Mowa
/leletonego iŁsi^dza -H
H U H N ,
k a zn o d zie i p r z y farn ym kościele
MONACHI UM,
miana na drugim publicznym posiedzeniu walnego zgromadzenia wszystkich katolickich towarzystw Niemiec
12. Września 1871.
D r u k i e m K. M i a rk i (F, Plo e h ) w K ró le w sk ie j H uci e.
<'
%
VH
^ 9 51 o
-X - ? s #
" 3 J % r
"Przedmiot, o którym dzisiejszego wieczora mówić mi zlecono, jest sprawa naukowa, t. j. sprawa o wolności nauki. Wchodząc więc w rozbiór tak ważnej rzeczy, bła
gam Boga o stosowne słowa, abym o przedmiocie, wła
śnie w dzisiajszzch czasach tak ważnym, mógł wówić tak dobitnie, aby nietylko nam korzyść z tąd wynikła, lecz aby te słowa wszystkim, którzy je tylko słyszeć albo czytać będą, dobitnie i zupełnie wyraziły, nasze myśli i nasze ży czynią.
Panowie bracia! w sprawie naukowäj katolicy nie
mal wszystkich niemieckich krajów są w opozycyi ze swemi Rządami, t. j. katolicy odtąd mają zdanie przeci
wne, odkąd Rząd w tym względzie stał się liberalnym;
podwiel zaś Rządy w tej sprawie będą liberalne, podtyle wszyscy dobrzy katolicy będą mieli prawo sprzeciwiać sią Rządom, Ichmościow królów i panów. (Głośne oklas
ki.) Potrzeba koniecznie — zacni Panowie — abyśmy zaraz na początku tój rozmowy otrwareie mówili, bo i to zupełnie na nic, w tak ważnój rzeczy niby bojaźliwie się ukrywać. Potrzeba tu mówić krótko a węzłowato, aby każdy zrozumiał, o co to idzie i czego żądamy! Jest to położenie najtrudniejsze jako tylko w życiu narodów przydać się może, kiedy nastaną prawa z któremi sumie
nie człowieka zgodzić się nie może. Panowie, taka sprzeczność dwóch powinności, czy słuchać Rządu, czy i słuchać sumienia, może nastąpić, jest to rzecz możebna, ale biada tómu, który taką sprzeczność nasuwa, bo gdzie ta jest, tam wiele grzechu! zaiste, człowiek żyjący w stó- sunkach trudnych i uciążliwych, ze wszech strón jakąś zwierzchnością otoczony, na którą wzgląd mieć musi, woli się wszystkim kłaniać aby nigdzie niezawadzić — zamiast słuchać głosu sumienia.
Kto zaś chce żyć podług sumienia, musi być ryce
rzem bez względu i bojaźni, odważnym, mężnym, niechwie- jącym się na tę ni ową stronę. Przykre więc życie w
śród takich sprzeczności. A jednak taka sprzeczność na
suwa się i nam w sprawie naukowój; dla tego też już na początku mowy wyżćj powiedziałem, że nastaną czasy najnieprzyjemniejsze czasy, w których właśnie dla kapła
nów będzie powinnością najosobliwszą, mądrze, rozsądnie z wielką miłością, szczerą sumiennością, oraz i bezwzglę
dną wytrwałością obowiązki swoje wypełniać, niedopu- szczac, aby choć jedna zasada była obaloną albo nad
werężoną 1 Przedmiot mowy mojćj podzielę na dwie części wskazując: czego w sprawie naukowój mamy się do oba
wiania? — potóm: co przeciw tym obawom mamy do czynienia?
W sprawie naukowój grozi nam to niebezpieczeń
stwo, że prędzćj czy późniój w Niemczech szkoła od ko
ścioła odpadnie, a kościół wszelki wpływ na szkoły utraci.
Myślę, że te twierdzenia potrafię na dowodach oprzeć, tak, iż wszyscy powiedzą: tak jest, to nam grozi, tego się trzeba obawiać. Iż takie niebezpieczeństwa nam grożą, poznać można najprzód z tego, co w ostatnich dziesięciu la
tach w sprawie naukowój ten i ów Rząd postanowił. Nie postępowano sobie tak, żeby wszystko naraz szkołom odebrano, bynajmniój, postępowano wolno i ostrożnie, krok w krok, aźe się dostano na ów szczyt albo raczój do owój przepaści, w którój już szkoła niema wiary chrze- ściariskićj. Przypominam tu, co pewne szkolne prawo ba
warskie przed dwiema latmi, na szczęście od posłów kraju nieprzyjęto, niejakoś w imieniu wszystkich Rządów ogła
szało tj.: „Że nauka wiary od innych przedmiotów nauki w szkołach ma być odłączona.“ — A cóż to miało zna
czyć? oto Kościół może się starać o naukę wiarę, ale do wszystkich innych przedmiotów ma się niewrażac, prze
cie wszystko jedno, czy dzieci katolickie we szkole pro- testanckiój albo żydowskiój swe nauki pobierają, gdyż pisanie czytanie rachowanie u katolików jest takie, ja k u protestantów. Cóż się w tóm ukrywa? Jeżeli nasze szkoły tylko od 8 do 9, rano — podczas nauki chrześciańskiej mają być katolickie, tedy ich niechcem-^. (Brawu.) Na
sze szkoły muszą być albo zupełnie kato liekie, albo nam nic po nich. (Brawo.) Żądając więc, aby religia od wszy
stkich innych przedmiotów naukowych była odłączona, zaczęto ze szkół wyganiać wiarę chrześciańką. Toć i my mamy tyle pojęcia, że co u katolika jest, i to i u prote-
stania, ale i to wiemy, że uczenie czytania i pisania może być katolickie, albo protestanckie, a tego przekona
nia nieprzyjaciele nasi głupiemi swemi wybiegami nam niewyperswadują. Do tego więc cela zdążał każdy Rząd i zaczynano wpływ duchowieństwa na szkoły usuwać a choćby nic więcój nie czyniono — już na tern dosyć, abyśmy wołali: „baczność, szkołom naszym grozi najwię
ksze niebezpieczeństwo!“ Nie wolno nam czekać, aby nie
przychylny nam Rząd doszedł do ostatniego celu, który jest zupełne oderwanie szkoły od kościoła!
Drugi powód do największej obawy znajduje się w tóm, że Rządy nasze są liberalne! Będąc więc liberalne, niemogę do nic innego zdążać, jak do oderwania szkoły od kościoła — to rzecz jasna. Widzimy więc liberalnośó nie jest głupia, gdyż wie, czego chce ale jćj mądrość niejest ta, o którój niegdyś Zbawiciel mówił: Dzieci tego świata w swym rodzaju mądrzejsze są, jak dzieci świa
tłości (Brawo). Rzędy nasze są liberalne, a więc dla na
szych szkół obawiamy się od nich wszelkiego złego. Może kto powie, że w Niemczech istnieje jeszcze jeden Rząd niełiberalny, k to Prusy, gdyż tam przed kilku łatmi pewien minister jeszcze był tego przekonania, że pokój i porzą
dek w kraju istnieć niemoże, jeżeli niejest oparty na fun
damentach chrześciaiiskich; panuje także w tóm kraju Król, któremu się już niekiedy szumne słowa wydarzyły.
Lecz cóż tam szumne słowa, kiedy to, co ów Rząd czyni bynajmnćj nas niezadowolnia? — Przypuśćmyż bowiem, że Rząd niejest liberalny, jakiż więc jest? czy chrześciań- ski? czy jest jeszcze jaka średnia droga między lieberalną a ehrześciańską? Tak panowie, jest jeszsze droga, nie- średnia ale trzecia, otóż: Rządy są albo liberalne — to żle dla szkół naszych albo chrseściańskie, tedy można się jeszcze czego spodziewać — albo rossyjskie — a więc bój my się ich, lękajmy się!
Trzeci powód do obawy pokazuje się w tóm, że i nauczyciele, osobliwie w Bawaryi, są liberalni. Panowie, niechcę wszystkich o liberalność posądzać, są jeszcze i pomiędzy nauczycielami tacy, którzy w terażnyeh bar z ach wiernie kościoła się trzymają, we wierze mężni i nieza
chwiani, są oni godni największego uszanowania, gdyż walczyć muszą niemało (głośne oklaski). T ak wiele jest w tóm stanie mężów czci najgodniejszych, niech im
6
Bóg zapłaci! ale podług czasopismów, podług zgromadzeń w Bawaryi i Auatryi odbytych, sądzić trzeba, że większa część nauczycieli jest liberalna. Przed kilka tygodniami czytaliśmy w pewnój gazecie szkolnćj, która jest orga
nem niemal wszystkich nauczycieli bawarskich i austry- ackich to zdanie, źe teraźniejsi nauczyciele nie mogą się zatrudniać wykładem artykułów wiary, gdyż to jest dla nich nawet rzeczą niestósowną. Siedmiu tylko nauczycieli z tem zdaniem są niezgadzało — wszyscy inni je przy
jęli za swoje. Gzy od takich nauczycieli, może się ko
ściół czego dobrego spodziewać? Może panowie i to czy
tali, co nauczyciele austryaccy na ich walnćm zgromadzeniu uchwalili, jakież tam były wybryki ? tam już głośno o tóm mówiono, źe religia ze szkoły m usi' być wydalo
na! Nie trzeb aż się lękać? słysząc takie zdania, nietrze- baż — najgorszych skutków się obawiać? Czy może je szcze ktoś myśleć, że w takich szkołach dzieci katoli
ckie na wierze nieptiniosą szkody? a Panowie na nigdy! — Moglibyśmy tu jeszcze o jednój rzeczy pomówić, z któ rój także łatwo poznać, czego się obawiać musimy. Spój rżyjmy tylko w te czasopisma liberalne, z których choć się ze zamiarami ukrywają, jednak niekiedy niemi
ła prawda, niby zając z kapusty, wyskoczył! Te gazety wszystkie skoro o szkołach mówią, już to głoszą: źe czasy ciemnoty już minęły, a czasy rozumu i myślenia na
deszły! Te słowa bardzo często słyszeć; co zaś pod ta- kiemi śmieciami się ukrywa, jest to: czas wyznawania wiary już minął — a czasy bez Boga, bez cnoty nastały!
O nędzne wybiegi: czasy wierzenia minęły, nastał czas oświaty i rozumu! My katolicy dobrze wiemy, jak można wiarę z rozumem pojednać! (Brawo!)
Gdyż więc lękać się musimy, źe dziś łub jutro szkoły nasze zostaną bez wiary, źe wpływ kościoła coraz wię- eój tamowany będzie, cóż — czy jest powinnością naszą, cóś przeciw temu czynić? — czy jesteśmy w stanie coś takowego czynić, czyliż coś czynić chcemy? — Jest to owe drugie nam przedłożone pytanie, a według mego zdania jest to dla katolickich ojców największy, nawet święty od Boga im dany obowiązek, rozmyślać, jako na te pytania odpowiedzieć, (Głośne okrzyki.)
Mówią — a słusznie — że my żyjemy w takim cza
sie, którego potrzeby znać trzeba. A więc Panowie, my
7
jako katolicy, pokaż my, że znamy stosunki i potrzeby czasów naszych; najważniejszą zaś rzeczą czasów naszych jest sprawa naukowa i wychowawcza. (Bra
wo.) Gdyby jaki poczciwy ojciec pytał się ka
płana; „Cóż mam czynić, dzieci moje należą do szkoły, która przestała być cbrześcinńską, bo w nićj nauczyciel nieuczy religii, przestał być chrzęści a- nem; dzieci uczy tego, co on sam wierzy lub niewierzy
— cóż więc mam czynić?“ — Jakąż odpowiedź damy takiemu ojcu? Rozlicznych więc wzywano środków, pi
sano grube księgi dowodząc, że nietylko Rząd ma mieć prawo starania się o wynauczenie dzieci, lecz że oraz i gmina, kościół i familia, w tój sprawie ważne mają słowo!
To wszystko prawda, lecz mnie się zdaje, że o tern ina- czój, po prostu do ludu mówić potrzeba, a lud łatwićj pojmie, o co tu chodzi. Takiemu bowiem ojcu na pyta
nie jego trzeba odpowiedzieć: Pamiętaj, że będzie trzeba umierać, wys(aw sobie ow moment, w którym staniesz przed sądem boskim. Kiedy cię więc Bóg zapyta: Czyś twoim dziatkom dał wychowanie, jakieś według sumienia i sił twoich dać był powinien — a ty Bogu odpowiesz:
nie Panie, bo pan minister w naszym kraju inaczój roz
kazać raczył — czy myślisz, że przed Bogiem się unie
winnisz? Od ciebie jako od Ojca domagać się będzie Bóg duszy dziecka twego!
Pan Bóg dał dziecię ojcu — ojcu w naj pierwszym Rządzie — nikt więc niema prawa ojcu wydzierać dzie
cię. Niech to słyszy świat cały! (Brawo!) Kiedy się więc ktoś pyta, jako sobie powinien postąpić przeciw szkole niechrześciaóskiój, mamy na to odpowiedź. Ojciec św. nasz Pius IX. w liście do pewnego biskupa przed kilku latmi w sprawie naukowćj przy końcu tak powia
da: Gdyby się ktoś gdzie podważył założyć szkoły nie- chrześciariskie, w których by dzieci chrześciańskie nie
były ćwiczone w religii i obyczajności chrześciańskićj, tedy świętą będzie powinnością katolickich ojców i kato
lickich kapłanów, ze wszystkich sił starać się o szkoły chrześciańskie, w tenczas takim ojcóm trzeba ogłaszać, że pod ciężkim grzechem dzieci swych do owych szkół po
syłać nieśmią! (Brawo!) Panowie, niech się Rządy nasze niedziwują, gdy raz wszyscy niemieccy biskupi roześlą list pasterski z tóm napomnieniem: Ojcom katolickim
pod ciężkim grzechem niewolno jest posyłać dzieci do szkół Rządowych! (Najgłośniejsze Brawo!)
Cóż czynić wypada przeciw liberalnym dążnościom na uszkodzenie szkół naszych? Czy jest jaka przeciw temu porada? I owszem Panowie, jest porada, t. j. wol
ność uczenia. Te słowo z niejakim wstydem wymawiam, dla tego, że ta porada w mojej ojczyźnie tak mało jest znana, tak mało kochana, mało szukana! Panowie, nie- chcę dziś mówić z tern co już było, lecz o tern, co bę
dzie, o przyszłości. Bo gdybym wam miał przypominać jak sobie to już ze szkołami postępowano, musiałbym wszystkie te prawa bez miłosierdzia potępić. To tylko powiem : Gdybyśmy katolicy już wtenczas byli się opie
rali, kiedy Rząd sam zajmował się uczeniem młodzieży, a szkoły niechrześciańskie jakimś bielidłem chrześciańskiem pobielał, niebyłoby nam teraz potrzeba do Rządu iść że
brać, teraz, kiedy już na jaw niepochrześciańsku chce u- czyć. Wtedy przystaliśmy na bezprawia, na które na nigdy niebyliśmy mieli się zgodzić. (Brawo.) My sami w tenczas byliśmy naszemi ciemiężycielami, a to będzie hańbą naszą na zawsze. (Brawo.)
Czegóż więc teraz trzeba się domagać? Żądamy wol
ności nauki! Lecz potrzeba, abym się z tego wprzód wytłomaczył, aby mnie nikt żle nierozumiał. My żądamy wolności nauki dla nas katolików, albo raczój nie tylko dla nas samych, lecz jeżeli chcą, i dla wszystkich innych, jednakowoż nie w ten sposób, jak gdyby kiedyś aościoł katolicki mógł powiadać: wszystkie wiary są jednakie, jedna tak dobra, ja k druga — o bynajmnićj — bo złe — niemoże mieć tego prawa co dobre, a fałsz tego prawa co prawda, — niechże się uczą dzieci żydowskie wiary żydowskiśj, protestanckie wiary protestantskiój, jeżeli chcą — ale my katolicy koniecznie tego żądać musimy, aby nasze dzieci we szkołach słyszały tylko nauki kato
lickie, albo, aby im dano szkoły katolickie. Myć wpra
wdzie przekonani jesteśmy, że tylko nasza wiara jest prawdą, którejby wszyscy ludzie trzymać się mieli — mogą nastąpić takie czasy, w których jest rzeczą nie
podobną, aby wszyscy ludzie jedną drogą postępo
wali. W tenczas wolno nam wybierać, co z dwóch złych jest mniejsze złe — a więc zamiast żądać — niech się wszyscy ludzie uczą katolickiej wiary — co teraz wła
śnie jest nie do wykonania, żądamy tylko: niech nasze
dzieci mają wolność uczyć sie naszej w iary! albo niech każdy uczy się swojćj wiary! (Brawo) Kiedy przed kil
kanaście latmi najprzód we Francyi wszczęła się kwestya o wolności szkół, rzekł pewien biskup Francuzki: Nie myślcie, że my tylko dla siebie czegoś się domagamy, zo
stawcie wy sobie wasze szkoły wyższe z wszelkicmi ich zaszczytami, prawami i dogodnościami, zostawcie sobie _ dozor nad wszystkiemi szkołami, i nawet nad naszemi, ale to wasze zwierzchnictwo niech się tylko spełnia w obrębie prawa naturalnego, konstytucyjnego, a my będzie-
| my kontencil (Brawo.)
Tćj więc wolności szkolnćj, albo naukowój, my, do
magać się musimy najprzód, jako jedynój ulgi i pomocy,
|! która teraz stać się nam może, inaczćj bowiem z tegoż węwozu nie wyjdziemy. Uważajmyż proszę! Podwiel szko
ły niechrześciańskie istnieć będą, katolicy nie ustąpią ani cicho być nie mogą- Gdyby nastały szkoły farne — wtenczas liberalni niebędą spokojni, będzie walka nieu-
|: stamm, próbowanie, doświadczanie ustawiczne. Gdyby nam się poszczęściło, choć aby małą większością głosów I osadzić ministrów nam sprzyjających, tak nazwanych ul-
1
tramontalnych, możno we szkołach dałby się aby nieco I poczuć wpływ chrześcianizmu, ale gdy za kilka lat nastaną ministrowie liberalni, cała sprawa szkolna będzie odmieniona, nastaną nowe szkolne porządki, nowe książki itd., a dzieci nasze już z przyczyny tych nieustan- I nych odmian zaginą na duszy. (Brawo) Takiego nie-
I
skończonego próbowania cierpieć niemożna, musi nastąpić coś stałego, aby dzieci nasze nie poniosły szkody.
| Niech katolicy budują sobie szkoły katolickie, a wy so
bie budujcie jakie chcecie — dla mnie i niechrześciań-
? skie — będzie potóm uczono na wyścigi, a zobaczemy, które szkoły będą najlepsze, do których najwięcćj dzieci będzie uczęszczać. (Brawo.)
Tćj zaś wolności naukowój nieżądamy jako jedne
go, lecz powtóre — jako najlepszego środku, którego teraz do wybawienia z naszój biedy użyć można! Wierz
cie panowie, że nasze szkoły gymnazyalne i realne czę
sto dla tego nie bardzo słyną, że nie mają wspólu- biegaczy! (brawo.) Niechajźe jest wolność i w tej spra
wie, jaka jest we wszystkich innych obrębach.
Wszędzie jest wolność, nawet i rzemiosłom daliś
cie wolność — a cóż, że właśnie w rzeczy najszczytnićj-
szdj tój wolności daó niechcecie, wy jesteście z sobą sa- memi w sprzeczności. — Dajcie i duchom wolność, niech walczą, niech bojują z sobą — a zobaczycie, jak wszy
stko pójdzie w górę: (głośne oklaski.) Po trzecie, żądać musimy tój wolności naukowśj dla tego, że rewolucya i socyalizm jej się sprzeciwiają. Któż to pierwszą wymy
ślił — że tylko rząd krajowy ma się starać o wychowa - wanie dzieci? Ktoż w czasach francuzkiej Rzeczpospo- litój jeden z owych przewodnisiow zapiał: że dzieci naj
przód należą krajowi a potóm dopiero rodzicom. Tam z tąd więc to kukaweze jajo! (Brawo.) Pod wiele tylko szkoły nasze trzymać będzie w swoich objęciach — pod tyle grozić nam będą rewolucye i socyalizm. (Głośne o- krzyki.) Panowie, dla czegóż to terażnićjsze stany i Rzą
dy sprzeciwiają, się tym, którzy uczą, że wszystko wszy
stkim należy, że żaden nie śmie posiadać coś własnego, gdyż przeto niby okrada wszystkich innych! Wszak Rządy pod względem nauk, tak samo sobie postępują! — Im więcćj rząd się stara o dobro powszechne a nio o dobro jednego człowieka — tym szczęśliwszy kraj — im zaś więcćj stara się Rząd o jednego, podczas kiedy do
bro publiczne ponosi szkodę — tern gorszej się ludzie mają. Cóż to jest komunismus i socyalismus? — Ko- munismus uczy, że wszystkim należy, a socyalizm, że wszyscy ludzie sobie równi. Dobrze równajcież wszyst
kich, ale budujcie razem i więzienia. (Oklaski i głośne Brawo.) Panowie, podobno jeszcze tego dożyjemy, że Rząd dzieci od piersi matek odrywać a do domów wy- chowczych zanosić będzie, co już podczas francuzkiój rewolucyi wymyślono i ogłoazano. Te czasy już się wra
cają! Nastawają szkoły dla niemowląt, ogrody dla dzia
tek, szkoły wyższe dla panienek itd. aby, Boże broń, dziecko nienależało rodzicom, a wszystkie te zakłady wy
chowawcze, któremi Rząd się opiekuje, zaraził duch libe
ralny. Cóż się wykluje? Rewolucya i socyalizm. A na to ludzie patrzą z ukontentowaniem, równają się niewol
nikom, kajdany swe miłującym! Ale cóż mówić o tern, kiedy się tacy, którzy nas ani nie rozumią, ani nie wie
dzą, że takiemj kajdanami są skrępowani, (brawo.) Mo
żna by jeszcze wiele wyliczyć dowodów, jasno wskazujących, że niema innego ratunku dla szkół na
szych jak wolność nauki. Ale dosyć na tćm, jeżeli tój
11
wolności dostąpiemy — pomogliśmy sobie; jeżeli nie, te
dy bardzo źle z nami,
Pano wie, któżto będzie przeciwnikiem naszym w tym boju o wolność naukową? Takich będzie wiele, Będziem najprzód mieli przeciwników wśród nas samych, Aleć już powiedziałem, że już za nadto przywykliśmy do ta
kiego Rządu, "który się'o najmniejszą drobnostkę stara — myśmy się rodzili i uchowali w czasach, w których już pono wolności prawdziwój ani ineznamy! U nas podobno już tak, jak w Austryi, w którćj obywatele nic już nie czynią, Rząd się dla nich o wszystko stara, tak dalece, że tamtejsze przysłowie mówi — kiedy deszcz pada, to Rząd temu winien. (Śmiech.) Musimy się więc starać, abyś
my się z tego snu ocucili, musimy lud nasz uczyć, że każdy człowiek ma prawo do wolności, że mu jćj Pan Bóg udzielił, że duch potrzebuje wolności, a że wycho
wanie dzieci na zasadach niechrześciahakich jest gwałce
niem, deptaniem wolności ludzkiej (Brawo), dalój będzie przeciwnikiem naszym większa część ludzi osadzonych na urzędach. Panowie, wielkie uszanowanie okazujmy tym urzędnikom, którzy w terażnich przykryeh czasach powin
ności względem wiary wypełniają. Ale bądźcie pewni, gdzie idzie o to, aby z miłości ku Bogu i bliźnim, albo dla dobra kościoła jakich spraw albo wolności bronić, tedy większą częścią ci Panowie będą przeciwnicy nasi, nietylko dla tego, iżby z przyczyny głosowania dla nas w urzędach swych się nie utrzymali, byłyby to bowiem względy podłe, lecz osobliwie di a tego, iż to sprzeciwia
nie się nam mają za świętą powinność! We wszystkich bowiem książkach, z których młodzież nasza na Uniwer- zytetach uczy prawa, zaraz na pierwszy strome jest na
pisano: Rząd krajowy jest źródłem wszelkiego prawa — jego to rzecz, każdemu wyznaczać ilość i wielkość tych praw, których używać może lub nie. Ale to rzecz bardzo sękata! Że w kraju, albo w jakiójkolwiek spółeczności, w jakimś towarzystwie, pojedynczy musi iść za wólą więk
szości głosów, że swoje własne życzenia musi, chcąc nie chcąc, zastosować do życzeń całkości — to prawda, ale zaś uczyć: krajowy Rząd może prawami szafować i pra
wa rozdawać jak chce, to nieprawda! Kiedy więc w na
szych prawników już od młodości takie zdania i zasady wpojono, więc oni zawsze będą przeciwnicy nasi, chyba
12
by ich pojęcie chrześciaóskie albo zdrowy rozum z tego omamienia wyzwolił. Kiedy więc cały stan (prawników) tak był uczony, źe Rząd krajowy jest niejakoś najwyż
szą instancyą, że tylko to prawda, tylko to prawo co Rząd u- atanowił, i którego on ludziom podług swego zdania udziela, toć to naszćj sprawie nie może być pożyteczne — ci więc panowie będą przeciwnicy nasi; żal nam, że tak jest, ale co trzeba, to powiedzieć. Ile my od nich wystoimy, o tćm niejeden z nas miałby wiele do opowiadania. Ileż to razy tak, m ały Panek wszechwładny monarcha, który całe życie swoje o nic się nie stara, ja k tylko o swe księ
gi prawnicze, który nie jest w stanie w myśleć cóś o wieczności, nawet ani o wieczność się nietroszczy — ileż to razy taki Mośćpan królik niejednego gorliwego kapła
na za to oskarżył i jako burzyciela pokoju osądził, że się ten upoważnił jakąś więczną prawdę ogłaszać. Ile razy my kapłani coś o wolności mówimy, już to tacy urzęd
nicy pogrożają, a oskarżając niby to ku zwierzchności powiadają — że wszystko złe od nas pochodzi! Niechże sobie tam tak mówią, takich przeciwników się nielękamy.
Dalój przeciwnikiem naszćm jest dziennikarstwo, choć trudno pojąć, dla czego nas zaczepia, gdy szukamy wol
ności! Wszak ci panowie pisarze też o wolności piszą, o wolności mówią, o wolności marzą! Szkoda, źe pomiędzy temiż pisarzami i wydawcami liberalnych i niby to ludo
wi służących czasopism bardzo mało jest ludzi sumiennych;
oni inaczćj piszą a inaczój myślą. Niechno kto z nas coś szlachetnego powie, coś najpiękniejszego radzi, niech święte zasady podawa — oni to wszystko przewrócą, na złe tłomaczą. Ale nie bójmy ich się, bo oni piszą — ma to być zdanie powszechne całego kraju — aleć oni odbierają za to zapłatę!
A jednak, choć tyle mamy nieprzyjaciel!, jednak- bym radził; walczmy i bojujmy, aże zwyciężymy; bo to jedyny środek, którym sobie pomódz możemy! Wiemci ja, źe jutro albo pojutru będą gazety krzyczały: Ci ludzie mówią o wolności, a wolność potępiają — o wolności piszą, a sylabus papiezki ją przeklął 1 — będą rzeczy plótły, których ani nierozumią. Niechże więc plotą! my wiemy czego chcemy, wiemy co wolność, wiemy że niema wolności nieograniczonej, niema wolności bez prawa. W roku 1848 bawarski król, wstępując na tron te słowa u*
13
roczyśoie jako prawidło panowania swego ogłosił: wolność według prawa! Panowie niech te słowa są także godłem naszćm. Król ów o którym świat przynajmnićj powiedzieć może, źe by! dobrej chęci — wiedział, że niema wolności bez prawa. — Ale czy prawa mogą być biz wolności?
Spojrzyjmy na Francyę! Tam przed kilkanaście latmi o wolności nauk boj zacięty się toczył! Stał tam sławny La
korder przed kratkami, oskarżony, że w jakimś piśmie Rząd krajowy miał nazwać cięmiężycielem katolików.
Broniąc się przyznał Lakorder, żo wymówił jakiś słówko drażliwe ale dodał: Prawa są święte a kapłan przedewszy- stkim zobowiązany jest, te prawa czcić i lud tój czciuezyć.W Grecy! znajduje się grób, w którym 300 rycerzy spoczywa, a na nim napis: Człowiecze śpiesz do Spar ty a powiedz, że tu polegliśmy, posłuszni prawom krajowym! Ale ja, mówi Lakorder, ja bym za prawa mego kraju nieumierał?
byłoby to bowiem: ehańbie i prawdzie razem się kłaniać, gdyż tak dziwne mamy prawa! Panowie i my jesteśmy tego zdania: Gdyby ktoś ustanowił prawa, zabijające wol
ność, zakazujące kościołowi powinności swe czynić, tedy i my powiemy: Za takie prawa niechcę umierać, ale i żyć z nimi niechcę, lecz walcząc przeciw nim podwiel mi tchu staje! Teraz pomyślmyż i obroni, której w tój walce użyć chcemy. Pierwsza broń bez wątpienia jest modli
twa, ale walczmy oraz i w gazetach, walczmy w publi
cznych zgromadzeniach, wykładajmy sprawę naukową lu
dowi, brońmy jój pomiędzy wiernymi i niewiernymi, mówmy o mój gdzie i kiedykolwiek do tego sposobność mamy!
Lecz jeszcze coś: Same słowa niepomogą, to i hrabia Monlatamber w pewnem zgromadzaniu katolików powie
dział: „Pocóż tyle gadania? stawmy się raczej wszyscy, kiedy będzie obieranie posłów — wtenczas coś dokażemy!1*
Panowie, najlepsza najskuteczniejsza broń nasza jest o- bieranie posłów. Poślijmy do sejmu mężów katolickich a Rząd nas nigdy zaczepiać niebędzie! A jeżeli lud ka
tolicki nie jest w stanie, obierać zawsze katolickich po
słów — tedy wszystko daremno — niema pomocy! Więc stojmyż mężnie w obronie naszej, zaprowadzajmy katoli
ckie zgromadzenia, uczęśćzajmy nanie, skupiajmy, połączaj- my ludzi z ludźmi, abyśmy byli mocni w dniu obierania bo wszystko inne mało warto; słowem proszę Panowie, osobliwie wy Wielebni Współbracia, proszę i zaprzysię-
gasn was, abyście mianowicie teraz mężnie bronili wol
ności. Kapłan wie co znaczy wolność, w świętóm jćj . znączeniu, jaką nam P. Bóg dal, jakiój nas kościół uczy, nam rozum podaje, która jest nieokupioną własno- , scią każdego człowieka, choćby się we więzieniu urc- ilził, Napoleon I. mówił niegdyś do urzędników swoich:
Gadajcie jak najwięcidj ludziom o wolności, lecz im jej dać
■niemusicie. Tak też i u nas wszyscy mówią o wolności a odbierąją nam jednę po drugiej, aż nam nic niezostanie!
Aleć wolność ta, o którdj już katechizm mówi — należy do owych nieocenionych własności człowieka, których ani grzech pierworodny nie odebrał. O tćj wolności mów
my, tej nauczajmy, powiadajmy ludziom, że bez tdj wol
ności człowiek nie jest człowiekiem (oklaski). Wyźój wspomnione słowa Lakoi’dera, któremi on duchowieństwu Francyi zarzuty czynił — trzebaby ciągle powtarzać: Ka
płan najśliczniejszą ozdobę swą sam zaprzedał, odkąd jako mąż boży przestał być mężem wolności! Panowie niechaj byście i wy nigdy na takie zarzuty niezasłużyłi (powtór
nie oklaski, okrzyki i brawo).
i':
s f ' # t * m
B ib l io t e k a Ś lą s k a w Katowicach Id : 0030000758581
I 32484
Q:" i ;
- r , p
: > i
, , T . 3
“C
- ° i
s
i # .w