• Nie Znaleziono Wyników

Ks. Konstanty Damroth (Czesław Lubiński) Wieszcz śląski. Życiorys w 25 rocznicę zgonu Jego.- Wyd. 2 popr.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ks. Konstanty Damroth (Czesław Lubiński) Wieszcz śląski. Życiorys w 25 rocznicę zgonu Jego.- Wyd. 2 popr."

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)

-

(5)

oooooooooooooooooooooooooooooooooooo

! Es. Konstanty Damroth

Wydanie drugie

Napisał dla ludu polskiego Es. dr. SZRAMEK

1920

N akładem T ow arzystw a O św iaty n a Śląsku im. św. Ja ck a C zcionkam i K arola M iarki w Mikołowie n a G órnym Śląsku

(6)

Z p r z y j e m n o ś c i ą c z y ta się b r o s z u r k a

pumie Herodowe Sląsla

G Ł O S J E G O P O E Z J I

S z y d z o n o c z a s e m z po lsk ie j li t e ra tu r y ś l ą sk ie j, ż e z m i e ś c i ł a b y , si ę w c h u s tc e je d n ej . N ie j e s t o n a w ie lk ą , t o p r a w d a , a le b a r d z o w y m o w n ą ; a l b o w i e m d o ­ bi tn ie w y k a z u j e n a r o d o w e o d r o d z e n i e s t a r e j . z i e m i p i a s to w s k i e j . J a k w n iej s t o p n i o w o o d z y w a si ę g t o s n a r o d o w y , p r z e d s t a w i a d z i e ł k o p o w y ż s z e b a r d z o c ie k a w e i b a r d z o n a cz asie. Z a s ł u g u j e n a r o z p o w s z e c h n i e n i e w całej P o lsc e .

Cena 1 mk.

U r z ę d n i k o m , n a u c z y c ie lo m , g im na - z j a s t o m i w o g ó l e w s z y s t k i m , k t ó r z y byli w y s ta w i e n i n a n i e b e z p i e c z e ń s t w o g e r m a n i ­ zacji, n a j l e p s z e u s ł u g i o d d a t e r a z j k s i a ż e c z k a

Bis M l ii !e iiilterpciie

I m Lichte des C h ris te n tu m s

M i n e z e i t g e m ä s s e E r ö r t e r u n g m it b e s o n d e r e r B e r ü c k s i c h t i g u n g d e r V e r h ä l t n i s s e i n O b e r s c h l e s i e n

-—-— von M a k k a b ä u s -— —

N ie je d e n z n i e m c z o n y G ó r n o ś l ą z a k n a ­ w r ó c ił* si ę już p o p r z e c z y t a n i u t e g o dz ieł ka, p i s a n e g o sp o k o j n i e i r z e c z o w o

Cena 2,50 rok.

(7)

Ks. Dr. EMIL SZRÄMEK

Ks. Konstanty Damroth

(Czesław Lubiński) W ieszcz śląski

Ż y c io ry s w 25 rocznicę zgonu jego

Z d w iem a podobiznam i

W y d a n ie drugie p o p raw io n e

• H M

O P O L E 1920

N akładem To w. O św iaty n a Ś ląsku im. św. Jacka

(8)

y y A .

^

-.n'Ufv ($kĄ

,w\ 3,9

,1 -i ł 'f:X ‘ '} i ' O

X - k s 96

3

(9)

Słowo wstępne do wydania pierwszego.

W przełom ow y dla Ś lą sk a okres p leb isc ytu p rzypada 85-Ja rocznica śm ie rc i śp. ks. K o n sta n teg o D am rotlia. Stojąc u P ol­

s k i bram , u czczić m u s im y w ieszcza, którego m y śl o połączeniu Ś lą sk a z po lską m a cierzą n ig d y n ie opuściła, k tó r y i w n a j­

cięższych chw iiach w brew n a d ziei ż y w ił nadzieje, i, aczkolw iek osobiście m ało zn a n y , bo u k r y ty pod pseudonim em Czesława L u b iń skieg o , p ism a m i sw em i ja k słup o g n isty szedł przed lu ­ dem ślą sk im , ośw iecając m u drogą do — P o lski.

A by zebrać ja k n a jw ię c e j m a te ria łu do ży c io ry su , ogłoszono w „ P ie lg rzy m ie “ P e lp liń sk im (1919, n r. Iż7) odnośną prośbą do zna jo m ych i p rzyja ció ł. P o w tó rzyły ją „G azeta T o ru ń sk a “ i „N o w in y “ Opolskie. W szyscy , k tó r zy w s k u te k tej odezwy n a ­ d esła li ja k ib ą d ż p rzy c zy n e k do b io g ra fii, niech raczą jeszcze ra z na te j drodze p rzyją ć n a jse rd eczn iejsze podziękow anie.

Mikołów »o G órnym Ś lą sk u , w lu ty m 1920 r.

i A u to r.

Przedmowa do wydania drugiego.

P ie rw szy n a k ła d n in iejszeg o ży c io ry su po 'sześciu tygo- w dniach był w yczerp a n y. O pracowując w y d a n ie d ru g ie , u w zg lęd n i­

łem biografję, p rze z ks. K u d e rę napisa n ą („ K a to lik “, B ytom , 1920) ja k o te ż ró żn e n o ta tk i, U m ieszczone w gazetach z powodu 25 ro c zn icy śm ie rc i poety.

P ostać ks. D am rotha to dla Ś lą sk a p rogram te j tre ści: nie n iem czyć s ię l N ie c h że i nowe w y d a n ie ży c io ry su p rzy c zy n i się co śko lw iek do pogłębienia poczucia narodow ego na Ś lą sk u .

Mikołów, w k w ie tn iu 1920 r.

A utor.

(10)

Ks. Konstanty Damroth

(w sile w ieku)

(11)

I.

K onstanty urodził się dnia 14 w rześnia 1841 roku w Lublińcu, gdzie ojciec posiadał dom ek z m ałem gospodarstw em i pełnił służbę kościelnego. T ak wuj ja k i stry j jego byli księżmi. Z jedenaściorga dzieci, których czworo um arło w m łodym wieku, K onstanty był dziew iątym z rzędu. Gdy n a Górnym Śląsku n a ­ stał głód i m ór (1847), chlopiec'po raz pierw szy opuścił dom rodzinny; oddano go bowiem pod opiekę w uja, ks. Jtittn era, k tó ry podówczas był nauczycielem se- m in a rju m w P a ra d y ż u w Poznańskiemu Tam Kon­

sta n ty chow ał się w dom u s ie ro t., T ęsknił za ch atą rodzicielską i obraz jej żywo m ia ł zawsze w pamięci:

Obok dw orku s t a r a lip a — Go j ą sa d ził dziad — Jeszcze sto i czuły św iadek Mych dziecięcych la t.

Obraz n ad w ro ta m i, ław ę Z d a rn i obok znam , „ I gołębnik pochylony Jeszcze je s t te n sam . Z adum any n a stodole B ocian p a trz y w dal, A przed sienią, się w y ciąg a W ie rn y s ta ry Zwal.

W roku 1852 ks. .liiih ie r został dyrektorem semi- n a rju m nauczycielskiego w Głogówku, a m łody Darn- ro th poszedł do Opola do gimnazjum.. W uj w spierał

(12)

go pieniężnie,, za co m u każde św iadectw o pokazać m usiał; wstydzić się przy tern n igdy nie potrzebow ał, gdyż był zdolnym i pilnym .

Jako ab itu rje n t K onstanty w ygłosił przy poże­

gn an iu gimnazjum. (20. V III. 1862) fran cu sk i w ykład 0 przyczynach u p ad k u p a ń stw a rzym skiego (sur les c aus es de la dćcadence et de la chute de 1'empire ro- m.ain). Poszedł teraz do W rocław ia n a teologję, obok której, m ając pociąg do zawodu nauczycielskiego, pilnie słuchał też filologji. W la ta c h akadem ickich dokonało się jego narodow e uśw iadom ienie. W iele w tym względzie był już zrobił dom rodzicielski.

W szak Lubliniec leży n a trak cie do Polski, a m ia ­ nowicie do Częstochowy; tędy chodziły liczne piel­

grzym ki pątników ze Ś ląska n a Ja sn ą Górę; tęd y też codziennie ludzie z P olski przechodzili. K onstanty sam jako chłopiec k ilk ak ro tn ie z rodzicam i odwie­

dził Matkę Boską Jasnogórską. M iał więc od m łodu sposobności dosyć do poznania narodow ej w spólno­

ści Ślązaków z P o lak am i pozakordorrowymi. K iedyś spotkał się naw et z in w alid ą z p o w stan ia listopado­

wego (1830/31), i opow iadanie k alek i głębokie n a nim zrobiło w rażenie; świadczy o tern w iersz „W spom nie­

nia, chłopięce" (w pierw szem w yd an iu „ Ja ś i S ta ś“).

Niem ało w płynął też n a unarodow ienie m łodzień­

ca stryj ks. F ranciszek D am roth, k tó ry był kan o n i­

kiem honorow ym w Kielcach. Ma się rozumieć, że K onstanty odwiedzał go czasem. N a tych wyciecz­

kach do okolicy kieleckiej niejeden w ierszyk pow stał.

Ale odwiedziny u ks. st.ryjaszka K onstanty nieom al byłby życiem przypłacił, bo zaziębił się tam kiedyś ta k niebezpiecznie, że z ledw ością zdrow ie odzyskał 1 już w tedy długi czas ja k suchotnik w yglądał. N aj­

starszy b rat jego Ignacy w sk u tek podobnego zazię­

bienia był u m a rł jako a b itu rjen t.

(13)

_ 7

W tem we W arszaw ie wybuchło nowe pow stanie (styczeń 1863). W szyscy m ów ili o Polsce, a szczegól­

nie w Lublińcu, ta k blisko granicy. W tedy, gdy p a ­ pież P iu s IX sym patyzow ał z P o lak am i, i przyszły teolog nauczy! się n a dobrze kochać Polskę. „Pą- kow ka m iłości ojczyzny rozw inęła się w piękny k w ia t“ *). Choć pow stanie n ie m iało powodzenia, D am roth nie p rzestał w ierzyć w zm artw ychw stanie Polski, ale zarazem u sta lił w sobie przekonanie,

Że nic cudem, ale trudem, Miara, w iarą i oiiarą Zostaniemy wolnym ludem.

Na, wszechnicy w rocław skiej znalazł też polskich akadem ików i poznał zaraz, że nie w łada jeszcze do­

skonale językiem -oj-czystym. N aty ch m iast rzhcił się do p racy , aby b ra k i spostrzeżone uzupełnić.

S tu d ja doznały niem iłej p rzerw y przez wojnę d u ń sk ą z ro k u 1864. M usiał zostaw ić książki i chwy­

cić za broń. P oznał w ten sposób Szleswik i lubił później opow iadać, że ta m dzieci w drew niakach chodzą i już — pipę palą. Aczkolwiek został lekko raniony, pow rócił szczęśliwie z k am panji. Z pewnym pasto renę, u którego jako żołnierz leżał kw aterem , długi cząs korespondow ał.

W róciw szy n a akadem ję, K onstanty sum iennie pilnow ał nauki.. D oskonalsza już znajomość języka otw orzyła m u skarbnicę piśm iennictw a polskiego, w którem się rozkochał. W tow arzystw ie literacko- słow iańskiem m iew ał piękne w ykłady. U kładał też sam wiersze, ab y w języku ojczystym coraz większej nabyć biegłości i w praw y. M iał przy tern n ajszla­

chetniejsze zam iary:

1) „ Ś w ia tło " 1895, s tr. 10«,

(14)

Jednego zro b iła p o etą m oda, D rugiego rzekom o k o ch an k i u ro d a, Trzeciem u m o żn ych p ro tek to ró w trzeba,

Czy k a w a ł chleba.

Lecz dzięki Bogu, są jeszcze n a św iecie T acy — a do n ich j a się liczę p rzecie, Co sobie tw o rz ą i n u c ą swe p ieśn i

J a k p ta c y leśn i.

Co sobie w se rc a zaciszu sw e p ie n ia D u m ają z u stro n ia , jakby z n iech cen ia, I w daó sk ła d a ją d la ojczy zn y -m atk i

Swe d u m k i-k w ia tk i.

By ich słu c h a ją c , w sw ym sm u tk u w eselej M arzyła, a jej w rogow ie w iedzieli,

P óki b rz m ią p o lsk ich dum ek m elodyje, I P o lsk a żyje.

Młody poeta stał się w krótce duchow ym wodzem kolegów. Ze żalem p a trz a ł n a to, ja k lgnęli do niem ­ czyzny, gdyż znali Górny Ś ląsk tylko tak , ja k im go ,,kłam liw y, ja k cudzoziemczy opisał oszczerca“.

P rzejęty głęboką czcią dla Józefa Lompy, p a tria rc h y ru ch u polskiego n a Śląsku, sam praco w ał w tym k ieru n k u dalej. A leć niech sam opow iada:

„Otóż sp raw a rozw oju poczucia narodow ego i ducha literackiego pom iędzy a k a d em ik am i górno­

śląskim i była podług moich w łasnych spostrzeżeń m niej więcej n astęp u jąca:

W ^konwikcie teologicznym u trzy m y w ali aka.de*

micy od daw ien daw na czytelnię rozm aitych czaso­

pism , do k tó ry ch także „Gwiazdka C ieszyńska“ na-, leżała. W ro k u 1865 zachciało się Niemcom, kolegom naszym , to pism o z abonam entu w ykreślić, rzeko­

mo, że go n ik t nie czytywał. P oniekąd m ieli z tern tw ierdzeniem rację, ale ich samowola, n a s G órnoślą­

zaków jednak obruszyła, zaprotestow aliśm y, i n a ­ reszcie zostało zgrom adzenie w celu załatw ienia tej

(15)

kw estji zwołane. Gdy się Niemcy naszem u żądaniu, aby „Gwiazdkę C ieszyńską“ n a d al abonować, s ta ­ tecznie opierali, zrobił Czesław Lubiński, k tó ry owe­

m u zgrom adzeniu przew odniczył, swoim górnoślą­

skim t. J . polskim kolegom propozycję, aby się od w spólnej czytelni u su n ąć i osobną założyć. Aby t a ­ kiej secesji zapobiec, do czego się zw łaszcza kolegą M ajunlte, k tó ry się już w tenczas dla Polaków zawsze życzliwym okazyw ał, przyczynił, zgodzono się n a dalszy abonam ent „G w iazdki“.

Ta sp raw a w ięc b y ła u b ita; ale pozostaw iła po sobie pew ne rozdrażnienie Niemcy zaczęli od nas stronić, a m yśm y zaczęli poczuwać w sobie pew ną odrębność. To u w ydatniło się w krótce w tej okolicz­

ności, żeśmy za p rzykładem Niemców (którzy już daw no łączyli się w osobne kółka np. Glatzia, N issia i id.) uczęszczali do jednego lo k alu n a zabaw y i po­

gaw ędkę w języku ojczystym . W tenczas to pow stały pieśni Czesława Lubińskiego: Bracia, nuż do kola!

— K ochajm y sit;! itp. — Obok tych schadzek, ćwiczy­

liśm y się w konw ikcie naukow o, czytając i dyspu- tując. T ak pow stało Towarzystwo Polskich Górno­

ślązaków. Założono także bibljotekę, sk ład a jąc ą się (już w ro k u 1866) z 200 dziełek, po większej części darów członków i dobrodziejów z prow incji. Ów lo­

k al n a S chuhbrücke, gdzieśm y się zbierali, należał do pewnego Schm idta, i dlatego przezwano go żarto ­ bliw ie k u ź n i ą , — ale o przenośnem znaczeniu tej nazw y . . . n ik t z nas nie m y śla ł“ i). ;

1) L is t do A dam a N a p ie ra isk ie g o , re d a k to ra „ K a to lik a “ z d n ia 29 sty c z n ia 1891. — W końcu ks. D am ro th tam że do­

d a je : ,,0 dalszych losach T ow arzystw a, k tó re niezaw odnie w potopie k u ltu rk a m p fu w raz z b ib lio tek ą utonęło, nie m am n ie ste ty dokładnych w iadom ości, zostaw szy ju ż 1870 r. p rze­

n iesio n y do in n ej prow incji. Możeby się przy d ało , gdyby ktoś

(16)

— 10 —

A jed n ak była to praw dziw a „kuźnia“ ducha polskiego, w której u k u ła się pierw sza organizacja akadem ików polskich z Górnego Śląska.

„Chciałbym, p isał w tedy D am roth, zachęcić innych Górnoślązaków kolegów do pilniejszego k rz ą ta n ia się kolo języka polskiego, i oraz pokażę, że chociaż tylko w y jątk am i duch polski w Ś ląsku się zjaw ia, — jest przecież i w artoby go w skrzesić i obudzić“ J).

W łasne uczucia p rag n ął przelać n a innych, śpiew a­

jąc w u n iesien iu : „

P ęd zą ja k n a sk rzy d łach la ta , Z n iem i ja k w odm ętach wody P rz e p a d a ją p a ń stw a św ia ta , K Ale nie g in ą n arody,

W k tó ry ch se rca ch n ie w ygasło W ielk ich ojców w ielk ie h asło : K ochajm y się! K ochajm y się!

Sześć ju ż wieków, ja k od m a tk i Ł ona Ś ląsk nasz oderw ano, O dkąd n a łu p obcym d z ia tk i . W spólnej ojczyzny w ydano.

Bo n a s s ta r s i n ie b ro n ili, Choć n a s h a s ła n au czy li:

K ochajm y się! K ochajm y się!

W róg z a g a rn ą ł, rw ą c ogniw a, J a k ie z b r a c ią n a s łączy ły ; Ślepa zazdrość, żąd za chciw a Dzieło ojców n am zniszczyły;

T ylko pam ięć n am z o sta ła , K tó ra h asło p rzech o w ała:

K ochajm y się! K o c h a jm y się! '

N aszą młódź n a ło n ie m a te k G ardzić P o lsk ą w róg nau cza ;

imąy z owych czasów, będący bliżej sp raw y , zechciał podać i sk reślić h i sto r ję T o w arz y stw a i co się z niem łączy, zanim by w aeystko poszło w zap o m n ien ie6'. (})K u r je r Ś lą sk i“ 1920, n r. 77).

1) L is t do Ig n . D anielew skiego z ro k u 1866.

(17)

— 11 —

Zniem czył zam ki, m ia sta , — z chatek

Mowę ojców dziś w yklucza; *

A le póki siły sta n ie ,

Ś ląsk się bro n ić n ie p rz e sta n ie : K ochajm y się! K ochajm y się!

N igdy n ie w y g aśn ie polska C nota w w iern y ch se rca ch naszych;

N ie zapom ni młódź opolska I g liw ick a z a le t laszych, H a sła też, co w sp a d k u w zięła, Ja k ie m P o ls k a . zasły n ęła:

K ochajm y się! K ochajm y się!

N iechaj cnoty w ięc ojczyste Znowu, b ra c ia , w n a s ożyją, Zabrzm i hasło św ię te, czyste Tam , gdzie się Ślązacy b iją , C ierp ią, p ra c u ją za sław ę , I za w szelką p o lsk ą sp raw ę:

K ochajm y się! K ochajm y się!

D am roth śpiew ał chw ałę Górnego Śląska:

Ś lą sk o ! Ojczyzno, k r a ju ulubiony, Od cudzoziemcze! g łupoty w zgardzony, W zgardę m iło śc ią niw eczą tw e syny, K o ch ając i w ielb iąc cię n ad wsze k ra in y .

Lecz nigdy nie był poetą szczególnie śląskim ; nie u m iał sobie wcale przedstaw ić Śląska jako coś odrębnego; w idział w nim zawsze tylko część Polski, a ponow ne złączenie go z m acierzą stanowiło treść jego m arzeń i m odlitw , było jego ideałem tu n a ziemi.

Ilekroć zm aw iał psalm „Miserere“, z pew nością m y­

ślał o Polsce przy słowach: benigne fac Domine in bona voluntate Tua Sion, u t aedificentnr m u r i leru- salem — zlituj się, P an ie, n a d Syonem w dobroci tw ej: spraw , niech się odbudują m ury Jeruzalem .

Gdzie w duszy ludu ję d rn e czucie żyje D la polskiej nieg d y ś m a tk i i ojczyzny, N a jej w spom nienie se rce żyw iej bije, Gdy p a tr z ą — w yzuci z swej ojcow izny —

(18)

— 12 —

N a daw ne czasy ja k n a senne m a ry ;

» Gdzie m iłość b r a tn ia sąsiadów k o jarzy I km ieciów fa la n g a sto i n a stra ż y Swej mowy ojcow skiej i św ię tej w ia ry , Chociaż od obcych w zgardzona, od b raci S tarszej nie w s p a rta , n a w e t źle w id zian a, Je d n a k n ad ziei i ducha n ie tra c i.

To m oja ślą sk a ojczyzna kochana!

I w stępując do alu m n a tu K onstanty m iał tę po­

ciechę, że w ,,k ó łku“ p ra c a narodow a nie ustanie, choć jego tam nie będzie. Już bowiem młodszy od niego Rudolf Lubecki był pochwycił lutnię poezji akadem ickiej i śpiew ał:

D okąd ojczysty, drogi język sięga P rz ez w ielk i g ó rn o śląsk i k r a j;

Gdzie polskich p ie śn i p a n u je potęga, Tam b ra c ia nasz doczesny ra j.

Śpiew polski niech zawsze wesoło brzm i, On będzie n am w różbą szczęśliw ych dni.

N iech tow arzystw o nasze n a s p rzeży je, Je steśm y braćm i wszyscy w raz;

Choć żaden z n as stu le c ia nie dożyje, P om yślą kiedyś i o nas.

Śpiew polski niech zawsze wesoło brzm i, On będzie nam Wróżbą szczęśliw ych dni.

, Będąc diakonem , prosił D am roth Ignacego Da­

nielewskiego w Chełmnie o w ydanie sw ych poezyj, gdyż wszelkie w tej m ierze s ta ra n ia w Śląsku o k a­

zały się wcale bezskutecznemi, a pieniędzy nie m iał, żeby to w łasnym kosztem dać robić. — List ten, pi­

sany dnia 13 listo p ad a 1866 roku, rzuca ciekaw e św iatło n a ideowy rozwój kleryka:

„Otóż jestem sobie ta k zw yczajnie Ślązak; jak to bywa: dziećmi m ów im y po polsku, w szkołach zapom inam y wnet język ojczysty, p rzerab iając się na Niemców,, z h isto rji ledwie się tyle dow iedziaw ­ szy, iż Śląsk to ziem ia czysto niem iecka, dzisiejszy

(19)

— 13 —

zaś Górny Śląslc jest tylko anachronizm em (to jest rzeczą nie n a czasie) bez w agi i znaczenia. N ieste­

ty! — zbyt późno pom iarkow alem się na fałszu, ja ­ kim Niem cy ta k subtelnie i ta k zgrabnie nas om a­

m ia ją i w y n arad aw iają, że się rzadko kto n a tern pozna, P rzek o n an y więc, żem Niemiec, i stąd żem obow iązany przyczyniać się w edług możności do zniesienia w spom nianego anachronizm u, pracow ałem z natężeniem około niem ieckiego, podstępnie n a rz u ­ conego m i języka za ojczysty, aż przez zbieg okolicz­

ności, szczęśliwie przez O patrzność kierow anych, do lepszego przyszedłszy p rzekonania, z zapałem jąłem się pracy koło języka ojczystego, zaniedbanej od lat dziecięcych. Siły m oje i całe usposobienie, dotąd z najw iększą krzyw dą języka polskiego w obczyźnie użyte, skierow ałem do doskonalenia się w polszczy- źnie — i oto wiersze przesłane są płodem dwóch o statn ich la t spędzonych n a akadem ji, odkąd się polszczyzną tru d n ić zacząłem “ 1). — D anielew ski przychylił się do prośby D am rotha, i zanim tenże został w yświęcony n a k a p ła n a — n astąp iło to dnia 27 czerwca 1867 r. — pojaw iły się n a półkach księ­

g arsk ich jego w iersze pod skrom nym ty tu łem „W ia­

nek z Górnego Śląska. Poezje Czesława L ubińskie­

go“. Pod tem przybranem nazw iskiem , które w ta ­ jem niczonym przypom ina Lubliniec, m iejsce urodze­

n ia au to ra, ks. D am roth i później pisywał, ilekroć z. jakichbądź powodów osobę sw oją chciał trzym ać

w uk ry ciu . .

P ierw szą posadę otrzym ał m łody k a p ła n w Opo­

lu. W arto z owych czasów zapisać, źe n a pocztę

i). „K atolilc" 1895, n r. 78.

(20)

— 14 —

opolską przychodziły w tedy razem dwie polskie ga­

zety, a to dw a n u m ery „P rzyjaciela L u d u “. Jednym z abonentów był ks. D am roth, pobierający pism o w tym celu, aby je ludziom daw ać do czytania. Ten szczegół, że w ro k u 1867 dw a n u m ery polskiej gazety starczyły n a całe Opole, ks. K onstanty później chęt­

nie opow iadał n a dowód, ja k bardzo od owego cza­

su chęć do czytania pom iędzy ludem w zrosła. — We F ilom atji opolskiej — było to niem ieckie tow arzy­

stwo naukow e — ks. D am roth jako k a p e la n m iał w ykład o sta ry c h nazw ach m iejscow ości śląskich.

Z tego odczytu pow stała z czasem książka, k tó ra atoli dru k iem wyszła, dopiero po śm ierci autora.

P arę m iesięcy tylko ks. K onstanty, w tedy dosyć słabow ity, został w ikarym . W listopadzie tego roku 1867 otworzono sem in arju m w Pilchow icach i ks.

D am roth a powołano ta m n a nauczyciela religji. Od­

tą d już w ychow anie i kształcenie przyszłych n a u ­ czycieli uw ażał za główne zadanie życia, którem u poświęcił najlepsze siły swoje. U rząd ten d la księ- dza-polaka był przyjem ny, dopóki w szkołach p r u ­ skich uw zględniano język polski; skoro atoli po w oj­

nie francuskiej Niem cy rugow ali te n język doszczęt­

nie, dążąc do tego, aby każdy nauczyciel był z a ra ­ zem gorliwym germ aniza.torem , w tedy niełatw o było ks. D am roth owi pogodzić obowiązek u rz ęd n ik a p r u ­ skiego z obow iązkiem narodow ym . Serce m u się k rajało, gdy m u siał polskich chłopców uczyć w ob­

cym języku; ale w y trw ał n a stanow isku, i to w łaśnie w ielką zasługą, że w ow ych czasach, kiedy już n a dobrze rozpasany h ak aty zm panow ał w sem in arjach nauczycielskich, p o trafił m im o kręp u jący ch przep i­

sów rządow ych w sem in arzy stach polskiego pocho­

dzenia krzepić ducha narodow ego, ta k że i teraz jeszcze jego daw niejsi uczniow ie polscy z p raw d zi­

(21)

— 15 —

w ą w dzięcznością o n im się w yrażają. N iejeden ty l­

ko jem u zawdzięcza, że języka ojczystego nie za­

niedbał zupełnie. Spraw ie narodow ej nie sprzenie­

wierzył się a n i n a krok.

N ie mów, ja k ie me c ie rp ie n ia ,

A ni żem słu żalcem c a r a ; - " a Ale pow iedz, że su m ien ie

N ie .splam ione, a n i w ia ra I n a d z ie ja n ie zacliw iäna,

C h o c i a ż d ł o ń im a s k r ę p o w a n a .

W Pilchow icach ks. D am roth urzędow ał niespeł­

n a trzy lata. Szczegółowych w iadom ości z tego cza­

su brak. W iem y tylko, że w r. 1870 w ydał u M iarki

— zdaje się bezim iennie - „Żywot NajśW. Panny Marji“.

□ □ □

(22)

II.

W tem zaw akow ała p.osada d y rek to ra se m in ar­

ium w K ościerzynie w P ru sa c h Z achodnich (Berent i. W estpr.) Między in n y m i zgłosił się i ks. D am roth.

Naczelny prezes zaprosił w szystkich k andydatów do siebie, ażeby uczynić odpow iedni wybór. W toku rozm ow y pow iedział, że d y rek to r w K ościerzynie po­

w inien koniecznie i polski język znać dobrze, gdyż ta m okolica polska a w ielk a część uczniów z pol­

skich rodziców pochodzi. N a te słow a różni k a n d y ­ daci ze swej polszczyzny chw alić się _ zaczęli; ks.

D am roth zaś zauw ażył: „Jeżeli tak , to "ja k a n d y d a ­ turę" m oją wycofuję. Umiem w praw dzie trochę po polsku, ale sądzę, że m oja polszczyzna tu nie w y­

starczy“. — B yła to albo skrom ność, albo przebie­

głość. W każdym razie p a n prezes zaraz się ta k doń odezwał: „O Herr Damroth, Sie sind, wie ich z u meiner grössten Befriedigung schon gemerkt habe, ein äusserst tüchtiger Mann; es wird wohl auch im Polnischen gehen“. I — ks. D am roth dostał d y rek ­

tora!. ' M,srf

T rzynaście la t pracow ał nasz- ro d a k w P ru sach Zachodnich, daleko od chaty rodzinnej, a jed n ak m iędzy swoimi, bo polski lu d tu i tam . „Z n aro d o ­ wością swoją nie w ystępow ał ks. D am roth o sten ta­

cyjnie, lecz nigdy się jej nie zaparł; a gdy chodziło o to, stw ierdzał swoje przekonanie śm iało; np. n a wybory zawsze się staw ił i głosował w obec la n d ra tą

(23)

— 17 —

i urzędników n a polskich i k atolickich k an d y d a­

tów “ 1). Tchórzów przy w y b o rach w yśm iew a tak im ironicznym w ierszem :

Z d ra jc a sp ra w y narodow ej, K to n a w ro g a k re sk ę da!

Lecz co jeden głos sta n o w i ? A ta m sto i la n d r a t — sza . . .

Urzędowo n a tu ra ln ie tylko po niem iecku mógł rozm aw iać; ale skoro oficjalna rozm ow a była skoń­

czona, z polskim i uczniam i zwykle m aw iał po pol­

sku. Zapoczynało się to w te n sposób, że n a n ie­

m ieckie jak ie , zap y tan ie sem inarzysty ks. D am roth odpow iedział po polsku, albo też sam o coś po pol­

sku zapytał. P olskie słówko od niego uchodziło za szczególny dowód przychylności. Pew ien nauczyciel pozasłużbow y z P ru s Z achodnich opisał n a m n a stę ­ p u ją c ą scenę:

,,Gdy ju ż byłem k ilk a l a t nauczycielem , o debrałem od ks.

D a m ro th a Ijst, że tego a tego d n ia będzie z polecenia prow incjo­

naln eg o k o leg ju m szkolnego w izytow ać m o ją szkołę. M ieszka­

łem blisko szosy, k tó r ą k u rso w a ła zw ykła p o czta m iędzy K o­

śc ie rz y n ą a G dańskiem . G odziny, k tó re j p o czta w oznaczonym d n iu n ad eszła, sta w iłe m się n a m iejscu, gdzie k s. d y re k to r m iał w ysiąść. P rz y w ita łe m go po polsku — on podziękow ał po n ie ­ m iecku i ro z m a w ia ł zem ną po drodze i podczas całego a k tu rew izyjnego ty lk o i n d e r A m tssp ra ch e. Gdy naresz cie dzieci o p u śc iły szkołę i j a jeszcze o coś po n iem ieck u zap y tałem , ode­

b ra łe m n ag le p o jsk ą odpow iedź i aż do p o żeg n an ia ro zm aw ia­

liśm y ju ż ty lk o po p o lsk u “ .

W ykład ks. D am rotha był mocno poryw ający;

u dzielał zw ykle relig ji i pedagogiki. Był ulubionym nauczycielem i dobrym wychowawcą. N ajbardziej kochał uczniów , k tórzy się odznaczali pobożnością.

S am w ty m względzie daw ał najlepszy przykład.

b „ Ś w ia tło " 1895, s tr . 123.

(24)

— 18, —

„Ks. D am roth był aniołem w postaci lu d zk iej“, pisze jeden z w ychow anków jego; d ru g i zaś zapew nia:

„Mam go zawsze w pam ięci; b rałem i biorę go sobie za w zór“. Gniewu, niecierpliw ości u niego nie za­

uważono. Zasłużył, ja k i uczeń n a naganę, to kg.

D am roth zw ykle pow iadał: „Nie m am w yrazów n a to, abym cię za te n zły postępek m ógł w yszkalow ać“.

Na te słow a pow stał kiedyś sem in arzy sta pierw szej klasy i rzekł: „ H e rr Direktor, ich habe einen grösse­

ren Vorrat von Schimjofworten u n d k a n n Ihnen eini­

ge abgeben“. B yła to podła bezczelność ze strony m łodzieńca, ale i w tedy ks. D am roth opanow ał s łu ­ szne swe oburzenie. P odniósł się z krzesła, przeszedł się prędko po klasie i — w ybiegł n a k orytarz. Tam chw ycił za dzw onek i ta k gw ałtow nie n im szarpnął, że dzwonek pęknął. Z tą chw ilą i gniew ks. d y rek to ­ r a się rozprysł. W rócił do k lasy u śm iechnięty, i spo­

kojnie, łagodnie n au czał dalej. Ów bezczelnik zaś siedział zaw stydzony, n a głowie czując węgle żarzące.

Dla ubogich ks. D am roth był zawsze m iłosierny.

K ierował się zasadą, że

Z łota ja łm u ż n a , c iep łą r ę k ą d a n a , S re b rn a w k o n a n iu , po śm ie rc i d rz e w ia n a .

Doniesiono n a m o k ilk u w ypadkach, że zdolnych chłopców poczciwych lecz niezam ożnych rodziców w łasnym kosztem w ykierow ał n a nauczycieli. In te ­ resow ał się też bardzo T ow arzystw em Pom ocy N au ­ kowej dla Górnego Ś ląska i sam w tej spraw ie do gazet pisyw ał.

Gdy zaraz n a początku w alk i k u łtu rn e j rząd p ru sk i sta ra ł się szkołę upaństw ow ić i w yjąć z pod- w pływ u kościoła, ks. D am roth n a p isa ł szereg znako­

(25)

— 19 —

m itych podręczników do uży tk u szkolnego i domo­

wego, aby rodzicom , księżom i nauczycielom dobrej w oli ułatw ić szkolną i pozaszkolną n a u k ę religji.

N ajprzód w ydał „Opis Ziemi świętej“ (Gdańsk, w ko­

m isie F. A. W ebera, 1873). N ieom al rów nocześnie u k azały się „Obrazki Misyjne z wszystkich krajów i wieków“ (w P oznaniu, 1873 r.) — Po trzech la ta c h w ydał „Dzieje Starego i Nowego Testamentu dla szkól katolickich“, d la katechetów zaś, nauczycieli i rodziców chrześcijańskich „Prosty Wykład Dziejów Starego i Nowego Testamentu“ (Pelplin, czcionkam i i w kom isie S tan isław a R om ana, 1876).

Na pierw szej stronicy postaw ił tu napom nienie Mojżesza: ,,Będą słowa Pana w sercu twojem, i bę­

dziesz je powiadał sy n o m twoim i będziesz w nich rozmyślał, siedząc w dom u twoim i idąc w drodze, śpiąc i w stając“ (5. Mojż, VI, 6—7). W przedm owie cel k siążk i tłum aczył ta k :

fi'

„ P om ny n a zasad ę: non scholae, sed v ita e d isc im u s — n a u k a n ie d la szkoły, a le d la ży cia, co szczególnie p rzy u k ła ­ d a n iu k sią ż e k szkolnych, to znaczy podręczników,- zbyt rzadko zasto so w an ie n a jd u je , a co przecie je d y n ą zaletę i trw a łą w a r ­ tość zw łaszcza n a u k i w r e lig ji s ta n o w i; d alej zaś w dośw iad­

czeniu, że nauczyciel, byle p o sia d a ł potrzebne w ykształcenie i dobrą wolę, będzie sobie u m ia ł p o rad zić, skoro p o sia d a po­

trz e b n y m a te r ia ł k u o b ja śn ie n iu rzeczy: p rzeto o d stą p iłem n ie ­ co od p ierw o tn eg o p la n u , u n ik a ją c u m y śln ie n a d a n ia tej k sią żce fo rm y ściśle n aukow ej, aby ta k im sposobem s ta ła się tern p rzy ­ stę p n ie jsz ą i z d a tn ie jsz ą d la ogółu. . . . N a to m ia st sta ra łe m się tern w ięcej uw zględnić w ie lo ra k ie okoliczności, m ian o w icie sto ­ su n k i now oczesne, czas i położenie, w ja k ic h się obecnie z n a j­

dujem y, k tó re w ięcej n iż k iedykolw iek p rz y p o m in a ją kapłanom.

ich z a d a n ie ja k o katech etó w , to je s t nauczycieli re lig ji m ło­

dzieży c h rz e śc ija ń sk ie j, w cale różne od z a d a n ia k azn o d ziejsk ie­

go, — k tó re ta k ż e rodzicom p rz y p o m in a ją ich obowiązek, z a ­ nied b an y dziś p ra w ie pow szechnie, aby n ie sp uszczając się na szko lę, sa m i u c z y li w dom u d z ia tk i swoje z a sa d w ia ry obja­

w ionej, i to ju ż n ie ty lk o dorywczo i ogólnikow o, lecz sta le w e­

d le pewnego p o rząd k u , ja k to Bóg ju ż w S ta ry m Zakonie p rzy ­

(26)

— 20 —

kazał rodzicom przez słow a M ojżesza, położone jak o godło naj­

pierw szej stro n ic y te j k s ią ż k i“ .

W ym ienione podręczniki lts. D am rotlia i dzisiaj jeszcze są cenne, pożyteczne i godne ponownego w y­

dania. — W reszcie n a p isa ł dla uczniów sw oich w ję ­ zyku niem ieckim „Katechetik oder Methodik des Religionsunterrichtes in der katholischen Volks­

schule“ (Danzig, V erlag u. D ruck v. H. F. Boenig 188.1). O tem dziełku pism a niem ieckie bardzo po­

chlebną dały recenzję i sym patycznie je przyjęły.

T aksam o „Przegląd K ościelny“ (18,83, n r. 35) n azw ał je podręcznikiem bardzo cennym . K siążka p ręd k o się w yczerpała i w yszła 1883 w dru g iem a 1891 w trzeciem w ydaniu.

Ks. D am roth u b ierał się s ta ra n n ie ale prosto.

Zwykle nosił m o d rą czapkę z B azaru P oznańskiego;

sztyw nego czarnego kapelusza używ ał tylko w tedy, gdy jacy wyżsi urzędnicy rządow i w se m in a rju m się zjaw ili. W cylindrze nigdy go nie w idyw ano. P r a ­ wie każdodziennie odbyw ał — najczęściej bez tow a­

rzy stw a — długie p rzechadzki poza m iastem . Go­

spodarstw o prow adziła m u nadzw yczaj w ysoka, dość już p o d starzała n iew iasta; mówiono, że to jego sio­

stra. W dom u p alił czasem cygaro, osadzone zw ykle w długiej fajce w m iejscu główki. W e w olnych chw i­

lach gryw ał też n a fortepjanie, przyśpiew ując sobie po polsku.

Tw arz była nadzw yczaj sym patyczna. „W idzia­

łem go tylko ra z czy dw a razy, pisze ks. Z ieliński z B ysław ka, ale dziś jeszcze przyjem ne w rażenie, jakie w idok jego osoby n a m nie w yw arł, pozostaw ił m i ja sn y obraz jego w pam ięci. W esołe oblicze jego odpow iadała zupełnie serdecznej mowie, ja k ą sw ych

(27)

— 21 —

w spółbraci i rodaków w itał, a blask jego żywych oczu n aw et przez o k u lary się przedzierał“.

Ks. K onstanty, chociaż żył sam otnie ja k klasz- tornik, lubił żarty. Dowodem tego hum orystyczne wiersze ,,Flisaka opis Wrocławia", ,,W izy ta doktor­

ska“, „Mądry M a c i e k Świadczy o tern też n astę­

p u ją c a anegdota: Pew nego ra z u sem inarzyści baw ili się n a placu przy strzelnicy kościerskiej; śpiewali i m uzykow ali. Trochę opodal siedzieli nauczyciele a m iędzy niem i ks. K arnkow ski, k ap elan przy klasz­

torze sióstr W incentek, które wówczas jeszcze w Ko­

ścierzynie m ieszkały. Ten p a trzał n a coś przez lorn- jetę. W tern ks. D am roth zakrył m u sw ą m odrą czapką pozna m ówką lo r a j etę i pytał, czy dobrze wi­

dzi, boć K aszubi podobno gołem i oczami nietylko przez czapkę, ale n aw et przez trzy calow ą deskę do­

skonale wszystko widzą.

Poza p ra c ą zaw odow ą ks. D am roth b ad ał dzieje P ru s królew skich, które podczas w akacyj objeżdżał i obchodził w dłuż i w szerz, W rażen ia z tych po­

dróży u trw a lił we wierszach ja k „Oliwa“, ,,K artuzy“

lub „ B a l t i c a Z nalazł pomiędzy K aszubam i — t a k ’ 'się zio.wią tam tejsi P olacy — wiele dodatnich cech

narodow ych, ,,k w itn ące,w całej swej sile czysto pol­

skie cnoty i obyczaje“, ale też dużo zabobonu i prze­

wrotności. W szędzie pouczał, w spierał, pom agał;

rozsyłał książki i pism a, ostrzegał przed znachoram i i zażegnyw aczam i chorób, w ysyłał pocztą lekarstw a, łub też K aszubi o kilka m il przychodzili do niego po medycynę, k tó rą n a w łasny koszt k azał im w ap­

tece zrobić.

Życzeniem jego było, poruszyć i ożywić te m a r­

tw e m asy, obudzić w n ich większą żądzę ośw iaty i większe poczucie narodowe,

(28)

— 22 —

,,Bo w tej m ierze, żal się Boże, to K aszubi dotychczas ru d is in d ig esia q u e m oles! N ie sp rzec iw ia się tem u tw ierd zen iu bynajm niej okoliczność, że w p o w iatach p o m orskich przechodzą n a w yborach deputow ani P o lacy ; owszem, w ypadki, iż od czasu do czasu zw ycięża N iem iec, są dowodem, że n a sz a w iększość n ie ośw iecona i nie ożyw iona w łasńym duchem , n ie d aje r ę ­ kojm i pewnego pow odzenia i że się n a n ią spuścić n ie m ożna; — spojrzyj n a nasz Górny Ś ląsk, a zobaczysz jeszcze ja ś n ie j po­

tw ierdzenie mego z d a n ia “ 1).

Aby zaradzić złemu i zmienić je n a lepsze, ks.

D am róth pow iada, „iż b ra k tylko in icjato ra, prze­

wodnika, z energją, sam ow iedzą i odw agą, a zape­

wne poszłoby lepiej n a d spodziewanie. Już to, chcąc się nauczyć pływ ać, trzeba się rzucić w wodę, -y- a choćby się a takiego try b u n a nie w yrobił może O ’ Gonnel (w ym aw iaj O ' Konol ") n a całą Polskę lub prow incję, w yrobił by się p rzynajm niej n a jeden pow iat“.

Po śm ierci ks. D am rotha p isał jeden z kościer- skich przyjaciół jego w „K urjerze G dańskim “:

1) Szkice, s tr . 22 n.

2.) D aniel O ’ Connel (1775—1847), ta k zw any osw obodziciel I r lan d j i, należy do n ajzn ak o m itsz y ch lu d zi zeszłego stu le c ia . Był adw okatem w^ D ublinie i m ówcą potężnym . Od ro k u 1810 niezaprzeczenie przew odził całem u naro d o w i irla n d z k ie m u . W a l­

czył aż do śm ierci o dwa. w ielk ie id eały : 1) o ró w n o u p ra w n ie ­ n ie k atolików , 2) o zerw anie u n ji p raw odaw czej z W ielk ą B ry ­ ta n ją . — W tym celu zo rg an izo w ał Irlandczyków we w ielkiem stow arzyszeniu . k a to lick iem (catholic a sso cia tio n ). P rz e w ę d ro ­ w ał cały k r a j i ognistem i p rzem ów ieniam i z a p a la ł tłu m y , zaw ­ sze ato li trz y m a ją c się w g ra n ic a c h p ra w a . W ro k u 1829 osięg- n ą ł w reszcie ró w n o u p raw n ie n ie dla k ato lik ó w , zato się ro zw ią­

za n ia u n ji z B r y ta n ją n ie doczekał. U m a rł 1847 ro k u w po­

dróży do Rzym u. O sta tn ie życzenie jego było ta k ie : ,,Ciało m oje do Irla n d ji — se rc e do Rzymu — dusza do n ie b a !“

Życiorys tego sław nego m ęża i dzielnego o rg a n iz a to ra ks. D am roth pod nazw iskiem Czesław a L ubińskiego p rz e d sta w ił Kaszubom w ,,G azecie T o ru ń sk ie j“ .

(29)

m

„Chodząc z nim często przech ad zk ą po przecudnych la ­ sach k o śc iersk ich , poznałem ja k gorąco kochał ziem ię ojczystą.

K ażde tętn o życia narodow ego odbijało się głośnem echem w je ­ go sZlachetnem sercu . K aszubski lu d i k r a j przedew szystkiem kochał. P rz y p o m in a m sobie ja k dziś; w y jech aliśm y pewnego ra z u n a góry szem barskie. P rz e d oczym a naszem i prześliczny ro z w ija ł się k ra jo b ra z . W około niezliczone sto k i pagórków lasem ok ry ty ch , pom iędzy nim i św iecące je z io ra i w ioski sza­

re, a n a końcu w idnokręgu r a j kaszubskiej S zw ajcarji, n ie ­ zrów nane K artu zy .

,,J a k i to p rzecu d n y k r a j “ , rzecze ks. IM m roth, „szkoda, że ta k m ało znany, a przecież w edle m nie n ajp ięk n iejsz y z a k ą ­ te k całej P o lsk i. Ale lud biedny, ta k sam o opuszczony, jak nasz lu d ślą sk i, bo n ie m a przew odników — mężów m u brak.

Ale będzie lepiej i z K aszubam i i z Ś lązakam i. Lud sam się ocknie, a już się budzi“ .

Pew nego io k u puścił się ks. D am roth podczas w akacyj w tow arzystw ie ks. W łoszczyńskiego do K rólestw a, aby zwiedzić W arszaw ę; P aszporty mieli ja k o „nauczyciele“.

„Lecz k a p ła ń stw o nieboszczyka, pisze ks. W łoszczyński, t a k się u ja w n ia ło , że n a sta c ji g ran iczn ej przy re w iz ji k u fe r­

ków urzęd n icy , k tó ry m m ongolizm w y ra ź n ie , z oczu w yglądał, z w idocznem onieśm ieleniem m in ęli k u fe re k jego. Kiedyśm y je c h a li k o le ją do Częstochowy z św ia tły m i tam tejszy m i gospo­

d a rz a m i, zapytano się nieboszczyka, czem je st. N a odpowiedź, że je s t nauczycielem , ze śm ieszn ą m in ą zau w aży ł jeden z ta m ­ ty ch : „Czy u w as nauczyciele wszyscy chodzą bez w ąśów ?“

W Częstochowie doznał nadzw yczaj łaskaw ego p rzy jęcia . . .“

Po trzynastoletnim pobycie w P rusach ks. Dam- i oth poprosił swych przełożonych o przesiedlenie n a Górny Śląsk. Życzenie to uwzględniono. „C zas już, abym w rócił do b raci i dla nich pracow ał, bo oni tego najw ięcej potrzebują. Chciałbym też m iędzy n i­

m i um rzeć“. Tak, mówił do przyjaciół w Kościerzy­

nie, którzy go żegnali serdecznie i czule ja k brata.

Przed odejściem ks. d yrektor w ystaw ił w łasnym kosztem nad b ra m ą sem inarjum w ysoki m etalowy krzyż i żegnając się z uczniam i ta k mówił: „Gdy

(30)

24

mnie tu nie będzie, to każdy, co przed tym k ru cy ­ fiksem Boga pochw ali, i 1 o m nie ws-pomni, a gdy m nie już n a ziemi nie będzie, to proszę w as, nie za­

pom inajcie o mej duszy“.

Ks. D am roth był zawsze w ielkim wielbicielem krzyża i zostaw ił piękny w iersz ,,S p o jrzyj na krzy ż'1.

Czy ci rum ieńcem zdrow ie .z tw arzy try sk a , Swoboda siły o sia d a n a czole;

Czy ci cie rp ie n ie z p ie rsi ję k w yciska Albo w nętrzności tr a w ią niem e bóle:

Spojrzyj na, krzyż!

* Gdy dusza w Bogu, winą. n ie sk a la n a , J a k dziecko n a łonie m a tk i odpoczywa;

Czy w y rz u ta m i su m ie n ia S zarpana, t i a r do ja k K ain do Boga się odzyw a:

Spojrzyj na. k r z y ż ’

Gdy w reszcie sta n ie sz, gdzie się w szystkie drogi W lewo i w praw o rozchodzą n a w ieki;

N a sąd cię pozwie głos błogi lub srogi, W tenczas nim zam kniesz n a zawsze pow ieki:

Spojrzyj n a krzyż!

Dzisiaj n ad wejściem do senni n a r j um kościerskie- go krzyża, już niem a; usunęli go następcy ks. Dam- rotha, pomiędzy którym i byto kilku niedow iarków .

□ □ □

(31)

III.

Pow róciw szy n a Śląsk (1883), ks. D am roth znów się do stał do Opola, gdzie m u powierzono kierow nic­

tw o nowo założonego sem in arju m . Cały te n zakład, nie m ający w Opolu odpowiedniego pom ieszczenia, w ro k u 1887 przeniesiono do Pruszkow a.

We w olnych chw ilach spisyw ał teraz nasz ro d ak w spom nienia z P ru s Z achodnich, w lew ając w nie, że ta k pow iem , całą duszę. P okochał był Kaszubów.

Co n ap isał, ogłosił pod pseudonim em Czesława L u­

bińskiego w feljetonie „P ielgrzym a“, a później w osobnej książeczce fo rm atu bedekera pod ty tu łem

„Szkice z ziem i i historji Prus Królewskich“ (Gdańsk, n ak ł. E. M ichałow skiego 1886).

W e form ie listów do przyjaciela opisuje w szyst­

kie m iejsca P ru s K rólew skich, k tóre bądź dla p ięk ­ ności n a tu ry , bądź d la w spom nień historycznych n a to zasługują. „Żadna z dzielnic polskich nie docze­

k a ła się dotąd lepszego opisu n a d to dzieło. Nie je st to bowiem suchy opis pom ników , lecz nadzw yczaj zajm u jący ry s dziejów tej k ra in y , barw nie i serde­

cznie skreślony, w raz z pełnym uczucia opisem prze­

pięknych okolic P ru s K rólew skich. Przez całe dzieło w ije się ja k nić złota gorąca m iłość ojczyzny i współ­

braci. A u to r pokazuje w niem w rażliw ość n a pięk­

ność przyrody, d elik atn e poczucie p iękna, w yrobio­

n y sm ak artystyczny i św ietny język. Dzieło to jest.

(32)

26

n aszem zdaniem n aj doskonalszem dziełem ks. Dam- ro th a i p raw dziw ą ozdobą polskiej lite ra tu ry “ x).

Na w stępie g an i przyjaciela, że z am iast puścić się z nim , ja k było pierw otnie um ów ione, do P ru s Zachodnich, zam ierza się w ybrać do ziem i czeskiej, do starożytnej, „złotej“ P rag i. „Jeździć po cudzych krajach, nie obejrzawszy się wprzód po> kątach w ła­

snego domu, uważam zawsze za pewne uwłaczanie, za krzywdę wyrządzoną ojczyźnie i sobie sam em u“.

Na końcu w spom ina, iż zachęcano go do przedłuże­

n ia pobytu w P ru sach , i dodaje:

„ D la m n ie n iep o trzeb n a ta k a z a c h ę ta ; bo c zy ż cały k r a j na sz o jc zy sty nie je s t dla n a s w szęd zie i za w sze w id ze n ia godny a ż do o statniego za pom nianego z a k ą tk a ? To też n ie zbyw ało n a ochocie do zro b ie n ia dalszych w ycieczek, a le n a p o trzebnym czasie, i choć n ie ra d , ra z p rzecie trz e b a było zw rócić k ro k i sw e k u dom owi, do k tó reg o ju ż i tę sk n ić zaczynałem . Zadowo­

lo n y, że m p o zn a ł tę p ię k n ą zie m ię p o lsk ą , zb y t m ało p rze z ro ­ d a kó w zn a n ą ; zbudow any tern, com w id zia ł i sły sza ł; w d zięcz­

nością p rz e ję ty za ty lo k r o tn ie dośw iadczoną gościnność szczero- pOlską; z o tu ch ą w sercu, dla p rzy szło śc i te j d zie ln ic y ta k ściśle zw ią za n e j z lo sa m i ca łej o jc zy zn y i z w e stc h n ie n ie m na u sta ch o pow odzenie oby, — p o że g n a łem lube s tr o n y <e.

Ogłoszeniem opisu P ru s Z achodnich ks. D am roth chciał się przyczynić — ile się to do zwiedzonej przez niego cząstki k ra ju polskiego odnosi, i o ile n a to jego, ja k się skrom nie w yraża, nieudolność pozw ala

— do w yk o n an ia n ajpraw dziw szych słów L eonarda C hodźki: ,,Faire connaitre la Pologne, c'est la faire revivre — dać poznać Polsjtę, to znaczy w skrzesić j ą z m artw y ch !“

W listach tych u rzędnik p ru sk i w y lał bezbrzeż­

n ą sw ą m iłość do ojczyzny polskiej oraz gorące p rag n ien ie przyczynienia się do narodow ego uśw ia-

j) „Ś w ia tło “ 1895, s ir. 123.

(33)

dom ienia ospałego i zacofanego lu d u i do podniesie­

n ia jego m aterjaln eg o . i oświatowego sta n u ; przy tern dał swobodny u p u st goryczy n a d p ru s k ą działalno­

ścią, k tó ra system atycznie usiłow ała zatrzeć w tej dzielnicy ostatnie ślady polskości. C ierpkie praw dy I w ypow iedział pod adresem rz ą d u pruskiego, który m iał tu tylko praw o pięśći. To też p ro k u ra to r ści­

g ał au to ra.

Za sp raw ą osław ionego Rexa, kom isarza w To-

| ru n iu , wytoczono proces w ydaw cy tego dziełka, Mi­

chałow skiem u. Sąd dom agał się w y dania nazw iska a u to ra, lecz w ydaw ca nie zdradził tajem nicy. N ie­

k tó ry ch księży i dostojników kościelnych zm uszano do przysięgi, aby się dowiedzieć, kto był au to rem

„Szkiców “. N adarem no. N ik t się nie dom yślał, że n a p isał je daw niejszych d y rek to r sem in arju m ko- j.Ścierskiego, ks. D a m ro th 1). T rzym ano się więc Mi­

chałow skiego. Izba k a rn a w Starogrodzie uw olniła go w praw dzie, ale sąd Rzeszy w L ipsku odesłał s p ra ­ wę nanow o przed izbę k a rn ą do Elbląga, a ta m dnia 6 lutego 1888. skazano w ydaw cę „Szkiców" za „wy­

szydzanie kościoła protestanckiego, obrazę regencji w K w idzynie i podsycanie nienaw iści plem iennej“

n a sześć tygodni w ięzienia. Już był zaczął je odsia­

dywać, gdy w sk u tek am nestji, w ydanej przez F ry ­ d e ry k a cesarza po w stąp ien iu n a tron, został od k a ­ ry i kosztów uwolniony.

Tym czasem kś. D am roth spokojnie spraw ow ał . swój . u rząd królew skiego dyrektora, sem in arju m w Opolu i od roku 1887 w Pruszkow ie. Był bez-

:) N ailepszem uczczeniem przez Kaszubów 25-tei rocznicy Śmierci przezacnego autora byłob y now e wydanie jego, skonfisko­

w anych w tedy, „S zk icó w “ i rozpowszechnienie ich w tysiącach egzem plarzy w tych ziemiach, przyw róconych teraz Polsce, a może naw et w tłumaczeniu niemieckiemu

(34)

w zględnie spraw iedliw ym wobec uczniów, obojętnie*

czy polskiego lub też niem ieckiego byli pochodzenia..

Z upełnie niepotrzebnie n ap o m in ał go w uj ks. J ü ttn e r do ostrożności. Nigdy w szkole po p o lsk u nie m ó­

wił, skoro urzędow o było to w zbronionem , ale w ie­

dzieli sem inarzyści, że byl P olakiem . Jeżeli przed ja k ą tru d n iejszą lekcją zależało im szczególnie n a dobrym hum orze ks. D am rotha, w tedy podczas p a u ­ zy m u siał ktoś n a fortepianie zagrać ja k ą ś polska, melodję, Ten środek nigdy nie zaw iódł: ks. d y rek ­ to r przychodził do klasy uśm iechnięty, i n a jtru d n ie j­

sze spraw y poszły gładko.

W ielce zabolało polskie serce ks. D am rotha, gdy rząd p ru sk i pod koniec w alk i k u ltu rn e j coraz b a r­

dziej i srożej zaczął dręczyć Polaków , gdy w yzna­

czał m il jony rocznie n a niem czenie lu d u , gdy w ro ­ k u 1886 ta jn y m ukazem rozporządził, iż n ik t o pol- skiem usposobieniu do jakiegobądź urzędu p ań stw o ­ wego nie m a być dopuszczony. W se m in a rja c h ob­

ja w ia ła się ta .polityka w ten sposób dotkliw y, że*

stip en d ja czyli zapom ogi państw ow e d la uczniów znacznie się wzmogły, ale — tylko dla Niemców.

Ks. D am roth publicznie wobec całej k la sy ośw iad­

czył, iż szczerze żałuje, że dwóch uczniów od zapo­

m ogi rządow ej w ykluczyć m usi, — b y li to chłopcy z polskiego domu.

W tedy to pow stał w ierszyk „Przemoc i praw o“?

w iernie odbijający m yśli au to ra :

Sto m iijonów m a re k — to n ie fra sz k a ! Dość, by w ykupić wojew ództw o całe;

Lecz sp ra w a z duchem p o lsk im ń ie ig ra sz k a , By go w ygubić, i N iem cy za m ałe:

Przem oc dusi p raw o , lecz go n ie zgniecie, Bo w iększy P a n Bóg n iż ' P a ń B y m sz a przecie.

(35)

20

Nie trzeba, tłum aczyć, że p an Rym sza w tym w y­

p ad k u nazyw ał się B ism ark. Nie mogąc jako u rzęd ­ n ik p ru sk i publicznie potępiać polityki rządowej, ks. D am roth czynił to poufnie wobec zupełnie pe­

w nych nauczycieli. Takie p ogadanki n a cztery oczy robiły głębokie w rażenie n a m łodych wychowawców lu d u i zostały im w pam ięci n a zawsze.

Ks. D am roth czuł się urzędem swoim krępow a­

ny i ‘Zgłosił się o probostwo, aby swobodniej móc pracow ać. Lecz w ładza szkolna nie chciała puścić ze służby rządow ej ta k znakom itego pedagoga. N a­

czelny prezydent prosił go, aby jeszcze p arę lat w urzędzie pozostał. Zgodził się wreszcie ks. Kon­

stanty. Ale nie doczekał się probostw a, gdyż cho­

roba .płucna coraz bardziej m u dokuczała. Co rok szukał p o rato w an ia zdrow ia to w D usznikach (Rein- erz), to w Gorycji lub M eranie. Atoli , sk u tk i tych k u ra c ji były tylko chwilowe; stałe zdrowie już nie wróciło. Czując się niezdolnym do dalszej pracy, prosił w roku 1891 o zwolnienie z urzędu i osiadł u B raci M iłosiernych w Pilchow icach, aby w zaci­

szu klasztornem pod s ta ra n n ą opieką B raci przeżyć resztę dni. Rząd w u z n an iu jego zasług przyznał m u order czerwonego orła.

□ D Ö

(36)

Ks. Konstanty Damrołh

(na schyłku życia)

(37)

IV.

W Pilchow icach nasz poeta spokojnie mógł się zanurzyć w w spom nieniach la t m inionych i odświe­

żyć uczucia, jakie serce jego kiedykolw iek były za­

pełniały. P rzeglądał też, p rzerab iał i uzupełniał w iersze z m łodych lat. A rów nocześnie z p iln ą u w a ­ gą śledził postępy budzącej się sam owiedzy Górno­

ślązaków . N adchodziły w ybory do p a rla m e n tu z ro ­ k u 1893. W tedy to lud, trzym ając się copraw da jesz­

cze w ram ach organizacji centrow ej, stanowczo upo­

m in ał się o szczeropolskich posłów. Urzędowe Cen­

tru m we W rocław iu a niestety i w ielka część kleru n am iętn ie zw alczali te wolnościowe odruchy lu d u polskiego. Zapalczywe walki' wyborcze około k an d y ­ d a tu r m a jo ra Szmuli, R adw ańskiego, Roboty, Strzo- dy były w yrazem głęboko już sięgającego rozłam u m iędzy ludem a polityczną o p iek u n k ą jego, p a rt ją centrow ą. Ks. D arnroth od ra z u sta n ą ł po stronie lu ­ du i niezm iernie się cieszył, że ten lud nareszcie n a ­ biera odw agi i śm iałości narodow ej. W radosnem u n iesien iu n ap isał w tedy śliczny wiersz „Pieśń sie­

rota'V

Ot ~ m in ęła zim a długa, K tó ra ludek nasz stu d z iła ; D ziś ten lud o św ia ty struga.

Z wiekowego sn u zbudziła.

.Tak się z w io sn ą b u d zą gaje,

$ w je ż y liś ć i w i a t r s ze le śc i,

(38)

— 32 —

T ak śród ludu szm er pow staje, , K tó ry now ą w iosnę w ieści,

W iosnę ludu, czynu, słow a:

W eź znów lu tn ię — precz z sk a rg a m i, A n a Ś ląsk u zab rzm i now a

P ie śń ra d o sn a , bo Bóg z nam i!

„W cichej celi klasztornej, pochylony cierpie­

niem, spogląda po ziem i swej wieszcz narodow y.

Spogląda, jak lud jego zryw a się do w alk i i do po­

k azan ia przed św iatem , że żyje i żyć chce. Od lat w yczekiw ał tego znak u żyw otności lu d u i doczekał się. P ierś schorzała przepełnia się uczuciem bin­

giem, m yśl u la ta w m inione dni młodości, w spom i­

na ideały w iosny życia i z drżącej lu tn i płynie ku zw ycięskiem u ludow i pieśń o „wiośnie lu d u . . . “ i)

W pierw szych szeregach w alczących o słuszne p ra w a Polaków zawsze staw ał, choć u k ry ty pod pseudonim em , ks. D am roth; w gazetach polskich a czasem i niem ieckich um ieszczał liczne arty k u ły o spraw ach politycznych, narodow ych lub szkolnych.

Młodym redaktorom „K atolika“ i „Gazety O polskiej“

szczerym, był doradcą i przyjacielem ; dodaw ał o tu ­ chy i zalecał hasło ,,cunctando p r o c e d e r e to znaczy ostrożnie postępować naprzód. Oto jego słowa:

„W inszuję p raw d ziw ie św ietnego zwycięstwa, w polem ice.

Tymczasem, nie przez w zgląd n a p rzeciw n ik a, ale przez w zgląd na swój w łasn y in te re s, bedzie dobrze chować m iecz do poch­

wy, gdyż żad n a polem ika, zw łaszcza w naszych sto su n k ach , nie w ydaje re z u lta tó w d o datnich. D la n a s jed y n y sposób, cunctando' procedere w słow ach, żąd a n ia c h , i czynach, aby nie przeholo­

wać, liczby n iep rzy jació ł n ie pom nożyć a życzliw ych lub trw o ­ żliw ych nie zrazić „ . .“ (L ic t do. B ro n isła w a K oraszew shiepo, re d a kto ra ,,G azety O polskiej" g d n ia 5 k w ie tn ia 1893 r.)

Ciągle a ciągle aż do ostatnich m iesięcy swego życia, m yślał i m arzył o O ’ Coimelu śląskim . Za­

li „Ś w ia tło “ 1896, s tr. 134.

(39)

— 33 —

iiiiei7.at przerobić swój życiorys tego pa.trjoty ir­

landzkiego z „G azety T o ru ń sk iej“ i n a nowo wydać d la Ślązaków.. A utor b io g rafji ks. D am rotha w „Świe­

tle“ bytom skiejn (1895, nr. 7/8) — praw dopodobnie ka. Radziiejewski — ta k ą opisał nam scenę: „ P e ­ wnego w ieczora w le,c,ie rozm aw iał' piszący te słowa z ks. D am rotliem o O ’ Connelu. Staliśm y przy oknie, z którego w idać było łan y i lasy pilchowskie. Słoń­

ce zniżało się ku zachodowi. Ks. D am roth w patrzył się w to słońce i rzekł. „Kiedyż to przepiękne słoń­

ce oświeci nasz Śląsk w szczęśliwszej doli? B rak n am takiego O ’ Connela; od la t wyczekuję go z we­

stchnieniem . Może Bóg łaskaw y da Śląskowi kiedyś takiego męża i oby go dał ja k najprędzej! W mło­

dzieży przyszłość n aro d u ; z. niej m usi w yjść O ’ Gon- nel ś l ą s k i . . . “ Obaj m ieliśm y łzy w oczach, a po chw ili dodał ks. D am roth: „Bóg czuw ał n a d nam i dotąd, Bóg będzie czuwał dalej. Niech żywi nie tr a ­ cą nadziei! . . .“ B iograf dodaje. „Młodzieży polska n a Śląsku, m yśl o tych słowach zgasłego poety i p ra ­ cuj z całych sił, aby z pom iędzy' ciebie wyr-osł O ’ Connel śląski!“

„ Ja k zwycięzców obsypują kw iatam i, tak wieszcz narodow y podał ludow i swem u krótko po walce kw iaty swego ducha i serca“. W roku 1893 w ydał bowiem ks. K onstanty dw a tom iki poez.yj pod ty tu ­ łem „Z niw y śląskiej“ 1)> „Z „ W ia n k a “ wydanego w roku 1867, urósł w ielki wieniec, bo poeta przez całe życie nie w ypuścił lu tn i z ręki, lecz ciągle do­

daw ał po k w iatk u do w ieńca“ 2). Na wstępie pod adresem kolegów takie w yraża życzenie:

l) Bytom , n ak ład em „ K a to lik a “ . s) „ Ś w ia tło " 1895, s tr . 124.

(40)

— 34 —

Niech przypom ną w am te św ieże K w iaty hasło ślą sk iej ziem i, Że p rzy ojców m ow ie, w ierze Aż do zgonu sta ć będziem y.

N iech przypom ną praw d ę s ta rą : Że n ie cudem , ale tru d em , M ia rą , w ia r ą i o f ia rą Z ostaniem y w olnym ludem .

W ierszem „Nasz oręż“ podaje Ślązakom p ra k ty ­ czny p ro g ram pracy, aby przyszłość lepszą zbudo­

wać i utrw alić:

N am tw ierd zam i dziś w a rsz ta ty , Dwory, szkoły i pracow nie.

N ąm w o jen n ą sz tu k ą — p rac$ , B ro n ią — w iedza lub narzęd zie:

Co kto umie, to popłaca, B yle robić — zaw sze — w szędzie.

N a sz ą b ro n ią — słowo dzielne,- P ra w e m i m ęstw em n atch n io n e;

B ro n ią — .pieśni n ie śm ie rte ln e , Bo n a d z ie ją nam aszczone.

N aszą b ro n ią — p a c ie rz rzew ny, K orny, zbożny, pełen sk ru c h y ; A że szczery, sk u tk u pewny, P rz e to pełen też otuchy.

N aszem h asłem : Bóg i w ia ra ! N aszem godłem : m iłość, zgoda!

N aszą s iłą : to o fia ra ! A w y g ra n ą : to swoboda!

Pod ta k ie m i znaki wrogów Zwyciężym y i w yprzem y D aleko z ojczystych progów , Lecz o rę ż a nie złożymy!

Bo choć w ro g a zew nętrznego Z k r a ju swego w ypędzim y, D opiero gdy domowego Zniszczym, przyszłość u trw alim y .

Cytaty

Powiązane dokumenty

utworzono powiat w Mońkach, do którego z powiatu białostockiego odeszły miasta Goniądz i Knyszyn oraz gminy: Goniądz, Jaświły, Krypno, Trzdanne i Kalinówka bez

Stefana: Legenda sancti Stephani regis maior et minor atque Legenda ab Hartvico episcopo conscripta, ed.. Wstęp po łacinie do wszystkich trzech

To jest wojsko wybierający listy ze skrzynek.. Trudno wprost doliczyć się tych wszystkich wujków i ciotek, babek i dziadków oraz licznych kuzynów. Każdy z osobna,

Niechaj niniejsza książeczka przyczyni się do%lepszego poznania ks. Damrota i do pomnożenia czci jemu się należącej... N ajstarszym był Ignacy, który jako

w ażnych uczonych, pracujących na polu filologji klasycznej, literatury polskiej, bibljografji i historji, jakiemi nie może się poszczycić żaden ówczesny profesor

Aby dostać się na ramię Everestu, należało sforsować grań Khumbutse, przedostać się na jej drugą stronę, zejść na przełęcz Lho La i stamtąd atakować szczyt

[r]

W roku 1935 Stanisław Adamczewski habilitował się z zakresu historii literatury polskiej w uniwersytecie poznańskim, a rok póź ­ niej otrzymał docenturę w uniwersytecie