• Nie Znaleziono Wyników

Ideał powieści pozytywistycznej : "Nad Niemnem" Orzeszkowej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ideał powieści pozytywistycznej : "Nad Niemnem" Orzeszkowej"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Eile

Ideał powieści pozytywistycznej :

"Nad Niemnem" Orzeszkowej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 65/1, 83-105

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V , 1974, z. 1

STANISŁAW EILE

IDEA Ł PO W IEŚC I PO ZY TY W ISTY CZN EJ „NAD NIEMNEM” ORZESZKOWEJ

P ostu laty teoretyk ów p ozytyw istyczn y ch

P rzod ująca ro la pow ieści w lite ra tu rz e pozytyw istycznej m usiała zna­ leźć p otw ierdzenie w estety ce n o rm aty w n ej. Ł atw o je zidentyfikow ać w różnych w ypow iedziach czołowych p rzed staw icieli epoki, w ypow ie­ dziach z okresu, gdy p ro sto ta h aseł u ty lita rn y c h p rzestała w ystarczać. Nie b y ły to p rzek o n an ia w p ełn i o ryginalne, lecz dobór n o rm ściśle się wiązał z założeniam i polskiego p rąd u i sw oistym rozw ojem rodzim ej po­ wieści. Je śli zatem pozostaw im y na uboczu an ty n o m ie postaw filozo­ ficznych i estetycznych, p rzodujące m iejsce p rzy p ad n ie te n d e n c ji do harm onijnego, uporządkow anego i zarów no k o n stru k c y jn ie jak p ro ble­ mowo zam kniętego obrazu św iata. Gdy zaś w d od atku „m yśl zacn a” n a ­ w et po przełam an iu ograniczeń powieści te n d e n c y jn y c h n adal była w aż­ n y m k ry te riu m w artości, nic dziw nego, że np. 'propozycje powieści flau b erto w sk iej i n a tu ra listy c z n e j z tru d n o śc ią to ro w ały sobie drogę. W praw dzie A ntoni S ygiety ń sk i w skazał w 1880 r. n a przełom ow y cha­ ra k te r S z k o ły uczuć i su b teln ie odsłonił now atorstw o proponow anych tam konw encji, k tó re zdecydow anie ro zk ład ały poetykę francuskiej po­ wieści klasycznej (głównie balzakow skiej), nie m ożna jed n a k powiedzieć, żeby co n a jm n ie j p rzed pow staniem g ru p y „W ędrow ca” zasady aprobo­ w ane przez a u to ra W spółczesn ej pow ieści w e F rancji zdobyły ogólniejsze uznanie.

Czołowy k ry ty k okresu, P io tr Chm ielow ski, skłania się przede w szy­ stkim k u zasadom p roponow anym przez T ain e’a, w zbogaconym dodatko­ wo o p a ra leln e poniekąd teo rie S pielhagena *. Zgodnie z p o stu latam i ty ch 1 Teorie kompozycji u Taine’a i Spielhagena z jednej, a u Flauberta z drugiej strony przekonywająco przeciwstawia J. D ę t k o (A n ton i S ygietyński. E stetyk i k rytyk . Warszawa 1971, s. 203 n.).

(3)

k ry ty k ó w p rzy k ład a szczególną w agę do ry g o ró w kom pozycji, o p a rty c h n a dom inacji teleologicznego rozw oju akcji. Z arazem n iech ętn y n a d ­ m ie rn y m in g eren cjo m n a rra to ra , sy m p to m aty czn y m dla au toró w d aw ­ niejszych, w łaśnie logice zdarzeniow ości p rzy p isu je C hm ielow ski p o d ­ staw ow e znaczenie w p rzek azyw an iu zaw artości ideow o-poznaw czej dzieła, za d ru g i jej n o śn ik uznając dialog. Pow ieść w tak im ujęciu staje się bliska d ram ato w i, a T ain e’ow ska zasada zbieżności efektów , u k ie ru n ­ kow ana na u w y p u k lan ie k o n flik tu centralnego, w yklucza zarów no czy stą opisowość epicką ja k sw obodną k o n stru k cję w ielow ątkow ą, c h a ra k te ry s ­ tyczną dla w ielkich p a n o ra m społecznych w ty p ie L a lki P ru sa, k tó re j założeń k o m p ozycyjnych C hm ielow ski nie mógł w konsek w encji a n i zro­

zumieć, an i aprobow ać.

Z nam ien na dla ty c h czasów jest potrzeba jakiegoś podręcznika, k tó ry b y, z jedn ej stro n y , pouczał początk u jący ch lite ra tó w o reg ułach, z d r u ­ g iej zaś — p rzygotow yw ał czyteln ik ów do praw idłow ego odbioru poszcze­ g ó lnych gatu n k ó w literack ich , a zwłaszcza powieści. W y stępu jący w ty m d u c h u Teodor Jeske-C hoiński w yty cza zary sy tak iej n o rm a ty w n e j p oe­ ty k i 2. Z aaprobow ałaby je zapew ne większość ówczesnych k ry ty k ó w , zaznajom ionych z teo riam i T ain e’a, a ty m b ard ziej ze S pielhagena B e i­

träge zu r Theorie u n d T echn ik des R om ans (1882), dziełem akcep tow a­

nym i p rezen to w an y m obszernie w czasopismach. G dyby w yrazić m yśl Choińskiego w n ajw iększym skrócie, m am y tu ideę pow ieści zarów no a rty sty c z n e j jak realisty czn ej, p rzy czym — oczywiście — nie sam o za­ łożenie, pod k tó ry m podpisałoby się w iele k ieru n k ó w literackich, lecz sposób rozum ienia obu ty c h pojęć w yznacza sw oistą estetyk ę epoki.

In te resu jąc e jest p rzed e w szystkim , że k ry te riu m logiki podporządk o ­ w u ją c sobie zasadę p ra w d y i a rty z m u rządzi w artościam i poznaw czym i i k o n stru k c y jn y m i powieści. P ra w d a bow iem to nie tylko w ierność wobec ,,rzeczyw istych, istn iejący ch stosunków ” , ale też — a często przede w szy­ stk im — „praw dopodobieństw o a rty sty c z n e ” , czyli swego ro d zaju u m ie ję ­ tność przekonyw ania, o p arta na ścisłym , selekty w ny m toku przyczy n i skutków , c h a ra k te ry sty c z n y m dla pozytyw istycznego d eterm inizm u m e­ todologicznego:

Artysta zaś musi działać szybko, w zwartej, przejrzystej formie, i dlatego nie m oże uwzględnić niezliczonych przejść wiodących od przyczyny do wyniku. Wybiera on w łaśn ie p u n k t a w y t y c z n e w działalności pewnego in dyw i­ duum i splata z nich w y n i k l i w ą c z y n n o ś ć , czyli osnowę 3.

Z kplei za głów ną reg u łę k o n stru k c y jn ą uzn aje Choińśki „form ę p ira ­ m id a ln a ” , tj. pow iązaną przyczynow o akcję, z w yraźn ym początkiem ,

2 Zob. T. C h o i ń s k i , Teoria pow ieści. „Niwa” 1883, z. 207—'208.

3 Ibidem , s. 228—229. Podkreślenia — tu i w innych cytatach — pochodzą od autora artykułu.

(4)

środkiem i końcem , co odnosi się nie ty lk o do całości fabuły, lecz tak że do budow y poszczególnych epizodów. N asu w a się d y g resja, że w spół­ czesne stru k tu ra listy c z n e teo rie opow iadania, a zw łaszcza m odel tró j­ kow y C lau de’a B rem onda, o p isu ją je d y n ie tak i — klasyczny, rzec m ożna — sposób kreow ania św ia ta fabularn eg o .

In n e założenie prozy realisty czn ej tego okresu, kan o n iluzyjności, w iązało się rów nież z zasadą logiki akcji, gdyż dotyczyło przede w szyst­ k im „bezpośredniego”, dram atycznego k reo w a n ia św iata przedstaw ionego, zasady proponow anej dobitnie, lecz kom prom isow o w h aśle p rzedm ioto­ wego opow iadania. T rudno bow iem nie odnieść się sceptycznie do sfo r­ m ułow ań głoszących p ełną bezinteresow ność au to ra, jeżeli będziem y ta k ą postaw ę trak to w ać głębiej, a więc tak że w odniesieniu do im p likow an ej s tr u k tu ry postaci i sy tu acji pow ieściow ych. C hoiński staw iał spraw ę jasno w te d y jedynie, gdy pisał, że idea w cielać się w in n a za pom ocą postaci i ch arak teró w , oraz rów nolegle zw alczał in g erencje n a rra to ra w imię „ilu zji praw dopodobieństw a” i doskonałości tech nik i p isarsk iej. Tę sam ą zasadę rozpoznajem y w yraźn ie w opinii Chm ielow skiego na te m a t d y g re ­ sji w Szkicach w ęg lem Sienkiew icza:

Pod w zględem stylistycznym nic tem u ustępowi zarzucić nie można: służy on do uwydatnienia niemej, choć głębokiej boleści w przeciwstaw ieniu z ga­ datliwą, choć powierzchow ną i sztuczną; ale ponieważ jest t y l k o z w r o t e m r e t o r y c z n y m , przez sam ego autora zrobionym, a nie w ypływ ającym by­ najmniej z sytuacji, rozrywa w ięc niepotrzebnie wrażenie, nie potęgując go ani trochę 4.

D om inacja pośred n ich sposobów p rezen to w an ia idei, a zw łaszcza upo­ rządkow anego toku zdarzeń, d o stro jen ie zasad tech nik i k o n stru k c y jn e j do logiki u k ład u przyczynow ego, sw oiste pojęcie przedm iotow ości i w aga p rzypisyw ana dialogow i prow ad ziły k u d ram a ty z a c ji cechującej powieść „dobrze skom ponow aną” , k tó ra stanow i dojrzałą, ale te ż epigońską form ę klasycznej, balzakow skiej postaci g a tu n k u . W lite ra tu rz e europ ejskiej odm iana ta w pew nej m ierze stw o rzy ła podłoże d la fo rm ro zw iniętych w w. X X 5, lecz zarazem — przezw yciężona przez pisarzy aw angard o­ w ych — pozostała w zorcem p op u larn eg o pojęcia doskonałości a rty sty c z ­ n e j. Aż po d n i ostatn ie podstaw ow e n o rm y rządzące tak im w łaśnie m ode­ le m stanow ią k ry te ria oceny nie ty lk o dla w ielu czytelników , lecz tak że dla n iek tó ry ch badaczy, silnie zw iązanych z tra d y c ją pozytyw is­ ty cz n ą oraz d aw n y m i zasadam i h a rm o n ii i proporcji.

W Polsce, gdzie pierw sza połow a X IX w. w yk ształciła luźną form ę gaw ędy i d y g resyjn e powieści K raszew skiego, Jeża oraz innych tw órców

4 P. C h m i e l o w s k i , Pism a krytyczn oliterackie. T. 1. W arszawa 1961, s. 463. 5 Zob. J. W. B e a c h , The T w en tieth C entury Novel. N ew York 1960.

(5)

okresu m iędzypow staniow ego, założenia estety ki po zy ty w isty czn ej zdają się m ieć szczególne uzasadnienie. T ru d n o się było spodziew ać podobnej ja k w e F ra n cji re a k c ji przeciw ko klasy czn y m k o nw encjom powieści, gdyż g a tu n e k te n osiągnął sw oją dojrzałość dopiero pod p ió rem p ozy ty w isty cz­ ny ch autorów . Nie bez znaczenia było też chyba fo rsow an ie tra d y c ji laty ń sk ich w opozycji do w ielkiej pow ieści ro sy jskiej T ołsto ja i D osto­ jew skiego, przew ażnie szokującej ów czesną elitę k u ltu r a ln ą — na rów ni z „nięm oralnością” i now ą, n a ru sz a ją c ą dotychczasow e g u sty , k o n stru k c ją pow ieści n a tu ra lis ty c z n e j. W alka o pow ieść „dobrze skom po no w aną” była w zrozum ieniu w spółczesnych w alką o powieść arty sty c z n ą , była p ró b ą nobilitacji g atu n k u , pozostającego u n as daleko w ty le za liry k ą i d ra m a ­ tem . Nie m a więc pod ty m w zględem ścisłej analogii z obroną m odelu balzakow skiego przez P a u la B ourgeta, gdyż we F ra n c ji podobne stan ow i­ sko miało już w y raźn ie c h a ra k te r zachow aw czo-epigoński.

Świadom ość p isarsk a Orzeszkow ej

Z tró jk i w y b itn y ch pow ieściopisarzy p o zytyw istycznych Eliza O rzesz­ kow a zapew ne n ajw iern iej rep rezen to w ała sw oją epokę, realizu jąc nie tylko jej ideały społeczno-filozoficzne, lecz także k a n o n estety czn y. W tak im dokum encie jej św iadom ości 'literackiej, jak im jest stu d iu m O pow ieściach T. T. Jeża z rzu te m oka na pow ieść w ogóle (1879), o d n a j­ dujem y poglądy, pod k tó ry m i podpisałby się C hm ielow ski, rów nie jak p a tro n u jąc y obojgu T a in e 6. D latego p roponow any p rzez O rzeszkow ą wzorzec jest bliski m odelow i b alzakow skiem u (Balzak obok Szekspira był ideałem a u to ra Filozofii s z tu k i), m im o że podobnie jak większość k r y ty ­ ków po zytyw istycznych (z w yłączeniem Chm ielow skiego) nie należała do w ielbicieli K om edii lu d zk ie j. To zresztą zrozum iałe, że Balzak, po­ m aw iany u nas ciągle o niem oralność i b ra k ideow ego zaangażow ania, nadto p a tro n nowego realizm u Zoli, nie mógł być bliski nastaw io n ej zaw ­ sze d y dak tyczn ie autorce, ale niepodobna zarazem stw ierdzić, że w y kład o kom pozycji w stud iu m o Jeżu b y ł uogólnieniem p ra k ty k i pisarskiej Hugo, m im o że te n a u to r zyskał tam najw ięcej pochwał. Nie je s t to zre­ sztą rozbieżność przypadkow a. Pozytyw iści odw ołując się do określonej tra d y c ji literack iej polskiej i obcej b ra li pod uw agę głów nie w artości ide­ owe i poznawcze, z przew agą ty ch pierw szych, a założenia estetyczne ujm ow ali przede w szystkim postula ty w nie, n ie uśw iadam iając sobie his­ to rycznych źródeł kanonizow anych konw encji. W łaściw ie w skazyw ali na m istrzów ty lk o w w y p ad k u realisty czn ej p lasty k i opow iadania. O rzeszko­

6 Wyczerpującą analizę tego studium daje M. Ż m i g r o d z k a (O rzeszkow a.

(6)

wa m ogła zatem z uczuciem pisać o w alo rach obyw atelskich i poznaw ­ czych utw o ró w Jeża czy K raszew skiego, unosić się n ad typow ością i p la ­ sty ką postaci, chociaż na pew no nie ap robow ałaby poglądu głoszonego przez n a rra to ra O fiar, iż celowo „ro zw ija rzeczy po rządkiem Chronolo­ gicznym , bardzo w ygodnym pod ty m w zględem , że n ad k o n stru k c ją po­ wieści głow y łam ać nie trz e b a ” 7.

Pierwszo,planowość roli, jak ą p rzy zn aw ała Orzeszkow a lekcew ażonym przez starszego pisarza zasadom k o n stru k c y jn y m , to teza w ypły w ająca ze św iadom ej dążności do podniesienia ra n g i stale nie docenianego g a tu n ­ ku. Z pew ną goryczą k o n sta tu je a u to rk a na w stępie swego studium :

Spom iędzy um ysłowości ludzkiej najpowszechniej przez ogół znany, najgo­ ręcej może m iłowany, najsilniej wstrząsający największą liczbą serc i um ysłów — powieściopisarz, w obec sądu krytyki, tak estetycznej jak naukowej, zajmuje w hierarchii um ysłowych stanow isk stopień n ajn iższy8.

D latego O rzeszkow a zdecydow anie odrzuca tw órczość żywiołow ą, b ag a­ telizu jącą rac jo n aln ą i p rzem y ślan ą p ra c ę n a d tek stem . Pow ieściopisarz — zgodnie ze sw oisty m d la n iej ro zu m ien iem pośredniego c h a ra k te ru prozy fab u la rn e j — w in ien łączyć w ysiłk i uczonego i a rty sty ; zarazem in te r­ p reto w ać p rze d staw ia n ą rzeczyw istość jak nadaw ać jej k sz ta łt dzieła sztuki. W p roponow anych reg u łach tw órczości O rzeszkow a w y raźn ie ze­ spala ze sobą oba plany, poznaw czy i estetyczny, w płaszczyźnie rac jo ­ n alnej logiki zw iązków przyczynow ych i p roblem ow ych korelacji:

Słowem , powieść nie tylko odtwarza, ale i tworzy także. Odtwarza ona zja­ w iska w idzialne wszystkim , a le dążąc do wyrażenia piękna i prawdy, których ogół dostrzec nie może, tworzy pom iędzy zjawiskam i ład i zw iązek póty, aż pod­ niesie je do e s t e t y c z n e j z a r ó w n o j a k f i l o z o f i c z n e j h a r m o n i i t o n ó w i k s z t a ł t ó w , podobieństw i kontrastów, przyczyn i n a stęp stw 9. Te g en eraln e zasady rozw ija O rzeszkow a objaśn iając d w a kluczow e w sw ej teo rii pojęcia: pom ysłu i kom pozycji. Oba dobitnie ilu s tru ją w spo­ m nianą w yżej dążność e ste ty k i pozytyw isty czn ej do naśladow ania d ra ­ m a tu jako id eału d y scy p liny k o m pozycyjnej i najlepszego przekaźnika im plikow an ej zaw artości ideow o-poznaw czej. N adto naszkicow any wzo­ rzec m a harm o n ijn ie łączyć p rzy czy n o w y tok rozum ow ania i estetyczne poczucie porządku z w iernością w obec zasady obserw acji realistyczn ej. Z a­ tem na pom ysł pow ieściow y m a się złożyć d ram aty czn y k o n flik t zaczer­

7 Cyt. za: M. O s t r o w s k a , T. T. Jeż (Z ygm un t M iłkowski). Zycie i tw ó r­

czość. Kraków 1936, s. 256.

8 E. O r z e s z k o w a * , O pow ieściach T. T. Jeża z rzu tem oka na pow ieść

w ogóle. Studium. (1879). W zbiorze: Polska k ry tyk a literacka (1880—1918). M ateria­ ły. T. 3. Warszawa 1959, s. 122.

(7)

p n ię ty z życia, chociaż — ja k się rów nocześnie d o w iad u jem y — p isarza obow iązuje do strzegan ie i w y b ó r sy tu a c ji znaczących, u w y p u k lający ch ogólniejsze praw idłow ości, a co w ięcej, odpow iednie p rzekształcen ie m a ­ te ria łu w rac jo n aln ą i h a rm o n ijn ą całość. O bserw ację p rzep row ad zi więc człowiek w szechstronnie w ykształcony, k tó ry ju ż zna praw idłow ości ży­ ciowe, w ie, czego należy szukać i ja k k ojarzyć. R acjo n aln y sto su n e k do m ate ria łu życiowego pow oduje, w m yśl m n iem ań O rzeszkow ej, że „treść m oże pow stać jednocześnie z fo rm ą ” , a tw ó rca u n ik a z jed n ej stro n y n ie­

bezpieczeństw a d y d a k ty z m u ab strak cy jn eg o , z d ru g ie j — „cacek ładnie w ym alow any ch ”, k tó re w sk u tek b ra k u filozoficznej analizy i syntezy je d y n ie „ w strząsają w y o b raźn ią” i „łaskotliw ie d z ia łają na n e rw y ”.

G dyby szukać m iejsca dla O rzeszkow ej w o b ręb ie sym ptom atycznej a n ty n o m ii tra d y c y jn e j pow ieści realisty czn ej, w ah ającej się m iędzy ści­ śle m im etyczną obserw acją życia a k reo w an iem jego zracjonalizow anego obrazu, podporządkow anego p ew n y m założeniom in te rp re ta c y jn y m , n ie­ rza d k o też po stu lato m ideow ym , a u to rk a N ad N ie m n e m zn alazłaby się po stro n ie te j dru g iej ten d en cji. P ierw sza bow iem — stosow ana konsekw en ­ tn ie — m usiała prow adzić do p ro to k o larn ej n a rra c ji i przełam an ia toku selektyw no-logicznego n a rzecz złożonej pełni, g ry sprzeczności i p rzy ­ padków , a to w szystko było p ro p o no w an em u p rzez O rzeszkow ą m odelowi n ajb ard ziej obce:

Bystrość spostrzegania nie przyda się na nic lub przyda się na niewiele, je­ żeli nie towarzyszy jej zrozum ienie spostrzeganych zjaw isk i umiejętność czy­ nienia pomiędzy nimi wyboru i k om b in acji10.

S y m ptom atyczna jest rów nież pod ty m w zględetn ro la przyznaw ana kom pozycji. Sposób, w jak i m a ona w cielać pom ysł w k sz ta łt arty sty czny , św iadczy bow iem niedw uznacznie o n adrzędności logiki założeń filozo- ficzno-estetycznych wobec w ierności odbicia:

k o m p o z y c j a zależy już na porządkowaniu składowych części pomysłu, w y­ kreślaniu tych, które zmącić by m ogły harmonią dzieła, a układaniu w har­ monią pozostałych n.

K iedy a u to rk a szczegółowiej p rec y z u je w ym agania, dow iadu jem y się, że w artość powieści zależy zarów no od „stopniow ania w ra ż eń ” i plasty k i prezentacji, ja k od typow ości w y b ran eg o k o n flik tu (T aine’ow ska zasada „w ażności cechy”) oraz logiki, z ja k ą id ea „w y sn u je się z d ra m a tu ” . W efekcie w ięc m am y ty p o w y kom p ro m is klasycznej fo rm y powieści — pom ysł op arty w pun k cie w yjściow ym n a obserw acji życia, ale obserw a­ cji kontrolow anej założoną h ie ra rc h ią ważności cech; kom pozycję od­

10 Ibidem , s. 129. 11 Ibidem , s. 127.

(8)

tw arzającą ja k b y przebieg ko n flik tó w życiow ych, ale po dporządkow aną zarów no reg u ło m w nioskow ania, ja k skonw encjonalizow anym p raw om recepcji czytelniczej (wzrost n ap ięcia dram atycznego). N auka i w ychow a­ n ie w form ie a rty sty c z n e j ro zry w k i — to w łaśnie, m ów iąc n ajk ró cej, cel

O rzeszkow ej. Będąc orędow niczką pow ieści „dobrze sk om ponow anej”, resp e k tu ją c ej klasyczne reg u ły w y b o ru , h arm o n ii i p rop orcji, m ogła po­ zostać w iern a tw órczości „z te z ą ” , ty le że przełożonej n a język w łaściw y prozie a rty sty c z n e j.

P ozorna niein g eren cja

Z ab ierając się do p isania N ad N ie m n e m Orzeszkow a posiadała pełną św iadom ość w ła sn y ch celów a rty sty c z n y c h i co w ięcej — zakładała, że tw o rzy dzieło w y b itn e 12. T ak została też pow ieść oceniona przez w spół­ czesnych i potom nych. N aw et w y m ag ający i n astaw io ny rew izjonistycznie wobec u z n a n y ch w ielkości S tan isław Brzozow ski nazw ał N ad N ie m n e m „ jed n ą z n ajp ięk n iejszy ch książek polskich” 13. Z estaw ienia z P an em T a­

deuszem , m ian o epopei nad n iem eń sk iej i arcydzieła — n ad a w a ły splendo­

r u pow ieści, k tó ra i w p racach najn ow szy ch jest uznaw an a za czołowe osiągnięcie O rzeszkow ej. G dy przy p om n im y o k o n tro w ersy jn e j recepcji

L a lk i i w ielu in n y ch w y b itn y ch utw orów , nasu w a się p y tan ie, dlaczego

w łaśnie N ad N ie m n e m uznano za arcydzieło. W arto się zatem bliżej p rzy jrze ć robocie a rty sty czn ej jego tw órczyni.

Z acznijm y od n a rra c ji. C hm ielow ski zachw ycał się p rzed laty:

Autorka, zgodnie z zasadą realistycznego traktowania rzeczy, nie zapuszcza się po starem u w analizę subiektyw ną, nie m ówi od siebie, co w umysłach po­ staci przez nią stworzonych zachodziło, ale obrawszy odpowiednią chw ilę, daje poznać ich głąb za pośrednictwem rozmowy i w zajem nego osób stosunku 14. W ów czas ta k i sposób p isan ia nazyw ano p rzedm iotow ym i uznaw ano za jed en z po dstaw ow ych w yznaczników sztuki realisty czn ej. Ja k i je st je d n a k c h a ra k te r i granice owej chw alonej n ieingerencji?

O pow iadanie zaczyna re la c ja quasi-o bserw atora, k tó ry ogląda jak b y z pew nego p u n k tu okolicę i zbliżające się postaci M a rty i Ju śty n y . Wypro­ w adzenie tak ie nie było nowością. Stosow ała je O rzeszkow a w poprzed­ nich utw o rach , stanow iło ono p o p u larn ą konw encję n a w e t w cześniej, już 12 Zob. list do L. M éyeta z 19 XI 1886. W: E. O r z e s z k o w a , L isty zebrane. T. 2. Warszawa 1955, s. 31.

13 S. B r z o z o w s k i , W spółczesna pow ieść i k ry ty k a literacka. W arszawa 1971, s. 99.

14 P. C h m i e l o w s k i , P ow ieści społeczne E lizy O rzeszkow ej. W: Pism a k ry ­

(9)

w lite ra tu rz e m iędzypow staniow ej 15. Nie chodziło bow iem o fakty czne ograniczenie w szechw iedzy n a rra to ra , lecz o ilu zje bezpośredniego obco­ w a n ia z b o hateram i i otaczającym ich św iatem . S tą d in d u k c ja staw ała się pozorem , gdyż kon k lu zje nie ty lk o nieraz w y k raczały poza im plikacje przesłanek, ale w założeniach m iały c h a ra k te r p ra w d bezw zględnych, nie zrelatyw izow anych na szczególne n ib y stanow isko o b sw erw acyjn e m ów ią­ cego. U O rzeszkow ej zabiegi te znajdow ały zresztą podbudow ę teo rety cz­ n ą w przek o n an iu , że w łaściw e korzyści z a k tu obserw acji odnosi tylko ten, kto m a ju ż u g ru n to w an ą wiedzę o świecie. D latego opis w si w sło­ neczną letn ią niedzielę zam yka uw aga n adająca głębszy sens zw ykłem u, gw arliw em u pow rotow i okolicznej ludności z kościoła:

W tym ruchu ludzkim odbyw ającym się na urodzajnej rów ninie czuć było najpiękniejszy dla w iejskiej ludności moment św ięta: w esoły i w olny w sło ­ neczny i w olny dzień boży powrót z kościoła, [s. 9 ] 16

Podobnie p rez e n ta c ja w ygląd u M arty i J u s ty n y sk rzętn ie sygnalizuje w szystkie szczegóły m ów iące o pozycji i usposobieniu obu kobiet, p od­ suw a, a n a w e t zaw iera w nioski i kończy się — tak jak w pierw szym w y p a d k u — m yślą ogólniejszą:

Pogody, jaką nadaje ludzkim twarzom szczęście lub rezygnacja, w tej m ło­ dej i świeżej, ale niespokojnej i zamyślonej twarzy [Justyny] nie było, jakkol­ w iek rozjaśniało ją teraz to zupełnie fizyczne ożyw ienie, którym istotę ludzką, niezupełnie jeszcze przez życie zniweczoną, napełnia długa i swobodna kąpiel w kipiącym zdroju przyrody, [s. 11]

K ontrolę a u to rsk ą dostrzeg am y rów nież we w stępn ym dialogu obu kobiet, k tó ry m a w yraźnie c h a ra k te r ekspozycyjny. N ie m a w nim bo­ w iem nic okolicznościowego i przypadkow ego — dom in ują in fo rm acje znaczące; o k reślają one pozycję b o h aterek i już tera z syg n alizu ją cen­ tra ln ą pro b lem aty k ę w ty m stopniu, w jak im łączy się ona z k o n fro n ta cją losów M arty i Ju sty n y .

Połączenie ko n trolow anej obserw acji z d y sk re tn y m i uogólnieniam i, k tó re uzu p ełn iają lub su m u ją spostrzeżenia, cechuje całą stra te g ię n a r ­ ra c y jn ą dwóch pierw szych rozdziałów , w prow adzających czołowe postaci powieści. Pozw ala to oczywiście na pew ną dynam izaeję statycznych z n a tu r y opisów, szczególnie obfitych — jak przew ażnie w powieści b y ­ w ało — na początku utw oru, i sp rzy ja d ram aty zacji. N iem niej — z w y ­ ją tk ie m fig u r dalszoplanow ych — n a w e t w y ra ź n e w ytyczanie k ie ru n k u w nioskow ania nie w ystarcza, gdyż rozdział 3 przynosi bezpośrednią, soli­ dną, a u k to rialn ą c h a ra k te ry sty k ę K orczyńskich, a zwłaszcza B enedykta. 15 Zob. A. M a r t u s z e w s k a , P ozycja narratora w powieściach tendencyjn ych

E lizy O rzeszkow ej. Gdańsk 1970, s. 113 n.

(10)

Zatem chw alona przez Chm ielow skiego m etoda pośredniej prezen tacji cech stanow i jak b y wstęp, po k tó ry m n a rra to r zaczyna budow ać fu n d a ­ m en ty progresyw nego to k u rozum ow ania. Zgodnie z tra d y c ją zaczyna od ty p izacji b o h atera (znam ienny zw rot: „należał do ...”) m ocno osadza­ jąc go w losach pokolenia pow staniow ego, ab y dalej poprzez sum ary czny zarys kolei życiow ych naśw ietlić sy tu a c ję ak tu a ln ą. G odne jest jed n a k uwagi, że i tu ta j autorka dba o to, ab y tok c h a ra k te ry z ato rsk o -retro sp e k - ty w n y nie stanow ił jedynie d y sk u rsy w n eg o w yw odu, ale łączył uogól­ nienia z unaoczniającą p rez e n ta c ją sceniczną.

R elacja n a rra to ra w zasadzie egzem plifikuje klasy czny dla w szech­ w iedzy tok rozum ow ania — od ogólnych praw idłow ości do szczególnych przypadków :

Na gruncie pańszczyźnianym wytw arzającym gotowe dostatki, pod skalistym sklepieniem rozpęd wzroków i ruchy ram ion tamującym, społeczeństw o było wodą stojącą, pełną zarazków ogłupienia, zezmyisłowienia się, lenistw a i apatii. Organizmy ludzkie — biedne te gąbki, które stosow nie do drzewa, na którym rosną, w siąkają w siebie rozkładające lub krzepiące soki — przeciw zarazkom broniły się, jak mogły. M nóstwo uległo; pew na jednak liczba uzbrojona do w alk i w odziedziczone lub zdobyte siły oparła się zwycięsko. Do ostatnich n ale­ żał ojciec Benedykta, [s. 49]

Z tą naukow ą ten d e n c ją sprzęga się czasem dążność do u w iary g o d ­ n ien ia obserw acji poprzez ograniczenie ap rio ry czn y ch sfo rm uło w ań na rzecz dom ysłów i sugestii, k tóre — jak w a rto zaznaczyć — pozostaw iają wszelako jedynie nieznaczny luz in te rp re ta c y jn y :

M o ż e też pragnął [ojciec Benedykta], aby synow ie jego zażyli tych sa ­ mych rozkoszy nauki, koleżeństwa, zaostrzania wzroku przez szerokość dostrze­ ganych widnokręgów, których on sam w młodości sw ej zażywał. Może jeszcze cień nadchodzącej przyszłości dotykał czasem jego głow y [...]. [s. 50]

Czy ta m etamorfoza przyszła mu [tj. Benedyktowi] z łatwością? Nigdy z tym nie zwierzał się przed nikim, a raczej przed jedną tylko osobą zw ierzać się kiedyś chciał i próbował... [s. 56]

Szczególnym św iadectw em pozorności ograniczenia w szechobecności n a rra to ra jest m otyw ow anie re tro sp e k c ji biegiem m yśli sam ych postaci. E w olucję w zajem nego stosunku obojga K orczyńskich poznajem y n iby za pośredn ictw em rozm yślań Em ilii — ta k ie są p rzy n ajm n iej sugestie opowiadacza:

Z gry jej delikatnych rysów poznać można było, że czyniła w tej ch w ili bolesne dla siebie uwagi i porównania. M yślała zapewne, że tego człowieka, który teraz obok niej siedział, nie takim w ca le poznała i pokochała. B ył on w tedy [... ltd.], [s. 59]

N iem niej to k myśli bohaterów , chociaż p rzekazy w any m iejscam i w m ow ie pozornie zależnej, w y raźn ie podjporządkowuje a u to rk a zabiegom

(11)

uogólniającym i s tru k tu rz e w nioskow ania. W idać to najlep iej n a p rz y k ła ­ dzie nieco późniejszych quasi-w spom nień J u s ty n y O rzelskiej. O tw ierają je p y ta n ia reto ry czne, k tó re w obrąbie k o n tek stu n a rracy jn eg o , jednoczą­ cego zaw ężenie pola obserw acji do przeżyć b o h a te rk i z rów noczesną obec­ nością n ad rzędn ej in stan cji znaczeniow ej, m ożna w ró w ny m sto pn iu p rz y ­ pisać opow iadaezow i ja k postaci pow ieściow ej. T en przejściow y c h a ra k ­ te r w ypow iedzi, oscylującej m iędzy podm iotem opow iadania a podm iotem przeżyć, pozwala zarazem na u k ry w a n ie p o śred n ictw a n a rra to ra i zacho­ w a n ie stałej k o n tro li n ad m ow ą^przytaczaną:

Od kilku lat cierpiała w iele i coraz więcej... Dlaczego czuła się tak głęboko i bez ratunku nieszczęśliw ą? Jakim sposobem życie jej taki kierunek przybrało? Dlaczego z gorącego snu pierwszej m łodości obudziła się nie tylko samotna i smutna, ale zarazem obrażona i z nie w yschłą dotąd kroplą goryczy w sercu? W tłum nym nieładzie odłamy przeszłości zbiegały do jej pam ięci [...]. [s. 107] O glądany z p ersp e k ty w y bohaterk i, te n cykl p y ta ń m iałby m otyw ację w zdaniu w prow adzającym . Jed n ak że w św ietle całościowej stra te g ii n a r­ ra c y jn e j — jest on jed y n ie reto ry czn y m otw arciem w yw odu, k tó ry nie ty le w yraża n iepokoje J u sty n y , ile uśw iadam ia czytelnika o pobudkach je j późniejszych decyzji, ściśle zw iązanych z podstaw ow ą pro b lem aty k ą utw o ru. W skazuje na to sam u k ład problem ow y retrosp ekcji, k tó ry pod­ budow uje przyczynow o m iłość do B ohatyrow icza, przy po m in ając o s m u t­ nym dzieciństw ie, tru d n e j młodości, nieszczęśliw ym uczuciu do Z ygm un­ ta K orczyńskiego i w yniosłej postaw ie otoczenia wobec ubogiej k rew n ej. Stąd m ow a pozornie zależna — w kom ponow ana pod koniec w spom nień — służy p rzede w szystkim podsum ow aniu całości. K onkluzja Ju sty n y :

Kim że w ięc była? jakim było jej m iejsce i znaczenie pośród tych, z którymi upływało jej życie? O! naturalnie, powiedziano jej to kiedyś i sam a to przy- . znaw ała — była ona nie w iedzieć kim! [s. 113]

— to ju ż nie czysto osobista ocena, ale uogólnienie, usankcjonow ane całym w cześniejszym w yw odem , w k tó ry m zdecydow anie (przeważa ty p i­ zacja au to rska n a d su b ie k ty w n y m n a stro je m chwili. O obecności w szech­ wiedzącego n a rra to ra , pom im o pozorow ania o ptyki bo haterki, św iadczy n a d rz ę d n a k lasy fik a c ja jej stanów duchow ych („zrozum iała p rzed e w szy­ stk im ...” ), czasem połączona z uogólnieniam i ty p izujący m i („Z ty m na wpół w y k w in tn y m paniczem , a na w pół rozegzaltow anym a rty s tą łączyły się dla J u s ty n y w spom nienia ty ch w szystkich w y darzeń i w zruszeń, k tó­ re zazw yczaj stanow ią w ątek m iłości św ieżej, szczerej, la ta trw ającej i obu stro n n ie u czu w an ej” ; s. 110), a tak że szereg inform acji, k tó re J u s ty ­ nie m usiały być tru d n o dostępne (np. przy to czo ne in extenso słow a B ene­ dy k ta K orczyńskiego do Z ygm unta).

(12)

T ra k tu ją c rzecz ogólniej — całą n a rra c ję Nad N ie m n e m cechuje ba­ lans m iędzy pozoram i o bserw acji a n ad rzęd n y m n adaw an iem znaczeń. S tą d z jed n ej stro n y p redy lek cje do c h a ra k te ry sty k i po śred niej, za pom o­ c ą opisu ruchów , gestów, zachow ań, z d ru g iej zaś do re la c ji ite raty w n e j, pozw alającej na su m ary czne pod w zględem tem aty czn y m i przyczyno­

w ym w iązan ie zdarzeń oraz p rze p lata n ie in fo rm acji przedm iotow ych zabiegam i in te rp re ta c y jn y m i. O rzeszkow ej nie in te re su ją n a stro je chwili, ale sta n y trw a łe i u danej postaci lu b w danej sy tu acji typow e.

Pozycję opow iadacza jako n ad rz ę d n e j in sta n c ji znaczeniow ej odsłania ju ż w e ry fik a c ja in fo rm acji o trzy m an y ch za pośred nictw em b ehaw iorys- tycznego opisu:

Ręce jej [tj. Em ilii Korczyńskiej] w spierając się o stół drżały i słychać było niem al przyśpieszone bicie jej serca. N ie udawała: b y ł a i s t o t n i e bardzo zdenerwowaną i słabą. [s. 43]

Jeszcze dobitniej sy g n alizu ją w spom nianą ten d e n c ję uogólnienia i ko­ m entarze. O b szern y opis k o n flik tu B e n e d y k ta K orczyńskiego z syn em kończy np. sum ująca reflek sja, k tó ra w y jaśn ia p rzyczy ny zaistniałej sy tu a c ji:

Łatwiej zapewne porozumieć by się mogli, gdyby obadwaj nie byli krewcy i w ybuchliw i; gdyby nade w szystko nieustanne rozjątrzenie, w którym od lat dwudziestu kilku żył ojciec, nie przeszło drogą odziedziczenia i niejako zaszcze­ pienia w krew i n erw y syna. W krw i i nerwach obydwóch gorzkim w arem p ły­ nęły z jednej strony przebyte, a z drugiej w idziane i odczute niezmierne cier­ pienia. [s. 424]

N a rra to r zabiera głos rów nież wówczas, gdy przytoczone opinie fig u r pow ieściow ych uw aża za m ylne, aby przez polem iczne odrzucenie u w y ­ p u k lić różnicę m iędzy pozorem w św iecie postaci a znaną m u „obiek tyw ­ n ą ” rzeczyw istością:

W iedział o tym [Zygm unt Korczyński], że po widnokręgach sztuki przela­ tują często meteory natchnień słabych i niedokrwistych, które raz błysnąwszy nie wracają już nigdy, że w ambitnych szczególniej głowach bywają miraże natchnień, a wytężona ku jednem u celow i praca sprowadza czasem jeden jakiś w ysilony i odradzać s ię nie mogący owoc. A le nigdy ani na m gnienie oka nie pomyślał, że te m eteory, miraże, ułudy jego tyczyć się mogą. O niemotę sw ego geniuszu oskarżał św iat zewnętrzny. Od zew nętrznego św iata oczekiw ał w szyst­ kiego i na niego zw alał w szystkie w iny. N ie przychodził mu na m yśl ani Tasso w ielką pieśń sw oją snujący w celi w ięziennej, ani Milton śpiew ający o raju w wiekuistych ciem nościach ślepoty. N ie przychodziło mu na m yśl, że w każdej fali powietrza, światła, woni, w każdym kam yku przydrożnym i każdej trawie polnej, w liniach każdego ludzkiego oblicza i w estchnieniu każdej piersi ludzkiej tkw i cząstka duszy świata, niew idzialnym i nićmi połączona z duszą artysty i w ruch ją wpraw ić mogąca, jeżeli tylko naprawdę jest to dusza artysty, [s. 375]

(13)

Nie stron i też, gdy uw aża za konieczne, od bezpośredniej oceny. W ten sposób np. została zaprezen to w an a biblioteka Zygftiunta:

Były to raczej książeczki niż książki: małe, ozdobne, lekkie. Panowały w nich poezja i powieść, jedna i druga w specjalnym i prawie w yłącznym ga­ tunku: trochę tylko poetów polskich, zresztą zm ysłowy Musset, tu i ów dzie Wiktor Hugo, w iele rozpaczliwego Byrona, sercowy Shelley, uperfum owany Feuillet, pesym ista Leopardi, najniespodziewaniej spotykające się z tym poetą- -m yślicielem bajki starego Dumasa, awantury bezm yślnej Braddon; jeszcze coś z dzisiejszych ulubieńców francuskiej arystokracji: Claretiego, Craven etc., etc.

[s. 373—374]

W reszcie — ja k ju ż sygnalizow ano — p o jaw iają się ogólne aforyzm y o życiu, sp ełniające fu n k cje m o ty w acy jn e wobec przeżyć jednostkow ych:

Nieszczęście rzadko bywa mistrzem dobrym, a pognębienie, jak olbrzymia tłocznia, szczyty naw et kruszy i w tłacza w padoły. W życiu jednostek i narodów bywają momenty taką miarą nieszczęść napełnione, że nic już w nich w ięcej zm ieścić się nie może. Takiego momentu dzieckiem była Justyna [...] [s. 291] Podane wyżej p rzy k ład y niedw uznacznie w skazują, że chw alona przez w spółczesnych n iein g eren cja n a rra to ra b y ła ty lk o pozorem . Je d y n ie na tle przegadanej lite r a tu r y okresu m iędzypow staniow ego i w czesnego pozytyw izm u ta k ie zabiegi p isarskie m ogły uchodzić za nie kolidujące z „obiektyw izm em ”.

Tę sam ą dążność do k o n tro li i podporządkow ania m a te ria łu pow ieścio­ wego n adrzęd n ym celom o d n a jd u je m y w przytoczeniach. D ialogi — jak już zauw ażył C hm ielow ski — stan ow ią podstaw ę uogólnień im p liko w a­ nych, pośrednich, i pod w zględem ilościow ym o d g ryw ają w obrębie cało­ ściowej stra te g ii n a rra c y jn e j w y d atn ą rolę. Obecność św iadom ości a u to r­ skiej u jaw n ia tu sposób w prow adzania cudzej w ypow iedzi i sam a s tru k tu ra przytoczeń. W eźm y choćby pod uw agę typow ą dla zastosow anej m etody rozm ow ę K orczyńskiego z D arzeckim na tem at nie w ypłaconego dotychczas te m u o statn iem u posagu żony (t. 2, rozdz. 2). Z anim postaci zabiorą głos, czytelnik został jak b y z gó ry n astaw iony na określony k ie­ ru n e k odbioru. Z n ane m u już b yły p o staw y życiow e obu boh ateró w i m o­ ty w y ich postępow ania. Co w ięcej, dialog poprzedziło w prow adzenie n a rra c y jn e z odpow iednim rozkładem akcentów . G radację w artości su­ g e ru je już k o n trasto w an ie postaci rozm ówców . Usłużność K orczyńskiego ściśle się w iąże z jego tro sk a m i urodzonego gospodarza, w ystępującego w „płóciennym surducie, w k tó ry m p rz e d chw ilą zam ierzał udać się w po­ le” (s. 208). Z kolei odrębność D arzeckiego została zasygnalizow ana w pierw szym zdaniu, a ja k się okaże — nie jest to jed y n ie odrębność postaw , ale w rów ny m stopniu odrębność ubioru, gestów, sposobu w ypo­ w iadania się:

D o s k o n a ł e p r z e c i w i e ń s t w o z panem domu przedstawiał gość. Wysoki, cienki, tak sztywny, że można by go w ziąć za c h o d z ą c y p o s ą g ,

(14)

w y t w o r n i e u b r a n y , chodził on po salonie k r o k i e m m i e r z o n y m , trochę drobniejszym, niżby z natury wypadało, z lekkim poskrzypywaniem błysz­ czącego obuwia. Ręce trzymał w kieszeniach, a blada, wąska, delikatna i krótkim, siw iejącym zarostem otoczona tw arz jego okrytą była wyrazem g ł ę b o k o u c z u w a l n e j i w i e l o s t r o n n e j w y ż s z o ś c i majątkowej, rodowej, cy­ wilizacyjnej. Mową płynną i m onotonną wyrażał on Korczyńskiemu głębokie sw e ubolew anie nad tym, że niepokoić go musi upom nieniem się o dług swój, czyli o nie w ypłacony mu dotąd posag żony. [s. 208—209]

W reszcie w w y m ianie rep lik rac je obu stron są w y raźn ie niew spół­ m ierne. K orczyńskim rządzi chęć u trz y m an ia polskiego m a ją tk u na te re ­ nach zagrożonych ru sy fik acją i pam ięć o pow stańczej m ogile (spraw a ew en tu aln ej sprzedaży lasu) — ek sp lik o w ana poza cy w ilizacyjna D arzec- kiego usiłuje m askow ać snobizm i upodobanie do luksusów . Nie trzeba dowodów, że — zwłaszcza w k o n tek ście pow ieści będącej apołogią p ra ­ cy — im plikow ane w artościow anie je s t niedw uznaczne. S tąd zam ykająca tę scenę opinia wygłoszona przez „pozytyw nego” bohatera, W itolda, że D arzecki to „pyszałek, sy b a ry ta , egoista [...], nie w idzący dalej niż do końca swego no sa” (s. 219), doskonale zastęp u je bezpośrednie uogólnienia n a rra c y jn e i ty m b ardziej jest w iary g o d n a, że B en edy kt przeciw staw iając się synow i nie z n a jd u je żadnych argu m en tó w .

G eneralnie rzecz biorąc, w y m ian a re p lik w dialogach zawsze opiera się n a k o n tra sto w a n iu sądów słu sznych z fałszyw ym i, p rzy czym powieść z reg u ły nie pozostaw ia w ątpliw ości, po k tó rej stro nie leży praw da. W praw dzie tylk o nielicznym postaciom p rzy słu g u je sta ły przy w ilej rezo- n e rstw a (np. W itoldow i), ale w poszczególnych d yskusjach jed n a ze stro n je st nosicielką ra c ji bliskich a u to rsk im lub identycznych. Obok p rzy go to­ w aw czej fu n k cji n a rra c ji w ażną rolę o dgryw a tu zarów no k o n stru k cja

po§ZCZególnyeh w ypow iedzi jak w zajem n a re la c ja obu kontekstów .

W pierw szym p rz y p a d k u poglądy u sankcjonow ane cechuje rzeczowy, w nioskujący bieg w yw odu, k tó reg o logika przew aża nad elem entam i eks- p resyw nym i i a u to p re ze n ta cy jn y m i. W itold w y ja śn ia jąc y rozgniew anem u ojcu, że parobek p o p su ł żniw iarkę nie ze złej woli, ale z pow odu niezn a­ jom ości jej m echanizm u (t. 3, rozdz. 2), M arta K orczyńska opow iadająca Ju sty n ie o p rzyczynach sw ej tra g e d ii życiow ej (t. 2, rozdz. 5) — oto p rzy k ład y te j ten d en cji. Z kolei poglądy odrzucone o p e ru ją arg u m en tam i skom prom itow anym i w k o n fro n tacji z n o rm am i filozoficzno-m oralnym i dzieła i zakładaną u odbiorcy skalą w artości. P o g ard a Z y gm u nta K o r­ czyńskiego dla ziem i rodzinnej i przekonanie, że dla a rty s ty ty lko pobyt za granicą może stw o rzyć odpow iednią glebę pod pracę tw órczą, stoją w kolizji z u trw alo n y m i przez tra d y c ję zasadam i patrio ty zm u , n aw iązu­ jąc tu jak b y do snobistycznych opinii hrabiego i T elim eny o wyższości k rajo b raz u włoskiego nad ojczystym . W d o d a tk u tak ie m niem ania brzm ią szczególnie fałszyw ie w powieści po ety zu jącej piękno okolicy n ad niem eń

(15)

-skiej, w dzięk i dostojność ludzi ta m zam ieszkałych i sa k ra ln ą podniosłość p rac y na roli.

Po drugie, zgodnie z zasadam i pow ieści tra d y c y jn e j, g e n e ra ln a zasada sem an ty k i dialogu, o p arta n a krzy żo w an iu się k ilk u k on tekstó w , została p o trak to w an a czysto form alnie. Podczas gdy w artość poznaw cza p rz y słu ­ guje w zasadzie jed n em u ze stanow isk — inne w ypow iedzi służą w yłącz­ nie p rez e n ta c ji m ów iących („słowo p rze d staw io n e ” 17), a ich ro la k o n ­ s tru k c y jn a w d y sk u sjach sprow adza się przew ażnie do w y w o ły w an ia k o n trarg u m en tó w i p o d trzy m y w an ia w yw odu w łaściw ego, m onologicz- nego w swej istocie. W sporze B en ed y k ta z m ałżonką o w artości o b yw a­ telskie ludzi ty p u Różyca tylko dziedzic K orczyna rozporządza rzeczo­ w ym i racjam i. E m ilia p o tra fi zaledw ie jęknąć:

— Benedykcie! ja nie mogę... o mój Boże... ja nie mogę w yrazów takich słu ­ chać... ja... takich zdań... o takim człowieku., n ie mogę... ja... [s. 399]

Ale te n sam B enedykt kłócąc się z synem zajm ie pozycję p rze c iw sta w ­ ną; tu ta j W itold o p e ru je p rzek o n y w ającą a rg u m en tacją, a jego ojciec zazw yczaj nadużyw a a u to ry te tu w ieku i pozycji:

— Patrzcie, jaki mi sędzia! — z ironią w ym ów ił. — Jeszcze ci nie pora... I znow u:

— Witold! — zaw ołał Benedykt — nie pluć mi tak na krewnych! W reszcie — zam ykaj ąco i apodyktycznie:

— Milcz! m ilcz! milcz, błaźnie! — coraz namiętniej powtarzał Korczyński i z oczu ciskał błyskaw ice [...].

— Jesteś złym i zarozumiałym chłopcem, który nic nie szanuje i nikogo nie kocha. [s. 220—222]

Dzięki w y raźn em u „u sta w ia n iu ” przytoczeń, o kreślan iu ich m iejsca w obrębie ogólnej sem an ty k i powieści, istn ieje oczywiście po d atn y g ru n t pod rezonerstw o i pośrednictw o p o staci w k o m en to w an iu zdarzeń. W p ra w ­ dzie realistyczna m etoda indy w id u alizacji zapobiegała n a d m ie rn y m u pro sz­ czeniom, tru d n o jed n ak nie dostrzec, że W itold K orczyński nazb yt często sta je się au to rsk im porte-parole i szablonow ym „bo h aterem p o zy ty w ­ n y m ”, k tó ry n aw et żegnając się z ukochaną dziew czyną u n ik a tre śc i czy­ sto osobistych n a rzecz ogólnych postulatów obyw atelskich, zgodnych z założeniam i całej powieści:

— Tak, moja droga Maryniu, w yjadę stąd pełen szczęścia, że cię znalazłem taką, o jakiej marzyłem: prostą, skrom ną, pracującą, zdolną zrozumieć i kochać te zadania, które kobieta ośw iecona i szlachetna dziś pełnić powinna...

17 Termin M. B a c h t i n a (P roblem y p o e ty k i D ostojew skiego. Przełożyła N. Mo­ dzelewska. Warszawa 1970, rozdz. 5, cz. 1).

(16)

— Kiedyż ja, Widziu, tak m ało ośw ieconą jestem, tak mało jeszcze wiem i umiem...

— Prawda, że w iele jeszcze uczyć się musisz, ale nie tylko z książek... od życia i od ludzi także, i najwięcej... Ludzi kochaj, ludzi badaj, z ludźm i żyj...

— A jak pojedziesz, czy napiszesz kiedy do mnie? Czy kiedy prześlesz mi jaką książkę?

— Będę pisał, będę ci książki przysyłał i ani przez jeden dzień nie zapomnę o tobie, moja ty najmilsza i najlepsza. A gdy już na zaw sze w rócę i w Korczy­ nie zamieszkam, w tedy już nigdy rozstawać się nie będziemy, ale zawsze razem dla naszych drogich idei w alczyć i pracować, [s. 483—484]

J a k ju ż sygnalizow ano, w łaściw e słow o na w łaściw ym m iejscu zastę­ pu je często uogólnienia auto rsk ie. G dy starszy K orczyński m ów i o zapale ideow ym syna: „Falo, k tó ra n a s niosłaś... pow racająca falo ” (s. 519) — to tylko głośno w yraża w niosek po d su w an y sam ą logiką zdarzeń. Podobną fu n k cję sp e łn ia ją słow a W itolda do J u s ty n y po odrzuconych oświadczy­ nach Różyca:

— [...] Zdecydowałaś się w ięc tego zacnego chłopca uszczęśliwić, pracownicą drogiej ziemi naszej zostać, św iatło sw oje pomiędzy biednych braci w nieść!

[s. 550]

W reszcie isto tn ą rolę w sposobie opow iadania odgryw a w y raźn y roz­ kład akcentów em otyw nych, od sak ralizacji p ra c y n a r o l i 18, p oetyzacji p rzy ro d y i ludzi okolic nadniem eń sk ich po odpow iedni dobór określeń p ejo ra ty w n y ch , gd y w grę jwchodzi d ezaprobata.

Logika konstrukcyjna

Zaczęliśm y od c h a ra k te ry s ty k i sposobu opow iadania, p ragn ąc ju ż n a tej płaszczyźnie w ykazać pozorność chw alonej p rzez w spółczesnych n ie ­ ing erencji. Ś w iadectw em pełn ej k o n tro li au to rsk iej n ad w ym ow ą ideo- w o-poznaw czą pow ieści je st je d n a k przede w szystkim k o n stru k c ja św iata przedstaw ionego. T ekst N ad N ie m n e m stanow i pod ty m w zględem id eal­ ną realizację analizow anych tu na w stępie rozw ażań teo rety czn y ch pisarki 0 logice zw iązków p rzy czyno w y ch i h a rm o n ijn e j k o rela cji składników św iata przedstaw ionego. O rzeszkow a sp ra w n ie i k on sek w en tn ie stosuje postulow an ą zasadę d ram a ty z a c ji w ą tk u głów nego — m iłości J u s ty n y 1 Jan a. A naliza zabiegów k o n stru k c y jn y c h u jaw n ia zarów no tro skę o to, aby rozw ój in try g i pobudzał zaintereso w an ie odbiorcy, ja k dążność do zespolenia układu ról i ew olucji k o n flik tu („pom ysłu”) z zam iaram i ideow ym i. Ju ż pierw szy rozdział sy g n alizu je tak rozum ianą integ rację, podporządkow ując tem u celowi sy stem a n ty cy p acji i analogii. W prow

a-18 Zob. J. C i e ś l i k o w s k i , „Nad N iem nem ” E lizy O rzeszkow ej. R ozważania

nad sem iotyką m itów religijnych. „Pamiętnik Literacki” 1969, z. 2.

(17)

dzenie na scenę M a rty i J u s ty n y oraz w stęp n a rozm ow a obu kobiet zapo­ w iada w w y d a tn y m sto p n iu p aralelizm ich losów; obie są ubogie i pozosta­ wione na łasce k rew nych , obie ży ją pod. groźbą sta ro p a n ie ń stw a, k tó re w w ypadku M arty jest już fak tem , w w y p ad k u J u s ty n y — zupełnie re a l­ n ą możliwością. Z p u n k tu w idzenia ideologii pow ieści te podobieństw a i k o n tra s ty dw u h isto rii m iłosnych zbiegają się z analo gią m iędzy m ło­ dzieńczym i zapałam i B en ed y k ta i W itolda w k o n tra p u n k t ideow y o k reśla­ n y m ianem „pow racającej fali” , p rz y czym ry tm p o w tó rze ń sy tu a c y jn y c h cech u ją znaczące różnice m iędzy zestaw ionym i w a ria n tam i. Z d ru g ie j s tro n y — opowieść o tra g e d ii p a n n y ze dw oru, k tó ra bała się poślubić „chłopa” , od początku rzu ca cień niepokoju na dzieje J u s ty n y , isto tn y zwłaszcza wówczas, gdy w ą te k m iłosny zaczyna się kry stalizo w ać. Z atem zw ykła p rzy tak im u staw ien iu k o n flik tu opozycja dw óch m ożliw ych roz­ w iązań n ab iera ostrzejszych k o n tu ró w u tru d n ia ją c p rzew idy w aln ość za­ kończenia.

W arto także przypom nieć, że b o h a te r w ą tk u rom ansow ego zostaje w prow adzony na sam y m w stępie powieści i że pierw sze spotkanie z J u ­ s ty n ą sygnalizuje su b teln ie, ale niedw uznacznie, przy szłą m iłość obojga. P o jaw ia się niem al rów nocześnie — chociaż zrazu n a dalszym tle — po­ stać ryw ala, Różyca, a we w zm iankach rozm ow y sy lw etk a innego ry w ala, Z y gm unta K orczyńskiego. Skłonność pisark i do a n ty te z pow oduje zapew ­ ne, że B ohatyrow icz u k azu je się w otoczeniu d ziarskich i sym paty czn ych dziew cząt, podczas gdy w y k w in tn y ekw ipaż Różyca obciąża tow arzystw o złośliwego K irły . S tą d i sy m p atie czy teln ik a n a b ie ra ją od p oczątku pożą­ danego k ieru nk u. N ie trz e b a uzasadniać, że w prow adzo ny sch em at fab u ­ la rn y (w alka ry w a li o ręk ę p an n y ) posiada bardzo s ta rą tra d y c ję , ty le że ulega przek ształcen iom zgodnym z potrzebam i realisty cznej powieści.

Dalsze rozdziały łączą rozw ój w ą tk u rom ansow ego z p re z e n ta c ją ro ­ dzin y K orczyńskich i ich sąsiadów (przyjęcie im ieninow e w e dworze). Logika związków przyczynow ych k o relu je sta le z ry tm e m podobieństw i kontrastów . C horobliw e zapały erotyczne m o rfin isty i d e k a d en ta oraz podobnego m u, pod n iek tó ry m i w zględam i, arty styczn ego pięknoducha uzyskują ostre przeciw ieństw o w rom an ty czn ej i szczerej, aż do n aiw ne­ go uw ielbienia, m iłości człow ieka z ludu, p rzy czym k o n tra s t ogarnia rów ­ nocześnie oba środow iska: snobistycznych nierobów z im ieninow ego p rz y ­ jęcia i zaściankow ą szlachtę, nie pozbaw ioną w a d (postać pieniacza F a­ biana), lecz o ddaną pracy, a w sk u te k tego zdrow ą fizycznie i m oralnie. O dm ienność obu kręg ó w stanow i uzasadnienie w y bo ru dokonanego przez Ju sty n ę , p rzek ład ającą to w arzy stw o B ohatyrow iczów n ad ludzi z w łas­ nego otoczenia, i ty m sam ym p rzy g o to w u je g ru n t pod przyszłe rozw iąza­ nie fabuły. Z kolei w izy ta na grobie Ja n a i Cecylii oraz opowieść o ich dziejach, poprzez w y ra ź n ą analogię z przyszłym i losam i J u s ty n y i Jan a,

(18)

podbudow uje ideow ą pointę. W ten sposób to m 1 kończy się w m om encie w yraźnego zarysow ania in try g i (w prow adzona została n a w e t ry w alk a J u sty n y , Jad w ig a D om untów na) i rów nie p rzejrzystego zespolenia po­ m ysłu fab u larn eg o z zaw artością ideow ą, po stu lo w an ym i tezam i.

Tom 2 nie różni śię pod w zględem k o n stru k c y jn y m od to m u 1. Sceny w Olszynce to okazja do p rez e n ta c ji innego niż K orczyn dw orku oraz żeńskiego odpow iednika pracow itego B enedykta, 'Marii K irłow ej, ale też i kolejn y kro k w zazębianiu in try g i, gdyż pod w pływ em życzliw ych uw ag odw iedzonej k u zy n ki zaczyna w Różycu k iełkow ać zam iar poślubienia Ju sty n y . Podobnie n astęp n e rozdziały łączą c h a ra k te ry sty k ę w prow adzo­ ny ch środow isk z su kcesyw nym rozw ojem w ą tk u głównego i logiki a rg u ­ m entów uzasadniających podstaw ow e idee powieści. Rozm owy D arzec- kiego z K orczyńskim , d y sk u sje ojca z synem , sceny z życia Em ilii, M arty i ludzi z zaścianka B ohatyrow iczów tw orzą k o n tra sto w e obrazy: p rac o ­ w itości i jałow ego życia, pseudopoetyckiego pozerstw a i przyziem nych tro sk gospodarskich, starego i nowoczesnego sposobu m yślenia. R ów no­ legle — i na ty m w łaśnie tle — d o jrzew ają decyzje J ń s ty n y . Jej reflek sje n a d o trzym any m listem Z y g m u n ta i dołączonym do niego tom ikiem M usseta (rozdz. 2) n ie tylko p rak ty czn ie zam y k ają h isto rię stareg o ro ­ m ansu, ale też a n ty c y p u ją przyszłe o drzucenie p ropozycji rom ansow ych nadaw cy listu i w dalszym planie ośw iadczyn Różyca. P ostaw a ta została w yrażona z w łaściw ą dla O rzeszkow ej skłonnością do d e k la rac ji i upo­ dobaniem do zestaw ian ia przeciw ieństw :

Oczy jej oschły, podniosła głowę, myślała. Nie, nie! kochać nie jest to w ątpić o sobie i o drugich ani czuć się gardzoną, zdradzaną... Nie jest to przede w szystkim plamić się; i krzywdzić! Kochać to ufać i w dwa serca na raz sp o­ glądać jâk W czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa sw e imiona1, w ypisać złotem przywiązania niezłom nego i zwyciężonych w spólnie postrachów życia...

— Jan i Cecylia! (s. 236—237]

W te n sposób w ą te k m iłosny pom im o zachow ania starego schem atu fab u larn eg o cechuje odm ienna i sw oista dla p isa rk i pozytyw istycznej s tr a ­ tegia m otyw acyjna. D ecyzje osobiste J u s ty n y są niem al w yłącznie decy­ zjam i ideow ym i, k tó re o trz y m u ją racjo n aln e i ponadosobiste sankcje w p rzedstaw ion y m obrazie środow iska społecznego. S p raw y czysto in ty m ­ ne, uczuciowe, tk w ią u niej ma d alszym plan ie i zd ają się jed y n ie tow a­ rzyszyć przem yśleniom o p arty m na w łasnych losach i obserw aćjach. J u ­ sty n a w y b iera B ohatyrow icza, gdyż nie chce być „nie w iadom o k im ”, pragnie określić sw oje m iejsce w życiu przez udział w pracy; w oli — m ówiąc stylem p isarki — sk rom ny ch w yrobników ziem i od żurnalow ych pięknoduchów . Tym sam ym — jak su g eru je powieść — włącza się ta postać w ciąg najlepszych tra d y c ji przeszłości i to w arzy szy przodującym

(19)

tend encjom w spółczesnym . D alsze etap y zbliżania się jej do J a n a to nie ty le sceny rom ansow e, co sy tu acje nacechow ane w ym ow ą społeczną: udział w żniw ach, 'będący p rzełam an iem lęk u p rze d pracą, k tó ry ta k fa ­ taln ie zadecydow ał o losach M arty, udział — w arto zaznaczyć — w p ełn i aprobow any przez „pozytyw nego b o h a te ra ”, W itolda, oraz w y p ra w a na mogiłę pow stańców r. 1863, sym bolizującą zw iązek idei p a trio ty c z n y ch z solidarnością d w o ru i wsi. Dzięki tem u oba to m y zam y k ają się p odob­ nym i sy tu acjam i — odw iedzinam i sym bolicznych m ogił, co w zespoleniu z rozw ojem w ą tk u rom ansow ego m otyw uje p odstaw ow ą m yśl powieści, z a w a rtą w końcowej części tom u 3. W łaśnie ta m scena w spólnej w izy ty K orczyńskiego z synem u stóp zbiorowego grobu pow stańców połączy się ze śm iałą decyzją m atry m o n ialn ą J u s ty n y w k o n tra p u n k t „p o w raca­ jącej fa li”,

Tom 3 — podobnie ja k poprzednie — rozpoczyna p rez e n ta c ja nowego ośrodka, ty m razem Osowiec, należących do A ndrzej owej K orczyńskiej. F u n k cje ch arak te ry z ato rsk o -retro sp e k ty w n e sp ełn iają rów nież spore fra g ­ m en ty rozdziału 3: p rzy okazji w esela B ohatyrow iczów ny zostaje jak b y dopełniony obraz zaściankow ej szlachty. P re d y le k c ja epicka do opisów i tu jed n ak nie rozsadza d ram atyczności w ątk u głów nego oraz logiki a rg u - m entacy jn ej podstaw ow ych tez ideow ych. Sceny w Osowcach zarów no przygotow ują ostateczne rozw iązanie fab u la rn e w ątk u J u s ty n y i Z ygm u n ­ ta (klęska jednego z „ ry w a li” pozytyw nego bohatera), jak pozw alają zesta­ wić kosm opolityzm pozera artystycznego z ukochaniem ziem i rodzinnej przez w iern y ch jej m ieszkańców okolicy n ad n iem eń sk iej. Z kolei re tro ­ sp e k ty w n y przeg ląd stosunków m iędzy sta ry m a m łodym K orczyńskim , zw iązany ściśle z p o in tą ideow ą, został w pleciony w obręb p ro g resji fa ­ bu larn ej, zaś w esele E lżuni to nie ty lk o okazja do opisów ludzi i oby­ czajów , lecz zarazem dalszy k ro k w e w zajem nym zbliżeniu J a n a i J u s­ tyny, k u lm in ac y jn y p u n k t w ą tk u ry w alk i, D om untów ny (znów klęska k o n trp a rtn e ra w ątk u rom ansow ego), oraz okazja do w prow adzenia p o stu ­ latów solidaryzm u d w o ru i wsi.

S trateg ię ro zw o ju w ątk u głównego cechuje nad al przew aga duchowego dojrzew ania J u s ty n y do m ałżeń stw a z człow iekiem p racy n ad ew olucją uczuć bardziej in tym n ych . P ra ca n a polu, rozm ow y z W itoldem i m iesz­ kańcam i zaścianka — oto w łaściw e przesłan k i w yboru p a rtn e ra . Miłość kob iety do m ężczyzny zdaje się tu ty tk o upiększać racjonalno-ideow e w grun cie rzeczy decyzje, p rzy czym poznajem y ją raczej w erb alnie, opie­ ra ją c się n a słow ach b ohaterk i, niż przez obserw acje rozw oju i ch arak ­ te ru uczucia. To, co n a d a je bieg zdarzeniow ości, zaw iera się w tak ich np. rozm yślaniach p a n n y O rzelskiej:

Teraz idee z szerokiego świata, z dobrych serc i umysłowych trudów ludz­ kich, z powszechnego oddechu ludzkości ku niej przylatujące, o pierś jej biły

(20)

rozpalonymi skrzydły, a św ietlistym i pasami przerzynały umysł. Wydało się jej, że to, co w drodze pomiędzy zagrodą Fabiana a korezyńskim dworem m ówił jej Witold, niewidzialną nicią łączy się z godziną, którą spędziła na Mogile. Oderwane dotąd jej spostrzeżenia i w rażenia wiązać się zaczynały w cało­ kształt m yśli i uczuć, nad którymi zastanawiała się długo [...]. [s. 415—416] W rezu ltacie decyzje J u s ty n y przek o n u ją o tyle, o ile m ieszczą się w płaszczyźnie logiki racjo nalneg o w yboru, poniew aż stro n a uczuciowa w ą tk u bądź co bądź rom ansow ego ograniczona jekt w łaściw ie do p a ru gestów . Chyba w łaśnie d lateg o rozw ija się on ta k konsekw entnie. Ten sam trzeźw y racjonalizm , u w a ru n k o w a n y przew agą założeń ideow ych n a d praw dopodobieństw em psychologicznym , zadecydow ał o bezw zględ­ nej odpraw ie danej Z ygm u n tow i K orczyńskiem u.

Końcow e rozdziały powieści sk rzętn ie rozw iązują dotychczasow e kon­ flik ty fab ularn e, zam ykają c h a ra k te ry sty k i, u w y p u k la ją analogie i zmie­ rz a ją do ideowej syntezy. O drzucenie k o n k u ró w Różyca (klęska trzeciego k o n trp a rtn e ra b ohaterów w ą tk u m iłosnego) i przyjęcie ośw iadczyn Jan a •umieszcza a u to rk a przy sam y m końcu pow ieści. Scenom ty m z jednej s tro n y tow arzyszy ry tm iczn e eksponow anie jałow ości i bezużyteczności życia ludzi p o k ro ju Em ilii i Z ygm unta, z d ru g iej — sym ptom atyczna ew olucja „straconego pokolenia” : B enedykta, M arty i A nzelm a, którzy p rze k a z u ją swe nie spełnione idee w ręce m łodszych i w ten sposób sam i o dradzają się duchowo. Rozm owy niedoszłych m ałżonków podczas wesela Elżuni, odw iedzenie przez dziedzica K orczyna m ogiły i później zaścianka u w y p u k la ją zw iązek m iędzy „stary m i i m łodym i la ty ” , ową „pow racającą fa lę ”, k tó rą d ostrzegł ostatecznie B enedykt. Dzięki te m u w ątk i uboczne zesp alają się z d ram aty czn ą p ro g resją w ą tk u głównego, tw orząc zw artą całość fabularną, o p a rtą na połączeniu to k u przyczynow o-skutkow ego z korelacją p ro blem ow o-tem atyczną rów noległych postaci i zdarzeń.

R easum ując: kom pozycja N ad N ie m n e m u jaw n ia szereg skłonności zna­ m ien nych dla epoki. Obok podkreślan ej wyżej logiczności pow iązań w układzie czasow ym i k o relacji zdarzeń w płaszczyźnie rów noległego w spółistnienia — na uw agę zasługuje sy m etry czn a budow a poszczególnych tom ów i w y raźne ciążenie k u przew adze unaoczniających scen. O rzeszko­ wa, k tó ra i ta k zam knęła zdarzenia powieści, m ającej am bicje panoram y społecznej, w ram y dw óch m iesięcy z górą (od o statn ich dni czerw ca po sch y łek lata) — z całego w y cin ka czasowego w y b rała do szczegółowej p rezen tacji co najw yżej 10 dni (2— 4 w k ażd y m tom ie). Dzięki tem u nad isto tn ą ze względów in te rp re ta c y jn y c h su m ary czn ą relacją n a rra to ra zde­ cydow anie przew aża u d ram aty zo w an a teraźniejszość, w razie potrzeby dopełniana za pomocą c h a ra k te ry sty k i retro sp ek cji. Te ostatnie, pow ią­ zane ze staty czn ym i opisam i, p rzew ażają n a początku poszczególnych to ­ mów, z któ ry ch każdy — ja k tu ju ż zaznaczono — zaczyna się sym etry

(21)

cz-nie w inn y m ośrodku (Korczyn, Olszynka, Osowce). Z tą sam ą r e g u la r­ nością p o w ta rz a ją się w każdym tom ie podobne i często sk o n trasto w an e sceny z życia głów nych bohaterów : O rzelski ze sk rzy p cam i lub przy stole, duszny salon Em ilii, przeciw staw iany zazw yczaj praco w itej atm osferze d w oru lub zaścianka, dow cipy K irły, k o n flik ty ojca z synem , pow iedzonka M arty, Teresy; itp. W sposób sy m p to m aty czn y p rzy końcu każdego to m u n astęp u ją odw iedziny grobu J a n a i Cecylii (t. 1) lub m ogiły pow stańczej (t. 2 i 3). Dzięki tem u O rzeszkow a łączy zasadę stopniow ania napięcia z podporządkow aną ideologii tech n iką p a ra le l i kontrastów .

S y m pto m atyczn y jest rów nież w te j zasadniczo panoram icznej po­ wieści b rak epizodów nie zw iązanych z ak cją i głów nym i w ątkam i. Z d a­ rzenia ro zgryw ające się poza K orczynem (Olszynka, Osowce) w iążą się bezpośrednio z k o n flik tem m iłosnym , gdyż w obu w ypad kach m o ty w u ją postępow anie osób, k tó ry c h k o n k u ry J u s ty n a odrzuci. Z kolei sceny zbio­ row e, chociaż służą p ry m arnie p rez e n ta c ji środow isk, stanow ią także ogniw a w rozw oju w ątk u m iłosnego. Im ieninow e przyjęcie w K orczynie pow oduje pierw szą ,,ucieczkę” p an n y ze dw oru i pierw szą rozm ow ę z J a ­ nem , sceny p rzy stole, dzięki obecności K irły , p rzy p om in ają o zalotach Różyca, zaś obszernie prezentow an e w esele B ohatyrow iczów ny odgryw a rów nież — jak już zaznaczono — w ażną rolę w dziejach zbliżenia czoło­ wej p a ry powieściowej. S tąd dość częste o k reślen ie ,,epos O rzeszkow ej” należy raczej trak to w ać m etaforycznie. Pom im o opisowości epickiej, zm ie­ rzającej do zespolenia ludzi z n ad n iem eń sk ą p rzyrodą, zasady k o n stru k ­ cyjne powieści zostały podporządkow ane przede w szystkim dram atycznej progresji k o n flik tu i ta in e ’owskiej je d n o ś c i akcji, chociaż — jak to w y n i­ k a z przytoczonych w yżej w yw odów — k o relacje w ątk u głównego z ubocz­ nym i .mają przede w szystkim c h a ra k te r problem ow o -tem atyczny (motyw „pow racającej fa li” ). W te n sposób Orzeszkow a łączy ideał estetyczny powieści „dobrze skom p o n ow anej” z p o zytyw istycznym i am bicjam i św ia­ topoglądow ym i, w cielając ideę w d ram at, tak ja k sam a postulow ała.

Z w arty, zam k nięty c h a ra k te r cechuje rów nież św iat postaci. Już daw ­ niej dostrzeżono, że podstaw ow ą zasadą ich k o n struo w ania jest p o w ta­ rzalność ruchów , gestów , słów, sp raw iająca, iż — zgodnie zresztą z r e ­ gułam i pow ieści klasycznej — fig u ry św iata przedstaw ionego u trw a la ją się plastycznie w p a m ię c i19. Sw oiste dla Nad N ie m n e m jest wszelako ścisłe zespolenie bohaterów w pew n ą całość, k tó re j poszczególne elem en­ ty naw zajem się ośw ietlają. T end en cja ta, nieobca powieści tra d y c y jn e j, jest t u szczególnie obeona dzięki w spom inanej tech nice p a ra le l i k o n tra s­ tów. K o relu ją jed n a k nie ty lk o poszczególne ciągi zdarzeniow e (wątki), ale 19 Zob. J. K r z y ż a n o w s k i , Epos O rzeszkow ej. W : W kręgu w ielkich reali­

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

[r]

Nr albumu Imię Kol_1

Nr albumu Imię Kol_1

Nr albumu Imię Kol_1

Prezentacja artyficjalizmu postaci pojawiających się w powieściach drugiej połowy XIX w., jak się okazuje, ujawnia sporo podobieństw, ale i różnic. Po pierwsze, w

though the internal field probed by m 1 SR depends on the muon site and on the magnetic size and structure of the rare earth atoms, it is remarkable that the observed muon

W: Ernst Jünger, Promieniowania: Pierwszy dziennik paryski, Zapiski kaukaskie, Drugi dziennik paryski.. “Television Autorship in France: Le Réalisateur.” W: Making