• Nie Znaleziono Wyników

którzy albo przędą sieć iluzji o sobie samych pisząc o tym, jak powinno było być, a nie o tym, jak było, albo tworzą apologię pro domo sua

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "którzy albo przędą sieć iluzji o sobie samych pisząc o tym, jak powinno było być, a nie o tym, jak było, albo tworzą apologię pro domo sua"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

STUDIA SOCJOLOGICZNE 1999, 2 (153) ISSN 0039-3371

Zygmunt Bauman

Świat jest wypełniony po brzegi tematami fascynującymi i ważnymi dla myśliciela i dla pisarza; sam pisarz jest chyba najmniej interesującym z nich i najmniej ważnym. Nie należę do autorów, którym przyjemność sprawia bycie tematem własnych opowieści, ani też być takim jak oni nie potrafię. Jednak, ku mojemu zmartwieniu, okazja taka jak ta, w Paulskirche we Frankfurcie, jest jedną z niewielu, jakie zmuszają pisarza, by uczynił siebie tematem własnego pisarstwa. Nie jest to dla pisarza okazja przyjemna; z pewnością nie dla pisarza, którym okazałem się ja sam. W odpowiedzi na zaproszenie Angeli Jaffe do dywagacji na temat swojej pracy, Karl Jung odparł, że nie chce i nie potrafi przyjąć wobec siebie dystansu wystarczająco dużego, by obiektywnie spojrzeć na swoją własną kondycję. Ostrzegał przed błędem właściwym „autobiogra­

fom” , którzy albo przędą sieć iluzji o sobie samych pisząc o tym, jak powinno było być, a nie o tym, jak było, albo tworzą apologię pro domo sua. Rozumiem Junga i w pełni podzielam jego zdanie. Zgadzam się również z Marcelem Reich-Raniczkim, który na pytanie dziennikarza „Le M onde” , dlaczego, odwrotnie niż jego francuski odpowiednik Bernard Pivot, nigdy nie zaprasza autorów na swoje Literatische Quarteten, odpowiedział, że autorzy są ostatnimi, których pytałby o sens ich książek...

N a szczęście nie jestem postacią pierwszoplanową ani głównym bohaterem tej uroczystości. Nie byłoby mnie tu gdyby nie Theodore Adorno. To jego obecność góruje, jak kopuła, nad tym - bardzo wysokim - gmachem. Dlatego myślę, że zamiast jeszcze jednej apologii pro domo sua jestem Państwu winien wyjaśnienie, co takiego sprawiło, iż jury uznało za uzasadnione powiązanie mojego skromnego nazwiska z nazwiskiem wielkim - założyciela i wiodącej osobowości Frankfurter Institut. Jedynym związkiem, jaki przychodzi mi do głowy, jest relacja mistrza i ucznia; inspiracja, jaką zaczerpnąłem z dzieła A dom o; jakiegoś rodzaju powinowactwo; Wahlverwandschaft - duchowe powi­

nowactwo czy też pokrewieństwo temperamentu, które uderzyło mnie wiele lat temu, gdy po raz pierwszy otworzyłem książkę A domo; „to jest to!” - uczucie,

(2)

NAGRODA IM. THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 17

którego błogosławieństwa doznaje się tak rzadko, ale kiedy nas dotknie, jasno oświetla drogę i prowadzi nią przez wiele kolejnych lat, a może i przez życie.

Jestem wdzięczny jury za zmuszenie mnie do wypowiedzenia przed Państwem, ale przede wszystkim przed samym sobą, na czym polega owo Wahlverwand­

schaft i ile zawdzięczam Adorno.

Zatem, proszę pozwolić mi powiedzieć, czego nauczyłem się od Theodore’a Adom o.

„Potrzeba myślenia sprawia, że myślimy” (Dialektyka negatywna 408) - powiedział A dom o. Jego Dialektyka negatywna, te długie i zawiłe po­

szukiwania dróg człowieczeństwa w świecie dlań niegościnnym, kończą się tą przenikliwą, ale ostatecznie pustą sentencją; setki zapisanych stron nic nie wyjaśniły, nie złamały żadnej tajemnicy, w niczym nie pomogły się upewnić.

Zagadka człowieczeństwa pozostaje równie nieprzenikniona, jak na początku podróży. Myślenie jest miarą człowieczeństwa - ale człowieczeństwo jest warunkiem myślenia. Myślenie nie daje się wyjaśnić; ale wyjaśnienia nie wymaga. Myślenie nie daje się uzasadnić; ale uzasadnienia nie potrzebuje.

Nie jest to, często powtarza Adorno, ani oznaka ułomności, ani znamię wstydu człowieka myślącego. Jeżeli już, to przeciwnie, bo pióro A dom o obraca ponurą konieczność w przywilej. Im trudniej wyjaśnić myśl w sposób znajomy i przystępny ludziom zaabsorbowanym codzienną gonitwą za przeżyciem, tym bardziej zbliża się ona do standardów człowieczeństwa; im trudniej ją uzasadnić przez opatrzenie sklepową metką z ceną towaru, tym wyższa jest jej wartość ludzka. Właśnie czynne poszukiwanie wartości rynkowej mierzonej możliwoś­

cią natychmiastowej konsumpcji stanowi największe zagrożenie dla prawdziwej wartości myśli. „Żadna myśl” , pisze Adorno, „nie jest odporna na komunikację i samo wypowiedzenie jej w złym miejscu i sąsiedztwie podwyższa jej prawdę...

Nienaruszalna izolacja jest teraz dla intelektualisty jedynym sposobem okazy­

wania w jakimś stopniu solidarności... Odosobniony obserwator jest równie uwikłany jak czynny uczestnik; jedyną korzyścią tego pierwszego jest wgląd we własne uwikłanie i namiastka wolności, jaką jest wiedza jako taka” {Minima moralia 25-6). Staje się jasnym, że ów wgląd jest początkiem wolności, skoro pamiętamy, że „dla podmiotu, który działa naiwnie... jego własne uwarun­

kowanie jest nieprzezroczysto"{Dialektyka negatywna 220) - i sama ta nieprze- zroczystość uwarunkowania gwarantuje wieczną naiwność. Tak samo jak myśl wystarcza sobie sama by trwać, samowystarczalna jest naiwność i dopóki nie zakłóci jej wgląd, zachowa swoje własne uwarunkowanie nietkniętym.

„Nie zakłóci” , istotnie, gdy wkracza wgląd krytyczny, domownicy nie są skłonni witać go jak słodką obietnicę wyzwolenia. Nawet w obliczu najwięk­

szych zawirowań i złowieszczych obrotów spraw, naiwność zapewnia wrażenie swojskości i, co za tym idzie, bezpieczeństwa, a wszelki wgląd w takie rozchwiane struktury zwiastuje Unsicherheit, co niewielu ludzi powitałoby z radosnym wyczekiwaniem. Jak się zdaje, dla Adorno owa powszechna niechęć

(3)

18 NAGRODA Ш . THEODORE'A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

wychodzi wnikliwości na dobre, chociaż nie ułatwia zadania człowiekowi wnikliwemu. Niewola naiwnych jest wolnością człowieka wnikliwego. O ileż łatwiej przychodzi dzięki niej znosić „nienaruszalną izolację” . „K to wystawia na sprzedaż coś wyjątkowego, czego nikt nie chce kupić, reprezentuje, choćby wbrew własnej woli, wolność od wymiany” {Minima moralia 68).

Tylko jeden krok dzieli tę myśl od innej, o wygnaniu jako archetypowej kondycji bycia wolnym od wymiany. Wygnaniec nie m a do zaoferowania żadnej rzeczy, o której kupno ktokolwiek by się pokusił. „Każdy bez wyjątku intelektualista na emigracji jest okaleczony” - zapisał A dom o, na własnym, amerykańskim, wygnaniu. „Żyje w otoczeniu, które musi dla niego pozostawać niepojęte” . Bez wątpienia jest tam ubezpieczony od ryzyka stworzenia czego­

kolwiek, co przedstawiałoby wartość na lokalnym rynku. Stąd, „o ile w Europie ezoteryczny gest był często tylko pretekstem całkiem ślepego zaabsorbowania samym sobą, pomysł wstrzemięźliwości na emigracji wydaje się najbardziej bezpieczną łodzią ratunkow ą” {Minima moralia 33-4). D la myśliciela wygnanie jest tym, czym dom dla naiwnych; właśnie na uchodźstwie odosobnienie człowieka myślącego, zwyczajowy dlań sposób życia, nabiera waloru przeżycia.

Być na wygnaniu to, jak powiedział Malcolm Bradbury, być ziarnkiem piasku na cudzej pustyni. Ale jak to się stało, że ziarnko w ogóle tam upadło?

Richard Sennett wyjaśnia: uchodźca opuszcza kraj, który go nie chce, dla innego, którego nie obchodzi.

Zbigniew Kruszyński, polski pisarz na uchodźstwie dzieli się ze swoimi czytelnikami doświadczeniem z pierwszej ręki: Nikt mnie nie goni, nikt na mnie nie czeka. Nagle - wyznaje - poczułem naglącą potrzebę, żeby odejść i spraw­

dzić, czy mam dokąd wrócić.

A więc, jest to ziarnko, które porusza się samo. Jeśli przy tym jest myślące, nie spocznie tam, gdzie upadło. Nie m a po co tam spocząć - a i nie m a powodu, by nie spocząć. Z tym, oczywiście, że nie m a po co albo nie m ajak , wrócić. I jest to ziarnko samotne, bo już nie interesują się nim ci, co go nie chcieli, ani też ci, których nie obchodzi. I jest to ziarnko nie na swoim miejscu, bo tylko wtedy, nie na swoim miejscu, jest w domu.

To jest prawda wygnania. Ale czy cała jego prawda?

Ludwig Wittgenstein zauważył ponoć, że najlepszym miejscem na roz­

ważanie i rozwiązywanie problemów filozoficznych jest dworzec kolejowy.

Z pewnością wiedział, co mówi.

Jacques D errida skarży się: moje wykorzenienie, moje kulturowe wyob­

cowanie -m ó j pech... I zaraz dodaje: inni mogliby powiedzieć -m o ja radykalna szansa. Z nostalgią powiada się o Walterze Benjaminie - a powiedziano o nim wiele - że był krytykiem osadzonym w pozycji krytycznej (a więc właściwą osobą na właściwym miejscu!), pisarzem pogranicza żyjącym na pograniczu...

„Przeszłość emigrantów jest... anulowana” {Minima moralia 46), zauważa A dom o. G erhard Scholem, przeciwnik polityczny i duchowy brat Benjamina,

(4)

NAGRODA M . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 19

zdaje się przeczuwać tę prawdę, kiedy wywołuje zdolność twórczą intelektualis­

ty na uchodźstwie czystą siłą woli; jak pisał do Benjamina 18 grudnia 1935 roku - „Żyję inspiracją, która, jak mi się zdaje, bierze się w całości z zapomnienia wszystkiego, co dotąd wypracowałem na swoim biurku” . George Steiner, który maszynę do pisania nazwał swoją ojczyzną, podkreśla, że zarówno Scholem, jak i Benjamin są przykładem „zdolności ludzkiego umysłu... do pogrążania się w abstrakcyjnych spekulacjach nawet, albo szczególnie w obliczu osobistych przeciwności i przykrości” .

W ygnania - z wyboru i z konieczności, będące celem lub porażką; emig­

ranci, uchodźcy, bezpaństwowcy, kosmopolici. Lista jest ogromna, przeogrom­

na - i zawsze niepełna. Zaczyna się od Izajasza, dochodzi do Owidiusza i Wergiliusza, są na niej tacy jak Dante, Descartes i Voltaire, Shelley, Keats i Byron, Norwid, Mickiewicz i Conrad, Zweig, Brecht i M ann, wreszcie Gombrowicz, Nabokow, K undera, Sołżenicyn... Skąd ich tak wielu, zapisa­

nych, zapamiętanych, imion, które rozpoznajemy bez namysłu? Te ziarnka piasku (czy rzeczywiście nic ponadto?) na pewno nie zagubiły się na obcych pustyniach.

Wygnanie to rodzaj zagubienia, ale rodzaj specyficzny - rzec by się chciało,

„wyrafinowany” . Wygnanie nie musi być podrodzajem fizycznej, cielesnej ruchliwości. Może się wiązać z opuszczeniem jednego kraju dla innego, ale niekoniecznie. Jak ujęła to Christine Brook-Rose, tym, co tkwi we wszelkim wygnaniu, szczególnie wygnaniu literackim lub artystycznym (takim, które wypowiada się w słowach lub obrazach i ustawia się jako czytelne doświad­

czenie wygnania), jest kontrowersyjne, niejednoznaczne pragnienie integra- cji/nieintegracji; pragnienie wychylenia się poza przestrzeń fizyczną, wyczaro­

wania własnego miejsca, różnego od miejsca, jakie zajmują inni wokół, różnego od miejsca pozostawionego z tyłu i różnego od miejsca przybycia. Wygnanie nie określa się przez relację do jakiejkolwiek konkretnej przestrzeni fizycznej ani przez opozycję między kilkoma przestrzeniami fizycznymi, ale przez autonomię względem przestrzeni fizycznej jako takiej. „Ostatecznie” , pyta Brook-Rose (w swoim eseju „Exsul”), „czyż nie jest każdy poeta albo »poetycki« (badawczy, uparty) powieściopisarz jakimś wygnańcem, który zagląda z zewnątrz na jasny, pożądany duchowy obraz stworzonego małego świata, w poszukiwaniu prze­

strzeni dla trudu pisania i węższej, dla czytania? Taki rodzaj pisarstwa, często w konflikcie z wydawcą i publicznością, jest ostatnim przejawem samotnej niezaasymilowanej sztuki tworzenia” .

Jak nalega Niklas Luhmann, jesteśmy teraz wszyscy „zdyslokowani” (a to oznacza; „niedostatecznie zaasymilowani”). Wszyscy bez wyjątku, w każdej sytuacji czy kontekście, w każdym otoczeniu czy okolicy. Każdej grupie czy roli społecznej użyczamy jedynie części naszego jestestwa [„ja” , self] (już nie mamy jednego „ja” - mamy ich wiele, słabo skoordynowanych i z trudem łączących się) - resztę pozostawiając na zewnątrz. Nie dzieje się tak ze względu na naszą

(5)

2 0 NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

dwulicowość, duży stopień zdystansowania czy chęć do zaangażowania. Jaką­

kolwiek przyjmiemy postawę, mamy niewielką szansę bycia czy działania w inny sposób, albowiem jak wszyscy zostaliśmy wrzuceni w pocięty na fragmenty i epizody świat, w zagmatwaną sieć krzyżujących się powiązań, splątanych lub ślepych torów i nieobecnego centrum.

W pewnym sensie jest nam dany przedsmak uchodźstwa, mniej lub bardziej czytelnego, a równocześnie nie dającego się pomylić z niczym innym. Różnica pomiędzy przedsmakiem a pełnym doświadczeniem wygnania jest różnicą między losem a powołaniem - Schicksal und Berufung, pierwszy jest, jak powiadają, ślepy, drugiego zaś można doznać jedynie z szeroko otwartymi oczami. Los jest ślepy, ponieważ nie przebierał i nie można go wybrać, powołanie może być tylko wybrane. Problem, jak to znakomicie ujęła Agnes Heller, w tym, jak przekuć los (z którym możemy zrobić niewiele lub nic) w przeznaczenie (które jest naszym wyborem i odpowiedzialnością).

Losem wygnańców jest zgłębiać tajemnicę kondycji ludzkiej. I to oni mają szansę przekucia losu w powołanie, dzięki stanowi wygnania, który sam w sobie jest trudnością nie mniej głęboką. Jeśli dokonają tego, zaowocuje to wiedzą,

0 której znakomity moskiewski filozof Michaił Ryklin powiedział: „Filozofia potwierdza wciąż swoje prawo kończenia zdania znakiem zapytania, a nie kropką. Bardziej niż informacji dostarcza nam energii, jaka płynie ze stawiania pytań” . Wygląda na to, iż filozofia w ujęciu Ryklina została ukształtowana na podobieństwo i miarę wygnania.

Wygnanie jest bez wątpienia szansą. Ale jest też pułapką. Wyjście Platona z ciemnej jaskini cieni w zalany słonecznym blaskiem świat czystych idei było prototypem wszystkich przyszłych emigracji, także lirycznych i epickich, choć zazwyczaj mocno uromantycznionych o nich opowieści, również strachu 1 obaw, które rozdzierały serca i umysły tych wszystkich, którzy przekroczyli - lub zostali wypchnięci - za próg jaskini. Platon był także tym, który przestrzegał wszystkich przyszłych odkrywców krainy czystej myśli, że trudniej będzie im wrócić do jaskini, niż było im wyjść, choćby i wyjście nie obyło się bez bólu. Czy kiedykolwiek będą w stanie podzielić się swymi zdobyczami z tymi, których pozostawili za sobą w jaskini? Czy gdy powrócą z dobrą nowiną, mieszkańcy jaskini będą ich słuchać? A jeśli nawet, to czy zrozumieją ich przesłanie? A jeśli zrozumieją, to czy uwierzą? W jakim języku wygnańcy i tubylcy mają się porozumiewać? Czy o prawdzie, pięknie i dobru, które odkrywcy obserwowali w pełnym blasku słońca, można mówić w dialekcie przystosowanym do mówienia o cieniach, półtonach?

Ci, którzy zdołali uciec z jaskini, oczywiście mogą pozostać na zewnątrz na zawsze i nigdy nie wysyłać pocztówek do domu. Świat czystych idei m a bowiem wystarczająco oślepiającego uroku, by wypełnić całe ich życie. A to oznacza porzucenie mieszkańców jaskini, pozostawienie ich w mroku. Wolność odkryw­

ców nie wpłynie na kondycję ludzi jaskini. Prawda, piękno, dobro pozostaną,

(6)

NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 2 1

tak jak dotychczas, poza ich zasięgiem. A dlaczego nie miałoby tak być?

Dlaczego ci, którzy wydobyli się z m roku mieliby zawracać sobie głowę?

Rzeczywiście, niezliczeni następcy Platona, którzy posłuchali jego rady, zde­

cydowali, że to nie m a sensu, że nie są odpowiedzialni za tych, którzy pozostali w jaskini i wystarczy, gdy mieć będą jedynie słowa kpiny i lek­

ceważenia dla tych, którzy się z nimi nie zgadzają; ich szeregi jakoś się nie kurczą. A co, gdyby komuś zależało? Gdyby odczuwał współczucie wobec tych, którzy pozostali w jaskini i chciał się z nimi podzielić urodą prawdy, piękna i dobra?

Kierując się takim współczuciem można pójść tylko dwiema drogami.

Jedną z nich poszedł sam Platon, gdy odbył pielgrzymkę na dwór tyrana z Syrakuz w nadziei, że skłoni go do ogłoszenia dekretów, które zmusiłyby poddanych do życia w cnocie, poszukiwania dobra i prawdy; mimo iż wyprawa się nie powiodła, nie powstrzymało to les philosophes des Lumieres od podążania jego ścieżką. Zbyt wiele jednak wydarzyło się od tamtej pory, aby rozsądna osoba żywiła przekonanie, że despota - choćby nie wiem jak oświecony - mógł być właściwym narzędziem cnoty, prawdy i piękna. A dorno nie miał wątpliwości, że istniało jedynie powierzchowne i łudzące podobieństwo między „ascetyzmem jako odrzuceniem uczestnictwa w złym istniejącym porządku” i „ascetyzmem jako środkiem dyscypliny narzuconym przez kliki” . Rozbieżność między nimi jest olbrzymia, ponieważ celem tego drugiego jest pogodzenie ludzi z niesprawiedliwością {Dialektyka oświecenia 214).

„Upokarzający szacunek dla barbarzyństwa faszyzmu” {Dialektyka oświe­

cenia 217), dla barbarzyństwa komunizmu czy, w istocie rzeczy, dla każdej innej władzy wystarczająco stanowczej i pomysłowej, by dostrzegać w przemocy państwowej królewski trakt do doskonałości, nie jest już dziś wyborem racjonalnie myślącej osoby. Pozostaje jeno nadzieja bezpośredniego dialogu z uciskanymi i naiwnymi, by pomóc im przedrzeć się poprzez mroki jaskini do wewnętrznych źródeł ich kondycji. A nie będzie to łatwe.

Komentując wydanie Upaniszad Deusssena, Adorno z Horkheimerem gorzko zauważyli, że teoretyczne i praktyczne systemy poszukiwaczy jedności między prawdą, pięknem i sprawiedliwością, tych »outsiderów historii«, nie są ani sztywne ani uporządkowane - różnią się od systemów skutecznych pierwias­

tkiem anarchii. Przywiązują one większe znaczenie do idei i jednostki, niż do administracji i zbiorowości. Dlatego też wywołują gniew {Dialektyka oświecenia 213). Aby te idee odniosły sukces, by zawładnęły wyobraźnią mieszkańców jaskini, zgrabny rytuał wedyjski musi zastąpić chaotyczne dywagacje Upani­

szad, stoicy muszą zastąpić cyników, a skrajnie praktyczny św. Paweł musi zastąpić krańcowo niepraktycznego św. Jana Chrzciciela. Wielkim pytaniem wszakże jest to: czy wyzwolicielska moc idei może przetrwać ich powodzenie na ziemi?

(7)

2 2 NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

Odpowiedź A dom o na to pytanie ocieka melancholią: „Historia starych religii i szkół takich jak nowoczesne partie i rewolucje uczy nas, że ceną przetrwania jest praktyczne zaangażowanie, przekształcenie idei w dominację”

(Dialektyka oświecenia 214-215).

Sądzę, że w tym zdaniu kryje się klucz do dram atu życia A dom a. A dom o wiedział - w przeciwieństwie do tylu innych, którzy w imię czystego sumienia i równowagi psychicznej nie wiedzieli, nie byli skłonni przyznać, że wiedzą lub nie chcieli wiedzieć - że ani nie ma, ani nie powinno być prostych odpowiedzi na zawiłe pytania; ani też nie m a jednobarwnych rozwiązań dla wielobarwnych sytuacji. Wiedział, że ktokolwiek myśli i dba, jest skazany na żeglowanie pomiędzy Scyllą czystej i bezsilnej jeszcze myśli i Charybdą skutecznych, choć skażonych zabiegów o dominację. Tertium non datur. Zawsze jest wybór między rodzajami ryzyka, jedno ryzyko groźniejsze jest od drugiego, żaden wybór nie uspokoi sumienia, żaden nie dowiedzie swej przewagi bez uzasadnionych wątpliwości. Życie myślącej i troskliwej osoby jest skazane na podejmowanie ryzyka, na niepewność, na podejmowanie odpowiedzialności, których słuszność nigdy w pełni, nawet z perspektywy czasu, nie będzie do końca nieodwołalnie potwierdzona. Ci, którzy unikają takiej odpowiedzialności, powinni raczej zatrąbić na odwrót, zanim dojdzie do bitwy.

Skutki wyboru są z konieczności ambiwalentne, lecz sam wybór taki być nie powinien. W ybór A dom o jest wszystkim, tylko nie ambiwalencją, jego rada - dla siebie samego i dla innych - to „śmiać się z logiki, gdy sprzeciwia się interesom człowieka” . Jest to wskazówka, mówiąc szczerze, daleka od precyzji i bynajmniej nie niezawodna; ale jest to wybór głęboko etyczny; wszystkie zasady etyczne, nawet jeśli ci, którzy je ustanawiają lub głoszą, wydają się tego nie zauważać, niezawodności swej nie ręczą.

Przedkładanie moralnego wybom przed i ponad ryzyko myślącego żywota, postrzeganie filozofii jako głównie etycznego powołania i gotowości, by stawić czoło konsekwencjom takiego wybom, stanowi, moim zdaniem, cechy bliskie dziełu Adorno i innego z moich mistrzów, wielkiego francuskiego filozofa, Emmanuela Levinasa. Wiodącą zasadą filozofii Levinasa jest myśl, że etyka poprzedza ontologię; stwierdzenie to> jest nie tyle ontologiczne, ile etyczne.

„Etyka poprzedza ontologię” znaczy: etyka jest lepsza niż byt, to nie etyka powinna szukać swego usprawiedliwienia i uprawomocnienia w istnieniu - a wręcz przeciwnie - istnienie musi szukać swego etycznego raison d ’etre.

Tylko istnienie, które poszukuje swego etycznego ugruntowania, m a rację bytu.

W dziele A dorna podstawowe rozstrzygnięcia to wybory etyczne. Praw­

dopodobnie prymat etyki nie zawsze był na porządku dziennym, ale w naszych czasach, podkreśla A dom o, z całą pewnością jest. „Nowy imperatyw kategory­

czny został narzucony przez Hitlera ludziom wolnym: tak myśleć i działać, by Auschwitz nie powtórzył się, by nic podobnego się nie wydarzyło” (.Dialektyka negatywna 365). Ten nakaz obarcza myśliciela olbrzymią odpowiedzialnością

(8)

NAGRODA IM. THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 23

- i równie olbrzymie jest brzemię, jakie odpowiedzialność nakłada. W rzeczy samej, „jeśli myślenie m a być prawdziwe - a dziś w każdym razie - musi być także skierowane przeciwko sobie” (Dialektyka negatywna 365). Myślenie, które odrzucało krytyczne spojrzenie na siebie i na własne „empiryczne podwaliny” - na świat, nad którym pragnęło zapanować poprzez poddanie się jego panowaniu, doprowadziło do świata, w którym znalazło się miejsce dla Hitlera i Auschwitz; ale świat taki zawiera też przykazanie, by uczynić go niegościnnym dla obłędu Auschwitz czyniąc zarazem rozum gościnnym dla samokrytycyzmu - oznaki zdrowia psychicznego. Myśl, która zapomina o pohi- tlerowskiej wersji imperatywu kategorycznego, ryzykuje od samego początku, że upodobnić się może do owej muzyki, którą SS chętnie zagłuszało krzyki swych ofiar” (.Dialektyka negatywna 365).

Ostrzeżenia A dom o stały się dziś obiegowymi frazesami, jakimi lubią posługiwać się filozofowie kultury i krytycy sztuki (choć głównie na odświętne okazje) - ale rzadko wnikają w nie ci, którzy zawodowo parają się opowiada­

niem historii społeczeństwa, które wydało na świat i dało schronienie Hitlerowi i Auschwitz, społeczeństwa, w którym żyjemy. Gdy H annah Arendt pisała 0 banalności zła, wielu historyków i większość socjologów prześcigała się w konstruowaniu banalnych opowiastek o złu, historyjek, które nie mogły uczynić nic, poza uczynieniem samego zła banalnym, opowiastek, które pomagają złu trwać w swej banalności. Słyszymy wciąż, pół wieku po ostrzeże­

niach Adorno, że Hitler i Auschwitz zdarzyły się, ponieważ zwyczajem złych ludzi jest czynić zło, a zwyczajem potworów - robić rzeczy potworne. Jeżeli ci, którzy powtarzają te prawdy, mieliby rację - mielibyśmy powód do radości: jak przytulny i bezpieczny byłby wówczas świat, w którym żyjemy, i jakże łatwe byłoby zadanie myśli! Niestety, nie mają oni racji. Przez to, jak rozkładają winę, sami stają się winni rozgrzeszenia świata, który wydał zbrodnię, i który przetrwał jej sprawców. Odmawiają oni wzięcia pod rozwagę upomnienia A dom o, że „kłopot w tym, że jak do tej pory nie m a świata, w którym... ludzie mogliby nigdy już nie mieć potrzeby bycia złymi. Dlatego też zło jest własną świata niewolnością” (Dialektyka negatywna 218-9).

Od A dom o dowiedziałem się, że Holocaust okazał się nie mniej groźny w swym życiu pozagrobowym niż był wówczas, gdy płonęły piece krematoriów Auschwitz. Dowiedziałem się, że duch Holocaustu nie mniej jest złowieszczy niż sama popełniona zbrodnia, a tylko bardziej perfidny, bo przywdziewa maski 1 kryje się po strychach i piwnicach. Duch Holocaustu jest groźny i perfidny, gdyż szepce do niejednych uszu złe i zgubne, chore słowa. Aby sprostać imperatywowi kategorycznemu ery pohitlerowskiej, musimy najjaśniej, jak potrafimy, ukazać rzeczywiste nauki płynące z Holocaustu i stwierdzić, co należy zrobić, żeby „Auschwitz nie powtórzył się już nigdy” .

D o najczęstszych i najbardziej kuszących fałszywych nauk wyciąganych z wydarzenia zwanego Holocaustem należy przykazanie przeżycia za wszelką

(9)

24 NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

cenę, gdyż tylko pozostanie przy życiu liczy się naprawdę, stanowi największą wartość spychającą w cień wszystkie inne. W miarę jak oddalają się i słabną osobiste doświadczenia ofiar, sens Holocaustu utrwala się i zawęża do nakazu przetrwania: życie to przetrwanie, odnieść sukces, to żyć dłużej niż inni... K to przeżył, ten wygrał.

Takie odczytanie lekcji Holocustu pojawiło się ostatnio przy aplauzie całego świata zapewniającym też ogromny sukces kasowy - w dziś już niemal kanonicznej spielbiergowskiej wizji Zagłady. W przedstawionej w „Liście Schindlera” wizji doświadczenia Holocaustu, w tej najbardziej nieludzkiej spośród ludzkich tragedii chodziło wyłącznie o przetrwanie - natomiast ludzki wymiar życia, a zwłaszcza jego godność i walor etyczny, miały znaczenie co najwyżej drugorzędne i - co najistotniejsze - zerowe konsekwen­

cje. Cel, jakim było przetrwanie, konsumował względy moralne. Co liczyło się w ostatecznym rozrachunku, to to, by przeżyć innych - nawet jeśli uniknąć śmierci m ożna było tylko trafiając na osobną, wyjątkową i ekskluzywną listę uprzywilejowanych. Schindler, któremu komendant Birkenau proponuje inne osoby na miejsce „jego Żydówek” , odmawia; wszak nie chodzi o ocalenie życia, ale konkretnych, wybranych jednostek. Przetrwanie jest z definicji selektywne; jest przedmiotem pożądania i zawiści właśnie z racji swego selektywnego charakteru, jaką jest przetrwanie, urasta, staje się tym wyrazist­

sze, że inni, którzy mieli mniej szczęścia, powędrowali do obozu zagłady;

widzowie „Listy Schindlera” mają radować się patrząc, jak szef zakładów Schindlera - on jeden - zostaje wyciągnięty z pociągu jadącego do Treblinki.

Poprzez rozmyślną trawestację nauki Talmudu, film Spielberga sprowadza problem zbawienia ludzkości do decyzji, kto ma żyć, a kto m a umrzeć. Jak zauważyła w swym ostatnim publicznym wykładzie nieżyjąca już Gillian Rose, wspaniały filozof i badacz judaizmu, „Talmud jest ironiczny - jest najbardziej ironicznym świętym komentarzem w całej światowej literaturze:

bowiem żadna istota ludzka nie może zbawić świata” . Rose mówi o „okru­

cieństwie zbawienia jednego lub tysiąca” i komentuje, że o ile książka Keneally’ego Arka Schindlera „jasno ukazuje bezlitosną niemoralność tej tezy w tym kontekście” , o tyle film Spielberga „do niej się odwołuje dla uzasad­

nienia cnoty” .

Taka reorientacja ludzkich wartości - kiedy tak wielu aż nadto gorliwie podejmuje złowrogie dziedzictwo Holocaustu - przybliża nas niepokojąco do mrożącego krew w żyłach obrazu Eliasa Canettiego ludzi pragnących przeżyć, jako tych, dla których „pozostanie przy życiu jest najbardziej elementarną i oczywistą formą sukcesu” ; dla nich przetrwanie - w odróżnieniu od samego zachowania życia - jest wedle Canettiego zorientowane na innych: „oni chcą przeżyć swoich towarzyszy. Wiedzą, że wielu wkrótce umrze i nie chcą, by ich spotkał ten los” . U kresu obsesji przeżycia człowiek taki u Canettiego „pragnie zabijać, by przeżyć innych; chce pozostać przy życiu, żeby inni nie przeżyli

(10)

NAGRODA IM. THEODORE'A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 25

jego” . „Najwspanialsze triumfy strategii przeżycia miały miejsce za naszych czasów, pośród tych, którzy wielką estymą darzyli człowieczeństwo, jest największym złem ludzkości, jej przekleństwem, może jej zgubą” .

Ów kult przeżycia m a szersze, potencjalnie niezwykle groźne konsekwencje.

Raz po raz nauka płynąca z Holocaustu sprowadzana jest na użytek szerokiego konsumenta do prostej formuły: „przeżywa ten, kto zada pierwszy cios”, albo nawet prościej „przeżyją silniejsi” . Budzącym grozę, dwojakim dziedzictwem Holocaustu jest, z jednej strony, tendencja, by traktować przeżycie jako jedyną, a w najlepszym razie najwyższą wartość i cel życia, z drugiej zaś przedstawianie problemu przeżycia w kategoriach współzawodnictwa o rzadkie dobra, a więc jako pola konfliktu między sprzecznymi interesami, gdzie warunkiem sukcesu, przeżycia jednych staje się porażka, śmierć innych.

Mówimy często, że przemoc rodzi przemoc; zbyt rzadko przypominamy sobie jednak, że prześladowanie wytwarza w ofiarach instynkt prześladowców.

Bycie ofiarą nie gwarantuje moralnej wyższości ofiar, które rzadko wychodzą z prześladowań moralnie uszlachetnione. Nauczywszy się, że kto zadaje pierwszy cios, pozostaje przy życiu, czekają, aż ich szansa nadejdzie. Cierpienie - przeżywane w rzeczywistości lub wirtualnie - nie jest poręką świątobliwości.

Pamięć cierpienia nie uczyni - nie musi uczynić - z ofiar bojowników przeciw nieludzkości, okrucieństwu i zadawaniu bólu jako takim, gdziekolwiek by się pojawiły i przeciw komu byłyby skierowane. Co najmniej równie prawdopodobne są następstwa odwrotne: snucie wniosku, że ludzkość dzieli się na prześladowców i prześladowanych, i że jeśli nie jest się - i nie chce być - ofiarą prześladowania, trzeba stać się prześladowcą potencjalnych oprawców („silniejszy się ostaje”). To takie właśnie pouczenia widmo Holocaustu wtłacza w wiele uszu. To właśnie jest być może najpotworniejszym z przekleństw, jakie pamięć Holocaustu rzuciła na nasz świat - i największym z pośmiertnych triumfów Hitlera. Tłumy, które oklaskiwały Goldstina masakrującego m od­

lących się w Hebronie muzułmanów, i które po dziś dzień wypisują jego imię na swych politycznych i religijnych sztandarach, przekleństwo dotknęło być może najdotkliwiej, ale nie są one jedynymi jego ofiarami. Z tego powodu nie możemy być pewni, czy następstwa Holocaustu nie będą dokładną odwrotnością spodziewanych: nadziei na możliwe przebudzenie się i etyczne otrzeźwienie świata jako całości i wszystkich jego fragmentów.

Innym obowiązkiem wynikłym z pohitlerowskiej postaci imperatywu kate­

gorycznego jest przypisanie sobie i wszystkim wokół słów A dom o - że , ja k dotąd nie zaistniał świat, w jakim ludzie nie mieliby więcej potrzeby czynienia zła” . Jest sprawą niesłychanie ważną by pamiętać, że w zdominowanej przez Hitlera Europie było wielu zdeklarowanych antysemitów, którzy stanowczo odmówili uczestnictwa w hitlerowskiej masakrze, ale że szeregi oprawców pełne były lojalnych obywateli i zdyscyplinowanych urzędników, którzy nie żywili żadnej niechęci do ofiar. Jest sprawą zasadniczą, by pamiętać (fakt, który

(11)

26 NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

obficie udokumentowali w swym fundamentalnym dziele Götz Aly i Susanne Heim), że „deportacja Żydów” (jak oficjalnie nazywano ich zagładę) czerpała sens z ogólnego zuchwałego planu hurtowego „Unisiedhing” , z wizji europej­

skiego kontynentu, w którym prawie każdy będzie przesiedlony z miejsca, w jakim przypadek losu go rzucił, tam, gdzie bardziej pasuje do ogólnej wizji ładu. I jest ogromnie ważne, by pamiętać, że wytępienie Żydów było przemyś­

lane w ramach planu gruntownego oczyszczania świata (który dopuszczał usunięcie także i takich zanieczyszczeń, jak umysłowo upośledzeni, fizycznie niesprawni, ideowo niepewni, seksualnie nieortodoksyjni), firmowanego przez państwo dostatecznie potężne i wystarczająco chronione przed wszelką opozy­

cją i sprzeciwem, by móc sobie pozwolić na wdrażanie tak bezwzględnych projektów i na realizowanie ich bez obawy oporu. I wreszcie, pamiętać trzeba, że naziści, którzy dokonali Holocaustu, byli też, jak to Klaus D orner dobitnie wyraził, „mieszczanami” (Burguea) - i że, jak wszyscy porządni mieszczanie wszystkich czasów, mieli oni swe „problemy” których „rozwiązania” pragnęli...

Entuzjazm, z jakim przyjęto Daniela Goldhagena interpretację Holocaustu jako w zasadzie dokonania z chętnych do zabijania Żydów pomocników Hitlera, wzmacnia ryzyko, że to wszystko zostanie zapomniane. Taka inter­

pretacja i aprobata dla niej zebrały się w nawiedzonym domu. Oczywiście nie jest wymysłem Goldhagena (chociaż również nie jest to jego odkryciem), że liczni uczestnicy masowego m ordu czerpali przyjemność z uczestnictwa w zbro­

dni, bądź to za przyczyną ich sadystycznych inklinacji, albo z powodu nienawiści odczuwanej do Żydów (bądź z obu tych powodów naraz). Jednakże, uznanie tego faktu za wyjaśnienie dla tragedii Holocaustu - za jego najważniej­

szy moment czy najgłębszy sens - wiele mówi o upiorach nawiedzających świat po Holocauście, odwracając zarazem uwagę od tego, co jest najbardziej złowieszczą prawdą ludobójstwa, jak i od tego, co ciągle stanowi najbardziej zbawienną lekcję, jak ą nasz nawiedzany przez upiory przeszłości świat mógłby wynieść ze swej najnowszej historii, zawierającej Holocaust jako jeden ze swych najważniejszych momentów.

W istocie na każdego z łotrów opisywanych w książce Goldhagena, na każdego Niemca, który zabijał swe ofiary gorliwie i z przyjemnością, przypada­

ły dziesiątki czy setki Niemców i nie tylko Niemców, którzy przyczyniali się do tej masowej zbrodni w sposób nie mniej efektywny, nie żywiąc wobec swych ofiar szczególnych uczuć oraz nie waloryzując natury działań, w których uczestniczyli. Już wiele lat temu Hannah Arendt wykazała, że antysemityzm może wyjaśnić w przypadku zjawiska Holocaustu co najwyżej wybór ofiar, a nie istotę zbrodni. Od tego czasu nie zdarzyło się nic, co unieważniałoby werdykt wydany przez Arendt, a jednocześnie pojawiło się wiele monumentalnych świadectw - by wspomnieć choćby pamiętniki Primo Levi, badania historyczne Raoula Hilberga czy dokumentalny obraz Claude’a Lanzmana, które potwier­

dzają i utwierdzają jej interpretację.

(12)

NAGRODA Ш . THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN 27

Sedno sprawy na tym polega, że jeśli wiemy całkiem dobrze, że przesądy są dla człowieczeństwa groźne, a nawet wiemy, jak poskramiać złowrogie zamiary ludzi skażonych przesądem, to niewiele wiemy na temat tego, jak zapobiec groźbie m ordu obleczonego w maskę rutyny i wyzutego z emocji, dokonywane­

go przez miłujących ład ludzi. Odwrócenie uwagi od tego ostatniego problemu jest ryzykiem zamieszkania nawiedzonego domu. Jak ujął to ostatnio w od­

niesieniu do Francji Enzo Traverso, przyczyn Holocaustu generalnie, jak i przyczyn owego „muru obojętności” , który otaczał masową rzeź francuskich Żydów, należy szukać nie w „kwestii żydowskiej”, jak chciał uczynić to Jean-Paul Sartre, a nawet nie w okolicznościach towarzyszących samemu ludobójstwu, lecz w samym społeczeństwie francuskim okresu poprzedzającego republikę Vichy. Nie w każdym społeczeństwie ludobójstwo niechcianych obcych może mieć miejsce, a obecność wielu ludzi, którzy obcych nie lubią lub nienawidzą, nie jest jedynym, a nawet nie jest wystarczającym warunkiem, którego spełnienie czyni ludobójstwo realną możliwością.

Dla uniknięcia (nie mówiąc już o usunięciu) zdradzieckich min rozsianych przez zbrodnię Holocaustu po dzisiejszym świecie, warto przeczytać ponownie słowa A dorna i Horkheimera na temat „uległego dziecięcia współczesnej cywilizacji” , które „opętane jest lękiem przed odejściem od faktów” , na temat Oświecenia będącego „mitycznym lękiem przybierającym radykalną postać”, nie pozwalającym „absolutnie niczemu” „pozostawać poza, ponieważ sama idea bycia poza stanowi zasadnicze źródło lęku” {Dialektyka oświecenia XIV, 16). W arto też rozważyć ponownie A dorna i Horkheimera ostrzeżenie: „O- świecenie musi dokonać rachunku sumienia, jeśli ludzie nie mają być do cna zdradzeni” {Dialektyka oświecenia XIV, 16).

Nie jest to wszelako jedyny powód by czytać Adorna, są po temu obok starych i nowe powody. Mityczne lęki, rzec można, mogą przybrać wiele skrajnych postaci, tak jak w wielu kształtach może znaleźć wyraz zaprzedanie ludzkich nadziei. Ich postaci i kształty stale podlegają zmianie, lecz mityczne lęki i zawody, oraz co za tym idzie - potrzeba by nowoczesność sama przeprowadziła rachunek sumienia, pozostają w niczym nie zmienione. D okład­

nie przed siedemdziesięciu laty Zygmunt Freud opublikował swe inspirujące studium Kultura jako źródło cierpień, w którym sugerował, iź „cywilizacja”

stanowi rodzaj transakcji wymiennej, w przypadku której jedna z dwóch równie bliskich sercu wartości poświęcona zostaje na rzecz drugiej. Sugerował on, iż w cywilizowanym społeczeństwie jego czasów żądano wyrzeczenia się sporej części wolności przynależnej jednostce w zamian za dużą dozę zbiorowo gwarantowanego bezpieczeństwa. Można zgadywać, iż jeśli Freud pisałby swą książkę siedemdziesiąt lat później, sformułowałby swoją diagnozę odwrotnie:

najbardziej powszechne kłopoty czy zgryzoty dnia dzisiejszego są, jak dawniej, wynikiem transakcji wymiennej, lecz tym razem to właśnie bezpieczeństwo jest co dzień składane w ofierze na ołtarzu niepohamowanie rosnącej swobody

(13)

28 NAGRODA IM. THEODORE’A W. ADORNO - ZYGMUNT BAUMAN

indywidualnej. N a drodze do pełnej swobody indywidualnego wyboru i jedno­

stkowej ekspresji gubi się spora część owego Sicherheit - pewności, bezpieczeń­

stwa, integralności ciała i miejsca w życiu - którego nowoczesna cywilizacja dostarczała, a bardziej jeszcze tej Sicherheit, którego obiecywała dostarczyć. Co gorsza, nie słychać dziś obietnic, że dostawa zostanie kiedyś wznowiona, a zamiast tego słyszymy coraz częściej, iż bezpieczeństwo jest stanem przeciw­

nym ludzkiej godności, nie godnym by o nie zabiegać, zbyt zniewalającym, owocującym nawykiem zależności i w sumie zbyt podobnym grzęzawisku by go pragnąć.

Tak więc jest dziś wystarczająco wiele dobrych powodów by odczuwać strach, nerwowość, niepokój czy gniew. Nie jest wszelako jasne, skąd pochodzi ów wszędobylski dziś lęk, czego właściwie lękamy się, na czym polega niebezpieczeństwo i co możemy zrobić by je osłabić. Chciałoby się niepokój jakoś umiejscowić i ulokować, ale rozglądając się za odpowiednią szufladą łatwo możemy wybrać niewłaściwą i w ten sposób zapragnąć działań bez związku z prawdziwą przyczyną problemu. Kiedy powody niepokoju są trudne do umiejscowienia, a gdy ujawnione jeszcze trudniejsze do poddania kontroli, pojawia się potężna pokusa by znaleźć i nazwać domniemanych winowajców, przeciwko którym można wszcząć sensowne działania obronne (lepiej jeszcze, rzecz jasna ofensywne). Szuka się często pod złym adresem, ale przynajmniej szuka się i nie m a się do siebie pretensji, ani nie jest się przez innych oskarżonym, o przyjmowanie ciosów bez oporu.

Nigdy nie dowiemy się, co Adorno powiedziałby o tym wszystkim, gdyby nadal był z nami. Sądzę jednak, że moralnym obowiązkiem wszystkich, którzy uczyli się od niego, jak walczyć o „spełnienie nadziei przeszłości”, jest doprowadzenie rachunku sumienia nowoczesności do rozliczenia z nowymi formami i postaciami przybieranymi dziś przez stare mityczne lęki, zdrady obietnic i horror obcości - tymi bombami z opóźnionym zapłonem ukrytymi tuż pod powierzchnią współczesnego życia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The constant lighting of sun-synchronous orbits permits the use of lower effi ciency thin fi lm cells in the ANT-2 platforms, while the frequent eclipses of a polar orbit

While only an evaluation version of Arena was available, the model was split up into two parts, a quay-model and a stack-model.. The quay-model is (deliberately) not built according

This paper presents TestNForce, a tool that helps developers to identify the unit tests that need to be altered and executed after a code change, thereby reducing the effort needed

Droga prowadząca do Zamościa — dziś jest szosą — po obu stronach wysadzona topolami, a na niej po lewej stronie, wprost ogrodu bronowickiego45, znajduje się

zdanie, iż nieprawdą jest, jakoby badania jakościowe były łatwiejsze (i tańsze) od ilościowych oraz wymagały mniej pracy. Nakłady pracy są w tym wypadku co najmniej porównywalne,

Having asserted the theoretical mechanics by which the Schwarzkogler myth holds such sway, Jarosi expands the scope of her essay to consider its negative impact on the

W naszych warunkach ustrojowych obie te dziedziny znajdują się nieomal wyłącznie w ręku lub pod kontrolą państwa, a więc dyskusja o tych warunkach dialogu jest dyskusją o

ne za pomocą symboli literowych, pozostałe zawierają głównie odpowiedzi licz- bowe (maksymalną zwięzłość cenię na nagrobku, natomiast w odpowiedzi chciał- bym znaleźć