• Nie Znaleziono Wyników

Ks. prof. dr Wincenty Kwiatkowski (1892-1972)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ks. prof. dr Wincenty Kwiatkowski (1892-1972)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Tadeusz Gogolewski

Ks. prof. dr Wincenty Kwiatkowski

(1892-1972)

Studia Theologica Varsaviensia 11/1, 3-13

(2)

R O Z P R A W Y I A R T Y K U Ł Y

S tu d ia T h eo l. V a rs. 11 (1973) n r 1

T A D E U S Z G O G O L E W S K I

KS. PROF. DR WINCENTY KWIATKOWSKI

(1892— 1972)

D nia 20 lutego 1972 r. zm arł w W arszaw ie (Wiśniewo) śp. ks. prof, d r W incenty K w iatkow ski, zasłużony nesto r apologe­ ty ków polskich, w y b itn y uczony, tw órca apologetyki to taln ej, założyciel w arszaw skiej szkoły apologetycznej, nauczyciel i w y ­ chow aw ca w ielu pokoleń teologów. D w ukrotnie za jego życia, z okazji jub ileuszu 30-lecia oraz 50-lecia p rac y n auk ow o -d y­ daktycznej, dedykow ane m u były specjalne n u m ery czasopism n aukow ych zaw ierające dokładniejsze dane biograficzne i bi­ bliograficzne x. D latego w y starczy w skrócie pow tórzyć te in ­ form acje dzieląc się raczej w spom nieniam i z ostatnich dni jego życia i z uroczystości pogrzebow ych.

Ks. prof. W. K w iatkow ski urodził się dnia 1.1.1892 r. w Skopiszkach na Litw ie. W 1909 r. ukończył w W ilnie gim ­ n azjum klasyczne. Po dwóch latach p o bytu w S em inarium D u­ chow nym w P e te rsb u rg u w ysłany został do Rzym u, gdzie w 1914 r. o trzy m ał d o k to rat z filozofii, w 1917 r. św ięcenia kapłańskie, w 1918 d o k to rat z teologii, a w 1920 licencjat z p ra ­ w a kanonicznego. B ezpośrednio po pow rocie do k ra ju w 1920 r. objął w ykłady z apologetyki jako zastępca profesora na W y­ dziale Teologii K atolickiej U n iw ersy tetu W arszaw skiego. H a­ bilitow ał się w 1922 r. m ając zaledw ie 30 lat. W 1930 r. uzy­ skał ty tu ł profesora nadzw yczajnego, a w 1933/34 r. ak. w y ­ b ran y został dziekanem W ydziału. P rz ed sam ą w ojną (1.VIII. 1939 r.) o trzy m ał n om inację na profeso ra zw yczajnego. Był

i C o lle c ta n e a T h e o lo g ic a 25(1954) n r 1— 2; S tu d ia T h e o lo g ic a V a r- saviem sia 8(ЮТ0) n r 1.

(3)

w spółzałożycielem Polskiego T ow arzystw a Teologicznego i d łu ­ goletnim red ak to rem Collectanea Theologica. W czasie okup a­ cji b rał czynny udział w tajn y m n auczaniu uniw ersyteckim . Od chw ili w znow ienia W ydziału w 1945 r. pełnił przez trzy la ta fu n k cje dziekana. Po utw o rzeniu w 1954 r. A kadem ii Teo­ logii K atolickiej był dw a lata dziekanem W ydziału Teologicz­ nego. W m iędzyczasie (1.1.1956 r.) objął kierow nictw o nowo­ utw orzonej zespołowej k a te d ry apologetyki. W latach 1956— 1965 piastow ał godność re k to ra ATK, pom im o że w 1962 r. ukończył 70 lat. Z dniem 1.X.1966 r. przeniesiony został w stan spoczynku. Za sw oją działalność n aukow o-organizacyjną od­ znaczony był Złotym K rzyżem Zasługi.

P ró b u ją c przed w ielu la ty sch arakteryzow ać nieprzeciętną osobowość ks. P ro feso ra jako naukow ca, w skazano na jej c ztery znam ienne rysy. P rzed e w szystkim cechowało go n ie­ słabnące nigdy zainteresow anie a k tu a ln ą p ro b lem aty k ą nau k o ­ wą, w k tórej podejm ow aniu w ykazyw ał niestrudzoną praco­ witość. Jednocześnie był bezw zględny w dom aganiu się ści­ słości m yślenia, rozum ow ania i form ułow ania sądów. Z nany był przy ty m ze swej św iętej cierpliw ości w stosu n ku do w szystkich, k tó rzy się zw racali do niego ja k do a u to ry te tu w spraw ach m etodologicznych nie licząc się z jego czasem i obow iązkam i profesorskim i. S łynął wreszcie z w yjątkow o tru d n y c h i długich egzam inów , które w p rak ty ce zam ieniały się w rodzaj p ry w a tn y c h w ykładów czy p rosem inariów m a­ jących na celu nie tylko w prow adzanie w ta jn ik i apologetyki to taln ej, lecz rów nież w pajan ie zasad ak ry b ii naukow ej. 2

Sam ks. W. K w iatkow ski na urządzonym niedaw no (19.V. 1969 r.) sym pozjum ku jego czci p rzed staw ił subiektyw ne pod­ łoże stw orzonego przez siebie system u jako jedno w ielkie p rze­ życie naukow e, analogiczne do przeżycia religijnego ty m b a r­ dziej, że chodziło w ty m p rzy pad k u o poznanie naukow ej p ra ­ w dy relig ijn ej. Posłu g u jąc się typologią R. O tto w yróżnił

w rozw oju sw ojej m yśli apologetycznej cztery etap y uczuć; m ysterio su m , tre m en d u m , n u m in o su m i fascinosum . W łasne zaś jubileuszow e w ystąpienie porów nał do przedm ow y, k tó rą

(4)

[3] W IN C E N T Y K W IA T K O W S K I 5

zgodnie z w ym aganiam i m etody naukow ej pisze się po zakoń­ czeniu dzieła. Podsum ow ał w ten sposób dotychczasow y okres swego życia, dając jed n ak w y raz przekonaniu, że rozbudzone uczucia, zwłaszcza fascinosum , nie pozwolą m u zaniechać dal­ szego zgłębiania p raw d y naukow ej. Uczestnicy sym pozjum ży­ wo p am ię ta ją w rażenie, jakie w y w a rły słowa ks. Profesora, że tą p raw d ą był dla niego C hrystus jako najw yższa w artość, k tórej zawsze p rag n ął służyć 3.

Istotnie, mimo· sędziwego w ieku i praw ie całkow itej u tra ty w zroku, ks. W. K w iatkow ski nie zrezygnow ał z pracy nauko ­ w ej, a n a w e t nie zm ienił w niczym swego ustalonego od la t try b u życia. Co tydzień p rzyjeżdżał do W arszaw y zatrzy m u jąc się w S em in arium D uchow nym , gdzie odbyw ał indyw idualne konsultacje i rozm ow y oraz uczestniczył w okresow ych zebra­ niach k a te d ry apologetyki. Codziennie przeznaczał w iele go­ dzin na system atyczne śledzenie czasopism i p u b lik acji nauko ­ wych, przygotow yw anie recenzji prac dyplom ow ych oraz w ła­ sną twórczość. Po ukazaniu się w 1970 r. polskiej w ersji Con- cilium z a rty k u ła m i pośw ięconym i teologii fu nd am en taln ej na Zachodzie E uropy w y d ru k o w ał w naszym czasopiśmie a r ty ­ kuł na ten t e m a t 4. Podczas kongresu teologów polskich w L u ­ blinie (21— 23.IX .1971 r.) zreferow ał to samo zagadnienie na sekcji teologii fu n d am en taln ej. Dowodem niesłabnących sił ks. P ro feso ra była podróż do Rzym u sam olotem na beatyfikację O. M. K olbe (17.X.1971 r.). P rz y tej okazji złożył osobiście w red ak cji G regorianum niem iecki przekład w spom nianego arty k u łu . N adbitkę tej ostatn iej w sw ym życiu p u b likacji otrzy­ m ał dosłow nie na łożu ś m ie rc i5.

Na przełom ie listopada i g ru d n ia 1971 r. ks. W. K w iatkow ­ ski przeszedł grypę, k tó ra osłabiła jego siln y organizm . P o­ m imo to zjaw ił się 16 g ru d n ia na zeb ran ie k a te d ry apologetyki.

N ikt z uczestników nie przypuszczał, że było to nasze ostatnie

3 P r z e m ó w ie n ie J u b ila ta , S tu d ia T h e o lo g ic a V a rs a v ie n s ia 8(1970) n r 1 s. 75— 78. 4 W. K w i a t k o w s k i , S to s u n e k a p o lo g ii do a p o lo g e ty k i w e w s p ó ł­ c z e s n y m r e lig io z n a w s tw ie , S tu d i a T h e o lo g ic a V a rs a v ie n s ia 9!(ilß71) n r 2 s. 57— 68. 5 W. K w i a t k o w s k i , D as V e r h ä ltn is d e r A p o lo g ie z u r A p o lo ­ g e tik in d e r g e g e n w ä r tig e n R e lig io n s w is s e n s c h a ft, G re g o ria n u m 53(1972) s. 153— 164.

(5)

spotkanie, ty m pam iętniejsze, iż poświęcone dy skusji na tem at w spółczesnej recep cji apologetyki totalnej.

Chociaż ks. P ro feso r nie czuł się jeszcze zupełnie zdrow y, udaw ał się n adal w ustalone dni ze Mszą św. do kaplicy SS. F elicjan ek w W iśniewie. Nie chciał spraw iać zaw odu uczęszcza­ jącym tam w iernym , zwłaszcza osobom starszym , o któ rych w y rażał się z troską, że może to być dla nich o statnia Msza św. W kaplicy tej, k tó rą żartobliw ie nazyw ał sw oją k ated rą, od w ielu la t głosił reg u larn ie kazania niedzielne, słuchał spo­

wiedzi i celebrow ał okresow e nabożeństw a. Sw oją osobistą po­ bożnością zjed n yw ał sobie szacunek i sym patię m ieszkańców W iśniewa, k tó rzy go znali przede w szystkim jako kapłana, nie zaś jako naukow ca.

W szyscy zresztą, k tó rzy się zetknęli z ks. W. K w iatkow skim bliżej, także na płaszczyźnie naukow ej, budow ali się jego a u ­ ten ty c zn ą w iarą. P ozo stała ona żyw a i dziecięca, pom im o że badanie racjonalności jej podstaw stało się pow ołaniem jego życia. Nie ty lko najbliższe otoczenie, ale n aw et przygodni św iadkow ie w spom inają np. gorliwość, z jak ą odm aw iał p ry ­ w atn ie różaniec. Nie mogąc w sk u tek swego kalectw a posługi­ wać się m odlitw ą brew iarzow ą przyw iązyw ał w ielką wagę do różańca, którego trz y części codziennie półgłosem wolno rec y ­ tow ał, najch ętn iej przy tym chodząc. W duchu w ia ry odnosił

się do w ładzy kościelnej, in te resu jąc się życiem Kościoła, a zwłaszcza archidiecezji w arszaw skiej, do k tó rej był in k ard y - now any. W uznan iu jego postaw y kapłańskiej w ładza archidie­ cezjalna odznaczyła go godnością kanonika honorowego k api­ tu ły w arszaw skiej.

G łęboka w iara w pły w ała też na h a rm o n ijn y rozwój n a tu ­ raln y c h cech ch ara k te ru . W brew pozorom, ks. P ro feso r — tak

bardzo su ro w y i w y m ag ający na egzam inach ■— był w życiu codziennym uosobieniem dobroci, łagodności i prostoty. Miał duże poczucie h u m o ru n aw et w tedy, gdy sam był przedm iotem niew innych żartów . N ieraz np. czyniono alu zje do jego u lu ­ bionych zw rotów „w łaśnie” czy „w prost i bezpośrednio” , w y ­ m aw ianych z c h a ra k tery sty czn y m w ileńskim akcentem . K ole- dzy-profesorow ie nadali m u przydom ek „B ezpośredniego” ,

(6)

[5] W IN C E N T Y K W IA T K O W S K I 7

a studenci lub ili pow tarzać, „że się P apiasz z P o lik arp em sty ­ kał bezpośrednio” . Ks. P ro fesor nigdy się nie obrażał ani nie żywił do nikogo osobistej niechęci, nie m ów ił też o nikim źle, a staw ian y w kłopotliw ych pod tym w zględem sytuacjach u m iał skierow ać rozm ow ę na inne tory. Jeżeli sk ru p u la tn ie p il­ now ał fo rm alnej popraw ności załatw ianych spraw , czynił to z w łaściw ej sobie dokładności i sum ienności, nie zaś z m o ty ­ wów personalnych, ja k m u to niek ied y zarzucano nie w cho­ dząc w jego rzeczyw iste intencje. P a m ię ta ł także, aby zawsze spłacać długi wdzięczności i za w szystko dziękować. Np. kiedy na tydzień przed śm iercią o trzy m ał zaproszenie na zebranie Z w iązku N iew idom ych, do którego należał i z którego p rzyw i­ lejów korzystał, naty ch m iast podziękow ał telefonicznie i p rze­ prosił, że nie w eźm ie w nim udziału.

D nia 15 lutego w e w to rek ks. W. K w iatkow ski p rzy jech ał do S em in ariu m D uchow nego na um ów ioną k o sun ltację nau k o ­ wą. Po południu, jak co tydzień, był u sem in ary jnego lekarza, k tó ry stw ierd ził lekkie podw yższenie ciśnienia. N astępnego dnia o dpraw ił Mszę św., o statn ią w swoim życiu. P otem w y ­ b rał się do OO. K apucynów do spowiedzi, k tó rą odbyw ał tam reg u larn ie. W drodze o b tarł sobie nogę, k tó ra zaczęła m u do­ kuczać. W ystąpiły też objaw y zaziębienia. Po pow rocie do W i­ śniew a chory poczuł się gorzej i mimo o ptym izm u otoczenia zaczął tra k to w a ć swój sta n poważnie. G dy z powodu zepsucia się pieca w jego sypialni przeniesiono łóżko do biblioteki, po­ w iedział na pół serio, na pół żartem , że całe życie spędził w śród książek i na koniec znalazł się m iędzy nimi. Na zarzut, że nie zw ażając na złe samopoczucie w y b ra ł się do W arszaw y, dał znaczącą odpowiedź: „Ale u K apucynów byłem . Tam w szystko w ykończyliśm y” . Zauw ażono też zm ianę w usposo­ bieniu. C hory p rzestał się interesow ać spraw am i, któ re go ab ­ sorbow ały jeszcze przed tygodniem . Zaniechał zw ykłych lek tu r, nie w łączał radia, rozm yślał i odm aw iał różaniec.

W czw artek w yw iązało się zapalenie płuc, a jednocześnie zaczęto podejrzew ać ogólne zakażenie. W ezw ana lek ark a zasto­ sow ała an ty b ioty k i. P ropozycja jed n a k sprow adzenia sp ecjali­ sty kardiologa, pod którego stałą opieką ks. P ro feso r pozosta­ wał, spotkała się z jego spokojną repliką, że to już zbyteczny

(7)

w ydatek. W p iątek rano chciał odpraw ić Mszę św., ale zab ra­ kło m u sił. Podczas w izyty lek arza nie mógł ju ż usiąść ani się odwrócić. M usiał bardzo cierpieć, lecz nie daw ał tego po sobie poznać zdradzając się tylko w tedy, kiedy sądził, że nie m a nikogo w pobliżu. O nic też nie prosił, co było tym b a r­ dziej uderzające, że w czasie p rzeb y tej ostatnio g ryp y nie u k ry w ał swych dolegliw ości i często zw racał się o pomoc.

W sobotę, w przeddzień śm ierci, sy tu acja wciąż jeszcze nie w yglądała tragicznie. Na w yraźn e życzenie chorego nie rozgła­ szano wiadom ości o jego chorobie, zwłaszcza że sam nie chciał nikogo do siebie trudzić naw et z K om unią św. Niem niej p rzy ­

jął z wdzięcznością zapowiedź jednego ze znajom ych księży, że n a z a ju trz ran o odpraw i u niego Mszę św. Pielęgnujące go sio stry nie zw róciły w iększej uw agi na w ypow iedziane w ów ­ czas słowa: „Dobrze, że ta k w cześnie” . K iedy wieczorem w spo­ m niano m u, że w tym czasie odpraw ia się na Jasn ej Górze Msza św. o jego zdrow ie, dał w y m ijającą odpowiedź: „Modlić się m ożna zaw sze” . W iadomo zaś było, ja k bardzo cenił m o­ dlitw ę prosząc o nią przy różnych okazjach. Coraz jaśniej d a­ w ał w y raz świadom ości, że odchodzi. Mówił np.: „Jak a tu m o­ notonia! J a bym już chciał iść. Czego tu żałow ać?” B ył spokoj­ ny, poddany woli Bożej, sp raw iając w rażenie, jak b y m iał ty l­ ko przejść do innego pokoju. Sam użył tej m etafory: „P rzy jm ę pokój, jak i m i dadzą. Nie m ożna narzucać sw ojej w oli” .

W nocy z soboty na niedzielę n astąpiło nagłe pogorszenie. C hory nie mógł niczego uczynić o w łasnych siłach. Pom im o to zm ów ił przede Mszą św. pierw szą część różańca. Po p rzy ­ byciu k ap łan a chętnie się zgodził otrzym ać S a k ram e n t Cho­ rych. Z araz po K om unii św. pow iedział głośno: „B ardzo p ro ­ szę o nam aszczenie” . P rz y udzielaniu S ak ram en tu po w tarzał słow a kolejnych nam aszczeń. P rz y ją ł też św iadom ie odpust na godzinę śm ierci, a potem ze w zruszającą w takim m om en­ cie gościnnością zaprosił kap łan a na śniadanie. Za chw ilę p rzy ­ pom niał sobie, że nie w ręczył m u przygotow anej n ad b itk i nie­ mieckiego· a rty k u łu i polecił, aby to niezw łocznie uczyniono. Sam zajął się dokończeniem różańca czyli swego brew iarza, ja k się w yraził. Pow iadom iony, że p rzy b y ł lekarz, nie chciał przery w ać m odlitw y. B ył p rzy tom n y do końca. P o w tarzał im ię

(8)

m W IN C E N T Y K W IA T K O W S K I 9

Jezus trzy m ając zapaloną grom nicę. Z m arł o godzinie 12 w po­ łudnie. L ekarz, k tó ry pow rócił z chirurgiem , aby zabrać cho­ rego do szpitala, nie zastał go już p rzy życiu. Mimo woli n a ­ suw a się skojarzenie, iż zm arły ks. Profesor, tak zawsze bez­ w zględny w ocenianiu swoich uczniów, sam przeszedł w o sta t­ nich dniach życia długi i tru d n y egzam in, k tó ry zdał celująco, potw ierdzając słuszność znanego przysłow ia: jakie życie, taka śm ierć.

Odejście śp. ks. prof. W. K w iatkow skiego zaskoczyło n aw et n ajbliższych jego w spółpracow ników . Z bierając się w dniu 21.11.1972 r. na posiedzenie k a te d ry apologetyki n iektórzy z uczestników nie w iedzieli jeszcze o śm ierci ks. P ro feso ra i cze­ kali na jego przybycie. Z am iast przew idzianego re fe ra tu zajęto się spraw am i zw iązanym i z pogrzebem , m. in. zredagow aniem zaw iadom ienia do prasy. Poza p racow nikam i k a te d ry zaw ia­ dom ienia takie i k lep sy d ry podali: M inisterstw o O św iaty i Szkolnictw a W yższego, rek to r i sen at ATK oraz grono n a j­ bliższych przyjaciół, księży i sió str zakonnych. Przez kilka n astęp ny ch dni p rzy tru m n ie Zm arłego grom adzili się jego ko­ ledzy, uczniow ie i znajom i, a zwłaszcza m ieszkańcy W iśniewa, k tó ry ch obecność i łzy były szczególnie w ym ow nym dowodem czci okazanej m u jako kapłanow i i człowiekowi.

O brzędy pogrzebow e rozpoczęły się dnia 24 lutego eksp or- tac ją do kościoła sem in ary jn eg o w W arszaw ie ze w zględu na szczególne więzy, jakie łączyły Zm arłego z M etropolitalnym S em inariu m D uchow nym . M odlitw om liturgicznym przew odni­

czył ks. bp W. M ajew ski. O becni byli księża diecezjalni i za­ konni, alum ni, sio stry oraz licznie zgrom adzeni w ierni. Naza­ ju trz odśpiew ano p rzy tru m n ie żałobną ju trzn ię, po której Mszę św. koncelebrow aną o dpraw ił ks. bp J. M odzelewski. W uroczystości w zięli udział m. in.: ks. bp W. Jęd ru szu k , ks. bp B. D ąbrow ski, ks. bp Z. K raszew ski, ks. bp W. M iziołek, ks. prof. d r J. Iw anicki, re k to r ATK, senat, profesorow ie i p ra ­ cownicy n aukow o-dydaktyczni ATK, delegacja K U L -u (ks.

prof. d r E. Kopeć, ks. doc. d r S. Nagy, ks. d r R. Łukaszyk), ks. prof, d r W. G astpary, re k to r ChA T-u, ks. doc. d r K. Ro­ m aniuk, re k to r S em in ariu m D uchow nego w W arszaw ie, ks. dr W. H ładow ski, re k to r S em in arium Duchow nego w D rohiczy­

(9)

nie, ks. d r W. P ietk u n , re k to r S em inariu m Duchow nego w B ia­ łym stoku, ks. doc. dr E. Tom aszew ski, d elegat S em inariu m D uchow nego w e W rocław iu, ks. d r T. K łak z S em inariu m D u­ chownego w Nysie.

W czasie Mszy św. w ygłosił kazanie ks. bp W. M iziołek p rzed staw iając życiorys śp. ks. R ekto ra oraz om aw iając jego działalność n au kow o-kapłańską. S ch arak tery zo w ał go nie tylko jako w ybitnego teologa, ale rów nież jako k ap łan a żyw ej w ia­ ry, k tó ry uśw iadam iał sobie m ożliwości i granice ludzkiego rozum u w bad an iach teologicznych. Mówca podkreślił zwłaszcza pokorę Zm arłego, jego głębokie p rzyw iązanie do Kościoła i sza­ cunek dla h ierarch ii. P rzy p o m n iał m. in. pism o ks. P ry m asa z g ratu lac jam i jubileuszow ym i na 50-lecie pracy naukow ej w yrażające uznanie dla jego zasług jako k apłana-naukow ca. Po M szy św. zabrał głos ks. prof. dr J. Iw anicki, k tó ry w im ieniu Uczelni złożył hołd Z m arłem u za jego w yb itn e osiągnięcia na polu nauki. Z 80 la t swego życia przeszło 50 poświęcił naucza­ n iu i sam odzielnym dociekaniom naukow ym , k tó ry m się odda­ w ał całkow icie, zdecydow anie i w y trw ale. Całkowitość w y ra ­ ziła się w u n ik an iu zajęć kolidujących z obow iązkam i ściśle profesorskim i. Zdecydow anie przyśw iecało jego p racy dy d ak ­ tycznej, k tó ra — ja k sam się p rzyznaw ał — w ym agała nieraz dziesięciu godzin przygotow yw ania się do jednego w ykładu. W ytrw ałość zaś p rzejaw iała się w pokonyw aniu trudności nie­ odłącznych od jego fu n k cji kierow niczych jako red ak to ra, dzie­ kana i rek to ra; najw iększą z nich była u tra ta w zroku, k tó rą m ówca porów nał do u tra ty słuchu przez B eethovena.

Po nabożeństw ie przew ieziono zwłoki na cm en tarz p a ra fia l­ ny w T archom inie do grobu rodzinnego. K onduktow i pogrze­ bow em u przew odniczył ks. bp W. M ajew ski, k tó rem u tow a­ rzyszyli ks. bp. J. M odzelewski i ks. bp W. M iziołek. Nad tru m n ą przem ów ił jako pierw szy ks. prof. d r S. G rzybek, dzie­ k an W ydziału Teologicznego ATK, w y rażając żal, iż nau ka teologiczna w Polsce stra c iła uczonego w pełnym tego słowa znaczeniu, dla którego badania naukow e były pasją i dom i­ n a n tą życia. P rz ez sw oje studia n ad ideą k rólestw a Bożego w h isto rii zbaw ienia i m esjańsk ą św iadom ością Jezu sa Z m arły sta ł się w pew nym sensie p rek u rso rem Soboru W

(10)

atykańskie-[9] W IN C E N T Y K W IA T K O W S K I 11

go II. Siłę i zachętę do kontynuow anej przez ty le la t w ytężo­ nej p rac y czerpał w dobrze pojęty m i przeżyty m C h rystuso ­ w ym kapłaństw ie. Ks. dziekan odczytał też depesze, jakie na ręce rek to ra A TK nadesłali: prof. dr H. Jabłoński, m in ister O św iaty i Szkolnictw a W yższego, ks. bp W. U rb an i ks. d r J. M ajka z W rocław ia, ks. doc. dr J. K linger, p ro re k to r ChA - T -u, ks. d r S. Podgórski, prow incjał R edem ptorystów oraz ks. dr S. B atory, pro w in cjał O rionistów .

W im ieniu pracow ników n aukow ych k a te d ry apologetyki po­ żegnał Z m arłego ks. prof. d r R. Paciorkow ski. Uczniowie i ko ­ ledzy — pow iedział m ówca — p rzeży w ają szczególnie boleśnie zgon swego M istrza i niezaw odnego P rzyjaciela. D ając p rz y ­ k ład konsekw entnego dążenia do p raw d y naukow ej i jej p rze­ kazyw ania na m ożliw ie najw yższym poziomie, Z m arły w n ik li­ wie o dnajdyw ał problem y, jakie n asu w ała współczesna sy tu a ­ cja św iatopoglądow a. Nie ty lk o uczył, lecz i w ychow yw ał s tu ­ dentów służąc im pom ocą i czasem w w y rab ian iu naw yków popraw nego m yślenia. Jego życzliw a i uczynna postaw a zjed­ nyw ała m u serca w szystkich, obecnie po całej Polsce ro zp ro ­ szonych uczniów, k tó rzy m ogą zaświadczyć, ile zaw dzięczają Profesorow i zarów no w swej form acji in telek tu aln ej jak i d u ­ chow ej. Pozostaw ił w spom nienie scalonej ja k m onolit osobo­ wości, k tó re j najgłębszą tajem nicę stanow iła w iara u ja w n ia ­ jąca się w pełnej au te n ty zm u m odlitw ie, jak ą p rak ty k o w ał do ostatnich chw il życia.

D elegat K U L -u, ks. prof. d r E. Kopeć, w skazał na zasługi śp. ks. prof. W. K w iatkow skiego dla ogólnopolskiej sekcji teo­ logii fu n d am e n ta ln ej. W jej pracach Z m arły b ra ł do końca czynny udział. Zaw sze służył cenną radą, niestru dzenie uczest­ niczył we w szystkich zebraniach i chętnie się podejm ow ał w y ­ głaszania referató w . P rzem ów ienia żałobne zakończyły się w y ­ stąpieniem ks. dr W. P ietk u n a, k tó ry w im ieniu w łasnym oraz swego ordynariusza, ks. bp. H. G ulbinow icza, przypom niał oso­ biste i naukow e związki Z m arłego z rodzinną diecezją.

Ks. P ry m a s kard. W yszyński w liście do re k to ra tu ATK, d ato w an y m w dniu pogrzebu, przesłał w yrazy w spółczucia w y­ pow iadając się w te n sposób o Z m arłym : „Dzięki niezw ykłej uczciwości naukow ej, odpow iedzialności za słow a i sum ienno­

(11)

ści w form ow aniu in te le k tu a ln y m swoich słuchaczy przygoto­ w ał sp o ry zastęp ludzi do pracy naukow ej. Sam posiadał rzad ­ ki d ar łączenia p racy naukow ej z p racą k apłań ską i duszpa­ sterską, dzięki czem u w iązał n au k ę z życiem. Dla w ychow aw ­ cy K apłanów m iało to szczególnie doniosłe znaczenie, ab y po­ siedli up rag nio n e um iejętności: V e rita te m facientes in carita- te .” W kilk a dni później z okazji uroczystej akadem ii k u czci św. Tom asza z A kw inu w kościele OO. D om inikanów w W ar­ szaw ie ks. P ry m a s raz jeszcze w spom niał postać śp. ks. W. K w iatkow skiego jako w zór naukow ca i kapłana.

Od w ielu osób, k tó re nie w zięły udziału w pogrzebie, p rzy ­ szły depesze i listy kondolencyjne. Do re k to ra S em inarium Duchow nego w W arszaw ie w y razy serdecznego w spółczucia i zapew nienie o m odlitw ie nadesłali: ks. k ard . K. W ojtyła, ks. arcybp A. B araniak, ks. bp S. B areła, ks. bp J. K aczm arek, ks. bp K. K ow alski, ks. bp J. M azur, ks. bp B. Bejze, ks. bp •T. B ernacki, ks. bp F. Jedw abski, ks. bp E. M aterski, ks. bp W. Skom orucha. Na ten sam adres słow a ubolew ania i pa­ m ięci skiero w ały n astęp u jące k u rie diecezjalne: gdańska, łódz­ ka, olsztyńska (w im ien iu o rdynariusza, biskupów pom ocni­ czych i w łasnym ), opolska, płocka, sandom ierska i tarnow ska. In dyw idualnie zapew nił o sw ojej łączności m odlitew nej nad tru m n ą w spólnego M istrza O. d r B. Jan k ow sk i z Tyńca. Do ks. prof. d r R. Paciorkow skiego p rzy słał depeszę ks. m gr S. Bogdanowicz, re k to r kościoła św. A ndrzeja Boboli w Sopo­ cie, gdzie w czasie w ak acji ks. W. K w iatkow ski odpraw iał Mszę św. i w ygłaszał konferencje, pozyskując liczne grono przyjaciół. P onadto do W iśniewa n adał ż Rzym u telegram ks. p ra ła t P. K rieg, b. kapelan gw ardii szw ajcarskiej, przyjaciel ks. P ro fesora z o k resu studiów , pow iadam iając o odpraw ieniu za jego duszę Mszy św.

Z apew nienia przyjació ł o m odlitw ie nie b yły ty lko k o n w en­ cjonalne. W ielu z nas dobrze pam ięta, że Z m arły nieraz p ro ­ sił, aby się m odlić za niego po śm ierci. Z nając jego szczerą pobożność próbow ano niekiedy oponować, że może wówczas m odlitw a nie będzie m u już potrzebna. Śp. ks. P ro fesor od ­ pow iadał na to z w łaściw ą sobie w takich spraw ach powagą:

(12)

[И ] W IN C E N T Y K W IA T K O W S K I 13

„U Boga nie ta k jak u ludzi. Gdy dusza nie p o trzeb u je pom o­ cy, Bóg przek azu je ją in n e j.”

Sw oim dorobkiem naukow ym , p rzyk ład em pracow itego ży­ cia oraz osobistym w pływ em , jak i przez pół w ieku w yw ierał nie ty lko na rozw ój teologicznej m yśli w Polsce, lecz rów nież na kształto w an ie się św iadom ości relig ijn ej w ielu kapłanów i ludzi świeckich, dokonał dzieła, którego całościowa ocena bę­ dzie m ożliw a dopiero z p e rsp ek ty w y czasu. Napis na płycie grobow ej w ym ienia zasługi Zm arłego jako tw órcy w arszaw skiej szkoły apologetycznej oraz w ychow aw cy teologów. W ydaje się jedn ak , że n ajp ełn iej m ówią o nim ostatnie słow a epitafium : „w ielki uczony i k a p ła n ”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzących się z zaginionego dzieła Kitab al-masalik wa-l-mama- lik (Księga dróg i królestw) chorezmijskiego autora al-ôayha- nïego (Dżajhaniego, początek X w.). opie- ra

Kiedy przyjąć, że jest późno, to dzieci śpią oraz że nieprawdą jest, że słońce świeci, a dzieci śpią zawsze i tylko wtedy, gdy słońce nie świeci wtedy jeśli dzieci

We wtorek na stronie quizizz będzie udostępniony do wykonania test z lektury1.

W prawdzie zagadnienie to odnosi się w pierwszym rzędzie do dziejów kościoła, jednak w związku z obszernym tłem zmian, mających w większości charakter

tytanian tetrabutylu i cyrkonian tetrabutylu. Badania metaloorganicznych katalizatorów, prowadzone w różnych aspektach są bardzo ważne, ponieważ od zastosowania katalizatorów

wykonaj dwa skoki do przodu, 3 do tyłu (ćwiczenia równoważne – równowaga dynamiczna, stymulacja układu przedsionkowego i proprioceptywnego, orientacja

Burger zapoznaje czytelnika z ogólnym pojęciem świadomości ekologicznej, oraz zwraca uwagę na to, iż problem ekologiczny może być przedmiotem badań socjo­ logicznych..

Przełamując obowiązującą dychotomię kosmetycznej powłoki i brudnego wnętrza, Serrano nobilituje ciało, pro­ ponując rozszerzenie pojęcia tożsamości o aspekt