• Nie Znaleziono Wyników

Postscriptum do książki "Questions de poétique"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Postscriptum do książki "Questions de poétique""

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Roman Jakobson

Postscriptum do książki "Questions

de poétique"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 65/2, 305-324

(2)

R OM A N JA K O B SO N

PO STSC R IPTU M

DO K S IĄ Ż K I „QUESTION S DE PO ÉTIQ U E”

S tud iow anie poezji w aspekcie językoznaw czym to praca o podw ój­ n ej doniosłości.

Z jed nej stro n y , n a u k a o języku, oczywiście pow ołana do b ad an ia zna­ ków językow ych w e w szelkich uk ład ach i fun k cjach, nie pow inn a za­ n iedbyw ać fu n k c ji poetyckiej w spółobecnej w m owie każdej istoty ludz­ kiej od w czesnego dzieciństw a i grającej głów ną rolę w śtru k tu ra liz a c ji w ypow iedzi. F u n k c ja ta zakłada postaw ę in tro w e rsy jn ą wobec znaków słow nych w zw iązku sig n ifia n t z signifié, a w języku poetyckim zdobyw a dom inującą pozycję. Ję zy k poetycki w ym aga od językoznaw cy szczególnie w nikliw ego b ad ania, ty m b ard ziej że w iersz należy, jak się zdaje, do

pow szechnych fenom enów ludzkiej k u ltu ry .

Ś w ię ty A u g u sty n sądził naw et, że bez prak tyczn ej styczności z p o ety ­ k ą tylk o z tru d n o śc ią m ożna b y spełniać obow iązki rzetelnego gram aty ka. Z drug iej s tro n y w szelkie b ad an ia z zak resu p o etyki zakładają z góry w tajem niczen ie w w iedzę o języku, poezja bow iem jest sztuką słow a im ­ p lik u jąc ą przed e w szy stk im szczególny sposób posługiw ania się językiem . O tóż n a językoznaw ców , odw ażających się badać język poetycki, spada cały a rse n a ł zarzu tó w ze stro n y k ry ty k ó w literackich, a niek tórzy z nich zaciekle o d m aw iają językoznaw stw u p raw a do zgłębiania zagadnień poezji. P ro p o n u ją oni n ajw y żej, b y w yznaczyć tej nauce sta tu s d y scyp li­ n y pom ocniczej w sto su n k u do poetyki. W szystkie te ograniczające i za­ kazujące zabiegi w yw odzą się z p rzestarzałego poglądu, odbierającego języ koznaw stw u jego głów ne zadanie, tj. badanie form y słow nej w od­ niesieniu do jej funkcji, albo też przyznającego analizie językow ej ty lko je d n ą z rozm aity ch fu n k cji m ow y — fu n k cję refe re n c ja ln ą .

In n e jeszcze przesądy, zaw inione z kolei przez nieznajom ość w spół­ czesnego językoznaw stw a i jego celów, doprow adziły k ry ty k ó w do

poważ-[P rzekład w ed łu g w yd.: R. J a k o b s o n , P o s ts c r ip t u m . W: Q u e stio n s d e p o ­

é tique. P a ris 1973, s. 485—504.]

(3)

n y c h pom yłek. Obecnie poglądow i zam ykającem u analizę językow ą w ciasnych ram ach zdania, w rezu ltacie czego językoznaw ca b y łb y nie­ zdolny do b ad an ia kom pozycji u tw orów poetyckich, przeciw staw ia się analizę te k stu rozu m ian ą jako jedno z pierw szoplanow ych zadań n a u k i o języku.

Językoznaw ca zajm u je się obecnie przede w szystk im zagadnieniam i sem antycznym i n a w szystkich płaszczyznach m ow y, a jeśli usiłuje „opi­ sać to, z czego jest zrobiona poezja”, znaczenie u tw o ru p rzedstaw ia się jako in te g ru ją c a część całości, i m ożna b y zapytać, dlaczego k ry ty k sądzi, że analiza sem antyczna w ypow iedzi poetyckiej w ykracza poza badanie lingw istyczne. Je śli z u tw o ru poetyckiego w y n ik a ją zagadnienia wznoszą­ ce się ponad fa k tu rę słow ną, w kraczam y tu tylko — a n auk a o, języku daje nam liczne tego p rzy k ła d y — w rozleglejszy z k o n centry czn ych k r ę ­ gów, w sferę sem iotyki, k tó re j językoznaw stw o jest ty lk o podstaw ow ą częścią.

O statecznie, „św iat m ow y” w edług term inologii Ch. S. P e irc e ’a, tzn. stosunek m iędzy m ow ą a jej okolicznościami, stanow i tru d n y problem , zw iązany ta k z językiem poetyckim , ja k i z in n y m i odm ian am i języka ludzkiego, i to nieunik n io n e d la rozum ienia m ow y zagadnienie nie może pozostać Obce lu b Obojętne dla badaczy w ierny ch dewizie: „linguistici

nih il a m e a lien u m p u to ”. Otóż w tra d y c ji lingw istycznej n aw et tak ie

składniki m owy, jak w yrazy, b y ły ro zp a try w a n e pod k ą te m ich stosunku do rzeczy (W örter un d Sachen).

P oetykę m ożna określić jako językoznaw cze stu d iu m fu n k cji poetyc­ kiej w kontekście przekazów słow nych w ogóle, a poezji w szczególności. T en den cja „do o k reślan ia w ypow iedzi poetyckiej jako a n o rm a ln e j”, mimo że p rzy p isy w ana przez k ry ty k a językoznaw com , jest w rzeczyw istości ty lk o zjaw iskiem anorm alnym , odosobnionym i p rzelo tn y m w ciągu ty ­

siącleci istn ienia i rozw oju w iedzy o języku.

,,L iterackość” (litiera tu rn o st’), inaczej mówiąc, tra n sfo rm a c ja m owy w dzieło poetyckie, a tak że system poczynań realizu jący ch tę tra n s fo r­ m ację, oto tem a t ro zw ijan y przez językoznaw cę w to k u analizy utw orów poetyckich. W p rzeciw ieństw ie do zarzutów form u łow any ch przez k ry ty ­ kę literack ą w ym ieniona tu m etoda prow adzi do specyfikacji analizow a­ n y c h „aktów litera c k ic h ” i otw iera rów nocześnie drogę d o narzucający ch się sam e przez się uogólnień.

Chociaż poetyka, k tó ra in te rp re tu je dzieło poety poprzez p ry zm a t ję ­ zyka i bad a dom inującą fu n k cję poezji, stanow i z m ocy sam ej definicji p u n k t w yjścia do w y jaśn ian ia u tw o ró w poetyckich, oczyw iste jest, że ich w artość doku m entaln a, ta k psychologiczna lu b psychoanalityczna, jak socjologiczna, pozostaje o tw a rta dla dociekań specjalistów w ym ienionych dyscyplin. M uszą oni jed n a k brać pod uw agę fakt, że d om inująca fu n k cja

(4)

dzieła w pływ a na inne fu n k cje i że inne w arstw y dzieła są siłą rzeczy podporządkow ane p o e t y c k i e j tk an ce p o e m a t u . T autologia ta za­ chow uje tu całą sw oją p rzek o n u jącą wym owę.

P oezja u w y p u k la e lem en ty k o n stru k c y jn e w szystkich płaszczyzn ję ­ zykow ych, zaczynając od siatk i cech d y sty n k ty w n y c h , a kończąc n a k o m ­ pozycji tek stu . R elacja m iędzy sig n ifia n t a signifié fu n k cjo n u je n a każdej płaszczyźnie językow ej, a nab y w a szczególnej w artości w w ierszu, gdzie in tro w e rsy jn y c h a ra k te r fu n k cji poetyckiej osiąga apogeum . Je st to, u ży­ w ając o kreśleń B a u d e laire ’owskich, „złożona i niepodzielna całość” , gdzie w szystko pozostaje „znaczące, w zajem ne, odw racalne, k o r e s p o n d u ­ j ą c e ” i gdzie n ieu sta n n e krzyżow anie dźw ięku i sensu u stan aw ia m ię­ dzy nim i zw iązek bądź parono m asty czn y i anagram atyczny , bądź fig u ­ ra ty w n y (czasam i onom atopoetycki).

N iektórzy k ry ty c y w y k a z u ją politow ania godną głuchotę w obec fig u r foniczno-sem antycznych, zaprzeczając np. istn ien iu uderzającej odpow ied- niości m iędzy sześciom a sam ogłoskam i nosow ym i połączonym i ze spół­ głoską syczącą, k tó re w^ybijają się w y raźn ie w dw u końcow ych stro fac h ostatniego S p lee n u w K w ia ta ch z ła : IV2 lA N c e n t, 4A IN S i... e r R A N T S et

S A N S patrie, Vj S A N s tam bours, 4SO N drapeau. Ten sam k ry ty k chciał­

by n aw et zakw estionow ać m otyw przew odni cytow anego u tw o ru, z w a rtą i k a p ry śn ą k o m b in ację Obrazów sy m etry czn y ch z fig u ram i su fik saln y m i i flek sy jn y m i, p o w tarzający ch się paron o m azji i sekw encji fonicznych: I2 L ’E S P R IT g é m iS S A N T EN PRO IE, II2 L ’E SP érA N C E , com m e une

ch a uve-so uR IS — IV3 E S P R IT S e rrA N T S et S A N S patR IE , V2 D é file n t len tem E N T ... L ’E S P O IR (3 V a in cu , p leu re). G dy tac y badacze, jak M. B ier­

wisch, M. Bloom field, J. L o tm an i I. A. R ichards, któ rzy łączą rzeczyw iste opanow anie m a te ria łu językow ego i literackiego, zbliżyli się dzięki sw oim w nikliw ym spostrzeżeniom k u g ram aty ce poezji, k ry ty c y pozbaw ieni k o n ­ ta k tu ze s tru k tu ra ln ą an alizą języka u siłu ją przekonać nas, że „ścisłe i ry g o ry sty czn e m e to d y ”, k tó re językoznaw ca p ró b u je w prow adzić do poezji, „nie b ęd ą nig dy m ogły oddać subtelności i n ieuchw ytności teg o c z e g o ś , co w edług nich tw o rzy poezję”. Lecz to c o ś pozostaje je d n a ­ kowo n ieu ch w y tn e w n au k o w y m b a d an iu ta k języka, jak społeczeństw a, życia lub taje m n ic m aterii. P rzeciw staw ian ie z w ażną m iną tego c z e ­ g o ś n i e o k r e ś l o n e g o n ieu n ik n io n em u w nauce p rzyb liżeniu jest dop raw d y bezcelowe.

W ciągu o statn ich d w u d ziestu la t b ad an ia m oje w dziedzinie poety ki k o n cen tro w ały się głów nie wokół p racy n a d ty m , co poeta G e ra rd M anley H opkins określił jako „ fig u ry g ram a ty c z n e ”, a co do te j p o ry pozostało n a jm n ie j znanym działem p ro b le m aty k i językow ej. N ikt nie p rzy p isu je m onografiom o graniczającym się do zagadnień ry m u i ry tm u in te n c ji zaw ężania poetyki do m e try k i lub do sztuki rym ow ania, a jed n a k k ilk u

(5)

polem istów w ysunęło bezzasadną tezę, że w m oich p racach pośw ięconych g ram aty czn em u aspektow i u tw o ró w p oetyckich sta ra m się „sprow adzić s tru k tu rę dzieła literackiego do uw y d atn ien ia fun kcji kateg orii g ram a­ ty cz n y c h ” oraz że p rzy p isu ję „całą su gestyw ną siłę poezji korelacjom m iędzy podziałam i m orfologicznym i i paralelizm om lu b k o n trasto m sk ład­ n iow ym ” . P leonastyczna d ek laracja innego uczestnika ow ej d yskusji jest z pew nością bliższa praw d y : „Żadna gram aty czna analiza u tw o ru p oety c­ kiego nie może dać nic ponad g ram aty k ę p o ezji”. Jedn ak że rzekom y w nio­ sek, w yprow adzony przez niego z owej tezy — „nieistotność [irrelevance] g ram a ty k i” d la poezji je st jaw n ie błędny, m im o usiłow ań p o d parcia go zapew nieniam i, że „pisarze k p ią sobie z k ateg o rii g ram aty czn y ch ”. Otóż w łaśnie B au delaire zaw czasu i niedw uznacznie obalił podobną a rg u m e n ­ tac ję, k tó rą szerm uje się dziś w zw iązku z jego tw órczością: G ram atyka,

sam a oschła g ra m a tyka staje się czym ś w rodzaju tw órczego czarno- k się stw a *. W nikliw a c h a ra k te ry sty k a części m ow y zam yka to w yznanie

w ia ry poety: Słow a zm a rtw y c h w sta ją w ra z z ciałem i kością, rzeczo w n ik

w m ajestacie sw o jej istności, p rzy m io tn ik ja k przezro czy strój, k tó r y go ubiera i barw i n ib y szklista pow łoka, i czasow nik, anioł ruchu, nadający rozm ach zdaniu. A u to r K w ia tó w zła nieraz pow raca do pojęcia obrazo- tw órczego czarnoksięstw a będącego udziałem język a w ogóle, a języka

poetyckiego w szczególności: W yra z, słowo, zaw iera w sobie coś sakral­

nego, co zabrania n am czynić z niego igraszkę p rzyp a d ku . Posługiw ać się m ądrze ję z y k ie m to upraw iać rodzaj obrazotw órczego czarnoksięstw a.

To p rzem yślane veto p o e ty rzucone w szelkim grom p rzy p a d k u p rze­ k reśla n aiw ne przypuszczenie n iek tó ry ch k ry ty k ó w u trzy m ujący ch, że „u tw ó r poetycki może zaw ierać pew ne s tru k tu ry , k tó re nie m ają znacze­ nia d la jego fu n k cji i e fe k tu jako dzieła literack ieg o ” . A naliza językow a, biorąca z konieczności pod uw agę rozm aitość fu n k cji słow nych, a przez to dostosow ana do „specyfiki języka poetyckiego” nie może pom ijać cha­ rak te ry z u jąc y c h go szczególnych s tru k tu r. W swoich poglądach B aud e­ laire, dla k tó reg o słowa sam e p rzez się i poza sensem , ja ki w yrażają (tj. ich znaczeniem 'leksykalnym ), m ają w łasne piękn o i własną wartość, jest bardzo bliski inn em u w ielkiem u poecie i teo rety k o w i ubiegłego w ieku, G. M. Hopkinsowi, k tó ry zdołał w yróżnić poetycką nośność fig u ry g ra­

m atycznej: ta ostatnia, pow iedział w swoich w y kład ach re to ry k i z la t 1873— 1874, może być uk ształtow ana w sposób um ożliw iający percepcję dla jej sam oistnych w artości [jor its ow n sake and in te re st], p rzek racza­ jącą i pozostaw iającą n a uboczu znaczenia w yrazów .

K w estia w zględnej relew an cji opozycji gram atyczn ych z p u n k tu

wi-* [K u rsyw ę tu i w podobnych d alszych w yp ad k ach p ow tarzam y za w y d a n iem , na k tórym opiera się n in ie jsz y przekład.]

(6)

dzenia ich roli w analizo w anych te k sta c h zn ajd u je w łaściw e rozw iązanie, jeśli będziem y sy stem aty czn ie obserw ow ać rozm ieszczenie opozycji n a c e ­ chow anych i nie nacechow anych, ich nagrom adzenie i pom inięcie w od­ n iesien iu do ró żn y c h jedno stek m etrycznych, do ich granic i liczby, jak i do rym ów w e w łaściw ej im różnorodności i specyfice, a ostatecznie także w o d n iesien iu do całego zary su danego u tw o ru poetyckiego.

W p rzeciw ień stw ie do tego, co sądzi k r y ty k o błahości usiłow ań ba­ daczy zm ierzający ch do pow iązania d y stry b u c ji k atego rii gram aty czn y ch „z n a jb a rd zie j zew n ę trz n y m i asp ek tam i tek stu , a zwłaszcza z w e rsy fi­ k a c ją ”, w łaśnie dzięki tego ro d zaju ko nfro n tacjo m badacz może od ra z u un ik n ąć niebezpieczeństw a m echanicznego, ślepego i a rb itra ln e g o re je s ­ tro w a n ia om aw ianych opozycji g ram atycznych, a tak że p o tra fi zrozum ieć h ierarch ię ich fu n k cji w dziele poetyckim .

Je d e n z k ry ty k ó w oskarża m nie, tw ierd ząc śm iało, że k iero w a n y po­ w ziętą z gó ry opinią biorę pod uw agę ty lk o n iek tó re rodzaje tekstów , zaniedbując resztę. Je d n ak ż e 'm o je szkice i re fe ra ty o g ram a ty c e poezji zebrane w trz e c im to m ie S elected W ritin g s (w d ru k u ) p o dd ają szczegó­ łowej analizie liczne u tw o ry poetyckie, n ap isan e w w iększości w czasach od V III do X X w. w około p ię tn a stu językach, u tw o ry należące do bardzo różny ch szkół i tra d y c ji litera c k ic h i p rzejaw iające w ielką rozm aitość stylów i tem a tó w — relig ijn y ch , filozoficznych, reflek sy jn y ch , ero ty cz­ n ych; zn ajdzie się ta m i chorał z w o jen husyckich, i m an ifesty polityczne,

jak rew o lu cy jn e w iersze A lek san d ra Radiszczewa, rosyjskiego zesłańca z końca X V III w., a także B e rto lta B rechta, sław iącego p a rtię ko m un is­ tyczną. W ty m re p e rtu a rz e tekstó w pieśni sąsiadują z w ierszam i rec y to ­ w anym i, a folk lo r z poezją pisaną.

Je d y n e ograniczenie, na k tó re pozwoliłem sobie p rzy doborze tekstó w , dotyczy ich objętości. W sw ojej Filozofii ko m p o zycji E. A. Poe p o p a rty w łaśnie przez B a u d e la ire ’a w y jaśn ia szczególny c h a ra k te r k ró tk ic h u tw o ­ rów, k tó re p o zw alają nam przy końcu le k tu ry w iersza zachow ać żyw e w rażen ie jego początku, a w k onsekw encji sp raw iają, że jesteśm y spec­ jaln ie w rażliw i na całość u tw o ru i na „ c a ł o ś c i o w y ” c h a ra k te r e fe k tu , jak i w yw ołuje. Jednoczesna synteza k rótkiego u tw o ru 'poetyckiego doko­ n an a przez bezp o śred n ią pam ięć określa w yraźnie w łaściw e m u p raw a s tru k tu ra liz a c ji i odróżnia je od ty ch , k tó re p o d trzy m u ją w n apięciu a r- m a t u r ę d łu g ich poem atów . G ram aty k a poezji epickiej, k tó rą m ożna b y porów nać do zasad k o n stru k c y jn y c h w ielkich kom pozycji m uzycznych w raz z ich m otyw am i przew odnim i p rzen ik ający m i dzieło, to osobny te ­ m at, k tó ry p ró b u ję naszkicować, b a d ając ró żn e p rzy k ład y tego ro d zaju poetyckiego, ja k np. długie poem aty K am oensa, P o p e’a i Puszkina, a tak że b y lin y ruskie. W szelkie p ró b y analizy oddzielnych frag m en tów bez w zglę­

(7)

p a rtii jakiegoś fre sk u w te n sposób, jak b y chodziło o sam oistne, cało­ ściowe m alow idła.

Stabilność i rygo ry zm c h a ra k te ry z u ją c e na d any m etapie języka zna­ czenia gram atyczne, w p o ró w n an iu do znacznie bard ziej n ie sprecyzow a­ nej i zm iennej w artości leksykalnej w yrazów , jasno p rzed staw ili F ra n z Boas i E d w ard Sapir. Stabilność ta z n a jd u je ud erzające potw ierdzen ie w dużej sile oporu, k tó rą s tru k tu ry g ram atyczne p rze jaw ia ją wobec n a ­ cisku w y w ieranego przez poezję ek sp ery m en ta ln ą n a m a te ria ł w erbalny; natom iast lek sy k a i frazeologia łatw o ulegają śm iały m eksperym ento m now atorów .

J a k to podkreśla B audelaire, porządek w yra zów n a d a je im nieza p rze­

czalną wartość. G ram aty czn e k ateg o rie w yrazów (lub w edług p rze jrz y ste j

term inologii średniow iecznych uczonych m odi significandi essentiales et

accidentales), podobnie jak fu n k cje sy n tak ty czn e ty c h klas i po d k las tw o ­

rzą, jeśli ta k m ożna powiedzieć, szkielet i m u sk u la tu rę języka; w re z u lta ­ cie k o n stru k cja g ram atyczna języka poetyckiego stanow i pow ażną część jego istotnej w artości. J a k to zauw ażył m a te m a ty k R ené Thom w swoim podstaw ow ym dziele Sta b ilité stru ctu relle et m orphogénèse (1972), n au k a 0 języku rozw ija się w k ie ru n k u topologicznej in te rp re ta c ji k ateg o rii g ra ­ m atycznych i ich fu n k cji, zdolnej do w yo d ręb nien ia w łaściw ych odpo- wiedniości.

N a nie przem yślane zarzuty, przyp isu jące m i rzekom y pogląd, „że każde pow tórzenie lub k o n tra st pojęcia gram atycznego je st w istocie chw ytem poetyckim ” , m uszę odpowiedzieć, że w rozm ieszczeniu klas 1 podklas gram aty czn y ch w szystkie ak u m u lacje i opozycje, k tó ry c h nam dostarcza poezja i k tó re w y raźn ie różnią się od języka codziennego oraz od prozy dziennikarskiej, p raw niczej czy naukow ej, zaliczają się w oczy­ w isty sposób do zasobów języka poetyckiego. G dy ty lk o zaczniem y zesta­ w iać ze sobą rozm aite zjaw isk a tego rzędu, dochodzim y zawsze do w nios­ ku, że z n a jd u ją się one w e w zajem n y ch relacjach, a ich różnorodne zna­ czenie w u tw orze poetyckim sp rzy ja w ydobyciu całej skali w artości.

A naliza poezji uw idacznia zadziw iającą zależność m iędzy rozm ieszcze­ niem k ateg o rii g ram atycznych a k o relacjam i m etry cz n y m i i stroficznym i; k ry ty k , zm uszony do uzn an ia oczyw istej „aktualizacji języ k ow ej” tych kategorii (lub raczej linguistic actualization, jak to su g eru je w ersja angielska), p o ty k a się o pozorny dylem at: „Czy ak tu alizacje językow e i aktualizacje poetyckie m ają w spólny zasięg?” Lecz jeśli te n u k ład paralelizm ów i k o n trastó w g ram atycznych, stano,wiący typ ow ą i specy­ ficzną własność poezji, nie służy zabiegom poetyckim , językoznaw ca m a praw o postaw ić p y tan ie: w jak im celu poeci w p ro w ad zają tę a rm a tu rę , S krupulatnie ją p o d trzy m u jąc i w y raźn ie różnicując?

(8)

je st łatw o dostrzeg aln y, „lecz czym w łaściw ie ta sy m e tria przyczy nia się do przy jem n o ści odczuw anej w zetknięciu z poezją?” — w oła jed en z n ie ­ uleczalnych sceptyków , k tó re m u zresztą B au d elaire odpow iedział zaw cza­ su, p rzy w o łu jąc w raz z Poem , z jed n e j stro n y regularność i sy m e trię sta­

nowiące jed ną z po d sta w o w ych potrzeb ludzkiego u m y słu , a z drug iej,

krzyw izny, z le k k a n iejo re m n e , k tó re ry su ją się n a tle te j regularności,

tzn . coś nieoczekiw anego, niespodziankę, zadziw ienie, stanow iące z kolei isto tn y sk ła d n ik e fe k tu artystyczn eg o , lub in n y m i słow y n iezbędną p r z y ­ praw ę w sze lk ie j piękności. Otóż od d obrych pięćdziesięciu lat nasze prace

z zakresu p o ety ki w dużej m ierze u żyw ały tej p r z y p r a w y pod e ty k ie tą „zaw iedzionego oczekiw an ia” (albo „zaw iedzionej a n ty c y p a c ji”).

Do k ry ty k a skłonnego lekcew ażyć „zasadę rów now ażności” w dziele w y o b raźn i i sprow adzać ją do „ s tru k tu r w spaniale asy m e try c z n y ch ” n a j- w łaściw iej będzie skierow ać an ty cy p o w an ą odpowiedź B au d elaire’a: Nic

pan nie p o jm u je z a r c h ite k tu r y w yrazów , z p la sty k i języ k a . G dy s ta r a ­

liśm y się ukazać w dziele poety to, co w edług k o m en tarza Teofila G au ­ tie r stanow i jego szczególną a rch itektu rę, jego in d yw id u a ln e fo rm u ły ,

w łasną rozpoznaw alną s tru k tu rę , se k r e ty w a rsztatow e, p iętno m istrzostw a,

zostaliśm y o skarżeni przez cytow anego już k ry ty k a o hołubienie w se­ krecie, lub n a w e t otw arcie, „m arzenia s tru k tu ra lis ty ” tzn. the p erenia lly

appealling fa n ta sy o f total control, co m ogłoby, jak in sy n u u je „łatw o słu ­

żyć a u to k ra ty c z n y m am bicjom p olitycznym ” . Ta an ty n au k o w a d e n u n ­ cjacja p rzypom ina n a m m u ta tis m u ta n d is sform ułow anie pew nego p ra s ­ kiego donosiciela, k tó ry oskarżał ling w istyk ę s tru k tu ra ln ą o to, że „służy ty lk o do przed łu żenia i u spraw ied liw ian ia panow ania b u rż u a z ji” . S a rk a s­ tyczna uw aga N. R u w eta o w yim aginow anym ideale poetyki „zdolnej m echanicznie rodzić »poem aty«” stanow i tra fn ą odpowiedź n a n ie fo r­ tu n n e fa n ta z je k ry ty k a .

U kład kateg orii g ram aty czn y ch czy to p o w tarzający ch się, czy to opozycyjnych, nie jest, w b rew w szystkim zarzutom , ani objaw iony z gó­ ry, ani „ustanow iony à p rio ri” . T rzy podstaw ow e zasady służą do zbliża­ nia i do urozm aicania zw ro tek k ró tk ic h utw orów , ale h ierarch ia ty ch zasad zm ienia się zależnie od sam ych utw orów , ich s ty lu i rod zaju oraz indyw idualności poety albo szkoły poetyckiej. Te trz y rodzaje zw iązków m iędzy strofam i o p ierają się — podobnie do trzech w e rsji rozm ieszczenia rym ów — n a n astęp stw ie (por. ry m y p arzy ste aa-bb), n a a lte rn a c ji (por. ry m y krzyżow e ab-ab) i na obram ow aniu (por. ry m y obejm ujące ab-ba).

Mimo całego n ied o w iarstw a k ry ty k ó w wobec odległych podobieństw m usim y położyć n acisk n a oczyw isty fak t, że sto sun ki zgodności m iędzy stro fam i n iep arzy sty m i przeciw staw ione odpow iedniościom łączącym s tro ­ fy p arzyste stano w ią jed n ą z tech n ik n ajb ard ziej rozpow szechnionych, a te podobieństw a i k o n tra s ty m ają ten d en cję do w ystępow ania n a

(9)

róż-n y c h poziom ach i w ró żróż-n y ch aspektach języka — od foróż-nologii do sem aróż-n­ ty k i i od p araleli m orfologicznych i składniow ych do odpow iedniości le ­ k sykalnych. To, co G au tier m ówi o ry m ach B au d elaire’a, pozostaje słuszne nie tylko d la ry m ó w i nie ty lk o dla sztu k i B a u d e laire ’ow skiej, ale dla każdej k o n stru k c ji w iersza: L u b i on ha rm o n ijn e k rzy żo w a n ie się r y m ó w ,

oddalające echo brzm iącej na p o czą tku n u ty , a słuchow i przedstaw ia d źw ię k w n a tu ra ln y sposób n iep rzew id zia n y, k tó r y u zu p e łn i później ta k, ja k ów d źw ięk z pierw szego w ersu, pow odując zadow olenie podobne do w rażenia doskonałego akordu w m u zyce. P ro p o rcja, ja k to p od kreśla

H opkins, może w y rażać się nie ty lk o w ciągłości, a le także w pauzie. Pom im o w ątpliw ości co do relew an cji zaim ków w gram aty ce poezji zw rotki p arzyste i n iep arzy ste różnią się często opozycją m iędzy obecno­ ścią w jed n ej z ty ch g ru p a nieobecnością w d ru g iej g ru p ie zaim ków oso­ bow ych i zaim ków przy m io tn y ch dzierżaw czych, odnoszących się do p ierw szej i drugiej osoby liczby pojedynczej (jak w analizow anym w yżej sonecie d u Bellay) lub niezaleeżnie od liczby (jak w o sta tn im Sp leen ie w K w iatach zła), a ten k o n tra st sygnalizuje w y raźnie pogłębioną a lte rn a - cję dw óch modusów, subiektyw nego i oderw anego. P odobieństw a odległe od siebie podaje w w ątpliw ość k ry ty k n ajb ard ziej zaczepny i, w y znajm y to, najb ard ziej w sw oich sądach pow ierzchow ny. „R ów now artości u stalo­ ne w oparciu o podobieństw o czysto sy n ta k ty c zn e ” w y d a ją m u się „szcze­ gólnie w ą tp liw e ” . Jak o p rzy k ła d cy tu je on p aralelę, k tó rą w edług dwóch

a u to ró w stu d iu m o K otach B audelaire u stan aw ia m iędzy dw om a w ersa­ m i kończącym i niep arzy ste zw rotki sonetu, pierw szy czterow iersz i p ierw szy tró jw iersz. Są to jed y n e zdania w zględne w całym utw orze; obydw a są w prow adzone przez zaim ek qui [które], i w obydw u w y p ad ­ k a c h zaim ek te n odnosi się do d opełnienia zdania głównego, a· po nim n a stę p u je czasow nik w liczbie m nogiej.

A więc po pierw sze, k ry ty k te n zdaje się zapom inać n ie ty lk o o p ierw ­ szorzędnej roli p rzy p ad ającej w w ierszach paralelizm ow i g ram aty czne­ m u, przede w szystkim składniow em u — praw dopodobnie w większości języków św ia ta — lecz także o zadziw iającym fakcie, na k tó ry p on ad sto la t tem u zw rócił uw agę G. M. Hopkins: ta sam a „ fig u ra g ram aty czn a” sp ra w u je fu n k cję m niej uregulow aną, ale n ie m niej w ażną w naszej poe­ zji pozbaw ionej reg u larn eg o p aralelizm u i jako p rzy k ła d cy tu je th e in ­

tricacy o f G reek or Ita lia n or English verse.

Po drugie, odpow iedniości m iędzy dw om a n iep a rzy sty m i zw ro tk am i zn a jd u ją, ja k to w skazaliśm y, sw oją opozycję w paralelizm ie, rów nież sy n tak ty czn y m , łączącym dw ie zw rotki parzy ste.

W końcu upodobnienie m iędzy d w iem a stro fam i n ie p a rz y sty m i nie tylko nie ogranicza się do „czysto syntak ty czn ego podobieństw a” , lecz p o d trzy m u je i w zm acnia podw ójny k o n tra st sem antyczny. Na p lan ie

(10)

p rze strz e n n y m k o n tra s t te n w iąże zakończenie przedostatniego w ersu obydw u z w ro te k nieparzy sty ch : dom , k tó ry otacza koty, zam ienia się w rozległę p u sty n ię, fo n d des solitudes [głębię p ustkow ia], a n a k ońcu dw óch p rzy leg ły ch w ersów ty ch że zw rotek n iep a rzy sty c h dw ie g ru p y rów noległych w yrazów (dans leu r m û re saison — dans u n rêve sans fin [w ich d o jrzałej porze — w śn ie bez końca]) p rzeciw staw iają się w zajem ­ nie, ty m razem n a p lan ie czasow ym : „ Jed n a g ru p a p rzy w o łuje dni obli­ czone, a d ru g a — w ieczność”. O graniczenie u stę p u je m iejsca bezgranicz- ności.

T en sam k ry ty k zaprzecza istn ien iu cech w spólnych dla stro f zew nę­ trznych, I i IV, k o n tra stu ją c y c h z cecham i łączącym i dw ie stro fy w ew n ę­ trz n e , II i III. Jed nak że analiza sonetu K o ty , dokonana w spólnym w ysił­ kiem dwóch badaczy, w y k azu je w ielorakie różnice m iędzy zw rotkam i zew n ętrznym i w ew n ętrzn y m i, jeśli chodzi o re p e rtu a r k ateg o rii gram a­ tycznych, ta k w ich układzie, jak w sem antycznym obciążeniu strof. W szczególności zanotow aliśm y w yczuw alną różnicę m iędzy ty m i dwom a ro dzajam i zw ro tek w s tru k tu rz e zdań zaw ierających czasow nik p rz e ­

chodni. W zw rotkach zew nętrzn y ch zdania te m ają podw ójny podm iot, a ich d opełnienie bliższe zgadza się z podm iotem , jeśli chodzi o w ybór fo rm y ożywionej lu b nieożyw ionej, gdy tym czasem w zw rotkach w ew nę­ trz n y c h podm iot i dopełnienie bliższe należą do dwóch różnych form. Bezokoliczniki w y stę p u ją jed y n ie w zw rotkach w e w n ętrzn y ch i pełnią analogiczne funkcje. S tro fy zew nętrzne przeciw staw iają w ew nętrznym bogactw o przym io tn ik ów (9 + 5 wobec 1 + 2), jak rów nież obecność dw óch przym iotników przysłów kow ych, jed y n y ch w sonecie i pełniących z kolei podobne fu n k cje składniow e.

Owego k ry ty k a szczególnie oburzyło nasze spostrzeżenie o u d e rz a ją ­ cym p aralelizm ie m iędzy o sta tn im w ersem pierw szej stro fy a pierw szym w ersem o sta tn ie j: jed y n ie d ru g ie i p rzed o statn ie orzeczenia sonetu za­ w ie ra ją łącznik i orzecznik, a w obydw u p rzy p adkach ów przym iotnik, po k tó ry m n a stę p u je cezura, je s t u w y p u k lo n y za pom ocą ry m u w ew n ę­ trzn eg o (Qui com m e E U X sont frilE U X — leurs R E IN S féconds sont

pL E IN S). P re te n s ja k ry ty k a je s t jed n y m z licznych przykładów b ra k u

w iadom ości z zak resu n a u k i o języku i o w ierszu: „plein nie może być oddzielone od étincelles; plein jest enklityczne, co w p rak ty c e an u lu je ry m ” . Otóż te rm in „en k li ty czn y ” oznacza w y raz nieakcentow any, w spie­ ra ją c y się n a w y razie poprzednim , akcentow anym , a a u to r w w e rsji ta k fran cu sk iej, ja k i angielskiej swojego a rty k u łu , m yli te rm in „enklitycz- n y ” z „p ro k lity czn y m ” , oznaczającym w y raz n ieak cento w an y w sp ie ra ją ­

cy się na n a stę p u jąc y m po nim w y razie akcentow anym . Lecz w yraz

pleins nie jest ani enklityczny, ani pro k lity czn y i choć n ależy do tej sa­

(11)

-ry c h drugi jest nosicielem ak cen tu zdaniowego, to jed n a k zespół sont

pleins tw orzy w ew n ątrz tej g ru p y osobny poddział (speech m easure), z a k ­

cen tem n a drug im w yrazie, pleins. C ezura rozdziela te dw ie „je d n o stk i”, a na sylabie poprzedzającej cezurę spoczyw a niezm iennie ak cen t m etry cz ­ ny. W konsekw encji ry m w ew n ętrzn y o p a rty n a akcencie rów nocześnie m etry czn y m i syntag m aty czn y m może być n aw et u znan y za w y b ijają cy się, ty m bardziej że z n a jd u je on podporę w ściśle jam bicznym ry tm ie ca­ łego półw iersza (leurs reins / féconds / sont pleins [ich lędźw ie / płodne / pełne są], gdy tym czasem anap est p od trzy m u je rów noległy ry m (Qui

com m e e u x / sont fr ile u x [które jak one / są n a chłód w rażliw e]). Z resztą

B audelaire rozdziela dw a poddziały jed n ej „ g ru p y oddechow ej” nie ty lko w m iejscu cezury, lecz rów nież na k rań cach w ersów (l’é trein te II De Vi r ­

resistible D égoût; il ro m p it u n m orceau II Du rocher [uścisk II N ieodpar­

tego w strętu ; rozw alił kaw ał //' skały]).

Całkowicie niezrozum iały d la tego k ry ty k a lub używ ając jego te rm i­ nologii, dla litera ry scholars o f the h u m a n ist stripe [literackich n a u k o w ­ ców z hum anistycznego k ręgu], gdy pod ejm u ją oni zagadnienia p a ra le - lizm u, pozostaje fakt, że badan ie in w arian cji nie ty lk o nie w yklucza w a­ rian tó w , lecz w p rost przeciw nie, im plikuje ich efe k ty w n ą obecność. I n tu ­ icja H okpkinsa widzi tu n aw et esencję poetycką w szelkiego paralelizm u :

W sztuce d ą ży m y nie ty lk o do u rzeczyw istn ien ia jedności, stałości praw i równości, lecz rów nież do jednoczesnego u w zględnienia rozm aitości, ro z­ różnień i kontrastów ; przyciąga nas ry m , a nie echo; to nie je s t unisono, lecz harmonia.

„P aralelizm n a odległość” wzbudza nieufność polem istów skłonnych sądzić, że odpowiedni ości m iędzy początkiem i końcem w iersza „absolu­

tn ie nie m ogą być postrzeżone przez czy teln ik a” , chociaż sztuka poetycka zna rozm aite kom pozycje ty p u ronda, o p arte na re g u la rn y m zw iązku m iędzy końcem a początkiem utw oru. Nie będąc by n ajm n iej łańcuchem,

M arkow a, inaczej mówiąc, ciągiem przypadków , k tó ry ch praw d opo d o­

bieństw o zależy od bezpośredniego sąsiedztw a, tek st u tw o ru poetyckiego przeciw staw ia się zdecydow anie w ysiłkom k ry ty k ó w zm ierzających do „poszanow ania jedności sen su ” poprzez trzy m an ie się „norm alnego to ku le k tu r y ”, oraz „percypow ania u tw o ru poetyckiego zgodnie z jego k o n fi­ g u rac ją językow ą, idąc za tokiem zdania i rozpoczynając od p o c z ątk u ”, „nie W ykorzystując końca do kom entow ania p oczątku” . Te usiłow ania przeciw staw iają się spontanicznej skłonności B au d elaire’a do re tro sp e k ­ ty w n e j zasady kom pozycji poetyckiej głoszonej przez E dgara Poe, a od­ pow iadającej procesom znanym językoznaw stw u pod nazw am i asy m ila ­ cja i dysym ilacja regresy w n a. W istocie ko n fig u racja językow a w y m aga odniesienia do końca zdania, aby zrealizow ać jednoczesną syntezę um oż­ liw iającą p ercepcję i zrozum ienie całości. P rzy p o m n ijm y potrzeb ę an alo ­ gicznego spojrzenia na tek st m uzyczny.

(12)

W sonecie np. w zajem n a odpow iedniość strof niep arzy sty ch przeciw - staw ych p arz y sty m oraz stro f zew n ętrzn ych przeciw staw nych w ew n ę­ trz n y m jest często n ajsilniejsza, co m ożna częściowo w ytłum aczyć

s y m e trią zw iązków m iędzy p aram i zw rotek p arzy sty ch i n iep arzy sty ch (albo m iędzy p aram i zw rotek zew n ętrzn y ch i w ew nętrznych), w yrażającą się stosunkiem siedem do siedm iu [wersów], gdy tym czasem p ara dw óch czterow ierszy p rzeciw staw ia osiem w ersów sześciu w ersom dwóch tró j- w ierszy.

W ielcy m istrzow ie so n etu z ubiegłego stulecia, B audelaire i Hopkins, un ik n ęli oczywiście, w zam yśle i w tw orzeniu tej fo rm y poetyckiej, ta k zarazem suro w ej i g iętkiej, p ry m ity w izm u naszych sędziów. Nie tro sz­ cząc się o to, czy tec h n ik i i pojęcia stru k tu ra ln e m ogą się w ydać p rze d ­ wczesne lub n ietrw a łe , H opkins nie obaw iał się w w iekif dw udziestu lat zgłębiania n ajb ard ziej zaw ikłanych problem ów jak stru k tu ra w ersu i za­

sada paralelizm u jak o podstaw a w szystkich właściwości s tru k tu ra ln y c h

sztuki słowa. W P lato ń skim dialogu tego genialnego stu d en ta, jeden z rozm ów ców staw ia p y tan ie: Cóż to więc jest jedność struktu raln a? — i w edług n astęp u jącej potem odpowiedzi w łaśnie sonet jest p rzy k ła d e m

takiej/ jedności. H opkins zachęca do studiow ania system u paralelizm ów

tw orzących u tw ó r poetycki oraz stosunków podporządkow ania, k tó re je łączą.

Biorąc pod uw agę n ieró w n ą liczbę w ersów w czterech stro fach so­ netu , zauw ażam y częstą w ty m utw orze ten den cję do przeciw staw iania, za pomocą sy stem u odpow iedniości i kontrastó w , siódmego i ósmego w e r­ su, tzn. cen traln ego p u n k tu w iersza, sześciu w ersom początkow ym i sześciu końcowym . W edług term inologii H opkinsa tę w yraźn ą i sym e­ try czn ą try ch o to m ię k o n stru k c ji stroficznej m ożna zdefiniow ać jako

k o n tra p u n k t, zw ykle w y stęp u jący w utw orze. Mimo że analiza K o tó w

pozwala nam dostrzec ścisłą zależność m iędzy ty m trój częściow ym po­ działem a p ro filem sem an ty czn y m sonetu, nasz k ry ty k p rzeciw staw ia się bezpodstaw nie tej obserw acji. Jednakże jeden p rzy k ład w ystarczy , aby udow odnić, że początkow y sześciowiersz w oczyw isty sposób ro zbija d ru g i czterow iersz. P rzy pom n ijm y , że w e w n ątrz w e rsu sp o ty kam y pięć razy, i to w yłącznie w początkow ym sześciowierszu, spójnik et [i], k tó ry w czterech p rzy p ad k ach rozpoczyna d ru g ą połow ę w ersu. We w szystkich sześciu w ersach cezu ra oddziela dw a przeciw staw ne człony sy n tak tyczn e, gdy tym czasem we w szystkich n astęp u jący ch w ersach cezura w skazuje stosunek podporządkow ania; szczególnie w „d y sty ch u ” cen traln y m w obu w ersach zm ieniony je st stosun ek w spółzależności m iędzy d ru g im a trzecim agensem . Ta zm iana układów sy n tak ty czn y ch m iędzy trzem a częściam i so netu ró żn icuje m odulacje prozodyczne ich w ersów i pow o­ d u je pow stanie try p ty k u sem antycznego. Dziwaczne przekonanie k r y ty ­ ka, że pisarz ,,nie m a do sw ej dyspozycji” g ry intonacji, oczywiście

(13)

upa-da, a d y s k u ta n t jeszcze raz d a je dowód zupełnego 'braku zainteresow ania dla 'bogatych dośw iadczeń językoznaw stw a.

U tw ó r o n iep arzy stej liczbie zw rotek, ja k o statn i S pleen z K w ia tó w

zła dąży do u w y d atn ien ia stro fy ce n traln e j. I rzeczywiście, m iędzy p ię ­

ciom a czterow ierszam i S p lee n u trzeci w yróżnia się sposobem k o n struk cji, jak m ów ił B audelaire, od dw óch pozostałych czterow ierszy nieparzystych , pierw szego i ostatniego. J e d n ą z szeregu cech form alnych, zw iązanych ściśle z u k ształto w an iem sem an ty czn y m u tw o ru i odróżniającym odczu­ w alnie n iep a rzy ste czterow iersze od p arzy sty ch , je st w iększa liczba p rzy - daw ek, zw łaszcza w o bu stro fach zew n ętrzn y ch , I i V. T u taj poeta stosuje w łasną reg u łę: Prawo g ra m a tyczn e każe n a m m od yjiko w a ć rzeczow nik

p rzez p r z y m io tn ik . Obok przym iotników , k a te g o ria p rzy d aw ek obejm uje

p rzy m io tn ik i przysłów kow e i przy m io tn ik i odczasow nikow e. Je d e n z k r y ­ ty k ó w osk arża m nie o to, że byłem zm uszony u tw orzyć tę kategorię,

„ażeby otrzy m ać zam ierzoną sy m e trię ”, lecz przecież ani Sapir, ani Tes- nière, ani Dubois, ani in n i językoznaw cy, tw orząc i ch a ra k te ry z u ją c w łaśnie tę k ateg o rię i w y m ien iając jej kom ponenty, n ie m ieli zam iaru w kładać całego zapału, jak w y raża się k ry ty k , w sporządzenie „w yw ażo­ nego ra c h u n k u ” odnoszącego się do zw ro tek Spleen u. Jeśli chodzi o m nie,

to nic nie dodałem do tej dobrze um oty w o w anej k lasyfikacji. W ydaje się, że ów k r y ty k zgorszył się szczególnie w łączeniem im iesłow u do m o­ jej listy p rzy m io tn ik ó w odczasow nikow ych — la plu ie étalant ses im ­

m en ses tra inees [deszcz ro zpościerający sw ój ogrom ny tren] — lecz ten

e k w iw a len t zdania podrzędnego w zględnego jest tylk o, jak to zaznacza T esnière w swoim pięk n y m p rzy czy n k u do stru k tu ra ln e j składni języka francuskiego, m n iej zaaw ansow anym sta d iu m przechodzenia czasow nika w p rzy m io tn ik . W każdym ra z ie pew ność k ry ty k a , że w ykluczenie tego im iesłow u u n icestw iło b y fik c y jn ą sy m etrię, jest całkow icie fałszyw a, gdyż każda z dw óch zw rotek p a rz y sty ch u trz y m u je m inim um (3), każda z dw óch z w ro te k zew n ętrznych — m ak sim u m (6), a zw rotka c en traln a — śre d n ią liczbę kw alifik ato ró w (raz 5, raz 4). O dpow iedniość m iędzy stro ­ fam i z e w n ętrzn y m i je st rów nież zaak centow ana przez użycie iden tycz­ n y ch p rzym io tnik ó w : I i V — longs, noir.

Podobnie niesłu szn y z a rz u t został w y su n ię ty przez tego k ry ty k a p rze­ ciw m oim spostrzeżeniom n a te m a t dw óch w e w n ętrzn y c h wersów czterow iersza centralnego, p a ra leln y c h pod w ielom a w zględam i. Te środ­

kow e w e rsy u tw o ru ro zw ijają dw a obrazy m etaforyczne, k tó ry ch n o ś ­ n i k n a k ła d a się na t e m a t, zgodnie z tra fn y m w yrażeniem I. A. Ri- chardsa. B udow a ry tm iczn a obu w ersów jest całkiem podobna: w obu pierw szy półw iersz jest an apestyczny, d ru g i jam biczny, a każdy półw iersz rozpoczyna się p aro k sy to n e m (vaste, im ite ; peuple infâm e). K ażdy z dw óch w ersó w zaw iera dw a rzeczow niki, ż k tó ry c h je d e n je st w yrazem

(14)

o kreślanym , a d ru g i określającym . Reszta w yrazów odm iennych składa się z trzech p rzy m io tn ikó w i jednego czasow nika, podczas gdy pozostałe w ersy, ta k dośrodkow e, ja k odśrodkow e, są w ypełnione tra n sla c ja m i — tec h n ik a podstaw ow a, polegająca, jak ją określił Tesnière, ,,na p rze k sz ta ł­ caniu jednego ro d za ju w yrazów w in n y ” (czasowniki w rzeczow niki lub p rzy m io tn ik i i p rzy m io tn ik i w przysłów ki). T ra n sla cja tw o rzy ogniw a przejściow e pom iędzy częściam i m owy. Nasz k ry ty k , k tó ry m a n a d e r m gliste pojęcie o językoznaw stw ie, nie rozum ie zagadnienia tra n sla c ji. U cieka się o n do dziw nego a rg u m e n tu , p ro p o n u jąc zam ianę w czw artej zw rotce przysłó w k a to u t à coup, n a p rzy m io tn ik przysłów kow y su b ite ­

m e n t i do zastąp ien ia p rzy m io tn ik a odczasow nikow ego w k o n stru k c ji errants et sans patrie p rzez w yższy stopień uprzym iotnikow ienia, errant sans patrie, co jego zdaniem nie w yw rze żadnego w rażenia (any e ffe c t w h a tso e ve r) n a czy teln iku i w te n sposób udow odni bezzasadność m ojego

spostrzeżenia o nieobecności tra n sla c ji w d y sty c h u cen traln y m , k o n tra ­ stu jącej z częstym ich w ystępow aniem w w iększości pozostałych w ersów . Lecz po pierw sze, pierw sza z ty c h dwóch su b sty tu cji w zm acniałaby ty lk o om aw iany k o n tra st, a d ru ga nie zm ieniłaby w cale liczby tra n sla c ji. Po drugie, k ażdy czytelnik, k tó re m u nieobce są p raw id ła w ersy fik acji fran cu sk iej, p rzeciw staw i się w o b ydw u w y p ad k ach dodaw aniu zb ytecz­ nej sylaby, zniekształcającej alek san d ry n .

Rym , k tó ry H opkins słusznie uw aża za sk ró t system u p aralelizm ó w w poezji, im p lik u je z całą pew nością zw iązek, czy to odpow iedniości czy k o n tra s tu m iędzy d źw iękiem a sensem , zw iązek ta k leksykalny, jak g ra ­

m atyczny. W obrębie ry m u te n sy stem zw iązków (likeness tem p e re d

w ith d iffere n c e ) sta je się szczególnie w yczuw alny. P rob lem ró żny ch stop ­

n i ekw iw alen cji g ram aty czn ej m iędzy w yraz'am i ry m o w y m i w y b ija się bardzo w y raźn ie w w ierszach B au d elaire’a. W te n sposób w K otach ry m y dziesięciu p ierw szy ch w ersów p rzeciw staw iają sobie p a rę rzeczow ników lub p rzym io tn ikó w teg o sam ego ro d za ju i liczby lu b te ż rzeczow nik z przym iotn ik iem tej sam ej liczby, ale fu n k cja składniow a przeciw staw ia­ n y c h w yrazów pozostaje odm ienna, gdy tym czasem ry m y krzyżow e na końcu sonetu k o n s tra s tu ją m iędzy sobą; jed e n ry m pod każd ym w zglę­

dem g ram aty czn y (étincelles m agiques — p ru n elles m y stiq u e s ), a d ru g i · zbliżający dw a hom onim y rozbieżne w swoim sta tu sie m orfologicznym i składniow ym (sans fin — sable fin). A nalogiczny k o n tra st istn ieje m ię­ dzy ry m am i krzyżow ym i w tró jw ierszach so n etu zamieszczonego na po­ czątku N o w ych k w ia tó w zła (1866): se laisser charm er — apprendre

à m ’aimer; les g o u ffres — A m e curieuse qui souffres. W e w szystkich r y ­

m ach innego sonetu tego sam ego cy k lu (Le R ebelle [B u n to w n ik ]) rodzaj m ęski skon fro n to w an y je st z żeńskim , a rzeczow niki z form am i czasow ni­ kow ym i; k u lm in acja k o n tra s tu gram atycznego n a stę p u je w ry m ie

(15)

końco-w ym łączącym tró jkońco-w iersze: a u x durables appas — Je ne v e u x pas (rzeczow nik tw o rzący p a rę z w yrazem nieodm iennym ).

Poeta, a szczególnie B audelaire, dąży do w iększej efektyw ności opo­ zycji gram atycznej wiążąc p rzeciw staw ne kateg o rie z dw om a konw encjo­ nalnym i m odelam i ry m u . Mimo że techn ik a tu by ła n ie je d n o k ro tn ie po­ d aw ana w w ątpliw ość przez k ry ty k ó w , w y starczy jedn o spo jrzen ie na re p a rty c ję ry m ó w w sonetach K w ia tów zła, żeby spostrzec jej n iez a p rz e ­ czalną realność. A więc, w K otach osiem w ersów z ry m am i żeńskim i ko ń ­ czy się form am i liczby m nogiej, k o n tra stu ją c z sześciom a w ersam i o r y ­ m ie m ęskim i o zakończeniu w liczbie pojedynczej. K ry ty k w ypow iada­ jąc y w ojnę za w szelką cenę gram aty ce poezji sądzi, że od k ry ł tajem n icę ty ch rym ów żeńskich w liczbie m nogiej: „ lite ra s fig u ru ją c a w zak o ń­

czeniu czyni ry m wzrokow o »bogatszym« poprzez zw iększenie liczby po­ w tarzający ch się składników ”. Żąda się więc od czytelnika, żeby u w ie ­ rzył, że dodając literę s do e niem ego, B au d elaire w zm acnia in d y w id u al­ ność ry m ó w żeńskich, w ym aganą przez konw encję.

Tym czasem to co w ażne w K w iatach zła to nie zw iązek liczby m nogiej z tzw . ry m am i żeńskim i, lecz w yłącznie u w y d atn ien ie opozycji ty c h dwóch liczb za pom ocą obowiązkowej a lte r nacji rym ów żeńskich i m ę­ skich, niezależnie od g atu n k u rym ów przyciągających jed n ą z ty c h liczb.

Na p rzykład w sonecie A une dam e créole [Do p e w n e j k reo lsk ie j dam y], k tó ry w edług C h am p fleu ry ’ego jest chronologicznie bliski K o tom , oddzie­ lonym od niego ty lk o jed n y m u tw o rem w pierw szym w y d a n iu K w ia tó w

zła, w szystkie w ersy m ęskie kończą się liczbą m nogą, a w szystkie żeńskie,

z w y ją tk ie m ry m u ostatniego trójw iersza, liczbą pojedynczą. Otóż ty lk o w tró j w ierszach tego sonetu, stanow iących a n ty te zę sem anty czną jego czterow ierszy (Ij A u pays parfu m é que le soleil caresse [W w onnej k ra ­

inie, k tó rą słońce pieści] — IIIj S i vous alliez, M adame, au vrai pa ys de

gloire [Gdybyś poszła, o P ani, do praw dziw ej k ra in y sław y]), rzeczow nik

ry m u je się z p rzy m io tn ikiem (m anoirs — noirs), rodzaj żeński z m ęskim

(retraites — poètes), a ta o statn ia liczba m noga, jed y n y p rzy k ła d ro d zaju

m ęskiego pom iędzy żeńskim i ry m a m i sonetu, jest jed y n y m w y razem k o ń ­ cow ym w cz te rn a stu w ersach tego u tw o ru , k tó ry nie posiada

I

r | p rz y le ­ głego do akcentow anej sam ogłoski w ry m ie (caResse — em p o u rp R és —

paResse — ignoRés — enchanteR esse — m aniéR és — с hasseResse — as­ surés — gloiRe — LoiRe — m anoiR s — retra ites — poètes (!) — noiRs).

R elacja sem antyczna m iędzy przed ostatn im w ersem , p rzeciw staw iający m

poetów z ich tysią cem sonetów — cza rnym z w onnej k rain y , jest p raw d z i­

w ym szczytem tego sonetu. P rzytoczm y rów nież Le m o rt jo y e u x , gdzie w szystkie ry m y żeńskie łączą się z liczbą pojedynczą, a w e rsy z ry m em m ęskim kończą się form am i liczby m nogiej z w y ją tk ie m jednego w ersu przyw ołującego oksym oryczny ty tu ł so n etu i tw orzącego oksym oron na

(16)

początku tegoż tró jw iersza (IIIj O versl... sans y e u x, 2 vo y ez ven ir à vous

u n m o rt libre et jo yeu x). P o n adto te n końcow y p rzy m iotn ik k o n stra stu je

z pogrzebow ym słow nikiem w szystkich rym ów utw oru.

W poryw ie gniew u przeciw w ta rg n ię ciu językoznaw ców do sa n k tu a ­ riu m p o ety ki jed e n z d zien nik arzy oskarżył m nie o p rzyjęcie wobec g ra ­ m aty k i poezji p ostaw y rzekom o podobnej do naszego poglądu na fu n ­ kcjonow anie fonem ów . W naszym zarysie fonologii, pochodzącym z 1955 r. i nap isan y m w spólnie z M orrisem H alle, k ry ty k w y n a jd u je i s ta ra się zużytkow ać n a stę p u jąc e sform ułow anie:

F o n e m y w y z n a c z a j ą t y l k o c z y s t ą a l t e r n a t y w n o ś ć . T e n b r a k i n d y w i d u a l n e g o o z n a c z e n i a o d d z i e l a c e c h y d y s t y n k t y w n e o r a z ic h k o m b i n a c j e w f o n e m y o d w s z y s t k i c h i n n y c h j e d n o s t e k j ę z y k o w y c h .

O skarżycielow i rzeczyw iście udało się przypisać m i a k u ra t o d w ro t­ ność m ojej m yśli. Od blisko czterdziestu lat p o dkreślałem zawsze i nadal kładę nacisk na k a p ita ln ą różnicę, k tó ra przeciw staw ia cechom d y sty n k - ty w n y m oraz zespołom ty ch cech w szystkie wyższe jednostki m ow y ob­ darzone w łasnym , in d y w id u aln y m znaczeniem i zachow ujące je nie ty l­ ko w w a ru n k a c h m ożliwości w y b oru pom iędzy dw iem a przeciw staw nym i

kategoriam i, lecz rów nież w sy tu acjach n akazujących bezw zględnie uży­ cie jed n ej z nich. C echy d y sty n k ty w n e tra c ą w artość różnicującą z chw i­ lą, gdy znajdą się w otoczeniu w ykluczającym obecność cech przeciw ­ nych, podczas gdy znaczenia k ateg o rii gram atycznych, jak np. przy padk i deklinacji, zachow ują zawsze sw oją w artość.

Ciekawe, że ten sam k ry ty k , k tó ry oskarża m nie o obniżanie w arto ści sem antycznej fak tó w p o etyckich i tra k to w a n ie ich na podobieństw o fo­ nem ów , sprzy m ierza się z ty m i m oim i przeciw nikam i, k tó rz y w y m aw iają m i, że w m ojej analizie ry m ó w uległem pokusie ,,n ieprzem yślanych a n a ­ logii” i że „grom adzę pod tą sam ą e ty k ie tk ą ” liczby m nogiej pluralia

ta n tu m jak tén èb res [ciemności] i „pluralia em faty czne” , ta k ie jak soli­ tu des [pustkow ia]. Jed n ak że skoro się tylko odrzuci m echanistyczne po­

glądy p rzy p isu jące liczbie m nogiej w yłącznie znaczenie ściśle n u m ery c z ­ ne, dostrzeże się od razu w artość pow iększającą tej kategorii, zaznaczoną w y raźnie przez opozycję do liczby pojedynczej, czy w tedy, gdy chodzi o w iększą liczbę, czy też o w ielką głębokość lub ogrom ną przestrzeń. Ten rodzaj em fazy s ta je się widoczny, gdy poró w nam y solitudes [pust­ kowia] z désert [pustynia] lub podejm ując sugestię tegoż k ry ty k a , „szczyt skali ek sp re sy w n e j” tén èb res [ciemności] z „najniższym jej sto p n iem ”

obscurité [ciemność — b ra k św iatła]. O gólna w arto ść liczby m nogiej jest

więc t u we w szy stk ich p rzy k ład ach u trz y m an a i w sp a rta przez ry m y B a u d e laire ’a. P o g ląd o rozróżnieniu sem antycznym m iędzy elem en tam i

(17)

gram aty czn y m i koniecznym i i fak u ltaty w n y m i je s t ty lk o zastarzały m i rozpow szechnionym przesądem , k tó ry należy zwalczać. T ajem nicze zn a ­

czenie pom nożenia liczb y zachw yca a u to ra Rac: „W szy stk o jest liczbą.

Liczba jest w e w s z y s tk im ”.

Z an o tu jm y p y ta n ie postaw ione przez pew nego k ry ty k a i u jaw n ion ą w ątpliw ość: „Czy czytelnik w yczuw a te zależności, k tó ry m i d e le k tu je się badacz? Pozw alam sobie w ą tp ić ” . Otóż podm ioty m ów iące posługują się złożonym systeśmem zależności gram aty czn y ch w łaściw ych dla ich ję ­ zyka, nie będąc w stan ie ich w yab strah ow ać ani zdefiniow ać, i to zadanie p rzy p ad a analizie lingw istycznej. Podobnie jak słuchacze m uzyki, czy­ te ln ik son etu zachw yca się jego strofam i, lecz jeśli n aw et słyszy i w y ­ czuwa kon kordancję dwóch czterow ierszy lub dwóch tró jw ierszy , to bez specjalnego p rzygotow ania nie p o tra fiłb y odgadnąć u k ry ty c h w spółczyn­ ników te j zgodności, jak np. zadziw iającej odpow iedniości ry tm iczn ej m iędzy w ersam i końcow ym i (jednym żeńskim , a d ru g im m ęskim ), czterow ierszy, albo m iędzy końcow ym i w ersam i (jednym m ęskim , a d r u ­

gim żeńskim ), tró jw ierszy : I 4 Qui com m e e u x / sont fr ile u x II et com m e

e u x / sédentaires = i l 4 S ’ils p o u va ien t / au servag(e) / incliner / leu r fie rté = w ^ — / \u — // \j — / Kj Kj — , i z drugiej stro n y III3

Qui sem b len t / s’endorm ir // dans u n rêve j sans fin = IV3 E to ïlen t / va g uem en t И leurs prunelles / m y stiq u e s = w — ^ / w w — // w w —

—.

P ew ien „specjalista od lite r a tu r y ” , k tó ry odm aw ia językoznaw com p ra w a do poddaw ania K o tó w analizie s tru k tu ra ln e j, proponuje, żeby tę im m an en tn ą m etodę (w edług H opkinsa, th e verses stand or fa ll b y th eir

sim ple selves) zastąpić śre d n ią w yprow adzoną z grubsza z re a k c ji na da­

n y bodziec. K tóż to są ci „przeciętni czy teln icy ” (AR = average readers) przeistoczeni w „arch iczy teln ik a” (w edług neologizm u utw orzonego za naszym „archifonem em ”) i zw erbow ani przez a n k ie tera dla w ysondow a­ nia opinii? Są to — odpow iada — „moi studen ci lu b ci, k tó ry ch n ie sp ra ­ w iedliw y los rzu cił w m oje sieci”. P rz erw a d w u n a stu lub trz y n a s tu dzie­ siątków la t istn iejąca m iędzy obecną a n k ie tą a pierw szym i czy telnikam i now o narodzonego sonetu nie n a ru sza ślepej w ia ry a n k ie te ra w m ak sy ­

m aln ą precyzję jego przedsięw zięcia. Je d n ak ż e Teofil G autier, dziw nym sposobem zaliczony do AR, choć w y rażał głęboką dezap ro batę dla próby ro zp a try w a n ia „ u tw o ru poetyckiego jako rea k c ji c z y te ln ik a ” , u trzy m u je, że B au delaire posiada dar w yczu w a n ia odpow iedniości i że

potrafi on, drogą ta je m n ic zej in tu icji, o d kryć zw ią zk i n iew id zialne dla in n yc h i zb liżyć w te n sposób, poprzez nieoczekiw ane analogie, k tó re t y l ­ ko jasnow idz m oże uchw ycić, p rzed m io ty na pozór na jba rdziej odlegle

(18)

i najbard ziej przeciw sta w n e. Czy m ożna nadaw ać przypadkow ym uczest­

nikom sondażu godność jasnow idzów ? L ub czy m ożna uznać d a r B au- d elaira, jego ta jem n iczą intuicją zw ią zkó w n iew id zia lnych dla in n yc h , za fak t, zgodnie z określeniem k ry ty k a , „niedostępny dla norm alnego czy teln ik a” , a w ięc niezdolny do u stanow ienia „ k o n ta k tu m iędzy poezją i czy teln ik iem ” ? Czy też trzeb a może odebrać G autierow i praw o w stę p u do „sieci” a n k ietera? '

T en o statn i tw ierdzi, że opis K w ia tó w zła sporządzony w ed ług jego m etody „stanow iłby z pew nością postęp” . Oto więc kilk a p róbek analizy sonetu o p artej na p y tan ia ch zadaw anych inform atorom . P rzy p o m n ijm y n a jp ie rw , że w edług pięknego sk ró tu B en ven iste’a m ię d zy „ ża rliw ym i

ko chan kam i” a „ pow a żn ym i u c zo n y m i” „dojrzała pora” gra ta kże rolę te r m in u m ediacyjnego: istotnie, w łaśnie w sw ojej dojrzałej porze sp o ty ­ kają się oni, że b y id e n ty fik o w a ć się „jednakow o” z ko tem . Pozostać bo­ w iem „ża rliw y m i ko ch a n ka m i” n a w e t w „dojrzałej porze” oznacza ju ż, że się znalazło poza p o sp o litym życiem , ta k samo, ja k zn a jd u ją się ta m „po­ w ażni u c zen i” z powołania: początkow a sytuacja sonetu to życie poza św ia te m (n iem n iej życie p o dziem ne zostało odrzucone) i sytuacja ta ro z­ w ija się, przeniesiona na k o ty , z u krycia przed chłodem k u w ie lk im p u s t­ kow iom , gdzie w iedza i rozkosz są m a rzen iem bez końca.

A n k ie te r obwieszcza nam to n em surow ej rep ry m en d y , że

uczon y, którego w ied za została podw ażona, uczony p ozbaw iony sw ojej m ądrości, uczony u n icestw io n y , to uczony zakochany... N ap o ty k a m y (!) m iern ość w r a ż li­ w y ch na chłód i d om atorów — jest się (!) rozczarow anym i n ie w ia d o m o (!), czy śm iać się (!), czy złościć... W rażliw i na chłód to ok reślen ie m a ło stk o w e i „ sta ro p a n ień sk ie”... U czonym w k o n tek ście k och an k ów i w relacjach z n im i grozi n ieb ezp ieczeń stw o u traty godności: ich p ow ażn y w y g lą d już na n a s (!) n ie robi w rażen ia teraz, gdy w id zim y (!) ich jako w ra żliw y ch na chłód d om a­ torów .

A n k ie te r d o p a tru je się n a w e t „określeń d ep recjo nu jących lub w spół- odczuw ających” w podm iocie kochankow ie n a początku sonetu. U daje m u się w ynaleźć „źdźbło p aro d ii” w w y rażen iu chluba dom u i p o ró w nu je poetę do „lisa z La F o n ta in e ’a, p rzykraw ającego swoje pochlebstw a na m iarę k ru k a ” . E w okacja E rebu w w ęźle d ram aty czn ym sonetu zachęca znów a n k ie tera lu b jego in fo rm ato rów do porów nyw ania B a u d e laire ’a „z L a F o n ta in e ’em nazy w ającym ogrodnika k ap łan em F lory i P o m o n y ” . W odpowiedzi na naszą analizę ty c h dw óch c e n tra ln y c h w ersów u tw oru, k ry ty k sądzi ostatecznie, że „w szystko, co z tego m am y, to stw ierdzenie, że k o ty i ciemność są ściśle ze sobą zw iązane”, i m a ochotę przetłum aczy ć ów d y sty c h na języ k potoczny (com m on parlance): „Ależ lubią ciemno!

(19)

To dopiero! {They sure love th e dark. Gee!) b y ły b y czarnym i końm i D ia­ bła, ale...” Jed n akże Teofil G autier, dokooptow any do sondażu, ostrzegł

nas przed niechęcią u m y słó w p ra k ty c zn y c h i lubiących św iatło d zien n e,

k tó ry c h wcale nie pociągają tajem nice Erebu. K om iksow e banały, k tó re

w spółczesna a n k ie ta w ydobyw a z sonetu, zostały z góry potępione przez G au tiera jako m ieszczańsko try w ia ln e ry su n k i, obce i nie do p rzy jęcia dla B au delaire’a, k tó ry sam n ig d y nie jest pospolity.

Zgodnie z prog ram em sondażu „każdy p u n k t te k stu , k tó ry zatrzy m ał uw agę »archiczytelnika« (superreader), jest uw ażany, aż do uzyskania p e ł­ niejszej dok um en tacji, za składnik s tru k tu ry p o e ty c k iej”. Otóż, trz e b a w yznać, że „przeciętni czytelnicy” (AR), k tó rz y w p ad li w ręce a n k ie tera , okazali się czyteln ik am i m iernym i. 1

Cóż to za głupiec, p y ta się B audelaire, k tó r y ta k le k k o tra k tu je S onet i nie w idzi jego p ita g o rejskiej piękności? P oniew aż fo rm a zm usza do w y ­ siłk u , idea w yb u ch a z w iększą siłą... Jest w ty m p iękno dobrze obrobio­ nego m e ta lu i drogiego kam ienia. C zy zauw ażyliście, że sk ra w e k nieba dostrzeżony z okien ka piw nicy... m oże dać głębsze w yobrażenie o n ie sk o ń ­ czoności n iż w ielka panoram a oglądana ze szc zy tu góry? Co do długich poem atów ... w szy stk o , co przekracza rozm ia ry uwagi, jaką istota lu d zka m oże u ży czy ć fo rm ie po etyckiej, nie je s t p o e ty c k im u tw orem . Zgodnie z uw agam i B audelaire’a, sam sonet p o trzeb u je planu, a k o n stru kcja , ar­ m atura, jeśli tak rzec m ożna, jest n a jw a żn iejszą gw arancją tajem niczego życia w y tw o ró w ducha.

Nasze stu d iu m o K otach zwróciło uwagę, że m otyw w ah an ia m iędzy p ierw iastk iem m ęskim a żeńskim istn ieje w podtekście tego sonetu. W spólna dla obu płci nazwa, oznaczająca bez rozróżnienia isto ty m ęskie i żeńskie, pow oduje ponow ną rozbieżność opinii m iędzy a n k ie tere m , od­ rzu cający m kobiecy asp ek t K otów , a T eofilem G au tierem , w którego kom en tarzu sonet przy w ołuje m yśl o pieszczotach czułych , d elika tn ych ,

cichych, kobiecych. K ry tyko m , k tó rzy u w ażają te k o ty za „k o c u ry ”, i dla

k tó ry c h m yśl o dw uznaczności „zdaje się pobijać p ew ne rek o rd y śm ia­ łości”, przeszkadza jed n ak spostrzeżenie B en ven iste’a o oksym oronie pło­

dne lędźw ie, gdzie rzeczow nik czyni aluzję do m ocy m ęskiej, a p rzy m io t­

n ik do zdolności żeńskiej; zw iązek w yrazów , potężne i łagodne, tw o rzy odpow iednik dla oksym oronu końcowego. K ry ty k przeczący androgynicz- n ej n a tu rz e sfinksów, alter ego kotów w sonecie, i u trz y m u ją c y , że ro ­

m an ty c y „porzucili w p rak ty ce greckiego p otw ora z piersią k o b ie ty ” , zapom ina, iż obraz E dypa obleganego p rzez niezliczone S fin k s y w y w o ła­ n y przez B au d elaire’a łączy się ściśle z m item greckim oraz że pom iędzy dziełam i głęboko zm ysłow ym i, k tó re poeta podziw iał w sztuce w ielkiego m alarza Ingresa, jego sław ny obraz „E dyp tłum aczący zagadką”

(20)

ześrod-ko w u je w iz e ru n e k Sfink sa i przenikliw e spojrzenie króla na w spaniałych p iersiach potw ora.

T en sam k r y ty k chce się posłużyć po em atem prozą L ’Horloge [Zegar], ażeby w y p len ić „fałszyw e zbliżenie” m iędzy K o ta m i a kobiecością. W swo­ jej pierw szej w e rs ji opublikow anej w 1857 r. u tw ó r te n dorzucał do w stępnego zd ania — Les Chinois vo ien t l’heure dans l’oeil des chats [Chińczycy w idzą godzinę w oczach kotów] — słow a m oi aussi [ja ró w ­ nież] — pom inięte w d ru gim w arian cie z ro k u 1861. C en traln a część u tw o ru pow racała do tego samego zaim ka i zaczynała się słow am i P our

moi, quand je p ren d s dans m es bras m on bon chat, m on cher chat, qui est à la fois l’h o n n eu r de sa race, l’orgueil de m o n coeur [Dla m nie, gdy

biorę w ram io n a m ego d obrego 'kota, drogiego kota, k tó ry jest zarazem c h lub ą swej ra sy i dum ą m ego serca] — i dopiero w trzeciej w e rsji u tw o ru (1862) fra g m e n t te n został zastąpiony przez n a stę p u jąc y tek st:

P our m oi, si je penche vers la belle Féline, la si bien no m m ée, qui est à la fois l’h on n eu r de son sexe, l’orgueil de m o n coeur [Dla m nie, jeśli

się schylam k u pięknej Kotce, ta k tra fn ie n azw anej, k tó ra jest zarazem chlubą sw ojej płci, d um ą m ego serca].

Ł atw o jest rozpoznać w ty c h liniach echa sonetu, gdzie les a m o u reu x

fe rv e n ts... aim ent... les chats... orqueil de la m aison [kochankow ie żarli­

wi... kochają... koty... chlubę domu] Zw iązek su b sty tu ty w n y m iędzy m on

bon chat, m on cher chat... l’honneur de sa race i la belle Féline, la si bien nom m ée, l’h on n eu r de son sexe, po k azu je w y raźn ie pow inow actw o

obydw u obrazów i zarazem k o n k re ty z u je u ryw kow e lecz rew elacy jn e m ed y tacje poety o rozkoszach, k tó re są n a w e t niezależne od płci... i od

zw ierzęcego rodzaju.

K ry ty k p rzy p isu je au to ro w i Zegara in ten cję odsunięcia się od sw ego daw nego so n etu i chce nas zapew nić, że w ty m poem acie prozą „m istycz­ n y p o ry w jest zanegow any, jeśli ta k m ożna powiedzieć, przez realisty czn y s ty l” . P ię k n y p rzy k ła d te j rzekom ej „neg acji” w ieńczy u tw ór. A u fo n d

de ses y e u x adorables (dobrego K ota z r. 1857 i p ię k n e j K o tk i z r. 1862) je vois toujours l’heure d istin ctem en t, tou jo u rs la m êm e, une heure vaste, solennelle, grande com m e l’espace [W głębi ty c h oczu cudow nych

w idzę ciągle w y raźn ie godzinę, ciągle tę samą, godzinę szeroką, solenną, w ielką jak przestrzeń], jed n y m słow em w idzim y tu tę sam ą rozciągli­ wość czasoprzestrzenną, k tó ra w y stę p u je w tró jw ierszach sonetu.

Językoznaw ca s ta ra się dojrzeć esen cję (th e inscape) poezji, m yśl pod­ tek sto w ą (th e u n d e rth o u g h t) u tw o ró w poetyckich, zgodnie z epilogiem teg o patetyczn eg o m adrygału, jak go nazyw ał B audelaire: A jeśli jakiś

zarozum ialec chciałby m i przeszkodzić..., jeśli jakiś... D em on sprzeciw u pow iedziałby do m nie: „Na co p a trzy sz ta k pilnie? Czego szukasz w oczach

(21)

te j istoty? W id zisz ta m godziną, ś m ie rte ln y m arnotraw co i próżniaku?” odpow ied zia łbym bez w ahania: „Tak, w id zę ta m godziną; to jest W iecz­ ność!”*

Ossaibaw Island, styczeń 1973.

P rzeło ży ła M a r ia D r a m i ń s k a - J o c z o w a

* To P o s ts c r ip t u m p od ejm u je i rozw ija n iek tóre tezy m oich w y k ła d ó w w y g ło ­ szon ych w C ollège de F ran ce w grudniu 1972. P rzytoczon e w y żej sądy k ry ty czn e, k tóre kom en tu ją lu b poddają d y sk u sji m oje p ogląd y na gra m a ty k ę p oezji i na p o ety k ę język ozn aw czą w ogólności, a k tóre w w ięk szo ści biorą pod u w a g ę p race Jak ob son a, L év i-S tr a u ssa i N. R u w eta o k ilk u w iersza ch z K w i a t ó w zła, z o sta ły w y p o w ied zia n e lub op u b lik o w a n e przez M. B a łaszow a *, K. B au m gärtn era, L. B e r - san iego, L. C elliera, M. C hrapczenkę, J. C olsona *, J. C ullera, P. D e lb o u ille ’a, W. D e l- sip ech a , G. D uranda, A. Fongaro, I. M. Frandon, L. G oldm anna i N. P etersa, J. G u é- rona, W. H en dricksa, K. H orâlka, J. Ih w ego, G. L egros *, S. R. L é v in e ’a *, R. L u p e - rin ieg o , H. M arkiew icza, H. M eschonnica *, G. M ounina, A n n e N icolas, J. P e lle g r i- n iego, B. P o rcelli, R. P osnera, M. R iffa te r r e ’a, C. R osena *, H .-J. S ch ä d lich a *, W. S zk łow sk iego, n ieod żałow an ego B en v en u ta T erracin iego, J. V irbela *, W. W eid le- go, R. W elleka, G. W ienolda i S. Ż ółk iew sk iego. [N azw iska oznaczone gw iazd k ą A u tor u zu p ełn ił sp ecja ln ie dla n in iejszeg o przekładu. N iek tóre z w y m ien io n y ch tu w y p o w ied zi u m ieszczon e zo sta ły w d ziale p rzek ład ów „ P am iętn ik a L itera c k ieg o ” 1973, z. 3.]

O P R A C O W A N IE R E D A K C Y JN E D Z IA Ł U : L U C Y L L A P S Z C Z O Ł O W SK A

Cytaty

Powiązane dokumenty

 De lasten voor aankoop gronden en overige aankopen en uitbestedingen duurzame goederen zijn hoger dan in het eerste halfjaar van 2014, maar gemeenten zijn nog wel terughoudend

The resulting metrics can effectively be used to exploit the relationship between the topology, operation, and robustness performance of power grids, and help to enhance the

This would mean that our findings and list of quality criteria for feature requests in open source projects (OSS) would also be applicable to feature requests in closed source

The goals of this study are to (1) determine the relationship between the sensor response and leaf moisture content, and (2) identify the effects of water stress on leaf

To obtain answers onto these questions, several activities were carried out: (i) Stakeholder analysis (quick-scan & for workshops), (ii) Stakeholder workshop 1: SEES –

a) b).. Laterally, it is noticed that the values of these properties increase from North to South within the Posidonia Shale. Furthermore, Poisson’s ratio, Young’s modulus

We therefore validated our collision model against those distinct experimental cases which include the trajectory of a sphere colliding onto a planar surface in a viscous liquid [ 9

The foulas in the program needs the value in a percentage of the length on the waterline. The value of SLCB is recalculated fOr this value: