-
oooooooooooooooooooooooooooooooooooo
! Es. Konstanty Damroth
Wydanie drugie
Napisał dla ludu polskiego Es. dr. SZRAMEK
1920
N akładem T ow arzystw a O św iaty n a Śląsku im. św. Ja ck a C zcionkam i K arola M iarki w Mikołowie n a G órnym Śląsku
Z p r z y j e m n o ś c i ą c z y ta się b r o s z u r k a
pumie Herodowe Sląsla
G Ł O S J E G O P O E Z J I
S z y d z o n o c z a s e m z po lsk ie j li t e ra tu r y ś l ą sk ie j, ż e z m i e ś c i ł a b y , si ę w c h u s tc e je d n ej . N ie j e s t o n a w ie lk ą , t o p r a w d a , a le b a r d z o w y m o w n ą ; a l b o w i e m d o bi tn ie w y k a z u j e n a r o d o w e o d r o d z e n i e s t a r e j . z i e m i p i a s to w s k i e j . J a k w n iej s t o p n i o w o o d z y w a si ę g t o s n a r o d o w y , p r z e d s t a w i a d z i e ł k o p o w y ż s z e b a r d z o c ie k a w e i b a r d z o n a cz asie. Z a s ł u g u j e n a r o z p o w s z e c h n i e n i e w całej P o lsc e .
Cena 1 mk.
U r z ę d n i k o m , n a u c z y c ie lo m , g im na - z j a s t o m i w o g ó l e w s z y s t k i m , k t ó r z y byli w y s ta w i e n i n a n i e b e z p i e c z e ń s t w o g e r m a n i zacji, n a j l e p s z e u s ł u g i o d d a t e r a z j k s i a ż e c z k a
Bis M l ii !e iiilterpciie
I m Lichte des C h ris te n tu m s
M i n e z e i t g e m ä s s e E r ö r t e r u n g m it b e s o n d e r e r B e r ü c k s i c h t i g u n g d e r V e r h ä l t n i s s e i n O b e r s c h l e s i e n
-—-— von M a k k a b ä u s -— —
N ie je d e n z n i e m c z o n y G ó r n o ś l ą z a k n a w r ó c ił* si ę już p o p r z e c z y t a n i u t e g o dz ieł ka, p i s a n e g o sp o k o j n i e i r z e c z o w o
Cena 2,50 rok.
Ks. Dr. EMIL SZRÄMEK
Ks. Konstanty Damroth
(Czesław Lubiński) W ieszcz śląski
Ż y c io ry s w 25 rocznicę zgonu jego
Z d w iem a podobiznam i
W y d a n ie drugie p o p raw io n e
• H M
O P O L E 1920
N akładem To w. O św iaty n a Ś ląsku im. św. Jacka
y y A .
^-.n'Ufv ($kĄ
,w\ 3,9
,1 -i ł 'f:X ‘ '} i ' OX - k s 96
3 ?«
Słowo wstępne do wydania pierwszego.
W przełom ow y dla Ś lą sk a okres p leb isc ytu p rzypada 85-Ja rocznica śm ie rc i śp. ks. K o n sta n teg o D am rotlia. Stojąc u P ol
s k i bram , u czczić m u s im y w ieszcza, którego m y śl o połączeniu Ś lą sk a z po lską m a cierzą n ig d y n ie opuściła, k tó r y i w n a j
cięższych chw iiach w brew n a d ziei ż y w ił nadzieje, i, aczkolw iek osobiście m ało zn a n y , bo u k r y ty pod pseudonim em Czesława L u b iń skieg o , p ism a m i sw em i ja k słup o g n isty szedł przed lu dem ślą sk im , ośw iecając m u drogą do — P o lski.
A by zebrać ja k n a jw ię c e j m a te ria łu do ży c io ry su , ogłoszono w „ P ie lg rzy m ie “ P e lp liń sk im (1919, n r. Iż7) odnośną prośbą do zna jo m ych i p rzyja ció ł. P o w tó rzyły ją „G azeta T o ru ń sk a “ i „N o w in y “ Opolskie. W szyscy , k tó r zy w s k u te k tej odezwy n a d esła li ja k ib ą d ż p rzy c zy n e k do b io g ra fii, niech raczą jeszcze ra z na te j drodze p rzyją ć n a jse rd eczn iejsze podziękow anie.
Mikołów »o G órnym Ś lą sk u , w lu ty m 1920 r.
i A u to r.
Przedmowa do wydania drugiego.
P ie rw szy n a k ła d n in iejszeg o ży c io ry su po 'sześciu tygo- w dniach był w yczerp a n y. O pracowując w y d a n ie d ru g ie , u w zg lęd n i
łem biografję, p rze z ks. K u d e rę napisa n ą („ K a to lik “, B ytom , 1920) ja k o te ż ró żn e n o ta tk i, U m ieszczone w gazetach z powodu 25 ro c zn icy śm ie rc i poety.
P ostać ks. D am rotha to dla Ś lą sk a p rogram te j tre ści: nie n iem czyć s ię l N ie c h że i nowe w y d a n ie ży c io ry su p rzy c zy n i się co śko lw iek do pogłębienia poczucia narodow ego na Ś lą sk u .
Mikołów, w k w ie tn iu 1920 r.
A utor.
Ks. Konstanty Damroth
(w sile w ieku)
I.
K onstanty urodził się dnia 14 w rześnia 1841 roku w Lublińcu, gdzie ojciec posiadał dom ek z m ałem gospodarstw em i pełnił służbę kościelnego. T ak wuj ja k i stry j jego byli księżmi. Z jedenaściorga dzieci, których czworo um arło w m łodym wieku, K onstanty był dziew iątym z rzędu. Gdy n a Górnym Śląsku n a stał głód i m ór (1847), chlopiec'po raz pierw szy opuścił dom rodzinny; oddano go bowiem pod opiekę w uja, ks. Jtittn era, k tó ry podówczas był nauczycielem se- m in a rju m w P a ra d y ż u w Poznańskiemu Tam Kon
sta n ty chow ał się w dom u s ie ro t., T ęsknił za ch atą rodzicielską i obraz jej żywo m ia ł zawsze w pamięci:
Obok dw orku s t a r a lip a — Go j ą sa d ził dziad — Jeszcze sto i czuły św iadek Mych dziecięcych la t.
Obraz n ad w ro ta m i, ław ę Z d a rn i obok znam , „ I gołębnik pochylony Jeszcze je s t te n sam . Z adum any n a stodole B ocian p a trz y w dal, A przed sienią, się w y ciąg a W ie rn y s ta ry Zwal.
W roku 1852 ks. .liiih ie r został dyrektorem semi- n a rju m nauczycielskiego w Głogówku, a m łody Darn- ro th poszedł do Opola do gimnazjum.. W uj w spierał
go pieniężnie,, za co m u każde św iadectw o pokazać m usiał; wstydzić się przy tern n igdy nie potrzebow ał, gdyż był zdolnym i pilnym .
Jako ab itu rje n t K onstanty w ygłosił przy poże
gn an iu gimnazjum. (20. V III. 1862) fran cu sk i w ykład 0 przyczynach u p ad k u p a ń stw a rzym skiego (sur les c aus es de la dćcadence et de la chute de 1'empire ro- m.ain). Poszedł teraz do W rocław ia n a teologję, obok której, m ając pociąg do zawodu nauczycielskiego, pilnie słuchał też filologji. W la ta c h akadem ickich dokonało się jego narodow e uśw iadom ienie. W iele w tym względzie był już zrobił dom rodzicielski.
W szak Lubliniec leży n a trak cie do Polski, a m ia nowicie do Częstochowy; tędy chodziły liczne piel
grzym ki pątników ze Ś ląska n a Ja sn ą Górę; tęd y też codziennie ludzie z P olski przechodzili. K onstanty sam jako chłopiec k ilk ak ro tn ie z rodzicam i odwie
dził Matkę Boską Jasnogórską. M iał więc od m łodu sposobności dosyć do poznania narodow ej w spólno
ści Ślązaków z P o lak am i pozakordorrowymi. K iedyś spotkał się naw et z in w alid ą z p o w stan ia listopado
wego (1830/31), i opow iadanie k alek i głębokie n a nim zrobiło w rażenie; świadczy o tern w iersz „W spom nie
nia, chłopięce" (w pierw szem w yd an iu „ Ja ś i S ta ś“).
Niem ało w płynął też n a unarodow ienie m łodzień
ca stryj ks. F ranciszek D am roth, k tó ry był kan o n i
kiem honorow ym w Kielcach. Ma się rozumieć, że K onstanty odwiedzał go czasem. N a tych wyciecz
kach do okolicy kieleckiej niejeden w ierszyk pow stał.
Ale odwiedziny u ks. st.ryjaszka K onstanty nieom al byłby życiem przypłacił, bo zaziębił się tam kiedyś ta k niebezpiecznie, że z ledw ością zdrow ie odzyskał 1 już w tedy długi czas ja k suchotnik w yglądał. N aj
starszy b rat jego Ignacy w sk u tek podobnego zazię
bienia był u m a rł jako a b itu rjen t.
_ 7
—W tem we W arszaw ie wybuchło nowe pow stanie (styczeń 1863). W szyscy m ów ili o Polsce, a szczegól
nie w Lublińcu, ta k blisko granicy. W tedy, gdy p a pież P iu s IX sym patyzow ał z P o lak am i, i przyszły teolog nauczy! się n a dobrze kochać Polskę. „Pą- kow ka m iłości ojczyzny rozw inęła się w piękny k w ia t“ *). Choć pow stanie n ie m iało powodzenia, D am roth nie p rzestał w ierzyć w zm artw ychw stanie Polski, ale zarazem u sta lił w sobie przekonanie,
Że nic cudem, ale trudem, Miara, w iarą i oiiarą Zostaniemy wolnym ludem.
Na, wszechnicy w rocław skiej znalazł też polskich akadem ików i poznał zaraz, że nie w łada jeszcze do
skonale językiem -oj-czystym. N aty ch m iast rzhcił się do p racy , aby b ra k i spostrzeżone uzupełnić.
S tu d ja doznały niem iłej p rzerw y przez wojnę d u ń sk ą z ro k u 1864. M usiał zostaw ić książki i chwy
cić za broń. P oznał w ten sposób Szleswik i lubił później opow iadać, że ta m dzieci w drew niakach chodzą i już — pipę palą. Aczkolwiek został lekko raniony, pow rócił szczęśliwie z k am panji. Z pewnym pasto renę, u którego jako żołnierz leżał kw aterem , długi cząs korespondow ał.
W róciw szy n a akadem ję, K onstanty sum iennie pilnow ał nauki.. D oskonalsza już znajomość języka otw orzyła m u skarbnicę piśm iennictw a polskiego, w którem się rozkochał. W tow arzystw ie literacko- słow iańskiem m iew ał piękne w ykłady. U kładał też sam wiersze, ab y w języku ojczystym coraz większej nabyć biegłości i w praw y. M iał przy tern n ajszla
chetniejsze zam iary:
1) „ Ś w ia tło " 1895, s tr. 10«,
Jednego zro b iła p o etą m oda, D rugiego rzekom o k o ch an k i u ro d a, Trzeciem u m o żn ych p ro tek to ró w trzeba,
Czy k a w a ł chleba.
Lecz dzięki Bogu, są jeszcze n a św iecie T acy — a do n ich j a się liczę p rzecie, Co sobie tw o rz ą i n u c ą swe p ieśn i
J a k p ta c y leśn i.
Co sobie w se rc a zaciszu sw e p ie n ia D u m ają z u stro n ia , jakby z n iech cen ia, I w daó sk ła d a ją d la ojczy zn y -m atk i
Swe d u m k i-k w ia tk i.
By ich słu c h a ją c , w sw ym sm u tk u w eselej M arzyła, a jej w rogow ie w iedzieli,
P óki b rz m ią p o lsk ich dum ek m elodyje, I P o lsk a żyje.
Młody poeta stał się w krótce duchow ym wodzem kolegów. Ze żalem p a trz a ł n a to, ja k lgnęli do niem czyzny, gdyż znali Górny Ś ląsk tylko tak , ja k im go ,,kłam liw y, ja k cudzoziemczy opisał oszczerca“.
P rzejęty głęboką czcią dla Józefa Lompy, p a tria rc h y ru ch u polskiego n a Śląsku, sam praco w ał w tym k ieru n k u dalej. A leć niech sam opow iada:
„Otóż sp raw a rozw oju poczucia narodow ego i ducha literackiego pom iędzy a k a d em ik am i górno
śląskim i była podług moich w łasnych spostrzeżeń m niej więcej n astęp u jąca:
W ^konwikcie teologicznym u trzy m y w ali aka.de*
micy od daw ien daw na czytelnię rozm aitych czaso
pism , do k tó ry ch także „Gwiazdka C ieszyńska“ na-, leżała. W ro k u 1865 zachciało się Niemcom, kolegom naszym , to pism o z abonam entu w ykreślić, rzeko
mo, że go n ik t nie czytywał. P oniekąd m ieli z tern tw ierdzeniem rację, ale ich samowola, n a s G órnoślą
zaków jednak obruszyła, zaprotestow aliśm y, i n a reszcie zostało zgrom adzenie w celu załatw ienia tej
kw estji zwołane. Gdy się Niemcy naszem u żądaniu, aby „Gwiazdkę C ieszyńską“ n a d al abonować, s ta tecznie opierali, zrobił Czesław Lubiński, k tó ry owe
m u zgrom adzeniu przew odniczył, swoim górnoślą
skim t. J . polskim kolegom propozycję, aby się od w spólnej czytelni u su n ąć i osobną założyć. Aby t a kiej secesji zapobiec, do czego się zw łaszcza kolegą M ajunlte, k tó ry się już w tenczas dla Polaków zawsze życzliwym okazyw ał, przyczynił, zgodzono się n a dalszy abonam ent „G w iazdki“.
Ta sp raw a w ięc b y ła u b ita; ale pozostaw iła po sobie pew ne rozdrażnienie Niemcy zaczęli od nas stronić, a m yśm y zaczęli poczuwać w sobie pew ną odrębność. To u w ydatniło się w krótce w tej okolicz
ności, żeśmy za p rzykładem Niemców (którzy już daw no łączyli się w osobne kółka np. Glatzia, N issia i id.) uczęszczali do jednego lo k alu n a zabaw y i po
gaw ędkę w języku ojczystym . W tenczas to pow stały pieśni Czesława Lubińskiego: Bracia, nuż do kola!
— K ochajm y sit;! itp. — Obok tych schadzek, ćwiczy
liśm y się w konw ikcie naukow o, czytając i dyspu- tując. T ak pow stało Towarzystwo Polskich Górno
ślązaków. Założono także bibljotekę, sk ład a jąc ą się (już w ro k u 1866) z 200 dziełek, po większej części darów członków i dobrodziejów z prow incji. Ów lo
k al n a S chuhbrücke, gdzieśm y się zbierali, należał do pewnego Schm idta, i dlatego przezwano go żarto bliw ie k u ź n i ą , — ale o przenośnem znaczeniu tej nazw y . . . n ik t z nas nie m y śla ł“ i). ;
1) L is t do A dam a N a p ie ra isk ie g o , re d a k to ra „ K a to lik a “ z d n ia 29 sty c z n ia 1891. — W końcu ks. D am ro th tam że do
d a je : ,,0 dalszych losach T ow arzystw a, k tó re niezaw odnie w potopie k u ltu rk a m p fu w raz z b ib lio tek ą utonęło, nie m am n ie ste ty dokładnych w iadom ości, zostaw szy ju ż 1870 r. p rze
n iesio n y do in n ej prow incji. Możeby się przy d ało , gdyby ktoś
— 10 —
A jed n ak była to praw dziw a „kuźnia“ ducha polskiego, w której u k u ła się pierw sza organizacja akadem ików polskich z Górnego Śląska.
„Chciałbym, p isał w tedy D am roth, zachęcić innych Górnoślązaków kolegów do pilniejszego k rz ą ta n ia się kolo języka polskiego, i oraz pokażę, że chociaż tylko w y jątk am i duch polski w Ś ląsku się zjaw ia, — jest przecież i w artoby go w skrzesić i obudzić“ J).
W łasne uczucia p rag n ął przelać n a innych, śpiew a
jąc w u n iesien iu : „
P ęd zą ja k n a sk rzy d łach la ta , Z n iem i ja k w odm ętach wody P rz e p a d a ją p a ń stw a św ia ta , K Ale nie g in ą n arody,
W k tó ry ch se rca ch n ie w ygasło W ielk ich ojców w ielk ie h asło : K ochajm y się! K ochajm y się!
Sześć ju ż wieków, ja k od m a tk i Ł ona Ś ląsk nasz oderw ano, O dkąd n a łu p obcym d z ia tk i . W spólnej ojczyzny w ydano.
Bo n a s s ta r s i n ie b ro n ili, Choć n a s h a s ła n au czy li:
K ochajm y się! K ochajm y się!
W róg z a g a rn ą ł, rw ą c ogniw a, J a k ie z b r a c ią n a s łączy ły ; Ślepa zazdrość, żąd za chciw a Dzieło ojców n am zniszczyły;
T ylko pam ięć n am z o sta ła , K tó ra h asło p rzech o w ała:
K ochajm y się! K o c h a jm y się! '
N aszą młódź n a ło n ie m a te k G ardzić P o lsk ą w róg nau cza ;
imąy z owych czasów, będący bliżej sp raw y , zechciał podać i sk reślić h i sto r ję T o w arz y stw a i co się z niem łączy, zanim by w aeystko poszło w zap o m n ien ie6'. (})K u r je r Ś lą sk i“ 1920, n r. 77).
1) L is t do Ig n . D anielew skiego z ro k u 1866.
— 11 —
Zniem czył zam ki, m ia sta , — z chatek
Mowę ojców dziś w yklucza; *
A le póki siły sta n ie ,
Ś ląsk się bro n ić n ie p rz e sta n ie : K ochajm y się! K ochajm y się!
N igdy n ie w y g aśn ie polska C nota w w iern y ch se rca ch naszych;
N ie zapom ni młódź opolska I g liw ick a z a le t laszych, H a sła też, co w sp a d k u w zięła, Ja k ie m P o ls k a . zasły n ęła:
K ochajm y się! K ochajm y się!
N iechaj cnoty w ięc ojczyste Znowu, b ra c ia , w n a s ożyją, Zabrzm i hasło św ię te, czyste Tam , gdzie się Ślązacy b iją , C ierp ią, p ra c u ją za sław ę , I za w szelką p o lsk ą sp raw ę:
K ochajm y się! K ochajm y się!
D am roth śpiew ał chw ałę Górnego Śląska:
Ś lą sk o ! Ojczyzno, k r a ju ulubiony, Od cudzoziemcze! g łupoty w zgardzony, W zgardę m iło śc ią niw eczą tw e syny, K o ch ając i w ielb iąc cię n ad wsze k ra in y .
Lecz nigdy nie był poetą szczególnie śląskim ; nie u m iał sobie wcale przedstaw ić Śląska jako coś odrębnego; w idział w nim zawsze tylko część Polski, a ponow ne złączenie go z m acierzą stanowiło treść jego m arzeń i m odlitw , było jego ideałem tu n a ziemi.
Ilekroć zm aw iał psalm „Miserere“, z pew nością m y
ślał o Polsce przy słowach: benigne fac Domine in bona voluntate Tua Sion, u t aedificentnr m u r i leru- salem — zlituj się, P an ie, n a d Syonem w dobroci tw ej: spraw , niech się odbudują m ury Jeruzalem .
Gdzie w duszy ludu ję d rn e czucie żyje D la polskiej nieg d y ś m a tk i i ojczyzny, N a jej w spom nienie se rce żyw iej bije, Gdy p a tr z ą — w yzuci z swej ojcow izny —
— 12 —
N a daw ne czasy ja k n a senne m a ry ;
» Gdzie m iłość b r a tn ia sąsiadów k o jarzy I km ieciów fa la n g a sto i n a stra ż y Swej mowy ojcow skiej i św ię tej w ia ry , Chociaż od obcych w zgardzona, od b raci S tarszej nie w s p a rta , n a w e t źle w id zian a, Je d n a k n ad ziei i ducha n ie tra c i.
To m oja ślą sk a ojczyzna kochana!
I w stępując do alu m n a tu K onstanty m iał tę po
ciechę, że w ,,k ó łku“ p ra c a narodow a nie ustanie, choć jego tam nie będzie. Już bowiem młodszy od niego Rudolf Lubecki był pochwycił lutnię poezji akadem ickiej i śpiew ał:
D okąd ojczysty, drogi język sięga P rz ez w ielk i g ó rn o śląsk i k r a j;
Gdzie polskich p ie śn i p a n u je potęga, Tam b ra c ia nasz doczesny ra j.
Śpiew polski niech zawsze wesoło brzm i, On będzie n am w różbą szczęśliw ych dni.
N iech tow arzystw o nasze n a s p rzeży je, Je steśm y braćm i wszyscy w raz;
Choć żaden z n as stu le c ia nie dożyje, P om yślą kiedyś i o nas.
Śpiew polski niech zawsze wesoło brzm i, On będzie nam Wróżbą szczęśliw ych dni.
, Będąc diakonem , prosił D am roth Ignacego Da
nielewskiego w Chełmnie o w ydanie sw ych poezyj, gdyż wszelkie w tej m ierze s ta ra n ia w Śląsku o k a
zały się wcale bezskutecznemi, a pieniędzy nie m iał, żeby to w łasnym kosztem dać robić. — List ten, pi
sany dnia 13 listo p ad a 1866 roku, rzuca ciekaw e św iatło n a ideowy rozwój kleryka:
„Otóż jestem sobie ta k zw yczajnie Ślązak; jak to bywa: dziećmi m ów im y po polsku, w szkołach zapom inam y wnet język ojczysty, p rzerab iając się na Niemców,, z h isto rji ledwie się tyle dow iedziaw szy, iż Śląsk to ziem ia czysto niem iecka, dzisiejszy
— 13 —
zaś Górny Śląslc jest tylko anachronizm em (to jest rzeczą nie n a czasie) bez w agi i znaczenia. N ieste
ty! — zbyt późno pom iarkow alem się na fałszu, ja kim Niem cy ta k subtelnie i ta k zgrabnie nas om a
m ia ją i w y n arad aw iają, że się rzadko kto n a tern pozna, P rzek o n an y więc, żem Niemiec, i stąd żem obow iązany przyczyniać się w edług możności do zniesienia w spom nianego anachronizm u, pracow ałem z natężeniem około niem ieckiego, podstępnie n a rz u conego m i języka za ojczysty, aż przez zbieg okolicz
ności, szczęśliwie przez O patrzność kierow anych, do lepszego przyszedłszy p rzekonania, z zapałem jąłem się pracy koło języka ojczystego, zaniedbanej od lat dziecięcych. Siły m oje i całe usposobienie, dotąd z najw iększą krzyw dą języka polskiego w obczyźnie użyte, skierow ałem do doskonalenia się w polszczy- źnie — i oto wiersze przesłane są płodem dwóch o statn ich la t spędzonych n a akadem ji, odkąd się polszczyzną tru d n ić zacząłem “ 1). — D anielew ski przychylił się do prośby D am rotha, i zanim tenże został w yświęcony n a k a p ła n a — n astąp iło to dnia 27 czerwca 1867 r. — pojaw iły się n a półkach księ
g arsk ich jego w iersze pod skrom nym ty tu łem „W ia
nek z Górnego Śląska. Poezje Czesława L ubińskie
go“. Pod tem przybranem nazw iskiem , które w ta jem niczonym przypom ina Lubliniec, m iejsce urodze
n ia au to ra, ks. D am roth i później pisywał, ilekroć z. jakichbądź powodów osobę sw oją chciał trzym ać
w uk ry ciu . .
P ierw szą posadę otrzym ał m łody k a p ła n w Opo
lu. W arto z owych czasów zapisać, źe n a pocztę
i). „K atolilc" 1895, n r. 78.
— 14 —
opolską przychodziły w tedy razem dwie polskie ga
zety, a to dw a n u m ery „P rzyjaciela L u d u “. Jednym z abonentów był ks. D am roth, pobierający pism o w tym celu, aby je ludziom daw ać do czytania. Ten szczegół, że w ro k u 1867 dw a n u m ery polskiej gazety starczyły n a całe Opole, ks. K onstanty później chęt
nie opow iadał n a dowód, ja k bardzo od owego cza
su chęć do czytania pom iędzy ludem w zrosła. — We F ilom atji opolskiej — było to niem ieckie tow arzy
stwo naukow e — ks. D am roth jako k a p e la n m iał w ykład o sta ry c h nazw ach m iejscow ości śląskich.
Z tego odczytu pow stała z czasem książka, k tó ra atoli dru k iem wyszła, dopiero po śm ierci autora.
P arę m iesięcy tylko ks. K onstanty, w tedy dosyć słabow ity, został w ikarym . W listopadzie tego roku 1867 otworzono sem in arju m w Pilchow icach i ks.
D am roth a powołano ta m n a nauczyciela religji. Od
tą d już w ychow anie i kształcenie przyszłych n a u czycieli uw ażał za główne zadanie życia, którem u poświęcił najlepsze siły swoje. U rząd ten d la księ- dza-polaka był przyjem ny, dopóki w szkołach p r u skich uw zględniano język polski; skoro atoli po w oj
nie francuskiej Niem cy rugow ali te n język doszczęt
nie, dążąc do tego, aby każdy nauczyciel był z a ra zem gorliwym germ aniza.torem , w tedy niełatw o było ks. D am roth owi pogodzić obowiązek u rz ęd n ik a p r u skiego z obow iązkiem narodow ym . Serce m u się k rajało, gdy m u siał polskich chłopców uczyć w ob
cym języku; ale w y trw ał n a stanow isku, i to w łaśnie w ielką zasługą, że w ow ych czasach, kiedy już n a dobrze rozpasany h ak aty zm panow ał w sem in arjach nauczycielskich, p o trafił m im o kręp u jący ch przep i
sów rządow ych w sem in arzy stach polskiego pocho
dzenia krzepić ducha narodow ego, ta k że i teraz jeszcze jego daw niejsi uczniow ie polscy z p raw d zi
— 15 —
w ą w dzięcznością o n im się w yrażają. N iejeden ty l
ko jem u zawdzięcza, że języka ojczystego nie za
niedbał zupełnie. Spraw ie narodow ej nie sprzenie
wierzył się a n i n a krok.
N ie mów, ja k ie me c ie rp ie n ia ,
A ni żem słu żalcem c a r a ; - " a Ale pow iedz, że su m ien ie
N ie .splam ione, a n i w ia ra I n a d z ie ja n ie zacliw iäna,
C h o c i a ż d ł o ń im a s k r ę p o w a n a .
W Pilchow icach ks. D am roth urzędow ał niespeł
n a trzy lata. Szczegółowych w iadom ości z tego cza
su brak. W iem y tylko, że w r. 1870 w ydał u M iarki
— zdaje się bezim iennie - „Żywot NajśW. Panny Marji“.
□ □ □
II.
W tem zaw akow ała p.osada d y rek to ra se m in ar
ium w K ościerzynie w P ru sa c h Z achodnich (Berent i. W estpr.) Między in n y m i zgłosił się i ks. D am roth.
Naczelny prezes zaprosił w szystkich k andydatów do siebie, ażeby uczynić odpow iedni wybór. W toku rozm ow y pow iedział, że d y rek to r w K ościerzynie po
w inien koniecznie i polski język znać dobrze, gdyż ta m okolica polska a w ielk a część uczniów z pol
skich rodziców pochodzi. N a te słow a różni k a n d y daci ze swej polszczyzny chw alić się _ zaczęli; ks.
D am roth zaś zauw ażył: „Jeżeli tak , to "ja k a n d y d a turę" m oją wycofuję. Umiem w praw dzie trochę po polsku, ale sądzę, że m oja polszczyzna tu nie w y
starczy“. — B yła to albo skrom ność, albo przebie
głość. W każdym razie p a n prezes zaraz się ta k doń odezwał: „O Herr Damroth, Sie sind, wie ich z u meiner grössten Befriedigung schon gemerkt habe, ein äusserst tüchtiger Mann; es wird wohl auch im Polnischen gehen“. I — ks. D am roth dostał d y rek
tora!. ' M,srf
T rzynaście la t pracow ał nasz- ro d a k w P ru sach Zachodnich, daleko od chaty rodzinnej, a jed n ak m iędzy swoimi, bo polski lu d tu i tam . „Z n aro d o wością swoją nie w ystępow ał ks. D am roth o sten ta
cyjnie, lecz nigdy się jej nie zaparł; a gdy chodziło o to, stw ierdzał swoje przekonanie śm iało; np. n a wybory zawsze się staw ił i głosował w obec la n d ra tą
— 17 —
i urzędników n a polskich i k atolickich k an d y d a
tów “ 1). Tchórzów przy w y b o rach w yśm iew a tak im ironicznym w ierszem :
Z d ra jc a sp ra w y narodow ej, K to n a w ro g a k re sk ę da!
Lecz co jeden głos sta n o w i ? A ta m sto i la n d r a t — sza . . .
Urzędowo n a tu ra ln ie tylko po niem iecku mógł rozm aw iać; ale skoro oficjalna rozm ow a była skoń
czona, z polskim i uczniam i zwykle m aw iał po pol
sku. Zapoczynało się to w te n sposób, że n a n ie
m ieckie jak ie , zap y tan ie sem inarzysty ks. D am roth odpow iedział po polsku, albo też sam o coś po pol
sku zapytał. P olskie słówko od niego uchodziło za szczególny dowód przychylności. Pew ien nauczyciel pozasłużbow y z P ru s Z achodnich opisał n a m n a stę p u ją c ą scenę:
,,Gdy ju ż byłem k ilk a l a t nauczycielem , o debrałem od ks.
D a m ro th a Ijst, że tego a tego d n ia będzie z polecenia prow incjo
naln eg o k o leg ju m szkolnego w izytow ać m o ją szkołę. M ieszka
łem blisko szosy, k tó r ą k u rso w a ła zw ykła p o czta m iędzy K o
śc ie rz y n ą a G dańskiem . G odziny, k tó re j p o czta w oznaczonym d n iu n ad eszła, sta w iłe m się n a m iejscu, gdzie k s. d y re k to r m iał w ysiąść. P rz y w ita łe m go po polsku — on podziękow ał po n ie m iecku i ro z m a w ia ł zem ną po drodze i podczas całego a k tu rew izyjnego ty lk o i n d e r A m tssp ra ch e. Gdy naresz cie dzieci o p u śc iły szkołę i j a jeszcze o coś po n iem ieck u zap y tałem , ode
b ra łe m n ag le p o jsk ą odpow iedź i aż do p o żeg n an ia ro zm aw ia
liśm y ju ż ty lk o po p o lsk u “ .
W ykład ks. D am rotha był mocno poryw ający;
u dzielał zw ykle relig ji i pedagogiki. Był ulubionym nauczycielem i dobrym wychowawcą. N ajbardziej kochał uczniów , k tórzy się odznaczali pobożnością.
S am w ty m względzie daw ał najlepszy przykład.
b „ Ś w ia tło " 1895, s tr . 123.
— 18, —
„Ks. D am roth był aniołem w postaci lu d zk iej“, pisze jeden z w ychow anków jego; d ru g i zaś zapew nia:
„Mam go zawsze w pam ięci; b rałem i biorę go sobie za w zór“. Gniewu, niecierpliw ości u niego nie za
uważono. Zasłużył, ja k i uczeń n a naganę, to kg.
D am roth zw ykle pow iadał: „Nie m am w yrazów n a to, abym cię za te n zły postępek m ógł w yszkalow ać“.
Na te słow a pow stał kiedyś sem in arzy sta pierw szej klasy i rzekł: „ H e rr Direktor, ich habe einen grösse
ren Vorrat von Schimjofworten u n d k a n n Ihnen eini
ge abgeben“. B yła to podła bezczelność ze strony m łodzieńca, ale i w tedy ks. D am roth opanow ał s łu szne swe oburzenie. P odniósł się z krzesła, przeszedł się prędko po klasie i — w ybiegł n a k orytarz. Tam chw ycił za dzw onek i ta k gw ałtow nie n im szarpnął, że dzwonek pęknął. Z tą chw ilą i gniew ks. d y rek to r a się rozprysł. W rócił do k lasy u śm iechnięty, i spo
kojnie, łagodnie n au czał dalej. Ów bezczelnik zaś siedział zaw stydzony, n a głowie czując węgle żarzące.
Dla ubogich ks. D am roth był zawsze m iłosierny.
K ierował się zasadą, że
Z łota ja łm u ż n a , c iep łą r ę k ą d a n a , S re b rn a w k o n a n iu , po śm ie rc i d rz e w ia n a .
Doniesiono n a m o k ilk u w ypadkach, że zdolnych chłopców poczciwych lecz niezam ożnych rodziców w łasnym kosztem w ykierow ał n a nauczycieli. In te resow ał się też bardzo T ow arzystw em Pom ocy N au kowej dla Górnego Ś ląska i sam w tej spraw ie do gazet pisyw ał.
Gdy zaraz n a początku w alk i k u łtu rn e j rząd p ru sk i sta ra ł się szkołę upaństw ow ić i w yjąć z pod- w pływ u kościoła, ks. D am roth n a p isa ł szereg znako
— 19 —
m itych podręczników do uży tk u szkolnego i domo
wego, aby rodzicom , księżom i nauczycielom dobrej w oli ułatw ić szkolną i pozaszkolną n a u k ę religji.
N ajprzód w ydał „Opis Ziemi świętej“ (Gdańsk, w ko
m isie F. A. W ebera, 1873). N ieom al rów nocześnie u k azały się „Obrazki Misyjne z wszystkich krajów i wieków“ (w P oznaniu, 1873 r.) — Po trzech la ta c h w ydał „Dzieje Starego i Nowego Testamentu dla szkól katolickich“, d la katechetów zaś, nauczycieli i rodziców chrześcijańskich „Prosty Wykład Dziejów Starego i Nowego Testamentu“ (Pelplin, czcionkam i i w kom isie S tan isław a R om ana, 1876).
Na pierw szej stronicy postaw ił tu napom nienie Mojżesza: ,,Będą słowa Pana w sercu twojem, i bę
dziesz je powiadał sy n o m twoim i będziesz w nich rozmyślał, siedząc w dom u twoim i idąc w drodze, śpiąc i w stając“ (5. Mojż, VI, 6—7). W przedm owie cel k siążk i tłum aczył ta k :
fi'
„ P om ny n a zasad ę: non scholae, sed v ita e d isc im u s — n a u k a n ie d la szkoły, a le d la ży cia, co szczególnie p rzy u k ła d a n iu k sią ż e k szkolnych, to znaczy podręczników,- zbyt rzadko zasto so w an ie n a jd u je , a co przecie je d y n ą zaletę i trw a łą w a r tość zw łaszcza n a u k i w r e lig ji s ta n o w i; d alej zaś w dośw iad
czeniu, że nauczyciel, byle p o sia d a ł potrzebne w ykształcenie i dobrą wolę, będzie sobie u m ia ł p o rad zić, skoro p o sia d a po
trz e b n y m a te r ia ł k u o b ja śn ie n iu rzeczy: p rzeto o d stą p iłem n ie co od p ierw o tn eg o p la n u , u n ik a ją c u m y śln ie n a d a n ia tej k sią żce fo rm y ściśle n aukow ej, aby ta k im sposobem s ta ła się tern p rzy stę p n ie jsz ą i z d a tn ie jsz ą d la ogółu. . . . N a to m ia st sta ra łe m się tern w ięcej uw zględnić w ie lo ra k ie okoliczności, m ian o w icie sto su n k i now oczesne, czas i położenie, w ja k ic h się obecnie z n a j
dujem y, k tó re w ięcej n iż k iedykolw iek p rz y p o m in a ją kapłanom.
ich z a d a n ie ja k o katech etó w , to je s t nauczycieli re lig ji m ło
dzieży c h rz e śc ija ń sk ie j, w cale różne od z a d a n ia k azn o d ziejsk ie
go, — k tó re ta k ż e rodzicom p rz y p o m in a ją ich obowiązek, z a nied b an y dziś p ra w ie pow szechnie, aby n ie sp uszczając się na szko lę, sa m i u c z y li w dom u d z ia tk i swoje z a sa d w ia ry obja
w ionej, i to ju ż n ie ty lk o dorywczo i ogólnikow o, lecz sta le w e
d le pewnego p o rząd k u , ja k to Bóg ju ż w S ta ry m Zakonie p rzy
— 20 —
kazał rodzicom przez słow a M ojżesza, położone jak o godło naj
pierw szej stro n ic y te j k s ią ż k i“ .
W ym ienione podręczniki lts. D am rotlia i dzisiaj jeszcze są cenne, pożyteczne i godne ponownego w y
dania. — W reszcie n a p isa ł dla uczniów sw oich w ję zyku niem ieckim „Katechetik oder Methodik des Religionsunterrichtes in der katholischen Volks
schule“ (Danzig, V erlag u. D ruck v. H. F. Boenig 188.1). O tem dziełku pism a niem ieckie bardzo po
chlebną dały recenzję i sym patycznie je przyjęły.
T aksam o „Przegląd K ościelny“ (18,83, n r. 35) n azw ał je podręcznikiem bardzo cennym . K siążka p ręd k o się w yczerpała i w yszła 1883 w dru g iem a 1891 w trzeciem w ydaniu.
Ks. D am roth u b ierał się s ta ra n n ie ale prosto.
Zwykle nosił m o d rą czapkę z B azaru P oznańskiego;
sztyw nego czarnego kapelusza używ ał tylko w tedy, gdy jacy wyżsi urzędnicy rządow i w se m in a rju m się zjaw ili. W cylindrze nigdy go nie w idyw ano. P r a wie każdodziennie odbyw ał — najczęściej bez tow a
rzy stw a — długie p rzechadzki poza m iastem . Go
spodarstw o prow adziła m u nadzw yczaj w ysoka, dość już p o d starzała n iew iasta; mówiono, że to jego sio
stra. W dom u p alił czasem cygaro, osadzone zw ykle w długiej fajce w m iejscu główki. W e w olnych chw i
lach gryw ał też n a fortepjanie, przyśpiew ując sobie po polsku.
Tw arz była nadzw yczaj sym patyczna. „W idzia
łem go tylko ra z czy dw a razy, pisze ks. Z ieliński z B ysław ka, ale dziś jeszcze przyjem ne w rażenie, jakie w idok jego osoby n a m nie w yw arł, pozostaw ił m i ja sn y obraz jego w pam ięci. W esołe oblicze jego odpow iadała zupełnie serdecznej mowie, ja k ą sw ych
— 21 —
w spółbraci i rodaków w itał, a blask jego żywych oczu n aw et przez o k u lary się przedzierał“.
Ks. K onstanty, chociaż żył sam otnie ja k klasz- tornik, lubił żarty. Dowodem tego hum orystyczne wiersze ,,Flisaka opis Wrocławia", ,,W izy ta doktor
ska“, „Mądry M a c i e k Świadczy o tern też n astę
p u ją c a anegdota: Pew nego ra z u sem inarzyści baw ili się n a placu przy strzelnicy kościerskiej; śpiewali i m uzykow ali. Trochę opodal siedzieli nauczyciele a m iędzy niem i ks. K arnkow ski, k ap elan przy klasz
torze sióstr W incentek, które wówczas jeszcze w Ko
ścierzynie m ieszkały. Ten p a trzał n a coś przez lorn- jetę. W tern ks. D am roth zakrył m u sw ą m odrą czapką pozna m ówką lo r a j etę i pytał, czy dobrze wi
dzi, boć K aszubi podobno gołem i oczami nietylko przez czapkę, ale n aw et przez trzy calow ą deskę do
skonale wszystko widzą.
Poza p ra c ą zaw odow ą ks. D am roth b ad ał dzieje P ru s królew skich, które podczas w akacyj objeżdżał i obchodził w dłuż i w szerz, W rażen ia z tych po
dróży u trw a lił we wierszach ja k „Oliwa“, ,,K artuzy“
lub „ B a l t i c a Z nalazł pomiędzy K aszubam i — t a k ’ 'się zio.wią tam tejsi P olacy — wiele dodatnich cech
narodow ych, ,,k w itn ące,w całej swej sile czysto pol
skie cnoty i obyczaje“, ale też dużo zabobonu i prze
wrotności. W szędzie pouczał, w spierał, pom agał;
rozsyłał książki i pism a, ostrzegał przed znachoram i i zażegnyw aczam i chorób, w ysyłał pocztą lekarstw a, łub też K aszubi o kilka m il przychodzili do niego po medycynę, k tó rą n a w łasny koszt k azał im w ap
tece zrobić.
Życzeniem jego było, poruszyć i ożywić te m a r
tw e m asy, obudzić w n ich większą żądzę ośw iaty i większe poczucie narodowe,
— 22 —
,,Bo w tej m ierze, żal się Boże, to K aszubi dotychczas ru d is in d ig esia q u e m oles! N ie sp rzec iw ia się tem u tw ierd zen iu bynajm niej okoliczność, że w p o w iatach p o m orskich przechodzą n a w yborach deputow ani P o lacy ; owszem, w ypadki, iż od czasu do czasu zw ycięża N iem iec, są dowodem, że n a sz a w iększość n ie ośw iecona i nie ożyw iona w łasńym duchem , n ie d aje r ę kojm i pewnego pow odzenia i że się n a n ią spuścić n ie m ożna; — spojrzyj n a nasz Górny Ś ląsk, a zobaczysz jeszcze ja ś n ie j po
tw ierdzenie mego z d a n ia “ 1).
Aby zaradzić złemu i zmienić je n a lepsze, ks.
D am róth pow iada, „iż b ra k tylko in icjato ra, prze
wodnika, z energją, sam ow iedzą i odw agą, a zape
wne poszłoby lepiej n a d spodziewanie. Już to, chcąc się nauczyć pływ ać, trzeba się rzucić w wodę, -y- a choćby się a takiego try b u n a nie w yrobił może O ’ Gonnel (w ym aw iaj O ' Konol ") n a całą Polskę lub prow incję, w yrobił by się p rzynajm niej n a jeden pow iat“.
Po śm ierci ks. D am rotha p isał jeden z kościer- skich przyjaciół jego w „K urjerze G dańskim “:
1) Szkice, s tr . 22 n.
2.) D aniel O ’ Connel (1775—1847), ta k zw any osw obodziciel I r lan d j i, należy do n ajzn ak o m itsz y ch lu d zi zeszłego stu le c ia . Był adw okatem w^ D ublinie i m ówcą potężnym . Od ro k u 1810 niezaprzeczenie przew odził całem u naro d o w i irla n d z k ie m u . W a l
czył aż do śm ierci o dwa. w ielk ie id eały : 1) o ró w n o u p ra w n ie n ie k atolików , 2) o zerw anie u n ji p raw odaw czej z W ielk ą B ry ta n ją . — W tym celu zo rg an izo w ał Irlandczyków we w ielkiem stow arzyszeniu . k a to lick iem (catholic a sso cia tio n ). P rz e w ę d ro w ał cały k r a j i ognistem i p rzem ów ieniam i z a p a la ł tłu m y , zaw sze ato li trz y m a ją c się w g ra n ic a c h p ra w a . W ro k u 1829 osięg- n ą ł w reszcie ró w n o u p raw n ie n ie dla k ato lik ó w , zato się ro zw ią
za n ia u n ji z B r y ta n ją n ie doczekał. U m a rł 1847 ro k u w po
dróży do Rzym u. O sta tn ie życzenie jego było ta k ie : ,,Ciało m oje do Irla n d ji — se rc e do Rzymu — dusza do n ie b a !“
Życiorys tego sław nego m ęża i dzielnego o rg a n iz a to ra ks. D am roth pod nazw iskiem Czesław a L ubińskiego p rz e d sta w ił Kaszubom w ,,G azecie T o ru ń sk ie j“ .
—
m
—„Chodząc z nim często przech ad zk ą po przecudnych la sach k o śc iersk ich , poznałem ja k gorąco kochał ziem ię ojczystą.
K ażde tętn o życia narodow ego odbijało się głośnem echem w je go sZlachetnem sercu . K aszubski lu d i k r a j przedew szystkiem kochał. P rz y p o m in a m sobie ja k dziś; w y jech aliśm y pewnego ra z u n a góry szem barskie. P rz e d oczym a naszem i prześliczny ro z w ija ł się k ra jo b ra z . W około niezliczone sto k i pagórków lasem ok ry ty ch , pom iędzy nim i św iecące je z io ra i w ioski sza
re, a n a końcu w idnokręgu r a j kaszubskiej S zw ajcarji, n ie zrów nane K artu zy .
,,J a k i to p rzecu d n y k r a j “ , rzecze ks. IM m roth, „szkoda, że ta k m ało znany, a przecież w edle m nie n ajp ięk n iejsz y z a k ą te k całej P o lsk i. Ale lud biedny, ta k sam o opuszczony, jak nasz lu d ślą sk i, bo n ie m a przew odników — mężów m u brak.
Ale będzie lepiej i z K aszubam i i z Ś lązakam i. Lud sam się ocknie, a już się budzi“ .
Pew nego io k u puścił się ks. D am roth podczas w akacyj w tow arzystw ie ks. W łoszczyńskiego do K rólestw a, aby zwiedzić W arszaw ę; P aszporty mieli ja k o „nauczyciele“.
„Lecz k a p ła ń stw o nieboszczyka, pisze ks. W łoszczyński, t a k się u ja w n ia ło , że n a sta c ji g ran iczn ej przy re w iz ji k u fe r
ków urzęd n icy , k tó ry m m ongolizm w y ra ź n ie , z oczu w yglądał, z w idocznem onieśm ieleniem m in ęli k u fe re k jego. Kiedyśm y je c h a li k o le ją do Częstochowy z św ia tły m i tam tejszy m i gospo
d a rz a m i, zapytano się nieboszczyka, czem je st. N a odpowiedź, że je s t nauczycielem , ze śm ieszn ą m in ą zau w aży ł jeden z ta m ty ch : „Czy u w as nauczyciele wszyscy chodzą bez w ąśów ?“
W Częstochowie doznał nadzw yczaj łaskaw ego p rzy jęcia . . .“
Po trzynastoletnim pobycie w P rusach ks. Dam- i oth poprosił swych przełożonych o przesiedlenie n a Górny Śląsk. Życzenie to uwzględniono. „C zas już, abym w rócił do b raci i dla nich pracow ał, bo oni tego najw ięcej potrzebują. Chciałbym też m iędzy n i
m i um rzeć“. Tak, mówił do przyjaciół w Kościerzy
nie, którzy go żegnali serdecznie i czule ja k brata.
Przed odejściem ks. d yrektor w ystaw ił w łasnym kosztem nad b ra m ą sem inarjum w ysoki m etalowy krzyż i żegnając się z uczniam i ta k mówił: „Gdy
— 24 —
mnie tu nie będzie, to każdy, co przed tym k ru cy fiksem Boga pochw ali, i 1 o m nie ws-pomni, a gdy m nie już n a ziemi nie będzie, to proszę w as, nie za
pom inajcie o mej duszy“.
Ks. D am roth był zawsze w ielkim wielbicielem krzyża i zostaw ił piękny w iersz ,,S p o jrzyj na krzy ż'1.
Czy ci rum ieńcem zdrow ie .z tw arzy try sk a , Swoboda siły o sia d a n a czole;
Czy ci cie rp ie n ie z p ie rsi ję k w yciska Albo w nętrzności tr a w ią niem e bóle:
Spojrzyj na, krzyż!
* Gdy dusza w Bogu, winą. n ie sk a la n a , J a k dziecko n a łonie m a tk i odpoczywa;
Czy w y rz u ta m i su m ie n ia S zarpana, t i a r do ja k K ain do Boga się odzyw a:
Spojrzyj na. k r z y ż ’
Gdy w reszcie sta n ie sz, gdzie się w szystkie drogi W lewo i w praw o rozchodzą n a w ieki;
N a sąd cię pozwie głos błogi lub srogi, W tenczas nim zam kniesz n a zawsze pow ieki:
Spojrzyj n a krzyż!
Dzisiaj n ad wejściem do senni n a r j um kościerskie- go krzyża, już niem a; usunęli go następcy ks. Dam- rotha, pomiędzy którym i byto kilku niedow iarków .
□ □ □
III.
Pow róciw szy n a Śląsk (1883), ks. D am roth znów się do stał do Opola, gdzie m u powierzono kierow nic
tw o nowo założonego sem in arju m . Cały te n zakład, nie m ający w Opolu odpowiedniego pom ieszczenia, w ro k u 1887 przeniesiono do Pruszkow a.
We w olnych chw ilach spisyw ał teraz nasz ro d ak w spom nienia z P ru s Z achodnich, w lew ając w nie, że ta k pow iem , całą duszę. P okochał był Kaszubów.
Co n ap isał, ogłosił pod pseudonim em Czesława L u
bińskiego w feljetonie „P ielgrzym a“, a później w osobnej książeczce fo rm atu bedekera pod ty tu łem
„Szkice z ziem i i historji Prus Królewskich“ (Gdańsk, n ak ł. E. M ichałow skiego 1886).
W e form ie listów do przyjaciela opisuje w szyst
kie m iejsca P ru s K rólew skich, k tóre bądź dla p ięk ności n a tu ry , bądź d la w spom nień historycznych n a to zasługują. „Żadna z dzielnic polskich nie docze
k a ła się dotąd lepszego opisu n a d to dzieło. Nie je st to bowiem suchy opis pom ników , lecz nadzw yczaj zajm u jący ry s dziejów tej k ra in y , barw nie i serde
cznie skreślony, w raz z pełnym uczucia opisem prze
pięknych okolic P ru s K rólew skich. Przez całe dzieło w ije się ja k nić złota gorąca m iłość ojczyzny i współ
braci. A u to r pokazuje w niem w rażliw ość n a pięk
ność przyrody, d elik atn e poczucie p iękna, w yrobio
n y sm ak artystyczny i św ietny język. Dzieło to jest.
— 26 —
n aszem zdaniem n aj doskonalszem dziełem ks. Dam- ro th a i p raw dziw ą ozdobą polskiej lite ra tu ry “ x).
Na w stępie g an i przyjaciela, że z am iast puścić się z nim , ja k było pierw otnie um ów ione, do P ru s Zachodnich, zam ierza się w ybrać do ziem i czeskiej, do starożytnej, „złotej“ P rag i. „Jeździć po cudzych krajach, nie obejrzawszy się wprzód po> kątach w ła
snego domu, uważam zawsze za pewne uwłaczanie, za krzywdę wyrządzoną ojczyźnie i sobie sam em u“.
Na końcu w spom ina, iż zachęcano go do przedłuże
n ia pobytu w P ru sach , i dodaje:
„ D la m n ie n iep o trzeb n a ta k a z a c h ę ta ; bo c zy ż cały k r a j na sz o jc zy sty nie je s t dla n a s w szęd zie i za w sze w id ze n ia godny a ż do o statniego za pom nianego z a k ą tk a ? To też n ie zbyw ało n a ochocie do zro b ie n ia dalszych w ycieczek, a le n a p o trzebnym czasie, i choć n ie ra d , ra z p rzecie trz e b a było zw rócić k ro k i sw e k u dom owi, do k tó reg o ju ż i tę sk n ić zaczynałem . Zadowo
lo n y, że m p o zn a ł tę p ię k n ą zie m ię p o lsk ą , zb y t m ało p rze z ro d a kó w zn a n ą ; zbudow any tern, com w id zia ł i sły sza ł; w d zięcz
nością p rz e ję ty za ty lo k r o tn ie dośw iadczoną gościnność szczero- pOlską; z o tu ch ą w sercu, dla p rzy szło śc i te j d zie ln ic y ta k ściśle zw ią za n e j z lo sa m i ca łej o jc zy zn y i z w e stc h n ie n ie m na u sta ch o pow odzenie oby, — p o że g n a łem lube s tr o n y <e.
Ogłoszeniem opisu P ru s Z achodnich ks. D am roth chciał się przyczynić — ile się to do zwiedzonej przez niego cząstki k ra ju polskiego odnosi, i o ile n a to jego, ja k się skrom nie w yraża, nieudolność pozw ala
— do w yk o n an ia n ajpraw dziw szych słów L eonarda C hodźki: ,,Faire connaitre la Pologne, c'est la faire revivre — dać poznać Polsjtę, to znaczy w skrzesić j ą z m artw y ch !“
W listach tych u rzędnik p ru sk i w y lał bezbrzeż
n ą sw ą m iłość do ojczyzny polskiej oraz gorące p rag n ien ie przyczynienia się do narodow ego uśw ia-
j) „Ś w ia tło “ 1895, s ir. 123.
dom ienia ospałego i zacofanego lu d u i do podniesie
n ia jego m aterjaln eg o . i oświatowego sta n u ; przy tern dał swobodny u p u st goryczy n a d p ru s k ą działalno
ścią, k tó ra system atycznie usiłow ała zatrzeć w tej dzielnicy ostatnie ślady polskości. C ierpkie praw dy I w ypow iedział pod adresem rz ą d u pruskiego, który m iał tu tylko praw o pięśći. To też p ro k u ra to r ści
g ał au to ra.
Za sp raw ą osław ionego Rexa, kom isarza w To-
| ru n iu , wytoczono proces w ydaw cy tego dziełka, Mi
chałow skiem u. Sąd dom agał się w y dania nazw iska a u to ra, lecz w ydaw ca nie zdradził tajem nicy. N ie
k tó ry ch księży i dostojników kościelnych zm uszano do przysięgi, aby się dowiedzieć, kto był au to rem
„Szkiców “. N adarem no. N ik t się nie dom yślał, że n a p isał je daw niejszych d y rek to r sem in arju m ko- j.Ścierskiego, ks. D a m ro th 1). T rzym ano się więc Mi
chałow skiego. Izba k a rn a w Starogrodzie uw olniła go w praw dzie, ale sąd Rzeszy w L ipsku odesłał s p ra wę nanow o przed izbę k a rn ą do Elbląga, a ta m dnia 6 lutego 1888. skazano w ydaw cę „Szkiców" za „wy
szydzanie kościoła protestanckiego, obrazę regencji w K w idzynie i podsycanie nienaw iści plem iennej“
n a sześć tygodni w ięzienia. Już był zaczął je odsia
dywać, gdy w sk u tek am nestji, w ydanej przez F ry d e ry k a cesarza po w stąp ien iu n a tron, został od k a ry i kosztów uwolniony.
Tym czasem kś. D am roth spokojnie spraw ow ał . swój . u rząd królew skiego dyrektora, sem in arju m w Opolu i od roku 1887 w Pruszkow ie. Był bez-
:) N ailepszem uczczeniem przez Kaszubów 25-tei rocznicy Śmierci przezacnego autora byłob y now e wydanie jego, skonfisko
w anych w tedy, „S zk icó w “ i rozpowszechnienie ich w tysiącach egzem plarzy w tych ziemiach, przyw róconych teraz Polsce, a może naw et w tłumaczeniu niemieckiemu
w zględnie spraw iedliw ym wobec uczniów, obojętnie*
czy polskiego lub też niem ieckiego byli pochodzenia..
Z upełnie niepotrzebnie n ap o m in ał go w uj ks. J ü ttn e r do ostrożności. Nigdy w szkole po p o lsk u nie m ó
wił, skoro urzędow o było to w zbronionem , ale w ie
dzieli sem inarzyści, że byl P olakiem . Jeżeli przed ja k ą tru d n iejszą lekcją zależało im szczególnie n a dobrym hum orze ks. D am rotha, w tedy podczas p a u zy m u siał ktoś n a fortepianie zagrać ja k ą ś polska, melodję, Ten środek nigdy nie zaw iódł: ks. d y rek to r przychodził do klasy uśm iechnięty, i n a jtru d n ie j
sze spraw y poszły gładko.
W ielce zabolało polskie serce ks. D am rotha, gdy rząd p ru sk i pod koniec w alk i k u ltu rn e j coraz b a r
dziej i srożej zaczął dręczyć Polaków , gdy w yzna
czał m il jony rocznie n a niem czenie lu d u , gdy w ro k u 1886 ta jn y m ukazem rozporządził, iż n ik t o pol- skiem usposobieniu do jakiegobądź urzędu p ań stw o wego nie m a być dopuszczony. W se m in a rja c h ob
ja w ia ła się ta .polityka w ten sposób dotkliw y, że*
stip en d ja czyli zapom ogi państw ow e d la uczniów znacznie się wzmogły, ale — tylko dla Niemców.
Ks. D am roth publicznie wobec całej k la sy ośw iad
czył, iż szczerze żałuje, że dwóch uczniów od zapo
m ogi rządow ej w ykluczyć m usi, — b y li to chłopcy z polskiego domu.
W tedy to pow stał w ierszyk „Przemoc i praw o“?
w iernie odbijający m yśli au to ra :
Sto m iijonów m a re k — to n ie fra sz k a ! Dość, by w ykupić wojew ództw o całe;
Lecz sp ra w a z duchem p o lsk im ń ie ig ra sz k a , By go w ygubić, i N iem cy za m ałe:
Przem oc dusi p raw o , lecz go n ie zgniecie, Bo w iększy P a n Bóg n iż ' P a ń B y m sz a przecie.
— 20 —
Nie trzeba, tłum aczyć, że p an Rym sza w tym w y
p ad k u nazyw ał się B ism ark. Nie mogąc jako u rzęd n ik p ru sk i publicznie potępiać polityki rządowej, ks. D am roth czynił to poufnie wobec zupełnie pe
w nych nauczycieli. Takie p ogadanki n a cztery oczy robiły głębokie w rażenie n a m łodych wychowawców lu d u i zostały im w pam ięci n a zawsze.
Ks. D am roth czuł się urzędem swoim krępow a
ny i ‘Zgłosił się o probostwo, aby swobodniej móc pracow ać. Lecz w ładza szkolna nie chciała puścić ze służby rządow ej ta k znakom itego pedagoga. N a
czelny prezydent prosił go, aby jeszcze p arę lat w urzędzie pozostał. Zgodził się wreszcie ks. Kon
stanty. Ale nie doczekał się probostw a, gdyż cho
roba .płucna coraz bardziej m u dokuczała. Co rok szukał p o rato w an ia zdrow ia to w D usznikach (Rein- erz), to w Gorycji lub M eranie. Atoli , sk u tk i tych k u ra c ji były tylko chwilowe; stałe zdrowie już nie wróciło. Czując się niezdolnym do dalszej pracy, prosił w roku 1891 o zwolnienie z urzędu i osiadł u B raci M iłosiernych w Pilchow icach, aby w zaci
szu klasztornem pod s ta ra n n ą opieką B raci przeżyć resztę dni. Rząd w u z n an iu jego zasług przyznał m u order czerwonego orła.
□ D Ö
Ks. Konstanty Damrołh
(na schyłku życia)
IV.
W Pilchow icach nasz poeta spokojnie mógł się zanurzyć w w spom nieniach la t m inionych i odświe
żyć uczucia, jakie serce jego kiedykolw iek były za
pełniały. P rzeglądał też, p rzerab iał i uzupełniał w iersze z m łodych lat. A rów nocześnie z p iln ą u w a gą śledził postępy budzącej się sam owiedzy Górno
ślązaków . N adchodziły w ybory do p a rla m e n tu z ro k u 1893. W tedy to lud, trzym ając się copraw da jesz
cze w ram ach organizacji centrow ej, stanowczo upo
m in ał się o szczeropolskich posłów. Urzędowe Cen
tru m we W rocław iu a niestety i w ielka część kleru n am iętn ie zw alczali te wolnościowe odruchy lu d u polskiego. Zapalczywe walki' wyborcze około k an d y d a tu r m a jo ra Szmuli, R adw ańskiego, Roboty, Strzo- dy były w yrazem głęboko już sięgającego rozłam u m iędzy ludem a polityczną o p iek u n k ą jego, p a rt ją centrow ą. Ks. D arnroth od ra z u sta n ą ł po stronie lu du i niezm iernie się cieszył, że ten lud nareszcie n a biera odw agi i śm iałości narodow ej. W radosnem u n iesien iu n ap isał w tedy śliczny wiersz „Pieśń sie
rota'V
Ot ~ m in ęła zim a długa, K tó ra ludek nasz stu d z iła ; D ziś ten lud o św ia ty struga.
Z wiekowego sn u zbudziła.
.Tak się z w io sn ą b u d zą gaje,
$ w je ż y liś ć i w i a t r s ze le śc i,
— 32 —
T ak śród ludu szm er pow staje, , K tó ry now ą w iosnę w ieści,
W iosnę ludu, czynu, słow a:
W eź znów lu tn ię — precz z sk a rg a m i, A n a Ś ląsk u zab rzm i now a
P ie śń ra d o sn a , bo Bóg z nam i!
„W cichej celi klasztornej, pochylony cierpie
niem, spogląda po ziem i swej wieszcz narodow y.
Spogląda, jak lud jego zryw a się do w alk i i do po
k azan ia przed św iatem , że żyje i żyć chce. Od lat w yczekiw ał tego znak u żyw otności lu d u i doczekał się. P ierś schorzała przepełnia się uczuciem bin
giem, m yśl u la ta w m inione dni młodości, w spom i
na ideały w iosny życia i z drżącej lu tn i płynie ku zw ycięskiem u ludow i pieśń o „wiośnie lu d u . . . “ i)
W pierw szych szeregach w alczących o słuszne p ra w a Polaków zawsze staw ał, choć u k ry ty pod pseudonim em , ks. D am roth; w gazetach polskich a czasem i niem ieckich um ieszczał liczne arty k u ły o spraw ach politycznych, narodow ych lub szkolnych.
Młodym redaktorom „K atolika“ i „Gazety O polskiej“
szczerym, był doradcą i przyjacielem ; dodaw ał o tu chy i zalecał hasło ,,cunctando p r o c e d e r e to znaczy ostrożnie postępować naprzód. Oto jego słowa:
„W inszuję p raw d ziw ie św ietnego zwycięstwa, w polem ice.
Tymczasem, nie przez w zgląd n a p rzeciw n ik a, ale przez w zgląd na swój w łasn y in te re s, bedzie dobrze chować m iecz do poch
wy, gdyż żad n a polem ika, zw łaszcza w naszych sto su n k ach , nie w ydaje re z u lta tó w d o datnich. D la n a s jed y n y sposób, cunctando' procedere w słow ach, żąd a n ia c h , i czynach, aby nie przeholo
wać, liczby n iep rzy jació ł n ie pom nożyć a życzliw ych lub trw o żliw ych nie zrazić „ . .“ (L ic t do. B ro n isła w a K oraszew shiepo, re d a kto ra ,,G azety O polskiej" g d n ia 5 k w ie tn ia 1893 r.)
Ciągle a ciągle aż do ostatnich m iesięcy swego życia, m yślał i m arzył o O ’ Coimelu śląskim . Za
li „Ś w ia tło “ 1896, s tr. 134.
— 33 —
iiiiei7.at przerobić swój życiorys tego pa.trjoty ir
landzkiego z „G azety T o ru ń sk iej“ i n a nowo wydać d la Ślązaków.. A utor b io g rafji ks. D am rotha w „Świe
tle“ bytom skiejn (1895, nr. 7/8) — praw dopodobnie ka. Radziiejewski — ta k ą opisał nam scenę: „ P e wnego w ieczora w le,c,ie rozm aw iał' piszący te słowa z ks. D am rotliem o O ’ Connelu. Staliśm y przy oknie, z którego w idać było łan y i lasy pilchowskie. Słoń
ce zniżało się ku zachodowi. Ks. D am roth w patrzył się w to słońce i rzekł. „Kiedyż to przepiękne słoń
ce oświeci nasz Śląsk w szczęśliwszej doli? B rak n am takiego O ’ Connela; od la t wyczekuję go z we
stchnieniem . Może Bóg łaskaw y da Śląskowi kiedyś takiego męża i oby go dał ja k najprędzej! W mło
dzieży przyszłość n aro d u ; z. niej m usi w yjść O ’ Gon- nel ś l ą s k i . . . “ Obaj m ieliśm y łzy w oczach, a po chw ili dodał ks. D am roth: „Bóg czuw ał n a d nam i dotąd, Bóg będzie czuwał dalej. Niech żywi nie tr a cą nadziei! . . .“ B iograf dodaje. „Młodzieży polska n a Śląsku, m yśl o tych słowach zgasłego poety i p ra cuj z całych sił, aby z pom iędzy' ciebie wyr-osł O ’ Connel śląski!“
„ Ja k zwycięzców obsypują kw iatam i, tak wieszcz narodow y podał ludow i swem u krótko po walce kw iaty swego ducha i serca“. W roku 1893 w ydał bowiem ks. K onstanty dw a tom iki poez.yj pod ty tu łem „Z niw y śląskiej“ 1)> „Z „ W ia n k a “ wydanego w roku 1867, urósł w ielki wieniec, bo poeta przez całe życie nie w ypuścił lu tn i z ręki, lecz ciągle do
daw ał po k w iatk u do w ieńca“ 2). Na wstępie pod adresem kolegów takie w yraża życzenie:
l) Bytom , n ak ład em „ K a to lik a “ . s) „ Ś w ia tło " 1895, s tr . 124.
— 34 —
Niech przypom ną w am te św ieże K w iaty hasło ślą sk iej ziem i, Że p rzy ojców m ow ie, w ierze Aż do zgonu sta ć będziem y.
N iech przypom ną praw d ę s ta rą : Że n ie cudem , ale tru d em , M ia rą , w ia r ą i o f ia rą Z ostaniem y w olnym ludem .
W ierszem „Nasz oręż“ podaje Ślązakom p ra k ty czny p ro g ram pracy, aby przyszłość lepszą zbudo
wać i utrw alić:
N am tw ierd zam i dziś w a rsz ta ty , Dwory, szkoły i pracow nie.
N ąm w o jen n ą sz tu k ą — p rac$ , B ro n ią — w iedza lub narzęd zie:
Co kto umie, to popłaca, B yle robić — zaw sze — w szędzie.
N a sz ą b ro n ią — słowo dzielne,- P ra w e m i m ęstw em n atch n io n e;
B ro n ią — .pieśni n ie śm ie rte ln e , Bo n a d z ie ją nam aszczone.
N aszą b ro n ią — p a c ie rz rzew ny, K orny, zbożny, pełen sk ru c h y ; A że szczery, sk u tk u pewny, P rz e to pełen też otuchy.
N aszem h asłem : Bóg i w ia ra ! N aszem godłem : m iłość, zgoda!
N aszą s iłą : to o fia ra ! A w y g ra n ą : to swoboda!
Pod ta k ie m i znaki wrogów Zwyciężym y i w yprzem y D aleko z ojczystych progów , Lecz o rę ż a nie złożymy!
Bo choć w ro g a zew nętrznego Z k r a ju swego w ypędzim y, D opiero gdy domowego Zniszczym, przyszłość u trw alim y .