N u. 3 ( 1 5 4 6 ) . W arszaw a, dnia 21 stycznia 1912 r. T om X X X I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Warszawie: r o c z n ic r b . 8 , k w a r ta ln ie rb . 2.
Z przesyłką pocztową r o c z n ic r b . 10, p ó łr . r b . 5 .
W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w kraju i za g ra n icą .
R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta 4* p r z y jm u je z e sp raw am i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.
A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A JSTs. 37. T elefonu 83-14.
O S Y S T E M I E P O U L S E N A T E L E GRAFII B E Z D RU TU .
Nie zamyślam w niniejszym artykule po
dawać wyczerpującego referatu o dzisiej
szym stanie teoryi i p rak ty k i telegrafii i telefonii bez d ru tu w edług system u Poulsena. A rty k u ł ten ma jedynie być jaknajbardziej przystępnym i dla niefi- zyka zrozumiałym wykładem zasad tele
grafii bez d ru tu wogóle, a w szczególno
ści system u Poulsena.
I. Fale elektryczne.
Często proszono mnie, bym jednem zdaniem wytłumaczył, na czem polega telegrafia bez drutu. Najprostszą odpo
wiedzią je s t porównanie z koresponden
c j ą optyczną. Jeśli stacya A chce prze
słać na drodze optycznej wiadomość do s ta cyi B, to używa do tego lampy (powiedz
my acetylenowej), której promienie roz
chodzą się na wszystkie strony i docho
dzą także do stacyi B; stacy a B (zaopa
trzona np. w teleskop) odczytuje znaki dawane przez stacyę A zapomocą zasła
niania i odsłaniania lampy. Lampa s ta cyi A — to przyrząd nadawczy, oko tele
grafisty w stacyi B —przyrząd odbiorczy.
Pale świetlne rozprzestrzeniające się w e te rze—to pośrednik pomiędzy stacyą A a B\
ich źródłem je st lampa, ich odkrywcą (detektorem)—oko ludzkie. Zupełnie a n a
logicznie ma się rzecz w elektrycznej te legrafii bez drutu. Jed yn ą istotną różni
cą je s t to, że w telegrafii elektrycznej bez drutu posługujemy się falami nie świetlnemi ale elektrycznemi. Pale elek
tryczne są zresztą co do swej n atu ry identyczne z falami świetlnemi, różnią i się od nich tylko większą długością fali (długość fali świetlnej wynosi — zależnie
; od barwy św iatła—l —5 dziesięciotysię- cznych milimetra, długość fal elektrycz-
| nych używanych w telegrafii bez drutu 1 500—2 000 metrów). Ale co to je s t fala elektryczna? Odpowiedzmy znów poró
wnaniem. Gdy do stawu wrzucimy k a mień, z punktu A, gdzie kamień wpadł, rozchodzą się fale wodne. Polegają one na tem, że w każdym punkcie powierz
chni stawu, do którego fale dochodzą, cząsteczki wody to się podnoszą ponad, to opadają poniżej poziomu stawu. Prze
prowadźmy przez punkt A płaszczyznę
34 WSZECHSWIAT JM ® S
prostopadłą do powierzchni stawu, to ja- | ko przekrój jej z falistą powierzchnią wody otrzym am y krzyw ą falistą. Podo
bnie ma się z falami elektrycznemi.
Oznaczmy przez A p u n k t w przestrzeni, z którego się rozchodzą fale elektryczne (o źródłach fal elektrycznych, odpowia
dających wrzuconemu do wody kamie- ! niowi, niżej będzie mowa), to fale elek
tryczne polegają na tem, że w każdym punkcie przestrzeni, do którego fale do
chodzą, siła elektryczna x) to się podno
si ponad, to opada poniżej zera. P rz e prowadźmy przez p u n k t A jakąkolw iek prostą i przedstawm y graficznie wielkość siły elektrycznej, panującej w każdym punkcie owej prostej, to otrzym am y ró
wnież krzyw ą falistą. W pierwszym przypadku rozchodził się faliście stan cząsteczek wody powyżej (albo poniżej) poziomu normalnego, w obecnym przy
padku rozchodzi się faliście siła ele k try czna. D adajm y jeszcze, że równocześnie z elektrycznem i rozchodzą się zawsze fale m agnetyczne (fale siły magnetycz
nej), a będziemy mieli gotowy obraz fal elektrom agnetycznych (tylko dla krótk o ści mówi się o falach „elektrycznych"
zamiast „elektrom agnetycznych “).
*) C hoć p rzy p u szcza m , ż e p o jęcie s iły e le k try czn ej j e s t o g ó ln ie zn an e, to je d n a k boję się b y n ie p o m iesza n o p ojęć „siły" elek tr. a „prądu"
je le k tr y c z n e g o i d la te g o w o lę z d e fin io w a ć , co to j e s t siła e le k tr y c z n a . Grdy w p o b liżu n a e le k tr y -
jz o w a n e g o cia ła u m ie ś c im y —p o w ie d z m y — kulkę b zo w ą r ó w n ie ż n a e le k tr y z o w a n ą (p o w ie d z m y e le k tr y c z n o śc ią t e g o sa m e g o znaku, co o w o c ia ło), to k u lk a b zo w a z o sta n ie o d e p c h n ię ta . D a j
m y na to , ż e ła d u n ek k u lk i b zo w ej w y n o s i d o
k ła d n ie je d n o s tk ę e le k tr y c z n o ś c i, to siłę , z ja k ą k u lk a b zo w a b y w a o d p y ch a n a , n a z y w a m y siłą e le k tr y c z n ą w p u n k c ie , w k tó r y m k u lk a b zo w a się znajd u je. C ałe o to c z e n ie o w e g o cia ła n a elek - tr y z o w a n e g o , k tó re siłę .e le k tr y c z n ą w y tw a r z a , n a z y w a m y „polem " e le k tr y c z n e m . N ie ty lk o cia ło n a e le k tr y z o w a n e w y tw a r z a p o le e le k tr y c z n e , ale i —-ja k w id z ie liś m y w te k ś c ie — źród ło fal 'e le k tr y c z n y c h . Crdy je d n a k p o le w y tw o r z o n e przez cia ło n a e le k tr y z o w a n e j s s t sta łe, p o le w y tw o r z o n e p rzez źród ło fal e le k t r y c z n y c h j e s t szy b k o zm ien n e. (Z u p ełn ie c zem ś in n e m j e s t
j„prąd“ e le k tr y c z n y . P rą d em e le k tr y c z n y m j e s t | np. o w o „ coś“, co, p r z e ch o d zą c p rzez d r u t la m p y e le k tr y c z n e j, rozżarza g o i p o w o d u je j e g o
jśw ie c e n ie ).
Nawiasem zauważymy, że to, cośmy powiedzieli o falach elektrom agnetycz
nych, stosuje się również i do fal świetl
nych. Naodwrót też fale elektrom agne
tyczne posiadają wszelkie własności fal świetlnych.
II. Oscylatory elektryczne.
Źródłem fal świetlnych je s t np. lampa acetylenowa. Co je s t źródłem fal elek
trycznych? Na szczęście zjawiska w „lam
pie" do wysyłania fal elektrycznych są nam lepiej znane, niż zjawiska w pło
mieniu lampy acetylenowej (lub ja k ie j
kolwiek innej). Prawzory źródeł światła człowiek miał w naturze, a do konstruk- cyi sztucznych źródeł światła doszedł w drodze grubo-empirycznei. Konstruk- cye źródeł fal elektrycznych są produk
tem naukowych, matematyczno - fizycz
nych badań. Zdefiniujmy krótko: każdy przewodnik, w którym przebiega prąd elektryczny przemienny o wysokiej licz
bie przemian prądu na sekundę, j e s t źró
dłem fal elektro-inagnetycznych *). A więc ju ż i d ru t doprowadzający prąd prze
mienny do zwykłej żarówki je s t źródłem fal elektrycznych; fale te są je d n ak — z powodu małej liczby przemian prądu na sekundę (kilkaset na sekundę) — b a r dzo słabe, tak słabe, że ich skonstatować nie można. Dla wytw orzenia fal silnych, rozchodzących się daleko, trzeba, by prąd przem ienny w owym przewodniku, s ta nowiącym źródło fal elektrycznych, miał frekwencyę (t. j. liczbę przemian) około miliona na sekundę. A więc około milion razy n a sekundę musi prąd w przewod
n iku zmienić swój kierunek. Zwykłe dy- namo-maszyny nie dają takich frekwen-
!) D la c z e g o p rzew o d n ik taki j e s t źródłem fa l e le k tr y c z n y c h , j e s t r ó w n ie tru d n o p rzed sta w ić p op u larn ie ja k p r z y c z y n y , d la k tó r y c h u tle n ia n ie się a c e ty le n u p o łą czo n e j e s t z e m isy ą fa l ś w ie t ln y c h . Z am iast u siło w a ć p rzetłu m a czy ć fo r
m u ły m a tem a ty czn e na ję z y k z w y k ły , w o lim y
z a d o w o lić się fa k tem u sta lo n y m tak że i d o św ia d
c z a ln ie, że p r zew o d n ik , w k tó ry m p rzeb ieg a prąd
sz y b k o - p rzem ien n y , j e s t źród łem la l e le k tr y c z
n y ch .
JS6 3
*WSZECHSWIAT 35
cyj. Prawda, że technicy pracują obec
nie nad maszynami, któreby wytwarzały prąd przemienny o bardzo wysokiej frek wencyi, i to nie bez widoków na dobre wyniki; ale system y telegrafii bez drutu oparte na tej zasadzie należą tymczasem jeszcze do przyszłości, choć może wcale niedalekiej. Dotychczas telegrafia bez drutu do wytw arzania prądów przemien
nych o tak wysokiej frekwencyi posłu
guje się oscylatorami elektrycznemi. Ob
jaśnijmy, co to je s t oscylator elektry
czny,
W yobraźmy sobie dwa przewodniki prostolinijne (druty) zaopatrzone na koń
cach w kulki, zbliżone do siebie. Nie
chaj przewodnik pierwszy będzie nałado
w any dodatnio, drugi odjemnie. Jeśli napięcie elektryczne pomiędzy kulkami A i B będzie dosyć wielkie, to przesko
czy iskra. Kinematograficzne zdjęcie oka
zuje, że owa iskra składa się w rzeczy
wistości z wielu po sobie następujących iskier, dążących kolejno w przeciwnych kierunkach. A więc najpierw przeska
kuje iskra z A na B , następnie, słabsza nieco od pierwszej, iskra z B na A, po
tem znowu z A n a B, z B na A i t. d.
Każda następna iskra je st słabsza od po
przedniej, aż wreszcie nastaje równowa- waga. Oczywista, że to wszystko razem trw a bardzo krótko (powiedzmy '/iooooo część sekundy) i dlatego oko widzi ty l
ko jed n ę iskrę. Jakże wytłumaczyć owe oscylacyjne wyrównywanie się elek try czności? Użyjmy porównania. Ryc. 1
■h —
wskazuje naczynie w kształcie litery U napełnione wodą; sprawmy w jakikol
wiek sposób, by poziom wody w obu ra
mionach nie był jednakowy (np. zapomo
cą tłoka spychającego wodę w dół w ra mieniu B). Siła ciężkości będzie dążyła
do zrównania poziomu wody w obu ra mionach. 1 faktycznie, gdy tlok szybko usuniemy, woda w ramieniu B pójdzie w górę, w ramieniu A na dół; na mocy bezwładności ruch wody nie ustanie j e dnak w chwili, gdy poziom wody w obu ramionach będzie jednakowy: w ram ie
niu B woda podniesie się wyżej, w ra mieniu A opadnie niżej, niż odpowiada stanowi równowagi; wytworzy się znowu różnica poziomu w dwu ramionach o zna
ku przeciwnym, niż w pierwszym razie, siła ciężkości znowu będzie dążyła do wyrównania poziomu, i tak w skutek sko
jarzenia siły ciężkości z jednej a bez
władności masy wody z drugiej strony powstanie oscylacya wody w naszem na
czyniu. Zupełnie analogicznie ma się rzecz w opisanym powyżej oscylatorze elektrycznym. Na kulce A znajduje się elektryczność dodatnia, na kulce B elek
tryczność odjemna; w skutek tego powsta
je napięcie elektryczne pomiędzy A a B, dążące do wyrównania elektryczności na A i B. Gdy napięcie je s t dosyć duże, by przezwyciężyć opór powietrza pomiędzy A a B (—w powyższym przykładzie wod
nym tłok przedstawiał analogię z izola- cyą pomiędzy A a B —), elektryczność dodatnia przejdzie z A na ii, odjemna z B na A; ruch elektryczności nie u s ta nie jednak w chwili, gdy obie kulki zo
staną zneutralizowane, ale na mocy bez
władności przejdzie na kulkę B więcej elektryczności dodatniej, na kulkę A wię
cej odjemnej, niżby stanowi równowagi odpowiadało. Tak znowu powstanie n a pięcie elektryczne pomiędzy A a B o zna
ku przeciwnym niż poprzednio; napięcie to znowu będzie dążyło do wyrównania elektryczności i w ten sposób skutkiem skojarzenia napięcia elektrycznego z j e dnej, a bezwładności elektryczności z d ru giej strony powstanie oscylacya elektry
czności w naszym przewodniku. Bez-^
władność elektryczności nazywamy auto- indukcyą; występuje ona najbardziej w te
dy, gdy elektryczność płynie przez prze
wodnik spiralnie zwinięty *). Napięcie
!) W ty m p n n k cie op u szcza nas analogia
b ezw ła d n o ści e le k tr y c z n o śc i z b ezw ła d n o ścią w o -
W SZECHSWIAT JMó 3
elektryczne najdogodniej wytworzyć w kondensatorze. Zatem przewodnik sk ła
dający się ze zwoju spiralnego i konden
satora je s t system em dogodnym do w y
tw arzania oscylacyj (drgań) elektrycz
nych.
Ryc. 2 przedstaw ia typ oscylatora elek
trycznego. Niechaj raz przeskoczy iskra
c
(Fig. 2).
pomiędzy jego kulkami, a powstanie w nim oscylacya elektryczności, tj. prąd przem ienny o bardzo wysokiej liczbie zmian. Od czego zależy liczba przemian na sekundę (frekwencya) owego prądu?
Liczba w ahań wody w naczyniu V (ryc.
l) zależy od wielkości siły ciężkości i od m asy cieczy. Inna będzie liczba wahań wody w naszem naczyniu n a równiku, a inna liczba w ah ań rtęci na biegunie.
W przypadku oscylatora elektrycznego ilość d rgań zależy również od owych dw u czynników, które drgania w y tw a
rzają, a więc od wielkości napięcia i au- toindukcyi (bezwładności) elektryczności.
Napięcie w y tw arza się w kondensatorze ( C — ryc. 2 ), autoindukcya w zwoju spi
ralnym (Z,—ryc. 2 ); od pojemności kon
d ensatora i współczynnika autoindukcyi zwoju spiralnego zależy liczba drgań na sekundę elektryczności w oscylatorze.
Powiedzieliśmy wyżej, że każdy prze
wodnik, w k tó ry m płynie prąd przemien
ny o wysokiej liczbie przem ian na se
kundę, jest źródłem fal elektrycznych.
d y , N a le ż y o tem p a m ięta ć, że j e ś li ju ż sob ie
■wyobrażamy e le k tr y c z n o ś ć ja k o m a tery ę, to -W k a żd y m ra zie ja k o n ie w a ż k ą . P ły n ą c a e le k tr y c z n o ś ć z a w d z ię c z a s w ą b e z w ła d n o ść nie sw e j w ła sn e j m a sie bo ta k iej, ś c iś le b iorąc, n ie po- siada-^-ale p o lu m a g n e ty c z n e m u , w y tw o r z o n e m u p rzez p ły n ą c ą e le k tr y c z n o ść . O w o p o le m a g n e ty c z n e p o w s ta je n a jsiln ie j, g d y e le k tr y c z n o ść t>łvnie wrzez z w o i sm raln y,
Nasz oscylator j e s t takim przewodnikiem, j e s t on zatem źródłem fal elektrycznych.
Długość owych fal elektrycznych znaj
duje się w związku prostym z liczbą oscylacyj w oscylatorze. Niechaj n ozna
cza liczbę oscylacyj, X długość fali elek
trycznej mającej źródło w owym oscyla
torze, c szybkość rozchodzenia się fal elektrycznych ( = szybkości światła), w te- d y X = — . Oznaczmy jeszcze pojem
ność kondensatora naszego oscylatora przez C, współczynnika autoindukcyi zwoju spiralnego przez L, wtedy X —
= 2% VCL. Możemy zatem długość w y
syłanych fal elektrycznych zmieniać do
wolnie, zmieniając pojemność lub auto- indukcyę w oscylatorze.
Pozostaje jeszcze powiedzieć słów kil
ka o antenie, byśm y mieli całkowity obraz źródła fal elektrycznych, używa
nych do telegrafii bez drutu. Powyżej opisany oscylator wysyła wprawdzie fale elektryczne ale nie na wielką odległość.
Doświadczenie okazało, że fale rozchodzą się daleko, jeśli oscylator połączymy z je
dnej strony z długim przewodnikiem, w y stającym wysoko w powietrze, z drugiej strony z ziemią. Przewodnik w ystający w powietrze nazyw ają anteną; antenie nadają różne kształty, które się empiry
cznie okazały jako korzystne. Często używ ana j e s t antena w kształcie szkie
letu parasola, ryc. 3.
III. Fale ciągłe i nieciągłe.
W ahania wody w naszem naczyniu U,
ryc, 1, z czasem ustaną, a to z .powodu
AB 3 WSZECHSWIAT 37
tarcia wody o ściany naczynia. Tak sa
mo amplituda w ahań wahadła coraz się zmniejsza z powodu tarcia w punkcie zawieszenia, aż wreszcie staje się zerem.
Czem są wahania wahadła? Są to kolej
ne przemiany energii potencyalnej ciała zawieszonego w energię cynetyczną i na- odwrót. Gdyby nie było tarcia, wahadło wiecznieby się wahało; z powodu tarcia jed n ak za każdym razem część energii zużywa się na pokonanie tarcia. Szar
pnięta palcem struna drga. Ale ampli
tuda tych drgań maleje wciąż, a to nie- tylko z powodu tarcia ale i dlatego, że część energii drgającej struny przemie
nia się w energię fal głosowych powie
trza. Gdy przedstawimy graficznie am plitudę drgań stru n y jako funkcyę cza
su, to otrzymamy krzywą ryc. 4. Zupeł-
(F ig . 4).
nie podobnie ma się rzecz z drganiami elektrycznemi oscylatora. Czem są d r g a nia oscylatora? Są to kolejne przemia
ny elektrycznej energii napięcia w ma
gnetyczną energię prądu elektrycznego i naodwrót. Za każdem drgnięciem j e dnak pewna część energii zużywa się na pokonanie oporu elektrycznego przewod
nika (a więc na jego ogrzanie), inna zno
wu część energii oscylatora przemienia się w energię wysyłanych fal elektrom a
gnetycznych. W sk u tek tego energia os
cylatora wciąż się zmniejsza, amplituda drgań^elektrycznych maleje i spada w re
szcie do zera. Gdy przedstawimy grafi
cznie’ amplitudę drgań oscylatora jako funkcyę czasu, otrzymamy również k rzy wą ryc. 4. Tak samo i amplituda fal z oscylatora wychodzących będzie się zmniejszała i spadnie wreszcie do zera, podobnie jak dźwięk pochodzący ze s tr u ny palcem szarp n iętej słabnie i wreszcie zupełnie cichnie. Drgania i fale takie, których amplituda wciąż się zmniejsza, nazywamy drganiam i oraz falami tłumio- nemi.
Zobaczmy, ja k wygląda obraz drgań elektrycznych w oscylatorach używa
nych w telegrafii bez drutu do w ysyła
nia fal elektrycznych. W większej części systemów (systemy „iskrowe1') łączy się kulki oscylatora, (pomiędzy któremi mają przeskakiwać iskry), np. z biegunami dy- namo-maszyny dostarczającej prądu prze
miennego—powiedzmy — o 500 przemia
nach na sekundę. Za każdem maximum i minimum prądu przemiennego prze
skoczy iskra pomiędzy kulkami oscyla
tora, a więc 1 000 iskier na sekundę.
Każda iskra wywołuje drgania elek try czne oscylatora, tłumione jed n ak szybko z powodu oporu ohmowskiego przewod
nika i z powodu wysyłania fal elek try cznych — zob. ryc. 4. Przekonano się, że po 5—15 drganiach amplituda drgań spada praktycznie do zera. Powiedzmy, że pojemność i autoindukcya oscylatora są ta k dobrane, iż liczba drgań elek try cznych wynosi milion na sekundę. W t a kim razie jedno drganie trw a jed n ę mi
lionową część sekundy. Powiedzieliśmy, że po jakichś 10 drganiach amplituda spada faktycznie do zera, zatem po 10 . 1 ---= ---—— sek. drgania
1 0 0 0 0 0 0 1 0 0 0 0 0 &
ustają; po niecałej sekundy prze
skakuje druga iskra i powtarza się ten sam przebieg. Gdy te drgania przedsta
wimy graficznie, otrzymamy ryc. 5. In-
(F ig . 5).
terwały pomiędzy iskrami nie są zatem wypełnione zupełnie drganiami; interwał pomiędzy 2 iskrami wynosi jednę tysią
czną część sekundy, z czego je d n a k tyl
ko je d n a stutysięczna część sekundy wy
pełniona jest przez drgania elektryczne, t. j. przez jednę setną część interwału pomiędzy 2 iskrami oscylator drga, a przez 99 setnych interwału je s t w spokoju i czeka na drugą iskrę 1). To samo się
!) N a r y c in ie niepodobna te g o stosu n k u d o
k ład n ie u w y d a tn ić,
38 WSZECHŚWIAT JSR 3
stosuje i do f a r wychodzących z oscyla
tora, boć oscylator tylko wtedy wysyła fale, gdy sam drga. Fale te mogliśmy porównać z falami głosowemi, pochodzą- cemi ze s tr u n y szarpanej palcem co kil
ka minut. Fale takie, rozchodzące się tylko w pewnych interwałach, nazywam y falami nieciągłemi. W szy stk ie system y telegrafii bez drutu, z w yjątkiem sy ste mu Poulsena, używ ają do koresponden- cyi fal nieciągłych; jed y nie system Poul
sena używ a fal ciągłych. Fale ciągłe m ają się do nieciągłych, j a k np. dźwięk stru n y poruszanej stale smykiem do dźwięku s tru n y szarpanej od czasu do czasu palcem. Zanim opiszemy, w ja k i sposób się w ytw arza ciągle fale e le k try czne, objaśnimy pokrótce, o ile używa
nie fal ciągłych w korespondencyi te le
graficznej bez d ru tu oznacza postęp w o
bec u żyw ania fal nieciągłych.
D r. Jakób Salpeter.
(D ok . n a st.).
N O W A T E O R Y A T O R S Y I l ASY- M E T R Y I M I Ę C Z A K Ó W B R Z U C H O -
N O G I C H .
Każdego, kto się zapozna z budową mięczaków brzuchonogich, uderzają pe
wne cechy morfologiczne: zwrócenie ku przodowi odbytu wraz z całym komplek
sem narządów płaszczowych, asym etry a tego kompleksu w skutek zaniku połowy organów, oraz skrzyżowanie głównych nerwów. Ponieważ jed n ak istnieje wielo danych na to, że brzuchonogi pochodzą od zwierząt sym etrycznych i ponieważ cechy te są im tylko swoiste, musimy przypuścić, że powstały one w rozwoju filogenetycznym gru p y brzuchonogów.
Trudno obecnie wykryć przyczyny, któ
re wywołały powstanie tych cech przed milionami lat, możemy je d n a k czynić co : do tego pewne przypuszczenia— tworzyć pewne teorye — mniej lub więcej praw dopodobne. Główne z tych teoryj, a szcze
gólniej najnowsza, ogłoszona niedawno, będą przedmiotem niniejszego szkicu.
Pomijając opisanie właściwie a nie w y tłumaczenie chiastoneuryi (skrzyżowania nerwów) u Haliotis przez Lacaze-Duthier- sa, gdzie poraź pierwszy użyto wyrazu
„torsya“, oraz hypotezy Carusa i Iherin- ga, mające tylko historyczne znacze
nie—zaznaczę, że pierwszym, który t r a fnie ujął kwestyę, był Spengel. On pierw szy przypuścił, że swoiste cechy brzu
chonogów polegają na przemieszczeniu kompleksu organów płaszczowych, umie
szczonych z początku w tyle ciała, ku przodowi— czyli na t. zw. torsyi, sposób jednak, w jak i to przemieszczenie zacho
dziło, je st u Spengla dość niejasny.
tę. je d n ak podjął w r. 1886 Butschli i opracował zjawisko torsyi w szczegó
łach 1).
Zanim przejdę do hypotezy Btitschlego, muszę kilka słów wspomnieć o pratypie brzuchonoga, służącym za p u n k t wyjścia dla badaczów, którzy się dotąd zajmo
wali tą kwestyą. Uważając grupę Amphi- neura za grupę mięczaków pierwotną i opierając się na pewnem podobieństwie przedstawicieli tej grupy, chitonów, z mięczakami brzuchonogiemi, zbudow a
no „prabrzuchonoga“, połączywszy cechy chitonów z cechami brzuchonogów. Dla Biitschlego ten prabrzuchonóg byl zwie
rzęciem symetrycznem, podłużno okrą- głem, spłaszczonem w kierunku grzbie- towo-brzusznym, o szerokiej płaskiej no
dze, oddzielonej od brzegu płaszcza bró- zdą. W bróździe tej na dwu końcach ciała znajdowały się otwory ustny i od
bytowy, po bokach zaś tego ostatniego wybiegały dwa skrzela. Serce posiada
ło dwa przedsionki stosownie do ilości skrzel. System nerwowy składał się z pa
ry węzłów mózgowych i pary węzłów leżących pod przełykiem, odpowiadają
cych Avęzłom nożnym i płaszczowym brzuchonogów. U nasady każdego sk rze
la znajdował się jed en węzeł skrzelowy, połączony z odpowiednim węzłem pod- przełykowym konektywą trzewiową, z dru-
!) B u tsc h li. B em erk n n g en iiber d ie w ahr-
sc h e in lie lie Herleifcung der G astropoden. M orphol,
1 Jah rb , Tom 12, 1880.
AS 3 WSZECHSWIAT 39
giej zaś strony węzły te łączyły się w za
jemnie komisurą, przebiegającą pod prze
wodem pokarmowym.
Powstanie typowego brzuchonoga z te go prototypu Butschli wyjaśnia przez niejednostajny wzrost brózdy płaszczo
wej po prawej i lewej stronie ciała. Wąz- ki pas leżący między otworem ustnym a odbytowym (a naw et lewem skrzelem) po prawej stronie ciała zatrzymuje swój wzrost, gdy tymczasem odpowiedni pas po lewej stronie rośnie tem szybciej.
W sk u tek zatrzymania wzrostu między otworem ustnym a kompleksem organów płaszczowych, odległość między niemi (oczywiście po prawej stronie) będzie wciąż stałą, gdy reszta ciała będzie wzra
stać; gdy więc zwierzę osiągnie wzrost dwa razy większy od służącego nam za p unkt wyjścia, odbyt wraz z całym kom
pleksem organów płaszczowych przesu
nie się na prawy bok. O ile proces ten trw ać będzie dalej, kompleks organów płaszczowych będzie się coraz dalej po
suwał ku przodowi, gdy zaś ciało, osią
gnąwszy swą wielkość ostateczną, prze
stanie się powiększać, odbyt z organami płaszczowemi zacznie się zagłębiać do powstającej ja m y płaszczowej, przesuwa
jąc się coraz bardziej ku linii środkowej ciała. W związku z tem zjawiskiem je st chiastoneurya, czyli skrzyżowanie n e r
wów: gdy odbyt osiągnie swe położenie środkowe w jamie płaszczowej, pierwot
nie lewe skrzele zajmie miejsce po p ra wej stronie ciała, pierwotnie zaś prawe po lewej, a wraz z niemi zmienią swe położenie odpowiednie węzły nerwowe;
konektywy więc podprzełykowo-skrzelo- we muszą uledz skrzyżowaniu. Pogłębia
nie się ja m y płaszczowej miało jeszcze jeden skutek — powstanie skręcenia mu
szli. Im bardziej ja m a płaszczowa się po
głębiała, tem bardziej wyciskała w n ętrz
ności, tworząc zaczątek worka trzewio
wego, ulegającego wraz z muszlą sk rę ceniu. A sy m etry a jednak muszli nie za
leży od worka trzewiowego, lecz, ponie
waż muszla je s t wydzieliną płaszcza, od niejednakowej intensywności wzrostu w rozmaitych p u n k ta ch brzegu płaszcza.
Hypotezę tę uzupełnił Simroth J). Biit- schli nie podał przyczyny niejednostajne
go wzrostu obu stron ciała, którą Sim
roth widzi wr zaniku przewodów płcio
wych po jednej stronie. Ponieważ prze
wody te powstają przez wpuklenie ekto- dermy brzegu płaszcza, po jednej więc stronie, gdzie przewód ten się tworzy, cały materyał pochodzący z podziału ko
mórek zostaje zużyty na wytworzenie przewodu—gdy tyczasem po drugiej stro nie, gdzie przewód zanikł, m ateryał ten zostaje zużyty na powiększenie płaszcza.
Zanik jednego z przewodów płciowych Simroth tłumaczy zarzuceniem zwyczaju zapładniania jaj wr wodzie poza organi
zmem rodzicielskim, a wprowadzeniem na to miejsce kopulacyi, podczas której mięczaki nasze mogły używać tylko je dnego gruczołu płciowego; drugi uległ więc zanikowi.
Prototyp brzuchonoga podług L anga 2) inaczej się nieco przedstawiał (zob. r y sunki w Nusbauma: „Zasady anatomii po
równawczej Tom I. Str. 520); posiadał on czułki i oczy, bardziej zróżnicowany system nerwowy, jam ę skrzelową, umie
szczoną w tyle ciała. Przesunięcie jednak organów płaszczowych odbywało się, ja k u Biitschlego, wzdłuż prawej strony ciała.
Organizacya prabrzuchonoga, a miano
wicie pokrycie ciała całego płaszczem i tw ard ą muszlą, oraz ścisłe połączenie tego płaszcza z nogą, krępowała swobo
dę ruchów zwierzęcia. To też powstanie typowego brzuchonoga Lang wyjaśnia potrzebą większej swobody ruchów, w którym to celu płaszcz wraz z muszlą musiał się ograniczyć do pewnej tylko nieAvielkiej okolicy grzbietu. Wobec t e go jednak muszla nie mogła już chronić zwierzęcia tak, ja k przedtem, przez p rzy ciśnięcie jej do podłoża zapomocą odpo
wiednich mięśni—obecnie ciało mięczaka musiało być wciągane do wnętrza; mu
szla musiała z tego powodu mieć odpo-
!) Sim roth. P rosob rau ch ia w B ronna „K las- sen iiiiil O rdnungen d es T hier-B ,eiehs“. L ip sk .
■) L an g. L eh rb u ch der v o rg leio h en d en A n a
to m ie der -w irbellosen T hiere. W y d a n ie d rugie.
Z e s z y t I, (Tom I I I, ez. I), Jen a, 1900,
40 W SZECHSW IAT JM® 3
wiednią objętość. Lang j ą sobie w yobra
ża w postaci wysokiego stożka (podobne
go do muszli Dentalium), wzniesionego do góry. Położenie to je s t jed n ak zbyt niewygodne, trzym anie jej w tej pozy- cyi w ym aga wielkiego wysiłku. Muszla więc pochyli się—i tu mamy trzy możli
wości: pochyli się ona albo na przód, albo w tył, albo na bok. W yobraźm y sobie położenie pierwsze, gdy muszla przechyli się na przód i zawiśnie nad głową. Bę
dzie to najlepsze położenie dla organów oddechowych (położonych, ja k wiemy, w tyle ciała). Jama, w której te organy leżą, szeroko otw arta, pozwoli na swobod
ną wym ianę gazów między krw ią a wo
dą. Z drugiej je d n ak strony, muszla za
wieszona nad głową będzie przeszkadza
ła organom zmysłów—będzie to dla nich położenie najmniej wygodne. P rz y p u ś ć my teraz, że muszla opadnie w tył: po
łożenie najlepsze dla organów zmysłów, najgorsze je d n a k dla narządów oddecho
wych w sk u tek ściśnięcia ja m y skrzelo- wej. Obadwa te położenia będą więc ujem nie wpływ ały na pew ne funkcyę or
ganizmu. Pochylenie muszli n a bok bę
dzie położeniem pośredniem i ono też musiało podług Langa zachodzić w filo
genii brzuchonogów. Muszla je d n a k po
chylona na bok (najczęściej na lewą s tr o nę), będzie w yw ierała na tę stronę pe
wien ucisk, gdy tym czasem strona prze
ciwna, nietylko nie będzie tego ucisku cierpiała, lecz przeciwnie będzie wycią
gana. W s k u te k ucisku na lewą stronę ciała kompleks organów płaszczowych wraz z odbytem zostanie poniekąd wy
ciśnięty ze swego miejsca i przesunięty cokolwiek n a praw ą stronę, wr stronę najmniejszego oporu. To przesunięcie kompleksu organów płaszczowych po-
zAvoli znów ze swej stro n y na przesunię
cie samej muszli w tył, co będzie ko
rzystne dla swobody ruchów zwierzęcia.
W ten sposób muszla, p rzesuw ając się w tył, będzie wypierała wciąż kompleks organów płaszczowych po prawej stronie ciała ku przodowi.
W razie pochylenia muszli na lewą stronę lewa część organów płaszczowych od samego początku znajduje się w gor
szeni położeniu, aniżeli prawa. Stosunki te nie ulegają zmianie, gdy kompleks ten zacznie się na prawo przesuwać, gdyż w jego ślady posuwa się muszla, cisnąc wciąż na organy lewej strony. To też organy te, znajdując się w tak nie
przyjaznych warunkach, ulegają reduk- cyi i zanikowi. Chiastoneurya powstaje oczywiście, podobnie j a k u Biitschlego, gdy organy płaszczowe przesuną się zu pełnie ku przodowi.
Przechylenie muszli na bok pociągnie jeszcze jed en skutek: jej skręcenie. W y obraźmy sobie muszlę pochyloną na le wą stronę. Brzeg muszli lewy, czyli w tem położeniu dolny, wywierający ci
śnienie na ciało i oczywiście sam przez nie uciskany, nie będzie mógł rosnąć, gdy tymczasem prawy, czyli górny, wol
ny, rosnąć będzie swobodnie; n as tę p s t
wem tych stosunków będzie skręcenie muszli, które byłoby symetryczne, g d y by muszla nie ulegała torsyi, to je st przesunięciu w tył. W skutek jed n ak te
go przesunięcia, czyli w skutek ciągłego przesuwania się punktów największego i najmniejszego wzrostu, muszla zostanie skręcona asymetrycznie.
Pominąwszy pewne modyfikacye, po
czynione w teoryi Langa przez Bouviera i Fischera, wspomnę w kilku słowach próbę Pelseneera wyjaśnienia torsyi i asy- metryi. Podług niego, odbyt zagina się naprzód na stronę brzuszną (torsion ven- trale), gdy jed n ak noga się tworzy, w y
pycha odbyt z jego położenia na bok (torsion horizontale), co w arunkuje chia- stoneuryę, skręcenie muszli i asym etryę organów płaszczowych.
Platę 1), niezadowolony ze wszystkich dotychczasowych hypotez, zaproponował nową. Prabrzuchonóg jego „Praerhipi- doglossum 1* je s t dość podobny do pra- brzuchonogów innych uczonych, aczkol
wiek różni się od nich pewnem i cecha
mi. Za przyczynę, w yjaśniającą powsta
nie brzuchonoga Platę uważa niejedno-
J) P la tę . B em erk u n g en iiber d ie P h y lo g e n ie
nn d d ie Entsfcehung der A sy m m e tr ie der M ol-
lu sk en , Z ool. Jahrb. Tom 9. A nat.
JSTa 8 WSZECHSWIAT 41
stajn y rozwój wątroby po obu stronach ciała, gdyż ju ż u chitonów lewa jest większa od prawej. Lewa wątroba, ro
snąc, przyciska organy płciowe do nogi, a na grzbiecie tworzy wypuklinę, skrę
coną dla równowagi cokolwiek na p r a wo. Worek trzewiowy wywiera pewne ciągnienie na lewą stronę ciała, pobudza
ją c ją do szybszego wzrostu, skutkiem którego będzie przesunięcie jamy skrze- lowej wraz z jej organami na stronę prawą.
Podobnąż hypotezę podaje Thiele, przyj
mując za przyczynę skręcenia muszli rozwój organu wewnętrznego, tylko nie wątroby, ja k u Piątego, lecz jednej go
nady.
IV. Roszkowski.
(D o k . nast.).
N O W E . N I E Z M I E R N I E K R Ó T K O - W I E C Z N E S U B S T A N C Y Ę RADYO-
A K T Y W N E 1).
J a k wiadomo, życie substancyi radyo- aktywnej mierzy się czasem, w ciągu którego traci ona połowę swej aktyw no
ści. Te żywoty, albo, innemi słowy, te peryody substancyj radyoaktyw nych wy
rażają się liczbami bardzo rozmaitego rzędu. Najkrótszy ze znanych dotąd je st peryod emanacyi aktynu, oszacowany przez Debiernea na 3,9 sekundy, z po
śród najdłuższych wymienić można okre
sy radu i uranu, wyrażające się tysiąca
mi lat. Łatwo zrozumieć, że można bez większych trudności zmierzyć peryod substancyi radyoaktywnej, gdy je s t on rzędu trw an ia doświadczenia laborato
ryjnego (więc kilka godzin, dni, wresz
cie miesięcy); w tym celu wystarcza mie
rzyć w odstępach czasu znanych a k ty wność całkowitą, a stąd, na podstawie prawa wykładniczego, odkrytego przez Curiego, wyprowadzić można czas, po którym aktyw ność spadnie do połowy.
i) R e v u e scien tiiiq u e (i sty c z n ia 1902 r.
Gdy okres je s t bardzo długi, doświad
czenia bezpośrednie są najczęściej nie
możliwe, i długość żywota szacować trze
ba w takich razach drogą pośrednią, mianowicie na podstawie klasycznych wzorów teoryi rozpadu, podanej przez Rutherforda. Jeżeli wreszcie peryod je st niezmiernie drobny, to trudności zaró
wno doświadczalne jak i rachunkowe stają się tak wielkie, że dotąd nikt się nie spodziewał, by możliwe było wogóle wykrycie ciał radyoaktywnych, których okres wyrażałby się hłamkiem sekundy.
Lukę powyższą zapełniły ostatniemi czasy piękne prace, dokonane przez R u
therforda, Geigera, Moseleya i Fajansa.
Już Geiger i Marsden zaczęli podejrze
wać istnienie tych nowych produktów.
Badając i licząc iskierki, wytwarzane na ekranie fosforyzującym przez uderzenia cząstek a, uczeni ci stwierdzili bardzo osobliwe zjawiska w przypadku emana- cyi toru i emanacyi aktynu: niektóre z pośród obserwowanych iskierek były podwójne, bądź w skutek tego, że po
wstawały jednocześnie w punktach mało od siebie oddalonych, bądź dlatego, że odstępy czasu, które je przedzielały, b y ły bardzo krótkie. Już to jedno spo
strzeżenie naprowadziło było Geigera na myśl, że emanacye nie zanikają w spo
sób prosty przez u tratę jednej tylko cząstki « (na atom) i dając początek jednem u tylko produktowi, lecz że we
dług wszelkiego prawdopodobieństwa na
przód powstaje produkt niezmiernie krót- kowieczny, który ulega zniszczeniu na miejscu prawie natychmiast, poczem do
piero w ytw arza się produkt drugi sk u t
kiem emisyi drugiej cząstki a. Z różni
cy pomiędzy chwilami ukazania się dwu iskierek, oszacowanej w sposób przybli
żony, Geiger i Marsden wyprowadzili wniosek co do przybliżonej długości ży
cia owego pierwszego produktu,
Oparłszy się na hypotezie Geigera, Mo- seley i Fajans postanowili oznaczyć d łu gość życia tych nowych substancyj dro
gą bezpośredniego doświadczenia. W tym celu z wielką śmiałością i zręcznością zastosowali metodę zwykłą, która zasa
dza się na mierzeniu w znanych odstę
W SZECHSW IAT JMa 3
pach czasu aktyw ności owej substancyi I hypotetycznej. Atoli, wobec niezmiernej małości przypuszczalnego okresu, dwa doświadczenia, o które chodzi, musiały być wykonane nie w odstępie czasu kil
ku dni, godzin lub miesięcy, lecz w dwu chwilach różniących się zaledwie o kilka tysiącznych sekundy. W ty m celu n a le żało zwrócić się do znanej metody w ir u jącego krążka, połączonego z przyrząda
mi mierniczemi, przesuniętem i względem k rążk a o kąt znany. Łatwo zrozumieć, j a k subtelne z natfiry rzeczy je s t takie doświadczenie, wykonane z pomocą elek- trom etrów niesłychanie czułych, w obec
ności emanacyj bardzo czynnych, zdol
nych do wywołania poważnych zakłóceń.
Moseley i F ajans pokonali szczęśliwie w szystkie te trudności i w bezpośrednim w yniku tych doświadczeń nietylko zdo
łali dowieść faktycznego istnienia hypo- tetycznych sub stan cy j Geigerowskich, ale z dokładnością do 5% oznaczyli dłu
gość życia tych nowych ciał. Okazało się, że em anacya toru daje początek n o wemu produktowi, którego peryod w y
nosi 0,14 sekund, z em anacyi zaś a k t y nu rodzi się produkt, który istnieje za
ledwie 0 , 00*2 sekundy.
W yniki te mają doniosłość kapitalną.
Popierwsze, ja k to w ykazał Rutherford, zmuszają nas do zmiany nom en k latury i klasyfikacyi ciał radyoaktyw nych i po
zwalają ustalić pomiędzy trzem a rodzi
nami: radu, toru i u ran u równoległość bardziej zadawalającą aniżeli dawniej.
Powtóre, otwierają one nowe drogi przed teoryą przekształceń rad y o ak tyw n y ch , w ykazują bowiem, że istn ieją su bstan cy ę j
o długości życia prawie niedostrzegalnej, j a je d n a k obdarzone radyoaktyw nością | potężną. Czyż nie je s t to nowym b ły s kiem nadziei dla tych, co uważają radyo- aktywność za ogólną własność materyi, własność, zam askowaną najczęściej przez niezmierną powolność lub też niezmier
ną szybkość działania?
Tych zaś, k tórych nie przekonyw ają doświadczenia Moseleya i Fajansa, p rze
kona może wiadomość, że główny w y nik, otrzym any przez tych badaczów d a
j e się stwierdzić pew nem niezwykle
świetnem doświadczeniem. W tym celu w ystarcza zamknąć w rurce, opatrzonej elektrodą centralną, odrobinę emanacyi toru lub aktynu. Jeżeli owa elektroda centralna wysłana je s t substancyą fosfo
ryzującą, to. będzie ona świeciła łagod
nie pod działaniem promieni a, pocho
dzących z emanacyi. Zjawisko to zmie
nia nagle swój charakter, gdy nadamy elektrodzie wysoki potencyał odjemny.
W tedy przez chwilę, ale tylko jednę chwilę, świecenie występuje nadzwyczaj żywo. Efekt je s t niezmiernie silny, ale zachodzi jedynie w tym momencie, w k tó rym wprowadzamy pole. W ytłumacze
nie tego doświadczenia oraz podobnego doświadczenia dawniejszego, wykonanego przez Giesela, zawdzięczamy Rutherfor
dowi. Z łatwością można sobie wyjaśnić przebieg zjawiska, jeżeli się przypuści, że, w chwili wprowadzania pola substan- cya o pcryodzie bardzo krótkim wpada na elektrodę (skądinąd wiadomo, że sub- stancya ta naładowana je s t dodatnio), gdzie ulega zniszczeniu jednocześnie z emisyą promieni a oraz ze wzmoże
niem się fosforescencyi.
Tłum. ,S. B.
S P O S T R Z E Ż E N I A N A U K O W E .
Pierwotniaki stawów na Dębnikach pod Krakowem.
W ciągu zimy i wiosny 1907/8 roku poławiałam stale próby planktonową ja k również muł z dna trzech stawków pod
krakowskich: 1 ) małej sadzawki, nieled- wie kałuży, leżącej po lewej stronie szo
sy nadwiślańskiej o kilkaset kroków za mostem wiodącym na Dębniki; 2 ) staw ku położonego w głębokim dole wśród drzew, o kilkadziesiąt kroków za poprzednim;
3 ) ze staw u pod cegielnią u stóp Krze
mionek.
Pierwszy staw ek zanieczyszczony prze- różnemi śmieciami i ściekami, pozbawio
ny przybrzeżnej roślinności, obfitował
w kilka pospolitych .gatunków: wymocz
JYo 3