• Nie Znaleziono Wyników

Słownik rodzajów i gatunków literackich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słownik rodzajów i gatunków literackich"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

2

R ozpocznę od szkicow anych m ocną kreską uogólnień: wiemy, że nadeszły cza­

sy postteo rii, trafiliśm y w świat, którego - wydawało się jeszcze nie ta k niedaw no - m iało w ogóle nie być: w kraj rozciągający się beyond structuralism. D ziałania b a­

daczy w yznaczających ry tm w aw angardzie h u m a n isty k i cechuje polityka dysper­

sji i opór wobec prób porządkow ania oraz bliska fobii niechęć do projektów cało­

ściowych. K rytycy p o rzu c ili zagadnienia teo rii literatu ry , by spojrzeć w k ie ru n k u problem ów kultu ry : tekst odsłonił zaniedbyw any kontekst. Rasa, płeć, klasa, h i­

storyczny i socjologiczny zespół uw arunkow ań, an tropologia literatu ry , cultural studies - typologia gatunków w ydaje się w tym otoczeniu pozostałością p orzucone­

go system u myślowego, k tó ry nie w ątp i w istn ien ie w artości uniw ersalnych, obiek­

tyw nych, oczyw istych i stałych. S zukanie jedności w tekście zdaje się być obecnie p rojek tem -p rzeży tk iem lub profetyczną w izją przyszłości, której jeszcze n ie w i­

dać na horyzoncie b ad a ń literack ich . Co w tej sytuacji począć z p ro jek tem m o n u ­ m entalnego słow nika genologicznego?

Taki niedogodny legat swym następcom w red a k cji „Z agadnień Rodzajów L i­

te ra c k ic h ” pozostaw iła po sobie Stefania Skw arczyńska. Pom ysł, sform ułow any w 1947 roku, był la ta m i realizow any przez im ponującą g rupę (dorobkiem , skalą zainteresow ań, po lem operacji, w reszcie: liczbą) w spółpracow ników . R ach u n k i z ro k u 2006 pozw oliły G rzegorzow i G azdzie ustalić liczbę przygotow anych haseł na blisko 600. Z ebrany m a teria ł jest rez u ltatem w ytężonej pracy w ybitnych b a d a ­ czy, w swej potencjalnej całości obejm uje nieporów nyw alną z żadnym podobnym leksykonem term inologicznym porcję inform acji, zapew ne m ożna tu spokojnie m ówić o ew enem encie w skali globu. Co więc zrobić z tym im ponującym tortem , k tóry d o tarł do odbiorców w niezbyt sprzyjającym czasie1?

1 Słow nik rodzajów i gatunków literackich, red. G. G azda, S. T yniecka-M akow iecka,

(2)

N ajłatw iej byłoby uznać go za tow ar przeterm inow any. W iele św iadczyłoby za d ezaktualizacją: nie uda się pom inąć k u rtu az y jn y m m ilczeniem kw estii m etryki całego przedsięw zięcia. D atę rozpoczęcia prac zdradza nie tyle zachow any zestaw n o ta tek z odpow iednich posiedzeń, ile ko n stru k cja haseł, precyzyjnie za p ro jek to ­ w ana przez pierw szą R edaktorkę. P anujący tu rygorystyczny p o rządek i m eto d o ­ logiczne sugestie („Om awiając rodzaj, gatunek, odm ianę pam iętajm y, że 1) należy wyliczyć i określić czynniki stru k tu ra ln e w ich w zajem nej z a le ż n o śc i...”2) zd ra­

dzają bliskość okresu b ad a ń form alnych. Jeśli m aszyna czasu przeniosła nas do połowy ubiegłego w ieku, to bynajm niej nie koniec podróży: nazw iska pierw szych w spółpracow ników Skwarczyńskiej w chodzących w skład K om isji Słownika Ro­

dzajów L iterack ich - jakkolw iek doskonałe - łączą się z bio g ram am i rozpoczyna­

jącym i się od dat 1880, naw et 1 8 7 0 . O tw ierając opasły tom w ydany w 2006 roku - nie da się ukryć - zaglądam y w dziew iętnasty wiek.

D ługa h isto ria całego przedsięw zięcia m a też i te n efekt uboczny, że poszcze­

gólne hasła oddaw ane do p u b lik a cji dzieli naw et półwiecze. R edaktorzy m ieli do w yboru - wydać to, co zastało przygotow ane przez lata bez ingerencji edytorskiej jako - jak to określa we w stępie G rzegorz G azda - „encyklopedyczny p ó łp ro d u k t”

lub „zgrom adzić odpow iedni zespół redaktorów , dokonać gruntow nej w eryfikacji, transform acji i aktualizacji zgrom adzonych m ateriałów oraz opracować je na nowo”

(s. X II). D ruga możliwość jest rzecz jasna bardziej pożądana, tyle że - w praktyce okazała się (n ietru d n o znaleźć przyczyny) niew ykonalna i „efekt tego działania nie był w p ełn i u d a tn y ” (tam że) - p rzyznają szczerze redaktorzy. G rzegorz Gazda uczciwie ujaw nia p roblem y z ogarnięciem i porządkow aniem m ateriałów , wylicza słabe strony haseł. N egatyw na strategia recenzow ania Słow nika... nie m a więc o tyle celu, że obiektyw ne w iny i grzechy opasłego to m u są od p oczątku jawne. F u n k cjo ­ n aln y ch a rak te r recenzji wym aga jed n ak om ów ienia tego, co za, i tego, co św iad­

czy na niekorzyść p u b lik a cji. W n in iejszy m tekście ekonom ię „plusów i m in u ­ sów” chciałabym jednak zam ienić na z n a k i z a p y t a n i a - tam , gdzie czuję potrzebę dystansu - i w y k r z y k n i k i - szczerego entuzjazm u.

Oczywiście, w ątpliw a jest już kw estia p ry m arn a - pro b lem „ontologicznego u za sa d n ien ia” tego genologicznego superbytu. Stefania Skwarczyńska pisała w p ro ­ jekcie z 1947 roku:

P ro p o n u ję drogą w spółpracy teoretyków literatu ry , historyków literatury, filozofów, ję­

zykoznawców, naw et socjologów i etnologów polskich i ew. zagranicznych, opracow ać dzieło zbiorow e pt. S ł o w n i k R o d z a j ó w L i t e r a c k i c h . [...] Proponow ane dzieło oparło b y się na m ateriale faktycznym lite ra tu ry pow szechnej, czy raczej lite ratu ry ogólnej (ze w zględu na uw zględnioną przez nas lite ra tu rę ludow ą, jarm arczn ą etc.)3

S. Skw arczyńska Projekt słownika rodzajów literackich, „S praw ozdania z C zynności i P osiedzeń Łódzkiego Towarzystwa N aukow ego” 1947 r. II n r 1, s. 1.

Tamże.

2

3

15 3

(3)

K ilka lat później ujaw niała swoje genologiczne m arzen ie zaprow adzenia p o rzą d ­ k u w anarchicznej p rze strzen i n a u k i o g atu n k ac h poprzez rejestrow anie i w eryfi­

kow anie będących w obiegu term in o lo g ii we w spółpracy z m iędzynarodow ym gre­

m iu m genologów. Słow nik, którego daty p u b lik a cji w ciąż w tedy nie dało się p rze­

w idzieć, był in sty tu cjo n aln ą realizacją tego „totalnego” snu o o p isa n iu w szystkich gatu n k ó w językow ego św iata. U to p ijn y ch a ra k te r całości tru d n o tu przeoczyć.

W istocie pom ysł Skwarczyńskiej był sw oistym an achronizm em , z tym że w yprze­

dził swój czas: jako work in progress m iędzynarodow ej spółki k orespondujących badaczy, którzy - w zam yśle - pow inni naw zajem czytać swoje arty k u ły i w prow a­

dzać n ie u sta n n ie popraw ki w hasłach kolegów, wciąż uzup ełn iając bibliografię, p rzypom ina - oczywiście, oczywiście - h ip e rte k stu a ln ą genologiczną W ikipedię.

M im o hom ogenizacyjnych zaleceń Skw arczyńskiej (badaczka opracowała p re ­ cyzyjny m odel hasła jako p u n k t wyjścia dla w spółpracow ników ) - arty k u ły haseł byw ają n ie jed n o lite , począwszy od k ry teriu m długości, skończywszy na k o n stru k ­ cyjnym . R edaktorzy w ydanego tom u, św iadom i tej (zapew ne niedającej się osta­

tecznie uniknąć) w ew nętrznej niek o h eren cji, p o djęli się przeredagow ania a rty k u ­ łów i to, co osiągnęli, to jedynie stan niezadow olenia, jeśli przyjąć przywoływane już w yznanie G rzegorza Gazdy. Z dając sobie spraw ę z tru d n o ś c i z a d an ia, nie w ierząc w potrzebę doskonałej jednorodności form alnej tom u, m am jed n ak py ta­

nie: dlaczego red ak to rzy nie odważyli się na b ardziej radykalne ingerencje? U siłu ­ jąc zetrzeć k u rz z artykułów p isanych -dziesiąt lat tem u , postępując nazbyt ostroż­

nie, jak gdyby m ieli do czynienia z zabytkiem , u n ik n ę li m o d ern izacji tom u, co nadało m u c h a rak te r hom agialny, a zm niejszyło jego szansę na stanie się p u b lik a ­ cją wpływową.

M am na b iu rk u pierw szy n u m e r Z R L z 1958. Z ciekawości zerkam , co stało się z pierw szą p a rtią artykułów przygotow anych na p otrzeby p ublikacji: dział M ate­

riały do „Słow nika rodzajów literackich” o tw iera A ntyutopia au to rstw a W ito ld a O strow skiego, w tom ie U niv ersitasu g runtow nie przepracow ana; n astęp n e hasło to A pokryf Tytusa G órskiego, redagow any dziś przez w spółczesną badaczkę - i tu z m ian nie m a, poza kosm etyką stylistyczną i kilkom a d o d atk am i bibliograficzny­

m i. To stanowczo zbyt m ało. T rudno bow iem uwierzyć, że w ciągu półwiecza nie dopracow aliśm y się poszerzenia naszej w iedzy o tym - dosyć eksponow anym p rze­

cież - g atu n k u . W om awianej pracy definicja ogranicza się do „tekstów, których au to r nie jest znany lu b których pochodzenie, u k ła d i treść są n iejasne, ta je m n i­

cze” (s. 40). W spółczesnego genologa zainteresow ałyby pew nie kolejne definicje:

tego, co „h eretyckie”, „fałszyw e” lub „ukryte p rze d n iew tajem niczonym ”, o k tó ­ rych Słow nik... n am n ie ste ty nie opowie. Mój hipotetyczny genolog-progresyw ista zająłby się pew nie om ów ieniem histo ry czn ie zm iennej d en o tac ji i społecznych ko notacji (na przy k ład zaciekaw iłoby go, dlaczego była ona pozytywna w śród r u ­ chów gnostyckich, a negatyw na w chrześcijańskiej nauce kościoła). W spółczesne zainteresow anie apokryfem jako g atu n k iem łączyłoby się dalej z p y ta n iem o jego rolę w polityce d o m inujących in sty tu cji społecznych, z kw estią korzystania z tego

(4)

a utorytetu: był więc zw iązany z p rak ty k ą ustalan ia kanonu; był p o p u la rn y w pew ­ nych epokach i pew nych kręgach, był elem entem k u ltu ry masowej - prow okuje więc p y ta n ia o c h a rak te rz e kultu ro w o -h isto ry czn y m . T ytus G órski ujm ow ał go n ato m ia st tak, jak należało p rze d półw ieczem : p rzede w szystkim jako zjaw isko z w nętrza lite ra tu ry (chrześcijańskiej), skupiając się na u sta le n iu charakterystycz­

nych chwytów form alnych, strateg ii ukryw ania autorstw a, pow inow actw z innym i g atu n k am i, by w k ońcu w ym ienić najw ażniejsze teksty gatunku.

Różnica m iędzy genologicznym wczoraj i h ipotetycznym dziś jest - w idać na pierw szy rz u t oka - znaczna i służyć m oże jako sugestia, iż w genologii drugiej połowy X X w ieku n astąp ił zw rot bodaj czy nie o pełne 180 stopni. W pierw szym w ydaniu Zarysu teorii literatury G łow ińskiego i Sław ińskich, czasowo zbliżonym do okresu form ow ania się zam ysłu Słow nika, g atu n ek to n arzędzie typologii dzieł literack ich , abstrahow any „na podstaw ie ch arak tery sty k i zjaw isk s t y l i s t y c z ­ n y c h i k o m p o z y c y j n y c h ”4. W spółcześnie zaś uważa się, że „gatunek jest am alg a m a te m l i n g w i s t y c z n y c h , s p o ł e c z n y c h i lite ra c k ic h konw encji, połączonych z reżim am i m yślenia, w liczając w to i n s t y t u c j o ­ n a l n e i i d e o l o g i c z n e elem enty tych k u lturow ych fo rm acji”5.

Ta zm ian a - w k ie ru n k u b ad a n ia kulturow ego d ziała n ia g a tu n k u - jest dla m n ie rzecz jasna istotna: m arzyłby m i się słow nik reo rganizujący w yeksploatow a­

ną i dziś n ie fu n k c jo n aln ą (chyba, że w p ropedeutyce szkolnej lub w stępnym k u r­

sie poetyki) m iarę „konstrukcyjnych elem entów dystynktyw nych dzieła lite ra c ­ kiego”, staw iający w zam ian pytania: Ja k i m odel społeczeństw a d any g atu n ek p ie ­ czętuje? K om u sprzyja? Kogo pom ija? Czy służy interesom jakiejś gru p y społecz­

nej? Czy da się coś ciekawego pow iedzieć o g atu n k u przykładając do niego k ate­

gorie rasy? Płci? Jak i m odel k o m u n ik a cji wybiera? Czy ujaw nia i jak ujaw nia swą w ew nętrzną politykę wobec ak tualnego k sz tałtu kultury? Co konserw uje? Co oba­

la? Co m ów i w prost o człow ieku, co sugeruje m iędzy w ierszam i? Jak na nas dzia­

ła? Jaką ten d en cję p rzekształceń m ożna w n im dostrzec? D o kogo ta k napraw dę się zwraca? Stefania Skwarczyńska w yraźnie p odkreślała w Projekcie Słow nika R o ­ dzajów Literackich m isję, by „dać w yraz naukow em u u jęciu poszczególnych zagad­

n ie ń z zakresu genologii - nie tylko - a przy n ajm n iej nie zawsze tylko spraw oz­

dawczo, ale i tw órczo”6. T ym czasem z dzisiejszego p u n k tu w idzenia p rzeciętny arty k u ł w ydanego w łaśnie Słow nika... nie jest ani dogłębnym spraw ozdaniem z do­

stępnych n am w spółcześnie (czyli A.D. 2006) naukow ych ujęć g atu n k u , an i now a­

torskim , aw angardow ym , jak chciała pierw sza R edaktorka, w łam aniem w skost­

n iałe p rzestrzen ie genologii. W ręcz przeciw nie: to, co w b ad a n ia ch gatunkow ych

4 M. G łow iński, A. O kopień-S ław ińska, J. Sław iński Zarys teorii literatury, Państwow e Z ak ład y W ydaw nictw Szkolnych, W arszaw a 1962, s. 7. P o d k reślen ia m oje - R.S.

5 V.B. L eitch (De)Coding (Generic) Discourse, w: tegoż Cultural Criticism, Literary Theory, Poststructuralism, C o lu m b ia U niv ersity Press, N ew York 2001, s. 63.

P odkreślenia m oje - R.S.

6 S. Skw arczyńska Projekt s ło w n ik a ., s. 1.

15 5

(5)

konserw atyw ne, zostało w te n sposób po stokroć w zm ocnione. W ydaje m i się, że m am y do czynienia z b ardzo pow ażnym sp rzeniew ierzeniem się pierw otnym in ­ tencjom , jakie tow arzyszyły tw orzeniu tego tom u. W nosi to kontrow ersję co do potencjalnego odbiorcy i adresata tej pracy. Byłby n im genolog? B adacz lite ra tu ry (jak chciała Skwarczyńska)? Czy pow szechny niebyt określany przez redaktorów jako „wszyscy zainteresow ani lite ra tu rą ” (s. X III). Raczej to ostatnie (co nie wróży dobrze), bo w spółpraca m iędzy działającym w spółcześnie badaczem form k o m u ­ n ik a cji i danym m u do ręk i Słowikiem będzie w zw iązku z m etodologicznym i roz­

b ieżnościam i m iędzy rzeczyw istością w ew nętrzną to m u a zew nętrznym św iatem dzisiejszej n a u k i o g atu n k ac h w ynikiem negocjacji, by n ie przewidywać fu n d a ­ m entalnego sporu.

G enologow i m ogłaby się jed n ak przydać om aw iana p u b lik a cja, jeśli byłaby w stan ie spełnić za d an ie zorientow ania czytelnika w najw ażniejszej lite ra tu rz e p rzed m io tu . Ta spraw a to źródło m ego najw iększego rozczarow ania. B ibliografia podaw ana do danego hasła najczęściej obejm uje zespół m onografii: tym czasem dobry czas dla genologii skończył się w la tac h siedem dziesiątych i dziś najciekaw ­ sze, najnow sze ujęcia tra fia ją raczej do artykułów naukow ych niż książek. Prace redakcji, by uzu p ełn ić bibliografię p isanych daw niej om ów ień są - piszę z resen- ty m e n te m i z egoistycznych pobudek, bo rzecz jasna, chciałabym , by ktoś w ystąpił w roli forpoczty dla m oich poszukiw ań - przyczyną zawodu. R ozczarow uje m nie fakt, że ta k wiele haseł m a b ibliografię w łaściwie niezaktualizow aną: najnowsze cytowane pozycje pochodzą z lat 70-80., a d o m in u ją lata 60. W n iek tó ry ch hasłach u jaw nianie w spółczesnych tropów dla b ad a ń zam iera po dwóch o d niesieniach do odpow iednich antologii tekstów lu b do k ilk u ogólnych i oczywistych słowników, schem atycznych m onografii jak na przy k ład The Oxford Companion to English Lite- rature czy Historia literatury (tu należy wstawić in te resu ją cy nas kraj) w zarysie, a bliższe n am czasy rep rez en tu ją - zdarza się, n ie ste ty - prace ro d zaju Słownika literatury X X wieku, szm inkując niesk u teczn ie tym m echanicznym gestem a u te n ­ tyczną m etrykę hasła. D alej - bibliografia zgrom adzona przez pierw szych red a k ­ torów haseł rzadko bywa w eryfikowana: wiele w ym ienianych analiz (z lat dziesią­

tych, dw udziestych) należy dziś do archiw um literaturoznaw stw a i przydatność takiej wskazów ki jest - m in im aln a lub żadna. Z astanaw iające są też ograniczenia językowe: w am bitnym m ultilingw istycznym projekcie (myślę o m atkujących słow­

nikow i „Z ag ad n ien iach R odzajów L ite ra c k ic h ”) Skw arczyńskiej (posługującej się pryw atnie w yśrubow anym kry teriu m : dobry teoretyk lite ra tu ry m u si znać co n a j­

m niej trzy języki obce) - m ożna by się spodziew ać w yczerpującego ogólnego roze­

znania: po p rzeciętn y m haśle dostajem y jednak spis prac polskich oraz k ilk u za­

granicznych, najczęściej z jednego języka obcego. Jeśli bibliografia jest bardziej rozbudow ana i nie rozczarow uje na pierw szy rzu t oka - to po chw ili okazuje się m onologiczna i na zm ianę: anglojęzyczni, niem ieccy lub francuscy badacze w yra­

stają na genologicznych m onopolistów w danej wąskiej specjalizacji. Powraca py­

ta n ie o cel przedsięw zięcia: kom u posłuży m a teria ł bibliograficzny, jeśli nie b u ­

(6)

Jestem przekonana, że zam ierzenie Skw arczyńskiej było w la tac h 50. ta k n o ­ w atorskie, że gdyby tylko m ogło być zrealizow ane, dałoby b ard z o now oczesną p ublikację. P rojekt Słow nika... dow odzi naukow ej klasy - a raczej ekstraklasy - pom ysłodaw czyni: robiąc swoje poza teoretycznoliterackim „ m ain stre am em ” (co n igdy nie jest p rzedsięw zięciem prostym , tym b ardziej nie było w politycznie tr u d ­ nych la tac h p racy badaczki) - pozostaw iła prace, któ re m ocno o pierają się dezak­

tu alizacji. Rozważając przygody idei g a tu n k u w ielokrotnie, ze zdziw ieniem , a póź­

niej z przyjem nością stro n n ik a , odnajdyw ałam now atorskie tezy w spółczesnych badaczy w starszych o trzydzieści, czterdzieści, a i naw et p ięćdziesiąt lat tekstach au to rk i Teorii listu. (N aw iasem m ów iąc, ta w łaśnie praca została niedaw no w zno­

w iona po n ieom al siedem dziesięciu la tac h od pierw szej p u b lik a c ji7, z czego chcę wnosić - jest n ad al n iezastąpiona. To daje jej chyba prow adzenie w k ategorii trw a­

łości tez dysertacji h abilitacyjnej w polskich b ad a n ia ch literaturoznaw czych). N ie chcąc sugerować genologicznych za n ie d b ań rodzim ej krytyki, prag n ę podkreślić p rzy tej okazji p rek u rso rsk ie i n iesłychanie celne in tu icje Skw arczyńskiej, wciąż w idoczne w zrealizow anym tom ie (tu zaczną się pojaw iać m oje „w ykrzykniki”).

Po pierw sze, decyzję bez preced en su w m om encie k rzepnięcia m etody form al­

nej w Polsce, by hasła kształtow ać „dynam icznie” z uw zględnieniem histo ry czn e­

go rysu dziejów formy. Praca Czesława Z gorzelskiego8 (Dumapoprzedniczka balla­

dy, 1949) czy Ireneusza O packiego9 (Krzyżowanie się postaci gatunkowych jako w y­

znacznik ewolucji poezji, 1963) należały w tedy do b ardziej lub m niej odległej do przyszłości. Po drugie, b ardzo now atorska w ydaje się dziś decyzja R ed ak to rk i, by m yśleć k ategoriam i, któ re obecnie w ydają się n am doskonale aktualne. Skwar- czyńska projektow ała badania, które - pom im o w iatrów w iejących ówcześnie z prze­

ciwnej strony - m iały z założenia m ieć ch a rak te r poliperspektyw iczny i szeroki.

Skw arczyńska chciała zaangażow ać badaczy lite ra tu r różnych języków, p o d k reśla­

ła też wagę om ów ień gatunków ludow ych, p o p u larn y ch , użytkowych. O tw ierała kategorię „literackości” i zapraszała do w spółpracy socjologów, etnologów, h isto ­ ryków. O ile dzisiejszy k ształt Słow nika p rzek o n u je, iż au to rzy haseł pow ażnie p o traktow ali „historyczne” k ry teriu m , to z „kulturow ym ” n ie ste ty jest gorzej, a re ­ strykcyjna kategoria „literackości” została uchylona zaledw ie o cal.

M oje zastrzeżenie nie dotyczy b ra k u haseł z zak resu lite ra tu ry ludow ej (tych jest sporo - bard zo doceniam ! - także w śród g atunków daw nych czy form lite ra tu r św iata), co b ra k u konsekw encji w realizacji pierw otnego pom ysłu, by uwzględnić twórczość naukow ą, ustalen ia retoryki, nazw y genologiczne dotyczące gatunków innom edialnych, na przy k ład m uzycznych czy film ow ych, w reszcie twórczość n ie ­ p isa n ą („rodzaje w ypow iedzeń, tkw iące w życiu sam ym , zw iązane z jego p o trzeb a­

7 S. Skw arczyńska Teoria listu, W ydaw nictw o U niw ersytetu w B iałym stoku, B iałystok 2006.

8 Cz. Z gorzelski Duma poprzedniczka ballady, TNT, T oruń 1949.

9 I. O packi Krzyżowanie się postaci gatunkowych jako wyznacznik ewolucji poezji,

W ydaw nictw o IB L PAN, W arszaw a 1963.

15 7

(7)

m i p raktycznym i, jak na przy k ład expose [sic!], wywiad, rep o rtaż, list, rap tu larz, d ziennik, itin e ra riu m , spraw ozdanie” 10). Spraw dzam short list R edaktorki: z ośm iu w łaśnie w ym ienionych i przecież b ynajm niej nieegzotycznych gatunków , w słow­

n ik u znalazły się tylko trzy. Tak sam o źle jest z m arzonym przez Skwarczyńską

„p rospektyw nym ” ch a ra k te re m p u b lik a cji. M iała bow iem śledzić genologiczne narodziny, opisywać „rodzaje in statu nascendi” - a w om aw ianym słow niku próżno szukać ta k potrzeb n y ch haseł jak „sm s”, „czat”, „em ail”, „cv”. N ie chciałabym , by uw agi te zab rzm iały jak konw encjonalne w om ów ieniach w ydaw nictw o ch a ra k te ­ rze referen cjaln y m n arz ek an ie na b ra k tego czy tam tego hasła. Id zie o kw estie jakościowe, n ie ilościowe: w w yczerpującą, ostateczną pan-ksiegę genologii m im o ogrom nego szacu n k u dla ducha R ed ak to rk i - nie w ierzę.

Z astanaw iają m nie też zam ieszczone ostatecznie w słow niku hasła takie jak

„trio let” i „oktostych”, pośw ięcone zjaw iskom m etrycznym raczej niż genologicz- nym . To jest ak u ra t zgodne z p la n em Skw arczyńskiej, by

czytelnikow i dać jak najbogatszy m ateriał [...] [uw zględniając] to, co w łaściw ym ro d za ­ jem lite rac k im nie jest, a więc u k ład y w ersyfikacyjne proste [...], złożone [...], najw aż­

niejsze nazw y stro f [...], nazw y najw ażniejszych cząstek kom pozycyjnych [ ...] .u

Je d n ak te n pom ysł R e d ak to rk i - by jako zjaw isko genologiczne uznaw ać także pew ną regularność form y - jest w m oim odczuciu wątpliwy, nie zn a jd u ję też p o ­ dobnych stanow isk w genologii światowej. A kceptow anie go (nawet w tej szcząt­

kowej form ie, jaką da się dostrzec w p u b lik a cji), pow oduje zbliżanie p ro jek tu do b ad a ń spod zn a k u - w łaśnie - k o n stru k cji i kom pozycji.

Tym czasem genolodzy przy zn ali się daw no do fiaska analiz w n u rcie m etody form alnej. Przypom nę głos D ana Ben-Amosa, k tóry pisał w 1976 roku:

Próbow aliśm y konstruow ać pojęcia logiczne, które m iałyby p o ten cjaln e zastosow ania m iędzykulturow e, i w ynaleźć narzędzia, które służyłyby jako podstaw a uczonego d ys­

k u rsu , d o starczając m u zdefiniow anych kategorii o d n iesien ia i analizy. W toku tego p ro ­ cesu przekształciliśm y jed n ak tradycyjne g a tu n k i z kulturow ych kategorii kom unikacji w pojęcia naukow e. Podchodziliśm y do nich tak, jak gdyby nie były one zależne od k u l­

turowej ekspresji i percepcji, lecz stanow iły jednostki autonom iczne, składające się z cech in h ere n tn y c h , im jedynie w łaściw ych, jak gdyby nie były w ycinkam i pewnej całości tra ­ dycji u stn e j, lecz form am i bezw zględnym i. In n y m i słowy usiłow aliśm y zm ienić system y taksonom ii ludow ej, uw arunkow ane k ulturow o i różniące się w zależności od system ów poznaw czych użytkow ników , w nie uw arunkow ane kulturow o, analityczne, u jed n o lico ­ ne i obiektyw ne m odele lite ra tu ry ludow ej. Porażkę, jaką p onieśliśm y i do jakiej się te­

raz przyznajem y, m ożna więc było w łaściw ie p rzew idzieć.12

10 S. Skw arczyńska Projekt s ło w n ik a ., s. 2.

11 Tamże, s. 3.

12 D. Ben-Am os Kategorie analityczne a gatunki etniczne, przel. M. B. Fedewicz,

(8)

U niw ersalny i to ta ln y p ro jek t Skw arczyńskiej d o k ład n ie w ypełnia diagnozę Ben-Amosa. Czy więc Słow nik... to „dająca się przew idzieć p o raż k a”?

U to p ijn y ch a rak te r pom ysłu pierw szej R edaktorki, niew ykonalne w praktyce założenia, w reszcie rozciągnięta w czasie realizacja i data p u b lik a cji w „niegeno- logicznej epoce” w łaściw ie skazują Słow nik... na sp ek tak u larn e i natychm iastow e b ankructw o idei. Będę jed n ak adw okatem przedsięw zięcia: zbyt łatw o bow iem ła ­ jać słow niki i leksykony za ich ogólny (co w k ońcu konieczne) charakter. W itold O strow ski w tekście Słow nik rodzajów literackich w zamierzeniu Stefanii Skwarczyń- skiej i w realizacji n ak łan ia ł do właściwego szacowania pracy autorów:

Pisanie artykułów naukow ych jest p racą niew dzięczną. W ym aga dostosow ania się do k an o n u przyjętego przez Redakcję. W ymaga krótkiego, lecz najbardziej treściow ego w y­

pow iedzenia. W ymaga w ysiłku przy tw orzeniu krótkiej definicji lub o pisu g atunku. W kład pracy jest duży, efek t jest objętościow o niew ielki i niew ażki, poniew aż hasła słownikowe trak tu je się w świecie naukow ym jako kom pilacje. I w pewnej m ierze są one, a naw et m uszą być kom pilacjam i. O ry g in aln y w kład au to ra tru d n o jest ocenić i d o cen ić.13

G dyby więc przyjąć, że Słow nik... jest jedynie w ierzchołkiem góry i spróbować w yobrazić sobie potrzeb n y do jego stw orzenia n a k ła d starań , lektury, dośw iadczeń - otrzym aliśm y w łaśnie efekt tytanicznej pracy.

Istotniejsze jest jed n ak pytan ie, w jakiej m ierze om aw iany tom jest w ażnym w ystąpieniem naukow ym . W m oim odczuciu jest n im n ie (tylko) dlatego, że po d ­ sum ow uje dokonania polskiej genologii, że jest ho łd em złożonym Skw arczyńskiej i kręgow i jej w spółpracow ników , że zam yka pew ną epokę. W ażniejsze, że otwiera też now ą, w ypełniając w ażną lukę w naszej w iedzy o g atu n k ac h i w spierając now ­ sze ten d en cje w b ad a n ia ch n a d n im i, będąc u n ik a ln y m w skali światowej zesta­

w ieniem w jednym m iejscu rozm aitych sposobów k o m u n ik a cji różnych ku ltu r.

N iesłychanie cenne są hasła tłum aczące subtelne różnice m iędzy w ersjam i g a tu n ­ k u z różnych literatu r: zam iast „p a n eu ro p ejsk ie j” b allad y m am y hasła balada - staroprow ansalskie, ballade - francuskie, b allata - włoskie, ballad - angielskie; idylla ró żn i się od idyll, sonet jest angielski, spenserowski i szekspirowski, kasyda perska nie jest tym sam ym , co arabska. W iele tu zn ajd ziem y sm akow itych in fo rm acji dla genologów-etnografów: m am y hasła dotyczące gatunków tak egzotycznych jak tu ­ reckie ko$ma, w alijskie cynghanedd, chińskie fu , indyjskie durmallika, czy bardziej swojsko b rzm iącą czeską deklamovankę. U w ażna le k tu ra podsuw a tro p y intertek- stualne: na przy k ład czytając hasło dotyczące japońskiego zuihitsu w inform acji o M akura no soshi Sei Shonagon skonstruow anych jako zestaw p o n ad trzy stu szki­

ców, w śród których n ajbardziej charakterystyczne są sk ru p u la tn e inw entarze tego, co m iłe, w zruszające, żałosne e t c . , doszukać się m ożna bardzo praw dopodobnej in sp ira cji zastanaw iającej listy zam ieszczonej pod nagłów kiem J ’aime, je n ’aime

13 W. O strow ski Słow nik rodzajów literackich w zamierzeniu Stefanii Skwarczyńskiej i w realizacjia w: Stefania Skwarczyńska. Uczony, nauczyciel, wychowawca,

red. M. B ielacki, J. Trzynadlow ski, Ł ódź 1992, s. 84.

159

(9)

09 1

pas w Roland Barthes p ar Roland Barthes. Badacz z n u r tu gender znajdzie tu i ów­

dzie coś dla siebie: etnologicznie i historycznie kształtow ane hasła zaw ierają in ­ form ację, jak na przy k ład w artykule o jap o ń sk im monogatari, o kobiecym au to r­

stwie formy. Poza etnologiczną, in te rte k stu a ln ą , czy genderow ą dyw idendą, lite ­ raturoznaw czy zysk generuje też konsekw entne historyczne kształtow anie haseł, uzupełniające podstaw ow ą w iedzę ze Słow nika terminów literackich, w ażne dla h i­

storyków lite ra tu ry polskiej, ale także - dzięki w glądow i w obce lite ra tu ry - dla filologów obcych, w k ońcu - także dla praktyków an tropologicznych o rien tacji w literaturoznaw stw ie.

P rojekt Skwarczyńskiej daje być m oże przedsięw zięcie m etodologicznie: w ąt­

pliw e w św ietle ów czesnych b ad a ń genologicznych, prow okacyjne w historycznym ujęciu, ignorujące trendy, niem ożliw e do redakcyjnego opracow ania, a dla odbiorcy w spółczesnego - nie w p ełn i funkcjonalne. D ocenić trzeba jed n ak zalety: otw arcie sp e k tru m gatunkow ego, etnologiczną orientację, łączenie p rak ty k sy n ch ro n izu ją­

cych z koniecznym i p an o ra m am i diach ro n iczn y m i oraz założenie, że obserwacja obejm ie m ożliw ie rozległe rejony. Słownik te n jest w m oim odczuciu m im o, a m o­

że w łaśnie z pow odu swej n ieom al wiekowej h isto rii, wieloosobowego autorstw a, zrealizow anych - i niezrealizow anych - założeń, dow odem zarazem d o k u m e n tu ­ jącym , jak i w spierającym rację istn ien ia w spółczesnej genologii i dzisiejsze jej intuicje: g atu n k i są narzęd ziem dla b ad a ń kulturow ych, antropologicznych, h i­

storycznych, in te rtek stu aln y c h ; są sw oistym p ryzm atem , lu p ą, przez któ rą m ożna badać skom plikow any ułam ek naszej w ielokulturow ej, historycznej, w ielojęzyko­

wej, w ielorejestrow ej - tekstow ej spuścizny; są jak znalezisko, które w ręk ach lite ­ rackiego archeologa-antropologa św iadczy w edle ekonom ii synekdochy o k u ltu ­ rze, z której pochodzi.

R o m a SEN D YKA

(10)

Abstract

Rom a SENDYKA

Jag ie llo n ia n U niversity (K rakó w )

Dictionary of Literary Genres

In general, it can be argued that albeit some very significant w o rk has been done, the theory of genres has not been the object of sustained initiative by any major theorist or critical movement. As a result, contem porary critics and theorists of literature find them- selves with comparatively little to say about one of the most basic categories of their study, It is in this context that the appearance of an anthology by G rzegorz Gazda and Stowinia Tynecka-Makowiecka is groundbreaking. It assembles more than 600 articles representing theoretical w o rk on genre done by various scholars contributing to a theoretical journal

"Zagadnienia Rodzajów Literackich", published since 1958 in Lodz. In addition to providing a generally useful publication, the Glossary o f Literary Kinds and G en res has framed the outstanding legacy of the Stefania Skwarczyńska's school and its theoretical w o rk on genre.

Although genre theory as presented in the book may be criticised for being conservative, the overall outcome provides an unparalleled publication, having few global-scale competi- tors in critical theory.

191

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wartości średnia i skuteczna prądu w przewodzie neutralnym różnią się przy symetrycznym wysterowaniu ściemniaczy bardzo nieznacznie, mniej niż przy czystych

Jednym z rozw iązań problem u braku pracy m oże okazać się skrócenie czasu jej trw ania, tygodnia pracy.. R ifkin sugeruje, że sektor usług nie

Ekstynkcja jest procesem naturalnym, dzieje się na skutek zmieniających się warunków, gatunek wymiera zwykle w ciągu 5mln lat od jego wyewoluowania, wymiera

<!ATTLIST ksiazka ISBN CDATA REQUIRED> - wystąpienie atrybutu. "WARTOŚĆ" <!ATTLIST ksiazka jezyk

Walka toczy się między przedmio- tami i formami, które są wynikiem translacji tych pierwszych w po- stać – mówiąc językiem Hegla – „uzmysłowioną”, przy

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Ty, Wiesiu, zapamiętaj to sobie, ty się dobrze przyglądaj, co ja robię, ty się ucz myśleć, tu jest samochód a nie uniwersytet.. Taki ciężar - powiada

A nie lubię, bo osądzanie sztuki jest sprawą bardzo prywatną, tak samo jak tworzenie sztuki, kiedy więc przychodzi mi swoje prywatne sądy uzgadniać z prywatnymi sądami