedacy obawiali się fotografowania znacznie bardziej niż pomiarów.

Podejrzewali, że w aparacie fotograficznym za­

biorę część ich osoby, tę mianowicie, która, w e­

dług ich przeświadczenia, do aparatu właziła...

Żle zrobiłem pokazując im dla zachęty inne, dawniej robione zdjęcia Murzynów. Aby ich uspokoić, m usiałem w ięc sfotografować ojca Delmasa, a on mnie.

Dopiero pod wieczór zabieraliśm y się do po­

wrotu. Batw a żegnali nas pretensjami, że nie przyprowadziliśmy rzekomo obiecanych przez ojca Barthelem y owiec. B yło to w ierutne kłam ­ stwo. N ie m ogliśm y przecież w lec ze sobą owiec, gdyż opóźniłoby to nasz szybki, bardzo forsowny marsz. Skończyło isię na tym, że podpitym, nie­

znośnym natrętom m usiałem dodać paciorków szklanych, a zwłaszcza tytoniu, w który zaopa­

trzył mnie ojciec W e c k e r l e . Ten nie tylko aklim atyzował różne jego odmiany, ale naw et wyrabiaj doskonałe cygara chwalone przez znawców.

Zaledwie przed ósmą mocno zdrożeni znaleź­

liśm y się nareszcie w Nyundo. Marsz po ciemku był naprawdę bardzo utrudzający, toteż bez sprzeciwu dałem się namówić do przedłużenia mego pobytu o kilka dni. Jakkolwiek wszystko m iałem już przygotowane do wyruszenia, jed­

nakże postanowiłem przed niedzielą nie opusz­

czać misji. Nadarzyła się bowiem okazja uzu­

pełnienia słownika narzecza Ruhunde.

TA D EU SZ M A RC ZYŃ SK I (K raków )

N O W E A SPEK TY BADAŃ NAD BIOCHEMICZNYM PODŁOŻEM ClIORÓB PSYCHICZNYCH

Je d n y m z n a jtru d n ie js z y c h i za raze m n a jb a rd z ie j po ciąg a jąc y ch z a d a ń p ato lo g ii lu d z k iej je s t znalezienie i p rz e b a d a n ie m a te ria ln e g o p odłoża z a b u rz e ń psychiki.

P om im o n ie sły c h an ie drobiazgow ego o p rac o w a n ia p o ­ szczególnych p o staci psychoz i p sy c h o p atii od ich s tr o ­ n y opisow ej, ich przyczyny i biologiczne podłoże p o ­ zo sta ją d la n a s w ie lk ą n ie w iad o m ą . W iem y, że p s y ­ c h ik a lu d z k a w sw y ch p rze b o g aty c h i n ie p o w ta rz a l­

n y ch odm ian ach je s t w ysoce sk o m p lik o w a n ą w y p a d ­ k o w ą w p ły w u n ieskończenie w ielu czynników , zarów no w e w n ę trz n y c h ja k i ze w n ętrzn y c h . W iem y, ja k w a ż ­ n y m je s t u k ła d gruczołów w y d zie la n ia w ew n ętrzn eg o , w k tó ry m p rze w a g a w y dzielnicza je d n y m gruczołów w sto su n k u do dru g ich , czyli z a b u rz e n ie w u sta lo n e j ic h w zajem n ej k o rela cji, p ro w a d zi do w y ra ź n y c h o d ­ ch y leń w życiu cielesnym i p sy ch iczn y m człow ieka.

N a p rz y k ła d h o rm o n y p rze d n ieg o p ła ta p rz y sa d k i m óz­

gow ej i g ruczołu tarczow ego w y w ie ra ją b a rd z o silny w p ły w n a p rocesy u m ysłow e i em o c jo n a ln e n ie ty lk o d ro g ą p rzy śp ie sz en ia p rz e m ia n y m a te rii, ale' przed e

w szy stk im dzięki tem u, że w p ły w a ją one pośrednio i b ezpośrednio n a ośrodki n erw ow e, m ieszczące się w podw zgórzu mózgowym , k tó re z a w ia d u ją m im o­

w olnym u k ła d e m nerw ow ym . D latego m ożem y p ow ie­

dzieć, że podłoże p e w n y c h sta n ó w psychotycznych, to w arzy szący ch nadczynności gruczołu tarczow ego lu b ro z k o ja rz e n iu u k ła d u „p rz y sad k a m ózgow a — ta rc z y ­ ca" — są n a m w p rz y b liż e n iu zn a n e i u ch w y tn e b a ­ d an iem biochem icznym i w w ielu p rz y p a d k ach u le ­ czalne. To sam o m ożna pow iedzieć o in n y c h ty p a ch od chyleń p sy c h ik i ludzkiej, zależnych n p . od z a b u ­ rze n ia k o re la c ji p rzy sa d k i i gonad. W szystkie dane dośw iadczalne i ca ła w iedza dotychczas zgrom adzona n ie d aw a ły n a m je d n a k n a w e t w p rzy b liżen iu m ożno­

ści w g ląd n ięc ia w m ech an izm biochem iczny ciężkich i nieu leczaln y ch p o sta ci schizofrenii.

Od k ilk u la t zaczyna tw orzyć się ca łk ie m now a dziedzina m edycyny, ja k ą je s t p sy c h ia tria e k s p e ry ­ m e n taln a. P sy chofarm akologia, k tó ra p o w sta ła w w y ­ n ik u o b se rw ac ji k linicznych n a d w pływ em w ielu t r u ­

(9)

L u t y 1958 35

cizn m ózgow ych i leków n a c e n tra ln y system n erw o ­ wy, dostarcza k linice w ielu ciekaw ych now ych zw iąz­

ków chem icznych i d a n y c h dośw iadczalnych o m e ch a­

nizm ie ic h działan ia. C hem ia może poszczycić się już dziś szeregiem sy n tety czn ie o trzym anych zw iązków , k tó re p o d an e w m in im aln ej ilości człow iekow i w yw o­

łu ją ściśle o kreślone zab u rzen ia psychiczne. Z aburzenia ta k ie, w y w o łan e n a k ró tk i przeciąg czasu dośw iad­

czalnie n a ochotnikach, b ard z o w iern ie im itu ją objaw y sam oistnie w y stę p u ją c y c h psychoz.

S pośród ja d ó w m ózgowych, alkalo id m esk alin a o trzy ­ m a n y z p e jo tlu zn a n y je s t od d aw n a ja k o zw iązek, k tó ry w m ałych d aw k a ch w yw ołuje niezw ykle b arw n e halu cy n acje, zm ien iając p rzy tym zupełnie poczucie czasu. O b jaw y te u s tę p u ją p raw ie n a ty c h m ia st po p o ­ d a n iu ch loroprom azyny (largactil), le k u obecnie sze­

ro k o stosow anego z dobrym i e fe k ta m i w klinice p s y ­ ch iatry cz n ej. D rugim , n iezw ykle ciekaw ym zw iązkiem z w a rsz ta tu p sy c h ia tri e k sp ery m en taln e j je s t d w u ety - la m id k w asu lyzerginow ego (1) (w skrócie DKL), k tó ry otrzy m an o sy n te ty c zn ie w trak c ie b ad a ń n ad alk alo ­ idam i sporyszu. D K L p o d an y człow iekow i w daw ce rzędu m ilionow ych g ra m a w yw ołuje zab u rzen ia p sy ­ chiczne podobne zup ełn ie do tych, ja k ie obserw ujem y w schizofrenii. J a k o an tid o tu m w y starczy podać chlo-

o = C N ( Q H6)2

I

X \

\ /

/ \

✓ \ /

N

i ii N

c h 3o V x N / \ /

H CH,

\ / \ n / H

(1). Dwuetylamid kwasu lyzer­

ginowego (DKL)

(2). Harmina

C20H 24*—25N2O

l O — i!

H

(3). Ibokaina (dokładna struktura jeszcze nie określona chociaż wiadomo, że jest to pochodna indolowa)

CH3O CH3O

O

CR,

N '

H2 c h2 c h2

c h3o CH30

(4). Meskalina

HO

(5). Adrenalina O H ^ X r

O 0 =

O H

CH3 Meskalina

OH

CH3I

Adrenochrom -CH2—c h 2 • N H 2

H

(6). Serotonina (5-hydroksytryptamina, 5-HT)

ro p ro m azy n ę lub rezerpinę. T en o sta tn i zw iązek je s t alkalo id em otrzy m an y m z ro ślin y R a u w o lfia serp en tin a i obecnie stosow any z dobrym i w y n ik am i w k linice p sy ch iatry czn ej, zw łaszcza w p ew nych postaciach sc h i­

zofrenii.

J e s t rzeczą ja sn ą, że sta n y psychotyczne, w yw ołane zarów no przez m eskalinę ja k i DKL, nie o d tw arz ają w p ełn i klinicznego obrazu n a tu ra ln y c h p o staci schizo­

frenii. D aleko id ą ce podobieństw o objaw ów może być je d n a k w skazów ką dla ciekaw ych koncepcji i d a l­

szych badań. B ardzo p ociągającym asp ek tem tych b a ­ d a ń je s t m ożność otrzy m y w an ia bezpośrednich re la c ji z doznań i przeżyć psychicznych od ochotników , k tó ­ ry m podano ja d m ózgowy, a n astęp n ie antidotum .

N iektórzy badacze, a n a liz u ją c spostrzeżenia poczy­

nio n e n a ocho tn ik ach zdrow ych i chorych n a schizo­

fre n ię po p o d an iu m eskaliny, D K L lub ho rm o n u a d re - nokortik o tro p o w eg o p rzy sa d k i m ózgowej (ACTH), w y ­ su n ę li przypuszczenie, że przyczyna za b u rzeń psy ch ik i w yw ołanych przez te zw iązki leży w zad ziałan iu n a p ew n e enzym y zw iązane ściśle z p rz e m ia n ą a d re n alin y w u stro ju , k tó ra ja k w iadom o spełnia rolę przen o śn ik a p o d n ie t nerw ow ych u k ła d u nerw ow ego w spółczulnego.

In n i autorzy u trzy m u ją, że isto tn y m i czynnym u k ła ­ d em chem icznym , k tó ry je s t odpow iedzialny za w yw o­

ły w an ie zab u rzeń psychicznych, je s t u k ła d indolow y.

Z arów no bow iem D K L ja k i in n e ja d y m ózgowe: h a r ­ m in a (2) ibok ain a (3) oraz b u fo te n in a alkaloid otrzym any ze skóry ro p u ch i m uchom ora A m a n ita m appa, p o sia­

d a ją te n uk ład , a w m esk alin ie (4) istn ie je on p o te n c ja l­

nie, może bowdem p ow stać w u s tro ju łatw o d rogą cyklizacji ła ń cu c h a bocznego etylam iny. Ta koncepcja

„indolow a" o b ejm u je rów nież ew e n tu a ln e zab u rzen ia w p rzem ian ie a d re n a lin y (5) z niejb o w iem może p o w sta ­ w ać w u stro ju drogą enzym atycznego u tle n ie n ia u k ła d indolow y adrenochrom u. C iekaw ym je s t fak t, że n ie ­ k tó rzy ochotnicy w dośw iadczeniach z m esk alin ą i DKL, chorzy rów nocześnie n a astm ę oskrzelow ą, k tó ­ ry m n ie jed n o k ro tn ie w strzy k iw an o a d re n a lin ę celem p rz e rw a n ia a ta k u te j choroby, ośw iadczyli, że a d re ­ n a lin a w yw ołuje u nich bardzo podobne w ra że n ia do tych, ja k ie d o zn ają po zażyciu m esk alin y lub DKL.

R ów nież n iek tó rzy p sy c h iatrz y zauw ażyli pogorszenie s ta n u u schizofreników po w strzy k n ię ciu im a d re n a li­

ny. Spostrzeżono rów nież w czasie o sta tn ie j w ojny, że w strzy k iw a n ie ch o ry m sta ry c h , a w ięc zaw ierający ch ad ren o ch ro m roztw orów a d re n a lin y w yw ołuje u n ie­

k tó ry c h osobników zaburzenia psychiczne. D ośw iad­

czenia n a ochotnikach, k tó ry m w strzy k iw an o a d re n o ­ chrom , potw ierd ziły te przypuszczenia, w ystępow ały bow iem u n ic h k ró tk o trw a łe , silne zab u rzen ia p sy ­ chiczne, podobne do tych, ja k ie spostrzegam y po m e­

skalinie. W elek tro en cefalo g ram ie szczurów dośw iad­

czalnych po p o d an iu adren o ch ro m u w idzi się w yb itn e zm iany w fu n k cji mózgu, a n a w e t w ykazano z a h a ­ m ow anie p rze m ian y m a te rii w tym narządzie.

W ciągu o sta tn ic h la t stw ierdzono obecność w ce n ­ tra ln y m system ie nerw o w y m substan cji, pochodnej in - dolow ej, a m ianow icie 5 -h y d ro k sy try p ta m in ę (w sk ró ­ cie 5-HT) (6). J e s t to zw iązek o ch arak te rz e horm onu.

Bez p rzesady m ożna pow iedzieć, że in te re su ją się n im obecnie n ie m al w szystkie praco w n ie farm ak o d y n am icz- n e i zakłady p sy c h ia trii e k sp ery m en taln e j n a świecie.

(10)

36 W S Z E C H Ś W I A T

Z grom adzone doty ch czas d an e do św iad czaln e p rz e m a ­ w ia ją za tym , że h o rm o n te n d a n a m k lu c z d o zro z u ­ m ie n ia m echanizm u biochem icznego n a tu ra ln ie p o w sta ­ ją cy c h psychoz. Z o stał o n po r a z p ie rw sz y w y osobniony w p o staci k ry stalicz n ej w ro k u 1948 p rzez R a p p o r - t a i w sp ó łp rac o w n ik ó w ze su ro w icy k rw i w ołu.

W zględnie du że ilości 5-H T w y c h w y ty w a n e są przez p ły tk i k rw i i w czasie tw o rze n ia się sk rzep u , a w ięc w m om encie ro z p a d u p ły te k z o s ta ją zeń u w o ln io n e i d ziała ją siln ie k u rcz ąco n a n ac z y n ia k rw io n o śn e, t a ­ m u ją c ty m k rw a w ien ie. T e w łaściw ości n a p in a n ia śc ian n aczy ń k rw io n o śn y ch ja k i fa k t, że w yosobniono te n h o rm o n p o ra z p ie rw sz y ze surow icy k rw i, w p ełn i u sp ra w ie d liw ia ją naz w ę „sero to n in a".

N iezależnie od R a p p o rta i w sp ó łp ra c o w n ik ó w E r - s p a m e r w ro k u 1940 w y k azał, że w b ło n ie śluzow ej p rzew o d u pok arm o w eg o ssaków , a m ian o w icie w k o ­ m ó rk ac h sreb ro ch ło n n y ch K ulczyckiego w y tw a rz a n y je s t n ie z n a n y d o tą d h o rm o n w p ły w a ją c y siln ie k u r ­ cząco n a w sz y stk ie m ię śn ie gład k ie, k tó r y n a z w a ł on e n te ra m in ą . P óźniejsze b a d a n ia w y k azały , że e n te ra - m in a je s t id e n ty cz n a z se ro to n in ą . 5-H T w y stę p u je nie ty lk o w u stro ja c h zw ierzęcych. W yosobniono ją ró w ­ nież z w łosków p o k rzy w y U rtica dioica, g d zie w y s tę ­ p u je obok acety lo ch o lin y i h ista m in y , oraz z w łosków p o k ry w a ją c y c h strą c z k i ro ślin y tr o p ik a ln e j M ucuna p ruriens. O kazało się rów n ież w c ią g u o sta tn ic h b a ­ dań , że 5-H T w y stę p u je w dość p o k aź n ej ilości w j a ­ dzie osy i sk o rp io n a L e iu ru s ą u in ą u e stria tu s, ja k o su b ­ sta n c ja w y w o łu ją c a siln y ból. 5-H T w y w o łu je ju ż w rozcieńczeniu 1 :10 0 m ilionów siln y b ó l p rze z z a ­ d ra ż n ie n ie zakończeń bólow ych.

W ielu b ad a cz y p rz y jm u je , że u stró j p o sia d a w s y ­ ste m ie n erw o w y m zakończenia w ybiórczo w ra ż liw e n a 5-H T i u w a ż a ją oni, że 5-H T je s t obok ac ety lo ch o lin y i a d re n a lin y trz e c im isto tn y m p rz e n o śn ik ie m p o d n ie t n erw ow ych. S u b sta n c ja ta p o sia d a w zw o ja ch n e rw o ­ w y ch u k ła d u w spółczulnego w y b itn y w p ły w p o b u d z a ­ ją c y proces p rze w o d n ictw a. W zw o ja ch ty c h w y k az an o

rów n ież obecność enzym u odpow iedzialnego za b io ­ sy n tezę 5-H T, pom im o to n ie w y k az an o obecności w n ich tego horm onu. N ie je s t w ykluczone, że 5-H T p o w sta je p raw id ło w o w w a ru n k a c h fizjologicznych w zw o jach sym patycznych, lecz u leg a n a ty c h m ia st zniszczeniu p rz e z am inooksydazę. W ty m w y p a d k u n a ­ su w a się dalek o idąca an a lo g ia do acetylocholiny i es­

te ra z y cholinow ej. In te re s u ją c y m w y d aje się fa k t, że rez e rp in a , n a jsk u te c z n ie jsz y le k sto so w an y w klin ice p sy c h ia try c z n e j, p o d an a człow iekow i i zw ierzętom do­

św iadczalnym , w y w o łu je b a rd z o silny sp a d ek poziom u 5-H T w cały m u stro ju , a w szczególności w o środkach n e rw o w y c h m ózgu. P o d a n ie ta k m ałej d aw k i re z e r­

p in y ( p re p a ra t serp asil) ja k 5 m g (kg w agi w yw ołuje sp a d e k poziom u 5-H T w o środkach m ózgu o 80%>, a rów nocześnie w y stę p u je w y ra ź n a p o p ra w a w sta n ie u m y sło w y m ch o ry ch psychicznie. C hloroprom azyna, 0 k tó re j w sp o m n ian o ja k o o a n tid o tu m w h a lu c y n a ­ c jac h m eskalinorwych, je s t rów nież silnym an ta g o n istą 5-HT.

N a p o d sta w ie ty c h d a n y c h n a s u w a się n ieo d p arcie h ip o te za o w aż n ej i d ec y d u ją ce j ro li 5-H T w fizjologii 1 p ato lo g ii sy stem u n erw ow ego ja k i k o n ce p cja u p a ­ tr u ją c a w ty m n o w o o d k ry ty m horm o n ie klucz do z ro ­ zu m ien ia biochem icznego podłoża p ew n y c h psychoz.

K o n cep cję te p su je d o p ew nego sto p n ia fak t, że D KL b y ł d o tą d u w a ż a n y za je d e n z n a jsiln iejsz y ch zw iąz­

ków d zia ła ją c y c h an tag o n isty cz n ie in v itro w sto su n k u do 5-H T w je j sk u rcz o w y m d z ia ła n iu n a m ięśnie gładkie. O sta tn ie je d n a k b a d a n ia w y k az u ją, że w p e w ­ n y ch stę że n iac h D K L rów n ież u cz u la tk a n k i g ładko- m ięśniow e n a d ziałan ie 5-HT.

W c h w ili obecnej b a d a n ia n a d ro lą 5-H T w c e n tr a l­

n y m sy stem ie n erw o w y m ro z w ija ją się coraz szerzej i być m oże n ie d a le k a przyszłość o każe nam , czy ta k o n ce p cja biochem iczna, u p a tru ją c a isto tę zm ian p sy ­ chiczn y ch w za b u rz e n iu akty w n o ści enzym ów k ie ru ją ­ cych p rz e m ia n ą 5-H T w o środkach m ózgow ych, je st słuszna.

S T E F A N K O ZŁ O W SK I (K raków )

R E K O N ESA N S O W A W Y P R A W A W CEN TRA LN Y KAUKAZ

W d n ia ch od 2. IX . do 15. IX . b r. d z ia ła ła w zach o d ­ niej części ce n traln e g o K a u k a z u w y p ra w a a lp in isty c z n a K lu b u W ysokogórskiego. Z godnie z tr a d y c ja m i I p o l­

skiej w y p ra w y w K a u k a z z r. 1935, p ro w a d zo n e b y ły rów n ież b a d a n ia przy ro d n icze. B a d a n ia te k o n c e n tro ­ w ały się n a cz te re ch g łów nych te m a ta c h :

1) n a k rę c a n ie film u pośw ięconego zlod o w acen iu do­

lin y B a k sa n u i A d y ł-su ;

2) p ro w a d ze n ie stu d ió w p orów naw czych z za k resu w u lk an o lo g ii;

3) z b ie ra n ie k iryoplanktonu n a w iec zn y c h śn ieg ach i lodow cach;

4) b a d a n ia n a d śro d o w isk ie m n ie k tó ry c h ssaków . N ajw y ższa część K au k a z u (c e n tra ln y K au k a z) o g ra ­ niczona je s t d w o m a w u lk an icz n y m i m a sy w am i E lb ru su i K azbeku. E lb ru s położony j e s t n ieco n a N od głów ­ nego g rzb ie tu przechodzącego d alej n a W w n ie w iele

ty lk o niższy K au k a z zachodni. P om iędzy E lb ru sem a g łów nym g rzb ie tem bierze po czątek p o to k B aksan.

P ły n ie on d alej w a ln ą d o liną tej sam ej nazw y aż do okolic N alczyku, gdzie w p a d a do T erek u uchodzącego ju ż do m o rza K aspijskiego.

K rę ce n ie film u rozpoczęto w N alczyku w obszarze a k u m u la c ji n a jsta rsz y c h zlodow aceń doliny B aksanu.

P o su w a ją c się w górę d o lin y m ijaliśm y k olejno u tw o ry trzeciorzędow e, k re d y i ju r y z a jm u jąc ej tu n ajw ięk sz y obszar. Szczególnie im p o n u jąco p rz e d sta w ia się p rz e ­ łom rz e k i p rze z słab o nach y lo n ą, rozległą p ły tę w a ­ p ie n i ju ra js k ic h . P ocząw szy od m iejscow ości T y m y a u z w jec h aliśm y w m a sy w gran ito w y , dochodzący aż do g łów nego grzb ietu .

N a jła tw ie j dostęp n e lodow ce z n a jd u ją się w bocznej d olinie A d y ł-su . T u tą j też zrobiono n ajw ięcej zdjęć ta k ic h lodow ców , ja k S zchelda, K aszk a-tasz, B a szk a -

(11)

PO TO K LAW OW Y NA POŁUD NIO W YM ZBOCZU ELBRUSU i sto jące na n im schronisko „ P riju t 11“.

W głębi głów ny g rzb ie t K au k a zu Fot. S. K ozłow ski

(12)

W IDOK OD P O ŁU D N IA N A K R A TER Y ELBRU SU . Na p ie rw sz y m p la n ie potoki k w aśn y c h la w dacytow ych Fot. S. K ozłow ski

B R E K C JA W U LK A N IC ZN A NA ZBO CZA CH E L B R U S U Fot. S. K ozłow ski

(13)

.u ty 1958

37

Ryc. 1. Prof. G. K. T u s z y ń s k i w rozm ow ie z a u to ­ re m a rty k u łu w L odow ej Bazie (fot. R. P etrycki) ra, D ża n -k u a t. L odow iec S zeheldy schodzi n ajniżej ze w szy stk ich i dociera do w ysokości około 2000 m n.p.m., tj. znacznie poniżej górnej g ran ic y lasu. G órna pow ierzch n ia lodow ca je s t zu p ełn ie zasy p a n a gruzem skalnym , n a k tó ry m ro śn ie ju ż las. Lód o d słan ia się je d y n ie n a sa m y m czole lodow ca, k tó re cofa się około 2-“—6 m rocznie.

W yższe p a rtie lodow ców obfite w liczne szczeliny i se ra k i, dochodzące do k ilkudziesięciu m etró w w yso­

kości, prześledzono n a lodow cu K asza-tasz. R ozpoczyna się on z n iew ielkiego pola firnow ego pod szczytem B żeduch i dochodzi aż do ry g la opadającego do doliny A dył-su. Lodow iec te n należy do n ajle p ie j zbadanych.

Od r. 1887 do 1933 cofnął się o około 430 m.

N ajw yższe p a rtie lodow ca aż do szczeliny brzeżnej sfilm ow ano n a lodow cu D ża n -k u a t. B ierze on początek z pól firnow ych, za silający ch rów nież najdłuższy, d w u - d ziesto k ilk u k ilo m etro w y lodowiec, Lekzyr, spływ ający ju ż n a p o łu d n io w ą s tro n ę głów nego g rzbietu. C ofające się lodow ce o d sła n ia ją doskonale w idoczne m oreny brzeżne, środkow e, d en n e i czołowe. P rz ed czołam i lodow ców zo sta ją w ielkie, n ie re g u la rn e usy p isk a n a ­ niesionych m oren. U sypiska te dopóki n ie porosną roślinnością, sk ła d a ją c ą się w dużej m ierze z ro d o d en ­ dronów , ro zw ie w a n e są przez w ia tr niosący tu m an y p y łu z p o w ro tem w g órę lodowca.

D ru g ą część film u pośw ięcono p o łudniow ym stokom E lbrusu. F ilm o w an o tu doskonale zachow ane form y potoków law ow ych, b re k c ji w ulk an iczn y ch i tufów , na k tó re w k ra c z a ją m o ren y lodowców: T erskoł, G a ra - -b asz i i M ały A zaj. P o ró w n an ie ty c h lodow ców z m a ­ pam i op u b lik o w an y m i przez u cz estn ik a pierw szej w y ­

p ra w y w r. 1935, E. R i i h l e g o 1, w y k azu je duże zm iany w k ie ru n k u zm niejszania się obszaru p o k ry ­ tego lodem.

B ad an ia geologiczne prow adzono p rze d e w szystkim w strefie w ystęp o w an ia p otoków law ow ych n a p o łu d ­ niow ych zboczach E lbrusu. S am E lb ru s sk ła d a się z d w u reg u la rn y c h stożków w u lkanicznych: zachodni 5633 i w schodni 5595 m n.p.m. W ulkanizm w ieku k e - nozoicznego w re jo n ie Elbrusu/ ob jął cztery obszary:

E lbrus, górną i dolną część doliny Czegem oraz obszar P iatig o rsk a. D ziałalność w u lk an icz n a trw a ła tu od m iocenu aż poza o sta tn ie zlodow acenie ( W iir m ) . W okresie ty m w yróżniono (J. P. M a s u r e n k o w) cz te ry cykle w ulkaniczne. Poszczególne cykle i ich podcykle przedzielone są o kresam i spokoju. O kresy te w iążą się z tw o rzen iem się osadów lodow cow ych w cza­

sie czterech g lacjałów ( G i i n z , M i n d e l , R i s s, Wi i r m ) . W in te rg lac jac h czyrmy był w u lk an izm oraz siln a erozja.

W obrębie każedgo cyklu stw ierdzono p rzejścia od law k w aśnych (liparyty, dacyty) do bard ziej zasado­

w ych (andezyty), a n a w e t do bazaltów .

W przeciw ień stw ie do pozostałych obszarów w u lk an E lb ru s rozpoczął sw ą działalność dopiero w pierw szym in te rg lac jale, a k tó ra trw a ła jeszcze po W urm ie.

D zięki tem u zachow ały się tu w y jątk o w o świeże form y potoków i ciosu w niższych p a rtia c h pokryw . Na je d -

Ryc. 2. G órna część doliny B ak san u

1 E. R t i h l e , W spółczesne zlodow acenie K aukazu. ,, W ier­

ch y ” XIX, K rak ó w 1949.

6

(14)

38 W S Z E C H Ś W I A T

Ryc. 3. Czoło lodow ca S zeheldy (fot. A. T ruszkow ski)

w ejściach n a szczyt E lb ru su . Sam o w y jśc ie n a E lb ru s było szczególnie in te re su ją c e ze w zględu n a bardzo w y ra źn e o bjaw y choroby górskiej: P ierw sze objaw y duszności i o słab ien ia zaobserw ow aliśm y ju ż n a w y so ­ kości około 4000 m n.p.m . P ocząw szy n a to m ia st od 5000—5300 m n.p.m . w szyscy odczuw aliśm y, ja k k o lw iek w b ard z o ró ż n y m stopniu, ból' głowy, otęp ien ie i o sła­

bienie. S to sunkow o k ró tk i okres a k lim a ty za cji (dwa dni) spow odow ał w y stą p ien ie ta k ostrej re a k c ji n a ­ szych niep rzy zw y czajo n y ch do te j w ysokości o rg an iz­

m ów.

Z ain te re so w a n ia w u lk an izm e m k a u k a sk im w iążą się rów nież z p ra k ty c z n y m zasto so w an iem w y stę p u jąc y ch tu andezytów . A ndezy ty ek sp lo ato w a n e są obecnie w re jo n ie K azbeku. Z n alazły one szerokie zasto so w a­

nie, a m iędzy in n y m i uży w an e są ja k o m a te ria ły k w a - soodpom e. W zw iązku z w y stęp o w an iem w P ien in a ch analogicznych złóż, rozpoczęto u n as b a d a n ia k w aso - odporności p ie n iń sk ic h , oraz słow ackich andezytów . W b a d a n ia c h ty c h stosow ano pow szechnie dotychczas p rz y ję te m etody, ja k i now e o pracow ane w Z akładzie P e tro g ra fii A G H 2.

O prócz re jo n u E lb ru su prow adzono rów nież o b se r­

w ac je geologiczne w górn ej części doliny A dył-su.

W y stęp u je tu k o n ta k t g ran itó w z m asyw em g n ejso - w o-am fib o lito w y m . W s tre fie tego k o n ta k tu w y stę p u ją w sp a n ia le ro zw in ię te żyły p eg m aty to w e k tó re o g lą d a­

liśm y np. n a przełęczy G um aczi.

Z b ie ra n ie k ry o p la n k to n u zw iązane było z b ad a n ia m i algologicznym i, pro w ad zo n y m i przez doc. d r J. S i e- m i ń s k ą . W ystępow anie naśn ieżn ej flory w iąże się ze zn a n y m zjaw isk iem tzw . „czerw onych śniegów ". T e­

go ro d za ju b a rw n e za k w ity n a śniegu obserw ow ane b yły w ielo k ro tn ie w naszy ch T a t r a c h 3.

p j at/c o p s k O KISŁOWODSK

' K A B A R D I N O

ytLDHUS

GUMACZI SUCHUM!

\0»0Z0HIKllQ lE

CZARNE

Ryc. 4 M apa obecnego zasięgu zlodow acenia K a u k a z u (obszar zakreskow any). G ru b ą linią zaznaczono głów ny g rzb ie t K aukazu. R e jo n d ziała n ia w y p ra w y (obóz S z a c h tio r w d o lin ie A d y ł-su i Lodow ca Beca) z n a jd u ją

się pom iędzy szczytem G um aczi a E lbrusem . n y m z ta k ich potoków z n a jd u je się n ajw y ższe sc h ro ­

n isko położone n a w ysokości 4100 m n.p.m . S ch ro n isk o to (tzw. „ P riju t 11“) je s t w y padow ym p u n k te m przy

- S. K o z ł o w s k i , Badania a n d e zy tó w p ien iń skich oraz ich w łasności kw a so o d p o rn ych . „M at. B ud.” (w dru k u ).

3 J. S i e m i ń s k a , O cze rw o n y m za kw icie na śniegu w Tatrach. A cta Soc. Bot. Pol., XXI. Nr. 1—2, W arszaw a 1951.

MURZĘ

K A S P I J S K I E

(15)

L u ty 1958 39

B a d an ia n ad śro d o w isk iem dziko żyjących ssaków prow adził m g r T. Z i p s e r . O b serw acje te m iały na celu zeb ran ie m a te ria łó w porów naw czych dla p ro je k to ­ w a n ia ogrodów zoologicznych. Liczne o bserw acje zo­

sta ły rów nież ze b ran e w ogrodzie zoologicznym w sa ­ m ej M oskwie.

O prócz sam ych b a d a ń s ta ra n o się rów nież n aw ią zy ­ w ać k o n ta k ty z różnym i p laców kam i badaw czym i.

O becnie np. n a E lb ru sie p row adzone są pod k ie ru n ­ k iem p ro f. G. K. T u s z y ń s k i e g o szczegółowe b a ­ d a n ia zw iązane z ro k iem geofizycznym . U podnóża góry, w T erskole, n a wysokości- około 2200 m n.p.m.

położona je s t głów na b aza A kadem ii N auk. N a w yso­

kości 3648 m n.p.m . z n a jd u je się sp ecjaln ie zbudow ana lodow a baza, p ro w a d zą ca całoroczne obserw acje. W r a ­

m ach tych zespołow ych p ra c za gadnienia w u lk an o - logiczne opracow yw ane są np. przez doc. E. E. M i l a ­ n o w s k i e g o .

Tegoroczny w yjazd K lu b u W ysokogórskiego ja k i g ru p y geologicznej U n iw ersy te tu W arszaw skiego, pod k ie ru n k ie m m gr K. G u z i k a, św iadczą n ajlep iej o roz­

szerzaniu się form w spółpracy w ta k ciekaw ym te re n ie ja k K aukaz. P o znanie ty c h gór je s t bezcenną w arto ścią dla naszych licznych, m łodych k a d r naukow ych, a szcze­

gólnie dla z a jm u jąc y ch się geologią czw artorzędu.

G ościnność, z ja k ą p rzy jm o w a n o nas w czasie tego­

rocznej w ypraw y, pozw ala przypuszczać, że był to nie tylk o pierw szy pow o jen n y k ro k w k ie ru n k u gó r K a u ­ kazu.

WYBUCH W EZUW IUSZA W R. 1631 W OPISIE WSPÓŁCZESNYM KS. FERDYNANDA SZEMBEKA

W ezuw iusz do ro k u 63 n. e. był u w ażany za w u lk an d aw n o w ygasły. S t r a b o n, k tó ry m niej w ięcej w tym czasie p o d różow ał po Ita lii, opisuje, że „W ezuw iusz od sam ego w ierz ch o łk a p o k ry ty b y ł p ię k n y m i polam i i ty l­

ko szczyt p ła sk i o kolorze popiołu, ze szczelinam i w w ypalonych, ja k gdyby w ygryzionych przez ogień skałach, pozw ala w nioskow ać, że d aw niej były tu ta j o gn iste k r a te ry i całe to m iejsce gorzało w ogniu“.

S tra szliw e trzę sie n ie ziem i w dniu 5 lutego 63 r. n. e., o k tó ry m w spom ina S e n e k a , było p ierw szy m sy g n a­

łem p rze b u d zen ia się W ezuw iusza. K a ta stro fa n a s tą p iła szesnaście la t później w k o ń cu sie rp n ia 79 r. n. e. W y­

b u ch jego spow odow ał zniszczenie k ilk u m ia st w K am ­ p a n ii i zupełne zasypanie P o m p eji i H erk u lan u m .

D okładny opis tych w y d arze ń zn a jd u je m y w liście P l i n i u s z a M łodszego do T acyta, znakom itego h i­

sto ry k a ów czesnych czasów.

W ro k u 1631, po k ilk u le tn ie j p rz e rw ie (od ro k u 1036), n a s tą p ił znow u w y b u ch W ezuw iusza, zaliczany do n a j­

straszniejszych, ja k ie n o tu ją dzieje tego w ulkanu.

0 ty le je s t on dla n as c iek a w y i in te resu ją cy , że po ­ siad am y z tego czasu opis polski, n ap isan y przez ks. F. S z e m b e k a 1. K sią żk a ta n ie ste ty n ie je s t n a ­ p isa n a przez naocznego św ia d k a; je s t tylko kom p ilacją ułożoną n a pod staw ie sześciu re la c ji w łoskich. N apisał .ią je d n a k człow iek, k tó ry czterdzieści la t p rze d w y ­ buchem baw ił w N eapolu i d o k ład n ie był zaznajom iony z osobliw ościam i tego m ia sta i jego okolic.

A oto trze ci rozdział tej książki, k tó ry w m ałych sk ró ta c h p rzy ta cz am y : ... „P rzetoż ro k u tego blisko przeszłego 1631, dnia 16 g ru d n ia, dw ie godzinie p rzed e dniem , w e w to re k p rze d św iętem św. Tom asza apo­

stoła, tj. w nocy z p o n ie d zia łk u n a w to rek taż góra V esu v iu s po ta k w ielu la t m ilczenia słyszeć się dała.

Nie sta ro d a w n ą sw oją, ale now ą p aszczenką góra ta w pół w ejścia, k tó re było n a n ią z ta m te j stro n y od m orza i n a in n y c h m ie jsc ac h n ie k tó ry c h straszn ie się otw orzyła; z p u k ie m i g rzm otem ta k straszliw y m 1 w ielkim , ja k o b y strz e lb ę g w ałto w n ą z ja k n a jw ię k ­ 1 F. S z e m b e k , Z apał srogi G óry N ea p o lita ń skie]. (Bi­

b lioteka Jag iello ń sk a — syg. 115 8661).

szych dział w ypuszczano; i z trzęsien iem ziem i ta k srogim , że nie tylk o b u d y n k i i w innice, k tó re n a sobie nosiła, i bliskie m iasteczk a w zruszyła, ale też i sam ym m ia ste m N eapolim straszliw ie zatrzęsła, k tó re z a trz ę ­ sienie dw akroć po m ałej chw ilce przy onym srogim o tw arc iu ponow iło się.

W ybuchać za raz z paszczęki onej, ja k o b y z otchłani, ja k ie j abo okna i k om ina piekielnego, srogi i straszn y dym począł, k tó ry n a po w ietrzu ch m u ry w ielkości n ie ­ w ypow iedzianej czynił, fa rb y sinej czarn iaw ej, figury abo p ostaci k asto w an ia, abo w ałó w ja k ich , jed n y ch n a d ru g ich u sypanych abo ubudow anych, a p raw ie ja k o z p ie k ła otw arteg o k u niebu się w yw yższających i do niego sz turm ujących.

P oczął się potem pokazow ać i ogień srogi, k tó ry o godzinie d w u n astej w tenże w to rek z ra n a w sa - m ym że N eapolim ju ż w idać było. O godzinie szesna­

stej w tenże w to rek , g w ałtow nie już a p ra w ie ja k b y piekło w idom e góra ona gorając, zaraz też paszczęką

Ryc. 1. P om peja. Z achodni p o rty k z ko lu m n am i z t r a ­ w erty n u . Na d ru g im p lanie w idoczny „dym iący“ W e­

zuw iusz

6*

■ ■ ■ r .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zwykle jednak właśnie sukces rozrodczy osobnika decyduje o rozpowszechnieniu się jego genów i dlatego ustalił się pogląd, że dobór naturalny działa na

ty lub, jak się niegdyś m ówiło, w „esy-flo- resy”, tak też powinno się dziać i z naszym Wszechświatem: pow inniśm y oczekiwać po­.. wstawania

Stąd zdaniem tych badaczy należałoby r a ­ czej przyjąć, iż dalszy rozwój jaj odbywa się bądź to w jam ie ustnej latim erii, podobnie jak u niektórych ryb

Perydo- tytow a partia S im y z uwagi na jej właściwości sejsmiczne ma znajdować się według Budding- tona w stanie szklistym i ma posiadać możliwości łatwego

rę' Zamkową, Trzy Korony i przez Wąwóz Szopczański, a także grzbietowy szlak Pienin Czorsztyńskich przez Macelak) mają przeloto- wość stosunkowo niewielką,

cą rolę odegrało pożywienie, a nie klim at. osiedlono kozice w Sudetach czeskich, gdzie żyją dotychczas i prawidłowo, choć powoli nawet się

Być może, że korzystne oddziaływanie krzem ionki leży w im pregnowaniu przez nią błony komórkowej, która staje się przez to bardziej odporna n a bakterie,

Zarówno brak pokarm u, jak i formy głodowe niektórych t gatunków ryb karpiowa tych występujących na przepławce nasuw ają przypuszczenie, że jednak ryby te