KILKA UWAG
o opacie Astryku-Anastazym
( P O L S K A F\ D I J O N ) .
(D okończenie).
W ilhelm z Volpiano był zarów no krew nym W ilhelm a O ttona, lir. Burgundyi, syna króla A dalberta, jak i A rduina z Ivrei. Rzecz to powszechnie znana. W ilhelm O tto miał wszelkie nadzieje zało żenia w B urgundyi dynastyi tak, jak to udało się szwagrowi jego m atki G erbergi (w drugiem małżeństwie), H ugonow i Capetowi we Francyi. D latego też staw ia opór zacięty planom sukcesyjnym Rudolfa Uf i H enryka II, a w akcyi tej w spom agają go „Kluniacensi“, w pierw szym zaś rzędzie sam opat W ilhelm 1). Zapew ne antagonizm ten nie był obcy Bolesławowi; — na czynne poparcie W ilhelm a O tto na liczyć nie mógł, jednak przy korzystnych w arunkach wy zyskanie położenia nie było niemożliwe.
W iele więcej interesu i punktów stycznych przedstaw ia spra w a A rduina z îvrei. O prócz wspólności interesów’, które w ska zywać się zdają na to, że A rduin i Bolesław musieli się z sobą komunikować, zwrócić należy uw agę na następujące szczegóły. W łochy, gdzie Polska m iała przecież ustawiczne stosunki z pa piestw em i z erem itami, przedstaw iać m usiały dla Bolesława najw ygodniejszy teren dla intryg politycznych, bo najlepiej znany. O intrygach w kuryi przeciw H enrykow i mamy pew ne wiadomości (Thietm ar). W r. 1014 w w ypraw ie włoskiej H enryka If Chrobry
') Mon. Germ. DDH. I I Jsf" 305.; R od. Gl. Vita Guil. A A . SS. Jan. t. I. p. 61.
cf. pass. Sackur 1. c. Hirsch: J a h rb . d. deutsch. R eichs u. H ein. II. GfrSrer: P a p st G re g o riu s VII; Blümcke: B urgund u n te r Rudolf III.
K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M . 173
nie wziął udziału, do czego był obowiązany,—lecz in bene promis sis, more solito, m endax apparuit, — może w łaśnie dlatego, że wy praw a ta była skierow ana także przeciw A rduinow i '). Przebiegły Bolesław, który poprzednio przez listy i posłańców skarżył się przed papieżem, że nie może płacić obiecanego czynszu św. P io trowi w skutek przeszkód i zasadzek H enryka, posyła teraz do W łoch znowu ajentów, którzy mają zbadać, jakie je st tam położenie rzeczy (qualiter rex in hiis partibus haberetur), a nadto oderw ać kogo można ze stronnictw a królewskiego; — oczywiście o ile chodziło o W łochy północne mogła być tylko mowa o zjednaniu sprzymierzeńców Arduinowi. T u Thietm ar nawiązuje swe opowia danie o A rduinie do opow iadania o Bolesławie słowami: huius com par et quasi collega... G frörer zwrócił już przed laty uw agę na pew ien ustęp z dzieła włoskiego historyka Terraneo: La principessa A deleide, gdzie mowa je st w ręcz o stosunku Polski z A rduinem . T erraneo powołuje się tu na Giov. Piet. G iroldi’ego: H istoria di Torino del conte... Eman. T esauro, proseguita di Giov. Piet. Giroldi e tc .2). Giroldi, cytując słowa Thietm ara: compar et quasi collega, robi na stępującą ciekawą uwagę: E di questa lega pariando un moderno scrittore, benche studioso di oscurare co’ suoi inchiostri tutte le im prese piu gloriose di A rduino, cosi lascio scritto: „Pauia 1’inco- ronó, V erone il vide vincito re degli Alem anni ^uwaga Giroldiego; questo autore e di quegli, ehe confuse hanno le venute di Enrico in Italia), lo tenette 1’Alsatia, i Boemi e i Pollacchi connesso col- legati, facero diversioni si gagliarde, che alle cose d ’ltalia non po- tev a Enrico rivolgere i pensieri“. T ak w ygląda źródło wiadomo ści Giroldiego, T erraneo i G frö re ra ,— źródło, mające polegać na sabaudzkiej jakiejś kronice, — j ak zapewnia T erraneo, — do której dotrzeć już się nam nie udało. Nie przeceniając bynajmniej w ar tości tej wiadomości, która, wobec nieznanego źródła, musi być bardzo ostrożnie przyjęta, robi ona dość korzystne w rażenie w ła śnie z pow odu pozornego błędu, że czyni Polskę i Czechy sprzymie rzeńcami A rduina. G dyby wiadomości te były brane tylko z T hietm a ra, nie byłoby tam zapew ne mowy o Czechach, o których stosunku do Polski można się było łatw o w kronice m erseburskiego biskupa poinformować; wydaje się zatem, że miano rzeczywiście niezależną wiadomość z nieznanego nam dziś źródła, o związku Bolesława z A rduinem z tych czasów, gdy Bolesław posiadał Polskę i Czechy.
') T h ie tm ari Chroń. ed. K u rtze, 1. VII. 33. p. 187.
174 K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M .
T o byłaby wiadom ość samodzielna i w prost dowodząca istnienia stosunków A rduina z B olesław em ;— niestety przekaz jej je st zbyt niepew ny, i tylko wobec innych w skazówek pozwalam sobie tę wiadomość, przez G frörera niegdyś zaakceptow aną, przytoczyć.
S zereg tych uw ag można jeszcze poprzeć następującem i: wie- nry już o A rduinie, iż był w dobrych stosunkach z Romualdem i jego uczniami. Jan, uczeń Romualda, a następnie W ilhelm a, zo staje opatem Fruktuaryi, a Jan ten, w edług tradycyi, je st krew nia kiem A rduina. To, co dziś o erem itach w ogólności wiemy, pozwala wnioskować, że byli oni ajentami dyplomatycznymi Bolesława, który przez nich załatwiał najtrudniejsze spraw y z papiestwem. Stosunek Rom ualda do H enryka był, o ile sądzić można, zimnym, — imienia Romualda, który wraz ze swymi uczniami w ystępuje tylekroć w do kum entach O ttona III, nie spotykam y w dokum entach H enryka II, aż dopiero w r. 1021, jako pośrednika w spraw ie klasztoru w Bifurco 1), t. j. już po śmierci króla A rduina. Czyżby znaczyło to, że Romuald był w niełasce u H enryka? Czyżby nie świadczyła o nieufności cesarza dla Rom ualda cała polityka jeg o raw enneńska, o której wyżej wspomniałem?
Dodajm y tu jeszcze nasze w iadom ości o stosunkach A rduina z W ilhelm em z Volpiano, które opierały się na pokrew ieństw ie, fundacyi fruktuaryjskiej, wspólnych stosunkach z Romualdem, w spólnych sym patyach i antypatyach: Rudolf wyraźnie pisze, że H enryk II uw ażał W ilhelm a za gorliwego zwolennika i sprzymie rzeńca A rduina, i że z tego pow odu stosunki między nimi były najgorsze, a dopiero z czasem się p o p raw iły 2).
W szystko to służy nam do w ypełnienia ciemnego obrazu tych zaw ikłanych stosunków politycznych i do pochw ycenia delikatnych nici, jakie łączyły Polskę i Dijon. W idzimy, iż we wszystkich kierunkach polityki ówczesnej europejskiej, gdzie stykała się Polska z przeciwnikami cesarstw a, lub gdzie grały rolę stosunki pokre w ieństw a, spotykała się Polska z wpływami W ilhelm a i klasztoru św. Benigna w Dijon lub z w pływ am i burgundzkim i,—a że w tych czasach polityka kościelna i państw ow a kroczyła temi samemi dro gami i jed n a od drugiej oddzielić się nie da, więc i te stosunki polityczne świadczą pośrednio o stosunkach kościelnych: jedne go dzą się z drugiemi i jed ne drugie wspierają.
') Mon. G erm . DD. H . II. Ni 463
K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M . 1 7 5
Stw ierdzenie tego faktu rzuca jaśniejszy snop światła zarówno na polityczne, jak i na kościelne stosunki Polski piastowskiej. Do dziś dnia znanem je st z końca X i początku XI w. właściwie jedno tylko centrum religijne, a zarazem cywilizacyjne i kulturalne, t. j. W iochy, których oddziaływanie na Polskę je st ju ż dość dobrze zbadane. O innych istnieją tylko domysły, bo nie skrystalizowano rozproszonego m ateryału w sposób pozwalający na wyciągnięcie pewniejszych wniosków. Obecnie, jak sądzę, można ze znacz- niejszem praw dopodobieństw em , na podstaw ie nagromadzonego m ateryału i powyższych faktów twierdzić, że już około r. 1000 istniała nić, wiążąca Polskę bezpośrednio z kluniackim Zachodem. Tw ierdzenie takie w ydać się musi wobec dawniejszych sądów histo ryków o w pływ ach niemieckich, zbyt śmiałem i nielogicznem, — stwierdzić jednak należy, iż teorya owa traci coraz bardziej na zna czeniu i na sile argum entacyjnej 1), przeciw ne zaś zdania o recep- cyach z dalekiego Zachodu, z W łoch, Burgundyi, Francyi, Lota- r\Tngii, czy Flandryi, nietylko że krzew ią się i ustalają, lecz są na w et zjawiskiem zupełnie naturalnem , co objaśnię i wytłumaczę. Świadczy to bowiem, że kościół polski, mimo całej politycznej za wisłości państw a od Niemiec, a raczej właśnie z tego powodu, mimo naw et przynależności do m etropolii m agdeburskiej, usiłow ał gorąco i radykalnie zmniejszyć te w pływ y w obrębie państw a polskiego do minimum; widać, że pierwszym chrześcijańskim Piastowicom i ich doradcom przyśw iecała zawsze wielka myśl polityczna, miano wicie—uczynienia zawisłości od Niemiec rzeczą illuzoryczną przez wzmożenie się w łasne w ew nętrzne i przez uczynienie nici, łączących Polskę z Zachodem, jaknajw ięcej zawisłemi od Polski, a jaknaj- rnniej od Niemiec.
P rzykładów tego rodzaju polityki, możnaby wiele przytoczyć. I tak dowodzi tego sprow adzanie mnichów włoskich, czy iryjskich, tworzenie nowych metropolii, samodzielne missye do pogan, odda nie się pod protekcyę papieską i opłacanie czynszu św. Piotrowi, wreszcie widoczna dążność do nadania w kościele polskim prze wagi żywiołowi słow iańskiem u (W ojciech, Radym, Bossuta, mniej pewni: Lam bert, Stefan, A nastazy, liczne wzmianki współczesne o mnichach i o mniszkach, jak i o duchownych polskich) łub romań skiemu (Jan biskup wrocławski, cały szereg erem itów wymienio nych przez W ojciechowskiego), albo też żywiołowi—niemieckiemu
*) For. dow odzenia prof. W o jciech o w sk ieg o (Roczniki) i W ł. A braham a
1 7 6 K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M .
wprawdzie, ale usposobionem u kosmopolitycznie, w yegzaltow ane- mu na punkcie missyi (Bruno, Rainbern), jakie Polska z pow odów narodow ościow ych i politycznych mogła podjąć lepiej i korzyst niej niż Niemcy, które jej w tem z pow odów politycznych prze szkadzały. Jeżeli więc nie można się było w yswobodzić od róż norakich w pływ ów niemieckich, to jednak starano się wiele w ię cej o stosunki nieniemieckie, — włoskie czy francuskie, które przez to samo były w ysw obodzone z pod antagonizm ów politycznych; co w ięcej!— były względem przeciw ników politycznych Polski ra czej nieprzyjaźnie usposobione i daw ały przez to w ładzy krajowej większą rękojmię w ierności. Stosunki te byty też niew ątpliw ie środ kiem do naw iązania sieci związków politycznych, do snucia intryg, w jakie obfitują czasy bolesławow skie. Owo szukanie na dalekim Zachodzie sił dla kościoła polskiego tam, gdzie biło najczystsze źró dło; owo zaopatryw anie się w m ateryał jakościow o najlepszy, rzuca zarów no światło na szeroki krąg myśli „K luniacensów", którzy aż na krańce ówczesnego chrześciańskiego św iata sięgali, jak i na niepo wszednie zrozumienie potrzeb kościoła polskiego przez Bolesław a i jego otoczenie. I postać A stryka rysuje się tu nieco wyraźniej w pomroce dziejowej. T en człowiek, którem u danem było zajmować tak w ybitne stanow isko kościelne w Czechach, Polsce i na W ęgrzech, człowiek, który, jako arcybiskup w ęgierski, miał złożony na swe barki trud urządzenia kościoła w ęgierskiego, — był wychow ańcem najlepszej części ów czesnego św iata kościelnego, kól klasztoru aw en- tyńskiego i św. W ojciecha, jako też zreform owanych klasztorów klu- niackich, do których należało Dijon. Jakim byl udział A stryka w or ganizowaniu kościoła w Polsce lub na W ęgrzech, nie wiemy, w k aż dym razie kwalifikacye jego były niezwykłe. Nieznana siła przezna czeń rzuciła go z Polski w obręb innych w arunków (W ęgry), lubo dość podobnych pod względem kościelnym. W ypadku tego mo żna tylko żałować, gdyż A stryk byłby zapewne n aj p o waż n i ej szym kandydatem na ową d ru g ą m etropolię, o której istnieniu pozostały w iarogodne wzmianki. Być może, że wtenczas nie była by ona tak rychło zam arła').
* w
*
W szystko, co nagromadziliśmy powyżej o opacie Anastazym , jak również o stosunkach polsko-dijońskich, lub polsko-burgundz- kich i polsko-włoskich, służyć ma na poparcie tw ierdzenia, że Opa tem Anastazym , który baw ił w Dijon, nie był nikt inny, jeno Astryk. Poszlak szereg zebrał się dość znaczny. W iadom ości są ułamkowe, każda z osobna nieznaczna, razem jednak wzięte, pow inny zastąpić to, czego nam dać nie m ogą skąpe nadzwyczaj źródła ówczesne;— w tych w arunkach możność zgromadzenia choćby tylko kilku argu mentów, słabych i drobnych, — że takie one są, z chęcią przyzna jemy, — ma pew ne znaczenie, a rezultat badania może być uznany za zadawalniający.
Zanim rzecz zakończymy, musimy sobie postaw ić jeszcze je dno pytanie: kiedy baw ił w Dijon A nastazy? Z kroniki św. Beni gna wynika, że było to za czasów, gdy był jeszcze opatem. W ie my, że klasztor brzewnowski w ybudow ał W ojciech w r. 992, i że d. 14 stycznia 993 odbyło się jego poświęcenie; od tej chwili był A nastazy opatem. D nia 4 kw ietnia 1001 roku spotykam y A nastazego w R a wennie, jako opata klasztoru Matki Boskiej, który istniał przy najmniej od początku r. 997. Niedługo po pobycie w R aw ennie,— tak przynajmniej tw ierdzą zgodnie dr. St. Zakrzewski i prof. T. W ojciechowski,—został nasz opat arcybiskupem węgierskim , i w tym charakterze w ystępuje on w r. 1007 na synodzie frankfurckim. W takim razie ograniczyłby się pobyt A nastazego w Dijon w okresie lat 993— 1001.
D ata owa da się, zdaniem mojem, określić jeszcze dokładniej. W edług kroniki św. Benigna, dopiero od czasu pierwszej podróży rzymskiej W ilhelm a, zaczęli obcy zbiegać się do klasztoru burgundz- kiego. Podróż ta miała miejsce nie wcześniej jak w r. 995, t. j. w chwili, gdy w Rzymie baw ił po raz w tóry W ojciech. W obec prześladowań, jakich doznawali właśnie w Czechach Sławnikowicze i ich stronnicy, trudno przypuszczać, aby A nastazy długo pozostał w Brzewnowie po ustąpieniu W ojciecha z Pragi. I rzeczywiście rozdział 17. żyw ota św. W ojciecha (przez Brunona), opisujący zda rzenia z czasów drugiego pobytu rzymskiego, kreśli także scenę, w której w ystępuje A stryk. T u w Rzymie, gdzie W ojciech był w stosunkach z najwybitniejszymi mężami Kościoła, mógł się spo tkać właśnie z W ilhelm em i do W ilhelm a mógł przystać A nastazy. W takim razie pobyt A nastazego w Dijon nie trw ałby dłużej jak rok. W jesieni r. 996, gdy W ojciech zwiedzał francuskie klaszto ry, m usiał zabrać ze sobą A nastazego, skoro go widzimy w zimie 996/7 w Polsce na czele założonego przez W ojciecha klasztoru. To byłoby najpraw dopodobniejsze przj'puszczenie. Inne
przypu-P rzegląd H isto r y c zn y . 12
178 K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (d o d a te k ).
szczenią o pobycie przed r. 995 lub po 997, albo naw et po r. 1001, podczas niepewnego, a w każdym razie bardzo krótkiego, urzędo w ania A stryka na W ęgrzech, jako opata, mają mało praw dopodo bieństwa; żadna z tych możebności nie łączy się takimi faktami, z jakimi się łączy pierw sza ew entualność, t. j.: 1) prześladowanie Sławnikowiczów, skąd łatw y do w ytłum aczenia pobyt A stryka w obcych klasztorach na tułaczce, 2) pobyt A stryka w Rzymie, rów noczesny z pobytem tamże W ilhelma, 3), podróż W ojciecha we Francyi, na krótko przed założeniem klasztoru w Polsce i przed osadzeniem tamże A stryka.
0 dwu metropoliach w Polsce za Bolesława Chrobrego.
W iem y o nich bardzo mało. Przedew szystkiem pragnę tu wymienić ważniejsze na ten tem at liypotezy. Najdawniejszą jest ta, która mówi o m etropolii krakow skiej, lecz wiemy dziś dobrze, że z poprzedników A arona żaden nie był m etropolitą i arcybisku pem, zaś kw estya tytułu arcybiskupiego A arona zdaje mi się polegać na nieporozum ieniu zarów no dawniejszych, jak i nowszych historyków . D rugą z rzędu stw orzył A. F. G frörer, który, opierając się na pewnych, źle poinform owanych rocznikach niemieckich, sta rał się udowodnić, że miano utw orzyć, prócz gnieźnieńskiej, także me tropolię praską. H ypoteza ta upadła sama przez się. W edług trze ciej liypotezy, kilkakrotnie przez rozm aitych badaczów przytaczanej, miało to być Gniezno i M agdeburg, do którego, za w olą Ungera, należało biskupstw o poznańskie. Zapom niano jednak, że w edług słów, poniżej przytoczonych, Galła-Anonima, obu m etropolii wraz z ich sufraganiami, należy szukać w obrębie ówczesnego państw a polskiego, że tego rodzaju myśl u naszego kronikarza byłaby tylko dowcipem, którym by chciał z nas zadrwić, a pia fraude podnieść Bolesław a C hrobrego. G dyby tak tanim efektem, tak płaskim i w ykrętnym dowcipem chciał kronikarz przysporzyć sław y Bole sławowi, to mógł przecież mówić o liczniejszych, niż o dwu, m etropo liach w Polsce; wszak P rag a należała do Moguncyi, nie w spom ina jąc tu już o Słowaczyźnie, ni Rusi. C zw arta wreszcie hypoteza, która je st dziełem zasłużonego autora „Organizacyi K ościoła“, prof. W ł. A braham a, każe przypuszczać, że chodziło tu o dyecezyę dla św.
Brunona, że może to była m etropolia missyjna, która rychło upadła. Lubo, mojem zdaniem, nie mamy wiadomości dość pew nych o m etro poliach missyjnych, bo ten najwyższy stopień organizacyi kościel nej zjawiał się tam dopiero, gdzie można było myśleć o dyecezyach stałych ze stolicą i z granicami, ściśle dającemi się określić, to jednak zdaje mi się, że prof. A braham je st najbliższy praw dy, co będę starał się wykazać.
Dwie mamy, mem zdaniem, pew ne wiadomości o obu m etro poliach, i to w źródłach bardzo starożytnych. Jedna z nich znaj duje się w kronice Galla - Anonima, pisanej najwyżej w 80 lat po upadku tej drugiej m etropolii, kiedy m ogły jeszcze żyć bardzo w y raźnie jej ślady i tradycye, — a dodajmy, że Gall-Anonim był już koło r. 1089 w Polsce, t. j., kiedy żyli ludzie, którzy ją osobiście, lub z opow iadania w spółczesnych pamiętali. D rugie źródło, na które mam zamiar się powołać, je st jeszcze starsze, a je st nim Rocz nik K apitulny.
Gall-Anonim w dw u miejscach swej kroniki mówi o rozpa tryw anym przezemnie fakcie: przy śmierci Bolesław a Chrobrego byli obecni: episcopi, archiepiscopi. ..1); podobnego pleonazm u nigdzie więcej nie znajdujemy. Sądzę, że w ten sposób kronikarz, mimo pragmatyzowania, o co mamy praw o posądzić go w tem miejscu, pragnie zaznaczyć faktyczny stan rzeczy, t. j., że przy łożu śmierci Bolesława mogli być arcybiskupi (metropolici obu stolic), a nie arcybiskup tylko gnieźnieński, jak np. przy śmierci W łodzisław a H erm ana. D rugi ustęp tejże kroniki brzmi: suo (Boieslai I) tem pore Polonia duos m etropolitanos cum suis suffraganeis contine b a t’), a w yrażenia tak .ścisłe nie pozwalają na jakiekolw iek inne tłumaczenie, jak: za czasów Bolesława obejm ow ała Polska dwie m etropolie z ich suffraganiami.
U stęp Rocznika K apitulnego, który przytaczam poniżej, nigdy w tem znaczeniu nie był pojęty. Tłumaczono go rozmaicie, zwy kle popraw iając tekst lub d aty ,— moje rozwiązanie obyw a się bez wszelkiej operacyi, i tem je st wyższe od innych. Zapiski owe brzm ią:
1027. Y politus archiepiscopus obiit. B ossuta successit. 1028. S tep h a n u s arc hiepiscopus o b iit3).
O ddaw na odczuwano, że śmierć tych trzech arcybiskupów jednej stolicy w ciągu tak krótkiego czasu, jakkolw iek nie jest
K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (d o d atek ). 1 7 9
p FF. R R . Pol. 1. I. c. 10. 3) Ibid. 1. I. c. 11.
1 8 0 K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (d o d a te k ).
niemożliwa, to jednak je st w wysokim stopniu niepraw dopodobna. Prof. A braham przypuszcza, że daty są zm ylone '),—już i dawniej kronikarzom w ydały się one podejrzane, przenoszono zatem śmierć Stefana na r. 1058. W ojciechowski sądzi, że S tefan je st drugiem imieniem B o ssu ty 2), co jednak łatw o udowodnić się nie da. W . Kę trzyński 3) wreszcie przypuszcza pomyłkę kopisty i proponuje nastę pującą popraw kę:
1027. Y politus arch iep isco p u s obiit B ossuta successit. 1028. [B ossuta arch iep isco p u s obiit] S tep h a n u s successit.
Moje zaś tłumaczenie, które postaram się zaraz uspraw iedli wić, je st następujące:
1027. Y politus arc h iep isco p u s (sc. G neznensis) obiit. B ossuta successit. 1028. S tep h a n u s arch iep isco p u s (sc. alterius m etropolitanae p rovinciae) obiit.
Tłum aczenie je st proste i jasne, a zaleca się tem, że nie po w oduje żadnych zmian tekstu. Mogło umrzeć dwu arcybiskupów dw u archidyecezyi, ale śmierć trzech arcybiskupów jednej prowin- cyi, jest, jak się rzekło, w wysokim stopniu niepraw dopodobna. P ragnę teraz wyświetlić, dlaczego przyznałem zapiskę z r. 1027 m etropolii gnieźnieńskiej, drugą zaś owej nieznanej. D om yślam y się, że m etropolia gnieźnieńska nie upadła za Mieszka II, że naw et praw dopodobnie (w edług nielicznych śladów) przetrw ała burzę z r. 1038,—w zapisce zaś z r. 1027 ow a ciągłość m etropolitów na stolcu biskupim je st zachowana. D ruga m etropolia rychło, jak wiemy, a raczej, ja k się pow szechnie domyślamy, upadła; — przy zapisce z r. 1028 nie znajdujemy już następcy, widocznie go nie było, zabrakło, — archidyecezya i związek m etropolitalny upadł, — to je st zatem ow a druga prow incya kościelna.
Gdzież była ow a druga metropolia? Przyznam się, że mam mało w praw y w poszukiwaniach geograficznej natury; zwrócę tu tylko uw agę na szczegół, po którym będzie można, tak mi się zdaje, dojść, ja k po nitce do kłębka,—do rozw iązania problem u. Chodzi tu o konfiguracyę biskupstw polskich, t. j. o niczem nie w ytłum a czone zjawisko rozerw ania dyecezyi poznańskiej na dwie, od siebie bardzo odległe części, których adm inistracya zawsze była trudna i ciężka. Cóż w yw ołało ten, bez w ątpienia, niezwykły fakt,
') O rganizacya p. 123.
Szkice p. 17.
K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (d o d a te k ). 1 8 1
sprzeciwiający się wszelkiej logice i ekonomii w używaniu sił? Dlaczego nie przyłączono owego archidyakonatu mazowieckiego (czerskiego) raczej do jednej z bliższych dyecezyj? Na to pytanie je s t tylko jed na odpow iedź,—że widocznie do tego skraw ka ziem miało biskupstw o poznańskie większe prawo, niż wszelkie względy natm y adm inistracyjnej, czyli, że archidyakonat czerski jest tw orem późniejszym, przyłączonym do biskupstw a poznańskiego na pod staw ie praw a pierw szeństw a już po reform ach z r. 1000;—trudno
bowiem sobie wyobrazić, by w r. 1000, gdy rozgraniczano poszcze gólne dyecezye, dano Ungerowi ów archidyakonat czerski, kiedjr
można go było w inny sposób za straty wynagrodzić.
Tłum aczenie tego zjawiska je st następujące: Pierw otnie na leżała cała Polska do Poznania, jako jedynego biskupstw a,—z tego tytułu miało ono bezsprzecznie praw o do tych wszystkich ziem pol skich, na których po r. 1000 niknęły inne biskupstw a, założone na pierw otnym terenie dyecezyi poznańskiej,—tak jak w razie zniknię cia arcybiskupstw a gnieźnieńskiego, jego w ładza m etropolitalna ipso facto przeszła by na arcybiskupów m agdeburskich, którzy ją przed r. 1000 w Polsce, t. j. na terenie biskupstw a Jordana w y konywali x). Otóż sądzić by należało, że mamy do czynienia z reszt ką takiej formacyi kościelnej, która w skutek jakiejś katastrofy zniknęła: ziemia, pozbaw iona swego pasterza, przeszła pod zwierzch ność tego, który tu ostatni władzę biskupią spraw ował, t. j. bi skupa i biskupstw a poznańskiego. Jeżeli zaś zapytam y się, co za organizacya kościelna tam przed archiclyakonatem czerskim istnieć mogła, to bjdibyśm y skłonni przypuszczać, że była tu właśnie część owej drugiej metropolii, Bolesławowskiej fundacja. C zy archidya konat czerski był częścią samej archidyecezyi, czy też jednej z jej sufraganii, dochodzenie byłoby już bezcelowe, — tu uryw ają się na sze sposoby badania i rekonstrukcja, — jesteśm y bezsilni. Niewierny, ja k daleko na wschód sięgaty granice państw a Chrobrego, nie zda jem y sobie spraw y z intenzj7wności ani siły w pływ ów polskich w Pru-
siech i u Jadźw ingów . Bolesław pilnem okiem śledził te strony, ja k to w jTkazują m issjre W ojciecha i Brunona, i widać, że na ich zchrjTstyanizowanie, t. j. złączenie ze swem państw em m ocny kładł nacisk. Prof. W ł. A braham , zastanaw iając się nad kwestjm drugiej metropolii, tu w tych stronach—od ścianjr pruskiej dopatiy- w ał się jakiejś osobnej organizacja, i tu gdzieś, zdaje mi się, loko w ał Brunona, którego przjmależność do kościoła polskiego starał
się szeregiem dow odów uzasadnić ’). Bruno „wszędzie niemal... solidaryzuje się z Bolesławem i jego państwem , a słow a jego w tym rodzaju, jak: Quomodo conueniunt Zuarasiz vel diabolus et dux sanctorum vester vel noster Mauricius, — S ed hoc quid ad nos? pozw alałyby wnosić, że Bruno uw ażał się za należącego do Polski, jeśli nie w charakterze poddanego Bolesława, to w charakterze członka episkopatu polskiego. Inaczej trudnoby było w yjaśnić ustęp w jego liście: Si quis etiam dixerit, quia hunc seniori (Bo lesławowi) fidelitatem et m ajorem amiciciam porto, hoc verum est; w szak słowo fidelitas w skazywać musi na pew ien stosunek praw ny, z którym obowiązek wierności się łączył. Jeżeli do tego dodam y okoliczność, że śmierć B runona zapisał nasz najdaw niejszy rocz nik, tudzież wzmianki Thietm ara, jakie odnoszą się do pobytu jego w Polsce, to w niosek ów tem więcej nabierze cech praw do
podobieństw a. T hietm ar bowiem podaje, że Bruno m ulta a Bole- slao ceterisque divitibus bona suscepit, quae mox ecclesiis ac fami liaribus suis et pauperibus, nil sibi retinendo, divisit; — ów rozdział uzyskanych dóbr wskazuje na pierw otny sposób adm inistracyi mie nia kościelnego w czasie, gdy jeszcze poszczególne beneficya oso bno dotow ane nie p o w stały “. N astępnie prof. A braham , wykazu jąc realną w artość pogardzanego opow iadania W iperta, cytuje ustęp,
„który w yraźnie podaje, że Bruno posiadał w łasną dyecezyę, a więc, że się w Polsce osiedlił. U stęp ten brzmi: Ille etiam pontifex et m artir Christi Brunus, dimisso episcopatu, una cum grege sibi com missa cum suis capellanis am bulavit P rusciam “. T e oto są pew ne wiadomości nasze o Brunonie z Q uerfurtu i o jego dyecezyi w Polsce. Czy posiadał on w owej nowej metropolii w łasną dyecyzyę, czy też zajmował może w niej godność m etropolitalną (jak chcą niektórzy), nie wiemy, — w każdym razie znaczy tu coś niew ąt pliwie w spółczesna zapiska rocznikarska, nazyw ająca go poprostu „episcopus“.
W kw estyi, jakie biskupstw a należały do owego drugiego związku metropolitalnego, nie da się nic pew nego powiedzieć. Jeżeli należał do składu tej prow incyi Bruno, to może należały do niej, lub były w jej opiece biskupstw a misyjne, jak u Pieczyn- gów, lub w Szwecyi, co by nam w yjaśniało nieco pow ody, dla któ rych biskup Scary, O sm und, szukał i znalazł święcenia w Polsce. Z powyższych w yw odów wynika, że: 1) istniała w Polsce, prócz Gniezna, druga zorganizow ana dyecezya; 2) że resztek owej
1 8 2 K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (dodatek).
K IL K A U W A G O O P A C IE A S T R Y K U -A N A S T A Z Y M (d o d a te k ). 1 8 3
metropolitalnej prow incyi szukaćby w ypadło w mazowieckim ar- chidyakonacie czerskim; 3) że jej ostatnim arcybiskupem był S te fan, którego, zdaje się, słusznie prof. T. W ojciechowski iden tyfikuje z erem itą Stefanem , znanym z V ita quinque fratrum.
(Stefan ów zmarł w r. 1028); 4) że do niej należał zapewne Bruno, jako biskup; 3) że m iała ona praw dopodobnie w części zadania i organizacyę missyjną.