• Nie Znaleziono Wyników

"Studyów na Królem Duchem część pierwsza : Mistyka Słowackiego", Jan Gwalbert Pawlikowski, Warszawa 1909 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Studyów na Królem Duchem część pierwsza : Mistyka Słowackiego", Jan Gwalbert Pawlikowski, Warszawa 1909 : [recenzja]"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Ujejski

"Studyów na Królem Duchem część

pierwsza : Mistyka Słowackiego", Jan

Gwalbert Pawlikowski, Warszawa

1909 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 9/1/4, 367-389

(2)

R ecen zye i sp raw ozd ania. 367

„Zygm unt Krasiński. Znakomity ten w piśmiennictwie tegoczesnem poeta zmarł w Paryżu dnia 23 lutego 1859. Wszyscy wychwalają i unoszą się nad poezyami tego wieszcza, a nawet utrzymują, że on sięga po pierw szeństw o i stoi górą nad Mickiewiczem, czem u ja z mej strony kładę veto, a na Pragę uciekać nie będę

Ja w wielu utworach jego nie znajduję smaku, mistycyzmu ich nie pojmuję, a niektórych do końca doczytać nie mogłem... Być m oże, iż jest on wielki poeta, a wtedy biorę winę na siebie, przyznając, że mam tępą głow ę. Są nawet i inni m ojego zdania“. Sąd zaprawdę oryginalny. Zważmy, że Grabowski śledził życie literackie polskie od ostatnich lat XVIII stulecia po 70 lata XIX wieku, w notatkach jego tedy dla zbieracza sądów spółczesnych znamienite znalazłoby się żniw o ! W tych sądach spółczesnych tego niezw ykłego księgarza-samouka· autora odnalazłoby się nieraz zdanie odm ienne od tych, jakie w ygłosili zaw odow i krytycy, zdanie nie mniej jednak cenne, bo je w ypow iadał:

... „Polak szczery,

Co Boga wielbił, dawne czytał rad papiery“.

Czernichów. Leszek D ziam a.

Jan Gwalbert Pawlikowski,

S tu d y ó w n a d K rólem D uchem część p ie rw s z a : M i s t y k a S ł o w a c k i e g o . W a rszaw a. N ak ład J a k ó b a M o rtk o w icz a. G. G en tn e rszw e r i S półka. L w ów . H. A ltenberg, 1909.

8°, s. 548 i XVI.

Na końcu sw ego dzieła pisze prof. Pawlikowski, że uznają je niektórzy za dow ód szczególnej sympatyi dla mistyki i traktowania jej jako „rów now artościow y sposób myślenia“. Świadczy to — zdaniem jego — „bardzo znamiennie o charakterze publicystycznym naszej przeciętnej krytyki i o niezdolności zdobycia się na kryterya, czy to artystyczne, czy naukow e“. Jakoż — jeżeli, ogólnie rzecz biorąc, zarzut taki pod adresem polskiej krytyki słusznym nie jest — to w odniesieniu do dotychczasow ych sp o so b ó w zajmowania się mistyką Słow ackiego da się on (z małymi wyjątkami) podtrzymać w zupełności. Albo ją „w yznaw ano“ i uwielbiano albo litowano się nad nią, mniej lub więcej dobrodusznie, jako nad obłędem. Tylko b a d a ć — zaczął ją prof. Pawlikowski, zdaje się, pierwszy i w tem już leży niezwykła w ażność jego książki.

Trzeba jednak pamiętać o tem, że mistyka ta nie była mu celem sama dla siebie. Znajom ość jej miała w ieść przedewszystkiem do doskonałego rozumienia Króla Ducha. Ten zamiar praktycznego przystosow ania pociąga za sobą to, że nie można szukać w m o n o ­ grafii prof. P., mimo jej rozmiarów, historycznego przedstawienia wszystkich ew olucyi, jakim mistyczne natchnienia i poglądy S ło­

(3)

wackiego ulegały, ani też drobiazgow ego roztrząśnięcia wszystkich szczegółów , a jedynie tylko jednolitego ujęcia tego co za ostateczny rezultat rozmyślań filozoficznych poety uważać należy.

D zieło dzieli się na trzy bardzo nierówne rozdziały. Pierw szy liczy str. 25, drugi 75, trzeci 440. Brak to symetryi tylko zewnętrzny. W istocie rzeczy jest to tylko zakreślanie cyrklem umysłu coraz to szerszych kół z tego sam ego środka. Środkiem jest tu właśnie „Podłoże d u chow e“ (taki tytuł najkrótszego rozdziału I-go) — w myśl doskonale m otyw ow anego przekonania autora, że cała nauka mi­ styczna Słowackiego odpowiada wewnętrznym dziejom jego duszy a także jego aspiracyom artystycznym. A jest ten rozdział przy całej swej lakoniczności jednem z najgłębszych wniknięć w ducha poety. Rezultatem ostatecznym tego wniknięcia jest stwierdzenie, że kapi­ talnym rysem znamiennym ostatnich siedmiu lat tw órczości S ło ­ wackiego, w odróżnieniu od poprzednich jest p r a w d a w e w n ę ­ t r z n a . Treść poezyi zaczyna iść prosto z duszy a nie jak dotąd z wyobraźni, tylko z zewnątrz zapładnianej a rozpaczliwie czasem osłaniającej pustkę i czczość wewnętrzną. Przez duszę też przeszła na wylot „dobra now ina“ Towiańskiego i wyszła z niej najpiękniej­ szym swym ow ocem : własną nauką mistyczną Słowackiego, z jej założeń snutą. Rozdział Il-gi książki (p. t. Nauka) wykłada samą tę naukę, mając na celu „w ydobyć z gąszczu szczegółów czysty i jasny zarys podstaw ow ej koncepcyi“. Autor „ominie z rozmysłu wszystko nie istotne, nie będzie się wdawał w zapisywanie różnych odmian tej samej m yśli“, starając się „odsłonić myśl ustaloną i naczelną“. Szczegóły niektóre odkłada do następnego rozdziału, omawiającego „Źródła i pokrewieństwa mistyki Słow ackiego“, niektóre aż do wy­ kładu Króla Ducha w tomie drugim. Zaznaczam, że ow e „szczegóły“ z trzeciego rozdziału wciągnę już tutaj do rozważań drugiego.

Dzieli autor cały system „nauki“ na część genezyjską, t. j. 0 „stworzycielnej pracy ducha, dążącego do coraz wyższych form objaw u“, i dogmatyczną, snującą z tamtej rozwiązania problem atów rozmaitego rodzaju : przyrodniczych, teologicznych, filozoficznych, etycznych, politycznych i t. p. Z drugiej strony ową część genezyjską dzieli jeszcze na kosm ogoniczną, t. j. pracę ducha nad zdobyciem sobie ciała, której ow ocem jest cała przyroda, i na historyę, t. j. pracę ducha już w ciele ludzkiem „nad podnoszeniem się w sobie, nad zdobyczam i czysto duchowej natury“. Podział ten uważa za wskazany nie tylko logiką wewnętrzną systemu ale i budow ą a także stosunkiem do siebie poszczególnych utworów. Te układa w porządek logiczny następujący: 1) Genezis z Ducha — właściwe objawienie 1 punkt wyjścia. 2) List do Rem bowskiego lub też inny fragment o tej samej treści, mylnie jednak przez Gubrynowicza uznany za pierwszą tego Listu redakcyę, (autor nazywa go Pierwszą rozm ową z Helionem). 3) Druga rozm owa z Helionem (u Gubrynowicza t. z. Wykładu nauki cz. I-sza) 4) R ozm ow a z Helionem i H elois (t. z. Wykładu nauki cz. H-ga). Ten układ materyi pośw iadczony jest sło­

(4)

wami Słow ackiego na początku ostatniej właśnie Rozm owy : „z Ge- nezis bow iem w iesz początek (1), z przeszłej rozm owy cele finalne poznałeś (2)... teraz rozgrodzony jesteś przez pas pośredni teraźniej­ szości (3)... Ostatek w ięc tej nocy spędzić nam należy na tłumaczeniu teraźniejszości przez przeszłość i przez finalne cele ducha“ (4). Zmienićby tu należało tylko tytuły w myśl stwierdzenia Dra. Kleinera (Układ i tekst dzieł Słowackiego. Pam. lit., 1909), że i Helois występuje także w dwu pierwszych Rozmowach *).

Następstw o czasu, w jakiem utwory powstawały, stara się prof. P. odtw orzyć od pow yższego logicznego porządku niezależnie. Przy­ puszcza, że po Genezis z Ducha, której datę ustalono już po­ przednio na rok 1844, najpierw powstał List do Rembowskiego, który miał początkow o całej nauki wykład obejmować. D oszedłszy jednak do ustępów p. n. Teraźniejszość z przeszłości i Historya aż do nas, spostrzegł Słowacki, „że nie da się ona (ta historya) — jako zbyt rozległa, pom ieścić w Liście do Rembowskiego bez za­ chwiania rów now agi jego b u d ow y“, i dlatego obu mających ją objąć ustępów poniechał, a przeniósł ją do osobnego utworu w formie rozm ow y z dwiema osobam i, reprezentującemi jako „skrócenia algebraiczne“ kierunki rozwoju ludzkości, (t. z. Rozmowa z Helionem i Helois). W ślad zatem przyszła poecie myśl, aby podobnie całą naukę — z wyjątkiem nietykalnej Genezis — ująć w formę dyalogu i w ów czas główną treść Listu do Rem bowskiego przelał w ten utwór, który nazwał prof. P. Pierwszą rozm ową z Helionem. Przed nim już, lub m oże po nim — tego nie rozstrzyga — mogła powstać polem iczno-dogm atyczna Druga rozm owa z Helionem. T. z. Samuela Zborow skiego i t. z. T eogonię uważa za późniejsze od utw orów prozaicznych. Dat nie ustanawia zresztą żadnych. W przypisku przy­ pomina, że w jednym z luźnych ustępów Listu do R. jest wzmianka o r. 1846, co zatem stosow nie do teoryi, że List najpierwej po G enezis powstał, przesuwałoby wszystkie te utwory, z wyjątkiem niej, na ostatnie trzy lata życia Słowackiego, ale jest skłonnym do przepuszczenia, że ustęp z ową datą jest wtrętem późniejszym niż podstaw ow a część Listu.

Nie można zaprzeczyć, że cały ten w yw ód chronologicznego porządku jest bardzo misternie przeprowadzony; — z tem wszystkiem jednak ostać się nie m oże. Przedewszystkiem dlatego, że List do R em bowskiego nie jest najwcześniejszym po Genezis utworem, ale — jak się w szyscy prawie, zajmujący się tą kwestyą badacze (Tretiak, Kleiner, Dąbrowski) zgodzili, jednym z najpóźniejszych, jeżeli nie najpóźniejszym. Dla mnie świadczy o tem niezbicie fakt, że myśli, w spólne temu utw orow i z innymi, tutaj znalazły największą pełnię wyrazu a rzeczy, gdzieindziej chwiejne, ostateczne umocnienie, od

R ecenzye i sp raw ozd ania. 3 6 9

‘) W dalszym cią g u b ę d ę się jednak, dla jed n o lito ści, trzym ał tytu łów p ro p o n o w a n y ch p rzez prof. P. D z ieła S ło w a ck ieg o cytu ję w e d łu g w yd. G u - b ry n o w icza i Hahna.

(5)

którego poeta później t. j. w Królu Duchu już nie odstąpi. P oucza­ jące pod tym względem jest zwłaszcza zestawienie Listu z t. z. przez Gubrynowicza pierwszą jego redakcyą, czyli w edług prof. P. później od Listu powstałą Pierwszą rozm ową z Helionem. Pomijając już jaśniejsze formułowanie tych samych myśli w Liście — takie kw estye jak rozwijanie się Ducha w coraz n ow e trójce, budow a atomu ziemskiego z trzech pierwiastków: ognia, światła i w ody, w reszcie powstanie ognia jako pierw szego grzechu ducha i rola tego ognia w dalszym rozwoju, w Rozm owie z Helionem robią wrażenie, jakby poraź pierwszy nieśmiało z duszy poety wychylały głow ę, p od czas gdy w Liście do R. ujęte są z całą pew nością siebie. Ta sprawa ognia zwłaszcza, w Rozm owie aż cztery razy jest opracowaną, gdy w Liście krótkie i jasne otrzymała załatwienie. Co ważniejsza i w sa­ mem pojmowaniu tego punktu różnią się oba utwory. Kiedy b o ­ wiem w Rozm owie ogień nie z ducha ale dopiero „z ciał walki i z gruchotu kamieni wytrysnął“ a więc już z materyi się począł, to w Liście powstaje on bezpośrednio z cieplika i dopiero przy p o ­ mocy światła i w ody (słońca i księżyca) sam materyę wytwarza. Przy tym zaś poglądzie Słowacki ostatecznie już pozostał i w ostatnią redakcyę Genezis go wprowadził, gdy druga jeszcze na gruncie Rozm owy z Helionem stała.

Jeżeli w ob ec tego wszystkiego nie m ożna już wątpić, że List powstał po Rozmowie, to daleko mniej jeszcze wątpliwości m oże zachodzić co do faktu, że Rozmowa z Helionem i Helois o prze­ szłości, nie z Listu dopiero, jak sądzi prof. P., się urodziła ale go wyprzedziła bardzo znacznie. Jest ona przecież jedynym utworem, w którym poeta dopuszcza m etem psychozę wsteczną poniżej czło ­ wieka (już w owej Pierwszej rozm ow ie z Helionem zwalcza ją energicznie ; por. Dzieła J. S. X, str. 543), jedynym też, w którym pierwszym ludziom zwierzęco-ludzką a nie ludzko-anielską naturę przypisuje, wykluczając tem samem w łaściw ie grzech pierworodny. Prócz tego — co drobniejsza — utwór ten identyfikuje ducha Adama z duchem Homera, gdy tak Pierwsza rozm owa z Helionem jak List do R. ich rozróżniają. Wszystko to sprawia, że nawet z tą Pierwszą rozm. z Hel. nie można dyalogu o przeszłości łączyć jako jedną redakcyę filozoficznego dzieła, jakby obok prof. P. pragnął także dr. Kleiner *), — że trzeba ją m oże uznać za najwcześniejszy po Genezis z pozostałych nam filozoficznych fragmentów Słowackiego. Ustępy w Liście do R., p. n. Teraźniejszość z przeszłości i Historyą aż do nas, które posłużyły prof. P. za punkt wyjścia dla jego hy- potezy, rów nież przeciwko niej właśnie będą świadczyły, jeżeli tylko spojrzymy na nie w oświetleniu pew nego urywku w tekście tego sam ego Listu do R., który jest próbą nawiązania tych ustępów do głównej treści utworu. Brzmi ten urywek: „A że tu sprawa (Boża)

*) Por. je g o ro zp ra w ę p. t. „D zieło filo z o ficz n e S ło w a c k ie g o “, w z b io - o w ej k sią ż c e p. t. „ C ien iom Juliusza S ło w a c k ieg o ... i 1. d .“.

(6)

R ecen zye i sp raw ozd ania.

371

szła ciągle — logicznie — w tworzeniu się wiar i narodow ości — sądzę iż ci tego dow iodę w następującym ułamku — który n i e g d y ś tłóm aczył przeszłość historyczną ducha w szelkiego przed m łodością nic nie wiedzącą a różnemi marzeniami rozegzaltow aną“. Ten ułamek to właśnie nasza Rozm owa z Helionem i Helois o przeszłości. Poeta poprostu chce ją włączyć do Listu do R. tak jak jest, dostosow aw szy' tylko początek do sw ego now ego poglądu na naturę pierwszychr ludzi, co właśnie czyni ustęp p. t. Historya aż do nas, stawiając przed nami Adama i Ewę w raju już po upadku, po stracie p o d o ­ bieństwa z Chrystusem. Co do dalszych ich kolei poeta w niczem prawie swych poglądów nie zmienił, więc też dalszego ciągu Roz­ m ow y o przeszłości przerabiać nie potrzebow ał i na tem urwał. Że zaś temu zawartemu w Liście do R. poglądow i na naturę pierw­ szych ludzi pozostał wiernym już do końca, świadczy sen Mieczy­ sław a w Królu Duchu (Dzieła J. S. IV, str. 57 4 — 6, w. 3 3 — 85). Dodam wreszcie, że nie mały argument przeciw swej hypotezie daje sam prof. P. tem, że się w stosowaniu jej dalszem niejednokrotnie potyka. Pisząc n. p. na str. 78: „Zastanawiającem jest, że w R ozm owie z Helionem i Helois grzech pierworodny zupełnie jest pom inięty“, — dodaje w przypisku, że „w T eogonii natomiast jest opisany w duchu Listu do R em bow skiego“. O tóż skoro poprzednio (str. 30 i 31) jak najsłuszniej dow odził, że Teogonia powstała już po Rozm owie z H e­ lionem i Helois a tę znów uważa za późniejszą od Listu do R. — to z tego wynikałoby chyba, że Słowacki pow rócił do poglądu raz stanow czo zarzuconego. Później znów , m ówiąc na str. 359 o tem jak Słowacki tłóm aczy powstanie materyi, trzyma się autor Listu do R. a w przypisku zwraca uwagę na odm ienne tej kwestyi rozwiązanie w Pierwszej rozm ow ie z Helionem. Jeżeli jednak tę ostatnią uważa za późniejszą od Listu toć właśnie wersyi w niej zawartej pow inien się trzymać w tekście jako „ustalonej i naczelnej“. A podobnych

przykładów znalazłoby się i więcej.

Rozwiodłem się też nad całą tą sprawą szerzej nie tyle ze w zględu na samą chronologię, ile przedewszystkiem właśnie w myśl założeń autora, aby starać się „odsłonić myśl ustaloną i naczelną“ . Stwierdzając zaś pow yższe pomyłki, muszę rów nocześnie stwierdzić, że sprawie znajomości układu fragmentów oddał autor dwie usługi. Naprzód — niezależnie od dra Kleinera (1. c.) — sprowadził p o ­ szczególn e utwory do pomysłu jednego, obejmującego treść ich wszystkich, filozoficznego dzieła; pow tóre pierwszy poddał gruntownej rewizyi List do Rembowskiego i zupełnie przekonywająco oznaczył stosunek do siebie poszczególnych jego materyi i ustępów. Uzupełnić m ożna ów rozkład treści Listu tylko tem, że treść wszystkich tych drobnych ułamków, jakie po, kończącem właściwy tekst, „Zlaniu się westchnień ducha w Słow o proszące o przem ienienie“ następują, da się sprowadzić do dw óch spraw: systemu nauk szczegółow ych i człowieka jako mikrokosmu. Pierwsza jest aż trzy, druga dwukrotnie (ale za to jeszcze dwa razy w e waryantach) opracowana. Poza tera

(7)

są tu tylko próbki nawiązania tych kwestyi a także R ozm ow y o prze­ szło ści (por. wyżej) do głów n ego tekstu.

Samą naukę wykłada autor, trzymając się przeważnie planu podanego przez sam ego Słowackiego w Liście do R. i na początku Rozm owy z Helionem i Helois. Naprzód w ięc w edług O enezis i jej uzupełnienia w Liście wyjaśnia powstanie świata i globu. I tu zaraz z okazyi słów G enezis: „Albowiem Duch mój przed początkiem stworzenia był w Słowie, a Słow o było w T obie a jam był w Słow ie...“ porusza i stara się rozstrzygnąć ważną kwestyę przynależności ga­ tunkowej systemu Słowackiego. Komentuje mianowicie o w e słow a tak: „Ale S ł o w o n i e j e s t t u C h r y s t u s e m , B o g i e m o b j a ­ w i o n y m ; nie jest to także „Deus explicitus“ ujawniający się w Stw o­ rzeniu. Koncepcya Słowackiego n i e j e s t p a n t e i s t y c z n ą “. Później przy innej sposobności wyjaśni jeszcze, że „Jedność świata, właściwa panteizmowi, jest w nauce Słowackiego, w której miejsce p ow szechnego Ducha zajmuje m nogość duchów indywidualnych, zastąpiona węzłem solidarności, jaki między duchami istnieje“. O tóż zdaje mi się, że prof. Pawlikowski, przecząc samemu poecie, który się za uchrystusowionego panteistę uważał, za śmiało tę sprawę rozstrzygnął. Bóg, rozpowiadający w Słowackim pracę globu „jako czujący dziś jeszcze boleście, które się działy na dnie czasów mi­ nionych“ (Gen. w. 209), „czujący wszelką pracę ducha w formie pracującego“ (Pierwsza rozm. z Hel. str. 548), Bóg z którego każdy duch czerpie swą twórczą siłę, którego Trójcy „się nasze duchy należą, w tych trzech się rodzą, pracują i palą (W iersz: Bóg Duch innego znać nie będziecie, I, str. 146), w którym „światy tworząc, mieszkamy“ (List apostolski w. 221) — ten Bóg jest mimo wszelkie pozory Bogiem panteistycznym. Kiedy Słowacki mówi o Nim często jako o O sobie, kiedy mu każe „brać na ręce“ ducha proszącego 0 wyższy kształt i t. p., to jest to najpewniej poetyckie wyrażenie tego faktu, że żadna nowa forma nie m oże pow stać w brew stałym, na dnie duszy wszechświata leżącym principiom i celom rozwoju, bez ich zatem pozw olenia niejako. Przypisać te pozorne niekonse- kwencye trzeba nie czemu innemu tylko tej właściw ości Słow ackiego, którą tak wybornie przy innej okazyi sam prof. P. scharakteryzował, mówiąc, że: „Umysł Słowackiego dąży do konkretności; jest to rys niezmiernie charakterystyczny, z którym się jeszcze nieraz spotkamy 1 który — jak zobaczymy — niejednokrotnie jego mistyczne kon- cepcye zaciemnia; pozostaje on zapewne w związku ze wzrokowym charakterem wyobraźni poety. Myśli on niejako widzialnymi obrazami. A l e t e n p r o c e s k o n k r e t y z a c y i r o d z i w p r a w d z i e p o ­ s t a c i e k o n k r e t n e , w y o b r a ź n i ą w i d z i a l n e , a l e b y n a j ­ m n i e j n i e r e p r o d u k c y e r e a l n e j r z e c z y w i s t o ś c i “. Tak właśnie powstał osob ow y Bóg Słowackiego, który jednak „w realnej rzeczyw istości“ odpowiada raczej idei absolutnej Hegla, na co się i poeta sam godził (w Raptularzu w. 495 i n.), proponując tylko popraw kę: „idea czysta rozwijająca się czyli rosnąca do finalnego

(8)

R ecen zye i spraw ozdania. 3 7 3

ce lu “ , zamiast „idea czysta w szędy w swoim innobycie“. Odrzuca też Słow acki stanow czo pozaśw iatow ość Boga i m ówi w utywku : „Na to jedna odpow iedź" (I, str. 263), że świat daremnie: „patrzy w górę — Boga chcąc widzieć za mgłami“, b o :

„...On nie jest za zorzą i za księżycami;

I w smętkach ludzkich nie jest jak sen znaleziony, On w czynach ducha napół już leży spełniony. Już G o widać — jakoby pół posągu w globie,

W światłach ducha — i w pracach — i w narodów grobie W iecznie pustym — i w ludów ciągłych zmartychwstaniach I w każdym z nas — On większy niż w morskich otchłaniach, Niż w Alpach — piorunami co są uw ieńczone.

On m ów ię — B ó g -D u c h — światło już na pół wskrzeszone W ciemnych globu aniołach — złoci ciała nasze...“

Dodajmy, że urywek ten jest cząstką t. z. T e o g o n ii*), że za­ tem p och od zi z czasu zupełnego już skrystalizowania poglądów Słow ackiego. Co się teraz tyczy owej solidarności duchów, która w ed łu g prof. P. zastępować ma w nauce poety panteistyczną jed n ość — to zdaje mi się, że ona tylko z tej jedności właśnie wynika. Indywidualizacya jest związana tylko z formą. Duchy, dopiero kształty przybierając, rozwiązały jedność Słowa a uczucie zasadniczej jedności wszystkich duchów jest w każdym z nich. „Uczucie jedności z duchami w Słow ie objaw ionym i“ — czytamy w Liście do R. w. 789 i n. — „walcząc (z?) formą objawia się przez zmysły i pra­ cuje, aby świat na różne kształty rozbity do jedności w sobie przypro­ w a d z iło “... 1 „niezaspokojone i w iecznie czynne“ będą duchy, aż „odpoczną w Słow a jedności“ (tamże w. 776). I ta jedność właśnie ostateczna jest ową „równością w m iłości“ i brakiem hierarchii a najfinalniejszym z finalnych celów , o którym autor mówi na str. 103 swej książki. Zanim to nastąpi wypracować się będzie trzeba przez całą olbrzymią drabinę kształtów i stąd to właśnie „każda odmiana formy, każde wstąpienie ducha z progu niższego na wyższy otrzym ane jest nie przez jednego tworu m odlitwę ale przez utę­ sknione w estchnienie ducha z całego globu boleścią w ydobyte“. Metafizyczny przekrój świata — jeżeli można się tak wyrazić — jest u Słow ackiego najjaśniej m oże sformułowany w Pierwszej roz­ m ow ie z Helionem (X, 537), gdy, każąc H elionow i uprzytomnić sob ie pajęczynę z jej próżnym środkiem, mówi poeta : „Wyobraź sobie, że tą pajęczyną jest nieskończoność — śrzodkiem jej Słow o — a ze Słow a światy rodzące się obaczysz... wszystko z miłości i w oli Słowa w yleciało — wszystko w yrodzone w pierwszej trójcy poczęcia trwa dotąd... w szystko Słowem stw orzone w S t w o r z y c i e l u S ł o w a m i e ś c i s i ę ... z e S t w o r z y c i e l a n i e w y s z ł o ale zeń ducha

(9)

świętego czerpie ■— i z wyrodzonych kształtów ducha św iętego rodząc Bogu oddaje... Słow o zaś stworzyło syny Duchy... k t ó r e s ą w S ł o w i e — j a k o S ł o w o j e s t w O j c u ...“. A w ięc w re­ zultacie Bóg — natura naturans.

Wszystko razem wziąwszy, stwierdzić jednak będzie trzeba, że dadzą się z mistyki Słow ackiego wyprowadzić wcale wyraźne i proste linie panteistycznej koncepcyi świata, tu i ów dzie tylko tra- dycyą chrześcijańskiej teologii i ową tendencyą konkretyzowania nakryte. Jeżeli zaś jeszcze zważymy, że, — jak się o tem z sam ego dzieła prof. P. (rozdziału Ill-go) w iele nauczyć można — panteizm rzadko bywa konsekwentny, czego m oże najbardziej typowym przy­ kładem Bruno, to i górę Słowackiemu nad wielu pokrewnymi mu w panteizmie mistykami przyznać wypadnie. Dodam wreszcie, że także i prof. P. sam wyłącznie na gruncie przypisywania nauce poety pojęcia o so b o w eg o Boga nie stoi, bo na str. 356 i n. wyraźnie m ówi o „negatywnej teologii“ Słowackiego a tylko brak konsekw encyi w tym w zględzie mu zarzuca.

Ale z tą sprawą pojęcia Boga w najściślejszym związku p o z o ­ staje druga, w nauce Słowackiego niemniej prawie ważna — sprawa pojmowania Chrystusa. Cytowałem już zdanie prof. P. o „S łow ie“ na początku Genezis, że ono „nie jest tu Chrystusem, Bogiem obja­ w ionym “ ; chcąc jednak poznać w całej pełni jego opinię o tej kwestyi, trzeba sięgnąć w głąb rozdziału IH-go dzieła, gdzie na str. 37 2 — 6 została ona wyczerpująco wypowiedzianą. Utrzymuje tam autor, że dadzą się w łaściwie z nauki Słowackiego wysnuć trzy, w żadnej ze sobą nie będące harmonii, pojęcia Chrystusa. Jedno — to Chrystus, glob ow y duch pierwoidący, „odwieczny w ód z i prze­ wodnik sprawy Bożej na ziem i“ — i takie pojmowanie uważałby za najlepiej odpowiadające założeniom Genezis z Ducha. Drugie — to duch pozaglobow y „pochodzenia św ietlnego“, który tylko dobro­ w olnie zstąpił na ziemię, aby duchom jej nadać kierunek w edle myśli Bożej. Który z tych dw óch sp osob ów pojmowania wyraża rzeczywisty i ostateczny pogląd Słowackiego — wydaje się auto­ rowi trudnem do rostrzygnięcia, ale z żalem przychyla się ku dru­ giemu. Czyby to teraz był „duch pierwszy, który w światło się rozwinął, czy tylko jeden z takich duchów “ — to „pytania, które muszą pozostać bez odpow iedzi, bo jeśliby nawet Słowacki o nich myślał, to ich w każdym razie — w pismach, które znamy, nie rozwiązał“. Nadto jednak występuje jeszcze Chrystus jako pojęcie zbiorow e: „wszystko, co w widzialności pracuje, jest Słowem Boga, czyli Chrystusem.“ To uważa już prof. P. za koncepcyę „całkiem znow u różnej natury“, będącą ze strony poety kompromisem z teo ­ logią chrześcijańską. Ten kompromis zaś jest właśnie przyczyną wszystkich sprzeczności.

O tóż z całem przytoczonem ujęciem sprawy ośm ielę się p o ­ lem izować. Jeżeli bow iem dążność do utrzymania swej nauki w zgodzie z podstawami wiary chrześcijańskiej m ocno w pływ a na

(10)

sposób wyrażania się Słowackiego o Chrystusie, to zarzut wynika­ jących stąd jakoby sprzeczności wydaje mi się conajmniej przesa­ dzony. Przedewszystkiem stwierdzam, że co do pojęcia Chrystusa poszczególne utwory mistyczne Słowackiego zupełnie się nie różnią. Już w Genezis jest On identyczny ze Słowem (por. w. 763). Na­ stępnie co do kwestyi, czy jest On tylko najwyższym duchem g lo ­ bowym , czy słonecznym i tylko dla odkupienia globu nań zaszłym, dalej czy jest pierwszym, który się w światło rozwinął, czy tylko jednym z takich — nie zachodzi zgoła żadna wątpliwość, skoro rozm owa z Helionem i Helois w. 118 nazywa G o : „Chrystus duch nieskalany przejściem przez twory ducha“, skoro w Pierwszej ro­ zm ow ie z Helionem, str. 582 czytamy o „podobieństwie z Bogiem Chrystusem, ze słow em już nie globu ale św iatów wszystkich“ i toż samo w Liście do R. w. 48 4 i n., skoro dalej Teogonia w. 582 m ów i: „Duch najwyższy — najwyższa s ł o n e c z n a opieka“, a jej waryant (Ili, 493): „Bóg ojców naszych — Chrystus — z ł o t e s ł o ń c e r a j s k ie “, a Dziennik z 1847 r. objaśnia, że na ziemię „nie m ógł przyjść w formie światłej, bo światło prawdziwe bezcielesne, byłoby dla nas niewidzialne....“

Co się wreszcie tyczy najważniejszej sprzeczności, jaka zachodzi pom iędzy pojęciem Chrystusa jako osob y a pojęciem Go jako Słowa w znaczeniu zbiorow em , to zniknie ona, jeżeli staniemy pod pan- teistycznym kątem widzenia. Koncepcya w swoim całkokształcie przedstawia się następująco :

Bóg jest jeden.

„Ale nikt dotąd Boga nie pojął w jedności

A choć kto wmawia, że wierzy, nie m oże“. (I, str. 277) Można go pojąć tylko w Trójcy : Duch, Miłość, Wola i ta Trójca jest Demiurgiem, Chrystusem, o którym mówi poeta, że całą Trójcę świętą w sobie mieści (Rozm. z Hel. I-sza, str. 550). Demiurgiem, bo ona to ulega kilkakrotnie opisanemu procesowi zróżniczkowania w niezliczoną ilość podobnych Trójc, które nastę­ pnie tworzą sobie kształty i przez to różniczkują się dalej, w y­ twarzając hierarchie duchów. Te duchy— trójce tkwią jednak zawsze w Trójcy naczelnej czyli Słow ie — Chrystusie, podobnie jak różne myśli w jednej jaźni i z niej czerpią swą siłę twórczą. Mając, jak i Trójca ogólna, wolną w olę, m ogą nawet buntować się przeciwko Niej (pojęcie grzechu u Słowackiego), znow u podobnie jak w każdej poszczególnej jaźni ludzkiej m ogą powstawać myśli sprzeczne z idealnemi dążeniami człowieka. Jak zaś mimo to ow e idealne dążenia nie przestaną decydow ać o ogólnym kierunku jego życia, tak też i cele ostateczne owej Trójcy naczelnej Słowa stanowią kierowniczą siłę świata, nazwaną u Słowackiege „siłą sakramentalną Chrystusa“ „która wszystkim siłom panuje a jest podniesiona nad wszystkie (List apostolski w. 43). „A nie jest przeklęta moc żadna“ — czytamy w tymże utworze w. 130 — „ale jest przez najwyższą R ecen zye i sp raw ozd an ia. 3 7 5

(11)

sakramentalną siłę Chfystusa rządzoną... a On ją po wiekach wchłania w łono swoje*4. Bo tym celem ostatecznym jest — jak to już p o ­ przednio wskazywałem — powrót, po przebiciu się przez kształty, do jedności. Ta Trójca naczelna, jaźń świata i zasadnicze prawo jego rozwoju, czyli właśnie Chrystus— Słow o czuw a zatem nad wykonaniem sw ego planu, normuje rozwój całości i uwidzialnia się od czasu do czasu duchom, w tej formie, która na jakiś czas ma być metą najbliższą ich pracy, t. j. jaką tylko najwyższą m oże sobie duch w danej fazie sw ego rozwoju wyobrazić. (Ten ostatni warunek bardzo słusznie podniósł gdzieindziej prof. P. jako bardzo dla Słowackiego charakterystyczny.) Tak uwidzialniło się Słow o w raju, tak Mojżeszowi, tak w historycznem życiu Chrystusa, tak wreszcie kiedyś „w obłokach zjawi się - i ostatnie w ięzy cielesne, ducha naszego krępujące zrzuci — obudziw szy nas niby w prze­ mienieniu i w słoneczności — i w nowej naturze, odpowiadającej m ocy i anielstwu ducha naszego...“ (Rapt. w. 2564). Ukazuje się tedy zaw sze w formie świetlnej, słonecznej (i w historycznego Chrystusa „przemienionej twarzy“ było światło) ale nie światła czystego, bo jak cytowałem wyżej „światło prawdziwe, bezcielesne byłoby dla nas niewidzialne“. (Dziennik z 1847 r. w. 16.) Pom ię­ dzy tą widzialną „osob ą“ Chrystusa a jego pojęciem „zb iorow em “ jako Słowa nie zachodzi jednak żadna sprzeczność, bo tu „w idzieć“ Chrystusa nie znaczy nic innego jak tylko w idzieć — odgadnąć kierunek świata, jego myśl zasadniczą i cel, przynajmniej najbliższy, skupione w naczelnej, ogólnej Trójcy czyli Słow ie. Widział to wszystko Adam w „złotem słońcu rajskiem, widzieli potem upadli już ludzie w Chrystusie-człowieku, a zapow iedź przyszłego „miliona Chrystusów“ pochodzi stąd, że właśnie ó w człowiek-Chrystus jest tą najbliższą metą ludzkiej pracy ducha. Stąd też każdy najwyższy duch w pewnej gromadzie ma prawo się nazywać jej Słowem , bo dla wszystkich niższych w niej duchów jest on, a raczej zrównanie mu, najbliższym celem ich pracy. Więc Słow o „ g lo b o w e“, w ięc Króle-Duchy narodów i t. d.. I w tem także w ięc rozumieniu Chrystus — Trójca naczelna jest „Słowem św iatów “, to jest ich celem najostatniejszym — jak zresztą jest także ich początkiem.

Naszkicowawszy zwięźle proces powstania świata i globu, defi­ niuje autor doskonale ogólne prawa jego rozwoju. Motorami w ięc pracy kształtotwórczej są miłość „jako pragnienie i tęsknota za urodzonym w myśli ideałem “ i wola, która ten ideał realizuje. Z miłością „utożsamiona niem al“ jest wyobraźnia, która naprzód utęsknione ideały naszego kształtu tworzy a w ięc pierwsza jest czynną. Ale takie ujęcie zasadniczych podstaw komplikują — m ówi autor — w nauce Słowackiego „inne w chodzące w nie elem enta“ . Przedewszystkiem rola Boga o sob ow ego. On ducha obdarowuje kształtem — „podług w oli jego wprawdzie, ale — i to jest drugi elem ent komplikujący — także podług zasługi“. Tutaj znów zatrzy­ mać mi się wypadnie. Co myślę o tym Bogu osobow ym i jego

(12)

R ecen zye i spraw ozdania. 3 7 7

roli, powiedziałem wprawdzie już wyżej, ale chodzi mi o ów drugi element komplikujący, który zresztą autor obszerniej rozpatruje jeszcze w rozdziale IH-im na str. 253 i n.

Stroną ciemną jest tu m ianowicie kwestya, w jakim stopniu zasługa (w znaczeniu etycznem) a w jakim wola, t. j. pragnienie n ow ego kształtu, oddziałują na jego otrzymanie. Czynnikiem gma­ twającym jest zapewnienie poety, że „duch wszelki naprzód idący, chociażby skazę miał i niedoskonałość, przez to samo, że już twarzy swej ku celom ostatecznym odwrócił, wpisań jest wszakże w księgi żyw ota“. O n o też skłania wkońcu prof. P., na podstawie porównań z pokrewnemi myślami innych systemów, do przypuszczenia, że terenem wymiaru spraw iedliw ości za „zasługę“ lub winę jest b ez­ cielesny stan ducha między jednym żyw otem a drugim, poczem już o nowym kształcie decyduje wola, czyli to jaki kto w sobie zdoła urodzić ideał i jaka jest siła jego pragnienia. W takim jednak razie, konsekwentnie rzecz biorąc, niższy żyw ot po wyższym byłby tylko rezultatem głów n ego u Słowackiego grzechu t. j. zastoju czyli niepragnienia żadnego now ego kształtu. A tak wyjaśnić się ta sprawa nie da. Wszakże lichwiarz karany jest u Słowackiego ży­ w otem żebraka, twórca poddaństwa żywotem poddanego (L. do R. 87 6 w.) a kalectwa cielesne są też rezultatem win ducha. Oba czynniki: i w ola i zasługa najoczywiściej rów nocześnie oddziałują, tylko że gorące upragnienie w yższego kształtu jest zasługą najwię­ kszą i p oło żo n e na jednej szali z łatwością przeważy drugą ze „skazami i niedoskonałościam i“. Prócz tego zaś bywają formy ży­ w o tó w w yższe ale nieszczęśliw e i w tych nieszczęścia i cierpienia właśnie są karą za te skazy. Warto też przy sposobności stwierdzić — czego prof. P. nigdzie wyraźnie nie czyni, że, zgodnie z zasa­ dniczemu założeniami systemu, Słowacki stanow czo wyklucza karę wieczną. Stwierdza to w iele miejsc w jego utworach a w sposób najbardziej nie pozostawiający wątpliwości pewien urywek (X, str. 327, w. 163), gdzie słyszymy, że : „Jednego niema ducha, któryby na końcu czasów nie był zbawiony... te tylko, które, jak mówią ew angeliści, w ciałach znajdą się — końcow i świata przytomni — te podług widzenia apokalipsy — jako męty — i najleniwsze z duchów treści — będą w rzucone w jezioro siarki gorejącej — aby się tam przetrawiły, n im d o n o w e j p r a c y z f o r mą z o s t a n ą p o w o ł a n e ...“

Dalsze już z rozwoju wynikłe jego prawa, to naprzód ofiara, jako prawo w szelkiego w yższego postępu : jest ona słusznie wska­ zana jako podstawa całej etyki Słowackiego, jak zn ów istotą grzechu jest zastój ; potem następuje prawo ogólnej harmonii, które autor pojmuje, jako „w ęzeł solidarności, jaki między duchami istnieje“, skupiając je przytem pod chorągwią ducha pierwoidącego — Króla D ucha. (Jak genetycznie tę solidarność rozumieć trzeba, wskazywa­ łem wyżej). Pewnym czynnikiem rozwoju jest w reszcie anamneza.

(13)

Znakomicie wyjaśnia autor jej pojm owanie przez Słow ackiego, na porównawczym gruncie rozdziału IH-go str. 2 6 7 — 277.

Samą treść Genezis przebiega krótko ale za to nadaje jej nadzwy­ czaj wyraziste kontury i bardzo żyw o przejmuje czytelnika sw ojem w ła- snem odczuciem ich piękności. Stwierdza, że w łańcuchu form op i­ sanych tutaj dają się odnaleźć ślady porządku epok geologicznych, które zresztą w tłoczone są w sześć dni genezy m ojżeszowej. D o ­ dałbym, że się jednak bynajmniej ze sobą nie nakrywają i że w y­ stępuje co więcej trzecie pojęcie : królestw, które rów nież nie da się tamtym ściśle podporządkować.

Następuje opis stworzenia człowieka, jego w łasności, upadku i programu przyszłych ew olucyi form. Zdaje mi się, że niezupełnie zgodnie z prawdą datuje autor zaprzestanie tworzenia nowych kształtów od chwili powstania człowieka. I z Genezis i z drugiej rozm ow y z Helionem (w. 621) i po części z Samuela Zborow skiego (w . 16 in.) wynikałoby raczej, że stało się to już wcześniej. Wtedy mianowicie, gdy „piątego w ieczora“ N oe do Arki „nie wpuścił jaszczurów i słoniów olbrzymich, ale zebrał twory będące teraz w harmonii i jedności... Kształty, które wypracowały formę ludzką“. (Gen. w . 372 i n.) Jaki to duch był „onym N oem “ tego poeta sam nie wie, a ciekawa to istotnie rzecz, gdyż nie m ógł to być czło­ wiek, w szóstym dniu dopiero stworzony.

Grzech pierworodny, o który autor nie tylko tutaj ale jeszcze dwukrotnie później (najobszerniej w rozdziale III-im str. 376— 8) zaczepia, wydaje mu się „wtrętem ujemnym w pierwotną zasadniczą koncepcyę genezyjską“. Istotnie mąci on ją z punktu widzenia przyrodniczego a także, w ob ec faktu, że się już trzy razy w ro­ zwoju ducha pojawił *), mąci „pew ność zwycięskiego pochodu ducha“. Niekonsekwencyą jednak w systemie samym nie jest ; to zaś odebranie pew ności zw ycięzkiego pochodu nie jest bez etycznej wartości. Nie można też znów twierdzić, żeby opis tego grzechu był zupełnie „taki jak w P iśm ie“, gdy tam tylko jabłka z jednego drzewa były zakazane a tu wszelkie jedzenie jest zgubne i zupeł­

nie człow iekow i niepotrzebne. Tem mniej identyczność węża z Ka­ inem na Piśmie m oże być oparta.

A teraz sprawa przyszłej formy. Najbliższym etapem przy­ szłego rozwoju człowieka jest doróść do wyżyn historycznej osob y

Chrystusa. Ale nie tylko chodzi o zdobycie jego duchowych mocy, jak sądzi autor. Celem jest tu niemniej i forma promienna, w jakiej zmartwychwstał, a jaką właśnie miał Adam na podobieństw o Jego stworzony. Czysto duchow e wzmaganie się wypełnia tylko stadya do niej wiodące, co do których cenne objaśnienie daje t. z. T e o ­ gonia ( w. 153) w słowach :

*) Za drugi grzech uw aża p o eta zam ianę organizm u na trw a ło ść form y grzyb a zo o fito w e g o . Ś w ia d czy o tem Gen. w . 185 i 219.

(14)

R ecen zye i sp raw ozd ania. 3 7 9

„Wprzód męczennicy, wieszcze, króle i prorocy, Potym Chrystusy wielkie wskrzesitelnej m ocy“.

O dalszych przemianach : naprzód w światło kolorow e, nie­ doskonałe jeszcze, następnie czyste, m ówi autor, zachwycony pię­ knością tego pomysłu, bardzo wyczerpująco i tutaj i następnie w rozdziale III-im w osobnym , obszernym ustępie (str. 445— 482), na obszernym podkładzie porównawczym , gdzie też wskazuje niesły­ chanie trafnie na ten ogromnie charakterystyczny objaw, że ta św ie­ tlana forma głów ną wartość dla Słowackiego, jako „doskonalsze śpiewu św iętego narzędzie“ przedstawia. Uzupełnię jeszcze obja­ śnienia autora drobnym dodatkiem, tyczącym się innych własności tej nowej formy a zaczerpniętym z Raptularza. Czytamy tam (w. 1361 i n.) : „Przyszła forma jeszcze łatwiejszą będzie do zniszczenia, zale- dw o obrażoną ujrzy duch tę świątynię wnet pogardzi nią — i bez żadnej ciężkości ni trwogi wyjdzie z niej — aby wziął nową pię­ kniejszą“. W tem przewidywaniu, jak i w e wielu innych poglądach, spotyka się Słowacki z Krasińskim. Czy między formą czystego światła a powrotem do jedności Słowa są jeszcze jakie formy, poeta nie rozstrzyga ale nie wyklucza. Pisze w Liście do R. (w. 665 i n.), że„Jeśli w nieskończoności uwidzialnionych światów istniejąjakie formy inne, o których słońca i gwiazdy nie mogą nam dać wyobrażenia, to my bezcieleśni n a w et... o takich formach nie wiedzący, wprzód je urodzić w duchu naszym potrzebujemy, abyśmy onych widzeniem i posiadaniem przez Boga udarowani być m ogli“ (Por. też Rapt. w. 5 5 0 — 562). Zawarta też jest po części w tych słowach odpow iedź na niepew ność wyrażoną przez prof. P. na str. 266 „czy ciała te (świa­ tłe) są już gotow e i wprost już tylko przez metempsychozę dostępne, czy też mają być dopiero w przyszłości w ypracow ane“. Zresztą cytowałem już wyżej wyjętą z jakiegoś listu do L. Norwida w Ra­ ptularzu w. 2565 wzmiankę o naszem „ o b u d z e n i u s i ę niby w przemienieniu i w słon eczn ości“.

Dotąd mieliśmy do czynienia z kosm ogoniczną częścią gene- zyjskiej nauki Słowackiego. O becnie przechodzim y do jej części historycznej. Rozpoczyna autor jej omawianie od definicyi historyi jaką dał sam poeta. Jest ona „nauką pracy, którą duchy globow e odbyły w formach ludzkich — i w agregacyach z ducha wynikłych a formą objawionych, które potworzyły narodow ości ; (z celem kró­ lestwa B ożego, czyli przemienienia ludzkości w przyszłe anielstwo g lo b o w e “). Stosow nie do tej definicyi dzieli autor materyał na dwie części i osob n o omawia „pracę, którą duchy glob ow e odbyły w for­ mach ludzkich“, a osobno sprawę „agregacyi“ duchów czyli form społecznych. Podstawą znajomości poglądów Słowackiego na pierwszą jest oczyw iście Rozmowa z Helionem i Helois i t. z. Teogonia. I tutaj z natury rzeczy musi być kwestyą doniosłej wagi jak należy rozum ieć same o w e osoby dyalogu: Heliona, H eloisę i Mistrza, których dzieje i wzajemny stosunek ma być owej pracy ducha

(15)

w formach ludzkich obrazem. Sprawa ta bynajmniej nie jest jasną a komplikują ją niemało fakta, że dwie pierw sze osoby są raz czy- stemi fikcyami, jakto wskazuje List do R., to znów przybierają na siebie fizyognom ię Węgierskich jak w T eogonii, że w reszcie sam Słowacki jest raz niby identyczny z Mistrzem, drugi raz z Helionem,, a w (służącym tu za źródło pom ocnicze) Samuelu Zborowskim , znów raz z Helionem, drugi raz z Lucyferem, którego już całkiem nie wiedzieć, z kim w tamtych utworach identyfikować. Zdaje mi się, że p. Tadeusz Dąbrowski był pierwszym z badaczy mistycznej twórczości Słowackiego, który w notatce o „R odow odzie H eliona“ (Pam. lit., 1 9 0 6 1) oświadczył się za pojm owaniem przynajmniej He- liona i Helois, wyłącznie jako matematycznych sym boli pewnych stron pracy ducha w ludzkości a nie jako konkretnych indywidual­ ności. Otóż tegosam ego zdania jest i prof. P., tłóm acząc przytem wybornie realne rysy dziejowych kochanków owym „wzrokowym charakterem w yobraźni“ poety, który go zmusza do konkretyzo­ wania największych nawet abstrakcyi. Prócz tego rozciąga ten sposób pojmowania także i na Mistrza, pow ołując się zupełnie przekony­ wająco na cytat z Teogonii, w którym Słowacki m ożliw ość tylko swej identyczności z Mojżeszem wyraża a rów nie dobrze pozwala mniemać, że dzieje wewnętrzne Mojżesza zna przez pamięć metem- psychiczną pośrednią tylko. Mianowicie „wyższych aniołów czyn uderza w e wszystkie tego globu struny i s f r o i...“ — a więc jako jedna z tych strun tylko (zapewne jedna z najbliższych). Tak rzecz biorąc, wszystkie wym ienione sprzeczności są natury czysto formal­ nej a znaczenia istotnego żadnego zgoła nie mają. Uosabiać abstrakcye m ógł sobie poeta najdowolniej. Chodzi tylko o to, jaka jest właściwa treść tych abstrakcyi, jakie to czynniki rozwoju ducha w ludzkośei uosobił poeta w „rozm ów cach“ dyalogu ? Prof. P. tego nie wyjaśnia. Może zadawala się tem, co w Rozm owie samej o H e­ lionie i Helois słyszymy, że do niego „należeć będzie rewelatorstwo proste więcej z wiedzy niż czucia — ona się będzie więcej czuciem i snem pow odow ała i smętniejszą drogą p o le c i. . . “ To rzeczywiście byłyby : myśl i uczucie, albo raczej wyrażając się językiem Słow a­ ckiego: duch i m iło ść2). Ale pozostaje Mistrz. „W Zborowskim — pisze prof. P. — za trzecią osobę m ożnaby uważać „ducha w ęża “ Lucyfera ; tu tego pomysłu niema jeszcze ani śladu. Również nie sądzę, aby jakiekolwiek znaczenie miała tu mistyczna koncepcya Trójcy“.

O w óż, naprzód, żeby śladu pomysłu ducha węża całkiem tutaj nie było, tego pow iedzieć nie można, wyraźnie bowiem w T eogonii w. 5 2 8 — 30 woła poeta za M ojżesza:

ł) Por. też te g o ż autora „O trójcy w K rólu D u c h u “ w Pam . lit. 1909, s) Klasyfikacyi p sy ch o lo g iczn ej na : m yślen ie, u czu cia i w o lę o d p o w ia d a trójca d u ch o w a S ło w a ck ieg o : duch, m iło ść i w ola. M yśl w ścisłem sło w a zn aczen iu uw aża za p o w sta łą dop iero przez o g ra n iczen ie ducha formą. (P or. List d o R. w. 6 7 5 —861 a także List apost. w . 2 0 0 —2 1 8 )

(16)

Recenzye i sprawozdania. 381

„ ... — kto mi do ust trąby tryumfalne Przyłoży — a te ducha postaw y m oralne

Rozgłosi? Kto w ężow y d u c h k ł a m i ą c y zdusi?“

przyczem dalszy ciąg każe przypuszczać praw ie napew ne, że to p ytanie: „kto w ężow y duch kłamiący z d u s i? “ trzeba uzupełnić sło ­ w am i : w e mnie. N astępnie czy przy w prow adzaniu w dyalog trzech o só b „nie miała znaczenia m istyczna koncepcya tró jcy “ ? Myślę, że ow szem tak ; i w tedy mielibyśmy o bok ducha i m iło śc i— w olę. M oj­ żesz, jako przedew szystkiem posuw ający Spraw ę Bożą naprzód, byłby tej w oli globow ej zupełnie odpow iednim przedstaw icielem a p onie­ w aż jako w o l n a wola jest ona zarazem jedyną przyczyną wszel­ kich sprzecznych do czasu z idealnem i dążeniam i Słow a zdarzeń i czynów , przeto byłby jej wyrazem i Lucifer. Ale Helion i Helois p ró c z tych sw oich imion „chrzestnych“ nazw ani są ta k ż e — on duchem słonecznym , ona m iesięcznym, a także ich tow arzysz, w Z b o ro w ­ skim przynajm niej, jako Lucifer — globow ym . T ego rów nież prof. P . w rachubę nie bierze a przecież te nazwy są niby wyraźniejsze. Z daje się, że po wyjaśnienie ich trzeba sięgnąć do Listu do R., gdzie posłyszym y, że na globie działają trzy pierwiastki, m ianow icie p ró cz rdzen n eg o ognia także św iatło w charakterze O dkupiciela i w oda w roli O dkupicielki. (Por. co o tern sam prof. P. w ro z­ dziale III str. 361 i n. m ówi). Stanow ią one składniki każdego atom u ziem skiego (Por. List do R. w. 22 1 — 292) i czynne są zatem, b ąd ź w fizycznem, bądź w duchow em znaczeniu tak w przyrodzie nie­ organicznej jak w roślinnej i zwierzęcej, jak w form ach ludzkich, jak w reszcie i w form ach społecznych. Jeżeli zatem to rozum ienie „ o s ó b “ dyalogu stopim y z poprzed n iem , to dojdziem y do tego o g ólnego wyniku, że światło, w oda i ogień są „uw idzialnieniam i“ T rójcy d u ­ chow ej Słow a : Ducha, Miłości i Woli, przyczem duch i m iłość (myśl i uczucie) prostują zapędy i zboczenia woli — św iatło i w oda o dku­ pują ogień glo b u a celem tej całej pracy i w spółdziałania jest sp ro ­ w adzenie w szystkiego do jedności t. j. trójcy fizycznej do jedności św iatła,trójcy duchow ej do jedności Ducha. Stąd wszystko co Słowacki n iejednokrotnie o w yższości jedności nad trójcą, o jej najw yższej w ogóle doskonałości, m ówi, stąd też w Liście do R. (w. 1423) i w oda

nazw ana jest „grzeszną oso b ą trójcy atom icznej“ a w D zienniku

z r. 1849 czytamy, że „w yrzucenie ze siebie pierw iastku miesię­ cznego i pokonanie ognia św iatłością jest pracą celo w ą“. Ale o b szer­ niejszy w yw ód tych rzeczy a także ich przeprow adzenie przez Króla- D ucha odkładam na kiedyindziej; teraz zaś pow racam do rzeczy.

Same dzieje H eliona i H eloisy streszcza prof. P . bardzo krótko, wyliczając ich żyw oty i stw ierdzając, jaką rolę w każdym następnym odegrała pam ięć m etem psychiczna poprzednich, oraz jakie są tej pam ięci granice. W samem wyliczeniu żyw otów , nie wiem na jakiej p odstaw ie w idzi w Sezaku H eliona, bo w R ozm ow ie żadnej w ska­ zów ki na to niema. Praw da, że jest H elionem Ramzes, b ra t Atessy w Sam. Z borow skim . P ró cz tego objaśnienie ostatnich w cieleń Helois

(17)

jest dla m nie niezrozum iałe. M ów iąc o poegipskiem w ielow ieko- wem nie w cieleniu H elois, p oniew aż nikt nie zapraszał do ciała rew e- latorki ognistej śmierci, pisze a u to r: „I pojaw ia się (ten duch) w kraju sm ętnych m gieł północy, który za pośrednictw em O ssyana o budził we w spółczesnej ludzkości tęsknotę rom antyczną „inkantacye Man- tre d a “ , pieśń gm inną z jej czaram i, zabobonam i i przeczuciam i du­ ch o w eg o św iata“ . C o znaczy ten kraj O ssyana? Słow acki wszakże jako o ostatnich w cieleniach H eloisy m ów i tylko o wcieleniu skan- dynaw skiem i litewskiem, nie oznaczając bliżej miejsca. W D rugiej ro zm ow ie z H elionem w. 822 i n. jest w praw dzie m ow a o panteizm ie, że „od O ssyana czasów — ten indyjski elem ent praw dy wiecznej — zaczął rew elatorską siłą działać na duchy euro p ejsk ie“ — ale czyżby to miało m ieć coś w sp ó ln eg o z jakimś żyw otem Heloisy ?

N iesłychanie jasno za to uśw iadam ia nam prof. P. głów ne idee historyozoficzne poety, jakie się z ob u u tw o ró w historyi po św ięco ­ nych w y d o b y ć dają. N aczelną jest oczyw iście idea duch o w eg o p o ­ stępu, który z jednej strony od b y w a się w duchu w ew nętrznie, z drugiej form ą w cywilizacyi i „w doskonaleniu zrzeszeń lud zk ich “ . Cel każdoczesny teg o p o stęp u nazyw a się „Spraw ą B ożą“. Spo­ czywa ona na jednostkach a czasem na narodach ale i w tych osta­

tnich w ypadkach „indyw idualizm Słow ackiego każe w o d zo stw o

Spraw y w tych n aro d a ch brać na siebie zw yczajnie jednostce tak, że n aró d się staje w jej rękach narzędziem tylko realizacyi id ei“ . Taka jednostka to K ról-D uch. P rzed C hrystusem Spraw a Boża p o ­ lega zrazu na odkryciu m iłości ludzkości i nieśm iertelności duszy, n astępnie na odkryciu m oralnych p raw ludzkości. W epoce pochry- stusow ej w o dzem Spraw y Bożej jest oczyw iście przedew szystkiem C hrystus, ale różnica, jaka zaszła w naturze d u ch ó w w poró w n an iu z epoką starożytną, nie została przez p o etę jasno sform ułow ana. P o u cza tylko o b razo w o , że duchy ludzkie teraz „przedstaw iają się niby w kształcie katedralnych gotyckich kościołów — w yduchow ione, ju ż nie p o sąg o w e jak d aw n iej“, że „ n iesk o ń czo n o ść C hrystusow ego ducha przylała się niby sakram entalnie do ich natury.., uczyniła je w rogiem wszelkiej skończonej fo rm y “ . W reszcie jako jeden jeszcze czynnik ro zw o ju dziejow ego w skazuje au to r w pływ d u chow ego świata na czyny ludzkie, zaczynający się o d Abla, jako pierw szego

ducha ludzkiego, który się znalazł bez ciała. P o d n o si też bardzo

trafnie tę charakterystyczną cechę w pojm ow aniu tego udziału d u ­ c h ó w bezcielesnych na spraw y ludzkie u Słow ackiego, że p o b u d k ą

jest tu w łasny interes tych duchów . P oniew aż bow iem ciało jest

im niezb ęd n e do w szelkiego działania, w ięc z jednej stro n y muszą się starać o to, aby jak najprędzej zostały do form y pow ołane, ■równocześnie zaś z drugiej — i na tern polega ich w pływ na rozw ój dziejów — o to „aby duchy w organizacyach będące, do czystości były po rw an e, aby im p o d o b n ie czystą form ę dla dalszej misyi u tw o rzy ły “ . W rozdziale III-im str. 302 i n., po w raca autor do tej kw estyi raz jeszcze, aby uw ydatnić różnicę, jaka zachodzi w ko­

(18)

Recenzye i sprawozdania. 383

m entow aniu tego sam ego dogm atu o „związku duchów w idzialnych i niew idzialnych“ między Słowackim, u którego człow iek ducham i „ z arząd za“ — a Tow iańskim , dla którego człow iek jest od kolum n d u ch o w y ch fatalistycznie niemal zawisły.

Cały ten dotychczasow y ro z b ió r historyozofii poety m ogę uzu­ pełnić tutaj jednym tylko drobnym szczegółem , że tak R ozm ow a z H elionem i H elois jak urywek T eogonii (I, str. 1 3 1 )x), zaw ierają p ew n e ślady jakiegoś nierozw iniętego podziału na epoki. Mówi m ianow icie w pierw szej (w. 123 i n.) Mistrz do obojga k o chanków z okazyi dnia rajskiego: „Dzisiaj więc jesteście niby w s z ó s t y m d n i u żyw ota w aszego d u chow ego na ziemi, w tenczas byliście w pierw szej jego g o d zin ie“, w drugim zaś znów słyszymy o n ich :

„...z edeńskich, że wyszły o g ro d ó w

I na s i e d e m słonecznych w stępow ały w schodów A nie stru d zo n e pracą, grobam i, p o d ró żą

O b a rozm iłow ane w sobie... Bogu służą“ .

O czyw iście ten p o dział na sześć i siedem epok, jeżeli w ogóle ukształtow ał się jasno w głow ie poety, miał już w net ustąpić snow i M ieczysława o stąpających po sobie aniołach dw unastu naro d ó w , i to prow adzi nas właśnie do ostatniego (IV) z ustępów drugiego rozdziału książki prof. P., pośw ięconego form ie ducha agregacyjnej. D oskonała jego (z małemi zastrzeżeniam i) treść przedstaw ia się w najkrótszem ujęciu tak : N arody są już ow ocem rozw oju p rze­ czutym zresztą już w kształtach roślinnych (stokroć i koniczyna) i zw ierzęcych (pszczoły). O kreśla je Słowacki jako grom ady ducha jed n eg o . Tym czynnikiem jednoczącym jest w spólna idea i misya, która ściąga duchy je d n o ro d n e w jedną agregacyę. Pow stanie idei p o p rzed za przeto pow stanie narodu. Nie zrealizow ana przez jeden n a ró d przechodzi do innego. Idee te nie są rów nej w ysokości. Jak m iędzy ducham i w ogóle tak i między narodam i są pierw oidące, „w ypatrzyciele now ej form y“ . Takim narodem jest Polska. P o słan ­ nictw em jej : przynieść ludom now e słow o. G dy zatrzym ała się w pełnieniu tej misyi, upadła. U padek ten nie jest zatem żadnem C hrystusow em m ęczeństw em za grzechy innych narodów , jak u Kra­ sińskiego, ale „dociskiem Pańskim “ na n o w o budzącym ducha. D źw ignie się, gdy na n o w o podniesie sztandar swej idei. Ale jakaż jest w łaściwie ta idea czyli Słow o Polski? „Jednolitego w ykończonego przedstaw ienia spraw y tej u Słow ackiego niem a“ — pisze prof. P. Pojęcie o tern trzeba w ytw orzyć sobie dopiero z porozrzucanych u w ag i fragm entów a z tych niektóre „zdaw ałyby się świadczyć, że misyą Polski jest głosze'nie now ej ewangelii, tej która zaw iera się w G enezie z d u ch a“ ; inne znów „zdają się świadczyć, że p o sła n

-l) Że to urywek należący do t. z. Teogonii, stwierdzili już pp. Kleiner i Witkowski.

(19)

nictw o P olski u p atru je p o eta w pew nej idei politycznej, która prze­ nika jej dzieje i na której ma się form ow ać ustrój państw a idealnego w p rzy szło ści“ . T u w trącę uw agę, że n iejednolitości w tem w gruncie rzeczy niem a. P o słan n ictw o u tw o rz en ia idealnego ustroju jest jedy- nem posłannictw em Polski ; tylko daw niej był w naro d zie ledw ie jego instynkt a o b ecn ie po w y p ro w ad ze n iu go logicznem z gene- zyjskiej „w iary w id zącej“ stanie się już posłannictw em św iadom em

i tem gorliw iej spełnianem . Stąd łączność ścisła jednej rzeczy

z drugą.

T en idealny ustrój — w ykłada dalej a u to r — to nie ró w n o ść bynajm niej, ale tylko hierarchia ciał (u rz ę d ó w i t. d.) o p arta ściśle na hierarchii d u ch ó w . K oniecznym w arunkiem takiego ustroju jest p raw o in d y w id u aln eg o veto, które jednak m usi być zaprzeczeniem z ducha a nie z ciała. Veto takie jest zarazem , z p o w o d u ideow ego skupienia około siebie w szystkich jed n ak o czujących, środkiem je d n o ­ m yślności duchow ej, objaw iającej się w form ie konfederacyi. W P olsce p raw a te, która p o e ta form ułuje: „Zaprzeczenie wszystkim przez

jednego i o b ió r jed n eg o przez w szystkich“ wyszły na złe dlatego

tylko, że „zapom niała o duchu form w łasnych a chciała c i e l e s n e veto i c i e l e s n ą zg o d ę w o b io rz e króla pieniądzm i, jadłem i tru n ­ kiem otrzym ać“ .

Całą m esyaniczną teoryę Słow ackiego miał ująć „Sam uel Z b o ­ ro w sk i“ . D latego to, zdaniem prof. P., „w pierw szej części mieści

on teoryę G enezy z ducha a w drugiej teoryę m esyanicznego p o ­ słannictw a Polski. O b ie te teorye złączone są pew nym w spólnym w ęzłem : zadaniem P olski jest p ro w ad zić dalej ew olucyę ducha ku celom ostatecznym , ku „słonecznej Jerozolim ie“ ; jest ona więc ogniw em w łańcuchu prac, który się już od form nieorganicznych p o c z y n a “ . Że zaś „na każdym szczeblu tej pracy postępow ej osiąga się podniesienie wyżej p rzez złam anie praw a, które rządzi na szczeblu niższym “ , w ięc i w dziedzinach praw a stan o w io n eg o przez ludzi dzieje się to sam o. Stąd rew olucye są koniecznym czynnikiem p o ­ stępu a b u n to w n ik przeciw p raw u , Z borow ski, w ygryw a p rzed try­ bunałem niebieskim spraw ę.

T u czyni au to r Słow ackiem u zarzut, „że m ow a jest w szędzie o łam aniu p raw a niem a m ow y, jakich to p raw i w imię czeg o “ . Nie przy p u szcza w praw dzie, aby u Słow ackiego każde i każdego praw a łam anie ró w n ą przedstaw iało w artość, ale jeszcze w rozdziale III-im, p o w racając do tej kwestyi, u b o lew a nad tem, że nie określiw szy praw a, o którego złam anie w Z borow skim chodzi, postaw ił tę teoryę łam ania p raw „jako w y d rążo n y posąg, do którego m ogą się w p ro ­ w adzać, jakie chcą, p szczo ły “. Z arzut ten w ydaje mi się o tyle nie ścisłym, że Słow acki m ógł się tutaj uw ażać poniekąd za w yręczo­ nego p rzez historyę, która m ów i, że praw em , za któ reg o złam anie został Z b o ro w sk i ścięty, była jego w łasna banicya. Skoro zaś raz upatrzył so b ie p o eta w Z borow skim w cielenie ducha idei polskiej, to fakt, że Zam ojski w nim teg o nie umiał odczuć i bezw zględnie

(20)

trzym ał się w o b ec niego litery p ra w a , w ydaw ał m u się postępkiem z formy a nie z ducha, Samuel zaś w yrósł na „buntow nika idealistę“ , który „głow ę sw oją dał, niechcący mniejszym, niż ma w duchu, rz ąd u sw ego w idzieć aniołem “. (D ruga rozm , z Hel. w. 292). Bronić pom ysłu Słow ackiego nie mam oczywiście wcale zam iaru.

N astępuje jeszcze tylko objaśnienie tej Jerozolim y słonecznej, ku której polska form a społeczna ludzkość poprow adzi. Jest to — m ów i a u to r — w dziedzinie tw órczości form zbiorow ych analogia

form y świetlnej przyszłego człowieka-anioła. Nie będzie już w tej

agregacyi światłych du ch ó w żadnej hierarchii, ale „ró w n o ść w mi­ ło ś c i“ panow ać będzie.

Na tern kończy się wykład samej nauki Słow ackiego w książce prof. P. Zdając z tego wykładu spraw ę, nie opierałem się wyłącznie na specyalnie przezeń w ypełnionym drugim rozdziale dzieła, ale wciągałem także p o d rozw agę i te om ów ienia różnych szczegółów filozofii poety, w jakie autor w daje się dopiero w rozdziale III-cim, cztery razy obszerniejszym od obu poprzednich a pośw ięconym

„Ź ró d ło m i pokrew ieństw om mistyki Słow ackiego“ . Czyniłem to

rozm yślnie z dw óch p o w o d ó w : P o pierw sze, aby w jeden cało­ kształt zebrać wszystko, czego tylko m ożna się od autora dow ie­ dzieć o tej mistyce, bez w zględu na jej pokrew ieństw a i źródła, i uniknąć w racania do tych samych kwestyi ; po drugie zaś dlatego, że stanow isko m oje w o b ec tylu źródeł i pokrew ieństw nauki poety musi — z konieczności zresztą przykrej — być zgoła inne, niż

w o b ec nauki samej. P o prostu w obec ogrom u erudycyi prof. P.,

w trzecim rozdziale rozw iniętej, stoję praw ie b ezbronny i podanie ostatecznych w yników porów naw czej treści tego rozdziału będzie bezm ała wszystkiem, co o niej m ogę pow iedzieć. Zanim to uczynię pow iem jeszcze o samym rozdziale drugim to, że skoro celem jego było jedynie ujęcie zasadniczych idei system u Słowackiego i w y­ tknięcie głów nych linii ich rozw oju, to tru d n o ten cel spełnić lepiej

niż go autor spełnił. Ż adne w ażne ogniw o w logicznym łańcuchu

natchnień m istycznych poety nie jest tu pom inięte, a jeżeli —

jak starałem się to drobiazgow o wykazać — niektóre kwestye nie­ zupełnie zg odnie z intencyam i Słow ackiego zostały ośw ietlone, to jest to, w o b ec głębokiego zrozum ienia i przedstaw ienia całokształtu mistycznej koncepcyi poety i jej ducha, rzecz całkiem podrzędna. D opełnię wszakże, że, m ów iąc o przedstaw ieniu całokształtu, mam na myśli tylko głów ną t. j., (trzym ając się podziału autora), gene- zyjską część nauki; w przedstaw ieniu bow iem jej strony dogm aty­ cznej są w ażne luki. Treść n. p. Drugiej rozm ow y z H elionem zu ­ pełnie została pom iniętą. A utor zrobił to zapew ne dlatego, aby nie rozryw ać w ątku rzeczy głów nej i istotnej; mógł jednak te jej p ra­ ktyczne przystosow ania om ów ić w osobnym ustępie na końcu ro z ­ działu um ieszczonym . Być jednak może, że pom inął je dlatego, p o ­ niew aż z celem, dla którego książkę swą pisał, t. j. z kom entarzem

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli będą jakiekolwiek pytania odnoszące się do rozumienia poszczególnych pojęć proszę o kontakt poprzez adres strony klasy lub na Messengera.. Dla tych, którzy

Proszę zapisać wszystkie rówania jedno pod drugim i dokładnie przyjrzęć się współczynnikom przy φ oraz stałym po prawej stronie.. W każdym przypadku po prawej stronie chcemy

Przyjrzyj się reprodukowanemu dziełu, a następnie wykonaj polecenia. – nazwę kierunku artystycznego reprezentowanego przez to dzieło. b) Podkreśl nazwiska trzech innych

a) nazwy miast, w których znajdują się katedry namalowane na obrazach, b) kierunki malarskie, które reprezentują te obrazy..

- piętro koron drzew (do 40 m wysokości), tworzoną przez w pełni dojrzałe rośliny drzewiaste (różne gatunki zależnie od zbiorowiska roślinnego, w Polsce: sosna, świerk, buk,

 relacje jeden do wiele: kolekcja referencji instancji obiektów po stronie wiele w obiekcie po stronie jeden (np. referencja do obiektu typu Team występuje w obiekcie typu

jeśli metoda klasy A została przedefiniowana w klasie- następcy B, to w ciele metod klasy B moŜna wywołać pierwotną metodę za pomocą operatora

Sporządź mapę restrykcyjną plazmidu wiedząc, że po strawieniu enzymem HindIII uzyskujemy jeden prążek o wielkości 10000 par zasad, po strawieniu enzymem BamHI uzyskujemy