Andrzej Ksenicz Zielona Góra
Karpaty w twórczoci Bohdana Ihora Antonycza i Jerzego Harasymowicza
Miejsce urodzenia cz³owieka, a tym bardziej twórcy, staje siê dla niego w okrelonym momencie punktem odniesienia, uwiêconym toponimem, swo- istym sacrum, a czêsto tak¿e utracon¹ arkadi¹. Czy dla ka¿dego? zapewne nie, ale dla zdecydowanej wiêkszoci ludzi, którzy miejsce takie z ró¿nych powodów opucili, bez w¹tpienia tak. Doæ przywo³aæ naszych wieszczów, Adama Mickie- wicza i Juliusza S³owackiego czy jeszcze Tarasa Szewczenkê, by wskazaæ tych najznamienitszych S³owian. Jak ogromnym ³adunkiem têsknoty i ¿alu przepe³nione s¹ utwory i wspomnienia wielu twórców z ró¿nych epok i fal emigracji czy to polskiej, czy rosyjskiej nie ma potrzeby przekonywaæ.
Je¿eli dodatkowo na ten fakt nak³ada siê jeszcze co, co mo¿na nazwaæ literackoci¹ miejsca, to uzyskuje ono dodatkowy komponent podnosz¹cy jego rangê. W naszym wypadku mo¿emy na pewno mówiæ o poetyckim statusie Kar- pat w odniesieniu do twórczoci Jerzego Harasymowicza, natomiast Bohdan Ihor Antonycz ze swoimi zielonymi Beskidami zdecydowanie bli¿szy jest temu widze- niu i tej tradycji, jakie wytworzyli mieszkañcy gór w granicach wyznaczonych z jednej strony Popradem, a z drugiej Sanem1. Bez takiego nieco bardziej kon- kretnego wpisania obu poetów w topografiê Karpat analiza ich wierszy bêdzie utrudniona. Dla Harasymowicza bowiem s¹ one o wiele bardziej rozleg³e obej- muj¹ obszar gdzie od Huculszczyzny do Mochnaczki czy Muszyny, a zatem okolic, które sta³y mu siê bliskie z racji tzw. dowiadczeñ ¿yciowych i wyboru dokonanego przez dojrza³ego cz³owieka i poetê.
Ogl¹du takiego obiektu, jakim s¹ góry w ¿yciu cz³owieka, grupy czy narodu, mo¿na byæ dokonaæ w kilku aspektach. Podstawowy zdaje siê byæ ten, kiedy uznajemy je za miejsce trwania, tworzenia piêkna w postaci materialnej i ducho- wej, a tak¿e obszar wpisany w historiê i kulturê w wymiarze grupowym czy narodowym. Obaj mistrzowie s³owa zajmuj¹ w tej kwestii pozycjê wyj¹tkow¹,
1 Zob. m.in. J. A. Choroszy, Huculszczyzna w literaturze polskiej, Wroc³aw 1991.
tworzyli bowiem w krêgu pañstwowoci polskiej i kultury silniejszego s¹siada, maj¹c za sob¹ tradycjê wyniesion¹ z domu rodzinnego i najbli¿szego im krêgu.
Nie by³y to wcale odmienne obszary kulturowe, bo s³owiañskie przecie¿, ale ten poznawany jako pierwszy, na pewno przez Antonycza, ukszta³towany zosta³ w duchu tzw. rytu wschodniego.
To, co bêdê próbowa³ zrobiæ, wczytuj¹c siê w poezjê obu autorów, biec bêdzie równolegle, czasami bardzo blisko, zachodz¹c wrêcz na siebie tak w sferze kreacji, ogl¹du czy te¿ sposobu metaforyzacji wiata przedstawionego. Znacz¹c¹ przeszkod¹ ku temu, by zbli¿enie to by³o mo¿liwie najwiêksze, jest moment temporalny, jako ¿e dziel¹ poetów dwa, a nawet trzy dziesiêciolecia. Je¿eli bo- wiem Antonycz zakoñczy³ swe wêdrowanie po Beskidach w roku 1938, to dla Harasymowicza by³ to pocz¹tek poznawania gór, po³onin i lasów na wschodnim
³uku Karpat. Mieli zatem autorzy ³agodnych liryków ¿e sparafrazujê znane okrelenie odnosz¹ce siê do wierszy autora Zielnika zupe³nie odmienne obrazy przed oczami. Karpaty, w ich czêci zwanej Beskidem S¹deckim, Niskim i Wschodnim, by³y w czasach Antonycza miejscem, gdzie rozbrzmiewa³a ruska mowa, jak j¹ wtedy okrelano, s³ychaæ by³o cerkiewne piewy, a doliny pe³ne by³y wiosek i ludzi. W po³owie lat 50. ubieg³ego wieku, kiedy penetrowaæ zacz¹³ je poetycko i turystycznie Harasymowicz, zasta³ tam opuszczone i spalone wsie, zdewastowane i zbezczeszczone cmentarze i cerkwie, w których, jak pisa³ on w tomiku Wierszy beskidzkich: Nie ma kto piewem ruskim wiêtych napoiæ2. Swoje wêdrowanie po Beskidach koñczy Harasymowicz w okolicach wspomnia- nych ju¿ Mochnaczki i Muszyny, które sta³y siê dla niego odskoczni¹ od wielko- miejskiego gwaru Krakowa. Miejscowoci te przetrwa³y dziejowe po¿ogi dziêki temu, i¿ znajdowa³y siê na pograniczu obu etnosów.
Je¿eli zaczniemy od Antonycza, co narzuca chronologia, to wypadnie nam odnotowaæ, i¿ identyfikowa³ siê on z ludmi, jacy zasiedlali zielone doliny Karpat.
Czujemy to w dziesi¹tkach wierszy poety, w jego elegiach, jak lubi³ nazywaæ swoje utwory, w których powraca³ zwykle do dzieciñstwa i wczesnej m³odoci.
W Elegii o piewnych drzwiach (ªëåã³ÿ ïðî ñï³âó÷³ äâåð³, 1934) powiada tak:
Ñï³âó÷³ äâåð³, ñèâèé ÿâ³ð, Ñòàðèé, ìàëüîâàíèé ïîð³ã.
Òàê çàëèøèëèñÿ â óÿⳠ̳ñöÿ äèòÿ÷èõ äí³â ìî¿õ.
[...]
Íà êè÷åðàõ ñèâàñò³ òðàâè,
2 J. Harasymowicz, Wiersze beskidzkie, Warszawa 1986, s. 12.
×åðëåíèé êàì³íü ó ð³ö³.
Ñìîëèñòà í³÷ ³ äåíü ñìóãëÿâèé, Íåìîâ öèãàíêà íà ëèö³.
[...]
Íà ñõèë³ ã³ð, íåíà÷å ëàòà, Ïðèøèòå äî ë³ñ³â ñåëî3.
W innych wierszach, takich jak Autobiografia (Àâòîá³îãðàô³ÿ, 1931) czy Zielona elegia (Çåëåíà ºëåã³ÿ, 1931) powraca obraz bliskich sercu miejsc, oraz spêdzonych tam dni, przy czym, co charakterystyczne, nazywa siebie wtedy Antonycz poet¹-poganinem:
 ãîðàõ, äå áëèæå ñîíöÿ, ïåðøèé ðàç
ïðèãëÿíóâñÿ íåáó, òîä³ ùîñü äèâíå é íåçíaíå ïðîáóäèëîñÿ â ìåí³
³ ï³äíåñëàñÿ ãîëîâà, ³ ñëîâà ïðèéøëè äî óñò çåëåí³. [...]
Ìî¿ ï³ñí³ íàä ð³êîþ ÷àñó êàëèíîâèé ì³ñò, ß çàêîõàíèé â æèòò³ ïîãàíèí. (s. 93)
Pada tu zapewne jedna z najwa¿niejszych deklaracji poety, której pozosta³ on wierny ca³e swoje tak krótkie ¿ycie, a mianowicie, ¿e kocha on ten dar, jaki otrzyma³ o Natury i od Boga, pozostaj¹c zawsze ch³opcem ze s³oñcem w kiesze- ni. Odnotujmy jeszcze tylko, ¿e nie zawsze to, co maluje poeta s³owem, jest piêkne, ale dotyczy zwykle bardzo skromnego czy wrêcz biednego bytowania mieszkañców Beskidów, one same natomiast, z zieleni¹ lasów, szumem potoków, sk¹pane w s³oñcu s¹ piêkne, zaczarowane, tajemnicze. W cytowanej ju¿ Elegii o piewnych drzwiach, jak nieprzyjemny zgrzyt pojawia siê wród obrazów szczêliwego dzieciñstwa wspomnienie o tej ziemi, która ledwo mog³a wykarmiæ swoich gospodarzy:
ϳä ñèâèì íåáîì ðîçñòåëèëàñü çåìëÿ â³âñà òà ÿë³âöþ.
Ñêîðáîòà ìîõîì îïîâèëà çàäóìàíó êðà¿íó öþ.
ßê ñèìâîë çëèäí³â âèðîñòຠÃîëîäíå ç³ëëÿ ëîáîäà.
³äâ³÷íå íåáî ³ áåçêðàº,
â³äâ³÷íà ëåìê³âñüêà íóæäà. (s. 99)
3 Á. ². Àíòîíè÷, Ïîå糿, Êè¿â 1989, s. 96 (kolejne cytaty wg tego wydania w tekcie z poda- niem strony).
Je¿eli chodzi o Harasymowicza, to jego poczucie wspólnoty z górami i jej mieszkañcami nie jest tak jednoznaczne i bezporednie, chocia¿ deklaratywnie rzecz wygl¹da doæ skonkretyzowanie. Poeta powiada bowiem: Czemu moje wiersze mieszkaj¹ w górach? To znaczy przede wszystkim moja liryka wywodzi siê z gór. Czemu? Czy ja wiem? Mo¿e dlatego, ¿e du¿a czêæ mego ¿ycia w gó- rach pozosta³a. Tego ¿ycia lepsze i te najbardziej dramatyczne wydarzenia. Karpa- ty to by³ i rzeczywicie pozosta³ mój pokój do pracy, mój dom. Swoich korzeni szuka poeta gdzie dalej, poza Bieszczadami: Gdzie tam, gdzie s¹ szczyty Para- ski, Popadii, Sywuli. Bo stamt¹d zesz³o z gór w doliny moje nazwisko. [...] Piszê na dwie rêce. Dwoma liciastymi piórami. [...] Moje skrzyd³a s¹ prawdziwe, zwyk³e. Mój wiersz naprawdê kr¹¿y nad ³emkowsk¹ wiosk¹. [...] Na stole mam lichtarz cerkiewny, lecz piszê po polsku4.
Byæ mo¿e w naszej rzeczywistoci lat 60.80. XX wieku nawet takie samo- okrelenie nie pozwala³o twórcy dochowaæ wiernoci danemu s³owu, ale o tym mówiæ nie bêdziemy. Kwestia ta wykracza poza ramy niniejszego artyku³u i wy- maga siêgniêcia do archiwum poety. Spróbujmy natomiast znaleæ w jego wier- szach tematyczn¹ i rodzajowo-metaforyczn¹ bliskoæ z Antonyczem. Ma bowiem Harasymowicz swój Dom w górach, ale jaki:
Chmur gonne brzozy nie¿ne Gospodarz zgina jednym wierszem I pêdzi nad chmurami koñ
I w siodle dwiga z gromów dom5.
Gdyby go nieco bardziej zmaterializowaæ, to mog³oby to byæ miejsce np.
w Mochnaczce. W zbiorku Wiersze mi³osne po próbie napisania konterfektu ukochanej w czternastu ods³onach pójdzie z ni¹ do tego miejsca dziesiêæ razy!
Musia³o to byæ dawno, poniewa¿ poeta pamiêta, ¿e zdjê³a wtedy dla niego z sie- bie bez s³owa/ dwudziestoletni dzieñ6. Jego dom, miejsce wybrane, ma rysy metaforyczne, tak jak oczy dziewczyny ze wspomnianego konterfektu, w których widzi on odbite dwie cerkwie/ pe³ne ³ez7.
W zbiorku Zielnik z 1972 roku, a wiêc z okresu, kiedy Harasymowicz by³ ju¿
uznanym poet¹, promowanym przez takiego mentora i mecenasa jak Kazimierz Wyka (zastanowiæ by siê mo¿na tylko, czy by³ to dla Harasymowicza zawsze kto
4 J. Harasymowicz, Ca³a góra barwinków, Kraków 1983, s. 5.
5 Ibidem, s. 8.
6 J. Harasymowicz, Wiersze mi³osne, Kraków 1979, s. 73.
7 Ibidem, s. 72.
w najlepszym tego s³owa znaczeniu) znalaz³ siê tylko wiersz Rodowód i Pascha Chrysta. Poemat wielkanocny, które wydaj¹ siê byæ deklaratywne, choæ niezupe³nie wprost. Ten pierwszy jest po prostu przypomnieniem, przywo³aniem przodków:
Po pradziadach mam Po babce Niemce tr¹by sk³onnoci dête gramatyczne rymy Po dziadku Rusinie ikony w kadzide³ dymie zdolnoæ diaka skryby Po matce Tatarce nieokie³znanoæ ¿ycia
wist uczuæ sumienie czarne Jestem sto³em
zapisanym ju¿ dawniej8.
Natomiast w Poemacie wielkanocnym mamy zanurzenie w ruskoci narzuco- nej przez tradycjê, religiê, miejsce trwania na ziemi. W zawartoci faktograficznej poemat jest niezwykle bogaty i wstrz¹saj¹cy, co mo¿emy tylko zaanonsowaæ, zwracaj¹c przy tym uwagê na fakt, i¿ poeta odnosi siê w nim do tragicznych wydarzeñ, których nie do¿y³ Antonycz. Harasymowicz jest rozdarty i czuje siê ograniczony:
Praca moja jest wyklêta S³upem siê wzbija ze sto³u dym Na dwoje wró¿y pisz¹ca rêka Nie wie co domem nazwaæ swym9.
Ci¹¿y nad poet¹ ruska chor¹giew nazwiska, któr¹ otrzyma³ po dziadku on te¿ jest g³ówn¹ postaci¹ poematu. Ani s³owem Harasymowicz nie wspomina tu swego ojca, co dodatkowo uzasadnia poczynion¹ wy¿ej uwagê o ci¹¿¹cych uwa- runkowaniach.
Historia, jaka przetoczy³a siê przez te góry, zbli¿a obu twórców, ale dla Antonycza zamyka siê wczeniej na roku jego mierci, dlatego te¿ odnajdujemy
8 J. Harasymowicz, Zielnik, Kraków 1972, s. 45.
9 Ibidem, s. 99.
u niego pog³osy dzia³añ opryszków-zbójników, konfederatów czy echo I wojny
wiatowej. Harasymowicz jest o wiele rozleglejszy w swoim ogl¹dzie materii historycznej, poniewa¿ nawi¹zuje do pierwszych w³adców Rusi i koñczy na wyda- rzeniach II wojny wiatowej oraz powojniu. By³ on wiadkiem tego, czego nie do¿y³ autor Zielonej Ewangelii. Ten w¹tek rozwa¿añ przerwiemy w tym miejscu, odnotowuj¹c tylko, ¿e nie spe³ni³o siê jego przekonanie o wiecznym trwaniu ziomków w tych górach:
Ðîêî÷óòü â³éíè ³ ìèíàþòü, çì³íÿþòüñÿ âîëîäàð³,
ë³òà ïëèâóòü, ìîâ ã³ðñüê³ âîäè,
³ ïðî îïðèøê³â äîù îñ³íí³é âæå ò³ëüêè ñïîìèíè âèâîäèòü.
×èìàëî áóð òàê ïðîãóëî, Ëèø òè îäíàêå é íåçì³ííå, äàëåêå ëåìê³âñüêå ñåëî. (s. 99)
Wydarzenia historyczne, burze, których tyle przegrzmia³o, zajmuj¹ u Hara- symowicza niepomiernie wiêcej miejsca. Wp³yn¹³ na to zapewne dodatkowo prze- kaz rodzinny. Je¿eli chodzi o mieszkañców gór, to wydarzenia te, np. czasy konfederacji, zawa¿y³y na kszta³towaniu ich wiadomoci. Poczuli oni wtedy sw¹ odrêbnoæ jêzykow¹ i kulturow¹. Dla poety natomiast tamte wydarzenia maj¹ posmak koñca z³otego wieku, upadku naszej wielkoci:
Gdy tymczasem kilka koni Trochê wozów z polskim s³owem Parska wolnoæ i co wioz¹ Rêce zgni³e i koronê
I potrójnie ¿egna siê Mochnaczka Kogo w saniach wióz³ Pu³awka Co za zw³oki na tej s³omie Jak ogromne i w koronie10.
Tak tragicznych obrazów z historii nie znajdujemy u Antonycza. Dla niego minione wieki to swego rodzaju punkt odniesienia i sfera milczenia, zapewne bolesna, dlatego ¿ywo reaguje on na wydarzenia bie¿¹ce, np. wojnê w Hiszpanii w wierszu S³owo o Alkazarze (Ñëîâî ïðî Àëüêàçàð, 1936).
10 J. Harasymowicz, Wiersze beskidzkie..., s. 20.
Jak bliscy, a zarazem odmienni s¹ obaj piewcy Karpat, najlepiej mo¿e widaæ na przyk³adzie prezentacji mieszkañców gór. Antonycz czuje siê jednym z nich.
W przywo³ywanej ju¿ Elegii o piewnych drzwiach widzimy to w obrazie domu, cerkwi, ludzi, obyczajach i tradycji, w tañcach, piewie i wierzeniach. Jak silne jest to poczucie wiêzi, niech wiadczy fakt, ¿e w roku 1934 poeta wydaje jedno- znacznie autobiograficzny tomik Trzy piercienie (Òðè ïåðñòåí³), w którym zna- laz³y siê najwspanialsze beskidzkie liryki, takie jak Do wiosny (Äî âåñíè), Wie
(Ñåëî), Bo¿e Narodzenie (гçäâî) czy Kolêda (Êîëÿäà). W trzecim z nich poeta cieszy siê z narodzin Jezusa, a w Kolêdzie maluje sanie, w jakich po tych górach jedzie Jasna Pani:
Õîäèòü ñîíöå ó êðèñàí³ ñïèòü ñëîâÿíñüêåº Äèòÿ.
¯äóòü ñàí³, ïëà÷å Ïàí³,
ñí³ãîì ñòåëèòüñÿ æèòòÿ. (s. 120)
Tak bêdzie w wielu innych wierszach, m.in. w Czeremchach (×åðåìõè):
Ìîÿ êðà¿íî âåðõîâèííà ͳ, íå çàáóòü òâî¿õ ÷åðåìõ, Êîëè íàä íèìè ì³ñÿöü ëèíå ³âñÿíèì êàëà÷åì! (s. 177)
Postawa Harasymowicza jest wyranie odmienna, poniewa¿ wpisuje siê on w karpacki pejza¿ nie sam niejako, a poprzez swoich przodków. Poeta jest w tym wierszowaniu ogromnie ¿yczliwie nastawiony do beskidzkiego ludu i dlatego z ta- kim ¿alem, przejêciem, a nawet gniewem mówi o dziadkowych braciach Rusi- nach. Przywo³anie tu nawet drobnej czêci wierszy, w których brzmi¹ echa pie- wów, tañców, obyczajów i piêkna tych gór nie jest mo¿liwe. Tomik Wierszy beskidzkich otwiera, jak siê wydaje, swoista autoprezentacja poety:
W górach jest wszystko co kocham Wszystkie wiersze s¹ w bukach Zawsze kiedy tam wracam Bior¹ mnie klony za wnuka11.
Powroty poety w góry to sta³y i zapewne najczêstszy motyw jego wierszy.
Podobnie powraca tam Antonycz. Bez obawy o pomy³kê mo¿na powiedzieæ, i¿
11 Ibidem, s. 5.
Harasymowiczowe przekonanie: ¯e jedna jest tylko m¹droæ/ Dzie³o zdjête z gór12 wspólne jest dla obu twórców. W postrzeganiu wiata, jego piêkna i brzy- doty, s¹ oni wyczuleni na zmiennoæ i barwy. Buduj¹ jedn¹ wielk¹ metaforê
wiata przedstawionego. ¯aden obraz nie powstaje bez odwo³ania siê do wyobra- ni tak poety-nadawcy, jak i czytelnika-odbiorcy. To podobieñstwo poetyckiej wizji ka¿e zastanowiæ siê nad praród³em tej nieokie³znanej obrazowoci. Niew¹tpliwie wyp³ywa ono z zas³uchania siê w tradycjê miejscowego folkloru, a w przypadku Harasymowicza mo¿e prowadziæ do zbiorków Antonycza wydanych przed wojn¹ we Lwowie, co wymaga jeszcze potwierdzenia.
Odnotowalimy ju¿, ¿e wiat widziany przez autora Zielonej Ewangelii zosta³ zburzony przez wichry historii, ale Harasymowicz zdaje siê temu przeczyæ, wska- zuj¹c na przyk³ady odradzaj¹cego siê ¿ycia w cyklu wierszy o takich miejscach, jak Bortne czy Bielanka:
Gospodyni wysz³a przed dom
zwo³uje kaczeñce z ³¹k sypie wiat³o
Gospodarz buduje wóz pojedzie po siano
na drug¹ stronê nieba [...]13
Dzieje siê tak dlatego, ¿e wracaj¹ ludzie i ptaki:
Powietrze ca³e na bia³o
Bortne
pod ró¿nie wygiêtymi kopu³ami
Stolica £emków i jaskó³ek
które te¿ wróci³y14.
I ju¿ na koniec zaanonsujê jeden tylko jeszcze, mo¿e najbardziej niezwyk³y, a zarazem artystycznie najbardziej oryginalny motyw zbli¿aj¹cy twórców, a mia- nowicie sposób tworzenia iluzji wiata przedstawionego, który staje jedn¹ wielk¹ metafor¹ ¿ycia w przyrodzie i z przyrod¹. Mo¿emy tu pozwoliæ sobie na przyto-
12 Ibidem.
13 Ibidem, s. 30.
14 Ibidem, s. 33.
czenie po jednym przyk³adzie takiej poetyckiej wizji, samo zagadnienie za wyma- ga wiêkszej rozprawy. Sporód dziesi¹tków wierszy wybieramy po jednym krót- kim obrazie. Antonycz tak maluje zimê:
Kðàâö³ ëèñèöÿì õóòðà øèþòü â³òðè íà áóðþ ãð³çíî òðóáëÿòü.
Î Áîæå, ñòåðåæè â çàâ³þ
³ ëþäñüê³, ³ çâ³ðÿ÷³ êóáëà.
Ó ñòî ìëèíàõ çèìà ïøåíèöþ íà ñí³ã ñð³áëÿñòî-ñèí³é ìåëå.
Íàçóñòð³÷ áóð³ í³÷ ³ñêðèòüñÿ ïðèâàáëþþ÷è íåáîì ñåëà. (s. 220) A Harasymowicz tak widzi padziernik:
Pod lasem stoj¹ czerwonoskóre pu³ki jesiennych ptaków We mgle jedzie wóz bez konia Bo na pewno koñ siedzi w wozie wypoczywa w ko¿uchu Za wóz
samo mu ci¹gnie wiekowe
przyzwyczajenie15.
W poetyckim pejza¿u beskidzkich dolin i lasów zacieraj¹ siê realne kontury, a my ulegamy temu czarowi.
15 J. Harasymowicz, Ca³a góra , s. 83.
Ðåçþìå
Êàðïàòû â òâîð÷åñòâå Á. È. Àíòîíû÷à è Å. Ãàðàñûìîâè÷à
Òåêñò ÿâëÿåòñÿ ïîïûòêîé ñðàâíèòåëüíîãî àíàëèçà õóäîæåñòâåííîãî ïðåäñòàâëåíèÿ ãîð â ïîýçèè äâóõ çíàìåíèòûõ àâòîðîâ. Ðåàëèçîâàëàñü îíà íàìè íà îñíîâå ñîïîñòàâëåíèÿ íåñêîëüêèõ ñóùåñòâåííûõ ïðîáëåì çàòðàãèâàåìûõ ýòèìè ïîýòàìè. Íèìè ÿâëÿþòñÿ ì. äð.
òàêèå âîïðîñû êàê ïðåáûâàíèå íà îïðåäåëåííîì ìåñòå è ñîçèäàíèå êðàñîòû â åå äóøåâíîé è ìàòåðèàëüíîé ôîðìå, à òàêæå ïðîÿâëåíèå ýòîãî ìåñòà è åãî æèòåëåé â èñòîðè÷åñêîì ïîðÿäêå.
Ñðàâíèòåëüíûé àíàëèç ìíîãèõ ñòèõîòâîðåíèé è òàêîé ïîýòè÷åñêîé ôîðìû êàê ïîýìà ó ýòèõ àâòîðîâ, äîêàçûâàåò ÿâíûå ñõîäñòâà â ôîðìàõ õóäîæåñòâåííîãî âûðàæåíèÿ, ñðåäè êîòîðûõ îäíîé èç ñàìûõ îðèãèíàëüíûõ ñîñòàâíûõ îáðàçíîãî ìûøëåíèÿ ÿâëÿåòñÿ íåîáûêíîâåííàÿ ëåãêîñòü ìåòàôîðèçàöèè èçîáðàæàåìîãî ìèðà.
Summary
The Carpathians in the works of B. I. Antonych and J. Harasymovich
The paper is an attempt to compare the artistic vision of the Carpathian Mountains in the poetry of the two outstanding authors. It has been made with reliance on the analysis of several significant aspects that might be noticed in both cases. They encompass such questions as, for instance, remaining in a given place and creating beauty in its spiritual/material dimensions as well as the historical existing of this area together with its inhabitants. The comparative fathoming of numerous poems and other poetic forms indicates decisive similarities between the two authors ways of artistic expression whose essential and one of the most original components is an exceptional capability of metaphorising presented world.