Czajkowska, Maria
Wyższa Szkoła Dziennikarska po
roku 1945
Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 10/3, 411-418
MARIA CZAJKOWSKA
W YŻSZA SZK O ŁA D Z IEN N IK A R SK A PO ROKU 1945
Do W arszaw y w róciłam po w yzw oleniu w końcu lutego 1945 r.* Pociąg złożony z tow arow ych, nie ogrzew anych i nie ośw ietlonych w ago nów zatrzym ał się n a to rach w pobliżu ul. A rm atn iej na Woli, daleko p rze d zburzonym D w orcem Zachodnim .
Po u lokow aniu się w m ieszkaniu p rzy ul. K o pernika pierw sze kroki skiero w ałam na ulicę R ozbrat. W n ętrze domu, w k tó ry m m ieściła się od jesie n i 1936 r. W yższa Szkoła D ziennikarska, i całe poddasze b y ły w y palone. Strop górnego p ię tra zawalony, fasada dom u i m u ry mocno uszkodzone. W szędzie pełno gruzów i czuć było spaleniznę. Jednakże, pom im o w szystkich zniszczeń, w idać było, że całość k o n stru k c ji oparła się w ybuchom pocisków i działaniu ognia. Żelazobetonowe, bardzo so lidne m u ry , pom im o k ilk u dużych w y rw , stały na całej w ysokości aż do poziom u stry ch u . Stosunkow o m ało u cierp ała część m ieszkalna. Całkowi te m u zniszczeniu uległy tylko dw a m ieszkania położone na III i IV pię trze. Do m ieszkań na niższych p iętrac h ogień nie dotarł. Choć mocno uszkodzone, ale stosunkow o łatw o m ożna je było odbudować, a m ieszka nie palacza na p a rterze, izolowane od wilgoci kilkom a w a rstw am i gru zu n a górnych piętrach , nadaw ało się po oszkleniu do natychm iastow ego użytk u . O bszerne pom ieszczenia piw niczne, splądro w an e przez okupanta, nie m iały pow ażniejszych uszkodzeń.
W gm achu zastałam pracow ników Szkoły: T adeusza Szypułę i Józefa K aw kę z rodzinam i. P rz y je c h ali do W arszaw y wcześniej i zdążyli już ulokow ać się w ocalałych pom ieszczeniach na p a rte rz e . Po serdecznym
* Maria Czajkowska, ur. 22 II 1908 r., pracowała w latach 1927—1939 w W yż szej Szkole Dziennikarskiej, do której powróciła w 1945 r. W roku akad. 1946/47 r. pracowała na Wydziale Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych, w latach 1947—1950 w Polskim Związku W ydawnictw Prasowych, w 1950— 1956 r. w Ośrod ku Szkolenia Dziennikarzy, w latach 1958— 1962 w redakcji „Kobiety i Życia”, od 1966 — sekretarz Zaocznego Studium Magisterskiego przy Studium Dziennikar skim UW i redakcji pisma warsztatowego „Merkuriusz” (pracownik „Prasy Mło dzieżowej i Sportowej” RSW „Prasa”). (Red.)
4 1 2 M A R I A C Z A J K O W S K A
p rzy w ita n iu się i obejrzeniu ru in b y łam pew na, że gm ach odbudujem y. M arzenie to było dość śmiałe. T akich ru in ja k te m ożna było w W a r szawie liczyć na setki. W k ażd y m razie jasn e było, że sam a nic nie zro bię i p rzed e w szystkim należało ustalić, ilu nas ze Szkoły pozostało i na kogo m ożna liczyć.
Znanego prasoznaw cę profesora Stanisław a Jarkow skiego odnalazłam w jed n y m z niew ielu ocalałych pokojów w b u d y n k u A kadem ii N a u k P olitycznych p rzy ul. W aw elskiej. Jego m ieszkanie p rzy ul. N ow ogrodz kiej, w k tó ry m jak o zapalony bibliofil grom adził „białe k r u k i” , szcze gólnie z zak resu h isto rii prasy, zostało doszczętnie spalone w raz z całym zbiorem bezcennych książek i druków . W ierny swoim zamiłowaniom , w zajm o w an ym pokoju rozpoczął już swoje „zbieranie”. Trochę gazet, tro ch ę podniszczonych książek stanow iło zalążek biblioteki. Za szafę b i blioteczną służyła m u połam ana gablotka lekarska, a za łóżko żelazny sprzęt, pochodzący także z przedw ojennego szkolnego gabin etu le k a r skiego. F ik cję u rządzenia dom owego dopełniał h ełm niem iecki, służący za w iad ro i m iednicę. Gorzej było z pościelą i z in ny m i w ygodam i życia codziennego. P ro feso r z bardzo chorą nogą „na gwoździu” — ja k m aw iał (był operow any tuż p rzed w o jn ą przez profesora Raszeję) —· chodził z tru d e m i ty lk o o lasce. Oczywiście n a ty c h m ia st gotów był do pracy.
N ietrud n o było n astęp n ie tra fić do prof. J. Wasowskiego. Był on d y re k to re m D e p a rta m e n tu P ro p ag an d y w M in isterstw ie In fo rm a c ji i P ro pagandy. Odw iedziłam go w siedzibie M inisterstw a n a P ra d ze p rz y ul. T argow ej. Pro feso r nosił w y tw o rn y niebieski g a rn itu r z dużą ła tą na kolanie, k tó rą w yg rzew ał na słońcu, by nie różniła- się od re s z ty ub rania. P rz y ją ł m nie dosłow nie z o tw a rty m i ram ionam i. Obiecał p ełn ą pomoc i poparcie s ta ra ń o odbudowę gm achu. D y re k to re m D e p a rta m e n tu Inform acji w ty m że M inisterstw ie b y ł re d a k to r A ntoni Bida, a sta n o wisko d y re k to ra D e p a rta m e n tu P ra sy zajm ow ał rów nież przy jaźnie dla m nie usposobiony re d a k to r M ikołaj Wadyas.
Przez ty ch znajom ych i przyjaciół naw iązałam k o n ta k t z M in ister stw em O św iaty. Tu, od d y re k to ra d e p a rtam e n tu , dr. Jerzego M arow skie- go, późniejszego sędziego Sądu Najwyższego i członka K om isji K o d y fikacyjnej p rzy m in istrze spraw iedliw ości, otrzym ałam zaśw iadczenie stw ierdzające, że je ste m se k re ta rk ą i kw esto rk ą uczelni. Zostałam upo w ażniona do w ystępow ania w spraw ach dotyczących zabezpieczenia m ienia Szkoły, a k t studenckich i k a n celarii WSD. M inisterstw o prosiło władze i urzęd y o okazanie m i wszelkiej pomocy.
D y re k to r T rzebiński p rzeb y w ał w K rakow ie i nie w iadom o było, czy i k ied y pow róci do W arszawy. Wobec tego prof. S. Jarkow ski, jako b y ły w iced y rek to r Szkoły, uzyskał z m in iste rstw a zaświadczenie, że jest k u r a torem m ienia WSD.
Ze swoim zaśw iadczeniem zgłosiłam się do M ilicji O byw atelskiej i o trzy m ałam do pom ocy dwóch m ilicjantów . O calały dom p rz y ul. K o p e rn ik a 4, gdzie mieściło się m oje o kupacyjne m ieszkanie i gdzie złoży łam d o k u m en ty szkolne, został z a ję ty n a ty c h m ia st po w yzw oleniu przez ludzi obcych, k tó rz y dość swobodnie gospodarow ali w opuszczonych m ie szkaniach, „zabezpieczając” pozostałe tam rzeczy daw n ych lokatorów . W asyście m ilicjantów odw iedziłam sąsiadów i odzyskałam d o ku m enty stu denckie oraz trochę książek z biblioteki szkolnej. A kcja b y ła p rze p ro w adzona w porę, gdyż a k ta stu den ck ie b y ły już w y pak ow an e z w alizek do dw óch płóciennych worków, i nie wiem, co by się dalej z nim i stało. P rz y okazji odzyskałam także pa rę w łasn y ch sprzętów.
W m oim m ieszkaniu otw orzyłam s e k re ta ria t WSD, a d um nie w y w ie szona k a rtk a z pieczęcią nad aw ała pow agi urzędow ej naszym dalszym poczynaniom.
Pierw szy etap był już poza nami. Dzięki osobistym odwiedzinom, a tak że dzięki życzliw ym telefonom prof. W asowskiego udało się nam n astępn ie przekonać M inisterstw o Ośw iaty, że WSD istn ieje i w ym aga pomocy. D ow ody zain tereso w an ia ze stro n y M in isterstw a m ieliśm y już w postaci w y dan ia w spom nianych zaświadczeń. T rzeba było jeszcze zdo być środki na rato w a n ie ocalałych r u in od dalszego niszczenia pod. w p ły w e m deszczów.
Rozpoczęły się codzienne w ęd ró w k i na P ra g ę przez tzw. m ost w yso- kow odny. N a P ra d ze m ieściły się w szystkie u rzę d y cen traln e. Codzienne sp acery d a w a ły sposobność do obserw ow ania ulicy w arszaw skiej. Miasto rozw ijało się, żyło i pulsow ało in te n sy w n y m życiem, ja k gdyby zapom i n a ją c o b rak a c h i n ied o statkach bazy m ate ria ln e j. W szyscy byli czymś zajęci, pracow ali i chodzili lub jeździli do sw ych odległych m iejsc pracy. F u nk cjo n o w ały u rzę d y i in sty tu cje, pom im o że nie było telefonów ani m aszyn, ani p a p ie ru do pisania. W arszaw a w ty m okresie b y ła m iastem k o n tra stó w i paradoksów. Brakow ało wody, ab y się porządnie umyć, co nie przeszkadzało, że ludzie dbali o swój w ygląd. Na p rzy k ła d w ru in a c h b ra m y stało krzesło, a n a d ty m szyld głosił, że jest to zakład fryzjerski. F ry z je r pełnił zresztą swe czynności u b ra n y w palto, gdyż wiosnę m ie liśm y dość chłodną. W tra m w a ju zd jęty m z podwozia i u ż y ty m przez pow stańców do w zm ocnienia b a ry k a d y u zbiegu ulicy M arszałkow skiej _i Al. Jerozolim skich, a później porzuconym na ulicy, ktoś urządził dobrze p ro sp e ru ją c y bar, którego głów ną i praw dopodobnie jed y n ą specjalnością b y ła gorąca zupa. I n tr a tn y m zajęciem b y ł tra n sp o rt.
P rzeży w aliśm y d ni radości, gdy napraw iono kanalizację, uruchom iono po raz pierw szy wodociągi. W ielkim św iętem b y ł wieczór, gdy po raz p ierw szy zabłysły la ta rn ie w A lejach Jerozolim skich na odcinku od
4 1 4 M A R I A C Z A J K O W S K A
h otelu Polonia, najelegantszego wówczas lokalu stolicy, do Nowego Św iatu. D la nas przyzw yczajonych do zaciem nienia ulicznego od p rz e szło pięciu lat, a następ nie w ogóle pozbaw ionych św iatła, było to n a p raw d ę duże przeżycie.
Te długie w ędrów ki z ul. W aw elskiej poprzez R ozbrat na P ra g ę b y ły zbyt forsowne dla chorego prof. S. ’ Jarkow skiego. K om unikacja „łebko w a ” różnym i ciężarów kam i była dla niego także niedogodna. Na in n ą nie m ieliśm y funduszów . P ro feso r w kró tce m usiał się położyć. W szpi ta lu przeleżał sześć tygodni. Z ostałam więc sama, naw iązując nowe k o n ta k ty i zdobyw ając now ych przyjaciół.
M arzec był m iesiącem spotkań. Co chw ila ktoś kogoś ściskał i cało wał, co chw ila ktoś się cieszył z czyjegoś pow rotu. Na ulicy spotkałam um un d urow anego jeszcze i pow racającego z obozu jenieckiego p rzy ja cie la Szkoły, inż. arch. Jerzego Przym anow skiego. O n to budow ał Szkołę w 1936 r. P rz y serdecznym po w itaniu nie by łam zupełnie b ezin tereso w na. W persp ek ty w ie było przecież sporządzenie planów odbudow y g m a chu, co znacznie ułatw iło b y nasze starania. Pieniędzy żadnych nie m ie liśmy, więc o ho n o rariu m nie było m owy. In żynier zgodził się bez w a h an ia i niebaw em p rzy stąp ił do pracy.
W itolda Giełżyńskiego odnalazłam na III p iętrze zburzonego częścio wo dom u przy ul. Wilczej 14. G dy weszłam, porządkow ał na łóżku swoje ocalałe notatki, książki i dokum enty. Nie trzeba g o , było prosić o pomoc. Zaofiarow ał się n a ty c h m ia st i tow arzyszył m i w ielo krotn ie do różnych urzędów, gdzie prow adzone b y ły sta ra n ia o odbudowę gm achu. Jego osobiste stosunki pom ogły w M inisterstw ie O dbudow y. N iebaw em zgło sił się d r Stanisław F u rm a n ik i prof, d r Cezary Berezow ski oraz inż. po ligraf H e n ry k P ie k a rn ia k (w zakładach P ie k arn iak a — ojca, studenci przed w ojn ą odbyw ali p ra k ty k i w dru karni). W szyscy ofiarow yw ali go towość w spółpracy.
N astęp n y m sp o tk a n y m b y ł W acek Zdżarski, stu d e n t Szkoły, dzienni karz, fo to re p o rter wyszkolony w k onspiracji (był w czasie okupacji k ie row nikiem zespołu fotograficznego B iura Info rm acji i P ro p a g an d y K o m en d y Głównej AK). Na m oją prośbę sfotografow ał on Szkołę z różnych stron, co bardzo się przydało, gdyż później każdej z decydujących in sty tu c ji trzeb a było pokazyw ać b u d y n e k z innej strony. W celu otrzym ania większego k re d y tu — część bardziej zniszczoną, a dla B iura O dbudow y Stolicy — gdzie w ażyły się losy odbudow y — część m niej uszkodzoną w celu w ykazania, że b u d y n e k m ało ucierpiał, i - uchronien ia go do rozbiórki.
W M inisterstw ie O św iaty u m in istra W ycecha i w icem inistra B ień kowskiego odbyło się k ilk a k o n ferencji z udziałem prof. Giełżyńskiego,
W asowskiego i Jarkow skiego n a te m a t u ruchom ien ia Szkoły. M in iste r stw o reprezentow ało pogląd, że WSD pow inna być urucho m ion a jako jed e n z wydziałów A kadem ii N au k Politycznych, podczas gdy n a m cho dziło o u trzy m an ie samodzielności uczelni. Przew ażyło zdanie M ini sterstw a.
Równolegle ze sta ra n ia m i o u ru cho m ien ie Szkoły zabiegaliśm y w Mi n isterstw ie O św iaty o uzyskanie funduszów na zabezpieczenie choćby części b udy n ku , aby m ieć możność złożenia odzyskiw anych akt, książek bibliotecznych itp.
W czerw cu 1945 r. o trzym aliśm y od M inisterstw a O św iaty niew ielką na owe czasy i w sto su n k u do naszych potrzeb kw otę 30 000 zł z p rz y rzeczeniem, że ta k a d otacja będzie w y płacana na bieżące w y d a tk i co miesiąc. Am bicje nasze b y ły jed n a k duże. We w rześniu 1945 r. u tw o rz y liśm y K o m ite t O dbudow y WSD. W eszli do niego: prof. J. Wasowski, W. Giełżyński, S. Jarkow ski, inż. J. Przy m an ow sk i i M. Czajkowska. Dzięki poparciu dr. K azim ierza M atuszeckiego, naczelnego d y re k to ra B a n ku G ospodarstw a K rajow ego, o trzym aliśm y subw encję z B G K w sum ie zł 50 000. Ta su bw en cja i su m y w ygospodarow ane z dotacji M in isterstw a O ś w ia ty , pozwoliły na w y konanie n ajp iln iejszy ch prac. Pod nadzorem inż, Przym anow skiego p o kryto dach nad częścią m ieszkalną bu d ynk u , w y rem o nto w an o mieszkania, w praw iono fu tr y n y okienne, napraw iono i oszklono k la tk ę schodową.
Do jednego z m ieszkań przeniosłam se k re ta ria t Szkoły, do drugiego zaś w raz ze sw ym sk ro m n ym do b ytkiem przeprow adził się prof. J a rk o w ski z prowizorycznego schronienia p rzy ulicy W aw elskiej. Poza zajęciam i zw iązanym i z WSD prof. S. Ja rk o w sk i rozpoczął grom adzenie gazet, k sią żek i w ycinków dla Polskiego I n s ty tu tu Prasoznawczego. Rozkładał je z b ra k u m ebli na podłodze. Tak p ow staw ał p rzy ul. R ozbrat Polski In s ty tu t Prasoznawczy. Tu odwiedzali profesora: M arceli Poznański, K azi m ierz Pollack, M ieczysław Kafel.
Prof. S. Ja rk o w sk i przekazał wówczas Szkole, pow ierzone m u przez Tow arzystw o L iterató w i D ziennikarzy Polskich, szafy biblioteczne, do dziś zn ajd u jące się w Stow arzyszeniu D ziennikarzy Polskich książki, p o r tr e ty i k a ry k a tu ry znanych osobistości ze św iata literackiego. M ajątek te n od początku okupacji znajdow ał się na przechow aniu w Bibliotece N arodowej p rzy ul. R akow ieckiej i szczęśliwie ocalał. W szystko to w raz ze skrzyniam i zaw ierający m i część a rc h iw u m WSD prze tra n sp o rto w ała m do se k re taria tu . W śród ruchom ości T ow arzystw a L iterató w i D ziennika rzy Polskich znajdow ał się w ielki okrągły stół k o nferen cyjny . Nie m o gliśm y go jed n a k używać, gdyż nie m ieliśm y jeszcze odpowiedniego lo kalu. W iększe zebran ia zw oływ aliśm y w B an ku G ospodarstw a K ra jo w e
4 1 6 M A R I A C Z A J K O W S K A
go, w lokalu Polskiej A gencji P ra so w e j1 lu b w red ak cji „ K u rie ra Co dziennego” p rzy ul. Śniadeckich, gdzie prof. W asowski z M inisterstw a P ro p ag an d y 'przeszedł na stanow isko r e d a k tra naczelnego. M niejsze ze b ra n ia w dalszym ciągu odbyw ały się w m oim m ieszkaniu przy ul. K o p e r n ika 4, gdyż p rzy ul. R ozbrat nie było jeszcze w a ru n k ó w do n orm alnej pracy.
K u lm in acy jn y p u n k t w alk i o Szkołę p rzy padł n a rok 1946. P otężne B iuro O dbudow y Stolicy —■ BOS, nie podzielało naszego en tu zjazm u dla odbudow y gm achu WSD. P la n y urbanistyczne, k tórych BOS było w y k o nawcą, zakładały, że siedzibą w yższych uczelni nie będzie Powiśle, lecz in n a dzielnica. Oprócz tego dom WSD w rzyn ał się klinem w zaplano w a n y n a ty m m iejscu nie p rze rw a n y pas zieleni i zakłócał p e rsp e k ty w ę ze S k arp y w k ie ru n k u Wisły. Z ty c h powodów istnienie WSD w ty m m iejscu nie było przew idziane.
P ię trz y ły się p rzed n am i także trudności finansowe. W edług koszto rysów sporządzonych przez inż. Przym anow skiego budow a m iała pochło nąć k ilka m ilionów złotych. My zaś m ieliśm y do dyspozycji ty lk o naszą m iesięczną subw encję,,z M in isterstw a Ośw iaty. Nie w ystarczała ona n a w e t n a pełne w y n agrodzenie p erso nelu i niek tó rzy pracow nicy z m iesią ca na m iesiąc otrzy m y w ali ty lk o zaliczki na pensję w wysokości zależ nej od tego, ile pieniędzy zostawało w kasie po pokryciu niezbędnych w ydatków ad m in istracy jn y ch .
P ro b lem y finansow e zostały rozwiązane, gdy p rez y d e n t m iasta 4 czer w ca 1946 r. zgodził się n a re s ty tu c ję T ow arzystw a WSD. Jako osoba praw na, T ow arzystw o było up raw n io n e do zaciągania pożyczek i uzyskało od BG K przyrzeczenie udzielenia odpowiedniego k red y tu , ale pod w a ru n k ie m otrzy m an ia z BOS zezwolenia na odbudowę gm achu.
Tym czasem nasz spór z tą zasłużoną dla odbudowy stolicy in sty tu c ją przeciągał się. Pod n ap o rem naszych a rg u m e n tó w BOS zm iękło i zga dzało się udzielić zezw olenia na odbudowę, ale n a ograniczoną ilość lat, na co z kolei m y nie chcieliśm y się zgodzić. W rezultacie nasz p u n k t w idzenia zwyciężył, a szalę przew ażyło przedstaw ienie przez nas p ro m e sy BGK. P am iętam , że załatw iając sp raw y w M inisterstw ie O dbudow y, spotkałam się w k o ry ta rz u z m in istrem M. Kaczorowskim . „Będzie pani m iała sw oją szkołę” — powiedział. W krótce potem nadeszła po zytyw na decyzja M inisterstw a.
21 czerwca 1946 r. zwołaliśm y W alne Z grom adzenie Członków To w a rz y stw a WSD. Była to okazja do sporządzenia bilansu stra t. Z grona członków w czasie w o jn y ubyli: d r A rnold Bodek —- lek to r języ k a n ie
1 Polska Agencja Prasowa w Warszawie m ieściła się wówczas przy ul. Pierac- kiego — obecnie Foksal.
mieckiego; nie w y trz y m a ł on prześladow ania osób n iearyjskiego pocho dzenia i popełnił sam obójstw o w W arszaw ie w 1943 r.; d r W ładysław Leon B iegeleisen — profesor W SD — zam ordow any przez Niemców na Żoliborzu w W arszawie; Józef E v e rt — senator, w iceprezes Z arządu To w arzy stw a WSD — z m a rł w Grodzisku w 1944 r.; J a n K uczabiński —- dziennikarz, w ykładow ca WSD — zm arł w obozie k o ncentracy jny m ; L u - dom ił L ew en stam —■ dziennikarz, w ykładow ca WSD — poległ rażony niem al ostatn ią k u lą p rzy k a p itu la c ji Starego M iasta w czasie pow stania 1944 r.; Feliks M rozowski — b. prezes Polskiego Zw iązku W ydawców Dzienników i Czasopism — zm arł w W arszawie; A nton i F e rd y n a n d O ssendowski <— litera t, b. prezes T ow arzystw a L ite rató w i D ziennikarzy, p rele g en t WSD — zm arł w Żółwinie 3 I 1945 r.; W acław Sieroszew ski — litera t, członek Z arząd u T o w arzy stw a WSD — zm arł w czasie w ojny; Tadeusz Tchorzew ski —- założyciel T ow arzystw a K się g arń K olejow ych „R u ch”, b. sk a rb n ik T o w arzy stw a W SD —■ zginął od w y b u c h u bom by w e w rześn iu 1944 r.; A ntoni W ieniaw ski — członek K om isji R ew izyjnej T ow arzystw a WSD — z m a rł w p rzed ed n iu w y b u c h u w ojny, w końcu sierpn ia 1939 r.; d r Z y g m u n t Zagórow ski — w ykładow ca WSD, delegat M inisterstw a W yznań R eligijnych i O św iecenia Publicznego — zam or dow any został przez hitlerow ców w p ow staniu w arszaw skim 1944 r.
Na z eb ran iu uzupełniono liczbę członków i n a p rezesa T ow arzystw a powołano b. m in is tra L ud w ik a D arow skiego,. sk a rb n ik ie m został prof. S tan isław Jarkow ski, a se k re tarz em Z arządu inż. arch. J e rz y P rz y - m anow ski. Spraw ozdanie finansow e za okres od lutego do dnia zebrania złożył prof. Jarkow ski, jako m ian o w an y przez M inisterstw o O św iaty k u r a to r WSD.
Po o trz y m an iu decyzji M inisterstw a O dbudow y nie m ieliśm y już po w ażniejszych trudności. Budow ę prow adziło Społeczne Przedsiębiorstw o B udow lane w tem p ie iście w arszaw skim . Już w listopadzie 1946 r. zdjęto rusztow ania, a od początku ro k u 1947 odnowiony gm ach b y ł gotow y do użytku.
W prow adziłam się do mojego daw nego m ieszkania i rozpoczęłam p r a cę w m oim d a w n y m sekretariacie. W yłoniły się jed n a k kom plikacje. Nowe czasy p rzyniosły nowe p o trzeby i now e zadania. U ruchom ienie Wyższej Szkoły D ziennikarskiej w jej przedw ojenn ej postaci nie było przew idziane2.
Podczas gdy b y liśm y zajęci odbudową Szkoły, M inisterstw o O św iaty powzięło decyzję uru cho m ien ia W ydziału D ziennikarskiego w A kadem ii N auk Politycznych. Od jesieni 1946 r. prow adziłam zapisy kan d y d ató w
2 Dzieje Wyższej Szkoły Dziennikarskiej w okresie przedwojennym zawarła autorka w artykule m ateriałowym zamieszczonym w „Roczniku Historii Czaso piśm iennictwa Polskiego”, t. IX, z. 2, s. 295—298.
418 M A R I A C Z A J K O W S K A
do WSD, ale po ty m rozstrzygnięciu nowo p rzy jęci sta li się słuchaczam i utw orzonego W ydziału D ziennikarskiego ANP. Rozpoczął on pracę w styczniu 1947 r.
W tej sy tu acji T ow arzystw o W SD u traciło ra c ję swego istnienia. W k w ie tn iu 1947 r. Z arząd powziął u chw ałę o likw idacji Tow arzystw a. Pow ołano K om isję L ikw idacyjną, do k tó rej weszli: prezes L udw ik D a- rowski, prof. S tan isław Jarkow ski, S te fa n Benzef, Józef W asowski i ja. Zgodnie ze s ta tu te m cały m a ją te k w raz z a k ty w a m i i pasyw am i K om isja L ikw id acyjn a przekazała Zw iązkowi Zaw odow em u D ziennikarzy RP, r e p rezen tow an em u przez re d a k to ra M ieczysława K rzepkowskiego, ówczes nego w iceprezesa Związku, absolw enta Wyższej Szkoły D ziennikarskiej, i re d a k to ra S te fa n a Tabaczyńskiego.
W te n sposób ro zstałam się z m oją Szkołą, chociaż k o n ta k t z WSD n ad al trw ał. L ista s tr a t w śród słuchaczy W SD nie została ustalona. W ielu z nich poległo w czasie w o jn y i w p ow staniu w arszaw skim . Inni rozproszyli się po świecie. N iektórzy przeszli do służby państw ow ej i za jęli w y b itn e stanow iska. W ielu działa na polu lite r a tu r y i sztuki. N a j liczniejsi pozostali w zawodzie dziennikarskim , w zm acniając przerzedzo ne podczas w o jny szeregi pracow ników prasy. N iem al w każdej red ak cji w Polsce są w ychow ankow ie naszej Szkoły.
Jeszcze k ilka lat opiekow ałam się a k ta m i Szkoły i w yd aw ałam zgła szającym się ocalałe d o kum enty. W 1950 r. pozostałe arch iw u m p rze k a załam do A rchiw u m A kt D aw n ych w W arszaw ie i opuściłam budynek. Dawno już p o djęłam inną pracę, a jeszcze do dziś o trz y m u ję zapy- . ta n ia i udzielam in fo rm acji w sp raw ach byłej WSD. Jako trw a łe w spo
m nienie ty ch czasów pozostał p rzy ul. R ozbrat gm ach skazany n a za gładę, ale ocalony uporem , en tu zjazm em i w spólnym w ysiłkiem grona przyjaciół Wyższej Szkoły D ziennikarskiej, P a trz ą c ze Skarpy, nie ża łuję, że zasłania on w idok na Wisłę.