Marta Piwińska
Do Redakcji „Tekstów”
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5-6 (35-36), 367-368
Do
R edakcji „T ekstów ”
W num erze 3/1977 w artykule Jerzego Łojka pt. N a
gość ciała w obyczajowości i kulturze Europy czytamy: „W tej w łaśn ie epoce
pojawiła się na scenach Europy Isadora Duncan słynna tancerka «w yzwolona» z reguł tańca klasycznego. Prasa huczała od zachwytów, ale i od zgorszenia. Miss Duncan tańczy nago... Nagość panny Duncan była bardzo w zględna, w powiew nej szacie z tiulu miotała się po scenach nie pozwalając nikom u do strzec niczego ze sw ych w dzięków . Zgorszenie jednak było... na szczęście ucho dziło to w szystko za w ielką sztukę, w ięc i miss Duncan w niczym te w ystępy nie zaszkodziły”.
Chciałabym sprostować, że nie tylko uchodziło to za w ielką sztukę, ale uchodzi do dzisiaj w historii teatru i tańca. Czytelnicy bowiem m ogliby m ylnie w y wnioskować, że Isadora Duncan pod pozorem sztuki pokazywała — choć jak by jednak nie pokazywała — swoją prywatną nagość. Tymczasem nagość jej — jak zresztą w szelka nagość w sztuce, malowana, rzeźbiona, opisywana, grana na scenie — miała w iele wspólnego ze stylem epoki. N agość jest bowiem jak gdyby ostatecznym , granicznym w yrazem stylu. Stoi na ryzykow nej i dla tego ważnej granicy m iędzy sztuką a biologią, m iędzy podobaniem się arty stycznym a podobaniem się erotycznym, m iędzy awangardową prowokacją zastanego stanu sztuki a prowokacją obyczajową. Sztuka byw a tu bądź w największej harmonii ze sobą (nagość grecka), bądź też w p ełnej wyrazu dysharmonii; sztuka bywa tu napastliwa, okrutna — także wobec sam ej siebie, bo się ogołaca ze środków. A współcześnie bywa wręcz desperacka. Taka m yśl o związku nagości ze stylem i o m iejscu nagości w różnych stylach w kulturze mogła była znacznie wzbogacić artykuł Jerzego Łojka, który opisał tylko stopień rozebrania w kolejności historycznej.
Nagość Isadory Duncan m iała w iele wspólnego z greckimi w ątkam i i sty li zacjami secesji. N ajłatw iej ją zobaczyć na tyle rysunków W yspiańskiego. Mia
K O R E S P O N D E N C J A 368
ła też w iele wspólnego z tzw. w ielką reformą teatralną, która odbywała się w tych czasach. Wielka reforma polegała na buncie przeciw naturalizmowi, przeciw iluzji, „czwartej Ścianie” i na m anifestacyjnym odkrywaniu, że teatr jest teatrem, ma kulisy, tworzy własną, teatralną przestrzeń, grają w nim aktorzy i że trzeba z tego wyciągnąć artystyczne konsekw encje. Isadora Dun can pracowała nad analogiczną reformą w balecie, który zastygł w jeszcze bardziej anachronicznej, klasycystyczno-akadem ickiej formie.
Jak naprawdę tańczyła Isadora Duncan nie w iem y i już się nie dowiemy. W iemy jak pisała, ale nie na pisaniu, lecz na reformie tańca polegała jej rola w kulturze. Cały nasz, dwudziestowieczny taniec do Bejarta i dalej wywodzi się z tej reformy.
Marta Piwińska
Obawiam się, niestety, że p. Piw ińska bierze skutek za przyczynę, to znaczy obyczajowość sceniczną tłum aczy „etylem epoki”, pod czas gdy w łaśnie styl epoki uwarunkowany jest zawsze stanem świadom ości i obyczajowością społeczeństwa. Oczywiście, że Isadora Duncan nie pokazy w ała na scenie swojej „prywatnej nagości”, bowiem w warunkach w id ow i skowych nikt tego nie robił i nie robi. W czasach miss Duncan prywatną nagość pokazywało się w buduarach i sypialniach. Rzecz jednak w tym, że jeśli brak stroju Isadory Duncan uznajem y za środek ekspresji artystycznej, to taka sama ocena powinna dotyczyć np. m usicalu Oh Calcutta. Ciągle ż y jem y pod w pływem sw oistego dzielenia sztuki widowiskowej na tzw. w ielką i... nieco pomniejszą. Ta pierwsza jakoś nobilituje brak stroju, tej drugiej odmawia się jeszcze czasami społecznej aprobaty. Przy czym podział na sztukę „w ielką” i „pomniejszą” opiera się na jednym przede w szystkim , dość za bawnym kryterium: „w ielką” jest ta sztuka, która w sw ej treści jest m ożliwie najbardziej oddalona od spraw seksu.
Rzeczywiście, wiemy, jak pisała Isadora Duncan. Pisyw ała w tonie tak h iste rycznej afektacji, że dzisiaj trudno to traktować poważnie. M yli się zresztą p. Piw ińska twierdząc, że z jej „reformy” wyw odzi się „cały nasz, dw udziesto w ieczny taniec”. Z tzw. reformy Isadory Duncan w yw iódł się tzw. taniec „w yzw olony”, który istniał do czasów II w ojny św iatow ej, potem zaś zgasł i zmarniał. Żyjem y w czasach, gdy balet zastyga w łaśnie — mimo Bejarta — w „klasycystyczno-akadem ickiej form ie”. Nie ma potrzeby bronić miss Dun can, bo szczerze mówiąc, nie ma czego bronić. I w ogóle nie onożna zrozumieć tego szczególnego zjawiska, jeżeli chce się ją traktować jako elem ent „stylu”, a nie obyczajowości epoki.