• Nie Znaleziono Wyników

Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku, 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku, 3"

Copied!
423
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

ROCZNIKI T O W A R Z Y S T W A P R Z Y J A C I Ó Ł N A U K N A Ś L Ą S K U

(6)
(7)

R O C Z N I K I

T O W A R Z Y S T W A

P R Z Y J A C I Ó Ł N A U K N A Ś L Ą S K U

III

K A T O W I C E 1 9 3 1

N A K Ł A D E M T O W A R Z Y S T W A

(8)

, §p a f

cS ([ vf'

5 - <5 V

S.OS

O t 3 , 0 6 " S * , 5

DRUK : K. M I A R K A , S P Ó Ł K A W YD. Z 0 0 R . P O R . W M I K O Ł O W I E

0 0 o 5 5 5 4 | j

(9)

Drugi toni Roczników naszych niemniej życzliwie przyjęty został, niż pierwszy. Ludzie nauki i publicyści dali tem u wyraz w licznych wzmiankach, porozrzucanych po publikacjach nauko­

wych i po czasopismach różnych odcieni i kierunków. Zdaniem prof. J. Zborowskiego (Ziemia, 1930 nr. 24 str. 512) „fakt, iż gwałtem niemczona dzielnica budzi się szybko do umysłowego życia, mówi za siebie. Niemniej korzystnym objawem jest i to, że n a­

ukowe zrzeszenie śląskie za główny cel postanowiło sobie zbieranie m aterjałów , ilustrujących przeszłość i teraźniejszość własnego re- gjonu. lic nieznanych i.ciekaw ych wiadomości wydobyto w ten sposób, ile tem atów po raz pierwszy opracowano, świadczy o tern nowe dzieło, objętości 418 stron, z czego jedna trzecia przypadła inform acjom o bieżącem umysłowem życiu Śląska, nekrologom i re ­ cenzjom”.

Prof. J. Kostrzewski (K urjer Poznański z dn. 13. listopada 1930 r.) podnosi, że „wydawnictwo to chlubnie świadczy o budzą- eem się coraz żywszem zainteresow aniu się przeszłością Śląska i o szlachetnej ambicji dorównania innym dzielnicom w badaniach naukow ych”.

Nieżyjącemu już, niestety, znakomitemu krytykow i Zdzisła­

wowi Dębickiemu nasunął drugi tom Roczników następujące głę­

bokie uwagi, zamieszczone w obszernej recenzji w K urjerze W ar­

szawskim z dn. 25. października 1930 r . :

„Dwa są n u rty naszego życia współczesnego. Jeden niesie z sobą pianę w ydarzeń politycznych, mętną i brudną niestety, drugi płynie spokojnie, pracując nad wyżłobieniem sobie głębokiego łożyska na przyszłość. Ten drugi n u rt ma za podstawę pracę k u ltu ra ln ą : Bardzo dodatnim tak iej właśnie pracy przykładem na ziemi śląskiej, są roczniki istniejącego w Katow icach Tow arzy­

stwa przyjaciół nauk.

Mamy właśnie przed sobą drugi tom tego pożytecznego i cie­

kawego wydawnictwa, którego celem jest zbieranie m aterjałów do jaknajszerzej pojętych dziejów politycznych, gospodarczych,

(10)

społecznych i kulturalnych śląska. Je st w tej dziedzinie bardzo dużo do zrobienia, chociaż bowiem nauka niemiecka oddawna p ra ­ cowała nad Śląskiem, to jednak z łatw o zrozumiałych względów wiele rzeczy i spraw, tych przedewszystkiem, które świadczyłyby o nieśm iertelnej polskości starej dzielnicy piastow skiej, pominęła milczeniem. Teraz więc kolej na naukę polską, żeby zabrała głos, p ro stu jąc i u jaw niając ukryw ane rozmyślnie praw dy.

Tej praw dzie służą roczniki Tow arzystw a”.

* #

W dzięczni jesteśm y tym wszystkim, którzy zadali sobie tru d zapoznania się z Rocznikami i zrozumienia ich celu i metody, a nadto znaleźli dla nas słowa uznania i zachęty, które są zarazem najlepszą nagrodą dla naszych współpracowników za ich bezinte­

resowną i ofiarną pracę.

Mamy nadzieję, że i niniejszy tom l i i przysłuży się prawdzie o Śląsku.

K a t o w i c e , w grudniu 1931 r.

D r . W ACŁAW O L S Z E W I C Z . X . Dr. E M I L SŻ R A M E K .

(11)

Ks. infułaf Jan Kapica

(12)

«IBUOTEÏA główna

(13)

KS. JAN KAPICA

ŻYCIORYS

A 55 AB AZ KM FRAGMENT Z H IS T O B JI GÓRNEGO ŚLĄSKA.

M o t t o : Duplici ex causa utilius est hominum raagis memoriae laudem darc quam vitao, u t illo potissimuin tempore m erita extollas, quando nee lau- dantem adulatio movct, ncc laudatum te n te t elatio.

H o m i l i a 59 s t i M a x im i.

Czasem spotyka się w lesie dęby konarzyste, które, mocno za­

korzenione w ziemi, choć wewnątrz już są spróchniałe, długo jeszcze stoją jako obraz siły odpornej. A gdy tak i olbrzym leśny w końcu wichurze ulega, z trzaskiem się załamuje i na ziemię kładzie, to upadek jego w około wywołuje echo żałosne i zostawia próżnię długo nie zapełnioną i dotkliwą. — Tak było przy śmierci ś. p. ks.

infułata Ja n a Kapicy. Był to istny ty ta n pracy, silną indyw idual­

nością znacznie przerastający innych dzielnych księży śląskich. Oka­

zały wzrostem i postawą, już na zewnątrz był symbolem tej krzepy i siły prapolskiej, ja k ą się już tylko na Śląsku piastowskim spo­

tyka, a która w potężnej wymowie jego ta k wspaniale się prze­

jaw iała, „a miła jego tw arz szeroka, w której fałdach czaił się jow jalny uśmiech doświadczonego i dowcipnego męża, przepełniała doń sym patją i zaufaniem ” 1). Któż nie znał te j charakterystycznej, jak b y z kam ienia w ykutej postaci długoletniego proboszcza ty ­ skiego? Któż nie słyszał o jego misjach trzeźwości? Któż nie słuchał jego płomiennych i mocnych słów, jakie wypowiadał przy różnych okolicznościach życia kościelnego i narodowego? K ilka­

krotnie mówiono o nim, iż będzie biskupem, bo miał wszelkie dane po tem u i odznaczał się apostolską „miłością nieobłudną, mówie­

niem praw dy, mocą Bożą, bronią sprawiedliwości na praw o i na lewo” (2 Kor. YI. 7).

*) R o czn ik i K a to lic k ie na rok 1 9 3 1 , s tr . 4 2 3 .

(14)

o D r. E m il ¡Szramck.

Nie każda diecezja ma tej m iary kapłanów, a i na Śląsku był ks. Kapiea postacią w yjątkow ą. Z godną dumą nosił złoty krzyż Pro Eeclesia et Pontifiee, a chociaż nie zdobił jego piersi żaden polski order, to zasługi jego około ludu polskiego były ta k wybitne, że na nie orderam i wskazywać nie było potrzeba. Słusznie i bez przesady stw ierdzały u niego pisma -biskupie i brevia papieskie lu c u le n ta p ic ta tis , fi d e i, p r u d e n tia e , c o n silii et c lm s tia n a r u m v i r t u t u m testirn o n in co p ia m m e r ito r u m , p r a e s ta n tia m d ig n i- ta tiss a c e r d o ta le m m ta m in e x e m p lu m a d d u c e n d a m et co ra tn D e o e t h o m in ib u s v i r tu te ct labore p re c io sa m .

M Ł O D O Ś C.

M o t t o : M ło d o ś ć , M is t r z u , j e s t r z e ż b ia r k ą , C o w y k u w a ż y w o t c a ły ,

C h o ć p r z e m in ie s a m a s z p a r k o , C io s jej d łu t a w ie c z n o tr w a ły .

Zygmunt Krusiński. Kolebka ks. K a p ic y 2) stała na Miedźuej w powiecie pszczyń­

skim. Dnia 2. lutego 1S66 r. tam się urodził jako syn gospodarza J a n a K apicy i Anny z Janygów . Po ojcu odziedziczył zmysł p rak ­ tyczny, realne patrzenie na św iat i rezolutność, po matce zaś głę­

bokie odczucie spraw i zamiłowanie do książek i nauki. Był n a j­

starszym z czworga rodzeństwa, lecz były dwie siostry przyrodnie z pierwszego małżeństwa m atki z gospodarzem Golusem. Zaraz w dzień po urodzeniu otrzym ał chrzest św. z rąk ówczesnego pro­

boszcza miedźwieńskiego ks. Stanowskiego, k tó ry pozostawił po sobie pamięć znakomitego mówcy. Kościół p arafjaln y w Miedźnej pod wezwaniem św. Klemensa słynął na całą okolicę z bractw a Serca Jezusowego, któ re tam kanonicznie istnieje już od roku 1781, ściągając na odpust procesje z bliska i z daleka. U trzym ała się t r a ­ dycja, że kiedyś nawet z krakowskiego kościoła M arjackiego rocz­

nic przybyw ała procesja do Miedźnej.

W domu rodzinnym panowała atm osfera szczerze religijna.

Nie przeszkadzała jednak praw dziw ej i um iarkow anej wesołości, ja k ą lu b ili'i ojciec i m a tk a 3), podobno najlepsza w swoim czasie tanecznica we wsi. Ponieważ Kapieowie m ieszkają tuż obok

-) N a z w isk o K a p i e a s p o ty k a s lą u sz la c h ty , m ie s z c z a ń s tw a i p r o ste g o lu d u . Su b o w iem K a p ie o w ie herbu J a s tr z ę b ie c , b ył b u rm istrz M a rcin K a p lc a w M y sło w ica ch (1 5 0 5 ) i su g o sp o d a rze K a p ie o w ie n a M iedźn ej i g d z ie in d z ie j.

°) M a tk a u m a rła d n ia 12 . V I. 1 9 1 5 r., m a ją c la t 8 0 , o jc ie c , lic z ą c la t 7 0 , d n ia 26 . w r z e ś n ia 19 1 6 r. Oboje p o ch o w a n i s ą w M iedźnej.

(15)

K s. J a n K apicn. 3

karczmy, wówczas żydowskiej, m iał Jasiek wciąż sposobność patrzeć z bliska na wesołe i sm utne obrazy z życia ludowego. Sani był z usposobienia bardzo wesoły i wcześnie nauczył się śpiewać i ta ń ­ czyć. Wszyscy go lubili i śmiali się jego psotom. Jow jalny następca ks.- Stanowskicgo ks. proboszcz Oskar L o y 1) przy jął go za m ini­

stra n ta i cieszył się, gdy Jasiek w kościelnym śpiewie głosem swoim wszystkich przebijał. Pierwszymi nauczycielami Jaśk a byli Lu- becki, Pludrzyński i Gnący. Lubecki był na Micdźnej od niedawna organistą, a syn jego Rudolf w tedy już był księdzem.

Ks. Loy namówił rodziców, by cbłopca posłali do szkoły m iej­

skiej. To samo radził uczony m iftlźwianin ks. dr. Kucz, kom orańt na Mieclźnej. Zresztą u Boromeuszek w Pszczynie już się uczył kuzyn Franciszek Miczek, k tó ry stąd niebawem przeszedł do gim­

nazjum w Bielsku. N auka u Boromeuszek ze względu na rozpę­

taną w tedy „walkę k u ltu rn ą ” odbywała się przy zamkniętych drzwiach, a to razem z dziewczętami. Nauczycielką była siostra Kolumba, którą, chociaż później z klasztoru w ystąpiła, uczniowie zawsze z wdzięcznością wspominali. Poduczywszy się po niemiecku, poszedł Jaś za kuzynem swoim do Bielska, gdyż pobożni Miedź- wianie do protestanckiego gimnazjum w Pszczynie nic mieli zaufa­

nia. Dnia 17. lipca 1882 r. został w Krakowie przez ks. kardynała Albina Dunajewskiego bierzmowany, przyczem obrał sobie na d ru ­ gie imię Stanisław. W Bielsku był młody Kapica od 1879 do 1884 r.

Miewał świadectwa pierwszorzędne (Zeugnis der I Classe m it V or­

zug). Mieszkał z kuzynem Miczkiem u niejakich Piętoków.

W roku 1884 opuścili obaj Bielsko i rozeszli się, Miczek do Krakowa, Kapica do Pszczyny, gdzie w stąpił do niższej sekundy. Dyrektorem

„der evangelischen Fürstenschule zu Plcss” był wtedy nawskroś spraw iedliw y dr. Sehoenborn. Religji katolickiej uczył słynny z eru­

dycji proboszcz pszczyński ks. Ohl. W pensji był tu K apica u prze- zacńych pań Trieblerek, dwóch sióstr, które później całym zastę­

pom gim nazjastów polskich w Pszczynie daw ały sumienną opiekę i dobre wychowanie. Aż do śmierci otaczał te panie, z których jedna go naw et przeżyła, pełną pietyzm u wdzięcznością. Z Pszczyny datow ała jego przyjaźń z późniejszym proboszczem radlińskim ks.

Pawłem Bojdołem.

*) K s. O skar L o y, u r. 2 5 . m a r c a 1 8 4 3 w W o d z is ła w iu , w y św ię c o n y 1SGS, p r a c o w a ł ja k o w ik a r y w O leśn ie, a p o tem od 1 8 7 3 r. był p roboszczem n a M iedźnfcj/

g d z ie 3 . sie r p n ia 19 0 3 u m a rł.

(16)

i Dr. E m il S zram ck.

Jak o uczeń gimnazjum odznaczał się Kapica bujną wesołością.

Na wycieczkach szkolnych bawił całe towarzystwo polskiemi pie­

śniami ludowemi i zyskał żartobliw y przydomek „der polnische B änkelsänger”. Podczas w akacyj śpiewał i tańczył na wszystkich weselach miedźwieńskich.

Dnia 9. m arca 1888 r., gdy właśnie um ierał cesarz W ilhelm I., zdał K apica w Pszczynie m aturę jako jedyny katolik pomiędzy dziewięciu abiturientam i. Nie taił, iż ma zam iar iść na teologję.

Nowy w tedy książę-biskup Jerzy Kopp zaprowadzał właśnie obo­

wiązek dla teologów mieszkania w konwikcie, stw arzając tern coś średniego pomiędzy studentem a klerykiem . Po pierwszym seme­

strze odbył Kapica jako E injahrig-Freiw illiger służbę wojskową w W rocław iu w 11. pułku grenadjerów . Pół roku później obowiązek ten został dla kleryków ustawowo zniesiony. Teologji słuchał K a­

pica u profesorów : Baeum ker (filozofja), Commer (filozofja), F ra n tz (historja kościelna), Friedlieb (Nowy Testam ent), Koenig (apologetyka i dogm atyka), K raw utzky (teologja m oralna), Laern- m er (historja kościelna i prawo kanoniczne), Mueller (Nowy Te­

stam en t), Probst (pastoralna i hom iletyka), Seholz (S tary Testa­

m ent). Oprócz tego przez cztery sem estry uczęszczał na w ykłady profesora W ładysław a Nehringa o św. Cyrylu i Metodym i o litera ­ turze polskiej i rosyjskiej. Polskiego tow arzystw a akadem ików K a­

pica nie zastał w W rocławiu, skoro od roku 1886 wszystkie były roz­

wiązane. Przyjaciółm i jego specjalnym i byli późniejszy spirytuał a potem rektor alum natu i kanonik ks. dr. Oppermann i, zmarły 1913 r. jako proboszcz w Bielsku pod Nysą, ks. Jerzy Masloch.

Po zdaniu wszystkich egzaminów teologicznych w stąpił K a­

pica na jesień roku 1891 do sem inarjum duchownego, ezjdi t. zw.

alum natu, gdzie rektorem był świątobliwy i nigdy nie zapomniany ks. dr. F erd ynan d S p e il5), a regensem późniejszy dyrektor archi­

wum diecezjalnego i profesor ks. dr. Jungnitz.

PIERW SZE LATA KAPŁAŃSTWA.

M o t t o : E t p o n a m z e lu m m e u m in t e . Ezech. XXIII, 25

Święcenia kapłańskie otrzym ał ks. Kapica dnia 15. czerwca 1892 r. w W rocławiu, a prym icje odpraw ił 22. czerwca tegoż roku

c) j e s t a u to re m p rzecu d n ej b io g r a fji k s. A n to n ie w ic z a w jeży k u n ie m ie c k im : P . K a r l A n to n ie w icz , E in L eb en sb ild . W ro cła w 1 8 7 5 . I s t n ie je te ż p rzek ła d fr a n c u sk i.

(17)

Kr. J a n K ap iea. 5

w Miedźnej. W kazaniu prym icyjnym ks. Loy w swój sposób arcy- popularny opisywał ceremonje święceń kapłańskich a potem ku po­

wszechnemu rozweseleniu nabożnych słuchaczy opowiadał, że pry- m icjant już jako chłopiec czuł pociąg i powołanie do stanu duchow­

nego : „W ogrodzie na stołku odpraw iał mszę, żydek mu ministro- wał, a zamiast kadzielnicy wziął buty ojca z długiemi cholewami i ta k butem kadził”. — „Sław ne” to kazanie zakończył ks. Loy programowemi słow am i: „A teraz, Jaśku , nie bój się ani djabła ani Bismarcka. Am en”. Prym icje ks. Kapicy były wielkiem świę­

tem dla całej wsi.

N eoprcsbiter dostał najprzód zastępstwo n a 6 tygodni w Gie­

rałtowicach pod Gliwicami a potem posadę w ikarjusza w Siemiano­

wicach. Tam mu się otworzyło szerokie pole działania, bo to ty ­ powo górnośląska winnica Pańska, już nie wieś sielankowa jak Miedźna

W roku 1820 z m acierzystej p a ra fji Czeladź przyłączone do Michałkowie, korzystały Siemianowice od 1848 do 1867 r. w całej pełni a potem, choć m iały własnego proboszcza, wciąż jeszcze po­

średnio z ożywczego w pływu ks. Antoniego Stabika z Michałkowie.

J a k słońce wiosenne wywabia kw iaty z grud ziemi, ta k on budził wśród ludu talen ta z uśpienia. Daniel Szendziclorz z Michałkowie i P io tr Kołodziej z Siemianowic to najw ybitniejsi literaci ludowi z jego szkoły. Około nich skupiali się inni. U Józefa Pram ora w Siemianowicach wyszedł naw et lokalny „Kalendarz Ludowy Ilu ­ strow any” na rok 1889, opracowany „przez Górnoślązaków”. Pol­

skie' te a try grywano w Siemianowicach od roku 1883 w tow a­

rzystwie robotników, a to przeważnie sztuki przez P io tra Kołodzieja na miejscu i oryginalnie napisane. Od roku 1885 istniało tam , zało­

żone przez ówczesnego kapelana ks. Ja n a K ubotha, tow arzystw o młodzieży pod opieką św. Alojzego. — Z drugiej strony jednak Sie­

mianowice z zarządem H uty L aury na miejscu, były tw ierdzą nie­

mieckiego kapitalizm u i protestanckiego hakatyzm u zarazem. To wcale nie przypadek, że właśnie z pod Siemianowic pochodzi W oj­

ciech K orfanty, aż do zmiany suwerenności uosobienie radykalizm u polskiego na Śląsku.

Młody ks. Kapiea znalazł się odrazu wobec ostrych przeci­

wieństw społecznych, wyznaniowych i narodowych. Proboszczem Siemianowic, drugim z rzędu, był w tedy ks. A ndrzej Świder, pieka- rzanin rodem, kapłan zacny i gorliwy, lecz nie posiadający pełnego

(18)

c Dr. E m il S zram ck.

zrozumienia dla spraw narodowych. Był to ch arak ter porywczy i postać nader ciekawa. — Składając wizytę proboszczom dekanatu, zetknął się ks. K apica i z ks. Bonczykiem w Bytomiu, ojcem pol­

skich organizacyj młodzieży na Śląsku i pierwszym protektorem tow arzystw robotników katolickich.

Założone przez ks. K u b o th a c) Towarzystwo św. Alojzego, ograniczone do nabożeństw kościelnych, nie prosperowało szczegól­

nie. Dopiero pod wesołem kierownictwem ruchliwego ks. Kapiey doznało pełnego rozwoju i doszło do niebywałej liczby 600 człon­

ków. I młody K orfan ty we wakacjach swoich uczęszczał na ze­

brania. Sala Sehwetera (teraz „Pod dwiema lipam i” ) co niedzielę była przepełniona. Nawet na ulicy pełno było ludzi, co przez otw arte okna słuchali wykładów ks. prezesa i pieśni polskich, któ ­ rym często kapela wtórowała. Na zakończenie opowiadano zwykle żarty. Od czasu do czasu odgrywano te a try amatorskie, a to często prcm jery, skoro się miało osobnego dram aturga w osobie Piotra K o ł o d z i e j a 7). Ilekroć A lojzjanic święcili ja k ą uroczystość, zaroiło się na sali albo w ogrodzie „Pszezelnika” ja k w ulu p ra ­ wdziwym. Ludzie samorzutnie pisali do k u rji wrocławskiej listy dziękczynne, że im ta k dzielnego posłano kapłana. W roku 1893 wydrukowano u J. Pram ora w Laura-Hucie ustaw y Stowarzyszenia

°) K s. J a n K u b o t li, u r. 27 . sie r p n ia 38G5 r ., w D o b ro d zien iu , w y św ie c o n y 1SŚ3 r ., p ra co w a ł ja k o w ik a r y w S ie m ia n o w ic a c h i K o ź lu , potem był przez k ilk a la t k się d z em w o jsk o w y m , a od roku 38 9 2 p rob oszczem w P ie c h o w ic a c h pod B y to m ie m . W roku 1 9 1 8 z re z y g n o w a ł i z a m ie sz k a ł ja k o k o m o ra n t w N y s ie , g d z ie 15 . g r u d n ia 1 9 2 0 r. u m a rł.

.K s. K u b o th b y ł k a p ła n em w ie lk ie j in ic ja ty w y p a sto r a ln e j i z n a n y ja k o bu­

d o w n icz y n o w y ch k o śc io łó w . Z p a r a fji m ie c h ó w ic k ie j w y d z ie lił i w p ię k n e k o ś c io ły z a o p a tr z y ł B ob rek , K arb i Rokitnie«?, a w koficu M ieeh o w ice sa m e je szc z e p o d z ie lił na d w a odrębne obw ody d u sz p a s te r s k ie . W u zn a n iu z a słu g o tr z y m a ł g o d n o ść sza m b ela n a p a p ie s k ie g o . — C ałą d iecezję o b le g a ły je g o d o w cip y ja k o t. zw . K uboth - W itz e , a n ie ­ je d e n k o n fr a te r dob ro d u szn y s t a ł s ię o fia r ą n o w eg o ża rtu ks. K ub otha.

7) Oto s p is s z tu k te a tr a ln y c h , k tó re K o ł o d z i e j n a p is a ł od roku 1SS3.

1. B o g a t a w d o w a , ob razek lu d o w y w 2 a k ta c h , 2. W y c u ż n i k , obrazek lu d ow y w 3 a k ta c h , 3. 30 0 0 0 m a r e k , k om cd ja w 2 a k ta ch , 4 . P o c z c i w y m ł y n a r z , obrazek l u ­ d o w y w 3 a k ta ch , 5. M a co c ha , ob razek lu d o w y w 3 a k ta ch , G. O b i c ż y s a s i , obrazek ludow T w 3 a k ta c h , 7. S ą s i e d z l , ob ra zek ludowcy w 3 a k ta ch , 8. P a n f a b r y k a n t m io te ł, w 1 a k c ie , S. Z a k o c h a n i , k o m ed ja w 2 a k ta c h , 9. G ó r n i c y , o brazek d r a m a ty cz n y wr 5 a k ta c h , 10 . P i l n u j s w e g o o b o w i ą z k u , k o m ed ja w’ 2 a k ta c h , 11 . W a l k a o b y t , ko m ed ja w 1 a k c ie , 12 . W y r o d n y s y n , ob razek lu d o w y , 13 . J a n i k d o k t o r e m , k om ed ja w 2 a k ta ch , 1 4 . B a b s k i c o m b e r , k o m ed ja w 1 a k c ie , 15. M il o ś ć o f i c e r a , w jed n y m a k cie, 17 . P y c h a , 1 5 . Ł a k o m s t w o , 19. N i e c z y s t o ś ć , 20 . Z a z d r o ś ć , 2 1 . O b ż a r s t w o , 2 2 . G n i e w , 23 . L e n i s t w o w s ł u ż b i e B o ż e j , 24 . S z o p k a b c t ł c c m s k a w 5 a k ta c h , 25 . J e d y n a c z k a , k o m ed ja w 3 a k ta ch , 26 . Bogu n a c h w a ł ę , ob razek d ra m a ty czn y w 2 a k ta ch (d la s tr a ż y p o ż a r n e j):* — W s z y s tk ie s ztu k i te a tr a ln e s ą ze ś p ie w a m i.

P io tr K o ło d ziej u m a rł w S ie m ia n o w ic a c h d n ia 14 g r u d n ia 1 9 3 1 , m a ją c la t n ie s p e łn a 79 . - .

(19)

K s. J a n K apica. 7

Młodzieży, a na wniosek Piotra Kołodzieja, k tó ry był wiceprezesem, także „zbiorek najużyw ańszyck piosnek”. K asjer Alojzjanów Stani­

sław Polak, k tó ry miał żyłkę poetycką, m usiał w edług wskazó­

wek ks, prezesa wiersze układać. Tak powstała w Siemianowicach nader u datna parafraza górnośląska do pieśni filaretów :

Hej, użyjm y żywota, W szak żyjem tylko raz!

Życie to częsta psota, A wnet przeminie czas.

Śpiewajmy więc wesoło, Niecli p u h ar krąży wkoło, Chwytaj i do dna chyl W nadziei lepszych chwil.

Po co tu obce mowy, W szak polski pijem miód, Lepszy śpiew narodowy I milszy b ratn i ród!

Śląsko, to polska ziemia, To nasz ojczysty raj, Milszej k rainy niema, Nieeli żyje polski k r a j ! Ot, tam siedzą g ó r n i c y, Więc przed nich puhar staw, To dzielni robotnicy,

Bo bronią swoich praw.

Podziemną, ciężką pracą, Nie swoich tu bogacą, Wesoły górnik brat, Choć nędzny jego płat.

Tu jest h u t n i k ó w kolo, Czas ich to zdrowie wznieść.

Uczyńmy to wesoło, ' A w ięc: hutnikom cześć!

H u tn ik z ognia w ypali:

Żelazo, srebro, cynk.

Nie nasz ten skarb metali, W tern jest najw iększy sęk!

Lecz gdy zabraknie ehleba, Kto wtenczas da nam jeść?

A chleba nam potrzeba, A więc r o l n i k ó w cześć!

Niech żyje w pomyślności Rolników zawód cny, Łaknącej on ludzkości Ociera gorzkie łz y !

J a k z polskimi k u p c a m i, Niech d a ją życia znak, Niech będą zawsze z nami, Nam polskich kupców b r a k ! Żydzi się tu panoszą,

Zysk znaczny stąd wynoszą, E j, biedny ten nasz k raj Dla żydów istny ra j ! Nareszcie r z e m i e ś l n i c y , Szlachetny jest wasz stan, I inni robotnicy,

W y wszyscy żyjcie nam ! W zajemnie się kochamy, W tern najsilniejsza b r o ń ! Że zniemczyć się nic damy, Tu na to polska d ło ń !

Więc użyjm y żywota, W szak żyjem tylko raz, Życie to nieraz psota, A wnet przeminie czas.

Krew stygnie, włos się bieli, Trzeba poczciwie żyć.

Niech śpiew nas rozweseli, Nim będziem w ziemi g n ić !

(20)

8 D r. E m il S zram ck.

K om entarz do tej pieśni dał po śmierci ks. Kapicy K orfanty, pisząc w Polonji (1930 nr. 2132): „Pamiętam, ja k jako uczeń gimna­

zjalny obchodziłem z tym młodym wikarym domy i przekonyw a­

liśmy kupców i właścicieli kamienic, że powinni używać tylko pol­

skich napisów na godłach. W żywej mam pamięci jego działalność w tow arzystw ach parafjalnyeh, gdzie nie tylko uczył, w ykładał i czytał dzieła literatu ry , ale i pielęgnował pieśń polską, sam bę­

dąc dobrym śpiewakiem ”.

A lojzjanie byli dla ks. Kapicy w Siemianowicach chlubą i zgu­

bą. Z dum ną radością przedstaw ił ich dnia 6 m aja 1894 r. ks. k a r­

dynałowi Koppowi. Jego Em inencja podziwiał sprawność jego w dy­

rygowaniu sześciuset młodzieńcami. Po wysłuchaniu przyw itania, wygłoszonego przez wiceprezesa Kołodzieja, i kilku pieśni, ks. k a r­

dynał przemówił do Alojzjanów na tem a t: co za młodu zasiejecie, na starość żniwować będziecie! — i kazał ks. Kapicy przetłum aczyć swoje słowa na język polski. W końcu udzielił młodzieńcom bło­

gosławieństwa. — Ale zanadto był ks. Kapica rozruszył lud polski.

Niemieccy urzędnicy H uty L aury zadenuncjowali go do proboszcza i do biskupa, iż przeszkadza germ anizacji, utrzym ując polskie poczu­

cie narodowe. Już w roku 1893, gdy z okazji jubileuszu kapłańskiego ks. Loya rodaków swoich przed kościołem miedźwieńskim z pa­

tosem zachęcał do pielęgnowania i obrony języka polskiego, ode­

zwały się głosy znawców stosunków : „K aplan Kapica ist in Ober­

schlesien unmöglich geworden”. — Rzeczywiście przeniesiono go w r. 1894 do Berlina. W Siemianowicach powstała niemała rewo­

lucja parafjaln a, któ rą jednak ks. Kapica sam taktow nie zażegn ał8).

Do nowej, ta k bogatej w urozmaicenia, pracy w diasporze ks. K apica szybko się przyzwyczaił. W Berlinie udzielał się dużo w towarzystwie polsko-katoliekiem, uczył w szkole, pracow ał w szpi­

talach i więzieniach i urządzał misje w całej okolicy. Ody w r. 1895 składał egzamin proboszczowski, chwalił go prepozyt u św. J a ­ dwigi w Berlinie ks. dr. Jahnel jako kapłana gorliwego, skromnego i zgodliwego. Zaczęto zwracać uwagę na jego tale n t oratorski. Ale jem u myśli wciąż ulatyw ały do stron ojczystych. Ilekroć z pieca mu się kopciło, nabierał szczególnego humoru, bo przypom inały mu

8) K s. Ś w id er je s z c z e w k ilk a la t p óźn iej ż a lił s ię c za sem , iż p a r a fja n ie w ię c e j su p r z y w ią z a n i do d a w n iejsz e g o k a p ela n a n iż do sw e g o proboszcza. P o r ó w n y w a ł sit; do k u ry , co k a c z ę ta w y lę g ła i sa m a p o z o sta je , gd y ty m cz a sem k a c z ęta la ta j ą g d z ie in d zie j i w e so ło po w o d zie p ły w a ją .

(21)

K s. J a n K apica,

się dymiące kominy górnośląskie. Około nowego roku 1898 zgłosił się na chybił tra fił o nowo utw orzoną w tedy p a ra fję Jankow ice w powiecie rybnickim, k tó ra była p a tro n atu rządowego. Ponieważ był jedynym kandydatem , uzyskał prezentę. Przypadek zrządził jednak, że nie poszedł do Jankow ie, ale dostał się do Tychów.

Dnia 21. grudnia 1897 r. um arła bowiem żona kanclerza Rzeszy księżna Hohenlohe-Schillingsfürst. Nad jej tru m n ą odpraw ił ks. K a­

pica nabożeństwo żałobne w domu i asystował też przy pogrzebie samym. Ponieważ córka zmarłej księżnej odwiedzała w tym czasie chorą służącą w szpitalu sióstr Elżbietanek, zwrócił siostrze Kuper- tynie półżartem uwagę na w akujące właśnie Tychy i, że mogłaby przy okazji poprosić księżniczkę o interw encję u księcia pszczyń­

skiego, aby ten młody kapłan, k tóry nad tru m n ą jej m atki się mo­

dlił w domu żałoby, otrzym ał probostwo. Zakonnica wzięła spraw ę na serjo i poprosiła księżniczkę, ta pomówiła z ojcem, a kanclerz Rzeszy z księciem pszczyńskim, k tóry dał odpowiedź przychylną.

Było to bardzo nic na rękę urzędnikom pszczyńskim, bo już byli sobie upatrzyli innego k andydata na Tychy. „Was, der B auern­

junge soll Tichau bekommen?” — dziwiono się zarozumiale. Tak samo podnosili niektórzy księża protesty przeciwko nadaniu Ty­

chów ks. Kapicy, k tóry był powszechnie znany jako Polak. Lecz ks. k ard y nał Kopp po jego stanął stronie. Na W ielkanoc 1898 r., gdy właśnie wychodził z kazaniem, otrzym ał ks. K apica prezentę.

N aturalnie rezygnował teraz z Jankow ie i zaliczał siostrę Kuper- tynę do praw dziw ych dobrodziejów swoich. Odwdzięczył się szczo­

drze, darząc K ongregację św. Elżbiety zawsze szezególnemi względami.

PROBOSZCZEM W TYCHACH.

M o t t o Pochodnią nogom moim słow o Twoje,, i światłość ścieżkom moim.

Ps. 118

T y c h y 9), w samym środku pow iatu pszczyńskiego położone, należą oddawna do znaczniejszych miejscowości okręgu. Liczyły 1898 r. katolików 2044, protestantów 145, żydów 70. P a ra fja obej­

mowała ponadto Czułów, Glinkę, Mąkolowiec, M ureki, Paprocany i Paprocką Kuźnię, W artogłowiec, Zawiść i Źwaków — i liczyła razem 6290 katolików , 344 protestantów i 77 żydów. Irndność jest

°) F a tr z : „ R o c z n ik i“ T. P . N ., tom I I ., s tr . 2 5 9 . N a z w a T ych y.

(22)

10 Dr. E m il S zram ek.

po części robotnicza, po części rolnicza. Charakterystyczne piętno nadaw a ją Tychom dwa wielkie browary, jeden książęcy, drugi oby­

watelski, oraz palarnia. Brow ar książęcy, którego wyczop w r. 1897 wynosił 100 000 hi. a w roku 1914 osięgnął maksynram 261.608 hek­

tolitrów , należy do największych brow arów wschodniej Europy.

Nic więc dziwnego, że okolica tyska była mocno zalkoholizowana.

Bywało, iż służące karczm arzy w poniedziałek przynosiły na pro­

bostwo pełną zapaskę książek modlitewnych, zapomnianych w karczmie przez „pobożnych” pijaków, co w niedzielę wprost z ko­

ścioła tam byli poszli i pozostali. Naw et kobiety hołdowały alko­

holowi. Tak w yglądał ośrodek, z którego nie zadługo na cały Górny Śląsk zaczął promieniować system atyczny ruch m isyjny prze­

ciwko pijaństw u.

Nowy proboszcz objął p a ra f ję dnia 29. czerwca 1898 r. Przy- tem wygłosił kazanie na tem at „Pax v o b is!” i pow iedział: „P rzy­

szedłem przynieść wam pokój, lecz gdyby honor Kościoła, albo zba­

wienie dusz waszych tego wym agały, zawołam z C hrystusem : „Nie pokój przyszedłem przynieść, ale miecz”. W Tychach było odrazu robot}’ dużo, bo poprzednik ks. Palica, k tó ry od r. 1870 tam był p ro ­ boszczem, w ostatnim czasie jako staruszek już nie mógł w zupeł­

ności podołać zadaniom duszpasterskim. Naw et śpiew był zanie­

dbany. Ivs. K apica później opowiadał: „W Tychach zastałem, gdy w r. 1898 p arafję objąłem, śpiew kościelny we wielkiem zaniedba­

niu, ponieważ i proboszcz dotychczasowy i organista byli starym i ludźmi i nic posiadali potrzebnego zmysłu muzykalnego. Zabrałem się do reform y śpiewu kościelnego. Co niedziela i święto tudzież podczas nieszporów oraz nabożeństw majowych i różańcowych ćwi­

czyłem osobiście przez kilka la t od ołtarza polski śpiew kościelny i zaprowadzałem nieznane pieśni i nieszpory polskie, gdyż dotąd śpiewano tylko litan je zamiast właściwych nieszporów. Do dnia dzi­

siejszego popraw iam natychm iast nieudany śpiew, zwracam uwagę na usterki, daję publicznie naganę lub pochwałę ludowi i organiście i każę pieśń, źle śpiewaną, pow tarzać” 10).

Proboszczowska działalność ks. Kapicy zaznaczyła się na- zewnątrz dw ukrotnem powiększeniem kościoła (1906/7 i 1929) przy równoczesnem terytorjalnem uszczupleniu p a ra fji przez wy­

dzielenie Murcków. N aw ew nątrz dokonał przez gorliwe i umie-

10) „ P r z e w o d n ik K a t o l ic k i“ , 19 2 7 nr. S.

(23)

K s. J a n K ap ica. 11

jętn c duszpasterstwo całkowitego przekształcenia parafji, k tó rej stosunki wkońcu uchodzić mogły za wzorowe. To jest pewne, iż dłu gi szereg proboszczów tyskich osięgnął w ks. Kapicy ta k i punkt kulm inacyjny, że następcom trudno mu będzie dorównać.

Ks. Kapica upraw iał duszpasterstwo ze serdeezncm umiłowa­

niem i nadzwyczajną znajomością psyehologji ludu. Czy to była nauk a dzieci, m ających przystąpić do Sakram entów św., czy nauką przedślubna, czy katechezy dla wszystkich, czy zwykłe ogłoszenia z ambony, czy rozmowy w kancelarji p arafjalnej, wszystko prow a­

dził ta k patrjarchalnię, a przytem ta k um iejętnie i swoiście cie­

kawie, że znać było m istrza, którego starsi konfratrzy i naw et bi­

skupi podziwiali, a od którego księża młodzi z korzyścią uczyć się mogli. P a raf janie zaś pod jego ojcowską ręk ą czuli się bezpiecznie i eałkowitein darzyli go zaufaniem. J a k go czcili i kochali, p u ­ blicznie pokazali przy różnych jego jubileuszach.

Po uroczystości Abraham a, k tó rą święcił w 1916 r., skoń­

czyw szy'50 rok życia, obchodził dnia 17. czerwca 1917 r. srebrny jubileusz kapłański.

Po niomieckiom nabożeństwie, przy którem m iał kazanie ks. dr. Szra- mek, zaprowadzili p arafjan ie ks. ju b ilata w uroczystym pochodzie z pro­

bostw a do kościoła na sumę. Szły najprzód dziatki, które tego roku były do pierwszej Komunji św., za niemi kongregacja młodzieńców, potem żołnierze i inw alidzi wojenni, następnie kongregacja dziewcząt, a za nią dziewczynki w bieli z liljam i srebrnem i i kw iatam i; przed samym ks. jubilatem niesiono zwiędłą koronę prym icyjną i srebrną koronę, a w pośrodku kroczyła dziew­

czynka czarno ubrana z gromnicą. Ks. ju b ila t i asysta otoczeni byli srebrnym wieńcem. Za ks. jubilatem szli krewni, zakonnice, honoracje i nareszcie prze­

łożone i przełożeni z Różańca i członkowie I I I Zakonu. W szyscy uczestnicy pochodu m ieli srebrną ozdobę, dziewczyny srebrne wianki, chłopcy zaś, mło­

dzieńcy i mężowie srebrne różczki. Cała reszta ludności stała w szpalerze.

P rzy uroczystej sumie asystow ali ks. jubilatow i ks. Miczek z Warszowic, ks. A ntoni W ojciech z F riedlandu i ks. dr. Potempa, ty sk i kapelan. Polskie kazanie wygłosił ks. Miczek na tem at: „M iłosierdzie P ańskie na w ieki wy­

śpiewywać będę“ (Psalm 88). Z kościoła odprowadzono ks. ju b ila ta znów w procesji przed probostwo, gdzie składali życzenia w im ienni gm iny tyskiej p. burm istrz Skupin po niemiecku, w im ieniu gminy paprockiej p. sołtys Czy- pek po polsku, ze Zarządu kościelnego p. Stabik po niemiecku i nareszcie ze za­

stępstw a gm iny politycznej p. K ontny po polsku.

Po południu o godzinie czw artej całe Tychy zebrały się na podwórzu farskiem , pięknie przystrojonem w kw iaty, chorągwie i girlandy. Wśród ogól­

nej wesołości tyszanie oddali tu ks. jubilatow i podarek w postaci ślicznego rum aka. P rzy dźw iękach m uzyki śpiewano n a melodję „Oj w polu jezioro"

osobno na to ułożoną pieśń:

(24)

12 Dr. E m il S zram ck.

Gra wesoło muzyka, koń nogami podryga,

P ięknie uprany, idzie choćby w tany, Po ma piękną drużynę;

Jedzie z nim do księżoszka cała gm ina tychowska;

Koń się paradzi, księżoszek mu radzi, iż ta k ślicznie uprany.

M a on srePrne łańcuchy, co mu dały dziewuchy,

P iękne postronki, co dały małżonki, srePrne Picze młodzieńcy, i t. d.

Teraz ks. dr. Szramek zagaił gratulacyjne zePranie ludowe i z mównicy, pod cienistą lipą zPudowanej, składały życzenia śpiewem przeplatane kolejno w szystkie stany i tow arzystw a p ara fji, mianowicie żołnierze i dziatk i po­

ległych we wojnie żołnierzy, kongregacja młodzieńców i tow arzystw o Dzie­

cięctwa Jezusowego, Trzeci Zakon i dziatw a szkolna, rohotnicy i m atki tyskie, kongregacja dziewcząt, w ojanki i służące, a n a końcu uPodzy p ara fji. TrzePa Pyło podziwiać sprawność ludu tyskiego, który ta k swoPodnie i śmiało pu- Plicznie umie przemawiać i po w ielkiej części oryginalnem i w ierszam i uczcił swego duszpasterza.

Ks. dziekan Kapiea dziękował p a ra fji za ta k serdeczne i miłe uczczenie jubileuszu; publicznie złożył zapewnienie, że ja k dotąd, tak też i nadal będzie wiernie pracow ał dla dobra p a ra fji tyskiej i całego ludu górnośląskiego. Jako cel i ideał swojej pracy podał uświęcenie dusz nieśm iertelnych, uszlachetnienie życia rodzinnego i kulturalnego, podniesienie polskiego ludu na Górnym Śląsku.

H ym nem : My chcemy Boga ! zakończono wzniosłe to zebranie.

Piękny wiersz jubileuszowy, ozdobnie w ydrukow any, a p ra ­ wdopodobnie także ułożony przez Napieralskiego, wręczył w imie­

nin p a ra fji gospodarz Brunon Kontny. Czytamy tam : Za wszystkie tru d y lud Cię błogosławi I za zasługę całe Śląsko sław i;

Szczególnie jednak, my Twoi najbliżsi I najw ierniejsi i Twoi najszczersi.

Tyś nasz, o Księże, my w ierni Twoi, Przymierze nasze na zawsze ustoi;

W iernyś ludowi z myśli, słowa, czynu I trw asz przy ludzie, wielki ludu Synu!

Może Cię inni wymowniej wysławią, Może na wyższym pom niku p o staw ią;

My słowem serca, w imieniu współbraci, Mówimy p ro sto : — Niech Ci Bóg zap łaci!

Pieśń stołowrą zaś, ta k na uroczystość A braham a jak na sre­

brny jubileusz kapłański, ułożył w stylu żartobliwym ks. dziekan W iktor Loss z Pawłowie pod pseudonimem Bolko Odromir T. G.

herbu Krzywa Cholewa.

(25)

K s. J a n K ap ica. 13

APOSTOŁ TRZEŹWOŚCI.

M o t t o : Miscreor super turbam .

M a r e k V I I I , 2.

C aritas Cliristi urget me.

2. K o r . V , 14.

Pierwsze lata w Tychach zeszły na obserwacji stosunków p a­

rafialnych i na intenzywnera studjum . Ks. Kapica przerobił jesz­

cze raz całą teologję, przeczytał clwudziestokilkutomową historję powszechną Weissa i wgłębiał się w zasady ekonomji społecznej.

Ze względu na brow ary tyskie interesow ała go szczególnie kw estja alkoholowa. Jako jedyny sposób do jej gruntownego rozwiązania poznał rychło i w sposób intuicyjny czynną miłość bliźniego. Oko­

liczności były tak ie :

Pewnego poniedziałku lub w torku, gdy było właśnie wesele i w karczmie grała muzyka do tańca, zawołano go do osoby młodej lecz ciężko chorej. Gdy na moment nastała cisza w izbic a tylko dźwięki muzyki dolatyw ały z karczmy, odezwała się c h o ra : „Sły­

szą księżoszku?” — „Słyszę”. — „Tak też i mnie grała muzyka, bo przed rokiem moje było wesele i czułam się szczęśliwą”. Za chwilę wskazała na ślubny wianek, k tóry za szkłem wisiał na ścia­

nie, i powiedziała : „W tedy ten wianek był świeży i zieluteóki, teraz je s t zwiędły i suchy. Razem z nim zwiędniało szczęście moje, bo mąż mój pije. Dlatego ja choruję, dlatego um rę i dlatego też to dziecię, co teraz w kolebce śpi, będzie nieszczęśliwe”. — Serce ks.

Kapicy przeszył ted y żal nad ludem rozpitym. Przypom niały mu się słowa Zbaw iciela: m iscreor super turbam — żal mi tego ludu, i w tej chwili postanowił podjąć walkę przeciwko pijaństw u jako najw iększem u Avrogowi szczęścia ludzkiego. A żeby zgóry utrącić zarzut, że księża też piją, w yrzekł się sam wszelkich trunków alko­

holowych i tem u heroicznemu postanowieniu wiernym pozostał aż do śmierci.

O dtąd nie m iał spokoju i w ram ach p a ra fji już się nie po­

mieścił. Założywszy w Tychach dnia 8. grudnia 1898 r. po poprzed­

niej m isji bractw o trzeźwości, do którego się zaraz około 2000 a dnia 2. lutego 1899 r. dalszych 500 p a ra fja n na członków zapisało, po­

d ał do księcia-bisluipa wrocławskiego wniosek o ponowienie daw­

niejszych bractw trzeźwości w całej diecezji. Zaproszony w skutek tego z referatem na konferencję kom isarzy biskupich i dziekanów

(26)

14 D r. E m il S zram ck.

do W rocławia, przedstaw ił tam dnia 12. października 1899 r. jasno opracowany i znakomicie uzasadniony projekt nowoczesnego ujęcia ruchu trzeźwości przez Kościół katolicki 11). Przyjęto tak ie rezolu cje:

1. J e s t obowiązkiem duchowieństwa, orjentow ać się w kw estji alkoho­

lowej, ta k doniosłej dla życia naszego ludu. 2. K sięża powinni -wykorzystać każdą okazję ja k nauka dziatwy, ambona, konfesjonał, nauka przedślubna, związki, — by oświecać lud o spustoszeniach, jakie alkohol w yrządza pod względem religijnym , fizycznym i społecznym. 3. Nieodzowne je st zakła­

danie bractw trzeźwości a, o ile p rak ty k a n a to wskazuje, związków absty­

nenckich. Dla słabych poleca się zaprowadzenie czasu próbnego. Kierownic­

two w szystkich bractw trzeźwości spoczywa w rękach dyrektora diecezjal­

nego, k tó ry m a w diecezji do pomocy dwuch albo więcej subdyrektorów. N a czele bractw a parafjalnego stoi proboszcz względnie jego zastępca. Celem poparcia akcji trzeźwości m ianuje on kilku zelatorów. 4. Pożądanem je st po­

zyskanie prasy katolickiej dla ruchu trzeźwości. Jako organ bractw trz e ­ źwości poleca się Posłańca Niedzielnego (Sonntagsblatt). Należy rozszerzać broszury i pism a ulotne. 5. Trzeba zakładać katolickie lecznice dla pijaków.

6. W oparciu o niem iecki Verein gegen M issbrauch des Alkohols należałoby na wschodzie Niemiec założyć związek podobny, któryby werbował członków z w szystkich w arstw społeczeństwa i m iał za zadanie, dążyć do zm iany przy­

jętych zwyczajów pijackich i wpływać na czynniki ustawodawcze i organy adm inistracyjne, by popierały ruch trzeźwości. 7. Należy utw orzyć komisję z osób duchownych i świeckich, k tó ra całą akcję trzeźwości uruchomi.

Ponieważ inicjatyw a była wyszła z Górnego Śląska, to też na Górnym Śląsku zaczęto akcję urucham iać. Na początku roku 1900 odbyła się w Kędzierzynie konferencja pomiędzy delegatem k a rd y ­ nała Koppa ks: Augustinern, ks. Kapieą, generalnym dyrektorem hrabiego Schaffgotscha, radcą sprawiedliwości dr. Stephanem z By­

tomia i lekarzem dr. Sciffertem z Bytomia. Uchwalono natych­

m iast i poza kościołem rozpocząć zorganizowaną walkę z alkoholem.

Zwrócono się zaraz do „D eutscher Verein gegen M issbrauch geisti­

ger G etränke” w Berlinie i osiągnięto założenie centrali prow incjo­

nalnej w W rocławiu, która utw orzyła niebawem „Oberschlesischer Bezirksverein gegen M issbrauch geistiger G etränke” z siedzibą w Bytomiu. Prezesem został generalny dyrek tor dr. Stephan 12). Tym­

n ) P r o to k o ll d er am 11 . und 12 . O ktober 1S99 Im ib . th e o lo g isc h e n C onw ikt a b g e h a lten en TM özesankonierenz (s tr . 36 — 11).

12) B ern a rd S t e p h a n , u r. 1 0 . lis to p a d a 1S 55 r., ja k o sy n d y r e k to r a g im n a zju m w O stro w ie, u c z ęsz cz a ł do g im n a zju m w Ś r e m ie , g d z ie p ó ź n ie jsz y k s. p r a ła t W a w r z y ­ n ia k był je g o n a u cz y c ie lem r e l ig j i. T u s ię też n a u cz y ł ję z y k a p o lsk ie g o . P o sk o ń czo ­ nych stu d ja ch p r a w n ic z y ch p r a c o w a ł n ajp rzód ja k o sy n d y k w z a r z ą d z ie dóbr h r a b ie g o I le n c k e l-D o n n e r sm a r c k a w T a rn o w sk ich G órach (1 8 8 1 —1 S S 5 ), p o tem o s ie d lił s łę ja k o a d w o k a t w B y to m iu i od ra zu w z ią ł czy n n y u d zia ł w ż y c iu pu blioznem . Od r o k u 18 8 6 n a le ż a ł do r a d y m ie js k ie j, a w roku 1 8 9 3 w y b ra n y m z o sta ł w o k ręg u S tr z e lc e —K o ź le do p a r la m e n tu , a w ok ręg u B y to m —T a rn o w sk ie Góry do sejm u p r u sk ie g o . N a le ż a ł do

(27)

K s. J a n ICapica. 15

czasem ks. kardynał K.opp p a rł też naprzód akcję czysto kościelną.

W liście pasterskim , wydanym na wielki post jubileuszowego roku 1900, pod koniec ta k powiedział:

Czyż inożna godniej święcić to lato miłościwe, jakie nam Kościół przy zmia­

nie stulecia otwiera, aniżeli podejm ując z tem w iększą gorliwością w alkę ducha z ciałem ?. . . B ractw a wstrzemięźliwości — to ratu n ek dla ludzi; chcą one kres położyć pijaństw u, które tyle nieszczęścia sprowadza na ro d z in y ..

a je st to także rzeczą honoru dla Kościoła; nie wolno nam bowiem dopuścić do tego, aby niewierni mogli choćby tylko z pozorem słuszności twierdzić, że religja nasza nie ma siły i zdolności do podniesienia poziomu moralnego. Nie, pokażmy im, że w Kościele naszym działa zawsze jeszcze ten sam, k tó ry przyszedł na św iat, „by szukać i ratow ać, co było zgubione“. (M at. 18. 11).

Równocześnie z wydaniem listu pasterskiego zwrócił się ks. k a r­

dynał do kleru z usilną prośbą, by zechciał popieraniu ruchu trze­

źwości poświęcić szczególną uwagę. Nie m ając jeszcze kandydata odpowiedniego na dyrektora diecezjalnego, zamianował tymczasem tylko subdyrektora dla Górnego Śląska w osobie ks. Kapiey.

W tym charakterze rozpoczął proboszcz tyski w imię hasła misereor super turbana, swoją działalność m isjonarską, w której w całej pełni zajaśniały u niego i gorliwość iście apostolska i feno­

menalny wprost tale n t retorski. W latach 1900 do 1903 prowadził misje trzeźwości w następujących kościołach: Tychy, Chełm, Stary Bieruń, Bojszowy, Lędziny, Miedźna, Mysłowice, JCatowice, Ro- ździeń, Bogucice, Dąb, Załęże, Kochłowicc, Nowa Wieś, Bytom St. Maria, Bytom St. T rinitas, Orzegów, Godula, Ruda, Biskupice, Zabrze, Zaborze, Mikulczyce, Łagiewniki, Piekary, Bobrek, Miecho-

n a jw y b itn iejsz y c h p rzyw ód ców c en tr o w y ch R z esz y N ie m ie c k ie j i p r z em a w ia ł n a w ie lu k o n g re sa ch k a t o lic k ic h .

O bjąw szy z d n iem 1. lis to p a d a 1 8 9 9 r. g e n e r a ln e p e łn o m o cn ic tw o h r a b ie g o S c h a ffg o tsc b a d la r o zleg ły c h je g o p o s ia d ło ś c i w g ó r n o ś lą sk im o b w od zie p r z em y sło w y m , o k a z a ł s ię s p o łe c z n ik ie m d o sk o n a ły m o p o c z y n a n ia c h w p r o st p rzeło m o w y ch . O draził p o z n a ł w a ż n o ść k w e s t ji m ie sz k a n io w e j i k a z a ł w c z a s ie u rz ęd o w a n ia sw e g o n a s ta n o w is k u g e n e r a ln e g o d y r e k to r a w y b u d o w a ć 36 6 dom ów m ie s z k a ln y c h d la r o b o tn i­

ków w p r z ed się b io rstw a c h h ra b ieg o S c h a ffg o ts c b a . Z a p ro w a d ził też p r e m je r o b o tn icz e , za p o m o g i m ie sz k a n io w e i d o d a tk i n a d z ie c i. P o p ie r a ją c u s iln ie ru ch p r z ec iw a lk o h o ­ lo w y , s ta r a ł s ię s y ste m a t y c z n ie p r z y zw y c z a ić lud do n a p o jó w o r z e ź w ia ją c y c h a n ie ­ szk o d liw y c h . T em u celo w i s łu ż y ć m ia ły np. lic z n e m le c z a r n ie h y g je n ic z n e . H o jn ie p o ­ m a g a ł p rzy b u d o w ie n o w y c h k o śc io łó w . Szczod rą o p ie k ą o ta c z a ł ż łó b k i, o c h r o n k i, s z k o ły g o sp o d a rcze, d om y z w ią zk o w e, s p o r t itd ., a w sz y stk o to c z y n ił w ś c is le m za w sz e po­

ro zu m ie n iu z d u ch o w ień stw e m . J a k o k a t o lik był w z o ro w y .

U m a r ł z a ra z po w yb uch u w o jn y d n ia 8 . s ie r p n ia 1 9 l 4 r. i p o c h o w a n y je s t w S zo m b ierk a ch pod B y to m ie m . P o ls k ie k a z a n ie p rzy p o g rzeb ie w y g ło s ił k s . K a p fc a , b io r ą c za m o tto s ło w a ś w . P a w ła : J u s tu s ex fid e v i y i t — s p r a w ie d liw y ż y je z - w ia r y .

G e n e r a ln y d y r e k to r S tep k a n był m ężem n a js z la c h e tn ie j s z e g o . c h a r a k te r u o k r y ­ s zta ło w ej c z y s to ś c i du szy i n ie sp la m io n e j u c z c iw o ś c i. P o n ie w a ż p o tę p ia ł e k s te r m in a ­ c y jn ą p o lity k ę rząd u w z g lęd em P o la k ó w , n ie p o s ia d a ł ża d n e g o o d z n a c z en ia p r u s k ie g o . A le był k o m tu ro m p a p ie s k ie g o o rd eru ś w . G rzegorza.

(28)

IG Dr. E m il Szraniek.

wice, Tarn. Góry, Stare Repty, S tare Tarnowice, Miehałkowice, W oźniki, Dąbrowa (pod Niemodlinem), Toszek, Opole, Lipiny, Mi­

kołów, Mokre, Łaziska Górne, Woszczyce. — Ten czas m isyjny n a­

zywał ks. K apica jeszcze w roku 1921 najpiękniejszym okresem swego życia •).

Uruchomiona przez proboszcza tyskiego w alka z pijaństw em robiła na Górnym Śląsku dobre postępy. Zadowolony z tego ks. k a r­

dynał Ivopp zreorganizował istniejące tu z dawniejszych la t bractw a trzeźwości i dekretem z 23. m arca 1901 r. podniósł z upoważnienia Stolicy Apostolskiej bractwo, za czasów ks. Ficka w Piekarach ka­

nonicznie erygowane, do godności arcybractw a, do którego wszyst­

kie inne podobne zrzeszenia kościelne, gdziekolwiek naw et w innych diecezjach istniejące lub powstać m ające, agregowane być m iały 13).

Na spowodowanej tern uroczystości piekarskiej w zastępstwie ks.

kardynała przewodniczył n aturaln ie ks. Kapica. Aż do roku 1903 cała setka bractw trzeźwości była kanonicznie założona i do arcy­

bractw a piekarskiego ag re g o w an a 14). Ponieważ były to praw ie wyłącznie polskie p arafje Górnego Śląska, jak ks. kardynał z ubole­

waniem wyraźnie zaznaczał, bezpodstawna jest skarga z polskiej strony w roku 1914 wypowiedziana, iż „prawdziwie żałować trzeba, że nic wznowiono u nas klasycznych a swojskich i rzeczywiście pięk­

nych bractw trzeźwości z czasów ks. F ick a” 15). Jeżeli te bractw a później w wirze walk politycznych, jakie się na widowni Górnego Śląska rozgrywały, znacznie podupadły, nie wina w tern ani Ko­

ścioła wogóle, ani ks. Kapiey w szczególności. Dziękować raczej trzeba opatrzności Bożej, że przed rozognieniem w roku 1903 walki narodowościowej utrzeźw iła przez misje ks. Kapicy lud górnośląski tak , że potem przy wszelkiem roznam iętnieniu politycznem zacho­

wał rozum i równowagę. Zgroza pomyśleć, co by się było działo, gdyby Górnoślązacy w tych gorących czasach byli się jeszcze zale­

wali hektolitram i alkoholu.

Był to ogrom pracy, jak iej ks. Kapica w tedy dokonał, gdy inni spokojnie się przyglądali i dowcipkowali. Naw et pobożni staruszko­

wie w strząsali ramionami, m ów iąc: Po co te misje? — wszak znamy

*) M ein e M ä ss ig k e its m is s lo n e n , w „ D er O b ersch lesier" 1 9 2 1 , nr. 30 , s ir . 53 7 . is) V e ro r d n u n g e n d es F b . G en eral - V ic a r ia ta m te s zu B re sla u N r . 3 7 9 , poz. IV.

u ) B e r ic h t über den S ta n d d er M ä ssig k e itsb e w e g u n g in der D iö z ese B r e sla u , do d a tek do V ero rd n u n g en itd . n r. 4 0 3 , poz. I I .

15) K o n st. P r u s . O w a lc e z p ija ń stw e m na Ś lą sk u G órnym za cza só w ks. F ic k a , s a r y s h is to r y c z n y , B y to m 1 9 1 4 , s tr . 4 0 .

(29)

Ks. J a n K ap ica .17

teolog,ję m oralną i mamy zasady pastoralne do traktow ania grzesz­

ników nałogowych, to za łaską Bożą wystarczy. — Ks. K apica zaś wciąż pow tarzał: gratia supponit natu ram — i miał wielki szacu­

nek dla pracy i dla kultu ry , która jest panowaniem ducha ludz­

kiego nad natu rą. Tę definicję znało w Tychach każde dziecko 12-letnic. Ks. Kapica nie wierzył, iż pobożność sama wystarczy, by się Bogu przypodobać, i mógł się powołać na znane słowo Zbawi­

ciela: Nic każdy, co do Mnie mówi „Panie, P an ie”, wnijdzie do królestwa niebieskiego. — Nie wierzył też w wygodny autom atyzm dziejowy, chociażby zostaw iający się pobożnie opatrznością Boską, ale wierzył i .uczył, że dopiero p raca w pocie czoła, wykonyw ana z myślą o Bogu, jest praw dziw ą służbą Bożą. Czuł z apostołem : caritas Christi urget me (2. Kor. V, 14), dlatego nie wa­

hał się, tam , gdzie nie było wydeptanych dróg duszpasterskich, to ­ row ać sobie z wielkim wysiłkiem drogi nowe.

Przypatrzm y się jego misjom. N ader cenne uw agi znajduje­

m y w sprawozdaniu, które jako subdyrektor górnośląskich bractw trzeźwości na początku 1903 r. złożyć musiał lcurji wrocławskiej.

„P rzy ogłoszeniu m isji daje się w gminie zauważyć silne poruszenie.

Je d n i w ita ją misję z wielką radością, inni z złością, śmiechem i wyszydzaniem.

Interesenci alkoholu różnemi sposobami sta ra ją się powstrzymać pijaków od udziału w misjach. Mimo to serce w zbiera od radości na widok, ja k ze wszyst­

kich stron lud garnie się do kościoła już długo przed czasem do kaza­

nia naznaczonym. Mężczyźni i niew iasty, dorośli i dzieci, robotnicy w prost z pracy — wszystko się spieszy, by przyjść na czas i znaleźć jeszcze miejsce w kościele. Po odśpiewaniu jak iejś pieśni lub różańca rozpoczyna się o go­

dzinie siódmej pierwsze kazanie. Ciekawość je st napięta, rzadko kto wierzy w powodzenie, przeważna część przyszła z postanowieniem: „niech sobie kaznodzieja co chce gada, ja gorzałki nie porzucę, bez niej nie mogę żyć i nie mogę pracować, zresztą nie jestem pijakiem — wszak bogaci też piją a księża ta k że“. P oczątek kazania m a zwykle decydujące znaczenie. K azno­

dzieja musi odrazu pozyskać zaniepokojonych i do głębi poruszonych słucha­

czów, musi ich uspokoić i zaciekawić i naprężyć na nowo, naprzyklad:

1. „Gdy jeszcze byłem małym chłopakiem, usłyszałem pewnego dnia gwałtowny huk, ta k że okna zadrżały. — Co to było? — W krótce rozeszła się wieść: W S tarym Bieruniu fabrykę dynam itu wysadziło w powietrze. Od

"tego czasu, a zwłaszcza w ostatnim roku, powtórzyły się te straszne w ypadki już kilka razy. W ielu z was opłakuje swoich najmilszych, którzy zginęli przy takiem nieszczęściu. J e s t więc rzeczą zrozumiałą, że t a fab ry k a stoi na nboczu wśród pól, że stosuje się najostrzejsze środki ostrożności przy pracy około śm iertelnej m a terji dynam itu, że n ik t nieupoważniony nie ma dostępu do tych niebezpiecznych miejsc, by zapobiec nowemu nieszczęściu, nowemu bólowi. — Jedno atoli je st dla mnie niezrozumiałem. Znam bowiem m aterję, k tó ra je st o wiele niebezpieczniejsza od dynam itu, i znam m iejsca o wiele

2

(30)

Dr. E m il Szram ck

niebezpieczniejsze od waszej fabryki dynam itu. Przez tę m aterję i w tych m iejscach zginęło znacznie więcej ludzi i zniszczało o wiele więcej szczęścia i poszło w pow ietrze mnóstwo domów i gospodarstw bogatych. Ilu z was nie opłakuje nieszczęśliwca w fam ilji swojej. A mimo to istnieją, te nieszczęsne fab ry k i tuzinam i w mieście waszem. K ażdy ma do nich wolny dostęp, n ik t mu nie przeszkadza, każdy może siebie i innych tą m aterją, burzącą szczęście

ludzkie, zabić, zgubić — nie przestrzega się żadnych środków ostrożności. — Temi fabrykam i są karczmy, a tą m aterją je st alkohol. Przyszedłem do was, by was ostrzec przed niebezpieczeństwami tych nieszczęsnych fab ry k i tej m aterji nieszczęsnej, by wam podać środki ostrożności“. (M isje w Starym.

B ieruniu).

2. „W altanie ogrodu siedziała szczęśliwa rodzina. Ojciec trzym ał trz y ­ letniego chłopca na kolanach, naprzeciw siedziała szczęściem opromieniona m atka. N a stole sta ł kufel piwa. Ojciec od czasu do czasu zażyw ał tru n k u orzeźwiającego i cieszył się, gdy chłopczyk wołał: „Mnie też ta to " i mocno pociągnął ze szklanki. „To będzie tęgi chłopiec“, mówił ojciec z uśmiechem, a m atka śm iała się ż nim. św iadkiem tego szczęścia rodzinnego był księżyc, któ ry blaskiem swoim oświecał tę scenę i zdawał się podzielać szczęście. — L a ta minęły. — Znowu świecił księżyc ta k jasno. Tym razem zaglądał cie­

kawie przez małe okienko do ubogiej izdebki na poddaszu. Tu siedziała późnym wieczorem wynędzniała i w ybladła kobieta, pilnie z a ję ta robotą ręczną.

Cicha była i zadumana, W łóżku leżał 12-letni chłopiec, jakoby spał. N araz podniósł głowę i zapytał m atki: „Mamo, dlaczego ta ta teraz zawsze ta k późno w raca do domu? Pew nie już ciebie i mnie nie kocha. J a go już też wcale nie lubię“. — W tem odezwały się na schodach ciężkie kroki, drzwi otw arły się hałaśliwie, kobieta zadrżała, a chłopiec skrył się pod kołdrą. — Co to może być za rodzina? Księżyc na niebie to wiedział. On w szystkich tro je już kie­

dyś w idział i był świadkiem innej sceny. — Znowu przeszło kilka la t i znowu była pełnia księżycowa. Ciekawie zaglądał miesiączek przez okno ubogiej izdebki, gdzie przy maszynie do szycia siedziała blada kobiecina nieruchoma.

Co to może być? W zdrętw iałych rękach kurczowo trzym ała list. K siężyc czytał ciekawie. Co tam było napisane? — „Kochana matko, wybacz mi, gdy otrzym asz mój list, ja już śmierć znalazłem w falach rzeki. W szystkie tw oje ofiarne um artw ienia, tw oja pracowitość, tw oje troski były daremne. Nie uczy­

łem się, lecz przehulałem tw oje grosze zaoszczędzone. Zmarnowanego na ciele i duszy, pchają mnie teraz w yrzuty sumienia do rzeki. W ybacz mi, bo jestem dzieckiem swego ojca, żegnaj! Twój syn". Księżyc p atrz ał na zwłoki syna w wodzie, patrzał na m atkę przy maszynie do szycia i poznał obydwóch. Ju ż dwa razy ich widział. — Kochani słuchacze! Ten sam księżyc, k tóry to w i­

dział, spogląda dzisiaj i na nas. J a k śliczny je st wieczór dzisiejszy. T ysią­

cami zebraliście się na tym cm entarzu, cisza panuje uroczysta. N aw et drzewa, pod którem i stoimy, zdaw ają się być ciekawe, ani listek się nie porusza.

N iech nam teraz księżyc opowiada! Przecież tyle razy na was patrzał, świe­

cił wam do m ieszkania i czuwał przez niejedną noc, by was obserwować. — P rzy blasku księżyca te ra z przez kilka wieczorów około tego kościoła groma­

dzić się będziemy i słuchać o szczęściu i nieszczęściu, o radości i o smutku, 0 ojcu i o synu, o nadzieji i o zawodach, o grzechu i o cnocie, o pijaństw ie 1 o trzeźwości" (W irek).

3. „Gdy jeszcze byłem małym chłopcem, stałem pewnego wieczora na podwórzu domu rodzinnego i ciekawie spoglądałem na niebo w kierunku pół­

nocnym. Tam bowiem widać było w ielki czerwony blask ognisty, którego sobie

Cytaty

Powiązane dokumenty

kich stosunkach z Piotrem Świdzińskim masonem i Jednym z pierwszyoh członków Towarzystwa Przyjaciół Nauk Województwa Lubelskiego.. Najpewniej od niego otrzymał &#34;Odę

Dopiero w 1961 roku ukazał się zbiór Pieśni ludowych z polskiego Śląska oznaczony jako tom trzeci, zeszyt II, który zawierał pieśni rodzinne (188 przykładów i ich

Muzyka rznęła w sieniach, więc co który próg przestąpił, chwytał wpół pierwszą z brzega kobietę i puszczał się posuwistym krokiem &#34;chodzonego&#34; - a już tam, niby

Zbigniew Jerzy Przerembski w artykule Cieszyńskie prymaty folklorystyczne wyczer- pująco przedstawia i dookreśla instrumenty ludowe występujące na ziemi cieszyńskiej, rolę

„Pamiętam, jak przed naszym wyjazdem [do Irvine] dziekan wydziału aktorskiego mówił, że z rozmów z Grotowskim podczas selekcji zrozumiał, iż kiedy Grotowski pracuje z aktorem,

Tutaj jednak pojawia się silnie zaakcentowany nowy element opisu muzyki: charakterystyka postaci i zachowań samego muzyka, który wcze- śniej przybliżony został obszernym na

41 Tenże, Dr med. Życiorys a zarazem przyczynek dziejów narodowego odrodze- nia Śląska, RTPNŚ 1930, t. Życiorys a zarazem fragment historii Górnego Śląska, RTPNŚ 1931, t.

niejsza ocena znaczenia ks. Skowroński ochrzcił polski radykalizm na Śląsku. Trw ałe znaczenie jego leży w dziedzinie myśli katolickiej na śląskim odcinku