• Nie Znaleziono Wyników

Walka o język polski w czasach Oświecenia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Walka o język polski w czasach Oświecenia"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Tadeusz Mikulski

Walka o język polski w czasach

Oświecenia

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 42/3-4, 796-815

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

TA DEU SZ M IK U LSK I

WALKA O JĘ Z Y K PO LSK I W CZASACH O Ś W IE C E N IA 1 I

U progu nowych badań nad Oświeceniem, które rozpoczęła nasza epoka, położyliśmy dwie tezy, przede wszystkim wartości roboczej.

Teza pierwsza przekreśliła związek między Oświeceniem i li­ te ra tu rą staropolską. Widzimy to z wielką wyrazistością: nie można utrzym ać w jednym zespole tego bloku dwu odmiennych k ultur, literatu r — i ustrojów społecznych. W łaśnie historyk go­ spodarczy dostrzega coraz więcej elementów przem iany zasadni­ czej : od feudalizmu do układu kapitalistycznego w podstaw ach politycznych i ekonomicznych państw a za Stanisław a A ugusta. Zmianom w strukturze gospodarczej tow arzyszą z wielką praw i­ dłowością zjawiska kultury, które czasom Stanisława A ugusta n a ­ dają cechę nowożytną. Epoka stanisławowska ma w yraźną świa-, domość, że rozpoczyna nowy rozdział w historii i,k ształtu je z wielką siłą opozycyjny stosunek do przeszłości. Prekursorskie elementy Oświecenia pojawiają się dość licznie w czasach saskich, typowej epoce przejściowej, niejednolitej, pełnej sprzeczności. Oświecenie rozwija się z tych twórczych wątków kulturalnych, ale czyni to z wielką energią, w spaniałym skokiem umysłowym i z pełną świa­ domością dokonanego przełomu.

Teza druga postawiła zagadnienie periodyzacji wewnętrznej Oświecenia. Trzydziestolecie Stanisława A ugusta, odcięte — chyba ostatecznie — od tradycji staropolskiej, jest epoką pełną życia

1 W ykład na inauguracji r. ak. 1951/1952 w U niwersytecie W rocławskim, w ygłoszony 1 X 1951. Autor zamierza powrócić w czasie najbliższym do zagad­ nienia w alki o język polski w czasach Oświecenia — w rozprawie obszerniej­ szej, do której odkłada rozbudowę materiału i pom inięty tutaj aparat erudy- cyjny.

(3)

W ALKA O JĘZ Y K W CZASACH OŚW IECENIA 797 i nagromadzonej dynam iki twórczości. W ew nątrz tego bogatego okresn trzeba położyć d aty chronologiczne nie tylko z intencją porządkującą, ale przede wszystkim dlatego, by wskazać kierunek i uchwycić charakter rozwoju.

Epoka stanisławowska, pojm owana na ogół w badaniach tr a d y ­ cyjnych jako okres jednolity, stanowi trzy zespoły historyczne, o wymowie także literackiej. Okres pierwszy — od r. 1764, d a ty narzuconej przez kalendarz historyczny, po rok 1780 — m a przekształcić Polskę w „królestwo rozum u” . To okres M o n i t o r a , Z a b a w P r z y j e m n y c h i P o ż y t e c z n y c h , a więc czas dyskusji publicystycznej i satyry, upraw iania dydaktycznych rodzajów li­ terackich, które m ają wychować obyw atela „oświeconego” . Ale już Jezierski, W ulkan K uźnicy, wiedział zupełnie jasno, że był to zam iar zbyt „chełpliwy” (o jego rozczarowaniu do ideologii okresu świadczy wymownie hasło Oświecenie w książce Niektóre

wyrazy porządkiem abecadła zebrane z r. 1791). U padek kodeksu

Zamoyskiego na sejmie 1780 r. przekonał reformatorów stanisła­ wowskich, że morały mędrca Xaoo na wyspie № pu, któ ry ch słu­ cha cierpliwie Mikołaj Doświadczyński, młody wisus szlachecki, a potem wielosłowny monolog 'P a n a Podstolego — nie zdały się na nic.

Gdy zawiodła d y d aktyka rom ansu i perswazja satyry, w y­ buchła walka polityczna, m ająca za tło sesję sejmu czteroletniego. Rodzaje literackie, dotychczas świadomie nauczające (w lite ra tu ­ rze pięknej, czasopiśmiennictwie, teatrze), ulegają wyraźnej i cie­ kawej przem ianie — od pedagogiki społecznej do działania poli­ tycznego. L iteratu ra nowej epoki już nie mieści się w szczupłych numerach M o n i t o r a , które W awrzyniec Mitzler de Koloff tłoczy w malej oktawce dwa razy w tygodniu. Poeci Z a b a w P r z y j e m ­ n y c h i P o ż y t e c z n y c h wypowiedzieli już wszystkie pochw ały pod adresem króla, gospodarza obiadów czwartkowych. I „k ró ­ lestwo rozum u” , ta k łatw e do zdobycia, rozsypało się w gruzy, zanim zdołano je napraw dę zbudować.

L iteratu ra zmieniła teraz cały swój wygląd: z gatunków d y ­ daktycznych rozwinęły się ich postaci polityczne — pam flet z sa­ tyry, bajka ak tualna z apologu Ezopa, te a tr polityczny z te a tru obyczajów, powieść polityczna z beletrystyki Krasickiego, b ro ­ szura ulotna z arty k u łu M o n i t o r a . To przezbrojenie literatu ry odbywa się do w tóru mowy sejmowej i dyskusji projektów konstytucji. W ram ach układu kapitalistycznego pojaw iają się

(4)

798 TA D EUSZ M IK U LSK I

zalążki nowej formacji społecznej: narodu burżuazyjnego. W ar­ szawa Stanisława A ugusta rośnie liczebnością dworu, zdobi się siedzibami magnatów, zagarnia mieszczaństwo kapitalistyczne, hie- rarchizuje dość ściśle stan trzeci, wyłącza pro letariat miejski (proces, któ ry jakże kolorowo można oglądać w m alarstw ie Cana- letta) — i uzyskuje w ten sposób, po raz pierwszy w swoich dzie­ jach, charakter — jak mówi wiek X V III — „stoliczny” . Cały ten żywy ruch działania, słowa, opinii m a wydźwięk tragiczny: kon­ sty tu c ja 3 m aja, mimo swojej kompromisowości, poprzedza za­ ledwie — konfederację targowicką.

Okres trzeci, od Targowicy do upadku państw a, wyzwala w ży­ ciu narastające już poprzednio elementy rewolucyjne, jakobińskie, wprowadza pospólstwo nie tylko jako hasło leksykograficzne (u Jezierskiego), ale także do walki i twórczości. Ta nowa sytuacja społeczna ma bowiem swoje następstw a literackie — w poezji ja ­ kobinów, w piosence ulicznej, w arii śpiewanej między aktam i

Krakowiaków i Górali.

Teza chronologii wewnętrznej czasów Stanisława A ugusta nie tylko porządkuje m ateriał literacki, ale wiąże go z przem ianam i życia politycznego i społecznego, wykrywa dialektykę epoki.

Te dwa założenia ogólne, z których pierwsze odcięło czasy sta ­ nisławowskie od tradycji staropolskiej, drugie ujawniło rozwój wewnętrzny okresu, przygotow ują nową ocenę Oświecenia w hi­ storii ku ltury narodowej.

2

W przeglądzie elementów, które u stalają' now ożytny charakter Oświecenia, musi pojawić się przede wszystkim język, jako n a­ rzędzie społeczne i narzędzie literatury. Gdyśmy rysowali tak mocno granicę między Oświeceniem i piśmiennictwem starej Pol­ ski, jednym z najsilniejszych argum entów za uzasadnieniem tego podziału powinien by być język dawnej i nowej epoki. Przeoczy­ liśmy to podstawowe zagadnienie. Dziś łatwo je wysunąć — w toku dyskusji, coraz szerszej i coraz bardziej zasadniczej, k tó ra toczy się wokół przełomowych wypowiedzi Józefa Stalina na te m at roli, jak ą język spełnia w życiu narodu.

Sam m ateriał przypom ina p u n k ty wyjściowe. W czasach s ta ­ nisławowskich, wraz z narastającą k ry ty k ą feudalizmu jako stru k ­ tu ry społecznej i gospodarczej, w formie zalążkowej, ale zupełnie w yraźnie powstaje układ kapitalistyczny. Temu rozwojowi

(5)

towa-W ALKA O JĘ Z Y K towa-W CZASACH OŚtowa-WIECENIA 799 rzyszy stopniowy proces powstawania i krzepnięcia świadomości narodowej, wywodzący się jeszcze z przełomu średniowiecza i O d­ rodzenia, żywy za Benesansu, ale później, w sytuacji kulturalnej w. X Y II i czasów saskich, przykro i jednostronnie zwichnięty. Oświecenie, które stanowi ważny etap w formowaniu się narodu, zdołało wykształcić i narzucić całej epoce ogólną świadomość ję ­ zykową jako organ wypowiedzi społecznej.

Trzydziestolecie Stanisława A ugusta ceni druk, słowo, w ypo­ wiada się chętnie dziełem literackim, wszystkimi zabiegami twór- czości. Także dla poszukiwań, które rozpoczynamy, epoka zostawiła m ateriał dokum entacyjny bardzo bogaty, ścisły, dokładnie okre­ ślający poszczególne etapy rozwoju. Czytajm y zatem.

Oto Rozmowa o języku polskim Franciszka Bohomolca, ważny dokum ent epoki przejściowej. Z tekstu łacińskiego (r. 1752) prze­ łożył ją niby i znacznie rozszerzył Ksawery Leski, chorążyc mal- borski (a uczynił to po to, by Bohomolec mógł dołączyć pismo do Z a ­

bawek poetyckich niektórych kawalerów Akadem ii Szlacheckiej W arszaw­ skiej Societatis Jesu w r. 1758). Ale m anewry redaktorskie nie zwiodą

dzisiejszego czytelnika: trzeba było tęższej głowy, nie chorążyca. malborskiego, by odbyć w r. 1758 — naw et po głośnym w y stą­ pieniu Konarskiego De emendandis eloquentiae vitiis — podobną

Rozmowę o języku polskim. W istocie toczą ją na polach elizejskich,

tuż pod wiosłem Charona, J a n Kochanowski i Samuel Twardowski. Badzi by słyszeć nowiny z Bzeczypospolitej, jak kwitnie w Polsce п ай к а1? Ale kogo o to zagadnąć?

T W A R D O W S K I

Już się tu Charon zbliża. Patrz jeno! Ten, który teraz w ysiada, zda się być Polak.

K O C H A N O W S K I

Dobrze mówisz. Twarz i postać jego pokazuje, że musi być Polak.

T W A R D O W S K I

Zbliżmy się ku niemu.

K O C H A N O W S K I

Idźm y... W itam y cię, gościu, i cieszem y się z tw ego do nas przybycia.

Na to słowo czarnoleskie odpowiada pan M akaroński, k tó ry w y­ siadł właśnie z łodzi Charonowej, językiem zupełnie nieoczeki­ wanym :

M A K A R O Ń S K I

D la mnie to jest solatium nieskom parowane, że po krytycznych ż y ­ cia mojego ewentach, terris iaetatus et alto, przybiłem się tandem aliquando

(6)

800 TAD EUSZ M IK ULSK I

do portu pożądanego, gdzie mi propitia num ina pozwalają cieszyć się w tak milej z wami kompanii.

Ju ż z uciechą śledzimy dalszy dialog, patrząc na facecję, k tó rą biegłym piórem prowadzi wesoły ksiądz Bohomolec. Bo tylko K o ­ chanowski nie przejrzał gry od razu. I zdumiony p y ta :

K O C H A N O W S K I

Skądeś rodem, przyjacielu?

M A K A R O Ń S K I

Z Polskiej.

K O C H A N O W S K I

Więc jesteś Polak rodowity?

M A K A R O Ń S K I

E t quidem in ipso rneditullio tego państw a prognatus.

K O C H A N O W S K I

Czymżes się bawił za życia?

W miarę jak toczy się ta dziwaczna rozmowa na polach elizejskich, Kochanowski zaczyna chw ytać przedziwną arlekinadę językową czasów saskich i w ystępuje jako żarliwy obrońca polszczyzny.

K O C H A N O W S K I

Rad bym więcej podobnych od ciebie słyszał ciekawości; tylko, pro­ szę, chciej ze mną samą mówić polszczyzną.

M A K A R O tfS K I

Toć ja po polsku mówię.

K O C H A N O W S K I

Są polskie, są i łacińskie, są i innych języków słowa w twej m owie ; przetoż sam nie wiem, jak mam nazwać tę mowę: czy polską, czy łacińską, czy innego jakiego gatunku. To w iem , że gdybym przedtem nie umiał ję ­ zyka francuskiego, włoskiego i łacińskiego, nie zrozum iałbym zapewne twej polskiej m owy, lubo mi niegdyś wielką w polszczyźnie doskonałość przypisywano.

Makaroński, erudyta nie w ciemię bity, przypom ina poecie Carmen

macaronicum: ,,A przecież i sam coś podobnego uczyniłeś, gdyś

pisał ów wiersz: Est prope wysohum celeberrima sylva Kracovum

etc.”. Kochanowski mógł wyprzeć się autorstw a kom prom itującego

utw oru (jak to zrobił po latach, w obronie sławy czarnoleskiej, Onufry Kopczyński). Ale poradził sobie zgrabniej, wyjaśniwszy M akarońskiemu, że było to ,,dla żartu i rozrywki drugich” . Teraz z wielkim żarem i wymową broni czystości polszczyzny, z której chce w ytrzebić nałóg barbarzyński makaronizowania. Polak saski m a za sobą stuletni z górą obyczaj szlachecki, po party powagą

(7)

W ALK A O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 801 szkoły jezuickiej i konwencją cudzoziemszczyzny, k tórą czasy saskie uczyniły stylem życia zbiorowego i literatury. Kochanowski z inteligencją i pomysłowością, wyposażony dobrym darem arg u ­ m entacji, usiłuje wyperswadować wszystkim M akarońskim wieku X V III tę „żebraninę” słów, branych żywcem z łaciny i języków nowożytnych. Aż dochodzi do ostatniego skrzyżowania w ty m żwawym dialogu:

m a k a u oNs k i

Mogę się z tobą w tym zgodzić, że ludzie starzy i poważni czystą p o l­ szczyzną pisać powinni by. Ale młodzi i palestrze barziej ten styl przystoi, który jest z łaciny i m akaronizmów złożony.

Kochanowski odpowiada m ądrą drw iną:

Jako widzę, chcesz, żeby dwa języki polskie były: jeden dla m łodych, dla starych drugi.

W tym właśnie skręcie rozmowy, pod piórem Bohomolca, bo przecież nie Ksawerego Leskiego, w r. 1758, chyba po raz pierwszy od czasów Renesansu, wyraziła się świadomość językowa, narzucająca wszystkim piszącym i mówiącym po polsku poczucie jednego ję ­ zyka narodowego. Świadomość ta zwraca się bardzo ostro przeciw żargonowi językowemu лу obu луапа^асЬ, typo\yych dla sytuacji kulturalnej лу połowie w. X V III: przeciw nalotowi łaciny i n a ­

lotowi francuszczyzny, które zagroziły czystości rzeczy czarno­ leskiej.

Makaroński, śmieszna kukiełka л у у в ^ ^ а п а dłonią żartobliw ą Bohomolca, nie jest postacią urojoną. Zaledлvie dwa lata tem u, „Roku, którego ргге0ллйесгпа mądrość ллйекта śлviatu objawiona 1750” , ksiądz B enedykt Chmielowski 0гиколуа1 część cztyartą dzieła

Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej sciencyi pełna. T utaj można

było czytać duży rozdział pod napisem : Język polski wielu pod­

szyty językami cudzoziemskimi, osobliwie łacińskim, niemieckim , francuskim etc. z jakiej racyi% Długi ллтулуо0, pełen ponurej erudycji,

ukazuje raczej stan faktyczny, aniżeli гоглл^а przyczyny. „Z tego

patet — pisze Chmieknyski — że język polski лvielu shnvami p o d ­

szyty cudzoziemskimi” .

Prawodaлvca rodem z „ХолуусЬ A ten” nie odkrywa tu ta j n o ­ wej argum entacji. „E rem ita lasów Firlej o wskich” (by zostawić Chmielowskiemu jego podpis dziwaczny), „już i ta k będąc sp ra­ cowany” , trudzi się cierpliwie, by uporządkoлvać i usprawiedliwić slownicDvo wszystkich panów M akarońskich, których posłuchawszy

(8)

802 TA D EUSZ M IK ULSK I

chwilę J a n Kochanowski, stary mistrz, p y ta ze śmiechem niewiary: „Skądeś rodem, przyjacielu?” . Trzeba uważnego zestawienia obu tekstów, Chmielowskiego i Bohomolca, by zauważyć jeszcze, że M akaroński czytał najwyraźniej — Nowe Ateny. Z tych właśnie tom ów opasłych pochodzi jego osobliwa „nauka o języku” , i to zarówno w swoich — żeby ta k powiedzieć — ujęciach ogólnych, ja k i wszelkich realiach językowych. Odsłaniam y w ten sposób zupełnie dokładny adres k ry ty k i Bohomolca: Makaroński, typowy P olak czasów saskich, czerpie swoją wiedzę o świecie z Nowych

Aten Chmielowskiego, stohcy nie A ttyki, lecz Beocji.

Nowoczesna świadomość językowa polszczyzny rozszerza się

w artko, kilkoma strumieniam i. «

Głównym przeciwnikiem języka Uterackiego, który w latach stanisławowskich w yrasta na język narodowy, jest ów żargon N o ­

wych Aten. Najlepszą broń na niego wziął Bohomolec: szyderstwo.

W idzieliśmy, jak potrafi biczować.

W komedii Bohomolca Paryżanin polski jeden z bohaterów bawi się literatu rą. Oto m ała próba jego twórczości. Pisarz am ator p ra­ cuje nad dziełem literackim :

Choćby ta sublunarna Olimpu fabryka aliquo fato blesserowana upa­ dła, to przecież te ruiny ankurażowanego animuszu non commovebunt.

Co to jest? Je st to przekład polski (!) wiersza Horacego S i fractus

illabatur orbis, impavidum ferient ruinae... Tak postępując — przy­

znajm y: bardzo wolno — U teratura polska dopracowała się pol­ skiego Horacego, „przekładania różnych” , w r. 1773.

Czyż trzeba przypom inać wspaniałe parodie Krasickiego w roz- działkach Przypadków i w doskonałych oktawach Monachomaehii, zwrócone przecrvy obskurantyzm owi szlachty saskiej, a jednocześnie przeciw pokracznej manierze mowy sądowej, mowy sejmowej, stylu panegirycznego ? Niech w ystarczy ta jedna strofa Monacho-

machii, skreślona na szyderstwo z retoryki sarmackiej. Wicesgerent

przem awia do mecenasa:

Na płytkim gruncie rozbujałych fluktów Korab mądrości chwieje się i wznosi. A pełen szczepu wybornego fruktów N iew ysłowioną kiedy korzyść nosi, Twoich, przezacny mężu, akweduktów Żąda, a pewien, że względy uprosi,

Płynie pod wielkim hasłem, głosząc światu, Żeś ty jest perłą konchy Perypatu.

(9)

W ALK A O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 803 Bohomolec, K rasicki — walczą z żargonem uczoności łacińskiej, która stanowi sm utne dziedzictwo szkoły jezuickiej.

W latach następnych ciągną do P aryża — „Fircyk w zalotach” , „Żona m odna” i cały ten tłum Szarmanckich, Umizgalskich, P u ­ staków, we fraczkach, żabotach, małych peruczkach à la Ludwik XV, trzym ając w rękach zwierciadła, wody pachnące, lornetki, z te a tru na te a tr, za kulisy, do stołów bilardowych i salonów gry. Za spraw ą labusiów, guwernerów, subretek, ten korowód przysypany pudrem zaczyna mówić po francusku i z polszczyzny potocznej czyni żargon polsko-francuski. Adam Kazimierz Czartoryski, gdy go zirytow ała ta p stro k ata mowa, powiedział jakiemuś młodzi­ kowi (jak to pow tórzył Michał Czacki, uważny pam iętnikarz epoki): „P anie Józefie, gadajm y lepiej po polsku, bo ja nietęgi F rancuz” . I drugiem u: „Francuszczyzny ja już zapomniałem, a W Pan jeszcześ się jej nie douczył” . W śród wielu innych tę nową manierę językową przygwoździł najcelniej Niemcewicz w znanej scenie Powrotu

posła :

L O K A J S T A R O S T Y

(oddaje bilet Podkomorzy nie) B ilet od Imości.

P O D K O M O R Z Y N A

(czyta)

Bardzo jestem rozgniewana, że nie mogę udać się na przyjem ne le li śniadanie: głowa źle mi robiła przez noc całą i koszmar przeszkadzał mi zam knąć oko; jestem w strasznej feblesie; skoro będę lepiej, polecę w ręce kochanej kuzynki.

P O D K O M O R Z Y

Rozumie kto z W aćPaństwa, co ten bilet znaczy?

P O D K O M O R Z Y N A

Kuzynka z francuskiego m yśli swe tłum aczy.

PO D K O M O R Z Y

„Głowa źle mi robiła” ? — co za wyraz nowy!

P O D K O M O R Z Y N A

Znaczy la tête m'a fait m al francuskimi słowy.

Szyderstwro jest bronią polemiczną, nie argum entacją. Pisarze, rozumiejąc, o co toczy się walka, potrafią uderzyć w ton uczuciowy, naw et w tym wieku racjonalistycznym przekonywający. Toteż inny w ątek kształtow ania się ogólnej świadomości językowej s ta ­ nowi lam ent n a upadek języka, skarga na jego poniżenie.

Naruszewicz w przedmowie Do czytelnika, położonej na czele

(10)

804 TA D EUSZ M IK U LSK I

Samiśmy winni tem u, że nasz język poszedł w zaniedbanie tak d a ­ lece, że rzadko kto dobrze onym mówi w potocznych rzeczach, dopieroż pisze co poważnego w wolnej, czyli wiązanej mowie. U m iem y to tylk o z języka naszego, cośm y się w domu, w szczupłym bardzo osób do nas n a ­ leżących, piastunek, służalców albo czeladnej prostoty obrębie nauczyli [...]. Gadać um iem y, pisać i mówić rzadko kto z nas umie, a to z własnej [...] winy, że sobie szczególnej nauki w wydoskonaleniu się w ojczystym języku przez czytanie i rozm yślanie nie czyniem y.

Krasicki w drugiej księdze Przypadków Doświadczyńskiego

w r. 1776, ustam i m ędrca X aoo:

Wzgarda kraju i języka własnego znaczy letkość um ysłu i serce n ie­ prawe. Tym niegodziw ym i szkodliwym nader impresjom winniście sami. Porzucacie swój język, a każecie się dzieciom uczyć jak najpilniej cudzych [...]. Cóż stąd za konsekwencja? Oto ta: dziecię widząc, iż w łasny język nie wyciąga nauki, a cudze potrzebują, m niema je być lepszym i.

Włodek, autor uczonego dzieła O naukach wyzwolonych w po­

wszechności i szczególności z r. 1780, z patosem zapożyczonym od

hum anistów w. X V I:

Bembus te narody, które zaniedbawszy swego języka chw ytają się obcych i nimi usiłują gadać m iędzy sobą, przyrównywa do głupich synów, którzy m atkę własną z domu wyrzuciw szy, przyjęli przychodnią jaką n ie­ w iastę i ją sobie za m atkę mają. To można mówić o nas, niektórych P o la ­ kach. W ygnaliśm y za próg m atkę naszą, a obcą jakąś dziwkę przyjęli na miejscu m atki. Matka nasza siedzi nędzna na folwarku, m iędzy cze­ ladzią i chłopami, a owa gościnna niew iasta siedzi w pokojach m iędzy nami, ona z nami u stołu siada, z nami w yjeżdża w rydwanie, z nami na w szel­ kich biesiadach i zgromadzeniach przy boku jest [...].

Jezierski w Niektórych wyrazach, drukowanych pośmiertnie, w r. 1793, pod hasłem Komedie:

My języka narodowego tylko zażyw ali na wewnętrzne potrzeby w ż y ­ ciu społecznym , nigdy go nie pokazując w potrzebach powszechnych tow arzystw a, i dlatego kancelarie łacińskie, m usztry rejm entów niemieckie, m ow y w obradach sejm ow ych na wpół polskie, teatra po włosku lub po francusku, a zatem gdy Polak po łacinie sądził, srokatym językiem ra­ dził, po niem iecku wojował, po włosku lub po francusku się bawił, więc dla ojczystego języka nie zostało się nic więcej, jak tylko rozmowa jed ­ nego z drugim i kazanie w kościele.

Śniadecki w rozprawie O języku polskim z r. 1814:

D ziś chcąc nauczyć ucho o słodyczy języka, trzeba słyszeć w ieśniaków i włościan w bliskości Jarosławia w Galicji mówiących; a ci więcej nas o przyjem ności języka naszego swym mówieniem nauczą, jak w szystk ie uczone spory i rozprawy.

(11)

W ALK A O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 805 Przerw ijm y ten łańcuch cy tat, którego ogniwa należą do trzech pokoleń pisarzy. Bohomolec, Naruszewicz — w yrastają z tradycji saskiej, k tó rą zrzucają z siebie wraz z habitem mnisim. Krasicki to przedstawiciel bohaterskiej generacji Oświecenia. Jezierski, Śnia­ decki, związani ze sobą przelotną zażyłością, czerpią wiele z Oświe­ cenia, ale przeżyli zarówno świetność, jak schyłek epoki. Przyw o­ łaliśmy ich słowa nie tylko po to, by broniły działaczy i pisarzy stanisławowskich przed zarzutem kosmopolityzmu, nie zawsze zasłużonym. Cały ten chór głosów, nakazów, apelów to echa walki trw ającej przez trzydziestolecie Stanisława A ugusta o świadomość językową, k tó rą uczeni i poeci Oświecenia pragną rozszerzyć i n a ­ rzucić narodowi.

W tekstach tych, wycinanych fragm entarycznie, uderza wspólna wszystkim mówiącym świadomość społeczna, że język polski w jego postaci nieskażonej przechowała mowa ludu. Pam iętam y, jak świadczyU tu ta j przed chwilą: Naruszewicz, k tó ry uczył się pol­ szczyzny „w [...] piastunek, służalców albo czeladnej p rostoty obrębie” , ‘Włodek, k tó ry wie, że słowo polskie ukryło się „między czeladzią i chłopami” , Śniadecki, który woła: „trzeba słyszeć wieś­ niaków i włościan w bhskości Jarosław ia w Galicji mówiących” ! W ten sposób świadomość językowa Oświecenia szuka swojego dna społecznego, opiera się na mocnym gruncie. Pisarze, którzy umieli rozpoznać i odrzucić m akaron polsko-łaciński, a później polsko-francuski, dostrzegli z ostrowidztwem uderzającym , że źró­ dła języka polskiego biją z siłą i czystością w mowie ludu wiej­ skiego, w izbie czeladnej, na folwarku. In sty n k t k u ltu raln y pol­ skiego Oświecenia okazał się i w tym rozumowaniu trafny i prze­ nikliwy.

Pokolenie pisarzy stanisławowskich, odróżniwszy słusznie język od żargonu, musiało dokonać jeszcze jednego w yboru: wyboru tradycji językowej. Oświecenie już na wczesnym etapie swojego rozwoju z gniewem i śmiechem przełamało związek nowej litera­ tu ry z polszczyzną saską, jak jej uczyły Nowe A teny, owa Akade­

mia wszelkiej sciencyi pełna, otw arta i Uczęszczana przez panów

M akarońskich. „Królestwo rozum u” nie dziedziczy nic z okresu ciemnoty. Dopiero my, dzisiaj, z mroków saskich wyprowadzamy pod światło prekursorów Oświecenia.

K tóż pod piórem Bohomolca podjął się Rozmowy o języku pol­

skim z M akarońskim herbu Wczele (dajm y m u szczodrą ręką ten

(12)

806 TAD EUSZ M IK ULSK I

w r. 1758 zaczął powstawać ten ważny związek kulturalny, łączący później bardzo organicznie czasy stanisławowskie i Benesans pol­ ski wieku XYI. Z pól elizejskich, krainy zbliżeń przypadkow ych, igraszki intelektualnej, klasycy wieku X V I przeszU niebawem do drukarni Oświecenia. J a n Kochanowski, Górnicki, Bazylik (jako tłumacz Frycza Modrzewskiego), Szymonowicz, Skarga, P io tr K o­ chanowski — pojaw iają się tłum nie w ram ach ,,planu w ydaw ni­ czego” czasów Stanisława A ugusta w licznych przedrukach i po­ nawianych raz po raz nakładach. Oto co mówi Bohomołec, dobry wychowawca paru pokoleń szlacheckich, a jednocześnie zamiłowany edytor bogactwa literackiego wieku XYI. Mówi mianowicie:

Po długim lat przeciągu otworzyliśm y oczy. Powróciliśm y znowu do ow ych czystych źródeł, z których prawdziwe nauki w ypływ ają. Poznaw am y już cenę i szacunek dawnych naszych autorów; i którym i niedawno gar­ dziliśmy, tych doskonałości teraz dziwujemy się.

Minęło niemal pół wieku od owej rozmowy na polach elizejskich. K rasicki otrzym ał w lutym 1791 r. wielką skrzynię z W arszawy. Na dziedzińcu zam ku w Heilsbergu (Lidzbarku warmińskim) otwierano tę pakę z niemałą ciekawością. To Stanisław August przysłał swojemu poecie popiersie gipsowe Kochanowskiego. Dzi­ siaj — z historykiem sztuki — możemy powątpiewać, czy był to istotnie Ja n , czy może raczej P iotr Kochanowski. Stanisław A ugust przeznaczał dla Krasickiego — Jan a, pisarza Fraszek. I jeśli nie zdał naw et egzaminu ze starożytności polskich, zdał go wybornie (i nie tylko wówczas) jako k ry ty k literacki. J a n Kochanowski miał pełne prawo stanąć na zamku heilsberskim, w bibhotece b i­ skupiej. Poeta czarnoleski patronow ał epoce u jej zarania i schyłku.

Oto suma naszego dotychczasowego m ateriału: Oświecenie s ta ­ nisławowskie powzięło świadomość językową w zakresie czystości, bogactwa, piękna języka polskiego. Świadomość ta rośnie w miarę walki, prowadzonej zwycięsko z m akaronem łacińskim i francuskim. Pisarze Oświecenia, chociaż przyw iązują dużą wagę do spraw w arsztatu i cenią rzemiosło literackie, zdołali uzyskać przekonanie, że czyste źródła polszczyzny biją w mowie ludowej, nie zaś w ocem­ browanych wodach Le N ôtre’a i Delille’a. Jeszcze epoka przej­ ściowa dokonała słusznego wyboru tradycji językowej. Mowa kos­ m opolityczna czasów saskich, k tó rą przysnuła owa suacla polona

et latina, poszła do lamusa. Z półek biblioteki Załuskich Bohomołec

(13)

W ALKA O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 807

3 A wreszcie doświadczenia pisarzy!

W pracy codziennej nad dziełem — przystosowując się do wy­ m agań rodzaju literackiego, do treści zmiennej, do osoby adresata czy odbiorcy tek stu — język twórczości Oświecenia poznaje swoją siłę i ustala swój charakter.

W „królestwie rozum u” musi powiedzieć wszystko, „co po­ myśli głowa” . Dlatego też literatu ra Oświecenia już w pierwszym okresie swojego rozwoju przeprowadza podział, dotychczas nie­ znany, kom petencji literackich. Z nierównie większą świadomością, aniżeh czynił to pan Jo u rdain w teatrze molierowskim, zaczyna mówić prozą.

P roza Oświecenia powstaje najpierw na użytek czasopisma i dorasta zwolna do ty p u periodyku, jaki przedstawia M o n ito r . J e st to proza gawędy, felietonu, listu do redakcji, dyskusji z czy­ telnikiem. Pisarstwo podobne stanowi doświadczenie literackie, które nie ma w Polsce poprzedników. Dopiero pisarz stanisławowski przechodzi przez seminarium literackie, seminarium prozy. Uczy się w tej szkole rozróżniać opis i opowiadanie, budować dialog, kom entarz autorski, nie gubić dzieła w monologu, w dyskursie.

Z pracy w czasopiśmie m oralnym rozwija się powieść Oświe­ cenia, zasilana tem aty ką czasopisma, związana genetycznie z w y­ dawnictwem M o n ito r a . N aw et Krasicki, panujący wszechwładnie nad wierszem, potyka się w prozie, uw ikłany w trudności składni, jeszcze ciągle staroświeckiej, i w niebezpieczeństwa dialogu. By to stwierdzić, w ystarczy otworzyć w miejscu dowolnym Przypadki Do­

świadczyńskiego, a potem utk n ąć na rozwlekłej gawędzie, k tó rą

przy piwie raczy nas ponad miarę P an Podstoli.

T u taj literatura stanisławowska zadała sobie trudne ćwiczenie — przekładu. W ynikiem tej pracy, bardzo celowej i niemal zorgani­ zowanej, chociaż na pewno spontanicznej, jest cała biblioteka przekładów z literatu r obcych na język polski, w zakresie przede wszystkim powieści klasycznej, ale także współczesnej, drugo­ rzędnej. P atrzym y uważnie na tę półkę biblioteczną, długości kilku­ n astu metrów bieżących, gdzie stoją: Cervantes, Le Sage, Defoe, Swift, Fielding, Voltaire, D iderot, wszyscy in octavo, tłumaczeni na język polski, po raz pierwszy tłum aczeni prozą. Czy należy podkreślać ten stan rzeczy? Tak jest, ponieważ literatu ra staro ­ polska przyzwyczaiła nas — także w zakresie powieści— do prze­

(14)

808 TAD EUSZ M IK ULSK I

kładów poetyckich. Przełam ując tę konwencję, zastarzałą od cza­ sów Eeja, pisarz stanisławowski uczy się sztuki prozy, nierównie dłużej i nie zawsze ta k szczęśliwie, jak ,,sztuki rym otw órczej” . Ale dopracowuje się przecież dobrego rzemiosła. Porów najm y je ­ szcze raz ciężkie i dość ubogie pod względem zasobów stylistycz­ nych Przypadki Doświadczyńskiego — i zwinną narrację, żywy dialog, charaktery, niemal k ary k atu ry postaci, jakie daje powieść anonimowa Polak w Paryżu z r. 1787, poczytyw ana długo za dzieło oryginalne. Polak w Paryżu albo dwutygodniowa w tymże mieście

bytność Hrabiego*** jest przekładem (nawet niemal nie przeróbką)

drugorzędnej powieści francuskiej Jam esa R utlidge’a L a Quinzaine

anglaise à Paris. I właśnie obniżenie tego dzieła do kategorii prze­

kładu jest m iarą ćwiczenia literackiego, jakie pisarz stanisławowski odbywa w pracy nad przekładem. Trzeba to zapisać na dobro ca­ łej generacji.

Poezja pierwszego okresu, związana z królem, przy stole czw art­ kowym, w redakcji Z a b a w P r z y je m n y c h i P o ż y te c z n y c h , przemawia jeszcze ciężkim kom plem entem dworskim. Typowy przykład tego stylu daje płaski, m asywny panegiryk okoliczno­ ściowy spod ręki Naruszewicza, „kochanego N arucha” . To jeszcze widmo nie pożegnane czasów saskich, które straszy co czwartek w przedsionkach zam ku warszawskiego.

Założenia dydaktyczne tej twórczości, oczywiste w rozwoju bajki, satyry, listu, eposu heroikomicznego, kształcą język literacki utworu. W ielką zasługę w ty m rozwoju ma szkoła Komisji E d u ­ kacji Narodowej, której program , „księgi elem entarne” , p rak ty k a dydaktyczna usuw ają gorliwie zaniedbania szkolnictwa saskiego. Podstawowe wymaganie poetyki klasycznej sprowadza się do jasności, czystości języka. Pod naporem treści uzyskuje on cechy zupełnie specjalne. Epoka — w ram ach aforystyki H o ra­ cego — łączy rzeczy przyjem ne i pożyteczne, ma zatem znaleźć dla tem atów pożytecznych formę łatw ą, przekonyw ającą i pełną powabu. Powiedzieć morał, nakłonić do trzeźwości, zalecić w ła­ ściwy wybór żony, przestrzec przed cudzoziemszczyzną w stroju, życiu, obyczaju, a przy ty m znudzić czytelnika — nie wykroczy ta k przeciw dobremu smakowi pisarz siedzący przy biureczku ro ­ kokowym, na którym kładą poeci zgrabny tom ik satyr, bajkę z zamaskowanym morałem, wesołą oktawę Monachomacłiii.

U tw ór o założeniu dydaktycznym musi władać językiem obra­ zowym, pełnym realizmu, bardzo konkretnym , k tó ry zostaje w p a ­

(15)

W ALKA O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 809 mięci wraz ze szkicem postaci, sceny, sytuacji. Zgodnie z tą m e­ to d ą twórczości, poezja Oświecenia ucieka się do zasobów języka potocznego. Nasyca on przede wszystkim satyrę i epos heroiko- miczny, rodzaje literackie przyjm ujące walkę z wszystkimi wadami stulecia.

J a k zapam iętać najłatw iej fircyka, panicza modnego z W ar­ szawy stanisławowskiej? Chyba tylko w karykaturze Naruszewicza, jak ją szkicuje z nerwem realistycznym fragm ent poetycki FircyJc:

Fircyk grzeczny kawaler, każdy mi powiada. Znam go: je sm acznie, pije dobrze, wdele gada.. A na czym że ta grzeczność Fircyka zależy? Czy że mu dziwnym kształtem fryzura się jeży? Czy że jaki w ygw iżdże włoski kancik kusy? Czy. że winnym i pachnie cały spirytusy ? Na piętach się wykręca, lata jak sparzony, Udając Arlekina z lisim i ogony?

Czy że się rozwaliwszy grądal na kanapie,

W przytom ności zacniejszych jako wielbłąd sapie? Czy że swą przed zwierciadłem piękność rozpościera, Cukrowe kartki pisze i sam je odbiera?

Czy że się w modne suknie coraz stroi ładnie, Gładko gra maryjasza, gładziej kartki kradnie? Bluzga, co ślina niesie, nie ma w gębie tam y, Gorsząc młodzież niewinną i uczciwe damy? Czy że z wielkim rękawem, z buczną miną chodzi, Przym awia i przeprasza, łże i ludzi zwodzi? Bierze w szystko na kredyt, a gdy mu dopiecze Pan dłużnik, incognito z m iasta gdzieś uciecze? Czy że się sam powozi? lub gdy zima stanie, Trzaska biczem misternie, usiadłszy na sanie?

W sztuce polskiego Oświecenia nie ma H ogartha, k tó ry by cienkim rylcem, z intencją satyryczną, bardzo dokładnie, z zam ia­ rem pochwycenia szczegółu wysztychował obyczaj współczesny : prom enadę na Krakowskim Przedmieściu, p arter te a tru w P o m a­ rańczam i, uliczkę Kozią, k tó rą przejechać mogła tylko jedna k a ­ reta. Kylec H ogartha (jednak szkoda, że król nie wykształcił żad­ nego sztycharza-satyryka!) zastępuje pióro poetyckie, które umie użyć dosadnego, grubego w yrazu na oznaczenie gestu, gniewu, im pertynencji, krzykliwej, głośnej wesołości. Pełno takich k a rt, o cechach realizmu językowego, w poezji Oświecenia. Ot, bodaj pyszna scena, kiedy groźny marszałek dworu w odzie Do bizuna bierze ochoczo za „byczą skórę”

(16)

810 TAD EUSZ M IK U LSK I

Ale to rubaszmość starej daty. Krasicki wykształcił język in te­ lektualny, ironiczny, panujący bezbłędnie nad składnią poetycką, bardzo stołeczny, unikający słowa, które nie byłoby zrozumiałe „w W arszawie” , a jednocześnie zasilony odkryciem mowy jjotocz- nej. Leciutki nalot dialektyczny zacierali mu starannie drukarze Michała Grölla. Poddawszy się dobrowolnie wszystkim rygorom poetyki klasycznej, rym ujący wewnątrz zamkniętego zdania, p o ­ suwa troskę o przejrzystość aż do kom pletnej sym etrii językowej, a jednocześnie uzyskuje obrazowość bardzo w yrazistą i umie roz­ sypać wiersz w żywym, precyzyjnym dialogu:

Skąd idziesz? — Ledwo chodzę. — Słabyś? — I jak jeszcze...

„Królestwo rozum u” , лу którym rządzi perstvazja dydaktykóty i sztuka intelektualna Krasickiego, około r. 1780 poczyna się ry- sotyać. W prawdzie na dtuorze krôletvskim, w klimacie oranżerii, w w arunkach izolacji artystycznej, b i t n i e poezja rokoka, gładka, w ymuskana, pełna pomysłów językoлvych i dowcipu. Czy opiszemy to czarodziejstwo 81олиа, poezję Łazienek? O ileż łatwiej pójść za radą szambelana K róla Jegomości!

Pióro zostawiam dla Trembeckiego, Pędzel malarski dla Smuglewicza.

„Krolesttvo rozum u” , budot\rane cierpliwie w redakcji M o n i­ to r a , zburzyła teraz tvalka polityczna, społeczna — i bardzo żywa walka literacka. Rodzaje piśmiennictwa, dotychczas wyraźnie d y­ daktyczne, doznają przem iany: ogarnia je żywioł sporu, żytyioł polemiki. Z satyry obyczajoлvej przeciwT fircykom гоглу^1а się ostra imvektytva osobista, ztvrôcona przeciw tvrogotvi politycznemu. Wierszem, k tóry specjalizował się poprzednio w obrazku obycza­ jowym, grotesce towarzyskiej, wstrząsa teraz gnietv, uniesienie. Jakżeż zmieniły dziś barwę owe grube wyrazy, pełne dosadności, przy których pomocy rubaszny Karuszettdcz osiągnął stvój efekt realistyczny! Teraz te same słowa, dawniej śmieszne, dające świa­ tłocień hum oru, obrażają, znietyażają.

C zytajm y wiersz Zabłockiego Do Jezierskiego kasztelana, odgra­

żającego palem na rękę piszącego paszkwile:

Ręko moja! nim będziesz przybita do pala Za śm iałość opisania złej bandy Foksala;

Nim będziesz, drobna ręko, łbów wielkich wspólnicą, W bliskim bardzo sąsiedztwie pala z szubienicą;

(17)

W ALKA O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 811

N im będziesz m ijających ustraszać przechodni D om ysłem uczestnictwa wielkiej jakiejś zbrodni, D om ysłem stąd pozornym, że gdy hetm an wisi, Gdzie Jezierski, gdzie w szyscy zdradą z nim pobliżsi, Tam też i ręka inna nie może być jaka,

Tylko takiego, jak ci, hultaja, łajdaka. Ręko moja! stępione pióro twoje zatnij, A błazna Jezierskiego dokończ rys ostatni.

Bealizm dydaktyczny satyry, który służył poprzednio notatce obyczajowej, korekcie życia towarzyskiego, teraz, pod piórem Z a­ błockiego i Węgierskiego, obnaża k o n trasty życia, naw et ,,na ba- liku” , rozszerza te m at literatury, każe patrzeć pisarzowi na ulicę, miasto, zabawę podmiejską.

I wt teatrze podobna przem iana. Może zdziwić na pierwsze spojrzenie, dlaczego Jezierski w Niektórych wyrazach, pod hasłem

Komedie w ystępuje przeciw komedii obyczajowej, k tóra nie pod­

nosi, lecz obniża moralność. To nie powierzchowne moralizatorstwo kieruje k ry ty k ą W ulkana Kuźnicy. Jezierski wie, że twórczość dram atyczną nowej epoki, podobnie ja k satyrę i powieść, ogar­ ną! żywioł polityczny. Język komedii obyczaj owej rozwiązywał zagadnienia* dialogu, wyrażał — jak chciał Czartoryski — „plantę, może i in trygę” romansu. Język nowego te a tru wiąże p rzedsta­ wienie z życiem, musi przełamać panującą konwencję. Dlatego w Powrocie posła Niemcewicza w ystępuje ta k wyraźnie udział ję ­ zyka mówionego. Moglibyśmy całymi scenami tę komedię poli­ tyczną z lim ity sejmowej zestawiać z diariuszem sesji i śledzić, jak Niemcewicz przemawda ze sceny językiem trybuny, językiem publicystyki.

Czyż w teatrze Bohomolca można było przeżyć wrażenie, które Jezierski, „Diogenes w kontuszu” , zapam iętał ze szczególną w y­ razistością :

Trafiło mi się raz być w domu na wsi u jednego pana [...]. Żona jego dla zabawy przyjaciół przytom nych grała kom edią, w której gdy wyrzekła te słowa: „Ach! ja kocham bardzo w olność” — głos tych wyrazów przeni­ knął duszę moję.

Język te atru politycznego uzyskał zatem skalę bardzo nową, b ar­ dzo szeroką: od słowa mówionego, które protokołuje diariusz sesji sejmowej, aż po patos uniesienia patriotycznego.

Podobne możliwości wypowiedzi zdobywa literatu ra polityczna. Dawny okres Konarskiego, rozbudowany na wzór skadni łacińskiej,

(18)

812 TADEU-SZ M IK U LSK I

miał objąć wszystkie elementy rozumowania i przekonać czytelnika dla słuszności wniosku końcowego. Staszic uczy się posługiwać zdaniem krótkim , dobitnym i zupełnym pod względem sensu p o li­ tycznego, o w artościach najlepszej retoryki. Oto sławny rozdział

Do panów w Przestrogach dla PolsM :

Powiem , kto mojej Ojczyźnie szkodzi.

Z sam ych panów zguba Polaków . Oni zniszczyli w szystk ie u sza ­ nowanie dla prawa. Oni, rządowego posłuszeństw a cierpieć nie chcąc, bez w ykonania zostaw ili prawo. Oni zupełnie zagubili wyobrażenie spra­ wiedliwości w um ysłach Polaków. Oni prawo zm ienili w czczą for­ malność, która tylk o wtenczas ważną była, kiedy prawo ich dumie, łakom stwu i złości służyło.

A jednocześnie au to r Uwag nad życiem Jana Zamoyskiego tym samym piórem, które celuje лу jasności, argum entacji i oskarżeniu politycznym , potrafi w przedmowie Do stanu rycerskiego poruszyć emocje zbioro\tTe, obudzić dumę, godność, myślenie historyczne:

W ielki Narodzie! Dopokądże w tej nieczułości trwać będziesz? Czyliż tak ginąć m yślisz, aby się nic więcej po tobie nie zostało, tylko niesława? Nie masz przykładu, żeby osiadłych na najobfitszej ziem i, udarowanych przez naturę szczególnym i przym ioty kilkanaście m ilionów ludzi, bez sposobu ratunku, owszem bez myślenia o sobie, z oziębłością niewoli czekało.

Sobieskich, Chodkiewiczów, Zamoyskich, Bolesławów synowie! Czyliż może być podobieństwo, abyście wy niesławnie zginęli?

W literaturze tego okresu uderza giętkość środków językowych i stylistycznych, które m ają wyrazić gniew osobisty i zbioro\vy, emocję walki, \Arręcz pogląd polityczny, przynależność ideową autora. PostaA\Ta antyklerykalna pisarza skłania go np. do traw e­ stowania, w polemice z przeciwmikiem, Biblii i tekstów liturgicz­ nych. Z Kuźnicy K ołłątaj owskiej >vychodzi drukiem Katechizm

o tajemnicach rządu polskiego, jaki był około r. 1735 napisany przez JP . Sterne w języku angielskim... To domniemane dzieło Jezier­

skiego w szyderczych pytaniach i odpowiedziach, wyraźnie prze­ drzeźniając naukę katechizm u, pokazuje Rząd polski w tajemnicach

odkryty. K a ostatniej stronie broszury zuchwały au to r dorzucił

jeszcze parodię Składu apostolskiego.

W Y ZN A NIE RZĄDU POLSKIEGO

Wierzę i w yznaję w olność stanu szlacheckiego w Polsce, stw orzycielkę nierządu, ucisku, ohydy, która w yzuła chłopów z prawa człowieka, a m ie­ szczanina z praw obywatela; z której poczęło się m ożnowładztwo panów,

(19)

wyrządzające niezgodę, podłość i podział szlachty na partie, idące za du­ chem szalbierstwa i zuchwalstwa m ożnych. Wierzę, że król, w yzu ty z w ła­ dzy, należącej do tronu, cierpi przymówki, często nadaremne, o nieszczę­ ścia kraju, których przyczyną jest m ożnowładztwa przewodzenie. W ie­ rzę, że wojsko, skarb, straż praw i bezpieczeństwo stolicy, podzielone na cztery dostojeństwa, jest przyczyną ucisku, zdzierstwa, prześladowania i niesprawiedliwości. Wierzę w przekupienie senatu i posłów, wierzę w ob ­ cowanie ich z postronnym i ministrami i, za porozumieniem się ich łakom ­ stwa, wierzę w zm artw ychw stanie cudzej przem ocy i nierządu. Wierzę w odpuszczenie [krzywoprzysięstwa i zdrady i kiedyś przecie otrzym a­ nie lepszego rządu w Polsce. Amen.

Żeby rozprawić się z konfederacją targowicką i Szczęsnym P o ­ tockim , Niemcewicz napisał słynną Biblię targowicką, w której z odwagą literacką sparodiował księgi Genesis. Oto fragm ent roz­ działu V I, w którym współzawodniczą pomysłowość pisarska i zu­ chwalstwo ideowe:

A Szczęsny pasł trzodę konfederatów i zagnał trzodę na puszcze i p o­ szedł na górę, zwaną Grodno. I ukazał mu się Kossakowski w krzaku g o ­ rejącym , a oto krzak gorzał ogniem, a krzak nie zgorzał. Tedy rzekł Szczę­ sny: Pójdę teraz, a oglądam to widzenie wielkie, czemu nie zgorze ten kierz. A widząc Kossakowski, iż szedł patrzać, zawołał nań spośrodka onego krza: Szczęsny! Szczęsny! A on odpowiedział: Otom ja, panie. Tedy rzekł: Przystępuj sam, zzuj b uty tw e z nóg twoich, albowiem m iejsce, na którym stoisz, św ięte jest i będzie wkrótce moim biskupstwem . I zakrył Szczęsny oblicze swe, bo się bał pasterza Kossakowskiego.

U progu trzeciego okresu Oświecenia Jezierski określa w N ie­

których wyrazach hasło Pospólstwo:

Część największą ludzi ubogich i pracowitych zowiem y pospólstwem . [...] według mnie, pospólstwo powinno by się nazyw ać najpierwszym stanem narodu albo wyraźniej mówiąc, zupełnym narodem. Bogactw a i moc państw pospólstw o składa, i pospólstwo utrzym uje charakter narodów.

Pospólstwo rozróżnia narody, utrzym uje rodowitość języka ojczy­ stego, zachowuje zwyczaje i trzym a się jednostajnego sposobu życia.

Mowa pospólstwa jakże mogła przeniknąć do dzieła literackiego w ty m wieku Oświecenia, ujętym przepisami poetyki klasycznej1? Przeniknęła wszelako. N ajpierw do tekstów, które czytał dotych­ czas raczej historyk, aniżeli historyk literatu ry : do a k tu konfe­ deracji chłopskiej, której „projekt znaleziony na rynku w T ar­ czynie, po skończonym jarm arku św. Trójcy r. 1767” , a później do Su pliki płaczliwej, zaniesionej 8 października 1789 r. do stanów skonfederowanych przez skrzywdzoną gromadę starostw a młodzie- szyńskiego. W obu tych dokum entach lam ent chłopski otrzym ał

W ALKA O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA £}j ^

(20)

814 TA D EUSZ M IK U LSK I

starann ą stylizację, k tó ra każe szukać redaktorów pism w grupie postępowych publicystów tego czasu. P onadto jednak dochowały się licznie już zupełnie nieposzlakowane supliki chłopskie, któ re m alują przejmująco, chociaż ubogimi środkami styhstycznym i, dolę wsi pańszczyźnianej. Suplika od całej gromady starostwa lu-

bocheńskiego (w powiecie łęczyckim, z r. 1789) pow tarza z wymowną

m onotonią przym iotnik „nędzny” : „m y, nędzni ludzie” . „№ e potrzeba by nam się, ubogim ludziom, rodzić, żenić i um ierać — woła suplika — kiedy wiele opłaty dawać potrzeba JW . P ro b o ­ szczowi, którym już, nędzni ludzie, wystarczyć nie m ożem y” . Podpisuje tę żałobę 41 gospodarzy „ręką trzy m an ą” , a więc z rzadka tylko utrzym ując pióro.

Język literacki Oświecenia z n atu ry rzeczy nie korzysta z tych zasobów. Jeśli gwara chłopska docierała do literatu ry , widziano w niej ornam ent literacki, sposób charakteryzacji komediowej (jak u Bohomolca i innych molierystów), w najlepszym razie cechę kolorytu lokalnego, niby słowo „dobrego dzikusa” , któ ry w Polsce zaczął m azurzyć lub śpiewać piosenki ukraińskie (jak K ozak Za- charenko w sielance dram atycznej K niaźnina Troiste wesele). Zwa­ biony egzotyzmem podobnego zastosowania gwary, Trem becki pisze swoją Pieśń dla chłopów krakowskich, przez Wisłę przepły­

wających na n u tę, k tó ra pociąga autentyzm em : A nusia ładna gdy się bawiła. Ale Szambelan K róla Jegomości przeznacza te układne

kuplety — na otwarcie te atru w Pom arańczam i, 6 września 1788. Słoworód ludowy przenika zresztą także do poezji Trembeckiego, pisarza zadziwiającej pomysłowości i siły językowej.

Dopiero trzecia epoka Oświecenia mnoży te fak ty i odbiera im znamię szminki teatralnej. Na fah ruchu społecznego, k tó ry za­ pow iada i przygotow uje rewolucję 1794 r., rozumiemy lepiej pio­ senkę poety-jakobina Jasińskiego: Chciało się Zosi jagódek, kupić

ich za co nie miała..., zaczerpniętą z folkloru i folklorowi wróconą.

W ybuch pow stania w W arszawie m a za pobudkę piosenkę ludową, głośną, zawadiacką, śpiewaną hucznie na przedstaw ieniu K rako­

wiaków i Górali Bogusławskiego. Po egzekucji zdrajców targowic-

kich pobiegła ulicami stolicy, zatrzym ując się w zaułkach kościel­ nych, Duma dziadów farnych, której pierwsza strofa odbijała się echem po W ąskim D unaju:

W S tarym Mieście, w tej W arszawie D okazują cudów prawie.

Szubienice w ystaw ili, W ielkich ludzi powiesili.

(21)

W ALKA O JĘ Z Y K W CZASACH OŚW IECENIA 815 W piosenkach tych przemawia żywa mowa pospólstwa, jakże od­ m ienna od tonacji SupliM płaczliwej, od śpiewów operowych Trembeckiego.

Okres trzeci Oświecenia uzupełnia zdobycze językowe trz y ­ dziestolecia motywami nowymi, wielkiej siły społecznej. Wiersz polityczny z okresu sejmu czteroletniego stał się teraz odezwą re ­ wolucyjną, niemal afiszem rozlepianym na rogach ulic i placów (jak owe ogłoszenia teatralne z r. 1792, które szydziły okrutnie ze Szczęsnego Potockiego), organicznym elementem walki. O dkry­ cie folkloru, którego dokonali: Jasiński, Bogusławski, anonimowi poeci insurekcji, przyniosło językowi Oświecenia coś więcej aniżeli nalot gwary, inkrustację poezji cechami dialektycznymi. W łaśnie wówczas literatu ra polska zagubiła miękkość rokoka (jak poprzed­ nio nowotwory Naruszewicza). Poeci odkryli wersyfikację ludową. Języ k literacki dokonał ostatecznego wyboru na rzecz mowy po­ tocznej, k tó ra zagłuszy niezadługo konwencjonalny, płaski język salonu klasycznego. I dla tych także powodów w arto czytać zapiski pam iętnikarskie J a n a Kilińskiego (z jego nieporadnością, ze spój­ nikiem „więc” nadużytym ponad wszelką miarę).

Aby uchwycić bogactwo sił językowych Oświecenia, nie w y­ starcza zatem „pióro Trembeckiego” ani „pędzel Smuglewicza” . Trzeba przywołać tu jeszcze owego anonima, którego twórczość zanotował z goryczą Stanisław A ugust w liście do Kościuszki z czerwca 1794 r. Anonim nie zostawił wiele, ledwie piosenkę, śpie­ w aną na rynku i w ciemnych gospodach Starej W arszawy. Była to „piosenka tak o w a” :

My Krakowiacy, Nosim guz u pasa, Powiesim sobio Króla i prymasa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

COMPARISON BETWEEN RAPID ID 32 STREP SYSTEM, MALDI-TOF AND 16S rRNA GENE SEQUENCE ANALYSIS FOR THE SPECIES IDENTIFICATION OF ENTEROCOCCUS SPP.. Lucasweg 2, 2031 BE Haarlem,

W Nowym Testamencie, jeśli pominie się przykazanie miłości nieprzyjaciół, miłość międzyludzka - prawie bez wyjątków - oznacza miłość wobec braci w wierze,

DKJ Praca z tekstem (słuchanie oraz czytanie ektensywne i intensywne) dr Janina Pietraszkiewicz dr Janina Pietraszkiewicz dr Janina Pietraszkiewicz 2h/14h (+6h pracy własnej)

Artykułem tym miał się zainteresować Piłsudski i to właśnie miało być po- wodem jego późniejszej decyzji o mianowaniu Zaleskiego ministrem spraw zagranicznych.. W czasie

Nie może być jednak wątpliwości, co do samej zasady - decyzja zobowiązująca je st zaskar- żalna, problematyczny jest jednak zakres i konsekwencje zaskarżenia dla toczącej

zacja doskonałego oświecenia, doskonałej Bildung dokonuje się stopniowo w naturalnej historii każdego indywiduum, a więc nieuzasadniona jest niecierpliwość właściwa

2) na s. Witolda Bayera pt... 106';) opublikowano wiadomość, iż na Studium Wymowy dla studentów III i IV7 roku Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu

Przedmiotem wykładu teo­ logii moralnej winno być przede wszystkim ukazywanie pełni życia chrze­ ścijańskiego jako życia w Bogu oraz jako procesu odbudowy natury ludzkiej